– Proszę…
W wypełnionym ludźmi pokoju panował półmrok i nabożna cisza, przerywana jedynie przez jęki i zawodzenia leżącej na łożu śmierci staruszki. Mdlący smród, gnijącego ciała, unosił się w powietrzu, utrudniając oddychanie i powodując mdłości. Nawet morza egzotycznych kwiatów, które otulały kobietę, nie były w stanie stłumić odoru.
Siedząca w kącie kapłanka Śmierci, z wyuczoną przez lata obojętnością, oglądała rozgrywające się przed nią przedstawienie. Korowód, dalszych i bliższych krewnych, ciągnął się od posłania umierającej do drzwi i dalej, aż na niknący w mroku koniec korytarza. Twarze, wykrzywione imitacją bólu; dłonie, przekazujące z rąk do rąk fiolkę z eliksirem mentolowym; i oczy, na siłę roniące łzy.
Otulona czernią sukni i odgrodzona od realnego świata ciężką tarczą woalki, czuła się bezpieczna i zmęczona. Zaciśnięta na rękojeści sztyletu dłoń, uniosła się lekko, by zaraz opaść na kolana. Bez zgody rodziny, nie mogła skrócić mąk, rozkładającej się żywcem staruszki.
– Nie babciu! – zakrzyknął odziany odświętnie młodzieniec. – Pamiętaj! Cierpienie uszlachetnia.
Wargi kapłanki, skryte przed wzrokiem postronnych, wygięły się w krzywym uśmiechu. Chłopak zapomniał wspomnieć, że wyłącznie czyjeś.
– Proszę…
Palce znów zadrżały, obcasy butów zgrzytnęły o drewnianą podłogę i już miała wstać.
– Nie!
Odetchnęła i na powrót znieruchomiała.
Przymknęła oczy i wróciła do swojego ciała, nie łudząc się już, że będzie potrzebna wcześniej niż za kilka dni.
– Mira, jak poszło?
Kapłanka Śmierci drgnęła, słysząc głos przeoryszy, i usiadła gwałtownie, uwalniając dłoń z uścisku klęczącej przy posłaniu dziewczyny.
– Będę potrzebna, dopiero gdy umrze naturalnie i się przeobrazi – powiedziała, padając na kolana obok pomocnicy.
– Jesteś pewna? – spytała przełożona, wysuwając, spomiędzy fałd obszernego habitu, upierścienioną dłoń do pocałunku.
– Śmierć wciąż milczy, więc nie mogę być pewna – odpowiedziała Mira, po czym dodała. – Myślę jednak, że będzie szukała zemsty.
– W takim razie masz dość czasu, by zająć się nowym strażnikiem.
Mira jedynie skinęła głową, dla siebie zostawiając pełną irytacji wiązankę. Stłumiła chęć protestu, niegodną statusu wyższej kapłanki, i ruszyła za starszą kobietą, pozwalając się prowadzić, jak ciele na postronku.
– Mira cię wprowadzi. – Głos przeoryszy zaskrzypiał tak samo, jak zardzewiałe zawiasy zamykających się za nią drzwi.
Dopiero znalazłszy się sam na samym z mężczyzną, zdecydowanie zbyt młodym, żeby być martwym, Mira pozwoliła sobie na odrobinę rozluźnienia. Przywołała na blade usta cień uśmiechu i ruszyła przez pokój w stronę krzesła, skrytego za ciężkim biurkiem.
– Jak masz na imię? – spytała, opadając na siedzisko.
– Assim.
– Wiesz, co będziesz robił?
– Chronił kapłanki?
– Nie. – Mira westchnęła. – Zwykłych strażników mamy wystarczającą ilość. Zajmiesz się poszukiwaniem nowych adeptek.
Assim nie wyglądał na zachwyconego i Mira mu się nie dziwiła.
– Czyli wrócę? – spytał, drżącym głosem.
– Tak i nie, dostaniesz nowe ciało – wyjaśniła, dla siebie zostawiając informację, skąd to ciało będzie pochodziło. – Teraz podam ci cechy, za którymi masz się rozglądać.
Mira przymknęła oczy i zmarszczyła czoło, próbując odnaleźć wyuczoną na pamięć formułkę, która jak na złość zniknęła pośród niespokojnych myśli. Świdrujące spojrzenie brązowych oczu ani trochę jej w tym nie pomagało.
– Zapytaj mnie – poprosiła. – Tak będzie szybciej.
– Czego mam szukać?
– Nie, nie – odpowiedziała, kręcąc głową i z trudem tłumiąc śmiech. – Jaka powinna być kapłanka.
– Jaka powinna być kapłanka? – Assim posłusznie powtórzył.
Mira rozparła się na krześle, uniosła zwiniętą w pięść dłoń i wyprostowała pierwszy palec.
– Obojętna – zaczęła wyliczankę. – I pozbawiona empatii. Ludzie boją się śmierci. Wiesz? A my kapłanki musimy, ten strach, ignorować.
Przez chwilę w pokoju słychać było jedynie skrobanie pióra i oddech, od który Assim nie zdążył się jeszcze odzwyczaić.
– A co jeśli nie będziecie? – Spytał, unosząc głowę znad pergaminu.
– Mogłoby dojść do łamania zasad, a Śmierć nie lubi, jak się łamie zasady.
Mira przewróciła oczami, widząc, że Assim wyczekuje rozwinięcia odpowiedzi.
– Dobrze, jakiś przykład. – Umilkła na chwilę, a po krótkim zastanowieniu, uśmiechnęła się szeroko i kontynuowała. – Zanim do ciebie przyszłam, spędziłam kilka godzin, na czekaniu, aż ktoś pozwoli mi dobić umierającą. Gdybym była empatyczna… Zabiłabym ją i każdego, kto spróbowałby mi w tym przeszkodzić.
– Co by się wtedy stało?
– Jak to co? Śmierć dobrałaby się do moich kapłańskich czterech liter i spoczęłabym w zbiorowej mogile za klasztorem. Na wieczność.
– Jaka jeszcze powinna być kapłanka?
– Nie może bać się śmierci. Ba, wręcz powinna jej wyczekiwać, jak zbawienia.
– Chciałaś umrzeć?
Mira uniosła brew, zastanawiając się, czy chłopak, wraz z życiem, stracił instynkt samozachowawczy.
– Nie rozmawiamy o mnie – syknęła przez zaciśnięte zęby. – Ale tak. Szukasz desperatek, którym życie się nie powiodło. Burdele, rynsztoki, splądrowane przez wojska wsie…
Mira zamierzała wymieniać dalej, ale przerwał jej chrobot klamki i huk drzwi uderzających o ścianę. W otworze stanęła zdyszana i chaotycznie gestykulująca dziewczyna. Jej dłonie, z sobie tylko znanych powodów, pędziły w różnych kierunkach i rysowały dziwne obrazy. Zrozumienie, że nowicjuszka chce, by poszła za nią, zajęło Mirze długą chwilę.
– Mira jesteś potrzebna, zaraz przyprowadzą kolejnego Przemieńca – wysapała, gdy udało jej się odzyskać głos.
Wyższa kapłanka wstała gwałtownie i prawie biegiem wypadła na korytarz.
– Nie mieliśmy żadnego zgłoszenia, poza moją staruszką! – Mira zerknęła przez ramię, by sprawdzić, czy młodsza koleżanka idzie za nią. – Skąd ten się wziął?
– To dzieciak, podobno wypadek, atak potwora, czy coś, nikt się nie spodziewał.
– Dlaczego oni nigdy ich nie dobijają?
– Taka tradycja.
Mira prawie się udusiła, próbując przełknąć przekleństwo.
Zanim dotarły do kaplicy, która znajdowała się po przeciwnej stronie kompleksu, pozostałe kapłanki zdążyły się w niej zebrać i wszystko przygotować. Na kamiennym ołtarzu spoczywały skórzane, nabijane srebrem pasy i sztylet ofiarny z czarnym ostrzem.
Terkot kół na kamiennym dziedzińcu, zwierzęcy skowyt, stłumione przekleństwa i jęki bólu, zwiastowały przybycie Przemieńca. Kapłanki zerkały po sobie nerwowo, bezskutecznie próbując udawać obojętność. To, co chwilę później pojawiło się w drzwiach, zaskoczyło nawet te, które były pewne, że już wszystko widziały.
Przemieniec za życia był dziewczynką, wskazywały na to długie, pozlepiane zakrzepłą krwią włosy i wątła budowa ciała. Teraz, wzmocniona piekielnymi siłami, stawiała opór czwórce rosłych strażników, którzy próbowali dowlec ją do ołtarza. Wyginała się i wiła, próbując odzyskać wolność lub chociaż trafić, któregoś z nich, zakrzywionymi pazurami. Z tego, co kiedyś było twarzą, wydostawało się nieprzerwane zawodzenia, sprawiające fizyczny ból wszystkim znajdującym się w pobliżu.
Mira szybko przestała się dziwić temu, że dziewczynka nie została zakneblowana. Najzwyczajniej nie było w co wcisnąć zwitka szmat. Twarz Przemieńca była jedną wielką raną, jakby szpon bestii trafił dokładnie w ciemię i odciął wszystko, co znajdowało się poniżej. Wyższa kapłanka wolała nie wiedzieć, jak długo dziecko musiało cierpieć, zanim się przeobraziło.
Chwyciła rękojeść sztyletu i czekała, przyglądając się ludziom, próbującym ułożyć potwora na kamiennym stole. W końcu, gdy pasy spętały wierzgające kończyny, a swąd spalenizny uleciał ku sklepieniu świątyni, stanęła nad dygoczącą ze strachu istotą. Uniosła dłonie, czubkiem ostrza celując w serce, i znieruchomiała na chwilę.
Zawsze spoglądała im w oczy, próbując odnaleźć resztkę człowieczeństwa. Teraz błądziła wzrokiem, szukając miejsca, na którym mogłaby się zatrzymać. Odsuwała w czasie to, co było nieuchronne, modląc się w duchu o łaskę uzdrowienia, która nie nadchodziła.
Prawie wszystko, co powiedziała Assimowi, było kłamstwem. Jedynie to, że była zdesperowana i pragnęła śmierci, się zgadzało. Nie była obojętna ani pozbawiona empatii, a jedynie dobrze to ukrywała. Do zweryfikowania pozostawało tylko, czy za złamanie zasad naprawdę jest przewidziana kara.
– Raz, dwa, trzy – szepnęła, nie próbując kryć, spływających po twarzy łez. – Sprawdźmy, czy Śmierć patrzy.