Miś wie, że 100 słów to za mało, żeby jego dzieło zostało zakwalifikowane do konkursu, ale jako razowy graphoman uważa, że jego dzieło zasługuje co najmniej ma podium.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Sposób, by na chochlika wpłynąć za sprawą chochelki,
Wydaje mi się niezły, choć efekt będzie niewielki.
Chochelka, w garnkach wiosłując, porcje zupy nabiera,
W tym czasie chochlik szaleje, energia go rozpiera.
I nie pomoże chochelka, do garnków przywiązana,
Gdy chochlik zaczyna psoty, najczęściej już od rana.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Misiu, wielce ucieszny
ten wierszyk, a i pocieszny,
lecz gdzie tu grafomania?
Toż to dobra jest mania!
http://altronapoleone.home.blog
Ryś mi na ucho nadepnął, więc nie potrafię rymować, dlatego napiszę komentarz prozą co kolwiek poetycką.
Poemat ten zacny oraz wielowersowy zasługuje na zaszczytne miejsce w konkursie grafomanii, gdyż ponieważ wznosi twórczość portalową na nowe lądy i gatunki.
Chochlik wydaje się dla sfrustrowanego autora nieustającym przeciwnikiem, infekującym teksty błędami niczym Sauron złem krainę Śródziemia. Natomiast chochelka, bynajmniej mała wzrostem, pozostaje wielka swoją misją, by życie autorów uczynić nie co mniej frustrującym.
Od dziś dżiny z lampami idą precz, rządzą chochliki w słoikach (otwieranie weków z piwnicy przed zakończeniem pisania opowiadania tylko na własną odpowiedzialność).
Dziewczyny, macie WIELKIE SERCA. Miś się cieszy i dziękuje, że włączyłyście się do zabawy. Jak pokonać chochlika? To sprawa tak poważna, że tylko na wesoło o tym można…
Będzie baja, bo wierszować się lękam. ;-)
Żył, był sobie gdzieś i kiedyś Kot, co miano Huncwota zyskał. Jak to zrobił, posłuchajcie…
W pewnym mieście kot bezdomny, czasem zgoła z głodu nieprzytomny, bo był mały i raczej nieśmiały, więc do cycka dopchać się mógł mamy. Te większe, silniejsze zawsze były pierwsze: do ciumkania, zabawy, odganiania – też.
Wtedy przyrzekł sobie – podrapany i za mało wylizany, że przeżyje i na wielkość się wybije, żeby nie wiem co. Poznajemy bohatera, kiedy ścieżką mroku kroczy, z drobnych rzeczy się raduje i chochliki konsumując, wyjścia z matni poszukuje.
Świat na stole drży przeciągle, nadyma się obrus biały. Impreza się zaczyna. Miejsca wszystkie już zajęte, wężami kelnerów obsługiwane. Szczęk widelców, łyżek, noży: większych, mniejszych, wyszczerbionych, a za szybą małe kocie oblizuje się.
Uczta trwała wieki wieków. I w końcu wszystkie dzieci zostały nakarmione. Brzuchy wzdęte, gazów moc, czkawka, gdy przyszła noc. Ciemność. Głucho. Zabite dechami. Kocię zwinięte w kłębek na parapecie powróciło do chwil, gdy od nikogo niczego nic nie potrzebowało.
I wtedy, ku oknu, swoje oblicze zwróciła Matka Litościwa. Uniosła rękę. Na jej skinienie otworzyły się drzwi i okna, a srebrna łyżeczka do lodów pacnęła w różowy pączek nosa.
Kocię wzdrygnęło się. Wchodziły desery. Wszyscy leżeli pod stołem. Mógł wybrać miejsce. Cofnął się.
– Co wolę? Ciasta czy lody? Łyżeczka czy widelczyk?
Czy to sen-nie sen? Był w środku. Matka spojrzała:
– Naprawdę nic nie chcesz –zadudniła.
– Agrestowa galaretka – powiedział, zaciskając obie dłonie, jedną na widelczyku, drugą na łyżeczce. – Nie każ mi, Matko, dokonywać wyborów.
– Musisz.
Spałaszował czarno-białe lody łyżeczką, a widelczyk przytroczył do pasa.
– Nie jesteś posłuszny?!
– Nie potrafię.
– Wpadnij na podwieczorek za tydzień. Z widelczykiem. Będzie szarlotka na ciepło z bitą śmietaną.
– Moja ulubiona?
– A jak myślisz?
Kocię obudziło się na zimnym parapecie zaspokojone wspomnieniami. Sypał śnieg. Czy się najadło? Brzuch był pełny, a u pasa miał łyżeczkę i widelczyk. Srebrne, z monogramem – "Dla ciebie". Czy ciebie znaczy ja?
Wiedziało jedno – syte nie będzie, acz z asekuracją, bo chochliki będą tańcowały w zimno i gorąc, tu czy tam.
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Misiu, twe rymy wzniosłe, jaskółką do mnie pędziły
i choć alembik zimy, ich rym był uchu memu miły
Albowiem każdy alchemik, co księżycowi kompanem
Wie, co to chochlików psoty, i przecinki znikające ranem
Gdy muza szepcze do ucha, klawisz rytm łapie miły,
gdy płynie nurt opowieści, chochlików psotnych siły
sprawiają, że znika przecinek, literówka wskakuje
i dzieło, co miało pieścić, to czytelników znów irytuje
Czy chochelka pomoże? Myślę żeby spróbować
jeśli to mi pomoże przepięknie będę dziękować
Smokini. Dzięki za bajkę. Kocię na chochliki – może to jest to.
Nie wiem, Koalo. ;-) To droga bez początku i końca. Niezamknięta opowieść, wyrwana z kontekstu na podobieństwo fragmentu. Niemniej ja wierzę w moc opowieści, a chochliki zacznę traktować przyjaźnie, niech se będą. I one chcą żyć. :-) Stawiam im zapory, aby nie rozpleniły się jak chwasty, Cyli nie zdominowały. xd
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Smokini, słoik na końcu to rezultat czytanego dość dawno, ale zapamiętanego opowiadania Irki_Luz “Chochlik w słoiku”. Może tak z nimi należy. Chociaż mam jeszcze inny pomysł. Wkrótce go przedstawię. Pozdrowienia.
Kolala cześć………. hehehehe……………. wierszyk jest super-chruper……….. hehehehe………….. rymowanie jest trudne…………… a rymy czasem złudne………… ale TOBie się wszystko udało………. i wyszło wspaniało…………… ja też jestem pisażem…………….. hehehehe……….. wpadnij do mnie jak coś napiszę…………. hehehe…………….. chochelka bo od chochlika…………. hihihi………… udana z nich parka………… hehehe………. pozdro600
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
Krokusie, wielką frajdę misiowi zrobiłeś zauważając, że udana parka z chochelki z chochlikiem. Pzdr.
Sympatyczne. Spodobało mi się połączenie chochlika z chochelką. Ciekawe, co jeszcze się z tego urodzi. Chochoł?
Zgadzam się, że za dobre na grafomanię. I błędów mało.
Babska logika rządzi!
Finklo, może nie chochoł, bo za wielki, ale nie duży chochelik. Ciekawe czyje cechy by przeważyły.
Twoja opinia to miód na serce misia.
Na dole fiołki, na górze róże Chochlik wpakował się w kałużę. Juupi, co za niecodzienny pomysł. Mam nadzieję, że organizator doceni rymu i przymknie ślepię na niedobór znaków.
Ośmiornico, razowego graphomisia cieszy sama możliwość publikowania dzieł. Miło, że zajrzałaś.
Podobało mi się bardzo i czytało fajnie i miło [to rym biały jakby co]
Fajne, i wierszem. Chochelka rewelacyjna.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
bjkpsrzu, miś się cieszy, że się podobało i czytanie nie bolało.
Irko, miś już się przyznał Asylum, że ten słoik na końcu, to wynik Twojego “Chochlika w słoiku”, a chochelka na opanowanie tekstowego chochlika jest w sam raz (chyba).
Lekkie, z humorem, niektóre rymy ładne, technicznie trójzestrojowiec chyba bez poważnych potknięć, spokojnie widziałbym to w jakimś czasopiśmie dziecięcym albo książce z rymowankami.
Popatrzcie Państwo, moc wyobrażeń
dziś rośnie i zda się wielką,
bo oto mają ślub wziąć na farze
pan Chochlik z panią Chochelką.
Oto widzimy księdza Czajnika
(a ministranci – Talerze):
mówi gwiżdżąco, głos wskroś przenika,
aż własnym uszom nie wierzę!
Któżby się tego spodziewał, któżby
wymyślił (zaraz ogłuchnę!),
by sobie wybrać Skrzata do drużby,
wziąć Salaterkę za druhnę?
Nawała gości, że choć się ugnij,
kto tylko wyległ z chałupy,
a w pierwszej ławie w góralskiej sukni
wspaniała Waza do Zupy.
I Bazyliszek zjechał z Warszawy
(daleki kuzyn Chochlika),
lecz skrył się między kolumny nawy
i wszystkich wzrokiem unika.
Ksiądz Czajnik gwizdnął po raz ostatni,
kończy kazanie ze swadą,
są państwo młodzi, całus wydatny,
wszyscy się zgodnie rozjadą.
Już Zlewozmywak kościół zamiata…
morał znajdziemy tu gładki:
z taką historią nie z tego świata
dobrze się karmi niejadki!
Taki komentarz – frajda dla misia.
Dobrze się zaczął poranek dzisiaj.
Frajda niemała,
Ślimaku – chwała!
Więcej byś pisał!
Na tym portalu
wierszy jest mało.
Widać jest trudno
w reguły wierszy
wpleść fantastykę
i mieć wyniki.
Uzyskać pióro opowiadaniem
pewnie jest łatwiej,
gdy przed wieczorem albo śniadaniem
pod klawiaturą popłyną słowa
bez rymowania i będzie groza.
Fajne :)
Known some call is air am
Outto, jak słusznie ktoś zauważył, taki komentarz ma wielką wagę nadaną przez Anet. Dzięki.
Miśku, dozwolone dwa teksty od każdego autora, więc to podium jest jeszcze możliwe. Myślę, że takim rymowanym nie-drabblem w wersji >5k znaków byś pozamiatał :)
Drabble uroczy, chyba nawet zbyt uroczy na grafomanię.
Miś jest za mały na tekst z więcej niż dwieście słowami. Może kiedyś dorośnie i będzie chodził w szortach.
Fajne, Misiu. :) (na połowicznej licencji Anet, czyli w sumie An, albo Et)
Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.
Barbarianie, dajesz drugie życie temu drabblowi wyciągając go z głębin Poczekalni.
Komentarz Anetowy (nawet na połowicznej licencji) to jak świeży listek eukaliptusa.
Mówią, że barbarzyńca, a jednak stara się wspierać kulturę. <3
Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.
Powiedzieć, że mi się podobało, to nic nie powiedzieć. Bardzo sympatyczne, radosne i można tym straszyć męża :D Super!
Aż muszę sprawdzić, czy u mnie się nie zagnieździł ten podstępny chochlik.
MGZ, jak to jest? “Szanuj męża swego, mogłaś mieć gorszego” i “Lepszy wróbel w garści…”
Czarny śniegu, chyba chochelka czasem go wypuszcza, bo u każdego chochlik zaznacza, że żyje.
Hejka, Misiu!
No grafomański wiersz… właściwie nie do końca. Bo czytało się dobrze, więc chyba nie jest tak źle, żeby mogło być dobrze. XD Podobało mi się, bo był pomysł przemyślany od początku do końca. :) Chyba muszę sprawić sobie chochelkę, żeby ukróciła tego chochlika, co te babole do tekstu wtyka. :D
Pozdrowionka,
Bananke
Ananke, czyżby Ci brakowało nowych tekstów do czytania, że buszujesz w starych? U mnie kolejka rośnie szybciej, niż jestem w stanie ją zmniejszać. :) Miło, że wyciągnęłaś moją rymowankę z otchłani. :)
P.S. Chochelka zawsze się przyda w domu. :)
Misiu, po prostu wiem, że nie przeczytam wszystkiego, więc skupiam się na różnych tekstach i jak się wkręciłam w ten konkurs – odkręcić się nie mogłam. No i humor miałam gorszy, więc każdy tekst podnosił mi poziom radości. :D
A tak poza tym – Ambush to wszystko wywołała jednym komentarzem. :D
Ananke, to miło, że te teksty poprawiały Ci humor. Tak mało w realu do tego powodów. :)
Tak mało w realu do tego powodów. :)
Oj, tam, jak się ma dziecko i męża to dużo jest powodów do uśmiechu. XD
Ale człowiek też człowiek i czasami siedzi złakniony rozrywki, a teksty mają w sobie tę magię. :)
Na NF mają tę magię nawet postapo i horrory. :)
Horrory wywołujące uśmiech chyba przestają być horrorami? Czy są wyjątki? :)
Za piękny ten wierszyk na grafomanię, oj za piękny. A jakie komentarze cudne, o la boga!
Misiu jak zwykle miło było gościć pod Twym tekstem – ale przyznać muszę, że tutaj nie tylko lektura samego utworu, ale też – utworków pod spodem – to literacka uczta.
Przygnał mnie ty komentarz tego od księdza Czajnika – jego wiń Misiu, że moja brudne nogi, przekroczyły Twoje zacne progi (choć wycierałem, wytrzeć rady nie dałem :) )
entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, indioto Ty, nadal chyba nie rozumiesz
A ja się tu nie wpisałam? Dziwne… Wierszyk przemiły i misiowy i nie grafomański
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Zdecydowanie niegrafomański i bardzo misiowy (a przemiły już jest w samej definicji misiowości).
entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, indioto Ty, nadal chyba nie rozumiesz
Tarnino & Jimie, nie spodziewałem się, że wierszyk ten zostanie wyciągnięty z Otchłani, tym bardziej mi miło. Dzięki za dobre słowa. :)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Tarnino, ubyło mi lat…
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Jeśli by zmądrzał, miałby podwójną przyjemność. ;)
Ale nie ma tak dobrze… :)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
A może się żaden nie przyznał? ;)
Ej! Od czytania książek można zmądrzeć, a jest to bardzo przyjemne.
Babska logika rządzi!
A, znalazła kontrprzykład :)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
No, nie wmówisz mi, że Ty tych wszystkich Platonów i Kantów poznałaś osobiście. ;-)
Babska logika rządzi!
Wystarczy złapać stopa wehikułem czasu :D
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
A jak dobrze znasz starogrecki i niemiecki? ;-)
I który z nich gadałby na poważnie z babą?
Babska logika rządzi!
Kant podobno wcale nie był takim wapniakiem, za jakiego się go uważa :D
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Hmmm. Trudno powiedzieć, że był bywały w świecie. ;-)
Babska logika rządzi!
Tarnino, ma rację Finkla, że od czytania książek się mądrzeje i czytanie może być przyjemnością. Od siebie dorzucę, że bycie użyszkodnikiem na NF było dla mnie, jak dotąd, przyjemnością i myślę, że zmądrzałem. W każdym razie wiele się nauczyłem. :)
Czyli muszę zmienić sygnaturę :) Na przykład na taką:
Od przyjemności Koala zmądrzał.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Ale dodaj: trochę
A jak Wam się teraz podoba? XD
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Pomijasz sole, ale i tak dużo lepsze. ;-)
Babska logika rządzi!
A jak zrobisz sól bez zasady? :D
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Z chloru i sodu. ;-p
Dobra, nie jestem chemikiem, ale wydaje mi się, że jeśli prawidłowo dobrać proporcje, to zasada przereaguje z kwasem, a w naczynku zostanie tylko sól i woda. I nie pytaj, ile w tym będzie jonów i jakich.
A czy Twoja sygnaturka jest dynamiczna (robienie związków) czy statyczna (stan)?
Babska logika rządzi!
W zasadzie tak, chociaż żadna reakcja nie ma stuprocentowej wydajności. Właśnie o to chodzi, że jony wodorowe z kwasu łączą się z wodorotlenowymi z zasady w niezdysocjowaną wodę. A reszta jonów zostaje – i mamy roztwór soli.