- Opowiadanie: vrchamps - Brokat

Brokat

No to le­ci­my. Za­ło­ga sku­tecz­nie roz­wią­zy­wa­ła pro­ble­my pod­czas po­dró­ży: pierw­szy pilot Ali­cel­la – dzię­ku­ję za gład­kie do­ko­wa­nie:), fizyk teo­re­tyk Radek – dzię­ku­je za wy­snu­tą hi­po­te­zę:) i me­cha­nik Bar­ba­rian – dzię­ku­je za opro­wa­dze­nie po ma­szy­now­ni.

Za­pra­szam was dro­dzy czy­tel­ni­cy, na cmen­tar­ną or­bi­tę jed­nej z naj­bar­dziej ta­jem­ni­czych pla­net ukła­du sło­necz­ne­go.

O mija rok od re­je­stra­cji na por­ta­lu i wpada Bro­kat

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Brokat

 

Jakiś czas temu obie­ca­li­śmy sobie, że jak już doj­dzie do tej roz­mo­wy, to nie bę­dzie­my jej sztucz­nie prze­dłu­żać. Po­że­gna­my się nor­mal­nie, jakby miały być na­stęp­ne.

 

– Prze­pra­szam, że tak wy­szło. – Była zmę­czo­na długą walką o zdro­wie, jej blada twarz przy­po­mi­na­ła mar­mu­ro­wy po­mnik.

Lu­dzie cho­rzy na raka tak mają, prze­pra­sza­ją za cho­ro­bę, jakby sami cho­dzi­li z dzwo­necz­kiem w rę­kach i bu­dzi­li ko­mór­ki ra­ko­we do więk­szej ak­tyw­no­ści.

– To ja prze­pra­szam, po­wi­nie­nem być przy tobie.

– Roz­ma­wia­li­śmy już o tym, pa­mię­tasz? Lecąc tam, w pew­nym sen­sie mnie też ze sobą za­bie­rasz. – Jej uśmiech roz­ja­śnił ekran mo­ni­to­ra. – Opi­szesz mi wszyst­ko, kiedy już bę­dziesz na miej­scu.

Prze­cze­sa­ła pal­ca­mi rzed­ną­ce po che­mio­te­ra­pii włosy. Zła­pa­ła się na tym i na­tych­miast opu­ści­ła rękę.

– To nasza ostat­nia roz­mo­wa, Liam.

– Wiem, ko­cha­nie. – Spią­łem mię­śnie twa­rzy, ro­biąc kiep­ski pod­kład pod sztucz­ny uśmiech. – Ter­min ope­ra­cji ten sam? Roz­ma­wia­łaś już z le­ka­rzem o tym, jak to ma wy­glą­dać?

– Tak. Piąt­ko­wy ter­min nie uległ zmia­nie. Wy­cię­cie płata dol­ne­go i środ­ko­we­go płuca. Dwa­dzie­ścia czte­ry go­dzi­ny po ope­ra­cji mają być de­cy­du­ją­ce. – Ktoś prze­szedł za jej ple­ca­mi.

– Ja już będę wtedy spał – po­wie­dzia­łem, zer­ka­jąc przez okno na od­da­la­ją­cą się Zie­mię i po­smut­nia­łem jesz­cze bar­dziej.

– Wy­pocz­niesz… – Trwa­ła w wąt­pli­wym uśmie­chu. – Wszyst­ko bę­dzie do­brze… Ko­cham cię, muszę le­cieć, mam ostat­nie ba­da­nia, pie­lę­gniar­ka mnie po­pę­dza. Do zo­ba­cze­nia.

– I ja cie­bie ko­cham, Arr, do zo­ba­cze­nia na Ura­nie – za­koń­czy­łem, a ekran rzę­dem zie­lo­nych liter wy­świe­tlił czas roz­mo­wy i krót­ką no­tat­ką po­wia­do­mił, że ca­łość zo­sta­ła za­pi­sa­na w re­je­strze po­kła­do­wym.

Po­cząt­ko­wo mie­li­śmy le­cieć oboje. Kiedy oka­za­ło się, że ma raka, in­sty­tut ko­smicz­ny, od­su­nął Arię od pro­gra­mu badań nad zo­rza­mi po­lar­ny­mi na po­wierzch­ni Urana. Po kilku dniach do­sta­ła wy­po­wie­dze­nie na pi­śmie i wtedy stało się jasne – przy­naj­mniej dla mnie – że ja też nie lecę. Chcia­łem być z nią. Na­mó­wi­ła mnie, żebym nie re­zy­gno­wał. Wiele rze­czy obie­cu­je się umie­ra­ją­ce­mu czło­wie­ko­wi i tak też było tym razem.

 

***

 

Ode­pchną­łem się od uchwy­tu i prze­fru­ną­łem cy­lin­drycz­nym ko­ry­ta­rzem do głów­nej kon­so­li. W trak­cie po­dró­żo­wa­nia mię­dzy jed­nym po­miesz­cze­niem a dru­gim, trze­ba było uwa­żać. Na ścia­nach nie było wol­ne­go miej­sca, gdzie nie wy­sta­wa­ło­by ja­kieś urzą­dze­nie: mo­ni­to­ry, lap­to­py, czuj­ni­ki, kable, rury, a nawet elek­tro­nicz­ne pia­ni­no. Każdy skra­wek wol­ne­go miej­sca wy­ko­rzy­sta­ny do mak­si­mum.

Kiedy do­tar­łem, przy­cze­pi­łem się do pasa sta­bi­li­zu­ją­ce­go, po­ło­ży­łem ręce na kla­wia­tu­rze i od­pa­li­łem ana­li­zy.

Ostat­nie do­stra­ja­nie „Sar­ko­fa­gów”. In­for­ma­cje o zdro­wiu każ­de­go z człon­ków za­ło­gi, a w tym o moim wła­snym, prze­sła­łem do sta­bi­li­za­to­rów funk­cji ży­cio­wych. Pasek ła­do­wa­nia wska­zy­wał pół­to­rej go­dzi­ny do ukoń­cze­nia pro­ce­su prze­ka­zy­wa­nia da­nych.

Prze­sko­czy­łem na za­kład­ki szcze­gó­ło­we. Naj­le­piej wy­pa­dał Ethan Mil­ler – psy­cho­log. Tylko jeden z dwu­dzie­stu ośmiu wy­kre­sów im­mu­no­lo­gicz­nych nie po­kry­wał się ze wzo­rem. Potem bio­loż­ka, Sonia Brown, trzy wy­kre­sy i na końcu ja – fizyk teo­re­tyk, czte­ry.

Mie­szar­ka Ana­mik Tis syk­nę­ła po­wie­trzem, wy­rów­nu­jąc ci­śnie­nie w zbior­nicz­kach za­wie­ra­ją­cych tok­sy­ny w od­po­wied­nich daw­kach i związ­ki che­micz­ne nie­zbęd­ne, by utrzy­mać nas w hi­ber­na­cji. Tis za­pew­nia­ła od­po­wied­nią mie­szan­kę każ­de­mu sar­ko­fa­go­wi – przy­po­rząd­ko­wa­ne­mu do danej osoby. Wy­star­czy­ło nie po­my­lić miejsc.

– Jak idzie? – za­ga­dał Ethan, który nad­le­ciał od stro­ny la­bo­ra­to­rium.

– Prze­pusz­czam in­for­ma­cję do Tis. – Wska­za­łem pal­cem na ekran. – Zdą­ży­my.

– Nie wąt­pię przy­ja­cie­lu. Wiesz, że Webb znowu się ze­psuł? – Usły­sza­łem nagły wy­buch śmie­chu i sam par­sk­ną­łem.

Zna­łem się z Etha­nem. Dwa lata temu od­by­wa­li­śmy wspól­ną misje na­praw­czą. Wła­śnie na Webba, gdzie wy­mie­ni­li­śmy lu­stro wtór­ne, bez któ­re­go dal­sze ob­ser­wa­cje prze­kra­cza­nych ko­lej­no gra­nic wszech­świa­ta by­ły­by nie­moż­li­we.

– Co tym razem się po­psu­ło? – za­py­ta­łem szcze­rze za­in­te­re­so­wa­ny.

– Do­kład­nie to nie wiem, ale mó­wi­łem ci, żebyś moc­niej do­krę­cił tę śrub­kę – za­żar­to­wał i spoj­rzał przez ramię.

– Co tu tak we­so­ło? – Sonia nad­la­ty­wa­ła po­wo­li, miała pod­kur­czo­ne nogi i upi­na­ła blond włosy, które wy­glą­da­ły jak roz­huś­ta­ne macki ośmior­ni­cy. Czyn­ność ta w sta­nie nie­waż­ko­ści wy­ma­ga­ła dużo pre­cy­zji.

– Wszyst­ko gra. Ethan wła­śnie pró­bu­je być za­baw­ny – stwier­dzi­łem.

– O sie­dem­na­stej czasu środ­ko­wo eu­ro­pej­skie­go mu­si­my być go­to­wi Liam. – Zer­k­nę­ła na ekran, by spraw­dzić stan po­stę­pu. – A jak po roz­mo­wie z żoną?

Wła­ści­wie to mia­łem za­wsze kilka od­po­wie­dzi na takie py­ta­nia: wszyst­ko do­brze, jest silna, zdaje sobie spra­wę z nie­bez­pie­czeń­stwa, ale wie­rzy, że się uda, po­szło spraw­nie.

Tym razem nie od­po­wie­dzia­łem. Po­ka­za­łem kciu­ka w górę i od­wró­ci­łem się do kon­so­li.

– Za go­dzi­nę sar­ko­fa­gi będą go­to­we. – Spoj­rza­łem na ko­le­gę py­ta­ją­co, a ten mru­gnął i kiw­nął głową.

Sonia od­la­ty­wa­ła.

– Wi­dzi­my się o sie­dem­na­stej – po­wie­dział Ethan, a ja po­twier­dzi­łem ski­nie­niem.

 

***

 

Sar­ko­fag uniósł prze­zro­czy­stą po­kry­wę. Wle­cia­łem do środ­ka i chwi­lę za­ję­ło mi uło­że­nie się we wła­ści­wym miej­scu. Pian­ka, na któ­rej le­ża­łem, we­ssa­ła mnie, two­rząc w ten spo­sób odlew mo­je­go ciała. Ko­pu­ła za­mknę­ła się, a wnę­trze sar­ko­fa­gu wy­peł­nił nie­bie­ski dym. Kilka zim­nych wde­chów, uczu­cie bło­go­ści, sen.

Czu­łem, że je­stem dziec­kiem i w tłu­mie ludzi szu­kam sio­stry, któ­rej w rze­czy­wi­sto­ści nie mia­łem. W końcu od­na­la­złem ją, ku­ca­ła na tra­wie i po­pła­ki­wa­ła, kry­jąc twarz w dło­niach. Kiedy do­tkną­łem jej wło­sów, po­de­rwa­ła głowę i spoj­rza­ła na mnie. Miała twarz mojej żony. Uśmiech­nę­ła się i pod­nio­sła za­ci­śnię­tą w pięść dłoń. Na­stęp­nie otwo­rzy­ła ją i dmuch­nę­ła w moją stro­nę jej za­war­tość. Wszę­dzie po­ja­wił się bro­kat, a ja nie zdą­ży­łem za­mknąć oczu.

Liam… – Usły­sza­łem głos Arii.

 

***

 

– …Liam, Liam. Ko­niec spa­nia. Mamy cmen­tar­ną or­bi­tę Urana. – Głos wy­da­wał mi się jakby uwię­zio­ny w bu­tel­ce.

– Wię­cej ad­re­na­li­ny.

Po­czu­łem ukłu­cie.

Zła­pa­łem dwa więk­sze od­de­chy, roz­ło­ży­łem ręce, pró­bu­jąc się cze­goś uchwy­cić, choć­by no­ży­czek. Otwo­rzy­łem oczy, nie jak to robią na fil­mach, w zwol­nio­nym tem­pie i jesz­cze ten obraz wi­dzia­ny za mgłą – bzdu­ry. Zro­bi­łem to szyb­ko, wi­dzia­łem na tyle ostro, by nad sobą zo­ba­czyć przy­cze­pio­ne do ma­te­ria­ło­wej ścia­ny racje żyw­no­ścio­we w pla­sti­ko­wych po­jem­ni­kach i od razu zgłod­nia­łem.

Świa­do­mość wró­ci­ła rów­nie szyb­ko.

– Je­ste­śmy? Do­tar­li­śmy? – Za­py­ta­łem uno­szą­ce­go się obok Etha­na.

– Tak, mamy or­bi­tę, czas zna­leźć kost­kę.

– Co z moją żoną, jak ope­ra­cja?

Mil­czał, spu­ścił głowę.

– Ethan, do chuja, co z Arią?

– Wy­bu­dzi­łem się go­dzi­nę temu, po­łą­czy­li się ze mną z kom­plek­su star­to­we­go, chcie­li, bym to ja prze­ka­zał ci te in­for­ma­cje.

– To mów, do cho­le­ry ja­snej – po­na­gli­łem, ale mina przy­ja­cie­la wy­da­ła ta­jem­ni­cę, jesz­cze przed wy­po­wie­dzia­ny­mi sło­wa­mi.

– Umar­ła w nocy, dzie­więć go­dzin po ope­ra­cji – za­koń­czył.

– Po… po­trze­bu­ję chwi­li. – Wy­su­ną­łem się bez słowa z sar­ko­fa­gu i prze­do­sta­łem do mo­je­go kom­pu­te­ra. Od­pa­li­łem skrzyn­kę. Dwie wia­do­mo­ści sprzed ośmiu mie­się­cy.

Pierw­sza:

– Hej, ko­cha­nie, zaraz się za­cznie. Po­zwo­li­li mi na­grać tę wia­do­mość. Ty pew­nie smacz­nie śpisz teraz i śnisz o mnie. Może, gdy pod­da­dzą mnie nar­ko­zie, spo­tka­my się. Rand­ka w ma­rze­niach sen­nych. To by było coś, nie są­dzisz? Ehh, uwa­żaj tam, po­zdrów Etha­na. Do zo­ba­cze­nia.

Druga:

– Wy­bu­dzi­li mnie z nar­ko­zy, chyba nie wszyst­ko jest ok, strasz­nie boli, ale le­karz mówi, że to nor­mal­ne. Nie mam siły, wy­bacz, że tak wy­glą­dam.

– Kurwa mać! – Ude­rzy­łem pię­ścią, w je­dy­ne wolne miej­sce na ścia­nie. Ob­ró­ci­ło mną, ale szyb­ko zła­pa­łem się ste­la­żu.

Wszyst­ko stra­ci­ło zna­cze­nie. Chcia­łem zro­bić swoje i wró­cić na Zie­mię, do na­sze­go miesz­ka­nia. Tylko tam mógł­bym po­czuć jej obec­ność: za­pach per­fum, zo­ba­czyć jej ubra­nia, szczot­kę do wło­sów, ręcz­nik. Nagle chcia­łem zna­leźć się przy tych wszyst­kich przed­mio­tach. Prze­trzeć nasze zdję­cia z kurzu, wy­obra­zić sobie, co mówi, wy­obra­zić sobie, jak prze­cho­dzi naga z ła­zien­ki do kuch­ni w bla­sku ośle­pia­ją­ce­go, po­ran­ne­go słoń­ca.

Za­my­śli­łem się.

– Liam? – Ethan le­ciał w moim kie­run­ku.

Spoj­rza­łem na niego i w jed­nej se­kun­dzie uzmy­sło­wi­łem sobie, gdzie je­stem. Nie mia­łem za­mia­ru po­zwo­lić mu na za­da­nie py­ta­nia o moje sa­mo­po­czu­cie i za­czą­łem pierw­szy:

– Mó­wi­łeś, że zna­leź­li­ście kost­kę?

– Tak, Sonia wy­chwy­ci­ła sy­gnał, ob­li­cza ko­rek­tę – od­po­wie­dział.

Przez znaj­du­ją­cą się nad nami prze­szklo­ną część ścia­ny za­glą­dał Uran, wiel­ki i ma­je­sta­tycz­ny. Jego mię­to­wa barwa roz­le­wa­ła się po ko­ry­ta­rzu, na­da­jąc taki sam kolor ele­men­tom wy­po­sa­że­nia.

– Mia­łem jej to opi­sać, ale ona nie żyje, Ethan…

 

***

 

– Jest tam, widać już ją gołym okiem – po­wie­dzia­ła Sonia, pa­trząc przez małe okien­ko.

Czar­na bryła o kształ­cie sze­ścia­nu zwięk­sza­ła się z każdą, po­wo­li upły­wa­ją­cą mi­nu­tą. Umiesz­czo­na na cmen­tar­nej or­bi­cie, by utrzy­mać się na niej bez zu­ży­cia ener­gii. Po go­dzi­nie można było do­strzec pierw­sze szcze­gó­ły jej struk­tu­ry: na­cię­cia, si­łow­ni­ki, kable. Była naszą sta­cją or­bi­tal­ną, na razie uśpio­ną, zło­żo­ną w kwa­dra­to­wą bryłę o wy­mia­rach pięt­na­ście na pięt­na­ście me­trów. My, a do­kład­nie nasz sta­tek, był ba­te­rią, no­śni­kiem życia i dawcą ener­gii dla sta­cji.

Za­do­ko­wa­li­śmy kilka go­dzin póź­niej, a ma­newr wy­ha­mo­wy­wa­nia prze­cią­gał cały pro­ces w nie­skoń­czo­ność.

– Liam, mo­żesz prze­ka­zać ener­gię.

Wpi­sa­łem od­po­wied­ni pro­to­kół do kom­pu­te­ra.

Po­czu­li­śmy szarp­nię­cie.

– Otwie­ra się! – krzyk­nął Ethan z ra­do­ścią, któ­rej ja nie po­dzie­la­łem. Nie po­tra­fi­łem.

W ste­row­ni za­miast okien mie­li­śmy ekra­ny, po­ka­zu­ją­ce obraz z kamer. Dzię­ki nim ob­ser­wo­wa­li­śmy to, co się dzie­je na ze­wnątrz.

Krok po kroku, pro­ces długi i żmud­ny. Pierw­sze mi­nu­ty to roz­sz­czel­nia­nie ścian kost­ki, roz­kła­da­nie pa­ne­li, wy­cią­ga­nie ra­mion. Potem pom­po­wa­nie na­mio­tów, do­star­cza­nie tlenu, wy­rów­ny­wa­nie ci­śnie­nia. Dłu­go­fa­lo­wy pro­ces, pod­czas któ­re­go wiele rze­czy mogło pójść nie tak.

Co pięć minut sys­tem ra­por­to­wał o po­stę­pie prac, a na­stęp­nie wy­sy­łał wszyst­kie dane na Zie­mię.

Kiedy sta­cja była już roz­wi­nię­ta, przy­po­mi­na­ła wy­glą­dem za­baw­kę hu­la-hop, ale z po­przy­kle­ja­ny­mi do niej bry­ła­mi o róż­nym kształ­cie. W środ­ku okrę­gu, zwią­za­ny polem ma­gne­tycz­nym, nasz sta­tek „Re­von­tu­let”, co z ję­zy­ka fiń­skie­go ozna­cza „Lisi ogie”. Po­zo­sta­ło tylko włą­czyć ruch ob­ro­to­wy i po­że­gnać się ze sta­nem nie­waż­ko­ści.

 

***

 

Pod­czas szko­le­nia na Ziemi za­zna­jo­mi­li­śmy się z roz­kła­dem po­miesz­czeń w mo­de­lu tej samej skali. Żaden kąt nie miał przed nami ta­jem­nic.

Pierw­sze czego wszy­scy za­pra­gnę­li­śmy, to sen w wa­run­kach ziem­skiej gra­wi­ta­cji. Tak też się stało. Naj­pierw od­pa­dła Sonia, potem Ethan. Mimo chęci i zmę­cze­nia, nie mo­głem za­snąć. Mój ko­mu­ni­ka­tor mil­czał, a ja wpa­try­wa­łem się w niego z na­dzie­ją, a może tylko wy­obra­ża­łem sobie, że zaraz zo­ba­czę w nim Arię.

Po­ru­szy­łem się nagle, gdy usły­sza­łem stu­ka­nie. Ryt­micz­ny dźwięk, trzy, czte­ry razy, prze­rwa i po­now­nie. Wy­sze­dłem ze swo­jej ka­bi­ny i po­sze­dłem po Etha­na – spał. Szturch­ną­łem go, ale tylko prze­krę­cił się na bok i przez za­śli­nio­ne zęby wy­ce­dził:

– Jutro… przyjdź jutro.

Do Soni nie chcia­łem wcho­dzić. Za­pu­ka­łem tylko, ale kiedy nie do­cze­ka­łem się od­ze­wu, po­sta­no­wi­łem spraw­dzić na wła­sną rękę, co się dzie­je. Sze­dłem po­wo­li po za­krzy­wio­nym w górę ko­ry­ta­rzu, a dźwięk na­ra­stał z każ­dym kro­kiem. Mi­ną­łem prze­szklo­ne la­bo­ra­to­rium, które uzna­łem za puste. Luk ba­ga­żo­wy też był opu­sto­sza­ły. Wró­ci­łem na ko­ry­tarz i uda­łem się dalej, aż do­tar­łem do portu po­kła­do­we­go, mie­li­śmy za­cze­pio­ną tu kap­su­łę ra­tow­ni­czą i dwa za­pa­so­we, wolne miej­sca na ko­lej­ne.

Od­pa­li­łem ekran tech­nicz­ny, jeden z dwóch wol­nych za­cze­pów był za­ję­ty. Na ekra­nie wid­niał pro­to­kół o przy­ję­ciu kap­su­ły ra­tow­ni­czej klasy M. Włą­czy­łem ma­po­wa­nie ter­mo­wi­zyj­ne. W nowo przy­by­łej kap­su­le po­ja­wi­ła się jasna, ru­sza­ją­ca się ener­gicz­nie syl­wet­ka czło­wie­ka.

Znie­ru­cho­mia­łem. Sta­cja, jesz­cze kilka go­dzin temu była cał­ko­wi­cie zło­żo­na, nikt nie mógł tu przy­cu­mo­wać bez na­szej wie­dzy, a jed­nak stało się.

Nie byłem go­to­wy na taki roz­wój wy­da­rzeń. Nie szko­lo­no nas na wy­pa­dek od­wie­dzin ko­smi­tów. Otwo­rzy­łem właz, nie my­śląc o kon­se­kwen­cjach tej de­cy­zji, chcia­łem chyba pomóc uwię­zio­nej oso­bie. Prze­cież przyj­dzie czas na wy­ja­śnie­nia. Kiedy przy­trzy­my­wa­łem go za ramię i po­ma­ga­łem mu wy­do­stać się z cia­snej kap­su­ły, otrzeź­wia­łem. Do­pie­ro teraz zda­łem sobie spra­wę, że bez­względ­nie po­wi­nie­nem obu­dzić za­ło­gę i skon­sul­to­wać dal­sze dzia­ła­nia.

Wszyst­ko dzia­ło się tak szyb­ko.

 

 

***

 

Sie­dział na pod­ło­dze w po­ma­rań­czo­wym ska­fan­drze. Cięż­ko od­dy­chał. Czer­wo­nym gu­zi­kiem na ścia­nie wy­łą­czy­łem sy­gnał alar­mo­wy. Wył może mi­nu­tę, aż po­ja­wi­li się Ethan i Sonia – oboje za­spa­ni. Wtedy go wy­łą­czy­łem.

– Co się dzie­je, Liam? Kto to jest do cho­le­ry? – usły­sza­łem py­ta­nie, ale sam byłem jesz­cze w takim szoku, że nie wie­dzia­łem, kto je zadał.

– Nie wiem… był w kap­su­le – od­po­wie­dzia­łem, wska­zu­jąc na otwar­ty właz.

– Jak to, kurwa, w kap­su­le.

Czło­wiek pod­niósł ręce i od­cze­pił hełm.

– Ethan? – za­py­ta­łem nie­pro­szo­ne­go go­ścia, który wy­glą­dał jak mój ko­le­ga.

Od­wró­ci­łem się, spoj­rza­łem na Etha­na, który wy­du­sił z sie­bie:

– Wy­glą­da jak ja.

W ja­kimś stop­niu ucie­szy­ły mnie te słowa. Zda­łem sobie spra­wę, że nie ule­głem żad­nej ha­lu­cy­na­cji i bio­rąc pod uwagę, że Sonia ze­mdla­ła i le­ża­ła teraz na ziemi, to jasne stało się dla mnie to, że albo wszy­scy mamy zwidy, albo mamy wszyst­ko pod kon­tro­lą, przy­naj­mniej jeśli cho­dzi o stan na­szej psy­chi­ki, a wy­ja­śnie­nie może po­sia­dać tylko jedna osoba – wy­czer­pa­ny czło­wiek w ska­fan­drze.

 

***

 

„Dru­gie­go” (tak go na­zwa­li­śmy), za­mknę­li­śmy w la­bo­ra­to­rium ze wzglę­du bez­pie­czeń­stwa. Chcie­li­śmy do­wie­dzieć się z kim lub z czym, mamy do czy­nie­nia.

– Czemu masz bro­kat na twa­rzy? – za­py­ta­łem na­sze­go go­ścia.

– Jaki bro­kat? – Męż­czy­zna wy­glą­dał na prze­stra­szo­ne­go. – Czemu jest nas dwóch? To jakiś eks­pe­ry­ment? – za­py­tał, wska­zu­jąc na Etha­na.

Po­da­łem mu lu­ster­ko.

Przej­rzał się, po czym dło­nią pró­bo­wał ze­trzeć część pyłu z twa­rzy.

– Rze­czy­wi­ście, wy­glą­da jak bro­kat – wy­szep­tał i po­padł w za­my­śle­nie.

– Jak tu się do­sta­łeś? – spy­ta­ła Sonia.

– Od­po­wiesz? – po­na­gli­łem.

– Ostat­nie co pa­mię­tam to zorze… Le­cia­łem… trzę­sło. – Drugi przy­mknął oczy i po­trzą­snął czu­pry­ną, wzbu­rza­jąc w po­wie­trzu ko­lo­ro­wy pyłek. – Boli mnie głowa, je­stem głod­ny i spra­gnio­ny, pro­szę…

Ethan spoj­rzał na mnie i dał znak, że wy­star­czy. Wła­ści­wie to nawet nie za­czę­li­śmy od­pyt­ki, ale ja też zda­łem sobie spra­wę, że nasz gość ni­g­dzie nie uciek­nie, a za­mknię­ty, nie zrobi ni­ko­mu krzyw­dy.

Do­stał racje żyw­no­ścio­we i po­dzię­ko­wał.

– Ba­da­li­śmy zorze – za­czął sam, cmo­ka­jąc po zje­dzo­nym przed chwi­lą ka­wał­ku su­chej wo­ło­wi­ny. – Od­kry­li­śmy coś, to zna­czy, ja od­kry­łem. Zdą­ży­łem o tym za­ra­por­to­wać i zna­la­złem się tu. My­śla­łem, że to moja sta­cja, bo wy­glą­da tak samo.

Sonia po­de­szła do nie­zna­jo­me­go z lnia­nym pa­tycz­kiem, by ze­brać tro­chę potu do ana­li­zy. Męż­czy­zna od­su­nął się nie­znacz­nie.

– Spo­koj­nie, chcia­ła­bym zba­dać ten pył.

– Co do­kład­nie od­kry­łeś?

– Nie wiem, sen mie­szał się z jawą, czu­łem, jak­bym le­ciał w samym ska­fan­drze… ehh.

– Kto był z tobą? Mia­łeś za­ło­gę?

– Tak, ty Liam i Sonia wy­glą­da­cie tak samo, i gdyby nie ja – wska­zał pal­cem na Etha­na – to pew­nie nic bym nie za­uwa­żył.

– Czyli co? Chcesz nam wmó­wić, że ba­da­li­ście zorze po­lar­ne i my też, to zna­czy ja i Sonia by­li­śmy z tobą? – Byłem zde­ner­wo­wa­ny i mu­sia­łem się na­praw­dę wy­si­lić, by nie zła­pać go za koł­nierz. – Nic z tego nie ro­zu­miem.

– Tak, Liam, przy­ja­cie­lu.

– Nie mów tak do mnie, nie znamy się. – Zro­bi­łem zde­ner­wo­wa­ny krok w jego stro­nę, ale Sonia po­wstrzy­ma­ła mnie, za­cho­dząc mi drogę. – Dobra zo­staw­my go, mu­si­my po­ga­dać.

– Coś się w tobie, Liam, zmie­ni­ło… kiedy opusz­cza­łem po­kład – kaszl­nął – byłeś szczę­śli­wy, bo ope­ra­cja Arii się udała i byłeś już po pierw­szej roz­mo­wie z nią, kiedy wra­cam, je­steś roz­trzę­sio­ny, za­nie­po­ko­jo­ny i wzbu­rzo­ny, nie je­steś sobą. – Zdą­żył po­wie­dzieć, kiedy wy­cho­dzi­li­śmy.

Za­trzy­ma­łem się w drzwiach i spu­ści­łem głowę. To był za duży cię­żar do znie­sie­nia. Obej­rza­łem się, spo­glą­da­jąc py­ta­ją­co w jego oczy. Wy­da­wał się nie znać od­po­wie­dzi.

 

 

***

 

– Mam!!! – za­ko­mu­ni­ko­wa­ła Sonia. – Pad­nie­cie. Bro­kat za­wie­ra wła­sne DNA, do­dat­ko­wo kod ge­ne­tycz­ny pyłu jest taki sam jak kod Etha­na i kod na­sze­go przy­by­sza.

– Co to zna­czy? – spy­ta­łem.

– Że pył jest nie­zna­ną nam do tej pory formą życia, za­wie­ra wła­sny kod ge­ne­tycz­ny, który jest toż­sa­my z kodem ge­ne­tycz­nym czło­wie­ka. – Sonia za­ło­ży­ła ręce na bio­dra i uśmiech­nę­ła się przy­gry­za­jąc wargi.

– Chcesz po­wie­dzieć, że bro­kat wy­kom­bi­no­wał, jak do­stać się do wnę­trza na­szej sta­cji? – Zro­bi­łem kwa­śną minę.

– Chcę po­wie­dzieć wam, że do­ko­na­li­śmy wła­śnie wiel­kie­go od­kry­cia i mogą po­trwać lata, zanim zro­zu­mie­my, co to od­kry­cie ozna­cza dla nas, ludzi.

– Ok, spo­koj­nie, za­sta­nów­my się – roz­po­czął Ethan. – Mu­si­my po­my­śleć, po­kom­bi­no­wać, co wła­ści­wie mogło się tu wy­da­rzyć. Macie ja­kieś hi­po­te­zy?

Sonia roz­ło­ży­ła ręce, mil­cząc, a ja skła­da­łem myśli do kupy.

– Je­dy­ne, co przy­cho­dzi mi do głowy… to świat rów­no­le­gły – przed­sta­wi­łem, a oni cze­ka­li, co po­wiem dalej. – Wszy­scy wiemy, że tego kogoś nie po­win­no tu być. Nie po­wi­nien nas znać, nie po­wi­nien pro­wa­dzić badań nad zo­rza­mi, tym bar­dziej mówić mi, że moja żona, gdzieś tam żyje, a tym bar­dziej nie po­wi­nien mieć iden­tycz­ne­go kodu.

Spe­cjal­nie cze­ka­łem, aż po­pro­szą mnie o kon­ty­nu­ację.

– Ok, dawaj, jak ty to wi­dzisz?

– W jed­nej wer­sji ko­smo­su aste­ro­ida ude­rza w zie­mię, a w innej Au­stra­lia zo­sta­je sko­lo­ni­zo­wa­na przez Por­tu­gal­czy­ków – za­czą­łem, a oni spoj­rze­li na mnie jak na głup­ka. – Nie pa­trz­cie tak na mnie. Cho­dzi o me­cha­ni­kę kwan­to­wą, która za­kła­da ist­nie­nie wielu świa­tów, te mogą wcho­dzić ze sobą w in­te­rak­cje, wła­śnie na po­zio­mie kwan­to­wym. Moż­li­we, że to nam się wła­śnie przy­tra­fi­ło. Że po­łą­cze­nie sło­necz­ne­go świa­tła i pyłu two­rzy ja­kie­goś ro­dza­ju przej­ście.

– Czyli co? Od­kry­łem, tak jakby bramę mię­dzy świa­ta­mi? – za­py­tał Ethan.

– Tak, przy­ja­cie­lu, ty od­kry­łeś… ra­czej ci po dru­giej stro­nie lu­stra na czele z na­szym go­ściem.

– Po­ga­daj­cie sobie, pójdę spraw­dzić, co sły­chać u na­sze­go przy­by­sza, może się cze­goś do­wiem, cze­goś, co upew­ni nas, że z ja­kie­goś po­wo­du, ule­ga­my zbio­ro­wej ha­lu­cy­na­cji – oznaj­mi­ła Sonia i wy­szła z wy­kwi­tem nie­zro­zu­mie­nia na twa­rzy, które to­wa­rzy­szy­ło jej od dłuż­sze­go czasu. – Po­my­śl­cie też nad ra­por­tem z dzi­siej­szych wy­da­rzeń.

– No do­brze, za­łóż­my, że nasz gość po­cho­dzi ze świa­ta, który ist­nie­je obok nas. Po­wsta­je py­ta­nie: jak udało mu się do nas prze­do­stać? – Ethan roz­siadł się w fo­te­lu i jak pro­fe­sor fi­lo­zo­fii przy­ło­żył wska­zu­ją­cy palec do skro­ni.

– Tu nic nie ma pew­ne­go, pa­mię­taj… – uprze­dzi­łem ko­le­gę. – To musi być zwią­za­ne z zo­rza­mi, coś w nich za­cho­dzi, może wpływ na to ma nie­ty­po­wy, wzglę­dem in­nych pla­net, ruch ob­ro­to­wy Urana, który prak­tycz­nie „toczy się na boku”. Wiemy, że zorze po­wsta­ją na sku­tek burz ma­gne­tycz­nych na Słoń­cu, wiemy też, że wtedy wy­rzu­ca­ne są ogrom­ne ilo­ści na­ła­do­wa­nych czą­ste­czek, ta­kich jak pro­to­ny i elek­tro­ny. Wszyst­ko to sta­no­wi tak zwany wiatr sło­necz­ny, który jest jakby prze­dłu­że­niem at­mos­fe­ry na­szej gwiaz­dy…

– Po­dej­rze­wa­my też, że… – prze­rwał mi Ethan. – pole ma­gne­tycz­ne wokół na­szej siód­mej pla­ne­ty jest kształ­to­wa­ne przez po­kła­dy oce­anu sol­ne­go.

– A w do­dat­ku…

Prze­rwał nam krzyk.

– To Sonia!

– Szyb­ko… – Ze­rwa­li­śmy się z miejsc.

Po­bie­gli­śmy ko­ry­ta­rzem. Drugi stał z za­krwa­wio­nym skal­pe­lem w ręku przy otwar­tym la­bo­ra­to­rium i pa­trzył na nas z nie­opi­sa­ną wście­kło­ścią. Z ręki wy­sta­wał mu ze­rwa­ny we­nflon. Naj­wy­raź­niej Sonia zbyt­nio za­ufa­ła przy­by­szo­wi i chcia­ła po­brać, a potem zba­dać jego krew.

– Mam tego, kurwa, dosyć! Co wy mi ro­bi­cie? O co w tym wszyst­kim cho­dzi? – wy­krzy­ki­wał zde­ner­wo­wa­ny przy­bysz.

– Uspo­kój się, gdzie jest Sonia? – Sta­ra­łem się to­no­wać wy­buch jego gnie­wu.

– Nie je­ste­ście praw­dzi­wi… za­bi­ję was!

Ru­szył w naszą stro­nę, a ja sta­łem jak za­mu­ro­wa­ny. Można to po­rów­nać do spo­wol­nie­nia czasu, w któ­rym wy­da­rzyć się mu­sia­ło wiele rze­czy, któ­rych ja nie po­tra­fi­łem uchwy­cić. Nagle wszyst­ko wró­ci­ło – Ethan sie­dział na ziemi opar­ty o roz­trza­ska­ne mo­ni­to­ry, a z jego roz­cię­tej szyi wy­pły­wa­ła krew. Miał zdzi­wio­ną minę, oczy za­sty­gły na pół otwar­te, wpa­trzo­ne w pust­kę. Obok jego dłoni spo­czy­wał skal­pel. Na­past­nik leżał na brzu­chu z pod­wi­nię­ty­mi rę­ko­ma.

Sa­mo­wol­nie zro­bi­łem krok, potem prze­sze­dłem nad tru­pem. Z la­bo­ra­to­rium wy­su­nę­ła się ręka Soni. Żyła, kuc­ną­łem obok niej, chcia­łem jej pomóc od­wró­cić na plecy.

– Zo­staw – kaszl­nę­ła krwią, zna­cząc pod­ło­gę. – Nic już…

– Co mam robić? Sły­szysz, co mam robić?

Po­ło­ży­ła głowę na pra­wym po­licz­ku.

– Po pro­stu… wra… caj.

Za­mknę­ła oczy.

Nie od­dy­cha­ła przez dwa­dzie­ścia se­kund, potem na­bra­ła nie­zgrab­nie po­wie­trza i znowu prze­rwa. Trwa­ło to może pół­to­rej mi­nu­ty. Potem klat­ka pier­sio­wa znie­ru­cho­mia­ła na za­wsze.

Nie wiem, ile mi­nę­ło czasu, a ja sta­łem w prze­dzia­le por­to­wym i pa­trzy­łem na kap­su­ły.

„Wra­caj”, usły­sza­łem tym razem w my­ślach.

 

***

 

Uran wszedł w fazę rów­no­no­cy, cha­rak­te­ry­zu­ją­cej się tym, że żaden z jego bie­gu­nów ro­ta­cyj­nych nie był skie­ro­wa­ny w stro­nę Słoń­ca, a oś ro­ta­cji zo­rien­to­wa­na nie­mal­że pro­sto­pa­dle wzglę­dem kie­run­ku dzia­ła­nia wia­tru sło­necz­ne­go. Od­le­głe bie­gu­ny ma­gne­tycz­ne, na sku­tek szyb­kiej ro­ta­cji, zwra­ca­ły się ku ma­cie­rzy­stej gwieź­dzie.

– Kon­fi­gu­ra­cja uni­kal­na w całym ukła­dzie sło­necz­nym – po­wie­dzia­łem, pa­trząc to na wy­kre­sy, to na prze­pięk­ne zja­wi­sko za oknem. Mia­łem wra­że­nie, że zorze do­ty­ka­ją nie­mal mojej sta­cji. Srebr­ne, roz­dmu­cha­ne fi­ra­ny, za­cze­pia­ły o po­szy­cie nie­pro­szo­ne­go że­la­stwa.

Wczo­raj wy­sła­łem ra­port na Zie­mię o wy­da­rze­niach jakie miały tu miej­sce. Po­łą­czy­li się ze mną wideo. Chcie­li chyba usły­szeć to wszyst­ko i zo­ba­czyć na wła­sne oczy, być może spraw­dzić, czy nie zwa­rio­wa­łem. Zro­bi­łem im ob­chód po sta­cji, po­ka­za­łem trupy. Po­dzię­ko­wa­li i ka­za­li wra­cać. Od tego czasu cisza. Pew­nie pró­bu­ją sobie z tym jakoś po­ra­dzić – ja już to zro­bi­łem.

Mja­łem za­miar wró­cić na Zie­mię, ale chcia­łem naj­pierw spró­bo­wać tego, o czym mówił nie­zna­jo­my. Spraw­dzić czy ona żyje.

Za­in­sta­lo­wa­łem po­trzeb­ne al­go­ryt­my, usta­wi­łem prio­ry­te­ty, sko­or­dy­no­wa­łem ob­li­cze­nia i byłem gotów. Za­ło­ży­łem ska­fan­der.

Od­cze­pi­ła się gład­ko, sil­ni­ki sta­bi­li­zu­ją­ce ob­ró­ci­ły mnie; zorze cią­gle tam były, prze­ta­cza­ły się przez pla­ne­tę. Fa­lo­wa­ły jak gi­gan­tycz­ny sztorm.

Kiedy zle­cia­łem do gór­nych warstw at­mos­fe­ry, za­czę­ły dziać się dziw­ne rze­czy. Chyba byłem już w zo­rzach, bo w ka­bi­nie za­ob­ser­wo­wa­łem ko­lo­ro­wą po­świa­tę. Wy­da­wa­ło mi się, że od­pły­wam, przy­sy­piam i budzę się na prze­mian. Sen mie­szał się z jawą.

Wi­dzia­łem żonę, jak leży pod nar­ko­zą, a nad nią pra­cu­je chi­rurg.

Kiedy się prze­bu­dzi­łem, usły­sza­łem dziw­ny sze­lest, tak jakby ka­bi­na mo­je­go po­jaz­du prze­dzie­ra­ła się przez za­sło­nę pia­sku.

Potem zo­ba­czy­łem Dru­gie­go, który pod­ci­na gar­dło Etha­no­wi, od­wra­ca się do mnie i wy­krzy­wia twarz w de­mo­nicz­nym uśmie­chu.

Kiedy od­zy­ska­łem świa­do­mość i znowu byłem w kap­su­le, za­uwa­ży­łem pęk­nię­cia na szy­bie, które roz­ra­sta­ły się w coraz to licz­niej­sze frak­ta­le.

Obraz znikł i znowu wi­dzia­łem moją Arię, która otwie­ra za­mknię­tą dłoń i zdmu­chu­je z niej bro­kat w moją stro­nę – jak w śnie.

Pró­bo­wa­łem szyb­ki­mi mach­nię­cia­mi rąk po­zbyć się pyłu, bo za­sło­nił mi twarz żony.

Nagle wszyst­ko uci­chło, kap­su­ła znik­nę­ła, a ja czu­łem się, jak­bym le­ciał w samym ska­fan­drze. Zro­bi­ło się ciem­no. Z pew­no­ścią byłem w ko­smo­sie. Po chwi­li do­strze­głem przed sobą cie­niut­ką linię na tle głę­bo­kie­go ko­smo­su, roz­cią­ga­ją­cą się od lewej do pra­wej stro­ny. Sta­wa­ła się coraz grub­sza, a ja zro­zu­mia­łem, że zbli­żam się do niej z dużą pręd­ko­ścią. W końcu do­tar­łem na miej­sce. Roz­po­ście­ra­ła się pode mną jakby siat­ka kar­to­gra­ficz­na. Wy­da­wa­ło mi się, że uło­żo­na jest z pyłu ko­lo­ro­we­go bro­ka­tu, który przed chwi­lą sta­ra­łem się roz­dmu­chać, ma­cha­jąc rę­ko­ma. Za­czą­łem opa­dać i zbli­żać się do tej oso­bli­wej struk­tu­ry. Zro­zu­mia­łem wtedy, że każdy pyłek bro­ka­tu to nasza sta­cja ko­smicz­na. Były ich ty­sią­ce, a może i mi­lio­ny.

Prze­la­ty­wa­łem nad nimi z dużą pręd­ko­ścią. Potem po­ja­wi­ła się myśl, nie wiem skąd, ale była wy­ra­zi­sta – mo­żesz sobie wy­brać. W tym mo­men­cie za­czą­łem opa­dać i skrę­cać w kie­run­ku tej, na którą przy­pad­ko­wo pa­trzy­łem.

Znowu po­czu­łem, że sie­dzę w kap­su­le. Po­ja­wił się pul­pit, bły­snę­ły diody i od­zy­ska­łem kon­tro­lę nad stat­kiem, ale też nad sobą. Włą­czy­łem au­to­pi­lo­ta i cze­ka­łem. Kiedy roz­po­czę­ła się pro­ce­du­ra póź­ne­go do­ko­wa­nia, spo­strze­głem, że w por­cie sta­cji ba­daw­czej, wszyst­kie gniaz­da są wolne.

Po­łą­cze­nie zo­sta­ło prze­pro­wa­dzo­ne po­myśl­nie.

Otwo­rzy­łem po­wo­li właz, sta­ra­jąc za­cho­wy­wać się cicho. Zdją­łem hełm, a na­stęp­nie ska­fan­der. Moje dło­nie i kom­bi­ne­zon były całe w ko­lo­ro­wym bro­ka­cie. Strzep­ną­łem z sie­bie pył na tyle, ile było to moż­li­we. Mia­łem na­dzie­je, że brak kap­suł ozna­cza brak za­ło­gi na stat­ku i tak też było w isto­cie.

 

***

 

Nie wszyst­ko było takie same we­wnątrz sta­cji. Roz­miesz­cze­nie wy­po­sa­że­nia stat­ku, od­bie­ga­ło nieco od tego, jak za­pa­mię­ta­łem po­szcze­gól­ne ele­men­ty, gdy opusz­cza­łem to miej­sce. Nie było krwi ani ciał mojej za­ło­gi. Czy­sto i ste­ryl­nie. Z pew­no­ścią nie było to, to samo miej­sce.

Ru­szy­łem pro­sto do mojej kon­so­li i otwo­rzy­łem plik z wia­do­mo­ścia­mi, ale oprócz dwóch ostat­nich za­pi­sów roz­mo­wy z Arią nic no­we­go nie zna­la­złem. Mia­łem już wy­łą­czyć mo­ni­tor, kiedy nie­spo­dzie­wa­nie, do­sta­łem ko­mu­ni­kat o roz­mo­wie wideo.

– Aria! – Ode­bra­łem na­tych­miast, ale kiedy zo­ba­czy­łem ją uśmiech­nię­tą na ekra­nie, za­tka­ło mnie.

– No po­wiedz coś w końcu. – Uśmiech­nę­ła się sze­ro­ko. – Ja też się cie­szę, że cię widzę.

– Wszy­scy się cie­szy­my – dodał Ethan, który wszedł w kadr. – Wita cię kie­row­nik kon­tro­li lotu. Tu Zie­mia. Jak się czu­jesz po hi­ber­na­cji?

Nie po­tra­fi­łem się ode­zwać, czu­łem, jakby mój mózg cof­nął się w roz­wo­ju i wy­krztu­si­łem tylko:

– Ale…

– Co ale? Ope­ra­cja się udała, je­stem zdro­wa, przy­wró­ci­li mnie do ze­spo­łu. Miło cię wi­dzieć. – Po­krę­ci­ła głową i za­śmia­ła się. – Widzę, że wy­bu­dze­nie z hi­ber­na­cji mocno tobą wstrzą­snę­ło.

– Rów­nież miło cię wi­dzieć – od­rze­kłem po­wo­li, prze­ły­ka­jąc ślinę.

– Jak Uran? Roz­po­czą­łeś już ba­da­nia? – za­py­tał Ethan.

– Mamo, z kim roz­ma­wiasz? – wtrą­cił się mały chło­piec, prze­ry­wa­jąc Arii, a na­stęp­nie wsko­czył jej na ko­la­na. – Przy­wi­taj się z ta­tu­siem, dawno się nie wi­dzie­li­ście.

– Cześć, tatku. – Mały chłop­czyk roz­pro­mie­nił się, wi­dząc mnie na ekra­nie.

Pra­wie stra­ci­łem przy­tom­ność. Wy­glą­da­ło na to, że w rze­czy­wi­sto­ści, w ja­kiej się zna­la­złem, po­sia­dłem dziec­ko. Otrzą­sną­łem się.

– Cześć… Mały…

 

Moi roz­mów­cy po­in­for­mo­wa­li mnie, że przed prze­kie­ro­wa­niem roz­mo­wy na żywo do in­ter­ne­tu, chcie­li po­roz­ma­wiać pry­wat­nie. Aria i to­wa­rzy­szą­cy jej Ethan nie py­ta­li o za­ło­gę, tak, jakby w ich świe­cie moja misja była tylko jed­no­oso­bo­wa. Trwa­łem nie­uf­ny, choć wy­glą­da­ło na to, że się udało, że mniej lub bar­dziej ła­god­nie, prze­sze­dłem na drugą stro­nę lu­stra, choć od­bi­cie w nim nie było do­kład­nym od­wzo­ro­wa­niem, opusz­czo­ne­go świa­ta, a można po­wie­dzieć, że już na pierw­szy rzut oka, dużo rze­czy się nie zga­dza­ło.

Razem z ziem­skim ze­spo­łem przy­go­to­wy­wa­li­śmy sondy, które miały prze­le­cieć przez zorze i ze­brać dane. Coraz le­piej gra­łem swoją nową rolę. W wol­nych chwi­lach po­zby­wa­łem się bro­ka­tu ze swo­jej skóry, jed­no­cze­śnie ba­da­jąc go. To dziw­ne, że nikt o niego nie za­py­tał, prze­cież mia­łem go na twa­rzy. Pod mi­kro­sko­pem pyłek wy­glą­dał jak krysz­tał­ki soli. Nic poza tym, żad­nej ano­ma­lii. Je­dy­ną róż­ni­cą był kolor – sys­tem kom­pu­te­ro­wy nie zna­lazł choć­by jed­nej ta­kiej samej barwy.

 

 

***

 

Wróć do mnie, Liam, pro­szę, wróć.

Ock­ną­łem się ze snu.

– Jest tu kto?!

Za­mar­łem… Ktoś był na po­kła­dzie sta­cji.

Za­czą­łem się za­sta­na­wiać, czy to ktoś z nie­zna­nej mi za­ło­gi, czy może, czło­wiek, który tak jak ja, prze­do­stał się do rów­no­le­głe­go świa­ta… Prze­cież otwo­rze­nie ta­kich wrót, mo­gło­by wią­zać się z nie­by­wa­łym cha­osem. Wy­chy­li­łem się nie­znacz­nie zza drzwi, tak że za­sła­nia­ły mnie licz­ne urzą­dze­nia przy­twier­dzo­ne do ścia­ny.

Nie­zna­jo­my w ska­fan­drze zdej­mo­wał hełm. Za­czep klik­nął, wy­do­był się syk wy­rów­ny­wa­ne­go ci­śnie­nia. Bro­kat uniósł się w po­wie­trze.

Zo­ba­czy­łem sie­bie.

Męż­czy­zna odło­żył na­kry­cie głowy, a na­stęp­nie od­cze­pił nóż przy­twier­dzo­ny do uda i jesz­cze raz krzyk­nął:

– Halo, jest tu kto?!

Wy­glą­dał pew­nie, nie jak prze­stra­szo­ny Drugi Ethan z na­szej sta­cji.

W jed­nej chwi­li roz­ja­śni­ło mi umysł, być może, ten ktoś, po­dró­żu­je i od­wie­dza te sta­cje nie pierw­szy raz?

Nie wi­dzia­łem in­ne­go spo­so­bu, by spraw­dzić tę ry­zy­kow­ną hi­po­te­zę, jak wyjść i się po­ka­zać. Tak też zro­bi­łem.

Sta­li­śmy na­prze­ciw­ko sie­bie i przy­po­mnia­ło mi to scenę po­je­dyn­ków ze sta­rych we­ster­nów. Męż­czy­zna się uśmiech­nął.

– Witaj, Liam.

– Witaj.

– Czy Aria żyje?

– Tak, jest cała i zdro­wa.

– To będę mu­siał cię zabić.

Ru­szył w moją stro­nę, a ja nie cze­ka­jąc tym razem bier­nie na roz­wój wy­da­rzeń, przy­war­łem do ścia­ny i od­cze­pi­łem spo­rych roz­mia­rów klucz na­sa­do­wy.

Po­sta­no­wi­łem wal­czyć.

 

Epi­log

 

– Wi­dzi­my, jak astro­nau­ta wy­cho­dzi z kap­su­ły, naj­pierw ba­da­nia le­kar­skie, od­po­czy­nek, a potem spo­tka­nie z ro­dzi­ną – po­in­for­mo­wał dzien­ni­karz ze sta­cji te­le­wi­zyj­nej NVT24. – Jest z nami pani Aria, żona astro­nau­ty…

 

***

 

– Le­ka­rze nie stwier­dzi­li, prze­szkód, by pan Liam Ste­ven­son mógł spo­tkać się z żoną i dziec­kiem.

 

***

 

– Miło mi po­wi­tać kie­row­ni­ka misji, pana Etha­na Mil­le­ra. Czy re­we­la­cje o ta­jem­ni­czym bro­ka­cie, który w po­jem­ni­kach sond ba­daw­czych przy­wiózł ze sobą pan Liam, są praw­dzi­we?

 

***

 

– Wła­śnie wi­dzi­my ro­dzi­nę w kom­ple­cie. Prze­uro­czy ob­ra­zek.

Koniec

Komentarze

Cześć!

 

Wcią­gnę­ło mnie to opo­wia­da­nie tak po pro­stu, na­praw­dę chcia­łam się do­wie­dzieć, jak to wszyst­ko się skoń­czy. Motyw prze­ni­ka­ją­cych się rze­czy­wi­sto­ści jest dość po­pu­lar­ny, ale udało Ci się dodać do niego nieco od sie­bie, jak choć­by moż­li­wość wy­bo­ru i bro­kat. Dra­mat oso­bi­sty bo­ha­te­ra jest moim zda­niem od­po­wied­nio sto­no­wa­ny, da się go od­czuć, ale nie bi­jesz po oczach dra­ma­tem. Za­koń­cze­nie jest cie­ka­we i otwar­te. Zgła­szam do bi­blio­te­ki.

Bar­dzo cie­ka­we. Miś nie miał czasu ani ocho­ty na ‘ła­pan­kę’, tak wcią­gnę­ło opo­wia­da­nie. Po­czą­tek dra­ma­tycz­ny zu­peł­nie nie za­po­wia­dał tego, co na­stą­pi­ło. Miś nie chce spo­ile­ro­wać. Ko­niec stwa­rza­ją­cy moż­li­wość róż­nych wa­rian­tów in­ter­pre­ta­cji sta­no­wi do­dat­ko­wy plus. Czyta się płyn­nie, bez zgrzy­tów. Zda­niem misia za­słu­gu­je na bi­blio­te­kę. klik

Hej Ali­cel­la. Nie chcia­łem płacz­ka ko­smo­nau­ty. Dzię­ki za ko­men­tarz i pomoc, nie tylko w sfe­rze opo­wia­da­nia.

Hej misiu. Faj­nie, że wpa­dłeś. Miło mi, że się po­do­ba­ło. To naj­więk­sza na­gro­da. Dzię­ki za klicz­ka.

Chyba bycie gów­nia­rą ze mnie wy­cho­dzi, bo pierw­sze sko­ja­rze­nie z ty­tu­łem to “Eu­fo­ria” ;-)

Opo­wia­da­nie ma nie­sa­mo­wi­ty kli­mat, wia­ry­god­nie przed­sta­wio­ne za­cho­wa­nie głów­ne­go bo­ha­te­ra, cie­ka­we po­dej­ście do te­ma­tu kwan­to­we­go mul­ti­wer­sum, a na za­koń­cze­niu taki zwrot o 180 stop­ni w to­na­cji przed­sta­wie­nia, że wie­dząc co się stało wcze­śniej czuje się dy­so­nans, ale nie nie­przy­jem­ny tylko roz­pa­la­ją­cy wy­obraź­nię. Dobra, aż się za­po­wie­trzy­łam hah. Po pro­stu było super.

 

Tylko drob­ne py­tan­ko, do­brze pa­mię­tam że or­bi­ta cmen­tar­na to urań­ski od­po­wied­nik geo­sta­cjo­nar­nej? Czy punkt li­bra­cyj­ny? Z góry prze­pra­szam za glu­po­tę.

 

Życie to bajka braci Grimm w ory­gi­na­le.

Nie oglą­da­łem eu­fo­rii, ale jak po­le­casz to spró­bu­ję. Chyba na Net­flix mi się prze­wi­nę­ło. Ja po­le­cam ci The Fo­un­ta­in. Dziś obej­rza­łem bo ko­le­dze, który czy­tał Bro­kat sko­ja­rzy­ło się z tym fil­mem. Moim zda­niem nic oprócz ra­czy­ska tam nie jest podobnego.Cmentarna or­bi­ta jest umiej­sco­wio­na dalej niż or­bi­ta geo­sta­cjo­nar­nej, a punkt li­bra­cyj­ny wiąże się z ukła­dem gra­wi­ta­cyj­nym obiek­tów. Na ziemi na cmen­tar­ną wy­no­si się np sa­te­li­ty które koń­czą swoją pracę. Tam nie prze­szka­dza­ją tym dzia­ła­ją­cym. Wiesz Uran nie­zba­da­ny jest i nie wiem w ja­kiej od­le­gło­ści ta or­bi­ta znaj­du­je się od Urana. Może jest to gdzieś w necie. Chcia­łem głów­nie sku­pić się na hi­sto­rii i tylko trosz­kę li­znąć in­for­ma­cji na­uko­wych, by nie prze­sa­dzić. Sta­ram się pro­wa­dzić mojej in­tu­icji. Dzię­ki za od­wie­dzi­ny i miły ko­men­tarz.:)

vrchamps

Bar­dzo fajne opo­wia­da­nie. Wcią­gnę­ło mnie od razu, gład­ko prze­czy­ta­łem całe za jed­nym po­dej­ściem.

Wpierw za­ła­twię szyb­ko to, co mi nie do końca pod­pa­so­wa­ło. Cho­dzi mi o wy­kład na temat po­wsta­wa­nia zorzy. Po­my­śla­ło mi się, że to taki in­fo­dump dla czy­tel­ni­ków nie­zo­rien­to­wa­nych w te­ma­cie. Może i nie zwró­cił­bym na to uwagi, gdyby ten mi­ni­wy­kład o cząst­kach miał potem jakąś kon­kret­ną kon­ty­nu­ację, ja­kieś bliż­sze od­nie­sie­nie, ale tego mi za­bra­kło. Na­to­miast to tylko pier­do­ła. Ogól­nie resz­ta bar­dzo mi się po­do­ba­ła. Fajne jest te po­mie­sza­nie wąt­ków pry­wat­nych z za­gu­bie­niem bo­ha­te­ra w róż­nych rze­czy­wi­sto­ściach. No i ta ta­jem­ni­cza bro­ka­to­wa forma do­da­je wszyst­kie­mu bla­sku ta­jem­ni­czo­ści.

Po­do­ba mi się rów­nież umiej­sco­wie­nie opo­wia­da­nia. Uran jest na tyle ta­jem­ni­czą pla­ne­tą, że bez naj­mniej­sze­go zgrzy­tu można na jego temat wy­my­ślać różne, ko­smicz­ne hi­po­te­zy. Na szczę­ście w przy­pad­ku tego opo­wia­da­nia wy­my­ślo­ne rze­czy ład­nie prze­pla­ta­ły się z tym, co fak­tycz­nie o Ura­nie wia­do­mo.

Super. Dzię­ki za fajną lek­tu­rę!

XXI cen­tu­ry is a fuc­king fa­ilu­re!

Dzię­ki Caern za od­wie­dzi­ny:)

 

Cho­dzi mi o wy­kład na temat po­wsta­wa­nia zorzy. Po­my­śla­ło mi się, że to taki in­fo­dump dla czy­tel­ni­ków nie­zo­rien­to­wa­nych w te­ma­cie. Może i nie zwró­cił­bym na to uwagi, gdyby ten mi­ni­wy­kład o cząst­kach miał potem jakąś kon­kret­ną kon­ty­nu­ację, ja­kieś bliż­sze od­nie­sie­nie, ale tego mi za­bra­kło.

Po­my­śla­łem, że do­brze by­ło­by to prze­rwać w ja­kimś sen­sie, czy­tel­nik ma tylko strzęp­ki info, tak jak astro­nau­ci nie mają szans do­brze zba­dać lub kon­ty­nu­ować badań.

 

Po­do­ba mi się rów­nież umiej­sco­wie­nie opo­wia­da­nia. Uran jest na tyle ta­jem­ni­czą pla­ne­tą, że bez naj­mniej­sze­go zgrzy­tu można na jego temat wy­my­ślać różne, ko­smicz­ne hi­po­te­zy.

Trosz­kę to był mój za­mysł. In­for­ma­cji o ura­nie jest na­praw­dę mało, a ja nie je­stem na­ukow­cem. Po pro­stu mam te­le­skop Do­bson 8 i lubię Astro­fa­zę:D

 

Po­zdra­wiam:)

OK, tekst w po­rząd­ku. Na po­cząt­ku mia­łam wra­że­nie, że pró­bu­jesz grać na moich emo­cjach tym ra­kiem, ale póź­niej oka­za­ło się, że ma on swoje zna­cze­nie fa­bu­lar­ne, więc mi prze­szło.

Tak, cza­sa­mi chyba prze­sa­dza­łeś z in­fo­dum­pa­mi.

Na końcu nie byłam pewna, czy to se­kwen­cja z jed­nej rze­czy­wi­sto­ści, czy misz­masz róż­nych.

Ale ogól­nie czy­ta­ło się przy­jem­nie.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Hej Fin­kla, dzię­ki za od­wie­dzi­ny. Będę się sta­rał wal­czyć z in­fo­dum­pa­mi. Apre­ciat­te za klicz­ka.

No, za­plą­ta­łeś nie­źle :) Tak się za­sta­na­wiam, ile było tych rze­czy­wi­sto­ści, w któ­rych bo­ha­ter wy­ru­szył szu­kać innej rze­czy­wi­sto­ści :) I co, w tej kon­kret­nej rze­czy­wi­sto­ści, stało się z bo­ha­te­rem, że nie do­tarł i baza była pusta. Ale nie od­bie­raj tego, jako ma­ru­dze­nia.

Po­cząt­ko­wo też mi się wy­da­wa­ło, że grasz na emo­cjach, ale fak­tycz­nie uza­sad­nie­nie było. Fajny po­mysł na bro­kat, jako ele­ment wy­róż­nia­ją­cy przy­by­szy z innej rze­czy­wi­sto­ści. Ge­ne­ral­nie po­do­ba­ło mi się :)

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Hej Irka ostat­nio też sobie za­da­łem to py­ta­nie. Dobry temat żeby roz­wi­nąć na książ­kę:) Po­dej­rze­wam, że z po­cząt­ko­we­go cha­osu, ludz­kość wy­cią­gnę­ła by ko­rzy­ści. No chyba że Bro­kat za­czął by coś od­sta­wiać nie­do­bre­go. Po­zdra­wiam i dzię­ku­ję.:)

Cześć, Vr!

 

Cze­kaj, cze­kaj – do­pie­ro co czy­ta­łem tekst Kro­no­sa na Pla­ne­ty i tam też bo­ha­ter Liam, na po­kła­dzie pia­ni­no…

Do­brze by było zro­bić po­rzą­dek z aste­ry­ska­mi – raz masz wolną li­nij­kę przed i po, innym razem tylko przed itd.

Na­praw­dę dobry tekst! Spo­koj­ny tem­pem, ale bez przy­nu­dza­nia. Bar­dzo umie­jęt­nie prze­ka­zu­jesz in­for­ma­cje, co w SF bywa bar­dzo trud­ne. Nie za­no­to­wa­łem żad­ne­go in­fo­dum­pu, a po­da­wa­ne in­for­ma­cje wy­ni­ka­ły z fa­bu­ły, albo re­la­cji i zróż­ni­co­wa­ne­go po­zio­mu wie­dzy bo­ha­te­rów. Dobra ro­bo­ta!

W pew­nym mo­men­cie wy­stra­szy­łem się, że za­czniesz nie­sa­mo­wi­cie mie­szać i tego nie ogar­nę, ale dałeś radę prze­ka­zać to w bar­dzo pro­sty spo­sób. Głów­ny bo­ha­ter od razu tra­fia na świat rów­no­le­gły, gdzie Aria żyje, ale zdaje się, że jego du­pli­kat tro­chę już tych sta­cji po­zwie­dzał – faj­nie zro­bi­łeś, że nie wia­do­mo który wy­grał – czy to zresz­tą ma zna­cze­nie? Cie­ka­wie ro­ze­gra­ne!

Po­zdra­wiam i po­wo­dze­nia w kro­ku­sie!

Nie za­bi­ja­my pie­sków w opo­wia­da­niach. Nigdy.

Hej kro­kus. No tekst Kro­no­sa wpadł póź­niej niż mój. Więc ja mam ręce czy­ste. A tak na po­waż­nie, to chyba tak się mogło zda­rzyć, meaby pa­trzy­li­śmy na to samo zdję­cie pod­czas po­szu­ki­wań. Dzię­ki za od­wie­dzi­ny. Cie­szę się, że tekst się spodo­bał. Życzę mi­łe­go wie­czo­ru:)

Hejka. Fajne opo­wia­dan­ko, ja z kolei chcia­ła­bym wie­dzieć, albo choć­by do­stać wska­zów­kę, który z nich prze­żył. I to jest świet­ne w opo­wia­da­niach SF.

Ba­bo­li nie szu­ka­łam. Chęt­nie da­ła­bym 5 punk­tów ale jesz­cze chyba nie mogę, a przy­naj­mniej nie wiem jak się je ozna­cza.

Nova, gwiazd­ki mo­żesz dawać bez ni­cze­go. Są w pra­wym rogu, pod be­tu­ją­cy­mi. Na­jeż­dżasz mysz­ką na od­po­wied­nią i kli­kasz.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Hura, przy­zna­łam swoje pierw­sze gwiazd­ki. smiley

Wcze­śniej pró­bo­wa­łam kli­kać w no­to­wa­nia, dzię­ki Fin­kla.

 

Nova dzię­ki za pięć:) Jeśli miał­bym pisać dalej to… A zresz­tą będę cicho. Po­zdra­wiam…

Cze­kaj, cze­kaj – do­pie­ro co czy­ta­łem tekst Kro­no­sa na Pla­ne­ty i tam też bo­ha­ter Liam, na po­kła­dzie pia­ni­no…

Hej kro­kus. No tekst Kro­no­sa wpadł póź­niej niż mój. Więc ja mam ręce czy­ste. A tak na po­waż­nie, to chyba tak się mogło zda­rzyć, meaby pa­trzy­li­śmy na to samo zdję­cie pod­czas po­szu­ki­wań. Dzię­ki za od­wie­dzi­ny.

laugh

Ja w becie tekst mia­łem już od dłuż­sze­go czasu, i Liam z pia­ni­nem jest tam od po­cząt­ku. Liam po­wstal od Am-Li, Ko­re­ań­czy­ka, który tam wy­stę­pu­je… A pia­ni­no? (spo­iler!) Przez mu­zy­kę obcy kon­tak­to­wał się z ludź­mi.

Zbieg oko­licz­no­ści rze­czy­wi­ście nie­zwy­kły, sam o tym po­my­śla­łem czy­ta­jąc ten tekst.

 

A teraz do rze­czy: świet­ne opko, klik (o ile jesz­cze po­trze­bu­jesz)!

No to tyle. ;)

Albo coś jesz­cze po­wiem…

Vrchamps, u Cie­bie za­wsze zwy­kły obiekt (walk­men, bro­kat), na­bie­ra ja­kie­goś zło­wro­gie­go za­bar­wie­nia. I to tak pi­szesz, że to wcho­dzi we mnie, jak­byś wkła­dał ręce do mózgu i tam mi ma­ni­pu­lo­wał, do­ty­kał tych miejsc, które wy­wo­łu­ją jakiś nawet nie strach, tylko coś po­mię­dzy stra­chem a zdzi­wie­niem (un­can­ny fe­eling)… :D To rzad­ka umię­jęt­ność.

Żeby nie było tak cu­kier­ko­wo (bro­ka­to­wo), koń­ców­ka na moje oko tro­chę po­szar­pa­na.

 

Po­zdra­wiam!

Na po­cząt­ku, po­dob­nie jak kilka osób przede mną, bałem się o tanie gra­nie na emo­cjach. Na szczę­ście wątek roz­wi­nął się w cie­ka­wy spo­sób, wobec czego nie mam pod tym wzglę­dem nic do za­rzu­ce­nia.

Mo­men­ta­mi akcja w moim od­czu­ciu za bar­dzo pędzi – nie wy­brzmie­wa dla mnie cho­ciaż­by scena rzezi za­ło­gi, bo­ha­ter zdaje się nie od­czu­wać w związ­ku z tym wy­da­rze­niem więk­szych emo­cji.

Ogól­nie jed­nak wra­że­nia mam po­zy­tyw­ne. Przede wszyst­kim na plus jest tutaj kli­mat, który po­zwa­la wczuć się w opo­wia­da­ną hi­sto­rię i spra­wia, że od­biór ca­ło­ści jest na plus.

Hejo Kro­nos

 

Ja w becie tekst mia­łem już od dłuż­sze­go czasu, i Liam z pia­ni­nem jest tam od po­cząt­ku. Liam po­wstal od Am-Li, Ko­re­ań­czy­ka, który tam wy­stę­pu­je… A pia­ni­no? (spo­iler!) Przez mu­zy­kę obcy kon­tak­to­wał się z ludź­mi.

Oj to u mnie znacz­nie pro­ściej; go­ogle i ame­ry­kań­skie imio­na – Liam wpadł w ucho .:D A pia­ni­no ze zdję­cia mię­dzy­na­ro­do­wej sta­cji ko­smicz­nej :D bez więk­szej głębi.

 

A teraz do rze­czy: świet­ne opko, klik (o ile jesz­cze po­trze­bu­jesz)!

Przy­da się :D dzię­ki!

 

Vrchamps, u Cie­bie za­wsze zwy­kły obiekt (walk­men, bro­kat), na­bie­ra ja­kie­goś zło­wro­gie­go za­bar­wie­nia.

Sta­ram się za­wsze trosz­kę po­wy­dzi­wiać, zna­leźć ta­jem­ni­czy punk wokół któ­re­go toczy się akcja. Cie­szę się za każ­dym razem, kiedy udaje mi się wy­wo­łać tym emo­cje.:)

Dzię­ki za wi­zy­tę. 

Dziś też prze­czy­tam SOS i tekst Kro­ku­sa, może jesz­cze coś wię­cej bo mam za­le­gło­ści, a po­ja­wił się czas, by to zro­bić.

 

Hejo bjkp­srz

 

Nigdy nie ważył bym się grać tanio na emo­cjach tą cho­ro­bą. Byłem bli­sko śmier­ci mo­je­go taty i wiem jak ona wy­glą­da, na wła­sne oczy wi­dzia­łem to cier­pie­nie. Jeśli już wspo­mi­nam o niej w opo­wia­da­niach to sta­ram się oddać sza­cu­nek, tym bar­dziej, że zdaje sobie spra­wę jak wielu z nas miało bli­skich, któ­rych za­bra­ła.

 

Mo­men­ta­mi akcja w moim od­czu­ciu za bar­dzo pędzi – nie wy­brzmie­wa dla mnie cho­ciaż­by scena rzezi za­ło­gi, bo­ha­ter zdaje się nie od­czu­wać w związ­ku z tym wy­da­rze­niem więk­szych emo­cji.

Chcia­łem go ta­kie­go. Wiesz na sta­cji po­ja­wia się nie­pro­szo­ny przy­bysz, już to było dla Liama moc­nym i nie­zro­zu­mia­łym wy­da­rze­niem, wie­dział już o śmier­ci żony, a potem do­wie­dział się, że ona w nowym świe­cie żyje. Dużo jak na jeden wie­czór :D Lu­dzie róż­nie re­agu­ją na stres. Scena rzezi to ko­lej­ne trau­ma­tycz­ne prze­ży­cie dla Liama – za­mie­nia go w mumie:) Choć oczy­wi­ście sama w sobie, mo­gła­by być pew­nie le­piej na­pi­sa­na:)

 

Dzię­ki za od­wie­dzi­ny, po­zdra­wiam ser­decz­nie.

Nowa pla­ne­ta ku­si­ła zro­bie­nia ob­raz­ka sa­mo­dziel­nie, ale nie mam pod ręką kom­pu­te­ra do sy­mu­la­cji, więc musi wy­star­czyć ilu­stra­cja z in­ter­ne­tu:P

https://i.pinimg.com/564x/72/d4/0b/72d40bd70115123886b53fc284193062.jpg

 

Taka uwaga bez wcho­dze­nia w de­ta­le – nie wiem czy po­ję­cie or­bi­ty cmen­tar­nej ma sens dla in­nych pla­net niż Zie­mia:P

Слава Україні!

Więc jak okre­ślić or­bi­tę, która zie­mia­nom pod­po­wie, że tam kost­ka może "fru­wać i fru­wać"? :) Bez zu­ży­cia energii.Olej to Go­lodh.:)

W za­sa­dzie na każ­dej sta­bil­nej or­bi­cie kost­ka bę­dzie or­bi­to­wa­ła bez zu­ży­cia ener­gii:P

Слава Україні!

Ty to wiesz ja to wiem, ale czy cmen­tar­na nie brzmi dra­ma­tycz­nej?:)

Być może. Ale np. “dra­ma­tycz­na or­bi­ta” brzmi jesz­cze dra­ma­tycz­niej:P

Слава Україні!

Skup się na bro­ka­cie:)

Czy­ta­ło się do­brze, acz­kol­wiek pod ko­niec na­pię­cie tro­chę spada i jed­nak ka­wa­łek ła­pan­ki się za­ła­pał ;) Cie­ka­we po­trak­to­wa­nie chyba, jeśli do­brze ro­zu­miem, wie­lo­świa­tów i to ta­kich, znów: jeśli do­brze ro­zu­miem, “bi­fur­ku­ją­cych”? Za po­mo­cą tego bro­ka­tu? Albo nic nie ro­zu­miem i po pro­stu się cał­kiem nie­źle czy­ta­ło.

 

Z po­cząt­ku jed­na­ko­woż mnie zmro­zi­ło, bo rak jest jed­nym z moich trig­ge­rów i w ra­mach cze­pial­stwa mogę po­wie­dzieć tyle, że nie ma etapu “rzed­ną­cych wło­sów”. Kiedy za­czy­na­ją się po­ja­wiać w du­żych ilo­ściach na po­dusz­ce, to zaraz potem po pro­stu wszyst­kie wy­pa­da­ją. To nie jest dłu­go­trwa­ły pro­ces.

Tu po­wiem też, że ten wątek mnie naj­mniej prze­ko­nu­je, wo­la­ła­bym coś tro­chę mniej dra­ma­tycz­ne­go, acz­kol­wiek ro­zu­miem za­mysł, że tak jest naj­ła­twiej po­ka­zać mno­żą­ce się różne rze­czy­wi­sto­ści.

Oczy­wi­ście przy spraw­nie na­pi­sa­nym tek­ście umy­ka­ją pa­ra­dok­sy: dla­cze­go, skoro inne po­sta­cie się mnożą, bo­ha­ter/punkt wi­dze­nia po­zo­sta­je ten sam (chyba że coś prze­ga­pi­łam)?

 

Wy­biór­cza ła­pan­ka z końca tek­stu, dwa prze­cin­ki do prze­nie­sie­nia tam, gdzie ich bra­ku­je ;)

 

– Mamo[+,] z kim roz­ma­wiasz? – wtrą­cił się mały chło­piec, prze­ry­wa­jąc Ari[+i], a na­stęp­nie wsko­czył jej na ko­la­na. – Przy­wi­taj się z ta­tu­siem, dawno się nie wi­dzie­li­ście.

Druga wy­po­wiedź to chyba nie chłop­ca, skoro do­pie­ro co pyta, kto to?

 

– Cześć[+,] tatku.

 

Pod mi­kro­sko­pem[-,] pyłek wy­glą­dał jak krysz­tał­ki soli.

 

sys­tem kom­pu­te­ro­wy nie zna­lazł[-,] choć­by jed­nej ta­kiej samej barwy.

http://altronapoleone.home.blog

Cześć dra­ka­ina

mogę po­wie­dzieć tyle, że nie ma etapu “rzed­ną­cych wło­sów”. Kiedy za­czy­na­ją się po­ja­wiać w du­żych ilo­ściach na po­dusz­ce, to zaraz potem po pro­stu wszyst­kie wy­pa­da­ją

 

Uuu to ja mam zu­peł­nie inne do­świad­cze­nia, oj­ciec z ra­kiem wal­czył pięć lat, i tak na­praw­dę nigdy mu cał­ko­wi­cie włosy nie wy­pa­dły, ale na pewno rze­dły.

To nie jest dłu­go­trwa­ły pro­ces.

Nawet jeśli mia­ła­by być to praw­da a wiem, że nie jest:) że u każ­de­go czło­wie­ka wy­glą­da to ina­czej, to przed­sta­wio­na scen­ka to mo­ment z życia na­szej parki, krót­ka roz­mo­wa, więc nawet nie mogę zna­leźć punk­tu, w któ­rym stwier­dzi­łaś, że ja pisze że to dłu­go­trwa­ły pro­ces:) Chyba, że uwa­żasz, że cho­ro­ba po­wo­du­je wy­pa­da­nie wło­sów w ciągu mi­nu­ty – o 17:25 włosy są, a o 17:26 już ich nie ma:)

Oczy­wi­ście przy spraw­nie na­pi­sa­nym tek­ście umy­ka­ją pa­ra­dok­sy: dla­cze­go, skoro inne po­sta­cie się mnożą, bo­ha­ter/punkt wi­dze­nia po­zo­sta­je ten sam (chyba że coś prze­ga­pi­łam)?

Punkt wi­dze­nia po­zo­sta­je ten sam, bo u jed­ne­go Liama, jak i u dru­gie­go, żona umar­ła na raka w jego świe­cie, ale kto wie może się po­ja­wić Liam któ­re­go żona umie­ra na zawał. Lub po­ja­wić się taki, który po pro­stu wraca do swo­jej żony, która żyje i też może być z tego kon­flikt bo świa­tów w któ­rym żyła jest wię­cej, a róż­ni­ce mogą po­le­gać na czymś innym. Pa­mię­taj­my, że po­ja­wił się też Ethan, w jego świe­cie to on z ja­kie­goś po­wo­du zna­lazł się w bro­ka­cie i nie znamy jego hi­sto­rii. To temat na po­wieść:D

Tak czy ina­czej dzię­ki za od­wie­dzi­ny. I ła­pan­kę, bo to ko­lej­ny kro­czek do do­sko­na­ło­ści tego tek­stu:D

 

Hej, pi­sa­łam też z do­świa­cze­nia, ale do­czy­ta­łam sobie tro­szecz­kę wtedy i teraz, i re­ak­cja za­le­ży w naj­więk­szym stop­niu od leku i ro­dza­ju te­ra­pii (ob­sta­wia­ła­bym na zdro­wy rozum, że mniej dra­stycz­nie wy­pa­da­ją przy ra­dio­te­ra­pii, bar­dziej dra­stycz­nie przy che­mio­te­ra­pii). Za­kła­da­ła­bym też, że do pew­ne­go stop­nia istot­na jest też wyj­ścio­wa gę­stość wło­sów osob­ni­ka. Ja mia­łam fe­no­me­nal­nie gęste włosy przed (od­ro­sły bez­na­dziej­ne, cią­gle mam na­dzie­ję, że się jesz­cze po­pra­wią), że nie­wiel­kie­go prze­rze­dze­nia i tak nie by­ło­by widać, na­to­miast ow­szem, był mo­ment taki, wpraw­dzie nie jedna mi­nu­ta, ale za­pew­niam Cię, że była to kwe­stia mak­si­mum kwa­dran­sa, że jedno po­dej­ście do cze­sa­nia i po wszyst­kim, bez eta­pów po­śred­nich. Jeśli Twój tato nie stra­cił wszyst­kich wło­sów, to być może po pro­stu te­ra­pia ina­czej na nie dzia­ła­ła, bo za­pew­ne była inna, zwłasz­cza że nie mógł mieć tego sa­me­go raka co ja ;) No i jeśli wyj­ścio­wo nie miał bar­dzo buj­nej czu­pry­ny, to oczy­wi­ście prze­rze­dze­nie bę­dzie bar­dziej wi­docz­ne, to zresz­tą teo­re­tycz­nie może się też wią­zać ze stre­sem itd., nie wszyst­kie te­ra­pie on­ko­lo­gicz­ne po­wo­du­ją wy­pa­da­nie wło­sów, choć ogrom­na więk­szość po­wo­du­je.

Na­pi­sa­łam tak, bo ta scena wy­da­ła mi się nie­wia­ry­god­na, jakby wręcz ce­lo­wo osła­bio­na, żeby efekt był mniej dra­stycz­ny, ale na pewno za­de­cy­do­wa­ło oso­bi­ste do­świad­cze­nie.

http://altronapoleone.home.blog

Do­kład­nie, pew­nie gdyby nie to do­świad­cze­nie, wogle by tego nie było, bo nie od­wa­żył­bym się pisać o tak po­waż­nych spra­wach jak ta cho­ro­ba. Na mar­gi­ne­sie do­brze, że wy­gra­łaś:) po­zdra­wiam.

Niby tro­chę okle­pa­ny temat świa­tów rów­no­le­głych, ale ory­gi­nal­nie po­trak­to­wa­ny, motyw bro­ka­tu bar­dzo przy­padł mi do gustu. Za­koń­cze­nie przy­wio­dło mi na myśl se­rial Co­un­ter­part, jeśli ktoś ko­ja­rzy. Zde­cy­do­wa­nie do­brze na­pi­sa­ne, cho­ciaz dia­lo­gi miej­sa­mi wy­da­wa­ły mi się tro­chę sztyw­ne. Na przy­kład:

Piąt­ko­wy ter­min nie uległ zmia­nie.

Nie wy­da­je mi się, żeby ktoś się tak wy­ra­ził w pry­wat­nej roz­mo­wie. Prę­dzej “ter­min się nie zmie­nił” albo w ogóle “tak, ten sam ter­min” – bo od­po­wia­da na tak sfor­mu­ło­wa­ne py­ta­nie.

 

Poza tym wy­ła­pa­łam:

wy­da­ła ta­jem­nicę,

Dzię­ki nim ob­ser­wo­wa­li­śmy to, co się dzie­je na ze­wnątrz.

Dłu­go­fa­lo­wy pro­ces, pod­czas któ­re­go wiele rze­czy mogło pójść nie tak, jak­by­śmy sobie tego ży­czy­li.

Ja bym skoń­czy­ła to zda­nie po “pójsc nie tak”. W ogóle w wielu miej­scach ja bym nie­któ­re zda­nia skró­ci­ła czy okro­iła, ale to może byc moja fa­na­be­ria :)

 

przy­po­mi­na­ła swym wy­glą­dem za­baw­kę hu­la-hop,

„Revolntu­let”, co z ję­zy­ka fiń­skie­go ozna­cza „Lisi ogon”

Lisi ogień, nie ogon. I li­te­rów­ka. Nie do końca ro­zu­miem co tu nagle robi fiń­ski. Tzn. miło do­da­je ko­lo­ry­tu, ale kryje się za tym ja­kieś zna­cze­nie, któ­re­go nie zro­zu­mia­łam?

 

Włą­czy­łem sy­gnał alar­mo­wy, który na sta­cji sta­no­wił czer­wo­ny guzik w ścia­nie.

Sy­gnał sta­no­wił guzik? Coś tu jest nie tak. Może: Czer­wo­nym gu­zi­kiem na ścia­nie włą­czy­łem sy­gnał alar­mo­wy.

 

a wy­ja­śnie­nie może po­sia­dać tylko jedna osoba

Nie wiem czy można po­sia­dac wy­ja­śnie­nie. Może “znac wy­ja­snie­nie”?

 

kiedy opusz­cza­łem po­kład – kaszl­nął – byłeś szczę­śli­wy, bo ope­ra­cja Arii się udała i byłeś już po pierw­szej roz­mo­wie z nią, kiedy wra­cam, je­steś roz­trzę­sio­ny, za­nie­po­ko­jo­ny i wzbu­rzo­ny, nie je­steś sobą.

Nie klei mi się to. Wy­obra­ża­ła­bym sobie, że cała za­ło­ga za­cho­wu­je się w spo­sób ze­stre­so­wa­ny i roz­strzę­sio­ny, bo wła­śnie wlazł im na po­kład nie wia­do­mo skąd du­pli­kat jed­ne­go z nich. Ro­zu­miem, że po­trzeb­ny był pre­tekst, żeby prze­ka­zac in­for­ma­cję o ży­ją­cej żonie, ale nie prze­ko­nu­je mnie ta forma.

 

Chcę po­wie­dzieć wam, że

wy­da­rzyć się mu­sia­ło wiele rze­czy, a któ­rych ja nie po­tra­fi­łem uchwy­cić.

od­zy­ska­łem kon­trolę nad stat­kiem

po­sia­da­łem dziec­ko.

mia­łem dziec­ko

 

Trwa­łem nie­uf­ny,

Zgrzy­ta mi tro­chę… może “po­zo­sta­wa­łem nie­uf­ny”?

 

Wtedy nie wi­dzia­łem in­ne­go roz­wią­za­nia, by spraw­dzić tę ry­zy­kow­ną hi­po­te­zę, jak wyjść i się po­ka­zać.

Ra­czej “spo­so­bu” za­miast “roz­wią­za­nia”.

 

Tak też uczy­ni­łem.

Tak też zro­bi­łem.

 

 

Czy­ta­ło się do­brze :)

 

Ko­smos to ba­zgra­ni­na byle ja­kich wie­lo­krop­ków!

Piąt­ko­wy ter­min nie uległ zmia­nie.

Nie wy­da­je mi się, żeby ktoś się tak wy­ra­ził w pry­wat­nej roz­mo­wie. Prę­dzej “ter­min się nie zmie­nił” albo w ogóle “tak, ten sam ter­min” – bo od­po­wia­da na tak sfor­mu­ło­wa­ne py­ta­nie.

Też nad tym my­śla­łem, ale zo­sta­wi­łem tak w końcu ona jest ba­dacz­ką i mogła tak po­wie­dzieć.

 

„Revolntu­let”, co z ję­zy­ka fiń­skie­go ozna­cza „Lisi ogon”

Lisi ogień, nie ogon. I li­te­rów­ka. Nie do końca ro­zu­miem co tu nagle robi fiń­ski. Tzn. miło do­da­je ko­lo­ry­tu, ale kryje się za tym ja­kieś zna­cze­nie, któ­re­go nie zro­zu­mia­łam?

Wiesz lecą badać bro­kat, który jest po czę­ści zorzą po­lar­ną. Zorza po­lar­na to Lisi ogień:) Re­von­tu­let. 

 

kiedy opusz­cza­łem po­kład – kaszl­nął – byłeś szczę­śli­wy, bo ope­ra­cja Arii się udała i byłeś już po pierw­szej roz­mo­wie z nią, kiedy wra­cam, je­steś roz­trzę­sio­ny, za­nie­po­ko­jo­ny i wzbu­rzo­ny, nie je­steś sobą.

Nie klei mi się to. Wy­obra­ża­ła­bym sobie, że cała za­ło­ga za­cho­wu­je się w spo­sób ze­stre­so­wa­ny i roz­strzę­sio­ny, bo wła­śnie wlazł im na po­kład nie wia­do­mo skąd du­pli­kat jed­ne­go z nich. Ro­zu­miem, że po­trzeb­ny był pre­tekst, żeby prze­ka­zac in­for­ma­cję o ży­ją­cej żonie, ale nie prze­ko­nu­je mnie ta forma.

Ja pró­bu­je sobie to tłu­ma­czyć, w taki spo­sób, że oni wy­cho­dzi­li już z po­miesz­cze­nia i Liam był ostat­ni, który znaj­do­wał się jesz­cze w po­ko­ju. Zo­stał za­ga­da­ny w pry­wat­nej spra­wie, a wcze­śniej na­po­mkną­łem, że to przy­ja­cie­le. Może w świe­cie przy­by­sza też są przy­ja­ciół­mi. Nowy ethan też nie ro­zu­mie co się dzie­je, może on sam szuka od­po­wie­dzi i za­da­je takie py­ta­nia, cho­dząc we mgle.

 

min­de­na­mi­faj, dzię­ki za od­wie­dzi­ny i wy­ła­pa­nie cho­chli­ków. Muze zwró­cić uwagę na ten se­rial, dzię­ki za info. Cie­szy, że czy­ta­ło się do­brze.:Dmi­łe­go dnia.:)

Known some call is air am

:)

Po­do­ba­ło się: Motyw ty­tu­ło­wy. Jest w tym coś po­etyc­kie­go (cho­ciaż na po­ezji się nie znam). Po­bu­dza wy­obraź­nię i in­try­gu­je.

Nie po­do­ba­ło się: Zdaje się że już któ­ryś raz mam do czy­nie­nia z mo­ty­wem “śmier­ci przez ko­niecz­ność skon­stru­owa­nia emo­cjo­nal­ne­go kształ­tu po­sta­ci nar­ra­to­ra”, z za­strze­że­niem że wiem że jest to uroz­ma­ico­ne, co sta­no­wi Oko­licz­ność Ła­go­dzą­cą.

 

Gra­tu­lu­ję i po­zdra­wiam!

Hej Ol­gierd, wszyst­ko co po­wie­dzia­łeś jest miłe:)

Po­do­ba­ło mi się :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Super:)

Plu­ton jest pięk­ny.

vrchamps – Świe­cisz jak jeden Sasin monet

 

 

Ład­nie, vr, bar­dzo ład­nie. Po­do­ba mi się to opo­wia­da­nie, po­do­ba mi się to, że za­ło­że­nia kon­kur­so­we speł­ni­łeś we wła­ści­wy spo­sób, a po­nad­to cie­ka­wy. Po­tra­fisz łą­czyć ze sobą różne mo­ty­wy w nie­oczy­wi­sty spo­sób i two­rzyć z tego dobre opo­wia­da­nia. War­stwa na­uko­wa nie­na­chal­na, we wła­ści­wych pro­por­cjach, jed­nak po­da­na nieco zbyt in­fo­dum­po­wo jak na mój gust.

Po­do­ba mi się kli­mat, który bu­du­jesz. Kilka osób na sta­cji, po­śród pust­ki, to śro­do­wi­sko, które wzbu­dza we mnie naj­więk­szy nie­po­kój, po­nie­waż każda ano­ma­lia w takim śro­do­wi­sku jest za­po­wie­dzią cze­goś strasz­ne­go/okrop­ne­go/ta­jem­ni­cze­go/nie­sa­mo­wi­te­go – niech za przy­kład służą takie kla­sy­ki jak “Obcy” Scot­ta, “Coś” Car­pen­te­ra, albo mniej kla­sycz­ny, ale nie mniej nie­po­ko­ją­ce “Cargo” (które po­le­cam). Tyle jeśli cho­dzi o filmy, ale i w li­te­ra­tu­rze sporo ta­kich mo­ty­wów, że wspo­mnę “So­la­ris” Lema tylko, bo to naj­wy­raź­niej­sze sko­ja­rze­nie, jeśli cho­dzi o wspo­mnia­ne śro­do­wi­sko.

Ogry­wasz fa­bu­lar­nie motyw wielu świa­tów ist­nie­ją­cych obok sie­bie, czyli coś nie­no­we­go, ale z czego jesz­cze można sporo wy­ci­snąć. I nieco wy­ci­sną­łeś, choć motyw męż­czy­zny po­szu­ku­ją­ce­go rów­no­le­głe­go świa­ta, w któ­rym od­naj­dzie mi­łość stra­co­ną w jego świe­cie już wi­dzia­łem, a nawet czy­ta­łem i po­le­cam Ci to opo­wia­da­nie – “Od­na­leźć Annę” Ce­za­re­go Frąca, wy­da­ne w an­to­lo­gii “Tem­pus fugit” od Fa­bry­ki Słów. Oczy­wi­ście we wspo­mnia­nym opo­wia­da­niu po­dróż, a nawet wa­run­ki dla za­ist­nie­nia in­nych rze­czy­wi­sto­ści, są przed­sta­wio­ne ina­czej, lecz oś fa­bu­lar­na – która kry­sta­li­zu­je się u cie­bie juz cał­kiem wy­raź­nie w mo­men­cie, w któ­rym drugi Liam za­czy­na opo­wia­dać o uda­nej ope­ra­cji Arii – jest bar­dzo po­dob­na. Sama koń­ców­ka z kolei sko­ja­rzy­ła mi się tro­chę z czapy z fil­mem z Jetem Lee “The one” – a to przez de­kla­ra­cję al­te­ru głów­ne­go bo­ha­te­ra, który in­for­mu­je pro­ta­go­ni­stę, że ten musi umrzeć. 

Re­asu­mu­jąc: opo­wia­da­nie cie­ka­wi, po kolei, kli­ma­tem – wie­lo­świa­tem – dra­ma­tem. Zde­cy­do­wa­nie udany tekst.

Known some call is air am

Dzię­ki Outta, fajny kon­kurs:) do­brze było się spraw­dzić.

Tak, Go­lodh zro­bił fajny kon­kurs, ja tylko se­kun­do­wa­lem. Dzię­ki za udział i Po­zdro :)

Known some call is air am

Hmmm…

Ję­zy­ko­wo nie ma może „tego cze­goś”, ale czyta się cał­kiem płyn­nie – jest dawka tech­ni­ka­liów, poza tym jed­nak sta­wiasz na pro­sty i szyb­ki styl. Po­tknięć stric­te ła­pan­ko­wych za bar­dzo nie mia­łem. Jeśli gdzieś jed­nak widzę pro­ble­my, to na po­zio­mie fa­bu­ły.

Z po­zo­ru wy­da­je się, że wszyst­ko jest ok. Masz po­mysł – fak­tycz­nie nie nowy, ale ory­gi­nal­nie ubra­ny w nie-do-koń­ca-na­uko­we* szaty. Wpla­tasz w niego hi­sto­rię żony głów­ne­go bo­ha­te­ra i po­zwa­lasz mu szu­kać za­gi­nio­nej ro­dzi­ny w innym uni­wer­sum (ni­czym Smith z Czło­wie­ka z Wy­so­kie­go Zamku, jeśli oglą­da­łeś). Ubra­ne w trzy­ak­to­wą kon­struk­cję, a na ko­niec wszyst­ko po­sy­pa­ne bro­ka­tem. Pięk­nie? Pew­nie le­piej, niż wy­ni­ka z moich zrzę­dzeń:P Ale za­ry­zy­ku­ję stwier­dze­nie, że bra­ko­wa­ło Ci miej­sca i spo­koj­nie mógł­byś po­cią­gnąć tekst o 10-20 ty­się­cy zna­ków.

Naj­więk­szy zgrzyt po­ja­wia się tam, gdzie chcesz po­pchnąć akcję do przo­du. Wy­mie­niw­szy:

– Gdy Liam do­wia­du­je się o śmier­ci żony

– Gdy wy­su­wa­ją hi­po­te­zę na temat wie­lo­świa­tów

– Gdy „Drugi” rzuca się na nich z nożem

W każ­dym z tych przy­pad­ków zmia­na wy­da­ła mi się tro­chę zbyt szyb­ka, a tro­chę zbyt od­kle­jo­na. Chwi­lę za­ję­ła mi re­flek­sja, ale wła­śnie wy­da­je mi się, że za każ­dym razem bra­ko­wa­ło Ci pod­bu­do­wy. Drugi przy­pa­dek jest dość jasny – naj­pierw za­rzu­casz nam in­for­ma­cją od Dru­gie­go Etha­na, po któ­rej by­stry czy­tel­nik widzi już co się świę­ci, a chwi­lę póź­niej… jakby obu­chem wa­lisz w nas wy­ja­śnie­niem. A ja, jako czy­tel­nik, wo­lał­bym jesz­cze chwi­lę się z tym po­mę­czyć, po­czuć nie­pew­ność, może zo­ba­czyć fał­szy­wy trop, albo zo­sta­wić w nie­pew­no­ści. Tak pro­ste tłu­ma­cze­nie za­wi­ło­ści po­my­słu rzad­ko wy­cho­dzi do­brze (jeśli chcesz przy­kład do­bre­go wy­ko­na­nia, spójrz na „Ruch jest ży­ciem” Outty).

Trze­ci pod­punkt jest tylko odro­bi­nę trud­niej­szy. Pro­ble­mem jest py­ta­nie – dla­cze­go rzu­cił się z nożem? Jak myślę o fak­tach, to niby jest to na­tu­ral­ne, ale jako czy­tel­nik nie ku­pu­ję tego. I nawet gdy­bym chciał, to pod­świa­do­mie nie mogę:P Gość za­cho­wy­wał się na­tu­ral­nie, grzecz­nie, tro­chę zdzi­wio­ny, ale żeby z nożem się rzu­cać? Czemu? A wy­star­czy­ło­by, żebyś po­ka­zał go dłu­żej, nie­po­ko­ją­ce za­cho­wa­nia i po­wo­li ro­sną­cą agre­sję, a pew­nie bym uwie­rzył:)

Pierw­sza kwe­stia jest trud­niej­sza i tu nie mam go­to­wych wzor­ców. Mimo wszyst­ko wy­szło to strasz­nie szyb­ko (w ob­rę­bie sceny), być może tro­chę fil­mo­wo (sztam­po­wo?), jakby cze­goś za­bra­kło w przy­go­to­wa­niu. Po­zo­sta­wię więc Cię z za­ża­le­niem i za­da­niem do­mo­wym;)

A na ko­niec – bra­ku­je tro­chę re­la­cji mię­dzy bo­ha­te­ra­mi na sta­cji, przez co ma­sa­kra „Dru­gie­go” nie robi ta­kie­go wra­że­nia. A i poza tym przy­da­ło­by się ich tro­chę pod­bu­do­wać, bo nie­zbyt pa­mię­tam o nich żad­nych szcze­gó­łów:P

Poza tym jak wspo­mnia­łem – czy­ta­ło się spraw­nie, szyb­ko i bez prze­sto­jów. W po­łą­cze­niu z po­my­słem daje to po­ziom w moim od­czu­ciu cał­kiem so­lid­ny. Wi­dzia­łem wy­róż­nie­nie we Wcie­le­niach i praw­dę mó­wiąc nie­zbyt mnie ono zdzi­wi­ło;) Także… pisz dalej.

 

* Pro­mie­nio­wa­nie ko­smicz­ne ude­rza­ją­ce w ma­gne­tos­fe­rę Urana wy­wo­łu­ją­ce… Pew­nie wiesz o tym i jak coś to nie aż taki za­rzut, bo dość ory­gi­nal­ne i sen­sow­nie opi­sa­ne to, tak dla za­sa­dy tylko wspo­mi­nam dla po­stron­nych czy­tel­ni­ków;)

Слава Україні!

Dzię­ki Go­lodh.

Po tylu dniach od kon­kur­su sam za­czy­nam za­uwa­żać to co tu nie za­gra­ło. Winne jest moje le­ni­stwo, trój­ka dzie­ci i praca. To trze­cie nie­dłu­go od­pad­nie. Dru­gie­go nie zmie­nię, a nad pierw­szym po­pra­cu­je. Szko­da opo­wia­da­nia… dwa, trzy dni wię­cej pracy i efekt byłby pew­nie lep­szy. Wiesz w mojej gło­wie peł­nej ob­ra­zów, wszyst­ko było ide­al­ne jeśli cho­dzi o fa­bu­łę. A co do pro­ste­go ję­zy­ka, to pew­ne­go po­zio­mu nie prze­sko­czę, za dużo zmar­no­wa­łem lat. Zo­sta­ją mi tylko wy­róż­nie­nia za fajne po­my­sły, ale i to biore w ciem­no:D

Nowa Fantastyka