- Opowiadanie: pornstarXD - Odnaleźć Śmierć część 1

Odnaleźć Śmierć część 1

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Odnaleźć Śmierć część 1

Wiecie jaki to huk, kiedy serce ci pęka? Przeraźliwie wręcz głośny. Do tego ból jest nie do zniesienia, jakby wszystko wewnątrz ciebie naraz się skręciło. Wtedy nie jest ważne gdzie jesteś, co robisz, ani kto stoi obok ciebie.

Kiedy moje serce pękło byłem na uniwersytecie na wykładach. Gdy sekretarka weszła do sali i poprosiła mnie na korytarz, to pierwszą myślą jaka przemknęła mi przez głowę było: a jednak się dowiedzieli o tych ściągach. Cholerny egzamin z historii, myślałem wtedy. Cholerna impreza, przez którą się nie uczyłem.

Pod ostrzałem spojrzeń wszystkich obecnych w sali ruszyłem do wyjścia. Zamknąłem za sobą cicho drzwi i stanąłem jak wryty na widok rektora i dwóch policjantów. Poczułem ukłucie w brzuchu. Wiedziałem, że podchodzą tutaj poważnie do egzaminów, ale nie miałem pojęcia, że aż tak. Spodziewałem się, że zaraz jeden z mundurowych zakuje mnie w kajdanki i zaprowadzi do radiowozu.

– Coś się stało? – zapytałem jakby nigdy nic i poczułem się zaraz straszliwie głupio. Idiotyczne pytanie, złajałem się w duchu. Oczywiście, że coś się stało.

Przyjrzałem się rektorowi i wtedy zrozumiałem, że nie chodzi wcale o jakieś głupie ściągi. Stało się coś o wiele gorszego. Dłonie mi się zatrzęsły, a świat lekko zamglił.

– Zdarzył się wypadek – powiedział pierwszy policjant.

Mógł mieć trzydzieści lat. Krótko ostrzyżone, ciemne włosy nadawały mu groźny wygląd, a małe, świńskie, niebieskie oczy pozostawały bez wyrazu. Mundur opinał się na jego tłustym ciele, a jego postawa mówiła, że ma lepsze rzeczy do roboty, niż przebywać tutaj.

– Wypadek – powtórzyłem jak echo i znowu spojrzałem na rektora jakby w poszukiwaniu ratunku. On westchnął cicho i położył mi dłoń na ramieniu. Zmarszczki na jego czole się pogłębiły.

– Bardzo mi przykro, synu – powiedział.

Cofnąłem się zaskoczony, a jego dłoń zsunęła się z mojego ramienia.

– Co się stało? – zapytałem ostro.

Świat nagle zaczął razić mnie swoimi kolorami, a wszystkie dźwięki wydawały się głośniejsze, niż zwykle.

Drugi z policjantów poruszył się nieznacznie. Nie był przystojny, ale jego gładko ogolona twarz i ciepłe, brązowe oczy nadawały mu wygląd sympatycznego, starszego pana.

– Na drodze numer… – zaczął oficjalnie, ale przerwałem mu wpół zdania:

– Kto?!

– Twoi rodzice – wyrzucił z siebie rektor jakby nie mógł już znieść tej sytuacji. – Nie żyją.

Świat się nie zawalił, nawet mnie to wtedy nie ruszyło. Stałem tam tylko patrząc na nich i nie bardzo rozumiejąc.

– Moi rodzice są w pracy – powiedziałem takim tonem, jakbym tłumaczył coś małym dzieciom.

Rektor wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać. Głupi człowiek. Nienawidziłem go w tamtym momencie. Wszystko, począwszy od szarej, rozciągniętej marynarki, a skończywszy na zamszowych, brzydkich butach, mnie w nim irytowało.

– Moi rodzice są w pracy – powtórzyłem wyraźniej. – Każde w innym miejscu.

– Twój wuj zidentyfikował ich ciała. Twoi rodzice nie żyją, bardzo mi przykro – powiedział pierwszy policjant, ten młodszy.

Miałem ochotę się roześmiać. Jaki wuj?

Policjant jakby czytał w moich myślach.

– Komisarz Damian Śląski.

Wujek Damian, pomyślałem bez specjalnego poruszenia. Dopiero po chwili coś zaczęło do mnie docierać.

– Który jest dzisiaj? – zapytałem głosem wypranym z emocji.

– Szesnasty października.

Rocznica ślubu moich rodziców. No, tak – mieli dziś skończyć pracę wcześniej i jechać na weekend nad jezioro, przecież od tygodnia mi o tym powtarzali. Chcieli się w końcu wyrwać z miasta, poczuć się jak za młodych lat…

I nie dotarli…

– Ja… – zacząłem, ale zaschło mi w ustach. Musiałem oblizać wargi i odchrząknąć, żeby móc mówić dalej. – Dlaczego wujek Damian nie przyszedł?

– Pojechał na miejsce wypadku – odpowiedział drugi policjant.

Tchórz, pomyślałem wtedy pod adresem wujka. Tchórz i palant. Wysyła jakiś obcych ludzi, żeby mi powiedzieli, że moi rodzice nie żyją. Kto tak robi?! Przypomniały mi sie jego baczki i te obrzydliwe brązowe swetry, w których zawsze przychodził na święta i aż się wzdrygnąłem.

A później dotarło do mnie co się stało.

Moi rodzice nie żyją.

Zachwiałem się, ale rektor przytrzymał mnie za ramię.

– Synu? – zapytał z niepokojem. – Nie mdlej.

– O, Boże… – wyszeptałem i gwałtownie się schyliłem, opierając dłonie na udach. – O, Boże…

Wtedy właśnie pękło mi serce.

Następnych dwóch tygodni nie pamiętam. Dopiero dzień samobójstwa. Dzień, w którym przyszli po mnie nieśmiertelni.

 

***

 

 

Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że nie planowałem się zabić. Wstałem rano, zjadłem śniadanie, wziąłem prysznic i w granatowym szlafroku ojca zasiadłem przed telewizorem. Oglądałem jakieś głupie bajki na kanale dla dzieci, a później jeszcze głupsze reality show. Nim wstałem z kanapy, zapadł już wieczór. Szurając stopami i czując się jak zombie stanąłem przed lustrem.

Przez dwa tygodnie schudłem jakieś dziesięć kilo. Policzki mi się zapadły, a skóra pożółkła jak stary papier. Usta miałem popękane i suche, a jasne włosy sterczały na wszystkie strony. Najgorsze jednak były oczy – podkrążone i opuchniete, zdawały się zagłębiać w twarzy, jakby coś w mojej czaszce wciągało je do środka. Białka miałem przekrwione od niewyspania, a szare tęczówki zaczęły ciemnieć – najwyraźniej chciały zlać się ze źrenicą w jedno.

Wyglądałem jak duch. Mgliście pamiętałem, że kiedyś byłem przystojny i pełen energii, ale za cholerę nie mogłem sobie przypomnieć tych czasów. Męska szczęka, która wcześniej dodawała mi uroku, teraz sprawiała, że wyglądałem tym bardziej chudo i mizernie. Jak ofiara holokaustu.

Czułem obrzydzenie, patrząc na siebie.

I wtedy to się zaczęło.

Nie myślałem nad tym, nie zastanawiałem się ani przez chwilę co robię. Przyszykowałem dwie miski z gorącą wodą i postawiłem je na podłodze. Później wziąłem nożyczki i usiadłem pod ścianą. Kiedyś coś mi się obiło o uszy, że jak człowiek chce się zabić to musi podciąć sobie żyły horyzontalnie.

Nie będąc pewien co to oznacza ciąłem wzdłuż i wszerz. Najpierw lewą rękę, a później prawą. Na koniec zanurzyłem obie w miskach z wodą.

Nie czułem nic, chociaż pewnie straszliwie bolało, a jedyne o czym myślałem, to o tym, że pewnie wyglądam śmiesznie. Głupi wniosek jak na kogoś, kto właśnie próbuje się zabić.

Niestety, jak wszystko w moim życiu, i to mi nie wyszło. Krew się ze mnie wylała, ale ja nie umarłem. Siedziałem pod tą ścianą chyba kilka dni nie mogąc się ruszyć, ani odezwać. Obejrzałem wystarczająco dużo różnych filmów, żeby wiedzieć, że to nie powinno tak wyglądać. Miałem być martwy, a jednak wciąż żyłem.

Gdy byłem bliski szaleństwa – przyszli oni. Nie wyglądali na takich, których można się bać. Zwykli ludzie. Na początku myślałem, że to sąsiedzi albo ktoś, ale słuchając ich rozmowy dotarło do mnie, że coś jest z nimi nie tak. Przeraziłem się jednak dopiero wtedy, gdy podsunęli mi do ust woreczek z krwią. Nie byłem w stanie nic zrobić, mój organizm zareagował samoczynnie. Wypiłem wszystko.

Któreś z nich wyjęło mi ręce z wody, a później przenieśli mnie na kanapę i napoili większą ilością krwi.

Dopiero w pewnym momencie dotarło do mnie, że nie jestem już bezwolną kukiełką i usiadłem gwałtownie, aż mężczyzna, który mnie poił krwią, odskoczył.

Rozejrzałem się po otaczających mnie ludziach i zsunąłem nogi z kanapy, siadając prosto.

– Co się stało i kim wy, do cholery, jesteście? – zapytałem.

Kobieta siedząc na fotelu przed ławą, wstała. Miała długie czarne włosy, bladą skórę i oczy koloru trawy.

– Witaj wśród nieśmiertelnych – powiedziała.

Wtedy tylko brzmiało to jak groźba, teraz wiem, że nią było.

Koniec

Komentarze

"Nie będąc pewien co to oznacza ciąłem wzdłuż i wszerz. Najpierw lewą rękę, a później prawą. Na koniec zanużyłem obie w miskach z wodą."- zanurzyłem*. Woda musiała być gorąca, a poza tym czułby i to dużo, gdyby pierwsze przeciął sobie żyły. Pierwsze je powinien włożyć do wrzątku.

"To chyba dlatego, że tak długo nie mogłem sie ruszać, ale czułem się pełen sił"- nielogiczne- "chyba dlatego, że tak długo nie mogłem się ruszać, czułem się pełny sił".

Jeśli chodzi o tekst... jakoś nie chce mi się komentować, właściwie nie wiem co napisać. Chyba sięgnę po cześć drugą. Samo w sobie to pozytywny komentarz:).

Danke:) nie wiem jakim cudem napisałam zanurzyłem przez "ż", to chyba dlatego, że muszę pracować na wordpadzie i nie ma mi kto poprawić błędów;)

Krótko ostrzyżone, ciemne włosy nadawały mu groźnego wyglądu – nadawały mu groźny wygląd

 

Tchórz, pomyślałem wtedy pod adresem wujka. – pomyślałem wtedy o wujku.

 

Białka miałem przekrwione od niespania – z niewyspania chyba…

 

Wtedy tylko brzmiało to jak groźba, teraz wiem, że nią było. – „tylko” jest tutaj raczej zbędne.

 

A ja mam tyle uwag. I podobne zdanie co Lassar. Poczekam, co będzie dalej.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Dziękuje za uwagi Fasoletti, chociaż nie ze wszystkimi się zgadzam:)

Niby zjadł śniadanie - zatem apetytu nie stracił - a w dwa tygodnie dziesięć kilo!?!Mało wiarygodne jak dla mnie.

Zaczęło się ciekawie, zobaczymy, co będzie dalej.

Można reklamować śmierć rodziców jako dietę-cud:). Drżyj ojcze i matko, zblizają się wasze nastoletnie pociechy z nożami...

Nowa Fantastyka