Dostawca zgodnie z wyuczoną techniką ukłonił się i powoli wyszedł za próg mojego biura. Zamknąłem drzwi, a krótki sygnał oznajmił fakt opuszczenia przez niego wyznaczonego obszaru korytarza. W jego obrębie dostawca nie mógł ani mówić, ani słyszeć. Takie były zasady, a ja nie miałem zamiaru tych zasad łamać. Bunt? Żyło mi się przecież dobrze i nie byłem raczej skrępowany w żadnej istotnej dla mnie sprawie. Poza relacjami z obsługą obiektu oczywiście, tu istniały pewne ograniczenia. Jednak kontakt z dostawcami nie przyniósłby mi żadnej korzyści. To raczej zysk dla nich. Najważniejsze, że przynieśli pakunek. Na tym kończymy współistnienie klas.
Postawiłem karton na stole i błyskawicznie wydobyłem zawartość. Była to zwykła lampa z zielonym abażurem. Dokładnie taka o jakiej myślałem, oglądając kilka filmów z XX wieku. Podłączyłem lampę do kontaktu ukrytego pod biurkiem. Nacisnąłem przycisk i teraz dokładniej widziałem zeszyt, który zamówiłem dzień wcześniej. Chciałem napisać coś od siebie, w oderwaniu od komputerów. Ta myśl nawiedziła mnie po nocnym szperaniu po bazie danych urzędu.
Raz na kilka dni wyłączają logi systemowe i każdy pracownik mojej rangi lub wyższej może wtedy bez kontroli przejrzeć dowolną treść z bazy historycznej. Dostęp jest zawsze taki sam, ale brak pełnego śledzenia odczytu wyłącza krępujące pytania o celowość działań i pytania o specyficzne preferencje. Jest tylko jedna zasada, która nie ulega zmianie – danych nie można wykorzystać do innych celów niż własne lub towarzyskie. Wyłącznie w obrębie dozwolonej sieci kontaktów. Złamanie tej zasady jest niemal niemożliwe, ale jeśli komuś by się udało, brak logów może nie pomóc. Jak dla mnie to i tak wolność, ale pewnie dla wielu, których obecność zatarła się po kilku logach systemowych, byłoby to coś niezrozumiałego. Mam na myśli bohaterów wydarzeń, konfliktów, śmierci sprzed wielu lat, których losy to promil danych systemu. Oni patrzyliby na mnie z przerażeniem, chcąc jak najdłużej utrzymać porządek najprostszego bytu. Wtedy rządziła miłość i praca, a zaspokajanie głodu zajmowało resztę czasu. Ludzie, z którymi pracuję, wiedzą o wiele więcej, chętnie rozmawiają i nie potrafię sobie wyobrazić nikogo spoza naszej grupy, kto mógłby wnieść do mojego życia coś bardziej wartościowego. Może uda mi się jeszcze uda zrobić na nich wrażenie tym pisaniem.
***
Wydarzenia tej historii miały miejsce pod koniec drugiej połowy XXI wieku. Sytuacja społeczno-ekonomiczna w porównaniu do poprzednich lat nie uległa znacznej zmianie. Wciąż nie było na świecie w pełni nowoczesnego budownictwa, a zwykłe szare bloki nie były rzadkim widokiem. Obok rozsypujących się budynków funkcjonowały punkty ładujące samochody czy małe biura obudowane elektroniką ochronną. Nikogo nie dziwiło, że po wyjściu z obskurnego korytarzyka łatwo było dostrzec kamery badające każdy objaw funkcji życiowej jednostki. W tym technicznym, ale też zarazem starodawnym świecie żył Meg. Jak każdy spędzał dużo czasu używając podręcznego komputera, który wtedy nazywano smartfonem. Ta nazwa sama w sobie wskazywała na inwazyjną zmianę w słowie telefon, by w końcu cząstka fon traciła na znaczeniu, a cząstka smart stawała się właściwie samoistna. Smartfon myślał za człowieka, a Meg wciąż bardzo lubił technologię zwaną użytkową. Gdyby nie to urządzenie, siedziałby w swojej dzielnicy i obijał się bez celu po parkach i bulwarach. Głównie dlatego, że nic o kulturze czy sposobie bycia nie docierałoby do jego świadomości, nie posiadał odpowiednich znajomych.
Na ręku miał zapięty moduł monitorujący podstawowe funkcje życiowe. Użyję odpowiedniej nazwy… smartwatch. Więc smartwatch zawibrował dziwnym rytmem. Zaniepokojony Meg spojrzał na wyświetlacz, na czerwono wyświetlił się komunikat:
Incydent wymagający pilnej reakcji.
Sięgnął po smartfon, na którym wyświetliły się szczegółowe informacje. Wynikało z nich, że nie nawiązał kontaktu ze swoją dziewczyną od pięciu godzin i jej dane biometryczne osiągnęły nietypowy stan. Zgodnie z historią kontaktu, odpowiednia reakcja wygaszała tę anomalię. Meg wybrał manualne rozwiązanie problemu. Wyświetlił się interfejs nowej wiadomości. Przy jego użyciu Meg z szeregu pojawiających się słów, wybrał odpowiednie by stworzyć zdania. Słownik telefonu opanował już cały zasób leksykalny i słowotwórczy Mega. Automatyczna metoda mogłaby załatwić sprawę, ale Meg umówił się z dziewczyną, że będą do siebie pisali bez jej użycia. Po to by żyć choć trochę bardziej jak prawdziwi ludzie, dbając o naturalne relacje międzyludzkie.
Możliwość wpisywania słów samodzielnie została usunięta z systemu urządzeń jakiś czas temu. Okazało się, że w pełni manualne wprowadzanie danych zużywa za dużo energii i zbyt mocno angażuje układy człowieka. Meg nie protestował, bo miał dosyć wklepywania każdej litery samodzielnie. Jego dziewczyna była jednak załamana. Nie interesowała się za bardzo jakąkolwiek technologią. Nawet bała się jej i z niechęcią kliknęła potwierdzenie związku w urządzeniu. Brała nawet udział w protestach. Jednak nic one nie dały, bo struktura właścicieli oprogramowania i sprzętu była rozproszona zbyt mocno, by kogokolwiek te protesty mogły zainteresować. Na pewno na niewiele zdawały się pikiety pod lokalnymi sieciami sprzedaży. Internet też był wątpliwym miejscem, kiedy samo pisanie przeciwko zmianom wymagało korzystania z tych zmian. Zresztą większość ludzi zaczęła korzystać ze słownikowej innowacji na długo przed jej bezwzględnym wprowadzeniem. Niektórzy nawet płacili za możliwość pisania słownikami znanych nieżyjących postaci, by robić wrażenie na rozmówcach. Meg dostał po chwili odpowiedź:
– Och, martwisz się o mnie. Wszystko jest w porządku. Zaraz będę jadła obiad. Do zobaczenia.
Mimo wszystko Meg był nieswój. Odczyt urządzenia wskazywał na coś niepokojącego. Może to jakiś błąd? Zdarzają się, a za ich znalezienie można nawet zarobić. Pieniądze zawsze się przydadzą. Meg wpadł na to, by podejść do dziewczyny piechotą. W końcu człowiek ma nogi i jeszcze zdarza się z nich korzystać, choć wielu bez problemu radzi sobie bez nich.
Pod blokiem Res lekko wiało. Był to budynek postawiony w połowie nowej nitki dojazdowej i w okolicy nie było jeszcze niczego nowego poza rzadko odwiedzanym centrum handlowym. Liczne mieszkania skupione na dosyć małej przestrzeni nie były zajęte. Wszystkie jednak już wykupiono, podobnie jak budynki w okolicy, które nie miały jeszcze nawet widocznych fundamentów. Światło w oknie Res paliło się , ale po chwili było już ciemno. Meg wbiegł do klatki, korzystając z dostępu przydzielonego po potwierdzaniu aktywnego związku. Był przekonany, że zastanie drzwi zamknięte. Na ekranie przy wejściu zajaśniał jednak zielony komunikat o przydzielonym dostępie. Meg otworzył drzwi i wszedł do środka. Ciemny korytarzyk w pierwszej chwili dość chłodny, ocieplił się szybko po uruchomieniu klimatyzacji. W jednym z pokoi wychodzących na ulicę znów zapaliło się światło. Meg wbiegł do środka, ale nikogo tam nie było. Na przełączniku światła zamontowany był dość już archaiczny system przeciwwłamaniowy. Res nie było w domu, światło zapalało się i gasło co jakiś czas bez połączenia z ogólnym systemem. W pokoju było posprzątane, biały dywan z grubymi frędzlami nie miał śladów ani okrucha.
Meg siadł na kanapie i zajrzał do smartfona. Od ostatniej wiadomości nie było żadnego kontaktu. Pomyślał, że poczeka na Res, ale wyśle jej coś. Włączył tworzenie nowego tekstu, ale zamiast normalnego interfejsu wyświetlił się komunikat:
Wystąpiły restrykcje. Dostęp słownika osobistego ograniczony, sprawdź informacje.
Zdumiony Meg kliknął. Kolejny komunikat.
Witaj, Twój język to Twój cały świat! Przedłuż już dzisiaj wszystkie funkcje słownika osobistego i ciesz się pełnią kontaktów z Twoimi najbliższymi. Kliknij dalej i poznaj dostępne plany.
Kliknął.
Niestety oferta tymczasowo niedostępna, sprawdź inne oferty.
Próbował włączać jeszcze raz, przelogować się, jednak za każdym razem oferta była czasowo niedostępna. Res zdenerwował się i włączył tworzenie wiadomości z restrykcjami. Niestety najlepsze co mógł stworzyć w wiadomości to "Hej, miłego dnia" oraz "Pogoda dziś dobra". Próbował kilkukrotnie aż nie mógł już niczego napisać.
Wersja testowa wygasła, wykup pełen dostęp lub sprawdź inne oferty.
Wkurzony Res włączył inne oferty i rozgorączkowany wybrał jedną z pierwszych dostępnych opcji. Stać go obecnie było tylko na kilka pierwszych, na te dalej nawet nie patrzył.
Gratulacje! Zakupiłeś słownik "Reklama to podstawa". Czy chcesz wysłać automatyczne powitanie do swoich klientów?
Res anulował i przeszedł od razu do pisania wiadomości własnej. Starał się nie myśleć o tym co właśnie się stało. Nie sprawdził jaki słownik kupuje dokładnie, nigdy nie myślał o tym, żeby posługiwać się innym niż własny. Odłożył smartfon i podszedł do okna. Nikogo nie było na zewnątrz, mrok rozświetlała łuna hipermarketu z domyślną reklamą oferty uderzającej jasnością przyzwyczajone do zmroku oczy. Pisał:
Wybierz produkt.
Wpisał Res.
Resztę opcji pominął, ta była podstawowa i wymagana. Wybrał kolejne słowa:
– Martwię się! Nie trzeba, na ratunek zawsze Res. Głowa do góry, życie to sukces.
Meg usunął wiadomość i spróbował jeszcze raz.
– Światło pali się bez celu! Wróć bezpiecznie. Res – oszczędzaj energię.
Ta wiadomość była najlepsza jaką udało mu się stworzyć z tym topornym słownikiem reklamowym. Wykorzystał kilka błędów, które umożliwiały stworzenie mieszanego komunikatu. Kilka prób wykryło niespójną treść i odrzuciło wysyłkę. W końcu jednak wysłał, odłożył smartfon na stół i myślał nad dzisiejszym komunikatem. Może Res też wygasł słownik? Gdyby tylko można było zadzwonić jak kiedyś. Rozmowy są kolejkowane i ograniczone. Nie dodzwoniłby się do rana, słuchając melodyjki wygenerowanej na podstawie słuchanej muzyki.
Meg włączył telewizor. Uruchomił się tryb romansowy, treści wybrane dla dwojga. Na liście było kilka seriali gdzie główni bohaterowie posiadali twarze Res i Meg. Jechali właśnie samochodem, lata 90.
* Akcja *
– Słuchaj Meg, zatrzymaj się. Może tu odpoczniemy?
Meg zatrzymał samochód przy motelu. Z budynku wyszedł młody mężczyzna. Wyraźnie podenerwowany. Przełknął ślinę, a na twarzy pojawił się przekonujący uśmiech. Jakby żadna przykra myśl nie gnębiła go nigdy w życiu.
– O państwo pewnie chcą wynająć pokój. Jestem dzisiaj sam, moja matka wyjechała. Zwykle razem prowadzimy ten biznes. Niestety obawiam się, że wszystkie pokoje są zajęte.
Obraz przestawiał zbliżenie na Mega. Ten podejrzliwie rozglądał się po okolicy. Nie było żadnego innego samochodu.
– Res, poszukajmy gdzieś indziej. Nie ma sensu…
– Nie Meg. Zostańmy tutaj. Niedługo nasz ślub, pozwól…
– Res, nie ma sensu. Skoro pan mówi…
– Meg, tu nikogo nie ma. Proszę pana, na pewno znajdzie się jakiś pokój. Poczekamy na pana matkę jeśli trzeba.
Młody mężczyzna spojrzał na nich pochmurnie, ale po chwili znów się promiennie uśmiechnął.
– Zapraszam do recepcji, może zwolni się niedługo jakiś pokój.
Weszła czołówka.
* Cięcie *
Cała historia była do przewidzenia. Meg wyłączył telewizor. Ciekawe te romanse. Zawsze mówił Res, żeby wybierała jakieś inne filmy, bo ma już dość oglądania siebie i jej ze zmasakrowanymi twarzami i połamanymi kończynami w różnych konfiguracjach. Gdyby tylko wiedział gdzie ona teraz jest. Może niepotrzebnie się przejmuje. Przyszła wiadomość.
– Może czas pomyśleć o drugiej połówce? Res płonie z tęsknoty.
Kolejny niepokojący odczyt. Gdyby słowa stanowiły wyłączne jakąś potrzebę Res, skrót werbalnej ekspresji. Jednak o ich związku obecnie stanowiła nieznana działalność systemu połączonych urządzeń. W tym momencie otworzyły się drzwi wejściowe. Meg wyskoczył do korytarzyka i spostrzegł przerażoną dziewczynę, niosącą torbę z zakupami.
– Meg, co tu robisz? Myślałam, że zwariowałeś, ale widocznie nie myliłam się. Te twoje wiadomości, teraz ty tutaj!
Meg podszedł do dziewczyny, objął ją i pocałował.
– Res, co się stało? Ciągle dostaję jakieś powiadomienia, nie mogłem do ciebie nawet normalnie napisać. Co się stało?
– Meg… Nie chcę o tym mówić. Meg, usiądźmy po prostu.
Usiedli razem na kanapie, ciało przy ciele – głowa przy ciele.
– Meg… Ja wiem. Ja chyba… to się stało.
W pokoju jakby nastał ziarnisty szum. Taki jak w dawnym telewizorze. Meg poczuł dotkliwe zimno, na jego twarzy pojawił się pot.
– Res, przecież to nie może się wydarzyć. Res, gdzieś o tym pisałaś, mówiłaś? Res… My musimy…
Rozejrzał się po pokoju. Na telewizor, na kamerę ledwo widoczną w rogu ramy. Oglądał ściany pokoju, obraz polany z lasem i spokojną chatką przy strumyku. Drzwi w korytarzu otworzyły się ponownie, w oknach opadły antywłamaniowe rolety. Na ekranie wyświetlił się obcojęzyczny komunikat "Stay where you are!".
– Kocham cię i jestem szczęśliwy.
Powiedział Meg obejmując dziewczynę. Zakrył jej twarz w pocałunku i nastała ciemność. Zimno odeszło, szum w uszach ustąpił. Po ciele rozlało się uczucie rozkoszy, a potem już nic. Prawdopodobnie już nic.
Meg obudził się, leżał na ziemi pod kanapą. Był to nadal pokój Res. Po mieszkaniu chodzili mundurowi, jeden z kimś rozmawiał patrząc przez okno.
– Jak to awaria? Zwariowaliście? Czyli, że oni korzystali z prywatnego sprzętu?
Jeden z mundurowych usiadł na kanapie i włączył telewizor. Na ekranie pojawił się mężczyzna z jego twarzą, który przeprowadzał ludzi przez zniszczone tereny blokowiska. Grała podniosła muzyka orkiestrowa. Drugi stojący przy szybie kontynuował rozmowę.
– Co mamy teraz zrobić? Nie można tak po prostu ich tu zostawić. Formalnie są skasowani ze wszystkich systemów…W porządku, tak będzie najlepiej.
Mundurowy podszedł do Mega, szturchnął go lekko.
– Wstawaj, siadaj na kanapie.
Meg usiadł.
– Wyprostuj się i patrz w ekran.
Mundurowy wyciągnął jakieś urządzenie, podobne do smartfona. Intensywnie przeglądał szereg opcji, po czym sięgnął po smartfon Mega i przyłożył do swojego. Po 30 sekundach włączył telewizor. Meg ujrzał swoją twarz na ekranie, po czym twarz zmieniła się w zupełnie inną. Zgadzał się wzrost i głos. Szedł z jakąś obcą kobietą po zaśnieżonych szczytach. Zbliżali się do górskiej chaty.
– Macie tu siedzieć do jutra. Twoja dziewczyna jest w drugim pokoju, nic jej nie zrobiliśmy jeszcze. Wygląda na to, że nic się jej nie stało mimo upadku przy próbie ucieczki.
Meg poczuł dreszcz.
– Co się z nami stanie?
– Z wami? Was już nie ma. W systemie jest zapis egzekucji, tortur oraz przesłuchań. Dzięki temu, że twoja Res praktycznie nie robiła nic, żeby się kryć, udało się sporządzić całkiem satysfakcjonującą serię nagrań. Rozumiesz? Wszystkie kamery, ta w smartfonie to ciągle rejestruje. Mieliśmy całą jej mimikę do wykorzystania. Kontrolerzy powinni być zadowoleni.
– Ale co się stało? Czy my jesteśmy wrogami systemu?
Mundurowy zaśmiał się.
– Nie jesteście żadnymi wrogami, my nawet nie ściągamy nikogo za próby zamachów, nawet tych co wiemy już na sto procent kogo, gdzie i kiedy zabiją. Wiedza to jedno, ale ingerencja w sprawy, to już poważniejsza rzecz. Powiem ci o co chodzi, bo nie będziesz miał komu powiedzieć, a ja lubię opowiadać. Coś się zepsuło w systemie komunikacji na prywatnym sprzęcie informatorów. Wyszło na to, że ciąża twojej dziewczyny to klasyczny przemyt. Trudno to wykryć, a jak już wykrywamy to nie ma litości.
– Jaki przemyt, o czym pan mówi? Myślałem, że za samą ciążę można zostać uwięzionym.
– Nie, za to tylko pozornie coś grozi. Przemyt to gorsza rzecz, oznacza próbę urodzenia dziecka genetycznie odpowiadającego osobie z zewnętrznej lokalizacji. W najgorszym wypadku ze strefy rozrodczej, ale możesz tego nie znać, bo ty urodziłeś się zgodnie z zasadami. Tak przynajmniej widziałem. Teraz to inna sprawa… Nie będziemy przedłużać, trzymaj się Meg.
Mundurowi opuścili pomieszczenie. Meg poszedł do pokoju, w którym spała Res. Oddychała dobrze, żyła. A co jeśli ona jest przemytniczką, co jeśli dziecko nie jest jego? Meg trapił się tym, ale gdyby było inaczej, to czy nie byłoby już po nich? Ci mundurowi załatali po prostu kolejną lukę w systemie, błąd ludzki.
Rano przyszedł mężczyzna ze sprzętem. Wykonał poprawki w twarzach, minimalnie korygując kształty. Meg i Res dostali coś na uspokojenie, po czym widok sprzętu z innego świata nie robił na nich wrażenia. Tak to jest, gdy w jednym miejscu technologii człowiek dostaje tylko tyle ile mu wystarczy do pracy, zabawy i bycia kontrolowanym. Mężczyzna włączył telewizor i weryfikował efekt swojej pracy. Spojrzał na twarze na ekranie: Res i Meg występowali w reklamie czekolady, uśmiechnięta Res z nową twarzą zajadała się, a Meg zdzierał zdrapkę z nagrodą.
– Identyczne. Możecie już spokojnie wychodzić z domu. Na razie jesteście na kwarantannie pracowniczej, za kilka dni przyjdzie oferta. Wystarczy zaakceptować. Nie zabieram wam więcej czasu, miłego popołudnia.
Res i Meg siedzieli razem na kanapie. Choć mieli już twarz pozwalającą na opuszczanie mieszkania, to nie mieli jeszcze przydzielonych imion. Nikt poza oficjalnymi źródłami nie mógł ich jeszcze ani wezwać, ani niepokoić. Byli nowymi rezydentami o prawidłowym statusie sparowania i patrzeć mogli na siebie legalnie.
***
Myślę, że pokażę tę historyjkę. Niech poczytają i zobaczą, że i ja jestem w stanie wylać nieco potu jak zwykły pracownik. Nie wiem co dalej stało się z Meg i Res. Dostępne dane mają to do siebie, że bywają usuwane. Może też ktoś uznał, że nie powinienem wiedzieć więcej. Co za głupota, pewnie jakiś amator dawał dostępy. Jeszcze pomyślą, że mi na czymś przesadnie zależy. Natomiast Res… Te fikcyjne nagrania były bardzo realistyczne. Nie wiem co o tym sądzić, równie dobrze nieprawdziwe mogły być dane, z których skorzystałem, a filmy w porządku. Niczego nie można być pewnym, chyba pozostają nam tylko lepsze lub gorsze opowieści i źródła danych. Wiem, że muszę stworzyć coś lepszego. Tak się stanie jeśli tylko nie ściągną mnie stąd, żebym znowu musiał wylewać prawdziwy pot z ciała każdego dnia.