- Opowiadanie: Ramshiri - Wykorzystaj. Porzuć. Powtórz.

Wykorzystaj. Porzuć. Powtórz.

Opo­wia­da­nie o kosz­ma­rach, zdra­dzie i szu­ka­niu mi­ło­ści? Jest też krew.

Ser­decz­nie dzię­ku­ję be­tu­ją­cym za po­świę­co­ny czas. Bez Was to opo­wia­da­nie byłby hor­ro­rem, nie tylko w ro­zu­mie­niu ga­tun­ko­wym.

Chęt­nie do­wiem się, nad czym po­wi­nie­nem jesz­cze po­pra­co­wać w swo­ich tek­stach.

Mi­łe­go czy­ta­nia :)

 

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Wykorzystaj. Porzuć. Powtórz.

Kłęby śmier­dzą­ce­go dymu i dzie­siąt­ki męż­czyzn oraz ko­biet tło­czą­cych się przy dłu­gim barze, ni­czym pa­pa­raz­zi przed czer­wo­nym dy­wa­nem – stan­dar­do­wa noc w Drink’n’sink.

Ubra­ni na biało bar­ma­ni wy­glą­da­li, jakby zu­peł­nie nie za­le­ża­ło im na utar­gu. Mieli znu­dzo­ne twa­rze, po­wol­ne ruchy, zmę­czo­ne oczy, które zda­wa­ły się omi­jać klien­tów, w tym Da­vi­da, ude­rza­ją­ce­go pal­ca­mi w blat i prze­stę­pu­ją­ce­go z nogi na nogę.

– O Boże! – krzyk­nę­ła młoda dziew­czy­na przy barze. – Można gło­śniej? – za­py­ta­ła, a bar­man na­tych­miast speł­nił jej proś­bę, kie­ru­jąc pilot w stro­nę te­le­wi­zo­ra.

Może to było pro­ble­mem? Gdyby David był młodą, zgrab­ną przed­sta­wi­ciel­ką płci pięk­nej, to nie mu­siał­by pa­trzeć na znie­chę­co­ne twa­rze ob­słu­gi. Choć zno­sze­nie ich wzro­ku na swoim ciele, mo­gło­by być jesz­cze gor­sze.

– Ta prze­ra­ża­ją­ca zbrod­nia zo­sta­ła od­kry­ta do­pie­ro po kilku go­dzi­nach od uga­sze­nia po­ża­ru – mó­wi­ła spi­ker­ka, sto­jąc na tle osmo­lo­ne­go bu­dyn­ku. – Wła­ści­ciel miesz­ka­nia nie zgi­nął w ogniu, a zo­stał bru­tal­nie za­mor­do­wa­ny. Jeden ze stra­ża­ków prze­ry­wa zmowę mil­cze­nia. 

– Ciało chyba ja­kieś dzi­kie zwie­rzę­ta roz­szar­pa­ły! Dziw­na spra­wa. – Ka­me­ra płyn­nie prze­szła na męż­czy­znę z żół­tym uni­for­mie.

Spi­ker­ka chcia­ła do­wie­dzieć się wię­cej, wi­docz­nie szu­ka­ła ta­niej sen­sa­cji. Stra­żak po­czuł jed­nak, że już speł­nił swoją po­win­ność i wy­co­fał się z kadru.

– A teraz po­słu­chaj­my, co mają do po­wie­dze­nia na ten temat miesz­kań­cy – kon­ty­nu­owa­ła nie­spe­szo­na.

David nie usły­szał wy­po­wie­dzi in­nych osób. Wresz­cie ode­brał za­mó­wio­ne drin­ki i już wra­cał do sto­li­ka. Przej­ście z nimi po par­kie­cie peł­nym pi­ja­nych ludzi, wy­ma­ga­ło gra­cji tan­ce­rza, albo do­no­śne­go głosu, by prze­krzy­ki­wać wszech­obec­ny gwar. Prze­cho­dząc obok pro­wi­zo­rycz­nej sceny, do­strzegł kum­pla ki­bi­cu­ją­ce­go fał­szu­ją­cej dziew­czy­nie. Wy­glą­da­ło na to, że Nate szy­ko­wał się do duetu ka­ra­oke. David uniósł de­li­kat­nie drin­ka, jakby chciał za­chę­cić ko­le­gę do śpie­wu.

Tam­ten jed­nak go nie do­strzegł.

David do­tarł do końca sali i podał szklan­kę dziew­czy­nie sie­dzą­cej na skó­rza­nej sofie.

– Pro­szę. – Usiadł obok niej i ode­tchnął z ulgą.

– Dzię­ki. – Uśmiech­nę­ła się za­lot­nie. – Zu­peł­nie nie pa­su­jesz do tego miej­sca.

– Nie są to moje kli­ma­ty. – David ro­zej­rzał się po sali, pró­bu­jąc na­mie­rzyć dru­gie­go kum­pla, Aide­na. – Je­stem tu ze zna­jo­my­mi, jeden z nich ma par­cie na takie spo­tka­nia.

Się­gnął po drin­ka i upił tro­chę. Spoj­rzał na dziew­czy­nę, wciąż nie mogąc uwie­rzyć we wła­sne szczę­ście. Ka­the­ri­ne była ide­al­na: pięk­na, z po­czu­ciem hu­mo­ru i po­my­słem na życie. Nigdy by nie przy­pusz­czał, że z tą szczu­płą dziew­czy­ną w ob­ci­słej czer­wo­nej sukni bę­dzie miał aż tak dużo wspól­nych te­ma­tów.

Z gło­śni­ków za­czę­ło le­cieć Shal­low. Nate wresz­cie miał swoje pięć minut na sce­nie. Do­łą­czył do im­pre­zo­wicz­ki i za­czę­li śpie­wać: “sha-la-la-la-llow”.

– A co ro­bisz dla za­ba­wy? – za­py­ta­ła, po­cie­ra­jąc za­lot­nie usta kra­wę­dzią szklan­ki z drin­kiem.

– Pra­cu­ję nad wła­snym pro­jek­tem. Można po­wie­dzieć, że żyję ma­rze­niem za­ro­bie­nia mi­lio­nów na pro­duk­cie.

– Fa­scy­nu­ją­ce. – Ka­the­ri­ne zbli­ża­ła się do niego z każdą chwi­lą.

Czuł jej od­dech na szyi. Po­do­ba­ło mu się to. Zda­wał sobie spra­wę, że dziew­czy­na jest za­in­te­re­so­wa­na, na do­da­tek re­ago­wa­ła w od­po­wied­nich mo­men­tach, wie­dział, że ro­zu­mia­ła więk­szość ter­mi­nów, któ­ry­mi się po­słu­gi­wał, a nie tylko przy­ta­ki­wa­ła z grzecz­no­ści.

Włą­czo­ny mi­kro­fon upadł na zie­mię i wydał z sie­bie prze­cią­gły pisk. Ka­ra­oke za­koń­czy­ło się śmie­chem całej sali, kiedy im­pre­zo­wicz­ka pu­ści­ła pawia na buty naj­bli­żej sto­ją­cej osoby.

– Prze­pra­szam cię – po­wie­dzia­ła Ka­the­ri­ne, wyj­mu­jąc kart­kę z to­reb­ki. – Mój numer te­le­fo­nu. Może jesz­cze uda nam się do­koń­czyć tę roz­mo­wę. Nie­ste­ty, wy­ma­ga­na jest na­tych­mia­sto­wa pomoc przy­ja­ciel­ska. – Wsta­ła z uśmie­chem i po­pę­dzi­ła w stro­nę sceny.

David spoj­rzał na kart­kę z nu­me­rem te­le­fo­nu. Serce za­bi­ło mu szyb­ciej. Szczę­ście po raz ko­lej­ny się do niego uśmiech­nę­ło. Dziew­czy­na z zu­peł­nie innej ligi, zwró­ci­ła na niego uwagę i na do­da­tek, dała mu swój kon­takt. Jesz­cze nie wie­dzia­ła, że jego ka­rie­ra za­wo­do­wa to żart, ale brzuch piwny, któ­re­go tak się wsty­dził, mu­sia­ła do­strzec z całą pew­no­ścią. Gdzie mu było do ta­kiej pięk­no­ści?

Do ośmie­szo­nej na par­kie­cie dziew­czy­ny pod­bie­gły przy­ja­ciół­ki. Po­mo­gły jej się pod­nieść i z tru­dem wy­pro­wa­dzi­ły na ze­wnątrz. Chwi­lę póź­niej David mu­siał opa­no­wać chęć ude­rze­nia głową w stół.

– Idio­ta – szep­nął wście­kły na sie­bie. Do­pie­ro teraz po­my­ślał, że po­wi­nien wstać i pomóc Ka­the­ri­ne z jej ko­le­żan­kom. Pew­nie teraz to sobie o nim po­my­śla­ła.

– Stary, ale laska! – Do stołu do­siadł się Aiden. – Ale ją ba­je­ro­wa­łeś. Trze­ba było… no wiesz… do­pro­wa­dzić spra­wy do końca. Nie mie­li­by­śmy ci tego za złe z Natem. Mo­głeś nas olać. – Mru­gnął do niego po­ro­zu­mie­waw­czo.

– Ogar­nij się. – David nie miał już siły, tłu­ma­czyć się kum­plom. – W życiu nie cho­dzi tylko o jedno.

– O czym po­my­śla­łeś? – Aiden zro­bił wiel­kie oczy. – Ba­je­ro­wać to my, ale nie nas. Swoją drogą, wi­dzia­łeś jaka gwiaz­da nam się na­ro­dzi­ła? – Wska­zał na scenę, gdzie wciąż stał pi­ja­ny Nate.

David uwiel­biał spę­dzać czas z Aide­nem i Natem. Wy­cią­ga­li go w miej­sca, do któ­rych nigdy w życiu sam by nie po­szedł. Na przy­kład na nocną, nie­le­gal­ną im­pre­zę przy tamie. Dzię­ki nim nie zwa­rio­wał do resz­ty i nie za­mknął się w miesz­ka­niu na dobre. Nie ro­zu­miał tylko jed­ne­go: ich po­dej­ścia do ko­biet. On sam szu­kał sta­łe­go związ­ku i dziew­czy­ny, która go zro­zu­mie, może nawet spę­dzi z nim resz­tę życia. Tak go ukształ­to­wa­ło trud­ne dzie­ciń­stwo? Nie chciał nad tym roz­my­ślać. 

Wes­tchnął cięż­ko, wsta­jąc od sto­li­ka. Kum­ple za­cią­ga­li go dzień w dzień do knajp naj­gor­sze­go sortu. Nie wi­dział tam ma­te­ria­łu na wy­ma­rzo­ną dziew­czy­nę. Ka­the­ri­ne była wy­jąt­kiem – jedną na mi­lion.

– Mam za­miar się do niej ode­zwać – po­wie­dział cho­wa­jąc numer do port­fe­la. – Trzy­maj za mnie kciu­ki.

– No dobra, Romeo. Chodź­my po na­sze­go com­pa­dre i zmy­waj­my się stąd.

 

***

 

Peł­nia księ­ży­ca i długi spa­cer. David zdą­żył tro­chę wy­trzeź­wieć, zanim do­tarł do wiel­kie­go, brzyd­kie­go bloku, w któ­rym mie­ści­ło się jego miesz­ka­nie.

Ude­rzy­ło go ogrom­ne po­czu­cie winy. Winda wy­świe­tla­ła krwi­sto­czer­wo­ną trój­kę, która z ja­kie­goś po­wo­du wy­da­ła mu się zło­wro­ga. Sam nie wie­dział, dla­cze­go zła­mał swoją ży­cio­wą za­sa­dę. Się­gnął po kart­kę z nu­me­rem te­le­fo­nu do nowo po­zna­nej dziew­czy­ny. Śli­ski, cien­ki pa­pier wy­da­wał się tak re­al­ny, choć miał na­dzie­ję, że dzi­siej­szy wie­czór w klu­bie, był tylko złu­dze­niem. Może picie po pracy, nie było do­brym po­my­słem? Jak mógł nie po­my­śleć o swoim sło­necz­ku?

Drzwi windy otwo­rzy­ły się sze­ro­ko, uka­zu­jąc odra­pa­ną lam­pe­rię oświe­tlo­ną po­je­dyn­czą ja­rze­niów­ką. David ru­szył zde­cy­do­wa­nie w kie­run­ku okna i otwo­rzył je. Tym razem zu­peł­nie zi­gno­ro­wał pety zga­szo­ne i po­zo­sta­wio­ne na pa­ra­pe­cie. Wy­sta­wił dłoń ze skraw­kiem pa­pie­ru na ze­wnątrz. Je­dy­na szan­sa na kon­takt z Ka­the­ri­ne ło­po­ta­ła teraz na wie­trze. Za­wa­hał się przez chwi­lę.

Tamta dziew­czy­na była taka ślicz­na, tak do­brze się przy niej czu­łem. Cho­le­ra! Co mi przy­szło do głowy? Co jest ze mną nie tak? – po­my­ślał.

Kar­tecz­ka po­szy­bo­wa­ła w ciem­ność, a on ode­tchnął z ulgą, pewny, że pod­jął słusz­ną de­cy­zję.

Wyjął klu­cze i wszedł do miesz­ka­nia numer pięć­set trzy­na­ście. Za­war­tość kie­sze­ni zo­sta­wił na półce przy wej­ściu.

– Wsta­wi­łam wodę. Star­czy i dla cie­bie.

– Dzię­ku­ję, ko­cha­nie – od­po­wie­dział David, idąc w stro­nę sy­pial­ni. – Chcesz z mio­dem? Le­piej się dziś czu­jesz moje sło­necz­ko?

Luna od ponad dwóch ty­go­dni le­ża­ła w łóżku, nie­zdol­na do ni­cze­go, poza naj­prost­szy­mi czyn­no­ścia­mi ta­ki­mi jak ko­rzy­sta­nie z to­a­le­ty czy przy­nie­sie­nie sobie szklan­ki wody. Do­pie­ro ostat­nio po­czu­ła się le­piej, sama pa­rzy­ła her­ba­tę i po­pro­si­ła nawet, żeby David nie szy­ko­wał jej co­dzien­nie je­dze­nia. On był jed­nak nie­ugię­ty; duży dzba­nek wody i ugo­to­wa­nie dla niej dzień wcze­śniej po­sił­ku stało się ru­ty­ną. Prze­cież le­ka­rze do tej pory nie wie­dzie­li, co jej do­le­ga, szpry­co­wa­li ją tylko le­ka­mi. Le­piej było, żeby jesz­cze przez jakiś czas nie nad­wy­rę­ża­ła swo­je­go ciała.

– Z mio­dem – od­po­wie­dzia­ła, na­kry­wa­jąc się po same uszy. – Dziś jest nie­znacz­nie le­piej. Chyba te nowe leki dzia­ła­ją.

David uśmiech­nął się; wy­glą­da­ła słod­ko, leżąc tak w łóżku.

– Super, to ja za­le­ję i zaraz coś sobie po­ro­bi­my.

– Ko­cham cię bar­dzo.

– Ja cie­bie też – od­po­wie­dział, czu­jąc do sie­bie wstręt. Po­szedł po­wo­li w kie­run­ku kuch­ni. Cie­szył się, że nie wi­dzia­ła teraz jego wy­ra­zu twa­rzy.

Z Luną spo­ty­kał się już od pra­wie trzech lat. Miesz­ka­li razem kilka mie­się­cy. Była pięk­na i in­te­li­gent­na, ni­cze­go jej nie bra­ko­wa­ło. Gdy o niej my­ślał, czuł wiel­ki przy­pływ mi­ło­ści. Odkąd za­cho­ro­wa­ła, wszyst­ko się zmie­ni­ło. David wie­dział, że to ta sama uro­cza dziew­czy­na, którą po­znał na plaży w Ma­ro­ku, z którą spę­dził tyle nocy pod gwiaz­da­mi. Nie ro­zu­miał czemu, ale ostat­nio chęt­nie przy­sta­wał na pro­po­zy­cje kum­pli, co do wyj­ścia za­kra­pia­ne­go al­ko­ho­lem. Czy bra­ko­wa­ło mu Luny try­ska­ją­cej ener­gią? Sam nie po­tra­fił okre­ślić, co ostat­nio się z nim dzie­je.

– Czemu dziś tak późno?

Da­vi­do­wi żo­łą­dek pod­sko­czył do gar­dła.

– Wiesz co? – za­czął po­wo­li. – Aiden znów robi ja­kieś re­mon­ty w miesz­ka­niu.

Przy­go­to­wał her­ba­tę i przy­niósł do sy­pial­ni. Pró­bo­wał wy­ba­dać, czy uwie­rzy­ła w jego kłam­stwa. Usiadł na mięk­kiej po­ście­li, po­czuł de­li­kat­ny dotyk, mu­ska­ją­cy jego ra­mio­na.

Luna pa­trzy­ła na niego ina­czej. Pusty, pełen smut­ku wzrok świad­czył o tym, że… David wła­ści­wie sam nie wie­dział o czym świad­czył. Był już bar­dziej niż pewny, że wy­kry­ła jego kłam­stwo. Czyż­by taką głu­po­tą prze­kre­ślił ich wspól­ną przy­szłość? Przy­szłość bu­do­wa­ną la­ta­mi? Jak można tak ko­chać drugą osobę, a rów­no­cze­śnie tak ją zra­nić? Może miał to za­pi­sa­ne w ge­nach?

– Na­stęp­nym razem nie pij tyle, jak ro­bisz re­mont – od­po­wie­dzia­ła Luna, pa­trząc mu w oczy. – Mar­twi­łam się o cie­bie. Po al­ko­ho­lu ła­twiej o wy­pa­dek.

– Prze­pra­szam ko­cha­nie, to się nie po­wtó­rzy – za­pew­nił, ca­łu­jąc ją w czoło.

Serce wa­li­ło mu, jak osza­la­łe. Wy­czu­ła al­ko­hol. Do­brze, że nie per­fu­my Ka­the­ri­ne. A może to było tylko ostrze­że­nie?

 

***

 

Obu­dził się w środ­ku nocy. W gar­dle go su­szy­ło, a żo­łą­dek krzy­czał roz­pacz­li­wie. Na do­miar złego ból głowy dał mu jed­no­znacz­nie do zro­zu­mie­nia, że nie zdoła tym razem unik­nąć kaca. Dla­cze­go nie po­my­ślał wcze­śniej o bu­tel­ce wody przy łóżku?

Nie włą­czył świa­tła, nie chciał jej zbu­dzić.

Po­wo­li wy­szedł z sy­pial­ni i zna­lazł się w ciem­nym, oświe­tlo­nym je­dy­nie przez blady księ­życ, przed­po­ko­ju. Dłu­gie cie­nie, rzu­ca­ne przez ga­łę­zie drzew znaj­du­ją­cych się na ze­wnątrz, wy­da­wa­ły się dziw­ne, wręcz nie­na­tu­ral­ne. Cisza za­zwy­czaj go uspo­ka­ja­ła, lecz tym razem było ina­czej. Wy­da­wa­ła się zło­wro­ga, jakby za­po­wia­da­ła coś, co wkrót­ce ma się zda­rzyć.

Ko­lej­ny, bar­dziej re­gu­lar­ny cień, wkradł się z kuch­ni i za­to­pił przed­po­kój w mroku, by chwi­lę póź­niej znik­nąć zu­peł­nie. Za­nie­po­ko­jo­ny tym zja­wi­skiem David zwol­nił kroku i wy­chy­lił się de­li­kat­nie przez drzwi.

Przy zle­wie zo­ba­czył ciem­ną, od­wró­co­ną do niego tyłem syl­wet­kę. Gwał­tow­nie wstrzy­mał od­dech.

– Ko­cha­nie, my­śla­łem, że śpisz – po­wie­dział za­sko­czo­ny. Po­czuł ukłu­cie stra­chu, po­nie­waż był pe­wien, że gdy się prze­bu­dził, Luna wciąż le­ża­ła w łóżku. – Nie po­win­naś zbyt czę­sto wsta­wać. Cho­ro­ba nadal jest po­waż­na.

Prze­chy­li­ła głowę pod nie­na­tu­ral­nym kątem. Zaraz potem ob­ró­ci­ła ją gwał­tow­nie w bok. W świe­tle księ­ży­ca jej po­licz­ki wy­da­wał się dziw­nie za­pad­nię­te, a cie­nie pod ocza­mi głęb­sze.

– Dla­cze­go mi to ro­bisz?

– Nie ro­zu­miem – od­po­wie­dział, się­ga­jąc do włącz­ni­ka świa­tła. 

Na­ci­snął, ale świa­tło się nie za­pa­li­ło. Spró­bo­wał jesz­cze kilka razy, z tym samym re­zul­ta­tem. Czyż­by ża­rów­ka się prze­pa­li­ła? – po­my­ślał. Wra­że­nie, że coś jest nie tak, wró­ci­ło do niego ze zdwo­jo­ną siłą.

– Sło­necz­ko? Co się stało?

Zro­bił kilka po­wol­nych kro­ków. Księ­życ w pełni oświe­tlał jej wątłą syl­wet­kę. Za­uwa­żył, że dłoń ma za­ci­śnię­tą, jakby coś w niej trzy­ma­ła.

– O co cho­dzi, ko­cha­na moja? – Wy­cią­gnął rękę i do­tknął jej ra­mie­nia. Po­wo­li ob­ró­ci­ła się w jego stro­nę.

Kiedy zo­ba­czył jej twarz, od­sko­czył z od­ra­zą. To nie była jego Luna. Upadł i od­su­wał się szu­ra­jąc po ziemi, do­pó­ki jego plecy nie na­tra­fi­ły na drzwi szaf­ki. 

Więk­szą część twa­rzy nie­zna­jo­mej za­sła­nia­ły włosy. Nie miała żu­chwy, wi­dział tylko górne uzę­bie­nie. Jej suk­nia ską­pa­na była we krwi, która ście­ka­ła z miej­sca, gdzie po­win­ny być usta. Mar­twe oczy utkwi­ła w Da­vi­dzie.

– Dla­cze­go? – za­py­ta­ła gar­dło­wym gło­sem, który do­cho­dził jakby ze­wsząd, a nie z jej zma­sa­kro­wa­nych ust. Pod­nio­sła dłoń, trzy­ma­ła w niej jakiś zwi­tek pa­pie­ru. – Obie­ca­łeś mi, że za­dzwo­nisz.

Do­pie­ro teraz roz­po­znał w tym mon­strum Ka­the­ri­ne. Kie­dyś pięk­ną i pach­ną­cą kwia­ta­mi dziew­czy­nę.

– J-ja p-p-przep… – Da­vi­dem za­wład­nął strach. Nie był w sta­nie wy­du­sić z sie­bie nic wię­cej.

Ka­the­ri­ne kro­czy­ła w jego stro­nę.

– My­śla­łam, że mnie pra­gniesz – po­wie­dzia­ła, zbli­ża­jąc po­wo­li swoją wy­krzy­wio­ną twarz do jego twa­rzy. – My­śla­łam, że chcesz mnie.

David pró­bo­wał po­twier­dzić, lecz nie mógł nawet i tego.

– Okła­ma­łeś mnie! – Jej zimne, za­krwa­wio­ne dło­nie do­tknę­ły pier­si Da­vi­da. – Wró­ci­łeś do tej zdzi­ry! – krzyk­nę­ła, a jej twarz zna­la­zła się tuż obok jego.

Męż­czy­zna wi­dział jej mar­twe, zbie­la­łe oczy oraz szczę­kę z po­je­dyn­czy­mi zę­ba­mi. Krew ście­ka­ła na niego, czuł zimny od­dech. Jego umysł za­trzy­mał się na jed­nej tylko myśli: ucie­kaj! Nie­zdol­ny jed­nak do żad­ne­go ruchu zo­rien­to­wał się, że mię­śnie sztyw­nie­ją mu coraz bar­dziej, zu­peł­nie jakby były z be­to­nu. Ciało stało się wię­zie­niem dla umy­słu. Uciecz­ka wy­da­wa­ła się nie­moż­li­wa.

– Jesz­cze mo­że­my być razem – po­wie­dzia­ła zjawa ła­god­nie. – Mu­sisz ją tylko zabić. A teraz, po­ca­łuj mnie.

David z prze­ra­że­niem przy­glą­dał się, jak spod jej mar­twych ust wy­su­wa się długi język. Pró­bo­wał krzy­czeć, pró­bo­wał wołać o pomoc.

 

***

 

– David, David! Już wszyst­ko do­brze.

Obu­dził się zlany potem, ko­szu­la kle­iła mu się do ple­ców.

Znów był w łóżku. Luna przy­tu­la­ła go mocno, a gdy strach nie prze­cho­dził, za­pa­li­ła lamp­kę nocną.

– To tylko zły sen – po­wie­dzia­ła. – Krzy­cza­łeś.

Jego wzrok po­wo­li przy­zwy­cza­ił się do sztucz­ne­go świa­tła z ża­rów­ki. Usiadł i pró­bo­wał uspo­ko­ić od­dech. Ro­zej­rzał się po sy­pial­ni, aby sam sie­bie za­pew­nić, że wszyst­ko jest w po­rząd­ku.

Za­słu­ży­łem sobie na to – stwier­dził, gdy tylko po­czuł się le­piej. Co po­my­śla­ła­by sobie teraz jego matka? Oj­ciec tylko za­śmiał­by mu się w twarz i po­wie­dział: “Wi­dzisz? Jed­nak je­ste­śmy po­dob­ni”.

– Połóż się, wszyst­ko bę­dzie do­brze. – Luna po­mo­gła mu i przy­tu­li­ła mocno.

Ode­tchnął z ulgą. To był tylko sen, ale prze­cież nigdy ich nie pa­mię­tał? Nawet w dzie­ciń­stwie, gdy wszyst­ko legło w gru­zach. Tak re­ali­stycz­ny kosz­mar, mu­siał być re­ak­cją jego or­ga­ni­zmu na jakąś zmia­nę. Po­czu­cie winy?

Pa­ra­dok­sal­nie to w ra­mio­nach Luny po­czuł się znów bez­piecz­nie.

 

***

 

Słoń­ce ra­zi­ło go. Setki sa­mo­cho­dów mi­ja­ły za­tło­czo­ne skrzy­żo­wa­nie. Za­czy­na­ły się korki, ten czas, w któ­rym dźwię­ki klak­so­nów były tak nor­mal­ne jak stu­ka­nia w kla­wia­tu­rę pod­czas pracy w kor­po­ra­cji.

– Znam fajny bar ka­ra­oke – po­wie­dział Nate. – Jesz­cze tam nie by­li­śmy. Za­gęsz­cze­nie lasek na metr kwa­dra­to­wy jest nawet więk­sze niż w Drink’n’sink.

David wciąż my­ślał o kosz­ma­rze z dnia po­przed­nie­go. Miał wra­że­nie, że coś jest nie tak, coraz czę­ściej czuł się zmę­czo­ny a wręcz chory. Cza­sem nie mógł się sku­pić i przy­po­mnieć sobie co robił dzień wcze­śniej. Cho­dził, cały spię­ty, a to do­pie­ro czwar­tek. W so­bo­tę mu­siał być na uczel­ni, więc nie miał szan­sy na żaden re­laks.

– Dobra. Przy­da mi się parę szo­tów. Nie chce mi się wraca do domu. Ale nie na­ma­wiaj mnie tym razem na żadne laski.

– Ok. – Na twa­rzy Nata za­go­ścił sze­ro­ki uśmiech. – Nie wie­dzia­łem, że tak łatwo pój­dzie.

David zga­sił pa­pie­ro­sa o po­bli­ski śmiet­nik. Stali przed drzwia­mi do firmy, cze­ka­li aż po­ja­wi się Aiden. Mi­ja­ły ich dzie­siąt­ki ludzi, spie­szą­cych się na im­pre­zy, za­ku­py, albo na spo­tka­nie z ro­dzi­ną.

– Nie po­trze­bu­ję tych pu­sta­ków, które mi pod­sy­łasz. Sam za­ga­dam, je­że­li jakaś wpad­nie mi w oko – po­wie­dział David.

 

***

 

– Cho­le­ra. – David przy­po­mniał sobie, że nie za­ła­twił waż­nej spra­wy na mie­ście. Miał zro­bić coś dla Luny, ale zu­peł­nie wy­pa­dło mu to z głowy.

Po­cie­szył się myślą, że jutro to zrobi. Po śred­nio uda­nym wie­czo­rze z kum­pla­mi ostat­nie o czym my­ślał, to dal­sze krę­ce­nie się po mie­ście. Była już noc, a on po­sta­no­wił wresz­cie od­po­cząć. Pchnął drzwi wej­ścio­we, rzu­cił klu­cze na szaf­kę, a torbę po­sta­wił na ziemi. Zmę­cze­nie spra­wi­ło, że nawet nie do końca wie­dział, co się z nim dzie­je.

– Znów po­ma­ga­łeś Aide­no­wi?

– Słu­cham? Dla­cze­go?

Luna wy­chy­li­ła się z sy­pial­ni.

– Dziś też późno wró­ci­łeś. Re­mont trwa?

– Tak. Po­ma­ga­łem mu tro­chę – skła­mał i ru­szył do kuch­ni. Nie chciał, żeby wy­czy­ta­ła z jego twa­rzy praw­dę. Za­wsze tak robił. Kie­dyś uży­wał tego me­cha­ni­zmu, gdy nie chciał, aby jego part­ner­ka od­kry­ła, że ma dla niej nie­spo­dzian­kę: ro­man­tycz­ną ko­la­cję czy pre­zen­ty. Obec­nie dzia­ła­ło to rów­nie do­brze. Po­ja­wia­ło się py­ta­nie, po­ja­wia­ła się po­trze­ba, aby od­wró­cić wzrok i aku­rat po coś się­gnąć.

– Wiem, że byłam chora, ale wy­da­je mi się, że ostat­nio wcale nie spę­dza­my ze sobą czasu, a ja prze­cież czuję się coraz le­piej. – Luna po­szła za nim. – Wszyst­ko jest mię­dzy nami do­brze?

Dziś David po­znał cie­ka­wą dziew­czy­nę, roz­mo­wa w miarę im się kle­iła, choć nie po­cią­ga­ła go tak bar­dzo jak Ka­the­ri­ne. Nowa za szyb­ko chcia­ła się do niego zbli­żyć. Naj­pierw przez de­li­kat­ny dotyk dłoni, potem wło­sów. Roz­pa­la­ła go do czer­wo­no­ści, ale rów­no­cze­śnie prze­szka­dza­ła mu jej otwar­tość. Taka pew­nie lą­do­wa­ła w łóżku z nie­zna­jo­mym co drugi dzień.

– Wszyst­ko jest mię­dzy nami do­brze? – po­wtó­rzy­ła Luna, ła­piąc go za ramię.

Męż­czy­zna wzdry­gnął się.

– Oj… tak. Wszyst­ko do­brze. Prze­pra­szam, za­my­śli­łem się. Po pro­stu czuję się dziś sła­biej.

Nie kła­mał – mi­ja­ją­cy dzień był dla niego nie­zwy­kle trud­ny. Kosz­ma­ry, płyt­ki sen i dużo pracy – do­dat­ko­wo zże­ra­ło go po­czu­cie winy. Miał dziś kupić pier­ścio­nek za­rę­czy­no­wy, a za­miast tego dał się mi­ziać po udzie ja­kiejś nie­zna­jo­mej w barze. Wła­ści­wie, to chciał go kupić tuż przed cho­ro­bą Luny. Wszyst­ko było dla niego teraz ja­kieś roz­my­te i nie­re­al­ne. Mimo to, ko­chał ją, chciał się oświad­czyć. Czy są­dził, że pier­ścio­nek na palcu zmie­ni jego za­cho­wa­nie jak za do­tknię­ciem ma­gicz­nej różdż­ki? Prze­cież na­rze­czeń­stwo to zu­peł­nie inny ro­dzaj związ­ku, praw­da? To na pewno zmusi go do ustat­ko­wa­nia się i zmia­ny na­sta­wie­nia.

 

***

 

Znów kro­czył w ciem­no­ści. W przed­po­ko­ju było chłod­niej. Stopy sty­ka­ły się z zim­ny­mi ka­fel­ka­mi, a on wciąż my­ślał o zbyt dużej ilo­ści al­ko­ho­lu tuż przed snem. Spró­bo­wał za­pa­lić świa­tło w ła­zien­ce, lecz ża­rów­ka nie za­re­ago­wa­ła. Pstryk­nął kilka razy – wciąż nic. Otwo­rzył drzwi i przy­glą­dał się wnę­trzu jakby wi­dział je po raz pierw­szy. Po­wo­li oczy za­czę­ły przy­zwy­cza­jać się do ciem­no­ści.

Nie­wiel­ki ruch przy umy­wal­ce spra­wił, że jego serce mo­men­tal­nie przy­spie­szy­ło. Mrocz­na po­stać od­wró­ci­ła się w jego kie­run­ku.

Znów ukłu­cie stra­chu. Prze­cież Luna była w łóżku. Praw­da? Pró­bo­wał się sku­pić, ale za­krę­ci­ło mu się w gło­wie.

– Nie mo­głam spać. Mam na­dzie­ję, że cię nie obu­dzi­łam? – za­py­ta­ła Luna.

– Nie. W po­rząd­ku. – David ode­tchnął z ulgą. – My­śla­łem, że wciąż je­steś w łóżku.

– Myję ręce i wra­cam – po­wie­dzia­ła, od­krę­ca­jąc kurek.

Gdy skoń­czy­ła, po­de­szła bli­żej i za­wie­si­ła mu ręce na szyi. Przy­tu­li­li się mocno i wtedy po­czuł dziw­ny odór, który ude­rzył jego noz­drza i spra­wił, że zro­bi­ło mu się nie­do­brze.

– Co to za smród? – za­py­tał. – Coś się stało w ła­zien­ce? To dla­te­go nie ma prądu? – Udał za­in­te­re­so­wa­nie, choć wie­dział, że ten dziw­ny za­pach po­cho­dzi od niej. Pró­bo­wał od­su­nąć się de­li­kat­nie.

– Taki chęt­ny do po­mo­cy – po­chwa­li­ła dziew­czy­na, trzy­ma­jąc go mocno.

– Oczy­wi­ście ko­cha­nie. Zajmę się tym póź­niej, a teraz pro­szę cię, chodź­my już stąd.

– Nie wie­dzia­łam, że po­tra­fisz zająć się hy­drau­li­ką. To o hy­drau­li­ce roz­ma­wia­łeś z tą zdzi­rą w barze?

Luna ści­snę­ła go moc­niej. David nie są­dził, że cho­ro­wi­ta dziew­czy­na ma w sobie jesz­cze tyle siły.

– Dla­cze­go uwa­żasz, że mógł­bym…

– My­ślisz, że je­stem głu­pia? – wark­nę­ła. – Śmier­dzisz tą szma­tą na ki­lo­metr!

Pró­bo­wał się wy­swo­bo­dzić. Wciąż w uści­sku, wy­co­fał się do ko­ry­ta­rza. Blask księ­ży­ca oświe­tlił twarz part­ner­ki.

– Mia­łeś być mój – ode­zwa­ła się gar­dło­wym gło­sem.

Serce Da­vi­da wa­li­ło jak osza­la­łe, był tak prze­ra­żo­ny i obrzy­dzo­ny tym co wi­dział, że przez chwi­lę zu­peł­nie za­marł w miej­scu.

Luna wy­glą­da­ła, jakby jej ciało roz­kła­da­ło się przez dobre kilka ty­go­dni. Brak le­we­go oka, zgni­łe, wy­bra­ko­wa­ne usta, brak zębów.

– Po­ca­łuj mnie – po­pro­si­ła, lecz nie dała mu długo cze­kać.

Szar­pał się, pró­bo­wał wy­rwać, nie był jed­nak w sta­nie. Język po­wo­li się­gnął jego ust, a za­pach zgni­li­zny się na­si­lił. David zwró­cił za­war­tość żo­łąd­ka. Świat za­wi­ro­wał.

 

***

 

Ze­rwał się z łóżka z krzy­kiem. Serce wa­li­ło jak osza­la­łe, pot spły­wał do oczu.

– Co? – Luna wsta­ła gwał­tow­nie. – Co się dzie­je?

Męż­czy­zna od­su­nął się od niej z od­ra­zą, lecz zaraz się zre­flek­to­wał. Za­pa­lił lamp­kę nocną, aby upew­nić się, czy aby wciąż nie śni, a ko­bie­ta w łóżku to na pewno jego Luna.

– Mia­łem kosz­mar. Prze­pra­szam, że cię obu­dzi­łem, ko­cha­nie. – Ode­tchnął, uspo­ka­ja­jąc się nieco. Wy­glą­da­ło na to, że krwio­żer­cza Luna ze snu znik­nę­ła. – Tak re­ali­stycz­ny, że… szok.

Dziew­czy­na oto­czy­ła go ra­mio­na­mi, zu­peł­nie jak we śnie.

– Chcesz mi opo­wie­dzieć, o czym był? – za­py­ta­ła z tro­ską. – Przy­tu­lę cię.

David po­ło­żył się. Opo­wie­dział tro­chę zmie­nio­ną wer­sję snu, o ja­kiejś zja­wie, która go go­ni­ła. Przez więk­szą część nocy nawet nie zmru­żył oka.

 

***

 

Tak kiep­skie­go dnia w pracy nie miał jesz­cze nigdy. Nie­wy­spa­nie da­wa­ło się we znaki. Tan­ko­wał kawę jak osza­la­ły, ale to nic nie po­ma­ga­ło. Kum­ple po­wie­dzie­li, że wy­glą­da jak śmierć. Czuł w ko­ściach, że nie było to zwy­kłe nie­wy­spa­nie. Nie wie­dział, co go bie­rze, ale mu­siał to wy­le­żeć. Cho­ciaż parę dni, je­że­li się nie po­pra­wi, bę­dzie mu­siał iść do le­ka­rza. Naj­bar­dziej mar­twi­ły go ko­lej­ne pro­ble­my z pa­mię­cią. Może to nie przy­pa­dek, że za­po­mi­nał o wszyst­kim? Naj­gor­sze było to, że z wczo­raj­szej nocy pa­mię­tał je­dy­nie drę­czą­ce go kosz­ma­ry. A może to prze­zię­bie­nie i stres mie­sza­ją mu w gło­wie?

Ku nie­za­do­wo­le­niu szefa zwol­nił się wcze­śniej i po­szedł do domu. Za­ha­czył tylko o ap­te­kę i kupił stan­dar­do­we leki, które matka miała w zwy­cza­ju po­da­wać mu, gdy był chory; te same leki, które ona brała gar­ścia­mi po odej­ściu ojca. Ten łaj­dak nawet się nie ode­zwał przez tyle lat. Zna­lazł sobie jakąś młodą stu­dent­kę w mi­niów­ce i David wię­cej go nie wi­dział. Ten mo­ment, wiele zmie­nił w jego życiu. Po­sta­no­wił, że jak bę­dzie miał dzie­ci, to za­wsze znaj­dzie dla nich czas. Za­wsze bę­dzie przy nich, gdy będą go po­trze­bo­wać. Tak samo, nigdy nie zdra­dzi ko­bie­ty. Tech­nicz­nie, do ni­cze­go nie do­szło – po­my­ślał po­nu­ro. Po pro­stu mu­siał pil­no­wać, aby tak po­zo­sta­ło. Oraz żeby żaden z jego kum­pli się nie wy­ga­dał.

– Sło­necz­ko, wró­ci­łem.

– Czemu tak wcze­śniej? – Z sa­lo­nu wy­ło­ni­ła się Luna.

Wy­glą­da­ła prze­pięk­nie. Ubra­ła się i uma­lo­wa­ła. Dwa roz­mia­ry za dużą pi­dża­mę, za­mie­ni­ła na ob­ci­słą, krót­ką spód­ni­cę i ko­szul­kę, która pod­kre­śla­ła jej ko­bie­ce kształ­ty.

– Pięk­nie wy­glą­dasz.

– Dzię­ku­ję. Czuję się dużo le­piej. Leki dzia­ła­ją. – Po­de­szła i do­tknę­ła jego czoła zimną dło­nią. – Słabo się czu­jesz? Zwol­ni­łeś się wcze­śniej?

David nie mu­siał nic wię­cej mówić. Luna wy­sła­ła go do łóżka, a sama za­czę­ła przy­go­to­wy­wać ku­ra­cję. Po kilku chwi­lach przy­szła z to­reb­ką leków, którą zo­sta­wił przy drzwiach oraz her­ba­tą z mio­dem. Po­sta­wi­ła wszyst­ko na szaf­ce noc­nej obok niego i wśli­zgnę­ła się pod koł­drę, mocno go tuląc.

– Ty zaj­mo­wa­łeś się mną, gdy ja czu­łam się słabo. Teraz ja zajmę się tobą. Wkrót­ce bę­dzie le­piej.

Dla­cze­go je­stem takim hi­po­kry­tą? Muszę coś ze sobą zro­bić – stwier­dził w my­ślach.

Zmę­czo­ny i przy­tu­lo­ny przez Lunę, wciąż my­ślał o tym, jak nad­szarp­nął jej za­ufa­nie. Po­czu­cie winy zże­ra­ło go od środ­ka. Może wła­śnie przez to pod­upadł na zdro­wiu? Bez wzglę­du na to, co się dzia­ło, do ni­cze­go po­waż­niej­sze­go nie do­szło. Za­rę­czą się, a on po­pra­cu­je nad sobą tak, aby mógł być jej go­dzien. Wkrót­ce wszyst­ko wróci do normy.

Wie­dział, że może na nią li­czyć, wie­dział, że w jej ra­mio­nach bę­dzie bez­piecz­ny. W cza­sie, gdy on roz­my­ślał o tym, jak szczę­śli­wym czło­wie­kiem jest, mając taką nie­zwy­kłą part­ner­kę u swego boku, ona wy­ję­ła mu po­dusz­kę spod głowy. A potem szyb­ko usia­dła mu na pier­si i z całej siły do­ci­snę­ła ją do twa­rzy.

Męż­czy­zna za­czął się sza­mo­tać, pró­bu­jąc zła­pać od­dech.

– Może nie trze­ba było ska­kać na boki? – za­py­ta­ła Luna.

David pró­bo­wał zła­pać od­dech, szar­pał się, chcąc zrzu­cić dziew­czy­nę, ale oplo­tła go tak sku­tecz­nie, że nie był w sta­nie nic zro­bić. Zmie­nił tak­ty­kę i po­sta­no­wił prze­mó­wić dziew­czy­nie do roz­sąd­ku. 

– Prze­pra­szam! – Pró­bo­wał krzy­czeć. – Pro­szę, puść mnie!

Nie miał po­ję­cia, czy jego słowa do­cie­ra­ją do niej przez gruby ma­te­riał. Ucichł, aby nie po­zby­wać się resz­tek cen­ne­go tlenu.

– Nie skrzyw­dzisz już żad­nej ko­bie­ty.

Męż­czy­zna pa­ni­ko­wał coraz bar­dziej. Rzu­cał się po całym łóżku, pró­bu­jąc zła­pać od­dech. Tra­cił przy­tom­ność i na­dzie­ję, że Luna przy­du­si go tylko w ra­mach na­ucz­ki. A może to tylko ko­lej­ny z tych sza­lo­nych snów?

W ostat­nim akcie de­spe­ra­cji David zła­pał lamp­kę nocną i ude­rzył z całej siły. Za­dzia­ła­ło. Luna padła na pod­ło­gę, a on ukuc­nął przy niej i sam za­czął ją dusić. Za­la­ła go wście­kłość, chciał dać jej na­ucz­kę, tak samo jak tata dawał na­ucz­kę mamie.

Sie­dział na niej okra­kiem i ści­skał jej szyję z ca­łych sił, ona jed­nak za­czę­ła śmiać się sza­leń­czo.

– Co jest?

Luna zła­pa­ła nad­gar­stek męż­czy­zny i wy­krę­ci­ła go tak, że kość chrup­nę­ła.

Ból roz­lał się po całym jego ciele. Zdo­łał się wy­rwać i od­sko­czył jak po­pa­rzo­ny. Po­biegł w stro­nę drzwi, a gdy zła­pał klam­kę, ona już tam stała.

– Tędy nie wyj­dziesz. – Uśmiech­nę­ła się, blo­ku­jąc butem drzwi. – Może spró­buj wy­sko­czyć przez okno? Za­osz­czę­dzisz mi kło­po­tu.

David za­wró­cił do kuch­ni. Sta­nął za ku­chen­ną wyspą, czu­jąc się w ten spo­sób względ­nie bez­piecz­nie.

– Czego chcesz? – wy­sa­pał, pró­bu­jąc zy­skać tro­chę czasu.

– Czy to nie oczy­wi­ste ko­cha­nie? – za­py­ta­ła, prze­chy­la­jąc głowę i marsz­cząc brwi. – Two­jej śmier­ci.

Luna prze­sko­czy­ła spraw­nie nad bla­tem i po­pchnę­ła go na za­bu­do­wę ku­chen­ną.

Przez krót­ką chwi­lę pa­trzył na twarz swo­jej uko­cha­nej i wy­da­wa­ło mu się, że zu­peł­nie jej nie po­zna­je. Nie cho­dzi­ło o to, że oka­za­ła się psy­cho­pat­ką. Po pro­stu wszyst­kie wspo­mnie­nia za­czę­ły ula­ty­wać, a na ich miej­sce po­ja­wia­ły się nowe – zu­peł­nie inne. Takie, w któ­rych nie było miej­sca dla Luny.

– Prze­pra­szam – wy­szep­tał zroz­pa­czo­ny, zer­ka­jąc na sto­jak z no­ża­mi ku­chen­ny­mi za ple­ca­mi dziew­czy­ny.

– Nie gnie­wam się ko­cha­nie – od­po­wie­dzia­ła, naj­wy­raź­niej nie ro­zu­mie­jąc, o co mu cho­dzi. – Twoja śmierć bę­dzie szyb­ka i bez­bo­le­sna, do­star­czy­łeś mi wy­star­cza­ją­co roz­ryw­ki.

Męż­czy­zna po­pchnął ją z całej siły, tak, że wpa­dła ple­ca­mi na wyspę ku­chen­ną. Przy­ci­snął ją do blatu i się­gnął po nóż. Szyb­kim pchnię­ciem wbił go w swoją uko­cha­ną, aż po samą rącz­kę. Wi­dział, jak jej twarz się skrzy­wi­ła, a oczy zdra­dza­ły za­sko­cze­nie. Po chwi­li jed­nak te same nie­bie­skie oczy po­wo­li za­czę­ły zmie­niać barwę na mrocz­niej­szą.

Z rany nie wpły­nę­ła ani jedna kro­pla krwi.

– Lu­bi­łam cię – po­wie­dzia­ła Luna. Zła­pa­ła go i zręcz­nym ru­chem przy­gwoź­dzi­ła do blatu. Role się od­wró­ci­ły. – Wa­lecz­ny aż do końca.

David nie mógł się od­su­nąć, na­pie­ra­ła na niego mocno. Wy­cią­gnął ostrze, które wciąż wy­sta­wa­ło z jej brzu­cha i za­czął dźgać raz po raz.

Na Lunie nie ro­bi­ło to żad­ne­go wra­że­nia.

To był ostat­ni raz, gdy wi­dział jej uśmiech, chwi­lę póź­niej wy­dłu­ba­ła mu oczy. Ból pra­wie roz­sa­dził mu głowę. Usły­szał gło­śny plask. Przed śmier­cią zro­zu­miał jesz­cze, że to jego wnętrz­no­ści wy­la­ły się na zie­mię.

 

***

 

Luna prze­cią­gnę­ła się le­ni­wie na łóżku. Wie­dzia­ła, że prę­dzej czy póź­niej bę­dzie mu­sia­ła się ru­szyć. W dro­dze do kuch­ni wzię­ła tylko her­ba­tę, którą zro­bi­ła wcze­śniej dla Da­vi­da – nie bę­dzie mu już po­trzeb­na.

Opróż­ni­ła kubek, a na miej­sce her­ba­ty na­la­ła wodę; jej ciało do­pie­ro za­czę­ło się re­ge­ne­ro­wać. Spoj­rza­ła z od­ra­zą na wnętrz­no­ści męż­czy­zny, pod któ­re­go da­chem miesz­ka­ła przez ostat­ni ty­dzień. W ła­zien­ce trzy­ma­ła przy­go­to­wa­ną wcze­śniej folię i środ­ki czy­sto­ści, ale pa­trząc na tę juchę, stwier­dzi­ła, że pro­blem trze­ba roz­wią­zać ina­czej.

Po­de­szła do lu­stra i ścią­gnę­ła pe­ru­kę. Obej­rza­ła do­kład­niej swoją oskal­po­wa­ną czasz­kę. Zdję­ła nos i zmyła ma­ki­jaż. Żu­chwa rów­nież le­ża­ła na umy­wal­ce.

Zro­bi­ła się nie­ostroż­na – dzień wcze­śniej David na­krył ją w praw­dzi­wej po­sta­ci. Całą noc pra­co­wa­ła nad umy­słem męż­czy­zny, aby usu­nąć z jego głowy te wspo­mnie­nia.

Za­czę­ła koń­co­we przy­go­to­wa­nia, ze­bra­ła ła­two­pal­ne ma­te­ria­ły. Pod­czas ob­le­wa­nia spe­cy­fi­kiem ciała Da­vi­da, z uśmie­chem przy­po­mi­na­ła sobie jego zmie­sza­nie i po­czu­cie winy. Tak mocno pra­gnął od­na­leźć praw­dzi­wą mi­łość. Cho­dził po klu­bach i po­zna­wał nowe kan­dy­dat­ki, a gdy tylko wra­cał do domu, kar­mi­ła go fał­szy­wy­mi wspo­mnie­nia­mi. Nagle uświa­da­miał sobie, że w łóżku leży chora dziew­czy­na, któ­rej pra­gnął się oświad­czyć.

Kar­mie­nie ofia­ry kosz­ma­ra­mi i ob­ser­wo­wa­nie, jak wal­czy z po­czu­ciem winy, pod­nie­ca­ło ją. Męż­czy­znę, któ­re­go opu­ścił oj­ciec i który po­sta­no­wił nie skrzyw­dzić żad­nej ko­bie­ty, zgi­nął, wie­rząc, że zdra­dził swoją praw­dzi­wą mi­łość. Pra­wie jej to wy­szło. Za­śmia­ła się gar­dło­wo.

Psy­chicz­ne znę­ca­nie się nad ofia­ra­mi pod­czas żniw, spra­wia­ło jej ogrom­ną przy­jem­ność. Cza­sa­mi oczy­wi­ście wo­la­ła, jak ofia­ra do­wia­dy­wa­ła się w ostat­niej chwi­li, że jest wy­ko­rzy­sty­wa­na, że przez ty­go­dnie żyła pod jed­nym da­chem z obcą osobą. Osobą uda­ją­cą sio­strę, matkę, ko­chan­kę, a nawet zmar­łą z ro­dzi­ny, któ­rej odej­ście wzbu­dzi­ło ogrom­ną tę­sk­no­tę. Ten ostat­ni wa­riant uwiel­bia­ła naj­bar­dziej; stra­ta kogoś bli­skie­go czy­ni­ła ofia­ry bar­dziej po­dat­ny­mi na su­ge­stie.

Owi­nę­ła się mocno płasz­czem, a sza­lem za­kry­ła zma­sa­kro­wa­ną i na wpół zgni­łą twarz.

Już parę dni temu czuła, że ży­cio­daj­ne­go płynu w ciele Da­vi­da było coraz mniej. Pijąc, zda­wa­ła sobie spra­wę z tego, że musi zna­leźć kogoś no­we­go. Ona na­bie­ra­ła sił z dnia na dzień, a on pod­upa­dał na zdro­wiu. Szko­da, że na tak krót­ko star­czył.

Wszyst­kie do­wo­dy ule­gną znisz­cze­niu, a w ciągu dwóch, trzech dni, dziew­czy­na znaj­dzie ko­lej­ną ofia­rę.

– Dzię­ku­ję za go­ści­nę – rzu­ci­ła, wy­cho­dząc z pło­ną­ce­go już miesz­ka­nia.

Koniec

Komentarze

Bar­dzo mi się po­do­bał po­mysł na to opo­wia­da­nie i jego struk­tu­ra z na­ra­sta­ją­cym na­pię­ciem i punk­tem kul­mi­na­cyj­nym. Nad tym, co mi się nie po­do­ba­ło, sku­pia­li­śmy się na becie, więc teraz nie mam się do czego cze­piać. :)

Hej, ośmior­ni­ca :)

Do­brze Cię tu wi­dzieć. Jak po­my­ślę jak bar­dzo ten tekst róż­nił się od pier­wot­nej wer­sji, to… tym bar­dziej cie­szę się, że mnie wspar­łaś przy becie. Dzię­ku­ję :)

 

EDIT: Dzię­ku­ję za klik!

Sie­man­ko. Cie­ka­we opo­wia­da­nie, które naj­pierw mnie wcią­gnę­ło, ale potem tro­chę się za­wio­dłem.

Tekst do­brze się czyta (ale z prze­cin­ka­mi prze­gi­nasz), jest na­strój, jest nie­po­ko­ją­co, czy­ta­jąc chcę po­znać, co bę­dzie dalej, jest OK, myślę, że klik­nąć się po­win­no.

Nie sa­tys­fak­cjo­nu­je mnie za­koń­cze­nie, bo li­czy­łem na coś wię­cej. Dużo sie­dzi­my w gło­wie bo­ha­te­ra, sporo tu psy­cho­lo­gi­zo­wa­nia, a to spo­wo­do­wa­lo, że cze­ka­łem na coś głęb­sze­go, niż po pro­stu wy­ska­ku­ją­cy z szafy bli­żej nie­zi­den­ty­fi­ko­wa­ny po­twór. Chyba, że cze­goś nie zła­pa­łem?

 

Do prze­my­śle­nia prze­cin­ki (wię­cej jest ta­kich miejsc):

Ubra­ni na biało bar­ma­ni, wy­glą­da­li, jakby zu­peł­nie nie za­le­ża­ło im na utar­gu.

 

Ta prze­ra­ża­ją­ca zbrod­nia, zo­sta­ła od­kry­ta do­pie­ro po kilku go­dzi­nach od uga­sze­nia po­ża­ru

 

wzrok, który zda­wał się nie za­uwa­żać klien­tów, w tym Da­vi­da, ude­rza­ją­ce­go pal­ca­mi w blat i prze­stę­pu­ją­ce­go z nogi na nogę. – wzrok chyba nie może cze­goś za­uwa­życ. Ra­czej ktoś może coś za­uwa­żyć wzro­kiem.

W tej for­mie to jak: słuch, który zda­wał się nie sły­szeć. 

 

Nie­ste­ty, na­tych­mia­sto­wa pomoc przy­ja­ciel­ska jest wy­ma­ga­na. – brzmi nie­na­tu­ral­nie w tym szyku.

 

Kar­tecz­ka po­szy­bo­wała w ciem­ność, a on ode­tchnął z ulgą, pewny, że pod­jął słusz­ną de­cy­zję.

 

Przy­ci­snął ją do blatu i się­gnął po nóż.

 

Cóż, Ram­dhi­ri, opo­wia­da­nie po­cząt­ko­wo za­in­try­go­wa­ło, ale finał oka­zał się roz­cza­ro­wu­ją­cy, zwłasz­cza że ani po­stać Da­wi­da, chcą­ce­go się za­rę­czyć, ale ła­żą­ce­go po ba­rach i szu­ka­ją­ce­go dziew­czyn, nie przy­pa­dła mi do gustu, ani nie prze­ko­na­ła nagła i nie­ocze­ki­wa­na prze­mia­na Luny; nie udało mi się do­ciec, kim ona była i skąd się wzię­ła.

Wy­ko­na­nie po­zo­sta­wia sporo do ży­cze­nia, a naj­bar­dziej prze­szka­dzał mi nad­miar za­im­ków.

 

by prze­krzy­ki­wać wszech­ogar­nia­ją­cy gwar. → Ra­czej: …by prze­krzy­ki­wać wszech­obecny gwar.

 

jakby chciał za­chę­cić ko­le­gę do śpie­wu → Brak krop­ki na końcu zda­nia.

 

Może jesz­cze uda nam się do­koń­czyć naszą roz­mo­wę. → Czy oba za­im­ki są ko­niecz­ne?

 

dziew­czy­na, którą po­znał na plaży w Ma­ro­ko… → …dziew­czy­na, którą po­znał na plaży w Ma­ro­ku

 

czy uwie­rzy­ła w jego kłam­stwa. Usiadł na mięk­kiej po­ście­li, po­czuł jej de­li­kat­ny dotyk, mu­ska­ją­cy jego ra­mio­na.

Luna pa­trzy­ła na niego ina­czej. Jej pusty… → Nad­miar za­im­ków. Miej­sca­mi nad­uży­wasz za­im­ków.

 

Dłu­gie cie­nie, rzu­ca­ne przez blady księ­życ… → To nie księ­życ rzuca cie­nie, cie­nie rzu­ca­ją przed­mio­ty, które księ­życ oświe­tla.

 

Setki sa­mo­cho­dów mi­ja­ło za­tło­czo­ne skrzy­żo­wa­nie.Setki sa­mo­cho­dów mi­ja­ły za­tło­czo­ne skrzy­żo­wa­nie.

 

– Ok. – Na twa­rzy Nate’a za­go­ścił… → – Ok. – Na twa­rzy Nata za­go­ścił

 

Obec­nie spraw­dza­ło się to rów­nie do­brze. Po­ja­wia­ło się py­ta­nie, po­ja­wia­ła się po­trze­ba, żeby się od­wró­cić… → Czy to ce­lo­wa się­ko­za?

 

dzi­siej­szy dzień był dla niego nie­zwy­kle cięż­ki. → …mi­ja­ją­cy dzień był dla niego nie­zwy­kle trud­ny.

 

po­de­szła do niego i za­wie­si­ła mu ręce na szyi. Przy­tu­lił mocno i wtedy to po­czuł. Odór ude­rzył jego noz­drza i spra­wił, że zro­bi­ło mu się nie­do­brze. → Nad­miar za­im­ków.

 

Ze­rwał się z łóżka z krzy­kiem. Serce wa­li­ło jak osza­la­łe, pot spły­wał do oczu.

– Co? – Luna wsta­ła gwał­tow­nie z łóżka. → Po­wtó­rze­nie.

 

aby upew­nić się, czy aby na pewno się obu­dził… → Nie brzmi to naj­le­piej.

 

Nie­wy­spa­nie da­wa­ło się we znaki. Tan­ko­wał kawę jak osza­la­ły, ale nic to nie da­wa­ło. →  Po­wtó­rze­nie.

 

Po­de­szła do niego i do­tknę­ła jego czoła zimną dło­nią. → Czy oba za­im­ki są ko­niecz­ne?

 

Przy­ci­snął ją do blat i się­gnął po nóż. → Li­te­rów­ka.

 

Męż­czy­znę, któ­re­go opu­ścił oj­ciec i który po­sta­no­wił nie skrzyw­dzić żad­nej ko­bie­ty, zgi­nął… → Li­te­rów­ka.

 

a on po­pa­dał na zdro­wiu. → …a on po­dupa­dał na zdro­wiu.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Je­stem tu już trze­ci raz, lecz nie­ste­ty nadal waham się, czy tekst na­zwać takim sobie śred­nia­kiem, czy oce­nić go wyżej bądź niżej.

Pierw­sza scena prze­cią­gnię­ta ponad po­trze­by, sądzę. Sed­nem jest roz­mo­wa z Ka­the­ri­ną, dy­wa­ga­cje o kel­ne­rach wno­szą tyle, co nic.

Ła­że­nie Da­vi­da po ba­rach wy­da­je mi się słabo osa­dzo­ne we fa­bu­le. Je­że­li to dzie­ło wam­pi­rzy­cy, uda­ją­cej Lunę, to jesz­cze ak­cep­to­wal­ne, lecz słabo – Ka­the­ri­ne mogła być i była ko­lej­ną łow­czy­nią ofiar, a tra­ce­nie Da­vi­da jako źró­dła siły i życia nie le­ża­ło w in­te­re­sie pseu­do­Lu­ny.

Dla od­mia­ny fi­nal­ne sceny na plus. Nie prze­pa­dam, wręcz nie lubię hor­ro­rów, ale zda­rza się, że coś w nich i z nich nagle do mnie “tra­fia”.

Dwa mi­nu­sy, jeden plus… Ech, wy­wa­żaj sa­mo­dziel­nie. :-)

Witaj Ram­shi!

 

Bu­do­wa­nie praw­do­po­do­bień­stwa psy­cho­lo­gicz­ne­go ma dobre aspek­ty – można po­czuć jak chło­pak prze­ży­wa swoje flir­ty z in­ny­mi dziew­czy­na­mi i ma z tego po­wo­du po­czu­cie winy, jak się męczy i psy­chicz­nie wy­kań­cza i jak bar­dzo jest zdez­o­rien­to­wa­ny. Z dru­giej stro­ny, Luna wy­da­ła mi się zbyt prze­ko­nu­ją­co grać za­zdro­sną dziew­czy­nę, tak jakby na­praw­de była za­zdro­sna, i jakby całe “halo” po­le­ga­ło na tym, że be­stia wście­ka się z za­zdro­ści o Da­vi­da. Tak jak pi­sa­łem w becie, po­czu­łem nawet sym­pa­tię do pięk­nej, ale cho­rej i unie­ru­cho­mio­nej, cze­ka­ją­cej na swo­je­go chło­pa­ka dziew­czy­ny. Wiem, że taki był Twój cel, bo Luna była mi­strzy­nią ma­ni­pu­la­cji (po­tra­fi­ła nawet wpły­wać na pa­mięć Da­vi­da) i wła­śnie w ten spo­sób grała na jego po­czu­ciu winy, a jed­nak, coś mi w tym lekko nie za­gra­ło. Chyba mia­łem na­dzie­ję, że Luna okaże się be­stią, ale szu­ka­ją­cą ze­msty za zdra­dę – wów­czas hi­sto­ria mia­ła­by swój morał: chło­pak zo­stał uka­ra­ny za zdra­dę. Wy­bra­łeś bar­dziej za­ska­ku­ją­ce roz­wią­za­nie, które rów­nież ma swoje uza­sad­nie­nie, ale w któ­rym chło­pak oka­zu­je się tylko bez­wol­ną za­baw­ką be­stii.

Dużo pra­co­wa­łeś nad tym tek­stem i osta­tecz­na wer­sja moim zda­niem wy­pa­dła cał­kiem nie­źle. Po­mysł też jest dobry – dziew­czy­na, która nie jest tym, kim się wy­da­je, która jest w za­sa­dzie be­stią gra­ją­cą na emo­cjach swo­ich ofiar dla wła­sej roz­ryw­ki. Do­brze też wy­pa­dły sceny hor­ro­ru.

Chciał­bym prze­czy­tać jakiś ko­lej­ny “od­ci­nek” z tą po­sta­cią, może tym razem udją­cą sio­strę, albo matkę? Mógł­by to być nawet szort. Stwo­rzy­łeś cie­ka­wą po­stać i do­brze by­ło­by wy­ci­snąć z niej jesz­cze wię­cej. Ale to tylko moje ży­cze­nie.

Zgła­szam tekst do bi­blio­te­ki.

Dzię­ku­ję Wam ser­decz­nie za wszyst­kie ko­men­ta­rze. Już biorę się za od­po­wia­da­nie:

 

Ło­siot

Sie­man­ko, dzię­ki za prze­czy­ta­nie i za ła­pan­kę. Pa­trząc na “ca­ło­kształt” ko­men­ta­rzy, widzę że opo­wia­da­nie było zbyt za­ska­ku­ją­ce. Nie do końca było wia­do­mo o co cho­dzi z tą mor­der­czą Luną. “Wy­sko­czy­ła z szafy” – jak sam to okre­śli­łeś.

Swoją drogą, chyba gubi mnie tro­chę chęć za­sko­cze­nia czy­tel­ni­ka za wszel­ką cenę.

 

cze­ka­łem na coś głęb­sze­go, niż po pro­stu wy­ska­ku­ją­cy z szafy bli­żej nie­zi­den­ty­fi­ko­wa­ny po­twór. Chyba, że cze­goś nie zła­pa­łem?

Wy­da­je mi się, że zo­sta­wi­łem zbyt mało in­for­ma­cji w tek­ście, żeby na­kie­ro­wać czy­tel­ni­ka na roz­wią­za­nie. Niby była scena w barze i oglą­da­nie in­for­ma­cji o zbrod­ni. Były też in­for­ma­cje o tym, że David ma pro­ble­my z pa­mię­cią – to miało su­ge­ro­wać, że w mo­men­cie, gdy wy­cho­dzi z miesz­ka­nia, zu­peł­nie nie wie kim jest Luna. Bo to tylko jakaś przy­błę­da, która wy­sy­sa­ła z niego soki wie­czo­ra­mi i kar­mi­ła fał­szy­wy­mi wspo­mnie­nia­mi.

No nic :) Każdy tekst na fan­ta­sty­ce daje mi ko­lej­ne prze­my­śle­nia.

 

Nie­ste­ty, wy­ma­ga­na jest na­tych­mia­sto­wa pomoc przy­ja­ciel­ska. → czy są­dzisz, że tak jest bar­dziej na­tu­ral­nie?

zmę­czo­ne oczy, które zda­wa­ły się omi­jać klien­tów, w tym Da­vi­da → Już nie ma wzro­ku, zo­sta­ły tylko oczy. Mam na­dzie­ję, że tak jest sen­sow­nie :)

Dzię­ku­ję Ci rów­nież za klik :)

 

 

re­gu­la­to­rzy

Oj, re­gu­la­to­rzy, jak Ty coś znaj­dziesz…. :) Dzię­ku­ję za ła­pan­kę. Oczy­wi­ście 99% pro­cent tego co za­zna­czy­łaś, nie było pla­no­wa­ne.

Zmia­ny już wpro­wa­dzo­ne. Szko­da, że opo­wia­da­nie Cię roz­cza­ro­wa­ło na ko­niec – raz na wozie, raz pod wozem. Trzy­mam się tego, że po­czą­tek był in­try­gu­ją­cy.

 

Za­zna­czę zmia­nę, którą zro­bi­łem, i któ­rej nie zro­bi­łem:

Męż­czy­zna od­su­nął się od niej z od­ra­zą, lecz zaraz się zre­flek­to­wał. Za­pa­lił lamp­kę nocną, aby upew­nić się, czy aby wciąż nie śni, a ko­bie­ta w łóżku to na pewno jego Luna. → mam na­dzie­ję, że tak jest le­piej.

 

Obec­nie dzia­ła­ło to rów­nie do­brze. Po­ja­wia­ło się py­ta­nie, po­ja­wia­ła się po­trze­ba, aby od­wró­cić wzrok i aku­rat po coś się­gnąć. –> w tych zda­niach “się” wy­stę­po­wa­ło czte­ry razy. Tylko te dwa były pla­no­wa­ne. To jest ten 1% :)

Dzię­ku­ję!

 

Hej, AdamKB.

Skoro je­steś tu już trze­ci raz, to wezmę to za dobrą mo­ne­tę :)

Z jed­nej stro­ny ro­zu­miem co masz na myśli, pi­sząc “ła­że­nie po ba­rach wy­da­je się słabo osa­dzo­ne w fa­bu­le” z dru­giej stro­ny wy­da­wa­ło mi się, że wła­śnie takie to po­win­no być. Miało być za­ska­ku­ją­ce, ode­rwa­ne od rze­czy­wi­sto­ści, bo dla niego była to druga rze­czy­wi­stość. O pierw­szej za­po­mi­nał od razu po wyj­ściu z miesz­ka­nia.

Dzię­ku­ję Ci za ko­men­tarz, muszę go do­brze prze­my­śleć. Cie­szy mnie to, że fi­nal­ne sceny uwa­żasz za plus.

 

Hej, kronos.maximus.

Za­cznę od końca: dzię­ki za klik! A wra­ca­jąc do po­cząt­ku: dzię­ku­ję za pomoc w po­pra­wia­niu tego tek­stu :)

Chyba mia­łem na­dzie­ję, że Luna okaże się be­stią, ale szu­ka­ją­cą ze­msty za zdra­dę – wów­czas hi­sto­ria mia­ła­by swój morał: chło­pak zo­stał uka­ra­ny za zdra­dę. Wy­bra­łeś bar­dziej za­ska­ku­ją­ce roz­wią­za­nie, które rów­nież ma swoje uza­sad­nie­nie, ale w któ­rym chło­pak oka­zu­je się tylko bez­wol­ną za­baw­ką be­stii.

No, ge­ne­ral­nie taka opcja też mi się bar­dzo po­do­ba­ła.

 

Chciał­bym prze­czy­tać jakiś ko­lej­ny “od­ci­nek” z tą po­sta­cią, może tym razem udją­cą sio­strę, albo matkę? Mógł­by to być nawet szort. Stwo­rzy­łeś cie­ka­wą po­stać i do­brze by­ło­by wy­ci­snąć z niej jesz­cze wię­cej. Ale to tylko moje ży­cze­nie.

Rów­nież, chęt­nie przy­mie­rzył­bym się do ta­kie­go tek­stu. Luna wy­da­je mi się fajną po­sta­cią i mo­gło­by wyjść cie­ka­wie – o ile będę miał dobry po­mysł. Na razie po­my­słów jest dużo… za dużo. Muszę zła­pać coś bez krwi i fla­ków. Coś zu­peł­nie in­ne­go :)

Dzię­ku­ję ser­decz­nie za miły ko­men­tarz :)

Ram­shi­ri, cie­szę się, że uzna­łeś uwagi na przy­dat­ne. :)

A że tym razem było, jak sam mó­wisz, ra­czej pod wozem, po­zo­sta­je z na­dzie­ją, że już ko­lej­ne Twoje opo­wia­da­nie bę­dzie bar­dziej sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ce. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

No to tak.

Nie mój kli­mat, ale mimo to uwa­żam tekst za dobry i wart prze­czy­ta­nia. Widać tez po­ten­cjał – jeśli kie­dyś pój­dziesz w opisy bar­dziej pod bu­do­wę wy­obra­że­nia scen lub wczu­wa­nia się w nie, to taka kom­po­zy­cja hi­sto­rii – pro­stej prze­cież – może z tym świet­nie współ­grać.

Bo wła­śnie pro­ste, ale do­brze uło­żo­ne hi­sto­rie po do­da­niu od­po­wied­nie­go po­bu­dza­cza emo­cji po­tra­fią wje­chać na psy­chę równo.

Tu tego po­bu­dza­cza nie widzę, ale widzę ide­al­nie pa­su­ją­cy do niego fun­da­ment. Bar­dziej pod mo­dy­fi­ka­cję opi­sów, niż ich wy­dłu­ża­nie.

 

Nie­któ­rych może razić zbyt opi­so­wa koń­ców­ka, ale ci sami lu­dzie pew­nie by na­rze­ka­li na jej ewen­tu­al­ny brak. Ja je­stem z trze­ciej opcji – oso­bi­ście wo­lał­bym ra­czej czę­ścio­we wy­ja­śnie­nie, może na końcu, może prze­ty­ka­ne po dro­dze – to za­le­ży od tego, jak do­kład­nie by to wy­glą­da­ło. To droga pod mniej­szą licz­bę za­do­wo­lo­nych od­bior­ców, za to tych bar­dziej wy­bred­nych.

 

Swoją droga za­sko­czy­łeś za­koń­cze­niem. Byłem w któ­rymś mo­men­cie prze­ko­na­ny, że osta­tecz­nie bę­dzie to opo­wia­da­nie o sza­leń­stwie (co na­wia­sem mó­wiąc by­ło­by ka­wa­łem so­lid­nej ro­bo­ty i pew­nie nawet bez wspo­mnia­nych do­pra­co­wa­nia opi­sów szo­ko­wa­ło­by mocno – do roz­wa­że­nia stwo­rze­nie al­ter­na­tyw­nej wer­sji tek­stu, nawet gdyby tam fan­ta­sty­ka by­ła­by bar­dziej w do­my­śle lub wręcz bez fan­ta­sty­ki).

Póź­niej po­now­nie my­śla­łem, że znam za­koń­cze­nie. Tym razem my­śląc, że Ka­the­ri­na i Luna to jedna osoba lub że jedna po­chło­nę­ła drugą. Znów zmy­li­łeś czuj­ność, gdy się oka­za­ło, że w ogóle hi­sto­rii z Luną nie było, że to tylko pro­jek­cja z jed­ne­go ty­go­dnia.

To też sztu­ka pod­su­nąć do­my­sły, a potem wy­pro­wa­dzić inną nar­ra­cję bez wra­że­nia “wy­cią­ga­nia z pu­deł­ka”.

 

"Wie­dział, że może na nią li­czyć, wie­dział, że w jej ra­mio­nach bę­dzie bez­piecz­ny. W cza­sie, gdy on roz­my­ślał o tym, jak szczę­śli­wym czło­wie­kiem jest, mając taką nie­zwy­kłą part­ner­kę u swego boku, ona wy­ję­ła mu po­dusz­kę spod głowy.

A potem szyb­ko usia­dła mu na pier­si i z całej siły do­ci­snę­ła ją do twa­rzy."

 

Je­stem zwo­len­ni­kiem dzie­le­nia aka­pi­tów na krót­sze, ale tutaj może za­ist­nieć pe­wien pro­blem – po po­dzia­le przez mo­ment wy­glą­da jakby usia­dła mu na pier­si i przy­ci­snę­ła pierś do twa­rzy. Jak się zli­kwi­du­je ten enter, bar­dziej do­myśl­nie się czyta, że do­ci­snę­ła po­dusz­kę. Al­ter­na­tyw­nie enter zo­sta­wić, ale zmo­dy­fi­ko­wać zda­nie.

 

Na ko­niec: cał­kiem nie­źle po­szło z ty­tu­łem – a to czę­sto za­nie­dby­wa­ny ele­ment opo­wia­dań.

 

"– Prze­pra­szam! – krzy­czał. – Pro­szę, puść mnie!"

– prze­cież się dusił z po­dusz­ką na twa­rzy.

 

"ruchy, zmę­czo­ne oczy"

– po­dwój­na spa­cja przed "zmę­czo­ne"

 

PS. Jest pewne po­do­bień­stwo kli­ma­tu tek­sty z opo­wia­da­niem “Ta druga ona” w “Gra­ni­cach Nie­skoń­czo­no­ści”, więc przy oka­zji po­le­cę :-)

 

Hej Wil­ku-zi­mo­wy,

Twój ko­men­tarz bar­dzo mnie ucie­szył. Skoro to nie Twój kli­mat, a jed­nak tekst uwa­żasz za dobry i wart prze­czy­ta­nia, tym le­piej!

 

Widać tez po­ten­cjał – jeśli kie­dyś pój­dziesz w opisy bar­dziej pod bu­do­wę wy­obra­że­nia scen lub wczu­wa­nia się w nie, to taka kom­po­zy­cja hi­sto­rii – pro­stej prze­cież – może z tym świet­nie współ­grać.

Bo wła­śnie pro­ste, ale do­brze uło­żo­ne hi­sto­rie po do­da­niu od­po­wied­nie­go po­bu­dza­cza emo­cji po­tra­fią wje­chać na psy­chę równo.

Czy mógł­byś mi po­ra­dzić ja­kieś opo­wia­da­nie, które uwa­żasz za dobre pod tym kątem? Czy może “Ta druga ona” pa­su­je do tego ide­al­nie? Swoją drogą, ser­decz­nie dzię­ku­ję za po­le­ce­nie.

 

Póź­niej po­now­nie my­śla­łem, że znam za­koń­cze­nie. Tym razem my­śląc, że Ka­the­ri­na i Luna to jedna osoba lub że jedna po­chło­nę­ła drugą. Znów zmy­li­łeś czuj­ność, gdy się oka­za­ło, że w ogóle hi­sto­rii z Luną nie było, że to tylko pro­jek­cja z jed­ne­go ty­go­dnia.

To też sztu­ka pod­su­nąć do­my­sły, a potem wy­pro­wa­dzić inną nar­ra­cję bez wra­że­nia “wy­cią­ga­nia z pu­deł­ka”.

Bar­dzo po­do­ba mi się to jak od­czy­ta­łeś to opo­wia­da­nie. Swoją drogą, Ka­the­ri­na miała być Luną w pew­nym mo­men­cie. Fi­nal­nie stwier­dzi­łem, że nie będę do­da­wał nic na ten temat.

 

Dzię­ku­ję za ła­pan­ki. Już wpro­wa­dzi­łem po­praw­ki.

 

Na ko­niec: cał­kiem nie­źle po­szło z ty­tu­łem – a to czę­sto za­nie­dby­wa­ny ele­ment opo­wia­dań.

Je­stem bar­dzo za­do­wo­lo­ny z ty­tu­łu. Jego po­dwój­ne zna­cze­nie bar­dzo do mnie prze­mó­wi­ło. Miło mi, że zwró­ci­łeś na to uwagę.

 

Swoją drogą, za­uwa­ży­łem, że nie tylko po­le­ci­łeś mi tekst “Ta druga ona” do prze­czy­ta­nia, ale też po­le­ci­łeś mój tekst do bi­blio­te­ki. Dzię­ku­ję i po­zdra­wiam ser­decz­nie :)

 

PS. Coś źle liczę. Mam czte­ry głosy przy­zna­ne, ale czwar­ty to po­wi­nien być do­pie­ro z Twoim. Dziw­na spra­wa…

Czy mógł­byś mi po­ra­dzić ja­kieś opo­wia­da­nie, które uwa­żasz za dobre pod tym kątem? Czy może “Ta druga ona” pa­su­je do tego ide­al­nie?

Nie, “Tę drugą oną” przy­wo­ła­łem ze wzglę­du na to, że jest pewne po­do­bień­stwo (choć i róż­ni­ce) mię­dzy tymi opo­wia­da­nia­mi. W żad­nym razie nie są bliź­nia­cze, bar­dziej cho­dzi o jakiś taki pod­skór­ny wy­dźwięk – ale trud­no na­pi­sać coś wię­cej bez spo­ile­ro­wa­nia.

Co do przy­kła­dów… Nie po­trze­bu­jesz przy­kła­do­we­go stylu, po­trze­bu­jesz wy­ro­bić swój wła­sny. Po­rów­na­nia, zwro­ty po­zwa­la­ją­ce się wczuć w daną scenę, ja­kieś pro­ste ele­men­ty tła, które spra­wią, że przed­sta­wio­ny świat bę­dzie żył. To są takie dro­bia­zgi, które gdy jest ich dużo, nie­po­trzeb­nie spo­wal­nia­ją fa­bu­łę, ale gdy po pro­stu prze­my­ca się je w mniej­szych daw­kach, na­da­ją wy­mia­rów świa­tu z tek­stu.

 

Coś źle liczę. Mam czte­ry głosy przy­zna­ne, ale czwar­ty to po­wi­nien być do­pie­ro z Twoim. Dziw­na spra­wa…

Pew­nie li­czysz tylko zgło­sze­nia z bi­blio­te­ki (co prze­kła­da się na głosy przed­sta­wio­ne jako Użyt­kow­ni­cy I-V). Osoby ma­ją­ce piór­ko oraz Lo­ża­nie mogą kli­kać bez­po­śred­nio (i na górze widać, że tak zro­bił Ło­siot), wiec mój głos bę­dzie tu pią­tym.

I uprze­dza­jąc dru­gie py­ta­nie – u mnie co praw­da pla­kiet­ka Loży jesz­cze jest, ale to po­zo­sta­łość po ze­szłym roku. W tym roku nie ma mnie w Loży, pla­kiet­ka zo­sta­ła póki co z przy­czyn tech­nicz­nych, ale dzia­łam we­dług pro­ce­dur “zwy­kłych użyt­kow­ni­ków”, bo nie wy­pa­da ina­czej :)

 

Sym­pa­tycz­ne :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Oj, tro­chę mnie nie było, już od­pi­su­ję…

 

wilk-zi­mo­wy

Po­rów­na­nia, zwro­ty po­zwa­la­ją­ce się wczuć w daną scenę, ja­kieś pro­ste ele­men­ty tła, które spra­wią, że przed­sta­wio­ny świat bę­dzie żył. To są takie dro­bia­zgi, które gdy jest ich dużo, nie­po­trzeb­nie spo­wal­nia­ją fa­bu­łę, ale gdy po pro­stu prze­my­ca się je w mniej­szych daw­kach, na­da­ją wy­mia­rów świa­tu z tek­stu.

Dzię­ku­ję. Teraz wiem do­kład­niej nad czym mogę po­pra­co­wać.

 

Pew­nie li­czysz tylko zgło­sze­nia z bi­blio­te­ki

No nic :) Tekst się do­stał, dzię­ku­ję! :)

 

I uprze­dza­jąc dru­gie py­ta­nie – u mnie co praw­da pla­kiet­ka Loży jesz­cze jest, ale to po­zo­sta­łość po ze­szłym roku. W tym roku nie ma mnie w Loży, pla­kiet­ka zo­sta­ła póki co z przy­czyn tech­nicz­nych, ale dzia­łam we­dług pro­ce­dur “zwy­kłych użyt­kow­ni­ków”, bo nie wy­pa­da ina­czej :)

Lo­gicz­ne wy­tłu­ma­cze­nie :) Dzię­ku­ję i bun­kru­ję się, żeby po­pra­wiać ko­lej­ne opo­wia­da­nie.

 

 

 

Dzię­ku­ję ser­decz­nie za sym­pa­tycz­ny ko­men­tarz, Anet :)

Po­zdra­wiam

Hej, Sexy. wink

 

Do­brze na­pi­sa­ne, nie­ste­ty nie za­chwy­ci­ła mnie fa­bu­ła – a to ze wzglę­du na, hm, zni­ko­mą ory­gi­nal­ność. :( Nie­ca­łe trzy god­nie temu czy­ta­łam to opo­wia­da­nie Go­lo­dha – które opar­te jest na do­kład­nie tych sa­mych mo­ty­wach [UWAGA, SPO­ILER] (nie­wier­ny/nie­sza­nu­ją­cy ko­biet facet; ko­bie­ta-wam­pir; in­ge­ro­wa­nie w umysł, mie­sza­nie w gło­wie; śmierć bo­ha­te­ra). Fakt fak­tem, u Cie­bie bo­ha­ter nie był tak na­praw­dę nie­wier­ny, więc tutaj ta in­ge­ren­cja w psy­chi­kę była głęb­sza i po­waż­niej­sza. To aku­rat wy­szło Ci do­brze, to całe jego za­gu­bie­nie, nie­ro­zu­mie­nie, po­gar­sza­ją­cy się stan.

Nie­ste­ty, prak­tycz­nie od mo­men­tu, gdy po­ja­wi­ła się Luna, tak jakoś czu­łam, że to bę­dzie Luna. :( xD

Był mo­ment, kiedy po­czu­łam na­pię­cie – kiedy pierw­szy raz wstał w nocy i po­szedł do kuch­ni – na­to­miast, nie­ste­ty, nie prze­stra­szy­ło mnie to na po­zio­mie “hor­ro­ru”. Ale tak, wiem, to trud­ne.

 

Nie­mniej – do­brze na­pi­sa­ne. Tro­chę ba­bol­ków prze­cin­ko­wych by się zna­la­zło, np.:

 

Do ośmie­szo­nej na par­kie­cie dziew­czy­ny, pod­bie­gły przy­ja­ciół­ki.

IMO bez prze­cin­ka.

 

David z prze­ra­że­niem przy­glą­dał się jak spod jej mar­twych ust, wy­su­wa się długi język.

→ David z prze­ra­że­niem przy­glą­dał się, jak spod jej mar­twych ust wy­su­wa się długi język.

 

Ale to szcze­gó­li­ki.

 

Bi­blio­te­ka za­słu­żo­na, po­do­ba­ło mi się, szko­da tylko, że tro­szecz­kę bra­kło ory­gi­nal­no­ści. ^^’

 

Po­zdra­wiam wink

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

Po­do­ba­ło mi się. Im dalej w las tym le­piej, bar­dzo po­do­ba­ła mi się scena w kuch­ni – osią­gną­łeś tam efekt, który chce mieć każdy hor­ror, a nie­wie­lu się udaje, czyli taką scenę gdzie od­bior­ca ma: “uff, no tym razem to coś nor­mal­ne­go…chyba”.

Stro­na oby­cza­jo­wa bar­dzo fajna, takie to ży­cio­we i re­ali­stycz­ne, te prze­my­śle­nia Da­vi­da i jego za­cho­wa­nia. Czu­łem że po­wi­nie­nem go bar­dziej po­tę­piać, ale jed­nak my­śla­łem sobie w trak­cie “no w sumie tak, nie za­cho­wu­je się do­brze, ale nie zdra­dził”.

Faj­nie grasz psy­chi­ką, su­ge­ru­jąc że kosz­mar roz­gry­wa się w gło­wie, po­dob­nie jak ktoś wyżej my­śla­łem, że może taka bę­dzie pu­en­ta. Koń­ców­ka mnie za­sko­czy­ła, jakaś taka nagła była, ale w sumie fajny twist i za­koń­cze­nie.

Po­do­ba­ło się :)

Hej DHBW :)

 

Do­brze na­pi­sa­ne, nie­ste­ty nie za­chwy­ci­ła mnie fa­bu­ła – a to ze wzglę­du na, hm, zni­ko­mą ory­gi­nal­ność. :( Nie­ca­łe trzy god­nie temu czy­ta­łam to opo­wia­da­nie Go­lo­dha

Nie­ste­ty, mój brak ory­gi­nal­no­ści, wy­ni­kał z braku oczy­ta­nia :p. Nad­ro­bię ten tekst, je­stem cie­kaw go bar­dzo.

 

Nie­ste­ty, prak­tycz­nie od mo­men­tu, gdy po­ja­wi­ła się Luna, tak jakoś czu­łam, że to bę­dzie Luna. :( xD

Po­wiem szcze­rze, wy­da­wa­ło mi się, że za­koń­cze­nie jest zbyt nie­prze­wi­dy­wal­ne i przez to ca­łość tro­chę traci :) Po­my­ślę nad tym. Czy my­ślisz, że Twój od­biór tek­stu może róż­nić się od in­nych osób, ze wzglę­du na to, że czy­ta­łaś ostat­nio opo­wia­da­nie Go­lo­dha?

 

Ale jak mó­wisz, że bi­blio­te­ka za­słu­żo­na, to cie­szę się i dzię­ku­ję ser­decz­nie. Dzię­ku­ję też za prze­cin­ko­wa­nie… już po­pra­wi­łem.

Po­zdra­wiam :)

 

Hej Piotr. W. K.

Dzię­ku­ję za miły ko­men­tarz, cie­szę się że tak do­brze wy­po­wia­dasz się o moim tek­ście.

 

Czu­łem że po­wi­nie­nem go bar­dziej po­tę­piać, ale jed­nak my­śla­łem sobie w trak­cie “no w sumie tak, nie za­cho­wu­je się do­brze, ale nie zdra­dził”.

No, David sobie gra­bił, ale wy­mów­ki też miał dobre i sen­sow­ne :)

 

Faj­nie grasz psy­chi­ką, su­ge­ru­jąc że kosz­mar roz­gry­wa się w gło­wie, po­dob­nie jak ktoś wyżej my­śla­łem, że może taka bę­dzie pu­en­ta. Koń­ców­ka mnie za­sko­czy­ła, jakaś taka nagła była, ale w sumie fajny twist i za­koń­cze­nie.

Super, dzię­ku­ję Ci ser­decz­nie, po tym ko­men­ta­rzu widzę, że ode­bra­łeś tekst, tak jak chcia­łem żeby zo­stał ode­bra­ny w mo­men­cie, gdy za­czą­łem go pisać. Miło mi bar­dzo :)

Po­zdra­wiam

Czy my­ślisz, że Twój od­biór tek­stu może róż­nić się od in­nych osób, ze wzglę­du na to, że czy­ta­łaś ostat­nio opo­wia­da­nie Go­lo­dha?

Ow­szem, moż­li­we – ale też… Hm… To chyba dość oczy­wi­sty za­bieg – jako że jest to coś, czego teo­re­tycz­nie czy­tel­nik nie po­wi­nien się spo­dzie­wać – więc może wła­śnie się spo­dzie­wa. ;)

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

W ogóle teraz zer­k­ną­łem jesz­cze raz na tytuł i do­ce­niam. Nie za­chę­cił mnie w pierw­szym rzu­cie, ale po lek­tu­rze… pa­su­je i jest pewną nie­oczy­wi­stą pod­po­wie­dzią ;)

DHBW

No… zga­dzam się z Tobą. Spo­dzie­waj się nie­spo­dzie­wa­ne­go :)

 

Piotr. W. K.

Szko­da, że tytuł nie za­chę­ca tak mocno. No, ale jest nie­zwy­kle traf­ny, cie­szę się, że to za­uwa­ży­łeś.

Dzień dobry :)

Prze­czy­ta­łem i spie­szę do­nieść, że w opo­wia­da­niu od­na­la­złem plusy do­dat­nie i plusy ujem­ne. 

Po­stać głów­ne­go bo­ha­te­ra wy­da­je się nie­źle na­kre­ślo­na, jak na po­trze­by opo­wia­da­nia. Po­zna­je­my jego mo­ty­wa­cję, dą­że­nie do sta­łe­go związ­ku, uraz z lat mło­do­ści spo­wo­do­wa­ny odej­ściem ojca – wiemy, co z czego wy­ni­ka. Stąd też zro­zu­mia­łe są wy­rzu­ty su­mie­nia Da­vi­da wzglę­dem Luny, ale też jego chęć za­zna­nia roz­ryw­ki na mie­ście. To wy­szło i się udało. 

Udaje Ci się też bu­do­wa­nie na­pię­cia. Na­ra­sta ono prak­tycz­nie przez całe opo­wia­da­nie, a ja jako czy­tel­nik nie wie­dzia­łem, do czego to wszyst­ko do­pro­wa­dzi. To do­brze, po­nie­waż mó­wi­my o hor­ro­rze. 

Nie za­gra­ło mi na­to­miast kilka mo­men­tów.

Pierw­sza scena jest tro­chę nie­lo­gicz­na. Bo­ha­te­ro­wie są w za­tło­czo­nym barze ka­ra­oke, ktoś drze gębę ze sceny do Shal­low, wszy­scy krzy­czą i do­ma­ga­ją się al­ko­ho­lu przy barze, a jedna z klien­tek prosi o pod­gło­śnie­nie TV i chce wy­słu­chać wia­do­mo­ści? :P Dla­cze­go w ogóle pusz­cza­ją wia­do­mo­ści w po­pu­lar­nym za­ba­wo­wym miej­scu?

Ro­zu­miem też, że pró­bo­wa­łeś z tymi wia­do­mo­ścia­mi nie­śmia­ło za­po­wie­dzieć przy­szłe wy­da­rze­nia, bo prze­cież bo­ha­ter skoń­czył tak jak ten bru­tal­nie za­mor­do­wa­ny nie­szczę­śnik, ale to też mi jakoś nie za­gra­ło. Po­mię­dzy po­cząt­kiem a koń­cem opo­wia­da­nia jest, jak dla mnie, zbyt mały zwią­zek. 

Za­sta­na­wiam się też, skoro ta wred­na zjawa kar­mi­ła Da­vi­da fał­szy­wy­mi wspo­mnie­nia­mi, a on w trak­cie wyjść na mia­sto wal­czył z wy­rzu­ta­mi su­mie­nia, dla­cze­go nie zwie­rzył się ko­le­gom? Mógł opo­wie­dzieć, że w domu czeka na niego dziew­czy­na, nie chce być nie fair w sto­sun­ku do niej, a im od razu za­pa­li­ła­by się czer­wo­na lamp­ka :P Nie zna­la­złem wy­ja­śnie­nia w tek­ście. 

No i koń­ców­ka tro­chę roz­cza­ro­wu­ją­ca. Nie do­wia­du­je­my się do końca, kim była isto­ta mor­du­ją­ca Da­vi­da, wiemy tylko, że chcia­ła się nim po­ży­wić i pew­nie wy­ru­szy po­szu­kać ko­lej­nej ofia­ry. Czuję nie­do­syt. 

Ogól­nie nie jest źle, ale myślę, że gdy­byś po­pra­co­wał nad opo­wia­da­niem tro­chę dłu­żej, mo­gło­by być na­praw­dę do­brze!

 

Wy­ko­na­nie mimo uwag czy­tel­ni­ków jesz­cze tro­chę po­zo­sta­wia do ży­cze­nia. Nie jest do końca okej z in­ter­punk­cją, wska­zu­ję niżej tylko naj­bar­dziej ra­żą­ce wpad­ki oraz to, co rzu­ci­ło mi się w oczy :P

 

Śli­ski, cien­ki pa­pier wy­da­wał się tak re­al­ny, choć miał na­dzie­ję, że dzi­siej­szy wie­czór w klu­bie, był tylko złu­dze­niem.

To tro­chę brzmi, jakby śli­ski i cien­ki pa­pier miał na­dzie­ję, że wie­czór w klu­bie był złu­dze­niem. Może da­ło­by się ina­czej…?

 

Może picie po pracy, nie było do­brym po­my­słem?

A po co tu prze­ci­nek? :P

 

Nie chce mi się wraca do domu.

Chyba miało być wra­cać.

 

Nie chciał, żeby wy­czy­ta­ła z jego twa­rzy praw­dę. Za­wsze tak robił. Kie­dyś uży­wał tego me­cha­ni­zmu, gdy nie chciał, aby jego part­ner­ka od­kry­ła, że ma dla niej nie­spo­dzian­kę: ro­man­tycz­ną ko­la­cję czy pre­zen­ty.

Nie wiem, czy mo­że­my tu mówić o me­cha­ni­zmie. Może lep­szym sło­wem byłby “wy­bieg”, albo coś po­dob­ne­go?

 

Mimo to, ko­chał ją, chciał się oświad­czyć.

Prze­ci­nek po­gru­bio­ny do wy­wa­le­nia.

 

Ten mo­ment, wiele zmie­nił w jego życiu.

Tutaj też prze­ci­nek zbęd­ny.

 

Po­zdra­wiam :)

Hej, Amon­Ra :)

Prze­czy­ta­łem i spie­szę do­nieść, że w opo­wia­da­niu od­na­la­złem plusy do­dat­nie i plusy ujem­ne. 

Do­dat­nie czy ujem­ne – nie­waż­ne! Ważne jest, że są to plusy. Chcia­łem od­po­wie­dzieć na Twój ko­men­tarz, jak już zro­bię po­praw­ki z ła­pan­ki, ale zro­bię to do­pie­ro za parę dni. Oczy­wi­ście wszyst­kie po­praw­ki ro­zu­miem i wszyst­kie wpro­wa­dzę. Śli­skie­mu i cien­kie­mu pa­pie­ro­wi, trze­ba ode­brać na­dzie­ję.

Śli­ski, cien­ki pa­pier wy­da­wał się tak re­al­ny, choć miał na­dzie­ję, że

 

Wra­ca­jąc do po­cząt­ku, cie­szy mnie to, że zwró­ci­łeś uwagę na plusy do­dat­nie, takie jak: kre­acja bo­ha­te­ra, czy na­pię­cie. Przejdź­my do tych ujem­nych :)

 

Pierw­sza scena jest tro­chę nie­lo­gicz­na.

Ro­zu­mem o co cho­dzi. Ta scena była do­da­na na sam ko­niec i tak sam stwier­dzi­łeś, była po pro­stu po­trzeb­na do hi­sto­rii. Można to było zro­bić le­piej i myślę, że ma­ły­mi zmia­na­mi, je­stem w sta­nie ją tro­chę “ulo­gicz­nić”. Dzię­ku­ję.

 

Za­sta­na­wiam się też, skoro ta wred­na zjawa kar­mi­ła Da­vi­da fał­szy­wy­mi wspo­mnie­nia­mi, a on w trak­cie wyjść na mia­sto wal­czył z wy­rzu­ta­mi su­mie­nia, dla­cze­go nie zwie­rzył się ko­le­gom? Mógł opo­wie­dzieć, że w domu czeka na niego dziew­czy­na, nie chce być nie fair w sto­sun­ku do niej, a im od razu za­pa­li­ła­by się czer­wo­na lamp­ka :P Nie zna­la­złem wy­ja­śnie­nia w tek­ście. 

To mnie za­sko­czy­ło. W moim za­my­śle, cho­dzi­ło o to, że on ma te fał­szy­we wspo­mnie­nia tylko wtedy, kiedy Luna jest bli­sko. Nie miał wy­rzu­tów su­mie­nia, gdy był z kum­pla­mi, czy na mie­ście. Wy­rzu­ty su­mie­nia, za­wsze po­ja­wia­ły się np. w win­dzie bli­sko miesz­ka­nia. Jak w dal­szej od­le­gło­ści, to za­sta­na­wiał się skąd te luki pa­mię­ci i co to za kosz­ma­ry mu się śnią. “Naj­gor­sze było to, że z wczo­raj­szej nocy pa­mię­tał je­dy­nie drę­czą­ce go kosz­ma­ry. A może to prze­zię­bie­nie i stres mie­sza­ją mu w gło­wie?”

 

No i koń­ców­ka tro­chę roz­cza­ro­wu­ją­ca. Nie do­wia­du­je­my się do końca, kim była isto­ta mor­du­ją­ca Da­vi­da, wiemy tylko, że chcia­ła się nim po­ży­wić i pew­nie wy­ru­szy po­szu­kać ko­lej­nej ofia­ry. Czuję nie­do­syt. 

Ogól­nie nie jest źle, ale myślę, że gdy­byś po­pra­co­wał nad opo­wia­da­niem tro­chę dłu­żej, mo­gło­by być na­praw­dę do­brze!

 

Przy­kro mi, że koń­ców­ka była dla Cie­bie roz­cza­ro­wu­ją­ca. Nie mia­łem w pla­nie tłu­ma­czyć jakim stwo­rem tak na­praw­dę jest Luna, wy­da­wa­ło mi się to lep­szym roz­wią­za­niem. Nie lubię wy­ja­śniać wszyst­kie­go.

Wy­cią­gnę wnio­ski z Two­je­go ko­men­ta­rza i spró­bu­ję po­pra­wić tekst w ciągu kilku dni.

 

Po­zdra­wiam :)

 

 

Ta scena była do­da­na na sam ko­niec i tak sam stwier­dzi­łeś, była po pro­stu po­trzeb­na do hi­sto­rii.

No wła­śnie tak sobie po­my­śla­łem, że nikt o zdro­wych zmy­słach nie pusz­czał­by wia­do­mo­ści w barze ka­ra­oke i mocno to na­cią­ga­ne, a nawet gdyby pusz­cza­li, to nie­moż­li­we by­ło­by zwięk­sze­nie gło­śno­ści, żeby co­kol­wiek dało się usły­szeć – scena wy­da­wa­ła mi się taka tro­chę we­pchnię­ta ko­la­nem, przez co wy­de­du­ko­wa­łem, że była Ci po­trzeb­na. 

Po­my­śla­łem sobie, że bo­ha­te­ro­wie mo­gli­by wy­słu­chać tego newsa, jadąc ube­rem do baru. Kie­row­ca włą­czył­by radio, czy coś. A opo­wia­da­nie mo­gła­by skoń­czyć po­dob­na scena, np. ko­lej­na po­ten­cjal­na “zwie­rzy­na” wy­słu­chu­je newsa, że pło­nie miesz­ka­nie i jest na­stęp­na ofia­ra :P

 

To mnie za­sko­czy­ło. W moim za­my­śle, cho­dzi­ło o to, że on ma te fał­szy­we wspo­mnie­nia tylko wtedy, kiedy Luna jest bli­sko. Nie miał wy­rzu­tów su­mie­nia, gdy był z kum­pla­mi, czy na mie­ście.

Do­brze, tutaj może źle zin­ter­pre­to­wa­łem wy­da­rze­nia, dla­te­go uwagę wy­co­fu­ję. Jeśli nikt inny prócz mnie nie miał z tym pro­ble­mu to zna­czy, że prze­ka­za­łeś wszyst­ko jak na­le­ży ;)

 

Przy­kro mi, że koń­ców­ka była dla Cie­bie roz­cza­ro­wu­ją­ca. Nie mia­łem w pla­nie tłu­ma­czyć jakim stwo­rem tak na­praw­dę jest Luna, wy­da­wa­ło mi się to lep­szym roz­wią­za­niem. Nie lubię wy­ja­śniać wszyst­kie­go.

Nie użył­bym słowa “roz­cza­ro­wu­ją­ca”, bo lek­tu­rą czuję się cał­kiem usa­tys­fak­cjo­no­wa­ny. Bar­dziej okre­ślił­bym to jako “nie­do­syt” :P Sam stwier­dzi­łeś, że nie lu­bisz wy­ja­śniać wszyst­kie­go, przez co ja jako czy­tel­nik czuję, że zo­sta­łem po­zo­sta­wio­ny z hi­sto­rią nie­do­po­wie­dzia­ną. Z nie­wy­ja­śnia­niem wszyst­kie­go trze­ba po­stę­po­wać ostroż­nie!

 

Po­zdro, mi­łe­go piąt­ko­we­go po­po­łu­dnia!

 

 

Hej! Ko­men­tarz po­wsta­nie na bie­żą­co. :)

Tym razem, bio­rąc pod uwagę ro­dzaj opo­wia­da­nia, od razu muszę za­zna­czyć, że po prze­czy­ta­niu ca­ło­ści, mu­sia­łam dodać w na­wia­sach kilka wy­ja­śnień do­ty­czą­cych mo­je­go punk­tu wi­dze­nia. Nie mia­łam po­ję­cia, że tak wiele się zmie­ni, wy­bacz. :D To bę­dzie naj­bar­dziej cha­otycz­ny ko­men­tarz i z dużą dawką opi­nii, które póź­niej ule­ga­ją zmia­nom.

Okej, to le­ci­my. :D

 

Jest bar, dym, tłok, wia­do­mo­ści z tv. Można wczuć się w kli­mat. Dalej jest tak tro­chę… Hm, sama nie wiem. David z jed­nej stro­ny twier­dzi, że uwiel­bia spę­dzać czas z przy­ja­ciół­mi, a z dru­giej to kum­ple wy­cią­ga­ją go do miejsc, gdzie sam by nie po­szedł, bo są naj­gor­sze­go sortu. Przy barze z drin­ka­mi czy przy roz­mo­wie z Ka­the­ri­ne też widać, że on nie czuje się tu swo­bod­nie. W takim razie mógł­by sobie od­pu­ścić albo uma­wiać się z kum­pla­mi na inne miej­sca, choć­by mniej spe­lu­no­we?

 

Ta wzmian­ka o trud­nym dzie­ciń­stwie też mi się gry­zie. Taka wrzu­co­na na siłę: mia­łem trud­ne dzie­ciń­stwo, więc szu­kam sta­łe­go part­ne­ra. I nic za tym za bar­dzo nie idzie, w sen­sie z za­cho­wa­nia bo­ha­te­ra. 

Naj­pierw pi­szesz, że David szu­kał dziew­czy­ny do sta­łe­go związ­ku, a dalej już wraca do domu i przy­po­mi­na sobie o Lunie?

Nie wiem, czy chcia­łeś wpro­wa­dzić taki ele­ment szoku, że niby wolny bo­ha­ter, a ma już dziew­czy­nę, ale jak dla mnie słabo to wy­szło, bo od po­cząt­ku mie­li­śmy prze­my­śle­nia Da­vi­da.

(Prze­czy­ta­łam ca­łość i oczy­wi­ście wy­co­fu­ję te za­rzu­ty. :))

 

Mo­ment w nocy, wpro­wa­dze­nie ele­men­tu grozy – umie­jęt­ne, czuje się tak, jak­bym oglą­da­ła film. Opisy są do­kład­ne, cie­nie tań­czą na ścia­nach, dziew­czy­na jak z hor­ro­ru.

 

My­śla­łam, że chcesz mnie.

W po­przed­nim zda­niu mówi nor­mal­nie, więc tu też przy­dał­by się nie­za­bu­rzo­ny szyk. ;) Bo jak czy­tam na głos, to brzmi to nie­na­tu­ral­nie.

 

Pier­ścio­nek, serio? David myśli o pier­ścion­ku, do­bi­ja mnie ten gość i jego spo­sób my­śle­nia…

 

Uch, rany, ale nie lubię tego Two­je­go bo­ha­te­ra, przy­ło­ży­ła­bym mu w łeb. Naj­le­piej ce­głów­ką. Za to po­do­ba mi się, że Ty jako autor two­rzysz wła­śnie ta­kie­go bo­ha­te­ra-dup­ka, który ma wię­cej zalet niż wad. W sumie… Tak sobie teraz myślę, że jed­nak bra­ku­je mi tutaj od­cie­ni sza­ro­ści. Za­zwy­czaj w opo­wia­da­niach mamy po­zy­tyw­ne­go bo­ha­te­ra, który jest taki super i wszyst­ko robi do­brze. U Cie­bie mamy za­gu­bio­ne­go go­ścia, co za­cho­wu­je się jak głupi dzie­ciak, jest tchó­rzem i lata na im­prez­ki, kiedy chora dziew­czy­na czeka na niego w domu. Bra­ku­je mi tutaj cze­goś z na­sze­go świa­ta: nie wiem, może ese­me­sów albo te­le­fo­nu? Czemu ona nie za­dzwo­ni?

Po prze­czy­ta­niu ca­ło­ści: okej, cofam te py­ta­nia. Ale mimo wszyst­ko myślę, że przy­da­ło­by się po­ka­zać Da­vi­da też w tro­chę innym świe­tle niż tylko jako chło­pa­ka im­pre­zu­ją­ce­go w śred­nich lo­ka­lach, szu­ka­ją­ce­go dziew­czy­ny na stałe. Tro­chę bra­ku­je mi tu po­ka­za­nia jego cha­rak­te­ru, cze­goś wię­cej. Chyba że taki był za­mysł: David jest tylko pion­kiem w grze.

 

W każ­dym razie, jasne, wolę bo­ha­te­ra, który ma wady i cie­szę się, że ta­kie­go opi­sa­łeś. Fakt, że go nie lubię, nie zmie­nia tego, że dość do­brze mi się czyta, bo to jakaś od­mia­na od ide­al­nych męż­czyzn kre­owa­nych w pro­zie, bo tak i już.

 

Wra­ca­jąc do wad – one mimo wszyst­ko spra­wia­ją, że jest zbyt jed­no­wy­mia­ro­wy. To, co o nim wiemy, jest ne­ga­tyw­ne. Przy­da­ło­by się dodać mu tro­chę od­cie­ni bieli, w końcu po­ten­cjał jest. ;)

Wi­dzisz, przez to, że bo­ha­ter jest uka­za­ny jako taki nie­sym­pa­tycz­ny gość, to cięż­ko mu współ­czuć i tro­chę siada kli­mat. W mo­men­cie, gdy Luna we śnie zmie­ni­ła się w upio­ra, ki­bi­co­wa­łam jej i my­śla­łam „Do­brze ci tak, masz za swoje”, a chyba po­win­nam czuć… nie­po­kój? Lęk o bo­ha­te­ra? Opisy roz­kła­da­ją­ce­go się ciała dziew­czy­ny spra­wi­ły, że tym bar­dziej za­do­wo­lo­na ob­ser­wo­wa­łam szar­pa­nie się Da­vi­da. Gdyby miał w sobie po­zy­tyw­ne cechy, pew­nie by­ło­by ina­czej.

 

Te roz­my­śla­nia Da­vi­da po pracy gryzą się z jego wi­ze­run­kiem. Tak sobie obie­cy­wał nie zdra­dzać, a szuka ko­bie­ty po spe­lu­nach? Jakoś to wszyst­ko tak śred­nio pa­su­je.

 

Pro­ble­mem ta­kich opo­wia­dań jest to, że są dość prze­wi­dy­wal­ne pod wzglę­dem fa­bu­ły. Chło­pak robi coś złego, więc spo­ty­ka go kara. Już po pierw­szym śnie spo­dzie­wam się, że na ko­niec David umrze.

 

(Prze­czy­ta­łam ca­łość i muszę tu dodać teraz osob­ny ko­men­tarz: Hm, no to ele­ment, który mi się tak po­do­bał, jed­nak zo­stał oba­lo­ny xd. A ja się cie­szy­łam, że mamy bo­ha­te­ra-gnoj­ka, a nie nor­mal­ne­go chło­pa­ka czy ide­al­ne­go part­ne­ra. Ech… Cóż, tym bar­dziej bra­ku­je tu za­ry­so­wa­nia po­sta­ci Da­vi­da. Osta­tecz­nie wy­cho­dzi na to, że on po pro­stu cho­dzi na im­pre­zy.)

 

Za­koń­cze­nie z punk­tu wi­dze­nia Luny wpro­wa­dza świe­żość, która była tu po­trzeb­na. Ale czy zmie­nia zda­nie o ca­ło­ści tek­stu? U mnie nie. Bo na po­cząt­ku mamy sporo frag­men­tów z Da­vi­dem, który szla­ja się po spe­lu­nach i do­pie­ro w domu przy­po­mi­na sobie, że niby ma na­rze­czo­ną. Tylko nigdy nie mó­wił­by o niej ko­le­gom? To jak roz­ma­wia­ją?

 

Te tek­sty od­no­śnie po­cząt­ku zo­sta­wi­łam, bo czy­ta­jąc opo­wia­da­nia, oce­nia się ca­łość, a nie tylko za­koń­cze­nie. Tro­chę sko­ja­rzy­ło mi się to z “Lę­kiem pier­wot­nym”, gdzie za­koń­cze­nie filmu wbija w fotel i czło­wiek myśli “wooow”, a póź­niej stwier­dza, że ca­łość aż tak nie po­ry­wa­ła. ;)

 

W teo­rii taka prze­wrot­ność jest świet­na, ale w prak­ty­ce trze­ba na­praw­dę po­kom­bi­no­wać jak to ro­ze­grać w tek­ście, żeby ta koń­ców­ka ude­rza­ła z całą mocą. I żeby po­czą­tek nie był tak ode­rwa­ny od resz­ty.

Z dru­giej stro­ny to tylko krót­kie opo­wia­da­nie i myślę, że mimo wszyst­ko ten po­mysł był bar­dzo dobry i cie­ka­wie było dać się na­brać. :)

 

Męż­czy­znę, któ­re­go opu­ścił oj­ciec i który po­sta­no­wił nie skrzyw­dzić żad­nej ko­bie­ty, zgi­nął, wie­rząc

Dłu­gie zda­nie, ale jak dla mnie od "któ­re­go” mamy wtrą­ce­nie, więc po­wi­nien być męż­czy­zna.

 

Co do Luny – in­try­gu­ją­ca ta zmora, co się karmi ludz­kim nie­szczę­ściem, lubię takie mo­ty­wy, mocno wy­brzmie­wa to w tek­ście. Wiesz, gdy­byś pisał dalej, to chęt­nie po­czy­tam Twój tekst o zmo­rze, jej dzia­ła­niu i wpły­wie na psy­chi­kę. ;)

 

Po­zdra­wiam,

Anan­ke

 jakby zu­peł­nie nie za­le­ża­ło im na utar­gu

Hmm.

 Może to było pro­ble­mem?

An­giel­ska­we.

Choć zno­sze­nie ich wzro­ku na swoim ciele, mo­gło­by być jesz­cze gor­sze.

Choć zno­sze­nie ich ła­ko­mych spoj­rzeń mo­gło­by być jesz­cze gor­sze.

 Wła­ści­ciel miesz­ka­nia nie zgi­nął w ogniu, a zo­stał bru­tal­nie za­mor­do­wa­ny.

I w ciągu kilku go­dzin zdo­ła­li zro­bić sek­cję, czy zo­stał za­mor­do­wa­ny me­to­dą, któ­rej skut­ków pożar by nie ukrył, np. przez de­ka­pi­ta­cję ma­cze­tą? To by wska­zy­wa­ło na przy­pad­ko­we za­pró­sze­nie ognia…

 Jeden ze stra­ża­ków prze­ry­wa zmowę mil­cze­nia.

Kurka, te­le­wi­zyj­ne, ale wy­raź­nie takie ma być, więc…

 Ka­me­ra płyn­nie prze­szła na męż­czy­znę z żół­tym uni­for­mie.

Li­te­rów­ka, poza tym – hmm.

 Spi­ker­ka chcia­ła do­wie­dzieć się wię­cej, wi­docz­nie szu­ka­ła ta­niej sen­sa­cji.

Za­pew­niasz.

 David nie usły­szał wy­po­wie­dzi in­nych osób.

Hmm. Może: David nie usły­szał wy­po­wie­dzi miesz­kań­ców. Tutaj po­wtó­rze­nie by­ło­by aku­rat za­sad­ne.

 Wresz­cie ode­brał za­mó­wio­ne drin­ki i już wra­cał do sto­li­ka. Przej­ście z nimi po par­kie­cie peł­nym pi­ja­nych ludzi, wy­ma­ga­ło gra­cji tan­ce­rza

Szyk (zda­nia nie łączą się zgrab­nie), nad­mia­ro­wy prze­ci­nek: Wra­cał do sto­li­ka z za­mó­wio­ny­mi drin­ka­mi, które wła­śnie ode­brał. Przej­ście z nimi po par­kie­cie peł­nym pi­ja­nych ludzi wy­ma­ga­ło gra­cji tan­ce­rza.

 prze­krzy­ki­wać wszech­obec­ny gwar

Gwar nie może być inny.

 uniósł de­li­kat­nie drin­ka

… co to zna­czy? https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842860

 Tam­ten jed­nak go nie do­strzegł.

Co Ty z tym "do­strzegł", to klub nocny, nie pałac elfów.

ma par­cie na takie spo­tka­nia

https://sjp.pwn.pl/szukaj/parcie.html A może po pro­stu je­stem zgre­dem.

 Spoj­rzał na dziew­czy­nę, wciąż nie mogąc uwie­rzyć we wła­sne szczę­ście.

Co­kol­wiek za­pew­nia­ją­ce, cho­ciaż.

 Nigdy by nie przy­pusz­czał, że z tą szczu­płą dziew­czy­ną w ob­ci­słej czer­wo­nej sukni bę­dzie miał aż tak dużo wspól­nych te­ma­tów.

Ooj, płyt­ki chłop­czy­na ;) Sta­wiam pół pacz­ki pre­cel­ków, że panna jest wam­pi­rzy­cą.

 po­cie­ra­jąc za­lot­nie usta kra­wę­dzią szklan­ki z drin­kiem

Mmmm… no, nie wiem.

 żyję ma­rze­niem za­ro­bie­nia

To nie brzmi do­brze.

 zbli­ża­ła się do niego z każdą chwi­lą

Hmmmmmmmmmmm.

 wie­dział, że ro­zu­mia­ła więk­szość ter­mi­nów, któ­ry­mi się po­słu­gi­wał, a nie tylko przy­ta­ki­wa­ła

C.t: wie­dział, że ro­zu­mie więk­szość ter­mi­nów, któ­ry­mi się po­słu­gi­wał, a nie tylko przy­ta­ku­je. Za ide­al­na. Za bar­dzo cią­gnie do szyi. Wam­pi­rzy­ca jak nic, dam całą pacz­kę pre­cel­ków :)

 Może jesz­cze uda nam się do­koń­czyć tę roz­mo­wę.

Wymów gło­śno?

 Dziew­czy­na z zu­peł­nie innej ligi, zwró­ci­ła na niego uwagę i na do­da­tek, dała mu swój kon­takt.

Te prze­cin­ki są błęd­ne, zob. tutaj: https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842850 “Inna liga” jest idio­mem ame­ry­kań­skim.

 pew­no­ścią. Gdzie mu było do ta­kiej pięk­no­ści

Trosz­kę ości­ste.

 Chwi­lę póź­niej David mu­siał opa­no­wać chęć ude­rze­nia głową w stół.

Nooo…

 – Idio­ta – szep­nął wście­kły na sie­bie.

Wy­wa­żasz otwar­te drzwi. https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842859

 pomóc Ka­the­ri­ne z jej ko­le­żan­kom

Z jej ko­le­żan­ką. Ą.

 Pew­nie teraz to sobie o nim po­my­śla­ła.

Nie­zbyt zgrab­ne. Hmm, jak by to po­pra­wić…

 Trze­ba było… no wiesz… do­pro­wa­dzić spra­wy do końca.

Lu­dzie tak mówią?

nie miał już siły, tłu­ma­czyć się

Skąd tu prze­ci­nek?

 wi­dzia­łeś jaka gwiaz­da

Wi­dzia­łeś, jaka gwiaz­da.

 Wy­cią­ga­li go w miej­sca, do któ­rych nigdy w życiu sam by nie po­szedł. Na przy­kład na nocną, nie­le­gal­ną im­pre­zę przy tamie.

Se­kun­dę, prze­cież to był nocny klub? Miał nazwę i w ogóle?

 Nie wi­dział tam ma­te­ria­łu na wy­ma­rzo­ną dziew­czy­nę.

To nie jest błąd, tylko uwaga co do bo­ha­te­ra – ma rów­nie in­stru­men­tal­ne po­dej­ście do ko­biet, co kum­ple. Tylko inne ocze­ki­wa­nia.

 po­wie­dział cho­wa­jąc

Po­wie­dział, cho­wa­jąc.

 mie­ści­ło się jego miesz­ka­nie

Po­wtó­rzo­ny dźwięk.

 Winda wy­świe­tla­ła

Winda jeź­dzi w górę i w dół, a nie wy­świe­tla.

 z nu­me­rem te­le­fo­nu do nowo po­zna­nej dziew­czy­ny

Z nu­me­rem te­le­fo­nu nowo po­zna­nej dziew­czy­ny.

 Śli­ski, cien­ki pa­pier

Śli­ski pa­pier zwy­kle jest ra­czej gruby i sztyw­ny.

 wy­da­wał się tak re­al­ny

Taki re­al­ny. Z ni­czym go prze­cież nie po­rów­nu­jesz.

 wie­czór w klu­bie, był tylko złu­dze­niem. Może picie po pracy, nie było do­brym po­my­słem

Nie sta­wiaj prze­cin­ków mię­dzy pod­miot a orze­cze­nie. Bo­ha­ter jest in­te­re­su­ją­co chwiej­ny.

uka­zu­jąc odra­pa­ną lam­pe­rię oświe­tlo­ną po­je­dyn­czą ja­rze­niów­ką

Hmmm.

 zu­peł­nie zi­gno­ro­wał pety

An­gli­cyzm.

 Tamta dziew­czy­na była taka ślicz­na

"Tamta"… co­kol­wiek to bez­oso­bo­we, tak ma być?

 Le­piej się dziś czu­jesz moje sło­necz­ko?

Le­piej się dziś czu­jesz, moje sło­necz­ko?

 nie­zdol­na do ni­cze­go, poza naj­prost­szy­mi czyn­no­ścia­mi ta­ki­mi jak ko­rzy­sta­nie z to­a­le­ty

Nie­zdol­na do ni­cze­go, poza naj­prost­szy­mi czyn­no­ścia­mi, ta­ki­mi jak ko­rzy­sta­nie z to­a­le­ty. Ale do tego trze­ba wstać.

 duży dzba­nek wody i ugo­to­wa­nie dla niej dzień wcze­śniej po­sił­ku stało się ru­ty­ną

Hmmmm, nie­zbyt to zgrab­ne.

 Le­piej było, żeby jesz­cze przez jakiś czas nie nad­wy­rę­ża­ła swo­je­go ciała.

Nie­na­tu­ral­ne.

 Dziś jest nie­znacz­nie le­piej.

Kto tak mówi? Tro­chę le­piej. Cały dia­log dość sztucz­ny – tak ma być?

 Po­szedł po­wo­li

Ali­te­ra­cja.

 Gdy o niej my­ślał, czuł wiel­ki przy­pływ mi­ło­ści.

Albo har­le­qu­in, albo facet oszu­ku­je sam sie­bie.

 pro­po­zy­cje kum­pli, co do wyj­ścia za­kra­pia­ne­go al­ko­ho­lem

Pro­po­zy­cje kum­pli, wy­cią­ga­ją­cych go na li­ba­cje.

 Sam nie po­tra­fił okre­ślić,

W za­sa­dzie po­praw­ne, ale sty­li­stycz­nie nie­na­tu­ral­ne.

 de­li­kat­ny dotyk, mu­ska­ją­cy jego ra­mio­na

Tak au­to­no­micz­nie?

 Pusty, pełen smut­ku wzrok

Oksy­mo­ron – ma być? I – spoj­rze­nie, nie wzrok.

 nie wie­dział o czym świad­czył

Nie wie­dział, o czym świad­czył.

 że wy­kry­ła jego kłam­stwo

Też tro­chę zbyt ą-ę.

 Jak można tak ko­chać drugą osobę, a rów­no­cze­śnie tak ją zra­nić?

Do­oobra, har­le­qu­in.

 Prze­pra­szam ko­cha­nie

Prze­pra­szam, ko­cha­nie.

 Serce wa­li­ło mu, jak osza­la­łe.

Bez prze­cin­ka. One do cze­goś służą.

 gar­dle go su­szy­ło

Hmm.

 nie po­my­ślał wcze­śniej

Szyk: wcze­śniej nie po­my­ślał.

 ciem­nym, oświe­tlo­nym je­dy­nie przez blady księ­życ, przed­po­ko­ju

To ciem­nym, czy oświe­tlo­nym? A jeśli tro­chę oświe­tlo­nym, to tro­chę oświe­tlo­nym, nie?

 Dłu­gie cie­nie, rzu­ca­ne przez ga­łę­zie drzew znaj­du­ją­cych się na ze­wnątrz, wy­da­wa­ły się dziw­ne, wręcz nie­na­tu­ral­ne.

Hmm. Za­pew­niasz.

 Ko­lej­ny, bar­dziej re­gu­lar­ny cień, wkradł się z kuch­ni i za­to­pił przed­po­kój w mroku, by chwi­lę póź­niej znik­nąć zu­peł­nie.

Nie ro­zu­miem? Bar­dzo kon­fun­du­ją­ce prze­cin­ki.

 Za­nie­po­ko­jo­ny tym zja­wi­skiem David zwol­nił kroku i wy­chy­lił się de­li­kat­nie przez drzwi.

"De­li­kat­nie" wy­eg­zor­cy­zmuj na wieki. I nie tłu­macz mi, że był za­nie­po­ko­jo­ny czymś wy­raź­nie nie­po­ko­ją­cym. Na­praw­dę sama ro­zu­miem.

 Przy zle­wie zo­ba­czył ciem­ną, od­wró­co­ną do niego tyłem syl­wet­kę.

Co to jest "syl­wet­ka", hmm?

 po­wie­dział za­sko­czo­ny. Po­czuł ukłu­cie stra­chu

Znowu tłu­ma­czysz rze­czy, które już po­ka­za­łeś.

 gdy się prze­bu­dził

Za wy­so­ki ton.

 Cho­ro­ba nadal jest po­waż­na.

Dziw­ne, nie­na­tu­ral­ne zda­nie.

 Spró­bo­wał jesz­cze kilka razy, z tym samym re­zul­ta­tem.

Hmm.

 Wra­że­nie, że coś jest nie tak, wró­ci­ło do niego ze zdwo­jo­ną siłą.

A kiedy ode­szło? Tłu­ma­czysz.

kilka po­wol­nych kro­ków

Hmm.

 Upadł i od­su­wał się szu­ra­jąc po ziemi, do­pó­ki jego plecy nie na­tra­fi­ły na drzwi szaf­ki.

Opi­su­jesz scenę z filmu. To nie za­wsze gra. Cza­sow­ni­ki roz­dziel prze­cin­ka­mi.

 Nie miała żu­chwy, wi­dział tylko górne uzę­bie­nie. Jej suk­nia ską­pa­na była we krwi, która ście­ka­ła z miej­sca, gdzie po­win­ny być usta.

Mocno kli­nicz­ny opis, cho­ciaż opi­su­jesz rze­czy, od któ­rych czło­wiek po­wi­nien się cho­wać za ka­na­pę.

 Mar­twe oczy utkwi­ła w Da­vi­dzie.

Spoj­rze­nie mar­twych oczu.

 Kie­dyś pięk­ną i pach­ną­cą kwia­ta­mi dziew­czy­nę.

Zbęd­ne, jesz­cze pa­mię­tam Ka­the­ri­ne.

 Da­vi­dem za­wład­nął strach. Nie był w sta­nie wy­du­sić z sie­bie nic wię­cej.

Ogra­nicz di­da­sca­lia, za­ufaj czy­tel­ni­ko­wi. Less is more. Zwłasz­cza w hor­ro­rze, a tu wy­raź­nie chcesz stra­szyć.

 zbli­ża­jąc po­wo­li

Za­mie­ni­ła­bym.

 David pró­bo­wał po­twier­dzić, lecz nie mógł nawet i tego.

Nie­na­tu­ral­ne. Zwłasz­cza "i", które ni stąd ni zowąd ar­cha­izu­je wy­po­wiedź.

 Jego umysł za­trzy­mał się na jed­nej tylko myśli: ucie­kaj!

Jest w tym opi­sie jakaś prze­sa­da, która mnie wy­trą­ca z na­stro­ju.

 Nie­zdol­ny jed­nak do żad­ne­go ruchu zo­rien­to­wał się, że mię­śnie sztyw­nie­ją mu coraz bar­dziej, zu­peł­nie jakby były z be­to­nu.

Prze­dłu­żo­ne. Skróć mak­sy­mal­nie, nie po­dwa­jaj in­for­ma­cji.

 A teraz, po­ca­łuj mnie.

Bez prze­cin­ka.

 David z prze­ra­że­niem przy­glą­dał się, jak spod jej mar­twych ust wy­su­wa się długi język.

David pa­trzył z prze­ra­że­niem, jak z jej mar­twych ust wy­su­wa się długi język. Ale da­ło­by się to jesz­cze zin­ten­sy­fi­ko­wać…

 świa­tła z ża­rów­ki

Świa­tła ża­rów­ki.

 Za­słu­ży­łem sobie na to – stwier­dził, gdy tylko po­czuł się le­piej.

Ra­czej orzeł, albo oce­nił.

 kosz­mar, mu­siał

Bez prze­cin­ka (pod­miot – orze­cze­nie).

 Pa­ra­dok­sal­nie to w ra­mio­nach Luny po­czuł się znów bez­piecz­nie.

Co w tym pa­ra­dok­sal­ne­go? Przy­naj­mniej w tej chwi­li i z punk­tu wi­dze­nia bo­ha­te­ra?

 Słoń­ce ra­zi­ło go

Hmm.

 Za­czy­na­ły się korki, ten czas, w któ­rym dźwię­ki klak­so­nów były tak nor­mal­ne jak stu­ka­nia w kla­wia­tu­rę pod­czas pracy w kor­po­ra­cji.

Nie­na­tu­ral­ne i mało lo­gicz­ne.

 David wciąż my­ślał o kosz­ma­rze z dnia po­przed­nie­go.

Zbyt ą-ę. David wciąż my­ślał o wczo­raj­szym kosz­ma­rze.

 coraz czę­ściej czuł się zmę­czo­ny a wręcz chory

Coraz czę­ściej czuł się zmę­czo­ny, wręcz chory.

 przy­po­mnieć sobie co robił

Przy­po­mnieć sobie, co robił.

 Cho­dził, cały spię­ty, a to do­pie­ro czwar­tek.

Prze­cin­ki wpły­wa­ją na sens.

 W so­bo­tę mu­siał być na uczel­ni, więc nie miał szan­sy na żaden re­laks.

Hmm.

 Nie chce mi się wraca do domu.

Li­te­rów­ka.

drzwia­mi do firmy

Drzwia­mi firmy.

Miał zro­bić coś dla Luny

Miał coś zro­bić dla Luny. Coś kon­kret­ne­go?

 jutro to zrobi

Po­wtó­rze­nie.

 Po śred­nio uda­nym wie­czo­rze z kum­pla­mi ostat­nie o czym my­ślał, to dal­sze krę­ce­nie się po mie­ście

An­giel­ska­we. Po śred­nio uda­nym wie­czo­rze z kum­pla­mi ostat­nie, na co miał ocho­tę, to krę­ce­nie się po mie­ście.

 Była już noc, a on po­sta­no­wił wresz­cie od­po­cząć

Hmm.

 Zmę­cze­nie spra­wi­ło, że nawet nie do końca wie­dział, co się z nim dzie­je.

Nie­na­tu­ral­ne. Był tak zmę­czo­ny, że nie do końca wie­dział, co się z nim dzie­je.

 Kie­dyś uży­wał tego me­cha­ni­zmu

Nie: https://sjp.pwn.pl/szukaj/mechanizm.html Mo­gło­by być: spo­so­bu.

 Obec­nie dzia­ła­ło to rów­nie do­brze.

Coś tu jest lo­gicz­nie nie tak…

Wiem, że byłam chora,

An­giel­ska kon­struk­cja.

tak bar­dzo jak Ka­the­ri­ne

Tak bar­dzo, jak Ka­the­ri­ne.

 Roz­pa­la­ła go do czer­wo­no­ści, ale rów­no­cze­śnie prze­szka­dza­ła mu jej otwar­tość.

https://sjp.pwn.pl/szukaj/otwartość.html ?

 Po pro­stu czuję się dziś sła­biej.

Mało na­tu­ral­ne. Po pro­stu: Je­stem zmę­czo­ny.

 mi­ja­ją­cy dzień był dla niego nie­zwy­kle trud­ny

Za­pew­niasz.

 chciał go kupić tuż przed cho­ro­bą Luny

Chciał go kupić aku­rat wtedy, kiedy Luna za­cho­ro­wa­ła.

 Wszyst­ko było dla niego teraz ja­kieś roz­my­te i nie­re­al­ne.

Hmm.

 Mimo to, ko­chał ją

To nie brzmi do­brze.

 on wciąż my­ślał o zbyt dużej ilo­ści al­ko­ho­lu tuż przed snem

Nie­na­tu­ral­ne.

 ża­rów­ka nie za­re­ago­wa­ła

Źle wy­tre­so­wa­na…

 przy­glą­dał się wnę­trzu jakby wi­dział je po raz pierw­szy

Przy­glą­dał się wnę­trzu, jakby. Do­brze, ale za­glą­da­my mu wła­ści­wie przez ramię – dla­cze­go po­miesz­cze­nie wy­da­je się obce?

 Po­wo­li oczy za­czę­ły przy­zwy­cza­jać się do ciem­no­ści.

Szyk: Oczy po­wo­li za­czę­ły się przy­zwy­cza­jać do ciem­no­ści. Może też być: przy­wy­kać, mniej "się".

 Nie­wiel­ki ruch przy umy­wal­ce spra­wił, że jego serce mo­men­tal­nie przy­spie­szy­ło. Mrocz­na po­stać od­wró­ci­ła się w jego kie­run­ku.

Kurka, po­win­nam się bać, ale te opisy są takie po­wol­ne…

 za­wie­si­ła mu ręce na szyi

Hmm?

 po­czuł dziw­ny odór, który ude­rzył jego noz­drza

Po­dwo­jo­na in­for­ma­cja.

 Pró­bo­wał od­su­nąć się de­li­kat­nie.

Taki szyk pod­kre­śla "de­li­kat­nie" – tak ma być?

 Oczy­wi­ście ko­cha­nie

Oczy­wi­ście, ko­cha­nie.

 Nie wie­dzia­łam, że po­tra­fisz zająć się hy­drau­li­ką.

Hmmm.

 cho­ro­wi­ta dziew­czy­na

Cho­ro­wi­ta = skłon­na do cho­rób. A on jest po pro­stu (teraz) chora.

 Blask księ­ży­ca oświe­tlił twarz part­ner­ki.

Hmm. Może to opisz?

 ode­zwa­ła się gar­dło­wym gło­sem

Skróć. Po­szu­kaj lep­sze­go cza­sow­ni­ka.

 był tak prze­ra­żo­ny i obrzy­dzo­ny tym co wi­dział, że

Nie tłu­macz mi, co mam my­śleć.

 Brak le­we­go oka, zgni­łe, wy­bra­ko­wa­ne usta, brak zębów.

I to po­win­nam zo­ba­czyć, kiedy świa­tło padło na tę pięk­ną bu­ziuch­nę. Od razu. Bez fil­trów. Po­nad­to – co to są "wy­bra­ko­wa­ne usta"?

 po­pro­si­ła, lecz nie dała mu długo cze­kać

Ale to ona prosi, a on nie speł­nia. Więc ona mo­gła­by cze­kać na speł­nie­nie proś­by.

 Szar­pał się, pró­bo­wał wy­rwać, nie był jed­nak w sta­nie. Język po­wo­li się­gnął jego ust, a za­pach zgni­li­zny się na­si­lił.

Na­pi­sa­ła­bym "od­wa­gi", ale gdyby to było ob­ra­zo­wo opi­sa­ne, czy­tel­ni­cy mo­gli­by się scho­wać za ka­na­pę.

 David zwró­cił za­war­tość żo­łąd­ka.

Nie­na­tu­ral­ne. Bar­dzo.

 lecz zaraz się zre­flek­to­wał

Spo­wal­niasz.

Wy­glą­da­ło na to, że krwio­żer­cza Luna ze snu znik­nę­ła.

Ło­pa­ta.

 tro­chę zmie­nio­ną wer­sję snu, o ja­kiejś zja­wie, która go go­ni­ła

Tro­chę?

Tan­ko­wał kawę jak osza­la­ły, ale to nic nie po­ma­ga­ło.

Hmm. Kor­po­la­lia…

 Kum­ple po­wie­dzie­li, że wy­glą­da jak śmierć.

An­giel­ski idiom.

 Czuł w ko­ściach, że nie było to zwy­kłe nie­wy­spa­nie.

Czuł w ko­ściach, że to nie zwy­kłe nie­wy­spa­nie.

 Nie wie­dział, co go bie­rze, ale mu­siał to wy­le­żeć.

Rym.

 Naj­bar­dziej mar­twi­ły go ko­lej­ne pro­ble­my z pa­mię­cią.

Przy nie­wy­spa­niu rzecz nor­mal­na, tylko po co on cią­gle im­pre­zu­je?

 kupił stan­dar­do­we leki, które matka miała w zwy­cza­ju po­da­wać mu, gdy był chory;

Nie­zbyt na­tu­ral­ne.

 te same leki, które ona brała gar­ścia­mi po odej­ściu ojca

Brała pa­ra­ce­ta­mol i wi­ta­mi­nę C – na de­pre­sję? Hę?

 Ten mo­ment, wiele zmie­nił w jego życiu.

Tu nie po­win­no być prze­cin­ka.

Tak samo, nigdy nie zdra­dzi ko­bie­ty.

I że nigdy nie zdra­dzi ko­bie­ty.

 Tech­nicz­nie, do ni­cze­go nie do­szło

An­gli­cyzm, zbęd­ny prze­ci­nek.

 po­my­ślał po­nu­ro. Po pro­stu mu­siał pil­no­wać, aby tak po­zo­sta­ło.

Ali­te­ra­cje. To po co on tam łazi?

 Oraz żeby żaden z jego kum­pli się nie wy­ga­dał.

Hmm.

 – Czemu tak wcze­śniej?

Li­te­rów­ka.

 Słabo się czu­jesz?

Dla­cze­go ona go pyta, czy mu słabo? Można się czuć źle, ale słabo – tylko, kiedy ktoś ma ze­mdleć.

 sama za­czę­ła przy­go­to­wy­wać ku­ra­cję

Mało na­tu­ral­ne.

 na szaf­ce noc­nej obok niego

"Obok niego" zbęd­ne, wiemy, że jest w łóżku, więc szaf­kę ma obok.

wśli­zgnę­ła się pod koł­drę, mocno go tuląc

Jed­no­cze­śnie?

 Ty zaj­mo­wa­łeś się mną, gdy ja czu­łam się słabo.

Ja­kieś to… dzie­cin­ne. Nie w myśli, ale ję­zy­ko­wo.

 Dla­cze­go je­stem takim hi­po­kry­tą?

A co to ma do rze­czy?

 stwier­dził w my­ślach

Po­sta­no­wił.

 Zmę­czo­ny i przy­tu­lo­ny przez Lunę

Zeug­ma. To nie Luna go męczy.

 Po­czu­cie winy zże­ra­ło go od środ­ka

Faj­nie, tylko czemu to robił w ogóle? Nie mógł prze­stać? Po co w ogóle za­czy­nał?

 Bez wzglę­du na to, co się dzia­ło, do ni­cze­go po­waż­niej­sze­go nie do­szło

Nie­na­tu­ral­ne.

 Za­rę­czą się, a on po­pra­cu­je nad sobą tak, aby mógł być jej go­dzien.

Bar­dzo nie­na­tu­ral­ne.

 Wie­dział, że może na nią li­czyć, wie­dział, że w jej ra­mio­nach bę­dzie bez­piecz­ny. W cza­sie, gdy on roz­my­ślał o tym, jak szczę­śli­wym czło­wie­kiem jest, mając taką nie­zwy­kłą part­ner­kę u swego boku

Har­le­qu­in.

 A potem szyb­ko usia­dła mu na pier­si i z całej siły do­ci­snę­ła ją do twa­rzy.

Do czego od­no­si się "ją"?

 , pró­bu­jąc zła­pać od­dech.

Nie tłu­macz mi tego.

 oplo­tła go tak sku­tecz­nie, że nie był w sta­nie nic zro­bić

Oplo­tła?

 Zmie­nił tak­ty­kę i po­sta­no­wił prze­mó­wić dziew­czy­nie do roz­sąd­ku.

… ale ona go dusi? A on myśli w miarę trzeź­wo i gada, mimo braku tchu?

 Nie miał po­ję­cia, czy jego słowa do­cie­ra­ją do niej przez gruby ma­te­riał. Ucichł, aby nie po­zby­wać się resz­tek cen­ne­go tlenu.

To jest zu­peł­nie nie­wia­ry­god­ne.

 – Nie skrzyw­dzisz już żad­nej ko­bie­ty.

Prze­pra­szam, czy ona jest du­chem dziew­czyn­ki z ja­poń­skie­go hor­ro­ru? Bo tak w za­sa­dzie, to nawet jej nie skrzyw­dził, o in­nych nie wspo­mi­na­jąc.

 Męż­czy­zna pa­ni­ko­wał coraz bar­dziej.

Za­pew­niasz.

 Rzu­cał się po całym łóżku, pró­bu­jąc zła­pać od­dech. Tra­cił przy­tom­ność i na­dzie­ję, że Luna przy­du­si go tylko w ra­mach na­ucz­ki. A może to tylko ko­lej­ny z tych sza­lo­nych snów?

Nie jest to spe­cjal­nie ob­ra­zo­we.

 W ostat­nim akcie de­spe­ra­cji David zła­pał lamp­kę nocną i ude­rzył z całej siły. Za­dzia­ła­ło. Luna padła na pod­ło­gę, a on ukuc­nął przy niej i sam za­czął ją dusić. Za­la­ła go wście­kłość, chciał dać jej na­ucz­kę, tak samo jak tata dawał na­ucz­kę mamie.

… wut.

 

 

W tym mo­men­cie nie wy­trzy­ma­łam i zaj­rza­łam na ko­niec. A tam tłu­ma­czysz jak kro­wie na rowie, że wam­pi­rzy­cą była Luna, po­zba­wia­jąc tekst resz­ty hor­ro­wo­ści. Zwrot jest bar­dzo nagły, słabo za­po­wie­dzia­ny, i cho­ciaż można było z tego po­my­słu zro­bić opo­wia­da­nie, że buzi dać, tutaj jed­nak nie wy­szło. Nie­zręcz­no­ści ję­zy­ko­we są do po­pra­wie­nia w jedno po­po­łu­dnie, go­rzej z psy­cho­lo­gią – bo­ha­ter jest ra­czej pła­ski, jego po­stę­po­wa­nie mało lo­gicz­ne, nawet wi­dzia­ne przez pry­zmat za­koń­cze­nia. Ale po­ten­cjał jest. Duży. Może za jakiś czas prze­pi­szesz ten ka­wa­łek?

 Ła­że­nie Da­vi­da po ba­rach wy­da­je mi się słabo osa­dzo­ne we fa­bu­le.

Niby ma słu­żyć pod­sy­ca­niu jego po­czu­cia winy (bo wtedy le­piej sma­ku­je?), ale dość ste­reo­ty­po­we to.

 Z dru­giej stro­ny, Luna wy­da­ła mi się zbyt prze­ko­nu­ją­co grać za­zdro­sną dziew­czy­nę, tak jakby na­praw­de była za­zdro­sna

Ale tylko w tej jed­nej sce­nie…

 chyba gubi mnie tro­chę chęć za­sko­cze­nia czy­tel­ni­ka za wszel­ką cenę

Moż­li­we.

 Niby była scena w barze i oglą­da­nie in­for­ma­cji o zbrod­ni.

I to wy­raź­nie coś za­po­wia­da­ło, ale do­pie­ro na końcu się oka­za­ło, co.

 Tym razem my­śląc, że Ka­the­ri­na i Luna to jedna osoba

My­śla­łam o tym, ale nie­zbyt in­ten­syw­nie. My­śla­łam też o mo­ty­wie słoń­ca/księ­ży­ca (Luna, "sło­necz­ko" nar­ra­to­ra), ale w końcu go nie wy­ko­rzy­sta­łeś.

 Nie­ste­ty, mój brak ory­gi­nal­no­ści, wy­ni­kał z braku oczy­ta­nia :p

Nie dąż do ory­gi­nal­no­ści za wszel­ką cenę, sta­raj się po pro­stu pisać jak naj­le­piej. Ory­gi­nal­ność sama przyj­dzie :) albo nie, ale przy­naj­mniej nie bę­dzie wy­du­ma­nia.

 Mógł opo­wie­dzieć, że w domu czeka na niego dziew­czy­na, nie chce być nie fair w sto­sun­ku do niej, a im od razu za­pa­li­ła­by się czer­wo­na lamp­ka :P Nie zna­la­złem wy­ja­śnie­nia w tek­ście.

Wła­śnie?

 Nie miał wy­rzu­tów su­mie­nia, gdy był z kum­pla­mi, czy na mie­ście. Wy­rzu­ty su­mie­nia, za­wsze po­ja­wia­ły się np. w win­dzie bli­sko miesz­ka­nia. Jak w dal­szej od­le­gło­ści, to za­sta­na­wiał się skąd te luki pa­mię­ci i co to za kosz­ma­ry mu się śnią.

Hmmmm. Tro­chę słabo to widać.

 Po­my­śla­łem sobie, że bo­ha­te­ro­wie mo­gli­by wy­słu­chać tego newsa, jadąc ube­rem do baru. Kie­row­ca włą­czył­by radio, czy coś. A opo­wia­da­nie mo­gła­by skoń­czyć po­dob­na scena, np. ko­lej­na po­ten­cjal­na “zwie­rzy­na” wy­słu­chu­je newsa, że pło­nie miesz­ka­nie i jest na­stęp­na ofia­ra :P

Nie­zła myśl.

 Ta wzmian­ka o trud­nym dzie­ciń­stwie też mi się gry­zie. Taka wrzu­co­na na siłę: mia­łem trud­ne dzie­ciń­stwo, więc szu­kam sta­łe­go part­ne­ra. I nic za tym za bar­dzo nie idzie, w sen­sie z za­cho­wa­nia bo­ha­te­ra.

Tak, wła­śnie. Ow­szem, to się potem wy­ja­śnia, ale na po­cząt­ku wy­glą­da nie­lo­gicz­nie. Nie wiem, jak by to po­pra­wić, bo nie­lo­gicz­ność jest uza­sad­nio­na…

 W teo­rii taka prze­wrot­ność jest świet­na, ale w prak­ty­ce trze­ba na­praw­dę po­kom­bi­no­wać jak to ro­ze­grać w tek­ście, żeby ta koń­ców­ka ude­rza­ła z całą mocą. I żeby po­czą­tek nie był tak ode­rwa­ny od resz­ty.

A, tak.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ojej! Do tyłu z ko­men­ta­rza­mi je­stem.

Na po­czą­tek za­zna­czę, że widzę dużo, które trze­ba wpro­wa­dzić. Bę­dzie tro­chę prze­bu­do­wa­nia, jesz­cze tego nie zro­bi­łem. Urlo­pu­ję się. Wy­dru­ko­wa­łem skoń­czo­ne tek­sty i po­praw­ki robię dłu­go­pi­sem :)

 

Hej, Amon­Ra

No wła­śnie tak sobie po­my­śla­łem, że nikt o zdro­wych zmy­słach nie pusz­czał­by wia­do­mo­ści w barze ka­ra­oke i mocno to na­cią­ga­ne…

No, ta scena bę­dzie do prze­bu­do­wa­nia. Dobry po­mysł z ube­rem, ale za­sta­na­wiam się, czy ra­czej nie pójdę w stro­nę smart­pho­na i prze­glą­da­nia new­sów. Może unik­nę do­da­wa­nia ko­lej­nych scen. Do za­sta­no­wie­nia :)

 

Do­brze, tutaj może źle zin­ter­pre­to­wa­łem wy­da­rze­nia, dla­te­go uwagę wy­co­fu­ję. Jeśli nikt inny prócz mnie nie miał z tym pro­ble­mu to zna­czy, że prze­ka­za­łeś wszyst­ko jak na­le­ży ;)

Z tego co wi­dzia­łem, zda­nia były po­dzie­lo­ne. Jak na­bio­rę dy­stan­su do tek­stu, to po­my­ślę o tej kwe­stii. Zmie­niać już ra­czej nie będę, sku­pię się ra­czej na tym żeby ko­lej­ny tek­sty był lep­szy.

 

Nie użył­bym słowa “roz­cza­ro­wu­ją­ca”, bo lek­tu­rą czuję się cał­kiem usa­tys­fak­cjo­no­wa­ny. Bar­dziej okre­ślił­bym to jako “nie­do­syt” :P Sam stwier­dzi­łeś, że nie lu­bisz wy­ja­śniać wszyst­kie­go, przez co ja jako czy­tel­nik czuję, że zo­sta­łem po­zo­sta­wio­ny z hi­sto­rią nie­do­po­wie­dzia­ną. Z nie­wy­ja­śnia­niem wszyst­kie­go trze­ba po­stę­po­wać ostroż­nie!

W takim razie dzię­ku­ję :) Cie­szy mnie to. Co do nie­do­sy­tu, za­sta­na­wiam się, czy nie dać tej po­sta­ci jesz­cze jedną szan­sę w innym opo­wia­da­niu (Lunie). Ale to na razie tylko luźne myśli, kilka osób o tym mi już wspo­mnia­ło.

 

Dzię­ku­ję, mi­łe­go week­en­du (nad­cho­dzą­ce­go) ;)

 

Hej, Anan­ke.

Tym razem, bio­rąc pod uwagę ro­dzaj opo­wia­da­nia, od razu muszę za­zna­czyć, że po prze­czy­ta­niu ca­ło­ści, mu­sia­łam dodać w na­wia­sach kilka wy­ja­śnień do­ty­czą­cych mo­je­go punk­tu wi­dze­nia. Nie mia­łam po­ję­cia, że tak wiele się zmie­ni, wy­bacz. :D

W takim razie mój ko­men­tarz nie bę­dzie na bie­żą­co, żeby się nie od­no­sić do rze­czy, które do­czy­ta­łaś :)

 

Jest bar, dym, tłok, wia­do­mo­ści z tv. Można wczuć się w kli­mat. Dalej jest tak tro­chę… Hm, sama nie wiem. David z jed­nej stro­ny twier­dzi, że uwiel­bia spę­dzać czas z przy­ja­ciół­mi, a z dru­giej to kum­ple wy­cią­ga­ją go do miejsc…

Nie po­my­śla­łem o tym. Niby lubi spę­dzać z nimi czas, ale tak na­praw­dę, spę­dza­ją czas osob­no, w tej samej knaj­pie. Jest to pro­ste do wy­ja­śnie­nia, ale nie zro­bi­łem tego. Dzię­ki :)

 

Ta wzmian­ka o trud­nym dzie­ciń­stwie też mi się gry­zie. Taka wrzu­co­na na siłę: mia­łem trud­ne dzie­ciń­stwo, więc szu­kam sta­łe­go part­ne­ra. I nic za tym za bar­dzo nie idzie, w sen­sie z za­cho­wa­nia bo­ha­te­ra. 

Nie wiem czy wy­co­fa­łaś za­rzut, też wzglę­dem tego frag­men­tu czy nie? Uwa­żasz wciąż, że to jego dzie­ciń­stwo było do­da­ne na siłę?

 

Mo­ment w nocy, wpro­wa­dze­nie ele­men­tu grozy – umie­jęt­ne, czuje się tak, jak­bym oglą­da­ła film. Opisy są do­kład­ne, cie­nie tań­czą na ścia­nach, dziew­czy­na jak z hor­ro­ru.

:) Dzię­ku­ję.

 

W po­przed­nim zda­niu mówi nor­mal­nie, więc tu też przy­dał­by się nie­za­bu­rzo­ny szyk. ;) Bo jak czy­tam na głos, to brzmi to nie­na­tu­ral­nie.

Ok, do po­praw­ki.

 

Chyba że taki był za­mysł: David jest tylko pion­kiem w grze.

To praw­da, taką mam już przy­pa­dłość. Ale wal­czę z tym. Sta­ram się wszyst­kich nie uśmier­cać i dawać im szan­sę :)

 

Prze­czy­ta­łam ca­łość i muszę tu dodać teraz osob­ny ko­men­tarz: Hm, no to ele­ment, który mi się tak po­do­bał, jed­nak zo­stał oba­lo­ny xd. A ja się cie­szy­łam, że mamy bo­ha­te­ra-gnoj­ka…

No cóż… nie­ste­ty. Bo­ha­ter gno­jek, na pewno jesz­cze gdzieś się po­ja­wi u mnie :)

 

Za­koń­cze­nie z punk­tu wi­dze­nia Luny wpro­wa­dza świe­żość, która była tu po­trzeb­na. Ale czy zmie­nia zda­nie o ca­ło­ści tek­stu? U mnie nie. Bo na po­cząt­ku mamy sporo frag­men­tów z Da­vi­dem, który szla­ja się po spe­lu­nach i do­pie­ro w domu przy­po­mi­na sobie, że niby ma na­rze­czo­ną. Tylko nigdy nie mó­wił­by o niej ko­le­gom? To jak roz­ma­wia­ją?

Cie­sze się, że jest świe­żość. Nie­ste­ty, on o niej nie mówił, dla­te­go, że jak był da­le­ko, to o niej nie pa­mię­tał. Taki me­cha­nizm, dzię­ki któ­re­mu np. je­że­li Luna wcie­la się w zmar­łe­go człon­ka ro­dzi­ny, to ta osoba nie za­cznie pa­plać na lewo i prawo, że ktoś ożył. Mam wra­że­nie, że nie­do­sta­tecz­nie to wy­tłu­ma­czy­łem. To jest do za­sta­no­wie­nia.

 

W teo­rii taka prze­wrot­ność jest świet­na, ale w prak­ty­ce trze­ba na­praw­dę po­kom­bi­no­wać jak to ro­ze­grać w tek­ście, żeby ta koń­ców­ka ude­rza­ła z całą mocą. I żeby po­czą­tek nie był tak ode­rwa­ny od resz­ty. Z dru­giej stro­ny to tylko krót­kie opo­wia­da­nie i myślę, że mimo wszyst­ko ten po­mysł był bar­dzo dobry i cie­ka­wie było dać się na­brać. :)

Ro­zu­miem. Jest to tro­chę ode­rwa­ne od resz­ty. Już kilka osób o tym wspo­mnia­ło. Pew­nie za­sta­no­wię się nad tym, ale ten tekst już zo­sta­nie w for­mie ja­kiej jest. Nie mam po­my­słu na razie jak to zmie­nić.

 

Co do Luny – in­try­gu­ją­ca ta zmora, co się karmi ludz­kim nie­szczę­ściem, lubię takie mo­ty­wy, mocno wy­brzmie­wa to w tek­ście. Wiesz, gdy­byś pisał dalej, to chęt­nie po­czy­tam Twój tekst o zmo­rze, jej dzia­ła­niu i wpły­wie na psy­chi­kę. ;)

Dzię­ku­ję. Mam wra­że­nie, że wiele osób wspo­mi­na o tej po­sta­ci. Mam różne po­my­sły i po­waż­nie za­sta­na­wiam się nad stwo­rze­niem ko­lej­ne­go opo­wia­da­nia z Luną w roli głów­nej. Na razie mam zbyt dużo obaw, że obe­drze ją to z ta­jem­ni­czo­ści i wyj­dzie słabo. Jak w wielu hor­ro­rach, gdy już wiemy co to za po­twór i wi­dzi­my go w ca­ło­ści razem z jego ogra­ni­cze­nia­mi, prze­sta­je być tak strasz­ny.

 

Dzię­ku­ję za wszel­kie uwagi. Będę za­sta­na­wiał się nad zmia­na­mi, które je­stem w sta­nie wy­ko­nać.

Po­zdra­wiam :)

 

Hej, Tar­ni­na

Widzę, że wy­ła­pa­łaś bar­dzo dużo uste­rek. Dziś nie­ste­ty nie dam rady ich po­pra­wić, zro­bię to do­pie­ro jak będę miał stały do­stęp do kom­pu­te­ra. Dzię­ku­ję :)

jakby zu­peł­nie nie za­le­ża­ło im na utar­gu

Cza­sem tak wła­śnie bywa :)

 

I w ciągu kilku go­dzin zdo­ła­li zro­bić sek­cję, czy zo­stał za­mor­do­wa­ny me­to­dą, któ­rej skut­ków pożar by nie ukrył, np. przez de­ka­pi­ta­cję ma­cze­tą? To by wska­zy­wa­ło na przy­pad­ko­we za­pró­sze­nie ognia…

Cho­dzi o mor­der­stwo, które jest cięż­ko ukryć zwy­kłym spa­le­niem miesz­ka­nia. Tym bar­dziej je­że­li straż za­dzia­ła­ła szyb­ko.

 

Kurka, te­le­wi­zyj­ne, ale wy­raź­nie takie ma być, więc…

Wła­śnie tak :)

 

 uniósł de­li­kat­nie drin­ka

… co to zna­czy? https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842860

Dzię­ki :)

 

Co Ty z tym "do­strzegł", to klub nocny, nie pałac elfów.

Nie ro­zu­miem? :)

 

C.t: wie­dział, że ro­zu­mie więk­szość ter­mi­nów, któ­ry­mi się po­słu­gi­wał, a nie tylko przy­ta­ku­je. Za ide­al­na. Za bar­dzo cią­gnie do szyi. Wam­pi­rzy­ca jak nic, dam całą pacz­kę pre­cel­ków :)

Hehe :)

 

 Trze­ba było… no wiesz… do­pro­wa­dzić spra­wy do końca.

Lu­dzie tak mówią?

Nie­ste­ty tak :)

 

To nie jest błąd, tylko uwaga co do bo­ha­te­ra – ma rów­nie in­stru­men­tal­ne po­dej­ście do ko­biet, co kum­ple. Tylko inne ocze­ki­wa­nia.

To praw­da – czę­ścio­wo.

 

Kto tak mówi? Tro­chę le­piej. Cały dia­log dość sztucz­ny – tak ma być?

Racja. Tro­chę le­piej, bę­dzie le­piej.

 

To ciem­nym, czy oświe­tlo­nym? A jeśli tro­chę oświe­tlo­nym, to tro­chę oświe­tlo­nym, nie?

Tak, tro­chę oświe­tlo­nym.

 

"De­li­kat­nie" wy­eg­zor­cy­zmuj na wieki. I nie tłu­macz mi, że był za­nie­po­ko­jo­ny czymś wy­raź­nie nie­po­ko­ją­cym. Na­praw­dę sama ro­zu­miem.

:)

 

Brała pa­ra­ce­ta­mol i wi­ta­mi­nę C – na de­pre­sję? Hę?

Je­że­li nie była u le­ka­rza to brała co­kol­wiek. Ro­zu­miem o co Ci cho­dzi.

 

W tym mo­men­cie nie wy­trzy­ma­łam i zaj­rza­łam na ko­niec. A tam tłu­ma­czysz jak kro­wie na rowie, że wam­pi­rzy­cą była Luna, po­zba­wia­jąc tekst resz­ty hor­ro­wo­ści.

Nie­ste­ty :(

 

 Nie­ste­ty, mój brak ory­gi­nal­no­ści, wy­ni­kał z braku oczy­ta­nia :p

Nie dąż do ory­gi­nal­no­ści za wszel­ką cenę, sta­raj się po pro­stu pisać jak naj­le­piej. Ory­gi­nal­ność sama przyj­dzie :) albo nie, ale przy­naj­mniej nie bę­dzie wy­du­ma­nia.

Jest to coś z czym się po­go­dzi­łem. Piszę dalej hi­sto­rię, którą mam w gło­wie i tyle :) Nie przej­mu­ję się, że po­wsta­ło coś wcze­śniej i bę­dzie z czymś po­rów­ny­wa­ne.

 

Hej, dzię­ku­ję za tak wy­czer­pu­ją­cy ko­men­tarz. Tak jak wspo­mnia­łem na po­cząt­ku. Będę po­pra­wiał to suk­ce­syw­nie. Wi­dzia­łem dużo przy­dat­nych lin­ków w ko­men­ta­rzu, wszyst­ko prze­czy­tam, a ba­bo­le po­pra­wię.

Dzię­ku­ję ser­decz­nie

Po­zdra­wiam

 

Nie ma spra­wy ^^

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Wy­bra­łam złą porę na czy­ta­nie tego do­bre­go opo­wia­da­nia :P 

Hej Amy­Black

 

Wy­bra­łam złą porę na czy­ta­nie tego do­bre­go opo­wia­da­nia :P 

Nocną porę? ;)

 

Cie­szę się, że okre­ślasz to jako “dobre opo­wia­da­nie”… dzię­ku­ję :)

 

Hor­ror jak hor­ror. Jako zwo­len­nik peł­nej ja­sno­ści w te­ma­cie wo­la­ła­bym do­wie­dzieć się wię­cej na temat Luny – skąd wzię­ła się w miesz­ka­niu Da­vi­da (dla mnie czę­sto istot­ne jest, czy bo­ha­te­ra coś ze­żar­ło za karę, czy był bez­bron­ną ofia­rą), czym kon­kret­nie była, wpły­wa­ła jakoś na jego sny, czy to ra­czej sy­gnał od pod­świa­do­mo­ści, że coś jest nie halo, sczy­ty­wa­ła mu pa­mięć z ostat­nie­go dnia, czy może wy­wą­chi­wa­ła al­ko­hol w od­de­chu.

Bez tych do­dat­ko­wych wia­do­mo­ści do­sta­ję bli­żej nie­okre­ślo­ne­go po­two­ra, który zro­bił kęsim pro­ta­go­ni­ście. Jak to w dzie­siąt­kach hor­ro­rów. Ale pa­mię­taj, że to tylko moja opi­nia.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Hej, Fin­kla

Dzię­ku­ję za ko­men­tarz. Prze­pra­szam, że tak długo mi za­ję­ło zaj­rze­nie na por­tal :(

 

Jako zwo­len­nik peł­nej ja­sno­ści w te­ma­cie wo­la­ła­bym do­wie­dzieć się wię­cej na temat Luny

Ro­zu­miem. Sam mam wra­że­nie, że je­stem zwo­len­ni­kiem peł­nej ja­sno­ści jako czy­tel­nik, ale jako pi­szą­cy już nie :)

 

Bez tych do­dat­ko­wych wia­do­mo­ści do­sta­ję bli­żej nie­okre­ślo­ne­go po­two­ra, który zro­bił kęsim pro­ta­go­ni­ście. Jak to w dzie­siąt­kach hor­ro­rów. Ale pa­mię­taj, że to tylko moja opi­nia.

Ro­zu­miem, mimo to dzię­ku­ję ser­decz­nie. Z per­spek­ty­wy czasu stwier­dzam, że nie wszyst­ko po­szło w tym tek­ście tak jak tego chcia­łem. Cóż, po­wo­li do przo­du.

Dzię­ku­ję i po­zdra­wiam :)

Nowa Fantastyka