– Co znowu? – zapytałem sam siebie, gdy jakaś kobieta wbiegła na drogę, machając do mnie. Nie miałem ochoty na towarzystwo, ale przecież nie mogłem jej przejechać. “Chociaż?”, zaśmiałem się z własnych myśli. Zatrzymałem się i znudzonym głosem zapytałem, co się stało. W zasadzie nie musiałem pytać, bo widziałem kłęby dymu spod maski jej samochodu. Najpewniej zagotował jej się płyn chłodniczy. Nie wyglądała na taką, co zna się na samochodach, więc nie cieszyłem się z perspektywy tłumaczenia jej, że można włączyć ogrzewanie, a najlepiej wyłączyć silnik, uchylić lekko maskę i czekać, aż temperatura spadnie. Nie miałem też czasu, żeby szukać przyczyny ewentualnej usterki, bo droga była przejezdna i nie wyglądało to na przegrzanie w korku. Dopiero rozładowałem ciężarówkę i wyjeżdżałem w trasę powrotną. Opóźnienie na początku równało się z późnym powrotem do domu, a przecież miałem własne zmartwienia. Jednym z nich była piwnica, w której przeprowadzałem coś zbliżonego do remontu. To jedyne miejsce, w którym mogłem zainstalować kanalizację, bo już czas najwyższy zrezygnować z wychodka i wiaderka. Trzeba to było unowocześnić, jak powtarzała mi dawniej córka.
– Weźmie nas pan i wysadzi przy drukarni Kolorowa, bo chyba nie odmówi kobietom pomocy! – prychnęła bezczelnie sekutnica, po czym bezceremonialnie wlazła mi do kabiny. Już wiedziałem, że będę tego żałował. Dopiero wtedy zauważyłem tę drugą babkę.
– Dzień dobry panu, bardzo dziękuję, że zgodził nam się pan pomóc – powiedziała grzeczniej od poprzedniczki, przyglądając mi się uważnie. Trochę mnie to zastanowiło. Patrzyła przenikliwie, a miałem pęk kluczy na szyi i pomyślałem, że może chcą mnie okraść, ale w sumie to tylko dwie baby. Dałbym sobie z nimi radę.
– Do tej drukarni jest ze sto kilometrów. Ostrzegam, że nie będę czekał, ani was odwoził – zaznaczyłem wyraźnie – drogie panie – dodałem, żeby nie wyjść przed milszą strojnisią na gbura.
– Nie szkodzi i będzie łatwiej po imieniu. – Podała mi dłoń, grzechocząc koralikami na nadgarstku. – Adriana.
– Arnold. – Ulżyło mi, że nie będę im musiał paniować.
– Elżbieta. – burknęła ta druga, poprawiając chustkę przy szyi i przygładzając trwałą. – Już, już jedziemy! – ogłosiła z machnięciem ręki. Gdyby nie ta druga paniusia, to wycieczkę by tutaj Elżunia zakończyła, ale zagryzłem tylko zęby i dołączyłem się do ruchu.
– Taki kawał do drukarni jechać? Bliżej też są jakieś. – Spróbowałem się szybciej ich pozbyć.
– Nie, nie, Arnoldzie. To musi być tamta. Tylko tam drukują kolorowe zdjęcia – odpowiedziała Adriana. Nie drążyłem. Nie moja sprawa. Zobaczyłem tylko, że Elżuni się coś nie podoba. Chyba to, że pustą butelkę miała pod nogami. Wyglądało na to, że wyraz niezadowolenia, a nawet obrzydzenia na jej twarzy miał zostać zauważony. To ten typ kobiety. Nie wchodziłem w dyskusję, bo najpewniej wkurzyłaby mnie bardziej i wyrzuciłbym to babsko. Najchętniej bez zatrzymania ciężarówki. Działała mi na nerwy, a dopiero wsiadła.
– Może zapytamy pana, czy coś wie? – zwróciła się Adriana do tej z miną jakby coś śmierdziało.
– Co on może wiedzieć? – prychnęła kąśliwie. – Jeździ tym złomem i pewnie chleje piwsko, jak tylko skończy albo i wcześniej. – Zmierzyła mnie wzrokiem. Nie wiedziałem, co jej zrobiłem, że tak mnie nie znosi.
– Może i złom, ale jeździ. Daleko nie odjechaliśmy, mogę cię wysadzić to sobie popchasz swoje cacko. – Pozwoliłem sobie zaznaczyć, że ją słyszałem.
– Proszę się nie gniewać. To dla nas trudna sytuacja. – Zamieniły się miejscami. Najwidoczniej Adriana wolała nas rozdzielić i w myślach dziękowałem jej za to. – Zaginęła córka Eli, Kasia. Jedziemy wydrukować jej zdjęcie. To istotne do poszukiwań, żeby były w kolorze. Może wiesz coś na ten temat?
– Na temat zdjęć do poszukiwań? – Zmarszczyłem brwi.
– Nie, nie. Na temat piętnastoletniej dziewczynki, która prawdopodobnie jechała tą drogą autostopem.
– Uciekła z domu?
– Tak twierdzi policja.
– Nie kojarzę takiej młodej. Często się tu kręcili autostopowicze. Niektórych nawet podwoziłem, żeby pogadać i nie usnąć za kółkiem, ale takiej nie kojarzę.
– Teraz już ich nie ma?
– Nie, od jakichś dwóch miesięcy.
– Wtedy zaginęła Kasia i pojawiły się komunikaty w radiu. Może dlatego. – Spojrzała na Elę, wpatrującą się w krajobraz za oknem. Przemyślałem swoje słowa. Babka martwiła się o dziecko, a ja ją trochę zgasiłem, ale skąd mogłem wiedzieć, że to akurat jej córka zaginęła. Komunikatów słuchałem, ale się nimi nie przejmowałem.
– Zjedziemy na chwilę.
– Bo? – wypaliła, jakimś cudem, jeszcze bardziej zmarszczona od zniesmaczenia Ela.
– Bo zatankować muszę – odpowiedziałem milej niż wcześniej.
Gdy wróciłem do kabiny, Ela siedziała wtulona w drzwi, a Adriana na skraju parkingu klęczała zwrócona w kierunku drogi z ręką przyłożoną wierzchem do czoła. Nie zdawałem sobie sprawy, ale gapiłem się na to, co robiła, jak wścibska sąsiadka przez judasza. Patrząc na nią, poczułem ukłucie w żołądku. Czas na chwilę się zatrzymał. Kropla potu spływała mi po skroni. Chyba coś było ze mną nie tak, bo czułem jakby była niemal gorąca. Ciarki mnie przeszły, gdy widziałem, jak ciało Ady nienaturalnie wyginało się w każdą stronę. Pomyślałem, że dostała jakiegoś ataku, więc powinienem zaproponować jej pomoc. Otworzyłem drzwi.
– Medium – powiedziała Ela łagodnie.
– Co? – zapytałem, mając już jedną nogę na zewnątrz.
– To medium, otwiera czakrę i odprawia jakiś rytuał. – Zamarłem na chwilę, wpatrując się w Elę. Nie wiem jak długo to trwało, ale pamiętam, że nazwałem je wtedy w myślach psycholkami. Odetchnąłem z ulgą, że nie muszę nic robić i wróciłem za kierownicę.
– Pomaga mi szukać ciała Kasi – powiedziała spokojnie, patrząc mi w oczy. Przeszedł mi dreszcz po plecach. Dziecko zaginęło, a matka szuka ciała. Nie dziecka! Ciała!
– Ale może ona żyje? – zapytałem, żeby dodać jej otuchy.
– Masz mnie za głupią? – wybuchła znowu. – Dwa miesiące jej nie ma i nie daje znaków życia. Policja już zawiesiła poszukiwania, bo trop się urwał. Traktują te zaginięcia jak coś normalnego.
– Nie rozumiem.
– Przecież codziennie tu jeździsz. – Uniosła brwi zdziwiona. – Na tej autostradzie każdego roku porywane są dziewczynki. Ostrzegałam ją, że tak skończy. Dla niej to był wielki problem, żeby wracać do domu na czas. Pokłóciłyśmy się o to i proszę. Teraz szukam jej ciała. Chyba tylko po to, żeby nad nim stanąć i powiedzieć “a nie mówiłam”.
Poczułem silny niepokój i znów oblał mnie zimny pot. To była jej matka!
– Jesteś wierzący? Bóg tu nie pomoże – powiedziała rozgoryczona, zauważając obrazek świętego Krzysztofa w rogu szyby.
– Nie, jakieś medium pomoże – wycedziłem bez zastanowienia. Zabolało, bo wysiadła i poszła do toalety. Karciłem się w myślach, że nie ugryzłem się w język. To pewnie dla niej ostatnia nadzieja, bo modlitwy zawiodły, wnosząc po jej reakcji, ale przecież nie wolno tak mówić. Nie powinna była się poddawać. Ludzie tak chyba nie postępują. Trzask zamykanych drzwi usłyszała Adriana, bo wróciła do ciężarówki.
– Gdzie Ela?
– W toalecie – powiedziałem cicho nadal, będąc w szoku.
– To dobrze. Chciałam z tobą porozmawiać. Wybacz jej tą opryskliwość i rządzenie się. Już taka jest, a teraz ma tylko wyrzuty sumienia i gnębi ją to wszystko. Nie może nad sobą zapanować – powiedziała troskliwym głosem.
– Widzę właśnie. – Chwilę milczałem. – Nie zrozum mnie źle, ale nie myśleliście, że ona ma coś z tym wspólnego? Taka nadpobudliwa, układać chce wszystko po swojemu, wybucha ni stąd, ni zowąd. Może pokłóciły się i się stało. Jeśli mała miała taki charakter jak mamusia to dużo nie trzeba – wydukałem trochę zbyt śmiało.
– Arnoldzie! – powiedziała delikatnie, ale nie ukrywała oburzenia. – To dobra rodzina. Ojciec dziewczynki siedzi przed domem i czeka. Wypatruje, bo może Kasia gdzieś tam jest, zgubiła się i teraz się boi, bo nie wróciła przed dwudziestą, a wtedy zawsze rodzice krzyczeli. Dziś mają sobie za złe, że krzyczeli. Może, gdyby nie to, to nie bałaby się wrócić. Takie myśli zapętlają się w głowie i powodują wyrzuty sumienia. “Kasiu ja ci to wszystko wybaczam, tylko wróć już do domu”, słyszałam kiedyś, jak jej ojciec krzyczał z werandy w nocy. Bo teraz tam śpi, a raczej czuwa. Czuwa i czeka. I wypatruje. Z Elą nie jest lepiej. Zacietrzewiła się raczej po to, żeby nie oszaleć. Nie jest złą matką. Jest rozgoryczona i ma wyrzuty sumienia. Nie chce przyznać, że nie zawsze trzeba udowadniać, że ma się rację. Czasem dziecko musi się samo sparzyć, ot co. Ela niby wie, co się wydarzyło i szuka dziewczynki, ale jednocześnie nie dociera to do niej. Chyba w środku wierzy, że uciekła i że ma się dobrze i że śmieje się z tego, jak oni odchodzą od zmysłów. To trudne trwać w takiej niewiadomej przez tak długo i czuć, że jest się temu winnym. Czasem mówimy jedno, czujemy drugie, a myślimy jeszcze co innego.
Chciałem coś mądrego odpowiedzieć, ale ukuło mnie w środku coś, czego nie mogłem wyrazić. Rozumiałem. To bezradność. Kobieta mówiła otwarcie, że szuka ciała córki, która być może żyje. Był w tym jakiś sens, ale odnalazłem go dopiero po słowach Adriany. Udawała silną, a w środku zżerały ją wyrzuty sumienia i drżała ze strachu o córkę.
– Masz dzieci? – Wyrwała mnie z rozmyślań.
– No, w sumie jedno. Ostatnio robiła mi awanturę, że trzymam ją pod kloszem. Teraz już wiem, że tym bardziej jej z domu nie wypuszczę.
– Tak, teraz wszyscy rodzice się boją. – Uśmiechnęła się lekko Adriana.
– Wiem, że chciałaby ode mnie uciec. Chciałaby innego życia, a ja robię, co mogę, żeby ją zadowolić.
– Zrozumie, jak dorośnie, że próbowałeś jej nieba przychylić.
Ela wróciła do samochodu. Atmosfera była ciężka, ale nie umiałem jej przeprosić, nawet patrząc w jej czerwone oczy.
– Medium, tak? Czyli co? Widzisz przyszłość? Jesteś jasnowidzem? – zacząłem, żeby przerwać ciszę.
– To nie do końca tak. – Ożywiła się Adriana. Chyba też po to, żeby zmienić atmosferę. – Ja nie widzę przyszłości, ani przeszłości. Ja czuję emocje. Każdy ma swoją aurę, czyli takie otaczające go pole, które zawiera informacje. Można je odczytać z Akaszy, czyli eteru, jakby piątej esencji. – Ujrzała moją minę. – Z powietrza! Niestety nie każdy ma na tyle otwarty umysł, żeby móc te informacje odbierać i dobrze, bo nie każdy mógłby temu podołać. Noszą one często taki ładunek emocjonalny, że bez odpowiedniego przygotowania, człowiek mógłby temu nie podołać. Powinna to robić tylko osoba sensytywna o dobrym przygotowaniu, a i tak przy wyjątkowo nasilonych emocjach może stracić kontrolę. Rozumiesz?
– No, nie rozumiem, ale mów dalej. – Nie chciałem poczuć się jak w szkole. Wiedziałem, że jak mi wytłumaczy to coś tam sobie z tego wyciągnę, a przy wchodzeniu w szczegóły, tylko zrobiłbym z siebie głupka. Za to widziałem, że Ela słucha poruszona.
– Informacje te nie są spisane w żadnym języku, ani nie są wynikiem matematycznym, to raczej energia nasycona emocjami, które często ciężko zrozumieć, a nawet znieść. To tak, jakby nagle przeszył cię sztylet i czujesz ból fizyczny, ale także szok, niewiedzę, strach o to, co z tobą będzie i budzi się w tobie nagła wola walki i błaganie o pomoc, a może ten ktoś, kto cię zranił ciągle jest w pobliżu, więc czujesz też przerażenie i niewiadomą. Te nagłe, gwałtowne emocje wydzielane są przez człowieka do jego aury i jeśli nabiera ona odpowiedniego natężenia, nasycenia tymi emocjami, to wypala ślad w miejscu wydarzeń, tak jak słońce topi plastik lub żar pierwsze osmoli kartkę papieru, żeby później wypalić w niej dziurę. Ja właśnie widzę takie dziury w eterze, w powietrzu.
– Dobra. Dla mnie to za dużo. – Machnąłem ręką.
– Nie, no, poczekaj. Są takie miejsca, w których nie jest nam przyjemnie przebywać. – Przytaknąłem, mając w głowie jakieś stare dwory i opuszczone szpitale. – Najwyraźniej coś tam się stało i pozostała ta przykra energia. Czują ją wszyscy, a niektórzy bardziej. Ci wrażliwsi. – Skinęła przy tym głową, jakby dodatkowo przekonując do swoich racji. – Ja właśnie czuję tę energię, zwłaszcza po zmarłych. Są też tacy, którzy czytają żywych, ale na szczęście nie ja. Myślę, że to większe obciążenie i chyba nie udźwignęłabym takiego daru.
– Dobra – skwitowałem. Energia, zmarli, czakry i reszta bzdetów to dla mnie za wiele.
– Stój! – krzyknęła Adriana ze szczerym przerażeniem w oczach, równocześnie łapiąc za kierownicę.
– Co ty robisz? Puść wariatko! – Nacisnąłem hamulec. Spanikowałem. – Co ci odbiło? Mogłaś nas zabić!
– Nie widzisz? – zapytała, patrząc spokojnie przez przednią szybę. Ela miała opuszczoną szczękę, a jej czoło było prawie przyklejone do szyby. Wtedy ja też spojrzałem w przód, żeby przekonać się, co takiego się wydarzyło, że o mało się nie zabiliśmy.
– O mój Boże! – wyszeptałem niekontrolowanie, bo byłem zbyt przerażony tym, co ujrzałem. W jedną sekundę mój gniew, przerodził się w ukłucie w żołądku, a pot oblewał mi ciało. Czas ponownie się zatrzymał. Ja naprawdę to widziałem! Półprzezroczysta postać stała na poboczu i wyciągała dłoń z wzniesionym kciukiem. Wokół dziewczynki roztaczał się kolor czerwony i brązowy. Wyglądała na zagubioną. Mi w gardle coś stanęło. Czułem, jak drżą mi dłonie i kolana. Przejeżdżam tędy każdego dnia i nigdy nie widziałem tej zjawy. Bo tak! To była zjawa! Nie spoglądała w naszą stronę. Traktowała nas jak powietrze. Tak bardzo się bałem. Jak wtedy, gdy jako dziecko chowałem się w szafie przed ojcem. Nie mogłem sklecić zdania, a bardzo chciałem poprosić, żebyśmy uciekali. Nie miało to sensu, bo to ja siedziałem za kierownicą, ale nie miało też sensu to, na co patrzyłem. Usłyszałem dyszenie. To ja! Sapałem, jakbym wbiegał po schodach. Nie mogłem tego zatrzymać. Jakbym oglądał to wszystko, stojąc z boku. Byłem sparaliżowany.
– Spokojnie. – Adriana ułożyła dłoń na mojej. – To tylko zjawa rezydualna. Jest jak film, wyświetlający się w kółko. Jej nie można pomóc i ona nam też nie pomoże, ale też nie zaszkodzi. Z jakiegoś powodu cząstka świadomości zmarłego utyka w świecie żywych i błąka się po nim. Pojawia się w rocznicę czegoś ważnego dla tej osoby, w każde urodziny, rocznicę ślubu, rocznicę trwania w trzeźwości. Najczęściej jest to jednak data śmierci. Czasami pomaga znalezienie i pochowanie zwłok, wtedy ta cząstka świadomości odnajduje ciało i odchodzi wraz z nim, ale czasem powodem utknięcia może być silna więź, najczęściej matki ze zmarłym dzieckiem. Poczucie krzywdy i ból rodzica nie pozwalają dziecku odejść i widzi się je jako zjawę w rocznicę śmierci. Dla matki to może być ukojenie bólu, cząstkowe oczywiście, bo chociaż raz w roku ujrzy swoje dziecko, ale dla zmarłej duszy to poniewierka, dlatego tak ważne jest pogodzenie się z czyjąś śmiercią i pozwolenie duszy odejść w całości.
Nie wiedziałem, czy jej wierzyć, ale uspokoiło mnie to, co powiedziała. Przynajmniej mogłem znów normalnie oddychać, ale i tak rozpiąłem flanelowy kołnierzyk.
– Dlaczego ja to widzę? – wyjąkałem.
– Skutek uboczny rytuału. Zobaczycie to, co ja.
– Świetnie – syknąłem.
– Kasia – wystękała Ela i przełknęła głośno ślinę. Najwyraźniej ona też była przerażona. – Czy Kasię też zobaczymy?
– Nie mogę ci obiecać. Musimy sprawdzić całą trasę, ale Elu, trzeba wierzyć, że Kasia żyje! – Objęła ją, a ta się rozpłakała. Sam miałem w oczach łzy, ale to przez wspomnienia. To wszystko było takie realne, ale nie mogłem uwierzyć, że widziałem zjawę! Tkwiłem tak chwilę, gapiąc się na pobocze, ale w końcu postanowiłem ruszyć dalej. Nie chciałem w to wierzyć, ale nie znajdywałem racjonalnego wytłumaczenia. Pytałem siebie czy to możliwe, że przez obecność Adriany widziałem to wszystko. Może była dla nas jakimś portalem albo ten rytuał na parkingu coś chwilowo w nas zmienił. Miałem nadzieję, że to właśnie chwilowe. Wolałem nie pytać już więcej o nic. Dobrze, że droga była prosta i pusta, bo nie byłbym w stanie jeździć po skomplikowanych skrzyżowaniach w tym stanie. Nadal drżały mi kolana, dłonie zresztą też. Ela ciągle płakała, a Ada ją tuliła w ramionach. Może dobrze się stało, że w końcu wypłakała to, co w niej siedziało od dwóch miesięcy. Wyrzuty sumienia, żal i strach, to wszystko spływało po jej policzkach. Może właśnie robiło miejsce dla nadziei i siły, bo z tego, co rozumiałem tych potrzebowała teraz dużo.
Rozmyślania przerwało mi nagłe uniesienie się Adriany. Zwolniłem. Nie chciałem, żeby znów szarpała za kierownicę.
– Coś widzisz? – zapytałem niepewnie.
– Zatrzymaj się.
Posłuchałem. Nasłuchiwała, trzymając jedną dłoń na piersiach z miną, która mnie przerażała. Patrzyłem na nią, gdy rozglądała się uważnie. Zamknęła okno po stronie Eli. Ja zrobiłem to samo z mojej strony. Jej źrenice odbijały się od kącików oczu. Wyglądała niepewnie, jakby oczekiwała najgorszego. Wtedy radio przestało grać. Przez chwilę słychać było szum. Później nastąpiła cisza. Adriana pobladła, a ja zaraz za nią. Jej twarz zmieniła się z rumianej i przyjaznej w przepełnioną cierpieniem. Ela siedziała, jak na szpilkach. Zaniemówiła tak samo jak ja. Patrzyliśmy tylko na medium i oczekiwaliśmy na jakiś jej znak. Nagle zaczerpnęła głęboki wdech. Łzy równocześnie spłynęły jej po obu policzkach. I wtedy przekręciła gwałtownie głowę w moją stronę i zaczęła krzyczeć. Zamarłem. Czas ponownie stanął w miejscu, a może to już moje serce stanęło? Ujrzałem tylko dwie barwy: bordową i czarną. Wiedziałem, że to nie jest dobre. Czułem, złość, agresję i żądzę krwi. Czułem to wszystko, ale to nie było moje uczucie. Widziałem wszystko jakby przez pryzmat dwóch kolorów. Otulały mnie, a raczej osaczały. Adriana była sparaliżowana. Jedyna osoba, na którą liczyłem tkwiła bez ruchu z takim przerażeniem w oczach, że sam bałem się w nie patrzeć. Ale i tak patrzyłem. Odbijały się w nich dwie barwy bordowa i czarna. Obraz rozmywał mi się, jakbym tracił przytomność i brakowało mi powietrza, może ktoś mnie dusił. Wszystko było zamazane oprócz oczu medium. Szeroko otwartych, zapłakanych i przerażonych. I to w nie przyszło mi patrzeć. Wtedy poczułem zimny dotyk na mej piersi tuż przy kluczach. To była szara i na wpół przezroczysta dłoń o długich pazurach i łuszczącej się skórze. Ogarnął mnie chłód. Czułem się, jakbym wpadł pod lód do zimnego jeziora. I już nawet oczy Adriany były zamazane. Ciało miałem wiotkie jak z gumy. Straciłem możliwość ruchu. Obrony. Zatapiałem się w tych barwach, jakbym spadał w głąb bezdennej studni.
Szarpnęło mną coś nagle i wywalczyłem haust powietrza. Zostałem popchnięty, a na moim miejscu za kierownicą usiadła Ela. Dodała mocno gazu i ruszyliśmy z piskiem opon. Obejrzałem się za siebie. Stał tam. Piszczał przeraźliwym, ochrypniętym głosem. Szary, wielki, półprzezroczysty duch najwyraźniej uwięziony w tamtym miejscu, bo nas nie ścigał.
– Adriana, wszystko dobrze? – zapytałem.
– Przepraszam, ale to cierpienie, ból tego człowieka. Ja nic nie mogłam. – Próbowała coś jeszcze powiedzieć, ale widocznie brakowało jej słów. Dla mnie było ważne, że uciekliśmy. Nic więcej.
Jechaliśmy w milczeniu. Adriana była bardzo przejęta. Ela prowadziła do samej drukarni i byłem jej za to wdzięczny, bo sam nie dałbym rady. Zaimponowała mi. Nie tym, że prowadziła ciężarówkę, a tym, co zrobiła. Uratowała nas. Wysiadły niedługo później, ale nie odjechałem od razu. Musiałem się uspokoić. Wystrzał adrenaliny zrobił swoje. Adriana jeszcze wybiegła do mnie i dała mi zdjęcie Kasi.
– Może spotkasz ją gdzieś dalej. Daj znać. – powiedziała i chyba chciała przeprosić, bo patrzyła z takim żalem. Gdy odjeżdżałem, machała mi. Chyba. W zasadzie myślę, że zamykała ten cały portal. Nigdy już się nie dowiem. Zajechałem na firmowy parking. Zdałem ciężarówkę i wsiadłem do mojego auta. Wróciłem do domu, ale nie mogłem przestać myśleć o tym, co zaszło. W głowie ciągle kotłowało mi się niemal każde, usłyszane zdanie. Nie wiedziałem, co o tym myśleć. Bać się? Wyjechać? Nie jest tu dla mnie bezpiecznie. Zastanawiając się, grzałem zupę. Spojrzałem jeszcze na zdjęcie Kasi i uśmiechnąłem się do niej. Pomyślałem, że jej matka ma rację i nigdy jej nie znajdą. Ściągnąłem pęk kluczy z szyi i otworzyłem drzwi do piwnicy. Włączyłem światło i zszedłem po schodach z pustym wiaderkiem na nieczystości i miską pomidorowej.
– Cześć – powiedziałem z uśmiechem i położyłem jej obiad na podłodze przy materacu. – Nie uwierzysz, co mnie dziś spotkało, ale najpierw proszę, coś ci przyniosłem. – Położyłem zdjęcie na jej kolanie, a ona spojrzała na nie i zaczęła płakać. Płakała tak bardzo, że musiałem ściągnąć jej knebel, żeby nie udusiła się jak poprzednia.