TYGODNIOWE WYZWANIE #14 “Zagrajmy na emocjach nieznaną melodię”
Wskakuję w zastępstwie jako matka chrzestna, bo zwycięzcy poprzednich edycji nie chcieli dawać wyzwania.
Zamierzałam początkowo pójść w technikalia i ich ćwiczenia, ale mamy wakacje, więc pójdźmy raczej w fabułę.
Temat:
Bohater postanawia zrobić coś ryzykownego/szalonego/straceńczego/potwornie nudnego, zrezygnować z czegoś lub też przeciwnie: powalczyć, i tak dalej, ponieważ dzięki temu może osiągnąć jakiś ważny dla siebie cel (tym celem może być zarówno zdobycie kasy na szczytne cele jak i remont własnego życia). Pozytywny (*w sensie bohater ma być pozytywny i cel pozytywny, droga do celu też *powinna być w miarę* etyczna, choć może to być usunięcie arcyzłola, jak ktoś bardzo chce; chodzi o to, żeby nie było zbytniego zgrzytu moralnego, bo nie w tym rzecz; zgrzyt moralny to dobry temat na osobne wyzwanie).
Zadaniem jest wymyślić ten wyższy cel i sprzedać go 1) jakiejś postaci w scence, 2) czytelnikowi. Co więcej, zrobić to tak, żeby motywacja bohatera chwytała za serce i budziła do niego sympatię, ale bez sięgania po oczywiste motywy.
Jednym słowem, mowa o pogimnastykowaniu wyobraźni w kwestii motywacji bohatera. Bo zasadniczo chodzi o to, żeby wykluczyć kilka najbardziej standardowych, ogranych do niemożności motywów, jak wielka miłość młodych, pięknych i szaleńczo zdolnych bohaterów i/lub pieniądze potrzebne na ratowanie ciężko chorej, ale za to pięknej, młodej zdolnej osoby albo dziecka. Jednym słowem: nie chcemy love story. Nie chcemy najlepiej działających, sprawdzonych wyciskaczy łez.
Chcemy czegoś nietypowego, co mogło uruchomić u bohatera potrzebę poświęcenia, wysiłku, rezygnacji ze swoich przyzwyczajeń itd., ale zarazem czegoś realistycznego w sensie emocjonalnym. By nawiązać do tytułu: nie piosenek, które znamy, ale nowej melodii, świeżego spojrzenia na możliwości fabularne związane z motywacjami bohaterów.
No i bohater ma o tym opowiedzieć. Nie infodumpem, ofkors.
Dodatkowe wymagania: preferowana narracja w drugiej osobie, skierowana do kogoś (może to być ktoś w obrębie scenki, ale nie musi się odzywać, może to być adresat ogólny, czytelnik, któremu bohater opowiada), ale może być też zwykła pierwsza osoba lub ostatecznie bardzo mocno spersonalizowana trzecia.
Limit: 800 słów na luzie, bo zadanie dość trudne
Fantastyka:
Opcjonalna
Terminy:
Publikacja fragmentów: 10.07-16.07 (ale ponieważ się poprzesuwało, to do 17 spoko, w razie czego wakacyjnie można lekko przesunąć)
Komentarze: From here to eternity!
Wyniki: w następnym tygodniu
Koniec
Komentarze
Publikacja fragmentów: 10.07-16.04
Trudne, spróbuję ^^
Dobrze, że wyzwania wracają, zawsze to dodatkowa motywacja, aby się rozpisać :)
Termin można przedłużyć, bo wakacje, trudny temat, zawirowanie z ogłoszeniem
EDYTA: AAAA, rozumiem XD
Plus doprecyzowałam warunki.
http://altronapoleone.home.blog
powalczyć
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Pozytywny (*w sensie bohater ma być pozytywny i cel pozytywny, droga do celu też etyczna, choć może to być usunięcie arcyzłola, jak ktoś bardzo chce; chodzi o to, żeby nie było zbytniego zgrzytu moralnego, bo nie w tym rzecz).
O, o to chciałem zapytać. No cóż, to będzie pewne utrudnienie… Jeszcze nie wiem, czy się podejmę, muszę pomyśleć.
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
Gdyby było łatwe, nie byłoby wyzwaniem ;)
Niemniej zastanowiło mnie Twoje pytanie, bo jest ciekawe. Myślę jednak, że nieetyczna droga do celu to osobne wyzwanie. Ale jak będzie nie całkiem nieetyczna, przejdzie, ważne, żeby się bawić, to nie konkurs z nagrodami. Wyedytowałam troszkę. Zabójstwo zasadniczo jest nieetyczne, a jednak nawet fejs pozwolił życzyć śmierci Putinowi ;)
http://altronapoleone.home.blog
Spoko. :) Chyba już wiem, w którą stronę iść.
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
Zabójstwo zasadniczo jest nieetyczne, a jednak nawet fejs pozwolił życzyć śmierci Putinowi ;)
Gdyby ktoś potrzebował inspiracji. Po angielsku, niestety, ale chyba do ogarnięcia.
Klient ma zawsze szansę
Czy ktoś jeszcze zagląda do supermarketów? Kupujący większość rzeczy zamawiają do mieszkania, a ja tu jestem głównie od tego, by pomagać niezorientowanym przybyszom. Automatyczne kasy nie są jeszcze tak samodzielne, jak było planowane.
Jednego ze spokojnych wieczorów przyszedł do sklepu człowiek, którego pamiętałem sprzed kilku lat. Chętnie pomagał innym, chociaż nikt mu za to nie płacił. Czasami nie musiałem schodzić z przerwy do klienta, bo on wyjaśnił sprawę przy okazji własnych zakupów. Zadziwiające jak szybko potrafił rozpoznać problem. Teraz zarósł na twarzy, szedł powoli. Podchodził już do kasy i z trudem odłożył koszyk z zakupami. Zatrzymałem go:
– Może pan skorzysta ze strefy automatycznego płacenia? Mamy taką możliwość, przechodzi pan przez bramkę i pieniądze automatycznie pobierane są z konta.
Spojrzał na mnie, jakby był gdzieś daleko:
– Ja chcę do zwykłej kasy.
Przepuściłem go i patrzyłem jak próbuje coś skasować na starej kasie. Każdy produkt dokładnie sprawdzał szukając kodu. Palcami gniótł opakowania, obracał butelki. Dźwięki rejestrowania produktu rozbrzmiewały w długich odstępach. Karton z owsianką szczególnie wydłużył czas kasowania. Opakowanie było lekko zagięte i kod nie chciał zadziałać. Podszedłem do klienta i chciałem mu ten produkt wymienić, ale szybkim ruchem odsunął go ode mnie i powiedział:
– Nie, ja sam.
Oddaliłem się, udawałem, że coś poprawiam na jednej z półek, ciągle go obserwując. Oceniałem jego wygląd. Człowiek się nie postarzał, tylko zarósł. Jego ruchy były znacznie wolniejsze niż przed laty. W końcu udało mu się skończyć i wyszedł ze sklepu.
Kolejne dni wyglądały podobnie. Klient za każdym razem odmawiał pomocy i nawet produkty, które normalnie wymienialiśmy z uwagi na problemy z urządzeniem, on pieczołowicie odginał i kasował. Poszedłem w końcu na urlop, więc nie miałem okazji obserwować tego człowieka. Wróciłem niemal po miesiącu nieobecności. Podobnie jak wcześniej spotykałem znanego klienta. Jednak tym razem jego zarost był nieco lepiej przystrzyżony. Przy kasie produkty przesuwał nadal z trudem, jednak wydawało się, że między sygnałami urządzenia jest mniejsza przerwa. Klient przekładał produkty z koszyka na kasę i do reklamówki niemal rytmicznie. Co prawda wolno, ale jakby przy uderzeniach metronomu. Po kilku dniach postanowiłem go zagadać:
– Dzień dobry. Wydaje mi się, że często pan u nas kupuje. Mamy rabaty, które mogłyby zostać dodane do pańskiego konta.
Spojrzał na mnie nieco pogodniej:
– Nie wydaje mi się, żebym chciał te rabaty.
Zdziwiło mnie odmowa, nikt nie rezygnuje z rabatów.
– Dlaczego, przecież to korzyść?
– Nie dla mnie, ale dziękuję. Zauważyłem też, że mnie pan często obserwuje.
Trochę się przestraszyłem. Sądziłem, że dobrze się ukrywam i moje udawanie przeglądu produktów na półce jest idealną przykrywką.
– To prawda. Pan tu często kiedyś kupował, ale był jakby nieco inny…
Klient uśmiechnął się do mnie, choć widać było pewną trudność w jego mimice.
– Tak, byłem inny. Myślę, że może za rok czy dwa będę taki sam. Tylko trochę mądrzejszy.
Zapakował produkty i wyszedł. Tym razem powoli poszedłem za nim i spojrzałem przez okno. Wsiadał do pojazdu Służb Ochrony Myśli Obywatelskiej. Bacząc na jego stan, trudno uznać go za funkcjonariusza. Nie przeszedłby żadnych testów wstępnych. Co tam gadać, na moje stanowisko by nie przeszedł, a co dopiero na państwowy stołek.
Kiedy przyszedł następnego dnia robić zakupy, od razu go zaczepiłem, tym razem na terenie sklepu, obawiając się kompanów z pojazdu.
– Co się stało? Czemu pan wczoraj wsiadł do wozu SOMO?
Klient spojrzał smuto mi w twarz. Choć z trudem, udało mu się uśmiechnąć.
– Proszę się nie martwić, z każdym dniem już więcej rozumiem, jestem też prawie tak zręczny jak kiedyś.
Nagle powiedział też głośniej:
– Coraz lepiej też rozumiem swój błąd i wiem, że nie tylko czyn może być zły.
Po czym dodał już spokojniej:
– Dają mi już coraz mniej tego, co dawali. Zacząłem zwracać nawet uwagę na swój wygląd, widzę też jak świat się zmienia. Pan mnie zaprowadzi do tej kasy, co robi wszystko od razu. Spróbujemy razem, dobrze?
– Dobrze – odpowiedziałem i poprowadziłem go do nowej strefy płatności. Mężczyzna przeszedł przez bramkę i uśmiechnięty pomachał mi na pożegnanie.
Artystom więcej, szybko!
Może nie do końca zrozumiałam wymogi wyzwania, ale chyba decyzję miał podejmować bohater, a nie osoba trzecia. Tutaj bohater jest tylko obserwatorem i nie podejmuje właściwie żadnego działania :(
deviantart.com/sil-vah
Vacter – przyjemnie się czytało :)
Przynoszę radość :)
Może nie do końca zrozumiałam wymogi wyzwania, ale chyba decyzję miał podejmować bohater, a nie osoba trzecia. Tutaj bohater jest tylko obserwatorem i nie podejmuje właściwie żadnego działania :(
Silva. Nie wiem, czy jest to komentarz do mojego tekstu, czy do wyzwania w ogóle, ale nie będę wnikał w celowość (nie widzę innych tekstów w komentarzach). Przeczytałem wszystkie punkty wyszczególnione przez Drakainę, trochę sobie pomyślałem i zdecydowałem, o tym jak będzie wyglądała narracja według dodatkowych wymagań. Czy wynika z lektury zasad, że bohater powinien coś robić jednocześnie będąc narratorem? Być może, ale nie wyklucza to innych możliwości. Kto więc jest bohaterem, kogo miałbym tu bronić?
Gdybym był czytelnikiem, a nie autorem, powiedziałbym tak: niezależnie kogo z bohaterów opowiadania uznamy bohaterem (tym bardziej zasługującym na to miano), można dojść do wniosku, że obydwaj coś zrobili, coś osiągnęli i było to względnie pozytywne. Różnią ich głównie metody sprzedaży (bo o sprzedawaniu też autorka wyzwania wspomina). Jeden mimo bycia najbliżej tematu handlu, nie dał rady sprzedać Ci bycia bohaterem. Drugi wręcz wyleciał na trzeci plan. Nie każdy klient jest zadowolony, cóż poradzić. Mówią, że ma zawsze rację.
Pytanie do dyskusji mogłoby brzmieć: Który z bohaterów jest skuteczniejszym sprzedawcą? :)
Vacter – przyjemnie się czytało :)
Anet. Bardzo dziękuję za komentarz, to bardzo ważne, że ktoś przy lekturze odczuł pozytywne emocje (lekturze czegoś co sam napisałem :)). Nie gwarantuję, że za każdym razem tak będzie, ale jeśli kiedyś będziesz miała ochotę przeczytać coś mojego Anet, to mam nadzieję, że ilość satysfakcji z lektury będzie przewyższała poziom satysfakcji wynikającej z pisania (Spotkałem się z opinią, ze nadmierne zadowolenie przy pisaniu może oznaczać ryzyko mniejszego zadowolenia czytelnika. Ja uważam, że po prostu przy pisaniu też można się cieszyć, ale ostrożnie).
Artystom więcej, szybko!
Miś tak sobie marzy
Pęknięta aorta
niech by treścią szorta.
Od samego rana
melodia nieznana
ciągle łka mi w duszy.
Tak mnie to porusza,
że jak skomponuję,
to opublikuję.
Emocji dołożę,
do czternastki włożę.
Poczuję się panem
(będąc grafomanem).
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Cóż za melodię wygrywa na emocjach cisza w wzywaniu? Pierwszy raz wziąłem udział, a już się czuję jakbym w jakimś pięcioboju wystrzelił z kapiszona w czasie jazdy na koniu :)
Artystom więcej, szybko!
Drakaina dała trudny temat, na razie jako jedyny go podjąłeś, więc powinieneś czuć się dumny z siebie ;)
Przynoszę radość :)
Jeżeli mogę być dumny, to przynajmniej na chwilę będę, nie zaszkodzi :)
Artystom więcej, szybko!
Czy mogę wrzucić jeszcze dziś wieczorem? Za długo czekałem na natchnienie i dopiero wczoraj się za to zabrałem.
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
Możesz
Przynoszę radość :)
OK, nie wiem, czy o to dokładnie chodziło. Uniwersum to samo, co na wcześniejszych wyzwaniach:
– Sześć lat temu Vanguard zlikwidował ostatnich ludzi sprzeciwiających się korpokracji… a przynajmniej tak mu się wydawało. Wczoraj w Szanghaju zobaczyliśmy, że żyją jeszcze bohaterowie, którzy mają odwagę walczyć z siłami odbierającymi nam to, co najważniejsze – wolność myślenia i życia po swojemu. I tym bohaterom chcemy przekazać jedno – nie jesteście sami! Siły Maelstrom i cała społeczność wolnego WireNetu stoją za wami murem. Razem pokażemy psom i ich szefom w garniakach, gdzie ich miejsce! A do tych, którzy…
– Hugin?
Na widok odbicia w lustrze szybko odwrócił głowę. W drzwiach do hotelowej łazienki stał Munin. Na jego twarzy ciekawość mieszała się z niepokojem.
– Co ty właściwie robisz?
– Ćwiczę nasz apel – odparł Hugin bez cienia zażenowania. – Nie uważasz, że jest za mało… – Sięgnął po telefon z otwartym tekstem przemówienia. – Hm… Podniosły?
– Nie, chyba nie – westchnął Munin i oparł się o framugę, spoglądając gdzieś w bok.
– Odkąd tu przyjechaliśmy, jesteś jakiś markotny – zauważył samozwańczy rzecznik haktywistów. Znowu popatrzył w lustro i przygładził świeżo nażelowane włosy. – Co z tobą?
– Zwyczajnie zastanawiam się, czy to dobry pomysł.
– Martwi mnie twój brak wiary – powiedział Hugin, wsuwając komórkę do kieszeni dżinsów. – Wiem, że racjonalna ocena sytuacji to twoja specjalność, wszak jesteś Rozumem – Zaśmiał się – ale zaufaj mi. Wszystko przemyślałem.
– Włącznie z tym, co nam grozi? – zapytał z powątpiewaniem drugi z mężczyzn. Tyłem wycofał się do pokoju, przepuszczając w drzwiach zwalistego kolegę. – Nawet nie nam, tylko tym wszystkim dzieciakom, które nas popierają?
Hugin nie odpowiadał, zajęty przeglądaniem zawartości małego plecaka, więc Munin mówił dalej:
– Stary, proszę, wysłuchaj mnie jeszcze raz. Naprawdę zdajesz sobie sprawę, że jeśli otwarcie przyznamy się do powiązań z… – Powstrzymał się przed użyciem słowa „terroryści”. – Z nimi, to Vanguard może wziąć na cel jakiegoś biednego gówniarza, który był na tyle głupi, żeby paradować po szkole z plakietką z naszym logo?
Jego wspólnik wyprostował się z urażoną miną.
– Od kiedy to wyrażanie własnych poglądów uważasz za głupie?
– Tylko wtedy, kiedy chodzi o sympatię wobec organizacji uważanej przez połowę polis za wywrotową.
– Muninie. – Hugin przyjął ton, który zwykle rezerwował na publiczne wystąpienia. – Sądzę, że nie doceniasz tych „dzieciaków”. Nie wiemy, ile z nich naprawdę podziela nasze poglądy – może wszystkie, może żaden. Ale jeśli jest wśród nich przynajmniej jeden chłopak albo dziewczyna o sercu prawdziwie wypełnionym pragnieniem walki o zmianę, to ja zamierzam zadbać o to, żeby nasz przekaz dotarł do tej jednej osoby. Żeby wiedziała, że jej postawa jest słuszna.
Munin chciał coś powiedzieć, ale przyjaciel uciszył go gestem.
– Co do twoich wątpliwości – ciągnął – od stłumienia ruchu oporu Maelstrom zapowiadał jego odrodzenie. Dlaczego chcesz milczeć, kiedy nasze słowa zaczynają się spełniać? Dawni buntownicy i ci, którzy siedem lat temu byli za młodzi, aby do nich dołączyć, czekają na znak. Dajmy im go! Przecież to było nasze zadanie przez cały ten czas! Jak możesz je odrzucać?!
Zabrakło mu tchu. Kiedy przerwał, by nabrać powietrza, Munin uśmiechnął się smutno.
– Nie przekonam cię, prawda?
– A więc jesteś ze mną?
– Jak zawsze. – Munin wzruszył ramionami i podniósł z podłogi torbę oraz statyw do kamery. – Chodź, nagrajmy ten filmik, dopóki jeszcze nie jest tak gorąco.
Razem wyszli na korytarz.
– A teraz poproszę o szczerą opinię – powiedział Hugin, zamykając drzwi. – Czy jestem w formie?
– Chodzi o przemówienia? Z tym „sercem wypełnionym pragnieniem walki” trochę odleciałeś. Poza tym znośnie. Głosowałbym na ciebie.
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
SNDWLKR – sympatyczne :)
Przynoszę radość :)
Anet, bardzo dziękuję. :)
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...