
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Usnąłem? Nie pamiętam, Semen albo rozpłynął się w powietrzu, albo nigdy go u mnie nie było. Chyba zaczynałem wariować, a trup, który rzekomo do mnie przyszedł, był jedynie reakcją chemiczną w moim mózgu. Organizm bronił się przed chorym stresem, jaki fundowała mi moja żona i postanowił, że jeśli postaram się ze strachu przed topielcem, będzie to lepsze rozwiązanie. Nie było. Śniłem o Semenie przez wiele nocy, a mantryczne "Wojtuś, ty umrzesz" odbijało mi się cały czas po głowie.
To jest jak jakiś sen, z którego nie mogę się obudzić. Nie wiem, od jak długo w nim jestem, być może od wczoraj, ale równie dobrze to może trwać już od miesiąca, roku, od zawsze. Chociaż nie. Pamiętam przecież uniwersytet, dom, pieprzone gry na boisku z chłopakami z klasy. Więc nie jestem tu od zawsze. Widzę. To znaczy tak myślę, nade mną latają białe brzuchy aniołów. Dlaczego pamiętam akurat boisko w lesie za szkołą w upalne lipcowe popołudnia? Adam zawsze był dobrym napastnikiem, a ja najgorszym z chłopców, byłem najmłodszy. Stałem na bramce.
Nie chce zwariować. Śpię. W dziwny sen łatwiej uwierzyć niż w szaleństwo. Panie Boże, nie pamiętam kiedy zasnąłem, ale widzę co rano białe brzuchy aniołów nad sobą. Mam mocny sen, nie budzę się, nie mogę się ruszyć, nawet zamknąć powieki. Widzę brzuchy i wschody słońca, przez jakiś czas jest jasno, potem ciemno i zimno, znowu jasno. Jak nie zwariować? Anioły mają jasne brzuchy, czasem czerwone skrzydła, częściej szarobure, nie wiem od czego to zależy. Czasem chcę się do nich uśmiechnąć, zawołać, wyciągnąć rękę. Nie da się. Leżę jak kłoda. kurwa mać.
Semen miał rację. Umarłem. W trzy dni po jego wizycie. Podczas spaceru po obiedzie, idąc wzdłuż jeziora. Osunęła się skarpa, osunąłem się razem z nią. Czarna woda umierającego jeziora mnie przyjęła. Patetycznie, prawda? Białe brzuchy aniołów, niebo zmieniające dni i pory roku. Mogłem tylko leżeć na dnie jeziora i patrzeć. Nie było tunelu i światełka na końcu, nie było zastępów niebieskich. Woda. Czarna, mulista i zgniła. Myślenie, które powracało i odchodziło. Zastanawiając się nad tym, która może być godzina, przegapiłem lato. Jeśli dusza istnieje to moja była uwięziona w ciele na dnie. Miałem przeczucie, że coś mnie jeszcze spotka, że wszystkie śmierci nie wyglądają właśnie w ten sposób. Wypełniało mnie czekanie na coś.
Trzy lata. Po trzech latach usłyszałem dzwony kościelne, bijące na mój pogrzeb. Wiedziałem to, byłem pewien, że mnie chowają! Tak jak tego, że Semen miał rację, tak jak tego, że moja żona to ostatnia zdzira. Mężczyzna na skrzyżowaniu z Jasnogórską przeżegnał się, bo już wtedy było widać na mnie śmierć. O ironio, jakie moje życie było żałosne! Jaki byłem wtedy szczęśliwy! Biją dzwony, wiosna w pełni. Arleta przyjechała pewnie, aby mnie pochować! Poruszyłem się. Po chwili już stałem po pierś w wodzie, śmiejąc się jak opętany. Jak utopiec, pieprzony żywy trup. Panowie poeci, macie szansę się wykazać, dajcie mi Gustaw na imię i rzućcie karabin!
Księżyca nie było, więc pora wodników i wszystkie, co podłe i z wody wyłaziło. Dom moich rodziców. Mój ogród, mój sad, mój dom i pierdolony Włoch na moim ganku! Stał spokojnie, paląc papierosa i gmerając sobie przy rozporku. Strzepnąłem z czoła krople wody, cały byłem mokry, kapało ze mnie, a gdzie bym nie przystanął, robiła się pode mną kałuża. Pies to trącał, był Włoch. Otworzyłem furtkę i szedłem w jego stronę, stanowczo, szybko i jakoś ostatecznie. Kipiałem ze złości? Możliwe, Włoch się jednak nie przeżegnał, tylko krzyczał coś do mnie, po angielsku. Światowiec, pierdolona jego mać. Zabrałeś mi żonę, córkę i pewnie, gdyby nie ty, żyłbym. Nie powiedziałem mu tego, tylko z ręki strzepnąłem krople, jak kiedyś Semen. Włoch w jednym momencie chwycił się za gardło, padł na kolana, nie w modlitwie. Topił się. Topiłem go w moich dziesięciu latach agonii. Z ust i nosa buchała mu smolista, czarna woda. Niech wie, co mi smakowało przez ten czas. Kopnąłem go, zalegał mi na drodze.
W domu było cicho. Stałem na progu przez chwilę, kałuża pode mną sięgnęła połowy korytarza. W wodzie odbijało się światło z łazienki. Z góry dochodziło mnie chrapanie rodziców. Już po stypie? Oj, nie wspominali mnie zbyt długo. Uli nie było. Zwyczajnie wiedziałem, że nie ma jej w tym domu, że siedzi w Częstochowie u matki Arlety.
Moja żona się kąpała. Nie zawahałem się ani przez chwilę. Dopadłem do niej i gołymi rękoma udusiłem ją. Nie wiedziałem, że ma tak kruchą szyję. Spodziewałem się karku twardej bizneswoman. Nie krzyknęła nawet. Po minucie leciała mi przez ręce. Miałem trupie ręce, w lustrze zobaczyłem to samo mętne bielmo na oczach, które miał Semen.
I umarłem. W końcu.
Częstochowa, lato 2009r.
I to tyle. Opowiadanie, z którego ani przez moment nie byłam zadowola. Powstało w głowie podczas mycia zębów… no i z jednego zdania M. Janion, że w niektórych rejonach wodniki i utopce miały dwie dusze. Jedną przy truchle, a drugą, która błąkała się po świecie i widziała wszystko.
czytałam to po kilka razy, a OCZYWIŚCIE dopiero po umieszczeniu tekstu tutaj widzę niektóre literówki, czy inne braki lub nadmiary.
(...) mantryczne "Wojtuś, ty umrzesz" odbijało mi się cały czas po głowie.
Khm, khm, khm... Odbijało po?
Mniejsza o to. Przejęzyczenia zdarzają się.
Dopiero całość robi wrażenie. Na mnie, przyznaję, z jednej strony niezbyt silne --- jestem (może dziedzicznie?) uodporniony na wilkołaki, utopce, smoki i tak dalej, więc to mnie słabo porusza, ale strona emocjonalna --- OK. Więc zacznij być umiarkowanie zadowolona.
Nie jest to z pewnością opowiadanie wybitne, ale jest dobre. Umiejętnie napisane, dobrze skonstruowany bohater, powtórzę za Adamem - strona emocjonalna ok, także jest całkiem nieźle. Wydusiłaś z oklepanej tematyki utopców, więcej niż parę kropli brudnej, mętnej wody. ;)
Końcówka drugiej części wywołała u mnie mnóstwo obaw, dokąd ta historia zmierza, ale historia jako całość, moim zdaniem, się obroniła.
Fragmenty pisane kursywą są najsłabszym elementem opowiadania. Można je było napisać lepiej.
Podsumowując, podobało mi się.
Pisz dalej, chętnie przeczytam kolejne twoje opowiadania.
Pozdrawiam.
Czy wywołanie obaw końcówką drugiej częsci mogę uznać za komplement?
Dziękuje za komentarze
Nie. Bałem się, żeby ten nieumarły Semen nie załatwił ciekawie rozwijającego się opowiadania. Niestety ostatnimi czasy tematyka nieumarłych bardzo często równa się pójściu w stronę tandety a la zombie, itp. - na szczęście u ciebie się tak nie stało.
Myślałam, ze chodzi o rodzaj hmm "zaskoczenia"? Jeśli czytelnik dał się zaskoczyć - punkt dla mnie :D