
Czarny baran krzyknął do reszty:
– Tylko nas strzygą i strzygą, wyjść poza miejsce wypasu nie można, do tego pasza nieświeża! Czy coś z tym zrobimy, stado?!
Towarzystwo rozbeczało się jeden przez drugiego. Wrzaski przywołały hodowcę, który z batem w ręku wbiegł w ten motłoch, krzycząc:
– A co to za protesty?! Cicho siedzieć, bo smokiem poszczuję, a i w korycie połowa dziś będzie.
Białe barany stuliły uszy po sobie i grzecznie zaczęły skubać wyschnięte trawiaste wypustki. Ich czarny towarzysz przywarł do płotu, ze smutkiem wpatrując się w klucz ptaków zrywających się na podniebną wycieczkę. Zabeczał przeciągle, a po chwili usłyszał świst.
Doron-ko, sam pomysł ciekawy – jak to w życiu – czarny wiadomo!, ale jeśli już ma ten ‘zawadiacki’ kolor, to może tutaj pod koniec ON coś w końcu zrobi niedobrego panu hodowcy, proszę! – oczywiście bez odgryzania rączek, bo co tu potem jeść…?
Liczę na b. twój nowy pomysł. Sprobuj, proszę – wspólnie się MORDERCZO pobawimy… mniamm.
LabinnaH
Jak to w życiu…
To o polityce? Bo normalnie baranów chyba się batem nie okłada?
Babska logika rządzi!
Chyba nie tylko usłyszał świst i ze strawą może być krucho. Jakby nie był baranem lecz lisem, to po cichu by zyskał poparcie. Tak to Finkla ma rację: “Jak to w życiu…”