- Opowiadanie: TYRANOTYTAN 3000 - Tam i z powrotem, czyli meleksem do Góry Przeznaczenia

Tam i z powrotem, czyli meleksem do Góry Przeznaczenia

Ta­go­wa­nie fan­fi­kiem jest strza­łem w stopę i to z ar­ma­ty. Tak myślę.

Ale w tek­ście nie ma przy­stoj­nych elfów ani ro­man­su Har­re­go z Mal­foy­em. Za co z góry prze­pra­szam.

Nie­zbyt mądre opo­wia­dan­ko opar­te na za­baw­nym po­my­śle, który tylu ludzi uzna­ło za za­baw­ny, że pew­nie nie jest już w ogóle śmiesz­ny.

Ale skoro udało się je skoń­czyć, to czemu się nie po­dzie­lić. Ot tak.

Fanów Tol­kie­na pro­szę o nie­bi­cie mnie zbyt mocno. 

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Tam i z powrotem, czyli meleksem do Góry Przeznaczenia

 

Nie jest to szka­rad­na, brud­na wil­got­na nora – gło­si­ła ulot­ka – ro­ją­ca się od ro­ba­ków i cuch­ną­ca bło­tem, ani też sucha, naga piasz­czy­sta nora bez stoł­ka, na któ­rym by można usiąść, i bez do­brze za­opa­trzo­nej spi­żar­ni; jest to nora hob­bi­ta, a to zna­czy: nora z wy­go­da­mi.

Ulot­ka le­ża­ła przed okrą­gły­mi drzwia­mi domku hob­bi­ta. Z wnę­trza do­bie­ga­ły głosy.

– Patrz, patrz, jak klę­czę, to je­stem ich wzro­stu, Mar­ta­lo, spójrz na mnie, je­stem hob­bi­tem! Włosy na sto­pach już mam.

– Je­steś nie­po­waż­ny.

– Takie meble przy­da­ły­by się do po­ko­ju Fro­mo­do­ra.

– Hehe… no ładne.

– Gdzie jest ła­zien­ka?

– Ar­gi­dzie, wi­dzia­łeś, co jest w spi­żar­ni? No nor­mal­nie full wypas, jak pi­sa­li.

– Może za­bie­rze­my ten kubek dla małej Mili… Nie po­ła­pią się…

– Hehe, ale tu nisko sufit, cią­gle się walę głową. Chyba uro­słem. Hehe.

I tak dalej.

Duldo słu­chał tego, sie­dząc w kan­cia­pie. Był hob­bi­tem. W se­zo­nie let­nim wy­naj­mo­wał swój dom wcza­so­wi­czom, głów­nie lu­dziom. Ro­bi­li tak wszy­scy hob­bi­ci w Shire. To się opła­ca­ło.

Tu­ry­ści przy­jeż­dża­li do Shire ode­tchnąć od gwaru miast, szumu sa­mo­cho­dów, po­śpie­chu. Za­szyj się w Shire gło­si­ło hasło re­gio­nu. Od­wiedź Shire, w któ­rym nie­wiel­cy hob­bi­ci pro­wa­dzą życie, jak w Trze­ciej Erze. Za­miesz­kaj w ich domku, ucztuj w go­spo­dach, w pa­kie­cie prze­jażdż­ki na ku­cy­ku.

Hob­bi­ci nie­na­wi­dzi­li tu­ry­stów, ale byli dla nich bar­dzo mili. Tu­ry­ści przy­wo­zi­li dużo pie­nię­dzy.

Duldo też nie­na­wi­dził tu­ry­stów, bo cią­gle po przy­jeź­dzie żar­to­wa­li z tych sa­mych rze­czy i byli bar­dzo gło­śni. Teraz mru­czał pod nosem umiar­ko­wa­nie wul­gar­ne wy­zwi­ska na temat grup­ki przy­ja­ciół w śred­nim wieku, któ­rzy wła­śnie się u niego za­mel­do­wa­li.

– Tacy za­wsze się o coś po­kłó­cą. Albo o dzie­ci, albo, że ktoś tam kogoś zdra­dził… i potem po­roz­bi­ja­ją… rze­czy… ostat­nio mi stłu­kli bar­dzo ładny im­bry­czek.

Ktoś za­stu­kał w szybę. Duldo pod­niósł głowę. Za małym, brud­nym okien­kiem stał cza­ro­dziej Puf Puf.

Cza­ro­dziej Puf Puf miesz­kał po dru­giej stro­nie wzgó­rza w bla­sza­nym kon­te­ne­rze. Or­ga­ni­zo­wał po­ka­zy fa­jer­wer­ków dla tu­ry­stów. Na­zy­wa­no go Puf Puf, bo strze­la­ją­ce fa­jer­wer­ki ro­bi­ły „puf, puf”. Jego praw­dzi­we­go imie­nia nikt nie pa­mię­tał. Nawet on sam.

Mózg miał prze­żar­ty faj­ko­wym zie­lem.

Duldo otwo­rzył drzwicz­ki i Puf Puf wci­snął się do kan­cia­py.

– Duldo słu­chaj. Słu­chaj mnie Duldo, bo to bar­dzo ważne!

– Co ta­kie­go?

– Są takie spra­wy, Duldo… dawno temu były spra­wy i teraz też są spra­wy.

– Jakie Puf Puf? O czym ty mó­wisz?

– Spra­wy tego ro­dza­ju. Te spra­wy, o któ­rych sły­sza­łeś w opo­wie­ściach i pie­śniach…

– Tych sta­rych?

– Bar­dzo sta­rych! Duldo, to na­praw­dę ważne – oczy Puf Pufa na mo­ment bły­snę­ły in­te­li­gen­cją – mam pier­ścień.

– Co? No faj­nie. Sprze­daj go, to może ogrze­jesz w zimie…

– Nie Duldo, to jest t e n pier­ścień z opo­wie­ści. Ten, który znisz­czył Frodo, Duldo, ty­sią­ce lat temu.

– No… on go znisz­czył.

– Ale jest drugi, Duldo. Taki sam. Duldo. Bliź­nia­czy. Tutaj.

Wy­cią­gnął ko­per­tę i wci­snął ją w dłoń Dulda.

– Trze­ba go znisz­czyć. Trze­ba wrzu­cić do Góry Prze­zna­cze­nia i ty to mu­sisz zro­bić, Duldo. Po­je­chać do Mor­do­ru. Jutro masz po­ciąg. Duldo, mu­sisz.

– Ale co? – Duldo wyjął pier­ścień z ko­per­ty i obej­rzał go do­kład­nie. – Ale to zwy­kły pier­ścień.

– Zwy­kły? To patrz, Duldo.

Puf Puf wło­żył pier­ścień na palec i znik­nął.

– Wi­dzisz?

– Nie.

– No wła­śnie.

Puf Puf oddał pier­ściń Duldo.

– To nie­sa­mo­wi­te…ale…ale czemu ty tego nie zro­bisz?

– Bo Duldo…wi­dzisz… Ko­ja­rzysz sta­re­go Har­ring­to­na? On sprze­da­wał kie­dyś bi­le­ty, Duldo. Tanie. Na po­cią­gi. I mnie kie­dyś z takim bi­le­tem zła­pa­li, Duldo. I ja mam teraz zakaz wstę­pu. Ale ty nie, więc ty masz je­chać, Duldo. Mu­sisz Duldo.

I Duldo po­je­chał. Sie­dział teraz na półce na ba­ga­że w eks­pre­sie linii Mi­th­lond – Minas Ti­rith. Cho­wał się przed kon­duk­to­rem.

W roz­gar­dia­szu przed wy­jaz­dem za­po­mniał wziąć bilet z szaf­ki noc­nej. Zo­rien­to­wał się do­pie­ro za Thar­ba­dem. Część jego mózgu chcia­ła po­roz­ma­wiać na ten temat z kon­duk­to­rem i pro­sić o nowy bilet. To była ta mniej­sza część. Więk­sza uzna­ła, że lep­szym roz­wią­za­niem jest sie­dze­nie na półce i uda­wa­nie ba­ga­żu. Dzię­ki temu nie mu­siał się do ni­ko­go od­zy­wać.

Stre­so­wa­ło go od­zy­wa­nie się do Du­żych Ludzi. Za­zwy­czaj nie sły­sze­li go za pierw­szym razem. Nawet go nie do­strze­ga­li. I trze­ba było po­wta­rzać, co się chcia­ło po­wie­dzieć. A głos brzmiał za­wsze jakoś głu­pio i cien­ko. I wtedy czło­wiek na­chy­lał się i mówił pro­tek­cjo­nal­nie:

– Co mó­wi­łeś? Nie sły­chać cię tam na górze.

I trze­ba było po­wta­rzać po raz trze­ci.

Z uda­wa­niem ba­ga­żu było mniej za­cho­du.

Duldo my­ślał o tym, jak eks­cy­tu­ją­ce jest bycie jed­nym z owych hob­bi­tów bo­ha­te­rów, któ­rych spo­ty­ka­ją przy­go­dy. Od dzie­ciń­stwa uwiel­biał Bilba Bag­gin­sa. Za­czy­ty­wał się w jego tek­stach. Wpraw­dzie Bilbo nigdy nie po­dró­żo­wał na półce ba­ga­żo­wej, ale Duldo uznał, że tym spo­so­bem wnosi po­wiew świe­żo­ści do hob­bic­kich opo­wie­ści.

Chru­pał wła­śnie lem­bas firmy We­so­ły Elf, kiedy ktoś szturch­nął go w plecy. Duldo po­sta­no­wił po­zo­stać kon­se­kwent­ny w swo­jej roli ba­ga­żu. Szturch­nię­cie po­wtó­rzy­ło się i tym razem to­wa­rzy­szy­ły mu suchy głos ko­bie­cy:

– Pro­szę pana. Pro­szę stąd zejść i oka­zać bilet do kon­tro­li.

Duldo prze­stał uda­wać bagaż i zsu­nął się na zie­mię.

– Ja…ja za­po­mnia­łem bi­le­tu…

Kon­duk­tor­ka na­chy­li­ła się do niego.

– Co ta­kie­go? Nie sły­chać pana tam na górze.

– Ja za­po­mnia­łem bi­le­tu.

Kon­duk­tor­ka po­krę­ci­ła głową i wy­rzu­ci­ła go z po­cią­gu na naj­bliż­szej sta­cji.

 

Moria  gło­sił napis nad odra­pa­nym, brud­nym pe­ro­nem. Było już ciem­no. Na jed­nej z ławek spała jakaś po­stać opa­tu­lo­na płasz­czem. Zza za­bi­te­go de­ska­mi bu­dyn­ku dwor­ca do­cho­dzi­ły krzy­ki i ru­basz­ne śmie­chy.

Duldo czuł się nie­swo­jo. Uznał, że trze­ba gdzieś spę­dzić noc i rano za­sta­no­wić się nad dal­szą drogą. Ru­szył w stro­nę dwor­ca.

Mia­sta kra­sno­ludz­kie nie były w naj­lep­szej kon­dy­cji, od kiedy wy­czer­pa­ły się ko­pal­nie.

De­li­kat­nie mó­wiąc.

Pod górą roz­cią­ga­ło się osie­dle ba­ra­ków z bla­chy fa­li­stej. W czę­ści pa­li­ło się świa­tło. Z więk­szej czę­ści do­bie­ga­ły pod­nie­sio­ne głosy.

Duldo prze­cho­dził wła­śnie wąską ulicz­ką, kiedy z jed­ne­go z ba­ra­ków wy­padł bro­da­ty kra­sno­lud. Był bar­dzo brzyd­ki.

– Gdzie masz na­sze­go syna ty pi­ja­ku, stary pier­dzie nie­do­ro­bio­ny?! – Do­biegł głos ko­bie­cy z wnę­trza. – Znowu go za­po­dzia­łeś! Pew­nie skoń­czy w tej norze u Gro­gli­na! Znowu! Cią­gle to samo! I bę­dzie pił jak jego oj­ciec! Szu­kaj go teraz!

Kra­sno­lud po­pa­trzył na Dulda. Za­mru­gał i zła­pał hob­bi­ta za kark.

– Tu go mam, głu­pia! Jest! – krzy­czał, cią­gnąc Dulda do ba­ra­ku.

Rzu­cił go na pod­ło­gę.

– Jak mu zaraz dupę spio­rę! – ryk­nął.

Duldo sku­lił się w kłę­bek. Bar­dzo nie chciał mieć spra­nej dupy.

– Ty trol­lu! – krzyk­nę­ła żona kra­sno­lu­da. Była bar­dzo brzyd­ka. Stała przy brud­nej ku­chen­ce ga­zo­wej, a w ręce trzy­ma­ła pa­tel­nie. – To nie twój syn! To ni­zio­łek!

Kra­sno­lud za­mru­gał.

– Ty, rze­czy­wi­ście.

I zła­pał Dulda za kark.

– I co? Wy­rzu­cisz go na ulicę?! Po tym, jak go wcią­gną­łeś do domu? Jak ty trak­tu­jesz gości!?

– Masz rację…

– Siądź tu przy stole, zro­bię ci her­ba­ty – zwró­ci­ła się kra­sno­lu­dzi­ca do Dulda. – Jak masz na imię?

– Duldo – wy­ją­kał Duldo, sia­da­jąc przy stole.

– Ja je­stem Fro­lia, a ten pajac to Gor­lin. Prze­pra­szam cię za niego. Jest tro­chę nie­okrze­sa­ny… zwłasz­cza gdy wy­pi­je. A tutaj cią­gle pije. Wszy­scy piją.

– Uhm – po­wie­dział Duldo. A potem uznał, że to zbyt skąpa od­po­wiedź, więc dodał. – To przy­kre.

– Oj to praw­da… A co cię spro­wa­dzi­ło do Morii?

Fro­lia po­da­ła her­ba­tę. Duldo po­cią­gnął łyk i pra­wie się za­krztu­sił. Jesz­cze nigdy nie pił tak nie­do­brej her­ba­ty.

– Jadę do Mor­do­ru.

– Ach, do Mor­do­ru. Pięk­ne góry. Tak sły­sza­łam. A! Gor­lin!

– Co? – Gor­lin, który leżał na ka­na­pie, spoj­rzał w ich stro­nę.

– Czy ty nie je­dziesz jutro do Minas Ti­rith? Z tymi two­imi ko­le­ga­mi?

– Może jadę – mruk­nął Gor­lin.

– To weź­cie pana Dulda.

– Nie ma miej­sca.

– Prze­cież Trwa­lin ma do­staw­cza­ka. Zmie­ści się z wami hob­bit.

– To nasz wy­jazd.

– Gor­lin, bo nie po­je­dziesz!

Wy­bu­chła ko­lej­na kłót­nia. Duldo po­wie­dział cicho, że może po­je­chać au­to­bu­sem. Ale nikt go nie usły­szał. Potem do domu wró­cił syn kra­sno­lu­dów. Kłót­nia zmie­nia­ła na mo­ment swój przed­miot, bo syn był pi­ja­ny. Lecz temat Dulda wkrót­ce znowu wy­pły­nął.

Duldo nie lubił kłót­ni. Zwłasz­cza tych to­czo­nych z jego po­wo­du. Ko­ja­rzy­ły mu się z za­cho­wa­niem Du­żych Ludzi. Ale nikt go nie słu­chał, a głu­pio było mu wyjść bez po­że­gna­nia.

Więc rano po­je­chał z na­bur­mu­szo­nym Gor­li­nem do­staw­cza­kiem Trwa­li­na do Minas Ti­rith.

 

***

 

To była przy­jem­na po­dróż. Duldo zo­stał po­czę­sto­wa­ny bar­dzo smacz­nym cia­stem. Kra­sno­lu­dy bez prze­rwy na­rze­ka­ły na wła­dzę i sy­tu­ację w pań­stwie.

– Przez ty­sią­ce lat pra­co­wa­li­śmy w ko­pal­niach, no nie? I teraz je za­mknę­li, no nie? I co? Dali nam za­sił­ki. Niż­sze od cie­bie. Hehe.

– A król nic nie robi.

– I nikt nic nie robi.

– A moja stara umar­ła, bo nie było na le­cze­nie.

– I mój syn.

– I córka.

– A ja nogę stra­ci­łem w Morii, w nie­le­gal­nym szy­bie. Bo coś trze­ba robić. Kopać. My to mamy w ge­nach.

– Mamy dość.

– Dość.

Duldo po­sta­no­wił zi­gno­ro­wać, fakt, że po dro­dze co naj­mniej trzy razy, kra­sno­lu­dy wprost po­wie­dzia­ły, że jadą zabić króla.

Wy­sa­dzi­li Dulda na przed­mie­ściach Minas Ti­rith. Na­stęp­ne­go dnia ga­ze­ty do­no­si­ły: W go­spo­dzie Pod Sta­rym Ko­niem do­szło do awan­tu­ry. Grupa oby­wa­te­li kra­sno­ludz­kich z Morii, znaj­du­ją­ca się pod wpły­wem al­ko­ho­lu rzu­ca­ła to­po­ra­mi w wi­szą­cy na ścia­nie por­tret Naj­ja­śniej­sze­go Króla Ara­gor­na XXVI. Ska­za­no ich za bez­czesz­cze­nie sym­bo­li na­ro­do­wych na trzy dni pracy w ko­pal­ni

Wszyst­kie ko­pal­nie były za­mknię­te, więc po pro­stu wró­ci­li do domu.

 

***

 

Duldo po­je­chał au­to­ka­rem pod ruiny Czar­nej Bramy. Na par­kin­gu kłę­bi­ło się od aut i tu­ry­stów.

Po pra­wej stro­nie bramy stały Orły. Gó­ro­wał nad nimi bil­bord: Leć z Or­ła­mi nad Górę Prze­zna­cze­nia! Nie­za­po­mnia­na przy­go­da życia! W po­bli­żu grup­ka ak­ty­wi­stów trzy­ma­ła trans­pa­rent: STOP wy­ko­rzy­sty­wa­niu Orłów! Orły to mądre i wraż­li­we stwo­rze­nia, zmu­szo­ne przez bez­dusz­ną ka­pi­ta­li­stycz­ną mo­nar­chię do pracy ponad swoje siły! Po­wiedz sta­now­cze „NIE!” lotom nad Górą Prze­zna­cze­nia!

Duldo nie wziął Orła. Wsiadł do me­lek­su. Me­leks za­wiózł jego i pięt­na­stu roz­ga­da­nych Du­żych Ludzi w ko­szul­kach z na­pi­sem Wy­jazd In­te­gra­cyj­ny Firmy Me­dycz­nej Ismed – Isen­gard 334 21-563 tel. 352 283 953 pod Górę Prze­zna­cze­nia.

Stał w ko­lej­ce pięć go­dzin.

– Ja­kieś me­ta­lo­we przed­mio­ty? – za­py­tał straż­nik na kon­tro­li bez­pie­czeń­stwa przed wej­ściem.

– Emm – Duldo po­ma­cał się po kie­sze­niach. – No… tylko to… – Wyjął ko­per­tę z pier­ście­niem.

– Co to? – Straż­nik zaj­rzał do ko­per­ty. – Pier­ścień?

– Tak, ja go muszę…

– Niech zgad­nę, wrzu­cić do Góry Prze­zna­cze­nia.

– Tak… bo…

– Nic z tego brat­ku, żad­ne­go śmie­ce­nia.

– Ale ja…

– Wiesz, ilu ludzi tu przy­cho­dzi, żeby wrzu­cać różne rze­czy do ognia i od­gry­wać sceny z hi­sto­rii o Fro­dzie? No dużo. To bar­dzo cenne przy­rod­ni­czo i hi­sto­rycz­nie miej­sce. Nie ma śmie­ce­nia. Kon­fi­sku­ję to.

I wrzu­cił pier­ścień do wiel­kie­go pudła z iden­tycz­ny­mi zło­ty­mi pier­ścion­ka­mi.

– Wcho­dzisz?

Duldo wszedł. Obej­rzał ki­pią­ce lawą wnę­trze góry przez szybę ku­lo­od­por­ną, zro­bił sobie zdję­cie z po­mni­kiem Froda. I wró­cił do Shire.

Puf Puf i tak za­po­mniał, że dał mu pier­ścień.

Koniec

Komentarze

Oplu­łeś i zdep­ta­łeś le­gen­dę, a potem wy­tar­łeś o nią buty!

I bar­dzo do­brze się to czy­ta­ło.

Tu­ry­ści to za­ra­za;)

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Hej, nawet mo­men­ta­mi za­baw­ne to było. Tro­chę cza­sem in­fan­tyl­ne i wy­ma­ga­ją­ce do­mknię­cia wska­zów­ki szafy, bo za­czy­na­łeś się roz­pę­dzać i zaraz ha­mo­wa­łeś. Nie­mniej na plus. Na­pi­sa­ne ra­czej po­rząd­nie, choć czy­ta­łem z te­le­fo­nu i od­wy­kłem od por­ta­lo­we­go cze­pia­nia się o pier­do­li­zmy. Piona. 

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogo­nie." T. Ra­łow­ski

Tak nie można, Śród­zie­mie jest z za­sa­dy nie­zmien­ne, za­kon­ser­wo­wa­ne i przez ty­siąc­le­cia takie same. Tam nie może wy­da­rzyć się żaden po­stęp tech­no­lo­gicz­ny, a jeśli się wy­da­rzy, to przyj­dą enty i wszyst­ko znisz­czą.

Hej!

Wszyst­ko można i wszyst­ko jest uspra­wie­dli­wio­ne, o ile jest dobre. A Twój tekst jest dobry, nawet bar­dzo. Za­miast grze­bać w czy­jejś szu­fla­dzie i do­sztu­ko­wy­wać coś z resz­tek, le­piej odbić się od po­zio­mu tego, co za­sta­li­śmy i wsko­czyć na nowy, swój. Nie wiem czy in­fan­ty­lizm jest tutaj czymś złym, moim zda­niem wręcz prze­ciw­nie, spaja całą hi­sto­rię, bez niego nie by­ła­by taka, jaka jest. Daje dy­stans, który jest po­trzeb­ny, żeby za­brać część zbęd­nej tutaj dra­ma­tur­gii i wy­ja­śnić ko­le­iny akcji, które ina­czej nie by­ły­by ab­sur­dal­nie za­baw­ne, ale iry­tu­ją­co nie­lo­gicz­ne. In­ny­mi słowy widzę tu bar­dzo spój­ną wizję, po­da­ną w od­po­wied­ni spo­sób. Po­do­ba­ło mi się. Nie mam uwag.

Po­zdra­wiam!

Tu­ry­ści to za­ra­za;)  

świę­te słowa Am­bush! (choć opo­wia­da­nie wy­my­śli­łem, sa­me­mu będąc aku­rat tu­ry­stą…) 

 

Fi­li­pie­Wi­ju!

wy­ma­ga­ją­ce do­mknię­cia wska­zów­ki szafy

bar­dzo nie ro­zu­miem tego frag­men­tu, o co w nim cho­dzi…….? A brzmi jakby niósł za sobą war­to­ścio­wą treść…

Plus cie­szę się mo­głem mo­men­ta­mi za­ba­wić.

 

Evil­Mor­ty!

Dzię­ki Bogu nie za­rzą­dzam dzie­dzic­twem Tol­kie­na!

 

Maldi!

Dzię­ku­ję za prze­mi­ły ko­men­tarz!!!

 

Głę­bo­ko kła­niam się wszyst­kim

[...] chleb [...] ~ Ho­no­riusz Bal­zac

Ty­ra­nie, cho­dzi o do­ci­śnię­cie pe­da­łu gazu, żeby za­mknąć licz­nik XD In­ny­mi słowy, mo­głeś jesz­cze bar­dzie ob­ra­zo­bur­czo po­trak­to­wać Tol­kie­na i tekst by w moich oczach naj­praw­do­po­dob­niej zy­skał. 

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogo­nie." T. Ra­łow­ski

ooo dobra… dzię­ku­ję za ob­ja­śnie­nie, wezmę radę do ser­dusz­ka i głowy.

 

[...] chleb [...] ~ Ho­no­riusz Bal­zac

Sym­pa­tycz­nie, misie. Akcja o wiele żyw­sza niż w ory­gi­na­le. Wy­ciecz­ka or­ła­mi sko­ja­rzy­ła mi się z Mor­skim Okiem. Nie re­cho­ta­łam na głos, ale uśmiech­nę­ło.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Fajne. Je­stem pew­nie je­dy­ny na por­ta­lu, który nie czy­tał sagi Tol­kie­na i nie oglą­dał fil­mów, ale to co opi­sa­łeś, przed­sta­wi­łeś tak zręcz­nie, że nie będę miał wy­rzu­tów. :)

CIe­szę się, że uśmiech­nę­ło i dzię­ku­ję za klicz­ka Fin­klo!

Koalo, rów­nież i Twoja opi­nia ra­du­je serce moje!

 

Ukło­ny

[...] chleb [...] ~ Ho­no­riusz Bal­zac

Nie ma to jak czer­pać z do­brych wzo­rów, a przy oka­zji wy­ka­zać się in­wen­cją i hu­mo­rem w cał­kiem nie­złym ga­tun­ku. Faj­nie się czy­ta­ło, choć wy­ko­na­nie mogło być sta­ran­niej­sze.

Po­zo­sta­ję z na­dzie­ją, że to nie jest Twoje ostat­nie słowo. ;)

 

- Hehe… no ładne. → Wy­po­wiedź dia­lo­go­wą roz­po­czy­na pół­pau­za, nie dywiz. Ten błąd po­ja­wia się kil­ka­krot­nie także w dal­szej czę­ści opo­wia­da­nia.

 

i potem po­roz­bi­ja­ją…rze­czy… ostat­nio mi stłu­kli… → Brak spa­cji po wie­lo­krop­ku. Ten błąd po­ja­wia się kil­ka­krot­nie także w dal­szej czę­ści opo­wia­da­nia.

 

Za małym, brud­nym okien­kiem stał cza­ro­dziej Puf Puf → Brak krop­ki na końcu zda­nia.

 

Moria - gło­sił napis nad odra­pa­nym… → W miej­scu dy­wi­zu po­win­na być pół­pau­za.

 

– Gdzie masz na­sze­go syna ty pi­ja­ku, stary pier­dzie nie­do­ro­bio­ny?! – do­biegł głos ko­bie­cy z wnę­trza.– Gdzie masz na­sze­go syna ty pi­ja­ku, stary pier­dzie nie­do­ro­bio­ny?! – Do­biegł głos ko­bie­cy z wnę­trza.

Tu znaj­dziesz wska­zów­ki, jak za­pi­sy­wać dia­lo­gi.

 

Za­mru­gał i zła­pał hob­bi­ta z kark. → Li­te­rów­ka.

 

a w ręce trzy­ma­ła pa­tel­nie. Była bar­dzo brzyd­ka. → Li­te­rów­ka. Na czym po­le­ga­ła brzy­do­ta pa­tel­ni?

 

W go­spo­dzie pod Sta­rym Ko­niem do­szło do awan­tu­ry. W go­spo­dzie Pod Sta­rym Ko­niem do­szło do awan­tu­ry.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Dzień dobry. Ale to fajne! Dla mnie humor tu bar­dzo dobry, a do tego zmie­sza­ny z odro­bi­ną smu­tecz­ku i no­stal­gii – mnie się bar­dzo po­do­ba­ło!

Teraz się będę tro­chę za­sta­na­wiał – dla­cze­go, do dia­ska, sko­ja­rzy­ło mi się to z “Au­to­sto­pem przez Ga­lak­ty­kę”? Pew­nie przez ten humor wła­śnie. I no­stal­gię. Chyba.

 

W każ­dym razie – dzię­ku­ję, świet­na lek­tu­ra przy po­nie­dział­ku. 

re­gu­la­to­rzy! Dzię­ku­ję za ła­pan­kę i miłe słowa!

Po­zo­sta­ję z na­dzie­ją, że to nie jest Twoje ostat­nie słowo. ;)

Ach! Oby! Cho­ciaż czasu nie ma teraz za wiele (dla­te­go tak długo zwle­ka­łem z od­po­wie­dzią i na­nie­sie­niem po­pra­wek, za co prze­pra­szam…)

 

Ło­sio­cie! Cie­szę się, że się spodo­ba­ło! 

 

dla­cze­go, do dia­ska, sko­ja­rzy­ło mi się to z “Au­to­sto­pem przez Ga­lak­ty­kę”? 

A wiesz, czy­ta­łem to w wa­ka­cje. Świa­do­mie się nie in­spi­ro­wa­łem, ale może głęb­sze war­stwy mo­je­go umy­słu miały coś do po­wie­dze­nia.

O i dzię­ku­ję za klicz­ka!

 

Ukło­ny

[...] chleb [...] ~ Ho­no­riusz Bal­zac

Bar­dzo pro­szę, Ty­ra­no­ty­ta­nie. I na­dziei nie tracę. ;)

 

edy­cja

A skoro po­pra­wi­łeś uster­ki, mogę udać się do kli­kar­ni. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Ślicz­nie dzię­ku­ję!

 

[...] chleb [...] ~ Ho­no­riusz Bal­zac

Cała przy­jem­ność po mojej stro­nie. :)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Na­zy­wa­no go Puf Puf, bo strze­la­ją­ce fa­jer­wer­ki ro­bi­ły „puf, puf”.

Chyba naj­lep­sze wy­ja­śnie­nie czy­je­goś pseu­do­ni­mu, jakie ostat­nio prze­czy­ta­łem.

Bar­dzo przy­jem­na, lekka opo­wiast­ka, okra­szo­na hu­mo­rem, który tra­fił w mój gust. Wizja Śród­zie­mia, do któ­re­go na dobre za­wi­tał roz­bu­cha­ny ka­pi­ta­lizm jest śmiesz­no-strasz­na, nie­źle to wy­my­śli­łeś. Wpraw­dzie nic nie rzu­ci­ło na ko­la­na ję­zy­ko­wo (i chyba nie miało), a sam po­mysł może nie zmia­ta czy­tel­ni­ka z po­wierzch­ni pla­ne­ty, ale mimo to po lek­tu­rze od­czu­wam sa­tys­fak­cję i udam się do wątku bi­blio­tecz­ne­go.

Bra­ku­je tro­chę prze­cin­ków, lecz od­stą­pię od pro­po­zy­cji zmian, żeby przy­pad­kiem nie po­gor­szyć sy­tu­acji :P 

Po­zdra­wiam!

Dzię­ki Amo­nie!!! Cie­szę się bar­dzo!

 

Chyba naj­lep­sze wy­ja­śnie­nie czy­je­goś pseu­do­ni­mu, jakie ostat­nio prze­czy­ta­łem.

Hehe… i chyba pierw­sze zda­nie tego opo­wia­da­nia, jakie wy­my­śli­łem. Wy­kry­sta­li­zo­wa­ło się nie­dłu­go po tym, jak wpa­dłem na po­mysł fa­bu­ły…

 

Ukło­ny

[...] chleb [...] ~ Ho­no­riusz Bal­zac

Hej,

fajny po­mysł i, szcze­gól­nie na po­cząt­ku, faj­nie wy­ko­na­ny ze wszyst­ki­mi na­wią­za­nia­mi i kli­ma­tem Wład­cy:P Gdzieś w po­ło­wie (ko­pal­nia kra­sno­lu­dów) tro­chę się to roz­my­ło i skrę­ci­łeś w więk­sze od­nie­sie­nia do współ­cze­sno­ści, a już mniej do ory­gi­na­łu:P

Ten Puf Puf bar­dzo brzmi jak Rick z Ricka i Mor­tie­go:P

 

Mózg miał prze­żar­ty faj­ko­wym zie­lem.

xD

Слава Україні!

Go­lodh!

 

Gdzieś w po­ło­wie (ko­pal­nia kra­sno­lu­dów) tro­chę się to roz­my­ło i skrę­ci­łeś w więk­sze od­nie­sie­nia do współ­cze­sno­ści, a już mniej do ory­gi­na­łu:P

Mam iden­tycz­ne prze­my­śle­nia… Ale to chyba moja przy­pa­dłość. Wy­my­ślę po­czą­tek, ko­niec i świat, a ten farsz fa­bu­lar­ny do środ­ka jest ze zmie­lo­nych po­dro­bów… tro­chę niż­szej próby. Ale mam za­miar nad tym pra­co­wać!

 

Ten Puf Puf bar­dzo brzmi jak Rick z Ricka i Mor­tie­go:P

In­spi­ra­cja nie­świa­do­ma, ale uświa­do­mio­na. 

I tro­chę mi z tym głu­pio, bo nie prze­pa­dam za Ric­kiem i Mor­tim. Za­wie­dli mnie bar­dzo po tych za­chwy­tach, jakie sły­sza­łem. Nie lubię, jak kre­sków­ka jest nie­czu­ła dla bo­ha­te­rów…

 

Ukło­ny!

[...] chleb [...] ~ Ho­no­riusz Bal­zac

Ty­ra­no­ty­ta­nie!

 

Puf Puf wło­żył pier­ścień na palec i znik­nął.

– Wi­dzisz?

– Nie.

xDDDdd ale ryk­ną­łem. 

 

– jak masz na imię?

Tutaj z wiel­kiej. A przy­naj­mniej tak mi się wy­da­je. 

 

Kurde, dobre. Nie wiem, nie mam uwag. Może po pro­stu tak mnie wcią­gnę­ło, że jeśli były ja­kie­kol­wiek inne po­tknię­cia, to po pro­stu ich nie za­uwa­ży­łem.

Albo ich nie było, ta opcja jest bar­dziej praw­do­po­bod­na.

Cza­sem ki­sną­łem na głos, cza­sem sam uśmiech; pod­su­mo­wu­jąc – bar­dzo mi się po­do­ba­ło. <3

 

 

Qu­idqu­id La­ti­ne dic­tum sit, altum vi­de­tur.

Sym­pa­tycz­ne :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Bar­ba­ria­nie i Anet! Bar­dzo się cie­szę, że wam się spodo­ba­ło!

 

Ukło­ny

[...] chleb [...] ~ Ho­no­riusz Bal­zac

Hu­ehu­ehue, mnie ba­wi­ło. laugh Mar­twię się tylko, że teraz wy­nik­ną z tego ja­kieś nie­szczę­ścia, że pier­ścień skusi straż­ni­ków czy coś…

No i – bied­ne orły. :( Ale tutaj aku­rat widzę dziu­rę fa­bu­lar­ną. Spo­dzie­wa­ła­bym się ra­czej, że orły same będą ofe­ro­wać swoje usłu­gi, jak tak­sów­ka­rze. Czasy mogą być nowe, ale te orły ra­czej nie da­ły­by się za­prząc w ten spo­sób do ro­bo­ty.

 

Po­zdra­wiam ^^

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell any­one, and she never even loved me. Now that’s love.

Miło się czy­ta­ło. Roz­ryw­ka do­star­czo­na tak w sam raz: nie za dużo nie za mało.

Nowa Fantastyka