
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Dla zainteresowanych – to wersja ostateczna opowiadania, które w paru częściach już tu było.Miłej lektury.
Kain wracał do domu śmiertelnie zmęczony. Droga powrotna z pracy do jego zony trwała z reguły pół godziny ale dziś nieco się przedłużała. Obowiązkowa wizyta kontrolna w diagnostyce zwyczajowo przeciągnęła się, ze względu na kolejkę. Recepta oraz zalecenia brzmiały znajomo: zdrowo jeść, przestrzegać wizyt kontrolnych oraz rytmu dnia i odpoczynku.
Z przyzwyczajenia spojrzał na zegarek.
– Cholera! – zaklął przyśpieszając kroku. – Zaraz dwunasta! Spojrzał na uliczny monitor, który migał czerwono ponaglając spóźnialskich. – „Twój dzień dobiega końca!"
Ulice Metropolu, jak zwykle na koniec pory aktywności, powoli pustoszały. Spóźnialscy spieszyli się, aby dotrzeć do swoich mieszkań i zarejestrować swoją gotowość do „Odpoczynku" – tak nazywano potocznie dwunastogodzinny okres hibernacji, zalecany i bezwzględnie egzekwowany przez władze. Odpoczynek miał służyć pełnej regeneracji organizmu i tym samym chronić żyjących w mieście przed nadmierną eksploatacją. Hibernacja, jakiej poddawano ludzi podczas odpoczynku, wzmagała podobno proces regeneracji organizmu. Kain często przyglądał się innym ludziom i dziwiło go, że w zasadzie niemal wszyscy mieszkańcy Metropolu są w podobnym wieku, co on – około czterdziestki. Nie dostrzegał osobników młodych czy przesadnie wyeksploatowanych choć wiedział, że takowi istnieją. Podobno zamieszkiwali zony położone niżej i wykonywali inne zadania.
Wsiadł do kolejki i usiadł przy oknie w milczeniu obserwując przesuwające się za szybą poziomy. Sterylnie czyste, identyczne strefy, w których mieszkały całe społeczeństwa, były do siebie bliźniaczo podobne choć każde było w Metropolu odpowiedzialne za co innego. Jechał sam co zdarzało mu się nader często. Zwykle urzędnicy funkcyjni zostawali w pracy maksymalnie długo, i wracali ostatnimi kursami do swych kwater. On był właśnie „funkcyjnym" – biurokratą, pracownikiem administracji odpowiedzialnym za czystość ulic. Dzięki zajmowanemu stanowisku znał niemal cały Metropol, jego strukturę, plany oraz układ zon i stref. Wiedział, gdzie dopuszczano się wykroczeń i co należało robić, aby zapewnić mieszkańcom komfort. Odpowiadał za czystość oraz terminowość dostaw wody pitnej do zon położonych na jego poziomie, choć tak naprawdę sam nigdy nie przekroczył granic swojej zony. Jego świat ograniczał się do mieszkania, biura i drogi do i z pracy. Więcej nie potrzebował, w takim przekonaniu go przynajmniej utrzymywano. Jedyne, co wiedział to, że Metropol jest wielopoziomowym miastem zamieszkanym przez tysiące ludzi, których nigdy nie pozna ani nawet nie ujrzy. Jego życie wyznaczała praca. Resztę zajmował obowiązkowy odpoczynek.
Z rozmyślań wyrwało go nagłe szarpnięcie. Rozejrzał się i spostrzegł, że winda zatrzymała się awaryjnie między poziomami zony. Usłyszał szybkie kroki i głuche dudnienie chodnika oraz trudne do zrozumienia krzyki. Wszedł na ławkę i spojrzał przez szybę, jednak udało mu się spostrzec tylko samą powierzchnię stacji. Nieznani mu ludzie w ciężkich, masywnych butach, próbowali obezwładnić krzyczącego i szamocącego się mężczyznę. Winda jednak ruszyła dalej i dostrzegł jeszcze wywalony kosz ze śmieciami oraz rozbitą szybę. Nagle mężczyzna upadł twarzą na ziemię, powalony przez mężczyzn w ciężkich buciorach. Jeden z nich przygniótł leżącego kolanem do podłoża i wbił w szyję strzykawkę. Mężczyzna jęknął i zamilkł. W ostatniej chwili utkwił gasnące spojrzenie w Kainie.
– Jutro w pracy sprawdzę, co tu się działo – pomyślał. – Z pewnością do służb oczyszczania wpłynie raport o zniszczeniach.
Przez resztę drogi do kwatery Kain nie ustawał w dociekaniach, kim mogli być ci ludzie i co stało się z krzyczącym mężczyzną? Doszło doń, jak wielu spraw nie wie, nie potrafił jednak pojąć, dlaczego tak jest. Gdy dotarł wreszcie do mieszkania i zamknął drzwi na klucz, Obserwator już na niego czekał.
– Spóźniłeś się – odparł beznamiętnie skanując tęczówki Kaina. – Ale jesteś usprawiedliwiony.
– Tak – odparł Kain kładąc się spać. – Awaria windy.
Poranna droga do pracy była pełna niespodzianek. Najpierw skierowano go wraz z innymi mieszkańcami zony do windy jadącej dłuższą drogą, a potem ujrzeli dym dochodzący z dolnych poziomów Metropolu. Głos dobywający się z zainstalowanych w windzie głośników wyjaśniał pospiesznie, że nastąpiła nieprzewidziana awaria w dolnych strefach ale nie ma powodów do niepokoju.
W pracy stwierdził ze zdumieniem, że jak dotąd nie wpłynął żaden raport o zajściu, którego był świadkiem poprzedniego dnia. Próby odszukania jakichkolwiek informacji okazały się daremne a kierownik spojrzał nań podejrzliwie i wyraził zaniepokojenie jego stanem zdrowia.
– Wszystko dobrze – wyjaśnił pospiesznie Kain. – Wczoraj odwiedziłem przychodnię.
Kierownik zmarszczył czoło, skinął głową i odszedł mrucząc coś pod nosem.
Mając wolną chwilę po obiedzie postanowił zajrzeć do sieci Metropolu, aby przejrzeć oficjalne informacje oraz sprawdzić wiadomości przychodzące na jego adres. Władze miasta korzystały z ogólnodostępnej sieci komputerowej i zamieszczały tam pożyteczne informacje, a użytkownicy mogli, dzięki osobistym kontom, komunikować się z przełożonymi i współpracownikami nie opuszczając swoich biur. Władza uznała ten sposób komunikacji za dopuszczalny i użyteczny, a przede wszystkim bezpieczny gdyż kontrolowała korespondencję za pomocą aktywnych filtrów. Kain wszedł na swoje konto i przejrzał pocztę. Jego uwagę zwróciła jedna, oznaczona jako reklamowa, wiadomość od nadawcy o nicku „ego". Gdy ją otworzył, jego oczom ukazała się następująca wiadomość:
Witaj,
Zapewne jesteś zaskoczony, ale postanowiłem skontaktować się z Tobą, gdyż uznałem, że już najwyższy czas. Nie powiem Ci wszystkiego, gdyż na razie nie ma takiej potrzeby. Musisz jednak wiedzieć jedno: nigdy się nie spotkamy! Jedyny sposób, w jaki możemy się kontaktować, to wiadomości sieciowe. Wczoraj podczas drogi do domu widziałeś pewne zajście. Nie zastanawia Cię, dlaczego nie ma o tym nic w oficjalnych raportach…? Jeśli chcesz się dowiedzieć więcej, napisz na kartce słowo „tak" i zostaw ją na biurku, kiedy będziesz wychodził z pracy. Nie wolno Ci odpowiadać na tę wiadomość ani próbować mnie znaleźć.
Z czasem wszystko stanie się jasne,
Ego.
Po odczytaniu wiadomości od „ego" Kainowi rzucił się w oczy styl, w jakim ją napisano. Suchy, bezbarwny, a zarazem intrygujący. Zapewne musiał taki być – pomyślał – skoro przeszedł przez filtry Wydziału Bezpieczeństwa Sieci. Przeczytał tekst kilkakrotnie próbując odczytać przesłanie autora ale do żadnego wniosku nie doszedł, dodatkowo przerwa dobiegała końca postanowił więc wrócić do pracy. Przez resztę dnia powracał jednak w myślach do przeczytanych słów i zachodził w głowę, co też tajemniczy nadawca może od niego chcieć. Pod koniec dnia stwierdził, że jako funkcyjny Wydziału Komunalnego może wyrobić sobie terminową przepustkę w celu sprawdzenia instalacji miejskich. Pod tym pretekstem zamierzał udać się na miejsce zdarzenia, którego poprzedniego dnia był świadkiem. Wypełnił stosowny formularz, w uzasadnieniu wpisując konieczność dokonania kwartalnego odczytu wodomierzy, zabrał z dyspozytorni kody do stacji uzdatniania i wyszedł z budynku. Wsiadł do właściwej kolejki i usiadł pod oknem obserwując przesuwający się za szybą krajobraz. Wielokrotnie widział plany kanalizacji i wodociągów Metropolu, przez co poznał samo miasto. Dziwiło go jednak, że nikt nigdy nie pokazał mu wszystkich ujęć i stacji uzdatnień poza tymi, które znajdowały się na jego poziomie. Znał więc układ zon i niemal cały poziom, nie miał jednak zielonego pojęcia, jak wygląda sieć ponad i pod nim. Wiedział też, że Metropol ma kształt kwadratu, zatem podczas swoich wielokrotnych podróży służbowych powinien nieraz ujrzeć skraj miasta i widok na to, co mogło znajdować się poza jego granicami. Nie znał niestety układu sieci komunikacyjnej a do Wydziału Komunikacji nie miał dostępu – nie był nawet pewien, czy takowy znajduje się na jego poziomie. Pozostawało liczyć na to, że kiedyś uda mu się ujrzeć świat poza Metropolem jeśli taki kiedykolwiek istniał. Gdy kolejka dotarła do właściwej zony Kain wysiał na stacji i rozejrzał się dookoła. Przysiągłby, że zajście miało miejsce właśnie tu. Wszystko jednak było na swoim miejscu a w miejscu rozbitej szyby był mur.
– Czyżbym pomylił poziomy?
– W czym mogę pomóc? – z zamyślenia wyrwał go porządkowy. Kaina zdziwiła obecność umundurowanego w tym miejscu. Była całkowicie bezzasadna, a jednak…
– Szukam stacji uzdatniania, muszę pobrać odczyty – wyjaśnił pospiesznie Kain.
Mundurowy zmierzył go nieufnym wzrokiem.
– Identyfikator! – zażądał.
Kain poczuł suchość w ustach, sięgnął jednak do kieszeni kurtki po plastykową kartę oraz przepustkę i podał je mężczyźnie. Ten przez chwilę odczytywał dane po czym zwrócił dokumenty Kainowi i zapytał ironicznie, wskazując skinieniem głowy znajdującą się za nim stację:
– Nowy?
Kain nie zaprzeczył. Odetchnął głęboko dopiero gdy pobierał odczyt, mundurowy cały czas jednak obserwował go uważnie. Po wykonaniu zadania Kain niezwłocznie wrócił do biura. Zdał raport i wyszedł do domu gdzie jak zwykle czekał na niego Obserwator. Tak nazywano roboty odpowiedzialne za monitorowanie stanu zdrowia oraz rytmu dnia mieszkańców Metropolu. Każdy Obserwator dysponował mnóstwem danych na temat stanu zdrowia swego podopiecznego oraz umiał j przetwarzać w celu dokonywania odpowiednich instrukcji. Dotyczyły one najczęściej diety, ewentualnych wizyt diagnostycznych czy wreszcie, w razie konieczności, udania się do punktu sanitarnego. Obserwator odpowiadał też za funkcjonowanie urządzeń w mieszkaniach i zdawał raporty na temat swego podopiecznego do Wydziału Porządku. Każdy budynek mieszkalny miał z kolei dozorcę, który dbał za stan techniczny i bezpieczeństwo mieszkańców.
Gdy tylko Kain zamknął drzwi do mieszkania, powitał go suchy, metaliczny wręcz głos:
– Masz pół godziny do hibernacji. Przygotowałem dla ciebie zdrową kolację, Kain. Zjedz proszę.
Kain wiedział, że jakikolwiek protest nie ma sensu. Zresztą, wycieczka do miasta zmęczyła go i odczuwał głód. Po posiłku poddał się hibernacji.
Rano zbudził się z potwornym bólem głowy. Poprosił Obserwatora o środek przeciwbólowy, zjadł śniadanie i wyszedł. Gdy tylko otworzył drzwi zdziwiło go, że w korytarzu panuje ciemność rozświetlana jedynie przez migającą nad windą diodę alarmową.
– Zaraz przyślą ekipę – pomyślał robiąc krok do przodu. W tej chwili poczuł, że nadepnął na coś butem. Schylił się i ujrzał na ziemi niewielką, zawiniętą w szary papier paczuszkę z napisem: „schowaj natychmiast". Wziął ją do ręki i rozejrzał się dookoła, upewniając się, że nikt go nie widzi. Dźwięk otwieranej windy oznajmił przybycie ekipy remontowej.
– Co tak długo? – rzucił w kierunku monterów chowając dyskretnie paczkę za poły marynarki.
Dwóch mężczyzn zmierzyło go przenikliwym wzrokiem i udało się w kierunku drzwi do klatki schodowej. Kain wszedł do windy i zjechał na dół po czym wsiadł do kolejki i pojechał do pracy. Dopiero podczas przerwy odważył się wyjąć paczkę z marynarki i zajrzeć do środka. Zdziwił się, gdy ujrzał zwykły, nieco zardzewiały klucz. Wewnętrzna strona papieru zawierała adres, którego Kain nie znał. Postanowił go odszukać korzystając z dostępnych mu map jednak poszukiwania nic nie dały. Wytłumaczył to ostatnimi aktualizacjami, raz na jakiś czas bowiem mapy rewidowano i nanoszono poprawki w sytuacjach , gdy modernizowano sieci czy stacje uzdatniania. Spojrzał na datę sporządzenia mapy i wyszukał w archiwum Wydziału oryginał. Mapa miała ponad sto lat i obejmowała obszar nieco większy aniżeli ostatnia aktualizacja. Porównał je ze sobą i stwierdził, że na starej mapie znajdują się budynki, których nie ma na nowszych. Lokalizacja jednego z nich – miał status przepompowni – odpowiadała podanemu adresowi.
Przez resztę dnia w pracy zastanawiał się nad dokonanymi ustaleniami. Dlaczego mapy aż tak się różniły, skoro zasięg Wydziału Porządku i Kanalizacji nie zmieniał się od lat… Od jak dawna? – zastanowił się. – Ile lat istnieje Wydział? – Na to pytanie nie znał jednak odpowiedzi. Wyjaśnienie nieścisłości postanowił zostawić na inny czas, teraz jego myśli zaprzątał inny problem: czy udać się pod wskazany adres? Skoro ktoś zadał sobie tyle trudu, aby podrzucić paczkę narażając się na proces, to chyba musiało być to ważne. Dlaczego jednak wybrano właśnie jego? Był przecież nikim, zwykłym obywatelem wykonującym swoją pracę i żyjącym tak, jak pozostali. Nie odznaczał się niczym szczególnym, więc…?
Następnego dnia Kain, pod pretekstem ponownego sprawdzenia odczytu, wyszedł z pracy wcześniej i udał się pod wskazany adres. W dłoni ściskał nerwowo klucz. Przez cała drogę bił się z myślami czy podjął właściwą decyzję. Tak naprawdę podświadomie czuł, że robi coś niezgodnego z prawem i grozi to procesem. Wskazywało na to choćby okoliczności, w jakich kontaktowano się z nim. Nie miał wątpliwości, że wiadomość od Ego oraz paczka pod drzwiami są ze sobą ściśle powiązane. Zastanawiało go jednak, dlaczego właśnie on? I kim był Ego?
Wysiadł na całkowicie opustoszałej stacji. Rozejrzał się dookoła szukając budynku i stwierdził, że pod wskazanym adresem znajdował się niewielki magazyn. Ruszył w kierunku wejścia, obracając nerwowo w spoconej dłoni klucz. Włożył go do zamka i przekręcił uchylając drzwi. Zajrzał niepewnie do środka. W budynku panował półmrok i zaduch. Ruszył ciemnym korytarzem, wzdłuż którego ciągnęły się zardzewiałe rury. – Dawno nieużywane – pomyślał. Na końcu korytarza dostrzegł windę. Po chwili zastanowienia wsiadł do niej i nacisnął jedyny przycisk. Winda ruszyła ze zgrzytem w dół. Po około minucie zatrzymała się a gdy drzwi się rozsunęły Kain ujrzał lufę pistoletu wycelowaną prosto w jego twarz. Zamarł w bezruchu i pomimo panującego zaduchu poczuł, jak po plecach spływają mu lodowate krople potu. W jego stronę celował biały, krótko ostrzyżony młody mężczyzna. Po chwili opuścił broń, uśmiechnął się i klepnął Kaina w ramię.
– Wejdź, czekaliśmy na ciebie – powiedział popychając go przed siebie. – Seth czeka.
Kain próbował pozbierać myśli. – A więc nie jestem tu przypadkowo – pomyślał rozglądając się dookoła. Wnętrze hangaru zastawione było przeróżnymi skrzyniami i paczkami. W oddali dało się słyszeć pracę pomp hydraulicznych i wentylatorów. Mrok rozświetlały ekrany komputerów i pojedyncze świetlówki. Nagle pojawił się przed nim ciemnoskóry mężczyzna, na oko liczący czterdzieści lat. Był postawny a jego wielkie oczy połyskiwały w mroku niczym latarki. Za nim stałą kobieta. Była piękna.
– Duplikat? – zapytała patrząc na Kaina.
– Nie dziw mu się – odparł Seth – jeszcze niczego nie wie.
– Aha… – kobieta kiwnęła głową po czym zdzieliła Kaina w twarz. – Masz za swoje, skurwysynu! – warknęła odchodząc.
Seth uśmiechnął się i wziął osłupiałego Kaina pod rękę.
– Chodźmy. Muszę ci wiele wytłumaczyć a nie mamy zbyt wiele czasu. Do powrotu do domu masz, jeśli zajdzie taka potrzeba, jeszcze ponad godzinę.
– Zaraz zaraz – Kain zatrzymał się i rozłożył ręce – gdzie ja jestem i kim wy jesteście?
– Jesteś w naszej kwaterze a my jesteśmy tymi, którym udało się przełamać dualizm jaźni.
– Że co? – parsknął Kain.
– Jesteśmy w stu procentach sobą – odparł spokojnie Seth – w przeciwieństwie do Duplikatów, czyli na przykład ciebie i Ego.
Kain, nieco otumaniony i skołowany słowami Setha udał się za nim w głąb magazynu. Mijał kolejne, poskładane byle jak pudła pomiędzy którymi, na materacach, leżeli ludzie. Większość z nich spała, niektórzy jednak, skupieni w grupkach, oglądali w skupieniu dziwne, przypominające grube pliki dokumentów przedmioty. Na widok mijającego ich Kaina unosili głowy i spoglądali nań milcząco. W ich oczach Kain dostrzegał zniechęcenie i pustkę. Gdzieniegdzie znajdowały się stanowiska z komputerami, obsługiwane przez ludzi, których głowy zespolone były okablowaniem ze sprzętem. Wyglądali dziwnie i Kain przystanął, przyglądając się im ze zdumieniem. Jego uwagę przykuła jeszcze inna osoba. Był to stary, pomarszczony i wychudzony mężczyzna, który siedział w kącie i palił fajkę. Obok niego wylegiwało się dziwne, rude kudłate stworzenie. Stary człowiek drapał je za uchem, czym zapewne powodował delikatne mruczenie zwierzęcia. W pewnej chwili staruszek spojrzał Kainowi prosto w oczy, kiwnął głową i roześmiał się skrzekliwie by po chwili zacząć przeraźliwie kaszleć. Seth skłonił mu się i ruszył dalej.
– To nasi strażnicy – wyjaśnił Seth. – Ci okablowani. Strzegą bezpieczeństwa i monitorują systemy Metropolu. Dzięki nim możemy mieć bezpieczne schronienia, takie jak to. – Dodał wskazując ręką na wnętrze hali. – A ten stary człowiek to nasz szaman. O nim jednak więcej dowiesz się w swoim czasie.
– Schronienie? – Kain nadal nie rozumiał ani słowa z tego, co słyszał. – Uważasz to za bezpieczne schronienie? Przed kim niby macie się chronić?
– Na przykład przed tobą. Jesteś dla nas potencjalnym zagrożeniem.
– I dlatego ta uderzyła mnie w twarz?
Seth uśmiechnął się dobrotliwie.
– Powiedzmy, że miała swoje powody, bardziej… osobiste. Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie. Teraz musimy się spieszyć. Mamy mało czasu a nie wiem, jaką decyzję podejmiesz.
– Co masz na myśli?
– Usiądź! – Seth wskazał Kainowi fotel. Przypominał ten, który widywał w stacji diagnostycznej, jednak wyposażony był w dodatkowe okablowania i skanery. Obok fotela znajdował się pulpit z monitorami.
– Najpierw powiedz mi, o co tu chodzi! – Kain cofnął się niepewnie, jednak niemal natychmiast poczuł, jak w plecy wbija mu się coś ostrego. Odwrócił się i ujrzał tego samego mężczyznę, który celował doń po wyjściu z windy.
– To Ajaks – wyjaśnił Seth – nasz Bezpiecznik. Nic ci nie zrobi, ale lepiej go nie denerwuj.
Ajaks uśmiechnął się szeroko obnażając śnieżnobiałe zęby i przytaknął skinieniem głowy.
Kain stwierdził, że lepiej jednak nie dyskutować i usiadł na wskazanym miejscu.
– Musisz wiedzieć, że jesteś tu na prośbę Ego.
– To ten, który wysłał mi wiadomość? Kim on jest?
– Sam Ego jest w zasadzie nikim. Bez ciebie nie znaczy nic, jednak od lat nam pomaga, a po ostatnich wydarzeniach zdecydował, abyście wreszcie stali się wspólną świadomością. Dlatego wysłał ci wiadomość a potem zostawił klucz i adres. Postanowił podarować ci prawdę.
– Nadal nie rozumiem…
– Ty i Ego to ta sama osoba, tyle, że rozdwojona, podobnie jak wszyscy mieszkańcy Metropoli – wyjaśnił Seth. – W chwili obecnej musimy zespolić na nowo wasze osobowości. Jednym słowem: musimy was wyleczyć.
Kainowi wydało się, że świat dookoła lekko zawirował. Słowa Setha, mimo iż całkowicie bezsensowne, poruszyły w jego duszy struny dotąd nieme. Zdało mu się, że ktoś zapalił światło w ciemnym pomieszczeniu jego umysłu i wskazał drogę, którą ma podążać. Jakaś część dotąd skrywana zaczęła dobijać się do jego świadomości.
– Cierpisz na zaburzenie dysocjacyjne osobowości. Kiedyś uważano to za chorobę i leczono w specjalnych ośrodkach, ale z czasem władza uznała, że może to być świetny sposób na kontrolowanie społeczeństwa. Rozwinęły się, zwłaszcza po wielkim kryzysie demograficznym w początkach XXI wieku, szeroko zakrojone badania nad tą chorobą, które dowiodły, że w ludzkim umyśle jest sporo miejsca na dwie, a nawet więcej osobowości. I, że wcale nie muszą one sobie wzajemnie przeszkadzać. Władze uznały, że to, co dotąd traktowano jako poważną chorobę, uznać można za nową podstawę funkcjonowania i eksploatacji społeczeństwa.
– Dlaczego mam ci wierzyć? – Kaina nadal trawiły wątpliwości. – Przecież wyraźnie widzę, że wszyscy wy tutaj jesteście jacyś…
– Inni? – dokończył Seth. – Po prostu jesteśmy zdrowi. Ale pozwól, że dokończę. Otóż po pierwszych, zachęcających wynikach badań władze wybudowały kilka specjalnych ośrodków, które funkcjonowały w oparciu o nowy ład społeczny. W skrócie wyglądało to tak, że rozwiązano problem niedoboru rąk do pracy poprzez uczynienie z ludzi całodobowych pracowników. Podczas gdy jedna osobowość odpoczywała w stanie hibernacji, ta druga zostawała pobudzana i nadal pracowała. Pojawił się oczywiście problem wyczerpania ciał ludzkich, ale był to niejako koszt uboczny rewolucji psychologicznej. Wiadomo było, że człowiek jest w stanie pracować efektywnie do pięćdziesiątego roku życia. Widziałeś w Metropolu starszych?
– Kain zaprzeczył.
– Uznano, że starsi i tak są nieefektywni a poza tym trzeba ich utrzymywać. Postanowiono zatem wykorzystać do maksimum młodszych, każąc im pracować przez cała dobę. Oczywiście sami o tym nie wiedzieli, byli przekonani, że po dwunastu godzinach śpią jak zabici. Był to jednak efekt działania specjalnych leków zaporowych. Szybko okazało się, że specjalne strefy doświadczalne zaczęły uzyskiwać świetne wyniki produkcyjne i dochody, a stąd był już tylko krok do wojny.
– Kogo z kim? – Kain słuchał z rozwartymi ustami. Powoli zaczynał rozumieć.
– Korporacje, opierające się na pracy Podwójnych, jak ich zaczęto nazywać, szybko wchłonęły resztę społeczeństw i siłą zaczęły wprowadzać nowy porządek w innych częściach Ziemi. Doszło do globalnego konfliktu w wyniku którego zginęła niemal połowa ludzkości. Koszty wojny i tak okazały się niewielkie w porównaniu z przewidywanymi zyskami. Metropol, czyli miasto, w którym żyjemy, to miejsce jakich wiele. Odizolowane od reszty, wykonujące konkretne zadania. Metropol to kopiec mrówek, takich jak ty i Ego.
– A wy?
– Nas uleczono, podobnie jak za chwilę uleczymy ciebie, pod warunkiem, że świadomie i dobrowolnie poddasz się zabiegowi.
– Skąd pewność, że ci wierzę i że chcę być jednym z was? – jakaś część Kaina nie mogła pogodzić się z tym, co słyszy i protestowała. Jednak fakty oraz podświadomość zdawały się potwierdzać to, co wyrokował Seth.
– Bo połowa ciebie tego chce, a to wystarczający powód.
– Kim będę, kiedy już… – zawiesił głos gdyż nie wiedział, o co tak naprawdę pyta.
– Będziesz mógł korzystać ze swoich obydwu osobowości, uwolnisz je.
– Co to znaczy: „obydwie osobowości"?
– Jesteś ty, Kain i jest Ego, czyli twoja druga połówka, że tak to ujmę w skrócie – Seth uśmiechnął się i spojrzał z ukosa na doglądającą sprzętu dziewczynę. – Władza kontroluje cię, a zarazem wykorzystuje. My chcemy dać ci wolność.
Kain milczał. Powoli, bardzo powoli docierało doń, o czym ten obcy w zasadzie człowiek mówi. Nagle cały jego świat, całe wyobrażenie o nim a także życie okazywały się kłamstwem. A może to oni kłamali? Bo przecież jak można być sobą i nie – sobą? Jak korzystać z dwu czy nawet więcej osobowości? Czy miałaby obowiązywać jakaś demokracja w ustalaniu swojego stanowiska? W końcu jednak usiadł na fotelu.
– Powiedz mi, czym jest Akropol?
– Nie teraz. Kiedy już usuniemy blokady, Ego sam ci wszystko wytłumaczy. Powiem ci tylko, że Akropol to miejsce, gdzie żyją jedyne pozostałe legalnie przy życiu Oryginały, ludzie posiadający jedną, jedyną osobowość. Ci, którzy stworzyli cały ten chory system i ich potomkowie. Krótko przed wojną, kiedy stwierdzili, że eksperyment wymyka się spod kontroli, zabezpieczyli się odpowiednio przed chorobą i wykorzystując niewolniczą wręcz pracę Duplikatów, stworzyli miejsce odosobnienia. Nikt już tak naprawdę nie wie, gdzie Akropol jest, za to ci z Akropolu w większym lub mniejszym stopniu kontrolują każdy z Metropoli. Tyle wiemy. A teraz… przygotuj się na długi sen.
Świat Kaina zawirował lekko a po chwili zapadł w kamienny sen. Gdy się obudził, leżał na twardym materacu w niewielkim pomieszczeniu. Uniósł się na łokciu i przetarł oczy, spoglądając na tajemniczy, jasny otwór w ścianie.
– Witaj – usłyszał nagle. Poderwał się i usiadł na łóżku rozglądając się po pustym pomieszczeniu.
– Jestem Ego, autonomiczna i pełnoprawna część tego ciała. Słyszysz mnie w swojej głowie , więc nie rozglądaj się tak głupkowato dookoła.
– Czy to ty do mnie pisałeś?
– A niby kto? Znasz kogoś innego o imieniu Ego?
Kain pokręcił głową masując skronie zimnymi palcami.
– Co to wszystko ma znaczyć? Gdzie ja jestem do cholery?
– Uspokój się. Wszystko jest w porządku. Obydwie osobowości mogą ze sobą współpracować i dogadywać się, potrzebna ci tylko odrobina samokontroli. Doceń wolność, która nie polega na robieniu tego, co się chce. A jeśli chodzi o miejsce, w jakim się znalazłeś, to cóż… nie mam za dobrych wieści. Musisz wiedzieć, że są miasta takie jak to, gdzie niemal wszystko, za wyjątkiem powietrza, jest przedmiotem handlu, szantażu, negocjacji, łapówki czy nawet wojny – głos Ego rozbrzmiewał w umyśle Kaina, choć tak naprawdę Kain zastanawiał się, czy aby to jego głos nie rozbrzmiewa w umyśle Ego, jednak po chwili doszedł do wniosku, że od teraz nie może już rościć sobie absolutnych pretensji do swego umysłu i osobowości.
Wyjrzał przez brudną szybę upajając się widokiem zachodzącego ponad ogromną, lśniącą piramidą sąsiedniego Metropolu, słońca. Sąsiedztwo było wprawdzie wątpliwe – odległość dzieląca oba miasta mogła wynosić około stu kilometrów, jednak ogrom konstrukcji zadziwiał.
– Co ze mną będzie?
– Jeśli chodzi o tamto życie, to usuną twoje ślady z pamięci tych, którzy cię znali, a w mieszkaniu zamieszka kto inny. Podobnie w pracy zastąpi cię nowy Duplikat.
– A tutaj?
– Cóż, istnieje realne zagrożenie, że zginiemy, podobnie jak pozostali.
– Co to znaczy, że zginiemy?
– Nie będzie już ani Kaina, ani Ego.
– Dlaczego?
– Bo Seth i my wszyscy chcemy przejąć kontrolę nad tym miastem.
– Ale jak…
– Władza w Metropolu podzielona jest pomiędzy poszczególne korporacje, które walczą między sobą o wpływy i przetrwanie. Nasza organizacja, dzięki Bezpiecznikom, również jest jedną z korporacji, choć oczywiście nikt z Metropolu nie wie, z kim ma do czynienia. Wydział Ewidencji Ludności rejestruje osobniki, które zaginęły, jednak fakt, że nie współpracuje z Wydziałem Śledczym w ich poszukiwaniu, również jest znamienny. Zapewne żadna z korporacji nie chce pokazać innej, że ma kłopoty i dzięki i temu nikt nas specjalnie nie szuka.
– Jak doszło do tego, że władza walczy sama ze sobą?
– Rewolucja pożera swoje dzieci, izolacja prowadzi do anomalii, a stagnacja do degeneracji. Procesy te są uniwersalne a zarazem naturalne. Tyle póki co wiemy i na takim wnioskowaniu opieramy naszą wiedzę. Zresztą, tak jak w przyrodzie i w społeczeństwie, tak i wśród idei i programów trwa walka o przetrwania i jest to walka na wyniszczenie! Zapewne w wielu Metropolach dochodziło do wewnętrznych rewolucji i przewrotów, w wyniku których władzę czy raczej monopol na kontrolę i dystrybucję informacji, przejmowały kolejne doskonalsze oprogramowania. Ludzie od dawna stanowią narzędzia w ich ręku, no może za wyjątkiem tych w Akropolu. Ale i na nich przyjdzie czas.
– Dlaczego mnie uderzyła?
– Ciebie? To ze mną ma na pieńku.
– Tak, ale to ja poczułem ból.
– Pojechała sobie po bandzie.
Wymianę myśli przerwał Seth.
– Wzywa cię nasz szaman. Nazywamy go Szoszonem. Okaż mu szacunek, gdyż pomimo zachowania i wyglądu wie więcej niż ci się wydaje.
– W razie czego ma mi kto pomóc – zadrwił Kain.
Udali się schodami w dół. Kainowi zdawało się, że nie mają końca. Zmysł orientacji podpowiadał mu, że powinni już dawno opuścić ich poziom a nawet minąć kolejny. Dziwiło go, że jakikolwiek budynek mógł je w ogóle przekraczać.
– To droga ewakuacyjna – Seth jakby odgadł wątpliwości Kaina – bardzo stara, jeszcze z czasów, kiedy używali jej ludzie. Udało się nam wymazać ją z planów i teraz służy nam jako szyb transportowy. W końcu zatrzymali się na klatce i Seth otworzył drzwi wskazując Kainowi drogę.
– Dalej pójdziesz sam.
Kain ruszył ciemnym korytarzem, który zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Pod sufitem, w odległości kilkunastu metrów od siebie, paliły się słabe jarzeniówki. Po kilku minutach wolnego marszu poczuł w nozdrzach znajomy zapach i podążył za nim szybciej. W końcu dojrzał go przed sobą. Szoszon siedział ze skrzyżowanymi nogami i palił cygaro, patrząc na Kaina przez gęste kłęby dymu. Na kolanach szamana spoczywał ten sam rudy zwierz, spoglądając ze znudzeniem gdzieś przed siebie.
– Pewnie zastanawiasz się, gdzie jesteśmy i dlaczego musiałeś iść taki kawał drogi, aby ze mną porozmawiać ?
Kain skinął głową szukając przy okazji miejsca, gdzie mógłby usiąść.
– Najlepiej na dupie – stary zaśmiał się skrzekliwie obnażając pożółkłe zęby. – Miejsca masz sporo.
Kain poszedł za radą szamana i usiadł naprzeciwko niego. Patrząc nań z bliska nie wiedział, co myśleć. Jego włosy były przetłuszczone, siwe i luźno opadały na zniszczoną, skórzaną kurtkę. Szare, brudne spodnie opinały długie, chude nogi. Na szyi, podobnie jak na brudnych, tłustych dłoniach, wisiały amulety. Ponad nim unosił się okropny smród. CO dalej? Oszaleć? Czy można jeszcze bardziej oszaleć?
– Jesteśmy w tunelu pomiędzy poziomami Metropolu – wyjaśnił wskazując ręką z dymiącym cygarem ponad siebie. – To jakby tętnica tego molocha, albo raczej jelito, przez które przepływają jego siły witalne. Posłuchaj! – Szoszon zawiesił głos wsłuchując się w ciszę. Zwierz uniósł łeb i spojrzał uważnie w oczy Kaina, jakby sprawdzając, czy ten faktycznie słucha. – Słyszysz głos trzewi Metropolu? Czujesz jego ból? Jego wzdęcie? Wkrótce puści wielkiego bąka, którego poczują aż na Akropolu! – Stary zaśmiał się znowu, jednak Kain cały czas wpatrywał się w hipnotyzujące ślepia zwierza.
– Poznaj Anubisa, który wiedzie swe ostatnie życie.
– Ostatnie?
– Tak, siódme – odparł z dumą w głosie Szoszon.
– Skąd niby…
– Powiedział mi.
– Jak mam teraz żyć z … nim w głowie? – zapytał po chwili wahania Kain.
Szaman zaśmiał się pogardliwie.
– Człowiek zawsze jest sumą czegoś. Ty, ja i wszyscy inni są akurat w tej chwili sumą swych osobowości, przeżyć i wrażeń. Ważne, aby to wszystko we właściwy sposób w sobie poukładać. Teraz będziesz miał na to czas, zanim nie zaczniemy działać.
– A ty? Kim właściwie jesteś?
Szoszon zamyślił się, zaciągnął się cygarem i wypuścił gęsty kłąb dymu. Futrzany zwierz nie spuszczał Kaina z oczu.
– Dowiesz się…. Kiedyś. – odparł i skinął głową.
– Chyba chce ci powiedzieć, że rozmowa skończona – zabrzmiał Ego. – Czas nam wracać.
– Po co miałem tu przyjść? – Kain nie dawał za wygraną.
Szoszon spojrzał nań spode łba.
– Musiałem się upewnić.
– Odnośnie czego?
– Czy jesteś już jednym z nas.
– I co, ta włochata kulka ci niby powiedziała? – zadrwił wstając. – Jesteś błaznem, tyle ci powiem.
– Nie przeginaj – odezwał się Ego.
– Właśnie, posłuchaj go – Szoszon pogroził palcem. – Słuchaj się w siebie i znajdź równowagę.
– Niech was wszystkich szlag trafi! – zaklął Kain odchodząc.
– Być może już niedługo… – usłyszał gdzieś w oddali, choć nie był pewien, kto wypowiedział te słowa. Nie był już pewien niczego, co mogło być związane z jego dotychczasowym i obecnym życiem. Upewnił się jednak co do jednego: zarówno tutaj, jak i tam, w Metropolu, podlegał manipulacji. Zaczynało mu się to coraz mniej podobać, nie miał jednak pojęcia, w jaki sposób mógłby zamanifestować swoją wolność. Nie był już sobą, dosłownie i w przenośni.
************ ?
Po kilku dniach adaptacji Kain został wezwany do Setha. Zdziwiło go to wyróżnienie gdyż nie uważał się za nikogo szczególnego ani tym bardziej godnego zaufania. Dni, które dano mu na aklimatyzację, ciągnęły się niemiłosiernie, a wewnętrzne dialogi, jakie musiał prowadzić z Ego doprowadzały go do szaleństwa. Zdecydowanie nie radził sobie z rozdwojeniem a „zdrowie psychiczne", jakim miał się cieszyć, wydawało mu się kiepskim żartem. Często nawiedzała go myśli, że zakpiono sobie z niego i spędzał całe dnie na dociekaniach, czemu miałoby to służyć. Niby go wyzwolono, ale po co tak naprawdę? Nie był nikim ważnym, jego dotychczasowe życie było nudne, chyba, że…
– Kim jest Ego? – ta myśl zaczęła nawiedzać go coraz częściej, zwłaszcza, że powoli uczył się wypierać go na coraz dłuższe chwile do podświadomości czy jak to tam zwali. Wtedy mógł analizować swoją sytuację i szukać racjonalnych wyjaśnień o ile takowe w ogóle istniały. Tożsamość Ego była wątpliwa i podejrzana. Z tego, co mu mówiono, Ego również pracował tam, gdzie on. Zatem dlaczego to miejsce pracy było tak istotne dla Setha i jego ludzi?
– Już niedługo zaczynamy naszą Rebelię – oznajmił Seth głosem pełnym powagi. – Wkrótce zakończy się w Metropolu era dyktatu korporacji.
Zawtórowały mu głosy poparcia i oklaski zebranych.
– Opanujemy Metropol i zasiejemy anarchię w pozostałych miastach, aż sięgnie Akropolu!
Zebrani zawyli z zachwytu.
– Uzdrowimy pozostałych, dając im wolność!
– Niech żyje Seth! Niech żyje Rebelia! – skandowali zebrani.
Kain stał nieco na uboczu. Kątem oka dostrzegł również szamana, który obserwował wiec z podejrzanie tajemniczym uśmiechem na twarzy. Na rękach trzymał swoje futrzane zwierzę. Blisko Setha stała kobieta, która zdzieliła go, a raczej Ego, w twarz. Jej również udzielała się gorączka wystąpienia gdyż z reagowała na słowa przywódcy z wielkim entuzjazmem.
– Słyszy je pierwszy raz? – zdziwił się.
Sytuacja stawała się dlań dwuznaczna. – Co stanie się, kiedy faktycznie wszyscy mieszkańcy Metropolu zostaną poddani kuracji i ozdrowieją? Wiedział, że miasto zamieszkują tysiące ludzi i aby każdego ozdrowić należało mieć naprawdę odpowiednie środki medyczne ku temu, a on tymczasem niczego tu nie widział poza jednym, budzącym wątpliwości fotelem, na którym przyszło mu spocząć. Co, kiedy każdy porzuci swoją pracę i zacznie robić, co mu się podoba? Kto zaprowadzi i utrzyma porządek w sytuacji, w której nikt nie będzie wiedział, co robić? Czy o to chodziło Sethowi? O wywołanie chaosu? Jak można zdobyć i utrzymać władzę w sytuacji, kiedy właśnie obaliło się poprzedni porządek i skąd u licha ma mieć pewność, że pozostali również są Duplikatami? Przecież słyszy głos tylko w swojej głowie. Może to właśnie on jest wyjątkiem a Ego go okłamuje?
– Nie okłamuję. Wiem właściwie niewiele więcej od ciebie, Kain. Nie mam jednak powodów, aby nie wierzyć Sethowi i Szoszonowi.
– Kim właściwie jest ten podstarzały świr i jaką rolę tu pełni? Jest jakimś guru, wyrocznią?
– Służy Sethowi radą, jest jego doradcą i mentorem. Podobno to on uzdrowił pierwszych z nas.
– Z nas? – Kain pokręcił z powątpiewaniem głową. – Nie czuję się jednym z nich, nie ufam im. Poza tym to tylko domysły, a mnie podejrzana wydaje się ta cała Rebelia.
– Na jakiej podstawie opierasz swoje podejrzenia? Nie zapominaj, że twój umysł jeszcze może walczyć z nową sytuacją a echa poprzedniej osobowości mogą odzywać się długo!
– Wszyscy chcą mi wmówić, że właśnie teraz powinienem być zdrowy i szczęśliwy! A jedynym dowodem na moje zdrowie psychiczne ma być twój głos! Więc nie dziw mi się, że wydaje mi się to podejrzane tym bardziej, że trafiłem w sam środek czegoś, co wydaje mi się kompletnie bez sensu. I jaka ma być moja rola tutaj?
– Chodź z nami – zagadnął Seth, który pojawił się nagle i niespodziewanie. Kain tak pogrążony był w rozmyślaniach, że nawet nie zauważył, kiedy wiec dobiegł końca. Ruszył za pozostałymi, wiedziony bardziej ciekawością aniżeli poczuciem obowiązku czy misji. Ciekawił go plan rebeliantów, gdyż stawał się coraz bardziej zagmatwany.
Seth zaprowadził Kaina do swojego pomieszczenia, które szumnie nazywano kwaterą dowodzenia. Na prowizorycznym stole leżały zwoje map, sieci kanalizacyjnych i wentylacyjnych oraz przepompowni. Pod ścianą ustawiono całą masę drewnianych, zaplombowanych skrzyń. Ich zawartość miała zapewne pozostać tajemnicą godną jedynie najbardziej zaufanych współpracowników Setha. Skąd się jednakże wzięły, i kto mógł je w Metropolu wyprodukować – pozostawało zagadką.
– Usiądź – zaproponował Seth. Zapewne zastanawiałeś się, dlaczego zwróciłeś naszą uwagę i dlaczego jesteś dla nas ważny?
Kain skinął głową.
– Wybraliśmy cię nie bez powodu, wiedza jaką posiadasz, choć fragmentaryczna, jest dla nas cenna. Otóż wykonasz dla nas pewne zadanie. Jest ono dość istotne dla powodzenia naszej Rebelii a tylko ty wiesz, jak je wykonać.
– Co mam zrobić?
– Nie ty sam. Pomoże ci oczywiście Ego. Ty sam niewiele wiesz, ale obaj posiadacie cenne informacje, które połączone okażą się pomocne. Pracowaliście w Wydziale Komunalnym, który dysponuje niemal wszystkimi mapami Metropolu, w dodatku aktualnymi. Ego nadzorował inne zony poziomu i ty inne. Wasza wspólna pamięć pomoże nam ustalić położenie pewnego… Pomożecie nam odnaleźć Studnię.
Na chwilę zapadła grobowa cisza, w dodatku ostatnie słowo Seth wypowiedział niemal z nabożną czcią .
– Studnię? A co to takiego? – Kain nie krył zdumienia, po raz pierwszy słyszał bowiem, aby w planach Metropolu było coś podobnego.
– To główny kanał miasta, który łączy się ze wszystkimi poziomami i umożliwia władzy bezpieczną komunikację za pośrednictwem Wydziału Bezpieczeństwa Sieci. Przez Studnię przechodzi większość okablowania i informacji, które mogą być dla nas bezcenne. Jak dotąd nie udało się nam jej, pomimo wielu prób, odnaleźć. Studnia to miejsce kluczowe!
– A skąd wiecie, że w ogóle istnieje? Może to tylko złudzenie, które podsuwa wam władza?
– Tak wynika z naszych obliczeń i przypuszczeń – mruknął Seth. Pytanie Kaina wyraźnie zbiło go z tropu. Jak dotąd nikt nie podważał jego decyzji i rozkazów, zwłaszcza nikt nowy. – Jutro zapoznasz się z dalszymi instrukcjami.
Po rozmowie Kain wrócił do swojej celi. Przez chwilę spoglądał przez okienko w kierunku miasta. Zastanawiało go, czy życie tam jest takie same , jak tutaj i czy istnieje jakakolwiek komunikacja pomiędzy władzą w obu miastach? A może nikogo tam nie było? Może oni również padli ofiarą zbiorowego, irracjonalnego szaleństwa, które Seth nazywa Rebelią? A może są szczęśliwi…?
-Skąd przyszło ci do głowy takie sformułowanie?
– Sam nie wiem, ale chyba istnieje coś takiego. Człowiek ma chyba jakiś powód do życia.
-Zapewne jest ich wiele, ale my o nich póki co nie wiemy.
***
Kiedy Ego i Kain nanieśli dane z pamięci na mapy bazowe okazało się, że nic nie pasuje. Seth przyglądał się ich pracy w napięciu, zdawał sobie bowiem sprawę, jak kluczową wiedzę posiadają. Czasu do następnego obrotu było niewiele, a tylko Kain dysponował ostatnimi uaktualnieniami. Jakież szczęście, że udało mu się w końcu odnaleźć kogoś właściwego.
– Cóż -stwierdził w końcu po chwili milczenia – najwidoczniej obrotów było więcej niż przypuszczałem.
– Co to są obroty? – Kain spojrzał pytająco na Setha.
– Każdy poziom Metropolu raz na jakiś czas obraca się, odcinając niektóre kanały pionowe i otwierając nowe. Wszystko obraca się wokół osi środkowej…
– Studni?
– Nie, Studnia nie może się obracać. To zaprzeczałoby jej funkcji. Zobaczmy jeszcze raz…
Po raz kolejny zaczęli analizować mapy. Było ich cztery, a krańce map zachodziły na siebie tworząc obraz całego pionu. Pośrodku widniał obrys mechanizmu obrotowego.
– Zaraz – Kain pochylił się nad krawędziami map wskazując na krawędzie, które zdawały się być identyczne i dlatego dotąd uważali, że przedstawiają to samo. – Spójrz, to jakby…
– Dublują się. Interesujące.
– Chyba wiem. Aktualizacje doprowadziły do powstania tak zwanych miejsc spornych. Poszczególne Wydziały z czasem nie mogły ustalić dokładnych granic pomiędzy swoimi zonami i uznały, że najlepiej wyłączyć je z planów głównych.
– Ale aktualizacje mimo wszystko je uwzględniały. Programy trudno było przeprogramować. – dodał Kain. – Wydział Kanalizacji musiał mieć wszystkie, więc nadal je nanosił. Stąd rozbieżności.
– Dlaczego władza nie uaktualniła programów?
– Cóż, wygląda na to, że każdy Wydział ma oprogramowanie niezależne.
– Albo Władza bałagan – dodał Kain.
– Najpewniej jedno i drugie – podsumował Seth. – Zatem z map wynika, że… – pochylił się i przeanalizował wykresy przy mechanizmie obrotowym. – Spójrzcie! Tu jest coś, co powinno być szybem serwisowym.
– Faktycznie, musi istnieć coś takiego. Mechanizm należy konserwować, a skoro obroty nadal mają miejsce, to znaczy, że…
– Ktoś to ciągle robi!
– Zbieram grupę i zaraz wyruszamy. Idźcie do Ajaksa, on da wam niezbędny ekwipunek.
Po krótkiej odprawie ruszyli tymi samymi schodami, którymi Kain schodził do Szoszona. Zdziwiło go, że szamana nie było przy odprawie. W mroku droga dłużyła się niemiłosiernie. Po dotarciu do końca jednego tunelu odkrywali kolejne włazy i kolejne tunele. Kain nie wiedział, na którym poziomie się znajdują, ale z tego, co zdążył policzyć, przeszli około tysiąca kroków. Skoro jeszcze nie dotarli do mechanizmu, to ile mógł liczyć bok całego Metropolu u podstawy?
– Gigantyczna konstrukcja. Mnie też zastanawia jej ogrom.
– Stać! – nakazał szeptem Ajaks. – Chyba widzę mechanizm.
Gdy stanęli na skraju poziomu ich oczom ukazała się monstrualna turbina, z której wystawały legary łączące się poszczególnymi poziomami. Wzdłuż mechanizmu, zarówno ku górze jak i dołowi, biegł szyb serwisowy, którego szukali. Tysiące schodów i zapach…
– Dokąd idziemy? – Ajaks spojrzał na Setha. Ten, jak zahipnotyzowany, wpatrywał się w mechanizm, podziwiając jego ogrom i siłę. Jaka moc była w stanie wprawić to w ruch? I gdzie tkwiło jej źródło?
– W dół! Idziemy w dół – nakazał wreszcie.
Kain jęknął rozpaczliwie. Nie skarżył się, ale odczuwał już trudy wędrówki i perspektywa pokonywania kolejnych stopni wydała mu się torturą nie do zniesienia. – Ciebie też boli?
– Odczuwam ból tak, jak i ty. Jesteśmy jednym ciałem i jednym umysłem.
– Ciekawa hybryda – żachnął się Kain – ciekawe, czy jest takich więcej.
– Ciekawe, jak długo jeszcze? – zastanawiał się Seth patrząc przez barierę w dół silosu. – Jeśli przyjmiemy, że nasz poziom znajduje się mniej więcej w połowie budowli, to…
Nagłe drżenie podłogi sprawiło, że Kain omal nie wyleciał za barierkę. Złapał ją w ostatniej chwili, kiedy poziom zaczął wykonywać ruch obrotowy. Ajaks i Seth, stojący przy samej krawędzi, nie mieli tyle szczęścia i obaj runęli w ciemną otchłań silosu. Gdy ruch ustał Kain stwierdził, że znalazł się po drugiej stronie mechanizmu.
– Te części poziomu, które znajdują się najbliżej źródła obrotu, wykonują najmniejszy ruch. Jesteśmy w końcu u źródła.
Kain spojrzał w dół, próżno usiłując dojrzeć ciała.
– W końcu się ich pozbyłem – usłyszał za sobą znajomy głos . Mimo to zamarł z przerażenia. – Nie bój się mnie, gdybym chciał, już dawno byś nie żył – uspokoił go nieco Szoszon.
Teraz dopiero pojedyncze elementy złożyły się na w miarę spójną całość. Dziwny zapach, który szaman próbował zatrzeć paląc fajkę, brudne ręce wysmarowane czarną mazią, która zalegała na elementach turbiny… tajemnicze nieobecności i kudłate zwierzę, jakiego próżno było szukać w Metropolu. Powoli odwrócił się w kierunku, gdzie stał Szoszon.
– A więc to ty utrzymujesz mechanizm przy życiu.
– Punkt za bystrość. Ale cóż, nikt inny nie nadaje się do tego lepiej.
– Dlaczego?
– Jestem konserwatorem.
– Znasz te urządzenia ale przecież… nie możesz być aż tak stary. Metropol liczy…
– Zapewne myślisz, że setki lat?
Kain przytaknął.
Szoszon ruszył schodami w dół dając znak ręką, aby Kain ruszył za nim.
– Już niedaleko.
– Niedaleko dokąd?
– Do Studni. – szaman zaśmiał się skrzekliwie.
– Myślałem, że…
– To coś we wnętrzu Metropolu? Jakieś mityczne miejsce, którego odszukanie może dać ludziom wolność? Bzdura! Nie ma już szans dla ludzkości, pogrzebała je dawno temu. Nie potrafiła spożytkować swojej wolności dlatego ją utraciła. Poza tym każda studnia, już z samej definicji, sięga w głąb Ziemi.
– Seth nie był głupi, a jednak wierzył w jej istnienie.
– Seth i wszyscy inni wierzą w to, w co ja chcę, aby wierzyli. Ufają mi.
– Skoro jesteś konserwatorem, to pewnie wiesz, gdzie znajduje się Akropol? – Kain postanowił zadawać pytania najistotniejsze. Nie miał nic do stracenia.
– Kolejna bzdura – parsknął Szoszon. – Chociaż owszem, jest jeszcze miejsce, gdzie żyją ludzie, którzy są… normalni. I tam właśnie idziemy.
– Ale dlaczego? Po co mi to pokazujesz?
– Cóż – szaman przystanął i obejrzał się na idącego za nim Kaina – może po prostu uznałem, że zasłużyłeś?
Resztę drogi pokonali w milczeniu. Kain zachodził w głowę, czego ten szaleniec może chcieć i jakie ma względem niego plany. W głowie kołatały mu się najdziwniejsze domysły i przypuszczenia. Ego zamilkł. Im niżej schodzili, tym większy ból w nogach odczuwał. Szoszon jakby czytał w jego myślach.
– W budowli panuje zmienna grawitacja. Im bliżej źródła zasilania, tym staje się ona większa podobnie dzieje się z czasem, który tu wyraźnie przyśpiesza. Ale nie przejmuj się, kiedy wyjdziemy na zewnątrz, poczujesz się lekki jak piórko.
– Na zewnątrz? Czyli gdzie?
Nagle schody skończyły się i znaleźli się na niewielkiej platformie. Szoszon nacisnął przycisk i zaczęli zjeżdżać ze zgrzytem w dół. Po chwili platforma zatrzymała się w wielkim hangarze. W jednej ze ścian były olbrzymie, zamknięte wrota. Szoszon zbliżył się do nich i przekręcił wajchę. Kain w milczeniu i z rosnącym napięciem obserwował, jak wrota rozsuwają się, a pusty hangar rozświetla przebijająca się przez coraz większą szczelinę strumień światła. Kain nie miał pojęcia, co może powodować taką jasność, ale był pewien, że na pewno nie była to żadna ze znanych mu jarzeniówek. W końcu jasność była tak wielka, że musiał przesłonić oczy.
– Będziesz tak stał? – usłyszał w oddali głos szamana. – Chodź za mną.
Kain ruszył ostrożnie przed siebie cały czas przesłaniając oczy. Po chwili poczuł na ramieniu dłoń.
– Załóż to na oczy, unikniesz oślepienia – wyjaśnił Szoszon podając mu gogle. – Twoje oczy nigdy nie widziały światła słonecznego więc mógłbyś stracić wzrok. Nie bój się, poprowadzę cię za rękę.
Kain czuł się dziwnie. Mimo, iż założył ochronne gogle, to jasność nadal była oślepiająca. Gdy przestąpili bramę w jego nozdrza uderzyła świeża, ostra woń.
– To wiatr oraz świeże powietrze – wyjaśnił szaman. – Właśnie teraz powinieneś poczuć się…
– Lekki! – krzyknął radośnie Kain. – Jestem lekki jak piórko! Zaraz potem zaniemówił. Oto przed nim rozciągała się rozległa panorama gęstego, zielonego lasu. W jego kierunku prowadziły schody. Po chwili w uszy uderzyła go kakofonia dźwięków, jakich dotąd nie słyszał. Wydawało mu się, że każdy atom lasu przemawia doń swoim językiem. Ale co chcą mu powiedzieć?
– Zejdźmy na dół. Pokażę ci więcej.
Ruszyli schodami w dół. Teraz Kain nie odczuwał już bolących nóg, łzawiły mu jedynie oczy. W twarz wiał przyjemny, ciepły wiatr.
– Niech zgadnę, przestałeś słyszeć głos Ego? – zagadnął szaman kiedy zeszli ze schodów i weszli na ścieżkę wiodącą w głąb lasu.
– Tak, to dziwne, ale nie musze wcale wypierać go poza świadomość. Jak to możliwe?
– Po prostu opuściliśmy Metropol.
Las skończył się nagle i weszli do niewielkiej osady. Kain przyglądał się z uwagą drewnianym chatom oraz mieszkańcom. Wysocy i szczupli, w jasnych zwiewnych szatach, kiwali Szoszonowi głowami na powitanie, wymieniając przy tym uwagi w nieznanej Kainowi mowie.
– Gdzie my jesteśmy?
– Ta Arkadia, kraina szczęścia.
– Dziwne miejsce, jakby… nierealne.
– Bo i mieszkańcy nie są zwyczajni. Musiało minąć dużo czasu, zanim zdobyliśmy na powrót ich zaufanie.
– Na powrót? I jacy my?
– Ekipa konserwatorów Metropolu.
– Jest was więcej?
– Było, ale pomarli. Wkrótce po zakończeniu budowy piramid i ich zamknięciu pojawił się problem konserwacji mechanizmów. Wyodrębniono grupę ludzi, którzy mieli być za nie odpowiedzialni. Co jakiś czas uzupełniano skład młodymi, którzy byli przyuczani do pracy. Niestety, od kilkunastu lat nikt nowy się nie pojawił i zostałem tylko ja.
– Jesteś ostatni?
– Mam nadzieję, że nie. Chcę, abyś został moim następcą.
Kain zatrzymał się i rozejrzał dookoła. Kiedy dotarło doń, o co prosi go szaman, poczuł w sercu ogromny ciężar. Ciężar odpowiedzialności. Oto stanie się nie tylko konserwatorem i szamanem. Będzie również wolny! Wolny od Ego i od więzienia Metropolu.
– Po co mnie tu przyprowadziłeś i kim są ci ludzie?
– To ci, którzy przetrwali wielką wojnę… a w zasadzie wygrali. Zmusili tych z Metropoli do zamknięcia się w tych – tu wskazał ręką na górującą majestatycznie ponad lasem i chmurami piramidę – więzieniach. Konserwatorzy z czasem pozyskali zaufanie Arkadyjczyków i mogą cieszyć się swobodą oraz prawdziwym życiem.
– Dlaczego akurat ja?
– Cóż, wybrałem cię spośród wielu, choć tak naprawdę niewielu było godnych tej funkcji. Arkadyjczycy zaakceptują cię, gdyż masz czyste, niewinne serce. Pozostali mieli ambicje, cele, kierowała nimi nienawiść i chęć zemsty, które tobie były obce. Uleczyli cię właśnie wtedy, kiedy musiałem dokonać wyboru.
– A co z Ego?
– Wewnątrz Metropolu człowiek słyszy różne głosy. Nie wiadomo tak naprawdę, do kogo należą. Zmarlaki poddawani są hibernacji w katakumbach, głęboko pod ziemią. Śnią tam swoje niebo, przeżywają marzenia i koszmary. Ta piekielna konstrukcja pełna jest mar i koszmarów.
– A inne piramidy?
– Cóż, pewnie jest w nich podobnie, choć każda rządzi się swoimi prawami. Ale o wszystkim dowiesz się w swoim czasie. A teraz chodźmy, chce cię poznać naczelnik wioski. Ma na imię Abel.
przestrzegać wizyt kontrolnych oraz rytmu dnia i odpoczynku. - rytm odpoczynku? nie jestem pewna
udało mu się spostrzec - tu "dostrzec" brzmi lepiej
Dalej nie czytałam, bo doszłam do fragmentu, który znałam :)
- Lekki! - krzyknął radośnie Kain. - Jestem lekki jak piórko! Zaraz potem zaniemówił. - brak myślnika
- Tak, to dziwne, ale nie musze wcale wypierać go poza świadomość.
Arkadyjczycy zaakceptują cię, gdyż masz czyste, niewinne serce. - no idylla :D
Dobre, choć spodziewałam się innego zakończenia. Może to na plus? ;)
Za anglojęzyczny zwrot w tytule, który spokojnie można było zastąpić polskim, nawet nie zabiore się do czytania. Ludzie, co to za anglicyzmy?! Skoro ludzie pretendujący do zawodu pisarza nie szanują ojczystego jezyka, to chyba czas z kraju uciekać.
nie, nie będe płakać. nie będę płakać! ;(
@Agrest - zdziczałeś! Mogę sobie w tytule dawać wyrazy czy zwroty nawet z klingońskiego. G...o Ci do tego. Oszczędź sobie tak żałosnych komentarzy i opuść stronę, bo tytułów odbiegających od polskiego jest tu całe mrowie.
Agrest to ona, dziewczyna/kobieta. No, płeć żeńska ;)
Ja zwyczajnie mam w głowie tyle pomyślunku, aby bronić języka ojczystego. Jeszcze pare lat i J. Krupa będzie nam pisała podręczniki do polskiego, a większość młodych twórców jeszcze temu ochoczo przyklaśnie, bo to takie amerykandżańskie :/