- Opowiadanie: hrabiax - Rozmowa kwalifikacyjna

Rozmowa kwalifikacyjna

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Rozmowa kwalifikacyjna

Po raz kolejny obiecałem sobie, że położę się wcześniej niż zwykle i po raz kolejny nic z tego nie wyszło.

Nie pomogły nawet cztery następujące po sobie alarmy – zaspałem. Nie na tyle by nie zdążyć w ogóle, ale ze śniadania i kawy musiałem zrezygnować. Gdyby tylko moja żona była w domu, a nie w delegacji, pewnie by mnie przypilnowała. Tego dnia miałem umówione spotkanie w sprawie pracy. Czekałem na nie od trzech tygodni, a wcześniej poświęciłem lata na naukę, dyplomy oraz zdobywanie doświadczenia, by dostać tę możliwość. Zaskakujące, że rano ma to zdecydowanie mniejsze znaczenie, byle tylko móc pospać chwilę dłużej.

Uwinąłem się z poranną toaletą na tyle szybko, że z mieszkania wyszedłem tylko parę minut po planowanym czasie. Do miejsca spotkania było niespełna pół godziny jazdy samochodem, więc szybko policzyłem, że jeśli nie wydarzy się nic nadzwyczajnego to zdążę.

To był piękny, jesienny poranek. Kilka stopni powyżej zera, słońce na niebie, a wzdłuż drogi po obu stronach rzędy kolorowych drzew, które z każdą godziną i każdym utraconym liściem przybliżały nas do zimy.

Do tego wszystkiego ja w idealnie dopasowanym garniturze. Chociaż głodny. Na szczęście zdążyłem się ogolić, to mi zawsze dodaje pewności siebie. Mimo, że zaspałem, to jednak zdążę, a to znaczy, że jestem zorganizowany i potrafię się odnaleźć w każdej sytuacji. W mojej głowie już podpisywałem umowę i przybijałem piątkę z nowym szefem. Czy ta pewność siebie mnie kiedyś zgubi? Podgłośniłem radio, włączyłem ogrzewanie fotela i mknąłem przed siebie.

Nie jestem wzorowym kierowcą, ale drażni mnie, gdy ktoś jadąc lewym pasem spowalnia cały ruch. Dlatego też zawczasu zaplanowałem manewr. Jadąc aktualnie prawym pasem – przepisowo – zredukowałem bieg, włączyłem migacz i błyskawicznie zająłem lewy pas. Tutaj nie oszczędzałem samochodu i dałem pełną moc, po to właśnie by wyprzedzić pojazd po mojej prawej stronie i znaleźć się przed nim. Udało mi się to bezbłędnie, a całość nie trwała nawet czterech sekund i teraz już znajdowałem się na prawym pasie z zamiarem kontynuowania jazdy przepisowo.

Czy kiedykolwiek doświadczyliście uczucia niepewności, lęku i strachu w jednej chwili? Ja owszem, właśnie wtedy. Trzymając nogę na gazie spostrzegłem, że z bocznej drogi po prawej stronie do ruchu włącza się samochód. Nim mój mózg zdążył to zdarzenie zarejestrować i wydać odpowiednie dyspozycje byłem już na tyle blisko, że mogłem dostrzec jego twarz pełną zdziwienia, zatrzymaną w dziwnym grymasie, jakby krzyczał jakieś przekleństwo. W tej chwili wszystko nieznacznie zwalnia. To nie znaczy, że masz więcej czasu na reakcję, po prostu masz możliwość, żeby lepiej i dokładniej doświadczyć tego, co się stanie. Nie zdążyłem tylko spojrzeć z jaką prędkością jadę, bym mógł trochę lepiej oszacować swoje szanse, nasze szanse. Ostatnie co pamiętam to głośny huk i latające kawałki szkła.

 

Po wejściu do siedziby firmy udałem się prosto do recepcji, przedstawiłem się po czym miła pani oznajmiła, że szef się spóźni i kazał przeprosić. Czy mogłem mieć więcej szczęścia? Skierowała mnie do poczekalni dla gości. Dopiero gdy usiadłem w fotelu poczułem przeszywający ból całego ciała. Teraz zacząłem porządkować fakty. Jechałem samochodem i miałem stłuczkę. Cholera, co dalej? Jak tu przyjechałem? Musiałem zostawić samochód na poboczu i przyjechać tutaj taksówką. Chciałem to sprawdzić w swoim telefonie, ale był rozładowany. O tym, żeby go naładować też zapomniałem? Coraz gorzej u mnie z pamięcią. Jak tylko dostanę tę pracę (a tego byłem pewien jak nigdy wcześniej), pojadę po mój samochód i zgłoszę się do lekarza. Tylko ile to jeszcze potrwa? A co, jeśli prezes w ogóle się nie zjawi? Zegar na ścianie pokazywał cały czas ten sam czas, czyli dokładnie trzydzieści minut po wyznaczonej godzinie spotkania, a musiało minąć znacznie więcej od kiedy tu przyjechałem. Czy to nie jest tak, że im bardziej na coś czekamy, tym czas wolniej płynie? Widocznie tak było w tym przypadku.

Gdy tak rozmyślałem gdzieś w głębi korytarza otworzyły się drzwi przez które wyszła elegancko ubrana kobieta w średnim wieku, prawdopodobnie z córką, mniej więcej siedmioletnią. Obie miały poważne twarze i nie patrzyły na nic innego, tylko na jakiś niewidoczny punkt gdzieś przed siebie.

Pani recepcjonistka podeszła i zaprosiła mnie do gabinetu prezesa. 

– To pan prezes już przyjechał? Kiedy?

Na to pytanie nie dostałem odpowiedzi, lecz nie nalegałem. Przez chwile szliśmy w milczeniu. Gdy znalazłem się przy drzwiach, zapukałem stanowczo, lecz nie przesadnie mocno. Usłyszałem ciche “wejść” i nacisnąłem klamkę.

Pierwsze co zwróciło moją uwagę to jego twarz. Była nienaturalnie czerwona, jakby spuchnięta.

Druga rzecz, która mnie zdziwiła, nim do końca zamknąłem za sobą drzwi to ogromny gabinet. Trzecia rzecz zdziwiła mnie chyba najbardziej, chociaż nie od razu ją dostrzegłem, mianowicie widok za oknem. Okno to niewłaściwe określenie. Cała ściana po mojej lewej stronie była przeszklona, ale najbardziej fascynujące było to, co na zewnątrz. Panorama miasta była tak rozległa, jakbyśmy się znajdowali przynajmniej na dwudziestym piętrze. Gdy sobie to uzmysłowiłem aż zmiękły mi nogi. Z tego co pamiętałem rozmowa miała się odbyć na piętrze szóstym, które w całości wynajmowała firma. Pewnie znowu coś pomyliłem. Z zadumy wyrwał mnie głos.

– Witam panie Jakubie. Proszę, niech pan usiądzie. – Ręką wskazał miejsce naprzeciwko siebie. – Przepraszam, mam nadzieje, że nie musiał pan czekać zbyt długo. Coś mnie niestety zatrzymało.

– Nie, nie. Muszę się przyznać, że sam nieznacznie się spóźniłem, ale mam dobre usprawiedliwienie, ponieważ po drodze zaliczyłem stłuczkę. Więc nawet dobrze się stało, że wcześniejsze spotkanie się panu przedłużyło.

Dopiero jak powiedziałem to na głos zdałem sobie sprawę, że przecież jak tutaj przyszedłem, to poinformowano mnie, że prezesa jeszcze nie ma. To pewnie przez ten wypadek, byłem coraz bardziej obolały. Czułem się strasznie zmęczony i miałem początki migreny. Na szczęście byłem pewien, że zrobiłem dobre pierwsze wrażenie i miałem nadzieje, że ta rozmowa nie potrwa długo.

– Wcześniejsze spotkanie?

– Tak, widziałem jak ktoś wychodził z pana gabinetu.

– No tak! Ma pan racje. Moja żona i córka. Bez obaw, nie będę nas już nachodzić, przyszły się tylko pożegnać. Mówił pan, że miał pan po drodze wypadek? To jak panu się udało tutaj dotrzeć?

Pożegnać? To nie moje sprawy więc nie dopytywałem.

– Prawie na pewno wziąłem taksówkę, a samochód zostawiłem na poboczu.

– A jak się pan czuję teraz? Bardzo pan zbladł.

Czyżby czytał mi w myślach? Czułem, że jestem blady i co najgorsze zaczynałem się pocić. Zaczęło mnie wręcz irytować, że do tej pory nie przeszliśmy do sedna rozmowy, więc postanowiłem wyjść z inicjatywą.

– Czuje się bardzo dobrze. Nie sądziłem, że uda mi się dostać do tego miejsca. Przez całe studia marzyłem o tej właśnie chwili.

Cóż, zabrzmiało to źle, ale w tamtej chwili nie byłem w stanie wykrzesać z siebie niczego ambitniejszego. Prezes spoważniał, spojrzał mi głęboko w oczy i wstał. Stanął przy przeszklonej ścianie niemal dotykając jej czołem.

– Proszę nie mieć mi tego za złe, ja po prostu prowadzę tego typu rozmowy inaczej niż wszyscy. Bardziej po swojemu. Lubię najpierw porozmawiać o rzeczach niezwiązanych z pracą, żeby poznać kandydata trochę lepiej. Wiem, jak bardzo panu zależy. Dlatego proszę mi powiedzieć, nie mógł pan sobie odpuścić wczoraj tych czterech piw?

Sparaliżowało mnie. Jakim cudem? Skąd on to mógł wiedzieć? Odruchowo wstałem, ale nim zdążyłem coś z siebie wydusić wykonał gest jak gdyby głaskał niewidzialnego kota, po czym dodał:

– Wiem, że nie prowadził pan pijany, ale można chyba było sobie odpuścić i jednak położyć się wcześniej? Wtedy pewnie budziki by nie zawiodły i nie trzeba by się było tak spieszyć.

Tego było za wiele. Znowu wstałem i zrobiłem parę kroków po gabinecie, poprawiając ręką włosy.

– Jak? Śledził mnie pan?

Teraz już robiło mi się duszno, musiałem jak najszybciej usiąść nim stracę przytomność. Zauważyłem, że pod ścianą stoi czarny, skórzany fotel. Udałem się w jego stronę i usiadłem. Wszystko dziś poszło nie tak. Dlaczego po prostu nie przełożyłem tej rozmowy? O co tu do cholery w ogóle chodzi?

Stanął przede mną i spojrzał mi w oczy. Teraz to do mnie dotarło. My się już spotkaliśmy. To w jego samochód uderzyłem jadąc tutaj.

Nie powiedziałem tego na głos, ale wiedziałem, że on wie. On wie, że ja wiem.

Nagle poczułem, że zasypiam. Nie byłem w stanie już się kontrolować. Jakby na jawie usłyszałem głos żony “Kubusiu, kochanie…”

I zasnąłem.

 

Do sali wszedł lekarz. Był tam tylko Jakub, jego żona Weronika i mnóstwo sprzętu podtrzymującego życie.

Lekarz położył ręce na ramie łóżka i nie mówiąc nic czekał, aż kobieta nawiąże z nim kontakt wzrokowy. Przyszedł tutaj z konkretną informacją i wiedział, że taka postawa sprawdza się najlepiej.

Weronika również wiedziała co się za chwile wydarzy i nie chcąc czekać spojrzała na lekarza.

– Zespół orzekający właśnie zakończył spotkanie. – Zaczął delikatnie lekarz. – Nie będę pani trzymał w niepewności ani dawał złudnej nadziei. Ponad wszelką wątpliwość stwierdzono śmierć pnia mózgu. To oznacza, że pani mąż nigdy się nie wybudzi.

W tej chwili Weronice puściły wszystkie nerwy i zalała się łzami, chociaż takiej wiadomości się spodziewała.

– Czy mogłabym się z nim pożegnać? Czy on mnie usłyszy?

– Proszę wierzyć w to, że usłyszy. Proszę mu też przekazać, że ma szansę uratować komuś życie. Mamy biorcę na serce pani męża. Z tego co nam wiadomo pan Jakub nie wyraził sprzeciwu za życia, ale pani może taki sprzeciw wyrazić. Czy zgadza się pani?

– Tak, oczywiście.

– Bardzo dziękuję, przygotuję dokumenty. A teraz może się pani pożegnać z mężem, proszę tylko…

Weronika przerwała mu w połowie zdania.

– Tak, wiem. Potrzebuję tylko chwili.

Lekarz wyraźnie odetchnął i udał się w stronę drzwi. Gdy już miał zamknąć je za sobą usłyszał glos Weroniki.

– Przepraszam, co się stało z tym drugim człowiekiem, który brał udział w wypadku?

Lekarz przez chwilę się zastanawiał, czy może udzielić takiej informacji, ale w końcu powiedział bez emocji w głosie:

– Zmarł w karetce w drodze do szpitala.

Weronika odwróciła się w stronę męża, przyłożyła usta do jego ucha i ze łzami w oczach wyszeptała:

– Kubusiu, kochanie…

Więcej nie była w stanie powiedzieć.

 

Koniec

Komentarze

Hej hrabiax,

 

W momencie, gdy bohater znalazł się w biurze wydawało mi się, że wiem, w którą stronę całość zmierza, więc zakończenie faktycznie było dla mnie zaskakujące. Tak więc pomysł wydaje mi się całkiem niezły. Forma jest staranna, nie wyłapałem poważnych błędów interpunkcji i orto. Mam natomiast uwagi co do samej narracji. Niektóre opisy są zbyt rozwlekłe, szczegółowe, ale przez to płaskie. W szczególności dotyczy to sceny wypadku, a potem spotkania z dyrektorem w biurze.

 

Jest też trochę usterek logicznych:

 

… by znaleźć się w tym miejscu.

To znaczy w jakim miejscu?

 

Zaskakujące, że rano ma to zdecydowanie mniejsze znaczenie, byle tylko móc pospać chwilę dłużej.

 

Co ma znaczenie – alarmy? Zdanie od nowego akapitu, więc logiczne powiazanie z poprzednim nie jest oczywiste.

 

[…] powoli mknąłem przed siebie.

 

Mknął powoli? smiley

 

[…] gdy ktoś jadąc lewym pasem spowalnia *tym* cały ruch

 

bez "tym" nie było by lepiej?

 

W komentarzach robię literówki.

Zgadzam się z NaN, scena jazdy samochodem do poprawki. Ale całość bardzo ciekawa, gdy znalazł się w biurze myślałam że będzie rozmawiał z Bogiem, ale nie, to było niespodziewane, chociaż co miał na myśli poszkodowany, gdy mówił, że przeprowadza te rozmowy po swojemu? Hm.

Dobrze się czytało. Czekam na następne. 

Pozdrawiam, JolkaK.

 

Podobnie jak JolkaK pomyślałem o rozmowie z Bogiem, ale dla “symetrii” dopuściłem myśl o nietypowym początku pobytu w piekle, a wyszło na to, że wszystko było imaginacjami umierającego mózgu. Czyli zaskoczenie.

<>

Bardzo dziękuję, przygotuję dokumenty. A teraz może się pani pożegnać z mężem, proszę tylko…

<>

Pozdrawiam

NaN, cieszę się, że udał mi się element zaskoczenia. Zastosowałem się do wszystkich usterek logicznych.

 

JolkaK, to co miał na myśli poszkodowany dodałem do tekstu. Mam nadzieje, że teraz wygląda to bardziej przejrzyście. 

Chociaż scena jazdy samochodem to zaledwie 4 proste zdania, mam olbrzymi problem z przeredagowaniem tego. Ilekroć to czytam czuje jakbym osobiście prowadził ten samochód i nawet dobrze mi się go prowadzi. Jeśli tylko wymyślę coś ładniejszego obiecuję do tego wrócić.

 

AdamKB, jeśli zaskoczenie, to ja się bardzo cieszę! Babolki poprawione.

 

Dziękuję wam za poświęcony czas, pozdrawiam!

Hrabiax.

1/3 opowieści piszesz, że jesteś głodny i spóźniony + 1/5 – jak tu najlepiej skręcić z prawego pasa na lewy. Interesujące, O.K. – czytam dalej. “…dostrzec jego twarz pełną zdziwienia, zatrzymaną w dziwnym grymasie…” – tego typu zdania chyba nie są istotą sensownego przebiegu akcji ku… zdobyciu pracy?

Hrabiax – “ poczekać w kąciku dla gości” – szukasz – mam nadzieję – poważnej pracy, a czekasz w dziecinnym ‘kąciku’? Trochę konsekwencji w pisaniu, proszę.

“A co, jeśli w ogóle nie przyjedzie?” – określ – kto? – Za daleko od wiadomości o spóźnieniu.

Kolejne 1/6 opowieści – przemyślenia – co robię, przyjdzie, spóźni się, moje usprawiedliwienie itp.

“Panorama miasta była tak rozległa (…) Gdy sobie to uzmysłowiłem aż zmiękły mi nogi” – ho, ho – rozległośc panoramy rozmiękcza nogi… mężczyzny! 

 “…obolały. Czułem się strasznie zmęczony i miałem początki migreny – to chyba zbolały staruszek przyszedł prosić o pracę, bo brak podania jego wieku. 

“…uda mi się dostać do tego miejsca. Przez całe studia marzyłem o tej właśnie chwili” – marzyć, żeby się dostać i jeszcze do ‘tego miejsca’? Istnieją lepsze określenia naszych marzeń.

“Stanął przy przeszklonej ścianie niemal dotykając jej czołem” – czy gdyby ją dotkną czolem, to inaczej potoczyłaby się akcja? 

“…czterech piw (…) głaskał (…) budziki nie zawiodły” – zmyślnie żartobliwy dyrcio… 

Jeśli to moje ‘podczepki’ wyprowadź mnie z błędu, proszę.

No, no – nieźle nas końcu zawinąłeś. Brawka.

LabinnaH

hrabiax – cieszę się, że pomogłem wink

W komentarzach robię literówki.

Hej LabinnaH,

 

Po dodaniu ułamków wychodzi na to, że spodobała ci się niespełna 1/3 tekstu, chociaż mam nadzieje, że twoje proporcje są nieco zawyżone.

 

“…dostrzec jego twarz pełną zdziwienia, zatrzymaną w dziwnym grymasie…” – tego typu zdania chyba nie są istotą sensownego przebiegu akcji ku… zdobyciu pracy?

 

Ku zdobyciu pracy nie, ale w obliczu nadciągającej tragedii już tak. Według mnie.

 

“ poczekać w kąciku dla gości” – szukasz – mam nadzieję – poważnej pracy, a czekasz w dziecinnym ‘kąciku’? Trochę konsekwencji w pisaniu, proszę.

 

Chyba masz rację. Zmieniłem na coś poważniejszego.

 

“A co, jeśli w ogóle nie przyjedzie?” – określ – kto? – Za daleko od wiadomości o spóźnieniu.

Kolejne 1/6 opowieści – przemyślenia – co robię, przyjdzie, spóźni się, moje usprawiedliwienie itp.

 

Teraz już wiadomo, kto przyjedzie. LabinnaH, chyba dawno nie musiałes się starać o pracę. To duże emocji i setki myśli!

 

“Panorama miasta była tak rozległa (…) Gdy sobie to uzmysłowiłem aż zmiękły mi nogi” – ho, ho – rozległośc panoramy rozmiękcza nogi… mężczyzny! 

 

Nie do końca jest tak, że rozmiękczył go sam widok tego, co za oknem, a raczej wniosek do którego doszedł na tej podstawie. Starałem się to pokazać w tekście.

 

 “…obolały. Czułem się strasznie zmęczony i miałem początki migreny – to chyba zbolały staruszek przyszedł prosić o pracę, bo brak podania jego wieku. 

 

Przyznaj, że jak na prawie trupa to i tak nieźle? :)

 

“…uda mi się dostać do tego miejsca. Przez całe studia marzyłem o tej właśnie chwili” – marzyć, żeby się dostać i jeszcze do ‘tego miejsca’? Istnieją lepsze określenia naszych marzeń.

 

Cóż, nawet wypowiadający te słowa stwierdza, że to nie zabrzmiało najlepiej. W każdym razie chodziło mu dokładnie o to miejsce, w którym się znajdował. O to biuro, tego prezesa.

 

“Stanął przy przeszklonej ścianie niemal dotykając jej czołem” – czy gdyby ją dotkną czolem, to inaczej potoczyłaby się akcja? 

 

Sądze, że nie, ale finalnie jej nie dotknął. Metaforycznie chciałem pokazać, że jest już na krawędzi, podczas, gdy Jakub siedział sobie wygodnie (jeszcze).

 

 

“…czterech piw (…) głaskał (…) budziki nie zawiodły” – zmyślnie żartobliwy dyrcio… 

 

Był poważny jak nigdy wcześniej!

 

 

Cieszę się, że udało mi się ciebie zaskoczyć. Dziękuję za poświecony czas i uwagi!

 

Pozdrawiam

 

 

Hrabiax – dzięki za odpowiedzi. Dobrze je wytłumaczyłeś. Jak wiesz, po to tutaj jesteśmy, żeby ‘kombinować’ – próbować inaczej podchodzić do zaistniałego tekstu, by w formie dyskusji – coś dało się z każdym z nich trochę inaczej zrobić. Kolejny raz – brawo za zakończenie także.

Pozdrawiam serdecznie

LabinnaH

Wyznam, że podobał mi się początek, bo był taki nieśpieszny i lekko zabawny.

Potem trochę mnie znudziło.

Za to na koniec orzeźwiłeś mnie, a nawet nieźle wstrząsnąłeś.

Całość na plus.

Lożanka bezprenumeratowa

Ambush, równowaga musi być, dziekuję ; )

Tekst zabawny mimo wszystko. Dobry końcowy twist. Wciągnęło w czasie czytania.

Koala75, bardzo mnie to cieszy. Dziękuję za przeczytanie.

Fajnie przedstawiony niezły pomysł, należycie zwieńczony zaskakującym finałem.

I tylko zastanawiam się, dlaczego – skoro prezes zmarł w drodze do szpitala – żona i córka żegnały go w biurze…

 

i przy­bi­ja­łem piąt­ke z nowym sze­fem. → Literówka.

 

z jaką pręd­ko­ścia jadę… → Literówka.

 

Teraz za­czą­łem upo­rząd­ko­wy­wać fakty. → A może: Teraz za­czą­łem po­rząd­ko­wać fakty.

 

do­kład­nie trzy­dzie­ście minut po wy­zna­czo­nej go­dzi­nie… → Literówka.

 

Usły­sza­łem ciche “wejść” i na­ci­sną­łem na klam­kę.Usły­sza­łem ciche “wejść” i na­ci­sną­łem klam­kę.

 

po dro­dzę za­li­czy­łem stłucz­kę. → Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy, dziekuję za przeczytanie oraz łapankę – wszystkie błędy poprawione.

 

Weronika również odwiedziła Jakuba w biurze, ale o tym już nie miał kto opowiedzieć. Umieranie to niesamowicie tajemnicza sprawa, dlatego jest tutaj pewna dowolność interpretacji.

 

Bardzo proszę, Hrabiaksie. Miło mi, że mogłam się przydać. ;)

 

Weronika również odwiedziła Jakuba w biurze, ale o tym już nie miał kto opowiedzieć.

A w jakim/ czyim biurze Weronika odwiedziła Jakuba, skoro w czasie kiedy wydarzył się wypadek była w delegacji? W opowiadaniu Weronika pojawia się tylko w szpitalu, kiedy wyraża zgodę na pobranie narządów.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy, wystawiasz na próbę logikę mojego opowiadania! ; )

 

Żona prezesa, jego córka i każdy inny odwiedzający jak i całe to biuro nie są prawdziwe. To wytwór mózgu, który za wszelką cenę walczy by nie przestać działać i wypiera to, co się stało prezentując dalszy, alternatywny przebieg wydarzeń. W końcu dzieje się to co nieuniknione i przestaje działać.

 

Samo spotkanie w tej wizji Weroniki jest rodzajem myślenia życzeniowego. W przypadku Jakuba i jego dość niespodziewanej śmierci dobrze mieć okazję, żeby się pożegnać przed ostatecznym odejściem.

 

Wybacz, Hrabiaksie, że rujnuję to, co tak misternie wykoncypowałeś, ale mam wrażenie, że zakończenie odczytałam niezgodnie z Twoimi intencjami. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wykorzystałeś dosyć znany motyw, ale rozegrałeś go tak, że do końca nie byłam pewna zakończenia historii. Całość czytało się szybko i przyjemnie (chociaż może nie powinnam czerpać przyjemności z historii o facecie, który zginął w wypadku? :P ). 

Mogę się tylko przyczepić do dwóch rzeczy. Pierwsza z nich to scena samego wypadku. Te zdania:

Czy kiedykolwiek doświadczyliście uczucia niepewności, lęku i strachu w jednej chwili? Ja owszem, właśnie teraz. Trzymając nogę na gazie spostrzegłem, że z bocznej drogi po prawej stronie do ruchu włącza się samochód. Nim mój mózg zdążył to zdarzenie zarejestrować i wydać odpowiednie dyspozycje byłem już na tyle blisko, że mogłem dostrzec jego twarz pełną zdziwienia, zatrzymaną w dziwnym grymasie, jakby krzyczał jakieś przekleństwo. W tej chwili wszystko nieznacznie zwalnia. To nie znaczy, że masz więcej czasu na reakcję, po prostu masz możliwość, żeby lepiej i dokładniej doświadczyć tego, co się stanie.

są bardzo długie, zwalniają akcję i mocno zaniżają napięcie. W scenie dynamicznej lepiej wypadają krótkie zdania, nawet urywane. Jeśli pokazujesz wypadek z punktu widzenia jego uczestnika, powinien się nim pojawić chaos i emocje, kolory, dźwięki, odczucia. Tutaj tego zabrakło.

Drugą rzeczą jest dystans, który niekiedy wkrada ci się w narrację.

Czułem się strasznie zmęczony

Czułem, że jestem blady

W narracji pamiętnikarskiej łatwiej się z tego wybronić, ale zawsze lepiej bezpośrednio pokazać, jak twój bohater się czuje, zamiast to opisywać.

Pomarudziłam, ale całość jak najbardziej na plus :)

 

Ośmiornico, bardzo dziękuję za cenne uwagi! Z pewnością wykorzystam to w kolejnych opowiadaniach.

Jeśli udało mi się ciebie zaskoczyć to bardzo mnie to cieszy! :)

Hej. Udane opowiadanie. Dobrze się czyta, jest dobrze skonstruowane i ma mocne zakończenie. Z drugiej strony – trochę to wszystko zbyt przewidywalne, troche za bardzo kojarzy się z filmikami kampanii społecznych typu “Noga z gazu”. Nic w tym złego, oczywiście, ale mam takie odczucie, więc się dzielę.

Kliknę do Bilblioteki, bo jest solidne. 

Łosiot, dziękuję za przeczytanie oraz za klika!

Ja owszem, właśnie teraz.

Właśnie wtedy!

 

Pewnie powtórzę opinię poprzedników, ale jest to solidne opowiadanie:P Dobrze napisane, trzymające w napięciu, z pomysłem na końcu (i na końcu drugiego akapitu, że ten prezes prowadził ten samochód) rzeczywiście nawet zaskakującym (chociaż że umiera/umarł, to oczywiste).

Niezbyt więcej mam mądrego do dodania, pójdę więc po prostu do klikarni:)

Слава Україні!

Hej Golodh, dzięki za przeczytanie i dobre słowo! ; )

Ciekawy pomysł. Zastanawia mnie tylko różnica w reakcjach Jakuba i prezesa: Jakub jest zdezorientowany, jeszcze nie wie, że umiera, natomiast prezes zdaje się być w pełni świadomy sytuacji (żegna się z rodziną, robi Jakubowi wyrzuty za spowodowanie wypadku). Czemu tak? No chyba, że to wszystko tylko urojenia umierającego Jakuba?

 

Bardzo dziękuję, przygotuję dokumenty. A teraz może się pani pożegnać z mężem, proszę tylko…

Brakuje myślnika na początku.

Proszę mu też przekazać, że ma szansę uratować komuś życie.

To zdanie uderzyło mnie jako nieprofesjonalne i nie na miejscu. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji, więc może się mylę, ale wydaje mi się, że pożegnanie umierającej lub zmarłej bliskiej osoby to moment tak intymny i indywidualny, że nie wyobrażam sobie, żeby jakikolwiek lekarz ośmielił się w trącać w przebieg takiej “rozmowy” i sugerować, co żona ma powiedzieć zmarłemu.

Podkreślenie, że zmarły uratuje komuś życie – jak najbardziej, tylko nie w tej formie.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Hej mindenamifaj,

 

Prezes umiera w drodze do szpitala, dlatego kiedy spotyka się z Kubą w "gabinecie” tak naprawdę już nie żyje. Jest tutaj pewna dowolność interpretacji.

 

Zgadzam się, że trudno sobie wyobrazić taki moment, jaki został opisany na końcu tej histori. Zgadzam się też, że zachowanie lekarza nie było najbardziej taktowne. Z drugiej jednak strony gdzieś w innej sali trwała walka o życie, którą można było wygrać. Kuba niestety przegrał. Lekarze często znają się na ludziach, więc uznał, że być może powiedzenie tego w taki sposób pomoże Weronice…

 

Dziękuję za przeczytanie i uwagi! : ) 

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

Dobre. Chociaż zacznę od małego minusa. Od początku narzucasz katastroficzną fabułę. Dosyć szybko można się domyśleć, że coś się stanie. Później czytając już tylko czekasz. Nie wiem, czy to było zamierzone, jeśli tak, to wiesz, gdzie dałeś “znaki”, jeśli nie, to kilka wskażę:

Po raz kolejny obiecałem sobie, że położę się wcześniej niż zwykle i po raz kolejny nic z tego nie wyszło.

Nie pomogły nawet cztery następujące po sobie alarmy – zaspałem.

Czekałem na nie od trzech tygodni, a wcześniej poświęciłem lata na naukę, dyplomy oraz zdobywanie doświadczenia,

Do miejsca spotkania było niespełna pół godziny jazdy samochodem, więc szybko policzyłem, że jeśli nie wydarzy się nic nadzwyczajnego to zdążę.

A tu już poleciałeś, jak w filmie: :)

To był piękny, jesienny poranek. Kilka stopni powyżej zera, słońce na niebie,

Ale to nic, bo dalej jest tylko lepiej. Bardzo fajne rozwiązanie z przyszłym szefem. Spodziewałem się św. Piotra albo jakieś archanioła, czy też samego Boga. Czyli tego, co zwykle. A tu miła odmiana, finałem zrobiłeś robotę. Znaczy, podobało mi się.

Pozdrawiam.

 

Anet, dzięki za odwiedziny.

 

Darcon, nie wiem, czy mogę powiedzieć, że to był zamierzone. Nawet jeśli coś po drodze sugeruję, to mam nadzieję, że finał okazuje się jednak zaskoczeniem, a z tego co piszesz wynika, że tak było, co mnie niezmiernie cieszy! ! !

Dzięki za odwiedziny oraz klika!

Cześć, napiszę co ja sobie sądzę. Miałem chęć wkleić tutaj pewien znany utwór zespołu TOTO, ale się powstrzymałem z dwóch powodów. Pierwszy, to fakt, że to właściwie fajny utwór (więc warto go dobrze kojarzyć). Drugi, to chęć napisania czegoś serio, a nie żartobliwie ;).

TO – wydaje mi się, że zbyt często owo “to” się powtarza. Z czasem możesz próbować eliminować zdania skonstruowane w sposób wymagający użycia “to”.

 

Do tego wszystkiego ja w idealnie dopasowanym garniturze. Chociaż głodny. Na szczęście zdążyłem się ogolić, to mi zawsze dodaje pewności siebie. Mimo, że zaspałem, to jednak zdążę, a to znaczy, że jestem zorganizowany i potrafię się odnaleźć w każdej sytuacji.

Mam nadzieję, że rozumiesz. Mogę pisać przykłady alternatywnych zdań, ale wydaje mi się, że każda płynniejsza konstrukcja powinna odwoływać się do stylu tekstu. Kontrola stylu należy do Ciebie :).

 

Poza tym warto pracować nad zwiększeniem łączeń między wydarzeniami w opowiadaniu (oraz utrzymywaniu wagi wprowadzonych elementów). Mam wrażenie, że zakończenie trochę przekreśla potrzebę wcześniejszych zdarzeń (ale byłoby kłamstwem, gdybym mówił tu o jakimś bezwzględnym przekreśleniu). Interpunkcja oczywiście również powinna być zawsze trenowana, jest kilka nieścisłości. Jak u każdego.

 

 

No ale po co piszę komentarz. Poza nadmiarem “to” tekst się dobrze czyta. Odnosiłem ciągle wrażenie, że za tym opisem (momentami dość dokładnym) poczynań bohatera kryje się coś niepokojącego. Ten niepokój wydaje się dość delikatnie zarysowany, ale wystarczająco. Jest jednak niestety podatny na rozproszenie, stąd silne zakończenie może dawać efekt niwelujący (jeżeli nie pociągnie odpowiednio silnie wprowadzonych wcześniej wydarzeń).

 

Jest coś pociągającego tutaj, ale końcówka wydaje się mocnym ciągnikiem, który nie został w pełni podpięty do przyczepy. Moim zdaniem z tekstu można wyciągnąć więcej niż sugerowałaby końcówka.

 

 

Witaj, Vacter! Gdybyś wkleił tutaj link do utworu "Africa”, to przynajmniej bym się uśmiechnął przez łzy. Teraz przez Ciebie dzięki Tobie usuwam wszystkie “to” z tekstów, które powstają.

 

Cóż, tekst musi się bronić tylko tym, w co został pierwotnie wyposażony. Twój komentarz wpisuję się w ogólny trend przedmówców, że styl oraz opisy mogły być lepsze. W pełni się z tym zgadzam! Twoja opinia z pewnością wpłynie na wartość kolejnych opowiadań, za co jestem bardzo wdzięczny!

 

Tak więc Vacter, wypatruj mojej naczepy, tym razem na wypasie i bardzo dobrze podpiętej!

 

Miłego dnia!

No to se bohater porozmawiał z prezesem. Nie polubiłam faceta. Naprawdę, mógł iść wcześniej spać.

Tekst w porządku, poruszasz ważny temat.

Babska logika rządzi!

Dzięki Finkla za odwiedziny!

Nowa Fantastyka