- Opowiadanie: slqn - Niko

Niko

Trans­hu­ma­nizm vs. pier­wot­ne in­stynk­ty w nie­od­le­głej przy­szło­ści. In­spi­ro­wa­ne Cy­ber­pun­kiem.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Niko

Od kiedy zo­sta­łam mamą Niko, wszyst­ko zmie­ni­ło się na lep­sze. Mo­że­cie pa­trzeć na mnie z po­li­to­wa­niem, mo­że­cie na­zwać ko­lej­ną bie­dacz­ką z od­pie­lusz­ko­wym za­pa­le­niem mózgu lub nu­dzia­rą w śred­nim wieku, ale dla mnie to praw­da. Wspo­mi­nam słowa zna­jo­mych, które re­gu­lar­nie sły­sza­łam jesz­cze rok temu, gdy cza­sem wy­cho­dzi­li­śmy do klubu: "Dzie­ci to ma­sa­kra. Zo­ba­czysz, parę ty­go­dni wrza­sków i wsta­wa­nia w nocy i bę­dziesz bła­gać Wy­dział Udo­sko­na­leń Ana­to­micz­nych i Far­ma­ko­lo­gicz­nych o przy­spie­szo­ną in­sta­la­cję neu­ro­por­tu i jakiś pro­gram na sen, albo cho­ciaż o jakiś neu­ro­bo­oster dla sie­bie. No i przy­naj­mniej trzy lata bez alko i VRek". Teraz budzą we mnie tylko zdzi­wie­nie; nie za­mie­ni­ła­bym czasu z moim syn­kiem na nic in­ne­go.

Każ­de­go ranka budzi mnie jego ga­wo­rze­nie, nie­win­ne jak śpiew pta­ków. Jest tro­chę nie­cier­pli­we, bo mały wprost nie może się do­cze­kać, aż mnie zo­ba­czy. Gdy pod­cho­dzę do łó­żecz­ka i Niko widzi moją twarz, uśmie­cha się, za­wsze tak samo sze­ro­ko, po­ka­zu­jąc czte­ry małe, białe ząbki. Nie­wie­lu ludzi w dzi­siej­szych cza­sach stać na tak szcze­ry uśmiech, ale jemu się to udaje; cie­szy się z ca­łe­go świa­ta ta­kie­go, jakim jest. Pod­no­szę go i pod­cho­dzi­my do okna. Po­ka­zu­ję mu ulicę za szybą. Mnie i męża nie stać na wy­świe­tla­cze okien­ne, które mo­gły­by prze­nieść nasze miesz­ka­nie na za­la­ne słoń­cem mor­skie wy­brze­że lub leśną po­la­nę, po­ka­zu­ję więc syn­ko­wi to, co mogę; ścia­nę po­sęp­nych, czar­nych wie­żow­ców, szare niebo za­snu­te dymem z po­bli­skiej elek­tro­cie­płow­ni, linię kolei gra­wi­ta­cyj­nej i po­wo­li su­ną­ce w korku sa­mo­cho­dy, nad któ­ry­mi le­ni­wie wiją się ho­lo­gra­my re­kla­mo­we. Niko wpa­tru­je się w nie jak za­cza­ro­wa­ny, jakby oglą­dał jakiś fa­scy­nu­ją­cy spek­takl. Cza­sem za­po­mi­na się i cią­gnie mnie za włosy lub wkła­da pa­lu­szek do mo­je­go neu­ro­por­tu. Co chwi­lę zerka też na mnie, jakby chciał spy­tać: "A co ty o tym są­dzisz, mamo?". Uśmie­cham się wtedy do niego i mówię, że świat jest cu­dow­ny. W ogóle tak nie uwa­żam, ale nie chcę od­bie­rać mu jego dzie­cię­cej ra­do­ści. Oby utrzy­mał ją dłu­żej, niż ja byłam w sta­nie.

W ogóle chcia­ła­bym, żeby był kimś lep­szym, niż ja. Zanim po­ja­wił się na świe­cie, byłam praw­dzi­wym wra­kiem; wy­cho­wa­na przez ulicę i VRki pół­sie­ro­ta z ro­dzi­ca­mi ha­ru­ją­cy­mi na łącz­nie czte­ry etaty w upa­da­ją­cej kor­po­ra­cji. Szyb­ko wpa­dłam głę­biej; al­ko­hol, speed, co ty­dzień nowi fa­ce­ci po­zna­wa­ni na nie­le­gal­nych wy­ści­gach. No i coraz bar­dziej hard­ko­ro­we i wcią­ga­ją­ce VRki; le­gal­ne prze­sta­ły mi wy­star­czyć, po­trze­bo­wa­łam coraz moc­niej­szych. Ro­dzi­ce pró­bo­wa­li mi pomóc przez blo­ka­dy neu­ro­por­tu i apli­ka­cje do kon­tro­li ro­dzi­ciel­skiej; blo­ka­dę wy­dłu­ba­ła mi ko­le­żan­ka przy po­mo­cy śru­bo­krę­tu, a ja ucie­kłam na ulicę, by tam bez prze­szkód szla­jać się gdzie­kol­wiek, gdzie był do­stęp do Sieci. Tam ca­ły­mi dnia­mi od­da­wa­łam się sfa­bry­ko­wa­nym, eks­ta­tycz­nym wspo­mnie­niom nie­praw­dzi­wych ludzi, nie je­dząc, nie pijąc i nie myjąc się. Cza­sem ktoś za­ba­wiał się moim nie­przy­tom­nym cia­łem, gdy ja jako Miss Ame­ry­ki sprzed dwóch wie­ków od­bie­ra­łam na­gro­dę, pła­cząc, dzię­ku­jąc ro­dzi­nie i prze­ży­wa­jąc setną naj­pięk­niej­szą chwi­lę swego życia.

To były mrocz­ne czasy. Na szczę­ście tuż po swo­ich dwu­dzie­stych uro­dzi­nach po­zna­łam Cosmo, fa­ce­ta in­ne­go niż moi do­tych­cza­so­wi zna­jo­mi z gan­gów i spe­lun. Do­bre­go go­ścia, który wy­cią­gnął mnie z tego bagna w ostat­niej chwi­li; jako pra­cow­nik kor­po­ra­cji był w sta­nie opła­cić mi odwyk i za­pew­nić kąt, gdzie w końcu po­czu­łam się jak w domu. Jego po­sa­da nie była do­brze płat­na, lecz sta­bil­na, co i tak było dla mnie dużym kom­for­tem. Z chę­cią za­ję­łam się jego domem. Wtedy też w mojej gło­wie po­ja­wi­ło się ma­rze­nie o dziec­ku. Nie było to po­pu­lar­ne w moich daw­nych krę­gach, w któ­rych dziew­czy­ny płyn­nie prze­cho­dzi­ły od ener­gicz­nych, świe­żych na­sto­la­tek w sy­pią­ce się, de­spe­rac­ko wal­czą­ce o reszt­ki mło­de­go wy­glą­du ma­ne­ki­ny po­skle­ja­ne z dzie­sią­tek Udo­sko­na­leń, lecz dzię­ki Cosmo ja po­zna­łam także inną stro­nę życia; spo­koj­ną i cie­płą. Ro­dzin­ną. Chcia­łam mieć kogoś, z kim mo­gła­bym po­dzie­lić się tymi emo­cja­mi.

Tak też w na­szej ro­dzi­nie po­ja­wił się Niko, mój ślicz­ny chłop­czyk. Nie jako uciąż­li­wa wpad­ka ani in­we­sty­cja na wzór kor­po­ra­cyj­nych pro­jek­tów. Nie prze­le­wam w niego żalu za utra­co­ną mło­dość ani cho­rych am­bi­cji. Ko­cham go ta­kie­go, jakim jest. Cza­sem myślę sobie nawet, że nie chcia­ła­bym, by do­rósł, ale by już na za­wsze zo­stał ma­lut­kim dziec­kiem, czy­stym i peł­nym nie­win­no­ści w tym brud­nym świe­cie. By jego de­li­kat­nych rą­czek nigdy nie za­stą­pi­ły mul­ti­funk­cjo­nal­ne chro­mo­chwy­ty, a umysł był wolny i in­te­gral­ny, nie­ska­la­ny neu­ro­por­tem i wtycz­ką VR, która mi wy­rzą­dzi­ła tyle złego. Pa­trzę na Niko i widzę isto­tę, którą być może był kie­dyś czło­wiek; wraż­li­wym i sła­bym, ale… no nie wiem, jak to okre­ślić. Może po pro­stu ludz­kim? Praw­dzi­wym? W jego bez­bron­no­ści jest coś, co budzi moją mi­łość i spra­wia, że moje życie, nędz­ne życie byłej tech­noć­pun­ki bez edu­ka­cji, pracy i pie­nię­dzy ma sens. On mnie po­trze­bu­je i kocha. Nie prze­li­cza mojej war­to­ści na do­la­ry i nie wy­śmie­wa nędz­nych, prze­sta­rza­łych Udo­sko­na­leń. Kocha mnie po pro­stu za bycie jego mamą, bez­wa­run­ko­wo, bez­in­te­re­sow­nie, jak nikt na świe­cie już nie po­tra­fi. Nawet Cosmo, który ostat­nio coraz czę­ściej, niby przy­pad­kiem przy­no­si do domu ulot­ki kli­nik chi­rur­gii pla­stycz­nej, ofe­ru­ją­ce bu­dże­to­we “Pa­kie­ty 30+”. Nie ża­łu­ję żad­nej chwi­li spę­dzo­nej z Niko, nawet tych, gdy go­dzi­na­mi pła­kał, udrę­czo­ny kol­ka­mi, ani ząb­ko­wa­nia, ani uciąż­li­we­go usy­pia­nia. Każda z nich jest cen­niej­sza niż całe lata pięk­nych VRek, które w prze­szło­ści po­chło­nę­łam, a one po­chło­nę­ły mnie.

Pew­ne­go dnia jed­nak nie obu­dzi­ło mnie ga­wo­rze­nie Niko, ani po­pi­ski­wa­nie, ani nawet płacz. Obu­dzi­łam się dziw­nie wy­spa­na i kom­plet­nie prze­ra­żo­na. Z lę­kiem po­de­szłam do łó­żecz­ka. Było puste. Drżą­cą dło­nią do­tknę­łam skro­ni i spró­bo­wa­łam skon­tak­to­wać się z Cosmo przez neu­ro­link, po­łą­cze­nie jed­nak od­rzu­co­no. Bły­ska­wicz­nie obe­szłam miesz­ka­nie, spraw­dza­jąc wszyst­kie miej­sca, gdzie po­ten­cjal­nie mógł się scho­wać; wpraw­dzie racz­ko­wał do­pie­ro od nie­daw­na, ale w tej chwi­li nic nie wy­da­wa­ło mi się nie­moż­li­we. Spraw­dzi­łam okna i drzwi. Wy­da­wa­ły się nie­tknię­te, ale tyle się teraz mówi o na­now­ła­my­wa­czach, któ­rzy nie zo­sta­wia­ją po sobie śladu… Po­now­nie unio­słam palec do neu­ro­lin­ku. We­zwa­łam Po­li­cję.

– Numer oby­wa­te­la 37356, ubez­pie­cze­nie spo­łecz­ne wy­łącz­nie pod­sta­wo­we – za­czę­łam stan­dar­do­wą for­muł­ką. Moje myśli były tak roz­bie­ga­ne, że cięż­ko mi było zło­żyć ko­mu­ni­kat. – Moje dziec­ko za­gi­nę­ło. Pro­szę, po­móż­cie. Niko jest jesz­cze taki ma­lut­ki…

– Dane dziec­ka. – Neu­ro­link wlał w moją głowę myśli po­li­cjan­ta po dru­giej stro­nie, wy­gła­dzo­ne i okro­jo­ne przez in­ter­fejs.

– Niko Ko­va­lick, syn Cosmo i Jen­ny­fer, osiem mie­się­cy. Data uro­dze­nia…

– Nie trze­ba. Pro­szę podać numer uro­dze­nia – po­pły­nął do mnie ko­mu­ni­kat. Po­czu­łam, jak żo­łą­dek pod­cho­dzi mi do gar­dła.

– Nie pa­mię­tam. Może mam to gdzieś w do­ku­men­tach…

– Numer uro­dze­nia wy­da­je Wy­dział Kon­tro­li nad Za­so­ba­mi Ludz­ki­mi i Oko­ło­ludz­ki­mi na pod­sta­wie wy­pi­su ze szpi­ta­la po­łoż­ni­cze­go – pod­su­nę­ła mi wo­ka­li­za­cja myśli po­li­cjan­ta.

Do­ku­men­ty… po­czer­nia­ło mi w oczach. Nie mia­łam bla­de­go po­ję­cia, gdzie ich szu­kać. Rzu­ci­łam się do szafy i za­czę­łam prze­rzu­cać pa­pie­ry. Ra­chun­ki, opła­ty, pa­ra­go­ny… we­zwa­nia do za­pła­ty…

– Twój czas po­łą­cze­nia nie­dłu­go wy­ga­śnie. Aby go zwięk­szyć, wykup roz­sze­rze­nie swo­je­go ubez­pie­cze­nia spo­łecz­ne­go. Po­zo­sta­ło trzy­dzie­ści se­kund – po­in­for­mo­wał neu­ro­link.

– Cze­kaj! Bła­gam! To jest małe dziec­ko! – wy­krzy­cza­łam na głos, wy­sy­pu­jąc pa­pie­ry z ko­lej­nej tecz­ki. Moje oczy roz­pacz­li­wie śli­zga­ły się po ty­tu­łach. – Przy­jedź­cie tutaj! Sprawdź­cie zamki! Ze­ska­nuj­cie ślady, po­bierz­cie prób­ki… Co­kol­wiek!

– Pro­szę po­łą­czyć się po­now­nie, gdy znaj­dzie już pani numer – dodał jesz­cze po­li­cjant, po czym po­łą­cze­nie za­koń­czy­ło się. Pa­dłam na ko­la­na, łka­jąc gło­śno w pa­pie­ry. Znowu. Znowu przez brak kasy te cho­ler­ne dupki z bu­dże­tów­ki trak­tu­ją mnie jak śmie­cia. Po co w ogóle ist­nie­je Po­li­cja, skoro dla więk­szo­ści oby­wa­te­li jej usłu­gi nie po­kry­wa­ją nawet pil­nej in­ter­wen­cji, a je­dy­nie mo­zol­ne wy­kłó­ca­nie się o swoje prawa w opar­ciu o dzie­siąt­ki do­ku­men­tów i cer­ty­fi­ka­tów?

Nagle w mojej gło­wie zro­dzi­ła się po­twor­na myśl. A może to ci go­ście, od któ­rych cza­sem Cosmo po­ży­czał pie­nią­dze? Mó­wi­łam mu, by tego nie robił. Zna­łam ten typ, za dużo czasu sama spę­dzi­łam przy ta­kich. Han­dla­rze Ulep­sze­nia­mi, ko­mor­ni­cy, di­le­rzy VRek… Nie in­te­re­so­wa­ło mnie, ile im za­le­ga. Z prze­ra­że­niem łą­czy­łam ko­lej­ne punk­ty. Fak­tycz­nie, mój mąż od paru dni cho­dził bar­dzo zde­ner­wo­wa­ny i mało od­zy­wał się do mnie i na­sze­go syna. Jego neu­ro­link czę­sto mil­czał. Raz przy­ła­pa­łam go na tym, jak go­rącz­ko­wo mi­ni­ma­li­zo­wał przy mnie ho­lo­gram swo­je­go konta ban­ko­we­go, innym razem ukrad­kiem wy­cią­gał z szafy ja­kieś do­ku­men­ty, by wy­nieść je ze sobą do pracy. Wtedy zrzu­ci­łam to na karb ja­kichś kło­po­tów w kor­po­ra­cji, ale teraz okrut­na praw­da za­glą­da­ła mi pro­sto w oczy.

Ze zdu­mie­niem usły­sza­łam w gło­wie sy­gnał po­łą­cze­nia od Cosmo. W pa­nicz­nym lęku, ale i swego ro­dza­ju uldze, ode­bra­łam.

– Nie mogę ni­g­dzie zna­leźć Niko! Za­gi­nął! Nie ma go! – po­zwo­li­łam cha­otycz­nym my­ślom po­pły­nąć do głowy męża. – To oni go za­bra­li, praw­da? Twoi wie­rzy­cie­le?

– Uspo­kój się, Jen­ny­fer. Pro­szę. – Myśli mo­je­go męża były po­wol­ne i bar­dzo, bar­dzo pro­ste, jakby do­bie­rał je nad wyraz ostroż­nie. – Naj­le­piej usiądź. Muszę ci coś po­wie­dzieć.

– Teraz mu­sisz?! Kiedy wszyst­ko się za­czę­ło, jakoś nie wi­dzia­łeś po­trze­by, by mi po­wie­dzieć! Ba­wi­łeś się w ja­kieś swoje durne ta­jem­ni­ce, a teraz ci skur­wie­le za­bra­li Niko! Ty dupku! – Bar­dzo chcia­łam, by neu­ro­link wy­wrzesz­czał Cosmo te myśli tak samo jak ja, wie­dzia­łam jed­nak, że wer­sja, która do niego do­trze, bę­dzie do­sko­na­le za­in­to­no­wa­na i przy­jem­na.

– Jen­ny­fer… Niko… nie był zwy­kłym dziec­kiem.

Za­sty­głam wpół rzutu tecz­ką z do­ku­men­ta­mi o ścia­nę. 

– Co ta­kie­go?

– Był… apli­ka­cją. Wy­ku­pi­łem ją po tym, gdy le­karz po­wie­dział, że nigdy nie zo­sta­niesz matką. Wie­dzia­łem, że z twoją prze­szło­ścią i moimi za­rob­ka­mi Wy­dział Kon­tro­li nad Za­so­ba­mi nigdy nie po­zwo­li nam na ad­op­cję. Zde­cy­do­wa­łem się szu­kać al­ter­na­tyw. To był ro­dzaj in­no­wa­cyj­nej VRki. Wra­że­nia wi­zu­al­ne, słu­cho­we, a nawet pro­prio­cep­tyw­ne i za­pa­cho­we na­kła­da­ne na rze­czy­wi­stość w ob­rę­bie na­sze­go domu. Zsyn­chro­ni­zo­wa­łem ją z twoim i moim neu­ro­por­tem. To no­wo­cze­sna i bar­dzo re­ali­stycz­na apli­ka­cja, nie wy­ma­ga­ła wtycz­ki, ale to kosz­to­wa­ło. Abo­na­ment… prze­rósł moje moż­li­wo­ści. Mu­sia­łem zre­zy­gno­wać.

Opa­dłam na stosy roz­rzu­co­nych w nie­ła­dzie do­ku­men­tów.

– Ja… prze­cież pa­mię­tam ciążę – wy­szep­ta­łam. – Szpi­tal. Jego pierw­szy płacz…

– Mo­dy­fi­ka­cje pa­mię­ci. Też ogrom­ne pie­nią­dze… Wy­bacz, ko­cha­nie, że cię okła­my­wa­łem, ale tak bar­dzo chcia­łem, żebyś była szczę­śli­wa. Byłaś do­sko­na­łą mamą. 

Mój neu­ro­link za­milkł, a po twa­rzy pły­nę­ły mi struż­ki łez.

– Uwiel­biał re­kla­my Dron­te­chu – wy­szep­ta­łam, jakby był to dowód na to, że Niko żył na­praw­dę – i bańki my­dla­ne. I twoją brodę… a kiedy kła­dłam go spać, na chwi­lę otwie­rał oczy, by upew­nić się, że je­stem przy nim, zanim za­sy­piał na dobre.

– Wiesz… jeśli do­sta­nę zgodę na do­dat­ko­wy etat, jest szan­sa, że od­no­wię abo­na­ment. Bę­dzie wtedy taki sam jak wtedy, gdy ostat­ni raz go wi­dzia­łaś. Do­kład­nie taki sam.

Koniec

Komentarze

Po­zwo­lę sobie na swego ro­dza­ju uzu­peł­nie­nie po­wyż­sze­go tek­stu: Niko może i bę­dzie do­kład­nie taki sam, ale świa­do­ma, że Cosmo “za­fun­do­wał” jej VR Jen­ny­fer bę­dzie inna.

Chcąc do­brze, można, nie­ste­ty, prze­do­brzyć…

Bar­dzo udany tekst. Zrazu lekko trąci sche­ma­ty­zmem dzie­jów Jenny w okrut­nym i zde­hu­ma­ni­zo­wa­nym świe­cie, potem cu­dow­ne oca­le­nie bo­ha­ter­ki – i trzask, ka­ta­stro­fa. Kla­sycz­na pętla. W ca­ło­ści hi­sto­ria bar­dziej po­nu­ra od mno­żo­nych na pęcz­ki ob­raz­ków, jak to reszt­ki praw­dzi­wych ludzi wal­czą z bez­dusz­ny­mi au­to­ma­ta­mi o życie.

Hej!

Zga­dzam się, na­praw­dę dobry, do­pra­co­wa­ny tekst. Po­tra­fi za­grać na emo­cjach. A to chyba naj­waż­niej­sze. Po­przez formę mi­nia­tu­ry po­ka­za­łaś jak w so­czew­ce wy­jąt­ko­wo ostro to głę­bo­kie, bio­lo­gicz­ne pra­gnie­nie ma­cie­rzyń­stwa, ro­dzi­ciel­stwa. Widzę w nim (a może do­pa­tru­ję się sam) też traf­ną dia­gno­zę spo­łe­czeń­stwa już nam współ­cze­sne­go, kiedy wielu ludzi, z róż­nych wzglę­dów, de­cy­du­je się nie mieć dzie­ci. Oczy­wi­ście każdy czło­wiek ma do tego prawo. Mam jed­nak wra­że­nie, że osa­cze­ni ze­wsząd deh­mu­ni­zu­ją­cą tech­no­lo­gią i wy­cho­wa­ni na niej lu­dzie (czy to już? czy to jesz­cze kwe­stia czasu?) nie doj­rze­wa­ją na­praw­dę do tak od­po­wie­dzial­nych ról, ja­ki­mi są rola ojca i matki. Ci na­to­miast, któ­rzy tego pra­gną, po­wo­li prze­cho­dzą do mniej­szo­ści. Po­ja­wia się więc py­ta­nie, które bar­dzo umie­jęt­nie sama sta­wiasz: czy to rządy po­win­ny kon­tro­lo­wać to, kto ma dzie­ci, a kto nie? Eu­ge­ni­ka ode­szła w nie­sła­wie do la­mu­sa, jaką jed­nak mamy pew­ność, że nie wróci?

Po­ru­szasz rów­nież modne ostat­nio py­ta­nie o to, co jest rze­czy­wi­sto­ścią. Czy może ży­je­my w sy­mu­la­cji? Po­przez kon­kret­ny pro­blem świet­nie uka­zu­jesz ten dy­le­mat. Jak za­uwa­żył przed­mów­ca, czy jeśli Jen­ny­fer od­zy­ska dziec­ko, bę­dzie dalej po­tra­fi­ła tak samo się nim cie­szyć? Skoro wie, że nie jest praw­dzi­we? Ja jed­nak po­sta­wię spra­wę dość prze­wrot­nie: praw­dzi­we jest to, co prze­ży­wa­my. Nie ma zna­cze­nia, w jaki spo­sób nasz mózg jest po­bu­dza­ny. Czy to na­tu­ral­nie, czy to sztucz­nie. Jen­ny­fer od­czu­wa­ła obec­ność dziec­ka zu­peł­nie na­ma­cal­nie. I – jeśli ono do niej wróci – nadal bę­dzie je tak od­czu­wać. Mimo świa­do­mo­ści, że to tylko sy­mu­la­cja.

Pre­zen­tu­jesz już po­ziom, który moim skrom­nym zda­niem re­dak­cja Nowej Fan­ta­sty­ki mo­gła­by roz­wa­żyć na swo­ich ła­mach.

Po­zdra­wiam, 

Maldi

Cie­ka­we, fajne! :-) Żywić się złu­dze­nia­mi. Złu­dze­nia mogą być praw­dzi­we. Do­star­czać praw­dzi­wie od­czu­wa­ne­go sensu. Ba­zo­wa­łaś na in­stynk­cie i szoku.

 

Do­brze na­pi­sa­ne, skar­ży­py­tu­ję, zna­czy kli­kam. :-)

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

 

Hmm… Nie chcę na­rze­kać, bo ogól­nie tekst mi się po­do­ba. Za­sta­na­wiam się tylko, czy gdyby po­zba­wić go ele­men­tów fan­ta­stycz­nych nie byłby do­kład­nie o tym samym. Na przy­kład: ciąża uro­jo­na -> uro­jo­ny po­ród->klo­cek drew­na no­szo­ny na rę­kach -> szpi­tal psy­chia­trycz­ny ->po­wrót do re­al­nej rze­czy­wi­sto­ści. Może nawet byłby lep­szy. Wy­glą­da jed­nak, że bo­ha­ter­ka miała być w miarę nor­mal­na, lekko stuk­nię­ty zaś jej part­ner, który tyle czasu od­sta­wiał ten cyrk… W swo­jej pry­wat­nej kla­sy­fi­ka­cji nie za­li­czam więc utwo­ru do fan­ta­sty­ki. 

 

“Tak też w na­szej ro­dzi­nie po­ja­wił się Niko, mój ślicz­ny chłop­czyk.” 

To zda­nie za­pa­li­ło mi czer­wo­ną lamp­kę. Oprócz VR, mamy sys­tem głę­bo­kiej mo­dy­fi­ka­cji wspo­mnień, który praw­do­po­dob­nie jest tu naj­waż­niej­szy. Jeśli bo­wiem moż­li­we było za­im­ple­men­to­wa­nie wspo­mnie­nia aktu pro­kre­acji, ciąży, czy po­ro­du, to po­win­no być moż­li­we rów­nież za­pi­sa­nie wspo­mnień wy­cho­wy­wa­nia dziec­ka. Po co zatem VR? Co wię­cej, można było za­pi­sać wspo­mnie­nie o tym, jak dziec­ko do­ra­sta i za­kła­da wła­sną ro­dzi­nę. Można było wy­ka­so­wać wspo­mnie­nie z chwi­lą wy­ga­śnię­cia abo­na­men­tu. (Chyba to też było moż­li­we, jeśli bo­ha­ter­ka nie pa­mię­ta ope­ra­cji im­ple­men­ta­cji wspo­mnie­nia?) Można było w końcu za­pi­sać wspo­mnie­nie ca­łe­go jej życia i w za­sa­dzie na tym za­koń­czyć… ;) Nie­zwy­kłe urzą­dze­nie w po­sta­ci mo­dy­fi­ka­to­ra wspo­mnień do­pro­wa­dzi­ło do za­gma­twa­nia hi­sto­rii w spo­sób, jak mi się wy­da­je, dość de­struk­cyj­ny. Co zatem mamy? Opo­wia­da­nie o uczu­ciach matki, które nie jest fan­ta­stycz­ne + jeden fan­ta­stycz­ny ga­dżet, który je roz­wa­la od środ­ka + dużą licz­bę ar­te­fak­tów, któ­rych rolą jest imi­to­wa­nie ga­tun­ku. Hmm…

Adder – Jen­ny­fer jest osobą po­szko­do­wa­ną w ko­lej­nej już re­wo­lu­cji tech­no­lo­gicz­nej. Jest czło­wie­kiem bez­war­to­ścio­wym na rynku pracy, bied­nym, z na­ło­go­wą prze­szło­ścią. Ob­wi­nia swoją rze­czy­wi­stość i tech­no­lo­gię o wła­sny zły los, ucie­ka­jąc przed nią w ma­cie­rzyń­stwo – rzecz pro­stą, pier­wot­ną i po­zba­wio­ną w jej opi­nii te­go­tech­no­lo­gicz­ne­go "ze­psu­cia" – i to wła­śnie tam rze­czy­wi­stość do­pa­da ją naj­bar­dziej bez­bron­ną i wraż­li­wą. To imo różni temat od kla­sy­ki uro­jo­ne­go ma­cie­rzyń­stwa w wy­da­niu "psy­chia­trycz­nym".

slqn – no, nie wiem, nie wiem… :) Do­padł ją jej, nieco wal­nię­ty, uko­cha­ny, a nie tech­no­lo­gicz­na rze­czy­wi­stość. Za­ła­twić part­ner­ce hor­mo­nal­ną huś­taw­kę, amne­zję po­łą­czo­ną ze zmia­ną oso­bo­wo­ści, a na ko­niec trau­mę do końca życia i to bez jej wie­dzy. Ho, ho! Nie każdy po­tra­fi. Nawet w rze­czy­wi­sto­ści Two­je­go opo­wia­da­nia to po­win­no być ka­ral­ne. A nie jest, swoją drogą. Nor­mal­nie, “nie­bie­ska karta” by się na­le­ża­ła. 

 Cosmo wstrzyk­nął po kry­jo­mu swo­jej “na­rze­czo­nej” no­wo­cze­sny kok­tajl oksy­to­cy­ny, ad­re­na­li­ny, pro­lak­ty­ny, pro­ge­ste­ro­lu i czego tam jesz­cze, a potem pa­trzył jak sika mle­kiem na pół metra na widok każ­dej ku­kieł­ki przy­po­mi­na­ją­cej dziec­ko i prze­ży­wa ma­cie­rzyń­skie unie­sie­nia. Dosyć strasz­ne i po­wie­dział­bym kry­mi­nal­ne. 

Dla­te­go mimo wszyst­ko wo­lał­bym wer­sję “psy­chia­trycz­ną”, gdzie wro­giem Jen­ny­fer jest jej wła­sny umysł, a nie je­dy­na osoba, któ­rej ufa. Zresz­tą, można by i z Cosmo zro­bić współ­cze­sne­go opraw­cę. Np. apli­ku­je part­ner­ce środ­ki wy­wo­łu­ją­ce psy­cho­zę. Na­stęp­nie dość łatwo, jako byłej ćpun­ce, wma­wia, że uro­dzi­ła w nar­ko­tycz­nym wi­dzie, pod­kła­da ad­op­to­wa­ne dziec­ko, a na ko­niec fa­sze­ru­je hor­mo­na­mi. Wszyst­ko dla jej szczę­ścia i dobra “ro­dzi­ny”. Przy­kład ładu zbu­do­wa­ne­go na kłam­stwie i pod­ło­ści, które można by­ło­by zde­ma­sko­wać, lub nie. No, ale jest jak jest. A, jest faj­nie i fan­ta­stycz­nie, więc spoko i po­zdro­wie­nia.

Cześć,

 

Tro­chę taka oby­cza­jów­ka ubra­na w szaty scien­ce-fic­tion, ale mi się ogól­nie spodo­bał ten po­mysł i za­koń­cze­nie opo­wia­da­nia. Pod­czas czy­ta­nia rze­czy­wi­ście wy­obra­ża­łem sobie ob­raz­ki rodem z ja­kie­goś cy­ber­pun­ko­we­go Anime.

 

Po­zdra­wiam

Hm, nie czuję się prze­ko­na­ny.

Te 11k zna­ków jakoś nie rzu­ci­ło mi się w oczy, a że tagi za­zwy­czaj spraw­dzam po­bież­nie, spo­dzie­wa­łem się cze­goś bar­dziej… Nie chcę po­wie­dzieć ,,sen­sa­cyj­ne­go”, ale na­tych­mia­sto­wy twist ,,Nie było żad­ne­go dziec­ka” mnie roz­cza­ro­wał. My­śla­łem, że fak­tycz­nie będą tu ja­kieś po­szu­ki­wa­nia, wha­te­va, i do­pie­ro potem ewen­tu­al­ny cios w głowę, a tu… już, tak szyb­ko? Mó­wiąc w prze­no­śni, z ba­lo­ni­ka z na­pi­sem ,,Na­pię­cie” po­wie­trze ze­szło bar­dzo szyb­ko.

Pierw­sze sko­ja­rze­nie – ,,Black Mir­ror”, ale nie­ste­ty te od­cin­ki, które mi nie po­de­szły. 

Od stro­ny tech­nicz­nej bez za­rzu­tu.

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Prze­ra­ża­ją­cy, wcią­ga­ją­cy tekst. Taki, że mnie ze­żarł i wy­pluł.

Na po­cząt­ku za­ba­wa sche­ma­ta­mi wska­zu­je, że bę­dzie prze­wi­dy­wal­nie, a potem oka­zu­je się, że wszyst­ko stoi na gło­wie. Za­koń­cze­nie świet­ne.

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Oba­wiam się, że kiedy Cosmo wy­po­wia­da ostat­nie zda­nie: „– Wiesz… jeśli do­sta­nę zgodę na do­dat­ko­wy etat, jest szan­sa, że od­no­wię abo­na­ment. Bę­dzie wtedy taki sam jak wtedy, gdy ostat­ni raz go wi­dzia­łaś. Do­kład­nie taki sam”. – zu­peł­nie nie zdaje sobie spra­wy, że mówi nie­praw­dę.

 

czte­ry etaty w upa­da­ją­cej kor­po­ra­cji. Szyb­ko wpa­dłam głę­biej; al­ko­hol, speed, co ty­dzień nowi fa­ce­ci… → Nie brzmi to naj­le­piej. Czy za­miast śred­ni­ka nie po­wi­nien być dwu­kro­pek?

 

po­skle­ja­ne z dzie­sią­tek Udo­sko­na­leń… → Dla­cze­go wiel­ka li­te­ra?

 

We­zwa­łam Po­li­cję.We­zwa­łam po­li­cję.

 

– Numer oby­wa­te­la 37356… → – Numer oby­wa­te­la trzy sie­dem trzy pięć sześć

Li­czeb­ni­ki za­pi­su­je­my słow­nie, zwłasz­cza w dia­lo­gach.

 

Moje myśli były tak roz­bie­ga­ne, że cięż­ko mi było zło­żyć ko­mu­ni­kat. Moje myśli były tak roz­bie­ga­ne, że trud­no mi było zło­żyć ko­mu­ni­kat.

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Ciezko-a-trudno;19058.html

 

– Cze­kaj! Bła­gam! To jest małe dziec­ko! – wy­krzy­cza­łam na głos… → Zbęd­ne do­okre­śle­nie – czy można coś wy­krzy­czeć, nie uży­wa­jąc głosu?

 

Za­sty­głam wpół rzutu tecz­ką z do­ku­men­ta­mi o ścia­nę. → Za­sty­głam w pół rzutu tecz­ką z do­ku­men­ta­mi o ścia­nę

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Tekst świet­ny, ale prze­ra­ża­ją­cy, że może być wiesz­czy. Jest zło­wiesz­czy.

Witaj.

Przej­mu­ją­cy wy­ci­skacz łez. crying Brawa za po­mysł i jego re­ali­za­cję. Kli­kam i po­zdra­wiam ser­decz­nie. 

Pe­cu­nia non olet

Fajne, choć sądzę, że da­ło­by się ograć le­piej:P Po­mysł ma duży po­ten­cjał, koń­ców­ka dobra, aaale coś mi nie do końca klei. Chyba lekka na­iw­ność roz­wią­zań fa­bu­lar­nych (nie może zna­leźć nu­me­ru uro­dze­nia) i zbyt szyb­kie roz­wią­za­nie akcji – mi­ja­ją dwa aka­pi­ty roz­pa­czy i do­dzwa­nia się do Cosmo. Po­nad­to nie­zbyt prze­pa­dam za roz­wią­za­niem akcji jako wy­ja­śnie­nia przez kogoś (tu: Cosma). No i, to ewen­tu­al­nie, sporo miej­sca zaj­mu­ją Ci wspo­min­ki (np. o po­zna­niu Cosma).

Tym nie­mniej po­wta­rzam: po­mysł fajny, a i moim zda­niem – po lek­tu­rze dwóch opo­wia­dań:P – cał­kiem ład­nie pi­szesz.

Idę udać się do kli­kar­ni.

Слава Україні!

Hej! Po­mysł cie­ka­wy i z dużym po­ten­cja­łem, sądzę jed­nak, że z tek­stu znacz­nie wię­cej można wy­ci­snąć. Jak już tu parę osób za­uwa­ży­ło – szyb­kie roz­wią­za­nie akcji. Wy­da­je mi się, że le­piej by­ło­by wię­cej czasu po­świę­cić na dra­mat szu­ka­nia dziec­ka, a mniej na trosz­kę przy­dłu­ga­wy wstęp. W trak­cie szu­ka­nia bo­ha­ter­ka mo­gła­by wspo­mi­nać na­ro­dzi­ny dziec­ka itp., nada­ło­by to wię­cej dra­ma­ty­zmu oraz uszczu­pli­ło kilka pierw­szych aka­pi­tów opi­su­ją­cych dziec­ko. Le­piej szyb­ciej wpro­wa­dzić akcję, cho­ciaż przy 10tys zna­kach może nie ma to aż ta­kie­go zna­cze­nia, ale tekst zde­cy­do­wa­nie za­słu­gu­je na wię­cej słów. Ję­zy­ko­wo spraw­nie, hi­sto­ria emo­cjo­nal­na, a to za­wsze do­brze, bo takie się pa­mię­ta. 

Całe opo­wia­da­nie to wła­ści­wie build up pod finał, ale w sumie nie uwa­żam tego za pro­blem, bo koń­ców­ka jest świet­na – za­ska­ku­ją­ca i sta­wia­ją­ca całe opo­wia­da­nie na gło­wie. Dużo tu cy­ber­pun­ko­wych klisz (za­stę­po­wa­nie rze­czy­wi­sto­ści ilu­zja­mi, zmie­nia­nie swo­je­go ciała, trak­to­wa­nie czło­wie­ka, szcze­gól­nie ta­kie­go bez pie­nię­dzy, jako ma­ją­ce­go za­pła­cić klien­ta, a nie żywą isto­tę), ale wszyst­ko zo­sta­ło bar­dzo cie­ka­wie wy­ko­rzy­sta­ne. Po­do­ba­ło mi się.

All in all, it was all just bricks in the wall

Fajny tekst.

Rze­czy­wi­ście, part­ner tro­chę dziw­ny, ale może to wcale nie było bez wie­dzy bo­ha­ter­ki? Może naj­pierw wspól­nie pod­ję­li de­cy­zję, a potem jej się pa­mięć zmo­dy­fi­ko­wa­ło? Cho­ciaż to droga za­ba­wa, ra­czej nie­war­ta swo­jej ceny.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Nowa Fantastyka