Ojciec i syn chcą spędzić kilka wspólnych chwil. Separacja z matką niemal rozerwała niegdyś trwałe więzi. Jest wspaniały moment by podreperować relacje w parku rozrywki “Kwantowy Jar”. Czy ojcu wystarczy jeden dzień z synem, by ukoić ból rozłąki? Losy zakręca “Pozytywka Śmierci”, pradawny żal z przeszłości i drogowskaz przyszłości. Wystarczy zakręcić i pójść w wirujący tan, aż do upadku.
Kurt podał rękę ojcu, przekazując mu dane na temat rozmowy z matką. Przez złączone dłonie mężczyzn natychmiast przeszły pakiety danych, dzięki mocy obliczeniowej wielokrotnie przewyższającej możliwości maszyn z czasów lądowania na ziemskim satelicie. Wciąż wielu korzystało z tego porównania, jakby sugerując, że postęp zaczął nagle przypominać upadek z Księżyca, a nie pęd do przodu. Ojciec natychmiast włączył nagranie, twarz żony wyświetliła mu się w polu widzenia, jasna jak wschodzące Słońce. Mimo dawnych kłótni i nieporozumień, kobieta znalazła w sobie dość siły na niemal szczery uśmiech. Kurt przekazuał również kilka kredytów z długą datą ważności i zdjęcie śmiesznego kotka. Transakcja została zakończona pomyślnie, z brakiem zarejestrowanych strat w przesyle. Raporty o stanie przesłanych danych wyświetlały się za każdym razem. Obydwaj wyrazili kiedyś zgody na udział w programie testowym. Zapewne z przyzwyczajenia.
– Niezły ten kotek, Kurcie. Takich śmiesznych nie widziałem od dawna. Jaki puszysty! Musieli go karmić dobrym mięsem.
Widok kotka wywołał uśmiech na twarzy ojca. O żonie nie wspomniał, ich drogi rozeszły się kilka lat temu, choć czasem chciał się dowiedzieć jak sobie radzi. Mimo podziałów, próbował zachować pełny kontakt z synem. Wierzył, że dobrze wychowany chłopak to najlepsza inwestycja dla przyszłego staruszka. Obydwaj zdecydowali się na wspólny wypad do parku rozrywki. Dwóch facetów, gotowych na przygody i zew wolności.
Z parkingu miejskiej kolei podeszli pod bramę przypominającą ogrodzenie tajnego obiektu wojskowego. Wielki szyld mieścił napis „Kwantowy Jar”. Ten park rozrywki był jednym z najbardziej znanych miejsc w okolicy i pierwszym wyborem wielu rodzinnych wypadów mieszkańców pobliskich miast.
– Słuchaj tato – odezwał się Kurt, siadając na ławce. – Cieszę się, że razem spędzimy trochę czasu. Męczy mnie ta wasza separacja z matką, ale co zrobić. Teraz jestem na chwilę przy tobie. Zawsze dzieliło nas dwadzieścia lat życia, a zwykle dzieli nas w ogóle całe życie. Samo w sobie.
– Kurcie, też mnie posłuchaj – powiedział ojciec obejmując syna ręką. – Ja jeszcze zdążę zobaczyć jak ty będziesz stary. Pobędziemy ze sobą tyle, ile trzeba, by do tego doszło. Mamy inne czasy, inne możliwości. Mało kto umiera, a już na pewno nie ja i nie ty. Mama jest w innej sytuacji. Wcale nie cieszę się, że ona umrze tak jak każdy umierał kilkadziesiąt lat temu. Chciałem jej pomóc, ale sama zdecydowała. Do tego wolała mężczyznę, który umrze równie szybko. Tak czy inaczej, to nadal twoja matka – dodał rozgryzając orzeszka z paczki kolorowych kamyczków. Z napchanymi ustami dodał:
– Pewnie ją kochasz.
Kurt patrzył na ojca bez zrozumienia, ale przypomniał sobie, że przecież czeka ich czas zabawy. Roześmiał się i odpowiedział:
– Kocham was i nie chcę, żeby… żeby coś nas dzieliło. Nie chcę słyszeć o prawdziwym umieraniu! Wiem, że dziś przynajmniej nie umrę z nudów, tato!
Kurt spojrzał na tłumek ludzi przekraczający bramę parku rozrywki, wstał i gestem przywołał ojca, dodając:
– Może ją jeszcze przekonam do ciebie, na razie chodźmy się zabawić.
*
W małej budce biletowej siedział milczący człowiek ubrany na czarno, sprawdzał ręce niektórych gości. Kurtowi wydawało się, że gdy odrywał od niego wzrok, na moment oko biletera kręciło się we wszystkie strony. Jednak gdy znów na niego spojrzał, oczy wyglądały normalnie. Uznał ten ewenement za urok miejsca. Pierwsza atrakcja, którą chcieli odwiedzić z ojcem, znajdowała się przy fontannie radości. Na otaczającym ją murku, wśród opadających kropel wody, siedzieli młodzi ludzie. Jedli pożywienie z paczek, które po wrzuceniu do wody rozpływały się jakby nigdy nie istniały. Najwidoczniej niektórych tak bawiła ta sytuacja, że specjalnie wydawali pieniądze, żeby zobaczyć jak śmieci rozpływają się w fontannie. Nic nie pryskało, woda była w stanie absorbować śmieci zupełnie bez sprzeciwu. Po wyrzuceniu opakowań do fontanny, para młodych weszła do pomieszczenia, w którym znajdowała się atrakcja. Wielki szyld mieścił napis "Pozytywka śmierci". Młodzi przyłożyli ręce do dwóch osobnych czytników i zniknęli w cieniu wnętrza. Kurt uśmiechnął się i pociągnął ojca za ramię:
– No dawaj, stary człowieku, wejdźmy wreszcie do "Pozytywki". Zobaczymy jak się kurczysz w zmarszczkach!
– Dobrze synku-synalku, chodźmy. Chętnie zobaczę jak ty padniesz na moich oczach – odpowiedział ojciec i położył rękę na czytniku przy wejściu. Przed oczami wyświetlił mu się regulamin, który zatwierdził bez wahania. Kurt podekscytowany klikał wszystko równie żwawo i razem z ojcem weszli w cień pomieszczenia. Kotara omiotła ich twarze, zostawiając wrażenie przyjemnej miękkości.
Pokój, w którym się znaleźli, był okrągły. Wśród wszechobecnej czerni, widzieli siebie dokładnie przez odpowiednio ustawione światła, maskujące jednocześnie części elektroniki podpiętej przy suficie. Pomieszczenie zaczęło kręcić się wokół własnej osi. Ojciec i syn powoli szli, jakby spacerując. W owalnym pomieszczeniu rozlegały się dźwięki "Dla Elizy" Ludwiga van Beethovena.
– Tato, mam nadzieję, że jeszcze się nie zmęczyłeś. Przed nami wiele wyzwań!
– Ha, ha! Kurt, jestem jeszcze w pełni sił!
"Dla Elizy" przyśpieszyło, jakby w gramofonie ktoś przekręcił delikatnie potencjometr, pozwalający ustawiać dowolne obroty. Kurt czuł niewielkie przyciąganie do zewnętrznej strony okręgu, ale miał problem ze złapaniem barierki. Podniósł głowę i widział jak twarz ojca nieco wychudła.
– Tato! Co tam się dzieje? Jakiś mizerny jesteś!
– Ha, ha, ha! Synu, ja mam tyle sił! Czuję, że cię przeżyję z pięćdziesiąt razy – odpowiedział, ale z trudem łapał oddech.
Muzyka grała już szybko, jakby pianista miał zedrzeć palce do kości. Kurt poczuł, że kolana uginają się pod nim. Spojrzał na ojca, który niemal leżał na ziemi. Z jego trupiej twarzy wystawały przekrwione gałki oczne i usta złożone w diabelski uśmiech. Ojciec wycharczał:
– Kuuurt… Jesteśśs starr, hrmmm. Jesteś starsszzy niż ja!. Hhhra, hraaa… – śmiech ojca przerwał jegupadek na podłogę. Twarz jeszcze wygięła się w stronę Kurta, ale skóra spływała i gniła. Uśmiech znikał na rzecz wyszczerzonych zębów. Głowa stawała się powoli nagą czaszką.
– Tato! To jest zbyt prawdziwe, przerwijmy to! – krzyczał, ale czuł że coraz mniej może powiedzieć. Zaczął charczeć, czuł w płucach rozchodzącą się galaretę. Od pleców odpadały strzępy skóry. Spojrzał na ręce pokryte plamami, dotknął policzków, palec już prawie wchodził między zęby. "Dla Elizy" wybrzmiewało coraz ciszej i szybciej. Przestał czuć, słyszeć, widzieć. Dwa nagie trupy odbijały się w pomieszczeniu, rozpadając się na zmieszane kawałki kości w gnijącym mięsie.
***
Obydwaj wyszli z ciemnego pomieszczenia „Pozytywki”, przed sobą widzieli piękną fontannę radości. Podali sobie ręce, wymieniając się zapisem z rozrywki.
– Wiesz co Kurt? Jaki ty stary byłeś, nawet jak już czułem, że całkowicie padnę, widziałem, że ledwo trzymałeś się na nogach. – Klepnął syna w plecy.
– Tato, a ty siebie już obejrzałeś? Tak charczałeś przy śmiechu na końcu, jak stara pralka z filmiku.
Siedli razem przy fontannie na murku. Krople wody spadały na nich, ale nie odczuwali obecności żadnej cieczy na sobie. Nie byli nawet mokrzy.
– Tato co się dzieje z tą wodą?
Ojciec czujnie wyciągnął rękę. Nie widział na niej rozprysku kropel, ani nie czuł samej wody. Jednak po krótkiej chwili wszystko działało jak należy. Krople rozbijały się o skórę, a ojciec poczuł nawet dreszcz zimna. Z ciemnego pomieszczenia "Pozytywki Śmierci" wychodzili ludzie, których twarze były pozbawione rysów. Nos, oczy, czy usta pojawiały się dopiero z każdym krokiem, uzupełniając pustą przestrzeń. Wzrok Kurta zawiesił się na kobiecie, która szła całkiem naga bez twarzy. Dopiero po chwili zauważył u niej nos, oczy i uśmiechnięte usta. Na końcu doczytało się ubranie, zasłaniające nagość. Ojciec również był świadkiem tej sceny i zapytał syna:
– Kurcie, czy nam odwaliło? Powiedz mi. Ten regulamin atrakcji, czytałeś go? – Ojciec wyświetlał w swoim polu widzenia podpisany dokument.
– Właśnie patrzę. – Kurt przewijał szybko tekst i trafił na zapis informujący, że dalsze życie po atrakcji zostanie zapewnione w wirtualnym odpowiedniku świata zwanego dalej „realnym”. Niektóre elementy mogą być w fazie testów. Kurt ukrył twarz w rękach, płakał choć nie czuł łez. Podniósł głowę i wysyczał ojcu w twarz, przełamując wstyd:
– Ty skurwysynu… wiedziałeś o tym! Ty to zaplanowałeś, doprowadziłeś mnie do transferu bez mojej zgody. Chcę to cofnąć! – Kurt krzyczał, potem wstał próbując gdzieś pójść, nie wiedział jednak gdzie powinien się skierować. Miotał się. Ojciec wstał i złapał go za ramię:
– Kurt, zrobiłem to dla ciebie! Czy teraz nie spędzimy razem życia na naszych zasadach? Chodź ze mną. – Przyciągnął syna bliżej siebie. Kurt próbował walczyć, machać rękami, ale efekty nie były zbyt mocno odczuwalne, ani skuteczne. Ojciec złapał jeszcze mocniej syna i nie zauważając ostatecznie sprzeciwu, zwolnił lekko uchwyt. Twarz chłopaka dopiero teraz zalała się widocznymi łzami.
Przeszli przez szpaler zielonych drzew, który przeistoczył się w rdzawy tunel koron kasztanów. Spadały już z nich jesienne liście. Gdy aura pełna żółci i brązów wypełniła otoczenie, wcześniej zielone i jeszcze letnie, trafili na ogrodzony teren. Składał się z wielu wydzielonych niewielkich placów, z których każdy wyglądał nieco inaczej od sąsiedniego. To miejsce przypominało cmentarz, jednak zamiast oczekiwanych grobów, przestrzeń wypełniali po prostu ludzie. Niektórzy stali wykonując różne prace lub odpoczywali. Kurt zauważył, że każdy robił co innego, spędzając czas w niewidzialnych domach lub poza nimi. Ktoś zrywał owoce z drzewa do koszyka, a obok mężczyzna stał na drabinie. Jego najbliższy sąsiad wertował książkę, jednak przekładał stronę raz w lewo, raz w prawo. Kurt przeszedł z ojcem kilka alejek. W końcu zatrzymali się przy ogrodzeniu, za którym siedziała kobieta z kruczoczarnymi włosami. Grała na pianinie. Gdy weszli za bramkę, usłyszeli dźwięki "Dla Elizy", grane powoli i dokładnie.
– Mamo! – krzyknął Kurt, lecz nie słyszał odpowiedzi. Gdy dotknął ramienia matki, nie poczuł nawet materiału jej sukni. W dotyku kobieta wydawała się czymś w rodzaju marmurowego posągu, choć przecież ruszała się. Kurt zmartwiał na chwilę. Ojciec korzystając z chwili spokoju objął syna z tyłu i tłumaczył:
– Czujesz pewnie kamień dotykając ją, ja czuję wszystko co trzeba gdy kładę rękę na twoim ramieniu. Kiedy ona dołączy do nas, będzie żywa jak my. Przestanie być kamieniem. – Ojciec zabrał rękę i przyłożył ją pod piersią kobiety. Czuł bijące serce i uśmiechnął się.
– Czuję, że ona żyje. Widocznie nie jest tak ostrożna jak mi się wydawało i wkrótce do nas dołączy. Wysłałem jej kilka prezentów, niektóre z nich przenoszą twoją matkę do naszego świata coraz bardziej, ale nadal niewystarczająco.
Kurt sam wręczył niedawno matce urządzenie do regulacji pracy serca. Pomagał je ustawić, ale zrobił to szybko. Zaakceptował cyfrowe warunki użytkownika i oddał jej, zapominając o sprawie. Jednak nie pamiętał, czy cokolwiek ustawiał. I tak ten sprzęt przekazał mu najpierw ojciec.
– Kurt, kiedy ona umrze, przyjdzie do nas. Na razie możemy ją tutaj odwiedzać i patrzyć, czy jest jej z nami więcej. Dopiero po śmierci zobaczysz ją taką, jaką pamiętasz z najlepszych czasów spędzonych razem.
Kurt płakał powoli, wyczuwał już smak łez, ich ciężar i ciepło. Usiadł przy matce patrząc jak jej blade palce wygrywają melodię, a liście z drzew opadają na biały lakier pianina, efekty mocy obliczeniowej ich wirtualnej mogiły czy świata. Liście opadały na grające ręce, które mechaniczne odtrącały je w ferworze gry. Kurt przytulił się do matki, chcąc czekać już tylko na to, aż jej ciało nabierze ludzkiego ciepła. Ojciec usiadł po drugiej stronie i patrzył na dwa spadające liście. Przeniknęły się nagle, pozostając złączone w wyniku jakiejś anomalii. Zaczynał uważać, że ściągnięcie Kurta tutaj również było błędem i mógł tylko czekać, aż jego żona zakończy życie i znów będą wszyscy razem. Jeśli tylko mu wybaczy chwilową utratę syna i nie przerazi się na widok swojego zaginionego męża.
Koniec
Komentarze
W owalnym pomieszczeniu rozgrywały się dźwięki ---> czy na pewno rozgrywały się?
pianista miał wypluć z palców kości. ---> ciekawe. Zwykle wypluwamy coś z ust…
"Dla Elizy" grało coraz ciszej i szybciej. ---> samo siebie grało?
Kurt przewijał szybko słowa ---> może jednak tekst?
– Tu skurwysynu… ---> a tam? ---> Ty…
Kasztany ---> a dlaczego dużą?
<> To pewnie nie wszystko, ale to szansa dla innych czytających, będą mogli się wykazać :-) .
Dla mnie to nie groteska, lecz horror. Nieźle pomyślany, nieźle napisany. I to cały komentarz…
Pozdrawiam, Adam
Cześć Adam.
Dzięki za komentarz, wprowadziłem poprawki. Zostawiłem na razie wyplute kości, zobaczymy jak zniosą próbę czasu. Jeśli chodzi o tagowanie, jestem otwarty na modyfikacje. Starałem się opisać tekst w tagach w miarę wiarygodnie, ale z pewnością efekt nie jest idealny.
Dziękuję również za pozytywną opinię, bo tak ją odczytuję ;)
Artystom więcej, szybko!
Jasne, pozytywna. Nietypowy cel przejścia do VR, nietypowy mechanizm tego przejścia… Aż samo się dopisuje: pokombinuj nad głębszą, bogatszą, obszerniejszą wersją.
Dla mnie tekst trochę chropowaty. Składnia nie ułatwia czytania, ale chyba taki ma być urok. To już drugie opowiadanie, które czytam w ostatnich dniach, gdzie ludzie żyją w świecie całkowitego bezprawia. Robią sobie różne ohydne rzeczy, jakby grali sztukę w teatrze, po której zapalą się światła i wszyscy zadowoleni wrócą do domu. Wprawdzie jest podpisywana w tym przypadku jakaś forma zgody na zdigitalizowanie, ale przedstawione to zostało mało przekonywująco.
Obcinanie jąder w celu zatrzymania mutacji odeszło w niepamięć. Obecnie nikt, nikomu nie obetnie nóg, bo ktoś chodził za szybko, nawet jeśli otrzyma na to pisemną zgodę ofiary. Podważyłby to każdy prawnik. W przyszłości raczej nie będzie można nikogo zabić lub wymazać mu pamięci dla zabawy. Wydaje mi się, że świat nie podąża w tym kierunku. Powiedziałbym, że wręcz przeciwnie. Zmierza do hiper-kontroli tego, co jeden człowiek może zrobić drugiemu. W tym kontekście opowiadanie ma charakter szczególnie surrealistyczny.
Motywy patologicznego czynu ojca. Niejasne. Już S.Lem udowodnił, że idealna kopia dzbanu nie jest tym dzbanem, ale osobnym bytem. Nieśmiertelna kopia Kurta, nie będzie Kurtem, ale nieśmiertelną kopią Kurta. Ojciec musiał to wiedzieć w czasach powszechnej cyfryzacji ludzi. Tak kochał Kurta, że go zabił i w dodatku zastąpił spikselowanym kiczem? Co najmniej dziwaczne. Może sam nim będąc kierował się jakąś formą zawiści, chęci odwetu?
Cześć AdderMertoo:
Napisałeś, że bohaterowie robią coś bez zgody. Otóż nie do końca. Kilka razy w tekście pojawia się moment akceptowania regulaminów. Widzę, że się do tego odniosłeś, że to nieco za mało. Możliwe, kwestia tego jaką siłę ma jedno kliknięcie. Z doświadczenia wiem, że potrafi mieć ogromne znaczenie.
Kurtowi wydaje się, że na nic się nie zgodził, ale tak naprawdę zawsze akceptował wszystkie regulaminy i w papierach (a raczej cyfrowych odpowiednikach) wszystko się zgadza. Emocjonalnie może tego nie akceptować, może ojciec użył podstępu, ale przy żadnej zgodzie nie zadziało się nic, co byłoby wymuszone siłą. Bardziej emocje doprowadziły do tych “mimowolnych” zgód. Zwykle jednak nie jest to podstawa do anulowania, co raczej “Sprawa dla Reportera”. Coraz częściej potwierdzamy regulaminy, w których potwierdzamy takie rzeczy jak: “kupując produkt, tak naprawdę go wypożyczasz”, “zrzekasz się możliwości reklamacji”, “możemy ci wyłączyć sprzęt jesli uznamy, że jesteś przestępcą”. To uproszczenie, ale nie przeceniałbym świadomości wyboru. Oczywiście opisana w opowiadaniu zgoda może być wątpliwa, tak się zdarza, ale granice w społeczeństwie są wciąż przesuwane.
Oczywiście, możemy mieć tu do czynienia z surrealizmem. Jest to pewna wizja przyszłości, ale niewątpliwie połączona z estetyką i emocjami, które wykraczają poza zwykłe przepowiednie tego jak nam będzie (lub nie chcemy żeby nam było). Stąd informacyjnie groteska w tagach, choć to rzecz do dyskusji.
Czy Lem miał rację? Uważam, że jest to wciąż temat otwarty. Nadal nie znamy w pełni działania ludzkiego umysłu oraz nie znamy wszystkich źródeł jego istnienia. A co jeśli nie istnieje lokalna rzeczywistość i większość operacji dzieje się gdzieś na zewnątrz? W tej sytuacji umysł w ciele byłby tylko kolejną iluzją, którą można obejść przy rozwoju technologicznym. Nie wiem czy tak jest istotnie, pojawiają się artykuły, rozważania. Nie wydaje mi się, żeby w tym opowiadaniu chodziło o kopię. Raczej transfer na zasadach umożliwiających ten transfer.
Motywacje, czy ojciec był zły?
Martwi mnie, że w tekście ojciec wychodzi na szaleńca (ale może niezależnie od motywów, powinien być za takiego uznany). Jednak każdy wie, że prawda najczęściej leży po środku (z jakimiś odchyłami, w którąś ze stron). Czasem jej uznanie wymaga przełamania stereotypów czy nawet własnej wrażliwości. Ostatnie zdanie, które napisałeś jest interesujące:
Może sam nim będąc kierował się jakąś formą zawiści, chęci odwetu?
Nie znam się dokładnie na tym, ale nawet w różnych mitologicznych ujęciach zaznaczany bywa konflikt ojca z synem. Czasem nawet syn jest obrazowany jako ten, co w końcu musi zdominować ojca, choćby przez pewną brzydką czynność, którą opisałeś już w swoim komentarzu. Wydaje mi się, że to aspekt psychologiczny, przynajmniej w ujęciu człowieka (nie wiem jak w świecie zwierząt).
Nawet jeśli syn nie był ojcem technicznie, to psychologicznie może dochodzić do pewnego rodzaju zemsty. Może być też tak, że ojciec nie był jedynym winnym rozstania z żoną i dotychczas rozerwana rodzina, składała się na nowo tylko na jej zasadach. Mimo wszystko marzył o alternatywie, gdzie wszyscy są razem szczęśliwi.
AdamKB:
Mam tak, że napisane rzeczy nie znikają mi z głowy i czasem zdarza mi się rozwijać coś mimochodem (lub z nudów, w jakiejś życiowej sytuacji). Podejrzewam, że wersja rozwinięta już w jakiś sposób się zaczęła pojawiać. Możliwe, że coś powstanie w przyszłości. Mam tez inne teksty, które czekają na dokończenie w kolejce i staram się podwyższać powoli jakość pisania. Dużo mi dają komentarze.
Artystom więcej, szybko!
Obawiam się, Vacterze, że nie jestem najlepszą odbiorczynią podobnych tekstów, albowiem mój starczy umysł opiera się zrozumieniu opisanych tu spraw. Nie umiem sobie wyobrazić doznań, które były udziałem Kurta i jego ojca.
Mogę jednak powiedzieć, że czytało się nieźle, choć wykonanie mogłoby być lepsze.
Kurt spojrzał na tłumek ludzi przekraczający bramę parku rozrywki, wstał i gestem przywołał ojca, dodając: – Może ją jeszcze przekonam do ciebie, na razie chodźmy się zabawić. → Wypowiedź dialogową zapisujemy w nowym wierszu. Winno być:
Kurt spojrzał na tłumek ludzi przekraczający bramę parku rozrywki, wstał i gestem przywołał ojca, dodając:
– Może ją jeszcze przekonam do ciebie, na razie chodźmy się zabawić.
…znajdowała się przy fontannie radości. Przy wodzie… → Czy to celowe powtórzenie?
Przed oczami wyświetlił mu się regulamin, który szybko zatwierdził. → Czy zaimek jest konieczny?
…jakby pianista miał wypluć z palców kości. → Co miał zrobić pianista???
Proponuję: …jakby pianista miał zedrzeć palce do kości.
Kurt poczuł, że kolana traciły swoją wytrzymałość. → Zbędny zaimek – czy kolana mogły tracić cudzą wytrzymałość?
– Kuuurt… Jesteśśs starr, hrmmm. Jesteś starsszzy niż ja!. Hhhra, hraaa… – Śmiech ojca przerwało całkowite opadnięcie na podłogę. → – Kuuurt… Jesteśśs starr, hrmmm. Jesteś starsszzy niż ja!. Hhhra, hraaa… – śmiech ojca przerwało całkowite opadnięcie na podłogę.
Uśmiech znikał na rzecz wyszczerzonych zębów czaszki. → Zbędne dookreślenie – wiadomo, gdzie mamy zęby.
Wystarczy: Uśmiech znikał na rzecz wyszczerzonych zębów.
Od pleców wyrywały się niemal strzępy skóry, którymi próbował zaczerpnąć powietrza. → Nie bardzo rozumiem – czy próbował oddychać wyrywającymi się strzępami skóry?
Dwa nagie trupy odbijały się w pomieszczeniu rozpadając się na kawałki w gnijącym mięsie. → Co to znaczy, że trupy odbijały się w pomieszczeniu? Trupy są gnijącym mięsem, więc zastanawiam się, w jakim mięsie rozpadały się na kawałki?
– Wiesz co Kurt? Jaki ty stary byłeś, nawet jak już czułem, że całkowicie padnę, widziałem, że ledwo trzymałeś się na nogach. – klepnął syna w plecy. → – Wiesz co Kurt? Jaki ty stary byłeś, nawet jak już czułem, że całkowicie padnę, widziałem, że ledwo trzymałeś się na nogach. – Klepnął syna w plecy.
Krople wody spadały na nich, ale nie czuli wody na sobie. → Czy to celowe powtórzenie?
Może: Krople spadały na nich, ale nie czuli wody na sobie.
…ojciec poczuł nawet dreszcz od zimna. → …ojciec poczuł nawet dreszcz zimna.
…i wysyczał ojcu w twarz, przełamując swój wstyd: → Zbędny zaimek.
To miejsce Przypominało cmentarz,jednak zamiast grobów, na ławkach siedzieli ludzie. → Dlaczego wielka litera? Czy dobrze rozumiem, że były też cmentarze, na których na ławkach siedziały groby?
– Czuję, ze ona żyje. → Literówka.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dobry wieczór Reg.
Twoje uwagi z pewnością sprawią, że kolejne teksty będą jeszcze lepiej dopracowane. Emocje bywają różne przy lekturze, ale dla mnie informacja, że czytało się nieźle jest wiadomością, którą miło usłyszeć. Zaczynam powoli lepiej rozumieć potrzebę bycia zrozumianym przez czytelnika, bez tworzenia zbędnych woali w przekazie (a przynajmniej takich, których zrozumienie wymagałoby wykonania na mojej osobie złożonego rezonansu całego ciała i umysłu, który jeszcze w medycynie nie istnieje, a tym bardziej w literaturze).
Z dialogami staram się walczyć za każdym razem, korzystając z poradnika. Przyznam, że czasami się gubię, ale to nie oznacza wywieszenia białej flagi ;). Jestem gotowy wywiesić flagę z trupią czaszką i rozpocząć dialogowe abordaże na czytanych książkach.
Wszystkie Twoje poprawki zostały wprowadzone (Nie tylko do widocznego wyżej opowiadania. Popracuję na przykład nad niepotrzebnymi zaimkami w kolejnych tekstach.). Widzę, że zwróciłaś uwagę na dłonie wypluwające kości. Mamy więc 2 do 1. Adam też je zauważył. Zmieniłem ten “obrazek”, który trochę przypomina styl animacji amerykańskich sprzed drugiej wojny światowej. Tam plujące kośćmi ręce czułyby się jak w domu :)
Artystom więcej, szybko!
Vacterze, bardzo się cieszę, że zechciałeś skorzystać z uwag i uznałeś je za pożyteczne. Jeśli to sprawi, że będziesz pisać coraz lepiej, moja radość będzie ogromna.
Powodzenia!
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Przepraszam, ale odpadłem od tego tekstu z powodu babołów na początku:
[…] przebiegły impulsy z mocą obliczeniową wielokrotnie przewyższającą możliwości maszyn z czasów lądowania na ziemskim satelicie
Impulsy nie mają mocy obliczeniowej, mogą mieć: częstość, amplitudę, moc, a ostatecznie szybkość. Impuls to jest sygnał, dane, przekaz. Moc obliczeniową ma: procesor, komputer, względnie mózg. To trochę tak jakbyś pomylił wodę w kranie z miejską stacją uzdatniania. To rujnuje cały pierwszy akapit i zniechęca do dalszej lektury. W każdym razie takim technicznym upierdliwcom jak ja.
Jeśli ktoś przy nim majstrował, musiał włożyć w to więcej wysiłku, niż było warto. Nieco tego wysiłku wykazał Kurt przekazując również kilka kredytów z długą datą ważności i zdjęcie śmiesznego kotka.
Sorry – tego wysiłku, który ktoś inny mialby włożyć potencjalnie w zafałszowanie nagrania? Trochę się to kupy nie trzyma.
"Dla Elizy" przyśpieszyło, jakby w gramofonie ktoś przekręcił delikatnie gałkę.
Jestem prawie tak stary jak Edzia Górniak (c.a. 4000 lat) i wiem co to gramofon. Nie pamiętam jednak takiej gałki w gramofonie. Przy okazji – czy zwiększenie obrotów płyty przyśpiesza tempo muzyki? Śmiem twierdzić, że zasadniczy efekt jest zgoła inny. Przy okazji – bohaterowie wiedzą co to gramofon?
Do trzech razy sztuka, dalej nie dałem rady czytać. To nie znaczy, że opowiadanie jest złe. Ale wymaga znacznych korekt.
W komentarzach robię literówki.
Cześć Vacter, Szanowny Autorze,
Oczywiście, (prawie) wszystkie Twoje argumenty do mnie trafiają i są co do zasady OK. Pozostaje pewne, “ale”, jednak nie jest ono, ani wyraźne, ani bezdyskusyjne. Mówiąc wprost, wielu Autorów umieszcza swoich bohaterów w pewnej kliszy, którą nazwałbym kapitalizmem P.K.Dicka, inaczej świecie, w którym radośni komiwojażerzy noszą w swoich walizeczkach np. proszek na podróże międzygwiezdne. Niestety świat był, jest i będzie inny. Dużo bardziej ponury.
Co do umysłu jako avatara, tak może być. To chyba św. Augustyn napisał, że wszyscy jesteśmy zanurzeni w Bogu. A ktoś inny, że jesteśmy snem Boga. Ale, to nie mieści się w poetyce tego opowiadania, które, swoją drogą, bardzo mi się, pomimo mojego stękania, podobało. :)
NaN
Przy okazji – czy zwiększenie obrotów płyty przyśpiesza tempo muzyki? Śmiem twierdzić, że zasadniczy efekt jest zgoła inny.
Tak, tempo muzyki się zwiększa, a tonacja wzrasta. Dotyczy płyty gramofonowej.
Dobry wieczór NaN:
Wprowadziłem poprawki, odnosząc się do Twoich uwag.
W kwestii impulsów, być może konstrukcja zdania jest niejasna. One dzięki tej mocy przebiegły, a gdzie owa moc musiała zadziałać by to umożliwić, to już kwestia niuansów technicznych. Trochę to skorygowałem, żeby nie mylić. Może zamiast impulsów powinny być pakiety? Uznałem jednak, że impulsy łatwiej się kojarzą z potocznego spojrzenia.
Co do obrotów na gramofonie. Jest to metafora, ale nie do końca odbiega od stanu faktycznego. Znalazłem nagranie przykładowe: https://youtu.be/vxVmU-_MjKw?t=177. Nieco skorygowałem to zdanie. Mam gramofon pod ręką i zakładam, że płynna zmiana obrotów byłaby ciekawym doświadczeniem, ale bezużytecznym w zwykłym sprzęcie (prędzej dj’a). Wyobrażam sobie jak ktoś ustawia prędkość na ucho. Chciałbym mieć takie coś mimo wszystko ;)
Bohaterowie mogą wiedzieć co to gramofon, czemu nie. Równie dobrze możemy zapytać, czy w 2022 znamy gramofony. Czy ma to znaczenie dla narracji? Czy narrator powinien być niejako z czasów bohaterów?
Zatrzymajmy się jednak przy tym, że nie widzę problemu, żeby gramofony istniały w świecie, w którym istnieje fontanna oraz park rozrywki i pomieszczenie z możliwością obrotu. W grze Cyberpunk 2077 istnieją gramofony i odtwarzacze winylowe. Ludzie wierzą widocznie, że to nie minie. Też bym chciał wierzyć, bo choć cyfrowe nagrania mają dobrą jakość, to jednak winyl daje okazje do obcowania z realnym nośnikiem, który nie jest do końca tylko nośnikiem.
Zdarza się tak czasem, że jakiś tekst nie przyciągnie na tyle, by przymknąć oko na aspekty, w których jesteśmy (lub czujemy się) specjalistami. Doskonale to rozumiem. Natomiast widzę, że jednak trochę cię ciągnie do sfery magicznej, skoro zatrzymujesz się na trójce.
Co powiesz na drugą trójkę? :)
AdderMertoo:
Miło mi, ze się podobało :). Stękać zawsze warto, nie musimy zgadzać się na uproszczenia czy niedomówienia. Kapitalizm K. Dicka brzmi ciekawie, ale z tą radością to nie jestem pewien do końca. Może zależy od książki (ponoć też od tego czy oryginał czy tłumaczenie, czyli sposób napisania, który wpływa na odbiór wesoły lub smutny). Ten kapitalizm P.K. Dicka bardziej mi się skojarzył z początkiem Kongresu Futurologicznego Lema (ale może to rodzaj parodii). Tam jest bardzo radośnie, a przecież latają kule i bomby.
O świecie można toczyć długą dyskusję, każdy z nas ma pewne doświadczenia związane z sytuacjami, które zaobserwował. Ktoś w kraju powie, że ludziom żyje się całkiem dobrze i bezstresowo. Ktoś inny powie, że się nie da żyć. Kto ma rację? Być może istnieje jakaś uniwersalna formuła ujęcia świata, ale moim zdaniem nie będzie nigdy tak, że jak jest prawo to działa tak samo dla każdego, a jak jest zło, to każdego uderza kijem. A jak jest dobro, to każdy jest uśmiechnięty. Nie ma dużego systemu politycznego czy społecznego, w którym nie zginęła bez własnej woli choćby jedna osoba. Ale to już rozważania poza opowiadaniem ;)
Reg: Obietnica radości też motywuje :)
Artystom więcej, szybko!
W kwestii nieszczęsnego gramofonu, to skoro zeszło już na takie technikalia, to proszę bardzo: puszczona na przyśpieszonych obrotach płyta (lub kaseta analogowa) odtwarza dźwięki o podwyższonej częstości. Mam więc efekt balonika z helem. Fakt, muzyka będzie miała szybsze tempo, podobnie jak mowa, ale główny efekt to będzie właśnie owo nieznośne skrzeczenie. Jeśli obroty przyśpieszą o powiedzmy 15-20%, to przyśpieszenie tempa będzie nieznaczne, natomiast podwyższenie częstości będzie bardzo mocno odczuwalne przez ludzkie ucho (i bardzo irytujące). Dlatego nadal uważam, że cała wyrafinowana metafora jest nietrafiona.
W komentarzach robię literówki.
To zależy jak na to patrzysz. W FL studio (lub innym kombajnie muzycznym, z odpowiednim pluginem udającym analog) jeżeli nagrasz na pianinie fragment w formie nieedytowalnej, możesz naciskając dowolny przycisk na klawiaturze midi uzyskać przyśpieszenie oraz podniesienie tonacji (co zapewne można wykonać w inny sposób). W pewnym momencie efekt staje się komiczny, ale jest dużo poziomów, na których ma sens. Powolny utwór pianistyczny w stylu Chopina będzie brzmiał jak odgrywany na Klawikordzie. Tak przetworzony utwór pasuje do pozytywki nawet bardziej niż oryginalny. Brak wokalu ułatwia sprawę.
Jeżeli dźwięk powolnego utworu pianistycznego, przeradzający się w szybkie partie Klawikordu jest skrzeczeniem, to jest to już bardziej osobista preferencja. W pewnym momencie skrzeczenie nastąpi, ale jak szybko? Czy pokrętło musi być tak czułe, że po przesunięciu o kilka stopni wywali obroty na 75? Niekoniecznie.
Zgodzę się jednak, że gałka czy pokrętło mogą mylić. Zmodyfikowałem fragment, nie wiem czy zwróciłeś na to uwagę. Natomiast uważam, że przyśpieszenie płyty spełnia warunki, można by się pokusić o usunięcie gramofonu na rzecz czegoś innego, ale może inni inaczej to odbiorą. Mniej rygorystycznie :)
Artystom więcej, szybko!
Mnie się nawet podobało.
Fabularnie to miniaturka, ale rozkręca się na tyle wolno, że nie zmieściłeś się w szorcie.
Zaskoczyło mnie, że do tak istotnej zmiany wystarczy udzielana bezmyślnie zgoda. Wszyscy wiedzą, że czasem klika się bezmyślnie na wszystkie zgody, żeby obejrzeć śmieszny obrazek, przeczytać artykulik na pół strony itp. Ale gdyby ktoś podpiął pod te kliki zgodę na wycięcie nerki czy wzięcie kredytu, wybuchłaby dzika awantura. A tu zmiana jest jeszcze ważniejsza. Dziennikarze o tym nie piszą, oburzeni ludzie nie plotkują? Ta łatwość mi zgrzytnęła.
Ojciec natychmiast włączył nagranie, twarz matki wyświetliła mu się w polu widzenia,
Ojciec raczej widział twarz byłej żony niż matki.
Babska logika rządzi!
Dzień dobry Finklo:
Bardzo miło, że Ci się podobało. Masz rację z tym szortem. Nie wspomnę, że pomysł chciałem zawrzeć w drabble, ale szybko zrezygnowałem z tej formy i usiadłem natychmiast do pierwszych zarysów czegoś nieco dłuższego.
Wierzę, że potwierdzanie regulaminów, które doprowadzają do transferu człowieka na tamten świat może być kontrowersyjne, a wręcz niewiarygodne. Być może ten element wymagałby cięższego opisu. Jednak do takiego łatwego ujęcia tematu (który nie uważam za idealny) skłoniła mnie dewaluacja wartości człowieka w społeczeństwie, którą zauważyłem przez ostatnie kilka lat. Pewnie zawsze tak było, ale pierwszy raz spotkałem się w sytuacji, kiedy osoby teoretycznie będące zaufanymi osobami publicznymi, nawołują wręcz do linczu na innych ludziach, praktycznie bez konsekwencji. Do tego te rzeczy dzieją się teraz, a nie w literaturze czy w książkach historycznych (ponoć żyliśmy w czasach końca historii). Później nastąpiły inne sytuacje, które znamy i pomyślałem, że jednak “życie ludzkie jest najwyższą wartością” nie jest do końca zdaniem prawdziwym. Kiedy już w naszych czasach przekonujemy się, że wartość człowieka ulega swego rodzaju inflacji, to czy po kilkudziesięciu latach nie dojdziemy do momentu, w którym przeniesienie do wirtuala będzie niewiele się różnić od odwiedzenia strony internetowej? Myślę, że wartość życia ludzkiego jest tutaj istotna. Właściwie powinno mnie cieszyć, że nie tylko Tobie zgrzyta taki opis. Może to przesada, że życie ludzkie tak bardzo straci na wartości, że odejście w wirtual będzie łatwiejsze od podróży samolotem. Chyba, że powolnymi krokami ktoś doprowadzi nas do sytuacji, w której przestaniemy się szanować.
Poprawiłem pomieszanie z żoną i matką ;)
Artystom więcej, szybko!
Przez złączone dłonie mężczyzn przebiegły impulsy dzięki mocy obliczeniowej wielokrotnie przewyższającą możliwości maszyn z czasów lądowania na ziemskim satelicie.
Czy mam rozumieć, że te impulsy przebiegały, bo miały większą moc obliczeniową niż komputery z lat 60 ubiegłego wieku? Przyznam, że się nie znam, ale czy impulsy aby na pewno mają moc obliczeniową?
A nawet jeśli mają, to przebiegły dzięki mocy obliczeniowej wielokrotnie przewyższającej…
Ojciec natychmiast włączył nagranie, twarz żony wyświetliła mu się w polu widzenia, jasna jak wschodzące Słońce. Mimo dawnych kłótni i nieporozumień, znalazła w sobie dość siły na niemal szczery uśmiech.
Czy to twarz żony znalazła w sobie siłę na niemal szczery uśmiech?
Obydwaj wyrazili kiedyś zgody na udział w programie testowym. Zupełnie bezwiednie, choć bardziej z przyzwyczajenia.
Zgodę. Obaj wyrazili, czy też każdy z nich wyraził jedną zgodę na udział w programie.
Słowem choć wprowadzamy zdanie podrzędne (lub wyrażenie mu równoważne), którego treść jest w jakimś stopniu przeciwna treści zdania nadrzędnego. W tym wypadku bezwiednie i z przyzwyczajenia znaczą właściwie to samo, więc spójnik choć nie ma tu zastosowania.
– Niezły ten kotek (PLUS PRZECINEK) Kurcie, takich śmiesznych nie widziałem od dawna. Jaki puszysty! Musieli go karmić dobrym mięsem.
Czekaj, panowie ściskają sobie dłonie, co powoduje przepływ danych. Syn wysyła ojcu zapis z rozmowy z matką. I tu pojawia się pierwsze pytanie: czy matka wiedziała, że ta rozmowa będzie przekazana jej eks. Raczej musiała, skoro siliła się na uśmiech. Natomiast jak się mają do tego kotek i kredyty już nie rozumiem.
Obydwaj wybrali się na wspólny wypad do parku rozrywki.
Spotkali się przed parkiem rozrywki, a więc się do niego wybierali.
Z parkingu miejskiej kolei podeszli pod bramę przypominającą ogrodzenie tajnego obiektu wojskowego, którego wielki szyld mieścił napis „Kwantowy Jar”.
Hmm, czy brama przypominała ogrodzenie tajnego ośrodka wojskowego o nazwie Kwantowy Jar?
– No dawaj (PLUS PRZECINEK) stary człowieku, wejdźmy wreszcie do "Pozytywki". Zobaczymy jak się kurczysz w zmarszczkach!
Takich gramatycznych babolków i niezręczności jest w tekście więcej. I trochę to przegadane.
Wyjątkowo wredy skurczybyk z tego tatusia. Najpierw mówi synowi, że obaj nie umrą, a potem funduje mu śmierć i informuje go, że powolutku zabija też matkę, która miała czelność ułożyć sobie życie po swojemu, z kimś innym. Dziwi mnie łatwość wyrażania zgody na procedurę. Fakt, ci, którzy dali się głupio złapać są już w wirtualu, ale jakieś rodziny jednak zostały, ktoś narobiłby krzyku.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Witaj, Irka_Luz.
Dziękuję za Twój komentarz. Przejrzałem Twoje uwagi i wprowadziłem zmiany w tekście. Kilka rzeczy wyjaśnię dodatkowo:
Raczej musiała, skoro siliła się na uśmiech. Natomiast jak się mają do tego kotek i kredyty już nie rozumiem.
To po prostu dodatkowe elementy, które Kurt “zaszył” w jednej sesji przekazywanych danych. Coś jakby spakować w folder skompresowany dokument CV i zdjęcie z wakacji dodatkowo. Po prostu wyraz przyjaźni syna, dobrej woli. Nie tylko przekazuje nagranie od matki, która zdecydowała się w ten sposób jednostronnie skontaktować z ojcem (obraz nie jest “na żywo”), ale dorzuca jakieś drobnostki od siebie.
Wyjątkowo wredny skurczybyk z tego tatusia. Najpierw mówi synowi, że obaj nie umrą, a potem funduje mu śmierć i informuje go, że powolutku zabija też matkę, która miała czelność ułożyć sobie życie po swojemu, z kimś innym. Dziwi mnie łatwość wyrażania zgody na procedurę. Fakt, ci, którzy dali się głupio złapać są już w wirtualu, ale jakieś rodziny jednak zostały, ktoś narobiłby krzyku.
Słuszna uwaga. Zgoda była łatwa, jest to temat kontrowersyjny z naszego punktu widzenia i wymagałby sporego uzasadnienia w dłuższym tekście. Właściwie nie umarli, przeszli do życia, które według ojca jest tą wymarzoną wiecznością. Jest jednak świadomy, że matka nie przejdzie do nich ani podstępem, ani świadomie, więc liczy na jej rychłą śmierć w realnym świecie, a wcześniej częściowe transfery różnych jej części.
Na końcu wypunktowałaś całkowicie sensownie, “co na to rodziny”? To bardzo dobre spostrzeżenie, przyznam, że nie rozmyślałem dużo o tej skali problemu. Myślę, że tekst kończy się w momencie, w którym reakcja matki nie mogła zostać jeszcze zarejestrowana i opisana. Musiałoby upłynąć kilka godzin po “przejściu”, zanim doszłoby do zaniepokojenia matki. Więc przy dłuższej formie na pewno byłaby to sprawa, którą należałoby dobrze opisać. Tutaj opowiadanie kończy się na pewnym zawieszeniu sytuacji. Spojrzenie z perspektywy świata matki mogłoby wiele uściślić. Jak sprawa wygląda globalnie? Wydaje mi się, że jak w każdych czasach, pojawiają się szaleńcy, o których świat dość szybko zapomina, ale nie są zwykle większością czy codziennością. Myślę, że opisany przypadek jest pewnym ewenementem, do tego względnie subtelnym. Przynajmniej do czasu.
Artystom więcej, szybko!
Witaj.
W Twoim opowiadaniu został poruszony dość ważki problem – emocje dziecka (choćby już dorosłego) z rozbitej rodziny. Taka zmiana zawsze wpływa na psychikę. Jeśli nie dochodziło wcześniej do poważnych zajść (sadyzm, znęcanie się, bicie itp.), dziecko zazwyczaj stara się pamiętać “stare, dobre czasy” i nadal darzyć miłością oboje rodziców, mieć z nimi kontakt, a może nawet wierzyć, że rodzinę da się jeszcze odbudować.
Sporo fragmentów jest dla mnie całkiem niejasnych, spowitych tajemnicą, niedopowiedzianych, ale – jak rozumiem – na tym polega urok całości. Zgadzam się z AdamemKB, że to horror. Sceny z rozpadem ciał mimowolnie przypominają “Ducha”.
Moje sugestie co do spraw technicznych:
Jeśli ktoś przy nim majstrował, musiał włożyć w to więcej wysiłku, niż było warto. Nieco wysiłku na pewno wykazał Kurt, przekazując również kilka kredytów z długą datą ważności i zdjęcie śmiesznego kotka. – trochę mi zgrzytnęło powtórzenie w zdaniu po zdaniu tego samego słowa
Transakcja została zakończona pomyślnie, z brakiem zarejestrowanych strat w przesyle. Raporty o stanie transakcji wyświetlały się za każdym razem – tu podobnie
Takich fragmentów jest więcej, np.:
Gdy jesienna aura wypełniła zupełnie otoczenie, wcześniej zielone i jeszcze letnie, trafili na ogrodzony teren. Składał się z wielu ogrodzonych niewielkich placów, z których każdy wyglądał nieco inaczej od sąsiedniego.
Pokój, w którym się znaleźli (przecinek) był okrągły.
Wśród wszechobecnej czerni, (bez przecinka) widzieli siebie dokładnie przez odpowiednio ustawione światła, maskujące jednocześnie części elektroniki podpiętej przy suficie.
Przeszli przez szpaler zielonych drzew, który przeistoczył się w rdzawy tunel koron (przecinek) z których spadały już jesienne liście. – powtórzenie
Pozdrawiam.
Pecunia non olet
Przeczytałem. Nie moje klimaty. Zbyt horrorowaty tekst, ale pomysł doceniam. Pozdrowienia.
Hej Bruce!
Dziękuję za przekazane uwagi. Poprawiłem wskazane w tekście zdania. Będę zwracał większą uwagę na powtórzenia. Emocje dziecka są ważne, choćby dlatego, że to późniejsze emocje dorosłego. Człowiek o tym zapomina czasem, nawet w odniesieniu do siebie, nieświadomie wykonując scenariusz, który napisał mu “dom”. Czasem nawet świadome unikanie oczywistych błędów, przykrywa tylko przekazywanie toksycznych zachowań, które nie są proste do zrozumienia. Na przykład brak nadużywania alkoholu to tylko powierzchowna reakcja na błędy w rodzinie. Pod tą wstrzemięźliwością może kryć się ogrom nienawiści i “złych skojarzeń” wywołujących agresję w nieodpowiednim kierunku (na przykład w stronę dziecka).
Widzę, że sugestia określenia opowiadania jako horror powtarza się. Spróbuję wprowadzić zmianę kategorii. Usunąłem również groteskę, zgodnie z tym co zasugerował AdamKB (skoro już mamy horror).
Hej Koalu!
Dziękuję za odwiedziny. Widziałem, że dodałeś do kolejki. Myślałem o Twoim podejściu do horrorów, ale czułem się zbyt niepewny w określeniu gatunku, żeby ustawić opowiadanie jako horror ;)
Dzięki za docenienie oraz kolejny głos w temacie gatunku!
Artystom więcej, szybko!
Bardzo mi miło, Vacter, dziękuję.
Masz całkowitą rację – zapomina się o emocjach dziecka, a one są potężne i ważą potem nad całym życiem.
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Można jeszcze zadać pytanie: Na ile powinniśmy rozumieć trudną sytuację innych, a na ile powinniśmy ludzi traktować jako w pełni odpowiedzialnych za swoje czyny? To jest problem, bo jedni rozpracują sobie wszystko, ale będą żyli wśród tych, którzy dalej funkcjonują we mgle niezrozumianych emocji sprzed lat.
Jednak idąc tropem zrozumienia, dojdziemy do wniosku, że nikt niczego nie dokonuje i nie istnieje wolna wola, bo życie człowieka to domino pokoleniowe.
Mam wrażenie, że czasem jest tak, ze jak ktoś pada, to się go podnosi. Jednak kiedy stoi to się go w mordę wali :)
Artystom więcej, szybko!
Mam wrażenie, że czasem jest tak, ze jak ktoś pada, to się go podnosi. Jednak kiedy stoi to się go w mordę wali :)
Przykre, lecz okrutnie realne.
Można jeszcze zadać pytanie: Na ile powinniśmy rozumieć trudną sytuację innych, a na ile powinniśmy ludzi traktować jako w pełni odpowiedzialnych za swoje czyny?
Też często zastanawiałam się np. nad tym, na ile można “wybaczyć/zrozumieć” sadyście/sadystę, który po prostu sam niegdyś był ofiarą i teraz znęca się nad innymi, bo nie nauczono go niczego innego. Czy to go w ogóle usprawiedliwia? A może – wręcz przeciwnie – właśnie dawne ofiary sadyzmu nie powinny same w przyszłości tak postępować?
Temat – rzeka…
Pecunia non olet
To prawda, jest to temat rzeka. Ostatnio przyszło mi do głowy, że niektórzy są uwikłani w sytuacje, w których po prostu nie mogą się zmienić, bez ryzyka odpadnięcia z wyścigu. Muszą gnać, nie okazywać słabości i nadal odczuwać jakieś zadowolenie. Więc wykorzystują sprawdzone techniki, czasem z przeszłości.
Niektórzy musieliby niemal dosłownie “sprzedać wszystko co mają” i pójść za kimś lub za czymś. Jednak wszelkie zobowiązania, które były niegdyś obietnicą szczęścia, skutecznie utrudniają ewentualną drogę naprawy. Dlatego chyba już nie jest tak popularny coaching, co różnego rodzaju medytacje. Czyli nie zmieniam spraw, ale pracuję nad uznaniem, że niczego nie ma i wszystko zależy od mojego podejścia do sytuacji.
Ostatnio czytam “Pawilon szósty” Czechowa (to właściwie opowiadanie, powinienem już skończyć). Myślę, że prowadzone tam dialogi (a nawet wszystko inne) doskonale podejmują temat “czucia” i “ignorowania” związanego z medytacjami, stoicyzmem etc. Choć wcale nie neguję, że dystans do odczuwanych nieprzyjemności różnego rodzaju jest rzeczą dobrą i wielu ludziom tego brakuje na co dzień. Jednak faktem jest również to, że jednostkom o pewnym statusie społecznym łatwiej osiągnąć taką naziemną nirwanę niż innym, nie mającym odpowiedniego statusu :)
Artystom więcej, szybko!
(…) faktem jest również to, że jednostkom o pewnym statusie społecznym łatwiej osiągnąć taką naziemną nirwanę niż innym, nie mającym odpowiedniego statusu :)
Niestety…
Pecunia non olet
Hej, Vacter
Ciekawy prawie-szort. Nie jestem na świeżo po lekturze, ale miałem dwa przemyślenia:
Cytując Finklę:
Zaskoczyło mnie, że do tak istotnej zmiany wystarczy udzielana bezmyślnie zgoda.
Drugie przemyślenie:
Scena, w której bohaterowie znajdują się w pozytywce, jest straszna. Znaczy strasznie dobra :)
Całość mi się podobało, było krótkie i trochę abstrakcyjne. Przyjemnie się czytało.
Pozdrawiam
Hej Ramshiri,
Dziękuję za pozytywny komentarz. Pewne nieoczekiwane rozwiązania trzeba zapewne w tekście argumentować ciężej, żeby czytelnikowi nie zgrzytało. Zwrócę na to uwagę.
Chciałem napisać drabbla w pierwszej wersji, ale zrozumiałem, że to jednak za mało. Wystrzeliłem w stronę szorta, ale nie trafiłem równo w 10 000.
Mam nadzieję, że lektura była interesująca, a przynajmniej niemęcząca :)
Artystom więcej, szybko!
Powiadasz, że celowałeś w drabelka, ale wyszło Ci 12,5 kilo znaków? Duży rozrzut. ;-)
Babska logika rządzi!
Tak, to niestety pokazuje jak dużo mogłem mieć na myśli pisząc drabble do tej pory. Wziąłem sobie do serca komentarze i zamiast oczekiwać zdolności jasnowidzenia, napisałem więcej ;).
Ale do drabbli jeszcze wrócę.
Artystom więcej, szybko!
Hej, przybyłam z komentarzem. :)
We wstępie jest zapowiedź tego, co dostaniemy w opowiadaniu. I to dość rozbudowana zapowiedź, jak na krótką formę. Chyba wolałabym nie mieć aż takich podpowiedzi, choć z drugiej strony rozumiem, że dla kogoś, kto szuka konkretnego opowiadania, zachęci to lub nie. ;)
Czytam początek i mam takie silne wrażenie Twojego pisania. Chyba nigdy nie miałam czegoś takiego na forum, ale może to kwestia, że Ty się dużo udzielasz na SB (ja zresztą też xd) i może Twój styl pisania gdzieś mi w głowie został. Wspominałam już chyba, że Twój styl wypowiedzi kojarzy mi się z bohaterem „Oderwij wzdłuż linii” (swoją drogą, naprawdę świetny, króciutki serial).
Ale do rzeczy. Pierwszy akapit jest bardzo długi. Myślę, że przydałoby się go rozdzielić na minimum dwie części. Nadałoby to przejrzystości i pozwoliłoby czytać bez zagubienia (ulituj się nad tymi, co czytają na komórce ;)), a poza tym zachęciłoby bardziej do tekstu, bo widząc taką ścianę tekstu już na samym wstępie, to może trochę odstraszyć. ;)
O matce nie wspomniał, ich drogi rozeszły się kilka lat temu, choć czasem chciał się dowiedzieć jak sobie radzi.
Z czyjego punktu widzenia jest narracja? Wszystkowiedzącego? Bo jeśli tak, to powyższe zdanie brzmi dziwnie. Tak, jakby ojciec nie wspomniał o swojej matce, a przecież chodzi o żonę?
Podoba mi się pomysł na przekazywanie danych za pomocą złączonych dłoni. Kto wie, może taka przyszłość nas czeka. ;) Zaciekawiłeś mnie też tą wzmianką, że materiał był czysty, więc jeśli ktoś przy nim majstrował, to zadał sobie trud. Czyżby ktoś majstrował?
(Edycja: z opowiadania nic takiego nie wynika, więc ta wzmianka jest jak dla mnie zbędna).
Dochodzę do momentu pomysłu odwiedzenia parku rozrywki. Trochę za dużo streszczeń jak na mój gust. Wiem, że są osoby, które streszczenia bronią i okej, szanuję to, każdy czyta to, co lubi. Mi tutaj brakuje po prostu elementu zaskoczenia, takiego punktu zahaczenia, który wciągnie mnie w tekst i od początku sprawi, że będę ciekawa „co dalej?”.
W tym przypadku fajnie, gdybym nie wiedziała, że ojciec i syn zaniedbali kontakt, gdybym musiała się o tym dowiedzieć z tekstu, z ich interakcji. Na początku Kurt podaje ojcu dane rozmowy z matką, mamy informację, że byli kiedyś skłóceni, ale to przeszłość. Dlatego dla mnie ciekawsze byłoby odkrywanie tych kart powoli, zaskoczenie, że poszli gdzieś razem, mimo że ich relacje nie są idealne.
Mimo podziałów, próbował zachować pełny kontakt z synem. Wierzył, że dobrze wychowany chłopak to najlepsza inwestycja dla przyszłego staruszka. Obydwaj zdecydowali się na wspólny wypad do parku rozrywki, by odnowić zaniedbany kontakt.
Tutaj coś mi się gryzie. Ale po kolei: pierwsze zdanie sygnalizuje, że ojciec Kurta próbował zachować pełny kontakt z synem, więc skąd w trzecim zdaniu ta wzmianka o zaniedbaniu kontaktu? Jeżeli tylko próbował, a nic nie robił, to pierwsze zdanie nie ma sensu. Próbować to sobie można… No i drugie zdanie: Eem… co? Skoro tak wierzył, że dobrze wychowany chłopak to inwestycja, to czemu nic nie robił i zaniedbał kontakt? Ja bym te ogólniki wprowadzające zamęt wyrzuciła.
Dwóch facetów, gotowych na przygody i odrobinę wolności.
A czemu odrobinę wolności, byli w więzieniu albo mieli ciężkie życie bez możliwości wychodzenia z domu?
Obydwaj zdecydowali się na wspólny wypad do parku rozrywki, by odnowić zaniedbany kontakt.
okolicy i pierwszą planowaną atrakcją wspólnego wypadu.
Tutaj w pierwszym zdaniu piszesz, że zdecydowali się na wypad do parku rozrywki, a dalej w tekście można przeczytać, że to była pierwsza planowana atrakcja wypadu. Czyli jak w końcu: wypad dotyczył tylko parku rozrywki czy był jednym z elementów?
odezwał się Kurt siadając na ławce.
Ja tam lecę na czuja, więc dałabym przecinek. ;) Dwie czynności to jednak dwie czynności.
Ten dialog trochę taki za szybki, ledwo się spotkali, a już kawa na ławę i to tak na luzie, bez stresu, bez niezręczności. Brzmi to jak ułożona w głowie przemowa, spisana na kartce i czytana przez Kurta bez zająknięcia. Jak go męczy separacja, skoro podchodzi do tego tak lekko i mówi o tym otwarcie?
Pobędziemy ze sobą tyle ile trzeba
Przecinek się zgubił przed ile.
Podoba mi się, że ojciec podjada orzeszki. Zawsze cenię takie elementy opisów czynności zamiast w kółko „powiedział”, „odparł” itd. ;)
Dialogi brzmią czasami topornie i mam na to pewną radę: czytanie na głos. Pomyśl sobie, że mówisz do kogoś tak na szybko, w trakcie rozmowy i powtórz słowa Kurta: zazwyczaj w mowie nie wypowiadamy aż tak długich słów, raczej w pośpiechu powiemy wersję skróconą.
– Kocham was obydwoje i chciałbym, żeby nic nas nie dzieliło. Nie chcę słyszeć nic o prawdziwym umieraniu! Wiem, że dzisiaj na pewno przynajmniej z nudów nie umrę, tato!
Moja propozycja:
– Kocham was i nie chcę, żeby… no, żeby coś nas dzieliło. Nie chcę słyszeć o umieraniu! Wiem, że dziś raczej nie umrę z nudów, tato!
Jeżeli słowo „prawdziwym” przy umieraniu jest ważne, to można dodać. I nie, nie mówię, że moja wersja jest do wklejenia do Twojego opowiadania, bo to Twoje opowiadanie i Ty o wszystkim decydujesz. Ja tylko polecam przeczytać Ci jedną i drugą wypowiedź na głos. ;) Tylko o to mi chodzi, o pokazanie różnicy. ;)
Po gwiazdce znowu mamy obszerny akapit i znowu chętniej czytałabym go przy podziale na dwie części. A poza tym bileter i jego oko skojarzyło mi się z Moodym z HP. :D
Ciekawie przedstawiasz świat, ta fontanna i znikające w niej śmieci, nie spotkałam się z czymś takim, podoba mi się, że naturalnie do tego podchodzisz, że ludzie wrzucają tam kolejne śmieci, żeby tylko patrzeć, jak znikną.
Tutaj następuje ten haczyk, o którym wspominałam: rozpalenie ciekawości. Tytuł opowiadania to Pozytywka Śmierci i kiedy ojciec z synem wchodzą do tej atrakcji, od razu uruchamia mi się tryb „o kurczę, ciekawe co to będzie?” i sprawia, że opowiadanie mnie wciąga.
już łapał oddech.
Muzyka grała już szybko
Powtórzenie „już” trochę psuje klimat, to wyżej można wyrzucić. Poza tym – robi się mrocznie, mamy śmiechy i luz u bohaterów, a wiemy, że coś jest nie tak. To sprawia, że atmosfera się zagęszcza.
śmiech ojca przerwało całkowite opadnięcie na podłogę.
To zdanie mi nie pasuje, zwłaszcza to „całkowite opadnięcie”.
Za to klimat jest mroczny, proces starzenia widowiskowy i realistyczny, taka makabra w niby niewinnej zabawie. Ostatni akapit jest naprawdę dobry. Wychodzą Ci te opisy uśmiercania w przyśpieszonym tempie, wychodzą.
– Wiesz co Kurt?
Przecinek przed Kurt.
– Wiesz co Kurt? Jaki ty stary byłeś, nawet jak już czułem, że całkowicie padnę, widziałem, że ledwo trzymałeś się na nogach. – Klepnął syna w plecy.
– Tato, a ty siebie już obejrzałeś? Tak charczałeś przy śmiechu na końcu, jak stara pralka z filmiku.
Ten dialog jest o wiele lepszy niż poprzednie. Taki naturalniejszy.
– Tato co się dzieje z tą wodą?
Przecinek po „tato”.
Wyszli z atrakcji i to mi się podoba, trochę obawiałam się standardowego rozwiązania: atrakcja okazuje się prawdziwa, więc umierają i koniec opowiadania. Cieszy mnie, że tego uniknąłeś. ;)
że dalsze życie po atrakcji zostanie zapewnione w wirtualnym odpowiedniku świata zwanego dalej „realnym”.
O kurczę, CO?! Co to za atrakcja, że coś takiego funkcjonuje i nie informują o tym wielkimi literami na wstępie? Ogólnie pomysł jest świetny, zaskoczyłeś mnie, a to na duży plus. Ale brakuje mi tutaj logicznego podejścia, bo regulamin regulaminem, ale istnieją przecież ludzie, którzy go nie czytają i powinno to być mocniej podkreślone.
Kurt ukrył twarz w rękach, płakał choć nie czuł łez.
Przecinek przed „choć”.
– Ty skurwysynu… Ty wiedziałeś o tym!
Naturalniej brzmi jak nie ma drugiego „ty”. A poza tym dobrze oddane emocje.
– Kurt zrobiłem to dla ciebie!
Przecinek po „Kurt”.
Czy teraz nie spędzimy razem życia tak jak chcemy.
Dziwne zdanie.
Przeszli przez szpaler zielonych drzew, który przeistoczył się w rdzawy tunel koron kasztanów. Spadały
To bym dała w osobnym akapicie.
Gdy aura pełna żółci i brązów wypełniła zupełnie otoczenie,
Słowo „zupełnie” zbędne.
mijając wiele sytuacji codziennych.
To puste słowa, lepiej napisać, jakie sytuacje, wystarczy krótko podać jedną czy dwie albo nic nie podawać. ;)
stając z chwili spokoju objął syna z tyłu i tłumaczył:
Hm, to brzmi tak, jakby objął go tak przytulając od tyłu, a chyba nie o to chodzi?
oddał jej zapominając o sprawie.
Przecinek po „jej”.
Ostatni akapit znowu długi, polecam podzielić. ;) Poza tym bardzo ładnie, tak malowniczo opisany. ;)
Ojciec usiadł po drugiej stronie i patrzył jak dwa liście spadając na ziemię, przeniknęły się pozostając złączone w wyniku jakiejś anomalii.
Tutaj przekombinowane zdanie.
widok swojego znienawidzonego męża.
Zbyt mocne słowo jak na początek, w którym mamy tylko „niemal szczery uśmiech”, a skoro uśmiech, to ciężko o faktyczną nienawiść.
Pomysł miałeś bardzo ciekawy, świat przyszłości, fontanna, tytułowa Pozytywka, w której uczestnicy doświadczają prawdziwej śmierci, przenosząc się do wirtualnego świata. Trochę za mało było dla mnie relacji na linii ojciec-syn, ale tekst jest krótki, więc też nie jest to duży zarzut.
Jeszcze odnośnie tej atrakcji, w której podpisywanie regulaminu wystarczy do uśmiercenia.
Patrząc na to logicznie, to zbyt naciągane, że wystarczył podpis do odejścia ze świata. Dlatego warto może podkreślić, że w tym świecie większość ludzi chce przejść do tego drugiego świata, że to normalne i popularne, że nikogo to nie dziwi. Wtedy unikniesz problemu, że wystarczył zwykły podpis.
Myślę, że może przydałby się jakiś dialog ojca i syna o wujku, który przeszedł do tego świata i zrobił to na urodzinach? Może coś w stylu przechodzenia do świata po zakończeniu wszystkich swoich spraw? Może rozmowa o tym, że kiedyś to uśmiercanie i trafianie do wirtualnego świata było tylko dla wybranych, a teraz to powszechne i nikogo nie dziwi?
Pozdrawiam serdecznie,
Ananke
Hej Ananke. Bardzo dziękuję za ten komentarz. Od rana wezmę się za robotę i wszystko przebadam. Podobają mi się Twoje wskazówki. Chciałem jednak już teraz coś napisać ;)
Artystom więcej, szybko!
Dziękuję za odpowiedź. ;) Mam nadzieję, że nie byłam zbyt przemądrzała, ale trochę emocje mną targają. ;)
Mam nadzieję, że jeszcze pogadamy tu pod opowiadaniem. ;)
Dobry wieczór Ananke,
Przebrnąłem przez epopeję Twojego komentarza i miło mi, że tak dokładnie przebrnęłaś przez mój tekścik. Wprowadziłem poprawki, jednak kilka z nich wymaga jeszcze czasu. Mam plan poprawić dialogi na początku oraz dopisać fragment opisujący życie matki poza światem opowiadania. Według moich rozmyślań, tam znajdziemy odpowiedź na łatwość przejścia oraz inne sprawy.
Wiele rzeczy, o których piszę, przeważnie “widzę”. Pewnie im mniej sobie wyobrażę, tym trudniej mi coś dobrze opisać. Dialogi też łatwiej pisać wyobrażając sobie bohaterów w sytuacjach niż lecieć na flow. Spróbuję początek dialogów odegrać lepiej i naturalniej. Pisałem je z zamysłem, że bohaterowie są trochę na wyjściowym haju, jednak więcej to miało wspólnego z pierwotną wersją. Owa pierwotna wersja praktycznie pozbawiona była emocji. Ale to już inny temat :)
Pozytywka od początku była centralnym punktem i od niej się wszystko zaczęło. Od tej wizji. Po prostu to zobaczyłem, siedząc sobie dokładnie tu, gdzie siedzę pisząc te słowa.
Dużo mi daje to co napisałaś. Czasem człowiek się zastanawia, czemu coś nie zagrało. Czasem wie, że coś nie gra, ale nie jest pewien, czy nie przesadza z wyczuciem. Jeżeli coś mi pasuje, a innym nie, to zwykle problemem jest to, że nie opisałem kawałku świata, który już wymyśliłem i na jego podstawie pisałem dalej.
Ach, i ojciec stał tam za synem. Tak.
Artystom więcej, szybko!
I Tobie też dobrego wieczoru życzę. :)
O, jestem ciekawa tego fragmentu poza światem, jak już dopiszesz to daj znać.
Też sporo sobie wyobrażam i mam problem z opisami, bo w głowie wszystko jest, więc niekoniecznie chce mi się to przelewać na papier.
A co do Pozytywki to pomysł bardzo ciekawy, lubię motywy, w których początkowo nie wiemy, że bohaterowie trafili do innego, w tym przypadku wirtualnego świata. Ostatnio oglądałam taki serial. ;)
Wiesz, czasami coś nie gra kilku osobom, a dla innych jest okej. ;) Grunt to po wskazaniu przez komentujących, zastanowić się, co sami myślimy. Ja za często lecę w abstrakcję i niekoniecznie większość wie, o co mi chodzi, więc jak mnie ludzie hamują i piszą, że nie rozumieją, to wolę mimo wszystko napisać następnym razem bardziej zrozumiale. A przynajmniej się staram :)
Mi się wydaje po czasie, że ta piosenka uruchomiła u mnie powstawanie Pozytywki Śmierci po wielu latach. Dzisiaj mnie olśniło:
Wiem, że niektórzy się tutaj zastanawiali jak to możliwe, że z łatwością udzielono zgody na przejście do wirtuala? Ostatnio w TV leci reklama, która zachęciła mnie do powrotu tutaj:
Jak ją oglądam, to wydaje mi się jakby po skanowaniu skończył się już żywot bohaterów i byli już w wirtualu. Reklama wydaje mi się dość niepokojąca.
Zero zastanowienia, po prostu akcja reakcja. Na co dzień nie jest inaczej, taka jest kultura funkcjonowania w internecie i podpisywaniu zgód wśród większości. A jeżeli tak łatwo z miejsca bezmyślnie przekazać tzw. wrażliwe dane, to jaki problem wprowadzić przepisy pozwalające na bardziej inwazyjne rzeczy, tak jak dzieje się to w przypadku ryzykownych zabiegów medycznych?
No i jeszcze kwestia winyli, która tutaj stała się jakąś niezgodą straszliwą. Przed momentem przez pomyłkę gałką nastawiłem 45 zamiast 33. Przesłuchałem tak kawał utworu, brzmiał dobrze i naturalnie. Skumałem dopiero jak wolna sekcja trąbek, zamiast dostojnie, brzmiała dynamicznie i galopująco. Ale jakość na tym przyśpieszeniu nie została utracona.