
Mars. Piękna planeta, skrywająca w swoim wnętrzu wiele nieodkrytych tajemnic.
Coś takiego udało mi się wyskrobać po dwumiesięcznej przerwie. Mam nadzieję, że się spodoba, a nadzieja podobno umiera ostatnia... ;)
Mars. Piękna planeta, skrywająca w swoim wnętrzu wiele nieodkrytych tajemnic.
Coś takiego udało mi się wyskrobać po dwumiesięcznej przerwie. Mam nadzieję, że się spodoba, a nadzieja podobno umiera ostatnia... ;)
Dave zdjął skafander, powiesił go na ścianie i z westchnieniem ulgi opadł na kanapę. Miał za sobą osiem godzin spędzonych na powierzchni Marsa. Strużki potu spływały mu po karku i wpadały za kołnierz koszuli. Przez chwilę siedział w milczeniu, rozkoszując się ciszą. Następnie sięgnął do kieszeni spodni i wyjął woreczek ze znajdującymi się w środku kilkoma kostkami. Jedną z nich włożył do ust, a natychmiast poczuł przyjemny chłód.
Przez chwilę korciło go, by spożyć następną. Już wyciągnął rękę, dotknął gładkiej powierzchni. Jednak pohamował się i gwałtownym ruchem cofnął dłoń. Doskonale pamiętał widok starego przyjaciela, z którego ust sączyła się ślina. Potrząsnął głową, jakby chciał odegnać złe myśli. Nie był w stanie całkowicie wymazać tego obrazu z pamięci, a może po prostu nie chciał, by zniknęło? Widział już wielu ludzi, którzy padali w drgawkach na podłogę. Oswoił się z tym. Jednak śmierć przyjaciela to było coś innego. Zacisnął zęby. Nie chciał już dłużej o tym myśleć. Z trudem zmusił wyobraźnię, by zaczęła pracować. Obraz z wolna zaczął się zniekształcać i przemieniać w znacznie mniej brutalną scenę.
Dave odchylił głowę do tyłu i przymknął oczy. Teraz zobaczył staw i otaczający go pierścień z drzew. Słyszał śpiew ptaków i czuł woń kwiatów. Gdzieś na drodze wesoło turkotał wóz. Dzieci krzyczały radośnie, bawiąc się w berka. Stare dobre czasy, a przynajmniej tak je zapamiętał.
Z rozmyślań wyrwało go pukanie do drzwi i spokojny głos:
– Mogę wejść?
Dave uśmiechnął się i poderwał z kanapy.
– Jasne, stary! – krzyknął, podchodząc do drzwi, które właśnie uchyliły się, ukazując krępą sylwetkę Barta.
Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie.
– Siadaj i opowiadaj – powiedział Dave, gestem wskazując przyjacielowi miejsce na kanapie, sam zaś złapał taboret z kąta sali i ustawił go naprzeciwko Barta.
– Energii, jak widzę, ci nie ubyło. – Bart roześmiał się, widząc, jak Dave z lekkością młodzieńca sadowi się na drewnianym stołku.
– Mamy dopiero dwadzieścia pięć lat, przecież nie będę chodził o lasce.
– A ja czuję się, jakbym był znacznie starszy – odparł Bart i westchnął.
– A co, włosy zaczynają ci siwieć? – Dave zmusił się do uśmiechu.
– Wysłali nas tutaj, gdy byliśmy pełni marzeń, nikt nie powiedział, jak będzie naprawdę – Bart niespodziewanie spoważniał.
– Jeszcze tylko rok i wracamy. Stary, pomyśl, jak na Ziemi będą nas witać. Kupę pieniędzy dostaniemy, nasze rodziny będą żyć w dostatku.
– Przyleciałem tu z pasji, to wszystko jawiło mi się jako świetna przygoda. Oni nas oszukali. Rozumiesz mnie?
Dave przytaknął, był jedną z nielicznych osób, które zachowały zdrowy rozsądek, choć przyleciały na Marsa dla pieniędzy. Jego rodzina potrzebowała gotówki i wtedy pojawiła się szansa. Dave nie mógł jej odrzucić.
– Ciężko było w kopalni? Tak, wiem, nie było lekko… – wyszeptał z wyraźnym współczuciem Dave. Bart w odpowiedzi zaśmiał się nerwowo, gwałtownie przekrzywiając głowę.
– Wszystko w porządku? – Dave zadrżał. Przez chwilę patrzył w milczeniu na przyjaciela. Nie poznawał go, ale skądś pamiętał to uczucie, to nie była pierwsza osoba, której się to przytrafiło.
– Będzie dobrze. – Chciał, by jego głos zabrzmiał spokojnie. Bezskutecznie.
Bart potrząsnął głową i z przerażeniem spojrzał na swoje ręce, cały się trzęsąc.
– Co tam się stało? – Dave zadał kolejne pytanie, zaglądając w rozszerzone źrenice kolegi.
– Nie wiem, czy nie majaczę… Jestem pewien, że tam w jaskiniach coś spotkałem. Widziałem… Dwumetrowego zielonego potwora. On wszedł do statku, lecącego na Ziemię. Widziałem go. Miał krwiste oczy i przenikliwy wzrok. Ukryłem się za skałami, ale przysiągłbym, że słyszałem czyjś krzyk. Przysięgam! Uwierz mi.
Twarz Davea wykrzywił grymas bólu. Jego najbliższy przyjaciel zwariował, teraz był tego pewien. Wszyscy w jaskiniach tracili zmysły. Bart najwidoczniej nie był wyjątkiem.
– Wąskie dziury, musiałem się w nie wpychać, badać. Wciągnęły mnie czyjeś macki. Broniłem się, wołałem o pomoc, nikt nie przybiegł… Zielona maź wprawia ludzi w obłęd. Otępia zmysły. To jest prawda! Proszę, pomóż mi… Tonę, a inni… Inni zaraz też będą tonąć – dokończył Bart i wyciągnął drżącą dłoń po pozostawioną na łóżku torebkę z kostkami. Dave nie protestował, nawet wtedy, gdy jego przyjaciel włożył jedną z nich do ust. Z rozpaczą szukał w oczach Barta dawnego człowieka, ale widział tylko pustkę. Przeklętą pustkę. A on nie mógł nic zrobić, nie mógł pomóc. Westchnął ciężko i spuścił głowę.
Jednak gdy z powrotem podniósł wzrok na przyjaciela, z zaskoczeniem stwierdził, że na twarzy Barta z powrotem wystąpiły rumieńce. Dave z trudem powstrzymał się od radosnego okrzyku. Może kostka pomogła? Nie powinna, ale…
– Co się stało? – zapytał Bart, rozglądając się po pokoju.
– Przysnąłeś, widać podróż cię wymęczyła – odparł Dave i zmusił się do uśmiechu.
– Ach, tak? Możliwe, praca w jaskiniach i dziurach męczy… Ale drugi raz już tam nie pójdę, z każdym dniem będzie tylko lepiej. Jeszcze chwila i wracamy!
– Tak, zdecydowanie należy nam się chwila odpoczynku – Dave podszedł do przyjaciela i poklepał go po plecach. – Co powiesz na partyjkę szachów?
Bart uśmiechnął się szeroko.
– Jasne, brakowało mi tych pojedynków z tobą przez ostatnie miesiące. Mam nadzieję, że się podszkoliłeś?
– Ależ oczywiście, poznałem kilka nowych debiutów.
– To przynoś te szachy – powiedział Bart i mrugnął pojednawczo.
Dave podszedł do szafy, przekonując siebie w myślach, że zły stan przyjaciela się już nigdy nie powtórzy. Jednak w głębi serca w to nie wierzył, ale co innego mu pozostało? Mógł tylko wykorzystać ostatnie chwile, które dostał od życia. Stan wariatów zawsze się pogarszał, z dnia na dzień, najpierw były tylko chwilowe omamy, a później… Wolał o tym nie myśleć.
Właśnie wyjmował zakurzone pudełko z szachami, gdy z głośnika w kącie pokoju wydobył się kobiecy głos:
– Panowie, zapraszamy do sterowni, odzyskaliśmy sygnał z Ziemią. Ruszać się.
Dave wymienił spojrzenia z Bartem.
– Idziemy? – zapytał Dave.
– No jasne, że idziemy. Z tego, co słyszałem, nie mieliśmy połączenia z Ziemią przez ostatnie kilka dni. Ciekawe, co mają nam do powiedzenia.
Oczy Barta zaświeciły się.
– No tak, żal by było przegapić taką okazję.
Dave uśmiechnął się i ruszył w stronę drzwi.
***
Gdy Dave i Bart weszli do sterowni, powitały ich spojrzenia trzech kompanów. Pomieszczenie było duże, a po ścianach wiły się setki kabli, aż do środka sali, gdzie znajdowało się główne stanowisko. Jeden wielki ekran i kilka mniejszych. W półmroku migotały setki małych diod, które przypominały lampki zawieszone na choince. Charakterystyczne buczenie wielkiego komputera zmieszało się z głosem siedzącego w fotelu starca, dowódcy zespołu:
– Jeszcze chwila. Komputer zaraz odczyta wiadomość.
Dave pokiwał głową ze zrozumieniem. I wyciągnął dłoń ku kobiecie, która zawołała ich niedawno przez głośnik.
– Witaj, Dave. Sygnał z Ziemi jest zaszyfrowany, to pierwsza taka sytuacja. Też czujesz to napięcie unoszące się w powietrzu? Ciekawe, co mają nam do powiedzenia. – powiedziała drżącym głosem i ochoczo potrząsnęła dłoń mężczyzny. Następnie zwróciła się do Barta – Witaj, my się już dzisiaj widzieliśmy, prawda? Dobrze, że wróciłeś. Brakowało nam ciebie w zespole.
– Nawet nie wiesz, jaka to ulga, znów was widzieć – odparł z uśmiechem Bart.
Dave podszedł do stojącego na uboczu ponuraka i z uśmiechem powiedział:
– Nie pal tyle, bo nie urośniesz.
Na twarzy mężczyzny pojawiło się coś na kształt uśmiechu.
– Patrzcie go, pyskuje, ale nigdy nic na talerzu nie zostawił.
– A co mam zrobić, jak takie dobre potrawy gotujesz? Ostania zupa to po prostu cudo. Boję się, żebyś nam przypadkiem nie umarł w podróży.
– O mnie się nie martw, a zresztą…
– Mamy to! – krzyknął starzec.
Wszystkie oczy zwróciły się na wielki ekran.
– Film? – zdziwił się Dave.
– Tak, film, ale wysłali nam to w formie cyfr. AI na szczęście sobie z tym poradziła – odparł przywódca i nacisnął zielony przycisk „Odtwórz”.
Dave spojrzał na Barta. Przyjaciel także był zaskoczony. Taka sytuacja nie miała miejsca nigdy wcześniej. Z Ziemi musiało przyjść coś naprawdę ważnego.
Na ekranie wyświetliła się postać mężczyzny w mundurze z trudem łapiącego oddech. Żołnierz cały drżał i rozglądał się z niepokojem na boki. Wreszcie otworzył usta. Za pierwszym razem słychać było jedynie niewyraźne charczenie, ale zmusił się do spokoju:
– Przylecieli na Ziemię… W statku. Cała planeta jest czerwona od krwi. Zielone bestie. Liczą dwa metry. Mnożą się na potęgę. Przeklęte… – Mężczyzna zakrył twarz rękami i z trudem wypowiedział kilka kolejnych słów. – Nie wracajcie! Bo zginiecie, proszę was. Proszę! – Ściana w tle zabarwiła się krwią. Mężczyzna gwałtownym ruchem wcisnął przycisk.
Dave zamarł w miejscu, podobnie, jak reszta kompanów. Usłyszał przyśpieszone bicie swojego serca i poczuł, że nie może oddychać, jak gdyby, coś złapało go za gardło. Nie chciał wierzyć w to, co usłyszał. Przecież Ziemia nie mogła tak nagle umrzeć! Wszystko stracić. Przez mgłę widział wciąż migające diody, jednak teraz przypominały mu one ślepia potwora. Usłyszał przeraźliwy krzyk, jakby ktoś był w tym pokoju torturowany przez wściekłą bestię. Pomyślał, że to nieprawda, ale to i tak nie miało znaczenia… Coś rozdzierało mu serce, chciało odebrać wszystko, co miał.
Usłyszał wołanie rodziny. Głos niósł się daleko i wzmacniał na sile. Krzyczeli rozpaczliwie o pomoc, ale ta nie nadchodziła. Krzyki z chwili na chwilę stawały się coraz bardziej bolesne i pozbawione nadziei. Zdawało mu się, że coś wchodzi do jego umysłu i mówi:
– Straciłeś ich na zawsze… Na zawsze…
– Nie! To nieprawda! – krzyk Davea rozdarł powietrze. – To wszystko… To wszystko to kłamstwa.
Dave trzęsąc się wstał i przesunął wzrokiem po sali. Bart klęczał, powtarzając w kółko kilka bezsensownych zdań. Dave gwałtownym ruchem odwrócił wzrok, nie mógł na to patrzeć. To musiał być koszmar, przeklęty sen, ale nie prawda… Jednak koszmar wydawał się tak prawdziwy, zbyt prawdziwy.
Towarzyszka leżała w bezruchu na podłodze. Zemdlała? Dave nie miał pojęcia. Wszystko słyszał i czuł jakby w spowolnionym tempie. Z rozpaczą spojrzał na kucharza. On jeden stał, ale wzrok miał nieobecny. Sen? Wszystko było takie prawdziwe. Na chwilę zobaczył ciemność. Granicę życia i śmierci. Ktoś do niego wołał, tylko z której strony? Z zaskoczeniem stwierdził, że ma zamknięte oczy. Z trudem je otworzył. Na fotelu siedział dowódca i wpatrywał się w niego.
– Siedemdziesiąt lat. Siedemdziesiąt lat… Czułem, że śmierć niedługo przyjdzie, ale nigdy bym nie pomyślał, że nie po mnie, ale po ludzkość. To chyba najgorsze… – powiedział starzec i spuścił głowę.
Nagle coś zaświeciło się na ekranie. To było powiadomienie. Z Ziemi. Dave wyciągnął drżącą rękę i wskazał palcem na monitor. Starzec poruszył się niespokojnie.
– Nowa wiadomość… Ziemia – wyszeptał Dave i zbliżył się o krok. Jeżeli ktoś wysłał powiadomienie, to znaczy, że ludzie mogli się obronić. Bo jak inaczej? To miało sens, to musiało mieć sens. Nie było innej opcji. Odzyska rodzinę, dom. Wątpliwość pojawiła się tylko na chwilę, ale szybko zniknęła. Bo wątpliwość była zbyt brutalna. Nie mogła być prawdą. – Jesteśmy uratowani! – krzyknął i wzniósł ręce ku górze, śmiejąc się radośnie.
Przywódca otworzył wiadomość. Tym razem nie było filmu, a jedynie sam tekst. Mężczyzna przeleciał wzrokiem po tekście i już miał się poderwać, ale coś zatrzymało go w fotelu. Bart i kobieta nadal byli nieprzytomni, ale kucharz widocznie się ożywił. Dave podbiegł do komputera i zaczął czytać na głos:
– Mieliśmy lekki problem na linii. Możecie wracać. Czekamy na was z utęsknieniem. My ludzie, ślemy pozdrowienia.
Dave osunął się na kolana i ukrył twarz w dłoniach. Do jego oczu napłynęły łzy.
Drobiazgi:
Z trudem zmusił wyobraźnie, by zaczęła pracować. ← ę, chochlik
W dialogach chyba raz są, a czasem brak kropek, ale nie znam się na tym.
Następnie zwrócił się do Barta ← Następnie zwróciła się do Barta, chochlik zjadł a
Z Ziemi musiał przyjść coś naprawdę ważnego. ← Z Ziemi musiało przyjść coś naprawdę ważnego.(chochlik)
Barta siedział na kolanach, powtarzając w kółko kilka bezsensownych zdań. ← ???
krzyk Davea ← Nie jestem pewny czy jest poprawnie Davea
Wstrząsające. Pomysł intrygujący. Oby tylko fantastyczny. W sumie całość ok.
Witaj.
Przejmująca opowieść, trzymająca w napięciu i pozwalająca czytelnikowi śledzić z dużą uwagą emocje oraz poczynania głównego bohatera. Inwazja kolejnych “Obcych” została przeprowadzona, jak widać, wzorcowo.
Z technicznych (prócz wskazówek Koali75):
Nie był wstanie (osobno), (zbędny przecinek) całkowicie wymazać tego wspomnienia z pamięci, a może po prostu nie chciał, by zniknęło?
Ukryłem się w (do usunięcia albo brak części zdania) za głazami, ale przysiągłbym, że słyszałem czyjś krzyk.
Ale gdy z powrotem podniósł oczy na przyjaciela (przecinek) z zaskoczeniem stwierdził, że na twarzy Barta z powrotem wystąpiły rumieńce. – nie mam pewności, czy można rozpocząć zdanie od „ale”
Ciekawe (przecinek) co mają nam do powiedzenia. – zdanie tak zapisane występuje dwukrotnie
Za pierwszym razem słychać było jedynie niewyraźne charczenie, ale zmusił się (do?) spokoju:
Nie chciał wierzyć w to (przecinek) co usłyszał.
Przecież Ziemia nie mogła, (przecinek zbędny) tak nagle umrzeć!
Pomyślał, że to nie prawda (razem), ale to i tak nie miało znaczenia…
To nie prawda (razem)!
Pozdrawiam. :)
Pecunia non olet
Cześć, Koala.
Dzięki za komentarz, opinię i wyłapanie chochlików.
Również mam ogromną nadzieję, że nigdy nie doświadczymy inwazji obcych. Na razie nie mam zamiaru umierać, chętnie napisałbym jeszcze trochę opowiadań ;)
Pozdrawiam!
Witaj, bruce.
Dzięki za przeczytanie i komentarz. Bardzo się cieszę, że tekst przypadł ci do gustu. To wiele dla mnie znaczy :)
Poprawiłem błędy i obiecuję poprawę.
Pozdrawiam bardzo serdecznie!
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
I ja bardzo dziękuję. :)
Zapewniam, to tylko drobne usterki. Pomysł na fabułę jest przeciekawy i wyobrażam sobie stworzony na tej podstawie, wspaniały scenariusz filmu s. f.
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Pomysł na fabułę jest przeciekawy i wyobrażam sobie stworzony na tej podstawie, wspaniały scenariusz filmu s. f.
Bardzo mi miło. Chętnie bym taki film zobaczył ;P
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
Młody Pisarzu, widzę tu jakiś pomysł, ale też zastanawiam się, jak to możliwe, że nikt nie zaalarmował nikogo, że na statek lecący na Ziemię dostał się dwumetrowy zielony obcy?
Wykonanie mogłoby być lepsze.
Jednak opamiętał się i gwałtownym ruchem cofnął dłoń. Doskonale pamiętał widok… → Nie brzmi to najlepiej.
Proponuję: Jednak pohamował się i gwałtownym ruchem cofnął dłoń. Doskonale pamiętał widok…
Nie był w stanie całkowicie wymazać tego wspomnienia z pamięci… → Jak wyżej.
Proponuję: Nie był w stanie całkowicie wymazać tego obrazu z pamięci…
Słyszał śpiew ptaków i czuł woń kwitnących kwiatów. → Zbędne dookreślenie – czy czułby woń kwiatów, gdyby one nie kwitły?
Gdzieś po drodze wesoło turkotał wóz. → Gdzieś na drodze wesoło turkotał wóz.
Obaj mężczyźni uścisnęli sobie dłonie. → Wiemy, że było ich dwóch, więc chyba wystarczy: Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie.
…złapał taboret z kąta sali i ustawił go naprzeciwko Barta.
– Energii, jak widzę, ci nie ubyło. – Bart roześmiał się, widząc, jak Dave z lekkością młodzieńca sadowi się na drewnianym taborecie. → Czy to celowe powtórzenie?
– Ciężko było w kopalni? Tak, wiem, nie było lekko… – wyszeptał z wyraźnym współczuciem Dave. Bart w odpowiedzi zaśmiał się nerwowo, gwałtownie przekrzywiając głowę. – Wszystko w porządku? – Dave zadrżał. Przez chwilę patrzył w milczeniu na przyjaciela. Nie poznawał go, ale skądś pamiętał to uczucie, to nie była pierwsza osoba, której się to przytrafiło. – Będzie dobrze. – Chciał, by jego głos zabrzmiał spokojnie. Bezskutecznie. → Narracji nie zapisujemy z didaskaliami. Wypowiedź dialogową należy zapisać w nowym wierszu.
– Ciężko było w kopalni? Tak, wiem, nie było lekko… – wyszeptał z wyraźnym współczuciem Dave.
Bart w odpowiedzi zaśmiał się nerwowo, gwałtownie przekrzywiając głowę.
– Wszystko w porządku? – Dave zadrżał.
Przez chwilę patrzył w milczeniu na przyjaciela. Nie poznawał go, ale skądś pamiętał to uczucie, to nie była pierwsza osoba, której się to przytrafiło.
– Będzie dobrze. – Chciał, by jego głos zabrzmiał spokojnie. Bezskutecznie.
Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.
Dave zadał kolejne pytanie, zaglądając w rozszerzone oczy kolegi. → Można zajrzeć w rozszerzone źrenice, ale oczy nie mogą się rozszerzyć.
AI na szczęście sobie z tym poradziło… → AI na szczęście sobie z tym poradziła…
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Cześć, Reg.
Bardzo ci dziękuję za komentarz i wyłapanie błędów. Wszystko co napisałaś, poprawiłem :)
ale też zastanawiam się, jak to możliwe, że nikt nie zaalarmował nikogo, że na statek lecący na Ziemię dostał się dwumetrowy zielony obcy?
Słuszna uwaga, powinienem bardziej to wyjaśnić. Postaram się, aby kolejny tekst był lepszy.
Pozdrawiam bardzo serdecznie!
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
Bardzo proszę, Młody Pisarzu. Ogromnie się cieszę, że mogłam się przydać. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Młody Pisarzu, dobry wieczór. :-)
Najpierw się przedstawię – Asylum, w tym momencie jeszcze lożanka. Uch, jak mi się chciało zrobić literówkę w jednym wyrazie, na szczęście powstrzymałam impuls.
Opowiadanie w samym zapisie jest dla mnie w porządku i proszę Cię, abyś aż tak bardzo się na nim nie skupiał. :-) Istotny – tak, lecz opowieści daję zawsze pierwszeństwo.
Do rzeczy.
Wydaje mi się, jakbyś nie doprowadzał swoich rozważań do końca. Czemu je ucinasz? Sporo napoczętych wątków, motywów. Na przykład: relacja Dave – Bart. Dave zdejmuje kombinezon, lecz to Bart siedział w kopalniach; wspomina ślinę, a kiedy się ona pojawiła?; są równolatkami (dwadzieścia pięć lat) i jeden czuje się starszy od drugiego – dlaczego? Kolejna sekwencja – spotkanie zielonego potwora w kopalniach i anektującego Ziemię: jak, co, dlaczego (niby wspomnienie, lecz jest Burt i nieprzytomna kobieta, jasne można sobie dopowiedzieć… minęło wiele, wiele lat, jednak nie wiem zbyt wiele. Przynajmniej ja. I wreszcie końcówka spada niespodziewanie. Nie wiem, jak mam to wszystko poskładać do kupy. Mogę popowo, lecz nie chcę.
Drobiazgi:
W półmroku migotały setki małych diod, które Daveowi przypominały lampki zawieszone na choince.
Podkreślenie możesz pominąć, tak sądzę, gdyż pierwszy rozdział prowadziłeś z pktu widzenia Dave'a, a poza tym ten równie dobrze może być narratorem.
Podsumowanie: bohaterowie są fajni, sytuacje (Burt i obecna) też, ale jakby zawisły na chwilę w próżni i znikały.
pzd
a
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Dobry wieczór, Asylum.
Najpierw się przedstawię – Asylum, w tym momencie jeszcze lożanka. Uch, jak mi się chciało zrobić literówkę w jednym wyrazie, na szczęście powstrzymałam impuls.
Oczywiście, wiem kim jesteś ;) Betując mój tekst o gadających zwierzętach udzieliłaś mi wielu cennych rad. Za co ci bardzo dziękuję.
Drobiazg poprawiony. Po twoim komentarzu, rozumiem już w czym leży główny problem tekstu. Rozpoczynam wiele kwestii, ale ich nie kończę. Czasami prowadzę akcję zbyt szybko (Ciągle staram się opisywać sceny wolniej, by dać czas na budowanie napięcia. ) Obiecuję poprawę. Jeszcze rok i się uda! Bo podstawa to myśleć optymistycznie :)
Dziękuję za komentarz i opnie. Bardzo mi pomogłaś.
Pozdrawiam serdecznie!
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
Zaciekawiłeś mnie opowieścią i utrzymałeś uwagę do końca.
Z czepiactwa, pomyślałabym o mniejszej ilości imion w dialogach. Zwłaszcza kiedy gada dwóch znajomych, to nie trzeba za każdym razem informować, kto teraz.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Cześć, Ambush.
Dziękuję za lekturę i komentarz. Cieszę się, że opowiadanie wzbudziło w tobie zainteresowanie.
Z czepiactwa, pomyślałabym o mniejszej ilości imion w dialogach. Zwłaszcza kiedy gada dwóch znajomych, to nie trzeba za każdym razem informować, kto teraz.
Bardzo cenna uwaga. Rozumiem, że takie wtrącenia psują klimat.
Dobrego wieczoru.
Pozdrawiam!
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
,rozumiem już w czym leży główny problem tekstu. Rozpoczynam wiele kwestii, ale ich nie kończę. Czasami prowadzę akcję zbyt szybko (Ciągle staram się opisywać sceny wolniej, by dać czas na budowanie napięcia. ) Obiecuję poprawę. Jeszcze rok i się uda! Bo podstawa to myśleć optymistycznie :)
Młody pisarzu, a ja zaprawdę nie wiem, czy pomogłam. Nie ceń mnie, zawsze filtruj i odpowiadaj z siebie. Wiem, to też może być mylące. zaczynam się w tym gubić. W każdym razie myśl i optymistycznie, i pesymistycznie. Oba podejścia są uprawnione. Myśl po swojemu i spróbuj to artykułować, biorąc pod uwagę albo i nie mainstream.
pzd
a
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Asylum, oczywiście, filtruje. O to się nie martw ;) Jednak jeśli coś ma sens, to czemu by nie przyjąć takiej rady?Jeżeli wysnułem złe wnioski, to już mój problem. Będę się nadal uczyć na błędach. Jeżeli będzie niedobrze, poprawie się. I tak dalej, aż osiągnę przyzwoity poziom tekstów. Chociaż wtedy też nie przestanę. :) Pozdrawiam!
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
Czytało się przyjemnie, choć w pewnym momencie natłok wydarzeń sprawił, że się zaplątałem w zrozumieniu.
Szczerze powiem, że podobał mi się moment z szachami. Wydawał się nieco oderwany i liczyłem, że to pójdzie w tę stronę :). Jednak użycie imienia Dave oraz zdarzeń przypominających między innymi “Odyseję Kosmiczną 2001” działało trochę jak smycz dla czytelnika. Trudno było nie szukać w tym tekście czegoś w rodzaju fan fiction (choć niekoniecznie opartego na jednym filmie).
Uważam, że można popracować nad kilkoma usterkami (względnymi usterkami). Na przykład pierwszy akapit jest moim zdaniem zrobiony dobrze pod względem pokazania sytuacji, ale zdania mogłyby być lepiej poprowadzone.
Dave zdjął skafander, powiesił go na ścianie i z westchnieniem ulgi opadł na kanapę. Miał za sobą osiem godzin spędzonych na powierzchni Marsa. Strużki potu spływały mu po karku i wpadały za kołnierz koszuli. Przez chwilę siedział w milczeniu, rozkoszując się ciszą. Następnie sięgnął do kieszeni spodni i wyjął woreczek ze znajdującymi się w środku kilkoma kostkami. Jedną z nich włożył do ust, a natychmiast poczuł przyjemny chłód.
O co mi chodzi? To nie są błędy właściwie, ale im więcej mamy takich niedookreślonych elementów typu “ileś tam”, “ktoś tam”, tekst traci na wadze, rzeczy tracą moc i sens. Lepiej pisać o konkretach. “Jedna z nich” brzmi jak chęć wyrażenia konkretu, przy jednoczesnym zachowaniu zbiorowości. Logicznie jest to poprawne, natomiast literacko po prostu nudne.
W przypadku “spływały mu”, choć czytelnik wie, że chodzi o Dave’a, to jednak moim zdaniem na jakieś około 30% umysł zakłada, że pot spływał ze skafandra. Jestem zdania, że w rozumieniu tekstu nigdy nie ma 0-1, stąd pisze o procentach (30% to też wysiłek dla umysłu).
Oczywiście to moja teoria, czasem jest tak, że czytamy tekst i nie wiemy dlaczego coś zgrzyta. Starałem się dociec, dlaczego ten początek jednocześnie mi odpowiada, a z drugiej strony coś nie gra. W przypadku zdania:
Dave zdjął skafander, powiesił go na ścianie i z westchnieniem ulgi opadł na kanapę.
Można spróbować inaczej to napisać. Niekoniecznie opisując trzy kroki ściągania skafandra według Dave (1. ściągam, 2. wieszam, 3. padam na kanapę). Można spróbować to ograć. Nie mam idealnego pomysłu w tym momencie. Chodzi o inne spojrzenie, może ciekawsze.
“Dave opadł zmęczony na kanapę, zrezygnowany obserwował jak jego skafander buja się na haku. Niczym metronom, strój odmierzał czas od zakończenia rutynowej misji. Ruch materiału hipnotyzował Dave’a jakby miał zaprogramować kolejne urządzenie na tej dziwacznej stacji.”
To oczywiście moja radosna twórczość, autor lepiej wie co będzie pasowało do treści, którą chce przekazać. Jeżeli bardzo potrzebujesz podkreślić, że dopiero co wrócili, można spróbować upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu i wspomnieć niejednoznacznie o tym w jakimś dialogu.
Podsumowując. Fabularnie za dużo mi się kojarzy z Odyseją, ale to jest subiektywne. Z rzeczy bardziej ogólnych, wystarczyłoby podrasować zdania na tym co już jest i tekst będzie lepszy w odbiorze. Ale czy nie jest tak zawsze :)?
Artystom więcej, szybko!
Cześć, Vacter.
Dzięki za komentarz i opinię. Nie myślałem, że ktoś jeszcze zajrzy do tego opowiadania :)
Z warsztatem mam duży problem, ciężko mi budować łatwe w odbiorze i pełne klimatu fragmenty. Muszę więcej czytać i pisać. Oczywiście przemyślę twoją sugestię dotyczącą zmiany początku.
Co do fabuły. Rozumiem, że tekst może przypominać “Odyseję Kosmiczną 2001”, choć zaznaczę, iż nie oglądałem tego filmu.
Pozdrawiam bardzo serdecznie!
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
Jeżeli nie oglądałeś filmu, to tylko na plus :)
Masz okazję obejrzeć jeszcze.
Artystom więcej, szybko!
Na pewno sprawdzę :)
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
Pomysł przyjemny, tylko bardzo skondensowany. Pojawia się niebezpieczeństwo (obcy zaatakowali Ziemię) i od razu sytuacja się rozwiązuje, w zasadzie poza bohaterami.
Przynoszę radość :)
Cześć, Anet.
Całkowicie rozumiem twoje odczucia, na pewno mógłbym poprawić ten tekst, bo wiem, że czegoś tu brakuje. Chciałem zrobić z bohaterów ludzi, którzy przyglądają się zagładzie świata i to miało wybrzmieć. Pewnie brakło warsztatu, żeby dobrze to ukazać :D
Dzięki za przeczytanie i opinię.
Pozdrawiam.
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
Cześć, Anet.
Całkowicie rozumiem twoje odczucia, na pewno mógłbym poprawić ten tekst, bo wiem, że czegoś tu brakuje. Chciałem zrobić z bohaterów ludzi, którzy przyglądają się zagładzie świata i to miało wybrzmieć. Pewnie brakło warsztatu, żeby dobrze to ukazać :D
Dzięki za przeczytanie i opinię.
Pozdrawiam.
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
No właśnie się nie przyglądają, tylko dostają komunikat, że jest źle → ojej, jest źle, co teraz? → a, nie, spoko, jednak świat jest uratowany.
Wydaje mi się, że to za szybko poszło po prostu, nie zdążyłam się zmartwić/przejąć po prostu.
Albo jestem niewrażliwa ;)
Przynoszę radość :)
a, nie, spoko, jednak świat jest uratowany.
Świat jest uratowany? Być może popełniłem błąd i nie pokazałem odpowiedniej reakcji bohatera, bo wiadomość miała oznaczać coś innego. Myślałem, że komunikat jest wystarczająco podejrzany, by czytelnik uznał, iż coś jest nie tak. Starałem się wystylizować wiadomość, żeby brzmiała tak, jakby nie wysłana przez ludzi. :)
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
No i tak brzmi, to jest w porządku.
W sumie bez sensu napisałam.
Jest źle → ojej, co teraz? → jest jeszcze bardziej źle. Koniec.
Bardziej mi chodziło o to, że nie zdążyłam się przejąć, bo wszystko się bardzo szybko działo.
Może jestem po prostu marudna ;)
Przynoszę radość :)
Bardziej mi chodziło o to, że nie zdążyłam się przejąć, bo wszystko się bardzo szybko działo.
To całkowicie rozumiem.
Napisałem szort, a nie stworzyłem wyraźnych postaci. Myślę, że zabrakło mi warsztatu. Rzuciłem się na głęboką wodę, a w przy tylu znakach wykreowanie bohatera nie jest dla mnie łatwe.
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
Nie wiem, na ile warsztatu (to zawsze warto szlifować, wiadomo), raczej cierpliwości, może wyczucia, doświadczenia.
Moim zdaniem leży kompozycja.
Tak pi razy oko: pierwsza połowa tekstu to spotkanie (Dave i Bart), podczas którego dowiadujemy się o wkradającym się do statku obcym (pomijam to, że jest zielony, wielki i w ogóle obrzydliwy – sztampa).
Część druga: informacje o ataku obcych + ostatnia.
Poza tym w części pierwszej:
– dowiadujemy się o charakterze relacji bohaterów (potem do niczego się nie przydaje, nic z niej nie wynika);
– ludzie umierają (nie wiadomo, dlaczego);
– jest sygnał z Ziemi (kilka dni nie było, nie wiadomo, dlaczego, nikt się tym nie przejmuje, ale skoro wołają wszystkich, to musi być ważne, bo wołają jeszcze przed poznaniem wiadomości).
Czyli masz długie wprowadzenie, pojawia się kilka wątków, a potem wykorzystujesz jeden i ten jeden dzieje się zbyt szybko, po prostu biegniesz do finału.
Nie podoba mi się też wykluczenie części załogi, która nie jest w ostatniej scenie “potrzebna” – omdlenie? Jakoś tak wyobrażam sobie, że są jakieś testy psychologiczne, nie wiem, wysyła się w kosmos raczej osoby… reagujące mniej emocjonalnie, bardziej stabilne.
Ale zasadniczo głównym problemem tej części jest pośpiech.
Sama historia jest prosta, więc skoro nie może zaskoczyć jakimiś dziwnymi wydarzeniami, musi mieć coś innego, coś ekstra. Wyrazistego bohatera, któremu można kibicować (lub nie) – tutaj w zasadzie on nie ma z kim/z czym walczyć, wszystko dzieje się daleko. Czyli zostają emocje. Albo chociaż jakiś fajny, ciekawy świat.
Czytaj, pisz, próbuj, myślę, że to kwestia czasu ;)
Przynoszę radość :)
Moim zdaniem leży kompozycja.
Wiem, mam problem z rozmieszczaniem wydarzeń przy krótkich opowiadaniach. Mógłbym dodać tutaj trzecią scenę i pewnie byłoby lepiej, ale nie miałem żadnego pomysłu, a nie chciałem korzystać z zapychacza.
tej części jest pośpiech.
Szczególnie dziękuję za te odczucie. Myślę, że widać to było w moich starych tekstach i ciągle z tym walczę.
Dałaś mi wiele cennych rad, jeszcze wszystko na spokojnie rozważę. A odnośnie warsztatu: Wydaje mi się, że po prostu nie napisałem zbyt dobrych scen i tego brakowało. Bo np. da się przedstawić postać w krótkiej historii, ale tutaj coś nie wyszło. Zabrakło mi umiejętności. Niemniej będę dalej próbować i mam nadzieję, że w końcu uda mi się napisać coś naprawdę dobrego ;)
Pozdrawiam serdecznie.
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
Ładnie prowadzisz do głównego problemu, tylko rozwiązanie przychodzi za szybko. To jest do wypracowania.
Cóż, podobno trening czyni mistrza ;)
Przynoszę radość :)
Hej Młody pisarz !!!
Bardzo fajne opowiadanie. Mega mi się podobało jak pojawił się ten potwór. Super to opisałeś, że opowiadanie ma klimat!!! Świetny klimat, naprawdę! Chyba najlepsze z dotychczas przeczytanych twoich opowiadań :)
Pozdr.
Jestem niepełnosprawny...
Dzięki, Dawid.
Cieszę się, że ten tekst wyjątkowo wpadł ci w oko. Zawsze miło widzieć zadowolonego czytelnika :)
Pozdrawiam.
Sen jest dobry, ale książki są lepsze