
Historia oparta na prawdziwych wydarzeniach :) Pomysł chodził po głowie od jakiegoś czasu, konkurs mnie zmotywował, żeby w końcu usiąść i napisać.
Dziękuję betującym: Ambush i bruce.
Historia oparta na prawdziwych wydarzeniach :) Pomysł chodził po głowie od jakiegoś czasu, konkurs mnie zmotywował, żeby w końcu usiąść i napisać.
Dziękuję betującym: Ambush i bruce.
– Mamy pilne zgłoszenie spod M. Leć tam w tryklika.
Usłyszawszy głos szefa, Murk zerwał się na równe nogi. Chwycił wózeczek i żwawo ruszył przed siebie prostą ścieżką. Towarzyszył mu dźwięk obijających się o siebie mioteł, szczotek, szufelek, wiaderek i innych pomniejszych przyborów, które mieścił w sobie wózek. Żeby dojść do M, musiał na najbliższym skrzyżowaniu skręcić w lewo, a potem już jak po drucie. Za zakrętem, znalazłszy się poza zasięgiem wzroku szefa, zwolnił i poczłapał dalej w bardziej naturalnym dla siebie tempie, a zawartość wózeczka ucichła.
Po drodze mijał inne chochliki spieszące w różnych kierunkach, jedne z wózeczkami sprzątaczy, jak on, inne targające skrzynki z narzędziami do naprawy mechanizmów. W okolicach V zobaczył Gurla niespiesznie zamiatającego ścieżkę.
Tutaj, na jednej z głównych alei, stary chochlik nie miał dużo roboty. Gładką, czarną powierzchnię drogi tylko tu i ówdzie przesłaniały srebrzyste drobiny kurzu i niewielkie, beżowobrązowe okruchy. Nie to co na bocznych ścieżkach na północno-wschodnich krańcach Klawiatury. Murk nigdy tam nie był, ale słyszał opowieści o niesprzątanych przez lata zwaliskach tak wysokich jak on sam, o mechanizmach nieczyszczonych tak dawno, że porosły egzotycznymi mchami i grzybami, o dróżkach pokrytych brudem tak grubo, że brodziło się po pas.
– Bądźcie zdrowi, Gurlu – przywitał się wesoło, zadowolony, że ma pretekst, aby chwilę zamarudzić. Stary chochlik lubił pogawędzić.
– A niech to klik! – zaklął Gurl, potknąwszy się o własną miotłę.
Podniósł głowę i lekko zmrużył oczy, próbując rozpoznać przybysza.
– Ach, to młody Murk. Dokąd dzisiaj?
– Wezwanie spod M.
– Podobno mają tam niezłe bagno. Drell tamtędy przechodził. Mówił, że nigdy czegoś takiego nie widział. Że to musi być jakaś klątwa.
Ech, te stare, przesądne chochliki, pomyślał Murk. Jego też w dzieciństwie straszono opowieściami: o Wielkim Zalaniu, kiedy woda zmyła z powierzchni Klawiatury prawie wszystkie chochliki; o klątwie demona Czekol-Ady, która straszliwym osuwiskiem pochłonęła dziesiątki istnień; o Nagłym Klikaniu, nadchodzącym niespodziwanie w porze Ciszy i pozbawiającym życia pracujące chochliki… i wielu innych kataklizmach. Niektórzy twierdzili nawet, że na dalekich krańcach Klawiatury można jeszcze znaleźć ślady tych wydarzeń: osad na mechanizmach, ciemne plamy na ścieżkach. Murk wiedział jednak, że to tylko zmyślone historie, którymi straszy się młode, naiwne chochliki.
Jeszcze zanim dotarł na miejsce, jego uwagę zwrócił unoszący się w powietrzu ciężki, słodki zapach. Z daleka zobaczył, że wokół M uwija się wiele chochlików. Od północnej strony mechanizm prawie całkowicie zasłaniało zwalisko. Wzniesiono rusztowanie i kręcili się teraz po nim specjaliści od naprawy Klawiszy. Murk, gdy tylko się zbliżył, zrozumiał, że prace potrwają długo: okruchowy gruz oblepiony był gęstą, ciemnobrązową substancją. Na twarzach techników malowało się pełne skupienie, ale też niepokój. Jeden z nich zerknął na Murka.
– Wreszcie kogoś przysłali. Zajmij się tym – rzucił niecierpliwie i wskazał głową na ścieżkę.
Nie tylko mechanizm M, ale też spory kawałek alejki pokrywała ta sama lepka breja. Specjaliści zajmowali się starannym oczyszczeniem i naoliwieniem wszystkich elementów mechanizmu, do Murka należało posprzątanie alejki. Przyjrzał się uważnie ciemnej mazi, zanim wybrał z wózeczka dużą szufelkę, ostrą, drucianą szczotkę, wiaderko i ścierkę, po czym przystąpił do pracy.
Nie szło mu lekko. Maź była gęsta i trudna do usunięcia, a w dodatku zostawiała ciemne plamy. Odszorowanie niewielkiego kawałka ścieżki kosztowało go wiele wysiłku. W przerwach od sprzątania zerkał na specjalistów na rusztowaniu i widział, że też mają problem z oczyszczeniem mechanizmu. Był młodym chochlikiem, ale pracował jako sprzątacz już jakiś czas i zdążył co nieco zobaczyć. Z czymś takim nie spotkał się nigdy. Może stary Gurl miał rację? Może wszystkie te kataklizmy, demony Ka–Wy i Czekol-Ady są prawdziwe? Pokręcił głową i wrócił do pracy.
Do końca pory Ciszy nie zostało wiele czasu. Wiedział, że nie zdążą zakończyć prac przed Klikaniem. Podczas gdy technicy spisywali raport z prac i zbierali narzędzia, Murk rozstawił pachołki ostrzegawcze wokół nieuprzątniętego jeszcze terenu. Miał już ruszać w drogę powrotną, gdy zobaczył nadchodzącego Gurla.
– Niedobrze, oj, niedobrze… – zaskrzeczał posępnie stary chochlik.
Murk westchnął w duchu, ale powstrzymał się przed wywróceniem oczami. Lubił Gurla, mimo jego staroświeckich poglądów i skłonności do narzekania. Uzbroił się w cierpliwość, wiedząc, co usłyszy za chwilę.
– Nie jest dobrze zostawiać niedokończoną robotę. Mówią, że duchy Klawiszy robią się wtedy niespokojne. Pech, pech jak nic!
– To co mamy zrobić, Gurlu? Większym pechem by było, gdyby nas tu zastało Klikanie! – odpowiedział Murk i spojrzał ponad Klawisze. Jeszcze nie świtało. Jeszcze mieli dość czasu, żeby się schronić. Stary chochlik pokiwał powoli głową.
– Trzeba było więcej chochlików tu przysłać do pomocy! Ci młodzi zarządcy w ogóle się nie znają na robocie. – Gurl coraz bardziej się rozkręcał, co niechybnie oznaczało, że tyrada jeszcze potrwa. – Myślą, że wszystkie rozumy pozjadali, nie słuchają doświadczonych chochlików. W głowie im tylko raporty, grafiki i statystyki! Nie wsłuchują się w potrzeby Klawiszy. Nie, nie, młode chochliki nie rozumieją już ducha Klawiatury. Mówię ci, Murku, przyjdzie nam jeszcze wszystkim za to zapłacić.
Młody sprzątacz poczekał, aż Gurl się wygada, po czym uznał, że czas się pożegnać. Robiło się coraz później, a stary przyjaciel musiał przecież jeszcze zdążyć dotrzeć do swojego schronu. Poza tym zaczynał mieć już trochę dość jego narzekań.
– Niech cię Ręce mają w opiece, Murku! – rzucił jeszcze Gurl odchodząc.
Na kolejną zmianę Murk stawił się punktualnie, a nawet trochę przed czasem. Niby nie wierzył w przesądy Gurla, że niedokończona przed Klikaniem robota przynosi pecha, ale w duchu czuł, że lepiej nie kusić losu. Z nietypowym dla siebie zapałem zabrał się do nudnej i żmudnej pracy. Miał wrażenie, że technicy też kręcą się po rusztowaniu nieco bardziej żwawo.
Szło im całkiem nieźle i wyglądało na to, że dzisiaj uda im się skończyć przed Klikaniem. Robił sobie właśnie ostatnią, krótką przerwę, opierając się o pachołek i patrząc bezmyślnie na postępy w pracach na rusztowaniu, gdy nagle w oddali coś jakby zaszumiało. W jednej chwili szum przeszedł w huk, a Murk poczuł, że podłoże lekko drga. Słabe drganie szybko zmieniło się w silne wibracje, wózeczek i leżące wokół narzędzia zaczęły podzwaniać. Chochliki popatrzyły po sobie. Murk zobaczył w oczach pozostałych zdziwienie i strach, które sam odczuwał.
– Zalanie! Zalanie! – wrzasnął technik z najwyższego poziomu rusztowania.
Zanim ktokolwiek zdążył rzucić się do ucieczki, nadciągnęła wielka, spieniona, jasnobrązowa fala. Murk sięgnął do drabiny rusztowania, ale ledwie wspiął się na drugi stopień, mętna, lepka topiel pochłonęła jego, rusztowanie, wózeczek i wszystko inne, co miała na swojej drodze.
Po kilku minutach wszystko ucichło. Po powierzchni potoku, który jeszcze przed chwilą był alejką, powoli przepłynęło do połowy zanurzone wiaderko, a obok niego dryfowała równie bezużyteczna miotełka.
– Niech to szlag! – zaklęłam i zaczęłam wyszarpywać kolejne chusteczki z pudełka, byle czym prędzej wytrzeć rozlaną kawę z klawiatury laptopa. Udało mi się chyba zebrać większość rozlanego napoju, ale widziałam, jak część spływa między klawiszami w głąb obudowy. Że też mi się zachciało zaczynać dzisiaj pracę tak wcześnie. Trzeba było się wyspać, zamiast zrywać przed świtem.
– Jak się wysuszy, to się wykruszy – powiedziałam, próbując dodać sobie otuchy tą ludową mądrością. – Przynajmniej była bez cukru.
Kiedy po kilku godzinach wróciłam do komputera, naciśnięte klawisze trochę się jakby kleiły, nie wracały na miejsce tak sprężyście jak dawniej. Może jednak trzeba było rozebrać i wyczyścić porządniej.
Bardzo dziękuję za przyjęcie mojego zgłoszenia i za całą betę.
Pomysł na opowiadanie zabawny, gratulują go oraz życzę powodzenia.
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
W kolejce. Powodzenia.
Smutne to zakończenie…
Przyjemnie się czytało, powodzenia. W razie czego ten komentarz został napisany delikatnie i bezszelestnie.
Pomysłowe i słodko-gorzkie – czyli takie, jakie powinno być opowiadanie o chochlikach. Imiona Murk i Gurl dobrane idealnie, a na myśl o świecie gnieżdżącym się w klawiaturze, od razu przyszedł mi do głowy “Dywan” Pratchetta.
Bardzo mi się podobało (może dlatego, że dwa tygodnie temu zdarzyło mi się zalać klawiaturę, tym samym pozbawiając życia kilku techników), powodzenia.
bruce, dzięki wielkie :)
Koalo, wiem, że będziesz czytać, jak już się wszystkie teksty pojawią, ale czekam niecierpliwe na Twoje wrażenia z lektury.
hrabiax, dzięki za komentarz i za ostrożne pisanie :)
kozakievitz, cieszy mnie bardzo skojarzenie z Dywanem, bo sama o nim myślałam, pisząc, a Pratchett należy do moich ulubionych autorów. Dzięki za wizytę!
Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!
Cała przyjemność po mojej stronie, pozdrawiam serdecznie.
Pecunia non olet
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Misię. Spodobało, znaczy.
<> Mniej więcej dziesięć dni temu wywróciłem na klawiaturę peceta szklankę z herbatą. Bez cukru i już tylko ciepłą. Spróbuj wyobrazić sobie moje zdumienie, gdy po odruchowym podniesieniu klawiatury z jednoczesnym przechyłem “na siebie” ujrzałem wypływającą z korpusu klawiatury herbatę – przez jedną z obecnych tam dziurek. Geniusz konstruktorów? Czy pamięć, jak to ze lnem, tego, z ich własną gapowatością było?
Cześć, midenamifaj. Na początek jedna drobna uwaga:
Chwycił wózeczek i żwawo ruszył przed siebie prostą ściężką.
Nastąpiło cudowne rozmnożenie ogonków.
Sympatyczny tekścik. Nie vajbuję jakoś szczególnie mocno z bajkami, ale ta, z racji braku całkowicie szczęśliwego zakończenia, całkiem mi się podobała. Napisana dość prostym stylem, czytało się bez przeszkód, ale i bez fajerwerków. W sam raz do popołudniowej kawki ;)
three goblins in a trench coat pretending to be a human
Podziwiam umiejętność zaprezentowania świata w tak krótkim tekście.
Odkąd dziecko wywołało demona zuppa, głęboko współodczuwam z autorką.
Dużo smaczków i zabawne.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
AdamKB, dzięki za wizytę. Najwyraźniej chochliki w Twoim komputerze wykopały kanały odpływowe.
gravel, literóweczka poprawiona, dzięki. Tekst właśnie taki miał być: lekki i przyjemny. Kawa, mam nadzieję, została wypita, nie wylana ;)
Ambush, dzięki wielkie!
Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!
Fajny pomysł na chochliki, spodobał mi się.
Zaczynam się zastanawiać, jakim ja jestem gospodarzem dla swoich chochlików.
Babska logika rządzi!
Dzięki, Finklo, za odwiedziny :) Ze mną chochliki mają na pewno ciężkie życie…
Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!
Kto by przypuszczał, że napój może spowodować kataklizm i położyć kres istnieniu tak wielu chochlików.
Na wyraz sympatyczna opowiastka. I tylko ten finał…
…na północno–wschodnich krańcach Klawiatury. → …na północno-wschodnich krańcach Klawiatury.
W tego typu połączeniach używamy dywizu, nie półpauzy.
Na twarzach techników malowało się pełne skupenie… → Literówka.
…wróciłam do komputera, nacisnięte klawisze… → Literówka.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dzięki, Reg :) Zaraz poprawiam babole.
Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!
Bardzo proszę, Mindenamifaj. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Bardzo fajne:). Pomysłowe, przyjemnie się czytało taki pozytywny tekst… aż do końcówki :(. Dlaczego oo…. Klika dam wieczorkiem.
Monique, cieszę się, że się podobało. Co do końcówki – cóż, tytuł zapowiadał, jak to się skończy :)
Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!
Ciekawa wizja. Choć Klikanie oraz zalanie brzmią jak rodzaj powtarzającej się anomalii, to moim zdaniem mogą przybrać wymiar wręcz apokaliptyczny [EDIT: Ach tak, w końcu tytuł :D] w tym systemie Chochlików.
Będę teraz jeszcze bardziej bał się zalać klawiaturę, ale klikania chyba nie uniknę.
Natomiast wydaje mi się, że chochliki nie żyły mimo wszystko w klawiaturze laptopa. Nie widzę informacji o doskwierających wysokich temperaturach. Trzeba pamiętać, że tuż pod klawiaturą mamy masę grzejącej się elektroniki. Wyobrażałem sobie od momentu wyjawienia tajemnicy, że mowa jest o klawiaturze komputera typu desktop.
Ciekawe opowiadanie i ciekawe umiejscowienie chochlików, zmieni moje postrzeganie świata przynajmniej przez tydzień. Straszne warunki pracy, współczuję i pytam się, gdzie jest BHP ;)
Artystom więcej, szybko!
Vacter, dzięki za tak dogłębną analizę :D
Będę teraz jeszcze bardziej bał się zalać klawiaturę, ale klikania chyba nie uniknę.
Klikaj o stałych mniej więcej porach, żeby chochliki wiedziały, kiedy się chować :)
Nie widzę informacji o doskwierających wysokich temperaturach.
Gatunek chochlika klawiaturowego jest przystosowany do warunków panujących wewnątrz laptopa, dobrze widzi w ciemności i lubi wysokie temperatury – im wyższe, tym lepiej. Zdarzały się nawet z tego powodu przypadki sabotażu sysemów chłodzących w laptopie w celu podniesienia temperatury… ale to już temat na inne opowiadanie.
Ciekawe opowiadanie i ciekawe umiejscowienie chochlików
Dzięki!
Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!
Sympatyczne :)
Przynoszę radość :)
Ale to fajne i sympatyczne! Nie uwzględniając makabrycznego końca chochlików, rzecz jasna.
Fajny pomysł, dobre wykonanie, satysfakcja z lektury. Przyszło mi tylko do głowy, że może opowiadanie wybrzmiałoby bardziej zaskakująco, gdybyś bardziej ukryła fakt, że światem chochlików jest klawiatura. Czytelnik domyśla się tego stosunkowo wcześnie, ale gdyby tak nie było i prawda wyszłaby na jaw dopiero na sam koniec, szorcik zyskałby dodatkowy walor ;) Mimo to i tak jest dobrze.
Z obu Twoich tekstów konkursowych ten podoba mi się dużo bardziej.
Idę polecić opowiadanko do zasobów bibliotecznych.
Pozdrawiam ;)
Dzięki, Anet! Dzięki, AmonRa!
Przyszło mi tylko do głowy, że może opowiadanie wybrzmiałoby bardziej zaskakująco, gdybyś bardziej ukryła fakt, że światem chochlików jest klawiatura.
Miałam taki plan z początku, ale wolałam nie przekombinować.
Mimo to i tak jest dobrze.
To dobrze, że jest dobrze :)
Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!
Bardzo sympatyczne, a mały chochlik bardzo wiarygodny. Mały świat, a tak dużo emocji!
Podobała mi się staranność językowa, z którą opisujesz uczucia bohaterów.
Pozdrawiam!
Dzięki, chalbarczyk!
Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!
Zauważyłam, że opowiadanie nie jest jeszcze w bibliotece. To klikam.
Dzięki śliczne jeszcze raz :)
Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!
Zerknąłem na wcześniejsze komentarze, chociaż obiecywałem sobie, że tego nie zrobię. Zobaczyłem komentarz Amona i właściwie nic więcej nie napiszę. Dobrze, że szort już jest w bibliotece. :)
Dzięki, Misiu :)
Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!
No, mnie się zdarzył mojonez z kanapki, aż strach pomyśleć, co biedne chochliki wtedy przeżywały. Mam tylko nadzieję, że żadnego nie ukatrupiłam ;) Teraz będę uważać jeszcze bardziej.
Bardz fajny pomysł na chochliki, a jakie przydatne bestyjki. Uśmiechnęło mi się, mimo tragedii, która je dotknęła ;)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Irko, czytałaś ten komentarz?
Babska logika rządzi!
No, teraz tak. Dzieki :)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!