
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Tajemnica Czarnej Gildii.
– Nez! Nez! – krzyczał Parlom, desperacko biegając od krzaka do krzaka i sprawdzając, czy nie ma za nim przyjaciół.
– Nez! Odezwij się! – zawył, ale nikt mu nie odpowiedział.
Kobold wyszedł na środek obozowiska i zaczął rozglądać się nerwowo po nim, szukając jakiegoś tropu, jednak nic szczególnego nie zwróciło jego uwagi. Pod drzewem ziemia była udeptana – tu leżał Nez. Dokładnie to pamiętał. Parlom schylił się i zaczął węszyć. Działania tylko potwierdziły go w przekonaniu, że tutaj odpoczywał Szarlak. Ale gdy tylko kobold zaczął badać większy teren, ze zdumieniem odkrył, że w obozowisku był też ktoś inny. Parlom nie miał żadnych wątpliwości. Zapach był zbyt silny, jak na omamy. Ktoś odwiedził Szarlaków. Ale miał tez przeczucie, że ta wizyta nie skończyła się najlepiej. Wkrótce jego obawy się potwierdziły. Pod jednym z krzaków znalazł kroplę lekko zeschniętej, ale wciąż szkarłatnie połyskującej krwi. Gdy tylko ją zobaczył, natychmiast zaczął węszyć w jej okolicy. Dziwne… Jakby mieszanina zapachu Szarlaków i czegoś nieznanego. Jednak woń była dość wyraźna – to znak, że przyjaciele nie mogli daleko odejść.
Parlom szybko ruszył przed siebie. Wiedziony swoim niezawodnym nosem, dotarł do gęstych krzaków, gdzie wywęszenie tropu stało się nieco trudniejsze. Jednak nagle intensywność zapachu znacznie się zwiększyła. Czuł, że był już blisko! I nagle… TRACH! Dziura. Głęboka. A przynajmniej taka się Parlomowi wydawała, bo spadał dość długo. W końcu runął na jej twarde dno, jęcząc przy tym głośno z bólu. Leżał przez chwilę nieruchomo, nie wiedząc, czego ma się spodziewać, aż w końcu podparł się na obolałych rękach i podniósł głowę. To, co zobaczył, znacznie poprawiło mu humor. Przed nim stała grupa siedmiu Szarlaków.
– Nez?! Gdzie jesteś? – spytał Parlom, nie mogąc rozpoznać przyjaciela.
– Tutaj – odparł znajomy głos, i postać Neza wyłoniła się z reszty.
Parlom szybko obadał wzrokiem kompana i stwierdziwszy, że nie ma na sobie żadnych ran rzekł:
– Cholibka, jak to dobrze, że nic ci nie jest. Skąd ta krew?! Ktoś jest ranny?
– Tak, jeden z nas – odparł zdyszany Nez.
– A co się właściwie stało? – spytał prędko Parlom.
Nez westchnął głęboko i zaczął opowiadać.
– To zaczęło się chwilę po tym, jak odszedłeś. Wszyscy odpoczywaliśmy. Aż nagle na niebie pojawił się nietoperz. Potem jeszcze jeden, i następne dwa. Zleciały w dół, do obozowiska. Z dołu wydawały się małe, ale widząc je z bliska, zorientowałem się, że są ogromne. Wylądowały. Nie zwlekając, rzuciły się na nas. To były Stwory Wyższe, więc mogły rzucać zaklęcia. I wtedy to zrobiły. Jeden z nich wystrzelił niebieskim promieniem. Trafił w tego biedaka – Nez wskazał na skulonego Szarlaka, z całą łapą zakrwawioną. – A potem… wpadliśmy w furię. Rozszarpaliśmy jednego nietoperza. Ale wtedy, trzy pozostałe, zaczęły znowu miotać zaklęciami. Usypiającymi. Czterech z nas padło po kilku chwilach, wkrótce potem, następne dwa. Nie pamiętam, co się z nami działo. Spałem. A obudziłem się dopiero w tej dziurze.
– Cholibka! Skąd te nietoperze wiedziały, gdzie jesteśmy?
– To pewnie byli szpiedzy. Zapewne chcą znaleźć wszystkich, którzy szukają Wieka.
– Ale poczekaj… wspominałeś, że nietoperze rzuciły zaklęcia usypiające na sześciu Szarlaków. A przecież nas jest siedmiu.
– Mnie też to zastanawia. Jednego Szarlaka nie było wtedy w obozowisku. Niestety nie wiem którego, w końcu wszyscy wyglądamy identycznie.
Parloma zmroziło. Tak więc miał rację. W lesie spotkał tego jednego Szarlaka. Tego zdrajcę!
Spojrzał wszystkim stworom głęboko w oczy, jednocześnie targany nieprzyjemnymi uczuciami. W końcu w myślach sformułował jedno zdanie, które aż wywołało u niego dreszcz: Zdrajca jest wśród nas.
– Parlom! Żyjesz?! – zawołał Nez.
– Tak, tak. Ma się rozumieć, sir. Jest coś, o czym muszę ci powiedzieć. Cholibka! I to szybko!
– No to słucham.
– O nie! Nie tutaj! To nie jest odpowiednie miejsce. To rozmowa w cztery oczy.
– W takim razie będzie ona musiała poczekać, aż się stąd wydostaniemy
– Tak, sir! Musimy się stąd wydostać i to jak najszybciej! Ta sprawa nie ścierpi zwłoki!
Wydostanie się z dziury wcale nie było takie trudne, jak można było sądzić.
Szarlaki skupiły wszystkie swoje siły i stały w pozycji gotowej do skoku.
– No dobra. Próbujemy skoczyć jak najwyżej, a potem podciągamy się łapami.
– Tylko mnie nie zrzuć – mruknął Parlom, siedząc na grzbiecie Neza.
– Nie martw się. To będzie łatwizna. No to na trzy. Raz… Dwa… Trzy!
Szarlaki wyskoczyły jak z procy i wylądowały na stromej ścianie. Potem każdy z nich, silnymi łapami piął się po ścianie, by w końcu wydostać się na powierzchnię.
– A nie mówiłem? Łatwizna!
– Nez, spójrz! Na dole został jeden Szarlak!
Rzeczywiście, na samym dnie dziury stał zraniony zwierz, który nie mogąc zgiąć łapy, nie skoczył razem z resztą.
– O cholera! Faktycznie! Trzeba go stamtąd wyciągnąć! Schodzę po niego!
– No chyba żartujesz, sir! Jak masz zamiar go potem wyciągnąć?!
– Racja, mały. Nie dam rady…
– Nez! To jest to! Użyję zaklęcia przenoszącego!
– Ty to masz łeb, Parlom! No już schodź ze mnie i działaj!
Kobold stoczył się po łapie Neza na ściółkę.
– Myślisz, że zaklęcie zadziała? – spytał.
– Sytuacja wymaga jego użycia, więc myślę, że tak – odparł Nez. – Pamiętasz zaklęcie?
– Pamiętam – odparł prędko Parlom.
– Więc zaczynaj.
Parlom stanął nad krawędzią dziury i wyciągnął chudą dłoń w kierunku spoczywającego na dnie Szarlaka.
– Deportismo! – krzyknął.
Zaklęcie zadziałało. Z dna dziury dobiegł głośny trzask, i wkrótce postać rannego zwierzęcia pojawiła się tuż obok Parloma.
– Ha! Udało się! Nez! Umiem czarować!
– No jasne, że umiesz! – opdarł Nez, trącając radośnie przyjaciela łapą.
– Ale to uczucie! Niesamowite! Mówisz jedno słowo, a tyle rzeczy się dzieję!
– Przyzwyczaj się do tego, bo sądząc po dzisiejszym incydencie, będziesz nam często potrzebny.
– Tak, sir!
– No dobra, teraz w drogę. Nie wiem ile czasu minęło, odkąd się zatrzymaliśmy na postój, ale zdecydowanie za dużo. Musimy to nadrobić.
Parlom wdrapał się na grzbiet Neza i przysiadł na karku. Wciąż podekscytowany, tym, że rzucił swoje pierwsze zaklęcie kiwał się z boku na bok z radości.
– Wieczorem musimy zrobić postój. Muszę ci coś powiedzieć – szepnął Nezowi do ucha.
– Dobrze, skoro to takie ważne…
Zachód słońca nadszedł wyjątkowo szybko. Parlom gapił się bezustannie w bezchmurne niebo, usiane gwiazdami niczym obsypany owocami placek jagodowy.
– Musimy się już zatrzymać – szepnął do przyjaciela.
– No dobrze, skoro nalegasz – odparł Nez i zwrócił się do reszty – Robimy postój. Macie dziesięć minut na odpoczynek. Aha, i dzisiaj nie polujemy. Nie ma już na to czasu. Jutro coś zjemy. Musicie wytrzymać.
Szarlaki spuściły głowy i rozeszły się.
– Chodźmy może pod to drzewo – zasugerował Parlom.
– Dobrze – odparł krótko Nez i ruszył za przyjacielem.
Miejsce wybrane przez Parloma było idealne do rozmowy.
– No więc, co chcesz mi powiedzieć? – spytał Nez.
– Musisz poznać prawdę.
– O czym mówisz?
– Wśród nas jest zdrajca, sir.
– Co ty za głupoty pleciesz, Parlom. To niemożliwe.
– A jednak. Wtedy, gdy poszedłem na jagody, zobaczyłem jednego Szarlaka. To ten, który nie walczył z wami z nietoperzami. Schowałem się za krzakiem i obserwowałem go. Aż nagle trzasnęło i zamienił się w człowieka.
– Co takiego?!
– Mówię prawdę. Ale jakby tego było mało, potem pojawił się następny człowiek. Rozmawiali o nas. Obmyślali taktykę… jak nas załatwić. No i wymyślili, że… że mnie porwą, i wtedy się zgubicie.
– Cholibka, Parlom! Mówisz prawdę?
– Najszczerszą, sir. Parlom jest bardzo przerażony. Tamci mówili, że porwą mnie dzisiejszej nocy!
– Parlomie! Pamiętasz, który z Szarlaków był wtedy w lesie?
– Nie, sir. W końcu wszystkie wyglądają identycznie.
– No tak… Nie wiem, co robić. Nawet nie wiem, co mam o tym myśleć. Zaskoczyłeś mnie niesamowicie!
– Parlom nie chce zginąć!
– Wiem, wiem. A może tej nocy bym ciebie chronił, co? Nie zmrużyłbym oka.
– To szlachetne, sir. Ale co będzie następnej nocy? Przecież nie możesz nie spać cały czas.
– Wymyślę coś jutro… A tymczasem powiedz mi jedną rzecz. W jaki sposób pojawił się ten drugi mężczyzna?
– No więc, on tak jakby powstał z takiej czarnej mgły. Nie wiem, co to było, ale wydostawało się to ze wszystkiego. Z kamieni, drzew, trawy…
Nez stanął jak wryty.
– Co się stało, sir?
– Parlomie, w taki sposób pojawiają się tylko członkowie Czarnej Gildii…
Zapadła cisza. Przyjaciele wpatrywali się w siebie jak oczarowani.
– Chcesz powiedzieć, że widziałem członka Czarnej Gildii?
– Tak, na to wygląda. W takim razie Czarna Gildia składa się z ludzi…
– Ale przecież mówiłeś, że ludzie o nas nie wiedzą?
– Tak. Wszyscy, oprócz nich. Domyślam się, że to jedyni przedstawiciele rasy ludzkiej, którzy wiedzą o naszym istnieniu, Parlomie.
– No i jeszcze ten zdrajca, który przemienia się z człowieka w Szarlaka. Chyba, że… – urwał i otworzył szeroko oczy, zdumiony własnym odkryciem.
– Tak, Parlomie. Mam to samo na myśli, co ty.
– Myślisz, że wśród Szarlaków jest członek Czarnej Gildii?
– Tak, ale nie możemy być tego pewni.
– O cholibka! To znaczy, że jesteśmy w śmiertelnym niebezpieczeństwie! Przecież sam mówiłeś, że Stwory Elitarne, to jedyne, które potrafią zabijać zaklęciami!
– Dokładnie. No ale dobrze, chodźmy już do obozowiska. Lepiej mieć na oku wszystkich Szarlaków. Podzielę ich na role.
– Chodźcie do mnie wszyscy! – krzyknął Nez i wkrótce przed nim pojawiło się sześcioro Szarlaków. – No więc… w związku z tym, że nie chcielibyśmy, aby podobne napaści, jak ta z dzisiejszego południa, miały kiedykolwiek miejsce, podzielę was na role. Każdy z was obejmie jakieś stanowisko.
Nez podszedł do trzech pierwszych Szarlaków.
– Wy dzisiejszej nocy będziecie stać na straży. W razie jakiegokolwiek zagrożenia wszczynacie alarm, jasne?
Towarzysze pokręcili twierdząco głowami.
– To dobrze… a teraz… wy trzej – zwrócił się do innych. – Wy dzisiejszej nocy macie szczęście, możecie się zdrzemnąć. Ja będę stał dzisiejszej nocy na straży, na wszelki wypadek. No dobra, rozejść się!
– A ja mam coś robić? – mruknął Parlom.
– Nie, mały. Dzisiaj będziesz spał, a ja będę cię strzegł.
– Dziękuję, Nez. To miłe. Coś czuję, że ten zdrajca dostanie za swoje!
– O czym mówisz?
– Bo tamten mężczyzna, groził mu, że jeśli nie przyniesie mnie dzisiaj w nocy, to się z nim rozprawi!
– To dobrze. Być może nasz problem sam się rozwiąże…