
Tekst jest własnością spółki Koala75&GreasySmooth. Wszelkie prawa… itd.
Hasło przewodnie: 18. Jak do tego doszło, nie wiem.
Motyw Świąteczny: 14. Niezapowiedziany gość z kosmosu
Tekst jest własnością spółki Koala75&GreasySmooth. Wszelkie prawa… itd.
Hasło przewodnie: 18. Jak do tego doszło, nie wiem.
Motyw Świąteczny: 14. Niezapowiedziany gość z kosmosu
Smok Zygmunt, w ludzkiej postaci, stał przy oknie, patrzył na podjazd przed domem i kończył drugą porcję ulubionych lodów z bakaliami. Już zapadł zmierzch i wokół rozbłysły kolorowe światła dekorujące dom i ogród. Śnieg padał leniwie, nie było wiatru, panowały cisza i spokój. Jeszcze kilka chwil i razem z żoną Patrycją i córką Kasią smok siądzie do wigilijnej wieczerzy. Wszystkie potrawy gotowe, zupa rybna (ulubiona zupa wigilijna Patrycji) jest gorąca. Zgodnie z polską tradycją przygotowane też zostało miejsce dla zabłąkanego wędrowca. Panie kończą się stroić i zaraz zejdą do salonu.
Zygmunt był już w świątecznym nastroju. Wszystko działało jak należy. Rozliczne oddziały firmy przynosiły zyski, a wczoraj wymknął się z domu i jako smok pożarł na surowo barana Dużego Stacha.
Stach, gdy Zygmunt płacił za barana, śmiał się:
– Zygmunt, tylko nie mów mi znowu: „Jak do tego doszło, nikt nie wie”.
Smok ugryzł się w język, bo to właśnie chciał powiedzieć. Góral tymczasem kontynuował:
– Przecie nie da się żyć samymi brokułami. Moja Hanka też mnie katuje taką trawą, bo niby spaśny jestem, ale przynajmniej nie muszę codziennie biegać skoro świt, jak ty ze swoimi dziewczynami.
Dobrze wiedział, że obie panie Zygmunta wynajdują w tych kobiecych czasopismach, coraz to nowe zdrowotne diety i wprowadzają je w domu. Tak się dziwnie składało, że im nowsza była dieta, tym mniej przewidywano w niej mięsa, więc smok musiał się jakoś ratować.
Spotkanie zakończyli, osuszając butelkę śliwowicy ‘tylko dla zdrowia’.
Lody się przydają, żeby gasić ogień w trzewiach, i dlatego Zygmunt je tak polubił. Lubi też te swoje panie. Patrycja dalej taka piękna, jak wtedy, gdy dał się zauroczyć. Kasia w tę wigilię skończy dwadzieścia lat i zyska moc przemiany w smokinię i z powrotem w kobietę. Jest taka ładna, że jeżeli w smoczej postaci też taka będzie, to żaden smok nie oprze się jej urokowi.
Tak rozmyślając, z lodami w ustach, Zygmunt trochę się frasował, bo skąd wziąć smoka dla córki, okoliczni juhasi… jednak to nie to. Całe szczęście, że o posag nie trzeba było się martwić i na ślub będzie przygotowana dla gości specjalna partia oscypków.
Usłyszał kroki na schodach, więc odwrócił się by uśmiechem powitać swoje dziewczyny.
Nagle coś łupnęło za oknem. Spojrzał i zdziwił się niepomiernie. Przed domem stał najprawdziwszy młody złocisty smok. Zygmunt zmienił się w smoka, podszedł do drzwi, otworzył i znowu się zdumiał. Za drzwiami stał trochę oszołomiony młodzieniec w złocistym garniturze, a smoka nie było ani śladu. Młody człowiek odezwał się najczystszą polszczyzną:
– Sorry, nie wiem, jak to się stało, że tu jestem i chyba jak do tego doszło, nikt nie wie, goddamit.
Zygmunt przybrał z powrotem ludzką postać i zaprosił go do środka, do salonu. Żona i córka patrzyły z ciekawością na gościa, czekając na wyjaśnienie, kto zacz i skąd się wziął. Widać było, że na młodzieńcu uroda obu pań wywarła niemałe wrażenie. Zwłaszcza od Kasi nie mógł oderwać wzroku.
Przynaglony przez Zygmunta zaczął opowiadać:
– Jestem smokiem, mam na imię Evald, pochodzę z planety w gwiazdozbiorze Smoka.
– Naprawdę? To jak się tu znalazłeś? – Kasia spytała, nie dowierzając.
– Siedziałem z rodzicami i dziadkiem przy świątecznym stole, bo mamy teraz Smocze Święta. Dziadek zaczął opowiadać stare rodzinne historie i wspomniał, że mamy bardzo dobrego znajomego, daleko w Układzie Słonecznym na planecie Ziemia.
– Faktycznie daleko – znowu wtrąciła się Kasia.
– Westchnąłem, że chciałbym zobaczyć, jak tam jest i nie wiem, jak to się stało, ale w jednej chwili znalazłem się przed waszym domem…
Patrycja przerwała mu:
– Jesteś naszym niezapowiedzianym przybyszem z Kosmosu. Też mamy Święta i właśnie mieliśmy zasiąść do wieczerzy wigilijnej. Zjesz z nami i przenocujesz.
– Tak, tak! – Tym razem słychać było entuzjazm w głosie Kasi.
Patrycja dokończyła:
– Mamy nie tylko miejsce przy stole dla niespodziewanego gościa, ale i przygotowany pokój gościnny.
Mimo tego, że wszystkie potrawy były wegetariańskie, nadzwyczajnie smakowały Evaldowi. Na jego planecie nie ma tylu warzyw i owoców, więc zajadał się nimi, co szczególnie cieszyło Patrycję, ale trochę mniej Zygmunta. Gdy na deser pojawiły się ulubione lody pana domu i lodowy tort, gość nie mógł się nachwalić ich smaku. Patrycja nie omieszkała wspomnieć, że te lody robiła sama Kasia. W sumie nie było to potrzebne, bo Evald cały czas nie mógł oderwać spojrzenia od Kasi, a Kasia też wpatrywała się w niego jak w obrazek, wcale nie święty. Iskrzyło między nimi tak, że właściwie choinka mogła spłonąć.
Dzięki temu nie zwrócili uwagi na złocisty płyn, który Zygmunt dolał sobie ukradkiem do lodów, żeby je odrobinę… urozmaicić.
Zygmunt był trochę zazdrosny o córkę, jak każdy ojciec, ale równocześnie cieszył się, bo ten smok zrobił na nim naprawdę dobre wrażenie. Smoki złociste to elita wśród smoków, porządne i zawsze bogate. Poza tym ktoś będzie musiał dbać o smocze dzieci, kiedy Kasia będzie rozwijać oscypkowe imperium. Oby tylko śledztwo Galaktycznej Komisji Nadzoru Finansowego się przedawniło…
Warto dodać, że dzieciństwo u smoków trwa sto dwadzieścia lat, a opiekun szczególnie na początku musi nosić pancerz ognioodporny.
Po wieczerzy Kasia zaprowadziła gościa do jego pokoju i długo jeszcze rozmawiali. Potem zjadła dwie duże porcje lodów, bo spodziewana moc przemiany się ujawniła i trzeba było smoczy ogień w niej złagodzić. Następnego dnia Evald i Kasia spędzali każdą chwilę razem i nawet w smoczych postaciach polecieli nocą do Krakowa, żeby młody zobaczył Jamę Wawelskiego Smoka, o którym mu dziadek opowiadał. Kasia wzięła strój do biegania, żeby móc się przemienić i nie wzbudzać sensacji. Zygmunt pożyczył Evaldowi swój, mieli podobne figury w ludzkiej postaci.
Na bulwarze nad Wisłą młodzi spotkali grupę ludzi z szalikami o narodowych barwach, którzy jeszcze świętowali sukces polskiej drużyny piłkarskiej. (Po trzydziestu sześciu latach awans do fazy pucharowej MŚ).
Gdy rozgrzani procentami kibice zaczepili Evalda sądząc po żółtawym (złocistym) kolorze skóry i czarnych włosach, że jest Japończykiem i domagali się deklaracji za kim jest, ten przytomnie im odpowiedział, że kibicuje reprezentacji Polski i nie musiał zmieniać się w smoka.
Nie wspomniał, że był nawet brany pod uwagę w kadrze młodzieżowej kosmicznego Fdelthuna. I dobrze, bo by go nie zrozumieli.
Został uznany za swojego i otrzymał flaszkę z płynem, do wypicia “za naszych”. Obiecał, że zrobi to później, bo musi odwieźć swoją dziewczynę całą do domu.
W drugi dzień Świąt, gdy wieczorem Evald znowu opowiadał o rodzinnej planecie w gwiazdozbiorze Smoka, Kasia westchnęła, trzymając go za rękę:
– Bardzo chciałabym tam się znaleźć i zobaczyć to wszystko, o czym opowiadasz.
I nagle oboje znaleźli się w salonie rodzinnego domu Evalda. Rodzice i dziadek ogromnie się ucieszyli. Nie wiedzieli, co się z jedynakiem stało, a tu nie dosyć, że wrócił cały, to jeszcze z piękną panną i zakochany w niej na umór.
Po ostatnim smoczym balu byli trochę zaniepokojeni, bo młodemu smokowi nie spodobała się żadna smoczyca.
Teraz oznajmił, że Kasia będzie jego żoną i od razu przy nich się oświadczył, elegancko klękając przed nią z pierścionkiem dawno przygotowanym na taką okazję. Kasia trochę była zaskoczona, ale Evald jej się podobał i wielkość diamentu w pierścionku też, więc oświadczyny przyjęła. Całkowicie podbiła serca jego rodziny, gdy jeszcze okazało się, że wspaniale potrafi kręcić lody na skalę kosmiczną. Tę szczególną zdolność odziedziczyła po tatusiu.
Po kilku godzinach ziemskiego czasu młodzi za sprawą wspólnego westchnienia wrócili do Patrycji i Zygmunta, żeby pokazać, że nic im nie jest i oznajmić, że będą mieszkać w willi Evalda, niedaleko domu jego rodziców. Stamtąd Kasia będzie kierowała oddziałem “Oscypki jak od smoka”, którym podbije najpierw konstelację Smoka, a potem całą Drogę Mleczną. Westchnienia pozwolą im odwiedzać rodziców na Ziemi w każde Święta. W zwykłe dni nie będą mogli, bo to działa tylko w Święta, ale jak do tego doszło, nikt nie wie.
Patrycja i Zygmunt trochę będą tęsknić za córką, lecz się cieszą, że dobrze wybrała.
Sympatyczny szorcik. Miałam co prawda nadzieję, że pociągniecie wątek skrywanej mięsożerności, ale i tak było ładnie. Zaśmiałam się, gdy odkryłam, że smok nie jada baranów, które zna osobiście;)
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Cześć!
Już zapadł zmierzch i wokół domu rozbłysły kolorowe światła dekorujące dom i ogród. Śnieg padał leniwie, nie było wiatru, wokół panowały cisza i spokój.
Brzydko.
Gdy na deser pojawiły się ulubione przez pana domu lody i lodowy tort, gość nie mógł się nachwalić ich smaku.
Może ulubione lody pana domu?
W sumie nie było to potrzebne, bo Evald cały czas nie mógł oderwać spojrzenia od Kasi, a Kasia też była wpatrzona w niego jak w obrazek, wcale nie święty. Widać było, jak iskrzy między nimi tak, że właściwie choinka mogła spłonąć.
Byłoza.
Patrycja i Zygmunt trochę będą tęsknić za córką. lecz się cieszą, że dobrze wybrała.
Zaplątała się kropka zamiast przecinka. Ponadto zmieniłabym trochę szyk: …lecz cieszą się, że dobrze wybrała.
Sympatyczny tekst, aczkolwiek wiele poza ową sympatycznością nie oferuje. Smokowatość w połączeniu z klimatem świątecznym moim zdaniem nie w pełni wykorzystana. Poza tym historia do niczego nie dąży, ukazuje tylko kilka scenek rodzajowych z życia de facto przeciętnej rodziny. Gdyby nie to, że wszyscy są smokami, nie byłoby tu nic co mogłoby zainteresować czytelnika.
Napisane bardzo prosto, trochę wręcz kulawo: dużo powtórzeń, niezręczności językowych, jakbyś się bał/bali używać bardziej kwiecistego języka.
three goblins in a trench coat pretending to be a human
Gravel, biegnę wprowadzić poprawki. Dzięki za wypunktowanie niezręczności.
Napisane kulawo. Cóż, nie od razu staje się mistrzem języka i pióra. Za dziesięć może lat może będzie lepiej, a może nie. :)
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
Miło zobaczyć Krakusa. Sorry, Krokusa.
Hej Kolala75 !!!
Spoko bajeczka, z dużą wyobraźnią :))) Pozdrawiam!!!
Jestem niepełnosprawny...
Cześć, Koalo.
Początek wzbudził we mnie bardzo pozytywne emocje. Zaintrygował, liczyłem wówczas na rozbudowany świat i sympatyczną historię, bo takie wrażenie można odnieść po pierwszym akapicie. Niestety trochę się zawiodłem.
Stach, gdy Zygmunt płacił za barana, śmiał się:
– Zygmunt, tylko nie mów mi znowu: „Jak do tego doszło, nikt nie wie.” Przecie nie da się żyć samymi brokułami. Moja Hanka też mnie katuje taką trawą, bo niby spaśny jestem, ale przynajmniej nie muszę codziennie biegać skoro świt, jak ty ze swoimi dziewczynami.
To bardzo subiektywne uczucie, ale mnie ten fragment nie rozbawił. Co więcej humor w całym tekście nie zrobił na mnie wrażenia, a szkoda, bo na tym w głównej mierze opiera się tekst.
Do tego momentu mamy równe tempo akcji, niestety później wszystko działo się dla mnie za szybko. Złocisty smok wpadł i narobił zamieszania. Poznaje Kasię i… Zabrakło mi emocji, nie poczułem tego.
Rozumiem, że całość jest stylizowana pod bajkę, ale moim zdaniem styl jest nieco poszarpany. Czasem jest trochę akcji, czasem duże akapity streszczenia. Często również występują infodumpy i chociaż wiem, że w bajkach coś takiego powszechnie występuje, to tutaj mi nie pasuje. Brzmi dla mnie nienaturalnie.
Dialogi brzmiały dla mnie nieco sztucznie, tak jakby miały tylko wyjaśnić prawa rządzące światem, nie zaś służyć kreacji postaci. Zdania były długie, przypominały mi suche wystąpienia, co nie pasowało mi do charakteru bohaterów.
Pomysł na smoki intrygujący, ale niestety nie zauważyłem, by to coś zmieniło w historii. Równie dobrze mogliby być to ludzie, mają takie same zachowania, żyją w takich samych miejscach i jedyne co ich różni to poznanie kosmosu. Smoki mają większą wiedzę, ale czy to, aż tyle zmienia?
Doceniam pomysł na przejmowanie kosmosu oscypkami? Chętnie bym je zjadł, jeśli produkują je smoki :D Ogólnie założenia fabularne mi się podobają. Jest tu miejsce na zwrot akcji, ciekawą historię, ale tak jak wyżej wspomniałem, moim zdaniem nie został wykorzystany pełny potencjał. Chętnie przeczytałbym dłuższą wersję tekstu.
To moja wyłącznie subiektywna opinia.
„Jak do tego doszło, nikt nie wie.”
Kropka po cudzysłowie.
Spotkanie zakończyli osuszając butelkę śliwowicy
Wydaje mi się, że brakuje przecinka.
Gdy rozgrzani procentami kibice zaczepili Evalda, sądząc po żółtawym(złocistym) kolorze skóry i czarnych włosach, że jest Japończykiem i domagali się deklaracji za kim jest
Brakuje przecinka? Ogólnie miałem lekki problem z podmiotem w tym zdaniu. Dla mnie trochę przekombinowane.
westchnęła, trzymając go za rękę:
wiedzieli, co się z jedynakiem stało,
Pozdrawiam serdecznie!
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
Wyszło średnio. Może dlatego, że nie chcieliście przeszarżować? No i, jako się na wstępie napisało, średnio jest. Szkoda…
Myślę jednak, że gdybyście dłużej współpracowali, kazdy dorzuciłby od siebie, co ma najlepszego.
Pozdrawiam
Davidiqu, dziękujemy, Greasy i ja.
Młody pisarzu, kropka i przecinki poprawione. Z chochlikiem się policzymy później.
Problem humoru i infodumpów jest zawsze dyskusyjny. Dialogów wcale nie ma, bo mówiący nie odzywają się na przemian. Krótszy tekst, to mniejsza szansa na zanudzenie czytelnika. :)
Adamie, cieszymy się, że średnio, a nie gorzej. Widocznie tylko na tyle było nas stać. :(
Dialogów wcale nie ma
Ale chyba wiesz, o co mi chodzi?
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
Młody pisarzu, spróbowałem pójść za Twoją radą i wprowadziłem zmiany. Mam nadzieję, że Greasy mi głowy nie urwie. :)
Tobie nie urwie, ale mi? :D
W mojej opinii teraz jest lepiej. Dialogi są bardziej naturalne i nie przypominają suchych wypowiedzi, ale…
Twoją radą i wprowadziłem zmiany.
Nie mam wystarczającego doświadczenia, by radzić. Podzieliłem się raczej luźnymi przemyśleniami, więc z dużym dystansem podchodź do moich słów :)
Pozdrawiam.
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
Młody pisarzu, po burzliwej dyskusji z samym sobą uznałem Twoje spostrzeżenia za dobrą radę, a dobra rada nie potrzebuje certyfikatu. :)
Witaj, Koalo75. :)
Nie dość, że ten smok złocisty, to na dodatek jeszcze przybył z gwiazd! :)
Lekki, pełen humoru oraz samych dobrych emocji tekst, doskonały na czas świąteczny. :)
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Bruce, z taką intencją został napisany. Spokojnych dni przedświątecznych. :)
Młody człowiek odezwał się najczystszą polszczyzną:
– Sorry, nie wiem, jak to się stało, że tu jestem i chyba jak do tego doszło, nikt nie wie, goddamit.
:D
Sympatyczne :) Lubię smoka Zygmunta :) Choć mogliście bardziej wykorzystać zarówno smokowatość, jak i motyw świąt.
Jeśli zamierzaccie nadal publikować wspólnie (a mam nadzieję, że smok się jeszcze pojawi), to może zróbcie to o tak.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Irko, mówiąc innymi słowy: życzysz nam złotych piór. Dzięki, dobra z Ciebie… (wstaw coś super miłego).
Bruce, z taką intencją został napisany.
Tak to odebrałam, udało się doskonale. :)
Spokojnych dni przedświątecznych. :)
Wzajemnie. Wszystkim nam na Portalu. Oby takimi były.
Pecunia non olet
Poczytałem, śmiechłem raz po
i zakochany w niej na umór.
chyba flaszka do wypicia za naszych jednak weszła płynnie.
Samo opowiadanie nieco niezgrabne niczym pierwsze kroki jelenia na lodzie, odrobine krzywawe(jak przegroda nosowa większości populacji) od kanciastości na łączeniach zdań.
Tym niemniej, albo w tym szaleństwie jest metoda, albo odwaga literata po literatce, ewentualnie pięciu.
PanKratzku, wolimy wybrać z Twojej oceny naszego tekstu: “w tym szaleństwie jest metoda”. ;)
Całkiem przyjemne sceny z życia smoków :)
Młody człowiek odezwał się najczystszą polszczyzną:
– Sorry, nie wiem, jak to się stało, że tu jestem i chyba jak do tego doszło, nikt nie wie, goddamit.
:D
Całkowicie podbiła serca jego rodziny, gdy jeszcze okazało się, że wspaniale potrafi kręcić lody na skalę kosmiczną. Tę szczególną zdolność odziedziczyła po tatusiu.
Całe szczęście, że nie dobraliście innego czasownika, jeszcze by się jakiś złośliwiec dwuznaczności doszukiwał. Te dzisiejsze internety…
Ośmiorniczko, dzięki tym dzisiejszym internetom możemy pisać na NF, takie dwuznaczności.
Niby sympatyczne, ale jakoś mnie nie porwało. Być może to wina bardzo wysokich oczekiwań, bo jak zobaczyłam połączenie Koala + GreasySmooth + Smok Zygmunt spodziewałam się czegoś naprawdę spektakularnego :D
Jest trochę bajkowej sytlizacji, ale jednocześnie jest dla mnie zbyt współcześnie, żebym te bajkowe uproszczenia mogła przełknąć bez mrugnięcia.
Podobało mi się galaktyczne imperium oscypkowe i lody do gaszenia smoczego ognia :)
Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!
Minden, musimy smokowi przekazać z lodami na wszelki wypadek, że winduje oczekiwania powyżej naszych możliwości. Taka prawda. :(
Koalo, proszę nie podcinać smokowi ani sobie skrzydeł! Lepiej wspiąć się smokowi na grzbiet i pozwolić jego silnym skrzydłom unieść Was wysoko, wysoko w literackie przestworza :)
Tym razem nie porwało, ale jestem pewna, że następnym razem będzie lepiej!
Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!
Może za rok, lub dziesięć, a może nie. My smokowi nic nie zrobimy, może on nam, bo może. :)
Gruszel, dziękujemy za ładną ilustrację To chyba Kasia po przemianie. :)
Слава Україні!
Golodhu, w przyszłym roku nie będzie Mikołaja?
Myślałem raczej, że Mikołaj zmieni się w smoka:P
Слава Україні!
Hej, Koala75&GreasySmooth sp. z o.o.
Ja ten tekst odebrałem jako przyjemną bajeczkę do przeczytania… ot tak, do podusi :)
Wszystko się układa, wszystko jest możliwe. Święta idą!
kręcić lody na skalę kosmiczną
Mieli do czynienia z jakimiś przetargami z Unijnymi?
Pozdrawiam ;)
Ramshiri, tak, w końcu to jest k.świąteczny. Smoki nie zdradziły nam, czy i jakie mają znajomości w Unii.
Hmmm. No, nie rzuciło na kolana. Jakoś za dużo mi tu romansidła i obyczajówki. Zygmunt jest bardziej ojcem niż smokiem… Jakby zdziadział, a co najmniej podtatusiał.
Babska logika rządzi!
Czyli smoki pochodzą z kosmosu, wreszcie się wyjaśniło, skąd się wzięły i dlaczego jest ich na ziemi tak mało. W końcu musi gdzieś istnieć odległa planeta, którą zamieszkują, ale podróż zapewne jest kosztowna i męcząca, więc nie tak często migrują. Z drugiej strony, skoro potrafią przemieniać się w ludzi, to może być ich u nas więcej. Miłośnicy teorii spiskowych mogą mieć rację, że reptilianie żyją pośród nas, ale chyba nikt nie wziął pod uwagę, że potrafią zionąć ogniem!
Ładnie wplotłeś/wpletliście nawiązania do Krakowskiej kultury przekuwając treść w fantastykę i ukazując smoka jako typowego stereotypowego mężczyznę, który się roztył i ukrywa przed żoną, że lubi sobie podjeść i wypić.
Trochę nie ogarniam o co chodzi z wiekiem bohaterów. W jednym miejscu było wspomniane, że w wieku 20 lat dziewczyna zyskuje moc przemiany w smoka, później jest mowa o wydaniu jej za mąż, a dalej w tekście występuje informacja, że dzieciństwo smoków trwa 120 lat.
Z kwestii technicznych, powtórzę to, co mi kiedyś polecił Chrościsko, warto ograniczyć w tekście ilość wyrazów takich jak “był”, “miał” i pokrewnych zastępując je innymi słowami.
Pozdrawiam :)
Finklo, czas działa nawet na smoki, a szort świąteczny, naszym zdaniem, lepiej żeby nikogo na kolana nie rzucał. Jeśli kogoś uśmiechnie, to będziemy szczęśliwi. :)
Mordocu, miło Cię czytać. Kasia do lat dwudziestu była człowiekiem. Na smoczej planecie jej dzieci może będą mogły być smokami zaraz po narodzinach. Tego od Zygmunta nie dowiedzieliśmy się. To są smocze tajemnice.
A rzeczywiście! Smoki zawsze były mądrymi i tajemniczymi istotami, ale może kiedyś uda nam się poznać je na tyle blisko, że uchylą chociaż rąbek tajemnicy. Oby!
I dzięki za komplement :D
Mordocu, smoki obserwują ludzi i nie spieszno im do uchylania nawet rąbka swych tajemnic.
Sympatyczne :)
Przynoszę radość :)
Anet, bardzo się cieszę i mam nadzieję, że nie cofniesz udzielonej mi licencji. :)
Miła historyjka, ale zastanawiam się, spółko Koala75&GreasySmooth, co świętują kosmiczne smoki, bo chyba nie Boże Narodzenie. No i bardzo żałuję, że nie dane mi było poznać świątecznych zwyczajów panujących na planecie Evalda.
…skąd wziąć smoka dla córki, okoliczne juhasy… – …skąd wziąć smoka dla córki, okoliczni juhasi…
…przygotowana dla gości specjalna partia oscypka. → Jednego oscypka?
…sądząc po żółtawym(złocistym) kolorze… → Brak spacji przed nawiasem.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Reg, spację zaraz wstawię, a z chochlikiem się policzę później.
…przygotowana dla gości specjalna partia oscypka. → Jednego oscypka? ← mówi się: partia sera, partia oleju, ale dam l.mn.
okoliczne juhasy ← tego nie poprawię, bo sądzę, że tu smok chciał wyrazić swoje lekceważenie/dezaprobatę.
Smoki mają swoje Smocze Święta i niechętnie zdradzają swoje tajemnice.
…mówi się: partia sera, partia oleju, ale dam l.mn.
I słusznie, bo kiedy produkuje się partię sera, to jest to ser jednego gatunku, a kiedy tłoczy się partię oleju, jest to także określony olej; a oscypki bywają różne – mogą być przygotowane z tego samego samego surowca, ale mieć różny kształt i różną wielkość.
…tego nie poprawię, bo sądzę, że tu smok chciał wyrazić swoje lekceważenie/dezaprobatę.
Rozumiem smoka. ;)
Smoki mają swoje Smocze Święta i niechętnie zdradzają swoje tajemnice.
Zauważyłam. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Reg, jednak juhasów poprawiłem w tekście, bo to nie jest wypowiedziane przez smoka, a narrator nie podkreślił, że smok tak myśli lekceważąco o okolicznych młodzieńcach.
Słusznie, Misiu. Zlekceważony juhas może lekceważącego prasnąć bez kufę i jeszcze nazwać go krucafuksem zatraconym, hej!
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Reg, tys prowda.
Lekkie i przyjemne, raczej nie zostawia wrażenia na dłużej i nie ma głębi, ale to taka niezobowiązująca rozrywka. Czytało się nieźle, mimo językowych potknięć tu i ówdzie.
Pozdrawiam!
Chalbarczyk, dziękujemy i cieszymy się, że dostarczyliśmy odrobinę rozrywki, bo taki był cel.
Bardzo sympatyczne i zabawne:). Na pewno poprawiło humor:).
Monique, oby Ci poprawiło na dłużej. :)
Sympatyczny bezpretensjonalny tekścik, wstawka o baranach uśmiechnęła, a ponieważ smoki są zawsze na propsie, to oczywiście poprawiło mi humor, który święta mi nieodmiennie psują ;)
PS. Wyrzuciłabym zaimek “swojej” z pierwszego zdania.
http://altronapoleone.home.blog
Bystrooka, oczywiście masz rację, smok nie mógł/nie powinien być w nie swojej ludzkiej postaci (chociaż, kto go wie). Ucieszyło nas, że smoki Cię uśmiechnęły.
Cześć!
zacznę od technikaliów. Wyłapałam sporo powtórzeń i warto przejrzeć jeszcze tekst pod ich kątem, cytuję tylko kilka przykładów. Napisane nieźle, choć momentami niezgrabnie.
Jeszcze kilka chwil i razem z żoną Patrycją i córką Kasią smok siądzie do wigilijnej wieczerzy. Wszystkie potrawy gotowe, zupa rybna (ulubiona zupa wigilijna Patrycji) jest gorąca.
Tak rozmyślając, z lodami w ustach, Zygmunt trochę się frasował, bo skąd wziąć smoka dla córki, okoliczni juhasi… jednak to nie to
Brzmi mocno topornie i dziwnie wręcz.
Przed domem stał najprawdziwszy młody złocisty smok. Zygmunt zmienił się w smoka, podszedł do drzwi, otworzył i znowu się zdumiał. Za drzwiami stał trochę oszołomiony młodzieniec w złocistym garniturze, a smoka nie było ani śladu. Młody człowiek odezwał się najczystszą polszczyzną:
Plus, chyba (pewna nie jestem) po smoku nie było ani śladu?
Siedziałem z rodzicami i dziadkiem przy świątecznym stole, bo mamy teraz Smocze Święta. Dziadek zaczął opowiadać stare rodzinne historie
Patrycja nie omieszkała wspomnieć, że te lody robiła sama Kasia. W sumie nie było to potrzebne, bo Evald cały czas nie mógł oderwać spojrzenia od Kasi, a Kasia też wpatrywała się w niego jak w obrazek, wcale nie święty.
Co do fabuły to dla mnie brakowało jakiegoś konkretu i klamry.
Wspominasz o brakującym mięsie w diecie, ale poza krótką wzmianką przy kolacji ze złotym smokiem, ten kawałek nie ma dla fabuły większego znaczenia.
Zakładam, że miało to przypominać bajkę ale szczególnie końcówka dla mnie kuleje. Można ją streścić do poszli do niego, potem znowu do niej. Żyli długo i szczęśliwie w krainie oscypków.
Niemniej plusik za pomysł na smoki i smoki z innej galaktyki. No i za oscypki :)
Koalo i TłustawyGładku!
Smok Zygmunt, w ludzkiej postaci, stał przy oknie, patrzył na podjazd przed domem i kończył drugą porcję ulubionych lodów z bakaliami. Już zapadł zmierzch i wokół rozbłysły kolorowe światła dekorujące dom i ogród. Śnieg padał leniwie, nie było wiatru, panowały cisza i spokój. Jeszcze kilka chwil i razem z żoną Patrycją i córką Kasią smok siądzie do wigilijnej wieczerzy. Wszystkie potrawy gotowe, zupa rybna (ulubiona zupa wigilijna Patrycji) jest gorąca. Zgodnie z polską tradycją przygotowane też zostało miejsce dla zabłąkanego wędrowca. Panie kończą się stroić i zaraz zejdą do salonu.
To mieszanie czasów takie nie tenteges niestety.
No, zabawny szorcik. Niestety trochę nierówny, parę momentów się rozjeżdża względem siebie (tempo początku i kolejnych etapów), ale przyjemna lekturka całkiem. Sympatyczna postać smoka Zygmunta. ^^
Pozdrawiam!
Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.
Barbarianie, cieszymy się razem z Zygmuntem, że uważasz go za sympatycznego i, że opowieść o nim i jego rodzinie była przyjemna.
Ciepły, a przy tym nienachalnie dowcipny tekst. Niezły czasoumilacz, choć nie ukrywam, że spodziewałem się po nim trochę więcej. Choćby jakichś trudności (oczywiście łatwych do przezwyciężenia), które stanęłyby na drodze smoczej parze.
Pozdrawiam!
Adamie-c4, cieszy nas, że uznałeś wpleciony humor za nienachalny, o to nam chodziło. Dzięki.
Czyta się dobrze, tak jak powinno być. Świąteczne opowiadanie nie jest złe, kiedy uspokaja i pozwala się zrelaksować. Natomiast płynie trochę tak jakby dyrygent kierował orkiestrą i tylko tak machał rękami, jakby wymalowywał kształt łąki. Czyli spokój, idylla. Poszli, nie poszli, coś zjedli, kogoś spotkali, poszli spać etc. Akurat mi to dzisiaj pasowało, zadziałało jak melisa.
Pomijając jednak moje podejście, uważam, że prawdziwi ciężar opka i jego potencjalna moc zawarte zostały we fragmencie:
Zygmunt był już w świątecznym nastroju. Wszystko działało jak należy. Rozliczne oddziały firmy przynosiły zyski, a wczoraj wymknął się z domu i jako smok pożarł na surowo barana Dużego Stacha.
Stach, gdy Zygmunt płacił za barana, śmiał się:
– Zygmunt, tylko nie mów mi znowu: „Jak do tego doszło, nikt nie wie”.
Smok ugryzł się w język, bo to właśnie chciał powiedzieć. Góral tymczasem kontynuował:
– Przecie nie da się żyć samymi brokułami. Moja Hanka też mnie katuje taką trawą, bo niby spaśny jestem, ale przynajmniej nie muszę codziennie biegać skoro świt, jak ty ze swoimi dziewczynami.
Myślałem, że dalej pójdziemy właśnie w takie pisanie. Że ta idylla będzie co rusz brutalnie przełamywana i bez niszczenia spokojności zasypiającego dyrygenta, ten spokój będzie burzony właśnie tak subtelnie. Mimo, że trochę nie poszło w tę stronę, pojawiło się kilka momentów magicznych, dość interesujących.
Artystom więcej, szybko!
Vacterze, miło nam, że zadziałało jak melisa, w końcu jest świąteczne.
Niestety, tekst mnie nie porwał :( Smoki wydają się ludzkie, nie smocze, nie ma w nich żadnej iskry (chociaż spodobał mi się powód, dla którego Zygmunt zajada się lodami), równie dobrze moglibyście pisać o zwykłej rodzince. Dużo streszczacie.
Rozumiem, że opowiadanie miało pełnić funkcję bajki, ale nie za bardzo doszukałem się tutaj morału czy celu opowieści. Ot, sympatyczna historyjka, która jednak nie pozostanie na długo w pamięci.
Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego w Nowym Roku!
Amonie, miała być sympatyczna. Dobrze, że tak ją odebrałeś.
Hej, hej, hej!
Dziękuję Wam, Misiu i GreSmo, za udział w krokusie!
Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)
Autorzy oraz pierwsze dwa słowa tekstu zwiastują już lekki klimat opowiadania :) Jest lekko, ale mówiąc szczerze – nie rusza, bo zbyt dużo jest na skróty, bez napięcia, wyłożone kawa na ławę – ot, cieplutka historia o smokach.
Motyw świąteczny i hasło przewodnie wykorzystane ładnie, ale nie podobało mi się, że niepotrzebnie to hasło wcisnęliście do tekstu:
„– Jesteś naszym niezapowiedzianym przybyszem z Kosmosu.
To już było wiadomo, podobnie sam fakt, że Evald nie wiedział jak to się stało ;)
Technicznie dałoby się tu jeszcze sporo wygładzić, było sporo niezręczności.
Ogólne wrażenie bardzo Misiowe i bardzo Zygmuntowe (bo trudno ułożyć przymiotnik do „GreasySmooth”), ale szkoda, że szerzej nie wykorzystaliście limitu i nie wprowadziliście do tekstu napięcia, jakiegoś zagrożenia – ogólnie czegoś, co mocniej trzymałoby czytelnika przy tekście.
Pozdrówka!
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
Krokusie,
Motyw świąteczny i hasło przewodnie wykorzystane ładnie, ale nie podobało mi się, że niepotrzebnie to hasło wcisnęliście do tekstu
To moja wina, bo uparłem się, że tak trzeba i to, że nie ma w tekście napięcia i zagrożenia, bo jestem zdania, że tekst świąteczny ma być sympatyczny i tyle. Dzięki, że znalazłeś czas na przeczytanie i komentarz.
Hej Koalo i Greasy!
Miły, sympatyczny tekst o smokach. No i wiadomo – smoki <3 Dodatkowo, miło było znów przeczytać coś o Zygmuncie. Niestety, tekst kuleje na kilku płaszczyznach.
Po pierwsze, wygląda jak streszczenie. Mało tu dialogów, nawet w miejscach, gdzie spokojnie dałoby się je wcisnąć. Zapas znaków mieliście, więc to raczej nie problem. Emocje były opisywane, więc trudno było wczuć się w sytuację smoczej rodziny. Ileż żywszy byłby tekst, gdyby zastosować zasadę “Pokaż, nie opisuj”. Wszystko dzieje się szybko i beznamiętnie, a wiele scen jest dość infodumpowych, podanych wprost.
Co do fabuły, dość prosta, zero-jedynkowa, ale optymistyczna. Dziewczyna szuka męża, ten przylatuje z kosmosu, od razu się sobie podobają. Zero napięcia, problemów, walki. Wszystko przychodzi łatwo, problemy rozwiązują się praktycznie same. I doceniam, że to magia świąt, ale tak podana, niestety nudzi. Potrzebowałabym czegoś, co będzie mnie zachęcało do czytania, jakiegoś pytania bez odpowiedzi, choćby o to, czy Kasia poślubi Evalda. Czegokolwiek, co zaburzyłoby rodzinną sielankę, co zmusiłoby smoki do wysiłku i walki o swoje.
I jeszcze jedna uwaga: dzieciństwo u smoków trwa sto dwadzieścia lat, a Kasia zyskała moc przemiany w wieku dwudziestu i już smaliła cholewki do chłopa… Czyli wciąż jest dzieckiem, nawet dość małym. To chyba podchodzi pod pewien paragraf ;P
Ale całość dość miła, rozbawił fakt smoka prowadzącego firmę z oscypkami. Fajnie wykorzystane motywy, grają główną rolę w tekście ;) Dodatkowy plus za smoki!
Dziękuję za lekturę!
Niespodziewana reanimacja tekstu. :) Moja wina, że taki wyszedł. Biorę uwagi do serca i pamięci.
Nie martw się misiu, mimo mankamentów czytało się dobrze ;) No i były smoki <3
Bardzo je lubię. Smoki to sam smak. :)
Bardzo je lubię. Smoki to sam smak. :)
Misiu, jak możesz zjadać smoki?!
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
Nie zjadam smoków ani piesków. To nieumiejętność wyrażenia słowem, co pomyśli głowa. :D
Cóż… Brakowało tu suspensu, napięcia i zasadniczo niczego, co mogłoby uczynić go wartym zapamiętania.
Próbując napisać komentarz nasunęło mi się porównanie z “Moimi Nokturnami”, bo tam również chciałeś zakończyć miłym akcentem. Tam jednak ujawniłeś to dopiero na koniec, wcześniej trochę nakładając tego suspensu (kim jest tajemnicza dama) i korzystając z tego lekko nokturnowatego klimatu. Tu od początku było zbyt słodko i zbyt prosto.
Dorzucę za to plus, że na moje oko jest to poprawnie napisane i nie potykałem się po drodze:P
I jeszcze jedna uwaga: dzieciństwo u smoków trwa sto dwadzieścia lat, a Kasia zyskała moc przemiany w wieku dwudziestu i już smaliła cholewki do chłopa… Czyli wciąż jest dzieckiem, nawet dość małym. To chyba podchodzi pod pewien paragraf ;P
A nie doszliśmy do wniosku, że dałoby się to obronić?;P
Слава Україні!
W świątecznym opku nie widziałem suspensu szczególnie potrzebnym. Było, minęło. Zaskoczony jestem, że jeszcze to czytacie. Smoki są tajemnicze i niewiele o nich wiem.
Wybacz, Misiu, taki jurorski obowiązek, że muszę w końcu zostawić merytoryczny komentarz – Krokus kazał:P
Слава Україні!
Nie mam czego wybaczać. Przecież takie merytoryczne uwagi nie są napastliwe ani krzywdzące, są cenne, są pomocą. Autorzy nie widzą braków w swoich tekstach, a nie powinni pisać tylko dla siebie. Natomiast nie zazdroszczę tego jurorskiego obowiązku. Pozdrawiam :)