- Opowiadanie: Ramshiri - Skrzydlaty potwór

Skrzydlaty potwór

Hor­ror i tro­chę krwi.

Dziew­czy­na pró­bu­je zro­zu­mieć co się z nią dzie­je. Luki pa­mię­ci, cho­ro­ba, opie­kuń­cza matka i wiel­ka po­nu­ra po­sia­dłość.

 

Ser­decz­ne po­dzię­ko­wa­nia dla be­tu­ją­cych za ich ty­ta­nicz­ną pracę.

Mi­łe­go czy­ta­nia :)

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

zygfryd89, Użytkownicy II, Użytkownicy III

Oceny

Skrzydlaty potwór

Płynę w prze­stwo­rzach, chło­nąc wiatr.

Stoję na szczy­cie, tonąc we krwi.

Od­cho­dzę a je­stem,

umie­ram a żyję.

 

Śniła o wiel­kim świe­cie sto­ją­cym przed nią otwo­rem. Pły­nę­ła, okrą­ża­ła ko­ro­ny drzew i wzla­ty­wa­ła ku ciem­nym ob­ło­kom, otu­lo­nym świa­tłem księ­ży­ca. Pięk­ny obraz na­ma­lo­wa­ny przez samą Bo­gi­nię Stwo­rzy­ciel­kę ota­czał ją ze wszyst­kich stron. Za­trze­po­ta­ła skrzy­dła­mi i zwró­ci­ła się ku ziemi. Mrok spo­wi­jał drze­wa, drogi i nie­wiel­kie bu­dyn­ki, z ko­mi­nów któ­rych uno­sił się dym – ma­kie­ta ludz­kich pro­ble­mów wy­da­wa­ła się tak od­le­gła.

Szkar­łat­na ciecz oto­czy­ła jej dło­nie. Krew błysz­cza­ła, mie­niąc się w świe­tle księ­ży­ca. Spa­da­ła. Skrzy­dła za­wio­dły ją, po raz ko­lej­ny.

Au­drey obu­dzi­ła się, a jej myśli od razu po­wę­dro­wa­ły do dzien­ni­ka, w któ­rym za­pi­sy­wa­ła wszyst­kie sny; głów­nie kosz­ma­ry. Cza­sem do­łą­cza­ła do nich różne no­tat­ki i wier­sze. Strzęp­ki myśli wy­la­ne na pa­pier zaraz po prze­bu­dze­niu, nie­do­stęp­ne i ukry­te przed uko­cha­ną matką pod cięż­kim ma­te­ra­cem. Czy była kimś wię­cej niż tylko zwy­czaj­ną dziew­czy­ną?

Sny wy­da­wa­ły się tak re­al­ne, jakby rze­czy­wi­ście miała skrzy­dła i mogła latać. Czę­sto le­ża­ła w łóżku i wy­obra­ża­ła sobie, że są to wspo­mnie­nia po­przed­nie­go życia, że ktoś wkrót­ce ją od­naj­dzie i po­pro­si, aby po­now­nie unio­sła się nad zie­mią.

Mrok wciąż spo­wi­jał pokój, od­chy­li­ła bal­da­chim i za­pa­li­ła knot świe­cy sto­ją­cej tuż obok łóżka. Matka przy­szła jak zwy­kle w nocy, zo­sta­wia­jąc jej wodę i me­dy­ka­men­ty od dok­to­ra Ri­char­da. Szyb­ko wzię­ła le­kar­stwa.

Ostat­nio czuła się le­piej. Wie­dzia­ła, gdzie się znaj­du­je, kim jest, a na­pa­dy szału usta­ły. Może to dziś bę­dzie ten dzień?

Ubra­na w długą czar­ną suk­nię z ko­ron­ka­mi, która pod­kre­śla­ła jej, do­pie­ro co uka­zu­ją­ce się ko­bie­ce kształ­ty, ze­szła na dół w po­szu­ki­wa­niu matki. Jak za­wsze, po dro­dze za­trzy­my­wa­ła się w dłu­gim ko­ry­ta­rzu, aby po­pa­trzeć na prze­pięk­ne por­tre­ty i rzeź­by z po­do­bi­zna­mi przod­ków. Za­sko­czo­na, od­kry­ła jed­nak, że ko­ry­tarz ozdo­bio­ny zo­stał teraz rzeź­ba­mi gar­gul­ców i ob­ra­za­mi po­ka­zu­ją­cy­mi re­zy­den­cję z lotu ptaka – mrocz­ną, po­kry­tą bru­dem i mar­twy­mi li­ść­mi. Tyle rze­czy wy­da­rzy­ło się od czasu, gdy za­nie­mo­gła.

Otwo­rzy­ła sze­rzej oczy, gdy zna­la­zła obraz ze swoją po­do­bi­zną. Nie pa­mię­ta­ła, kiedy do niego po­zo­wa­ła. Na­ma­lo­wa­na dziew­czy­na wy­da­wa­ła uśmie­chać się do niej spod kru­czo­czar­nych, pro­stych wło­sów. Oliw­ko­wa cera spra­wia­ła, że obraz przy­po­mi­nał bar­dziej por­ce­lan­kę niż po­do­bi­znę zdro­wej osoby. Naj­wi­docz­niej tak teraz wy­glą­da­ła; brak słoń­ca i ruchu po­zba­wiał życia. Czyż­by matka zle­ci­ła obraz, aby móc wspo­mi­nać swoje umie­ra­ją­ce dziec­ko? Szyb­ko od­rzu­ci­ła tę myśl.

– Matko, je­stem – oświad­czy­ła, wcho­dząc do kuch­ni.

– Au­drey. – Ko­bie­ta pod­nio­sła wzrok znad czar­no-bia­łej ga­ze­ty. – Śnia­da­nie czeka.

Za­pach świe­żych ziół i przy­praw roz­no­sił się po całym po­miesz­cze­niu. Dziew­czy­na po­de­szła do pieca, gdzie na otwar­tym ogniu pod­grze­wał się po­si­łek. Na­ło­ży­ła sobie świe­że­go pie­czy­wa i tro­chę do­dat­ków, po czym usia­dła przy bla­cie. Od ja­kie­goś czasu ja­da­ła w kuch­ni; wcze­śniej sta­no­wi­ło to nie­takt i było wręcz nie­do­zwo­lo­ne, teraz nie pa­mię­ta­ła nawet, jak wy­glą­dał salon.

Je­dząc, ob­ser­wo­wa­ła wy­sta­ją­ce znad ga­ze­ty blond włosy matki.

– Czy będę mogła dziś wyjść na ze­wnątrz? – za­py­ta­ła dziew­czy­na z na­dzie­ją.

– Młoda damo, do­sko­na­le wiesz, że nie mogę ci na to po­zwo­lić. Jak się dziś czu­jesz? – Ton jej głosu był pełen tro­ski, lecz zza ga­ze­ty trud­no było do­strzec wyraz twa­rzy.

– Je­stem zdro­wa. Nie mia­łam ataku od czerw­ca! – Po­chy­li­ła się z za­pa­łem nad sto­łem, chcąc prze­ko­nać matkę o swoim do­sko­na­łym sta­nie. – Chcia­ła­bym zo­ba­czyć drze­wa, zanim opad­ną z nich li­ście.

– Twoja forma co praw­da na­pa­wa na­dzie­ją – prze­mó­wi­ła matka – lecz ni­g­dzie nie wyj­dziesz i to jesz­cze przez długi czas. Oba­wiam się, że li­ście w tym roku ob­ser­wo­wać bę­dziesz je­dy­nie przez okno swo­jej sy­pial­ni.

– Nie zga­dzam się! – Au­drey zu­peł­nie stra­ci­ła ape­tyt. Ob­ser­wo­wa­ła czu­bek głowy wy­sta­ją­cy znad ga­ze­ty. – Chcę wyjść. Muszę wyjść.

Ko­bie­ta ode­zwa­ła się do­pie­ro po dłuż­szej chwi­li:

– Gdy do­sta­niesz ataku, komuś może stać się krzyw­da. Tu nie cho­dzi tylko o twoje zdro­wie, dziec­ko, ale i bez­pie­czeń­stwo in­nych. – Opu­ści­ła ga­ze­tę, uka­zu­jąc su­ro­wą minę i twarz oka­le­czo­ną głę­bo­ki­mi za­dra­pa­nia­mi. – Co do śnia­da­nia, skoń­czysz je w swo­jej sy­pial­ni.

Au­drey w szoku pa­trzy­ła na po­ha­ra­ta­ną twarz matki. Czy ja to zro­bi­łam? Pra­wie wy­dra­pa­łam matce oczy w na­pa­dzie szału.

 

 

***

 

 

Mi­ja­ły ko­lej­ne dni i ty­go­dnie, a Au­drey czuła, że cho­ro­ba ode­szła na dobre. Roz­mo­wy z matką ogra­ni­cza­ła do mi­ni­mum. Co­dzien­nie sły­sza­ła od­mo­wę. W pew­nym mo­men­cie stwier­dzi­ła, że jej stan za­czął się po­gar­szać ze wzglę­du na brak świe­że­go po­wie­trza. Matka miała jed­nak swoje ar­gu­men­ty. Coraz czę­ściej wy­py­ty­wa­ła Au­drey o jej kosz­ma­ry. W pew­nym mo­men­cie na szaf­ce noc­nej po­ja­wi­ło się jesz­cze wię­cej le­karstw – po­dob­no miały pomóc na sny, ale dziew­czy­na uzna­ła, że po nich czuje się tylko go­rzej.

Au­drey wsta­wa­ła co­dzien­nie rano, cho­wa­ła ta­blet­ki pod ma­te­rac i wy­pi­ja­ła samą wodę. Po śnia­da­niu matka za­zwy­czaj od­sy­ła­ła ją do po­ko­ju. Z cza­sem my­śla­ła coraz ja­śniej i utrwa­li­ło się w niej prze­ko­na­nie, że może rze­czy­wi­ście jest wy­jąt­ko­wa, a matka trzy­ma ją w po­ko­ju, aby ukryć to przed świa­tem. Sny po od­sta­wie­niu leków bar­dziej przy­po­mi­na­ły wspo­mnie­nia, nie ma­rze­nia.

Nie pra­gnę­ła spra­wić przy­kro­ści matce, je­dy­nej oso­bie, która chcia­ła dla niej do­brze, nie mogła jed­nak spę­dzić wiecz­no­ści w mu­rach. Po­sta­no­wi­ła, że gdy tylko świa­tło ustą­pi miej­sca mro­ko­wi, wy­mknie się z domu wbrew za­ka­zom i pój­dzie do ogro­du. Cho­ciaż na kilka chwil.

W nocy nie na­tknie się na ni­ko­go – po­ten­cjal­ny atak nie wy­rzą­dzi żad­nej krzyw­dy, a może po­wiew po­wie­trza na jej bla­dej skó­rze po­mo­że w le­cze­niu? Tak wła­śnie tłu­ma­czy­ła sobie tę nocną przy­go­dę.

Pierw­sze wąt­pli­wo­ści po­ja­wi­ły się już w progu sy­pial­ni. Au­drey nie dała się jed­nak im za­trzy­mać. Za­mknę­ła za sobą grube, dę­bo­we drzwi naj­ci­szej, jak po­tra­fi­ła i z wy­cią­gnię­tym przed sie­bie świecz­ni­kiem ru­szy­ła po­wo­li.

Wiel­kie drew­nia­ne ko­mo­dy z ozdo­ba­mi z ca­łe­go świa­ta rzu­ca­ły nie­po­ko­ją­ce cie­nie. Mrocz­ne kształ­ty tań­czy­ły zło­wro­go na ciem­nych, za­ku­rzo­nych ścia­nach i bo­aze­rii, two­rząc mrocz­ny spek­takl. Pod­ło­ga, przy­kry­ta nie­czysz­czo­nym od lat dy­wa­nem, skrzy­pia­ła z każ­dym kro­kiem.

Dziew­czy­nę coraz bar­dziej prze­ra­ża­ły nocne spa­ce­ry po re­zy­den­cji. Szcze­gól­nie ko­ry­tarz rzeźb i ob­ra­zów, który po nie­daw­nej zmia­nie stał się nie­po­ko­ją­cy. Chcia­ła przejść ten od­ci­nek drogi jak naj­szyb­ciej, lecz wła­śnie tu znaj­do­wa­ła się sy­pial­nia matki. Au­drey kro­czy­ła po­wo­li, sta­ra­jąc się robić przy tym jak naj­mniej ha­ła­su. Ko­lej­ny krok. I ko­lej­ny.

Kątem oka do­strze­gła swój por­tret. Oliw­ko­wa cera, kar­ma­zy­no­wa su­kien­ka i czar­ne skrzy­dła.

Skrzy­dła?

Ob­ró­ci­ła się na­tych­miast w stro­nę ob­ra­zu. Wszyst­ko się zga­dza­ło i wy­glą­da­ło do­kład­nie tak, jak to za­pa­mię­ta­ła. Żad­nych skrzy­deł. Tylko mi się zda­wa­ło, po­my­śla­ła. Pew­nie to prze­mę­cze­nie spo­wo­do­wa­ne cho­ro­bą… i bra­kiem świe­że­go po­wie­trza, stwier­dzi­ła, do­da­jąc sobie otu­chy.

Au­drey do­tar­ła do okrą­głych drew­nia­nych scho­dów, które spły­wa­ły z dwóch stron głów­ne­go holu, aby po­łą­czyć się we wspól­ną falę tuż przed drzwia­mi wej­ścio­wy­mi. Opu­ści­ła lampę, aby oświe­tlić do­kład­nie każdy swój krok. Skrzy­pie­nie scho­dów przy­po­mi­na­ło szep­ty de­mo­nów, o któ­rych w dzie­ciń­stwie opo­wia­da­ła jej matka. Uwiel­bia­ła te hi­sto­rie, teraz jed­nak wy­da­ły się one roz­ma­za­ne i nie­re­al­ne.

Do­tar­ła na sam dół, sta­nę­ła przed wro­ta­mi wej­ścio­wy­mi i już trzy­ma­ła klucz znaj­du­ją­cy się w drzwiach. Wtedy usły­sza­ła skrzy­pie­nie. Ob­ró­ci­ła się szyb­ko, za­kła­da­jąc, że zo­ba­czy na scho­dach matkę. Cisza, mrok, skrzy­pie­nie usta­ło. Matka na pewno nie wy­szła­by z sy­pial­ni bez świe­cy.

Au­drey, wciąż za­nie­po­ko­jo­na, zbli­ży­ła się o krok do scho­dów i unio­sła świecz­nik. Wi­dzia­ła tylko kilka naj­bliż­szych stop­ni, resz­ta nik­nę­ła w ciem­no­ści. Hol był na tyle duży, że dziew­czy­nie wy­da­wa­ło się, jakby stała w środ­ku mrocz­nej pust­ki.

Zbli­ży­ła się jesz­cze o krok. Ko­lej­ne stop­nie wy­ło­ni­ły się z mroku, a razem z nimi syl­wet­ka na­giej ko­bie­ty. Jej skóra miała szary kolor i spra­wia­ła wra­że­nie, że żyje wła­snym ży­ciem, tak jakby tuż pod tą cien­ką war­stwą wiły się ty­sią­ce ro­ba­ków. Po­twór po­sia­dał wiel­kie roz­ło­ży­ste skrzy­dła, któ­rych ostre kra­wę­dzie bez pro­ble­mu mo­gły­by prze­ciąć czło­wie­ka na pół.

Au­drey od­sko­czy­ła gwał­tow­nie, upusz­cza­jąc świecz­nik. Świe­ca zga­sła, ude­rza­jąc o pod­ło­gę. Mrok wdarł się do holu, a wraz z nim nie­prze­nik­nio­na, przy­pra­wio­na stra­chem cisza.

Skrzy­pie­nie scho­dów. Krok… krok… krok.

Po­stać z kosz­ma­rów zbli­ża­ła się do dziew­czy­ny, która stała opar­ta o drzwi wej­ścio­we i nie mogła nawet zła­pać od­de­chu. Do­pie­ro po chwi­li do­tar­ło do niej, że może uciec. Ob­ró­ci­ła się szyb­ko i pró­bo­wa­ła wy­ma­cać klucz w zamku.

Po­czu­ła pie­cze­nie na dłoni. Ska­le­czy­ła się.

Usły­sza­ła gar­dło­wy war­kot tuż obok.

Pod­nio­sła barki, tak jakby chcia­ła przejść do po­zy­cji em­brio­nal­nej i ukryć się w ten spo­sób przed isto­tą z mroku. Otwo­rzy­ła drzwi, sły­sząc rów­no­cze­śnie cięż­kie dy­sze­nie po­two­ra, tuż za sobą. Wy­bie­gła na ze­wnątrz z ra­mio­na­mi za­sła­nia­ją­cy­mi twarz.

Do­pie­ro po chwi­li ro­zej­rza­ła się wo­ko­ło i za­trzy­ma­ła nie­pew­nie. Ota­cza­ła ją zu­peł­na ciem­ność, która skrę­ca­ła się i ko­tło­wa­ła, two­rząc nową rze­czy­wi­stość. Z cha­osu po­wo­li za­czę­ły wy­ła­niać się kształ­ty. Znów trzy­ma­ła w dłoni świecz­nik, znów była w re­zy­den­cji – na końcu dłu­gie­go ko­ry­ta­rza z rzeź­ba­mi i ob­ra­za­mi, któ­rych z ca­łe­go serca nie­na­wi­dzi­ła. Stała pod drzwia­mi sy­pial­ni matki, pa­trząc to na ko­ry­tarz, to na scho­dy nik­ną­ce w mroku, z któ­rych do­pie­ro co prze­cież scho­dzi­ła.

Ob­ró­ci­ła się gwał­tow­nie, czu­jąc czyjś wzrok na ple­cach.

To tylko pusty, ciem­ny ko­ry­tarz, po­my­śla­ła. Umysł płata mi figle. Pod­świa­do­mie czuła, że to coś wię­cej. Ru­szy­ła szyb­ko, tym razem nie zwa­ża­jąc na hałas, jaki zrobi – naj­wy­żej zbu­dzi matkę. Czym prę­dzej chcia­ła wró­cić do sy­pial­ni i za­snąć. Może wy­mknie się na ze­wnątrz jutro, gdy słoń­ce bę­dzie jesz­cze wy­so­ko.

Za­trzy­ma­ła się gwał­tow­nie przy ob­ra­zie ze swoją po­do­bi­zną. Tym razem wy­glą­dał ina­czej. Po­stać pła­ka­ła, leżąc w kącie. Deski po­kry­te były krwią.

Au­drey ru­szy­ła bie­giem, mi­ja­jąc ko­lej­ne drzwi. Pod­ło­ga trzesz­cza­ła z każ­dym kro­kiem. Jesz­cze tylko ka­wa­łek, już pra­wie. Wpa­dła z im­pe­tem do sy­pial­ni i ode­tchnę­ła z ulgą.

Od­głos na ko­ry­ta­rzu spra­wił, że od­sko­czy­ła od drzwi. Ob­ró­ci­ła się w ich stro­nę. Tuż obok stało duże lu­stro z drew­nia­ną, ręcz­nie zdo­bio­ną ramą. W od­bi­ciu do­strze­gła sie­bie – prze­ra­żo­ną, drob­ną dziew­czy­nę, za­sła­nia­ją­cą dło­nią twarz. Zo­ba­czy­ła coś jesz­cze. Nie­moż­li­we! Jej od­bi­cie miało skrzy­dła. Były tak re­al­ne, że mo­gła­by ich do­tknąć.

Ob­ró­ci­ła głowę, lecz skrzy­dła znik­nę­ły. Gdy znów spoj­rza­ła na swoje od­bi­cie, zo­rien­to­wa­ła się, że znik­nę­ły rów­nież i w lu­strze. Zmie­nił się jesz­cze jeden szcze­gół, jej dło­nie. Całe po­kry­te krwią, która ście­ka­ła na zie­mię po­je­dyn­czy­mi kro­pla­mi. Spoj­rza­ła na nie z myślą, że pew­nie to tylko od­bi­cie w lu­strze, re­fleks świa­tła – tak jak wcze­śniej przy­wi­dzia­ły jej się skrzy­dła. Gdy jed­nak jej wzrok po­wę­dro­wał na dło­nie, zo­rien­to­wa­ła się, że całe zbru­ka­ne są szkar­łat­ną cie­czą. Upu­ści­ła trzy­ma­ny w nich świecz­nik i upa­dła na ko­la­na.

Lu­stro od­kry­ło przed nią jesz­cze jeden szcze­gół, miej­sca z któ­rych przed chwi­lą wy­sta­wa­ły skrzy­dła, krwa­wi­ły teraz ob­fi­cie. Krew ście­ka­ła ob­fi­cie.

– Nie!!! – krzyk­nę­ła zroz­pa­czo­na dziew­czy­na. Klę­cza­ła tak na zim­nej pod­ło­dze i krzy­cza­ła. – Moje skrzy­dła! Moje…

Drzwi po­ko­ju otwo­rzy­ły się. Do środ­ka wpa­dła matka i wi­dząc, co się dzie­je, oto­czy­ła dziew­czy­nę ra­mie­niem.

– To tylko zły sen.

– Nie! Moje skrzy­dła. Gdzie moje skrzy­dła?

Chwi­lę póź­niej Au­drey znów krzy­cza­ła. Krzy­cza­ła aż do mo­men­tu, w któ­rym sto­ją­ce nie­opo­dal lu­stro roz­pa­dło się na ty­sią­ce ka­wał­ków. Dźwięk, który z sie­bie wy­da­ła, nie był jej gło­sem, wy­da­wał się inny, bar­dziej zwie­rzę­cy.

Stra­ci­ła przy­tom­ność.

 

 

***

 

 

Gdy obu­dzi­ła się ran­kiem, nie zna­la­zła leków na szaf­ce noc­nej. Od tej pory matka przy­no­si­ła je pro­sto do Au­drey i pil­no­wa­ła, żeby zo­sta­ły wzię­te. Ko­lej­ną zmia­ną było to, że dziew­czy­na nie wy­cho­dzi­ła z łóżka. Rano pró­bo­wa­ła się­gnąć po dzien­nik snów, wtedy zo­rien­to­wa­ła się, że matka przy­ku­ła ją łań­cu­cha­mi za nad­garst­ki. Mó­wi­ła, że ten atak mógł ją zabić. Kie­ro­wa­na mi­ło­ścią za­wsze po­tra­fi­ła pod­jąć trud­ne de­cy­zje.

Dziew­czy­na uda­wa­ła, że jej wie­rzy, lecz nie mogła po­zbyć się uczu­cia, że coś zo­sta­ło jej za­bra­ne, że jest kimś wię­cej.

Matka wciąż przy­cho­dzi­ła do jej po­ko­ju i wy­py­ty­wa­ła o sny. Wcze­śniej de­li­kat­nie, ale teraz za­czę­ło wy­glą­dać to jak prze­słu­cha­nie. Za każ­dym razem, gdy przy­cho­dzi­ła do sy­pial­ni, wy­glą­da­ła, jakby bar­dzo jej się spie­szy­ło. Któ­re­goś razu po­wie­dzia­ła:

– Oni nad­cho­dzą. Nawet nie wiesz, co uczy­ni­łaś, głu­pia dzie­wu­cho. Trze­ba było sie­dzieć cicho.

Au­drey wal­czy­ła z łań­cu­cha­mi, wal­czy­ła tak mocno, że nad­garst­ki za­czę­ły jej krwa­wić. Rdza z łań­cu­chów mie­sza­ła się z krwią i wsią­ka­ła w po­ściel. Dziew­czy­na ca­ły­mi dnia­mi ob­ser­wo­wa­ła bal­da­chim swego łóżka, pa­trzy­ła na miej­sce, gdzie do nie­daw­na stało lu­stro, które roz­bi­ła na ka­wał­ki wła­snym krzy­kiem. Czy to tylko sen? Nie, nie była czło­wie­kiem. Kim w takim razie? Czego jej matka się aż tak bała?

Miała dużo czasu na roz­my­śla­nie. Wtedy ude­rzy­ła ją myśl: a co, je­że­li ja je­stem skrzy­dla­tym po­two­rem z moich snów?

 

 

***

 

 

Śniła o tym, że znów może wzbić się w prze­stwo­rza, że lata wy­so­ko nad do­mo­stwa­mi. Jest wolna.

Gdy tak szy­bo­wa­ła nad po­bli­skim lasem, nad nią po­ja­wił się, wiel­ki stwór z cia­łem ko­bie­ty. Jego skóra przy­po­mi­na­ła wę­żo­wą. Wy­da­wał jej się po­dob­ny do tego, któ­re­go spo­tka­ła w śnie na scho­dach, kiedy pró­bo­wa­ła zażyć świe­że­go po­wie­trza.

Pró­bo­wa­ła ucie­kać, zni­ży­ła lot. Prze­la­ty­wa­ła mię­dzy ko­na­ra­mi drzew, chcąc go zgu­bić. W pew­nym mo­men­cie była pewna, że jej się udało. Spoj­rza­ła za sie­bie, upew­nia­jąc się, że jest bez­piecz­na. Kiedy jed­nak spoj­rza­ła do przo­du, on już tam cze­kał. Uno­sił się ma­je­sta­tycz­nie kilka me­trów nad zie­mią.

Wle­cia­ła pro­sto w ra­mio­na po­two­ra, a on wiel­ki­mi szpo­na­mi zła­pał ją za skrzy­dła i wy­rwał z dziką nie­na­wi­ścią w oczach. Usły­sza­ła trzask ła­ma­nych kości. Upa­dła na zie­mię, nie­zdol­na do po­ru­sze­nia się, a co do­pie­ro do dal­szej uciecz­ki. Stra­ci­ła skrzy­dła. Pła­ka­ła, ból był nie do znie­sie­nia. Pró­bo­wa­ła krzy­czeć.

– Oni nad­cho­dzą – prze­mó­wił po­twór gar­dło­wym gło­sem. – Coś uczy­ni­ła?

 

 

***

 

 

Au­drey le­ża­ła na twar­dej po­wierzch­ni, może stole. Głowę miała skie­ro­wa­ną w dół i unie­ru­cho­mio­ną pa­sa­mi, tak samo jak ręce i nogi. W jej ustach znaj­do­wa­ła się brud­na szma­ta. Zbie­ra­ło jej się na wy­mio­ty.

Otwo­rzy­ła oczy i zo­ba­czy­ła ka­mien­ną po­sadz­kę. Czyż­by znaj­do­wa­ła się w pod­zie­miach re­zy­den­cji? Nie, to na pewno sen.

– Coś uczy­ni­ła, głu­pia ty. – Usły­sza­ła szept z dru­gie­go końca po­ko­ju i szczęk me­ta­lu. – Dla­cze­go?

Miała wra­że­nie, że matka nie kie­ro­wa­ła tych słów w jej stro­nę.

Au­drey zo­ba­czy­ła na po­sadz­ce stopy ko­bie­ty, która teraz stała tuż nad nią. Zimny metal do­tknął de­li­kat­nie jej ple­ców, lecz chwi­lę póź­niej, mocno za­ci­snął się na skó­rze. Ból roz­cho­dził się po ciele i do­cho­dził do każ­dej koń­czy­ny. Był nie do wy­trzy­ma­nia.

Dziew­czy­na pró­bo­wa­ła krzy­czeć lecz nie mogła, przez kne­bel.

– Milcz. – Matka zo­sta­wi­ła ją na chwi­lę, aby zaraz wró­cić z igłą, którą wbiła jej pro­sto w szyję.

Au­drey wciąż pró­bo­wa­ła krzy­czeć, mimo kne­bla, miała wra­że­nie, że jej głos prze­bi­ja się przez oto­cze­nie ni­czym miecz, tak jak ostat­nio, gdy roz­bi­ła lu­stro.

Świat za­czął wi­ro­wać, naj­wi­docz­niej do­sta­ła jakiś śro­dek, który miał za za­da­nie ją uśpić. Tym bar­dziej pró­bo­wa­ła wydać z sie­bie ja­ki­kol­wiek dźwięk. Sły­sza­ła pę­ka­ją­ce fla­ko­ni­ki i bu­tel­ki.

Wtedy matka ude­rzy­ła ją po raz pierw­szy. Tępym na­rzę­dziem w tył głowy.

 

 

***

 

Ruth czuła, że nad­cho­dzą.

Kiedy ta durna dziew­czy­na wresz­cie prze­sta­nie? Miała z nią same pro­ble­my. Gdy z gar­dła Au­drey wy­do­był się drugi Śpiew, była pewna, że tamci za­pu­ka­ją do drzwi. I za­pu­ka­li. Trwa­ło to jed­nak tro­chę dłu­żej, niż się tego spo­dzie­wa­ła.

Zza okna na pię­trze Ruth ob­ser­wo­wa­ła szczu­płą ko­bie­tę w czar­nym ka­pe­lu­szu i sukni w tym samym ko­lo­rze. Szła pew­nie, jakby re­zy­den­cja na­le­ża­ła do niej. Tylko sły­sza­ła o ta­kich jak ona, z opo­wie­ści, gdy jesz­cze na­le­ża­ła do Zgro­ma­dze­nia. Po­czu­ła nagłe ukłu­cie bólu, jak za każ­dym razem, gdy o nich my­śla­ła. Za­sta­na­wia­ła się, co w tym mo­men­cie robił jej Ob­lu­bie­niec. Czy on też czuł ten po­twor­ny ból roz­dzie­le­nia?

Roz­le­gło się gło­śne pu­ka­nie do drzwi. Potem ko­lej­ne, i ko­lej­ne.

Przy­ku­ta łań­cu­cha­mi Au­drey nie mogła się ru­szyć i otwo­rzyć drzwi, nawet gdyby chcia­ła. Ruth li­czy­ła na to, że nie­chcia­ny gość wresz­cie odej­dzie. Było ciem­no, a ubra­na na czar­no ko­bie­ta wciąż stała pod drzwia­mi. Prze­sta­ła pukać, cze­ka­ła tam teraz bez ruchu ni­czym zjawa.

Ruth uzna­ła, że musi prze­pę­dzić go­ścia.

– Za­bie­ram ją. – Usły­sza­ła od nie­zna­jo­mej, gdy tylko otwo­rzy­ła cięż­kie, dę­bo­we drzwi.

Ruth spoj­rza­ła na nią z nie­na­wi­ścią. Stała tak, nie­wzru­szo­na przed jej re­zy­den­cją i od­zy­wa­ła się do niej tym pre­ten­sjo­nal­nym tonem. Jak śmia­ła!?

– Ni­ko­go nie za­bie­rzesz – oświad­czy­ła, za­pie­ra­jąc bar­kiem drzwi w razie, gdyby nie­pro­szo­ny gość chciał użyć siły. – Nie wej­dziesz do środ­ka lub nie wyj­dziesz stąd żywa. Twój wybór.

– Słu­chaj. – Pod­nio­sła głowę, jej oczy były lśnią­co białe, zu­peł­nie jakby ob­ró­ci­ły się na drugą stro­nę. – Mamy u sie­bie dzie­siąt­ki ko­biet, które chęt­nie roz­szar­pa­ły­by cię na strzę­py, ja je­stem tą, która może ci oka­zać łaskę. Po­roz­ma­wia­my, to nie jest proś­ba.

Ruth była tak za­sko­czo­na sło­wa­mi i bez­czel­no­ścią ko­bie­ty, że nawet nie za­pro­te­sto­wa­ła, kiedy tamta z za­dzi­wia­ją­cą siłą pchnę­ła drzwi i we­szła.

Go­spo­dy­ni nie za­go­to­wa­ła wody, nie za­pro­po­no­wa­ła je­dze­nia.

Usia­dły w gi­gan­tycz­nym sa­lo­nie na dwóch wy­god­nych fo­te­lach, po prze­ciw­le­głych stro­nach po­miesz­cze­nia. Nowo przy­by­ła ob­ser­wo­wa­ła salon z za­cie­ka­wie­niem. Tyle ob­ra­zów i ozdób z mi­nio­nych epok, tyle hi­sto­rii. Wszyst­ko po­kry­te ku­rzem i bru­dem spo­wo­do­wa­nym bra­kiem służ­by.

– Czy to ro­bo­ta dziew­czy­ny? – Wska­za­ła pal­cem po­li­czek. Jej oczy nagle wró­ci­ły na swoje miej­sce, były nie­bie­skie, prze­ni­kli­we.

Ruth do­tknę­ła po­licz­ka, na któ­rym wciąż miała za­dra­pa­nia po któ­rymś z na­pa­dów wście­kło­ści Au­drey.

– Nie, wy­pa­dek przy po­lo­wa­niu – od­po­wie­dzia­ła z god­no­ścią. – Po­tra­fię sobie po­ra­dzić z dziec­kiem.

– Nie wąt­pię, że z dziec­kiem tak – zgo­dzi­ła się ko­bie­ta. – Tyle że nie z Au­drey, któ­rej zresz­tą, udało się użyć Śpie­wu aż dwa razy, mimo two­ich usil­nych prób uci­sze­nia jej.

Znała imię dziew­czy­ny – bez­po­śred­nio za­an­ga­żo­wa­ła się w tę spra­wę. Co do Śpie­wu, rów­nież się nie my­li­ła, Au­drey była sil­niej­sza, niż jej się to wy­da­wa­ło.

– Je­że­li spró­bu­jesz… – ode­zwa­ła się Ruth, lecz zaraz prze­rwa­ła jej druga ko­bie­ta.

– Je­stem lady Be­atri­ce Ca­do­gan. Przed­staw się, zanim za­czniesz kie­ro­wać groź­by w moim kie­run­ku. Tego wy­ma­ga ety­kie­ta. Za­kła­dam, że wiesz, czym jest ety­kie­ta? – Unio­sła lekko brew i ścią­gnę­ła z głowy sze­ro­ki ka­pe­lusz. Burza czar­nych, pro­stych wło­sów opa­dła jej na ra­mio­na.

Ruth za­ci­snę­ła pię­ści. Czuła, że po­win­na tę spra­wę za­ła­twić po­ko­jo­wo. Nie chcia­ła roz­pę­tać wojny z całym rodem Ca­do­gan. A to suka, po­my­śla­ła. Przed­sta­wi­ła się wy­łącz­nie, aby na­stra­szyć ją swymi ko­nek­sja­mi. Ruth wie­dzia­ła, co to ozna­cza. Wi­dzia­ła to też po oliw­ko­wej cerze i czar­nych wło­sach Be­atri­ce.

Wy­glą­da­ło na to, że jej gość przy­po­mniał sobie rów­nież o sa­lo­no­wej kur­tu­azji. Ruth po­sta­no­wi­ła za­sto­so­wać się do tej gry po­zo­rów.

– Je­stem Ruth, mój dom nie jest czę­ścią tej dys­pu­ty, acz­kol­wiek zo­stał wpro­wa­dzo­ny w temat. Na razie ta in­for­ma­cja musi ci wy­star­czyć, lady Be­atri­ce – od­po­wie­dzia­ła z uda­wa­ną grzecz­no­ścią. – Wra­ca­jąc jed­nak do me­ri­tum, nikt nie od­bie­rze mi dziec­ka. Je­że­li cho­ciaż­by spró­bu­je…

– Droga pani, pró­bo­wać to można cze­goś, czego nigdy wcze­śniej się nie ro­bi­ło i nie ma się w tym do­świad­cze­nia. Ja z kolei wezmę co moje. – Spoj­rza­ła wy­mow­nie na Ruth i uśmiech­nę­ła się de­li­kat­nie. – Za­uwa­ży­łam rów­nież, że spe­cjal­nie omi­nę­ła pani swoje po­cho­dze­nie. Czyż­by dom na­szej dro­giej go­spo­dy­ni nie chciał an­ga­żo­wać się tę spra­wę mimo za­pew­nień?

Ruth za­ci­snę­ła mocno zęby, pró­bo­wa­ła nie dać się spro­wo­ko­wać. Gdy zer­k­nę­ła na Be­atri­ce, od­kry­ła, że jej oczy znów po­wę­dro­wa­ły w górę, tak że widać było je­dy­nie biał­ka. Co ona wy­ra­bia­ła? Takie same oczy miała Au­drey w cza­sie, gdy śniła czy do­sta­wa­ła na­pa­du.

– Ruth Ber­ke­ley – szep­nę­ła ko­bie­ta, gdy jej oczy wró­ci­ły na swoje miej­sce.

Skąd ona to wie­dzia­ła? Ruth otwo­rzy­ła usta ze zdzi­wie­nia, lecz zaraz je ści­snę­ła i od­zy­ska­ła fason.

– Zga­dza się. Dom Ber­ke­ley­ów bę­dzie bar­dzo za­in­te­re­so­wa­ny tym nie­spo­dzie­wa­nym przy­by­ciem mi­la­dy.

– Wie pani, co sądzę?

– Nic mnie to nie ob­cho­dzi, pro­szę na­tych­miast opu­ścić… – Ruth wsta­ła z fo­te­la, chcąc wy­go­nić nie­chcia­ne­go go­ścia, lecz lady Be­atri­ce znów we­szła jej w słowo.

– Sądzę, że za­ta­iła pani swoje po­cho­dze­nie, po­nie­waż nie ma pani już domu. Za­sko­cze­nie wy­wo­ła­ne moim Od­pły­nię­ciem – na­wią­za­ła do ucie­ka­ją­cych oczu – wy­glą­da na brak obe­zna­nia w ja­kich­kol­wiek te­ma­tach zwią­za­nych z Przy­mie­rzem czy Zgro­ma­dze­nia­mi. Ile żniw prze­ży­łaś, dziec­ko?

– Wy­pra­szam to sobie – po­wie­dzia­ła zbul­wer­so­wa­na Ruth, lecz usia­dła z po­wro­tem na fo­te­lu. – Nie je­stem dziec­kiem, a mój wiek…

– Praw­do­po­dob­nie wy­gna­li cię, jak byłaś dziec­kiem – kon­ty­nu­owa­ła lady Ca­do­gan nie­spe­szo­na, za­po­mi­na­jąc zu­peł­nie o ty­tu­łach czy ety­kie­cie. – Albo nie pa­mię­tasz nauk, albo za­po­mnia­łaś o nich przez dzie­się­cio­le­cia. Nawet nie masz po­ję­cia, w jakim po­ło­że­niu się zna­la­złaś, po­ry­wa­jąc moją córkę.

Za­pa­dła cisza. Ruth do­my­śla­ła się, że Au­drey może być z domu Ca­do­gan – taka sama cera i te brzyd­kie, kru­czo­czar­ne włosy. Ale to, że jej wła­sna matka przy­szła ubie­gać się o zgubę, nie wró­ży­ło do­brze.

Wciąż jed­nak była prze­cież sil­niej­sza, mogła po­zbyć się pa­niu­si Ca­do­gan i uciec z jej córką. Musi tylko pa­mię­tać, aby od­ciąć mło­dej język, żeby nie krzy­cza­ła. Powie jej, że sama go sobie od­gry­zła w na­pa­dzie szału. Be­atri­ce nie mogła sobie po­zwo­lić na dal­sze błędy. Nie teraz, w mo­men­cie, gdy swego Ob­lu­bień­ca miała już na wy­cią­gnię­cie ręki.

– Ty na­praw­dę nic nie wiesz? – za­py­ta­ła ze zdzi­wie­niem lady Be­atri­ce. – Ale dla­cze­go po­rwa­łaś moją córkę? Je­dy­ną sen­sow­ną od­po­wie­dzią, dla­cze­go mia­ła­byś trzy­mać tak nie­bez­piecz­ne dziec­ko pod swoją opie­ką, jest po­zna­nie jej snów. Ale po co? Prze­cież twój dom cię prze­pę­dził. Dla­cze­go mia­ła­byś wra­cać… A, no tak. Już wszyst­ko ro­zu­miem.

– Nic nie ro­zu­miesz! Je­stem sil­niej­sza, mo­gła­bym ro­ze­rwać cię na strzę­py w ciągu jed­nej krót­kiej chwi­li, dla­te­go opu­ścisz moją re­zy­den­cję albo zgi­niesz. – Ruth po­de­rwa­ła się z fo­te­la. Opa­no­wa­ła ją wście­kłość. Wy­glą­da­ła, jakby jej skóra fa­lo­wa­ła, jakby pod nią wiły się ty­sią­ce, a nawet dzie­siąt­ki ty­się­cy ro­ba­ków.

Druga ko­bie­ta zda­wa­ła się tego nie za­uwa­żyć. Sie­dzia­ła spo­koj­nie i kon­ty­nu­owa­ła:

– Ależ oczy­wi­ście, że ro­zu­miem. Mimo że wy, ohyd­ne kre­atu­ry, je­ste­ście zgni­łe od środ­ka, to ja­kimś cudem wią­że­cie się na całe życie z dru­gim, rów­nie zgni­łym osob­ni­kiem. To wpraw­dzie ro­man­tycz­ne, acz nie­prak­tycz­ne. Wra­casz do Zgro­ma­dze­nia, które cię wy­gna­ło. Ro­bisz to dla mę­skie­go osob­ni­ka, który jest za­ko­do­wa­ny ge­ne­tycz­nie, aby ko­chał cię wiecz­nie.

Ruth nie wy­trzy­ma­ła. Jej skóra pękła i prze­rwa­ła się na dwie czę­ści. Wy­glą­da­ło, jakby zrzu­ci­ła odzież wierzch­nią. Pod spodem znaj­do­wa­ła się wy­so­ka na osiem stóp, pełna nie­na­wi­ści szara isto­ta o nagim ciele, wciąż po­kry­ta reszt­ka­mi ludz­kiej skóry. Gar­dło­wy war­kot wy­do­był się z jej ust. Ostre jak brzy­twa zęby były wręcz stwo­rzo­ne do roz­ry­wa­nia. Po­twór roz­pro­sto­wał gi­gan­tycz­ne skrzy­dła, za­sła­nia­jąc pół sa­lo­nu i na­tarł na prze­ciw­nicz­kę.

Be­atri­ce nie ustą­pi­ła nawet na cal. Unio­sła tylko głowę i spoj­rza­ła peł­nym po­li­to­wa­nia wzro­kiem na po­two­ra.

Błysk świa­tła. Huk.

Po­twór leżał na pod­ło­dze ude­rzo­ny nie­wi­dzial­ną siłą.

– Czasy, gdy by­li­ście dra­pież­ni­ka­mi i że­ro­wa­li­ście na nas, skoń­czy­ły się lata temu. Może gdy­byś wciąż przy­na­le­ża­ła do Zgro­ma­dze­nia, wie­dział­byś o zmia­nach. Sku­tecz­ne po­rwa­nie mojej córki na­zwij­my śle­pym tra­fem. Pro­po­nu­ję, żeby usiąść i wy­słu­chać, co mam do po­wie­dze­nia.

Po­twór, w któ­re­go prze­isto­czy­ła się Ruth, nie za­mie­rzał sia­dać. Miał ocho­tę za­bi­jać, prze­gry­zać kości i wgry­zać się w mięso.

Ruth pa­trzy­ła na drob­ną ko­bie­tę z góry. Po prze­mia­nie mogła roz­szar­pać pra­wie każde stwo­rze­nie na strzę­py, a jed­nak Be­atri­ce skon­tro­wa­ła jej atak za po­mo­cą ja­kiejś nie­wi­dzial­nej siły. Jak to moż­li­we? Czyż­by przez ostat­nie lata rze­czy­wi­ście aż tak dużo zmie­ni­ło się w Zgro­ma­dze­niach? Prze­cież tacy jak Be­atri­ce byli dla nich tylko źró­dłem pro­ro­czych snów oraz wy­kwint­niej­szym po­ży­wie­niem. Lep­szym niż mięso czło­wie­ka.

– Oto moja pro­po­zy­cja. – Be­atri­ce wes­tchnę­ła, jakby całe to przed­sta­wie­nie zdą­ży­ło ją zmę­czyć. – Zo­sta­wiasz moją córkę w spo­ko­ju i opusz­czasz tę re­zy­den­cję.

Po­twór znów za­war­czał, jakby chciał po­wie­dzieć: nic z tego.

– W prze­ciw­nym razie ro­dzi­na Ca­do­gan bę­dzie zmu­szo­na roz­po­cząć po­lo­wa­nie na Ber­ke­ley’ich. Za­cznie­my oczy­wi­ście od wy­bi­cia wszyst­kich mę­skich osob­ni­ków, któ­rzy są już Zwią­za­ni.

Spo­kój, z jakim sie­dzia­ła ko­bie­ta, był za­ska­ku­ją­cy. Lu­dzie za­wsze ucie­ka­li z prze­ra­że­niem i krzy­kiem na ustach przed dru­gim ob­li­czem Ruth. A ta oto drob­na ko­bie­ta śmie jej gro­zić, sto­jąc oko w oko z be­stią. Utra­ta Ob­lu­bień­ca wią­za­ła się z bólem gor­szym niż śmierć, nie­wy­obra­żal­nym wręcz. Ruth nie wie­dzia­ła, czy dom Ca­do­gan rze­czy­wi­ście mógł­by się do tego po­su­nąć. Czy po­win­na ry­zy­ko­wać?

Roz­ło­ży­ła skrzy­dła. Ugię­ła nogi i od­bi­ła się mocno od pod­ło­ża. Wy­sko­czy­ła przez wiel­kie okno sa­lo­nu, mknąc w stro­nę lasu, gdzie miała na­dzie­ję ukryć sie­bie oraz hańbę, jaką się okry­ła.

 

 

***

 

 

Doj­ście do zdro­wia za­ję­ło Au­drey kilka ty­go­dni. W mię­dzy­cza­sie czę­sto wy­cho­dzi­ła z re­zy­den­cji. Z bie­giem dni przy­po­mnia­ła sobie wszyst­ko: upro­wa­dze­nie, prze­trzy­my­wa­nie, prze­słu­chi­wa­nia, fał­szy­we wspo­mnie­nia re­zy­den­cji i twarz praw­dzi­wej matki. Wie­dzia­ła rów­nież, dla­cze­go nie może wró­cić do swo­ich. Ode­rwa­ne skrzy­dła nie od­ra­sta­ły tak po pro­stu. Wszyst­ko stało się jesz­cze bar­dziej skom­pli­ko­wa­ne.

Przez ostat­nie mie­sią­ce spę­dzo­ne z po­ry­wacz­ką ma­rzy­ła, aby być inna niż wszy­scy lu­dzie, wy­jąt­ko­wa. I teraz gdy wy­szło na jaw, że nie jest czło­wie­kiem, oka­za­ło się rów­nież, że tej wy­jąt­ko­wo­ści zo­sta­ła po­zba­wio­na. Wie­dzia­ła, jaki stał przed nią wybór.

Matka, tym razem ta praw­dzi­wa, spę­dza­ła z nią dużo czasu, po­ma­ga­ła jej od­zy­skać wspo­mnie­nia. A one wra­ca­ły fa­la­mi. Naj­pierw była szczę­śli­wa, gdy uświa­do­mi­ła sobie, że ma skrzy­dła, by zaraz wpaść w roz­pacz z po­wo­du ich utra­ty. Wtedy opie­kuń­cza ko­bie­ta przy­po­mnia­ła jej wolę Al­da­wy, co jesz­cze bar­dziej skom­pli­ko­wa­ło życie dziew­czy­ny.

Tego wie­czo­ra, gdy de­cy­zja miała zo­stać pod­ję­ta, Au­drey sie­dzia­ła na mięk­kim łożu z dzien­ni­kiem w dłoni.

 

Pło­nąc w lesie, umie­ram.

Wy­cho­dząc z ciem­no­ści, cofam się.

Płynę w prze­stwo­rzach, je­stem.

 

Odło­ży­ła sfa­ty­go­wa­ny dzien­nik, sły­sząc, że matka nad­cho­dzi. We­szła do po­ko­ju z dwie­ma in­ny­mi ko­bie­ta­mi – ka­płan­ka­mi. Szła w środ­ku, na rę­kach nio­sąc nie­wiel­ką skrzy­nię. Po jej pra­wej i lewej stro­nie szły ka­płan­ki z roz­po­star­ty­mi skrzy­dła­mi i ciem­ny­mi sza­ta­mi z kap­tu­ra­mi za­sła­nia­ją­cy­mi twa­rze. Au­drey za­nie­mó­wi­ła. Skrzy­dła ka­pła­nek były prze­pięk­ne, wie­lo­ko­lo­ro­we i mie­ni­ły się pod wpły­wem pro­mie­ni słoń­ca, które wpa­da­ły do po­ko­ju przez okno.

– Dziec­ko, przed tobą sta­wiam skrzyn­kę na­szej Pani – prze­mó­wi­ła uro­czy­ście. – Zo­sta­wia­my ci de­cy­zję o dal­szym losie ist­nie­nia. Niech Pani w twym sercu za­go­ści.

Po­sta­cie w kap­tu­rach po­wtó­rzy­ły ostat­nie zda­nie.

Au­drey ode­bra­ła od matki skrzyn­kę, chwa­ląc rów­no­cze­śnie mi­ło­ści­wą Panią. Zanim zdą­ży­ła zaj­rzeć do środ­ka, wszyst­kie ko­bie­ty opu­ści­ły jej sy­pial­nię.

Do­kład­nie wie­dzia­ła, co znaj­du­je się w środ­ku, mimo to oba­wia­ła się spoj­rzeć. Czas dłu­żył się, a dziew­czy­na, mimo że pod­ję­ła już dawno temu de­cy­zję, wciąż wpa­try­wa­ła się w drew­nia­ne pu­de­łecz­ko z mo­sięż­nym oku­ciem.

Po­sta­no­wi­ła, że to zrobi. Otwo­rzy­ła po­da­ru­nek Pani, by w środ­ku do­strzec duży że­la­zny klucz, z któ­re­go dru­giej stro­ny znaj­do­wa­ło się ostrze. Sym­bo­li­zo­wał dwie drogi, które mogła obrać. Pro­stą, lecz po­zba­wio­ną wy­jąt­ko­wo­ści, oraz trud­ną, lecz zgod­ną z od­wiecz­ną ścież­ką, prze­wi­dzia­ną dla wy­znaw­ców Al­da­wy. Życie mię­dzy ludź­mi i bez skrzy­deł, czy może śmierć i od­ro­dze­nie jako przy­ja­ciół­ka Pani?

Wybór wy­da­wał się oczy­wi­sty, chwy­ci­ła klucz za ostrze, ka­le­cząc sobie dło­nie. Tak wiele razy wi­dzia­ła ten obraz w pro­ro­czych snach.

Au­drey przy­ło­ży­ła ostrze do szyi i tak jak na­uczy­ła ją tego matka, mocno przy­ci­snę­ła. Wy­ko­na­ła szyb­ki ruch i po­ściel spły­nę­ła krwią.

 

 

***

 

 

Be­atri­ce Ca­do­gan ob­ser­wo­wa­ła re­zy­den­cję z góry. Wznio­sła się wy­so­ko, nie chcą być bli­sko umie­ra­ją­cej córki. Jesz­cze pró­bo­wa­ła­by ją po­wstrzy­mać, od­bie­ra­jąc tym samym prawo do po­wro­tu na łono mi­ło­ści­wej Pani i Bo­gi­ni. Ból był nie­od­łącz­ną czę­ścią na­ro­dzin.

Gdy ka­płan­ki po­in­for­mo­wa­ły ją o śmier­ci Au­drey, po­pro­si­ła tylko, aby prze­nio­sły ciało do spa­le­nia. Ona nie mogła uczest­ni­czyć w ce­re­mo­nii, mu­sia­ła udać się do sa­mot­ni, gdzie za­mknę­ła się przed świa­tem za po­mo­cą ma­gicz­nej pie­czę­ci Stwo­rzy­ciel­ki. Tam opła­ki­wa­ła utra­co­ne dziec­ko i cze­ka­ła na jego po­now­ne przyj­ście.

Gdy pięć lat póź­niej prze­rwa­ła pie­częć, z wnę­trza wy­le­cia­ła nie jedna skrzy­dla­ta po­stać, a dwie. Małe ko­lo­ro­we skrzy­deł­ka po­now­nie trze­po­ta­ły na wie­trze, a małą Au­drey cze­ka­ły dłu­gie lata nie­wie­dzy. Jesz­cze przez ponad de­ka­dę miała być wolna od wspo­mnień i bólu, które, gdy po­wró­cą, znisz­czą jej wizję pięk­ne­go i bez­piecz­ne­go świa­ta.

Koniec

Komentarze

Witaj, dzię­ku­ję raz jesz­cze za betę.

Brawa za in­te­re­su­ją­cy po­mysł oraz ta­jem­ni­cze wątki i wni­kli­we cha­rak­te­ry­sty­ki bo­ha­te­rek. 

Za­słu­żo­ny klik. :)

Po­zdra­wiam ser­decz­nie. :)

Pe­cu­nia non olet

Hej, bruce :)

Dzię­ku­ję Ci ser­decz­nie za pomoc z tym opo­wia­da­niem. Cie­szę się, że Ci się po­do­ba i dzię­ku­ję ser­decz­nie za klik!

 

Po­zdra­wiam :)

Po­zmie­nia­łam po­przed­ni wpis, bo już był po pu­bli­ka­cji. To ja bar­dzo dzię­ku­ję. :)

Po­zdra­wiam. :)

Pe­cu­nia non olet

Dzię­ku­ję ser­decz­nie, bruce! :)

» […]czu­jąc rów­no­cze­śnie czyjś od­dech, na któ­rym po­ru­sza­ły się jej kru­czo­czar­ne włosy. « ---> włosy po­ru­sza­ły się na od­de­chu? Od razu pod­po­wia­dam, że pod od­de­chem też nie…

» Wzno­sił się ma­je­sta­tycz­nie kilka me­trów nad zie­mią. « ---> chyba ra­czej uno­sił…

<>

Co praw­da nie do­wie­dzia­łem się za wiele o tej sek­cie po­two­rów, ale mniej­sza z nimi. Istot­ne, że opo­wia­da­nie czy­ta­ło się bez trud­no­ści, bez za­cięć. Pra­wie od po­cząt­ku za­czę­ła się za­gęsz­czać mrocz­na at­mos­fe­ra (która na mnie nie dzia­ła, ale którą do­strze­ga­łem), aż do nie­spo­dzie­wa­nie tra­gicz­ne­go końca – bo nie spo­dzie­wa­łem się, by praw­dzi­wa matka po­zwo­li­ła córce na sa­mo­bój­stwo. Wy­ra­cho­wa­ne, potem bo­wiem ma się nie­ja­ko od­ro­dzić w nieco zmie­nio­nej po­sta­ci i roli, jak przy­pusz­czam, też.

Do­brze to in­ter­pre­tu­ję?

Aha – jako ca­łość dobre, uwa­żam.

Hej, AdamKB.

Dzię­ku­ję, że przy­by­łeś z ko­men­ta­rzem :)

 

» Wzno­sił się ma­je­sta­tycz­nie kilka me­trów nad zie­mią. « ---> chyba ra­czej uno­sił…

Tak, już zmie­ni­łem.

 

Od­dech też zmie­ni­łem tro­chę. Nie do końca wie­dzia­łem, jak to opi­sać :) Ale zmie­ni­łem na takie:

Otwo­rzy­ła drzwi, sły­sząc rów­no­cze­śnie cięż­kie dy­sze­nie po­two­ra, tuż za sobą.

Co praw­da nie do­wie­dzia­łem się za wiele o tej sek­cie po­two­rów, ale mniej­sza z nimi. Istot­ne, że opo­wia­da­nie czy­ta­ło się bez trud­no­ści, bez za­cięć.

Takie było moje za­ło­że­nie. Py­ta­nie, czy czu­jesz, że tekst był “nie­skoń­czo­ny” i “nie­wy­ja­śnio­ny”? Czy może jed­nak było to “na gra­ni­cy ak­cep­to­wal­nej ta­jem­ni­cy”? :)

 

mrocz­na at­mos­fe­ra (która na mnie nie dzia­ła, ale którą do­strze­ga­łem), aż do nie­spo­dzie­wa­nie tra­gicz­ne­go końca – bo nie spo­dzie­wa­łem się, by praw­dzi­wa matka po­zwo­li­ła córce na sa­mo­bój­stwo.

Mrocz­na at­mos­fe­ra z re­gu­ły na Cie­bie nie dzia­ła? Cóż, do­brze że ją do­strze­głeś.

To do­brze, że była to nie­spo­dzian­ka :)

 

Wy­ra­cho­wa­ne, potem bo­wiem ma się nie­ja­ko od­ro­dzić w nieco zmie­nio­nej po­sta­ci i roli, jak przy­pusz­czam, też.

Do­brze to in­ter­pre­tu­ję?

Jesz­cze przez ponad de­ka­dę miała być wolna od wspo­mnień i bólu, które, gdy po­wró­cą, znisz­czą jej wizję pięk­ne­go i bez­piecz­ne­go świa­ta.

Ge­ne­ral­nie in­ter­pre­ta­cja bar­dzo dobra :) Chcia­łem za­su­ge­ro­wać tro­chę tą pie­czę­cią i ostat­nim zda­niem, że być może do tego dziec­ka wspo­mnie­nia wrócą same, do ko­lej­ne­go dziec­ka, które na­zwa­ne zo­sta­nie tak samo… i jest to nie­po­ka­la­ne po­czę­cie. Nie wiem, czy tak to od­czy­ta­łeś?

 

Aha – jako ca­łość dobre, uwa­żam.

W takim razie dzię­ku­ję Ci ser­decz­nie :) Cie­szę się, że się po­do­ba­ło.

Po­zdra­wiam

Chyba za bar­dzo to po­szło w dark fan­ta­sy, po­cząt­ko­wo fajny kli­ma­cik skrę­ca­ją­cy w oni­rycz­no-psy­cho­lo­gicz­no-sur­re­al­ne re­jo­ny, ale potem się tro­chę po­gu­bi­łem, kto jest czło­wie­kiem, kto po­two­rem i o co w tym wszyst­kim cho­dzi.

To chyba no­stal­gia, jedna wiel­ka tę­sk­no­ta za tam­ty­mi cza­sa­mi, tamtą modą, mu­zy­ką, sty­lem, ży­ciem...

Hej, fan­tho­mas.

 

Chyba za bar­dzo to po­szło w dark fan­ta­sy…

Ro­zu­miem. Muszę na­brać do tego tek­stu tro­chę dy­stan­su… może za bar­dzo wszyst­ko po­kom­pli­ko­wa­łem. Szko­da, że Ci się nie po­do­ba­ło. Może na­stęp­nym razem pój­dzie mi le­piej.

Dzię­ki za ko­men­tarz.

Po­zdra­wiam :)

Cześć! Na po­czą­tek uwagi:

 

Au­drey obu­dzi­ła się, a jej myśli od razu po­wę­dro­wa­ły do dzien­ni­ka, w któ­rym za­pi­sy­wa­ła wszyst­kie sny; głów­nie kosz­ma­ry. Cza­sem do­łą­cza­ła do nich różne no­tat­ki i wier­sze. Strzęp­ki myśli wy­la­ne na pa­pier zaraz po prze­bu­dze­niu, nie­do­stęp­ne i ukry­te przed uko­cha­ną matką pod cięż­kim ma­te­ra­cem. Czy była kimś wię­cej niż tylko zwy­czaj­ną dziew­czy­ną?

Bar­dzo ran­do­mo­wa myśl tak z sa­me­go rana. W do­dat­ku nie­szcze­gól­nie wy­ni­ka z po­przed­nich.

 

Oliw­ko­wa cera spra­wia­ła, że obraz przy­po­mi­nał bar­dziej por­ce­lan­kę niż po­do­bi­znę zdro­wej osoby.

Cera oliw­ko­wa jest cha­rak­te­ry­stycz­na dla osób o tzw. śród­ziem­no­mor­skim typie urody, więc ra­czej nie­ko­niecz­nie bę­dzie ko­ja­rzyć się z por­ce­la­ną i kimś, komu bra­ku­je słoń­ca.

 

Ton jej głosu był pełen tro­ski, lecz zza ga­ze­ty cięż­ko było do­strzec wyraz twa­rzy.

Trud­no.

 

Wy­chy­li­ła się z za­pa­łem znad stołu, chcąc prze­ko­nać o swoim do­sko­na­łym sta­nie.

Za­bra­kło mi tu cze­goś? Prze­ko­nać matkę?

 

Tu nie cho­dzi o twoje zdro­wie dziec­ko, ale i bez­pie­czeń­stwo in­nych.

Albo: Tu nie cho­dzi tylko o twoje zdro­wie, dziec­ko, ale i bez­pie­czeń­stwo in­nych, albo: Tu nie cho­dzi o twoje zdro­wie dziec­ko, ale o bez­pie­czeń­stwo in­nych.

 

Z cza­sem my­śla­ła coraz ja­śniej i utrwa­li­ło się w niej prze­ko­na­nie, że może rze­czy­wi­ście jest wy­jąt­ko­wa, a to matka trzy­ma ją w po­ko­ju, aby ukryć przed świa­tem.

Zda­nie su­ge­ru­je, że do­pie­ro teraz Au­drey za­czy­na ro­zu­mieć, że to matka trzy­ma ją w po­ko­ju, a nie ktoś inny. Może: Z cza­sem my­śla­ła coraz ja­śniej i utrwa­li­ło się w niej prze­ko­na­nie, że może rze­czy­wi­ście jest wy­jąt­ko­wa, a matka trzy­ma ją w po­ko­ju, aby ukryć to przed świa­tem.

 

Pod­nio­sła barki, tak jakby chcia­ła przejść do po­zy­cji em­brio­nal­nej, chcąc się ukryć przed isto­tą z mroku.

Po­wtó­rze­nie.

 

Gdy tak szy­bo­wa­ła nad po­bli­skim lasem, nad nią po­ja­wił się szary, wiel­ki stwór z cia­łem ko­bie­ty, które wy­glą­da­ło jak ciel­sko ogrom­ne­go węża.

To czyje ciało w końcu miał?

 

Dom Ber­ke­ley’ich bę­dzie bar­dzo za­in­te­re­so­wa­ny tym nie­spo­dzie­wa­nym przy­by­ciem mi­la­dy.

Ra­czej Ber­ke­ley­ów.

 

Czy­ta­ło się w za­sa­dzie przy­jem­nie, po­mi­ja­jąc po­wyż­sze po­tknię­cia. Po­do­ba­ła mi się gęsta, pla­stycz­nie od­da­na at­mos­fe­ra sta­rej re­zy­den­cji wy­peł­nio­nej dziw­ny­mi ob­ra­za­mi i rzeź­ba­mi. Za­cie­ka­wił wątek matki wię­żą­cej córkę.

Tylko że roz­wią­za­nie całej za­gad­ki jest bar­dzo nie­ja­sne, a przez to nie­sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ce. Osta­tecz­nie nie mam po­ję­cia kim/czym były te stwo­ry, o co cho­dzi­ło w tym Śpie­wie, ani dla­cze­go Au­drey się za­bi­ła. Niby wy­ja­śniasz to tro­chę w ko­men­ta­rzu, ale moim zda­niem tak istot­ne in­for­ma­cje po­win­ny zna­leźć się w tek­ście, bar­dziej wy­eks­po­no­wa­ne.

three go­blins in a trench coat pre­ten­ding to be a human

Ram­shi­ri za­py­tał: Takie było moje za­ło­że­nie. Py­ta­nie, czy czu­jesz, że tekst był “nie­skoń­czo­ny” i “nie­wy­ja­śnio­ny”? Czy może jed­nak było to “na gra­ni­cy ak­cep­to­wal­nej ta­jem­ni­cy”? :)

Na pierw­sze py­ta­nie mogę od­po­wie­dzieć, że tak pół na pół. W pierw­szym od­ru­chu: no co to ma być? Na­mo­tał Autor, za­cie­ka­wił, i bez za­spo­ko­je­nia cie­ka­wo­ści zo­sta­wił? Po chwi­li jed­nak po­ja­wia się re­flek­sja, że to nie­rzad­ki za­bieg, zo­sta­wia­ją­cy czy­tel­ni­ko­wi swo­bo­dę w wy­szu­ki­wa­niu wła­snych ob­ja­śnień, ale do tegoż szu­ka­nia nie zmu­sza­ją­cy. W związ­ku z tym na dru­gie py­ta­nie mogę od­po­wie­dzieć, że opo­wia­da­nie prze­kro­czy­ło in­te­re­su­ją­cą Cie­bie gra­ni­cę jako skoń­czo­ne, cho­ciaż nie w pełni wy­ja­śnio­ne, i zna­la­zło się po stro­nie tek­stów wol­nych od “cze­pia­nia się” fa­bu­ły, po­sta­ci, głów­nych wy­da­rzeń.

Po­zdra­wiam – Adam

Opo­wia­da­nie prze­czy­ta­łam, po­mi­mo wy­mu­szo­nych przerw, szyb­ko i z dużą przy­jem­no­ścią. Świet­nie bu­do­wa­łeś na­strój grozy, a opisy były bar­dzo dobre. Po­do­ba­ło mi się, że długo nie wie­dzia­łam, co jest snem, a co kosz­ma­rem. Wszyst­ko było ide­al­nie do mo­men­tu noc­nej uciecz­ki dziew­czy­ny przed po­two­rem. To w tym mo­men­cie po­czu­łam, jak bar­dzo zdy­stan­so­wa­ny jest nar­ra­tor i nie po­tra­fi­łam wczuć się w emo­cje bo­ha­ter­ki. Ca­łość ogrom­nie by zy­ska­ła, gdy­byś był bli­żej POV. 

Zaraz po tej sce­nie po­ja­wił się prze­skok nar­ra­cji do per­spek­ty­wy po­ry­wacz­ki, potem do córki i na ko­niec do matki. NIE! Za dużo tego w tak krót­kim opo­wia­da­niu. Stra­ci­łam za­an­ga­żo­wa­nie w po­stać, ale nadal czy­ta­łam z przy­jem­no­ścią, żeby po­znać roz­wią­za­nie za­gad­ki. Nie­ste­ty przez te zmia­ny per­spek­tyw roz­wią­za­nie nie było tak emo­cjo­nu­ją­ce, jakby mogło być. Do tego mia­łam silne wra­że­nie, że zmie­niasz je je­dy­nie dla­te­go, żeby ła­twiej ci było po­ka­zać roz­wią­za­nie za­gad­ki. Szko­da, że nie po­zna­łam jej wraz z Aurey, że nie po­czu­łam tar­ga­ją­cych nią wtedy emo­cji, że nie po­zna­łam jej myśli. 

Drugi duży za­rzut, który mam do tego opo­wia­da­nia, to te emo­cje wła­śnie. Widać, że sku­pi­łeś się na gro­zie i to wy­szło świet­nie. Ale jed­no­cze­śnie masz tutaj młodą dziew­czy­nę, która stra­ci­ła wszyst­ko i wy­bra­ła sa­mo­bój­stwo, matkę, która stra­ci­ła dziec­ko i ko­bie­tę, która stra­ci­ła szan­sę na od­na­le­zie­nie uko­cha­ne­go. W tek­ście po­win­no wręcz wi­bro­wać od emo­cji, a mia­łam wra­że­nie, że bar­dziej sucho już się nie dało tego po­ka­zać. Szcze­gól­nie roz­cza­ro­wa­ła mnie scena, kiedy po­ry­wacz­ka się pod­da­ła i ode­szła. Li­czy­łam na ja­kieś po­rząd­ne star­cie, a tutaj nic. 

Po­na­rze­ka­łam, ale to dla­te­go, że po­cząt­ko­wo tak mi się po­do­ba­ło, że roz­wa­ża­łam no­mi­na­cją do piór­ka. ;) Klik do bi­blio­te­ki do­sta­niesz bez żad­ne­go wa­ha­nia.

Bar­dzo po­do­bał mi się na­strój opo­wie­ści oraz uni­wer­sum, które stwo­rzy­łeś i mam na­dzie­ję, że na­pi­szesz coś jesz­cze o tych isto­tach. 

Hej, gra­vel, AdamKB i ośmior­ni­ca :)

Dzię­ku­ję ser­decz­nie za te ko­men­ta­rze! Wy­ma­ga­ją one tro­chę wię­cej uwagi, więc od­po­wiem już in­ne­go dnia, jako że chciał­bym rów­no­cze­śnie dodać po­praw­ki i roz­pi­sać się nieco wię­cej.

 

gra­vel – ty­grys za­rą­bi­sty :) Za­pi­su­ję go na dysku i rów­nież będę roz­po­wszech­niał :)

Po­zdra­wiam, dzię­ku­ję

 

Wy­chy­li­ła się z za­pa­łem znad stołu, chcąc prze­ko­nać o swoim do­sko­na­łym sta­nie

Nie wia­do­mo kogo prze­ko­nać.

 

– Gdy do­sta­niesz ataku, komuś może stać się krzyw­da. Tu nie cho­dzi o twoje zdro­wie dziec­ko, ale i bez­pie­czeń­stwo in­nych.

Ra­czej nie tylko o twoje zdro­wie, bo jak nie cho­dzi o jej zdro­wie, to trosz­kę bru­tal­nie brzmi;)

 

Au­drey w szoku pa­trzy­ła na po­ha­ra­ta­ną twarz matki. Czy ja to zro­bi­łam? – za­da­wa­ła sobie py­ta­nie. Pra­wie wy­dra­pa­łam matce oczy w na­pa­dzie szału.

Ostat­nia myśl jest nie od­dzie­lo­na od za­da­wa­ła sobie py­ta­nie.

 

Bar­dzo mocno stro­ną opo­wia­da­nia jest groza i jak dla mnie głę­bo­ka go­tyc­kość.

Na­to­miast w środ­ku nieco mnie te nie­sa­mo­wi­to­ści znu­ży­ły.

Hi­sto­ria prze­ra­ża­ją­ca i smut­na.

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Wra­cam z ko­men­ta­rzem jak obie­ca­łem :)

 

Hej, gra­vel.

Dzię­ku­ję za ła­pan­kę. Nie­licz­ne rze­czy zo­sta­wi­łem nie­po­pra­wio­ne. Muszę się jesz­cze za­sta­no­wić.

Dzię­ku­ję za zdję­cie ty­gry­sa, cie­szę się, że przy­jem­nie się czy­ta­ło i były wątki in­te­re­su­ją­ce. Szko­da, roz­wią­za­nie było dla Cie­bie nie­sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ce.

 

Niby wy­ja­śniasz to tro­chę w ko­men­ta­rzu,

W ko­men­ta­rzu chcia­łem upew­nić się, czy jest to jasne… wy­glą­da na to, że jed­nak na­mo­ta­łem i nie wszyst­ko wy­szło tak jak po­win­no :( No, ale też nie chcia­łem wy­ja­śniać wszyst­kie­go w tym opo­wia­da­niu. Zgro­ma­dze­nia, pakty, śpiew/krzyk – nie chcia­łem nawet czę­ścio­wo roz­wie­wać tej ta­jem­ni­cy.

No nic, muszę prze­my­śleć to opo­wia­da­nie, ale do­pie­ro po za­koń­cze­niu kon­kur­su. Chyba nie wy­pa­da już robić więk­szych zmian po pu­bli­ka­cji.

Dzię­ku­ję! :)

 

Hej, AdamKB.

Dzię­ku­ję za wy­ja­śnie­nie. Cie­szy mnie ta in­ter­pre­ta­cja :) Teraz widzę, że mo­głem pewne rze­czy zro­bić ina­czej/le­piej.

Po chwi­li jed­nak po­ja­wia się re­flek­sja, że to nie­rzad­ki za­bieg, zo­sta­wia­ją­cy czy­tel­ni­ko­wi swo­bo­dę w wy­szu­ki­wa­niu wła­snych ob­ja­śnień, ale do tegoż szu­ka­nia nie zmu­sza­ją­cy.

Bar­dzo mnie to cie­szy. Dzię­ku­ję!

 

Hej, ośmior­ni­ca.

Wszyst­ko było ide­al­nie do mo­men­tu noc­nej uciecz­ki dziew­czy­ny przed po­two­rem.

No, cóż… raz na wozie, raz pod wozem :) W pełni ro­zu­miem oba za­rzu­ty z Two­je­go ko­men­ta­rza.

 

Szcze­gól­nie roz­cza­ro­wa­ła mnie scena, kiedy po­ry­wacz­ka się pod­da­ła i ode­szła. Li­czy­łam na ja­kieś po­rząd­ne star­cie, a tutaj nic. 

Hmmm, to uświa­do­mi­ło mi, że je­stem zbyt upar­ty. Od po­my­słu tej sceny, za­czę­ło się całe opo­wia­da­nie. Nie chcia­łem od­pu­ścić… cóż :)

 

Po­na­rze­ka­łam, ale to dla­te­go, że po­cząt­ko­wo tak mi się po­do­ba­ło, że roz­wa­ża­łam no­mi­na­cją do piór­ka. ;) Klik do bi­blio­te­ki do­sta­niesz bez żad­ne­go wa­ha­nia.

Oj, tak bli­sko! Dzię­ku­ję za klik. Mam jesz­cze tyle hi­sto­rii do opo­wie­dze­nia… może kie­dyś. Na pewno mam na czym szli­fo­wać pi­sa­nie :)

 

Bar­dzo po­do­bał mi się na­strój opo­wie­ści oraz uni­wer­sum, które stwo­rzy­łeś i mam na­dzie­ję, że na­pi­szesz coś jesz­cze o tych isto­tach. 

Nie mia­łem ta­kie­go za­mia­ru, lecz kto wie…

Dzię­ku­ję! :)

 

Hej, Am­bush.

Zro­bi­łem zmia­ny w tek­ście. Dzię­ku­ję za ła­pan­kę :)

 

Bar­dzo mocno stro­ną opo­wia­da­nia jest groza i jak dla mnie głę­bo­ka go­tyc­kość.

Na­to­miast w środ­ku nieco mnie te nie­sa­mo­wi­to­ści znu­ży­ły.

Hi­sto­ria prze­ra­ża­ją­ca i smut­na.

Słod­ko-gorz­kie pod­su­mo­wa­nie. Cie­szę się, że po­do­ba­ła Ci się groza i go­tyc­kość. Miało być smut­no, więc udało się! :) Szko­da tylko, że tekst Cię znu­żył. Do­sta­łem tyle ko­men­ta­rzy, że za­czy­nam zda­wać sobie z błę­dów jakie tu po­peł­ni­łem.

Dzię­ku­ję ser­decz­nie :)

 

Po­zdra­wiam!

Prze­czy­ta­łem, mimo że hor­ror, bo opo­wia­da­nie kon­kur­so­we.

Witam!

Po­czą­tek opo­wia­da­nia był cał­kiem in­try­gu­ją­cy. Cho­ciaż sporo tam cho­dze­nia po domu, przy­glą­da­nia się cią­gle ob­ra­zom, miało to swój urok i było czuć at­mos­fe­rę grozy. Pro­blem po­ja­wił się w mo­men­cie, gdy na scenę wkro­czy­ła Ruth, bo nie­ste­ty, ale wtedy kli­mat mocno się roz­je­chał i z hor­ro­ru do­sta­li­śmy bar­dziej ty­po­we fan­ta­sy. Po­stać Au­drey nagle znik­nę­ła, a to jej hi­sto­rię po­win­ni­śmy od po­cząt­ku do końca śle­dzić, przy­naj­mniej taki zda­wał się być po­cząt­ko­wy za­miar. Gdy po­wra­ca, jest zde­cy­do­wa­nie za późno. Za­koń­cze­nie, cho­ciaż cał­kiem in­te­re­su­ją­ce (tra­gicz­ny wybór), nie za­dzia­ła­ło w tej for­mie. Nie było czasu, by zżyć się z Au­drey, le­piej po­znać jej myśli. 

Zde­cy­do­wa­nie za mało at­mos­fe­ry grozy, nie­pew­no­ści i sza­leń­stwa. Ze­pchnię­cie Au­drey na drugi plan to strzał w ko­la­no.

 

Prze­czy­taw­szy.

Opo­wia­da­nie miało to coś, co wcią­gnę­ło mnie w hi­sto­rię od po­cząt­ku. Nie­ste­ty w miarę roz­wo­ju hi­sto­ria z za­gad­ko­wej, nie­oczy­wi­stej grozy staje się dark fan­ta­sy. To, co muszę po­chwa­lić, to fajne po­ka­za­nie związ­ków mię­dzy Au­drey a jej po­ry­wacz­ką (nie­zły syn­drom sztok­holm­ski) i potem matką. Zde­cy­do­wa­nie prze­sko­cze­nie z per­spek­ty­wy dziew­czyn­ki na tę jej praw­dzi­wej matki nie wy­szło tu na dobre. W dłuż­szym tek­ście by­ło­by wię­cej czasu na roz­wi­nię­cie tej re­al­cji i taki prze­skok wy­szedł­by bar­dziej na­tu­ral­nie. Po­chwa­lę jed­nak język i kli­mat, bo są imho bar­dzo dobre.

Hej, Ko­ala­75.

Dzię­ku­ję za Twój ko­men­tarz. Cie­szę się, że prze­czy­ta­łeś mój tekst!

Po­zdra­wiam :)

 

Hej, Wy­rm­Kil­ler

Po­czą­tek opo­wia­da­nia był cał­kiem in­try­gu­ją­cy. Cho­ciaż sporo tam cho­dze­nia po domu, przy­glą­da­nia się cią­gle ob­ra­zom, miało to swój urok i było czuć at­mos­fe­rę grozy.

Okej, ko­men­tarz za­czy­na się do­brze…

Pro­blem po­ja­wił się w mo­men­cie, gdy na scenę wkro­czy­ła Ruth, bo nie­ste­ty, ale wtedy kli­mat mocno się roz­je­chał i z hor­ro­ru do­sta­li­śmy bar­dziej ty­po­we fan­ta­sy.

Aj! Tro­chę się już tego spo­dzie­wa­łem. Dzię­ku­ję Ci za prze­czy­ta­nie tek­stu i wska­za­nie jego pro­ble­mów. Cie­szę się, że do­strze­głeś rów­nież po­zy­ty­wy. Co co za­uwa­ży­łeś, po­wta­rza się w wielu ko­men­ta­rzach – to bar­dzo do­brze. Dzię­ki temu do­kład­nie wiem, co nie za­gra­ło. Szko­da. Może na­stęp­nym razem bę­dzie le­piej.

Zde­cy­do­wa­nie za mało at­mos­fe­ry grozy, nie­pew­no­ści i sza­leń­stwa. Ze­pchnię­cie Au­drey na drugi plan to strzał w ko­la­no.

Biję się w pierś. Dzię­ku­ję Ci ser­decz­nie za szcze­rą opi­nię.

Po­zdra­wiam

 

Hej, oidrin

Dzię­ku­ję Ci za ko­men­tarz. Widzę, że po­czą­tek tek­stu był dobry. Nie­ste­ty za bar­dzo zje­cha­łem z torów.

 

To, co muszę po­chwa­lić, to fajne po­ka­za­nie związ­ków mię­dzy Au­drey a jej po­ry­wacz­ką (nie­zły syn­drom sztok­holm­ski) i potem matką. Zde­cy­do­wa­nie prze­sko­cze­nie z per­spek­ty­wy dziew­czyn­ki na tę jej praw­dzi­wej matki nie wy­szło tu na dobre.

Sta­now­czo ta część nie za­dzia­ła­ła, a szko­da.

Do­brze, ko­lej­ne do­świad­cze­nie zdo­by­te, ko­lej­ne wnio­ski wy­cią­gnię­te:)

Po­chwa­lę jed­nak język i kli­mat, bo są imho bar­dzo dobre.

Dzię­ku­ję ser­decz­nie za miłe słowa :)

Po­zdra­wiam ser­decz­nie!

Cześć,

 

Opo­wia­da­nie jest spraw­nie na­pi­sa­ne, faj­nym ję­zy­kiem, włą­cza­jąc w to “po­etyc­kie” wstaw­ki. Szcze­gól­nie po­do­ba­ła mi się pierw­sza, ty­po­wo “go­tyc­ka”, ale też tro­chę sur­re­ali­stycz­na część. Mamy dużą po­sia­dłość, jakąś ta­jem­ni­cę/cho­ro­bę, po­czu­cie za­gro­że­nia, bar­dzo fajny po­mysł z ob­ra­zem, zmie­nia­ją­cym się w za­leż­no­ści od tego, jakie emo­cje tar­ga­ją bo­ha­ter­ką. W sumie nie wiemy do końca, czy to dzie­je się na­praw­dę, czy to wy­mysł “cho­re­go” umy­słu.

Potem jed­nak opo­wia­da­nie staje się już bar­dziej “Fan­ta­sy”, mamy skrzy­dla­te po­two­ry, ja­kieś sto­wa­rzy­sze­nie i kon­flikt o nie do końca wy­ja­śnio­nej ge­ne­zie. Oso­bi­ście to już nie mój kli­mat. Mi­ni­mal­nie też po­gu­bi­łem się w tej koń­ców­ce, już mi się tro­chę my­li­ło, kto jest jakim po­two­rem i jakie ma in­ten­cje.

 

Po­zdra­wiam

Hej, JPol­sky

Dzię­ku­ję za miłe słowa i zwró­ce­nie uwagi na po­etyc­kie wstaw­ki – to było moje pierw­sze po­dej­ście do cze­goś ta­kie­go :) Cie­szę się, że wy­punk­to­wa­łeś sporo rze­czy, które po­do­ba­ły Ci się w tek­ście.

 

Potem jed­nak opo­wia­da­nie staje się już…

Aj, no tak. Dzię­ku­ję Ci ser­decz­nie. Nie­ste­ty od sceny z “mat­ka­mi” wszyst­ko po­szło w las :) Po za­sta­no­wie­niu, po­wi­nie­nem na­pi­sać to ina­czej… ale samą koń­ców­kę zmie­nić tylko mi­ni­mal­nie.

 

Dzię­ku­ję prze­czy­ta­nie i ko­men­tarz :)

Po­zdra­wiam.

Hmmm. Jak dla mnie – wy­szło tro­chę zbyt oni­rycz­nie, nie­ja­sno. Może to sku­tek bu­do­wa­nia na­stro­ju, który do mnie pra­wie nigdy nie tra­fia, może scen­ki nie do­sta­ły wy­star­cza­ją­co wiele zna­ków, żeby po­rząd­nie wy­brzmieć… Nie po­tra­fię orzec.

Efekt jest taki, że nie ro­zu­miem tego świa­ta, gubię się w nim, a i po­stę­po­wa­nia po­sta­ci nie ro­zu­miem.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Hej, Fin­kla.

Dzię­ku­ję za szcze­ry ko­men­tarz :) Nie­ste­ty tym razem nie udało mi się prze­lać swo­ich myśli na wir­tu­al­ny pa­pier. Będę za­sta­na­wiał się nad pla­nem na­pra­wy tego tek­stu, ale już po za­koń­cze­niu kon­kur­su.

Dzię­ku­ję, po­zdra­wiam :)

Wiesz, cał­kiem moż­li­we, że prze­lać się udało, tylko mój kształt na­czy­nia jest nie­kom­pa­ty­bil­ny z Twoim. Jed­nost­ko­wą opi­nią nie ma się co przej­mo­wać.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Cześć

Opo­wia­da­nie ma dwie czę­ści, które na­pi­sa­ne są w od­mien­nej sty­li­sty­ce. Go­tyc­ka część pierw­sza bar­dzo in­try­gu­ją­ca i ta­jem­ni­cza, przy­ku­wa uwagę czy­tel­ni­ka. Och, gdy­byś de­cy­do­wał się po­zo­stać w tym kli­ma­cie i pisać tak dalej! Część druga na­to­miast prze­no­si nas do więk­sze­go świa­ta, gdzie mamy ja­kieś rasy po­two­rów, zgro­ma­dze­nia, ka­płan­ki etc. etc. i nar­ra­cja się zmie­nia na obo­jęt­ny opis wy­da­rzeń. Wy­da­je mi się, że opo­wia­da­nie by­ło­by o wiele lep­sze, gdy­byś zo­stał przy jed­nym spo­so­bie pi­sa­nia.

Warsz­tat można do­pra­co­wać.

Strzęp­ki myśli wy­la­ne na pa­pier zaraz po prze­bu­dze­niu, nie­do­stęp­ne i ukry­te przed uko­cha­ną matką pod cięż­kim ma­te­ra­cem.

Cza­sa­mi nie wia­do­mo, czy matka jest pod ma­te­ra­cem, czy nie. Chyba le­piej:

Strzęp­ki myśli wy­la­ne na pa­pier zaraz po prze­bu­dze­niu, nie­do­stęp­ne i przed uko­cha­ną matką ukry­te pod cięż­kim ma­te­ra­cem.

Mamy tu dwie matki – i to nie wpły­wa na ja­sność prze­ka­zu. Aby od­róż­nić matkę 1. od matki 2. można by­ło­by użyć triku: córka do pierw­szej mówi ‘Matko’, a do dru­giej po imie­niu albo ‘Ma­tecz­ko’, albo…

 

Ogól­nie, fajna część pierw­sza, gor­sza druga. Ale nie nudzi :)

Po­zdra­wiam!

 

Fin­kla, dzię­ku­ję. Opi­nii jest wię­cej, wiem już co nie za­gra­ło :)

 

chal­bar­czyk

Dzię­ki za ko­men­tarz.

 

Opo­wia­da­nie ma dwie czę­ści, które na­pi­sa­ne są w od­mien­nej sty­li­sty­ce. Go­tyc­ka część pierw­sza bar­dzo in­try­gu­ją­ca i ta­jem­ni­cza, przy­ku­wa uwagę czy­tel­ni­ka. Och, gdy­byś de­cy­do­wał się po­zo­stać w tym kli­ma­cie i pisać tak dalej!

 

Wy­da­je mi się, że opo­wia­da­nie by­ło­by o wiele lep­sze, gdy­byś zo­stał przy jed­nym spo­so­bie pi­sa­nia.

Oj, ża­łu­ję że nie zo­sta­łem przy jed­nym :) No nic. Wy­cią­gną­łem wnio­ski do ko­lej­ne­go opo­wia­da­nia grozy. Zo­ba­czy­my czy bę­dzie le­piej. Na chwi­lę obec­ną le­piej mi idzie z pi­sa­niem hu­mo­ru :)

 

Cza­sa­mi nie wia­do­mo, czy matka jest pod ma­te­ra­cem, czy nie.

hehe :) Jak tylko będę mógł, to usią­dę do tego zda­nia. Chwi­lo­wo nie mam jak tego edy­to­wać.

 

Mamy tu dwie matki – i to nie wpły­wa na ja­sność prze­ka­zu. Aby od­róż­nić matkę 1. od matki 2. można by­ło­by użyć triku: córka do pierw­szej mówi ‘Matko’, a do dru­giej po imie­niu albo ‘Ma­tecz­ko’, albo…

To jest cie­ka­wa pro­po­zy­cja. Po­my­ślę nad tym. Tekst już tro­chę od­le­żał, może uda mi się do niego po­dejść na chłod­no.

 

Ogól­nie, fajna część pierw­sza, gor­sza druga. Ale nie nudzi :)

O, jak nie nudzi to bar­dzo do­brze. Szko­da tylko, że tak to po­dzie­lo­ne jest. Dzię­ku­ję za opi­nię.

Po­zdra­wiam :)

 

Mam mie­sza­ne uczu­cia. Chyba zbyt mrocz­nie jak dla mnie. Choć motyw za­my­ka­nej i wią­za­nej dziew­czy­ny przez matkę – mocny. Potem po­szło to w stro­nę, którą prze­sta­łem z aka­pi­tu ma aka­pit ro­zu­mieć. Cza­sa­mi chyba tak jest, że coś pod­cho­dzi a coś nie. W sumie ko­men­ta­rze masz przy­chyl­ne, więc to może ze mną coś nie tak:) po­zdra­wiam.

Po­czą­tek wydał mi się dość obie­cu­ją­cy, więc mia­łam na­dzie­ję, że do­wiem się, co do­le­ga Au­drey i dla­cze­go matka tak bar­dzo ją pil­nu­je, nie po­zwa­la­jąc nawet na krok wyjść z domu. A choć za­dba­łeś, aby kli­mat opo­wie­ści był na­le­ży­cie gęsty i mrocz­ny, pełen ta­jem­nic i oso­bli­wych po­two­rów, to mam wra­że­nie, że w pew­nej chwi­li prze­sa­dzi­łeś z na­gro­ma­dze­nie nie­zwy­kło­ści tu­dzież oso­bli­wych wy­pad­ków, skut­kiem czego po­wo­li za­czy­na­łam głu­pieć, a prze­czy­taw­szy Skrzy­dla­te­go po­two­ra do końca byłam cał­kiem po­gu­bio­na i nie wiem, dla­cze­go Ruth po­rwa­ła Au­drey, czym było Przy­mie­rze, a czym Zgro­ma­dze­nie, kim była Al­da­wa i jej wy­znaw­cy, że o sa­mo­bój­stwie Au­drey i jej od­ro­dze­niu nie wspo­mnę?

Mnó­stwo tu nie­ja­sno­ści i żad­ne­go sen­sow­ne­go ich wy­tłu­ma­cze­nia. Szko­da. :(

Wy­ko­na­nie po­zo­sta­wia sporo do ży­cze­nia.

 

Mrok wciąż spo­wi­jał jej pokój… → Zbęd­ny za­imek.

 

aby po­pa­trzeć na prze­pięk­ne por­tre­ty i rzeź­by z po­do­bi­zna­mi swo­ich przod­ków. → Jak wyżej.

 

Dziew­czy­na po­de­szła do ścia­ny z czer­wo­nej cegły, gdzie na ogniu pod­grze­wał się po­si­łek. → Czy do­brze ro­zu­miem, że pod­grze­wa­nie po­sił­ku od­by­wa­ło się na pło­ną­cej ścia­nie?

 

Wy­chy­li­ła się z za­pa­łem znad stołu, chcąc prze­ko­nać matkę… → By móc wy­chy­lić się znad stołu, wcze­śniej Au­drey mu­sia­ła­by być pod sto­łem.

 

Opu­ści­ła ga­ze­tę, uka­zu­jąc swoją su­ro­wą minę i twarz… → Zbęd­ny za­imek.

 

Wiel­kie drew­nia­ne ko­mo­dy z ozdo­ba­mi z ca­łe­go świa­ta rzu­ca­ły nie­po­ko­ją­ce kształ­ty. → W jaki spo­sób ko­mo­dy rzu­ca­ły kształ­ty?

 

Jej skóra miała szary kolor i zda­wa­ła się żyć wła­snym ży­ciem, tak jakby zaraz pod tą cien­ką war­stwą znaj­do­wa­ło się ty­sią­ce wi­ją­cych się ro­ba­ków. → Lekka się­ko­za.

Pro­po­nu­ję: Jej skóra miała szary kolor i spra­wia­ła wra­że­nie, że żyje wła­snym ży­ciem, tak jakby tuż pod tą cien­ką war­stwą wiły się ty­sią­ce ro­ba­ków.

 

Świe­ca zga­sła, ude­rza­jąc o zie­mię. → Rzecz dzie­je się w holu, więc: Świe­ca zga­sła, ude­rza­jąc o pod­ło­gę/ po­sadz­kę.

 

Drew­nia­ne deski po­kry­te były krwią. → Zbęd­ne do­okre­śle­nie – deski są drew­nia­ne a de­fi­ni­cji.

 

Krew ście­ka­ła gęsto. → Krew może być gęsta, ale czy może gęsto ście­kać?

Pro­po­nu­ję: Krew ście­ka­ła ob­fi­cie.

 

NIE! – krzyk­nę­ła zroz­pa­czo­na dziew­czy­na. → Umia­ła krzy­czeć wiel­ki­mi li­te­ra­mi?

A może wy­star­czą wy­krzyk­ni­ki: Nie!!! – krzyk­nę­ła zroz­pa­czo­na dziew­czy­na.

 

Gdy obu­dzi­ła się na­stęp­ne­go ranka… → Na­stęp­ny to ma­ją­cy miej­sca po po­przed­nim. Czy to zna­czy, że po opi­sa­nych zaj­ściach prze­spa­ła resz­tę nocy, ranek, cały dzień, potem ko­lej­ną noc i obu­dzi­ła się na­stęp­ne­go ranka?

A może miało być: Gdy obu­dzi­ła się ran­kiem

 

nie zna­la­zła leków przy szaf­ce noc­nej. → Ra­czej: …nie zna­la­zła leków na szaf­ce noc­nej.

Gdy tak tak szy­bo­wa­ła nad po­bli­skim lasem… → Dwa grzyb­ki w barsz­czy­ku.

 

Obej­rza­ła się za sie­bie, upew­nia­jąc, że jest bez­piecz­na. → Zbęd­ne do­okre­śle­nie – czy mogła obej­rzeć przed sie­bie?

Pro­po­nu­ję: Spoj­rza­ła za sie­bie, upew­nia­jąc się, że jest bez­piecz­na.

 

a on swo­imi wiel­ki­mi szpo­na­mi zła­pał ją za skrzy­dła… → Zbęd­ny za­imek.

 

Stra­ci­ła swoje skrzy­dła. -> Jak wyżej.

 

– Oni nad­cho­dzą. – Gar­dło­wym gło­sem prze­mó­wił po­twór. – Oni nad­cho­dzą – prze­mó­wił po­twór gar­dło­wym gło­sem.

 

Ból roz­cho­dził się w po ciele… → Dwa grzyb­ki w barsz­czy­ku.

 

Go­spo­dy­ni nie za­pa­rzy­ła wody… → Wodę można za­go­to­wać, ale nie można jej za­pa­rzyć.

 

Wska­za­ła pal­cem na po­li­czek.Wska­za­ła pal­cem po­li­czek.

Pal­cem wska­zu­je­my coś, nie na coś.

 

Tego na­ka­zu­je ety­kie­ta.Tak na­ka­zu­je ety­kie­ta. Lub: Tego wy­ma­ga ety­kie­ta.

 

pró­bo­wać to można coś, czego nigdy wcze­śniej się nie ro­bi­ło… → …pró­bo­wać to można cze­goś, czego nigdy wcze­śniej się nie ro­bi­ło

 

jakby pod nią wiło się ty­sią­ce, a nawet dzie­siąt­ki ty­się­cy ro­ba­ków. → …jakby pod nią wiły się ty­sią­ce, a nawet dzie­siąt­ki ty­się­cy ro­ba­ków.

 

Po­twór leżał na ziemi ude­rzo­ny nie­wi­dzial­ną siłą. → Opi­su­jesz zaj­ście w sa­lo­nie, więc: Po­twór leżał na pod­ło­dze/ na dy­wa­nie, ude­rzo­ny nie­wi­dzial­ną siłą.

 

skom­pli­ko­wa­ło życie mło­dej dziew­czy­ny. → Zbęd­ne do­okre­śle­nie – dziew­czy­na jest młoda z de­fi­ni­cji.

 

Sym­bo­li­zo­wał dwie drogi, jakie mogła obrać.Sym­bo­li­zo­wał dwie drogi, które mogła obrać.

 

zgod­ną z od­wiecz­ną ścież­ką, jaka jest prze­wi­dzia­na… → A może: …zgod­ną z od­wiecz­ną ścież­ką, prze­wi­dzia­ną

 

Jesz­cze pró­bo­wa­ła­by po­wstrzy­mać, od­bie­ra­jąc jej tym samym… → Drugi za­imek zbęd­ny.

 

przed małą Au­drey cze­ka­ły dłu­gie lata nie­wie­dzy. → …a małą Au­drey cze­ka­ły dłu­gie lata nie­wie­dzy. Lub: …a przed małą Au­drey były dłu­gie lata nie­wie­dzy.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Hej, vrchamps.

Mam wra­że­nie, że więk­szość ko­men­tu­ją­cych ma mie­sza­ne uczu­cia :) Nie­ste­ty, tekst można po­dzie­lić na dwie od­ręb­ne czę­ści – zbyt ode­rwa­ne od sie­bie :(

Cóż, dzię­ki za ko­men­tarz i prze­czy­ta­nie :) Może na­stęp­nym razem pój­dzie mi le­piej.

 

Hej, re­gu­la­to­rzy.

Po­czą­tek wydał mi się dość obie­cu­ją­cy

Nie­ste­ty wpły­ną­łem na zu­peł­nie inne wody niż po­wi­nie­nem. Obiet­ni­ca dana czy­tel­ni­ko­wi na po­cząt­ku, była zu­peł­nie inne niż dal­sza część tek­stu.

Od­no­sząc się do dal­szej czę­ści Two­je­go ko­men­ta­rza, dzię­ku­ję że do­ce­ni­łaś mrocz­ny, gęsty kli­mat. Co do prze­sa­dze­niem z nie­zwy­kło­ścia­mi i nie wy­ja­śnie­niem wszyst­kie­go, to chcia­łem wła­śnie “na­wrzu­cać” ja­ki­miś sło­wa­mi pi­sa­nym z dużej li­te­ry Przy­mie­rze, Zgro­ma­dze­nie, itp… i nie wy­tłu­ma­czyć za wiele. Miało być ta­jem­ni­czo, mrocz­nie… no nic. Tym razem się nie udało. Wy­cią­gnę wnio­ski. Dzię­ku­ję Ci za wni­kli­wy ko­men­tarz i ła­pan­kę.

Co do samej ła­pan­ki. Błędy już po­pra­wio­ne. Co za­sko­czy­ło mnie naj­bar­dziej:

NIE! – krzyk­nę­ła zroz­pa­czo­na dziew­czy­na. → Umia­ła krzy­czeć wiel­ki­mi li­te­ra­mi?

Byłem prze­ko­na­ny o tym, że tak można :)

 

Dwa grzyb­ki w barsz­czy­ku. → Pięk­ne! :)

Dzię­ku­ję i po­zdra­wiam :)

No cóż, Ram­shi­ri, bywa i tak, że je­steś prze­ko­na­ny, iż hi­sto­ria którą wy­my­śli­łeś ma wszyst­kie ręce i nogi, jest spój­na i jasna. Ty mia­łeś i masz wszyst­ko w gło­wie, ale do opo­wia­da­nia tra­fia tylko to, co ze­chcia­łeś na­pi­sać i pew­nie dla­te­go cała hi­sto­ria jest dla od­bior­cy mało czy­tel­na.

 

Byłem prze­ko­na­ny o tym, że tak można :)

Bo można, tylko uwa­żam, że nie wy­glą­da to naj­le­piej i wolę kiedy krzyk koń­czą trzy wy­krzyk­ni­ki.

 

Dwa grzyb­ki w barsz­czy­ku. → Pięk­ne! :)

Dzię­ku­ję za do­ce­nie­nie urody nad­mia­ru grzyb­ków w barsz­czy­ku. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Po­do­ba­ło mi się :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Hej, re­gu­la­to­rzy

Prze­ga­pi­łem Twój ko­men­tarz. Dzię­ku­ję jesz­cze raz. :)

Ty mia­łeś i masz wszyst­ko w gło­wie, ale do opo­wia­da­nia tra­fia tylko to, co ze­chcia­łeś na­pi­sać i pew­nie dla­te­go cała hi­sto­ria jest dla od­bior­cy mało czy­tel­na.

Winny :)

 

Dzię­ku­ję, Anet

Cie­szę się, że tekst po­do­bał Ci się :)

Winny :)

Ram­shi­ri, nie bawmy się w sąd. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Ufff, ka­mień z serca ;) Dzię­ki!

Bar­dzo pro­szę. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Nowa Fantastyka