
“Ten, kto kocha człowieka i wierzy w jego dobro, i przeto z nim obcuje, przepadnie. Błogosławieni ci, którzy dobro czynią wobec bliźnich, wiedząc wszelako o ich podłości, przez którą z nimi nie przestają. Błogosławieni cisi. Błogosławieni ci, którzy sami będą znienawidzeni, a sami kochać będą”.
Prorok Nozuel, “Księga rozkoszy tajemnych”
– Kerfuś powiedział, że był wypadek i musisz uważać.
– Skąd to niby miałby wiedzieć? – zapytał Andrzej z uśmiechem, zakładając plecak i głaszcząc siostrę po główce. – A właściwie, skąd ty miałabyś to wiedzieć?
– Jest początek grudnia – powiedziała matka. – Wiadomo, że jest ślisko i są wypadki.
– Jasne – odparł Andrzej, z uśmiechem maskującym niepokój. – Mogę na chwilę? – rzekł do siostry, pokazując, by odeszła do innego pokoju. Ta tak też zrobiła. – Słuchaj, nie niepokoi cię to, jak ona twierdzi, że rozmawia ze zwierzętami?
– Co ty, ona ma dziewięć lat, czego od niej chcesz? – powiedziała łagodnie. – Zwłaszcza, że się święta zbliżają i zwierzęta ogólnie mówią ludzkim głosem. – Uśmiechnęła się z przyjazną ironią. – Daj spokój i idź już do szkoły.
Widząc okolicę przystrojoną we wszelkiego rodzaju świąteczne ozdoby, uśmiechał się i ruszał w rytm muzyki, która brzmiała mu w uszach. Nie zmartwił go nawet widok tłumu gapiów otaczających coś w chaosie syren.
Gdy zjawił się w budynku liceum, pozdrawiał niemal każdego, kogo napotkał, zapytywał o samopoczucie i wymieniał krótko dowcipy. Takie zachowanie nikogo nie zdziwiło, zwłaszcza że nie robił tego pierwszy raz i że większość mieszkańców Houston miała podobną osobowość.
Ujrzawszy Stephena, siedzącego cicho w rogu korytarza z nieprzyjemnym, zamyślonym wyrazem twarzy, uznał, że w ramach atmosfery zbliżających się świąt warto będzie odezwać się do tego niepokojącego samotnika choć jednym zdaniem.
– Jak tam nam się udziela atmosfera grudnia? – zapytał Andrzej.
Przez chwilę Stephen nic nie odpowiadał.
– W sensie świąt – dopowiadał zdziwiony.
Podniósłszy powoli na Andrzeja gniewne spojrzenie, rzekł:
– Masz na myśli święto narodzin żydowskiego proroka, którego czczą ludzie niemogący się pogodzić z bezcelowością Wszechświata?
– Lepiej bym tego nie ujął – potwierdził, uśmiechając się przesadnie szeroko. – Nie zachęca cię to wszystko, by zachowywać się ciut lepiej, cieplej wobec…
– Nie – przerwał mu bez wahania. – Nie wierzę w obiektywną moralność. Jest to wytwór milionów lat e…
– Tak, tak, jest to wytwór milionów lat ewolucji, bla, bla, bla… Ale umożliwiający społeczną kooperację. Wiesz, kurwa, ja tam udawać nie będę, że w to wszystko wierzę. Osobiście więc nienawidzę religii ogólnie i uważam, że mogłaby zniknąć ze społecznego życia i nic złego by się nie stało. Ale też miałem kiedyś takie edgy emo poglądy jak ty i wiesz co… Zgadzam się z nimi. Tylko że dostrzegam w tym pozytywne strony. Może nie ma obiektywnej moralności, ale to oznacza, że możemy tworzyć własną. Ja na przykład jestem w klubie efektywnych altruistów.
– Co to, kurwa?
– No chodzi o to, że chce się pomóc charytatywnie w jak największym stopniu jak największej liczbie ludzi. Ta grupa jest ściśle powiązana z utylitaryzmem. Ale mnie, wiesz, zawsze zastanawiało, co zrobić, by to nie wymagało tak wiele poświęcenia własnej radości. No i pomyślałem sobie o takich rzeczach jak gry komputerowe czy kupowanie prestiżowych strojów itp. Na pozór jest to ogromne poświęcenie zasobów i czasu, ale… Opłaca się to dlatego, że ma się albo satysfakcje ze zdobycia punktów, albo prestiż. I dlatego uznałem, że osoby o moich poglądach mogą wspólnie założyć klub, gdzie fleksujemy się liczbą uratowanych żyć jak zaliczonymi laskami, punktami w grze albo jak Gimli i Legolas zabitymi orkami. Ale żadni z nas bezinteresownicy, bo robimy to dla wzajemnej chwały i popularności i tego wcale nie ukrywamy. Jest jeden, co cały czas przegrywa, ale mówi, że to dlatego, iż oszczędza i inwestuje. Ja jestem w tyle i trochę mi szkoda, bo chciałbym wygrać i zaimponować… no takiej jednej… Hannah się nazywa. A zresztą nieważne.
– Chwila, chwila, czy to nie jest przypadkiem nauczycielka? I to… no wiesz… starsza o wiele od ciebie?
Andrzej przełknął ślinę i po kilkunastu sekundach milczenia kontynuował:
– W każdym razie kupiłem 20 siatek na malarię, a więc jest to 20 uratowanych żyć. Brakuje mi 50 do pierwszego miejsca.
– Ta, tworzyć własną – powtórzył, spuszczając z niego wzrok. – Sam dobrze wiesz, że ludzie są…
– Z natury źli. Ja pierdolę, gadasz głupoty zbuntowanego emusa, a czy w ogóle rozglądasz się wokół? Czy jak idziesz do sklepu, to pani obsługująca kasę wita cię pierdolnięciem w twarz, a potem spluwa na ciebie, śpiewając hymny ku czci Pol Pota?
– A ten gość od fizyki?
– O czym ty mówisz?
– O proszę, taki nasz popularny kolega, a nie słyszał o panu S….
– Zwolniono go, i co?
– Nie słyszałeś? Podobno tajemniczo giną uczniowie, którzy go odwiedzali.
– Ta? I co?
– Mówią, że jest mordercą. No i pedo…
– A jest skazany? – zapytał chłodnym tonem, wyjątkowym dla niego.
– Nie, ale…
– No właśnie.
– To defraudacja!
– Chyba masz na myśli… zniesławienie?
– Dobra, dobra, mądralo. Zamknij się. Zniesławiacie człowieka, a potem od niego wszyscy się odwracają.
– Ta? I co zamierzasz z tym zrobić?
– A chuj mi to, odwiedzę go. Zbliżają się święta, czas jedności i tego typu pierdoły. Powiem mu, że są ludzie, którzy nie wierzą w te pomówienia. I którzy wciąż go doceniają. Przecież on był wybitnym fizykiem, słyszałem, że publikował w prestiżowych…
– Michael Jackson też był wybitnym muzykiem. W jego niewinność też nie wierzysz?
Rozczarowane i zdziwione spojrzenie Andrzeja zdawało się mówić: “Jasne, a to coś dziwnego?”.
– Heh, no proszę – parsknął Stephen. – Chciałeś udowodnić, że ludzie nie są tacy źli, a udowodniłeś coś zupełnie przeciwnego nawet na własnym przykładzie. A tak swoją drogą… Wiesz, tak właściwie – to się zgadzam. Możemy tworzyć własną moralność. Ja mogę sobie stworzyć moralność, według której mogę sobie zabijać, kogo chcę. Co ty na to?
– Świetny argument – rzekł Andrzej ironicznie.
– Kto powiedział, że to argument?
***
– “Na własnym przykładzie” – przedrzeźnił Stephena piskliwym, absurdalnym głosikiem, pukając do drzwi.
Przełknął ślinę. Serce zaczęło mu szybciej bić. Nagle tętno ustało na moment, gdy zza drzwi wyłonił się wychudły profesor z roztarganymi włosami, wytrzeszczonymi oczyma i w pomiętym ubraniu.
Obaj milczeli przez wyjątkowo długi moment.
– A, pamiętam cię – rzekł w końcu nieśmiało profesor. – Nie uczyłem cię, ale… – Tu jego skonfundowane spojrzenie przemieniło się w szeroki, szczery uśmiech. – Co cię tu sprowadza?
– Emmm… W sumie to…
– Chciałeś się przekonać, czy historie o mnie są prawda?
– Cóż – mówił Andrzej, wykrzywiając się sarkastycznie. – Przede wszystkim nie chciałem tego mówić, by nie wyjść na nietaktownego, ale… Dziękuję, że pan za mnie to zrobił.
Tu obaj roześmiali się lekko.
– Chociaż to też nie do końca prawda – kontynuował Andrzej. – Ogólnie chodzi o to, że jakoś udzieliła mi się atmosfera świąt i…
– Och, nie spodziewałem się, że są jeszcze ludzie doceniający starą dobra klasyczną “magię i dobroć” Bożego Narodzenia. Wiesz w ogóle, skąd to się wszystko wzięło?
Andrzej uniósł brwi.
– Skąd – tłumaczył profesor – te wszystkie światełka, przytulne skarpetki, spotkania z rodziną, przyjemne rozrywki, ciepłe jedzenie? Zauważ, że gdyby nie te wszystkie ozdóbki, grudzień byłby najsmutniejszym, najbardziej depresyjnym i przerażającym miesiącem w roku. Najciemniejszy, najzimniejszy… To wszystko, co znamy z okresu przesilenia, to nasze kolektywne radzenie sobie z grudniową depresją.
– Aha – mruknął Andrzej, szczerze zainteresowany, a jednocześnie niebędący w stanie skomentować słów profesora niczym ciekawym. – Tak więc udzieliła mi się atmosfera grudnia i chciałem wykazać się dobrocią, i pokazać, że nie wszyscy, no… wierzą w te rzeczy. I, naprawdę, nie chcę brzmieć banalnie, ale to się powinno popozywać tych wszystkich dupków o defraudację…
– Jaką defraudację?… Aha, o to ci chodzi! Nie, ja nie wierzę w prawa o zniesławieniu. Dlaczego to miałaby być ta magiczna granica wolności słowa, której za żadne skarby nie można przekraczać? Ludzie, którzy to mówią są głupcami i dupkami, ale chyba gorsi są ci, co im wierzą na słowo bez dowodów i ode mnie się z tego powodu odwracają. Wiesz, oprócz fizyki jestem też mocno zainteresowany psychologią, i wiele z moich badań szło w tym kierunku i…
– Tak czy siak – powiedział Andrzej, nie chcąc kontynuować dyskusji, na której temat nie miał nic ciekawego do powiedzenia – czy mógłbym wejść i porozmawiać o starych czasach?
Tu jakby oczy profesora zapłonęły ekscytacją.
– Emmm… – mruknął profesor. – Wiesz, nie wiem, czy… Wiesz, ja doceniam to, jak bardzo jesteś optymistyczny i jak bardzo wierzysz w dobro…
– To zabrzmiało strasznie protekcjonalnie – rzekł podniesionym nienaturalnie i nierównym tonem.
– Chyba pretensjonalnie… – rzekł cicho, jakby do siebie, po czym podniósł głos niemal do krzyku: – W każdym razie chodzi o to, że nie wszyscy są tacy jak ty i mogą sobie pomyśleć różne rzeczy.
– Ja rozumiem, ale może nie wspomniałem o tym wcześniej i myślę, że to może zmienić pana postrzeganie na całą sprawę, mianowicie, że naprawdę doceniam pana osiągnięcia naukowe. Interesuję się fizyką i wiem, że jest pan mocno niedoceniony, nawet przed tą całą aferą z defrau… To znaczy…
Tu nagle jakby profesor przypomniał sobie o czymś, spojrzał w tył na swoje mieszkanie i po chwili namysłu zgodził się.
Andrzej wszedł do mieszkania profesora pewnym krokiem.
***
Szedł do szkoły, nie pamiętając niczego, co działo się wcześniej, zupełnie jakby śnił. Gdy pozdrawiał przyjaźnie swoich kolegów, nikt nie zwracał na niego uwagi. Zdarzyło się tak po raz pierwszy w jego życiu. Pomyślał, choć sam nawet przez moment nie uważał takiej opcji za prawdopodobną, że taka reakcja znajomych mogła być spowodowana jego wczorajszą wizytą u profesora. Jednak kto miałby się o niej dowiedzieć? A nawet gdyby ktoś się dowiedział, to dlaczego akurat Andrzej miałby być potępiany?
Wciąż skonfundowany wszedł do klasy nieco spóźniony. Drzwi były otwarte.
Nauczyciel siedział przez moment cicho, wyglądając na wyjątkowo jak na siebie smutnego. Podobnie ponura atmosfera udzieliła się całej klasie.
W końcu nauczyciel westchnął głośno i ozwał się nieśmiało:
– Wiecie, ja naprawdę nie mam pojęcia, jak zareagować i czy w ogóle poruszać ten temat, bo dzięki Bogu nigdy nam się coś takiego nie zdarzyło, ale… Pewnie sami już wiecie, że nasz kolega z klasy zmarł. Właściwie zginął.
– O Boże – rzekł Andrzej, zasłaniając usta. – Kto zmarł, ja nic nie słyszałem!
– Mam nadzieję – kontynuował nauczyciel – że uczcicie jego pamięć. Jeśli wierzycie, to pomódlcie się za niego, jeśli nie, miejcie go w myślach, a jeśli znacie jego rodzinę i przyjaciół, pocieszcie ich.
– Andrzej – ozwała się jedna z dziewczyn – był wspaniałą, optymistyczną osobą. Myślę, że nigdy go nie…
– Andrzej? Jaki Andrzej? Co wy pierdolicie, tutaj jestem?
Dziewczyna kontynuowała swój wywód. Przerwał jej ktoś zupełnie inny:
– Czy my możemy przestać udawać – ozwał się Stephen – że był najwspanialszą osobą na świecie? Jasne, zmarł, to wielka szkoda, ale był normalnym człowiekiem, jak każdy inny. Jeśli uważacie, że przy śmierci normalnej osoby trzeba koniecznie wspomnieć, że ta odznaczała się czymś szczególnym, to co, sugerujecie, że śmierć normalnej osoby, pani Jadzi ze spożywczego albo woźnego, byłaby w porządku? Andrzej nie był wcale wyjątkowo inteligentny ani…
W tym momencie wybuchła płaczem dziewczyna siedząca tuż obok Stephena, Kim. Stephen natychmiast odezwał się łagodnym tonem i pogładził ją po ramieniu.
– Coś się stało? – zapytał.
– Nic – odparła Kim. – Po prostu.
– Mógłbyś nie odzywać się w ten sposób, po prostu – powiedział nauczyciel do Stephena.
W tym czasie Andrzej niemal nieustannie starał się przerwać wszystkim i powiedzieć, że jest tutaj, cały i zdrowy. Powoli jednak wykluwała się w jego umyśle jedna z możliwych konkluzji.
– Śmieszny dowcip, naprawdę – powiedział. – Dałem się nabrać, wiecie?
“A co jeśli… – Myślał. – Nie, jak to bez sen… Że co, że niby ja du…”
– Wiecie co? – ozwał się w końcu. – Wiecie, że uważam, że Holocaust nie był niczym złym? W sumie to masturbuje się na myśl o gazowaniu Żydów, i tak w sumie to go nie było, a nawet jak był, to im się należało.
Wciąż nie zwracali na niego uwagi.
– Dobra – mówił do siebie – to znaczy, że albo się nie wyłamią ze spisku już nigdy i będą sobie ze mną dowcipkować do końca… Albo faktycznie jestem…
Westchnąwszy i przejechawszy dłonią po spoconym czole, uśmiechnął się lekko i wybiegł z klasy.
Znalazłszy się tuż poza szkołą, nie mógł uwierzyć, że nie zwrócił na to uwagi przy wejściu. Było tam ogłoszenie o jego śmierci.
Przeklął pod nosem i zachwiał się na nogach.
Myśląc o wszystkich wadach tej sytuacji, rozważył jedną ogromną zaletę.
***
“A więc tak wygląda jej mieszkanie” – pomyślał, spoglądając na egzotyczne ozdoby i oryginalne obrazy na ścianach. – “Tak jak się po niej spodziewałem. Widać, że to wrażliwa dusza”.
Patrzył na nią, jak ściągała kurtkę i przemoczone buty, jak szła do kuchni i robiła sobie herbatę. W pewnym momencie rozsiadł się na kanapie w salonie i odpoczywając, próbował zrozumieć, jak w ogóle jest możliwe to, co się dzieje, podczas gdy ona robiła coś w kuchni.
Po kilku minutach Hannah weszła nagle do salonu. Przyglądała się uważnie kanapie i wgłębieniom w niej. Zdały jej się niepokojące. Nagle jednak zniknęły, a wtedy wygodnie się rozsiadła.
Andrzej usiadł na krześle naprzeciwko. Obserwował ją w rozanieleniu. Zawsze marzył o tym momencie, momencie, w którym zobaczy ja poza szkołą, rozluźnioną, swobodną… piękniejszą niż kiedykolwiek.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Andrzej poszedł za Hanną i gdy wraz z nią zjawił się u drzwi, ukazał mu się wysoki, choć niepiękny mężczyzna w średnim wieku. Hannah przywitała się z nim czule i weszli razem do pokoju.
“A więc to tak” – pomyślał, czując mocne bicie serca. “Mówili, że nie ma męża, ale nic nie mówili o konkubencie czy… czy… ble, nawet nie może mi to przejść przez… Chłopaku!”.
Hanna i mężczyzna weszli do pokoju i usiadłszy na kanapie, zaczęli czule się dotykać i szeptać sobie miłe słówka.
Andrzej poszedł za nimi. Już wcześniej miał wyrzuty sumienia z tego powodu, co robił, ale teraz nie mógł pozbyć się wrażenia, że za to wszystko trafi do piekła. A jednak dalej tam był. Siedział w salonie i przysłuchiwał się ich słowom.
W końcu pewne zdanie szczególnie przykuło jego uwagę.
– Wiesz, szkoda mi go trochę – rzekła Hannah.
– Co ty? Tego pojeba, co się na ciebie uwziął? Co za creep, ja pierdolę.
– W sumie masz rację.
“Że co?”.
– Może lepiej, że go nie ma. Jakby jeszcze chociaż był ładny. Ale on gapił się na mnie tymi paskudnymi oczkami, kurwa, cały czas. Bałam się, że coś może mi zrobić, bo wiesz, jak był taki brzydki, to pewnie był zdesperowanym prawiczkiem…
Andrzejowi zakręciło się w głowie i niemal osunął się na ziemię, poruszając krzesłem, co na moment zwróciło uwagę Hanny i mężczyzny.
– Co to było? – zapytał.
– Nie wiem – odparła Hanna. – Choć czuję ulgę, że go nie ma, to wiesz…
– Tak, wiem, szkoda ci go, bla, bla, bla… Ja na twoim miejscu już dawno kazałbym mu wy…
Andrzej spojrzał na wyjście z pokoju. Już miał zamiar wybiec z płaczem z tego mieszkania, gdy nagle spostrzegł, że drzwi są zamknięte, i ot tak je otwierając, zwróci na siebie uwagę.
Wysłuchiwał podobnych słów przez następnych kilka minut. Ledwie powstrzymywał się od wybuchu rozpaczy. Oddychał ciężko, jednak starał się to robić możliwie cicho.
“Drzwi mieszkania nie otworzę” – pomyślał. “Ale nie mogę tu zostać. Przy tej… Przy tej…”
– …kurwie – powiedział agresywnym szeptem.
– Co to było? – zapytała Hannah.
– Nic – odparł mężczyzna.
Nagle wyciągnął z szuflady pod telewizorem płytę DVD i zapytał:
– Oglądamy?
– A no puść.
W pewnym momencie na ekranie telewizora ukazał się ciąg amatorsko nagranych scen kar śmierci, krwawych wypadków i wszelkiego rodzaju prawdziwej bądź co najmniej niezwykle realistycznej makabry. Mężczyzna usiadł obok Hanny, przytulając ją mocno, i oboje patrzyli z uśmiechem na ekran telewizora.
Już wtedy zaczęło Andrzejowi zbierać się na wymioty, jednak w momencie, w którym Hannah o rozmarzonym spojrzeniu zaczęła kierować rękę pod spodnie konkubenta, wydał z siebie ciche westchnienie obrzydzenia.
Nagle otworzył drzwi salonu i podszedł do okna w innym pokoju.
– Cholera, jak się te drzwi otworzyły? – zapytała Hannah.
– Ja pierdolę, nie mam pojęcia – krzyknął niemal mężczyzna.
W tym czasie stojący przy oknie Andrzej rzekł niejako sam do siebie:
– Dobra, kurwa, niby drugie piętro, ale i tak jestem duchem, co mi się może niby stać?
Otworzył okno i wyskoczył.
Uderzając z impetem o beton, w końcu doszedł do wniosku, że na pewno nie jest duchem. Całe szczęście nic poważnego mu się nie stało.
***
Wniosek ten wyjaśniał, dlaczego robił się głodny. Jedyną opcją, która mogła go uchronić od śmierci z głodu, była kradzież jedzenia, co też nie było szczególnie trudne, zważywszy na fakt, że był dosłownie niewidzialny.
Przez długi czas nie mógł przestać myśleć o słowach Hanny. Ani o tym, że okazała się osobą skrycie zwyrodniałą. “A co jeśli każdy, kogo znam, jest taki w głębi serca?…”
“Ale ja nie jestem”, pomyślał.
“Dlatego też myślałeś do tej pory, że wszyscy inni są tacy jak ty”, odpowiedział jakby samemu sobie.
Wtedy też przypomniał sobie, że skoro Hannah i jej konkubent słyszeli jego westchnięcie, to znaczy, że odzyskuje mowę. Uznał, że może z kimś porozmawiać. Zdarzyło się wówczas jednak coś, co go od tego zniechęciło.
Mianowicie, próbując zagadnąć jedną z napotkanych osób i zapytać o drogę, jednocześnie wyjaśniając własną przypadłość, niemal spowodował jej śmierć. Zagadnięty przez niego mężczyzna dostał zawału, przez co ludzie wokół musieli go odratować. Zaniepokojony i pełen wyrzutów sumienia Andrzej uciekł wówczas z miejsca. Wtedy uznał, że nie może nikogo więcej narażać na coś takiego.
Jednak po tym wszystkim, co usłyszał w mieszkaniu Hanny, za wszelką cenę chciał się do kogoś odezwać. Sposób, aby to zrobić, był tylko jeden, lecz Andrzejowi wydawał się wyjątkowo mało atrakcyjny.
***
– Co cię sprowadza, młodzieńce? – zapytał starzec.
– Jest to bardzo delikatna sprawa. Potrzebuję rady – mówił Andrzej. – I chciałem, by zachowano pod tym względem tajemnicę.
– A więc przyszedłeś w dobre miejsce. Kiedy ostatni raz przystąpiłeś do spowiedzi?
Duchowny zapalił światło po swojej stronie konfesjonału, przez co Andrzej pomyślał, że ksiądz wystraszy się na widok pustej przestrzeni w miejscu penitenta. Nikt niczego jednak nie dostrzegł, ponieważ kraty całkowicie uniemożliwiały zidentyfikowanie tożsamości osób w konfesjonale.
– Kilka lat temu. Nawet nie pamiętam – odparł Andrzej.
– Porzuciłeś wiarę?
– Można tak powiedzieć.
– Nigdy nie jest za późno na powrót na łono Chrystusa. Dlaczego wróciłeś teraz?
– Chciałem wyznać kilka moich ciężkich grzechów. Po pierwsze włamałem się do mieszkania kobiety, w której byłem zakochany. Niczego nie ukradłem, tylko oglądałem jej mieszkanie, bo byłem ciekaw.
– Powinieneś zatem zgłosić się na policję. Albo powiedzieć to ofierze i prosić ją o wybaczenie.
– Tak też zrobię – oznajmił Andrzej po krótkiej chwili milczenia. – Po drugie ukradłem jedzenie ze sklepu. Byłem głodny i nie miałem jak zdobyć jedzenie na…
– Nie mogłeś zgłosić się po SNAP? – zapytał łagodnym głosem ksiądz.
– Nie przyjęliby mnie. Mniejsza, dlaczego. Ale wiem, że to, co zrobiłem, było niemoralne tak czy siak.
No i jeszcze… Chodzi o to, że zanim to zrobiłem, czułem się… jakbym był niewidzialny dla innych osób. Jakby nikt nie dostrzegał tego, co robię.
– A więc chciałeś tymi grzechami zwrócić na siebie uwagę?
– Może. Nie wiem. Nie do końca. Ale co mam z tym zrobić? Jak mam żyć, jeśli nikogo nie obchodzi to, co robię?
– Po pierwsze, jeśli ta osoba, do której się włamałeś, sama cię nie kocha, powinieneś był dać sobie spokój dawno temu. Po drugie, zwróć się o pomoc do naszej parafii, jeśli potrzebujesz jeść, a nie możesz zdobyć legalnie pieniędzy. O policji i wybaczeniu już wspomniałem. A jeśli uważasz, że nikt na ciebie nie zwraca uwagi… Świetnie, wykorzystaj to. Bądź obserwatorem. Jeśli ludzie zadają się z tobą bezpośrednio, odwracają twoją uwagę od rzeczy najważniejszych: od potrzeb bliźniego w twoim otoczeniu. Nie musisz być w centrum uwagi. Ale możesz być bohaterem.
– Racja. Ale nikt nie będzie wiedział, że to ja!
– To doskonała okazja dla ciebie, by nauczyć się pokory.
***
Andrzej szedł za Kim przez kilkanaście minut. Poszła zaraz po lekcjach do The Galleria i usiadłszy do obiadu w tamtejszej restauracji, zaczęła przeglądać zdjęcia w telefonie.
Andrzej przyjrzał się temu, co robiła. Było tak, jak podejrzewał: Kim już od dawna miała na jego punkcie obsesję. Widział to po swojej rzekomej śmierci, przez ostatnich kilka dni, gdy obserwował ją z tylnej ławki i widział jej rozpacz i niepokój.
Teraz, widząc zdjęcia swojej twarzy w galerii, pozbył się wszelkich wątpliwości.
Nagle Kim wybuchła rzewnym płaczem.
Andrzej, zupełnie zapomniawszy doświadczeń sprzed kilku dni, które nauczyły go, że wcale nie jest duchem, odruchowo ją przytulił.
Kim natychmiast podskoczyła z przerażenia i przypadkiem wbiła mocno Andrzejowi palec w oko. Całe szczęście nic poważnego się nie stało, jednak ból był ogromny, a krzyk chłopaka rozległ się na całą galerię.
Andrzej uciekł na moment z miejsca, jednak tego dnia obserwował jeszcze przez jakiś czas Kim.
W następnym tygodniu robił to samo z innymi dawnymi przyjaciółmi i znajomymi.
***
“Urocze” – pomyślał Andrzej, spoglądając za ramię Stephena na jego osobiste notatki. – “Ciekawe, czy z okazji ostatniego roku w szkole i jednocześnie Świąt Bożego Narodzenia przyniesie najlepszym przyjaciołom, tym, przy których stawia ptaszki zamiast minusów, prezenty. No minusy stawia przy nazwiskach najgorszych dupków, a więc…”
Zdanie na ten temat zmienił dopiero wtedy, gdy dostrzegł Stephena przeglądającego broń do polowania. Ta nie była trudna do zdobycia w Teksasie. Nawet dla takiej osoby jak Stephen.
“Czyżby to oznaczało to, co myślę?”.
Znał już jeden niezawodny sposób na to, jak się przekonać.
Chodził za Stephenem prawie codziennie. Faktycznie – odwiedzał sklepy z bronią palną niezwykle często.
Niemal jednoznacznej odpowiedzi na pytanie Andrzeja udzieliły trupie czaszki dorysowane przy nazwiskach trójki szkolnych łobuzów, którzy w pierwszej klasie robili kilka razy Stephenowi dość okrutne dowcipy. Być może nawet zinterpretowałby tę obserwację w bardziej optymistyczny sposób, gdyby nie wydarzenia ostatnich dni.
“Hannah” – myślał – “też zdawała mi się całkowicie urocza i niewinna. A okazało się…”
Podczas ostatniego dnia w szkole przed świętami przyniósł ze sobą schowany w pokrowcu na gitarę AR 15. Andrzej nie odchodził od niego nawet na krok.
Trwał właśnie apel świąteczny. W sali było ściśniętych około stu osób. Stephen szedł w stronę sali i wyciągał z pokrowca karabin. W tamtym momencie Andrzej rzucił się na niego i pobił go na tyle mocno, jak mógł.
– Co tu się wyrabia!? – krzyknęła pani sprzątająca, widząc niewidzialną siłę maltretującą zakrwawionego młodzieńca, leżącego obok karabinu cywilnego.
Wiele osób, które znajdowały się na apelu, usłyszały krzyki Stephena błagającego o litość i wybiegły na pomoc.
Stephen, opowiadający nieustannie o niewidzialnej postaci, która go zaatakowała, zanim trafił na przymusowe leczenie psychiatryczne, przeleżał długie tygodnie na oddziale intensywnej terapii.
Jedna rzecz szczególnie poirytowała Andrzeja. Jeszcze jako niewidzialne widmo spędził jeden z dni po całym zajściu w gronie przyjaciół z klubu efektywnych altruistów. Ci oglądali reportaż w telewizji, w którym dziennikarka oznajmiła, że dzięki “tajemniczemu napadowi niedoszłego napastnika” uratowanych została setka ludzkich istnień. Wliczyć w to można również życie oprawcy, ponieważ gdyby nie “jawne oznaki choroby psychicznej”, w stanie Teksas najprawdopodobniej padłby nań wyrok śmierci.
Najbardziej zapadły Andrzejowi w pamięć spekulacje na temat stanu psychicznego Andrzeja. Choć wiadomo było od początku, że tkiego czynu mogła dokonać jedynie osoba niezrównoważona, to teorie dotyczące jego specyficznego zaburzenia były dość ciekawe. Ponoć miał cierpieć na SAD, czyli chorobę afektywną sezonową, o czym świadczyły wypowiedzi jego najbliżej rodziny. Według nich humor Stephena zawsze pogarszał się pod koniec roku, głównie z powodu ponurej atmosfery i zbliżających się jego urodzin, przypominających o upływie czasu i nieuchronnej śmiertelności.
***
Wigilia Świąt Bożego Narodzenia. Andrzej, w poszukiwaniu dalszych informacji o niedoszłej strzelaninie, teoriach z nią związanych oraz dyskusji na temat drugiej poprawki, czytał gazety niemal codziennie. Tak też wówczas, niewidzialna istota w jednym ze sklepów przegląda gazetę, w której oprócz artykułów o tajemniczym wzroście drobnych kradzieży w Houston mowa jest o “wielokrotnych przypadkach, gdy po wizycie w mieszkaniu osławionego profesora fizyki młodzi ludzie ginęli na długi czas, ale potem się nagle pojawiali, nie chcąc wyjawić, co się im przytrafiło”.
– To gnojek – rzekł sam do siebie Andrzej.
Niemal natychmiast ruszył do mieszkania profesora. Spotkał go idącego w stronę bloku, w którym mieszkał, niosącego zakupy.
Rzucił się na niego z pięściami, wykrzykując treść rozwiązania zagadki, która głowiła go od ponad dwóch tygodni.
– Ty łajdaku! – krzyczał, dysząc ze zmęczenia, nie będąc w stanie zadawać kolejnych ciosów. Przynajmniej przez jakiś czas.
– To jeden z objawów eksperymentu! Utrata pamięci! Zgodziłeś się na to, zgodziłeś się na to!
– Że co proszę?
– Jedną z rzeczy, którą eksperyment miał sprawdzić, jak się zachowasz! Czy moralność pozostanie…
Andrzej, nie wierząc w to co słyszy, stracił kontakt z rzeczywistością.
– Czy chcesz, bym to odwrócił?
Były to pierwsze słowa wydobywające się z zakrwawionych ust profesora, jakie Andrzej był w stanie zrozumieć.
– Nie gwarantuję, że zadziała od razu, ale warto spróbować.
Po chwili milczenia Andrzej odparł:
– W porządku.
***
Nieco rozczarowany Andrzej, idąc ze spuszczoną głową w stronę mieszkania rodziców, wykorzystał obyczaj polskich imigrantów w Teksasie, którzy na wigilię Bożego Narodzenia otwierali na oścież drzwi dla nieoczekiwanego gościa i zostawiali dlań miejsce przy stole.
Andrzej usiadł tam specjalnie i przysłuchiwał się rodzinie, opowiadającej sobie nawzajem żarty, śpiewającej razem kolędy, dzielącej się opłatkiem… Widać było jednak, że rany po jego niedawnym zaginięciu, rzekomej śmierci, były głębokie. Nie byli tak radośni, jak zwykle.
Nie mógł znaleźć sposobu na to, by skontaktować się z nimi bez wystraszenia kogokolwiek.
W pewnym momencie siostrzyczka poszła do jego pokoju, w którym znajdował się chomik Andrzeja. Chłopak poszedł za nią.
Dziewczynka bawiła się z futrzakiem. W pewnym momencie ozwał się piskliwy głos, mówiący:
– Hej, Karolcia!
– Tak? – zapytała chomiczka dziewczynka. – Ty też mówisz, jak Kerfuś?
– Tak, przecież jest wigilia – odparł Andrzej. – Wiesz, ja rozmawiałem z Andrzejkiem, zanim zniknął. Wiesz, co mi powiedział? Żebym przekazał tobie i mamie, i tacie, że was kocha. Bardziej niż kogokolwiek. I że żałuje każdej chwili, w której was zranił.
Dziewczynka uśmiechnęła się, a po jej policzku spłynęła łez.
– Mamo! – krzyknęła, idąc w stronę salonu. – Nie uwierzysz, co powiedział Susik!
– A ty znowu swoje – powiedział rozczarowanym tonem ojciec.
Andrzej wrócił po chwili na miejsce nieoczekiwanego gościa.
W pewnym momencie ujrzał matkę otwierającą szeroko oczy i usta. Matka zemdlała na moment, a ojciec nie wiedział, czy powinien najpierw ją cucić, czy dotknąć syna i sprawdzić, czy nie mylą go oczy.
– Mój Boże! – krzyknął ojciec.
Siostrzyczka Andrzeja natychmiast przytuliła go z całej siły. Tato podbiegł do zemdlałej żony i ta po kilkunastu sekundach wydobrzała.
– Profesor miał rację – powiedział Andrzej.
Do siostry dołączyli się zapłakani ojciec i matka.
***
– Hej, Kim – powiedział Andrzej. – Wiesz, zastanawiałem się, czy chciałabyś pójść ze mną na bal?
– Och – westchnęła, uśmiechając się. – Ja, ze sławnym Zaginionym?
– Taki już przydomek tu uzyskałem?
– Tak, a co, nie podoba ci się?
– Przydomek może i fajny. Ale wiesz, od pewnego czasu nie lubię zwracać na siebie uwagi.
– To czy na pewno chcesz iść na bal? Tam ludzie się tylko afiszują i…
– Wiesz co… Masz rację. Ale co byś powiedziała na to, żeby pójść sobie do kawiarni? Ja bardzo lubię tę w The Galleria.
– Wiesz, ja też! Tyle wspomnień! Świetne miejsce, by się odprężyć.
Chwila ciszy.
– I co chcesz tam robić? – pytała szczerze, uśmiechając się.
– Nie wiem. Czasem najlepiej jest po prostu odetchnąć, odprężyć się i popatrzeć na ludzi z boku. Wiesz, ludzie są piękni. Wielu z nich jest złych, i nawet o tym nie wiemy. Ale prawie wszyscy są na swój dziwny, niepowtarzalny sposób piękni.
Po chwili ciszy Kim odparła:
– W porządku, chodźmy do kawiarni. Może być nawet teraz.
Witam serdecznie, raz jeszcze powtórzę, jak mi szkoda, że odpuściłeś konkurs (rozumiem powody).
Super pomysł na zagadkowe z początku zniknięcie Andrzeja, które niesie mu ważne zmiany życiowe. :)
Pozdrawiam. :)
Pecunia non olet
Hm. Interesująca koncepcja czasowego “zniknięcia” człowieka. Usunięty ze szkoły nauczyciel fizyki musiał być geniuszem w starym stylu (i niemożliwym, czasy funkcjonowania w literaturze samotnych wynalazców maszyn czasu i podobnych przeminęły wraz z postępami nauki), ale przymykam na to oko, gdyż istotne są konsekwencje owej zamiany w niewidzialnego. Autor słusznie zakłada, że przyjrzenie się ludziom bez ich wiedzy o tym powoduje zmiany optyki u osoby obserwującej. Szkoda tylko, że tejże zmiany nie pokazał dokładniej – lub zrobił to w sposób dla mnie słabo widoczny, niespecjalnie przekonywający.
Co nie umniejsza uznania dla Autora za poruszenie tak ciekawego i ważnego tematu.
Medale mają dwie strony. Ta druga to obecność kilku potknięć językowych. Nie zaznaczałem, więc nie pokaże, ale potknięcia są.
Pozdrawiam
Cześć,
podoba mi się ten pomysł, czy raczej zgromadzenie pomysłów. Przede wszystkim śmierć vs niewidzialność, podglądanie ludzi oraz taki powrót zza grobu. To takie trochę tematy na poważnie, faktycznie jest sporo potknięć, można byłoby IMHO wygładzić dialogi, opisy, lepiej skonstruować akcję, ale pomysły niebanalne.
Z drugiej strony opowiadania ma taki rys nieco absurdalny, groteskowy. Poczynając od stetryczałego fizyka pedofila, który okazuje się genialnym wynalazcą, przez ukochaną nauczycielkę oddającą się fizycznym rozkoszą ze swoim nieatrakcyyjnym partnerem przed telewizorem emitującym sceny kaźni, na wizji amerykańskiego społeczeństwa kończąc – Stepen z AR 15 niemal masakrujący swoją szkołę, emo młodzież chodząca do The Galerii. I ten rys mi się podoba, aczkolwiek znowu pozostaje niedosyt techniczny, całośc przypomina szkic ołówkiem, brakuje wykończenia, czy wręcz ręki mistrza, która nałożyłaby wszystkie cienie i odcienie dla tego trudnewgo w realizacji dzieła.
Mieszanka wybuchowa, brakuje tylko płomienia, żeby odpowiednie wyje… wybuchło.
Pozdrawiam!
Che mi sento di morir
Pomysłowe. Początek trochę znużył, ale dalej było dobrze. Podobało się.
Widzę tu jeszcze ciekawe dodatki, np. obrazek, brawa! :)
Pecunia non olet
Podoba mi się pomysł :)
Przynoszę radość :)
Nawet ciekawa historia. Jak dla mnie, trochę za bardzo idziesz w stronę obyczajowych skutków użycia wynalazku, ale da się wytrzymać.
Fizyk jest głupi, jeśli używa wynalazku na uczniach. Gdyby zniknął parę myszek, a potem je odnalazł, dostałby nobla. Za eksperymenty na dzieciach raczej zasługuje na czapę.
Nauczycielka wydaje mi się przerysowana. Taka zła, że aż groteskowa.
Najbardziej zapadły Andrzejowi w pamięć spekulacje na temat stanu psychicznego Andrzeja.
A nie Stephena?
Babska logika rządzi!