- Opowiadanie: MrBrightside - Jestem tu dla ciebie

Jestem tu dla ciebie

Bar­dzo się cie­szę, że w ra­mach od­rdza­wia­nia pióra udało mi się skoń­czyć to opo­wia­da­nie!

Dla tych, któ­rzy sku­szą się na lek­tu­rę: po­ukry­wa­łem w tek­ście 29 Fan­ta­stów, po­wo­dze­nia z od­kry­wa­niem ich toż­sa­mo­ści. :>

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Jestem tu dla ciebie

In­fra­prze­strzeń pre­zen­to­wa­ła się do­kład­nie tak, jak Sa­hi­hi ją za­pa­mię­ta­ła – mgli­sta, nie­jed­no­znacz­na, jed­na­ko­wo tak in­try­gu­ją­ca, co i strasz­na. Ko­bie­ta oglą­da­ła swoje ręce, jakby chcia­ła się upew­nić, czy aby przy ma­te­ria­li­za­cji nie urwa­ło jej ja­kie­goś palca. Wszyst­kie były na miej­scu.

Sa­hi­hi znów miała na sobie wście­kle zie­lo­ny kom­bi­ne­zon i nie była z tego po­wo­du zbyt rada. To­wa­rzy­szą­ca jej ko­bie­ta, odzia­na jed­nak w fio­let, cze­ka­ła już na nią wśród ema­nu­ją­cych omni­po­ten­cją opa­rów i wal­czy­ła z kom­pa­sem. Ten wa­rio­wał, jeśli usta­wi­ło się go w nie­od­po­wied­nim punk­cie prze­strze­ni, a mało który od­po­wied­ni się oka­zy­wał.

– Nie było mnie tu wieki – szep­nę­ła Sa­hi­hi. – San­dra, po­wiesz wresz­cie, o co cho­dzi? Gdy za­dzwo­ni­łaś, to aż się wy­stra­szy­łam. Dawno cię ta­kiej nie sły­sza­łam.

Chłod­na San­dra bar­dziej niż od­cie­ni try­ko­tów, ża­ło­wa­ła toż­sa­mo­ści, jaką po­sta­no­wi­ła wy­two­rzyć w in­fra­wy­mia­rze. Nie­ste­ty nie­zmie­nial­nej.

– Jesz­cze chwi­la, ko­cha­na. Zaraz bę­dzie­my w kom­ple­cie.

Trze­cia ko­bie­ta, Kona, zma­te­ria­li­zo­wa­ła się po­mię­dzy nimi. Na widok moc­ne­go różu swo­je­go kom­bi­ne­zo­nu, pod­nio­sła larum:

– O matko, o matko, o matko, co za szka­radz­two, nie pa­trz­cie na mnie! Żad­nych zdjęć!

Sa­hi­hi par­sk­nę­ła, po czym rzu­ci­ła:

– Za­wsze uwa­ża­łam, że te ró­żo­we stro­je są uro­cze.

– Żeby to było po pro­stu ró­żo­we. Prze­cież to po­sy­pa­ne bro­ka­tem chore po­mie­sza­nie fuk­sji z ma­gen­tą a’la put­ta­na z ulicy…

– Mam! – za­krzyk­nę­ła San­dra, wy­cią­ga­jąc kom­pas ponad szyję, gdzie w końcu prze­stał wi­ro­wać i wska­zał pół­noc.

– Och, idzie­my gdzieś? – za­in­te­re­so­wa­ła się Kona.

– Nigdy bym was tu znowu nie ścią­ga­ła, ale spra­wa jest wy­jąt­ko­wa, wprost nie do uwie­rze­nia. – San­dra na krót­ko spu­ści­ła wzrok z kom­pa­su i po­pa­trzy­ła po to­wa­rzysz­kach. – On żyje. Jest gdzieś tutaj. Dzię­ki wa­szym zdol­no­ściom na­praw­dę mogę go wresz­cie od­na­leźć.

– Bar­ter? – Kona na­tych­miast pod­ła­pa­ła, o kogo cho­dzi. – Kiedy… Jak?… Opo­wia­daj!

– W nowym cyklu i Mi­ne­rva tra­fi­ła do Try­bu­na­łu. Mu­si­my się tam do­stać jak naj­szyb­ciej, ona wszyst­ko le­piej wy­ja­śni, do­wie­dzia­ła się paru rze­czy… – San­dra za­wie­si­ła głos. – Po­mo­że­cie?

– Ale się głu­pio py­tasz! – od­par­ła Kona, po­cie­ra­jąc ręce. – Dobra, zo­bacz­my czy nadal pa­mię­tam, jak to się robi.

Ró­żo­wy rękaw oka­zał się kryć we­wnątrz spory ka­wa­łek folii. Kona zmię­ła go w kulkę i za­czę­ła na niego dmu­chać, na­ga­nia­jąc jed­no­cze­śnie omni­po­tent­ne opary. Folia wkrót­ce prze­kształ­ci­ła się w sa­mo­chód.

– Nadal jeź­dzisz tym hy­un­da­iem?! – San­dra zła­pa­ła się za głowę.

Huk­nę­ło i na wpół me­ta­lo­wa, nie do końca prze­two­rzo­na folia od­pa­dła z po­jaz­du.

– Czy to chłod­ni­ca?

– Ten hy­un­dai jesz­cze cie­bie prze­ży­je. Jak chcesz, to mo­żesz iść pie­szo.

Kona z San­drą wsia­dły do sa­mo­cho­du, za­war­czał sil­nik. Wszech­obec­ne opary wzbo­ga­ci­ły się o spa­li­ny. Sa­hi­hi nie za­uwa­ży­ła, że resz­ta była już go­to­wa do drogi. Jej myśli błą­dzi­ły wy­raź­nie gdzie in­dziej.

– Nie wy­trzy­mam! A ty co? Szy­ku­jesz się na spa­ce­rek razem z San­drą?

Sa­hi­hi otrzą­snę­ła się i wsko­czy­ła na tylne sie­dze­nie, rzu­ca­jąc przy tym:

– Trzy­maj le­piej za kie­row­ni­cę, bo cię za­rzu­ci na za­krę­cie.

Na­stęp­nie chwy­ci­ła oba przed­nie sie­dze­nia, a potem prze­sko­czy­ły w kie­run­ku świa­ta wska­za­ne­go przez kom­pas.

*

Wrota Try­bu­na­łu wy­ra­sta­ły ku niebu ni­czym ścia­na, nik­nąc w chmu­rach i ciem­no­ści. Nie miały klam­ki, nie miały ko­łat­ki.

– To na pewno tutaj? – upew­ni­ła się Kona, za­trzy­mu­jąc hy­un­da­ia przed prze­szko­dą. – Weź może jesz­cze po­trzep tym kom­pa­sem, co?

Je­dy­nym, czego San­dra była pewna, tkwiąc po­wy­gi­na­na z mdle­ją­cy­mi ra­mio­na­mi mię­dzy przed­nią szybą a pod­su­fit­ką, to że na pewno do­je­cha­ły w dobre miej­sce.

Kona uty­ski­wa­ła, gdy opusz­cza­ła po­jazd. Trza­snę­ła przy tym drzwia­mi i po­de­szła do ścia­ny, by po­szu­kać w niej ukry­te­go być może przy­ci­sku, który po­zwo­lił­by przejść.

– Sa­hi­hi, co jest? – za­gad­nę­ła San­dra. – Odkąd po­wie­dzia­łam, o co cho­dzi, je­steś jakaś nie­obec­na.

Ko­bie­ta wy­gła­dzi­ła rękaw zie­lo­ne­go try­ko­tu, zwle­ka­jąc z od­po­wie­dzią.

– Mam do kogo wra­cać, uło­ży­łam sobie faj­nie żyćko, wiesz? Tam, po nor­mal­nej stro­nie. A In­fra­prze­strzeń… Przy­naj­mniej dla mnie, ona za­wsze była nie­bez­piecz­na.

– Jeśli chcesz się wy­co­fać…

– Wiem, jakie to dla cie­bie ważne, San­dro – Sa­hi­hi zła­pa­ła to­wa­rzysz­kę za ramię, prze­ry­wa­jąc jej. – Je­stem tu, żeby pomóc. I zro­bię, ile się da.

– Nie mu­sisz tego robić – San­dra od­wza­jem­ni­ła uścisk.

– Ale chcę.

Tym­cza­sem Kona na klęcz­kach wciąż ob­ma­cy­wa­ła par­tię wrót przy samej ziemi. I te po­wo­li za­czę­ły się roz­wie­rać. Po dru­giej stro­nie mgła zda­wa­ła się gęst­sza.

– Ani kroku dalej! – wark­nął dam­ski głos.

Kona po­de­rwa­ła się na równe nogi, gdy hu­ma­no­idal­na, cał­ko­wi­cie stwo­rzo­na z ksią­żek per­so­na wy­ło­ni­ła się zni­kąd i su­nę­ła nie­zgrab­nie w jej stro­nę, igno­ru­jąc wszel­kie prawa fi­zy­ki. Wście­kle sze­le­ści­ły prze­wa­la­ją­ce się kart­ki, jej czu­pry­na.

– Sorry, Win­ne­tou! Tu nie ma wstę­pu!

Bez wąt­pli­wo­ści na­tknę­ły się na Szwed­klę, we­te­ran­kę Try­bu­na­łu. Jej nie­fo­rem­ne ciało wy­ko­ny­wa­ło za­dzi­wia­ją­ce akro­ba­cje, a przy któ­rymś z ob­ro­tów na jed­nej z otwar­tych ksiąg za­czę­ła for­mo­wać się z mgły świe­tli­sta kula pełna liter i liczb, która nie­chyb­nie miała po­mknąć wprost na in­tru­zów. Kona in­stynk­tow­nie chwy­ci­ła za rę­ka­wy, ale nie była pewna, czy uda jej się wyjąć i ufor­mo­wać folię wy­star­cza­ją­co szyb­ko. Człon­ko­wie Try­bu­na­łu znani byli ze swej ka­pry­śno­ści i nie­prze­wi­dy­wal­no­ści, wszak od ich wi­dzi­mi­się za­le­ża­ło być albo nie być każ­de­go tworu w In­fra­prze­strze­ni.

Awan­tu­ra za­in­te­re­so­wa­ła in­nych sę­dziów Try­bu­na­łu. Ko­bie­ta w epo­ko­wym stro­ju przy­glą­da­ła się z od­da­li, za­nu­rzo­na w ciem­no­ści, a wła­ści­wie tkwią­ca w ob­ję­ciach mroku. Przy­sta­nął też męż­czy­zna w bia­łym kitlu, który niósł prze­zro­czy­stą wa­liz­kę z czy­jąś głową w środ­ku. Ro­bi­ło się nie­bez­piecz­nie.

– To ja je za­pro­si­łam – rze­kła Mi­ne­rva, choć ni­g­dzie się nie po­ja­wi­ła, a przy­naj­mniej nie było jej widać. – Nie ma po­trze­by sto­so­wać aż ta­kich środ­ków, Szwed­klo. Prze­cież ich nie wpusz­czę do taj­nych kom­nat. Wiesz, że nie mamy ta­kiej mocy.

Książ­ko­wy twór po­rzu­cił kre­ację ma­te­ma­tycz­ne­go po­ci­sku.

– Ale wie­cie, że po­win­ni­ście się tutaj za­cho­wy­wać? Ina­czej wy­era­dy­ku­ję was ni­czym fre­no­lo­gię.

Naraz kil­ko­ma od­ra­ża­ją­cy­mi ewo­lu­cja­mi wy­pro­sto­wał się niby na bacz­ność, a po chwi­li sta­nął bo­kiem.

– Mo­że­cie przejść, czyli.

*

– Nie wiem i nigdy nie wie­dzia­łam, gdzie jest Bar­ter.

Kom­na­tę Mi­ne­rvy spo­wi­ja­ły jej je­dwa­bi­ste włosy. Drża­ły, kur­czy­ły się i żyły wła­snym ży­ciem. Ta sie­dzia­ła na pod­wyż­sze­niu, trzy­ma­jąc przy pier­si swój naj­cen­niej­szy skarb – mi­nia­tu­ro­wy Plu­ton. Grube ni­czym pną­cza pukle wy­gła­dza­ły jego ele­men­ty, sama sę­dzi­na po­zo­sta­wa­ła przy tym nie­ru­cho­ma.

– Więc po co to wszyst­ko? Teraz mi po­wiesz, że po pro­stu się nie zro­zu­mia­ły­śmy, tak? Dupa! – zi­ry­to­wa­ła się San­dra.

– Mój radar, a on nigdy się nie myli, wy­krył, że Bar­ter żyje i prze­by­wa w In­fra­wy­mia­rze. To chyba cenna in­for­ma­cja, praw­da?

– Cenna jak zło­tów­ka w dwu­dzie­stym dru­gim!

– Spo­koj­nie, San­dro – ode­zwa­ła się Sa­hi­hi.

– Dupa, chodź­my stąd. Muszę teraz prze­szu­kać do­słow­nie wszyst­ko. A żeby ci den­ty­sta rwał zęba bez znie­czu­le­nia, Mi­ne­rvo.

– Gro­zisz mi, czy obie­cu­jesz? – Sę­dzi­na wy­szcze­rzy­ła się. – Poza tym jeden z chło­pacz­ków Gnol­la gdzieś wy­pa­trzył Bar­te­ra.

– Chło­pa­ki Gnol­la? – pod­chwy­ci­ła Sa­hi­hi. – To taka stara hi­sto­ria… Nadal ich pod­glą­dasz?

– Mój radar wciąż ra­do­śnie po­pi­ku­je, gdy skie­ru­ję go w tamtą stro­nę. Nie mogę prze­pu­ścić ta­kiej oka­zji.

– Który go wi­dział? – San­dra nie od­pusz­cza­ła.

– Ko­cha­na, nie mam po­ję­cia. Oni tam wszy­scy są tacy sami.

*

Hy­un­dai za­trzy­mał się przed roz­bi­tym nad rzeką, brud­no­sza­rym, woj­sko­wym na­mio­tem z wy­ma­lo­wa­nym nań czer­wo­nym krzy­żem. W środ­ku ktoś wrzesz­czał. Darł się coraz gło­śniej, gdy trzy twór­czy­nie zna­la­zły się w mi­go­czą­cym przed­sion­ku. Nim uchy­li­ły ko­ta­rę do głów­nej izby, spoj­rza­ły jesz­cze po sobie. Gdy prze­kro­czy­ły próg na­mio­tu, za­sta­ła je jed­nak cisza. I odór juchy.

Kona wy­bie­gła na ze­wnątrz w za­sa­dzie od razu. Cie­szy­ła się, że przed przy­by­ciem do In­fra­prze­strze­ni prze­ką­si­ła rap­tem jed­ne­go ko­tle­ta mie­lo­ne­go, toteż nie miała zbyt wiele do zwra­ca­nia.

San­dra i Sa­hi­hi jed­nak zo­sta­ły, miały wszak in­te­res do za­ła­twie­nia. Gnoll za­szczy­cił je krót­kim spoj­rze­niem, gdy po­rząd­ko­wał przy­rzą­dy chi­rur­gicz­ne przy stole z cia­łem, które do­pie­ro co zdą­ży­ło sko­nać.

– Zbłą­dzi­ły­ście? – rzu­cił.

Dwóch mło­dzień­ców o apa­ry­cji iden­tycz­nej z twa­rzą de­na­ta, za­czę­ło pa­ko­wać zwło­ki do wora. Do­pie­ro teraz można było za­uwa­żyć, że wszyst­kie koń­czy­ny od­cię­to w łok­ciach lub ko­la­nach. Chłop­cy Gnol­la byli tylko z po­zo­ru iden­tycz­ni. Gdy przed­sio­nek od­po­wied­nio za­mi­go­tał, ujaw­nia­ła się ich osta­tecz­na forma.

– To Mick Jag­ger? Urżną­łeś ręce i nogi Mic­ko­wi Jag­ge­ro­wi?! – San­dra zła­pa­ła się za głowę. – Gnol­lu, co z tobą nie tak?!

– W za­kre­sie me­dy­cy­ny za­cho­waw­czej osią­gną­łem już wszyst­ko – od­parł Gnoll, wy­cie­ra­jąc skal­pel o prze­siąk­nię­ty krwią far­tuch i od­kła­da­jąc go na bok. – Po­sta­no­wi­łem zatem za­cząć zgłę­biać ope­ra­ty­wę. Kto wie, czy i kiedy mgła wojny i nas nie do­się­gnie.

Ski­nął na ko­lej­ne­go chłop­ca. Ema­na­cja Nie­tsche­go bez słowa pro­te­stu uło­ży­ła się na stole. Sa­hi­hi od­wró­ci­ła wzrok i po­tar­ła ra­mio­na, tak zro­bi­ło jej się zimno.

– Pro­po­nu­ję wam przejść do sedna. Je­stem nieco za­ję­ty.

Nie cze­kał na od­po­wiedź, tylko za­to­pił ostrze w skó­rze.

*

– Mó­wi­łam. Za­wsze mó­wi­łam, że Gnoll jest jakiś nie tego. Niby taki elo­kwent­ny, tak się mą­drze wy­sła­wiał i pro­szę. Maski opa­dły!

Kona szła przed sie­bie, szyb­ko, byle znów zna­leźć się w swoim hy­un­da­iu, ostat­niej bez­piecz­nej prze­strze­ni. Ale los tego dnia nie był dla Kony ła­ska­wy. Z mgły oprócz sa­mo­cho­du wy­ło­nił się także jakiś ob­dar­tus za­glą­da­ją­cy do wnę­trza po­jaz­du.

– Po­szedł stąd! – Czar­ka go­ry­czy wła­śnie się prze­le­wa­ła. – Nie mam pią­tecz­ki, a nawet jak­bym miała, to bym nie dała!

– No weź! Co znowu zro­bi­łem?

Przy­błę­da zdarł z głowy kap­tur, lecz Kona po­zna­ła go już po gło­sie.

– NiKo? Matko je­dy­na, co ci się stało?!

– Oj tam zaraz „stało”… No chcia­łem na­krę­cić kilka od­cin­ków „NiKo łazi po oko­li­cy” i tro­chę mnie po­nio­sło, bo prze­cież In­fra­prze­strzeń nie ma gra­nic. Więc tak sobie łażę i oglą­dam, ale nie na­rze­kam, bo lubię łazić.

– Wy­glą­dasz jak łach­my­ta z przy­tuł­ku.

– I po co od razu in­wek­ty­wy… Po­szedł­bym w ogóle dalej, bo Gnoll tu od­sta­wia strasz­nie chore akcje, ale gdy tylko zo­ba­czy­łem ten wie­ko­wy po­jazd… No mu­sia­łem spraw­dzić czy na­praw­dę wró­ci­łaś. Je­steś z kimś jesz­cze?

– Wie­ko­wy po­jazd! – prych­nę­ła Kona – Prę­dzej ski­snę, niż wpusz­czę cię do niego w takim sta­nie. Idź się umyj w rzece.

– Co?! Ale tam jest zimna woda!

– Idź albo bę­dziesz le­ciał za sa­mo­cho­dem razem z Sa­hi­hi.

– O, Sa­hi­hi też wró­ci­ła?

– Do rzeki!

NiKo nie­chęt­nie za­nu­rzył się w wo­dzie.

Na brze­gu sie­dzia­ły dwie po­sta­ci – młod­sza i star­sza. Kona roz­po­zna­ła i te zna­jo­me twa­rze, toteż do­sia­dła się do nich, gdy jej to­wa­rzysz ze­skro­by­wał z sie­bie pie­czar­ki.

– Kon­tro­le­rzy! Bożen! Jak miło was wi­dzieć! Co tu ro­bi­cie?

Kon­tro­le­rzy wy­cią­ga­ła wła­śnie z sieci coś na wzór wy­wi­nię­te­go na lewą stro­nę żo­łąd­ka.

– I po co było mi wra­cać! – la­men­to­wa­ła Kona. – Wszy­scy osza­le­li, a nie było mnie w In­fra­wy­mia­rze rap­tem chwi­lę!

– Co się stało, droga Kono? – au­ten­tycz­nie za­nie­po­ko­iła się Kon­tro­le­rzy. – Ża­chwy nie gryzą, nie­spe­cjal­nie się nawet ru­sza­ją. Nie ma się czego bać!

– Cze­kaj, chcesz mi po­wie­dzieć, że to ty je­steś tym słyn­nym po­ła­wia­czem żachw?

– Zaraz słyn­nym… Po pro­stu od­kry­łam to hobby nie­daw­no i za­ko­cha­łam się w nim nie­mal tak jak w czy­ta­niu.

– No, ża­chwy są fajne – wtrą­ci­ła Bożen.

– Cze­kaj, cze­kaj, cze­kaj! Skoro Kon­tro­le­rzy jest po­ła­wia­czem żachw, to zna­czy, że ty je­steś jej córką?!

– A takie in­sy­nu­acje to już są nie­faj­ne.

– W żad­nym razie! – za­pro­te­sto­wa­ła Kon­tro­le­rzy. – Nie łączą nas więzy krwi. Po pro­stu dzie­li­my to nie­ty­po­we hobby. Pew­ne­go razu Gnoll nas po­dej­rzał i spra­wy same się po­to­czy­ły. A na­le­ży pa­mię­tać, że w każ­dej hi­sto­rii jest ziarn­ko praw­dy, jed­nak w tym przy­pad­ku – nie wię­cej niż ziarn­ko.

NiKo chciał wy­nu­rzyć się z rzeki jak Afro­dy­ta, jed­nak nurt po pro­stu wy­rzu­cił go na brzeg.

– Je­stem go­to­wy!

– Oczy­wi­ście, że nie je­steś go­to­wy – fuk­nę­ła Kona. – Upierz na­tych­miast tę na­rzu­tę. Jest sztyw­na jak Fluor ogła­sza­ją­cy wy­bo­ry no­we­go Try­bu­na­łu.

Chłod­na San­dra i Sa­hi­hi na­de­szły znad na­mio­tu.

– Te Gnol­lo­we chłop­czy­ki nic nie wie­dzą. – San­dra usia­dła przy do­rod­nej ża­chwie i opar­ła głowę na nad­garst­kach. – Ma­gel­lan czy Tesla twier­dzą, że gdzieś wi­dzie­li Bar­te­ra, ale gdzie kon­kret­nie, to nie po­wie­dzą, bo w tylu hi­sto­riach i świa­tach już byli, że zli­czyć nie mogą. Znowu ślepa ulicz­ka!

– Cią­gle szu­ka­cie Bar­te­ra? – po­chwy­ci­ła Kon­tro­le­rzy.

– Wi­dzia­łaś go. – Nie spy­ta­ła, lecz oznaj­mi­ła Sa­hi­hi, za­kli­na­jąc los, by w końcu się do nich uśmiech­nął.

– Skąd­że! Ale jak­bym kogoś szu­ka­ła w tym na­szym In­fra­wy­mia­rze, to po­szła­bym tam, gdzie jest naj­więk­szy ruch.

Cała czwór­ka wpa­try­wa­ła się w po­ła­wiacz­kę w na­pię­ciu. Od­po­wie­dzia­ła im jed­nak Bożen:

– No jak to gdzie? U Zy­moł­sa.

*

Po­wrót w oko­li­ce Try­bu­na­łu nie był łatwy. At­mos­fe­ra zgęst­nia­ła i coraz trud­niej się od­dy­cha­ło.

– Czu­je­cie? – Sa­hi­hi prze­pro­wa­dzi­ła szyb­ką ana­li­zę da­nych. – Czuć zbrod­nią.

Z opa­rów wy­ło­ni­ły się ko­bie­ce, czę­ścio­wo roz­ło­żo­ne i nagie zwło­ki. Na ich skó­rze za­czął for­mo­wać się napis: nie było tu żad­nej zbrod

Nie­da­le­ko me­cha­nicz­na kró­lo­wa po­rzu­ca­ła tro­ski i wy­glą­da­ła przy tym nie­do­rzecz­nie.

– Zbrod­nia? – San­dra nie kryła znie­sma­cze­nia. – Chyba na fan­tas…

– Nie kończ. – Za­le­cia­ło cierp­ką wonią sple­śnia­łe­go tynku i za­ku­rzo­nych mebli, sta­rej go­rza­ły, a także nie­do­pał­ków rzu­co­nych pod pa­ra­pet, choć w oko­li­cy nie było nawet żad­ne­go okna. – Pew­nych wy­ra­żeń na tym re­jo­nie nie uży­wa­my.

Ro­puch w ka­pe­lu­szu de­tek­ty­wa, który wy­po­wie­dział te słowa, naraz stra­cił głos, za­kum­kał i po­ska­kał w swoją stro­nę.

– Czy tutaj wy­po­wie­dzi się nie koń…? – za­fra­so­wał się NiKo.

– Wy­bacz, Ro­pusz­ku, że cię na­cho­dzi­my. – Do­go­ni­ła nie­zna­jo­me­go San­dra. – Szu­ka­my Zy­moł­sa. Być może bę­dzie w sta­nie nam pomóc od­na­leźć Bar­te­ra. Wi­dzia­łeś może któ­re­goś z nich?

Ro­puch po­tarł rondo ka­pe­lu­sza i aż mla­snął.

– Dość że mnie na­cho­dzi­cie bez za­po­wie­dzi, to jesz­cze śmiesz­ku­je­cie i macie czel­ność z mar­szu za­sy­py­wać mnie py­ta­nia­mi. Nie­by­wa­łe! Ety­kie­ta na­ka­zu­je za­cho­wy­wać się nieco ina­czej.

Kla­snął w dło­nie. W mig omni­po­tent­ne opary stę­ża­ły, za­mie­nia­jąc się w mgłę gęstą jak mleko. NiKo zdą­żył chwy­cić Konę za prze­gub, a San­dra i Sa­hi­hi wpa­dły na sie­bie. Póź­niej obie grupy znik­nę­ły sobie z pola wi­dze­nia, bo wy­zie­wy zgęst­nia­ły.

– Nie de­ner­wuj się, żabko – po­wie­dzia­ła Kona, chcąc za­brzmieć mak­sy­mal­nie kon­cy­lia­cyj­nie. – Na­praw­dę nie mamy złych in­ten­cji. Po­szu­ki­wa­nia Bar­te­ra to spra­wa…

– …mi­ło­ści? – pod­chwy­cił płaz. – Ile czasu spę­dzi­li­ście w In­fra­wy­mia­rze, że nie wie­cie, że bzdu­ry takie jak mi­łość to zwy­kła mrzon­ka. Można ją tylko zapić, jak wszyst­kie smut­ki. Naj­le­piej cał­ka­mi.

Tym razem to NiKo kla­snął w dło­nie. Wy­two­rzył kon­ku­ren­cyj­ne opary, które nie stwo­rzy­ły ni­cze­go nie­zwy­kłe­go. Rap­tem stół i dwa stoł­ki. Usiadł na jed­nym.

– Panie ro­pu­chu, z całym sza­cun­kiem, ale skoro tak spra­wę sta­wiasz, to sia­daj pan.

Na sto­li­ku po­ja­wi­ły się dwa kie­lisz­ki. Go­spo­darz uśmiech­nął się pod ka­pe­lu­szem i jed­nym susem wsko­czył na drugi sto­łek.

– Co ty wy­pra­wiasz?!

– Spo­koj­nie. – NiKo po­gła­dził Konę po ra­mie­niu. – Całki trza­skam po obiad­ku za­miast su­do­ku. – Na­stęp­nie zwró­cił się do ro­pu­chy w ka­pe­lu­szu. – No, po­le­waj pan. Zro­bię ci z tej wiksy takie igrzy­ska wsty­du, że cię w Try­bu­na­le nie po­zna­ją.

*

– Cicho! – syk­nę­ła Sa­hi­hi, by uci­szyć ko­le­żan­kę.

Obie na­słu­chi­wa­ły. Ta­len­ty ro­pu­cha sku­tecz­nie od­cię­ły je obie od to­wa­rzy­szy i w ogóle świa­ta ze­wnętrz­ne­go. Ale oto do uszu do­bi­ja­ły się jakby stłu­mio­ne trele ja­kie­goś ptasz­ka…

– Cofaj się po­wo­li, byle dalej od tego ptac­twa – szep­nę­ła Sa­hi­hi, nie prze­sta­jąc się roz­glą­dać.

– Daj spo­kój, prze­cież nie mo­że­my stąd ucie­kać bez resz­ty.

– San­dra…

– No i czego się tak boisz, ptasz­ka? Taś, taś, ptasz­ku! Po­ka­żesz nam drogę do wyj­ścia z tego dur­ne­go Try­bu­na­łu?

Z mgły wy­nu­rzył się na­guś­ki che­ru­bi­nek i ćwier­kał ni­czym plisz­ka, le­wi­tu­jąc. San­dra bez­tro­sko po­de­szła, by zro­bić pu­ci-pu­ci tym do­rod­nym, ru­mia­nym po­li­kom i do­pie­ro wtedy za­uwa­ży­ła ma­syw­ny sznur przy­cze­pio­ny do po­ty­li­cy nie­mow­lę­cia, który de facto dy­ry­go­wał jego ru­cha­mi w prze­strze­ni.

Dwie chwi­le póź­niej Sa­hi­hi i San­dra gnały przed sie­bie i w ogóle nie pa­trzy­ły za sie­bie. I do­brze, bo uj­rza­ły­by je­dy­nie szka­rad­ne, ol­brzy­mie mon­strum, które z che­ru­bin­kiem ucze­pio­nym do czoła i gębą na­je­żo­ną kłami, pę­dzi­ło, by ze­żreć nie­bo­racz­ki.

– Roz­dziel­my się! – rzu­ci­ła San­dra z ser­cem w gar­dle. – Wtedy cho­ciaż jedna z nas…

Sa­hi­hi zde­cy­do­wa­ła się obej­rzeć. Za­ci­sła zęby.

 – Ucie­kaj da­le­ko – rzu­ci­ła, a potem za­trzy­ma­ła się, sta­jąc twa­rzą w twarz z mon­strum.

Be­stia, wi­dząc, że kąsek z wła­snej woli się do niej zbli­ża, tak­tycz­nie zwol­ni­ła. Znowu na pierw­szy plan wy­su­nął się che­ru­bi­nek. Sa­hi­hi pod­wi­nę­ła rękaw. Kątem oka do­strze­gła, że San­dra wcale jej nie po­słu­cha­ła. Wy­ma­chi­wa­ła ża­ło­śnie rę­ka­mi i coś krzy­cza­ła, lecz nie spo­sób jej było zro­zu­mieć.

Ciało nie­mow­lę­cia miało ak­sa­mit­ną skórę.

– Zdy­chaj, su­kin­sy­nu.

Po­wło­ki che­ru­bi­na wzbu­rzy­ły się. Coś ewi­dent­nie się pod nimi za­ko­tło­wa­ło, zaraz pędem po­mknę­ło wzdłuż sznu­ra i wkrót­ce także mon­strum bul­go­ta­ło, wijąc się w spa­zmach. Jed­no­cze­śnie po­wie­trze wy­peł­nił aro­mat ma­seł­ka, pra­żo­nej ce­bul­ki i nie do końca ścię­tych żół­tek.

Po­twór za­marł bez życia, gdy do resz­ty prze­po­czwa­rzył się w pa­ru­ją­cą, żół­to-bia­łą pulpę. Sa­hi­hi ode­rwa­ła dłoń od tego, co jesz­cze przed chwi­lą było che­ru­bin­kiem. Rzu­ci­ła okiem, czy ma wszyst­kie palce. Od­dy­cha­ła cięż­ko.

– Kom­plet­nie za­po­mnia­łam, jak nie­sa­mo­wi­ta jest twoja ja­jecz­ni­ca.

– To po­tęż­ny miecz, ale obo­siecz­ny. Może mnie skrzyw­dzić tak samo, jak wroga, któ­re­go tym po­czę­stu­ję.

Ręka Sa­hi­hi pa­ro­wa­ła po­dob­nie jak che­ru­bi­ni ze­zw­łok. W prze­ci­wień­stwie jed­nak do niego, po­wo­li wra­ca­ła do pier­wot­ne­go stanu.

– Tym razem na szczę­ście zo­sta­nie tylko kilka blizn.

– Nie uży­waj dziś wię­cej tej zdol­no­ści.

– Prze­cież nie ma spra…

– Nie uży­waj. Pro­szę.

Sa­hi­hi ski­nę­ła.

Tym­cza­sem mgła roz­pro­szy­ła się. Wy­ło­nił się z niej sto­lik, przy któ­rym dwóch ochlap­tu­sów nie wy­le­wa­ło za koł­nierz, zaś se­kun­du­ją­ca im Kona trzy­ma­ła się za głowę.

– Rie­mann to był pizdą a nie ma­te­ma­ty­kiem! – NiKo rąb­nął pię­ścią w stół. – Do dna!

– C-co… już?! – Ro­puch łyk­nął i skrzy­wił się. Pła­zie roz­mia­ry nie po­zwa­la­ły mu na­dą­żać za szyb­ko­ścią ko­le­jek dyk­to­wa­nych przez czło­wie­ka. – A-a Ber­no­uli był więk­szą! Na­zwać li­te­rę licz­bą, wiel­kie mi me­cy­je!

– To prze­jaw ge­niu­szu!

– E-sre!

Potem czknął i spadł ze stoł­ka. Długo się nie ru­szał, więc NiKo i Kona po­pa­trzy­li po sobie. Ro­puch naj­wy­raź­niej zapił się na śmierć.

Roz­trą­ca­jąc zdę­bia­łych to­wa­rzy­szy, do zno­kau­to­wa­ne­go cał­ka­mi płaza do­pa­dła Chłod­na San­dra.

– Dupa, no! – za­czę­ła. Przy­klę­kła na­prze­ciw nie­przy­tom­ne­go, wy­krzy­ku­jąc mu pro­sto w twarz. – Tyle krwi tu sobie na­psu­li­śmy! Gdzie jest Bar­ter? Gdzie jest Zy­mołs? Żabko, po­wiedz nam co­kol­wiek!

San­dra na­chy­li­ła się na­praw­dę bli­sko, by spraw­dzić, czy ro­puch w ogóle jesz­cze dycha. Ten wy­czuł mo­ment i… skradł jej ca­łu­sa. W mig opary ob­le­kły go szczel­niej, a gdy znik­nę­ły, wy­ło­ni­ło się spod nich zu­peł­nie prze­cięt­ne, mę­skie ciało.

– Wresz­cie zja­wi­ła się księż­nicz­ka!

Zy­mołs ode­tchnął, usiadł i po­dzi­wiał palce po­zba­wio­ne błon pław­nych. Wkrót­ce owe palce gła­dzi­ły roz­pa­lo­ny ude­rze­niem po­li­czek, bo Chłod­na San­dra w swym roz­ju­sze­niu nie po­wstrzy­my­wa­ła się. Sa­hi­hi i NiKo mu­sie­li trzy­mać ją w uści­sku, ina­czej by­ła­by skłon­na tłuc dalej.

– Żi­go­lo od sied­miu bo­le­ści! Co to miało być?! – San­dra pluła na lewo i prawo.

– Nigdy wam się wła­sna twór­czość nie wy­rwa­ła spod kon­tro­li? Kim wy w ogóle je­ste­ście?

San­dra tak się za­go­to­wa­ła, że w pasie chwy­ci­ła ją rów­nież Kona.

– Trzy­maj­cie mnie, bo przy­się­gam, za chwi­lę urwę mu łeb i Wie­siek Go­łę­biew­ski bę­dzie miała ma­te­riał do eks­per­ty­zy!

– San­dra, spo­koj­nie. – Sa­hi­hi wzię­ła na sie­bie roz­ła­do­wa­nie emo­cji. – Może to i był ślepy trop, ale w końcu znaj­dzie­my Bar­te­ra.

– Ach! – za­krzyk­nął Zy­mołs. – No tak, mi­łość. Ale, San­dro, nie prze­szło ci przez myśl, że skoro tak in­ten­syw­nie szu­kasz i nie znaj­du­jesz z dru­giej stro­ny od­ze­wu… To może tej dru­giej stro­nie po pro­stu w ogóle nie za­le­ży?

*

Karcz­ma Pu­deł­ko­wy Krzyk jak zwy­kle tęt­ni­ła gwa­rem roz­mów wsze­la­kiej tre­ści.

Chłod­na San­dra za­mie­rza­ła jed­nak tego wie­czo­ru upić się na smut­no. Na nic zda­wa­ły się po­cie­sze­nia Sa­hi­hi i paru in­nych ko­le­ża­nek, na­po­tka­nych na miej­scu.

– Fak­tycz­nie, wy­glą­da to pret­ty bad… – rze­kła blond seks­bom­ba za­mknię­ta do góry no­ga­mi w ekra­nie te­le­wi­zo­ra.

– To jest w ogóle nie­po­ję­te. – Wie­sław Go­łę­biew­ski za­ło­żył zgrab­ną nogę na nogę i po­ma­chał czer­wo­ną szpil­ką.

– Dla­cze­go po­my­śla­łaś, że mo­gła­bym w ogóle prze­pro­wa­dzić taką eks­per­ty­zę? – dodał Wie­sław.

– Ta­ki­mi rze­cza­mi zaj­mu­ją się spe­cja­li­ści o zu­peł­nie in­nych kom­pe­ten­cjach – kon­ty­nu­ował Wie­sław, a potem wy­żło­bił pier­ście­niem na bla­cie ławy „#pray­fo­rzy­mołs”.

– A pró­bo­wa­łaś wy­słać do niego wia­do­mość? No wiesz, taką di­rect mes­sa­ge? – Mi­la­_Drzyń, femme fa­ta­le sto­ją­ca na gło­wie, ode­zwa­ła się znowu z te­le­od­bior­ni­ka. – Po­dob­no cza­sem jesz­cze do­cho­dzą.

– Bo to raz!

– Jedno jest pewne! – cią­gnę­ła Mila. – Bar­ter na pewno nadal żyje. W końcu na ło­żach umar­łych sia­da­ją mo­ty­le, a żaden mi nie do­niósł, by smy­rał go czuł­kiem. Wie­dzia­ła­bym!

– Ale to jest dupa! – Chłod­na San­dra za­ła­ma­ła ręce. – Do usra­nej śmier­ci bę­dzie­my tak łazić od twór­cy do twór­cy i pytać go, czy może cze­goś nie wi­dział.

– W ła­że­niu to mam aku­rat wpra­wę, nie ma pro­ble­mu! – za­wo­łał NiKo, wy­chy­la­jąc ko­lej­ny kufel.

– Wiem… – Sa­hi­hi nagle do­zna­ła olśnie­nia. Chwi­lę jej za­ję­ło ogar­nię­cie pro­sto­ty i sku­tecz­no­ści po­my­słu, który na­wie­dził jej myśli.

– No to roz­dzie­li­my się i szyb­ciej pój­dzie. – Mila we­szła w fazę po­cie­sza­nia. – Ja, co praw­da, nie dam rady po­ja­wić się oso­bi­ście, ale od czego mamy nasze cha­rac­ters? Prze­cież gdy Bar­ter zo­ba­czy Lady Łaz…

San­dra za­chli­pa­ła.

– Słu­chaj­cie! Wiem, co mu­si­my zro­bić! – Sa­hi­hi wresz­cie zdo­by­ła się, by sku­pić uwagę zgro­ma­dzo­nych. – Zor­ga­ni­zu­je­my igrzy­ska. I pod­py­ta­my uczest­ni­ków.

Wie­sław Go­łę­biew­ski par­sk­nął:

– A ile pła­cisz?

– Dupa! Prze­cież Fluor pro­wa­dzi za­pi­sy na igrzy­ska na pięć lat do przo­du! Nie mamy tyle czasu!

– A czym chcesz niby ich wszyst­kich za­in­te­re­so­wać? Weź look aro­und.

No i fak­tycz­nie, po pra­wej Mło­dziuch i Pan An­drze­jas spie­ra­li się w spra­wie li­te­rac­kiej wyż­szo­ści Wat­t­sa nad Asi­mo­vem, z lewej zaś Brzo­skwi­nel i No­ble­Ca­the­ter mie­sza­li bigos łbem. Tutaj Wę­gier­ka po­ro­zu­mie­wa­ła się pi­smem ob­raz­ko­wym, tam Oasum prze­ma­wia­ła szy­frem. Oso­bi­sto­ści po­ja­wia­ły się i zni­ka­ły z pola wi­dze­nia, a zda­wa­ło się je nie łą­czyć ze sobą zu­peł­nie nic.

– Igrzy­ska? – Zni­kąd wy­ło­nił się Lac­ter.

– Ktoś po­wie­dział igrzy­ska – dodał Lac­ter.

– Co za pysz­ny po­mysł! Zde­cy­do­wa­nie po­win­ni­śmy urzą­dzić igrzy­ska – po­wie­dział jesz­cze Lac­ter.

Na takie dic­tum Wę­gier­ka po­ka­za­ła ulu­bio­ną emot­kę Bar­te­ra, ale ko­lej­ne głosy Pu­deł­ko­wym Krzy­ku pod­chwy­ci­ły temat i rów­nież wy­ra­zi­ły za­chwyt nad ideą no­wych igrzysk.

– Igrzysk nie bę­dzie. – San­dra za­brzmia­ła może nawet bar­dziej gorz­ko, niż pla­no­wa­ła. – Zy­mołs praw­dę po­wie­dział. Bez ja­kie­go­kol­wiek sy­gna­łu ze stro­ny Bar­te­ra mo­że­my sobie co naj­wy­żej gonić za wia­trem.

Jęk za­wo­du za­głu­szył huk roz­człon­ko­wy­wa­nych ścian. Pu­deł­ko­wy Krzyk roz­padł się jak domek z kart, a tuż przed nim wy­ro­sło wznie­sie­nie, oświe­tlo­ne ni to słoń­cem, ni to re­flek­to­rem. Na jego szczy­cie po­ja­wi­ła się po­stać.

– Dro­dzy twór­cy! – rze­kła gło­sem po­dej­rza­nie pu­cha­tym, ce­dząc słowa przez wą­skie usta i mru­żąc jesz­cze węż­sze oczy. – Za­iste żad­nych igrzysk nie bę­dzie! Przy­po­mi­nam, że wedle reguł In­fra­prze­strze­ni, nic tutaj za­dziać się nie ma prawa bez mojej wie­dzy i apro­ba­ty.

– To Fluor?! – Sa­hi­hi nie po­tra­fi­ła zi­den­ty­fi­ko­wać je­go­mo­ścia, gdyż blask, w któ­rym się pła­wił, sku­tecz­nie to unie­moż­li­wiał.

– Gdy on tak gada, to przy­po­mi­nam sobie, że cho­ciaż fluor jest dobry na zęby, to bywa też tok­sycz­ny – mruk­nę­ła  Mi­la­_Drzyń.

– Jest to rzecz nie­sły­cha­na, żeby… – cią­gnął ty­ra­dę Fluor i zda­wał się czer­pać z tego przy­jem­ność.

San­dra w sku­pie­niu ob­ser­wo­wa­ła przy­by­sza. Pod jego no­ga­mi ko­tło­wa­ło się od omni­po­tent­nych opa­rów; ewi­dent­nie szy­ko­wa­ło się coś groź­ne­go. San­dra po­de­szła trzy kroki do przo­du. Zmru­ży­ła oczy, nie chcąc się po­my­lić. Ale o po­mył­ce nie mogło być mowy. Za ga­da­ją­cym Flu­orem sie­dział Bar­ter – za­my­ślo­ny, nie­obec­ny… oby żywy!

– Dziew­czy­ny! – ryk­nę­ła San­dra. – Pa­trz­cie w górę! Za Flu­orem!

– …mam już ser­decz­nie dość ostrze­ga­nia – cią­gnął Fluor. – Pró­bo­wa­łem być uprzej­my, ale cza­sa­mi po pro­stu ina­czej się nie da. Do mnie, moi he­rol­dzi! Gniew za­rząd­cy wresz­cie za­pro­wa­dzi tutaj po­rzą­dek!

Sto­kiem wznie­sie­nia za­czę­ły spły­wać na twór­ców całe chma­ry dzi­kich świń oraz osza­la­łych ryb. Tłam­si­ły każ­de­go twór­cę, który wpadł w ich ra­cicz­ki tu­dzież płe­twy. Przed tą żywą masą zda­wa­ło się nie być uciecz­ki.

– Fluor osza­lał! – krzy­czał Lac­ter.

– Nikt prze­cież nawet ni­cze­go nie usta­lił! – krzy­czał nadal Lac­ter.

– Tak wła­śnie dzia­ła opre­syj­na wła­dza – od­parł Wie­siek Go­łę­biew­ski.

– Wpro­wa­dza ter­ror – dodał Wie­siek Go­łę­biew­ski.

Część twór­ców pró­bo­wa­ła się bro­nić. Tutaj żywa mumia Gosia kle­ci­ła schron z ban­da­ży, tam ktoś się pa­ko­wał na grzbiet me­te­oru „Bla­bla­dua”, gdzie in­dziej sple­cio­ne w dość ero­tycz­nej pozie drze­wa, o któ­rych lu­dzie po­wia­da­ją różne rze­czy, pró­bo­wa­ły ochro­nić swo­je­go twór­cę, wą­tłe­go Pier­wiosn­ka.

Wszyst­ko na nic, he­rol­dzi pa­cy­fi­ko­wa­li każ­de­go. Fluor z za­do­wo­le­niem przy­glą­dał się apo­ka­lip­sie, lecz szyb­ko się znu­dził. Za jego ple­ca­mi otwo­rzył się por­tal. Prze­pu­ścił przez niego Bar­te­ra, a za chwi­lę sam prze­zeń prze­szedł.

San­dra pa­trzy­ła na to bez­rad­nie. Nie miała szans prze­drzeć się do por­ta­lu na czas. Miała przy­naj­mniej dowód, że Bar­ter fak­tycz­nie żyje, ale…

Zie­mia za­trzę­sła się pod no­ga­mi San­dry tak gwał­tow­nie, że nie­mal stra­ci­ła rów­no­wa­gę. Na raz pod sto­pa­mi miała deski, burty z lewa i prawa, nad sobą ża­giel… A za sobą do­strze­gła, że przy ka­pi­tań­skim ste­rze Kona wy­wi­ja­ła sza­blą, krzy­cząc:

– Za­po­mnij­cie o hy­un­da­iu! Ten korab to jest moje opus ma­gnum!

Sta­tek sunął w górę wzgó­rza po wzbu­rzo­nych fa­lach ciał przy­bocz­nych Flu­ora z nie­by­wa­łą pręd­ko­ścią. Ryby i dziki za­czę­ły wże­rać się w ka­dłub, lecz wów­czas do akcji wkro­czy­ła Sa­hi­hi i swoim fu­tu­ry­stycz­nym dzia­łem od­strze­li­wa­ła na­trę­tów.

– Żryj­cie ja­jecz­ni­cę, cwa­niacz­ki!

W oka mgnie­niu korab do­tarł pra­wie na szczyt. Tam he­rol­dów było jesz­cze wię­cej, kil­ko­ro wdar­ło się nawet na po­kład. San­dra z gra­cją omi­ja­ła ko­lej­ne prze­szko­dy – żywe lub nie­ży­we – część po pro­stu od­rzu­ca­jąc na bok, a czę­ści na przy­kład na­dep­tu­jąc na pę­che­rze pław­ne. Przedar­ła się aż na rufę, skąd wsko­czy­ła wprost w za­my­ka­ją­cy się por­tal.

*

Pierw­sze, co po­czu­ła San­dra, to cie­pło. Nie mogła się ru­szyć. Omni­po­tent­ne opary otu­la­ły jej ciało ni­czym pie­rzy­na; były gęst­sze niż w In­fra­wy­mia­rze, po­zwa­la­ły uno­sić się w nich jak w wo­dzie. Mlecz­no­bia­łe, de­li­kat­ne świa­tło do­by­wa­ło się ze­wsząd.

Fluor zma­te­ria­li­zo­wał się kilka me­trów od San­dry. Przy­sła­nia­ła go mgła, po­wo­li się w niej roz­pły­wał.

– Czemu to ro­bisz? – syk­nę­ła spa­cy­fi­ko­wa­na San­dra, wście­kła wła­sną nie­mo­cą.

– Mamy za­sa­dy. Nie można or­ga­ni­zo­wać igrzysk bez usta­le­nia tego ze mną. W prze­ciw­nym razie…

– Dupa! Mam w tyłku twoje igrzy­ska! Czemu za­bra­łeś Bar­te­ra? Oddaj mi go, a przy­się­gam, że wię­cej się tu nie po­ja­wi­my.

– Och. A czy ja go tu w ogóle trzy­mam? Pro­po­no­wa­łem mu co praw­da fuchę he­rol­da, ale od­mó­wił.

– Nie zgry­waj się! Wiem, co wi­dzia­łam! Czy to ko­lej­na sztucz­ka i nawet teraz uży­wasz tego cho­ler­ne­go In­fra­wy­mia­ru, żeby na­mie­szać mi w gło­wie?!

Po­stać Flu­ora sta­wa­ła się coraz bar­dziej nie­wy­raź­na. Tuż za nim za­ma­ja­czy­ły jesz­cze dwie po­sta­ci – więk­sza trzy­ma­ła za rękę mniej­szą.

– Nie skre­ślaj tak od razu In­fra­wy­mia­ru. Po­do­ba ci się to czy nie, ale to wspa­nia­łe, pełne ta­jem­nic miej­sce, ma moc od­mie­nia­nia życia. Po­win­naś o tym wie­dzieć rów­nie do­brze, jak ja.

– Na czym jak na czym, ale na ta­jem­ni­cach świa­tów to się aku­rat znam. To miej­sce dało mi Bar­te­ra, a potem go ode­bra­ło. To okrut­ne! Nie ma w tym nic wspa­nia­łe­go.

– A może sama za­py­taj Bar­te­ra, dla­cze­go tak długo się nie od­zy­wał? – rzu­cił Fluor, nim zu­peł­nie znik­nął. – A resz­cie prze­każ, że jeśli znowu spró­bu­ją zor­ga­ni­zo­wać nie­le­gal­ne igrzy­ska, to znowu na­dzie­ją się na mój bo­jo­wy szwa­dron!

Mgła roz­pły­nę­ła się. San­dra stała teraz na pu­stej ulicy upstrzo­nej tu i ów­dzie neo­na­mi, ze zwi­sa­ją­cy­mi ze słu­pów ka­bla­mi, a także z szyl­da­mi za­pi­sa­ny­mi ka­ta­ka­ną. Pró­szył śnieg, było cicho. Znała to miej­sce. Sama je stwo­rzy­ła.

Pędem ru­szy­ła w stro­nę ulicy han­dlo­wej. W ga­blo­cie jed­ne­go z bu­ti­ków, wśród ma­ne­ki­nów sie­dział on we wła­snej oso­bie, nie ru­szał się, oczy miał zmru­żo­ne. Me­dy­to­wał.

 – Bar­ter? – szep­nę­ła nie­pew­nie San­dra, wcho­dząc do środ­ka.

Męż­czy­zna wzdry­gnął się na dźwięk ludz­kie­go głosu.

– B-Bal­bi­na?… – jęk­nął.

San­dra zdzie­li­ła go w łeb.

– Dupa! Ja ci dam Bal­bi­nę! Gdzieś ty się po­dzie­wał, co? Masz po­ję­cie, co prze­ży­wa­łam?

– Co… Wy­sze­dłem tylko na chwi­lę… Cho­le­ra, przez me­dy­ta­cję mu­sia­łem stra­cić po­czu­cie czasu.

– O co tutaj cho­dzi, Bar­ter? Fluor cię zmu­szał do me­dy­to­wa­nia ca­ły­mi mie­sią­ca­mi?

– Fluor? To pra­wil­na mord­ka prze­cież jest. Coś tam chciał, żebym dla niego sprzą­tał, ale po­wie­dzia­łem, że nie chcę. Kto wie, w ja­kie­go zwie­rza by mnie przy tym prze­mie­nił.

– Więc dla­cze­go nie wró­ci­łeś? Dla­cze­go nie da­wa­łeś znaku życia?!

– Głu­pia spra­wa… – Bar­ter roz­ło­żył ręce. – Fluor obie­cał mi ekra­ni­za­cję. My­ślał chyba, że mnie tym urobi do zmia­ny zda­nia. Ale prze­cią­gał spra­wę, a moje zda­nie było jakie było, więc mia­łem czas po­me­dy­to­wać. Mie­sią­ce, mó­wisz?…

– Do cho­le­ry, jaką ekra­ni­za­cję?! Je­steś pod­eks­cy­to­wa­ny jak psz­czo­ła w kwia­ciar­ni!

– Ad­van­ced Cy­borgs & Spa­ce­ships, ki­no­wa wer­sja re­ży­ser­ska. Toż to kul­to­we dzie­ło!

Chłod­na San­dra usia­dła na­prze­ciw Bar­te­ra. Miała ocho­tę znowu dać mu w łeb albo go przy­tu­lić, nie mogła się zde­cy­do­wać.

– Je­stem tu dla cie­bie, Bar­ter. Po­ru­szy­łam pół In­fra­wy­mia­ru, żeby cię zna­leźć. Tyle ludzi za­an­ga­żo­wa­łam, że nie wiem, jak długo będę im spła­cać dług wdzięcz­no­ści.

Bar­ter pod­jął de­cy­zję za San­drę. Objął ją ra­mie­niem. Sie­dzie­li za szybą ga­blo­ty, wpa­tru­jąc się w neony i le­ni­wie pły­ną­ce płat­ki śnie­gu.

– Razem jakoś damy radę. Je­steś naj­lep­sza, wiesz?

Po­ca­ło­wał ją w czoło, do­da­jąc:

– Dzię­ku­ję.

A póź­niej spu­ści­li za­sło­ny, aby nikt nie­pro­szo­ny nie zo­ba­czył, co tam­tej nocy dzia­ło się w bu­ti­ku na wy­sta­wie z ma­ne­ki­na­mi.

Koniec

Komentarze

Ja­sno­stroń­ski!

 

Z tej stro­ny Szla­chet­ny Cew­nik, czy też No­ble­Ca­the­ter. <3

Miło zo­ba­czyć trzy rze­czy – nową pu­bli­ka­cję od Cie­bie, nowy tekst na Fan­ta­stów i moje cameo. xD

Mia­łem de­li­kat­ne wra­że­nie, że po­czą­tek jest nieco zbyt za­gma­twa­ny, wia­do­mo, sama gęsta at­mos­fe­ra, wszech­obec­ny dym i za­gu­bio­ne bo­ha­ter­ki pew­nie miały coś ta­kie­go wpro­wa­dzić, ale może decz­ko za dużo.

Ale potem już się roz­krę­ca­ło. Bar­dzo faj­nie wplo­tłeś coraz to ko­lej­ne po­sta­ci – jedne roz­po­zna­wa­łem od razu, z nie­któ­ry­mi mu­sia­łem się po­gło­wić (czego zresz­tą sam do­świad­czy­łeś xD), no i oczy­wi­ście su­per­anc­ko było zo­ba­czyć tam sie­bie, jak razem z Gru­szel­lą mie­sza­my bigos łbem. <3

Besos, po­zdra­wiam!

Qu­idqu­id La­ti­ne dic­tum sit, altum vi­de­tur.

Witam pana Cew­ni­ka, to jedna z prze­ró­bek, z któ­rych je­stem naj­bar­dziej za­do­wo­lo­ny. ;D

Cie­szę się, że się po­do­ba­ło!

 

Besos. Wi­dzi­my się pod he­ro­ic fan­ta­sy. Na­bra­łem roz­pę­du. devil

Po­czu­wam się do cameo ko­bie­ty w epo­ko­wym stro­ju i ob­ję­ciach mroku ;)

 

A poza tym nie­źle się uba­wi­łam roz­szy­fro­wu­jąc nicki; nie li­czy­łam, ale sporo chyba po­praw­nie zga­dłam, nie­mniej może niech się zgła­sza­ją sami roz­po­zna­ni?

http://altronapoleone.home.blog

Wy­da­je mi się, że sie­bie zna­la­złem. Je­że­li jest to traf­ne spo­strze­że­nie, to nie­źle :D

Sam sie­bie widzę tro­chę po­dob­nie jak autor. Oczy­wi­ście na forum ;]

 

Mogę się mylić, je­stem dość świe­ży. Gdzie mi tam do bycia bo­ha­te­rem li­te­rac­kim, choć­by drze­wem.

Ar­ty­stom wię­cej, szyb­ko!

No i pro­szę, 3/29 Fan­ta­stów już się ob­ja­wi­ło. ;) Dzię­ki, że wpa­dli­ście.

Zmie­ni­łeś Morta w ja­jecz­ni­cę?

 

I jesz­cze z cie­ka­wo­stek. Zna­czy z no­tat­ni­ka tek­stu, który osta­tecz­nie nie po­wstał.

– Jak masz na imię, dziew­czyn­ko?

– i30.

– Co to za imię?

– Tak mam wbite w le­gi­ty­ma­cji stu­denc­kiej.

– E, nie. Trze­ba ci wy­my­ślić inne. – Ba­ilan­do za­my­ślił się, na­su­nął kap­tur na czoło i mru­czał pod nosem. – Avan­te, Santa Fe, Elan­tra, Kona?

Sam je­steś wątły! 

 

 

Nie wszyst­kich wy­ła­pa­łem, ale z pew­no­ścią wielu ;) Za­iste hi­sto­ria ta pełna jest przy­gód i mi­ło­ści, cza­sem skry­tej za za­słon­ka­mi, cza­sem ukry­tej za nie­na­pi­sa­ny­mi sce­na­mi. Pę­dzi­li­śmy hy­un­day­em-ko­ra­biem na zła­ma­nie karku przez in­fra­wy­miar, by San­dra mogła wpaść w ra­mio­na Bar­te­ra – och i ach! Zwru­szy­łem się!

Nie za­bi­ja­my pie­sków w opo­wia­da­niach. Nigdy.

Mane! Bar­dzo in­try­gu­ją­ca kon­cep­cja, ale nie­ste­ty ja­jecz­ni­ca jest tylko ja­jecz­ni­cą. A Mort mi się do ob­sa­dy nie za­ła­pał. :<

 

Omdla­ły Ru­mian­ku! Cie­szem siem, żeś wzru­szon. Fan­ta­sta nr 4 ob­ja­wił się. ;)

Hmm, albo mnie nie ma, albo wy­glą­dam nie­do­rzecz­nie. I tak się za­sta­na­wiam, co gor­sze ;)

 

A poza tym: Fajne (©Anet)

Nie wiem, czy roz­po­zna­łam wszyst­kich, ale za­ba­wę z do­pa­so­wy­wa­niem bo­ha­te­rów do użysz­kod­ni­ków mia­łam przed­nią :) A sama hi­sto­ria mnie za­uro­czy­ła :)

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Zła­ma­łeś mi serce.

 

 

Irko, nie­ste­ty też się nie za­ła­pa­łaś. :< Ale cie­szę się, że do­brze się ba­wi­łaś. Ja się świet­nie ba­wi­łem przy wy­krę­ca­niu nic­ków na lewą stro­nę i sza­fo­wa­niem mo­ty­wa­mi!

Tutaj Wę­gier­ka po­ro­zu­mie­wa­ła się pi­smem ob­raz­ko­wym

Adok neked egy képes for­ga­tókönyvet, te vagy az egyik!!!

 nic tutaj za­dziać się nie ma prawa

Zgi­niesz. Zgi­niesz mar­nie :P Roz­szar­pa­ny przez te­zau­ru­sy. Bez ke­czu­pu!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

No, na takie opo­wia­da­nie warto było cze­kać tyle mie­się­cy! Po­do­bał mi się po­mysł na In­fra­prze­strzeń i ta­jem­ni­cze opary, po­do­ba­ły mi się moce Fan­ta­stów, a roz­szy­fro­wy­wa­nie, kto jest kim, było nie­złą za­gad­ką, ale dzię­ki temu do­brze się przy tym ba­wi­łam. Nie wszyst­kich roz­po­zna­łam, ale chyba więk­szość. Ale Reg to Ci wy­szła wspa­nia­le! I ogól­nie sty­li­za­cja spo­so­bów mó­wie­nia po­szcze­gól­nych użyt­kow­ni­ków wy­szła bar­dzo udana, za to duży plus. 

Jest her­me­tycz­nie i jest sporo na­wią­zań di­scor­do­wych, ale wy­ko­rzy­sta­ne są w po­my­sło­wy spo­sób. Fa­bu­ła wcią­ga­ją­ca, jest lekko i przy­go­do­wo, myślę, że jak ktoś by nie znał żad­ne­go por­ta­lo­wi­cza, to i tak lek­tu­ra by­ła­by dla niego roz­ryw­ko­wa. Ogó­łem na taki tekst cze­ka­łam i oczy­wi­ście lecę dać klika. 

Ale za ten wie­ko­wy po­jazd to po­wi­nie­neś do­stać fo­lio­wym po­ci­skiem! :P 

Ech, jakeś Ja­sno­stron­ny, tak Twoje opo­wia­da­nie zdało mi się mocno za­mglo­ne, miej­sca­mi za­ciem­nio­ne, by nie rzec, że nawet mało jasne. Gęsto tu od po­sta­ci i nie udało mi się wszyst­kich roz­po­znać, ale chyba wła­ści­wie zi­den­ty­fi­ko­wa­łam Kon­tro­le­rów. ;D

Faj­nie wy­pa­dło wple­ce­nie kilku ty­tu­łów opo­wia­dań i po­sta­ci z nimi zwią­za­nych, ale ca­łość, jak już wspo­mnia­łam, nie­zu­peł­nie do mnie tra­fi­ła.

 

resz­ta była już go­to­wa do drogi. Jej myśli były wy­raź­nie gdzie in­dziej. → Nie brzmi to naj­le­piej.

Pro­po­nu­ję: …resz­ta była już go­to­wa do drogi. Jej myśli wy­raź­nie błą­dzi­ły gdzie in­dziej.

 

– Trzy­maj le­piej za kie­row­ni­cę… → – Trzy­maj le­piej kie­row­ni­cę

 

Na­stęp­nie chwy­ci­ła za oba przed­nie sie­dze­nia… → Na­stęp­nie chwy­ci­ła oba przed­nie sie­dze­nia

Lub: Na­stęp­nie chwy­ci­ła opar­cia przed­nich sie­dze­ń

 

w każ­dej hi­sto­rii jest ziarn­ko praw­dy, jed­nak tym przy­pad­ku… → Pew­nie miało być: …w każ­dej hi­sto­rii jest ziarn­ko praw­dy, jed­nak w tym przy­pad­ku

 

Za­wo­nia­ło cierp­ką wonią sple­śnia­łe­go tynku… → Czy to ce­lo­we?

 

– Czy tutaj wy­po­wie­dzi się nie koń-?– Czy tutaj wy­po­wie­dzi się nie koń…?

 

Wy­two­rzył kon­ku­ren­cyj­ne opary, które nie stwo­rzy­ły ni­cze­go nie­zwy­kłe­go. → Czy to ce­lo­we?

 

Sa­hi­hi zde­cy­do­wa­ła się obej­rzeć. Za­gry­zła zęby. → Zęby można za­ci­snąć, ale oba­wiam się, że nie można ich za­gryźć.

 

 – Nie uży­waj dziś nigdy wię­cej tej zdol­no­ści. → Czy ma nie uży­wać rze­czo­nej zdol­no­ści dziś, czy nigdy?

 

Na raz pod sto­pa­mi miała drew­nia­ne deski… → Masło ma­śla­ne – deski są drew­nia­ne z de­fi­ni­cji.

Naraz pod sto­pa­mi miała deski

Za SJP PWN: deska 1. «długi i pła­ski ka­wa­łek drew­na»

 

Po­win­naś o tym wie­dzieć rów­nie do­brze, co ja.Po­win­naś o tym wie­dzieć rów­nie do­brze, jak ja.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Czy­ta­ło się do­brze, część po­sta­ci i na­wią­zań do ty­tu­łów opek udało mi się roz­po­znać, czę­ści nie ;) Przy­go­dy opo­wie­dzia­ne ze swadą, nie prze­ko­nał mnie sam motyw cią­gną­cy całą hi­sto­rię, czyli szu­ka­nie Bar­te­ra i jego zwią­zek z jedną z bo­ha­te­rek – pre­tek­sto­wy, bar­dzo szki­co­wy i w efekt­cie mało prze­ko­nu­ją­cy. Ko­niec koń­ców, spę­dzi­łam z tek­stem kilka mi­łych chwil ;)

It's ok not to.

Witam pierw­szą z głów­nych bo­ha­te­rek! Wie­ko­wy po­jazd padł z ust jed­ne­go z bo­ha­te­rów, nie po­win­naś się na niego gnie­wać, So­na­to. :> Faj­nie, że się spodo­ba­ło. Zga­dzam się, bywa mniej lub bar­dziej her­me­tycz­nie, ale taka już spe­cy­fi­ka Fan­ta­stów.

 

Kon­tro­ler­ce dzię­ku­ję za ła­pan­kę, zmia­ny na­nie­sio­ne. Z czym bym dys­ku­to­wał:

– Trzy­maj le­piej za kie­row­ni­cę… → – Trzy­maj le­piej kie­row­ni­cę

Wy­po­wiedź jest nie­chluj­na/z błę­dem ce­lo­wo, jako ele­ment kre­acji po­sta­ci Sa­hi­hi.

Wy­two­rzył kon­ku­ren­cyj­ne opary, które nie stwo­rzy­ły ni­cze­go nie­zwy­kłe­go. → Czy to ce­lo­we?

Tak.

 

Ślicz­nie dzię­ku­ję za od­wie­dzi­ny, oby na­stęp­nym razem bar­dziej spa­so­wa­ło!

 

Wę­gier­ka pro­szo­na jest nie na­sy­łać na mnie ve­lo­ci­rap­to­rów, gdyż do­cze­pia się do wy­po­wie­dzi Flu­ora, a to już nie moja wina, że Fluor gada tak, a nie ina­czej!

 

Dogs, miło Cię wi­dzieć! Miało być le­ciut­ko, więc te kilka mi­łych chwil ozna­cza, że się udało. Czy zwią­zek głów­nych bo­ha­te­rów jest pre­tek­sto­wy i mało prze­ko­nu­ją­cy? Zo­ba­czy­my, co oni na to, gdy tu przyj­dą (jeśli przyj­dą). devil

Bar­dzo pro­szę, MrBri­ght­si­de. Miło mi, że mo­głam się przy­dać. :)

A skoro przy­to­czo­ne zda­nia były na­pi­sa­ne ce­lo­wo, nie zmie­niaj ich. To Twoje opo­wia­da­nie i to Ty tu rzą­dzisz. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Tro­chę zbyt… abs­trak­cyj­ne jak dla mnie. :\

Zro­zu­mia­łem może z po­ło­wę na­wią­zań i te były fak­tycz­nie za­baw­ne, inne po­wo­do­wa­ły kil­ku­se­kun­do­we prze­rwy na dra­pa­nie się po gło­wie w kon­fu­zji. Ale pew­nie za mało/za krót­ko tu sie­dzę.

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hejo.

Za­gma­twa­ne to było, ale prze­czy­ta­łem. I coś tam roz­po­zna­łem. Więc po­cie­szam się, że jesz­cze nie jest źle z moją orien­ta­cją jeśli cho­dzi o por­ta­lo­wą bo­he­mę.

Po­zdro. :)

 

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Witaj.

Za­wi­ła opo­wieść pełna spe­cy­ficz­ne­go hu­mo­ru. :)

Człon­ko­wie Try­bu­na­łu znani byli ze swej ka­pry­śno­ści i nie­prze­wi­dy­wal­no­ści, wszak od ich wi­dzi­mi­się za­le­ża­ło być albo nie być każ­de­go tworu w In­fra­prze­strze­ni. – ten dość istot­ny cytat po­wi­nien witać na stro­nie głów­nej każ­de­go no­wo­przy­by­łe­go. ;))

 

Po­zdra­wiam. ;) 

Pe­cu­nia non olet

Crycat Crying Cat GIF – Crycat Crying Cat Crying Cat Thumbs Up GIFs

 

Aś wzru­szy­łem. 

I jaki prze­rost tre­ści nad formą, je­stem dumny.

Kur­czę, mia­łem kie­dyś na­pi­sać kon­ty­nu­ację AC&S surprise

Nie jest to Twoje opium ma­gnus, ale pułap Bi­blio­te­ki prze­bi­ja, tak że tego.

Dzię­ki za fajne emo­cje smiley

P.S. Spe­cjal­nie dla Wę­gier­ki: ¯\_(ツ)_/¯

"Nie wiem skąd tak wielu psy­cho­lo­gów wie, co na­le­ży, a czego nie na­le­ży robić. Takie za­le­ce­nia wy­ni­ka­ją z kon­kret­nych sys­te­mów war­to­ści, nie z wie­dzy. Nauka nie udzie­la od­po­wie­dzi na py­ta­nia, co na­le­ży, a czego nie na­le­ży robić" - dr To­masz Wit­kow­ski

Mogę uznać, że prze­czy­ta­łem ca­łość. Trud­na to hi­sto­ria, ale skła­nia do do­cie­kań. Chęt­nie prze­sze­dłem przez ten mę­tlik zna­czeń i her­me­tycz­no­ści. :-)

Ar­ty­stom wię­cej, szyb­ko!

P.S. Spe­cjal­nie dla Wę­gier­ki: ¯\_(ツ)_/¯

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dobra, no to tak…

Twoje opo­wia­da­nie w wielu ele­men­tach przy­po­mi­na taką kla­sycz­ną pol­ską ligę pił­kar­ską sprzed kilku lat. Tam to zwy­kle było tak, że przed se­zo­nem zjeż­dża­ły się całe wa­go­ny ano­ni­mo­wych Ser­bów. Każdy z nich przy­by­wał jako po­ten­cjal­na wiel­ka gwiaz­da, a koń­czył na gra­niu ogo­nów. I przy każ­dym z nich ki­bi­ce dra­pa­li się po gło­wie, roz­wa­ża­jąc: kto to, kuźwa, jest?

W tej kla­sycz­nej pol­skiej lidze sprzed kilku lat ge­ne­ral­nie widać było na bo­isku jakiś za­lą­żek po­my­słu na grę, który jed­nak w prak­ty­ce za­tra­cał się w ra­do­snej twór­czo­ści no­wo­przy­by­łych ko­pa­czy, a bieg zda­rzeń na mu­ra­wie spro­wa­dzał się do jakże wy­szu­ka­nej myśli: byle do przo­du i jakoś to bę­dzie. I tak aż do końca se­zo­nu. ;)

Twoje opo­wia­da­nie, jak pi­sa­łem, w wielu ele­men­tach ten sche­mat przy­po­mi­na. Róż­ni­ca jest taka, że za­miast Ser­bów zje­cha­ły się wa­go­ny por­ta­lo­wi­czów i di­scor­do­wi­czów. Część roz­po­znać dość łatwo, część trud­no . Nie­któ­re zaś przy­po­mi­na­ją le­kar­skie re­cep­ty. Do od­czy­ta­nia tylko dla wy­bra­nych. ;)

Po­nie­waż por­ta­lo­wi­czów i di­scor­do­wi­czów jest dużo, siłą rze­czy wielu ogra­ni­cza się do roli sta­ty­stów. Czy to źle? Nie wiem. Może i nie­ko­niecz­nie. Bar­dziej prze­szka­dza­ło mi, że chyba jed­nak bez choć oka­zjo­nal­nej ak­tyw­no­ści na di­scor­dzie wiele ele­men­tów trud­no wy­ła­pać. Myślę, że nawet por­ta­lo­wi­cze z dłuż­szym sta­żem mogą się tutaj tro­chę gubić.

Nie ma tutaj może wiel­kich fa­jer­wer­ków fa­bu­lar­nych, ale też w Fan­ta­stach nie o to prze­cież cho­dzi. Jest za­ba­wa w ukry­wa­nie nic­ków (i za­chę­ta do za­ba­wy w ich od­czy­ty­wa­nie). Jest sporo mru­gnięć okiem, a i pew­nie lek­kich prztycz­ków dla po­szcze­gól­nych osób. Jest i może cał­kiem fajny pa­tent na licz­ne grono od­bior­ców, opar­ty na za­sa­dzie : Spójrz, ilu ich tu jest! Zer­k­nij do opo­wia­da­nia, bo nikt nie może czuć się bez­piecz­nie. ;)

Jak pi­sa­łem, opo­wia­da­nie przy­po­mi­na pol­ską ligę pił­kar­ską, ale ma też na nią jedną, za­sad­ni­czą prze­wa­gę. Oglą­da­nie pol­skiej ligi to roz­ryw­ka dla ma­so­chi­stów. Przy tym opo­wia­da­niu można się mo­men­ta­mi cał­kiem do­brze bawić, jeśli tylko tra­fi­my na frag­ment, gdzie nasza zna­jo­mość por­ta­lu czy di­scor­da nie jest aku­rat opa­trzo­na ta­bli­cą: dziu­ry i wy­bo­je. ;-)

Dzię­ko­wać za wzbo­ga­ce­nie Fan­ta­stów o nowe opo­wia­da­nie. :)

Sa­mo­zwań­czy Lotny Dy­żur­ny-Par­ty­zant; Nie­ofi­cjal­ny czło­nek sto­wa­rzy­sze­nia Mal­kon­ten­tów i Hi­po­chon­dry­ków

Ależ tutaj ruch!

 

SNDWLKR, faj­nie, że w ogóle spró­bo­wa­łeś. Fan­ta­ści to w de­fi­ni­cji her­me­tycz­ne przed­się­wzię­cie, toteż ro­zu­miem kon­fu­zję. A do­dat­ko­wo ja tu sie­dzę już z 5 czy 6 lat, stąd pew­nie i moja per­spek­ty­wa jest inna.

 

Zalth, po­zdro! ;D

 

Bruce, bar­dzo zacna ini­cja­ty­wa! Wno­szę o pod­da­nie pod gło­so­wa­nie. Mo­że­my też przy­jąć wnio­sek przez akla­ma­cję. ^^

 

Vac­te­rze, cie­szę się, że za­wi­ta­łeś drugi raz!

 

CM jak zwy­kle wy­lew­nie! Ża­łu­ję, że nie udało mi się Cię zmie­ścić w ob­sa­dzie. Z dru­giej stro­ny gdy­bym miał wy­pro­du­ko­wać po­dob­nej dłu­go­ści mo­no­log, limit by mi to­tal­nie szlag tra­fił (chcia­łem za­mknąć się w 30k, jak ory­gi­nal­nie za­kła­da­no).

Zga­dzam się w peł­nej roz­cią­gło­ści, że nie jest to w żad­nym stop­niu am­bit­na pi­sa­ni­na, ale nigdy nie miała taką być. Świet­nie się ba­wi­łem, pi­sząc to, bar­dzo mnie cie­szy, że do­star­czy­łem czy­tel­ni­kom choć odro­bi­nę uśmie­chu i cóż, po pro­stu nie mo­głem prze­pu­ścić oka­zji do wzię­cia udzia­łu w Fan­ta­stach. Po­rów­na­nie do pol­skiej ligi pił­kar­skiej boli moje ser­dusz­ko, bo któż by chciał być do niej po­rów­na­ny, ale przy­zna­ję, jest to traf­ne po­rów­na­nie! ;D

 

Jest i on! Od­na­lazł się! Prze­rwał me­dy­ta­cję i nawet zo­stał wzru­szon! heart Miód na moje po­ka­le­czo­ne po­rów­na­niem CM-a ser­dusz­ko.

laugh

Po­zdra­wiam. :)

Pe­cu­nia non olet

Sym­pa­tycz­ne, jak na ogół tek­sty na Fan­ta­stów. Nie­odmien­nie tu­tej­szą ludz­kość bawi roz­po­zna­wa­nie bo­ha­te­rów, jako i mnie ba­wi­ło.

Sie­bie roz­po­zna­łam bez trudu – po wy­glą­dzie z awa­ta­ra, prze­rób­ce nicka i Win­ne­tou. Z in­ny­mi mia­łam więk­szy pro­blem, ale prze­waż­nie dałam radę, a resz­ta chyba wy­ja­śni­ła się w ko­men­ta­rzach. Gdzie nie zga­dłam, tam do­szłam do wnio­sku, że wie­dza musi po­cho­dzić z Di­scor­da, bo jakże to mia­ła­bym mieć takie braki w życiu por­ta­lu. I taka jest moja linia obro­ny.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Sta­ra­łem się, aby wie­dza po­cho­dzą­ca z di­scor­da była po pro­stu inną gę­sto­ścią – nie więk­szą, ani nie mniej­szą, ale inną, droga Szwed­klo. ;)

A z kim mia­łaś pro­blem? Może będę w sta­nie pomóc? ;D

Przy­zna­li się w ko­men­ta­rzach. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Ufało się roz­po­znać kilka osób, ale dla świe­ża­ka to zbyt her­me­tycz­ne. Czy­ta­ło się jed­nak z za­cie­ka­wie­niem.

Miło Cię tu wi­dzieć, Misiu!

Ooo jak sweet. :> Nie je­stem pewna, czy roz­szy­fro­wa­łam wszyst­kie po­sta­cie, ale sie­bie zna­la­złam. Tylko co taka na­rwa­na? XD Fluor… :D

Cie­szę się, że sie­bie zna­la­złaś, Saro! A od­na­la­złaś też Baila? :>

Tak. (⁠◍⁠•⁠ᴗ⁠•⁠◍⁠)

Dobra, ja wiem, że to, cho­le­ra, trwa­ło, ale przy­szłam. :D Wy­da­je mi się, że wy­kmi­ni­łam dwa­dzie­ścia osób, co przyj­mu­ję za wynik sen­sow­ny.

Opko jest mocno her­me­tycz­ne, ale hej, do tego chyba służą Fan­ta­ści. Bar­dzo mi się po­do­ba, że po­wpla­ta­łeś w tekst na­wią­za­nia do opo­wia­dań in­nych ludzi – igrzysk, Lo­wi­nów, całek, nie­szczę­śli­wych mi­ło­ści, tego tek­stu, co to nikt nie po­tra­fił za­pa­mię­tać tytuł, ale przy­po­mi­nał Bla­Blaua i był dobry… No, tro­chę tego wy­ła­pa­łam.

Sama fa­bu­ła nie ma ja­kie­goś ra­żą­ce­go sensu, bo sporo tu jed­nak rze­czy, które w nor­mal­nym opo­wia­da­niu by zgrzy­ta­ły. Nie­mniej, mam wra­że­nie, że w Fan­ta­stach za­sa­dy są inne, a oso­bi­ście abs­trak­cję bar­dzo lubię, więc cie­szę się z tej po­dró­ży w po­szu­ki­wa­niu Baila Bar­te­ra. No i oczy­wi­ście nie­zmier­nie mi miło, że się za­ła­pa­łam na rolę w opo­wia­da­niu!

Ponoć robię tu za mo­de­ra­cję, więc w razie po­trze­by - pisz śmia­ło. Nie gryzę, naj­wy­żej na­pusz­czę na Cie­bie Lu­cy­fe­ra, choć Księż­nicz­ki na­le­ży bać się bar­dziej.

Ładny masz wynik, Verus! Dobry z Cie­bie de­tek­tyw. Cie­szę się, że udało się zaj­rzeć. :>

Dżem dobry. Przy­by­wam zwa­bio­ny sło­wa­mi „w moich ostat­nich fan­ta­stach ZiZi miał cał­kiem dużą rolę”. No dobra, obacz­my.

 

ża­ło­wa­ła toż­sa­mo­ści, jaką po­sta­no­wi­ła wy­two­rzyć w in­fra­wy­mia­rze. Nie­ste­ty nie­zmie­nial­nej.

A co jej broni stwo­rzyć nową toż­sa­mość?

 

Nadal jeź­dzisz tym hy­un­da­iem?! – San­dra zła­pa­ła się za głowę.

Au­dy­cja za­wie­ra lo­ko­wa­nie pro­duk­tu…

 

Czemu ta gwiazd­ka jest w takim dziw­nym miej­scu? Nie wy­środ­ko­wa­na nawet. Nie mó­wiąc już o od­stę­pach.

 

Je­dy­nym, czego San­dra była pewna (…) to że na pewno → je­steś pewny, że tyle tej pew­no­ści jest na pewno po­trzeb­ne?

 

na­tknę­ły się na Szwed­klę

XD

 

Mój radar, a on nigdy się nie myli, wy­krył, że Bar­ter żyje

Czyli Bar­ter jest tę­czo­wy, zna­czy się? Czy on o tym wie?

 

Że lubię łazić, to po­twier­dzam. Co praw­da ostat­ni­mi czasy wy­ra­biam ki­lo­me­try w fa­bry­ce, za­miast na spa­ce­rach…

 

Wy­bacz, Ro­pusz­ku, że cię na­cho­dzi­my. – Do­go­ni­ła nie­zna­jo­me­go San­dra.

Ten prze­staw­ny szyk nie pa­su­je, bo „do­go­ni­ła” nie opi­su­je wy­po­wie­dzi. Czyli: San­dra do­go­ni­ła nie­zna­jo­me­go.

 

No, po­le­waj pan. Zro­bię ci z tej wiksy takie igrzy­ska wsty­du, że cię w Try­bu­na­le nie po­zna­ją.

Kła­niam się. Acz­kol­wiek u mnie z tym po­le­wa­niem po­dob­nie jak u Sta­ru­cha: niby się cheł­pi, a jak przyj­dzie co do czego, to po­ja­wia­ją się wy­mów­ki…

 

Za­ci­sła zęby.

Co, prze­pra­szam, zro­bi­ła?

 

Kim wy w ogóle je­ste­ście?

Pa­ja­ca­mi.

 

To jest w ogóle nie­po­ję­te.

Ko­lej­ne wy­po­wie­dzi Wie­sła­wa są w osob­nych li­nij­kach… jeśli to na­wią­za­nie do tego, co myślę, to je­steś mi­strzem świa­ta. Bo jak tak można w ogóle?

 

Sto­kiem wznie­sie­nia za­czę­ły spły­wać na twór­ców całe chma­ry dzi­kich świń oraz osza­la­łych ryb.

XDDDDD

 

Za jego ple­ca­mi otwo­rzył się por­tal

Jeśli do­pie­ro co się otwo­rzył, czy zna­czy to, że to… nowy por­tal???

 

Fluor? To pra­wil­na mord­ka prze­cież jest.

Od­waż­ne słowa. Fluor pra­wil­na mord­ka? Kon­sul­to­wa­łeś to z kimś?

 

No dobra, co do ca­ło­ści… Nie zga­dłem sa­mo­dziel­nie wszyst­kich. „Sa­hi­hi” za­ła­pa­łem do­pie­ro przy ja­jecz­ni­cy. „Gnol­la” za­ła­pa­łem do­pie­ro po wy­szu­ka­niu Lo­tha­ra na por­ta­lu, bo za­po­mnia­łem, kto był au­to­rem (kajam się). Kilku epi­zo­dycz­nych nie za­ła­pa­łem wcale, ten męż­czy­zna z głową w wa­liz­ce to chyba czyjś awa­tar, ale nie pa­mię­tam czyj…

 

Ale ogól­nie – cu­dow­ne. Prze­pi­łem ro­pusz­ka, czuję się dumny :3 Tym bar­dziej je­stem zmo­ty­wo­wa­ny, żeby na­pi­sać wła­sny tekst na fan­ta­stów, nawet jeśli będę rok po ter­mi­nie. (Były w ogóle ja­kieś wy­ni­ki?)

 

Po­zdra­wiam cie­plu­sień­ko.

 

Precz z sy­gna­tur­ka­mi.

Nowa Fantastyka