- Opowiadanie: Baska.Szczepanowska - Neandertalski skill

Neandertalski skill

Ogromnie dziękuję Ambrush i MerdercyBezSerca za niesamowitą, ciężką pracę, jaką włożyli w ociosanie poniższego tekstu.  

Współpraca z Wami to była czysta przyjemność i świetna zabawa ;)

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Neandertalski skill

Półmrok otulający izolatkę nie był w stanie ukryć zwisających z sufitu kabli i osprzętu wirnika, wyszarpanych z przewodu wentylacyjnego oraz strużek krwi rozchlapanych po ścianach i podłodze.

Pomieszczenie, z którego jeszcze niedawno dochodziły odgłosy krwawej jatki, wypełniał szelest tkany dźwiękiem pracujących niespiesznie, ocalałych wentylatorów oraz szmerem równego oddechu zasypiającej neandertalskiej kobiety. Ciało zrekonstruowane z poziomu DNA i przywrócone do życia w owodniowej biomasie, na podstawie zmumifikowanych szczątków, spoczywało przypięte grubymi pasami do ramy łóżka. Tysiąclecia temu, grzęznąc w plejstoceńskim torfowisku, prakobieta czuła się podobnie osaczona. Wówczas jednak nie było dla niej nadziei.  

 

Puls neandertalki zwolnił. Kobieta raczej nie stanowiła już zagrożenia.

Raczej.

Vega przezornie postanowił zaczekać z naprawami uszkodzonych instalacji do momentu, aż prakobieta zapadnie w głęboki farmakologiczny sen. Hologramy opasujące spore pomieszczenie obrazem horyzontu i bezchmurnego nieba, klimatyzowana jaskinia z wapienia, zimnolubne, specjalnie wyhodowane klony ze skamielin jak trawy, mchy, porosty, czy rosnąca w kącie brzoza karłowata wymagały dozoru. Zamontowane w ścianach oprzyrządowanie generujące trójwymiarowe obrazy i kontrolujące żywy ekosystem imitujący namiastkę późno plejstoceńskiego środowiska wymagał usunięcia kilku usterek, ponownego skalibrowania i jeszcze paru innych czynności, o których młody bioinżynier wolał w tej chwili nie myśleć.

 

Włączył ekspres do kawy i zapytał szefa działu badań, który przy sąsiednim biurku zapoznawał się z raportami, czy też jest zainteresowany małą czarną. Ten przytaknął milcząco, nie odrywając oczu od lektury.

Terkoczący dźwięk zakamienionego urządzenia rozdarł ciszę panującą w dyżurce. Pomieszczenie sąsiadujące bezpośrednio z lokum prakobiety spowił aromatyczny zapach. Vega delektował się nim, rozmyślając o kontaktach z Yny-23, jak formalnie nazywano obiekt badań.

Nie była pierwszą zrekonstruowaną prakobietą, ale jak dotąd jedyną, którą udało się przywrócić do życia. I oto, ta pramatka, zamiast słuchać poleceń Łysego, genialnego profesora etnologii, zainteresowała się nieco gapowatym bioinżynierem, który zjawił się pewnego dnia w jej izolatce, by usunąć jakąś usterkę.

 Młodzieniec upił łyk kawy i zatonął we wspomnieniach.

 

Podczas tamtego spotkania, Yny-23 rozwiązywała z profesorem jakieś ćwiczenia i nie podeszła do Vegi tak od razu. Wpierw obserwowała go ukradkiem. Dopiero, gdy kolejny raz ich spojrzenia się skrzyżowały, neandertalka zdobyła się na odwagę i przerwała pracę z despotycznym opiekunem. Ku oburzeniu etnologa, wstała, poprawiła jasną, skórzaną sukienkę i podeszła do zdezorientowanego młodzieńca.

Vega i prakobieta przez kilka chwil badawczo się sondowali. Bioinżynier zauważył, że była od niego niższa i pomimo wyraźnie zarysowanych mięśni klatki piersiowej, ramion i barków, z bliska wydała się być smuklejsza, niż sądził. Wtedy też, wśród jasnych włosów przykrywających silnie rozwinięte łuki nadczołowe, Vega dostrzegł inteligentne spojrzenie jej niebieskich oczu. I zrozumiał to, czego etnolog kompletnie nie przyjmował do wiadomości – Yny-23 była bystrą dziewczyną. 

Najwyraźniej Yny też sporo wyczytała z oczu Vegi, bo odtąd, gdy bioinżynier nieopatrznie upuścił klucz, podawała mu go; gdy mocował się z odkręceniem jakiejś części, pomagała mu ją poluzować; gdy nie mógł dosięgnąć do jakiegoś wichajstra, podnosiła nieboraka, obejmując wpół, aby mógł się do niego dostać; a gdy nieopatrznie podrapał się po tyłku, również próbowała mu pomóc, co bardzo szybko nauczyło bioinżyniera kontrolowania odruchów.

Kiedyś nawet, ku potwornej wściekłości profesora, bioinżynier przemycił jej grzebień, którym szybko i z wprawą zaczęła się posługiwać. Innym razem, po kryjomu poczęstował ją kawą. Yny polubiła małą czarną. W konspiracji ze strażnikami organizował więc spotkania, podczas których wspólnie delektowali się smakiem aromatycznego napoju. Nowa koleżanka Vegi szybko opanowała umiejętność mieszania kawy łyżeczką oraz picia z filiżanki, podtrzymywanej na spodeczku.

Vega, jako pracownik młody stażem, rzadko był dopuszczany do głosu na naradach organizowanych w Instytucie. Jeśli jednak już wywoływano, to na występy składało się głównie odpieranie zarzutów “o łamanie procedur”, co z kolei bioinżynier skwapliwie wykorzystywał, podnosząc potrzebę skuteczniejszej, to jest opartej na przyjaźni i zaufaniu, socjalizacji Yny-23.

Nie wydaje się, aby miało to przynieść jakikolwiek pozytywny skutek, oprócz postępującego rozleniwienia tej prymitywnej kobiety – grzmiał w odpowiedzi profesor Łysy. – Ona już teraz kompletnie nie wykazuje chęci do współpracy. Popijając z nią kawkę, nie nauczymy tego małpoluda myśleć, ani tym bardziej mówić!.

Vega otrząsnął się z ponurych wspomnień. Wrócił myślami do tu i teraz, i ponaglony przez szefa do zabrania się w końcu “do jakiejś, pożytecznej roboty”, usiadł z kubkiem kawy za biurkiem.

 

Tymczasem mocny zapach napoju rozniósł się po dyżurce i wraz z fragmentami prowadzonych rozmów przeniknął przez uszkodzony kanał wentylacyjny do izolatki.

Spętana kobieta wychwyciła znajome głosy. Nie rozumiała wszystkiego, ale nauczyła się rozpoznawać znaczenie zwrotów, którymi posługiwano się w jej otoczeniu. Przez chwilę skupiła się więc na prowadzonej rozmowie. Gdy zmysł powonienia wychwycił charakterystyczny aromat kawy, odpuściła słuchanie i spróbowała się wyciszyć. Środki nasenne i aura panująca w pomieszczeniu dodatkowo koiły układ nerwowy. Resztka złości wciąż jednak tliła się w umyśle neandertalki, niczym dopalający się żar w gasnącym ognisku. Przełknęła głośno ślinę i niesiona tym uczuciem, wróciła myślami do niedawnych wydarzeń.

 

Przytępiona przez farmaceutyki nieubłaganie przywoływała despotyczną postać etnologa. Nie lubiła, gdy do niej przychodził. Zwłaszcza, że charakteryzował ją określeniami, których nie rozumiała, ale wyraźnie wyczuwała ich negatywny, lekceważący ton. „Głupia koza”, czy „prymitywna gorylica” dźwięczały jej w głowie po każdych odwiedzinach.

Tak jak wielokrotnie wcześniej, również i tym razem, kilka chwil po wejściu do izolatki, profesor zmusił ją do rozwiązywania układanek, które dla niej przygotował. Zrobił to, grożąc giętkim kijem. Yny rozwiązywała zadania, z niepokojem obserwując, jak, niby od niechcenia, wymachiwał w powietrzu patykiem. Zerkała na sine pręgi pokrywające jej dłonie. Zaciskając zęby, wspominała ból, jaki jej zadał, gdy ociągała się z wykonaniem poleceń.

Naukowiec obserwował prakobietę ze zniecierpliwioną miną. „Była ograniczona i głupia” – nie miał wątpliwości.

Tymczasem Yny coraz uważniej zerkała na patyk.

Na sine pręgi.

Na patyk.

Pręgi.

Patyk.

Profesor w końcu stracił cierpliwość. Ściągnął brwi, co tylko wzmogło jej czujność.

Zrobił zamach, a Yny wstrzymała oddech. Przymrużyła oczy. Źrenice zadrgały i rozszerzyły się pod wpływem ograniczonego dopływu światła.

Czas, odmierzany spowolnionym biciem serca, zwolnił. Jak klatka po klatce, prakobieta obserwowała opadającą rękę z kijem. Gdy rózga uderzyła w dłoń, na skórze wykwitł ciemnoczerwony szlak, a Yny poczuła, jak po ciele rozchodzi się przeszywający ból. Pozwoliła, aby iskra tłumionej dotąd złości, eksplodowała w jej jaźni z pełną mocą. Zazgrzytała zębami i zmierzyła swojego oprawcę dzikim spojrzeniem.

Hormony zabuzowały w jej żyłach, a serce przyspieszyło.

Yny ruszyła.

Zaatakowała, nim etnolog zareagował; nim mrugnął ktokolwiek z zewnątrz izolatki.

Skoczyła i potężnym uderzeniem obu pięści złamała w łokciu rękę trzymającą kij. Trzask gruchotanych kości i zrywanych ścięgien niemal natychmiast został zagłuszony przez potworny ryk etnologa. Neandertalka, nie spuszczając wzroku z jego twarzy, powoli schyliła się i podniosła z ziemi upuszczoną rózgę. Przez kilka chwil zaciskała na niej palce, po czym odrzuciła znienawidzone narzędzie dydaktyczne najdalej, jak tylko zdołała.

Profesor, zszokowany jej przemianą, ogarnął się nieco i bezwiednie ściągnął brwi, próbując przywołać ją do porządku.

Yny zdecydowanie odebrała to inaczej. Rzuciła się ponownie do ataku, uderzając na oślep pięściami, a gdy etnolog zasłonił się zdrową ręką, pochwyciła ją żelaznym uciskiem powyżej łokcia i szarpnęła z całej siły. Staw barkowy profesora eksplodował bólem rwanych ścięgien. Nie zważając na wrzask naukowca, neandertalka rozłożyła szeroko ręce i złapała go za głowę.

 Oszalały z bólu etnolog próbował wyrwać się z uścisku. Kątem oka dostrzegł błysk zębów, a następnie usłyszał chrzęst tuż przy swojej skroni.

Yny szarpnęła się w tył. Gdy znowu zbliżyła twarz do oblicza profesora, z jej warg zwisało ociekające krwią odgryzione ucho. Z mściwą satysfakcją obserwowała, jak etnolog kostnieje przerażony. Wypluła więc małżowinę i z obrzydzeniem rzuciła w kierunku weneckiego lustra. Ucho plasnęło o szkło i zsunęło się na podłogę, pozostawiając na ścianie krwawy szlak.

Naukowiec, brocząc posoką, zerwał się do ucieczki.

Jego krzyk zbiegł się z dźwiękiem uruchamianego alarmu, którego świdrująca fonia tylko dodatkowo rozjuszyła Yny. Kobieta rzuciła się za profesorem i wskoczyła mu na plecy. Mężczyzna pod wpływem uderzenia stracił równowagę. Nie zdołał zaasekurować upadku i grzmotnął na kamienistą murawę, łamiąc sobie boleśnie nos.

Tymczasem do izolatki wbiegł strażnik. Próbował jednocześnie nie patrzeć na zmasakrowane ciało naukowca i trzęsącymi się dłońmi wycelować pneumatyczny karabinek w rozwścieczoną kobietę. Uchylił się raz i drugi przed ostrymi kawałkami wapienia, które miotała neandertalka. Nim ponownie wycelował broń, ta zdążyła do niego doskoczyć i wyrwać karabin. Następnie uniosła zdobycz i zrobiła zamach, jakby chciała mu nią roztrzaskać głowę. Ostatecznie kolba ominęła mężczyznę i roztrzaskała się o ścianę.

Rytmicznie pulsujące światła ewakuacyjne grały na twarzy prakobiety. Połyskujące w ich blasku krople krwi tworzyły strużki spływające po drgających mięśniach. Przekrwione oczy i rozgorączkowane spojrzenie sugerowały, że lada moment prakobieta rzuci się na kolejną ofiarę.

Neandertlaka jednak zamarła. Wyraźnie dawała strażnikowi czas na ucieczkę. Pojął to błyskawicznie i zszokowany wybiegł. Również profesor, który obecnie aparycją bardziej przypominał żywego trupa niż zacnego przedstawiciela świata nauki, ruszył w ślad za nim. Obaj zderzyli się jednak w przejściu z nadbiegającymi pozostałymi strażnikami i Vegą.

Yny natychmiast wykorzystała zamieszanie, jakie powstało przy śluzie. Spojrzała w górę i odszukała jedno z tych miejsc, z których od dawna wyczuwała wyraźny ruch powietrza. Wskoczyła na leżący pod wybranym punktem głaz i wsadziła palce między szczeble kratki wentylacyjnej. Osłona, pod wpływem ciężaru neandertalki, runęła na ziemię. Zdeterminowana kobieta zlustowała wnętrze otworu – obracające się skrzydła urządzenia nie zniechęciły jej. Raniąc dłonie, wyrwała wirnik wraz z okablowaniem.

Alarm zagłuszył kolejne strzały oddane w kierunku prakobiety. Naboje usypiające nie zadziałały jednak od razu. Yny-23 jeszcze przez kilka chwil próbowała utorować sobie drogi ucieczki. Gdy, pod wpływem farmaceutyków, w końcu straciła równowagę i zaczęła spadać, Vega pochwycił ją asekuracyjnie, aby się zanadto nie poturbowała uderzając o podłogę.

Yny dostrzegła to i przestała się szamotać. Pozwoliła się obezwładnić, nie spuszczając przy tym wzroku z zatroskanego Vegi. Ich spojrzenia krzyżowały się wielokrotnie. Czuła, że on ją rozumie.

 

***

Dyżurka tonęła w mdłym półmroku. Jedynymi źródłami słabego światła był blask monitorów i kilku diod.

Szef działu badań skończył czytać raporty z ostatnich wydarzeń. Stojąc przy weneckim lustrze, uniósł filiżankę z małą czarną i powoli zakosztował aromatycznego napoju. Z pozornym spokojem obserwował wnętrze izolatki, w którym spała neandertalka. Zaschnięte na szybie plamy krwi co prawda nie przesłaniały istotnych szczegółów, ale budziły niepokój.

– Co sądzisz o tej prakobiecie? – zagadnął w końcu zajętego pracą bioinżyniera. Ten oderwał wzrok od monitora i skupił go na przełożonym.

– Nooo, generalnie, to profesor Łysy wlazł tam z zamiarem przetestowania naszej małej Yny. A tymczasem to ona, zapewne pod wpływem jakiegoś instynktownego skilla, przetestowała profesora Łysego.

Szef uniósł brew i ignorując nieco frywolną formę przedstawionego biegu wydarzeń, spojrzał na podwładnego.

– Ale ani ciebie, ani strażników, nie tknęła.

– Bo jej nie zagrażaliśmy.

– Nie zagrażaliście? Przecież mierzyliście do niej z broni!

– Ale generalnie byliśmy dla siebie mili. Nawet delektowaliśmy się wspólnie z nią kawą. Polubiła nas. I kawę. I w ogóle. Naprawdę.

Szef zmierzył chłopaka zdumionym spojrzeniem.

– Popijaliście sobie kawkę? Czemu nie czytałem o tym w raporcie?

– O, przepraszam. Ja wszystkie te informacje zgłaszałem w dziennych raportach. A że Łysy zamiast do podsumowań, wrzucał je do „Wniosków o ukaranie za naruszenie procedur”, to już nie moja wina. Ja trzeci miesiąc łażę przez to bez premii, bo Łysemu nie podobały się takie kontakty. No więc, byliśmy zmuszeni działać po partyzancku. Ale teraz widać, że robiliśmy słusznie. I, że to była dobra taktyka, żeby ją socjalizować po mojemu. A nie po „łysemu”.

– Hm. – Szef zamyślił się i ponownie skupił spojrzenie na skrępowanej neandertalce. – To jednak wciąż za mało, żeby finalnie nie zamknąć jej w klatce. Z raportów wynika, że nie wykazała żadnych istotnych postępów. Ona nawet nie potrafi mówić – skwitował i ponownie zwrócił się ku bioinżynierowi: – Słuchaj Vega, czy jest jakiś szczególny powód, żeby nie przerywać badań naszej, jak ją nazwałeś, „małej Yny”?

– Cóż.  – Młodzieniec w zakłopotaniu przeczesał tłuste włosy. – W sumie, to my też nie lubiliśmy tego Łysego…

 

***

Vega, stojąc na drabinie, starał się skręcać zdemolowany wentylator najciszej jak umiał. Yny jednak już od dłuższej chwili nie spała, tylko ukradkiem obserwowała ruchy mężczyzny. Działanie środków nasennych mijało i powoli dochodziła do siebie.

Obserwowała chłopaka i rozmyślała o fragmentach zasłyszanych rozmów, niesionych uszkodzoną wentylacją. Szczególnie o tych, które mówiły o umieszczeniu jej w klatce. Miała mnóstwo obaw co do życia w tym dziwnym świecie. Rozumiała jednak, że „klatka” absolutnie nie jest przyjaznym miejscem.

Podjęła więc decyzję i postanowiła się przemóc.

Przełknęła ślinę. Oblizała spierzchnięte usta i wychrypiała bliżej nieokreślony dźwięk.

Vega drgnął, rozejrzał się, ale ostatecznie uznał, że mu się przesłyszało i wrócił do przerwanego zajęcia. Po chwili dźwięk powtórzył się, lecz tym razem był wyraźniejszy. Chłopak zszedł z drabinki i podszedł do skrępowanej Yny.

Wyglądała żałośnie z pomierzwionymi, pozlepianymi potem i krwią włosami. Patrzyła na niego spod na wpół przymkniętych powiek.

Vega, przeszyty czułością, pogłaskał ją po policzku.

Yny uśmiechnęła się, ponownie uchyliła usta i wymamrotała niewyraźnie:

– Kaa-ła.

– Coś mówiłaś? – dopytał niedowierzająco, pochylając się nad nią.

– Ka-wa… – powtórzyła, tym razem dużo wyraźniej.

Koniec

Komentarze

To już druga odsłona przygód Neandertalki, ale ta wydaje się ciekawsze. Zresztą Yny chyba też żyło się lepiej w drugiej opowieści.

Opowiadanie zaskakuje, ma też odpowiedni balans zachwytu i grozy.

Muszę jednak powiedzieć, że wieczór nie jest dobrą pora na czytanie Skilla, bo strasznie się po nim chce kawy.

I nie, współpraca nie była ciężka, ale sprawna i owocna.

Lożanka bezprenumeratowa

Witaj.

Zaskakująca fabuła, ogromnie mi się spodobała opowieść o Neandertalce i jej zachowaniu. ;) Walka z „Łysym” – mocno dramatyczna. Spodziewałam się w jej wyniku wielu ofiar, a tu takie pozytywne zaskoczenie. ;)

 

Z technicznych – moje sugestie::

Popijając z nią kawkę, nie nauczymy tego małpoluda myśleć, ani tym bardziej mówić!” – brak kropki

Tymczasem mocny zapach napoju rozniósł się po dyżurce, (zbędny przecinek) i wraz z fragmentami prowadzonych rozmów przeniknął przez uszkodzony kanał wentylacyjny do izolatki.

Zaschnięte na szybie plamy krwi, (ten też?) co prawda nie przesłaniały istotnych szczegółów, ale budziły niepokój.

Miała mnóstwo obaw, (i ten?) co do życia w tym dziwnym świecie.

 

Wyraźnie dawała strażnikowi czas na ucieczkę. Pojął to błyskawicznie i zszokowany wybiegł. Również profesor, który obecnie aparycją bardziej przypominał żywego trupa niż zacnego przedstawiciela świata nauki, ruszył w ślad za nim. Oboje zderzyli się jednak w przejściu z nadbiegającymi pozostałymi strażnikami i Vegą. – jak rozumiem, wyraz odnosi się do profesora i strażnika, zatem obaj, bo oboje dotyczy kobiety i mężczyzny

 

A nie po „Łysemu”. – małą literą?

 

Pozdrawiam serdecznie i klikam. ;)

Pecunia non olet

Bardzo podobało mi się to krótkie opowiadanie i to mimo pewnych potknięć i niedociągnięć.

Przeczytałem praktycznie jednym tchem (z jedną zwiechą, o której potem) – i czytało się naprawdę dobrze.

Pochwalić też chciałem za dobrze dobrane tagi.

Mamy tu zarówno archeologie, jak i biotechnologię i eksperyment i genetykę i naukę i oczywiście jest kobiecy bohater (czy ten tag nie powinien być raczej "kobieca bohaterka"? ;-) )

Opowiadanie fajne, przyjemne, lekkostrawne.

Nie będę robił łapanki, bo nic mnie tam jakoś za mocno nie przytrzymało.

To co mi się odrobinę nie podobobało to pewne nieprawdopodobieństwa, których nie umiałem do końca zawiesić na haku. 

Przykładowo: trochę nieprawdopodobne wydaje mi się, żeby etnolog odnosił się tak pogardliwie do obiektu swoich badań. Rozumiem tu zarysowanie pewnego kontrastu między młodym, otwartym i przyjaznym bioinżynierem, a starym, lekceważącym, despotycznym dziadersem. Do tego sadystą. Ale jednak trochę za bardzo komiksowe to było jak dla mnie. Z drugiej strony zdarzyło mi się widzieć na uczelniach ludzi nawet z profesorskimi tytułami będących zadufanymi w sobie idiotami, pogardliwie odnoszącymi się do wszystkiego i wszystkich, co dowodzi, że jakikolwiek tytuł niczego nie gwarantuje. Może więc ten profesor Łysy zalicza się do tej, jak sądzę nielicznej grupy profesorów, których trzeba by wysłać na elementarny kurs myślenia i na szybki a intensywny trening relacji interpersonalnych.

Nie za bardzo też rozumiem, po co oni właściwie "tę gorylicę" uczą tych układanek. Chcą sprawdzić jej potencjał intelektualny? Grożąc biciem rózgą? A potem na podstawie tego jak będzie sprawna zamkną ją w klatce, albo nie? Dziwne.

Ale jednak postanowiłem uwierzyć w takie dziwne podejście i z satysfakcją przeczytałem, jak oprawca dostał za swoje.

To co mi się nie podobało w samym opisie tego zajścia to zbyt mocny head-hopping w tej scenie – rozumiem, że opisujesz tu wszystko z różnych punktów widzenia, narrator jest z grubsza wszechwiedzący, ale wewnątrz pojedynczej sceny to prowadzi do lekkiego zamieszania, bo:

 

Yny zdecydowanie inaczej odebrała ten gest. Rzuciła się ponownie do ataku, uderzając na oślep pięściami, a gdy etnolog zasłonił się zdrową ręką, pochwyciła ją żelaznym uciskiem powyżej łokcia i szarpnęła z całej siły. Staw barkowy eksplodował bólem rwanych ścięgien. Nie zważając na wrzask naukowca, Neandertalka rozłożyła szeroko ręce i złapała go za głowę.

 

Przez chwilę się zastanawiałem, czy etnolog nie miał ukrytego jakiegoś pistoletu czy innej broni i czy to nie staw barkowy neandertalki tak eksplodował bólem. Może to przez ranną godzinę (czytałem to około 7 rano, jeszcze przed poranną kawą, której nie pijam ;-) ) – ale zabrakło mi tu jakiegoś słówka wskazującego na to CZYJ to staw barkowy. Wystarczyłoby "Staw barkowy profesora" – i już nie czułbym się zagubiony i nie musiałbym tego fragmentu czytać trzy razy, by go zrozumieć.

Podobało mi się bardzo zakończenie. Jak ktoś rano potrzebuje kawy, to na pewno jest człowiekiem :)

Ogólnie całkiem przyjemne i ciepłe przedstawienie tej neandertalskiej kobiety.

Według jednej ze współczesnych, małopopularnych hipotez neandertalczyk wyginął (jest też hipoteza, że wcale nie wyginął), ze względu na swoje zbyt łagodne usposobienie, przez co nie był zdolny do walki przeciw swym kuzynom, czyli naszym przodkom (zresztą, w DNA homo sapiens sapientis około 4% allelów pochodzi od homo neandertalis, co dowodzi o możliwości mieszania się obu grup, co skłania niektórych badaczy do uznania neandertalczyków za homo sapiens neandertalis). Do tego większy mózg neandertalczyka prawdopodobnie potrzebował dłuższego czasu na rozwinięcie w pełni swoich możliwości, więc neandertalczycy mieli dłuższe dzieciństwo – ich rodzice musieli dłużej zajmować się potomstwem, co może było powodem, dla którego tego potomstwa było mniej. Istnieje też hipoteza, która mówi, że neandertalczycy byli po prostu mniej płodni i ich po prostu "czapkami nakryliśmy" – swą ilością, a nie jakością. Bo ta jakość – im późniejsze badania – tym bardziej wydaje się na korzyść neandertalczyków. Wszystko wskazuje na to, że oni mieli większe od nas mózgi i byli po prostu mądrzejsi. Mimo to wyginęli, albo roztopili się w naszej puli genowej. A przecież jako pierwsi nauczyli się tworzyć ubrania, opanowali mroźną północ, chowali swoich zmarłych i leczyli swoich chorych (dowodzą tego znaleziska neandertalczyków z wyleczonymi złamaniami – i to takimi, których by nie dało się wyleczyć samodzielnie bez opieki). Być może zresztą to wczesne opanowanie północy było ich przekleństwem i prawdziwą jest jeszcze inna hipoteza, że wyginęli bo erupcja wulkanu Campi Flegrei spowodowała zimę wulkaniczną, która bardziej odczuwalna była na północy niż na południu.

Opowiadanie ciekawe, skłaniające do rozmyślań nad kondycją ludzką, nad tym, co czyni nas ludźmi (poranna kawa?) i jak daleko rozciągnąć należy pojęcie "człowiek".

Przecież osoby z zespołem Downa uznajemy za ludzi, a są oni niewątpliwie mniej inteligentni od neandertalczyków (jak wspomniałem wcześniej, nowsze badania pojemności mózgoczaszki wskazują, że neandertalczyk miał większy mózg niż my, pojemność puszki mózgowej w przypadku dorosłego neandertalczyka to 1520 cm3, w przypadku dorosłego człowieka współczesnego jest to około 1190 cm3).

Ogólnie mimo moich uwag o dziadersach (pewnie wynikających z tego, że sam jestem dziadersem ;-) ) uważam opowiadanie za udane, całkiem ciekawe i zgłaszam do biblioteki (tak to się robi? w komentarzu? bo już nie pamiętam niestety)

entropia nigdy nie maleje

 zgłaszam do biblioteki (tak to się robi? w komentarzu? bo już nie pamiętam niestety)

 

Jimie, nie wiem, czy taka forma jest tu praktykowana, ale możesz również poprzez Hyde Park – Nominacje do Biblioteki.

Pozdrawiam. :) 

Pecunia non olet

Dzięki bruce za podpowiedź. Starość nie radość, skleroza, Alzheimer – pewnie tak się to robiło jeszcze gdy tu byłem kiedyś częstym gościem.

Również pozdrawiam :)

entropia nigdy nie maleje

Gdyby nie pomocne wskazówki tutejszych użytkowników, niewiele bym mogła pomóc. :)

Pecunia non olet

Ambush,

 

“Muszę jednak powiedzieć, że wieczór nie jest dobrą pora na czytanie Skilla, bo strasznie się po nim chce kawy.” – tak to chyba właśnie działa, gdy czytasz o “ciasteczku”, zaraz masz na niego ochotę ;)

bruce,

 

“Spodziewałam się w jej wyniku wielu ofiar, a tu takie pozytywne zaskoczenie. ;)” – Yny z założenia to spokojna kobitka, tylko trochę nerwowa xd

 

ad “technicznych” – zaraz zreperuję.

 

Dziękuję za przeczytanie i komentarz :)

Jim,

 

Tu mi zajęło chwilę wczytanie się w komentarz, ale że o 7 rano działasz Panie Jim’ie na takich twórczych obrotach? Ja zwykle o tej porze walczę, żeby jakoś zmartwychwstać i dowlec się do kuchni, celem zaparzenia kawy i nie wyobrażam sobie aż takich myślowych pląsów ;))

 

Teraz poważnie,

 

“Przykładowo: trochę nieprawdopodobne wydaje mi się, żeby etnolog odnosił się tak pogardliwie do obiektu swoich badań…” “Nie za bardzo też rozumiem, po co oni właściwie "tę gorylicę" uczą tych układanek…”  – przyznaję, że i mną targały (w pewnym stopniu) podobne wątpliwości, i oczywiście można by było się pokusić w tekście o rozpisanie dalszych wyjaśnień (np. Łysy to alkoholik i kawał niespełnionego buca… etc; a “gorylicę” testują, bo np. chcą się dowiedzieć, jak szybko się uczy etc.), ale to rodziłoby kolejne wątpliwości (np. jak oni mogli dopuścić takiego pijaka do tak ważnych badań), co z kolei znów wymagałoby dalszych wyjaśnień (że np. był on, ten Łysy, kochankiem głównej prezesowej Instytutu, którą teraz szantażuje fotami z ich wspólnych nocy, więc ona musiała go zatrudnić…), co z kolei rodziłoby kolejne wątpliwości, więc… z olbrzymią ulgą przyjęłam, że uwierzyłeś w moje – nazwijmy to –  zapewnienia ;))

 

„staw barkowy” – we wzmiankowanym fragmencie – uszczegółowiłam

 

Temat Neandertalczyków jest bardzo wdzięczny i niewdzięczny jednocześnie . Myślę, że nigdy ich nie docenialiśmy.

Pamiętam, jak za czasów studenckich w połowie semestru dr Boczarowski z UŚ (paleontolog) pewnego dnia stwierdził, że biorąc pod uwagę postęp badań, to w zasadzie te materiały, które nam przekazał do nauki na początku semestru, już się częściowo zdezaktualizowały ;))

 

Dziękuję Ci za ciekawy wywód.

Pozdrawiam :)

dr Boczarowski z UŚ (paleontolog) pewnego dnia stwierdził, że biorąc pod uwagę postęp badań, to w zasadzie te materiały, które nam przekazał do nauki na początku semestru, już się częściowo zdezaktualizowały ;))

 

Heh, to mi przypomina stary dowcip “co nowego w historii?” (w założeniu – to koniec dowcipu) – przy czym nieodmiennie się okazuje, że czy to w historii czy w archeologii czy w paleontologii stale może się coś nowego przytrafić.

 

Cieszę się, że mimo iż jestem tylko “lajkonikiem” mój wywód zaciekawił fachowca.

 

Również pozdrawiam :)

 

PS.

Z tą ranną aktywnością bym nie przesadzał, ja raczej jestem typem sowy niż skowronka – i z porannych pląsów wychodzi raczej pląsawica ;-)

 

entropia nigdy nie maleje

Fajnie się czytało i chętnie przeczytam dalszy ciąg. Mam nadzieję, że będzie i nie w klatce.

Cześć

 

Trochę się powtórzę z bety, bo niebetujący nie widzą tamtych komentarzy. 

 

Pierwsze primo: od początku miałaś w głowie pomysł na tę historię i konsekwentnie go realizowałaś. Nie mieliśmy z Ambush zbyt wiele do roboty odnośnie do ewentualnych zmian fabuły. Wszystko było spięte i logiczne, był pomysł na protagonistkę, antagonistę i tego trzeciego, co mam nadzieję widać w efekcie końcowym :]. Całość ma trochę wydźwięk klasycznej Wyspy doktora Moreau i pokazuje do czego może prowadzić zabawa z eksperymentami na żywych organizmach.

 

Drugie secundo: od strony łapankowej też nie było za dużo roboty. Amerykańskie podejście do przecinków wprowadziło nieco zamieszania, ale wstępnie chyba ogarnęliśmy temat :]. Pewnie niedługo wpadnie nieoceniona i przenikliwa Reg  i nam uświadomi, że jednak nie, ale na razie cieszmy się z małych rzeczy XD.

 

Trzecie tertio – bardzo fajnie rozwinęłaś wskazówki, które rzucaliśmy Ci w trakcie rozpisywania poszczególnych fragmentów :]. Zwolnienie czasu, pokazanie akcji oczami najpierw jednej, potem drugiej postaci, moment obudzenia się bohaterki – to wszystko autorskie pomysły. Wystarczyło Cię lekko naprowadzić na trop rozwiązania i sama byłaś w stanie napisać naprawdę mocne sceny.

 

Gratuluję dobrego opowiadania. Jako betujący nie zgłaszam do biblioteki, ale zachęcam Szanownych do lektury i rozważenia naskarżenia ;].

 

pozdro

M.

kalumnieikomunaly.blogspot.com/

Baśko, przykro mi to pisać, ale nie potrafię przyjąć do wiadomości przedstawionego w opowiadaniu procesu socjalizowania Yny. Rozumiem, że uderzona po raz kolejny przez Łysego rzuciła się na niego i zmasakrowała faceta, ale nie przyjmuję do wiadomości, że nagle zaczęła mówić, a wcześniej umiała rozmyślać.

Owszem, czytało się tę historyjka całkiem nieźle, ale dla mnie jest ona niewiarygodna – ot, taka bajeczka o przywróceniu do życia kobiety sprzed setek tysięcy lat.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

 

przy­pię­te gru­by­mi pa­sa­mi do ram łóżka. → Ile ram miało łóżko?

 

Puls Ne­an­der­tal­ki zwol­nił. → Dlaczego wielka litera? Pytanie dotyczy też przypadków w dalszej części opowiadania.

 

czy też jest za­in­te­re­so­wa­ny „małą czar­ną”. → Cudzysłów jest zbędny. To raczej oczywiste, że nie proponował szefowi krótkiej czarnej sukienki.

Uwaga dotyczy także kilku małych czarnych w dalszej części opowiadania.

 

Bio­in­ży­nier od­krył, że była od niego niż­sza… → Czy różnicę wzrostu trzeba było aż odkrywać? Czy nie była ona widoczna na pierwszy rzut gołego oka?

 

Jeśli jed­nak już wy­wo­ły­wa­no go, to na jego wy­stę­py… → Czy oba zaimki są konieczne?

 

„Nie wydaje się, aby miało to przynieść jakikolwiek pozytywny skutek, oprócz postępującego rozleniwienia tej prymitywnej kobiety” – grzmiał w odpowiedzi profesor Łysy. – „Ona już teraz kompletnie nie wykazuje chęci do współpracy. Popijając z nią kawkę, nie nauczymy tego małpoluda myśleć, ani tym bardziej mówić!”. → Albo: Nie wydaje się, aby miało to przynieść jakikolwiek pozytywny skutek, oprócz postępującego rozleniwienia tej prymitywnej kobiety – grzmiał w odpowiedzi profesor Łysy. – Ona już teraz kompletnie nie wykazuje chęci do współpracy. Popijając z nią kawkę, nie nauczymy tego małpoluda myśleć, ani tym bardziej mówić!. Albo: Nie wydaje się, aby miało to przynieść jakikolwiek pozytywny skutek, oprócz postępującego rozleniwienia tej prymitywnej kobiety” – grzmiał w odpowiedzi profesor Łysy. – Ona już teraz kompletnie nie wykazuje chęci do współpracy. Popijając z nią kawkę, nie nauczymy tego małpoluda myśleć, ani tym bardziej mówić!”.

Słów/ zwrotów napisanych kursywą nie ujmujemy w cudzysłów. Uwaga dotyczy także przypadków w dalszej części opowiadania.

 

na­uczy­ła się roz­po­zna­wać zna­cze­nie zwro­tów, ja­ki­mi po­słu­gi­wa­no się w jej oto­cze­niu. → …na­uczy­ła się roz­po­zna­wać zna­cze­nie zwro­tów, którymi po­słu­gi­wa­no się w jej oto­cze­niu.

 

Pro­fe­sor, zszo­ko­wa­ny jej prze­mia­ną, ogar­nął się nieco i bez­wied­nie ścią­gnął brwi, pró­bu­jąc przy­wo­łać ją do po­rząd­ku.

Yny zde­cy­do­wa­nie ina­czej ode­bra­ła ten gest. → Gesty wykonuje się rękami/ dłońmi, nie brwiami.

Proponuję ostatnie zdanie: Yny odebrała to zde­cy­do­wa­nie ina­czej.

 

Oboje zde­rzy­li się jed­nak w przej­ściu z nad­bie­ga­ją­cy­mi… → Z izolatki wybiegali mężczyźni: strażnik i profesor, więc: Obaj zde­rzy­li się jed­nak w przej­ściu z nad­bie­ga­ją­cy­mi

Oboje to mężczyzna i kobieta.

 

Yny-23 wal­czy­ła jesz­cze przez kilka chwil nad uto­ro­wa­niem sobie drogi uciecz­ki. → Można nad czymś pracować, ale nie wydaje mi się, aby można walczyć nad czymś.

Proponuję: Yny-23 jesz­cze przez kilka chwil próbowała utorować sobie drogi uciecz­ki.

 

– Co są­dzisz o tej pra­ko­bie­cie? – za­gad­nął w końcu do za­ję­te­go pracą bio­in­ży­nie­ra.– Co są­dzisz o tej pra­ko­bie­cie? – za­gad­nął w końcu za­ję­te­go pracą bio­in­ży­nie­ra.

 

Ob­ser­wo­wa­ła chło­pa­ka i roz­my­śla­ła o frag­men­tach za­sły­sza­nych roz­mów… → W jaki sposób rozmyślała Yny?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Koala,

Zastanawiałam się nad dalszymi losami Yny, więc być może coś jeszcze o niej napiszę.

Dziękuję, że śledzisz jej losy i zostawiłeś swój ślad w postaci komentarza.

Pozdrawiam serdecznie :)

MordercaBezSerca,

Dzięki za opinię i opowieść o “perypetiach” związanych z tworzeniem tego opowiadania ;)

Pozdrawiam :)

regulatorzy,

 

nie potrafię przyjąć do wiadomości; nie przyjmuję do wiadomości – “tak było, nie zmyślam” xd

A poważnie, szkoda, że się nie powiodło. Może następnym razem wyjdzie lepiej.

Dziękuję za wyłapanie błędów.

Pozdrawiam :)

Może następnym razem wyjdzie lepiej.

Baśko, i ja mam taką nadzieję. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Kłaniam sie

Dopiero teraz, lecz w końcu “dopadłem” i przeczytałem.

Tak około środka tekstu otworzyłaś zdanie małą literą. W miejscu, którego już nie pamiętam, nie “zagrało” mi jakieś słowo – ale nie aż tak, żeby zostało w pamięci.

Profesora odmalowałaś jako klinicznego sadystę. Faceta, który powinien ulice zamiatać, a nie kierować ludźmi i badaniami. Jednak przyjmuję i akceptuję, bo wiem, że tacy łażą po tym świecie i tylko psują, co da się popsuć miedzy ludźmi.

Yna stanowi osobny problem. Jak mniemam, celowo pokazałaś moment kulminacyjny procesu uczenia i wychowywania – jednakże nie zostawiając żadnego tropu wskazującego, że powoli bo powoli, z trudem, przyswaja po trochu wiedzę i zasady postępowania. Wszystko to ukazałaś dopiero w zbliżeniu, w momencie przełomowym. Z jednej strony ma to swoje uzasadnienie, kryjące się przede wszystkim w słabo przez personel rozpoznawanej psychice Yny, z drugiej sądzę, że pojmując swoją sytuację Yna próbowałaby nadążać w interakcjach z postępami nauczania.

Mniemam także, że uczyłaby się dość szybko. Coraz lepsza wiedza o człowieku neandertalskim zaczyna ukazywać go w coraz lepszym świetle, jeśli można to tak nazwać. Pomijam argumenty o wielkości puszki mózgowej, ta różnica mogła występować z powodu tak prostego, jak wielkość samych neuronów, gęstość sieci aksonów, procent komórek glejowych. Kultura materialna neandertalczyków i duchowa ma większe, moim zdaniem, znaczenie.

Dobra, mniejsza z dysputami, kto i dlaczego mądrzejszy. Wracając do opowiadania – dobre i na pewno zasługujące co najmniej na Bibliotekę.

Kiedy trzeci odcinek przygód Yny w nowym świecie?

Pozdrawiam – Adam

 

Mam wrażenie, że Yna rozumiała i potrafiła więcej, niż pokazywała, co IMO dowodzi sprytu. W sumie nie dziwię się, że w końcu nie wytrzymała i wkurzyła się, a że nie miała ograniczeń współczesnego człowieka, to wyszła całkiem niezgorsza jatka ;) I dobrze, mam nadzieję, że Łysy zostanie na dobre odsunięty od kontaktów z Yną. Poza tym nie można ię długo gniewać na kogoś, kto potrzebuje kawy ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

AdamKB,

 

Dziękuję za garść przemyśleń związanych z Yny i środowiskiem, w jakim przyszło jej żyć , oraz za docenienie starań autorskich.

Pozdrawiam :)

PS: Biegnę nareperować “małą literę” ;)

Irka_luz,

Taaaak, kawa łagodzi obyczaje :)

Dziękuję za odwiedziny i komentarz.

Pozdrawiam :)

A kiedy następna część przygów Yny?

entropia nigdy nie maleje

Jim, Wkrótce… Dzięki, że pytasz :)

O, widzę, że nie tylko mnie zainteresowało…

Jak autorka opieszała, a postać interesująca, to trzeba tak delikatnie pogonić pytaniem, by ta pierwsza przyspieszyła proces twórczy*, byśmy tą drugą znów mogli zobaczyć w akcji :)

 

 

-----------------------------------------------------

* wybacz porównanie do tego autora – miałem na myśli porównanie jedynie procesów intelektualnych a nie przymiotów zewnętrznych (o których przecież nie mam – w Twym przypadku – pojęcia)

 

entropia nigdy nie maleje

AdamKB, Jim, Panowie, Z pewnych źródeł mi wiadomo, że Yny biega teraz gdzieś w okolicach Pustyni Błędowskiej i… Wkrótce więcej szczegółów xd PS. Dzięki za motywację :)

Lubię Pustynię Błędowską, lubię Yny – to z pewnością będzie super połączenie :)

entropia nigdy nie maleje

Witaj Baśka, tu twój weekendowy dyżurny!

Opowiadanie z pewnością nie jest tekstem złym, ale obawiam się, że na pochwałę zasługuje przede wszystkim pomysł na postać, a sama sekwencja wydarzeń, niestety, już mniej.

 

Na początek nie wytknięcie błędu, lecz po prostu ciekawostka – coraz więcej najnowszych badań przeczy utrzymywanym przez lata tezom, że większość neandertalczyków była błękitnookimi blondynami. Co oczywiście nie znaczy, że Yny nie mogła posiadać takich cech :-)

 

Jak już wskazało kilku przedmówców, wiele aspektów eksperymentu z Yny wydaje się mało wiarygodnych. Po pierwsze, akcja opowiadania zdaje się rozgrywać w bliższej lub dalszej przyszłości, tymczasem otrzymujemy postać etnologa, stosującego metody badawcze, stawiające go sto lat za neandertalczykami :-) Bicie rózgą po rękach? Pomijając już wszelkie względy prawno-etyczne, które w przedstawionym świecie mogą nie mieć zastosowania, jako metoda naukowa nie ma żadnych wartości. Może sprawdza się w cyrku do brutalnej nauki sztuczek, ale nie dostarczy żadnej rzetelnej wiedzy na temat obiektu badań.

Widać, że eksperyment ma solidne podwaliny finansowe – hologramy, klonowanie organizmów itd., a tym czasem zachowanie ochrony w momencie kryzysowym jest mniej zdecydowane, niż spokojnie dorabiających sobie do emerytury panów z ochrony mojego osiedla mieszkaniowego :-)

Scena próby ucieczki Yny też nie do końca mnie przekonała. Profesor w jednym momencie ma złamaną rękę i wrzeszczy, by zaraz potem zareagować zmarszczeniem brwi, by przywołać obiekt do porządku. Potem Yny niemal wyrywa mu ramię i odgryza ucho, a on “kostnieje przerażony”. Zabrakło mi tu odrobiny realizmu.

Zdecydowanie na plus relacja Yny i Vegi. W sumie, po pierwszych zdaniach tekstu spodziewałem się czegoś w rodzaju “Good bye, Lenin” w wydaniu paleolitycznym, gdzie naukowcy będą udawać, że epoka kamienia wciąż trwa :-P Ale ta dwójka zdecydowanie przypadła mi do gustu. 

No i ogromny plus za pierwsze słowo wypowiedziane przez protagonistkę :-P Pozdrawiam!

Moim zdaniem opowiadanie można określić mianem idealnego z punktu widzenia zarówno fabuły i konstrukcji scen. Zakończenie (kawa!) również spełnia wymagania dla plot-twistu, co jest obowiązkowe w dzisiejszych czasach.

Czyta się tak płynnie i dobrze, że do zdań się nie potrafię przyczepić, bo mi przemknęły.

Ku oburzeniu etnologa, wstała, poprawiła jasną, skórzaną sukienkę i podeszła do zdezorientowanego młodzieńca.

Dlaczego ubierali ją w skórzaną sukienkę?

Sądzę, że w instytucie badawczym by im się nie chciało i raczej byłoby to coś z bardzo zwykłego materiału. Rozumiem wyczucie stylu, ale to raczej cecha muzealników niż naukowców.

 

No dobra, napiszę. To najlepsze opowiadanie, jakie czytałem na tym forum. Siłą rzeczy B.L.N.N. spadło na drugie miejsce w moim prywatnym rankingu.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

krzkot1988,

Dzień dobry, mój weekendowy dyżurny :)

 

…przeczy utrzymywanym przez lata tezom, że większość neandertalczyków była błękitnookimi blondynami. – zgadza się, jednak ja baaardzo chciałam, żeby to była blondyna xd a poważnie, występuje w tej kwestii dwugłos, a raczej wielogłos w literaturze, więc pozwoliłam sobie wybrać :)

 

Bicie rózgą po rękach? – pochodzę z pokolenia, które było bite po łapach, aż wióry leciały, tak że, tego… xd Dzisiejsze czasy jednak to nie to co kiedyś, a co przyniesie przyszłość? Cóż… 

Niezależnie jednak od doktryny, jaka będziemy uważać za jedynie słuszną, zawsze znajdzie się jakiś “wyjątek” od reguły, osobnik w stadzie, który będzie chadzał swoimi drogami (w sensie pozytywnym i/lub negatywnym), zatem uznałam, że mogłam sobie pozwolić na takie wyostrzenie cech charakteru pana Łysego xd 

Oczywiście rozumiem, że jest to obraz może i zbyt przejaskrawiony. Tutaj troszkę (po cichutku) rozumiem nieufność czytelniczą ;)

 

Dziękuję za odwiedziny i ciekawy komentarz. 

Pozdrawiam :)

Radek,

Miło mi Cię widzieć pod tym tekstem :)

 

Dlaczego ubierali ją w skórzaną sukienkę? – też miałam dylemat, ale z drugiej strony pomyślałam, skoro tak się napracowali nad plejstoceńskim otoczeniem, to pewnie dziwnie by wyglądało, jakby ją nagle wrzucili w jeansy xd

 

Bardzo mnie cieszy, że opowiadanie przypadło Ci do gustu.

Jest mi bardzo miło :)

Dziękuje i pozdrawiam :)

Neandertalka o wiele sympatyczniejsza od profesora. Facet wydał mi się tak wredny, że aż mało wiarygodny. Jakim kretynem trzeba być, żeby tłuc rózgą kogoś silniejszego, kto na dodatek nie jest spętany oczywistymi dla nas nakazami kulturowymi? Jeśli Łysy traktuje dziewczynę jak dzikie zwierzę, to czy cięższe od siebie i zdolne do walki zwierzę też by próbował bić?

Dziwne też, że neandertalka opanowała język na tyle dobrze, żeby móc podsłuchiwać. Bez ćwiczeń, bez dobrego nauczyciela, bez książeczek z obrazkami…

Babska logika rządzi!

Finkla,

Dziękuję za komentarz. Przeczytałam go z dużym zainteresowaniem. Niesie on sporo słusznych spostrzeżeń i uwag. Postaram się je wziąć od uwagę i wykorzystać przy pisaniu dalszych części. Pozdrawiam serdecznie :)

Nowa Fantastyka