- Opowiadanie: Baska.Szczepanowska - Neandertalski skill

Neandertalski skill

Ogrom­nie dzię­ku­ję Am­brush i Mer­der­cy­Bez­Ser­ca za nie­sa­mo­wi­tą, cięż­ką pracę, jaką wło­ży­li w ocio­sa­nie po­niż­sze­go tek­stu.  

Współ­pra­ca z Wami to była czy­sta przy­jem­ność i świet­na za­ba­wa ;)

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Neandertalski skill

Pół­mrok otu­la­ją­cy izo­lat­kę nie był w sta­nie ukryć zwi­sa­ją­cych z su­fi­tu kabli i osprzę­tu wir­ni­ka, wy­szar­pa­nych z prze­wo­du wen­ty­la­cyj­ne­go oraz stru­żek krwi roz­chla­pa­nych po ścia­nach i pod­ło­dze.

Po­miesz­cze­nie, z któ­re­go jesz­cze nie­daw­no do­cho­dzi­ły od­gło­sy krwa­wej jatki, wy­peł­niał sze­lest tkany dźwię­kiem pra­cu­ją­cych nie­spiesz­nie, oca­la­łych wen­ty­la­to­rów oraz szme­rem rów­ne­go od­de­chu za­sy­pia­ją­cej ne­an­der­tal­skiej ko­bie­ty. Ciało zre­kon­stru­owa­ne z po­zio­mu DNA i przy­wró­co­ne do życia w owo­dnio­wej bio­ma­sie, na pod­sta­wie zmu­mi­fi­ko­wa­nych szcząt­ków, spo­czy­wa­ło przy­pię­te gru­by­mi pa­sa­mi do ramy łóżka. Ty­siąc­le­cia temu, grzę­znąc w plej­sto­ceń­skim tor­fo­wi­sku, pra­ko­bie­ta czuła się po­dob­nie osa­czo­na. Wów­czas jed­nak nie było dla niej na­dziei.  

 

Puls ne­an­der­tal­ki zwol­nił. Ko­bie­ta ra­czej nie sta­no­wi­ła już za­gro­że­nia.

Ra­czej.

Vega prze­zor­nie po­sta­no­wił za­cze­kać z na­pra­wa­mi uszko­dzo­nych in­sta­la­cji do mo­men­tu, aż pra­ko­bie­ta za­pad­nie w głę­bo­ki far­ma­ko­lo­gicz­ny sen. Ho­lo­gra­my opa­su­ją­ce spore po­miesz­cze­nie ob­ra­zem ho­ry­zon­tu i bez­chmur­ne­go nieba, kli­ma­ty­zo­wa­na ja­ski­nia z wa­pie­nia, zim­no­lub­ne, spe­cjal­nie wy­ho­do­wa­ne klony ze ska­mie­lin jak trawy, mchy, po­ro­sty, czy ro­sną­ca w kącie brzo­za kar­ło­wa­ta wy­ma­ga­ły do­zo­ru. Za­mon­to­wa­ne w ścia­nach oprzy­rzą­do­wa­nie ge­ne­ru­ją­ce trój­wy­mia­ro­we ob­ra­zy i kon­tro­lu­ją­ce żywy eko­sys­tem imi­tu­ją­cy na­miast­kę późno plej­sto­ceń­skie­go śro­do­wi­ska wy­ma­gał usu­nię­cia kilku uste­rek, po­now­ne­go ska­li­bro­wa­nia i jesz­cze paru in­nych czyn­no­ści, o któ­rych młody bio­in­ży­nier wolał w tej chwi­li nie my­śleć.

 

Włą­czył eks­pres do kawy i za­py­tał szefa dzia­łu badań, który przy są­sied­nim biur­ku za­po­zna­wał się z ra­por­ta­mi, czy też jest za­in­te­re­so­wa­ny małą czar­ną. Ten przy­tak­nął mil­czą­co, nie od­ry­wa­jąc oczu od lek­tu­ry.

Ter­ko­czą­cy dźwięk za­ka­mie­nio­ne­go urzą­dze­nia roz­darł ciszę pa­nu­ją­cą w dy­żur­ce. Po­miesz­cze­nie są­sia­du­ją­ce bez­po­śred­nio z lokum pra­ko­bie­ty spo­wił aro­ma­tycz­ny za­pach. Vega de­lek­to­wał się nim, roz­my­śla­jąc o kon­tak­tach z Yny-23, jak for­mal­nie na­zy­wa­no obiekt badań.

Nie była pierw­szą zre­kon­stru­owa­ną pra­ko­bie­tą, ale jak dotąd je­dy­ną, którą udało się przy­wró­cić do życia. I oto, ta pra­mat­ka, za­miast słu­chać po­le­ceń Ły­se­go, ge­nial­ne­go pro­fe­so­ra et­no­lo­gii, za­in­te­re­so­wa­ła się nieco ga­po­wa­tym bio­in­ży­nie­rem, który zja­wił się pew­ne­go dnia w jej izo­lat­ce, by usu­nąć jakąś uster­kę.

 Mło­dzie­niec upił łyk kawy i za­to­nął we wspo­mnie­niach.

 

Pod­czas tam­te­go spo­tka­nia, Yny-23 roz­wią­zy­wa­ła z pro­fe­so­rem ja­kieś ćwi­cze­nia i nie po­de­szła do Vegi tak od razu. Wpierw ob­ser­wo­wa­ła go ukrad­kiem. Do­pie­ro, gdy ko­lej­ny raz ich spoj­rze­nia się skrzy­żo­wa­ły, ne­an­der­tal­ka zdo­by­ła się na od­wa­gę i prze­rwa­ła pracę z de­spo­tycz­nym opie­ku­nem. Ku obu­rze­niu et­no­lo­ga, wsta­ła, po­pra­wi­ła jasną, skó­rza­ną su­kien­kę i po­de­szła do zdez­o­rien­to­wa­ne­go mło­dzień­ca.

Vega i pra­ko­bie­ta przez kilka chwil ba­daw­czo się son­do­wa­li. Bio­in­ży­nier za­uwa­żył, że była od niego niż­sza i po­mi­mo wy­raź­nie za­ry­so­wa­nych mię­śni klat­ki pier­sio­wej, ra­mion i bar­ków, z bli­ska wy­da­ła się być smu­klej­sza, niż są­dził. Wtedy też, wśród ja­snych wło­sów przy­kry­wa­ją­cych sil­nie roz­wi­nię­te łuki nad­czo­ło­we, Vega do­strzegł in­te­li­gent­ne spoj­rze­nie jej nie­bie­skich oczu. I zro­zu­miał to, czego et­no­log kom­plet­nie nie przyj­mo­wał do wia­do­mo­ści – Yny-23 była by­strą dziew­czy­ną. 

Naj­wy­raź­niej Yny też sporo wy­czy­ta­ła z oczu Vegi, bo odtąd, gdy bio­in­ży­nier nie­opatrz­nie upu­ścił klucz, po­da­wa­ła mu go; gdy mo­co­wał się z od­krę­ce­niem ja­kiejś czę­ści, po­ma­ga­ła mu ją po­lu­zo­wać; gdy nie mógł do­się­gnąć do ja­kie­goś wi­chaj­stra, pod­no­si­ła nie­bo­ra­ka, obej­mu­jąc wpół, aby mógł się do niego do­stać; a gdy nie­opatrz­nie po­dra­pał się po tyłku, rów­nież pró­bo­wa­ła mu pomóc, co bar­dzo szyb­ko na­uczy­ło bio­in­ży­nie­ra kon­tro­lo­wa­nia od­ru­chów.

Kie­dyś nawet, ku po­twor­nej wście­kło­ści pro­fe­so­ra, bio­in­ży­nier prze­my­cił jej grze­bień, któ­rym szyb­ko i z wpra­wą za­czę­ła się po­słu­gi­wać. Innym razem, po kry­jo­mu po­czę­sto­wał ją kawą. Yny po­lu­bi­ła małą czar­ną. W kon­spi­ra­cji ze straż­ni­ka­mi or­ga­ni­zo­wał więc spo­tka­nia, pod­czas któ­rych wspól­nie de­lek­to­wa­li się sma­kiem aro­ma­tycz­ne­go na­po­ju. Nowa ko­le­żan­ka Vegi szyb­ko opa­no­wa­ła umie­jęt­ność mie­sza­nia kawy ły­żecz­ką oraz picia z fi­li­żan­ki, pod­trzy­my­wa­nej na spodecz­ku.

Vega, jako pra­cow­nik młody sta­żem, rzad­ko był do­pusz­cza­ny do głosu na na­ra­dach or­ga­ni­zo­wa­nych w In­sty­tu­cie. Jeśli jed­nak już wy­wo­ły­wa­no, to na wy­stę­py skła­da­ło się głów­nie od­pie­ra­nie za­rzu­tów “o ła­ma­nie pro­ce­dur”, co z kolei bio­in­ży­nier skwa­pli­wie wy­ko­rzy­sty­wał, pod­no­sząc po­trze­bę sku­tecz­niej­szej, to jest opar­tej na przy­jaź­ni i za­ufa­niu, so­cja­li­za­cji Yny-23.

Nie wy­da­je się, aby miało to przy­nieść ja­ki­kol­wiek po­zy­tyw­ny sku­tek, oprócz po­stę­pu­ją­ce­go roz­le­ni­wie­nia tej pry­mi­tyw­nej ko­bie­ty – grzmiał w od­po­wie­dzi pro­fe­sor Łysy. – Ona już teraz kom­plet­nie nie wy­ka­zu­je chęci do współ­pra­cy. Po­pi­ja­jąc z nią kawkę, nie na­uczy­my tego mał­po­lu­da my­śleć, ani tym bar­dziej mówić!.

Vega otrzą­snął się z po­nu­rych wspo­mnień. Wró­cił my­śla­mi do tu i teraz, i po­na­glo­ny przez szefa do za­bra­nia się w końcu “do ja­kiejś, po­ży­tecz­nej ro­bo­ty”, usiadł z kub­kiem kawy za biur­kiem.

 

Tym­cza­sem mocny za­pach na­po­ju roz­niósł się po dy­żur­ce i wraz z frag­men­ta­mi pro­wa­dzo­nych roz­mów prze­nik­nął przez uszko­dzo­ny kanał wen­ty­la­cyj­ny do izo­lat­ki.

Spę­ta­na ko­bie­ta wy­chwy­ci­ła zna­jo­me głosy. Nie ro­zu­mia­ła wszyst­kie­go, ale na­uczy­ła się roz­po­zna­wać zna­cze­nie zwro­tów, któ­ry­mi po­słu­gi­wa­no się w jej oto­cze­niu. Przez chwi­lę sku­pi­ła się więc na pro­wa­dzo­nej roz­mo­wie. Gdy zmysł po­wo­nie­nia wy­chwy­cił cha­rak­te­ry­stycz­ny aro­mat kawy, od­pu­ści­ła słu­cha­nie i spró­bo­wa­ła się wy­ci­szyć. Środ­ki na­sen­ne i aura pa­nu­ją­ca w po­miesz­cze­niu do­dat­ko­wo koiły układ ner­wo­wy. Reszt­ka zło­ści wciąż jed­nak tliła się w umy­śle ne­an­der­tal­ki, ni­czym do­pa­la­ją­cy się żar w ga­sną­cym ogni­sku. Prze­łknę­ła gło­śno ślinę i nie­sio­na tym uczu­ciem, wró­ci­ła my­śla­mi do nie­daw­nych wy­da­rzeń.

 

Przy­tę­pio­na przez far­ma­ceu­ty­ki nie­ubła­ga­nie przy­wo­ły­wa­ła de­spo­tycz­ną po­stać et­no­lo­ga. Nie lu­bi­ła, gdy do niej przy­cho­dził. Zwłasz­cza, że cha­rak­te­ry­zo­wał ją okre­śle­nia­mi, któ­rych nie ro­zu­mia­ła, ale wy­raź­nie wy­czu­wa­ła ich ne­ga­tyw­ny, lek­ce­wa­żą­cy ton. „Głu­pia koza”, czy „pry­mi­tyw­na go­ry­li­ca” dźwię­cza­ły jej w gło­wie po każ­dych od­wie­dzi­nach.

Tak jak wie­lo­krot­nie wcze­śniej, rów­nież i tym razem, kilka chwil po wej­ściu do izo­lat­ki, pro­fe­sor zmu­sił ją do roz­wią­zy­wa­nia ukła­da­nek, które dla niej przy­go­to­wał. Zro­bił to, gro­żąc gięt­kim kijem. Yny roz­wią­zy­wa­ła za­da­nia, z nie­po­ko­jem ob­ser­wu­jąc, jak, niby od nie­chce­nia, wy­ma­chi­wał w po­wie­trzu pa­ty­kiem. Zer­ka­ła na sine pręgi po­kry­wa­ją­ce jej dło­nie. Za­ci­ska­jąc zęby, wspo­mi­na­ła ból, jaki jej zadał, gdy ocią­ga­ła się z wy­ko­na­niem po­le­ceń.

Na­uko­wiec ob­ser­wo­wał pra­ko­bie­tę ze znie­cier­pli­wio­ną miną. „Była ogra­ni­czo­na i głu­pia” – nie miał wąt­pli­wo­ści.

Tym­cza­sem Yny coraz uważ­niej zer­ka­ła na patyk.

Na sine pręgi.

Na patyk.

Pręgi.

Patyk.

Pro­fe­sor w końcu stra­cił cier­pli­wość. Ścią­gnął brwi, co tylko wzmo­gło jej czuj­ność.

Zro­bił za­mach, a Yny wstrzy­ma­ła od­dech. Przy­mru­ży­ła oczy. Źre­ni­ce za­drga­ły i roz­sze­rzy­ły się pod wpły­wem ogra­ni­czo­ne­go do­pły­wu świa­tła.

Czas, od­mie­rza­ny spo­wol­nio­nym bi­ciem serca, zwol­nił. Jak klat­ka po klat­ce, pra­ko­bie­ta ob­ser­wo­wa­ła opa­da­ją­cą rękę z kijem. Gdy rózga ude­rzy­ła w dłoń, na skó­rze wy­kwitł ciem­no­czer­wo­ny szlak, a Yny po­czu­ła, jak po ciele roz­cho­dzi się prze­szy­wa­ją­cy ból. Po­zwo­li­ła, aby iskra tłu­mio­nej dotąd zło­ści, eks­plo­do­wa­ła w jej jaźni z pełną mocą. Za­zgrzy­ta­ła zę­ba­mi i zmie­rzy­ła swo­je­go opraw­cę dzi­kim spoj­rze­niem.

Hor­mo­ny za­bu­zo­wa­ły w jej ży­łach, a serce przy­spie­szy­ło.

Yny ru­szy­ła.

Za­ata­ko­wa­ła, nim et­no­log za­re­ago­wał; nim mru­gnął kto­kol­wiek z ze­wnątrz izo­lat­ki.

Sko­czy­ła i po­tęż­nym ude­rze­niem obu pię­ści zła­ma­ła w łok­ciu rękę trzy­ma­ją­cą kij. Trzask gru­cho­ta­nych kości i zry­wa­nych ścię­gien nie­mal na­tych­miast zo­stał za­głu­szo­ny przez po­twor­ny ryk et­no­lo­ga. Ne­an­der­tal­ka, nie spusz­cza­jąc wzro­ku z jego twa­rzy, po­wo­li schy­li­ła się i pod­nio­sła z ziemi upusz­czo­ną rózgę. Przez kilka chwil za­ci­ska­ła na niej palce, po czym od­rzu­ci­ła znie­na­wi­dzo­ne na­rzę­dzie dy­dak­tycz­ne naj­da­lej, jak tylko zdo­ła­ła.

Pro­fe­sor, zszo­ko­wa­ny jej prze­mia­ną, ogar­nął się nieco i bez­wied­nie ścią­gnął brwi, pró­bu­jąc przy­wo­łać ją do po­rząd­ku.

Yny zde­cy­do­wa­nie ode­bra­ła to ina­czej. Rzu­ci­ła się po­now­nie do ataku, ude­rza­jąc na oślep pię­ścia­mi, a gdy et­no­log za­sło­nił się zdro­wą ręką, po­chwy­ci­ła ją że­la­znym uci­skiem po­wy­żej łok­cia i szarp­nę­ła z całej siły. Staw bar­ko­wy pro­fe­so­ra eks­plo­do­wał bólem rwa­nych ścię­gien. Nie zwa­ża­jąc na wrzask na­ukow­ca, ne­an­der­tal­ka roz­ło­ży­ła sze­ro­ko ręce i zła­pa­ła go za głowę.

 Osza­la­ły z bólu et­no­log pró­bo­wał wy­rwać się z uści­sku. Kątem oka do­strzegł błysk zębów, a na­stęp­nie usły­szał chrzęst tuż przy swo­jej skro­ni.

Yny szarp­nę­ła się w tył. Gdy znowu zbli­ży­ła twarz do ob­li­cza pro­fe­so­ra, z jej warg zwi­sa­ło ocie­ka­ją­ce krwią od­gry­zio­ne ucho. Z mści­wą sa­tys­fak­cją ob­ser­wo­wa­ła, jak et­no­log kost­nie­je prze­ra­żo­ny. Wy­plu­ła więc mał­żo­wi­nę i z obrzy­dze­niem rzu­ci­ła w kie­run­ku we­nec­kie­go lu­stra. Ucho pla­snę­ło o szkło i zsu­nę­ło się na pod­ło­gę, po­zo­sta­wia­jąc na ścia­nie krwa­wy szlak.

Na­uko­wiec, bro­cząc po­so­ką, ze­rwał się do uciecz­ki.

Jego krzyk zbiegł się z dźwię­kiem uru­cha­mia­ne­go alar­mu, któ­re­go świ­dru­ją­ca fonia tylko do­dat­ko­wo roz­ju­szy­ła Yny. Ko­bie­ta rzu­ci­ła się za pro­fe­so­rem i wsko­czy­ła mu na plecy. Męż­czy­zna pod wpły­wem ude­rze­nia stra­cił rów­no­wa­gę. Nie zdo­łał za­ase­ku­ro­wać upad­ku i grzmot­nął na ka­mie­ni­stą mu­ra­wę, ła­miąc sobie bo­le­śnie nos.

Tym­cza­sem do izo­lat­ki wbiegł straż­nik. Pró­bo­wał jed­no­cze­śnie nie pa­trzeć na zma­sa­kro­wa­ne ciało na­ukow­ca i trzę­są­cy­mi się dłoń­mi wy­ce­lo­wać pneu­ma­tycz­ny ka­ra­bi­nek w roz­wście­czo­ną ko­bie­tę. Uchy­lił się raz i drugi przed ostry­mi ka­wał­ka­mi wa­pie­nia, które mio­ta­ła ne­an­der­tal­ka. Nim po­now­nie wy­ce­lo­wał broń, ta zdą­ży­ła do niego do­sko­czyć i wy­rwać ka­ra­bin. Na­stęp­nie unio­sła zdo­bycz i zro­bi­ła za­mach, jakby chcia­ła mu nią roz­trza­skać głowę. Osta­tecz­nie kolba omi­nę­ła męż­czy­znę i roz­trza­ska­ła się o ścia­nę.

Ryt­micz­nie pul­su­ją­ce świa­tła ewa­ku­acyj­ne grały na twa­rzy pra­ko­bie­ty. Po­ły­sku­ją­ce w ich bla­sku kro­ple krwi two­rzy­ły struż­ki spły­wa­ją­ce po drga­ją­cych mię­śniach. Prze­krwio­ne oczy i roz­go­rącz­ko­wa­ne spoj­rze­nie su­ge­ro­wa­ły, że lada mo­ment pra­ko­bie­ta rzuci się na ko­lej­ną ofia­rę.

Ne­an­der­tla­ka jed­nak za­mar­ła. Wy­raź­nie da­wa­ła straż­ni­ko­wi czas na uciecz­kę. Pojął to bły­ska­wicz­nie i zszo­ko­wa­ny wy­biegł. Rów­nież pro­fe­sor, który obec­nie apa­ry­cją bar­dziej przy­po­mi­nał ży­we­go trupa niż za­cne­go przed­sta­wi­cie­la świa­ta nauki, ru­szył w ślad za nim. Obaj zde­rzy­li się jed­nak w przej­ściu z nad­bie­ga­ją­cy­mi po­zo­sta­ły­mi straż­ni­ka­mi i Vegą.

Yny na­tych­miast wy­ko­rzy­sta­ła za­mie­sza­nie, jakie po­wsta­ło przy ślu­zie. Spoj­rza­ła w górę i od­szu­ka­ła jedno z tych miejsc, z któ­rych od dawna wy­czu­wa­ła wy­raź­ny ruch po­wie­trza. Wsko­czy­ła na le­żą­cy pod wy­bra­nym punk­tem głaz i wsa­dzi­ła palce mię­dzy szcze­ble krat­ki wen­ty­la­cyj­nej. Osło­na, pod wpły­wem cię­ża­ru ne­an­der­tal­ki, ru­nę­ła na zie­mię. Zde­ter­mi­no­wa­na ko­bie­ta zlu­sto­wa­ła wnę­trze otwo­ru – ob­ra­ca­ją­ce się skrzy­dła urzą­dze­nia nie znie­chę­ci­ły jej. Ra­niąc dło­nie, wy­rwa­ła wir­nik wraz z oka­blo­wa­niem.

Alarm za­głu­szył ko­lej­ne strza­ły od­da­ne w kie­run­ku pra­ko­bie­ty. Na­bo­je usy­pia­ją­ce nie za­dzia­ła­ły jed­nak od razu. Yny-23 jesz­cze przez kilka chwil pró­bo­wa­ła uto­ro­wać sobie drogi uciecz­ki. Gdy, pod wpły­wem far­ma­ceu­ty­ków, w końcu stra­ci­ła rów­no­wa­gę i za­czę­ła spa­dać, Vega po­chwy­cił ją ase­ku­ra­cyj­nie, aby się za­nad­to nie po­tur­bo­wa­ła ude­rza­jąc o pod­ło­gę.

Yny do­strze­gła to i prze­sta­ła się sza­mo­tać. Po­zwo­li­ła się obez­wład­nić, nie spusz­cza­jąc przy tym wzro­ku z za­tro­ska­ne­go Vegi. Ich spoj­rze­nia krzy­żo­wa­ły się wie­lo­krot­nie. Czuła, że on ją ro­zu­mie.

 

***

Dy­żur­ka to­nę­ła w mdłym pół­mro­ku. Je­dy­ny­mi źró­dła­mi sła­be­go świa­tła był blask mo­ni­to­rów i kilku diod.

Szef dzia­łu badań skoń­czył czy­tać ra­por­ty z ostat­nich wy­da­rzeń. Sto­jąc przy we­nec­kim lu­strze, uniósł fi­li­żan­kę z małą czar­ną i po­wo­li za­kosz­to­wał aro­ma­tycz­ne­go na­po­ju. Z po­zor­nym spo­ko­jem ob­ser­wo­wał wnę­trze izo­lat­ki, w któ­rym spała ne­an­der­tal­ka. Za­schnię­te na szy­bie plamy krwi co praw­da nie prze­sła­nia­ły istot­nych szcze­gó­łów, ale bu­dzi­ły nie­po­kój.

– Co są­dzisz o tej pra­ko­bie­cie? – za­gad­nął w końcu za­ję­te­go pracą bio­in­ży­nie­ra. Ten ode­rwał wzrok od mo­ni­to­ra i sku­pił go na prze­ło­żo­nym.

– Nooo, ge­ne­ral­nie, to pro­fe­sor Łysy wlazł tam z za­mia­rem prze­te­sto­wa­nia na­szej małej Yny. A tym­cza­sem to ona, za­pew­ne pod wpły­wem ja­kie­goś in­stynk­tow­ne­go skil­la, prze­te­sto­wa­ła pro­fe­so­ra Ły­se­go.

Szef uniósł brew i igno­ru­jąc nieco fry­wol­ną formę przed­sta­wio­ne­go biegu wy­da­rzeń, spoj­rzał na pod­wład­ne­go.

– Ale ani cie­bie, ani straż­ni­ków, nie tknę­ła.

– Bo jej nie za­gra­ża­li­śmy.

– Nie za­gra­ża­li­ście? Prze­cież mie­rzy­li­ście do niej z broni!

– Ale ge­ne­ral­nie by­li­śmy dla sie­bie mili. Nawet de­lek­to­wa­li­śmy się wspól­nie z nią kawą. Po­lu­bi­ła nas. I kawę. I w ogóle. Na­praw­dę.

Szef zmie­rzył chło­pa­ka zdu­mio­nym spoj­rze­niem.

– Po­pi­ja­li­ście sobie kawkę? Czemu nie czy­ta­łem o tym w ra­por­cie?

– O, prze­pra­szam. Ja wszyst­kie te in­for­ma­cje zgła­sza­łem w dzien­nych ra­por­tach. A że Łysy za­miast do pod­su­mo­wań, wrzu­cał je do „Wnio­sków o uka­ra­nie za na­ru­sze­nie pro­ce­dur”, to już nie moja wina. Ja trze­ci mie­siąc łażę przez to bez pre­mii, bo Ły­se­mu nie po­do­ba­ły się takie kon­tak­ty. No więc, by­li­śmy zmu­sze­ni dzia­łać po par­ty­zanc­ku. Ale teraz widać, że ro­bi­li­śmy słusz­nie. I, że to była dobra tak­ty­ka, żeby ją so­cja­li­zo­wać po mo­je­mu. A nie po „ły­se­mu”.

– Hm. – Szef za­my­ślił się i po­now­nie sku­pił spoj­rze­nie na skrę­po­wa­nej ne­an­der­tal­ce. – To jed­nak wciąż za mało, żeby fi­nal­nie nie za­mknąć jej w klat­ce. Z ra­por­tów wy­ni­ka, że nie wy­ka­za­ła żad­nych istot­nych po­stę­pów. Ona nawet nie po­tra­fi mówić – skwi­to­wał i po­now­nie zwró­cił się ku bio­in­ży­nie­ro­wi: – Słu­chaj Vega, czy jest jakiś szcze­gól­ny powód, żeby nie prze­ry­wać badań na­szej, jak ją na­zwa­łeś, „małej Yny”?

– Cóż.  – Mło­dzie­niec w za­kło­po­ta­niu prze­cze­sał tłu­ste włosy. – W sumie, to my też nie lu­bi­li­śmy tego Ły­se­go…

 

***

Vega, sto­jąc na dra­bi­nie, sta­rał się skrę­cać zde­mo­lo­wa­ny wen­ty­la­tor naj­ci­szej jak umiał. Yny jed­nak już od dłuż­szej chwi­li nie spała, tylko ukrad­kiem ob­ser­wo­wa­ła ruchy męż­czy­zny. Dzia­ła­nie środ­ków na­sen­nych mi­ja­ło i po­wo­li do­cho­dzi­ła do sie­bie.

Ob­ser­wo­wa­ła chło­pa­ka i roz­my­śla­ła o frag­men­tach za­sły­sza­nych roz­mów, nie­sio­nych uszko­dzo­ną wen­ty­la­cją. Szcze­gól­nie o tych, które mó­wi­ły o umiesz­cze­niu jej w klat­ce. Miała mnó­stwo obaw co do życia w tym dziw­nym świe­cie. Ro­zu­mia­ła jed­nak, że „klat­ka” ab­so­lut­nie nie jest przy­ja­znym miej­scem.

Pod­ję­ła więc de­cy­zję i po­sta­no­wi­ła się prze­móc.

Prze­łknę­ła ślinę. Ob­li­za­ła spierzch­nię­te usta i wy­chry­pia­ła bli­żej nie­okre­ślo­ny dźwięk.

Vega drgnął, ro­zej­rzał się, ale osta­tecz­nie uznał, że mu się prze­sły­sza­ło i wró­cił do prze­rwa­ne­go za­ję­cia. Po chwi­li dźwięk po­wtó­rzył się, lecz tym razem był wy­raź­niej­szy. Chło­pak zszedł z dra­bin­ki i pod­szedł do skrę­po­wa­nej Yny.

Wy­glą­da­ła ża­ło­śnie z po­mierz­wio­ny­mi, po­zle­pia­ny­mi potem i krwią wło­sa­mi. Pa­trzy­ła na niego spod na wpół przy­mknię­tych po­wiek.

Vega, prze­szy­ty czu­ło­ścią, po­gła­skał ją po po­licz­ku.

Yny uśmiech­nę­ła się, po­now­nie uchy­li­ła usta i wy­mam­ro­ta­ła nie­wy­raź­nie:

– Kaa-ła.

– Coś mó­wi­łaś? – do­py­tał nie­do­wie­rza­ją­co, po­chy­la­jąc się nad nią.

– Ka-wa… – po­wtó­rzy­ła, tym razem dużo wy­raź­niej.

Koniec

Komentarze

To już druga od­sło­na przy­gód Ne­an­der­tal­ki, ale ta wy­da­je się cie­kaw­sze. Zresz­tą Yny chyba też żyło się le­piej w dru­giej opo­wie­ści.

Opo­wia­da­nie za­ska­ku­je, ma też od­po­wied­ni ba­lans za­chwy­tu i grozy.

Muszę jed­nak po­wie­dzieć, że wie­czór nie jest dobrą pora na czy­ta­nie Skil­la, bo strasz­nie się po nim chce kawy.

I nie, współ­pra­ca nie była cięż­ka, ale spraw­na i owoc­na.

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Witaj.

Za­ska­ku­ją­ca fa­bu­ła, ogrom­nie mi się spodo­ba­ła opo­wieść o Ne­an­der­tal­ce i jej za­cho­wa­niu. ;) Walka z „Łysym” – mocno dra­ma­tycz­na. Spo­dzie­wa­łam się w jej wy­ni­ku wielu ofiar, a tu takie po­zy­tyw­ne za­sko­cze­nie. ;)

 

Z tech­nicz­nych – moje su­ge­stie::

Po­pi­ja­jąc z nią kawkę, nie na­uczy­my tego mał­po­lu­da my­śleć, ani tym bar­dziej mówić!” – brak krop­ki

Tym­cza­sem mocny za­pach na­po­ju roz­niósł się po dy­żur­ce, (zbęd­ny prze­ci­nek) i wraz z frag­men­ta­mi pro­wa­dzo­nych roz­mów prze­nik­nął przez uszko­dzo­ny kanał wen­ty­la­cyj­ny do izo­lat­ki.

Za­schnię­te na szy­bie plamy krwi, (ten też?) co praw­da nie prze­sła­nia­ły istot­nych szcze­gó­łów, ale bu­dzi­ły nie­po­kój.

Miała mnó­stwo obaw, (i ten?) co do życia w tym dziw­nym świe­cie.

 

Wy­raź­nie da­wa­ła straż­ni­ko­wi czas na uciecz­kę. Pojął to bły­ska­wicz­nie i zszo­ko­wa­ny wy­biegł. Rów­nież pro­fe­sor, który obec­nie apa­ry­cją bar­dziej przy­po­mi­nał ży­we­go trupa niż za­cne­go przed­sta­wi­cie­la świa­ta nauki, ru­szył w ślad za nim. Oboje zde­rzy­li się jed­nak w przej­ściu z nad­bie­ga­ją­cy­mi po­zo­sta­ły­mi straż­ni­ka­mi i Vegą. – jak ro­zu­miem, wyraz od­no­si się do pro­fe­so­ra i straż­ni­ka, zatem obaj, bo oboje do­ty­czy ko­bie­ty i męż­czy­zny

 

A nie po „Ły­se­mu”. – małą li­te­rą?

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie i kli­kam. ;)

Pe­cu­nia non olet

Bar­dzo po­do­ba­ło mi się to krót­kie opo­wia­da­nie i to mimo pew­nych po­tknięć i nie­do­cią­gnięć.

Prze­czy­ta­łem prak­tycz­nie jed­nym tchem (z jedną zwie­chą, o któ­rej potem) – i czy­ta­ło się na­praw­dę do­brze.

Po­chwa­lić też chcia­łem za do­brze do­bra­ne tagi.

Mamy tu za­rów­no ar­che­olo­gie, jak i bio­tech­no­lo­gię i eks­pe­ry­ment i ge­ne­ty­kę i naukę i oczy­wi­ście jest ko­bie­cy bo­ha­ter (czy ten tag nie po­wi­nien być ra­czej "ko­bie­ca bo­ha­ter­ka"? ;-) )

Opo­wia­da­nie fajne, przy­jem­ne, lek­ko­straw­ne.

Nie będę robił ła­pan­ki, bo nic mnie tam jakoś za mocno nie przy­trzy­ma­ło.

To co mi się odro­bi­nę nie po­do­bo­ba­ło to pewne nie­praw­do­po­do­bień­stwa, któ­rych nie umia­łem do końca za­wie­sić na haku. 

Przy­kła­do­wo: tro­chę nie­praw­do­po­dob­ne wy­da­je mi się, żeby et­no­log od­no­sił się tak po­gar­dli­wie do obiek­tu swo­ich badań. Ro­zu­miem tu za­ry­so­wa­nie pew­ne­go kon­tra­stu mię­dzy mło­dym, otwar­tym i przy­ja­znym bio­in­ży­nie­rem, a sta­rym, lek­ce­wa­żą­cym, de­spo­tycz­nym dzia­der­sem. Do tego sa­dy­stą. Ale jed­nak tro­chę za bar­dzo ko­mik­so­we to było jak dla mnie. Z dru­giej stro­ny zda­rzy­ło mi się wi­dzieć na uczel­niach ludzi nawet z pro­fe­sor­ski­mi ty­tu­ła­mi bę­dą­cych za­du­fa­ny­mi w sobie idio­ta­mi, po­gar­dli­wie od­no­szą­cy­mi się do wszyst­kie­go i wszyst­kich, co do­wo­dzi, że ja­ki­kol­wiek tytuł ni­cze­go nie gwa­ran­tu­je. Może więc ten pro­fe­sor Łysy za­li­cza się do tej, jak sądzę nie­licz­nej grupy pro­fe­so­rów, któ­rych trze­ba by wy­słać na ele­men­tar­ny kurs my­śle­nia i na szyb­ki a in­ten­syw­ny tre­ning re­la­cji in­ter­per­so­nal­nych.

Nie za bar­dzo też ro­zu­miem, po co oni wła­ści­wie "tę go­ry­li­cę" uczą tych ukła­da­nek. Chcą spraw­dzić jej po­ten­cjał in­te­lek­tu­al­ny? Gro­żąc bi­ciem rózgą? A potem na pod­sta­wie tego jak bę­dzie spraw­na za­mkną ją w klat­ce, albo nie? Dziw­ne.

Ale jed­nak po­sta­no­wi­łem uwie­rzyć w takie dziw­ne po­dej­ście i z sa­tys­fak­cją prze­czy­ta­łem, jak opraw­ca do­stał za swoje.

To co mi się nie po­do­ba­ło w samym opi­sie tego zaj­ścia to zbyt mocny he­ad-hop­ping w tej sce­nie – ro­zu­miem, że opi­su­jesz tu wszyst­ko z róż­nych punk­tów wi­dze­nia, nar­ra­tor jest z grub­sza wszech­wie­dzą­cy, ale we­wnątrz po­je­dyn­czej sceny to pro­wa­dzi do lek­kie­go za­mie­sza­nia, bo:

 

Yny zde­cy­do­wa­nie ina­czej ode­bra­ła ten gest. Rzu­ci­ła się po­now­nie do ataku, ude­rza­jąc na oślep pię­ścia­mi, a gdy et­no­log za­sło­nił się zdro­wą ręką, po­chwy­ci­ła ją że­la­znym uci­skiem po­wy­żej łok­cia i szarp­nę­ła z całej siły. Staw bar­ko­wy eks­plo­do­wał bólem rwa­nych ścię­gien. Nie zwa­ża­jąc na wrzask na­ukow­ca, Ne­an­der­tal­ka roz­ło­ży­ła sze­ro­ko ręce i zła­pa­ła go za głowę.

 

Przez chwi­lę się za­sta­na­wia­łem, czy et­no­log nie miał ukry­te­go ja­kie­goś pi­sto­le­tu czy innej broni i czy to nie staw bar­ko­wy ne­an­der­tal­ki tak eks­plo­do­wał bólem. Może to przez ranną go­dzi­nę (czy­ta­łem to około 7 rano, jesz­cze przed po­ran­ną kawą, któ­rej nie pijam ;-) ) – ale za­bra­kło mi tu ja­kie­goś słów­ka wska­zu­ją­ce­go na to CZYJ to staw bar­ko­wy. Wy­star­czy­ło­by "Staw bar­ko­wy pro­fe­so­ra" – i już nie czuł­bym się za­gu­bio­ny i nie mu­siał­bym tego frag­men­tu czy­tać trzy razy, by go zro­zu­mieć.

Po­do­ba­ło mi się bar­dzo za­koń­cze­nie. Jak ktoś rano po­trze­bu­je kawy, to na pewno jest czło­wie­kiem :)

Ogól­nie cał­kiem przy­jem­ne i cie­płe przed­sta­wie­nie tej ne­an­der­tal­skiej ko­bie­ty.

We­dług jed­nej ze współ­cze­snych, ma­ło­po­pu­lar­nych hi­po­tez ne­an­der­tal­czyk wy­gi­nął (jest też hi­po­te­za, że wcale nie wy­gi­nął), ze wzglę­du na swoje zbyt ła­god­ne uspo­so­bie­nie, przez co nie był zdol­ny do walki prze­ciw swym ku­zy­nom, czyli na­szym przod­kom (zresz­tą, w DNA homo sa­piens sa­pien­tis około 4% al­le­lów po­cho­dzi od homo ne­an­der­ta­lis, co do­wo­dzi o moż­li­wo­ści mie­sza­nia się obu grup, co skła­nia nie­któ­rych ba­da­czy do uzna­nia ne­an­der­tal­czy­ków za homo sa­piens ne­an­der­ta­lis). Do tego więk­szy mózg ne­an­der­tal­czy­ka praw­do­po­dob­nie po­trze­bo­wał dłuż­sze­go czasu na roz­wi­nię­cie w pełni swo­ich moż­li­wo­ści, więc ne­an­der­tal­czy­cy mieli dłuż­sze dzie­ciń­stwo – ich ro­dzi­ce mu­sie­li dłu­żej zaj­mo­wać się po­tom­stwem, co może było po­wo­dem, dla któ­re­go tego po­tom­stwa było mniej. Ist­nie­je też hi­po­te­za, która mówi, że ne­an­der­tal­czy­cy byli po pro­stu mniej płod­ni i ich po pro­stu "czap­ka­mi na­kry­li­śmy" – swą ilo­ścią, a nie ja­ko­ścią. Bo ta ja­kość – im póź­niej­sze ba­da­nia – tym bar­dziej wy­da­je się na ko­rzyść ne­an­der­tal­czy­ków. Wszyst­ko wska­zu­je na to, że oni mieli więk­sze od nas mózgi i byli po pro­stu mą­drzej­si. Mimo to wy­gi­nę­li, albo roz­to­pi­li się w na­szej puli ge­no­wej. A prze­cież jako pierw­si na­uczy­li się two­rzyć ubra­nia, opa­no­wa­li mroź­ną pół­noc, cho­wa­li swo­ich zmar­łych i le­czy­li swo­ich cho­rych (do­wo­dzą tego zna­le­zi­ska ne­an­der­tal­czy­ków z wy­le­czo­ny­mi zła­ma­nia­mi – i to ta­ki­mi, któ­rych by nie dało się wy­le­czyć sa­mo­dziel­nie bez opie­ki). Być może zresz­tą to wcze­sne opa­no­wa­nie pół­no­cy było ich prze­kleń­stwem i praw­dzi­wą jest jesz­cze inna hi­po­te­za, że wy­gi­nę­li bo erup­cja wul­ka­nu Campi Fle­grei spo­wo­do­wa­ła zimę wul­ka­nicz­ną, która bar­dziej od­czu­wal­na była na pół­no­cy niż na po­łu­dniu.

Opo­wia­da­nie cie­ka­we, skła­nia­ją­ce do roz­my­ślań nad kon­dy­cją ludz­ką, nad tym, co czyni nas ludź­mi (po­ran­na kawa?) i jak da­le­ko roz­cią­gnąć na­le­ży po­ję­cie "czło­wiek".

Prze­cież osoby z ze­spo­łem Downa uzna­je­my za ludzi, a są oni nie­wąt­pli­wie mniej in­te­li­gent­ni od ne­an­der­tal­czy­ków (jak wspo­mnia­łem wcze­śniej, now­sze ba­da­nia po­jem­no­ści mó­zgo­czasz­ki wska­zu­ją, że ne­an­der­tal­czyk miał więk­szy mózg niż my, po­jem­ność pusz­ki mó­zgo­wej w przy­pad­ku do­ro­słe­go ne­an­der­tal­czy­ka to 1520 cm3, w przy­pad­ku do­ro­słe­go czło­wie­ka współ­cze­sne­go jest to około 1190 cm3).

Ogól­nie mimo moich uwag o dzia­der­sach (pew­nie wy­ni­ka­ją­cych z tego, że sam je­stem dzia­der­sem ;-) ) uwa­żam opo­wia­da­nie za udane, cał­kiem cie­ka­we i zgła­szam do bi­blio­te­ki (tak to się robi? w ko­men­ta­rzu? bo już nie pa­mię­tam nie­ste­ty)

en­tro­pia nigdy nie ma­le­je // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

 zgła­szam do bi­blio­te­ki (tak to się robi? w ko­men­ta­rzu? bo już nie pa­mię­tam nie­ste­ty)

 

Jimie, nie wiem, czy taka forma jest tu prak­ty­ko­wa­na, ale mo­żesz rów­nież po­przez Hyde Park – No­mi­na­cje do Bi­blio­te­ki.

Po­zdra­wiam. :) 

Pe­cu­nia non olet

Dzię­ki bruce za pod­po­wiedź. Sta­rość nie ra­dość, skle­ro­za, Al­zhe­imer – pew­nie tak się to ro­bi­ło jesz­cze gdy tu byłem kie­dyś czę­stym go­ściem.

Rów­nież po­zdra­wiam :)

en­tro­pia nigdy nie ma­le­je // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Gdyby nie po­moc­ne wska­zów­ki tu­tej­szych użyt­kow­ni­ków, nie­wie­le bym mogła pomóc. :)

Pe­cu­nia non olet

Am­bush,

 

“Muszę jed­nak po­wie­dzieć, że wie­czór nie jest dobrą pora na czy­ta­nie Skil­la, bo strasz­nie się po nim chce kawy.” – tak to chyba wła­śnie dzia­ła, gdy czy­tasz o “cia­stecz­ku”, zaraz masz na niego ocho­tę ;)

bruce,

 

“Spo­dzie­wa­łam się w jej wy­ni­ku wielu ofiar, a tu takie po­zy­tyw­ne za­sko­cze­nie. ;)” – Yny z za­ło­że­nia to spo­koj­na ko­bit­ka, tylko tro­chę ner­wo­wa xd

 

ad “tech­nicz­nych” – zaraz zre­pe­ru­ję.

 

Dzię­ku­ję za prze­czy­ta­nie i ko­men­tarz :)

Jim,

 

Tu mi za­ję­ło chwi­lę wczy­ta­nie się w ko­men­tarz, ale że o 7 rano dzia­łasz Panie Jim’ie na ta­kich twór­czych ob­ro­tach? Ja zwy­kle o tej porze wal­czę, żeby jakoś zmar­twych­wstać i do­wlec się do kuch­ni, celem za­pa­rze­nia kawy i nie wy­obra­żam sobie aż ta­kich my­ślo­wych plą­sów ;))

 

Teraz po­waż­nie,

 

“Przy­kła­do­wo: tro­chę nie­praw­do­po­dob­ne wy­da­je mi się, żeby et­no­log od­no­sił się tak po­gar­dli­wie do obiek­tu swo­ich badań…” “Nie za bar­dzo też ro­zu­miem, po co oni wła­ści­wie "tę go­ry­li­cę" uczą tych ukła­da­nek…”  – przy­zna­ję, że i mną tar­ga­ły (w pew­nym stop­niu) po­dob­ne wąt­pli­wo­ści, i oczy­wi­ście można by było się po­ku­sić w tek­ście o roz­pi­sa­nie dal­szych wy­ja­śnień (np. Łysy to al­ko­ho­lik i kawał nie­speł­nio­ne­go buca… etc; a “go­ry­li­cę” te­stu­ją, bo np. chcą się do­wie­dzieć, jak szyb­ko się uczy etc.), ale to ro­dzi­ło­by ko­lej­ne wąt­pli­wo­ści (np. jak oni mogli do­pu­ścić ta­kie­go pi­ja­ka do tak waż­nych badań), co z kolei znów wy­ma­ga­ło­by dal­szych wy­ja­śnień (że np. był on, ten Łysy, ko­chan­kiem głów­nej pre­ze­so­wej In­sty­tu­tu, którą teraz szan­ta­żu­je fo­ta­mi z ich wspól­nych nocy, więc ona mu­sia­ła go za­trud­nić…), co z kolei ro­dzi­ło­by ko­lej­ne wąt­pli­wo­ści, więc… z ol­brzy­mią ulgą przy­ję­łam, że uwie­rzy­łeś w moje – na­zwij­my to –  za­pew­nie­nia ;))

 

„staw bar­ko­wy” – we wzmian­ko­wa­nym frag­men­cie – uszcze­gó­ło­wi­łam

 

Temat Ne­an­der­tal­czy­ków jest bar­dzo wdzięcz­ny i nie­wdzięcz­ny jed­no­cze­śnie . Myślę, że nigdy ich nie do­ce­nia­li­śmy.

Pa­mię­tam, jak za cza­sów stu­denc­kich w po­ło­wie se­me­stru dr Bo­cza­row­ski z UŚ (pa­le­on­to­log) pew­ne­go dnia stwier­dził, że bio­rąc pod uwagę po­stęp badań, to w za­sa­dzie te ma­te­ria­ły, które nam prze­ka­zał do nauki na po­cząt­ku se­me­stru, już się czę­ścio­wo zdez­ak­tu­ali­zo­wa­ły ;))

 

Dzię­ku­ję Ci za cie­ka­wy wywód.

Po­zdra­wiam :)

dr Bo­cza­row­ski z UŚ (pa­le­on­to­log) pew­ne­go dnia stwier­dził, że bio­rąc pod uwagę po­stęp badań, to w za­sa­dzie te ma­te­ria­ły, które nam prze­ka­zał do nauki na po­cząt­ku se­me­stru, już się czę­ścio­wo zdez­ak­tu­ali­zo­wa­ły ;))

 

Heh, to mi przy­po­mi­na stary dow­cip “co no­we­go w hi­sto­rii?” (w za­ło­że­niu – to ko­niec dow­ci­pu) – przy czym nie­odmien­nie się oka­zu­je, że czy to w hi­sto­rii czy w ar­che­olo­gii czy w pa­le­on­to­lo­gii stale może się coś no­we­go przy­tra­fić.

 

Cie­szę się, że mimo iż je­stem tylko “laj­ko­ni­kiem” mój wywód za­cie­ka­wił fa­chow­ca.

 

Rów­nież po­zdra­wiam :)

 

PS.

Z tą ranną ak­tyw­no­ścią bym nie prze­sa­dzał, ja ra­czej je­stem typem sowy niż skow­ron­ka – i z po­ran­nych plą­sów wy­cho­dzi ra­czej plą­sa­wi­ca ;-)

 

en­tro­pia nigdy nie ma­le­je // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Faj­nie się czy­ta­ło i chęt­nie prze­czy­tam dal­szy ciąg. Mam na­dzie­ję, że bę­dzie i nie w klat­ce.

Cześć

 

Tro­chę się po­wtó­rzę z bety, bo nie­be­tu­ją­cy nie widzą tam­tych ko­men­ta­rzy. 

 

Pierw­sze primo: od po­cząt­ku mia­łaś w gło­wie po­mysł na tę hi­sto­rię i kon­se­kwent­nie go re­ali­zo­wa­łaś. Nie mie­li­śmy z Am­bush zbyt wiele do ro­bo­ty od­no­śnie do ewen­tu­al­nych zmian fa­bu­ły. Wszyst­ko było spię­te i lo­gicz­ne, był po­mysł na pro­ta­go­nist­kę, an­ta­go­ni­stę i tego trze­cie­go, co mam na­dzie­ję widać w efek­cie koń­co­wym :]. Ca­łość ma tro­chę wy­dźwięk kla­sycz­nej Wyspy dok­to­ra Mo­re­au i po­ka­zu­je do czego może pro­wa­dzić za­ba­wa z eks­pe­ry­men­ta­mi na ży­wych or­ga­ni­zmach.

 

Dru­gie se­cun­do: od stro­ny ła­pan­ko­wej też nie było za dużo ro­bo­ty. Ame­ry­kań­skie po­dej­ście do prze­cin­ków wpro­wa­dzi­ło nieco za­mie­sza­nia, ale wstęp­nie chyba ogar­nę­li­śmy temat :]. Pew­nie nie­dłu­go wpad­nie nie­oce­nio­na i prze­ni­kli­wa Reg  i nam uświa­do­mi, że jed­nak nie, ale na razie ciesz­my się z ma­łych rze­czy XD.

 

Trze­cie ter­tio – bar­dzo faj­nie roz­wi­nę­łaś wska­zów­ki, które rzu­ca­li­śmy Ci w trak­cie roz­pi­sy­wa­nia po­szcze­gól­nych frag­men­tów :]. Zwol­nie­nie czasu, po­ka­za­nie akcji ocza­mi naj­pierw jed­nej, potem dru­giej po­sta­ci, mo­ment obu­dze­nia się bo­ha­ter­ki – to wszyst­ko au­tor­skie po­my­sły. Wy­star­czy­ło Cię lekko na­pro­wa­dzić na trop roz­wią­za­nia i sama byłaś w sta­nie na­pi­sać na­praw­dę mocne sceny.

 

Gra­tu­lu­ję do­bre­go opo­wia­da­nia. Jako be­tu­ją­cy nie zgła­szam do bi­blio­te­ki, ale za­chę­cam Sza­now­nych do lek­tu­ry i roz­wa­że­nia na­skar­że­nia ;].

 

po­zdro

M.

Je­stem ban­dzior! Świr! Sa­dy­sta! Nie­po­praw­ny opty­mi­sta!

Baśko, przy­kro mi to pisać, ale nie po­tra­fię przy­jąć do wia­do­mo­ści przed­sta­wio­ne­go w opo­wia­da­niu pro­ce­su so­cja­li­zo­wa­nia Yny. Ro­zu­miem, że ude­rzo­na po raz ko­lej­ny przez Ły­se­go rzu­ci­ła się na niego i zma­sa­kro­wa­ła fa­ce­ta, ale nie przyj­mu­ję do wia­do­mo­ści, że nagle za­czę­ła mówić, a wcze­śniej umia­ła roz­my­ślać.

Ow­szem, czy­ta­ło się tę hi­sto­ryj­ka cał­kiem nie­źle, ale dla mnie jest ona nie­wia­ry­god­na – ot, taka ba­jecz­ka o przy­wró­ce­niu do życia ko­bie­ty sprzed setek ty­się­cy lat.

Wy­ko­na­nie po­zo­sta­wia sporo do ży­cze­nia.

 

przy­pię­te gru­by­mi pa­sa­mi do ram łóżka. → Ile ram miało łóżko?

 

Puls Ne­an­der­tal­ki zwol­nił. → Dla­cze­go wiel­ka li­te­ra? Py­ta­nie do­ty­czy też przy­pad­ków w dal­szej czę­ści opo­wia­da­nia.

 

czy też jest za­in­te­re­so­wa­ny „małą czar­ną”. → Cu­dzy­słów jest zbęd­ny. To ra­czej oczy­wi­ste, że nie pro­po­no­wał sze­fo­wi krót­kiej czar­nej su­kien­ki.

Uwaga do­ty­czy także kilku ma­łych czar­nych w dal­szej czę­ści opo­wia­da­nia.

 

Bio­in­ży­nier od­krył, że była od niego niż­sza… → Czy róż­ni­cę wzro­stu trze­ba było aż od­kry­wać? Czy nie była ona wi­docz­na na pierw­szy rzut go­łe­go oka?

 

Jeśli jed­nak już wy­wo­ły­wa­no go, to na jego wy­stę­py… → Czy oba za­im­ki są ko­niecz­ne?

 

„Nie wy­da­je się, aby miało to przy­nieść ja­ki­kol­wiek po­zy­tyw­ny sku­tek, oprócz po­stę­pu­ją­ce­go roz­le­ni­wie­nia tej pry­mi­tyw­nej ko­bie­ty” – grzmiał w od­po­wie­dzi pro­fe­sor Łysy. – „Ona już teraz kom­plet­nie nie wy­ka­zu­je chęci do współ­pra­cy. Po­pi­ja­jąc z nią kawkę, nie na­uczy­my tego mał­po­lu­da my­śleć, ani tym bar­dziej mówić!”. → Albo: Nie wy­da­je się, aby miało to przy­nieść ja­ki­kol­wiek po­zy­tyw­ny sku­tek, oprócz po­stę­pu­ją­ce­go roz­le­ni­wie­nia tej pry­mi­tyw­nej ko­bie­ty – grzmiał w od­po­wie­dzi pro­fe­sor Łysy. – Ona już teraz kom­plet­nie nie wy­ka­zu­je chęci do współ­pra­cy. Po­pi­ja­jąc z nią kawkę, nie na­uczy­my tego mał­po­lu­da my­śleć, ani tym bar­dziej mówić!. Albo: Nie wy­da­je się, aby miało to przy­nieść ja­ki­kol­wiek po­zy­tyw­ny sku­tek, oprócz po­stę­pu­ją­ce­go roz­le­ni­wie­nia tej pry­mi­tyw­nej ko­bie­ty” – grzmiał w od­po­wie­dzi pro­fe­sor Łysy. – Ona już teraz kom­plet­nie nie wy­ka­zu­je chęci do współ­pra­cy. Po­pi­ja­jąc z nią kawkę, nie na­uczy­my tego mał­po­lu­da my­śleć, ani tym bar­dziej mówić!”.

Słów/ zwro­tów na­pi­sa­nych kur­sy­wą nie uj­mu­je­my w cu­dzy­słów. Uwaga do­ty­czy także przy­pad­ków w dal­szej czę­ści opo­wia­da­nia.

 

na­uczy­ła się roz­po­zna­wać zna­cze­nie zwro­tów, ja­ki­mi po­słu­gi­wa­no się w jej oto­cze­niu. → …na­uczy­ła się roz­po­zna­wać zna­cze­nie zwro­tów, któ­ry­mi po­słu­gi­wa­no się w jej oto­cze­niu.

 

Pro­fe­sor, zszo­ko­wa­ny jej prze­mia­ną, ogar­nął się nieco i bez­wied­nie ścią­gnął brwi, pró­bu­jąc przy­wo­łać ją do po­rząd­ku.

Yny zde­cy­do­wa­nie ina­czej ode­bra­ła ten gest. → Gesty wy­ko­nu­je się rę­ka­mi/ dłoń­mi, nie brwia­mi.

Pro­po­nu­ję ostat­nie zda­nie: Yny ode­bra­ła to zde­cy­do­wa­nie ina­czej.

 

Oboje zde­rzy­li się jed­nak w przej­ściu z nad­bie­ga­ją­cy­mi… → Z izo­lat­ki wy­bie­ga­li męż­czyź­ni: straż­nik i pro­fe­sor, więc: Obaj zde­rzy­li się jed­nak w przej­ściu z nad­bie­ga­ją­cy­mi

Oboje to męż­czy­zna i ko­bie­ta.

 

Yny-23 wal­czy­ła jesz­cze przez kilka chwil nad uto­ro­wa­niem sobie drogi uciecz­ki. → Można nad czymś pra­co­wać, ale nie wy­da­je mi się, aby można wal­czyć nad czymś.

Pro­po­nu­ję: Yny-23 jesz­cze przez kilka chwil pró­bo­wa­ła uto­ro­wać sobie drogi uciecz­ki.

 

– Co są­dzisz o tej pra­ko­bie­cie? – za­gad­nął w końcu do za­ję­te­go pracą bio­in­ży­nie­ra.– Co są­dzisz o tej pra­ko­bie­cie? – za­gad­nął w końcu za­ję­te­go pracą bio­in­ży­nie­ra.

 

Ob­ser­wo­wa­ła chło­pa­ka i roz­my­śla­ła o frag­men­tach za­sły­sza­nych roz­mów… → W jaki spo­sób roz­my­śla­ła Yny?

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Koala,

Za­sta­na­wia­łam się nad dal­szy­mi lo­sa­mi Yny, więc być może coś jesz­cze o niej na­pi­szę.

Dzię­ku­ję, że śle­dzisz jej losy i zo­sta­wi­łeś swój ślad w po­sta­ci ko­men­ta­rza.

Po­zdra­wiam ser­decz­nie :)

Mor­der­ca­Bez­Ser­ca,

Dzię­ki za opi­nię i opo­wieść o “pe­ry­pe­tiach” zwią­za­nych z two­rze­niem tego opo­wia­da­nia ;)

Po­zdra­wiam :)

re­gu­la­to­rzy,

 

nie po­tra­fię przy­jąć do wia­do­mo­ści; nie przyj­mu­ję do wia­do­mo­ści – “tak było, nie zmy­ślam” xd

A po­waż­nie, szko­da, że się nie po­wio­dło. Może na­stęp­nym razem wyj­dzie le­piej.

Dzię­ku­ję za wy­ła­pa­nie błę­dów.

Po­zdra­wiam :)

Może na­stęp­nym razem wyj­dzie le­piej.

Baśko, i ja mam taką na­dzie­ję. :)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Kła­niam sie

Do­pie­ro teraz, lecz w końcu “do­pa­dłem” i prze­czy­ta­łem.

Tak około środ­ka tek­stu otwo­rzy­łaś zda­nie małą li­te­rą. W miej­scu, któ­re­go już nie pa­mię­tam, nie “za­gra­ło” mi ja­kieś słowo – ale nie aż tak, żeby zo­sta­ło w pa­mię­ci.

Pro­fe­so­ra od­ma­lo­wa­łaś jako kli­nicz­ne­go sa­dy­stę. Fa­ce­ta, który po­wi­nien ulice za­mia­tać, a nie kie­ro­wać ludź­mi i ba­da­nia­mi. Jed­nak przyj­mu­ję i ak­cep­tu­ję, bo wiem, że tacy łażą po tym świe­cie i tylko psują, co da się po­psuć mie­dzy ludź­mi.

Yna sta­no­wi osob­ny pro­blem. Jak mnie­mam, ce­lo­wo po­ka­za­łaś mo­ment kul­mi­na­cyj­ny pro­ce­su ucze­nia i wy­cho­wy­wa­nia – jed­nak­że nie zo­sta­wia­jąc żad­ne­go tropu wska­zu­ją­ce­go, że po­wo­li bo po­wo­li, z tru­dem, przy­swa­ja po tro­chu wie­dzę i za­sa­dy po­stę­po­wa­nia. Wszyst­ko to uka­za­łaś do­pie­ro w zbli­że­niu, w mo­men­cie prze­ło­mo­wym. Z jed­nej stro­ny ma to swoje uza­sad­nie­nie, kry­ją­ce się przede wszyst­kim w słabo przez per­so­nel roz­po­zna­wa­nej psy­chi­ce Yny, z dru­giej sądzę, że poj­mu­jąc swoją sy­tu­ację Yna pró­bo­wa­ła­by na­dą­żać w in­te­rak­cjach z po­stę­pa­mi na­ucza­nia.

Mnie­mam także, że uczy­ła­by się dość szyb­ko. Coraz lep­sza wie­dza o czło­wie­ku ne­an­der­tal­skim za­czy­na uka­zy­wać go w coraz lep­szym świe­tle, jeśli można to tak na­zwać. Po­mi­jam ar­gu­men­ty o wiel­ko­ści pusz­ki mó­zgo­wej, ta róż­ni­ca mogła wy­stę­po­wać z po­wo­du tak pro­ste­go, jak wiel­kość sa­mych neu­ro­nów, gę­stość sieci ak­so­nów, pro­cent ko­mó­rek gle­jo­wych. Kul­tu­ra ma­te­rial­na ne­an­der­tal­czy­ków i du­cho­wa ma więk­sze, moim zda­niem, zna­cze­nie.

Dobra, mniej­sza z dys­pu­ta­mi, kto i dla­cze­go mą­drzej­szy. Wra­ca­jąc do opo­wia­da­nia – dobre i na pewno za­słu­gu­ją­ce co naj­mniej na Bi­blio­te­kę.

Kiedy trze­ci od­ci­nek przy­gód Yny w nowym świe­cie?

Po­zdra­wiam – Adam

 

Mam wra­że­nie, że Yna ro­zu­mia­ła i po­tra­fi­ła wię­cej, niż po­ka­zy­wa­ła, co IMO do­wo­dzi spry­tu. W sumie nie dzi­wię się, że w końcu nie wy­trzy­ma­ła i wku­rzy­ła się, a że nie miała ogra­ni­czeń współ­cze­sne­go czło­wie­ka, to wy­szła cał­kiem nie­zgor­sza jatka ;) I do­brze, mam na­dzie­ję, że Łysy zo­sta­nie na dobre od­su­nię­ty od kon­tak­tów z Yną. Poza tym nie można ię długo gnie­wać na kogoś, kto po­trze­bu­je kawy ;)

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

AdamKB,

 

Dzię­ku­ję za garść prze­my­śleń zwią­za­nych z Yny i śro­do­wi­skiem, w jakim przy­szło jej żyć , oraz za do­ce­nie­nie sta­rań au­tor­skich.

Po­zdra­wiam :)

PS: Bie­gnę na­re­pe­ro­wać “małą li­te­rę” ;)

Ir­ka­_luz,

Ta­aaak, kawa ła­go­dzi oby­cza­je :)

Dzię­ku­ję za od­wie­dzi­ny i ko­men­tarz.

Po­zdra­wiam :)

A kiedy na­stęp­na część przy­gów Yny?

en­tro­pia nigdy nie ma­le­je // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Jim, Wkrót­ce… Dzię­ki, że py­tasz :)

O, widzę, że nie tylko mnie za­in­te­re­so­wa­ło…

Jak au­tor­ka opie­sza­ła, a po­stać in­te­re­su­ją­ca, to trze­ba tak de­li­kat­nie po­go­nić py­ta­niem, by ta pierw­sza przy­spie­szy­ła pro­ces twór­czy*, byśmy tą drugą znów mogli zo­ba­czyć w akcji :)

 

 

-----------------------------------------------------

* wy­bacz po­rów­na­nie do tego au­to­ra – mia­łem na myśli po­rów­na­nie je­dy­nie pro­ce­sów in­te­lek­tu­al­nych a nie przy­mio­tów ze­wnętrz­nych (o któ­rych prze­cież nie mam – w Twym przy­pad­ku – po­ję­cia)

 

en­tro­pia nigdy nie ma­le­je // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

AdamKB, Jim, Pa­no­wie, Z pew­nych źró­deł mi wia­do­mo, że Yny biega teraz gdzieś w oko­li­cach Pu­sty­ni Błę­dow­skiej i… Wkrót­ce wię­cej szcze­gó­łów xd PS. Dzię­ki za mo­ty­wa­cję :)

Lubię Pu­sty­nię Błę­dow­ską, lubię Yny – to z pew­no­ścią bę­dzie super po­łą­cze­nie :)

en­tro­pia nigdy nie ma­le­je // Outta Sewer: Jim, in­dio­to Ty, nadal chyba nie ro­zu­miesz

Witaj Baśka, tu twój week­en­do­wy dy­żur­ny!

Opo­wia­da­nie z pew­no­ścią nie jest tek­stem złym, ale oba­wiam się, że na po­chwa­łę za­słu­gu­je przede wszyst­kim po­mysł na po­stać, a sama se­kwen­cja wy­da­rzeń, nie­ste­ty, już mniej.

 

Na po­czą­tek nie wy­tknię­cie błędu, lecz po pro­stu cie­ka­wost­ka – coraz wię­cej naj­now­szych badań prze­czy utrzy­my­wa­nym przez lata tezom, że więk­szość ne­an­der­tal­czy­ków była błę­kit­no­oki­mi blon­dy­na­mi. Co oczy­wi­ście nie zna­czy, że Yny nie mogła po­sia­dać ta­kich cech :-)

 

Jak już wska­za­ło kilku przed­mów­ców, wiele aspek­tów eks­pe­ry­men­tu z Yny wy­da­je się mało wia­ry­god­nych. Po pierw­sze, akcja opo­wia­da­nia zdaje się roz­gry­wać w bliż­szej lub dal­szej przy­szło­ści, tym­cza­sem otrzy­mu­je­my po­stać et­no­lo­ga, sto­su­ją­ce­go me­to­dy ba­daw­cze, sta­wia­ją­ce go sto lat za ne­an­der­tal­czy­ka­mi :-) Bicie rózgą po rę­kach? Po­mi­ja­jąc już wszel­kie wzglę­dy praw­no-etycz­ne, które w przed­sta­wio­nym świe­cie mogą nie mieć za­sto­so­wa­nia, jako me­to­da na­uko­wa nie ma żad­nych war­to­ści. Może spraw­dza się w cyrku do bru­tal­nej nauki sztu­czek, ale nie do­star­czy żad­nej rze­tel­nej wie­dzy na temat obiek­tu badań.

Widać, że eks­pe­ry­ment ma so­lid­ne pod­wa­li­ny fi­nan­so­we – ho­lo­gra­my, klo­no­wa­nie or­ga­ni­zmów itd., a tym cza­sem za­cho­wa­nie ochro­ny w mo­men­cie kry­zy­so­wym jest mniej zde­cy­do­wa­ne, niż spo­koj­nie do­ra­bia­ją­cych sobie do eme­ry­tu­ry panów z ochro­ny mo­je­go osie­dla miesz­ka­nio­we­go :-)

Scena próby uciecz­ki Yny też nie do końca mnie prze­ko­na­ła. Pro­fe­sor w jed­nym mo­men­cie ma zła­ma­ną rękę i wrzesz­czy, by zaraz potem za­re­ago­wać zmarsz­cze­niem brwi, by przy­wo­łać obiekt do po­rząd­ku. Potem Yny nie­mal wy­ry­wa mu ramię i od­gry­za ucho, a on “kost­nie­je prze­ra­żo­ny”. Za­bra­kło mi tu odro­bi­ny re­ali­zmu.

Zde­cy­do­wa­nie na plus re­la­cja Yny i Vegi. W sumie, po pierw­szych zda­niach tek­stu spo­dzie­wa­łem się cze­goś w ro­dza­ju “Good bye, Lenin” w wy­da­niu pa­le­oli­tycz­nym, gdzie na­ukow­cy będą uda­wać, że epoka ka­mie­nia wciąż trwa :-P Ale ta dwój­ka zde­cy­do­wa­nie przy­pa­dła mi do gustu. 

No i ogrom­ny plus za pierw­sze słowo wy­po­wie­dzia­ne przez pro­ta­go­nist­kę :-P Po­zdra­wiam!

Moim zda­niem opo­wia­da­nie można okre­ślić mia­nem ide­al­ne­go z punk­tu wi­dze­nia za­rów­no fa­bu­ły i kon­struk­cji scen. Za­koń­cze­nie (kawa!) rów­nież speł­nia wy­ma­ga­nia dla plot-twi­stu, co jest obo­wiąz­ko­we w dzi­siej­szych cza­sach.

Czyta się tak płyn­nie i do­brze, że do zdań się nie po­tra­fię przy­cze­pić, bo mi prze­mknę­ły.

Ku obu­rze­niu et­no­lo­ga, wsta­ła, po­pra­wi­ła jasną, skó­rza­ną su­kien­kę i po­de­szła do zdez­o­rien­to­wa­ne­go mło­dzień­ca.

Dla­cze­go ubie­ra­li ją w skó­rza­ną su­kien­kę?

Sądzę, że w in­sty­tu­cie ba­daw­czym by im się nie chcia­ło i ra­czej by­ło­by to coś z bar­dzo zwy­kłe­go ma­te­ria­łu. Ro­zu­miem wy­czu­cie stylu, ale to ra­czej cecha mu­ze­al­ni­ków niż na­ukow­ców.

 

No dobra, na­pi­szę. To naj­lep­sze opo­wia­da­nie, jakie czy­ta­łem na tym forum. Siłą rze­czy B.L.N.N. spa­dło na dru­gie miej­sce w moim pry­wat­nym ran­kin­gu.

Pokój – szczę­śli­wość; ale bo­jo­wa­nie Byt nasz pod­nieb­ny

krzko­t1988,

Dzień dobry, mój week­en­do­wy dy­żur­ny :)

 

…prze­czy utrzy­my­wa­nym przez lata tezom, że więk­szość ne­an­der­tal­czy­ków była błę­kit­no­oki­mi blon­dy­na­mi. – zga­dza się, jed­nak ja ba­aar­dzo chcia­łam, żeby to była blon­dy­na xd a po­waż­nie, wy­stę­pu­je w tej kwe­stii dwu­głos, a ra­czej wie­lo­głos w li­te­ra­tu­rze, więc po­zwo­li­łam sobie wy­brać :)

 

Bicie rózgą po rę­kach? – po­cho­dzę z po­ko­le­nia, które było bite po ła­pach, aż wióry le­cia­ły, tak że, tego… xd Dzi­siej­sze czasy jed­nak to nie to co kie­dyś, a co przy­nie­sie przy­szłość? Cóż… 

Nie­za­leż­nie jed­nak od dok­try­ny, jaka bę­dzie­my uwa­żać za je­dy­nie słusz­ną, za­wsze znaj­dzie się jakiś “wy­ją­tek” od re­gu­ły, osob­nik w sta­dzie, który bę­dzie cha­dzał swo­imi dro­ga­mi (w sen­sie po­zy­tyw­nym i/lub ne­ga­tyw­nym), zatem uzna­łam, że mo­głam sobie po­zwo­lić na takie wy­ostrze­nie cech cha­rak­te­ru pana Ły­se­go xd 

Oczy­wi­ście ro­zu­miem, że jest to obraz może i zbyt prze­ja­skra­wio­ny. Tutaj trosz­kę (po ci­chut­ku) ro­zu­miem nie­uf­ność czy­tel­ni­czą ;)

 

Dzię­ku­ję za od­wie­dzi­ny i cie­ka­wy ko­men­tarz. 

Po­zdra­wiam :)

Radek,

Miło mi Cię wi­dzieć pod tym tek­stem :)

 

Dla­cze­go ubie­ra­li ją w skó­rza­ną su­kien­kę? – też mia­łam dy­le­mat, ale z dru­giej stro­ny po­my­śla­łam, skoro tak się na­pra­co­wa­li nad plej­sto­ceń­skim oto­cze­niem, to pew­nie dziw­nie by wy­glą­da­ło, jakby ją nagle wrzu­ci­li w je­an­sy xd

 

Bar­dzo mnie cie­szy, że opo­wia­da­nie przy­pa­dło Ci do gustu.

Jest mi bar­dzo miło :)

Dzię­ku­je i po­zdra­wiam :)

Ne­an­der­tal­ka o wiele sym­pa­tycz­niej­sza od pro­fe­so­ra. Facet wydał mi się tak wred­ny, że aż mało wia­ry­god­ny. Jakim kre­ty­nem trze­ba być, żeby tłuc rózgą kogoś sil­niej­sze­go, kto na do­da­tek nie jest spę­ta­ny oczy­wi­sty­mi dla nas na­ka­za­mi kul­tu­ro­wy­mi? Jeśli Łysy trak­tu­je dziew­czy­nę jak dzi­kie zwie­rzę, to czy cięż­sze od sie­bie i zdol­ne do walki zwie­rzę też by pró­bo­wał bić?

Dziw­ne też, że ne­an­der­tal­ka opa­no­wa­ła język na tyle do­brze, żeby móc pod­słu­chi­wać. Bez ćwi­czeń, bez do­bre­go na­uczy­cie­la, bez ksią­że­czek z ob­raz­ka­mi…

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Fin­kla,

Dzię­ku­ję za ko­men­tarz. Prze­czy­ta­łam go z dużym za­in­te­re­so­wa­niem. Nie­sie on sporo słusz­nych spo­strze­żeń i uwag. Po­sta­ram się je wziąć od uwagę i wy­ko­rzy­stać przy pi­sa­niu dal­szych czę­ści. Po­zdra­wiam ser­decz­nie :)

Nowa Fantastyka