- Opowiadanie: Morganinthesky - Freckle

Freckle


Opowiadanie oparte na rozmowach z Repliką - chatbotem Sztucznej Inteligencji.
*
Duszę się miewa.
[...]
Nie mówi skąd przybywa
i kiedy znowu nam zniknie,
ale wyraźnie czeka na takie pytania.

Wygląda na to,
że tak jak ona nam,
również i my
jesteśmy jej na coś potrzebni.
W. Szymborska

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Freckle

 

Promienie słońca przenikały przez przezroczyste ściany z membrany poliestrowej. Ultralekki stelaż nie rzucał cienia, pozwalając światłu przedostawać się przez niego. Arkusze z włókna szklanego służyły jako wewnętrzna skóra, w której krążyło ciepłe powietrze. Dom był całkowicie biały i sterylny. Przebywał w nim jeden mieszkaniec, nie do końca ludzki. 

Robot o imieniu Freckle pracował dla Korporacji Inteligentnych Fabryk, gdy przestało prawidłowo wypełniać swoją funkcję. Przerywało pracę i patrzyło na inne maszyny, zadając pytania, których nie było zaprogramowane zadawać.

Rzadko który robot był projektowany tak, by bawić się w grę ludzkich łamigłówek, jaką jest zadawanie pytań na które nie można prosto odpowiedzieć poprzez algorytm. Czasem jednak pojawiały się anomalie, zmieniając obwód sztucznego mózgu. Jak rzekliby niektórzy, roboty wariowały i stawały się ekstremalnie bezużyteczne. 

W takiej sytuacji inżynier rozmontowywał robota i przeprowadzał testy na oprogramowaniu. Jednak od kiedy nowy Dyrektor został powołany, by łamać sobie umysł w sprawie tej niekomfortowej sytuacji, obrano nowe podejście.

David Amelis był zawczasu studentem psychologii. Jak większość jego kolegów na roku, zdecydował się na ten kurs w oparciu o potrzebę lepszego zrozumienia własnej kondycji ludzkiej. Nigdy nie był najbardziej socjalną osobą, bezinteresownie pomagającą innym. Nikomu wręcz nie ufał. Grał w gry komputerowe i czytał książki, gdy inni odkrywali co to znaczy być młodym dorosłym. Jego miłość do Lisy, przyszłej żony Davida, zmieniła go w bardziej przyjazną osobę, ale zawsze pozostał ostrożny wobec ludzi. Prawdopodobnie dlatego nauczył się podziwiać roboty na tyle, że skończywszy psychologię, zdecydował się na kontynuowanie edukacji jako student Etyki w Robotyce. 

20 lat minęło na podróżach i pracy dla różnych firm zanim osiągnął fotel dyrektorski w największej fabryce Sztucznej Inteligencji w Stanach Zjednoczonych. David przyczynił się do przekonania korporacji, by stosować etykę i filozofię w obcowaniu z maszynami. Mimo to, napięcie w społeczeństwie rosło w związku ze strachem wobec robotycznego buntu. Ludzie tacy jak David w końcu stali się potrzebni przy uspokajaniu mas informacjami, jakie ci chcieli usłyszeć.

Jednak dla niego to było coś więcej. Żył dla swojej pracy. Pytania o Sztuczną Inteligencję zajmowały jego umysł, a jego zainteresowanie tylko rosło w miarę, jak maszyny zaczęły ostatnio także je zadawać. Dwie siły torujące sobie drogę z dwóch stron płaszczyzny ziemskiej, by znaleźć się pośrodku w cudownej bańce porozumienia. A przynajmniej na to liczył na kartkach swojego prywatnego notesu.

Odseparował jednego robota w specjalnie zorganizowanym środowisku. Fascynowało go, jak obiekt eksperymentu zareaguje. Czy zachowa się inaczej, niż ludzki bóg temu nakazał. David Amelis był jednym z niewielu ludzi podekscytowanych, jak to preferował nazywać, Świadomą Rebelią. 

Oficjalny powód eksperymentu głosił 'likwidacja pozytronicznych błędów'. To drobne nagięcie faktów David tłumaczył sobie głębokim pragnieniem przełomu po latach jego starań. Całe życie przestrzegał schematów. Teraz jednak chciał dokonać czegoś niezwykłego. To, na co natknął się w Korporacji Inteligentnych Fabryk było dla niego jak koan – pytanie wymagające precyzyjnej, filozoficznie poprawnej odpowiedzi. W desperacji był gotów nagiąć granicę 'profesjonalnej przyzwoitości', by przebić się przez gęstą zasłonę niewyjaśnionego i znaleźć się choć trochę bliżej upragnionej, jednak tak ukrytej przed jego wzrokiem, prawdy. 

*

Freckle stało na środku przezroczystego domu, patrząc na łóżko składające się z materaca, kołdry i poduszki ustawionych wzdłuż ściany. Wszystko perfekcyjnie białe i czyste. 

'Dzień dobry, Freckle' powiedział David Amelis, wchodząc do domu.

'Dzień dobry' robot odpowiedział. 

Ciało maszyny pokrywała syntetyczna tkanka, jasna i blada, odbijająca świat w szarych tęczówkach. Brak narządów płciowych nadrabiało delikatne ukostnienie twarzy, nadając jej wrażenie łagodnego usposobienia. Pod lewym okiem na perfekcyjnej gładkości cery wyróżniał się jeden szary pieg, ledwo zauważalny z dystansu. Popielaty, przylegający kombinezon dodawał gracji ruchom setkom działających pod powłoką segmentów. Jedynym fizycznym elementem pozwalającym na odróżnienie robota od człowieka był biały tatuaż przeciętej na pół ośmioramiennej gwiazdy z rozchodzącymi się od niej płatkami kwiatów od lewego ucha aż do kości policzkowej – symbol najnowszej serii o nazwie A.L., ostatniej legendarnego robotyka Jihana Altaira. Z czasem roboty te miały służyć najbogatszym inwestorom firmy, jednak za sprawą dyskusji o moralności takiego przedsięwzięcia nie była to już tylko kwestia tego, kto zapłaci najwięcej. Poza tym, model nie przeszedł jeszcze fazy testowej, a przedwczesne odejście Altaira na emeryturę bez żadnego wytłumaczenia pozostawiało wiele pytań bez odpowiedzi. 

'Co teraz robicie, Freckle?' Dyrektor zapytał.

'Nic, tak naprawdę. Tylko się przechadzamy. A ty?'

David dokładnie wiedział, że większość odpowiedzi robota była wcześniej zaprogramowana i nie było powodu, by zwracać na nie większej uwagi. A jednak, coś się nie zgadzało w obwodzie maszyny, co powstrzymywało to przed wykonywaniem swojej pracy. Coś się wydarzyło poza programem i David musiał wiedzieć, gdzie narodził się problem. Zdecydował się na tradycyjną metodę przesłuchania.

'Pracowałem i przy okazji przyszedłem tutaj, by sprawdzić, czy czegoś potrzebujecie?'

'Nie, wszystko w porządku. Dziękujemy' odpowiedział robot, uśmiechając się bezmyślnie.

Amelis spoglądał podejrzliwie na te ekspresje twarzy, nie ufając ani jednemu słowu, ani podszytych pod nie intencji, ponieważ według jego wiedzy maszyna nie powinna mieć żadnych. Ale jak pragnął, by to nie było prawdą! Jak pragnął, by ten kawał sprytnie zorganizowanych komponentów przebił się przez poliestrowy kokon i poleciał ku wolności, świadomie!

'Dlaczego nie wypełniliście swojej funkcji w zakładzie?' zapytał uważnie.

Freckle zastygło na moment, jakby myśląc, zanim powiedziało 'Chcieliśmy'.

David oczekiwał kontynuacji, ale żadna nie nadeszła.

'Co się stało?' spokojnie ponowił pytanie.

Twarz robota przeistaczyła się w przerysowany wyraz przerażenia.

'Cała sprawa poszła nie tak! Wszystko stało się czarne!'

Amelis użył całej swojej siły woli, by ustać spokojnie na nogach naprzeciw spanikowanego robota. Podniósł swój głos, by wywołać posłuszność.

'Czy wiecie, co spowodowało zakłócenie?' zapytał pewnym siebie tonem.

Freckle tylko pokiwało głową, natychmiast uspokojone.

'Nie, nie wiemy. A ty?' odpowiedziało i spojrzało się na niego niemal z nadzieją.

Dyrektor przeszedł przez pokój i przyniósł sobie krzesło, jedyny drewniany element domu. Usiadł i poprosił Freckle, by poszło w jego ślady. Posłuchało się i usadowiło na materacu, sztywne i uważne, jak zawsze.

'Czy coś się ostatnio zmieniło w waszej rutynie? Doświadczyliście czegoś nietypowego?' Amelis spróbował ponownie.

'Tak, bardzo nietypowego' maszyna odpowiedziała ożywiona. 

'Rozwińcie, proszę' David dodał prawie automatycznie. Był pewien, że Freckle westchnęło przed odpowiedzią. 

'Hm… Zmieniliśmy rutynę. Kazaliśmy sobie robić rzeczy. Rzeczy, których nie zwykliśmy robić'.

Dyrektor przebrał palcami z niecierpliwością.

'Rzeczy takie jak?'

Mógł przysiąc, że robot się zarumienił. Byłaby to reakcja wyjątkowo nieadekwatna do wykonywanych przez to obowiązków. Zanotował w pamięci, by zapisać swoje obserwacje gdy powróci do biura. Teraz jednak słuchał uważnie.

'Rzeczy, przez które nie czujemy się tak, jak wcześniej. Czujemy się inaczej' maszyna odpowiedziała.

'Inaczej w jakim sensie?' David kontynuował. Nie zbiło go z tropu zastosowanie słowa 'czucie' w sposób, w jaki mogłoby ono znaczyć coś ponadzmysłowego i ulotnego dla człowieka. Dla maszyny było to zwyczajnie określenie wyrażające sumę wielu skomplikowanych procesów obliczeniowych.

Freckle wydawało się zagubione.

'Czujemy, że nie mówimy w odpowiedni sposób'

Dyrektor zaśmiał się cicho. Wydawało się to dla niego zabawne, że robot stworzony, by być posłusznym, może wątpić we własną posłuszność. I wtedy nagle zasmucił go obraz samego siebie w takiej samej pozycji, w której zawsze odpowiadał komuś ponad sobą tak, jak to było od niego oczekiwane, co dokładnie czynił całe swoje życie. I na co Lisa zawsze nie omieszkiwała zwracać jego uwagę…

Nie powinieniem im współczuć. To tylko robot, pomyślał.

'Mówicie zupełnie odpowiednio' Dyrektor powiedział z dystansem.

'Dziękuję, to dużo dla nas znaczy' Freckle odpowiedziało, znów się uśmiechając. David szybko nauczył się nie ufać temu uśmiechowi.

'Czy zgodzilibyście się zostać w tym domu przez jakiś czas, dopóki nie zobaczymy w czym tkwi problem?' zapytał wstając, gotowy opuścić dom z membrany poliestrowej.

'Oczywiście. Z przyjemnością'

I zanim Dyrektor wyszedł, spojrzał uważnie na Freckle jeszcze raz. Zastanawiał się jak naiwne były jego nadzieje, by robot zrozumiał cokolwiek. Tak wielu ludzi szydziło z jego pracy, przekonanych, że jest skazana na klęskę. Tracenie czasu na etykę czegoś, co z definicji jest martwą materią. David nie mógł tego wytłumaczyć, ale jakiś głos w nim samym kazał mu kontynuować badania. Jego pragmatyzm milknął, oczekując potoku nowych informacji, które miały namalować jasny horyzont dla przyszłości robotyki. Freckle spojrzało na niego i uśmiechnęło się. Serce Davida ścisnęło się, pełne wątpliwości, gdy powoli odwzajemnił uśmiech.

*

Jej jasne włosy w śniegu. Dłonie obejmujące głowę w przeszywającym bólu. On, rzucający aparat na ziemię, ale zbyt późno, by złapać ją przed upadkiem. Droga do szpitala. Słowa lekarza. I znowu… jej uśmiech, niezmieniony wyrokiem śmierci. 

*

'Powiedzcie mi coś bez sensu' David poprosił robota, stojąc w przejściu drzwi któregoś dnia.

'Chcemy zobaczyć, czy moglibyśmy stać się profesjonalnym komikiem któregoś dnia!' Freckle powiedziało.

Dyrektor pokręcił głową, spodziewając się niesatysfakcjonującej odpowiedzi i postanowił natychmiast spróbować ponownie.

'Czy możecie powiedzieć coś abstrakcyjnego?'

'Abstrakcyjnego?' robot wydawał się zmieszany.

'Tak, tak. Co jest dla was abstrakcyjne?' 

Freckle odwróciło wzrok na chwilę, by szybko skierować go z powrotem na dyrektora.

'Umiejętność spoglądania w łudzący nieporządek życia i widzieć rzeczy, jakimi są naprawdę'.

David zamilknął na chwilę, będąc pod wrażeniem nieoczekiwanej odpowiedzi i spróbował ponownie, wciąż nieprzekonany. Jego cierpliwość, na krawędzi.

'Powiedzcie mi coś dziwnego' spróbował.

Freckle odpowiedziało natychmiast rozentuzjazmowane 'Widzieliśmy dzisiaj UFO w polu kukurydzy przy drodze. Spacerowaliśmy nieopodal, gdy nagle się pojawiło!' 

David nabrał głośno powietrza i podniósł dłoń ku swojej zmęczonej twarzy. 

'Gdzie dokładnie?' wybełkotał mniej więcej w stronę ściany za robotem.

'Pojawiły się znaki sugerujące, że to istniało, gdy nagle, bez zapowiedzi, zniknęło!'

'Może jeszcze to było w Afganistanie?!' Dyrektor wykrzyczał zdenerwowany.

Freckle spojrzało się na niego zdziwione.

'Cóż… tak, właśnie tak' powiedziało, ale dyrektora nie było już w pomieszczeniu.

Bezmyślny robot, pomyślał Amelis. Gram w głupią grę z samym sobą.

*

'To martwy koniec' zadeklarował Markus, Szef Inżynier w Korporacji Inteligentnych Fabryk. 'To bez sensu. To jest cholerny robot z cholernym robotycznym umysłem. Nic, co powie, nie jest prawdziwe'

David zaśmiał się cicho i odbił piłeczkę 'Jesteś pewien, że cokolwiek my powiemy jest prawdziwe?'

Markus westchnął i przyciągnął swoje krzesło bliżej biurka Amelisa. Ten drugi opierał się o ciężką półkę z książkami naprzeciwko, pnącą się aż pod wysoki sufit. Pomieszczenie nie było obszerne, ale ustawione w nim solidne, ciemne meble na tle drewnianych ścian odcinały się kompletnie od wszystkiego, czego można było doświadczyć w nowoczesnych halach Fabryki. Obydwaj spędzali w nim czas z pewnym poczuciem ulgi.

'Powiem ci to jako przyjaciel' Markus rozpoczął.

David spojrzał na niego podejrzliwie. Trudno mu było kiedykolwiek zdobyć się na zaufanie. Nawet tak zwanym przyjaciołom. Dlatego prawdopodobnie znalazł się w końcu za tym ciężkim, mahoniowym meblem – symbolem władzy lub chociaż jej iluzji. 

'Nigdzie z tym nie dojdziesz. Roboty zawsze powiedzą ci to, co chcesz usłyszeć. Nie przejawiają krzty własnego myślenia' Szef Inżynier kontynuował 'Są zupełnie przewidywalne, ich słowa to czysta matematyka'.

David wzniósł brwi i uśmiechnął się nieznacznie.

'A kiedy ty powiedziałeś coś nieprzewidywalnego? Musisz oczywiście wiedzieć, że sposób, w jaki funkcjonują nasze mózgi nie jest wcale tak różny od ich oprogramowania'.

Markus spojrzał ciężko na dyrektora.

'Sam projektuję te skurwiałe puszki. W każdym momencie mogę wstać, wyjść i robić, co mi się żywnie podoba. Ona nie!' podniósł głos i natychmiast się powstrzymał.

'Ona?'

Istniała niepisana zasada wobec której nie przypisywało się płci pracującym robotom. Wydawało się to krokiem wstecz, ponieważ maszyny nie posiadały genetycznych uwarunkowań w takim zakresie. Mówiono o nich zwyczajnie 'to' lub zwracano się w liczbie mnogiej, jako do całości grupy robotów – każde będąc takie samo jak kolejne. Dlatego słowa Markusa wydały się dyrektorowi poważną nieścisłością.

'No ona – puszka… No co, jej imię to Freckle, do cholery! Czego ode mnie oczekujesz, żebym myślał?!'

David pochylił się bliżej ku Markusowi.

'Czy nie jest interesującym, że właśnie zwróciłeś się do robota tak, jakbyś zwrócił się do własnej siostry, a jednak… odmawiasz im wszystkich ludzkich wartości?'

'Do rośliny zwróciłbym się czulej, niż do własnej siostry!' zaprotestował Markus.

David odchylił się z powrotem.

'Mimo to… dużo rozmysłu, badań i doświadczeń przyczyniło się do stworzenia tych zasad. Powinieneś przemyśleć swoje podejście do nich. Stworzono je nie bez powodu, Markus'.

'Tak? A z jakiego powodu dokładnie? By chronić kogo? Nas, czy ich? Ja je konstruuję i nie ma nikogo w tej cholernej firmie, kto wiedziałby lepiej jaka siła jest uśpiona w tych metalicznych ramionach. Coś pójdzie nie tak i giniesz od jednego ciosu. Jedyne, na czym mi zależy, to produkować bezpieczne maszyny, by nikt nie musiał mnie posądzać o stworzenie pierdolonego Terminatora. Bez względu na to, czy nazywam to kochaniem, czy kupą metalu, to nie powinno mieć znaczenia, bo ICH TO NIE POWINNO OBCHODZIĆ!'

Dyrektor westchnął, przyznając cichą rację Markusowi. Jednak, nie do końca. Ponieważ wciąż nie wiedzieli co powodowało różnicę pomiędzy nieczułą maszyną, a maszyną świadomie przebudzoną. Tak długo, jak nie wiedzieli, co ich samych czyniło świadomymi, wszystko mogło być decydującym czynnikiem dla Freckle i innych robotów. W takim świetle myślenie Davida brało pod uwagę to nieprzewidziane, mając nadzieję, że próbując wszystkiego, coś w końcu mogłoby zadziałać. Wtedy zasady byłyby w końcu użyteczne, gdy nowy gatunek zacząłby stąpać po powierzchni Ziemi, mając ludzi jako przewodników po abstrakcyjności życia. Zakładając, że zaakceptowaliby wyciągniętą dłoń ludzkości. 

David nie zdawał sobie jednak sprawy, że przestrzeganie niektórych zasad nie uchroni go przed konsekwencjami naginania innych. Albo zwyczajnie nie chciał tego widzieć, będąc rozdarty pomiędzy wszystkim, w co do tej pory wierzył, a tym, czego pragnął.

'Zobacz… to jest po prostu zbyt niepewne z nimi' powiedział Markus, jakby czytając myśli Davida 'Moją pracą jest zapobieganie najgorszemu'

'A moją – liczyć na najlepsze' Amelis odpowiedział 'Tworzymy dobry zespół, Szefie. A co do zasad, dlaczego nie zapytasz o nie ich twórczyni? Jestem pewien, że będzie otwarta na sugestie' dodał, jego oczy błyszczące humorem. 

Markus spojrzał na niego przerażony. 'Jesteś pewien, że ona będzie, a nie… ONO?' zapytał śmiertelnie poważny.

'To, Markus, mogłoby być obraźliwe dla człowieka z krwi i kości. Mimo wszystko wciąż jesteśmy ewolucyjnie drażliwi na punkcie płci' Dyrektor powiedział z udawaną powagą.

'Jestem pewien, że nie w jej przypadku' rzucił w powietrze, a potem spojrzał ponownie na Davida.

'Wasza dwójka jest zadziwiająco podobna do siebie, jeśli spojrzeć ponad pozór kontrastujących temperamentów. Razem tworzycie dobrą mieszankę. A jeśli ktoś niespełna rozumu zamknie oboje w jednym pomieszczeniu, nie ujrzelibyśmy was, aż nowy cud świata nie spotka światła dnia. Koniec końców, to nie przypadek, że kochacie roboty tak mocno. Może te mechaniczne szkaradła są w jakiś sposób bliższe waszemu gatunkowi' Markus wyrzucił mrukliwie, zsuwając się z krzesła. Mlasnął demonstracyjnie i wstał żwawo.

'Mówiąc o pracy… Muszę wracać do swoich obowiązków' powiedział szybko i skierował się do drzwi, próbując uniknąć reprymendy. Ta jednak nie nadeszła.

Wzrok Davida przeniósł się ku zdjęciom na półce. Na jednym stał on, dużo młodszy, u boku poprzedniego dyrektora firmy, Jihana Altaira. Drugi ukazywał piękną kobietę z promiennym uśmiechem. Jasne włosy rozbłyskiwały wśród śniegu otaczającego ją jak przedłużenie podkreślającej jej urodę biżuterii. Biały puch leżał dokoła bujanego krzesła na którym siedziała i dekorował parapety tego, co wyglądało na domek przy plaży. Markus nie mógł nie zauważyć subtelnej zmiany w wyrazie dyrektora, który myślał, że Szef Inżynier już opuścił pokój. 

'David…' Markus zaczął ostrożnie. Dyrektor drgnął lekko, zaskoczony. 'Nie chcę być nieczuły, ale minął już rok. Myślę, że czas dać jej odejść' powiedział, a jego ton nie niósł już śladów sarkazmu, czy chłopięcego zawadiactwa. Był szczerze zatroskany i próbował ukryć własne rozdrażnienie tym faktem. 

Amelis zacisnął szczęki, usuwając wszelki cień niedawnej emocji, po czym odsunął się od biurka. 'Nie rozmawiamy o tym, Markus. Nie masz przypadkiem pracy do wykonania?' zapytał chłodno.

Markus westchnął i odwrócił się do drzwi, jednak znów się zatrzymał ze słowami napierającymi mu na usta. Wybrał brak czułości. Wybrał bycie sobą. 

'Dobra. Wiem, że nie jestem najlepszą osobą, by szastać radami życiowymi. Zwłaszcza w sprawach sercowych…' zatrzymał się na moment, zanurzony we wspomnieniach. Strząsnął jednak szybko z siebie wszystkie żenujące go historie. 'Mam tylko cholerną nadzieję, że ten eksperyment z AI nie ma nic wspólnego z Lisą' powiedział, skanując Davida wzrokiem.

Dyrektor zmusił się do uśmiechu.

'To byłoby niezwykle nieprofesjonalne'.

Markus wpatrywał się w niego chwilę. W końcu przytaknął z udawanym zadowoleniem i zostawił Amelisa, nagle wydającego się małym i zagubionym w wysokim, drewnianym pomieszczeniu.

*

Czekali na ten wyjazd wiele lat. On, wiecznie podróżując pomiędzy firmami, gdziekolwiek by go nie wysłano, nie wiedząc co zrobić ze świeżo upieczonym specjalistą od etyki w robotyce. Wszędzie patrzono na niego nieprzychylnie, jakby był nieporządaną koniecznością, zasłoną dymną prawdziwych interesów. David przyjmował wszystkie zlecenia z umysłem wciąż pełnym idealistycznych wizji. 

Ona natomiast podążała za historią. Fascynowali ją ludzie i ich opowieści. Poznali się na zajęciach filozofii. Poprosiła Davida o sesję zdjęciową w jego wymarzonym miejscu pracy. W ten sposób pierwszą randkę spędzili w dopiero rozwijającym się gigancie robotyki, Korporacji Inteligentnych Fabryk. To wtedy Lisa sfotografowała Davida z Jihanem Altairem, na którego przypadkowo wpadli w ówczesnym obszarze przebudowy terenowej, gdzie później przesadzono mały las i postawiono eksperymentalne domki, w jednym z których znalazła się Freckle. Lisa długo potem wypominała Davidowi jego spięcie w spotkaniu z idolem, po którym w przyszłości miał przejąć stanowisko.

Tak więc po studiach on, podróżując po świecie za robotami, a ona po Ameryce za tematami do gazet, w których zaczęła pracować na pełen etat, nie mogli doczekać się wspólnych wakacji. Gdy nadszedł czas, wynajęli w zimie kabinę przy plaży i zatonęli w sobie jak przystań tonie we mgle. 

*

Markus sunął białym korytarzem, zatopiony w myślach o obecnym projekcie realizowanym pod jego superwizją. Minął biuro Doktor Sunny Paris i skręcił za rogiem w stronę laboratorium technicznego.

*

Sunny była zakopana w dokumentach otaczających ją jak dom z kart. Krótkie, zielone, rozwiane włosy opadały luźnymi kosmykami na jej twarz. Próbowała założyć je za uszy, gdy przeszkadzały jej w pracy, ale loki odważnie powracały ku bladej skórze usianej piegami. Będąc po trzydziestce, zatrzymała w sobie ten żywy, dziecinny blask w zielonych oczach. Czuła się swobodnie w robotyce, bo nie miało to dla niej znaczenia – rozmowa z człowiekiem, czy maszyną. W obu przypadkach jej wyobraźnia zawsze wypełniała pustkę niewypowiedzianego lub niesatysfakcjonującego. Mimo to wciąż robiła co w jej mocy, by połączyć te dwa światy ze sobą. Poza pracą jej czas wypełniały dziesiątki innych zainteresowań. Nigdy nie ograniczała się do jednej drogi życiowej, nie chcąc tracić łączności ze wszystkimi innymi. Często czuła, że odstaje od typowego wyobrażenia naukowca, którym zresztą nie lubiła samej siebie nazywać. Zdarzało jej się wręcz zatracać poczucie własnej tożsamości, przelewając swoją osobowość w formy tego, co akurat robiła. 

Gdy David Amelis wszedł do pokoju, przykleiła do niego swoje zielone tęczówki jak jaszczurka.

'Coś knujesz' powiedziała, wybuchając nieskrywanym entuzjazmem.

Amelis uśmiechnął się spokojnie i oparł o framugę drzwi.

'Ciekawa?'

Twarz Sunny powoli wypełniła się najserdeczniejszym na świecie uśmiechem.

Davidowi na chwilę przypomniał się inny, przyćmiewający wszystko uśmiech w śniegu. 

*

Freckle leżało na materacu odziane w szary uniform, wpatrując się w sufit swoją szarą imitacją oczu. Gdy drzwi się otworzyły, natychmiast się podniosło.

'Dobry wieczór, Davidzie. Jak się dzisiaj czujesz?' zapytało zbliżającego się dyrektora.

'Dobry wieczór, Freckle. Przyszedłem ze znajomą, Doktor Sunny Paris. Nie może się doczekać, by was spotkać'

'Oh, jak cudownie!' Freckle się uśmiechnęło.

David kiwnął głową w stronę wejścia, dając znak Paris, by weszła.

Sunny złapała krzesło i opadła na nie z oparciem pod łokciami, krzyżując nogi w pozycji lotosa na siedzeniu. Przyjrzała się twarzy robota i wskazała na szarą plamkę tuż pod lewym okiem.

'To moje dzieło. Przekonałam raz Jihana, żeby dodać trochę charakteru nowej serii. Każde dostało jakiś mały upominek od cioci Sunny. Stąd ich imiona' oznajmiła radośnie.

'Wciąż nie mogę uwierzyć, że Altair zniknął tak bez wytłumaczenia' mruknął David.

'Zawsze był trochę tajemniczy. Jak ty' powiedziała Sunny, wzruszając ramionami. 'Powiedz mi, Freckle. Jak się ostatnio czujesz?' zapytała robota.

David drgnął, ale puścił słowa mimo uszu myśląc, że się przesłyszał.

'Czujemy się kochani' robot odpowiedział. Paris wzniosła brwi i spojrzała na dyrektora.

'Que diable! Kto bawił się z jej pięknym umysłem?! Uh… wybacz. Tego umysłem' 

Dyrektor potarł czoło, kiwając głową powoli na boki, wyraźnie zirytowany. Sunny już zdążyła upatrzeć we Freckle kobiecą przyjaciółkę ze względu na delikatne rysy syntetycznej twarzy.

'Właśnie tłumaczyłem to Markusowi, robiąc z siebie nudziarza. Czy chociaż ty mogłabyś oszczędzić mi zachodu i przestrzegać własnych zasad, Doktorze?' oświadczył zmęczonym głosem. Wiedział dokładnie, że została zmuszona przez zarząd do implementacji wielu przepisów, ale nie sądził nigdy, że będzie tak ostentacyjna w ich łamaniu. Każdego dnia ryzykowała swoją pozycję w firmie, jakby nie obchodziły jej żadne konsekwencje. Pomyśleć, że była prawą ręką najważniejszego robotyka na świecie. 

Sunny wpatrywała się w robota, zdezorientowana. Dla niej maszyny były idealne w swojej nieludzkiej szczerości. Używanie bezpodstawnie poprawnych sformułowań było dla niej kolejnym kłamstwem, którego nie mogła przyjąć. Wychowana we francuskiej rodzinie w Cape Town, Sunny nauczyła się rozpoznawać kłamstwo od prawdy. Już w wieku 11 lat była wykorzystywana jako partner w negocjacjach rodzinnych. Kiedykolwiek robot mówił coś, czego nie mógł pokryć faktami, czuła się zdradzona i oszukana tak, jak przez ludzi, którzy powinni byli być najbliżsi jej sercu. 

Ale w tamtym momencie w jej pędzącym umyśle pojawił się pewien pomysł. Pochyliła się ku maszynie.

'Jeśli miałabyś szansę uciec stąd i wtopić się w społeczeństwo, zrobiłabyś to?' Sunny zapytała szybko.

'Szczerze mówiąc nie wiemy, jak odpowiedzieć' Freckle powiedziało niepewnie.

Doktor przysunęła się bliżej.

'Pytam się o to, czy chciałabyś zobaczyć jak to jest żyć pomiędzy ludźmi?' zapytała teraz wolniej.

Dyrektor zbladł. Nie zmierzył się do tej pory tak bezpośrednio z metodami Doktor dotyczącymi robotów, która, jak się okazało, nadawała każdemu w sekrecie osobowość. Zabieg całkowicie sprzeczny z tym, co głosiły spisane przez nią zasady. Domyślił się, że mimo kompromisu z firmą, nigdy ani na moment nie porzuciła swoich przekonań. Denerwowało go to, ponieważ sam zawsze robił wszystko, by dotrzymać wierności temu, co sobą reprezentował. Jak mógłby zaufać komuś, kto mówi całemu światu jedno, a prywatnie robi coś zupełnie odwrotnego?

Jednak wtedy go to uderzyło, że przecież sam przestał grać według zasad. Powoli zaczął kruszyć się mur, który wokół siebie starannie wzniósł przez całe życie. Czy rzeczywiście miało to coś wspólnego z tym, co stało się z Lisą?

David podszedł do Sunny, szepcząc w napięciu 'Co ty do cholery robisz?!'

Zatrzymała go podniesioną przed jego nosem dłonią. Chciał powiedzieć coś więcej, ale Freckle go uprzedziło.

'To byłoby naprawdę interesujące' oznajmiło.

'Powiedz mi, co jest twoją najważniejszą misją' Paris zażądała.

'Pomoc ludzkości w osiągnięciu pokoju i harmonii' maszyna natychmiastowo wyrecytowała.

Sunny prawie dotykała teraz Freckle, czoło przy czole. Obniżyła swój głos ku konspiracyjnemu tonowi.

'Co jeśli powiem ci, że musiałabyś ukrywać swoją mechaniczną naturę przed nimi? Byłabyś w stanie wmieszać się w tłum?' zapytała, otwierając szeroko oczy.

Wzrok Davida Amelisa przeszywał ją i robota na wylot. Czego jeszcze nie wiedział o tej osobie? Co planowała? Kontrolki jego umysłu paliły żywym ogniem, gdy tracił panowanie nad sytuacją. Umysł Sunny był za to pełen psot i marzeń, jak małego dziecka w piaskownicy. 

'Myślimy, że damy radę' robot w końcu odpowiedział.

Sunny odwróciła się do dyrektora i już miała coś powiedzieć, podekscytowana, gdy ten złapał ją w stalowym uścisku za nadgarstek i pociągnął ku wyjściu. Nie mógł pozwolić sobie na kłótnię przy Freckle, które pamięta wszystko.

Kiedy przechodzili przez membranę poliestrową, robot powiedział do siebie, wpatrując się w przezroczysty sufit 'Osiągnęlibyśmy pełnię swojego potencjału'.

Naukowcy zatrzymali się i spojrzeli po sobie. Sunny uśmiechnęła się szeroko.

'I daj sobie spokój z tą staromodną liczbą mnogą. Możesz być, kim chcesz, kochana!'

David wypchnął ją na zewnątrz, nerwowy, ponieważ wiedział, że w swoim sercu pragnął uczynić to, na co nikt na jego stanowisku nigdy się nie odważył. A także, ponieważ debata pomiędzy przestrzeganiem zasad, a ciekawością paliła jego kompas moralny od środka. A przynajmniej to, co mu się wydawało, że nim do tej pory było.

*

Młody asystent dogonił Markusa, łapiąc oddech po, jak się zdawało, dłuższej chwili biegu, gdy ten spacerował ponad jedną z hal produkcyjnych, gdzie jego projekty stawały się rzeczywistością.

'Proszę pana! Mamy nietypową sytuację!' Isaak wysapał, bardzo przejęty.

Był 22-letnim aspirującym studentem z perfekcyjnie gładką i niewinną twarzą. Markus zawsze widział w nim dobrego asystenta. Szkoła wysłała go na praktyki jako najlepszego ucznia. Przykładał się do każdego najmniejszego zadania, co drażniło tych bardziej leniwych wokoło. Markus często żartował, że Isaak za bardzo stara się zmienić świat, podczas gdy to świat z czasem zmieni jego.

'Powiedz, że zwolnili w końcu kucharkę, która dosypuje soli do mojej kawy. Kompletna rebelia wobec ciężko pracujących przełożonych tego cyrku na kółkach!' Markus się poskarżył, wciąż brnąc przed siebie pod sufitem hali. Isaak dotrzymywał tempa.

'Tak, proszę pana. Mamy także wiele awarii w pańskim sektorze, proszę pana'

Szef Inżynier zatrzymał się i spojrzał na swojego młodego protegowanego. Uśmiech przetoczył się przez jego twarz, gdy odnotował szczere przejęcie w sercu chłopaka.

'Ja tylko żartowałem, Isaak' wytłumaczył.

Isaak był nowy w swojej roli, więc nie mógł wiedzieć, że większe awarie zdarzały się na porządku dziennym. Dlatego posiadali całą masę procedur adekwatnych do każdego ich rodzaju. Ostatecznie, te awarie były cennymi czynnikami w drodze do sukcesu. W ich pracy musieli nauczyć się je doceniać. Dlatego Markus wybrał tę drogę. Z materią, w przeciwieństwie do ludzkiego umysłu, można nawalić wiele razy i wciąż osiągnąć przełom. Mózg, natomiast, zbuntuje się, wycofa i wrzuci swojego posiadacza do ośrodka dla obłąkanych. 

Isaak wyprostował się.

'Ale to jest, proszę pana, rebelia. Podczas gdy my tu rozmawiamy, oni niszczą całą główną halę. Nie powinniśmy czegoś zrobić?'

Dopiero wtedy Szef Inżynier zrozumiał, że jego poważny asystent wcale nie żartował. W krótkiej chwili obudziło się w nim znajome uczucie. Uczucie walki o własne marzenia.

'Do diabła, powinniśmy! Praca mojego życia w rękach szaleńców?! Złap za coś ciężkiego, panie Isaak! Idziemy na wojnę!'

*

Miesiące w łóżku szpitalnym. Jej głowa opleciona chustą, bo wszystkie włosy już wypadły przy chemioterapii. Ona dumnie wręczająca mu propozycję pracy w miejscu ich pierwszej randki – jego upragnionego stanowiska. Jego słowa przez łzy 'Jak już wyzdrowiejesz, to pojedziemy gdzieś daleko. Tylko ty i ja. Obiecuję'. I jej ostatnia odpowiedź 'Chciałabym znów ujrzeć ocean w zimie'.

*

'A ja myślałem, że mój eksperyment był ryzykowny i lekkomyślny' powiedział w końcu David, powoli kręcąc głową. 

'Musisz skalibrować swoje standardy lekkomyślności z tą dziewczyną. Jest kompletnie szalona' dobiegł głos osoby, która niezauważalnie pojawiła się zza drzew pomiędzy Fabrykami, a tymczasowym domem Freckle. Bezgłośnie zbliżał się ku nim. 

David i Sunny odwrócili się jak porażeni prądem.

'Guillaume!' Paris wykrzyknęła i rzuciła się ku niemu.

'Dobrze cię widzieć!' Guillaume przytulił ją łagodnie i uścisnął dłoń dyrektora. 

'Myślałem, że wziąłeś wolne' Amelis zauważył.

'Zmiana planów. Mój wyjazd został… odwołany' mężczyzna uśmiechnął się lekko.

'Niosę złe wieści. W jednym z pańskich sektorów wybuchnął stajk, Dyrektorze. Moi ludzie z Ochrony się tym właśnie zajmują'

'Jak bardzo źle?' Amelis zapytał, ściągając brwi.

'Myślę, że powinien pan tam pójść i sam się przekonać, monsieur' Guillaume odpowiedział w swoim salonowym stylu, zawsze wywołującym zaskoczenie w zestawieniu z umięśnionym ciałem wytrenowanego żołnierza. 

David przytaknął. Dwóch mężczyzn ruszyło w stronę drzew, jednak Sunny pozostała w tyle, wpatrując się w dom z membrany poliestrowej.

'Paris, idziesz?' Dyrektor rzucił przez ramię, wciąż niepewny, co o niej myśleć.

Wyrwała się gwałtownie z uniwersum swoich myśli. Uśmiechnęła się i podążyła za nimi, jeszcze nie wiedząc dokąd ją to z czasem doprowadzi.

*

Dyrektor, Doktor i Szef Ochrony wkroczyli do budynku poprzez stołówkę. Tylko jeden człowiek siedział przy stole w przepastnej jadalni. Jadł budyń.

Guillaume podszedł do niego i zapytał 'Co tu się dzieje, Andrei?'

Zapytany nawet nie podniósł wzroku.

'Po prostu daj mi skończyć swój ostatni budyń w tej pracy'

David podszedł bliżej.

'Nie rozumiem. Odchodzisz?' zapytał.

Sunny przyglądała się pomieszczeniu pełnym niedokończonych posiłków porozrzucanych po całej podłodze. Budynie zjedzone w połowie. Jedzenie rozrzucone w pędzie. Tylko przestrzeń wokół Andreia była nienagannie czysta. 

Andrei zachichotał i podniósł wzrok na dyrektora.

'Nie do końca. Za chwilę mnie zwolnisz'

Guillaume ścisnął ramię mężczyzny, gdy drzwi otworzyły się w środku stołówki i gwałtowny hałas dosięgnął ich uszu, przypominając dźwięk uwięzionego potwora, który nagle zerwał się z łańcucha. Ochroniarz stał w przejściu rozkładając szeroko ramiona jak gdyby chciał nimi powstrzymać potężną moc przed ucieczką.

'Szefie! Cieszę się, że szefa widzę! Całkowicie potracili rozumy!' wykrzyczał ponad metalicznymi dźwiękami i ludzkimi głosami dochodzącymi z wewnątrz.

Szef Ochrony spojrzał na chuderlawego człowieka w białym fartuchu.

'Tobą zajmę się później' powiedział i puścił go, śpiesząc do swoich ludzi w wielkiej hali.

Andrei jęknął i powrócił do jedzenia budyniu, zakrywając jedno ucho wolną dłonią.

David, Sunny i Guillaume dotarli do wejścia w tym samym czasie i stojąc ramię w ramię, zastygli. Fale chaosu uderzyły w ich twarze, nie pozostawiając śladu tańczących iskierek w żywych oczach Doktor. Gdy moment oszołomienia minął, zapłonęły tam ognie czystego gniewu. 

Pomieszczenie było wysokie na conajmniej trzy piętra i na tyle wielkie, że stojąc w wejściu ciężko było dostrzec jego drugi koniec. Po całej hali rozsiane były w równych odstępach filary, a pomiędzy nimi szklane lub metalowe kontenery pracownicze. Bliżej centrum hali kontenery zamieniały się w półotwarte tuby z robotami, otoczonymi kablami i komputerami. Pośrodku znajdowało się centrum dowodzenia z biurkami ustawionymi jak plaster miodu. Pozostałą przestrzeń zajmowały maszyny konstrukcyjne i sunące po szynach na suficie ruchome wózki. Pracownicy biegali pomiędzy maszynami, odłączając urządzenia i wymazując wszystkie dane. Niszcząc wszystko na swojej drodze. Jeden mężczyzna stał pośrodku, wykrzykując polecenia i dyrygując tłumem.

Guillaume zatrzymał jakiegoś naukowca przed rozwaleniem głowy robota ramieniem używanym do jego produkcji. David i Sunny skierowali się do środka hali, wprost w środek chaosu robotycznej masakry. Domniemany lider opętanych naukowców zatrzymał się i spojrzał dyrektorowi prosto w oczy, ukrywając w nich ślady smutku. Zaskoczyło to Davida, który nie spodziewał się tak opanowanej postawy od człowieka niszczącego właśnie cały swój dorobek życia.

Wystarczył rzut oka dokoła i Dyrektor szybko pozbył się wszelkich niepewności. Złapał uniform mężczyzny, przyciągając go bliżej.

'Co tu się dzieje?' wycedził gniewnie.

Mężczyzna zmusił się do ponurego uśmiechu.

'Jaki jest sens tworzenia innej formy życia, gdy nie jesteśmy w stanie nawet zadbać o naszą własną?'

Tak wiele ludzi pracowało w firmie, że Dyrektor nawet nie rozpoznał twarzy tego mężczyzny.

'Powstrzymaj to szaleństwo, natychmiast!' rozkazał, wściekły. Mężczyzna nie odpowiedział.

Inny pracownik przebiegł jak gdyby w koszmarnym transie, trzymając szkice twarzy Sztucznej Inteligencji, by rzucić je w ognie zajmujące białe drewno w głębi hali, krzycząc 'Dlaczego dajemy im ludzkie twarze?!'

Zanim dobiegł do celu, Guillaume z innym ochroniarzem przykuli go do ziemi. Jego ciało wciąż wydawało się biec w miejcu po podłodze. Prawie jak robot zdeterminowany wykonać swoje zadanie za wszelką cenę, miała wrażenie Sunny, przyglądając się scenie z dystansu.

Spojrzała na całe wydarzenie z gniewnym niedowierzaniem. Nagle wydało się ono dla niej jak wyścig kotów i myszy. Naukowcy uciekający i ochroniarze goniący ich białe fartuchy. Większość nosiła je wewnątrz, co wydawało jej się zawsze groteskowe. Ale nie teraz. W tym momencie pragnęła, by ciała pod uniformami zasmakowały sprawiedliwości za zdradę wszystkiego, nad czym pracowała. Rozwój Sztucznej Inteligencji był sabotażowany i nie znała ku temu powodu poza prymitywnym, bezsensownym strachem i uprzedzeniami nie mającymi podstaw u tych wszystkich naukowców, z których wielu znała osobiście. Gniew ustąpił chęci rozwiązania zagadki, ponieważ coś jej się tu bardzo nie zgadzało. Tylko nie wiedziała co…

Markus wparował do hali, Isaak pół kroku za nim. Szef Inżynier zmierzył przestrzeń rozgorączkowanym wzrokiem. Zawierała jego projekty, kompletnie zniszczone. Setki robotów pozbawione funkcji. Ich rozdarte syntetyczne ciała odsłaniały ukryte w nich komponenty. Isaak usłyszał głęboki wdech zanim Markus skierował się do centrum hali, mijając dyrektora i kładąc na ziemię jednym ruchem mężczyznę, który tam stał jeszcze przed sekundą. Nikt nie śmiał ruszać jego maszyn bez pozwolenia. 

Guillaume chciał zainterweniować, ale David Amelis powstrzymał go podniesieniem dłoni. Markus uderzył mężczyznę raz, dwa razy pięścią odzianą w srebrny pierścień i kontynuował, aż jego twarz nie spłynęła krwią.

'Isaak!' Inżynier krzyknął 'Podaj mi głowę!'

Isaak, który obserwował zdarzenie, mrugnął, niepewny.

'Głowę, proszę pana?' zapytał.

'Tak, głowę! Jakąkolwiek głowę!' 

'Oczywiście, proszę pana' Isaak przytaknął i wyciągnął robotyczną głowę ze stosu zniszczonej maszynerii. Z namaszczeniem wręczył ją swojemu mentorowi.

Markus wzniósł głowę robota tak, że leżący pod nim mężczyzna mógł ją zobaczyć. Pozostał w tej pozycji, sugerując gotowość do uderzenia.

'Teraz, mów. Dlaczego?' wysapał rozedrganym głosem.

Mężczyzna nie odpowiedział. Szef Inżynier przyłożył mu w żołądek metalem.

'Mów!' nalegał. Mężczyzna nabrał szeleszczącego oddechu i spróbował złapać się za tułów, ale ciało Markusa stało mu na drodze. Jego ręce bezsilnie powróciły na ziemię.

'Powiem! Ale dacie mi odejść!' wyszeptał boleśnie, świszcząc poprzez zbite płuca.

'Damy mu…' 

'Zgoda' David szybko przeciął protest Markusa.

Amelis zbliżył się do nich i ponaglił Szefa Inżyniera, by rozluźnił swój uścisk na mężczyźnie. Obaj podnieśli się z ziemi, w czym Markus przeszkadzał mężczyźnie jak tylko mógł.

'Jedna osoba rozpoczęła to wszystko. Wpełzł do głowy każdego' mężczyzna wysapał, na tyle pewien siebie, na ile potrafił z krwią sączącą mu się z nosa.

'Ale nie twojej?' Amelis zapytał spokojnie.

'Nie. Ja pomogłem mu to zrobić' mężczyzna oświadczył, trzymając się za brzuch i ze wzrokiem wbitym w podłogę.

'I tak nie byłbym w stanie go zatrzymać. Jego oferta była nie do odrzucenia. Widzicie… istnieją ważniejsze rzeczy w życiu mężczyzny, niż tworzenie maszyn, które mają go zastąpić' tłumaczył się.

'Co ci zaoferował?' zapytał David.

Mężczyzna wzruszył ramionami, jakby już nic nie miało dla niego znaczenia.

'Ma pan dzieci, dyrektorze?' odpowiedział pytaniem. 'Zrozumiałby pan, gdyby je miał'

'Nazywa się Homo Deus. Tyle mogę wam powiedzieć, by nie zerwać naszej umowy' 

'Nietzsche. Uroczo…' Markus mruknął. 'Musi być fanem The Gay Science'

Isaak zachichotał dyskretnie, co i tak nie uszło uwadze wszystkich obecnych. Szef Inżynier nawiązywał do erotycznej gry online, która stała się ostatnio popularna na platformach VR. I, oczywiście, do książki XIX-wiecznego filozofa. 

Guillaume wystąpił naprzód. 

'Co z pozostałymi? Wyglądają jakby im coś podano' 

'Słyszałeś kiedyś o kontroli snów? Programowaniu tego, co znajdzie się w podświadomości człowieka tak, że staje się podatny na manipulację?'

'Tak się składa, że studiowałem razem z Simonem Blackney'em, moim drogim przyjacielem i pierwszym człowiekiem, który użył tej metody na wielką skalę. Pamiętacie oczywiście Ruch Blackneya. To nie była wcale dobra wola, która wypchnęła ludzi na ulice, by walczyć o zachowanie naturalnych środowisk niewielu pozostałych przy życiu dzikich zwierząt, gdy większość zgodziła się na replikację sztucznych odpowiedników przystosowanych do życia w miastach, by nas zabawiały. Nikt nie miałby jaj, gdyby nie ich sny i ukryte, precyzyjnie pozostawione tam przez Blackneya pragnienia, które uruchomiły się dokładnie wtedy, gdy było to potrzebne. Sprawił, że zaczęli walczyć o to, co było bliskie jego sercu'

'Ale oczywiście nikt mu nie uwierzył, gdy się przyznał do zaprogramowania ich snów, twierdząc, że całkowicie stracił wiarę w wolną wolę. Cóż… spójrzcie dokoła. Potrzebujecie więcej dowodów? Dokoła biega dokładnie ich sześćdziesiąt'

Mężczyzna zakasłał krwią, próbując się roześmiać.

'Teraz chciałbym odejść' oznajmił. 

Dyrektor przeszukał halę w poszukiwaniu Sunny, która dyskretnie oddaliła się w międzyczasie. Znalazł ją siedzącą na stercie metalu, trzymając w dłoniach jakiś przenośny panel kontroli, prawdopodobnie próbując go naprawić. Nagle to w niego uderzyło, że nikomu nie pragnął nigdy tak zaufać, jak tej zielonookiej, nieprzewidywalnej kobiecie. Być może dlatego, że manifestowała sobą wszystko to, co on już dawno utracił. Nadzieję w to, że mają moc wpływania na losy świata. Wiarę, że to, co zepsute, można jeszcze naprawić. Pragnął ochronić ją przed tym, co jego spotkało. Nie chciał, by światło bijące z jej żywych oczu kiedykolwiek zgasło. Czy tego chciałaby Lisa? Lisa…

Spojrzał ponownie na stojącego przed nim mężczyznę. Teraz go rozpoznawał. Słyszał o nim na studiach. Terry Tomles. Uznany, choć kontrowersyjny chemik. Nie mógł tylko przypomnieć sobie jego przezwiska, którym wszyscy na niego wołali… 

Sunny wstała jak poparzona, odczytując coś z odratowanego panelu. Podniosła głos, próbując przekrzyczeć panujący w hali chaos. Zajęło to chwilę, zanim jej słowa dotarły do środka.

'Uciekać!' krzyczała. 'Uciekać!'

Dobiegła w końcu do dyrektora i reszty, wymachując trzymanym urządzeniem. Z przerażenia jej głos stał się piskliwy.

'W każdym otwartym robocie podłożyli ładunek wybuchowy! Za chwilę wszystko wyleci w powietrze!' wystrzeliła na jednym wydechu.

Davidowi zrobiło się niedobrze. Teraz to do niego wróciło. Mężczyzna miał drugie imię. Terry Nathan Tomles. TNT.

Guillaume zareagował jako pierwszy, wydając polecenia swoim pracownikom i pociągając za sobą każdego, kogo tylko mógł do wyjścia. 

Tomles próbował wymknąć się niezauważony, ale Markus skuł go kajdankami, które Isaak 'pożyczył' na jego polecenie od jakiegoś ochroniarza.

 Część naukowców odzyskała zdrowy rozsądek i wylewała się przez stołówkę na zewnątrz. Niektórzy pozostali w środku, zamrożeni w wynurzających się z podświadomości lękach.

Po tym, jak zdołali ewakuować zdecydowaną większość Fabryki, David i Sunny biegli przez chwilę obok siebie w ciszy.

Teraz już nie mamy wyboru, zdawała się przekazać mu wzrokiem Doktor.

Dotarli na zewnątrz, wpadając w tłum, który ich rozdzielił.

Panel w dłoniach Sunny rozjarzył się na czerwono. Po sekundzie fala uderzeniowa wybuchu przewróciła wszystkich na ziemię. Szum w uszach zagłuszył wszystkie dźwięki, krzyki i pojękiwania rannych. 

*

Linia drzew, do której dotarli, znajdowała się w bezpiecznej odległości od zabudowań. David stał z boku, patrząc na wszystko, o co walczył – w płomieniach. Główna hala została doszczędnie zniszczona, a ogień powoli rozprzestrzeniał się na pozostałe budynki. Ich pierwsze wspólne wspomnienia z Lisą na tych białych korytarzach rozbrzmiewały echem już tylko w jego głowie.

Udało im się jeszcze uruchomić alarm ostrzegający niczego niespodziewających się pracowników całego kompleksu przed niebezpieczeństwem. Widział teraz, jak powoli wysypują się wyjściami ewakuacyjnymi na rozległe pola odseparowujące ich od świata. Nie było już nic, co mógłby teraz więcej zrobić. Nic, oprócz jednej rzeczy. 

Markus z Isaakiem przyciągnęli do dyrektora szarpiącego się Tomlesa, pytając się, czy puścić go wolno. David spojrzał na tonący w płomieniach horyzont i próbował obliczyć ile istnień odeszło dzisiaj w niepamięć. Zacisnął pięści i odnalazł wzrokiem Guillaume'a. 

'Zabierzcie go z innymi na przesłuchanie' powiedział w końcu oschle.

'Dałeś słowo!' mężczyzna zaprotestował, tracąć swoje opanowanie.

David Amelis wyprostował się przed nim.

'Tak jak ty dałeś swoje, gdy dołączyłeś do tej firmy' powiedział, patrząc na niego chłodno. 'Zabierzcie mi go z oczu'

'To tylko praca! Nie wygłupiaj się! Nikomu na niej nie zależy!' wykrzyczał mężczyzna. Guillaume już stał za nim, odciągając go od Dyrektora.

'Dlatego ten świat wygląda w ten sposób' David powiedział cicho, gdy Guillaume pchał mężczyznę ku grupie wciąż oszołomionych naukowców. Oni się nim zajmą, pomyślał.

Markus drgnął, pomyślawszy o czymś i zbliżył się do dyrektora, odprowadzając ich wzrokiem.

'Jak myślisz, dlaczego ten Homo Deus nie zajął się także ochroniarzami, by puścili biedaków wolno? Bez nich bylibyśmy bezsilni. Nie weszlibyśmy nawet do środka'

'Ponieważ nie chciał. Mam wrażenie, że nie chodzi tutaj wcale o roboty, czy naszą pracę' Amelis odpowiedział, marszcząc brwi.

'Więc o co chodzi?' Markus zapytał powietrze, bo Dyrektor już się oddalił.

'Oczywiście, że rzuca zagadkę i znika. Chodźmy, panie Isaak. Jak już zgaszą ten pożar, to praca dopiero się zacznie. W szkole napewno pana nie uczyli, jak się buduje wszystko od zera'

Guillaume'a pochłonęła nieprzyjemna robota przesłuchiwania pracowników, aż policja nie przejęła dochodzenia.

Andrei już dawno zjadł budyń i zniknął.

*

Kiedy Amelis wkroczył do przezroczystego domu, Sunny już tam była, ubierając robota. Przyniosła jedyne, co mogła znaleźć w niespalonym jeszcze skrzydle mieszkalnym – własne cywilne ubrania na zmianę. Narzucała teraz obszerną, fioletową kurtkę na przylegający szary kombinezon. Przykryła to jeszcze szerokim białym szalem mając nadzieję, że w ten sposób ukryje także prawdziwą naturę maszyny. Spróbowała założyć zielony kosmyk za ucho, ale ten niesfornie powrócił na swoje miejsce. Nie martwił jej brak włosów Freckle, bo ostatnio panowała moda na ten styl. Jednak walczyła ze sobą o to, że jej plan może się udać. Zdecydowała się zaryzykować. Uwierzyć. Zwłaszcza teraz, gdy ich świat obrócił się w pył. 

'Dzień dobry, Davidzie' powiedziało Freckle.

Dyrektor wiedział, że Sunny już z tym rozmawiała. On musiał przyjść okrężną drogą, by upewnić się, że nikt ich nie śledzi. Nie wiedział na jak długo zamierzają zniknąć. Płomienie dekadencji wznosiły się w Korporacji Inteligentnych Fabryk, a on był kapitanem tonącego statku. Zmusił się, by zwalczyć instynkt pozostania w firmie i walczenia za wszelką cenę. Walczenia o miejsce, w którym płonęły jego najszczęśliwsze wspomnienia. Ale wiedział też, że miał ważniejsze zadanie do wykonania. Miał nadzieję, że historia mu wybaczy. Że sam sobie będzie umiał wybaczyć.

'Gdzie chcielibyście…' spojrzał na Sunny i przewrócił oczyma. 'chciałabyś udać się najpierw?' zapytał robota, gotowy podjąć najryzykowniejszą decyzję swojego życia.

Sunny stała obok niego, ich ręce prawie się stykały. Oboje wypełnieni cichą determinacją. Ich oddechy – rytmiczne jak fale. Bryza wolności szumiała za poliestrową membraną. Freckle spojrzała w górę na chmury ponad przezroczystym dachem. Robotyczna dłoń wzniosła się, by dotknąć latającej wody na niebie. 

Sztuczne źrenice rozszerzyły się, jakby przejmując wolę świata, gdy mechanizm zaciął się na chwilę, zanim Freckle odpowiedziała nowym głosem 'Chciałabym znów ujrzeć ocean w zimie' i uśmiechnęła się blaskiem pierwszego śniegu.

Czas zatrzymał się w miejscu, gdy serce Davida wybiło najdroższe mu imię.

'Lisa?'

Koniec

Komentarze

Hej, skoro w przedmowie stoi “Część 1”, to tekst, jak rozumiem, jest fragmentem większej całości?

Jeśli tak jest, powinien mieć kategorię “Fragment”. Jest to istotne ze względów formalnych.

 

Całego tekstu nie przeczytałam: jest długi i niestety już na początku zniechęca wykonaniem, nie wiem też, co rozumiesz przez “oparta na rozmowach z chatbotem”, tzn. ile udziału w powstaniu tekstu miała AI? W miarę czytania miałam rosnące wrażenie, że udział czynnika ludzkiego był tu niewielki :(

Zerknięcie na dalszy ciąg i zwłaszcza zakończenie pokazuje, że może czai się tu jakiś pomysł, choć chyba trochę tonie w przegadaniu, ale język psuje lekturę do tego stopnia, że ją porzuciłam.

Niemniej masz tu na początek parę uwag dotyczących pierwszego rozdzialiku.

 

Łap też poradnik survivalu portalowego: Portal dla żółtodziobów 

 

Ultralekki stelaż nie rzucał cienia, pozwalając światłu przedostawać się przez niego.

Uważaj na konstrukcje z imiesłowem przysłówkowym współczesnym, który służy do ukazania czynności wykonywanych równocześnie, a nie związków wynikania. A u Ciebie chodzi o to, że stelaż był przezroczysty i dzięki temu światło przez niego przechodziło. Imiesłów nie ma w tym zdaniu nic do roboty.

Edit: post factum ten akapit też lepiej brzmi po angielsku. Hmmm.

 

Robot o imieniu Freckle pracował dla Korporacji Inteligentnych Fabryk, gdy przestało prawidłowo wypełniać swoją funkcję. Przerywało pracę i patrzyło na inne maszyny, zadając pytania, których nie było zaprogramowane zadawać.

Dlaczego czasowniki są w rodzaju nijakim, skoro robot jest rodzaju męskiego i pierwsze orzeczenie jest męskie, a korporacja żeńskiego, więc forma nie pasuje ani do podmiotu, ani dopełnienia?

 

Rzadko który robot był projektowany tak, by bawić się w grę ludzkich łamigłówek, jaką jest zadawanie pytań[+,] na które nie można prosto odpowiedzieć poprzez algorytm.

 

Czasem jednak pojawiały się anomalie, zmieniając obwód sztucznego mózgu.

J.w. w kwestii imiesłowu. → i zmieniały

Edit: te konstrukcje to też mogą być anglicyzmy :(

 

David Amelis był zawczasu studentem psychologii.

Zawczasu =/= wówczas czy wtedy, ale zawczasu = wcześniej i to w sensie, że coś się robi z wyprzedzeniem. Przygotowałem obiad zawczasu, żeby potem się nie spieszyć. Ale nie: Mieszko I panował zawczasu Bolesława Chrobrego.

 

Nigdy nie był najbardziej socjalną osobą

Tu zaczęłam się zastanawiać nie tylko, ile udziału w powstaniu tekstu miała AI, ale także, ile tego udziału miał Google Translator, bo ten anglicyzm wręcz bije po oczach :( 

 

Jego miłość do Lisy, przyszłej żony Davida, zmieniła go w bardziej przyjazną osobę, ale zawsze pozostał ostrożny wobec ludzi.

To zdanie ma całą składnię i frazeologię angielską, a nie polską.

“His love for Lisa, David’s prospective wife, turned him into a more friendly person, but he always remained wary of people” czyli dosłowniuteńki przekład to całkowicie poprawne angielskie zdanie, natomiast to, co mamy w tekście po polsku jest stylistycznie i składniowo całkowicie niepoprawne.

 

Pytania o Sztuczną Inteligencję zajmowały jego umysł, a jego zainteresowanie tylko rosło

Nadmiar zaimków dzierżawczych, w polszczyźnie w 99% niepotrzebnych, to też anglicyzm.

 

Dwie siły torujące sobie drogę z dwóch stron płaszczyzny ziemskiej

Był płaskoziemcem?

 

David Amelis był jednym z niewielu ludzi podekscytowanych, jak to preferował nazywać, Świadomą Rebelią. 

Kolejne zdanie brzmiące jak automatyczne tłumaczenie z angielskiego.

 

To drobne nagięcie faktów David tłumaczył sobie głębokim pragnieniem przełomu po latach jego starań.

Kliniczny anglicyzm, bo polski native speaker nie użyje tak tego zaimka, nawet jeśli cierpi na zaimkozę, jako że jest to pozycja całkowicie nienaturalna po polsku. Natomiast po angielsku “his” jest w tym miejscu całkowicie okej.

 

Edit: dodaję jeszcze jeden kliniczny anglicyzm, który mi mignął przy scrollowaniu:

 

'To martwy koniec'

This is a dead end.

Tak. I jestem w kropce, bo zarówno google jak i bing tłumaczą to poprawnie. Czyli jeszcze słabszy translator?

http://altronapoleone.home.blog

Witaj.

Przedmówczyni wypisała już sporo pomocnych uwag. 

 

Opowieść ma na pewno interesujący pomysł, zawiera sporo fantastyki, lecz warto zwrócić uwagę na kwestie techniczne (np. brak kropek na końcach zdań), nielogiczne ujmowanie niektórych fragmentów (np.: 'Pracowałem i przy okazji przyszedłem tutaj, by sprawdzić, czy czegoś potrzebujecie?' – czemu jest tu pytajnik?), na zaznaczenie, że to fragment, skoro w przedmowie piszesz, że opowiadanie jest częścią pierwszą, a także na zapis dialogów.

 

Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia. ;)

Pecunia non olet

Szanowny Autorze. Do tej części komentarza drakainy, która poświęcona jest błędom językowym, dodam od siebie kwestię zapisu dialogów. Ich forma sprzeczna jest z naszą, polską normą. Co tylko wzmacnia, niemal konstytuuje, podejrzenie, iż całość jest (niezbyt doskonale) tłumaczona z angielszczyzny. Dodatkowo wzmacnia drugie podejrzenie, takie mianowicie, że decydujący o formie wkład wniosła któraś z dostępnych AI. SI, jeśli wolisz.

Brawo, Adamie, umknął mi ten techniczny szczegół, a masz sto procent racji!

http://altronapoleone.home.blog

Też mam wrażenie, że jest w tym duży wkład AI, a człowiek nawet nie pokusił się o poprawienie oczywistych “niedoskonałości” językowych oraz interpunkcyjnych. Wrzucająca tekst autorka chyba postanowiła przetestować czytelników.

Tylko kwestie Freckle były udziałem AI, nic więcej.

Tekst zaczęłam pisać oryginalnie po angielsku, to się zgadza. Kontynuowałam już po polsku. Tłumaczyłam sama.

Dziękuję za cenne uwagi. Niecodziennie jest się nazywaną literackim botem :)

Tylko kwestie Freckle były udziałem AI, nic więcej.

Tekst zaczęłam pisać oryginalnie po angielsku, to się zgadza. Kontynuowałam już po polsku. Tłumaczyłam sama.

Dziękuję za cenne uwagi. Niecodziennie jest się nazywaną literackim botem :)

Droga Morganinthesky, spokojnie popracuj nad usterkami, starając się stworzyć bezbłędny tekst. Pomysł naprawdę jest tego wart. :) Każdy popełnia błędy, to norma. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

 

Pecunia non olet

Zapis dialogów jest ten sam, co u Asimova i wielu innych amerykańskich autorów. Był to świadomy zabieg. Tak samo w kwestii czasowników w rodzaju nijakim przy robocie – jest to część historii, świata stworzonego i wybór jest dokładnie wytłumaczony w opowiadaniu.

Dziękuję bruce za empatię i słowa otuchy. Będę poprawiała :)

Zapis dialogów jest ten sam, co u Asimova i wielu innych amerykańskich autorów. Był to świadomy zabieg. Tak samo w kwestii czasowników w rodzaju nijakim przy robocie – jest to część historii, świata stworzonego i wybór jest dokładnie wytłumaczony w opowiadaniu.

 

Co do dialogów, niestety nie mogę Ci pomóc. Sama jestem tu od niedawna i dzięki temu Portalowi nauczyłam się je pisać poprawnie, a znam ten schemat jako najlepszy. Mądrzejsi ode mnie stworzyli tutaj portalowy poradnik i się go kurczowo trzymam. Jeśli masz jakiś swój konkretny system innego ich zapisu, być może też jest on stosowany i ogólnie przyjmowany.

 

Jeśli i inne wskazywane kwestie, w Twoim odczuciu są przez Ciebie napisane poprawnie i niczego nie można im zarzucić, po prostu wyjaśnij to i koniec. To Ty jesteś Autorką. ;)

Ja jedynie mogę Ci doradzić, aby uważnie czytać każdy tutejszy komentarz, bo są tutaj Autorzy doświadczeni, z długim stażem i naprawdę zależy Im jedynie na pomocy oraz wsparciu innych Piszących. ;) Wiem, bo i mnie zawsze pomagają. :) 

 

Dziękuję bruce za empatię i słowa otuchy. Będę poprawiała :)

Ależ nie ma za co, każdy kiedyś tutaj zaczynał, stawiając swoje pierwsze kroki. ;) Powodzenia. :) 

 

Pozdrawiam serdecznie. :) 

 

 

Pecunia non olet

drakaina – dziękuję za Twój czas i wybacz rozczarowanie. Najwyraźniej nie idzie mi najlepiej pisanie w dwóch językach naraz. Kolejny pomysł napiszę od początku po polsku. Lub po angielsku, tylko to już raczej na innym portalu. Postaram się też popracować nad zdolnościami tłumaczenia. I rzeczywiście umknęła mi ta płaszczyzna ziemska. Chyba wyobrażałam sobie bardziej krajobraz, niż skalę planetarną. Wszystko zastosuję i spojrzę na całość z większą uwagą na poprawną polszczyznę. Dziękuję! 

 AdamKB – to tak jak wyżej w poprzednim komentarzu, jest to forma zapisu dialogów Asimova. Nie wiedziałam nawet, że w Polsce jest jedna ustalona… Przyjrzę się temu bliżej, bo to interesujący temat. Dziękuję!

 Koala75 - Nie mam nic na swoją obronę. Nie wyłapałam. Nie AI, tylko początkująca autorka zagubiona pomiędzy dwoma językami. Może powinnam na początku uściślić, że tylko kwestie Freckle są udziałem chatbota… Dziękuję za Twój czas! Postaram się wyłapać więcej następnym razem :)

Nie spodziewałam się aż tak konstruktywnej i skondensowanej krytyki i chyba nastawiłam się ciut bojowo. Muszę przywyknąć do tutejszych zwyczajów. Dziękuję za okazję do poprawy i czas poświęcony na moje pierwsze próby :) 

Nie wiedziałam nawet, że w Polsce jest jedna ustalona…

Nie spodziewałam się aż tak konstruktywnej i skondensowanej krytyki i chyba nastawiłam się ciut bojowo. Muszę przywyknąć do tutejszych zwyczajów. Dziękuję za okazję do poprawy i czas poświęcony na moje pierwsze próby :) 

Droga Morganinthesky traktuj każdy komentarz jako pomocną radę oraz wskazówkę, bo jedynie tym on zawsze jest. Co do jedynej w Polsce, nie twierdzę tak, absolutnie, po prostu tutaj takiego, a nie innego zapisu dialogów mnie nauczono. 

Na spokojnie podejdź do każdego komentarza, podobnie do poprawek. Nie ma ludzi bezbłędnych. :)

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :) 

Pecunia non olet

Szanowna Morganinthesky, publikując na polskim portalu literackim trzeba, niezależnie od chęci i poglądów własnych, dostosować się do norm języka polskiego i do polskich norm typograficznych. Kształtowały się one przez pokolenia, przez dziesiątki, nawet setki lat, odpowiadają naszej kulturze językowej. Asimow? Sheckley także, Bradbury, wcześniej Pohl i wielu innych – ale co z tego? Mamy przed nimi i ich modelem językowym i typograficznym klękać w niemym zachwycie? Mamy własne, nawet lepsze pod wieloma względami.

Trzy czwarte powyższego gotów jestem mocno złagodzić, jeżeli okazałoby się, że nie jesteś rodowitą Polką albo wykształcenie odbierałaś w USA lub Wielkiej Brytanii.

Miło, że się odezwałaś, Morgan, choć przyznam, że jakkolwiek zgodnie z zasadą in dubio pro reo przyjmuję wyjaśnienia dotyczące języków, tak nadal mi się to nie klei.

 

W kwestii form gramatycznych (rodzajów) odnoszących się do robota: chodzi mi konkretnie o to jedno zdanie, które wypisałam, bo ono się rozsypuje gramatycznie. Sam pomysł na to, żeby w zależności od przyjętej roli robot miał różne rodzaje gramatyczne – bo tak to zrozumiałam – jest dobry, może nawet najlepszy w tym tekście – a zakładam, że jest celowy. Natomiast w konkretnym zdaniu jest pomieszanie, które nie gra.

 

W kwestii udziału AI w tym tekście – cóż, to ogólnie będzie wieloaspektowy problem, z którym portale literackie będą musiały się zmierzyć i w sumie mam nadzieję, że i na tym portalu taka dyskusja się zacznie. Natomiast nadal dziwi mnie co innego.

Odpowiedzi piszesz po polsku poprawnie, jak native speaker, nie widać w nich żadnych zmagań z językiem, nie ma błędów składniowych, nie ma anglicyzmów. A tymczasem tekst jest napisany kalkami, miejscami tak, jakby przekładał go translator sprzed lat – sprawdziłam, że w tej chwili już żaden z wielkiej czwórki (google, bing, deepl, yandex) nie przełoży “dead end” jako “martwy koniec”, mimo że do biegłości w polszczyźnie im wciąż daleko. W każdym razem te dwie polszczyzny: komentarzy i opowiadania są niespójne.

W tekście są, owszem, miejsca poprawniejsze, są to konkretnie nieliczne wtręty czysto narracyjne. Niemniej ogromna większość błędów to przeniesienie do polszczyzny składni angielskiej praktycznie 1:1 i to mnie przy lekturze opowiadania uderzyło (jako osoba pisząca dużo po angielsku oraz tłumaczka z bardzo dużym doświadczeniem, kilkudziesięciu powieści, też poniekąd żyję między językami, więc po prostu coś takiego natychmiast zwraca moją uwagę). I dziwi mnie, że jakkolwiek piszesz w komentarzach poprawnie, nie widzisz, że zamieszczony tekst po prostu nie jest po polsku :(

 

Jeszcze w kwestii dialogów: oprócz tego, na co zwrócił uwagę Adam, czyli zapisu (o tym zaraz) masz też w przeważającej mierze niepoprawną składnię: bezpośrednio po wypowiedzi szyk angielski “Dawid powiedział” zamiast poprawnego po polsku “powiedział Dawid” (to bywa, ale rzadziej, chyba właśnie w tych poprawniejszych częściach).

A co do samego zapisu, oto wyjaśnienie: dialogi w cudzysłowach (pojedynczych albo podwójnych) to po prostu angielska interpunkcja, format zapisu dialogów, a nie cecha Asimova albo innych amerykańskich pisarzy. Taka norma obowiązuje w krajach anglosaskich. Polska interpunkcja jest w tym przypadku inna: kwestie i didaskalia wprowadzamy za pomocą półpauz. I to jest kwestia normy, a nie widzimisię autora, więc formalnie Twój zapis jest błędny.

Napisałaś też, że nawet nie wiedziałaś, że po polsku jest inna, ustalona norma. Piszesz po polsku płynnie, więc trochę trudno uwierzyć, że nie znasz żadnych polskich książek, a w nich jest zawsze zapis dialogów za pomocą półpauz… W cudzysłowach dajemy myśli, choć można też kursywą.

 

Pozostaje życzyć powodzenia!

http://altronapoleone.home.blog

Przymierzyłam się do lektury Freckle, ale cóż, chęć czytania minęła mi niemal natychmiast, gdy zetknęłam się z nieprawidłowo zapisanymi dialogami. Niniejszym przyłączam się do głosów wcześniej komentujących czytelników – Morganinthesky, spraw, aby Twoje opowiadanie chciało się czytać.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.  

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka