- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Śpiąca Potęga

Śpiąca Potęga

Hej! Jest to moja wizja Śpią­cej Kró­lew­ny w uni­wer­sum, które two­rzę na po­trze­by książ­ki. Jest to skoń­czo­na kom­po­zy­cja, ale jest też osa­dzo­na w więk­szej ca­ło­ści. Enjoy ;)

Oceny

Śpiąca Potęga

 Ra­ha­don na­ka­zał i pu­sty­nia stała się go­rą­ca!

 

Axin są­dził, że w kryp­cie, głę­bo­ko pod po­wierzch­nią pia­sku, znaj­dą tro­chę wy­tchnie­nia. Mylił się. Pod­du­sza­ny przez dłoń gę­ste­go po­wie­trza, leżał w rogu kom­na­ty. Spo­co­ny i nie­ru­cho­my. Ore­ni­na, sto­ją­ca nad oł­ta­rzem, ko­ły­sa­ła się przed jego oczy­ma, znie­kształ­ca­na przez fale żaru.

– Umrze­my tu – wy­chry­piał. Chciał wy­cią­gnąć dłoń, żeby zła­pać córkę za kost­kę, ale drgnę­ły mu tylko palce. To wszyst­ko przez nich. .

To ich kara, ob­cią­ży­ła no­wo­na­ro­dzo­ną Ore­ni­nę. Córka miała cier­pieć za winy ro­dzi­ców.

A on chciał dla niej tylko spo­koj­ne­go życia. Czy to tak wiele? Ore­ni­na – czer­wo­na sa­ła­ta. Naj­po­spo­lit­sza, naj­zwy­klej­sza. Takie imię wy­brał dla dziew­czyn­ki. Wtedy wie­rzył w jego moc.

Teraz, wie­dział już, że nigdy nie miał szans w walce z prze­zna­cze­niem.

Dwie kro­ple otwo­rzą drogę do Ra­ha­do­na.

Ore­ni­na, szep­tem, prze­czy­ta­ła napis wy­ry­ty na pod­wyż­sze­niu. Wie­dzia­ła co musi zro­bić. Le­gen­dy mó­wi­ły, że gdy Ra­ha­don two­rzył Ludzi Ognia, to żeby tchnąć w nich życie, zmie­szał krew i rexal – esen­cje swo­ich ciała i duszy.

Rexal – klej­not pu­sty­ni. Jed­no­cze­śnie fa­scy­no­wał i brzy­dził Ore­ni­nę. Czer­wo­ny, błysz­czą­cy ka­mień bu­dził w lu­dziach żądze, które pro­wa­dzi­ły do de­struk­cji. Znisz­czy­ły pia­ski upraw­ne, na któ­rych Axin i Ore­ni­na, ho­do­wa­li czer­wo­ną sa­ła­tę.

Przed­sta­wi­cie­le Kró­le­stwa Ognia, za­gar­nę­li ich pola, żeby po­szu­ki­wa­cze re­xa­lu mogli grze­bać tam swo­imi pa­zu­ra­mi. Ocza­mi po­że­rać wydmy pia­chu i trzę­są­cy­mi rę­ka­mi wy­gar­niać skraw­ki klej­no­tu.

To był je­dy­ny spo­sób. Rexal nie miał swo­ich ko­palń, tylko wy­ła­niał się z pia­sku jak ząb za­ma­sko­wa­ne­go dra­pież­ni­ka. Ale był wart po­świę­co­ne­go czasu. Nawet naj­mniej­szy ka­wa­łek miał ogrom­ną war­tość.

Po­szu­ki­wa­czy nie ob­cho­dzi­ły ro­śli­ny. Nie ob­cho­dzi­ły ich zwie­rzę­ta. Roz­ry­wa­li taflę pia­sku. Mar­twe, czer­wo­ne głów­ki sa­ła­ty to­czył się po wy­dmie jak łzy pu­sty­ni.

Mała Ore­ni­na przy­glą­da­ła się temu z da­le­ka. Nie przy­pusz­cza­ła wtedy, że kie­dy­kol­wiek zo­ba­czy rexal, a co do­pie­ro taką ilość.

Kryp­tę, w któ­rej teraz stała, wy­ku­to w wiel­kim bloku klej­no­tu pu­sty­ni. Nawet naj­bar­dziej pa­zer­ni po­szu­ki­wa­cze, nie śnili o czymś takim. Ore­ni­na wie­dzia­ła dla­cze­go.

To nie było miej­sce ludzi. Ani dla ludzi.

Ka­mień błysz­czał, roz­ja­śnia­jąc wnę­trze czer­wo­nym bla­skiem. Ścia­ny sta­no­wi­ły prze­cho­dzą­ce w sie­bie wy­brzu­sze­nia i dołki. Wcią­ga­ły w fa­lo­wa­nie także oł­tarz, sufit i po­sadz­kę, tak, że nie można się było zo­rien­to­wać gdzie za­czy­na­ją się po­szcze­gól­ne ele­men­ty. Od­bi­cia każ­de­go ruchu Ore­ni­ny mno­ży­ły siś na ścia­nach, two­rząc wra­że­nie mi­ra­żu.

Dziew­czy­na spoj­rza­ła na ojca, który pół­przy­tom­nie mru­gał po­wie­ka­mi. Po­dróż przez pu­sty­nię wy­koń­czy­ła go. Szli razem, ale jakby zu­peł­nie inną trasą. Ten sam pia­sek, który Ore­ni­nę okry­wał w nocy, za­sy­py­wał cał­ko­wi­cie Axina. Droga ubita i bez­piecz­na dla dziew­czy­ny, pod cię­ża­rem jej ojca oka­zy­wa­ła się być ru­cho­mym pia­skiem. Ona cie­szy­ła się cie­płem – on mdlał.  

Po­de­szła do męż­czy­zny i po­gła­ska­ła go po gło­wie. Oboje mieli brą­zo­wą skórę i czar­ne włosy. Byli do sie­bie tak po­dob­ni, że cza­sem miała wra­że­nie jakby jej matka nigdy nie ist­nia­ła.

W pół­śnie, Axin zo­ba­czył nad sobą twarz córki i przy­po­mniał sobie ten prze­klę­ty dzień.

Praw­dzi­wi Lu­dzie Ognia, przy­cho­dząc na świat, zo­sta­wia­ją po sobie po­żo­gę. Ra­ha­don dał mi śmierć, ale jej niech da po­dwój­ne życie. Niech bę­dzie prze­zna­czo­na do wiel­kich rze­czy.

Axe­ena zmar­ła przy po­ro­dzie. Mi­łość jego życia. Matka jego córki. Jego sio­stra.

Axin wciąż pa­mię­tał jak nagle, jej dłoń opa­dła na łoże. Oczy spoj­rza­ły w inny świat.

Proś­ba umie­ra­ją­cej sta­wa­ła się wią­żą­cą obiet­ni­cą za­wie­ra­ną z Ra­ha­do­nem. Ży­cze­nie za duszę.

Za­po­mnia­ła o jed­nym. Ży­cze­nie wi­no­waj­cy to klą­twa.

Na ich córce cią­ży­ło prze­kleń­stwo nie­spo­koj­ne­go życia. Wiel­kich czy­nów i wiel­kich nie­bez­pie­czeństw. Axin bał się, że siła ją zde­pra­wu­je, ale na to także nie miał już wpły­wu.

Ore­ni­na po­gła­ska­ła go po gło­wie ostat­ni raz i ode­szła.

Oł­tarz po­trze­bo­wał ofia­ry więc dziew­czy­na po­słusz­nie się na nim po­ło­ży­ła. W pra­wej dłoni trzy­ma­ła rexal za­ostrzo­ny na jed­nym brze­gu. Ku­pio­ny za wszyst­ko co mieli.

Uspo­ko­iła od­dech. Da radę.

Ostrzem, roz­cię­ła wnę­trze lewej dłoni. Za­ci­snę­ła obie ręce na ka­mie­niu i po­ło­ży­ła na brzu­chu. Krew roz­pusz­cza­ła dro­bin­ki re­xa­lu i jak lśnią­ca rzeka spły­wa­ła po przed­ra­mio­nach Ore­ni­ny, zbie­ra­jąc się w kro­ple na jej łok­ciach.

Dziew­czy­na za­mknę­ła oczy. Sły­sza­ła tylko prze­sy­py­wa­nie pia­sku wy­so­ko nad kom­na­tą. Cięż­kie wes­tchnie­nia ojca i jej wła­sny od­dech, ode­szły w nie­byt.  

Gło­śne ude­rze­nie.

Kiedy kro­pla krwi spa­dła na oł­tarz, wszyst­ko sta­nę­ło w miej­scu.

Za­snę­ła.

I obu­dzi­ła się.

Wszę­dzie wi­dzia­ła pia­sek po­mie­sza­ny z re­xa­lo­wym pyłem. Prze­strzeń wy­peł­niał czer­wo­ny po­blask, po­dob­ny do tego z kom­na­ty. Wydmy mie­ni­ły się jak iskry. Gdy fala bły­sku spły­wa­ła po zbo­czu, spra­wia­ło to wra­że­nie, jakby świe­ża lawa otu­la­ła ścia­ny wul­ka­nu. Widać było wszyst­kie ko­lo­ry złota. Fa­ta­mor­ga­ny bo­gac­twa i po­żą­da­nia, które nie po­zwa­la­ły od­wró­cić wzro­ku. Pu­sty­nia Ra­ha­do­na nie da­wa­ła wy­tchnie­nia. Była dzika, pełna suszy, ognia i lawy. Była nie­ustan­nym zdo­byw­cą.

- Do­tar­łaś – Głos przy­po­mi­nał prze­sy­py­wa­nie pia­sku.

– Ra­ha­do­nie! – za­czę­ła – Przy­by­wam tu w imie­niu Kró­le­stwa Ognia, żeby prosi…

Nie za­czy­naj od kłam­stwa – za­sy­czał. - Kłam­stwa to­le­ru­ję tylko raz.

– To nie jest kłam­stwo, przy­by­wam w imie­niu Kró­le­stwa, a nie wszyst­kich ludzi, któ­rzy tam miesz­ka­ją.

Czyli nie je­steś wy­słan­nicz­ką bła­ga­ją­cą o pomoc? Bo­ha­ter­ką?– Gło­śny szum, chyba śmiech. –  Ostat­nim ra­tun­kiem gi­ną­ce­go ludu?

– Je­stem ra­tun­kiem! Mówię w imie­niu ro­ślin i w imie­niu zwie­rząt. W imie­niu umie­ra­ją­cych.

Pia­sek za­czął nagle bul­go­tać. Czer­wo­ne li­ście roz­kwi­ta­ły z ogrom­nych głó­wek. Każdy nie­re­gu­lar­ny i po­fał­do­wa­ny, z ząb­ko­wa­nia­mi na brze­gach. Pół­prze­zro­czy­ste i gięt­kie. Ore­ni­ny, które nie ist­nia­ły już w jej świe­cie.

Ro­zu­miem, w imie­niu two­ich sióstr, ore­nin. – gło­śny syk i ko­lej­ne prze­sy­pa­nie pia­sku.

– Tak, w imie­niu moich sióstr ore­nin!

Spo­dzie­wa­ła się, że Ra­ha­don wy­słu­cha jej, a potem po­mo­że lub nie. A on naj­wy­raź­niej ją lek­ce­wa­żył.

– A co z twoim ojcem? Jego ży­ciem się nie mar­twisz? Sprze­da­łaś jego dom, żeby kupić rexal. Cią­gnę­łaś go przez pu­sty­nię mimo tego, że to ona wcale mu nie sprzy­ja. Kto przyj­dzie w jego imie­niu?

– Po­świę­ci­li­śmy wszyst­ko, żeby tu do­trzeć! Oj­ciec o tym wie­dział. To co się dzie­je w Kró­le­stwie, musi się skoń­czyć. Po­szu­ki­wa­cze re­xa­lu nisz­czą nasze pola! Lu­dzie i zwie­rzę­ta nie mają co jeść! – I do­da­ła spo­koj­niej. – Kró­le­stwo, poza sto­li­cą, to trupy na pia­sku.

Za­mknę­ła oczy, żeby przy­po­mnieć sobie ko­bie­tę, któ­rej po­szu­ki­wa­cze skon­fi­sko­wa­li całe pia­ski upraw­ne. Kiedy do­tar­ła do niej z po­mo­cą, było już za późno. Na ob­gry­zio­nych ko­ściach zo­sta­ły nie­licz­ne ka­wał­ki mięsa. Zmar­ła pa­trząc w stro­nę uko­cha­nej pu­sty­ni.

– Bli­żej nam do zwie­rząt, które jedzą skraw­ki ścier­wa i umie­ra­ją jakby nigdy nie żyły! Same. Głod­ne. Smut­ne.

Ore­ni­na ro­zej­rza­ła się po pu­sty­ni. Ni­ko­go nie wi­dzia­ła, ale czuła obec­ność Ra­ha­do­na.

– Czy to coś in­ne­go – kiedy umie­ra kieł­ku­ją­ca ore­ni­na, a nie dziec­ko? Czy coś co żyje, a nie jest czło­wie­kiem, jest mniej warte? Zdy­cha­ją lu­dzie i od­cho­dzą zwie­rzę­ta. Tak tam ży­je­my.

Za­pa­dła cisza, ale jej serce biło szyb­ko. Ore­ni­na za­to­pi­ła dło­nie w pia­sku. Cze­ka­ła.

– O co mnie pro­sisz? – Usły­sza­ła syk koło ucha.

– Po­trze­bu­ję magii, żeby ro­śli­ny znowu rosły. Nawet na gor­szych gle­bach. Wtedy bę­dzie­my mieli co jeść. – po­wie­dzia­ła – Król nie chce nam pomóc, wie­śnia­cy się nie zbun­tu­ją. Je­steś naszą ostat­nią na­dzie­ją. – do­da­ła cicho.

– To bar­dzo słaby plan, a mnie nie in­te­re­su­ją rze­czy pro­ste i nudne. Pro­sisz, żebym sta­nął po two­jej stro­nie w woj­nie mię­dzy moimi stwo­rze­nia­mi. Woj­nie, która mnie nie do­ty­czy. Nie zro­bię tego.

Ore­ni­na za­ci­snę­ła pię­ści. Gdzieś w od­da­li trza­snął czer­wo­ny pio­run. Grzmot wy­rwał ją nagle z tej roz­mo­wy peł­nej szep­tu i prze­su­wa­ją­cych się pia­sków.

Jed­nak – za­czął znowu –  chęt­nie zo­ba­czę jak Kró­le­stwo pło­nie. Taka, w końcu moja na­tu­ra. Poza tym wiąże mnie pewne ży­cze­nie, dla­te­go, w za­mian, opo­wiem ci hi­sto­rię.

Pia­sek, na któ­rym sie­dzia­ła Ore­ni­na ukształ­to­wał się w cie­płe łoże.

Dawno temu, pewna ko­bie­ta za­sa­dzi­ła na polu ore­ni­ny. Wszyst­kie ro­śli­ny były duże i pięk­ne, ale jedna z nich, szcze­gól­nie. Ko­bie­ta czę­sto cho­dzi­ła ją oglą­dać, a za­wsze mó­wi­ła wtedy: „och, jak chcia­ła­bym mieć taki wiel­ki i pięk­ny rexal”.

Pu­sty­nia tu­li­ła dziew­czy­nę po­dmu­cha­mi cie­pła. Było jej tak miło.

Ta wiel­ka, pięk­na ore­ni­na słu­cha­ła tego wszyst­kie­go i było jej bar­dzo szko­da ko­bie­ty. Po­sta­no­wi­ła więc za­pu­ścić jak naj­głęb­sze ko­rze­nie, żeby zna­leźć w pia­sku rexal. Jed­nak im bar­dziej roz­wi­ja­ła pod­ziem­ne czę­ści, tym sła­biej rosły te ze­wnętrz­ne. W końcu li­ście zwię­dły i zo­sta­ła tylko ze­schnię­ta głów­ka.

Głos Ra­ha­do­na do­cho­dził do Ore­ni­ny ze wszyst­kich stron i wy­peł­niał jej głowę. Tylko to się li­czy­ło.

Ko­bie­ta za­sy­pa­ła pia­chem tę za­pie­kłą głów­kę i ubo­le­wa­ła się nad swoim losem. Po kilku la­tach opu­ści­ła pole i wy­ru­szy­ła na po­szu­ki­wa­nia re­xa­lu. Tym­cza­sem za­sy­pa­na ore­ni­na, pod wpły­wem uci­sku pia­sku, za­mie­ni­ła się w wiel­ki, czer­wo­ny klej­not. Ko­bie­ta na­to­miast zmie­rzy­ła wiele pu­styń, ale nigdy nie od­na­la­zła żad­ne­go re­xa­lu. Szu­ka­ła nie tam gdzie po­win­na. A teraz śpij

Za­brzmia­ło jak za­klę­cie.

Ore­ni­na za­mknę­ła oczy. Za­snę­ła.

Kiedy je otwo­rzy­ła była znowu na pod­wyż­sze­niu w kom­na­cie. Jej oj­ciec spał w rogu.

Zro­zu­mia­ła. Obu­dzi­ła się Rexal.

Pia­sko­we burze, które miały póź­niej na­dejść, za­sko­czy­ły wszyst­kich. A co, po nich, po­zo­sta­nie gdy opad­ną chmu­ry pyłu, to – nie było jesz­cze nie­roz­strzy­gnię­te.  

Koniec

Komentarze

Witaj.

Naj­bar­dziej po­do­ba­ją mi się ma­low­ni­cze opisy. Po­tra­fisz świet­nie two­rzyć at­mos­fe­rę opo­wia­da­nia, jej tła. Nazwy wła­sne – rów­nież na plus. 

Przy­znam, że gdyby nie przed­mo­wa, nie wpa­dła­bym na po­wią­za­nia ze Śpią­cą Kró­lew­ną.:)

Hi­sto­ria jest ory­gi­nal­na, lecz moim zda­niem wy­ma­ga roz­wi­nię­cia wielu wąt­ków, bo czy­tel­nik czuje nie­do­syt. Jak ro­zu­miem, ko­lej­ne czę­ści je za­wie­ra­ją. :)

 

Z tech­nicz­nych jest sporo uste­rek in­ter­punk­cyj­nych, szcze­gól­nie zbęd­nych prze­cin­ków, np.:

A co, po nich, po­zo­sta­nie gdy opad­ną chmu­ry pyłu, to – nie było jesz­cze nie­roz­strzy­gnię­te.

 

Do­strze­głam li­te­rów­kę, są też nie­po­trzeb­ne wy­ra­zy w zda­niach, np.:

Ko­bie­ta za­sy­pa­ła pia­chem tę za­pie­kłą głów­kę i ubo­le­wa­ła się nad swoim losem.

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie. :)

Cześć!

 

Prze­czy­ta­łem twój tekst bo aku­rat też pra­cu­ję nad dłu­gim opo­wia­da­niem :) In­te­re­so­wa­ło mnie takie pi­sa­nie które nie jest stresz­cze­niem bo to był mój pro­blem. Każde dłuż­sze opo­wia­da­nie było jak stresz­cze­nie…

No i faj­nie. Cie­ka­we po­my­sły. Może uda mi się w końcu tak pisać.

Ale nie po­wiem, żeby się to bar­dzo łatwo czy­ta­ło. Z pew­no­ścią było by ła­twiej, gdy­bym czy­tał ca­łość.

 

Życzę po­wo­dze­nia!!!

Po­zdra­wiam.

 

Nowa Fantastyka