- Opowiadanie: tomaszg - Nie gwałć mnie więcej

Nie gwałć mnie więcej

Choć nie chcemy wierzyć w pewne rzeczy, statystyki nie pozostawiają złudzeń. Na naszych oczach dokonuje się ludobójstwo i chwała tym, którzy o tym głośno mówią, ogromny szacunek dla tych, którzy próbują coś z tym zrobić (nie w patologiczny sposób oczywiście).

PS. Podczas pisania przypomniał mi się pierwszy „Kogel mogel”. Hasło „Wciąż jest dla mnie źródłem nieustającego zdziwienia, że kilka znaków nagryzmolonych na tablicy lub na kartce papieru może zmienić bieg ludzkich spraw” Stanisław Ulam

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Nie gwałć mnie więcej

„Nie gwałć mnie więcej.

Kocham ciebie bez granic.

Nie widzę świata poza tobą.

Widzę, jak męczysz się raz w miesiącu.

Jestem człowiekiem, zupełnie jak ty.

Robię, co mogę, żebyś miała lepiej.

Szkoda, że przez to będę żył znacznie krócej”

Wyznanie anonimowego białego mężczyzny

 

Dzień I, w którym intryga się zawiązuje

Właśnie kończyłam ostatnią lekcję w piątek. Do dzwonka pozostało kilka minut, więc postanowiłam najważniejsze przypomnieć fakty z historii najnowszej:

– Podsumuję zmiany społeczne w Europie na przestrzeni ostatnich pięćdziesięciu lat. Pierwsze zdjęcie przedstawia białego ojca, pchającego wózek w gęstym tłumie. To doskonały przykład działania aspołecznego. Dziecko mogło zarażać i złapać paskudną chorobę, obcy ludzie naruszali jego strefę komfortu, a płacz potrafił być irytujący i stresujący dla wszystkich wokół. Takich problemów było znacznie więcej. Obywatele nie respektowali płci innych i łamali ich podstawowe prawa, blokując chociażby dostęp do internetu. Napięcia narastały. Zamknięcie youtube i onlyfans w trzydziestym czwartym wywołało masę samobójstw, rok potem zwolennicy Klausa Szaba doprowadzili do odcięcia Unii Europejskiej od ropy. Wielu obywateli straciło możliwość poruszania się, co spowodowało załamanie gospodarki i instytucji państwowych. Sparaliżowana została policja, straż pożarna i służba zdrowia. W wyniku starć państwa rozpadły się na mniejsze, a te cofnęły do najbardziej podstawowych metod działania. Odpowiedzią na niedobory okazało się wprowadzenie zasady jednego dziecka, a ponieważ w wielu miejscach zamieszkiwała ludność biała, straciła na znaczeniu, oddając pola głównie Hindusom. – Coraz bardziej się rozkręcałam, ale niestety mój wywód przerwał dzwonek. – Za tydzień klasówka. Poczytajcie podręcznik do HIT, strony sto dwa do sto dwadzieścia dwa.

Uczniowie jęknęli i zaczęli się pakować. Po kilku minutach zdałam klucz i ze szkoły ruszyłam rowerem na targ. Na drodze tuż przed mostem zobaczyłam policyjną blokadę. Zirytowałam się. Dziesiątki wirusowych terrorystów siedziało na samym środku przeprawy, trzymając się za ręce. Potrzeba było aż trzydziestu funkcjonariuszy w kombinezonach biologicznych, żeby ich podnieść i zapakować do karetek, którymi mieli zostać zabrani do obozu reedukacji. Czekałam na koniec tej szopki i byłam coraz bardziej zła. Straciłam całe piętnaście minut. W domu pojawiłam się godzinę później, i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, była kartka z kilkoma słowami.

„Eliza. Czekoladki”

To zabrzmiało jak wyrok. Widziałam, jak kilka razy łakomie patrzył na młode, niewinne kobiety. Sama miałam trzydziestkę na karku. Od dawna czułam, że go nie podniecam. Po ciąży straciłam wszystko, piersi i ciało też były mniej jędrne niż kiedyś.

To jasne jak słońce.

On miał kochankę, a ja, przy niedoborze facetów, marne szanse na kolejnego.

Cała drżąca włożyłam płaszcz i pobiegłam do szpitala, w którym mój mąż ostatnio ciągle urzędował.

– CO-TO-JEST!? – Przygotowana na najgorsze wykrzyczałam u niego w gabinecie, oczekując konkretnych wyjaśnień.

– Kochanie, jedna z koleżanek będzie mieć urodziny. Składamy się na prezent, do którego dojdą słodkości. – Tłumaczył się i zwijał jak piskorz, czerwieniąc się przy tym jak nastolatek.

– I ja mam uwierzyć, że ty, znany kobieciarz, zostałeś wybrany do tej roli?

– Kochanie – Wstał i przyssał się do mnie, podczas gdy w środku wszystko mi buzowało. – Tego, co było, nie zmienię. Teraz liczysz się tylko ty.

– Już mnie nie kochasz. – Zaczęłam płakać. – Czuję się gruba i pusta.

– Chodź ze mną do pokoju obok. Mam wygodną kozetkę. Usiądziemy. Porozmawiamy.

– Tobie tylko seksy w głowie! Napraw to! – Chciałam, żeby zawalczył o mnie, złapał i przytulił, ale on tylko ryknął, gdy dotknęłam jego głupich papierów na biurku:

– Nie ruszaj tego!

Wybiegłam, rycząc.

 

***

 

Stałem przed zaciemnionym, w większości pozbawionym prądu szpitalem na Bielanach i spokojnie paliłem, gdy podszedł do mnie Waldek, kolega, z którym pracowałem na dyżurze. Mężczyzna nic nie powiedział i wyciągnął drżącą rękę w geście znanym wszystkim palaczom. Poczęstowałem go papierosem. Przez chwilę zaciągaliśmy się nikotyną, potem ostrożnie zapytałem:

– Co jest, Waldi?

– Kurwa mać, to jest coraz bardziej pojebane. Trzydziesty ósmy dzisiaj.

– Poparzenie czy pokarmowe?

– I to i to. Facet zjadł baterię, ta się zapaliła. Ręce mi opadają, jak widzę, co robią ci idioci.

– A dziwisz się?

Zamilkliśmy na kilka minut. Po ostatnich podwyżkach izba przyjęć obsługiwała właściwie tylko dwa rodzaje przypadków. Obywatele rozbierali baterie i pili lub wdychali elektrolit albo ginęli od płonących ogniw. W obu wypadkach widok i smród nie był zbyt miły, ale rząd miał to w dupie, póki kasa się zgadzała, mnie zaś brało szczególnie wtedy, gdy ktoś się zapożyczał albo za ostatnie pieniądze ładował elektryka i rozbijał go na mieście, a potem płonął godzinami, robiąc problemy wszystkim wokół.

– A tamci się znowu bawią. – Zamyślony pokazałem głową na dzielnicę rządową, nad którą wznosiły się snopy światła, oświetlające Pałac Kultury. – Pewnie robią przygotowania do Sylwestra marzeń. Jak chcesz, wpiszę zwarcie przez słabą jakość.

– Możesz?

– Wpadnij do mnie, to wypełnimy papiery. Nie znoszę tego skurwysyństwa. – Wzruszyłem ramionami i przydeptałem peta.

Pracowałem od lat i wiedziałem, że nikt nie będzie podważał opinii biegłego. System prawny był w rozsypce, sprawy przetwarzano po łebkach, a chińską Izerę i jej produkty, od aut po telefony, popularnie nazywano zerem, bo dokładnie taką jakość prezentowały.

Waldi pokiwał ze zrozumieniem głową. Zmuszanie rodzin do oddawania organów za ich bliskich nie było popierane przez nikogo, kto miał namiastkę sumienia. Uczciwi lekarze nie chcieli mieć nic z tym wspólnego i na wszelkie sposoby próbowali sypać piasek w tryby bezdusznej maszyny, co czasem udawało się, a czasem niestety nie.

– To na razie. – Uśmiechnąłem się.

– Serwus stary.

Przeszedłem do gabinetu na drugim piętrze, patrząc po drodze na obraz nędzy i rozpaczy. Byłem nauczycielem akademickim. Musiałem dorabiać w komercyjnych firmach, a ten tydzień był podwójnie ciężki. Ilość niskopłatnych zleceń powodowała, że ledwo żyłem. I właśnie kończyłem jeden z raportów, gdy nagle otworzyły się drzwi gabinetu.

– CO-TO-JEST!? – Moja ukochana żona wparowała do środka i rzuciła zmiętą kartkę na biurko, a ja nawet nie musiałem jej czytać, żeby wiedzieć, o co może chodzić.

Skarciłem się w duchu, że byłem tak nieostrożny. Wynikało to z mojego zapracowania i przemęczenia, ale błyskawicznie ogarnąłem wszystkie możliwe opcje i przyjąłem najbardziej rozsądne wyjaśnienie:

– Kochanie, jedna z koleżanek będzie mieć urodziny. Składamy się na prezent, do którego dojdą słodkości.

– I ja mam uwierzyć, że ty, znany kobieciarz, zostałeś wybrany do tej roli?

– Kochanie – Wstałem i przytuliłem moją ukochaną. – Tego, co było, nie zmienię. Teraz liczysz się tylko ty.

– Już mnie nie kochasz. – Rozkleiła się i zaczęła płakać. – Czuję się gruba i pusta.

– Chodź ze mną do pokoju obok. Mam wygodną kozetkę. Usiądziemy. Porozmawiamy.

– Tobie tylko seksy w głowie! – Doskoczyła do mojego biurka i zaczęła zrzucać papiery. – Napraw to!

– Nie ruszaj ich! – ryknąłem, chroniąc cenne dokumenty, a ona wybiegła bucząc.

 

Dzień II, w którym widzimy samo gęste

Byłam zła cały wczorajszy dzień, a jeszcze bardziej wkurwiona w nocy. Postanowiłam, że jakoś sobie to odbiję. Dzień zaczęłam od ulubionej cukierni, w której kupiłam bezy. Postanowiłam, że pojadę do centrum, gdzie popatrzę na wyprzedaże. I chyba jakaś opatrzność nade mną czuwała, bo w jednym ze sklepów wpadłam na Elizę, moją najlepszą przyjaciółkę.

– Co jest? – Znała mnie od lat i dokładnie wiedziała, gdy coś mnie trapi.

– Eeeeee – jęknęłam i machnęłam ręką. – Stara bida.

– Dobrze. To ja teraz mówię. Pójdziemy na kawę i tam wyrzucisz wszystkie żale. Bez sprzeciwów. – Złapała mnie za rękę i pociągnęła ze sobą, a w knajpie naprzeciwko przejęła inicjatywę, cudem znajdując wolny stolik.

Po chwili siedziałam i piłam kawę, którą nierozgarnięta pryszczata gówniara robiła ze trzy razy, nie mogąc trafić z temperaturą i konsystencją pianki.

– No dobrze, panie bobrze. Co jest Elwiś? Tylko mów jak na świętej spowiedzi.

– Misiek coś przede mną ukrywa. Czuję to, a jeszcze wczoraj znalazłam kartkę „Eliza. Czekoladki”.

– Grubo.

– On już mnie nie kocha. Myśli tylko o seksie, a do tego dzisiaj poszedł spać na kanapę. Nawet nie zawalczył, żeby spać tuż obok mnie.

– I dobrze mu tak. Niech wie, co traci. – Eliza uśmiechnęła się złośliwie. – Kojarzysz może, co to za baba?

– Nie mam pojęcia. W jego papierach nic nie znalazłam – rzuciłam, patrząc z zazdrością na kobietę przy sąsiednim stoliku, która znalazła śliczny materiał na zieloną sukienkę.

– Fiu, fiu, to sprawa jest bardziej poważna niż myślisz. A może to nie kochanka, tylko dziewczynka z domu dziecka? Dziecko, które przed tobą ukrywa?

– Myślisz, że dlatego ciągle jest poza domem? I ściemnia, że to tylko praca?

– To możliwe. Zboczeńców pełno na świecie. Ty go najlepiej przypilnuj. Przetrzep mu maila i komórkę.

– Nie no, co ty?

– Nie bądź naiwna. Oni są albo bardzo leniwi albo bardzo sprytni. Zawsze myślą fiutem i robią nas w konia, a my musimy być ponad to i jakoś kleić ten świat.

– Myślisz?

– Ja nie myślę, jak to wiem. – Uśmiechnęła się i złapała mnie za rękę. – Ja rozumiem, że ty nie chcesz przygód. Ale na litość boską, zacznij o siebie dbać.

– A jak ojciec Mateusza? – Próbowałam zmienić temat.

– Klecha? Już o nim zapomniałam. – Wzruszyła ramionami. – Teraz to się spotykam z Matim, jakimś bubkiem z rządu.

– Wiesz co? Ja to ciebie nawet czasem podziwiam. Nowy facet co miesiąc.

– Jakie co miesiąc? Jakie co miesiąc? – Eliza wygięła usta w udawanym oburzeniu. – Co dwa tygodnie, moja kochana. A najlepsze są czarne kutasy, nie małe zapyziałe hetmańskie pyrdki.

– Mówisz?

– Ja nie mówię, ja to wiem. To wiadomość z pierwszej ręki, że tak powiem. Cały czas trzymam ją na pulsie… – zaśmiała się – interesie czy jak to zwał, a czasem na kilku na raz.

 

***

 

Spałem na kanapie. Nie wiedziałem, co mogę zrobić, ale w nocy wyrzuciła mnie z łóżka. Nie chciałem się kłócić. Zagryzłem zęby, stłumiłem wszystko w sobie i położyłem się skulony, a rano niewyspany i wściekły poszedłem do szpitala.

– Co jest? – Waldek od razu domyślił się, że coś jest nie tak.

– Elwira – jęknąłem.

– Zostaw ją, to tępa dzida.

– Ale ja ją naprawdę kocham.

– Ty jej nie kochasz, tobie tylko tak się wydaje. Twój mózg się uzależnił. To syndrom sztokholmski.

– To coś więcej. Jesteśmy sobie przeznaczeni.

– Nie, nie i jeszcze raz nie. Pamiętasz, co było rok temu na nowy rok? Stary, szanuj się w końcu.

Pamiętałem, a Waldi nie musiał mi tego przypominać. Pierwszego stycznia przeglądałem z Elwirą nowe rachunki, a ona, słodka idiotka, zaczęła się ślinić, że nie podnieśli opłaty klimatycznej za oddychanie. Wiedziałem, że rząd dawno powinien ją znieść, ale tego nie robił, bo, cytując rzecznika Kochasia, obywatele mogliby poczuć się niepewnie i mieć zbyt dobrze. Próbowałem to spokojnie wyjaśnić, ale moja ukochana żona zrobiła dziką awanturę, wmawiając mi, że jestem idiotą, bo wszędzie widzę podwyżki, a do tego sugeruję, że rząd nie wydaje pieniędzy na zbożny cel. Nie uderzyła mnie ani ja jej, ale na koniec musiałem wzywać chłopaków, bo pikawa odmówiła mi posłuszeństwa.

– Szkoda, że Polacy są tak podzieleni – mruknąłem sam do siebie i strapiony ruszyłem do gabinetu.

Przekładałem właśnie dokumenty z lewej na prawą, gdy wszedł Waldek, który usiadł i rzucił jakieś papiery na biurko.

– Nowa sprawa. Asparoformalina trzy.

– I co to ma do mnie? – Wzruszyłem ramionami.

– To dobry kolega mojego kolegi był. Facet przedawkował polokoktę i zasłabł za kierownicą. W zamian za kilka słów rodzina może się zrzec na naszą rzecz wielu kartonów marlboro.

– Prawdziwych?

– Najprawdziwszych.

– Ty wiesz, co dobre – mruknąłem. – I ciekawe, kiedy wreszcie przestaną szukać kolejnych zastępników cukru.

– Pewnie nigdy.

– To co wpisujemy?

– A bo ja wiem? – Podrapał się po głowie. – Może uszkodzenie układu kierowniczego?

– Załatwione. Przynajmniej miał słodką śmierć.

– Tak. I jeszcze jedno.

– Nie za dużo grzybków na jeden barszcz? – Spojrzałem pytająco.

– Musisz dzisiaj zostać na nockę.

– Jak to?

– To już dla mnie. Odwdzięczę się. Mam szansę na seks i może nawet będzie z tego dziecko. – Uśmiechnął się.

– A, chyba, że tak. To co innego. Nie ma sprawy. My, faceci, musimy trzymać się razem.

– Dzięęęęęki stary. Przybij żółwika.

 

Dzień III, gdzie wszystkie pionki są rozstawione

– Dzień dobry. – Spojrzałam na policjanta, stojącego przy biurku przy wejściu na komendzie. – Chciałabym rozmawiać z kobietą.

– Rozumiem. – Spojrzał na mnie i napisał coś na klawiaturze, a po chwili podeszła do mnie funkcjonariuszka w mundurze. – Dzień dobry, w czym mogę pomóc?

– Czy możemy porozmawiać, że tak powiem… – rozglądałam się nerwowo po holu, w którym były dziesiątki ludzi.

– …na osobności? – dokończyła i pokazała kierunek ręką. – Zapraszam.

Korytarzem przeszłyśmy do windy, potem przejechałyśmy na drugie piętro, a tam usiadłyśmy same w małym pokoju.

– Przemoc domowa – wyszeptałam dwa słowa.

– Przemoc domowa? – Spojrzała z błyskiem w oku.

– Tak. Psychiczna. Mieszkam z nim pod jednym dachem, ale zupełnie go nie znam. Jest całymi dniami poza domem.

– Pracuje?

– Tak, ale co to za praca? Nie potrafi rodziny na poziomie utrzymać – westchnęłam.

– Czyli pieniądze może wydawać na coś innego?

– Jak najbardziej. – Zdobyłam się na uśmiech niewiniątka.

– Czyli mamy uzasadnione podejrzenie, że mąż nie dopełnia obowiązków. – Policjantka zapisała w protokole. – Czy macie wspólne konto?

– Nie. To on na mnie wymusił.

– Czy zgadza się pani, żeby przejrzeć jego aktywa?

– Jak najbardziej.

– Żona udzieliła zgody na prześwietlenie historii finansowej podejrzanego. – Kobieta zanotowała. – Doskonale. Spójrzmy. – Odwróciła na chwilę w moją stronę ekran. – Tutaj widać dosyć regularne wydatki. Czy kojarzy pani słowa PICSA BEJI?

– To jakiś szyfr? – zdębiałam.

– Nie mam pojęcia. Przekażę sprawę do koleżanek, a na razie założymy niebieską kartę. Coś jeszcze?

– Podejrzewam, że ukrywa przede mną dziecko.

– Sprawdzam, czy coś w systemie. – Stukała coraz szybciej na klawiaturze. – Nie, nie ma Elizy.

– A mógł kogoś kiedyś zaadoptować?

– Już szukam. W Elce brak informacji, w Hetmanie ani skrzynce pocztowej też żadnej wzmianki.

– I co teraz?

– Czy mąż może stosować przemoc fizyczną?

– Chyba nie.

– To dobrze. Jutro jest poniedziałek. Umówimy na wieczór psychologa. Przyjdzie i porozmawia z państwem na miejscu.

– A nie można jakoś inaczej?

– Takie są procedury. Proszę wytrzymać jeszcze chwilę.

– To będzie kobieta?

– Oczywiście.

– No to chyba że tak. – Jakoś nagle straciłam przekonanie, że dobrze robię.

– Ja powiem pani jedno. – Spojrzała na mnie badawczo. – Widziałam wiele kobiet, które były niezdecydowane, ale potem dziękowały nam za pomoc. Wszystko dla ludzi. Jeżeli nie pasujecie do siebie, to rozwiążemy problem raz dwa i wyjdziecie na plus.

 

***

 

Ten dzień był bardzo ciężki. Całą ostatnią noc przesiedziałem w szpitalu, a rano nie dane było mi się nawet wyspać. Kolejny dyżur zaczynał się od siódmej i sztuczna kawa z syntetykami wywołała kołatanie serca, zaś ja miałem ochotę zaliczyć zgon.

Takie były uroki nowoczesnego życia, potocznie zwane kulturą zapierdolu. Na przemian siedziałem w gabinecie i izbie przyjęć, podpisując kolejne dokumenty. Nie patrzyłem na szczegóły, marząc tylko o chwili spokoju i snu. Najgorsze, że nadal nie wiedziałem, co mam zrobić. Chciałem ją udobruchać, równocześnie nie pokazując, że wygrała. Myślałem o prezencie, i to był ciężki orzech do zgryzienia. Miała wszystko, a ja na szybko nie potrafiłem wymyślić czegoś sensownego. Co chwila odpływałem, nie wiedząc nawet, jak się nazywam, i nie zareagowałem nawet wtedy, gdy tuż obok siebie usłyszałem:

– Stary, to było nieziemskie. Obudź się. – Myślałem, że śnię, ale ktoś szturchnął mnie w ramię.

– Aa, to ty. – Podniosłem głowę i ziewnąłem, patrząc przekrwionym wzrokiem na Waldka, który nie wiadomo jak znalazł się w gabinecie.

– Kiepsko wyglądasz. Ciężka nocka, co?

– A nic mi nie mów. – Machnąłem ręką i zacząłem jeszcze mocniej ziewać.

– Ale to chyba coś więcej. – Znał mnie na wylot.

– Chcę jakoś zaskoczyć Elwirę. Pogodzić się z nią.

– Zabrać ją gdzieś?

– Nie. Nie wiem. Chyba bardziej coś kupić. – Zacisnąłem pięść. – Chcę ją zszokować. Żeby piała z zachwytu.

– Dobra. Siedź tu. Stary Waldi załatwi jakąś popitkę i zaraz coś wymyśli. – Poszedł sobie, a ja znowu oparłem głowę na rękach i zacząłem przysypiać.

– Pobudka. – Wydawało mi się, że nie upłynęła nawet sekunda, ale rzut oka na zegarek pokazał, że minęło pół godziny, a zapach z kubka w ręku przyjaciela sugerował, że przyniósł prawdziwy rarytas. – Masz.

– Jak ja dawno nie piłem takiej kawy. – Rozmarzyłem się, kosztując łyk za łykiem. – Chyba ze dwa miesiące.

– Znajomy znajomego zostawił na wycieraczce. Wiesz, jak to jest.

– Kiedyś cię za dupę złapią. Zobaczysz.

– Ale przedtem posmakuję trochę życia. Myślałem o twoim problemie. Po tym, co dla mnie zrobiłeś, to ja myślę, że trzeba jej dać na dobrą kosmetyczkę.

– Odpada. Chodzi regularnie. – Pokręciłem głową.

– To weź ją do teatru. Mogę bilety skołować.

– Nie ten typ.

– Można by wymyślić jakiś wyjazd do sanatorium. Ale to z pół roku zajmie.

– To musi być tu i teraz. Przecież jej czekolady nie kupię.

– Pali? A nie, mówiłeś, że nie. – Znów szturchnął mnie w ramię. – Ty, a może jakieś dobre winko?

– Zapomnij.

– Ciuchy też pewnie sama kupuje?

– Obowiązkowo.

– Wiem! Wiem! Wiem! – Podniósł palec. – Kwiaty.

– Jakie kwiaty?

– Normalne. Załatwimy piękne świeże kwiaty z dostawą do domu.

– Ale kwiaciarni od lat nigdzie nie ma w okolicy – jęknąłem, wywracając oczy. – A ja nie mam na wyjazd poza strefę.

– Wiem, wiem i jeszcze raz wiem, ale podzwonię i popatrzę, co da się zrobić. Stryjeczny wuj szwagra powinien mieć sąsiada, którzy jest badylarzem.

– No nie wiem. – Zacząłem pocierać ręką podróbek.

– Dobrze będzie. Sam zobaczysz. – Uśmiechnął się. – No to załatwione. Kwiaty z poniedziałku dla szanownego pana raz.

 

Dzień IV, gdzie emocje sięgają zenitu

Tego dnia po pracy siedziałam w domu jak na szpilkach i aż podskoczyłam, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi.

– Dzień dobry, pani Elwira? – Młody przystojny dostawca stał w progu naszego mieszkania i patrzył na mnie błękitnymi oczami, a ja gapiłam się na niego jak jakaś nastolatka.

– Tak.

– Proszę podpisać. – Podsunął tablet, a potem wręczył bukiet róż.

Zamknęłam drzwi, wciągnęłam aromat kwiatów, rozmarzyłam i wściekłam, bo mój mąż cały czas uśmiechał się drwiąco. Był winny, i to winny jak cholera, i nawet się z tym nie krył. Nie rozumiałam, jak mógł ze mnie zażartować, do tego czułam ciągnięcie na dole brzucha. Miałam ochotę płakać i wiedziałam, że czeka mnie ciężka noc.

– Nawet się nie odzywaj – ostrzegłam go cicho, nie do końca wiedząc i czując, co powinnam zrobić.

– Ale kochanie? Kwiaty ci się nie podobają? Przecież takie róże ci kiedyś kupiłem. Chodź, przytulę cię. – Zbliżył się do mnie.

– Nie dotykaj mnie. – Nie wiedziałam, jak mogło przejść mu to przez gardło, i spokojnie ruszyłam do kuchni, żeby znaleźć słoik na kwiaty.

– Ale o co ci teraz chodzi? Chodzisz jak struta od kilku dni. Masz okres czy jak? – Zbliżył się jeszcze bardziej, naruszając moją strefę komfortu.

Tego było już za dużo. Rzuciłam cholerne badyle na stół i porwałam za nóż, a potem doskoczyłam do torebki, w której leżał telefon, jedną ręką wykręciłam numer alarmowy i przyłożyłam słuchawkę do ucha.

– Co ty, u diabła, robisz? – Chciał mnie chyba przycisnąć do ściany, ale ruszyłam na niego, kierując ostrze w jego stronę.

– Sto dwanaście, słucham – usłyszałam w telefonie.

– Policja, przyjeżdżajcie, ten potwór chce mnie zabić.

– Już jedziemy.

Stałam trzymając nóż i komórkę, a on powoli podniósł ręce.

– Zmieniłaś się. To zaszło za daleko i dzisiaj musi się skończyć – wycedził. – Kochanie, to nie tak jak myślisz.

– Zamknij się matole. – Rzygać mi się chciało. Miałam go dosyć, a do tego ból w środku powodował, że chciałam zwinąć się w kłębek i poleżeć w spokoju.

Policjanci na szczęście pojawili się już po kilku minutach.

– Policja, na ziemię! Ręce za głowę! – Mierzyli do niego, a ja poczułam ogromną ulgę. Zrozumiałam, że w końcu pozbyłam się ciężaru i mogę odpocząć.

 

***

 

– Nawet się nie odzywaj – warknęła, a ja zupełnie nie rozumiałem, co zrobiłem źle.

– Ale kochanie? Kwiaty ci się nie podobają? Przecież takie róże ci kiedyś kupiłem. – Zagryzłem zęby, bo te cholerne badyle kosztowały mnie więcej niż obiecywał Waldi. – Chodź, to cię przytulę.

– Nie dotykaj mnie.

– Ale o co ci teraz chodzi? Chodzisz jak struta od kilku dni. Masz okres czy jak? Co ty, u diabła, robisz? – Chciałem ją przytulić, ale ona złapała za nóż i telefon i zadzwoniła chyba na sto dwanaście, bo do słuchawki rzuciła tylko jedno zdanie:

– Policja, przyjeżdżajcie, ten potwór chce mnie zabić.

– Zmieniłaś się. To zaszło za daleko i dzisiaj musi się skończyć – wycedziłem. – Kochanie, to nie tak jak myślisz.

– Zamknij się matole.

Stała przede mną z nożem, a ja zupełnie nie wiedziałem, co zrobić.

– Policja, na ziemię! Ręce za głowę! – Dwóch rosłych facetów sprowadziło mnie kilka minut później do parteru, a potem do radiowozu.

– No to żeś pan se nagrabił. – Jeden z nich patrzył na ekran. – Przemoc domowa, a teraz to.

– Jaka przemoc domowa?

– Jest niebieska karta w systemie.

Zdębiałem i umilkłem.

– I co? Wyszło szydło z worka? – Policjant uśmiechnął się drwiąco.

Zawieźli mnie na komisariat, gdzie z marszu rozpoczęło się przesłuchanie, prowadzone przez jakąś herod babę:

– Co pan tam robił?

– To moje mieszkanie.

– Kto to jest Eliza? I dlaczego miała dostać czekoladki?

– Możecie mi dać komórkę?

– Po co?

– Żona źle reagowała po stracie dziecka. Córka zginęła w wypadku. Nazywała się też Eliza. Opieka społeczna przysłała zastępstwo. Dziewczynka była z rozbitej rodziny i miała dobrze usuniętą pamięć. Początkowo wszystko się układało, ale musieliśmy ją odesłać, bo Elwira, czyli żona, zaczęła wpadać w furię. Wtedy zacząłem szukać odpowiednich ludzi, którzy mają środki i jakoś mogą pomóc.

– Ale kto to jest Eliza z kartki? Dlaczego unika pan odpowiedzi?

– To wspaniała kobieta, którą poznałem dawno temu na studiach, utytułowany cybernetyk i naukowiec. Uczestniczyłem w jej projekcie. Ostatnio miała przełom w badaniach i w końcu zbudowała sztucznego człowieka, który wygląda i zachowuje się jak nasza córka.

– To niemożliwe.

– A jednak.

– W takie bajki nikt panu nie uwierzy.

– Pojedźmy i wszystko pokażę. Czekoladki miały być podziękowaniem za jej trud.

– Ale rozumie pan, że pan właśnie przyznał się do romansu?

– Nie, nie, to nie tak. Proszę znaleźć jej zdjęcie w internecie.

– No widzę. – Policjantka pokazała po chwili zdjęcie w komórce. – Siedzi na wózku.

– Ona funkcjonuje jak Stephen Hawkins. To osoba publiczna, która ma trójkę dzieci i męża.

– Różne są gusta.

Dokładnie w tym momencie do pokoju przesłuchań wszedł funkcjonariusz, który szepnął policjantce coś do ucha, ta przez chwilę umilkła, coś rozważała, a potem zapytała ze zdziwieniem:

– Na dole jest dziecko, która wygląda jak dziewczynka z dokumentów i podaje się za pana córkę. To jakiś żart?

– A nie mówiłem?

– Jak to się stało, że pojawiła się akurat tu i teraz?

– W komórce mam aplikację do śledzenia położenia. Jeżeli nie kliknę co jakiś czas albo pojawię się na którejś komendzie, to ona ma tam przyjechać. Tak wygląda moja polisa bezpieczeństwa. I chyba właśnie zadziałała. – Zdobyłem się na szeroki uśmiech, bo właśnie zrobiłem wszystkich w balona.

 

„Największą tragedią świata są aplikacje randkowe.

Kobiety przebierają w kandydatach, a mężczyźni nie mogą

liczyć na odpowiedź. Niektórzy uważają, że popularność tych rozwiązań łączona

z ogłupieniem przez platformy społecznościowe to sposób

na wygranie wojny gospodarczo-demograficznej”

Jedna z wielu stron w internecie

 

„Gdzie są polscy mężczyźni?

Dawno temu zginęli od ciosu w plecy.

Zabiły ich wasze babcie”

Z cyklu „mury mówią”

 

„Babom nigdy nie dogodzisz.

Wolały czadów, a teraz są w czarnej dupie.

Dosłownie i w przenośni”

Autor nieznany

Koniec

Komentarze

Toksyczny incelowy klimat bardzo wyczuwalny, kobiety złe i tak dalej. Ale co do tekstu to na końcu dajesz jedną sytuację z dwóch różnych perspektyw i mało co zmieniasz w opisach dialogów, część zostawiasz bez opisów i wychodzi praktycznie czytanie tego samego dwa razy, tylko drugi raz w skróconej wersji. Jaki w tym cel?

A i cytaty strasznie odklejone, aż szkoda komentować.

Bez komentarza

Według mojej prywatnej klasyfikacji tekst z szuflady, opatrzonej etykietką: Autor bardzo mało pokazuje, czytelnik ma sobie dośpiewać”. To nie zarzut, to nie grymasy, zapewniam. Nie mam praktycznie nic przeciw takim opowiadaniom. Ale w tym przypadku mam kłopot pod tytułem: bardzo przepraszam, ale o czym to tak naprawdę jest?

Jeżeli niemal całkowicie zignorować pierwszy rozdział, którego śmiało mogłoby w ogóle nie być, rzecz idzie o daleko posuniętą destrukcje norm społecznych, obyczajowych, stosunków międzyludzkich. Można pokusić się o nazwanie opowiadania profecją, gdy o to idzie, bo nie brakuje sygnałów, że taka rozsypka norm zaczęła się i postępuje. Jak z takim obrazem pogodzić zdecydowane działanie policji? Lecz to jeszcze drobiazg w porównaniu do wątku “sztucznej córki”. Dlaczego pojawia się jako wyjaśnienie problemów rodzinnych bohatera dopiero w samym finale? Rozbita emocjonalnie żona nie widziała jej na oczy, nic, ale to nic o niej nie wiedziała? Nie prowadzili na ten temat ani jednej rozmowy, nie padły propozycje, aluzyjne chociażby? Widzę to i odbieram jako poważne niedociągnięcie fabularne, ponieważ padają zapewnienia ze strony bohatera, że kocha, więc skoro na taki pomysł wpada, winien wysondować poglądy żony?

Owszem wymagałoby to napisania tekstu od nowa, ale byłby to tekst pełniejszy i spójniejszy fabularnie.

Witaj. :)

Mocny tekst. Tytuł jeszcze dokłada tej mocy. Przykrej, złej, nieuczciwej, niesprawiedliwej. Opowiadanie pokazuje zakłamanie kobiet i pewnie takie kobiety są, podobnie jak zakłamani bywają niektórzy mężczyźni. Cóż, jesteśmy tylko ludźmi, mamy swoje wady. Nie należy jednak uogólniać.

Ważne, abyśmy starali się postępować fair i pielęgnować miłość, jaka jest między dwojgiem ludzi, jaka nam się trafia w życiu. W sumie opowiadanie bardzo smutne i gorzkie – tak je odbieram. Żal mi tej pary.

 

Z technicznych – moje sugestie:

 

Odpowiedzą na niedobory okazało … – literówka

 

… oddając pola (przecinek?) zwłaszcza Hindusom

 

Na drodze też przed mostem zobaczyłam policyjną blokadę. – czy tu miało być „tuż”?

 

… i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, była kartka z kilkoma słowami. – gramatyczny/literówki

„Eliza. Kwiaty” – czy tu celowo bez kropki?

 

I ja mam uwierzyć, że ty, znany kobieciarz, został wybrany do tej roli? – chyba lepiej by tu brzmiało „zostałeś”?

 

… do sylwestra marzeń. – tu nie mam pewności, czy nie powinno być wielką literą

 

– Tobie tylko seksy w głowie! – literówka?

 

Myślą fiutem. W obu wypadkach musimy myśleć za dwoje i robić wszystko, żeby ten świat jakoś funkcjonował.

Myślisz?

– Ja nie myślę, jak to wiem. – tu za dużo myślenia, czyli powtórzenia

 

… i na szybko nie potrafiłem wymyślić coś sensownego …– czegoś

 

– Policja, przyjeżdżajcie, ten potwór chce mnie zabić.

– Zmieniłaś się. To zaszło za daleko i dzisiaj musi się skończyć – wycedził. – Kochanie, to nie tak jak myślisz.

– Zamknij się matole.

Stała z nożem, a ja nie wiedziałem, co zrobić. – tu się pogubiłam – kto wycedził w tej wersji?

 

 

Pozdrawiam.

Pecunia non olet

Na drodze też przed mostem zobaczyłam policyjną blokadę.

Po co też?

Zirytowałam się. Wirusowi terroryści rozsiedli na samym środku i siedzieli jak osły, trzymając się za ręce.

Rozsiedli się.

 

Czekałam na koniec tej szopki i byłam coraz bardziej zła.

Może rósł we mnie gniew?

 

Po ciąży straciłam wszystko, cycki i ciało też były mniej jędrne niż kiedyś.

Do języka, jakim posługuje się kobieta nijak nie pasuje mi “cycki”. Tutaj przeżywa bardzo osobistą chwilę, więc tym bardziej użyłabym “piersi”.

 

On miał kochankę, a ja, przy niedoborze facetów, marne szanse na kolejnego.

Miałam marne szanse…

 

Cała drżąca ubrałam się i pobiegłam do szpitala, w którym mój mąż powinien urzędować.

Drżałam z nerwów, ale włożyłam (może płaszcz?)… ubiera się kogoś…

 

– I ja mam uwierzyć, że ty, znany kobieciarz, został wybrany do tej roli?

Po wtrąceniu wróciłabym do drugiej osoby… Zostałeś wybrany do tej roli…

 

 

 wkładać piasek w tryby bezdusznej maszyny, co czasem udawało się, a czasem niestety nie.

Sypać piasek.

 

 A może to nie kochanka, tylko dziewczynka z domu dziecka? Dziecko, które przed tobą ukrywa?

Nie dość, że nie ma tu chwili zawahania po wiadomości, że mąż ma kochankę (co jeszcze można zrozumieć, bo był kobieciarzem) to ten dom dziecka jest trochę z kapelusza…

 

Eliza przyjaciółka i Eliza córka, Mateusz ojciec dziecka przyjaciółki, a nowy facet to Mati… Są też inne imiona (lub nie potrafię zinterpretować ukrytej symboliki).

 

 trzymam rękę na interesie

na pulsie… ale nijak to się ma do kontekstu…

 

 Zagryzłem zęby, stłumiłem w sobie i rano wściekły poszedłem do szpitala.

stłumiłem w sobie… złość? → warto dodać

 

– Co tam? – Waldek domyślił się, że coś jest nie tak.

– Elwira – jęknąłem.

– Zostaw ją, to tępa dzida.

– Ale ja ją naprawdę kocham.

A gdzie “nie mów tak o mojej żonie” lub chociaż jakieś krzywe spojrzenie?

 

– Nie, nie i jeszcze raz nie. Pamiętasz, co było rok temu na nowy rok? Stary, szanuj się w końcu.

Pamiętałem, a Waldi nie musiał mi tego przypominać. Pierwszego stycznia przeglądałem z Elwirą nowe rachunki, a ona, kochana słodka idiotka, zaczęła się ślinić, że nie podnieśli opłaty klimatycznej za oddychanie. Wiedziałem, że rząd dawno powinien ją znieść, ale tego nie zrobił, bo, cytując rzecznika rządu Kochasia, obywatele mogliby poczuć się niepewnie i mieć zbyt dobrze. Próbowałem to spokojnie wyjaśnić, ale moja kochana żona zrobiła dziką awanturę, wmawiając, że ja wszędzie chcę widzieć podwyżki, a do tego pieniądze rząd na pewno wydał na zbożny cel. Nie uderzyła mnie ani ja jej, ale na koniec musiałem wzywać chłopaków po znajomości, bo pikawa odmówiła mi posłuszeństwa.

To jest argument za czym? Nie może jej kochać i uważać za sobie przeznaczoną, bo ma odmienne poglądy polityczne? Wiele wigilii Polacy spędzaliby samotnie… brak logiki dla mnie

 

– I co to ma do mnie? – wzruszyłem ramionami.

Wzruszyłem z dużej.

 

Mam szansę na seks

I 14 lat → to niezłośliwe, tak zabrzmiało w mojej głowie

 

Korytarzem przeszliśmy do windy, potem przejechaliśmy na drugie piętro, a tam usiedliśmy same w małym pokoju.

To kobiety! przeszłyśmy, przejechałyśmy, usiadłyśmy…

Dziesiątki ludzi na korytarzu, ale naszą bohaterką od razu ktoś się zajął?

 

 Sprawdźmy jeszcze, czy w systemie zarejestrowane jest jakieś dziecko.

Skąd znów to dziecko? Bohaterka nie wspominała policjantce o dziecku…

– To będzie kobieta?

– Oczywiście.

– No to chyba że tak.

Dlaczego znów ważne, żeby to była kobieta?

 sztuczna kawa z syntetykami wywołała bicie serca, zaś ja miałem ochotę zaliczyć zgon.

przyśpieszyła może… nie wywołała…

 

Miała wszystko, i na szybko nie potrafiłem wymyślić coś sensownego

wymyślić czegoś sensownego… Miała wszystko, a były takie podwyżki, że ludzie jedli baterie… hmm Nie wspominając, że jeśli już chcieli ze sobą skończyć to są prostsze sposoby od pożyczek na elektryki, bo to pogrąża całą rodzinę w długach. Moim zdaniem brak logiki.

 

przyniósł prawdziwy rarytas. – Masz.

– Jak ja dawno nie piłem prawdziwej kawy. – Rozmarzyłem się, kosztując łyk za łykiem.

Ale ubrania, kosmetyczka, teatr, wszystko jest!

– Ale kwiaciarni od lat nigdzie nie ma.

Aa! Kwiaciarnie padły!

Stryjeczny wuj szwagra powinien mieć sąsiadów, którzy obsługują wesela.

I podają na nich baterie… Znów niezłośliwie! Próbuję wykazać, że logika trochę zabłądziła.

 

Rzuciłam te cholerne badyle na stół i porwałam za nóż, a potem doskoczyłam do torebki, w której leżał telefon. Wykręciłam numer alarmowy.

– Sto dwanaście, słucham – usłyszałam w słuchawce.

– Policja, przyjeżdżajcie, ten potwór chce mnie zabić.

– Już jedziemy.

Stałam, a on powoli podniósł ręce.

– Zmieniłaś się. To zaszło za daleko i dzisiaj musi się skończyć – wycedził. – Kochanie, to nie tak jak myślisz.

Naturalna reakcja (MOIM ZDANIEM) to: Co ty robisz? Jakie “próbuje zabić”? Co się k* dzieje?

 

 

– Żona źle reagowała po stracie dziecka – wyjaśniałem ze znużeniem. – Córka zginęła w wypadku.

Policja go zgarnęła, więc powinien być hmm… wystraszony? A nie znużony.

 

 

– Pojedźmy i wszystko pokażę. Kwiaty miały być podziękowaniem za jej trud.

– Ale rozumie pan, że pan właśnie przyznał się do romansu?

Co? Bo korespondencyjnie pracowali nad robotem?

 

– Ona funkcjonuje jak Stephen Hawkins. To osoba publiczna, która ma trójkę dzieci i męża.

Męża? A Kopernik była kobietą…

 

Pomysł ciekawy. Zapis w dużej mierze prawidłowy i czyta się ten tekst raczej płynnie. Brakuje trochę przecinków, ale też logiki niestety, a to już ciężej wybaczyć. Szkoda, że opowiadanie nie zostało bardziej dopracowane, bo czytało się przyjemnie. Zapewniam, że nie próbowałam silić się na złośliwość w komentarzu (nawet jeśli tak brzmi), ale mam ograniczoną ilość czasu, więc zwyczajnie piszę szybko… Trzeba tutaj jeszcze włożyć trochę pracy, a może wyjść całkiem ciekawe opowiadanie… Może nawet w stylu Sexmisji? Czemu nie ;) Powodzenia!

Przykro mi, ale nie podeszło.

 

Pod względem fabularnym jest to tekst raczej nijaki. Fabuła jest tu niezwykle prosta, na granicy pretekstowości, z wyjątkiem finałowego twistu – który dla odmiany pojawia się znikąd i niewiele do tekstu wnosi.

Największym mankamentem opowiadania jest jednak kreacja postaci, która zwyczajnie leży. Wszyscy bohaterowie mówią i zachowują się tu jak rozkapryszeni nastolatkowie, a nie osoby dorosłe. Do tego całość jest szalenie stereotypowa, mocno uproszczona i zwyczajnie nijaka – bohaterowie w zasadzie nie mają cech indywidualnych. Przez to cały ten damsko-męski konflikt, który starasz się przedstawić, robi się raczej niepoważny – bo jest zwyczajnie nieżyciowy, to konflikt między karykaturami, nie ludźmi.

Światotówrstwo jest. W zasadzie nie jest potrzebne, na potrzeby tej fabuły, ale niech tam. Snutą przez ciebie wizję trudno mi uznać za prawdopodobną czy choćby wiarygodną, ale przynajmniej jest ona dość barwna, by nadać nieco kolorytu temu raczej nijakiemu tekstowi.

Podsumowując – to opowiadanie wymaga gruntownych przeróbek, żeby dało się je czytać z przyjemnością. Jeżeli chcieć zostać przy tej prostej fabule, to charakterystyki postaci musiałyby być znacząco rozbudowane, by wynagrodzić czytelnikowi prostotę opowieści.

Przypominam, że już w starożytnym Sumerze narzekano na upadek obyczajów. A Jan Długosz uważał porażkę pod Chojnicami w trakcie wojny trzynastoletniej za karę Boża za zniewieścienie rycerstwa polskiego.

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Zawsze uważnie czytam każdy komentarz pod każdym tekstem. To opko też się pojawi w kolejnej wersji (uwzględnię na pewno uwagi techniczne)… nie zmienia to jednak jednego:

Przyszłość może być różna. Nie należy zakładać, że kolejne pokolenie będzie prowadzić równie bogate życie wewnętrzne jak my. Myślimy, że rośnie nam pokolenie kolejnych Mickiewiczów, Słowackich czy Lemów. To normalne – rodzice widzą w swoich pociechach samo dobro. Patrzymy ze swojej perspektywy – to też się zdarza.

Ale czy naprawdę nie ma ryzyka, że pokolenie 500+, przyzwyczajone do “superprodukcji” Netflixa i przyklejone do smartfona od wieku trzech lat nie będzie równie ciekawe jak my?

W swoich tekstach wielokrotnie wywoływałem różne emocje. Czytelnicy chcieliby czytać o kraju mlekiem i miodem płynącym (jest to poniekąd potrzebne w obecnych niepewnych czasach), głupotą byłoby jednak twierdzić, że każdy tekst powinien przemilczać problemy – stąd myślę, że pewne cele związane z opublikowaniem tego opka, które sobie zamierzyłem, zostały osiągnięte (na ile to kwestia warsztatu, że postacie są sztampowe, a wydarzenia takie, a nie inne, pozostawiam każdemu do oceny).

PS. Rzadko komentuję na tym portalu, ale nie wynika to z mojego lenistwa czy złośliwości, tylko ograniczeń. Uwagi techniczne zostaną uwzględnione w pierwszym możliwym terminie (jeżeli nic się nie urodzi, kilka-kilkaście dni). Wszystkim dziękuję bardzo.

Obwieszczenie!

Książe CM III Okrutny przybył pod Twój tekst i niebawem wybatoży go oceni go z zaangażowaniem, pasją i czymś jeszcze.

Wprowadzić atmosferę niepokoju!

 

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Przyjemny pomysł :)

Przynoszę radość :)

Ciekawy pomysł, że można mieć założoną niebieską kartę za niewinność, gdy rzeczywistość skrzeczy, że jest przeciwnie.

Całość dość ponura.

"Nie ma w świecie pisarza, który by nie umarł

ale czas to, co po nim zostało, ochrania.

Nie napisz ręką swoją żadnej rzeczy, która

nie cieszyłaby ciebie w chwili zmartwychwstania."

 

Jest… postęp w stosunku do poprzedniego konkursu. O ile niezręczności językowe nadal się plenią jak czerwona trzcina podczas najazdu Marsjan, tym razem dałam radę coś tam odcyfrować. (Choć np. tu: "W wyniku starć państwa rozpadły się na mniejsze, a te cofnęły się do najbardziej podstawowych metod działania. Odpowiedzą na niedobory okazało się wprowadzenie zasady jednego dziecka, a ponieważ w wielu miejscach zamieszkiwała ludność biała, straciła na znaczeniu, oddając pola zwłaszcza Hindusom" – nie wiem, o co chodzi). Ale nadal masz bardzo dużo do zrobienia: są błędy interpunkcyjne, frazeologiczne ("nie respektowali płci"?, "miły" zamiast "przyjemny" zapach – to kwestia łączliwości wyrazów), gramatyczne (consecutio temporum, pokłócone związki zgody), połamane idiomy (piasek w tryby się sypie, nie wkłada – próbowałeś gdzieś kiedyś włożyć w coś piasek? orzechy są trudne do zgryzienia, nie ciężkie; wzrok w żadnym wypadku nie może być przekrwiony – pamiętaj, metafory to obrazy!), dziwny szyk i zwykle nielogiczności (patrz wyżej i niżej). Dialogi są nienaturalne, drewniane – miejscami mam wrażenie, że czytam o przygodach mafiozów, którzy porozumiewają się szyfrem („zamienniki cukru”, „malboro”, „polokokta”). Wulgaryzmy naprawdę nie każdej postaci dodają wiarygodności.

 

Kompozycja… cóż. Wyznaję szczerze, nie mam pojęcia, o co bohaterowie się kłócą. Zapowiedź rozwiązania zdążyła mi wywietrzeć z głowy, zanim do niego dotarłam, nie widzę schematu konkursowego. Dziwne niekonsekwencje, takie, jak nieistnienie kwiaciarni – kiedy cała intryga zaczęła się od karteczki przypominającej o zakupie kwiatów! potęgują wrażenie zamętu. Fantastyka pojawia się na koniec, jakbyś sobie o niej nagle przypomniał, zresztą wyjaśnienia bohatera nie są wiele bardziej wiarygodne od podejrzeń jego małżonki. Podejrzewałam ją o zespół Otella…

 

Postacie są raczej papierowe, antyutopijność i zpierwszychstrongazetowość – nieopracowane. Nie mam, nie to, że jasnego, ale właściwie żadnego obrazu świata, w którym obracają się bohaterowie.

 

Jeśli o wykorzystanie motta chodzi – jest stuprocentowo dosłowne, bez próby wydobycia z niego subtelności.

 

Na przyszłość mogę Ci poradzić po pierwsze – nie spiesz się! Masz czas. A po drugie – czytaj więcej i różnorodniej. Poza swoim bąbelkiem. Powodzenia.

 

Dokładniejszy wykaz błędów dostępny jest, jak poprzednio, do przesłania na dowolny wskazany przez Ciebie adres.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hurtownia nierzetelnych opinii przedstawia

 

DRESZCZOWIEC

 

pod tytułem:

 

KOMENTARZ JURORSKI

 

Daremne żale, próżny trud

Bezsilne złorzeczenia

Mętnym przekazom żaden cud

Nie nada krzty znaczenia

 

Nie zdoła wniosków wbić do głów

Świat mglisty bez spójności

I bluzgów potok w morzu słów

Nie doda im ważności…

 

Interpretacja dla leniwych:

 

Technicznie trafiło się trochę baboli jak zgubiona kropka i tym podobne. Językowo bez fajerwerków. Wulgaryzmy próbują budować napięcie na skróty. Ot, rzucę rukwą, żeby było widać po bohaterach emocje.

Tekst jest bardzo schematyczny. Nie myślę tutaj o konstrukcji opowiadania, która była do pewnego stopnia narzucona przez regulamin, ale o powtarzanym do bólu i przy każdym podrozdziale schemacie: trochę narracji i byle do dialogu.

Dialogi, niestety, pisane na siłę. Bohaterowie są schematyczni, jednowymiarowi, pisani grubą kreską.

W jakimś stopniu można postawić mały plus przy próbie połączenia dwóch perspektyw, która (przy wszystkich wadach tego konceptu) ma to do siebie, że nie trafia się zbyt często.

Dawanie do myślenia? Słabo. Tekst daje do myślenia, ale głównie o tym, co autor chciał osiągnąć. Jako tekst refleksyjny opowiadanie się nie sprawdza, bo w żaden sposób nie zachęca do myślenia, wniosków, refleksji, ale co najwyżej próbuje na siłę i trochę nieudolnie narzucić czytelnikowi określony obraz i tezę autora.

Jako wiarygodna czy potencjalna wizja przyszłości nie grzeszy ona wiarygodnością. Jako przerysowany obraz pełniący funkcję przestrogi albo ostrzeżenia jest niestety nachalny, a zarazem mętny i bezskuteczny w swoim przekazie.

Wykorzystanie motta: bez błysku i jakby po linii najmniejszego oporu.

Dziękuję za udział w konkursie.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Irytowało mnie niedobranie stron. On cały na biało, ona marudzi bez przerwy i sama nie wie, czego chce. W takich sytuacjach kusi mnie, żeby spytać męża, o czym rozmawiali przed ślubem. OK, podobno baby po ślubie bardzo się zmieniają, ale tak piramidalnej głupoty nie da się ukryć.

Robię, co mogę, żebyś miała lepiej.

Szkoda, że przez to będę żył znacznie krócej”

Wyznanie anonimowego białego mężczyzny

Ale wiesz, że żonaci mężczyźni żyją dłużej niż kawalerowie?

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka