- Opowiadanie: fanthomas - Gotyckie bajki

Gotyckie bajki

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Biblioteka:

Użytkownicy, Łosiot, Irka_Luz, Finkla

Oceny

Gotyckie bajki

Za­wsze miesz­ka­łam w wieży. Sta­no­wi­ła moje wię­zie­nie, od kiedy pa­mię­tam. Pra­wie nie opusz­cza­łam swo­jej kom­na­ty. Byłam naj­pięk­niej­szą ko­bie­tą, jaką zna­łam, gdyż nie wi­dy­wa­łam in­nych. Mia­łam też naj­dłuż­sze włosy na świe­cie, bo nigdy mi ich nie ob­ci­na­no. Wy­pusz­cza­łam je przez okno w wieży, a po­sła­niec Mar­ki­za, Al­phon­se, przy­wią­zy­wał do nich ko­szyk z je­dze­niem. Był złym czło­wie­kiem, po­dob­nie jak Mar­kiz. Nie chciał mnie uwol­nić, choć jako je­dy­ny po­sia­dał klu­cze do wieży. Tłu­ma­czył się obo­wiąz­ka­mi wobec swo­je­go pana i tym, że ściął­by mu głowę za nie­po­słu­szeń­stwo. Twier­dził, że nie je­stem je­dy­na, a Mar­kiz ho­du­je (do­kład­nie tego słowa użył) inne ko­bie­ty w in­nych wie­żach i nie ma moż­li­wo­ści, by wszyst­kie uwol­nić.

– Zrób dla mnie wy­ją­tek – bła­ga­łam. – Po­zo­sta­łe mnie nie ob­cho­dzą.

– Nie mogę – po­wta­rzał.

– Je­steś okrut­ny i podły – krzy­cza­łam do niego. – A co jeśli w dro­dze tutaj pożrą cię wilki i nie do­sta­nę je­dze­nia? Umrę z głodu.

– Wtedy za­stą­pi mnie ktoś inny.

– W takim razie oby wilki ogry­zły cię do kości – zło­rze­czy­łam, ale on nic z tego sobie nie robił.

Raz w mie­sią­cu za­bie­rał mnie po­wo­zem do po­sia­dło­ści Mar­ki­za, w któ­rej spę­dza­łam cały dzień. Gdy wra­ca­łam, moje ciało było całe w fio­le­cie, a każde do­tknię­cie spra­wia­ło ból. W bu­dyn­ku wi­dzia­łam zjawy, które wy­da­wa­ły się mi współ­czuć, po­nie­waż prze­cho­dzi­ły kie­dyś przez to samo. Były to duchy ko­biet, które Mar­kiz za­mę­czył na śmierć. Opo­wia­da­ły ma­ka­brycz­ne hi­sto­rie, które sta­no­wi­ły od­bi­cie ich życia. Nie znały in­nych uczuć niż nie­na­wiść i cier­pie­nie. Nie bałam się ich, ale też nie przy­no­si­ły mi po­cie­chy, bo wie­dzia­łam, że skoń­czę jak one. Jako ko­lej­ny duch w po­sia­dło­ści. Nie mogły mi pomóc, bo nie były ni­czym wię­cej niż wspo­mnie­niem, wy­rzu­tem su­mie­nia, który drę­czył Mar­ki­za, choć nie wpły­wał na jego uspo­so­bie­nie. Naj­wy­raź­niej nic nie mogło go zmie­nić, chyba tylko śmierć.

W końcu w moim sercu po­ja­wi­ła się na­dzie­ja. Gdy sie­dzia­łam jak zwy­kle sama jak palec w wieży i spo­glą­da­łam przez je­dy­ne okien­ko na mrocz­ne lasy, zo­ba­czy­łam po­dróż­ni­ka, który ja­kimś cudem za­pu­ścił się w tak nie­go­ścin­ne te­re­ny. Za­czę­łam krzy­czeć. Mój wy­ba­wi­ciel usły­szał to i przy­biegł pod wieżę, ale nie po­tra­fił otwo­rzyć drzwi. Klu­cze miał tylko Al­phon­se.

– Po­cze­kaj do wie­czo­ra, pro­szę. Wtedy przy­bę­dzie po­sła­niec z je­dze­niem, obez­wład­nisz go, bo to chu­der­lak, i za­bie­rzesz mu klucz.

– Jak potem wrócę przez te ciem­ne lasy? Wilki mnie pożrą. Będę mu­siał spę­dzić z tobą noc w wieży.

– Bę­dzie­my się mar­twić, gdy już mnie uwol­nisz.

Męż­czy­zna zgo­dził się i znik­nął mi z wi­do­ku. Mia­łam na­dzie­ję, że nie uciekł i mnie ura­tu­je. Czas dłu­żył się jak nigdy, ale my­śla­łam je­dy­nie o tym, że już wkrót­ce będę wolna, a do tego za­bie­rze mnie ze sobą naj­pięk­niej­szy męż­czy­zna, ja­kie­go kie­dy­kol­wiek wi­dzia­łam, choć trze­ba przy­znać, że nie miał wiel­kiej kon­ku­ren­cji, bo za­rów­no po­sła­niec, Mar­kiz, jak i inni słu­żą­cy mu lu­dzie byli od­ra­ża­ją­cy. Ich ciała po­kry­wa­ły li­sza­je, a twa­rze mieli po­ora­ne bli­zna­mi.

W końcu do­strze­głam nad­cho­dzą­ce­go po­słań­ca. Mo­dli­łam się w duchu, by mój wy­ba­wi­ciel po­do­łał za­da­niu. A co jeśli Al­phon­se okaże się sil­niej­szy i za­bi­je je­dy­ną osobę, która może mi pomóc? Tak bar­dzo się wtedy bałam o pięk­ne­go ob­lu­bień­ca. Nie­po­trzeb­nie. Al­phon­se nawet nie po­dej­rze­wał pod­stę­pu i kiedy zbli­żył się do wieży, inny męż­czy­zna wy­szedł z cie­nia z ka­mie­niem w dłoni i z ca­łych sił rąb­nął po­słań­ca w tył głowy. Ten legł bez życia na tra­wie, a mój wy­ba­wi­ciel go ob­szu­kał. Długo jed­nak nie mógł zna­leźć klu­cza i już za­czę­łam się oba­wiać, że nic z tego nie wy­nik­nie, ale w końcu wy­cią­gnął nie­wiel­ki przed­miot i otwo­rzył nim drzwi mo­je­go wię­zie­nia. Byłam wolna. Ze­szłam na dół i wpa­dłam w ra­mio­na wy­baw­cy, ale po chwi­li od­su­nę­łam się gwał­tow­nie. Do­strze­głam w jego oczach ten sam zło­wro­gi błysk, co u Al­phon­se’a i Mar­ki­za, ni­czym spoj­rze­nie wilka go­to­we­go do ataku.

– Nie! – wrza­snę­łam, lecz było już za późno. Mój to­wa­rzysz oka­zał się ko­lej­nym opraw­cą. Prze­wró­cił mnie na zie­mię i za­czął zdzie­rać ze mnie ubra­nie, jed­no­cze­śnie pró­bu­jąc wy­pu­ścić na świa­tło dzien­ne kry­ją­ce­go się w spodniach węża. Dra­pa­łam go po twa­rzy, ale nic to nie dało. Już pra­wie ośli­zgły gad wdarł się do mo­je­go ciała, by zbru­kać je do­szczęt­nie.

Wtedy stała się rzecz nie­zwy­kła. Al­phon­se naj­wy­raź­niej od­zy­skał przy­tom­ność i za­ata­ko­wał nie­do­szłe­go gwał­ci­cie­la, od­cią­ga­jąc go ode mnie. Zy­ska­łam czas na uciecz­kę. Bie­głam przed sie­bie, pró­bu­jąc uciec jak naj­da­lej od wieży, tak by mnie nigdy nie od­szu­ka­no. Zna­la­złam się na nie­zna­nym te­ry­to­rium, we­wnątrz prze­past­nych lasów ota­cza­ją­cych moje wię­zie­nie. Śni­łam kosz­ma­ry, pod­czas któ­rych prze­mie­rza­łam te pra­sta­re knie­je i gu­bi­łam się w nich, by już nigdy nie od­na­leźć drogi po­wrot­nej. A co jeśli ten las sta­nie się moim gro­bem? Szcze­gól­nie oba­wia­łam się wil­ków, bo były jesz­cze bar­dziej krwio­żer­cze, niż lu­dzie, któ­rych zna­łam i nie dało się ich nijak prze­ko­nać, ani prze­bła­gać. Przy­cho­dzi­ły, ata­ko­wa­ły i roz­szar­py­wa­ły ofia­rę. Nie ob­cho­dzi­ło ich nic wię­cej jak tylko na­peł­nie­nie wła­snych żo­łąd­ków.

W pew­nym mo­men­cie spo­tka­łam star­szą ko­bie­tę. Nie owi­ja­ła w ba­weł­nę i po­wie­dzia­ła, że jest wiedź­mą, a moje dni są po­li­czo­ne. Trze­cim okiem do­strze­gła, że ści­ga­ją mnie lu­dzie Mar­ki­za, a gdy do­pad­ną, czeka mnie los gor­szy od śmier­ci. Prze­ra­zi­łam się na te słowa i po­pro­si­łam o pomoc.

– Mo­że­my za­mie­nić się cia­ła­mi. Wtedy ja pójdę na stra­ce­nie, a ty bę­dziesz mogła stąd uciec.

– Ale jak to? Mam utra­cić swoją mło­dość?

– Wy­bie­raj. Nie masz wiele czasu. Wkrót­ce tu przy­bę­dą i cię za­bio­rą.

– Wszyst­ko, by­le­by nie wró­cić do Mar­ki­za.

Po­da­ła mi mały nie­bie­ski kamyk i po­wie­dzia­ła, bym wy­szep­ta­ła swoje imię, a potem słów­ko: „ne­me­sis”. Nie wie­dzia­łam, co to zna­czy, ale po­stą­pi­łam jak ka­za­ła. Za­krę­ci­ło mi się w gło­wie i na chwi­lę do­oko­ła za­pa­dła ciem­ność. Gdy roz­ja­śni­ło mi się przed ocza­mi, od­kry­łam, że nie mam już swo­je­go mło­de­go ciała, ani dłu­gich pięk­nych wło­sów, a ja­kieś prze­rze­dzo­ne siwe ko­smy­ki oraz po­marsz­czo­ne ręce po­kry­te pla­ma­mi, a plecy wy­gię­ły mi się w pałąk.

– Coś ty zro­bi­ła? – za­krzyk­nę­łam, lecz cza­row­ni­ca tylko się za­śmia­ła. Do­sta­ła moje ciało i za­mie­rza­ła zro­bić z niego uży­tek. Szyb­ko rzu­ci­ła się do uciecz­ki, a ja nie mo­głam jej do­go­nić, bo moje kroki stały się nie­zgrab­ne i już po chwi­li dy­sza­łam ze zmę­cze­nia. Zda­łam sobie spra­wę, że pakt z wiedź­mą to pa­skud­nie zły po­mysł, a je­dy­ną szan­sę na ra­tu­nek sta­no­wi­ło do­go­nie­nie jej i zmu­sze­nie do po­now­nej za­mia­ny. Na to jed­nak nie było szans. Znik­nę­ła wraz z moim cia­łem.

Na ziemi leżał nie­bie­ski kamyk. Pod­nio­słam go, a wtedy oto­czy­li mnie lu­dzie Mar­ki­za. Był wśród nich Al­phon­se.

– Zo­staw­cie ją – po­wie­dział. – To tylko jakaś pa­skud­na stara ro­pu­cha.

– Wiedź­ma – za­krzyk­nę­li po­zo­sta­li. – Spal­my ją na sto­sie.

– Idź­cie szu­kać dziew­czy­ny, ja się zajmę sta­ru­chą.

Za­śmia­li się, gdyż my­śle­li, że za­mie­rza mnie wy­chę­do­żyć. Jemu jed­nak cho­dzi­ło o coś zu­peł­nie in­ne­go. My­ślał, że po­tra­fię cza­ro­wać.

– Nie sta­nie ci się krzyw­da, ale mu­sisz mi dać coś w za­mian. Jeśli na­praw­dę je­steś cza­row­ni­cą, spraw bym stał się naj­przy­stoj­niej­szym męż­czy­zną na świe­cie. Mo­żesz tego do­ko­nać?

Zda­łam sobie spra­wę, że wciąż trzy­mam w dłoni nie­bie­ski kamyk. Jeśli mo­głam na co­kol­wiek li­czyć, to na to, że nadal ma w sobie jakąś magię. Po­pro­si­łam w my­ślach, by mój plan się po­wiódł.

– Do­brze. Weź ten kamyk, wy­po­wiedz swoje imię oraz słowo „ne­me­sis”, a żaden inny męż­czy­zna nie do­rów­na ci urodą.

– Pa­mię­taj, że jeśli mnie oszu­kasz, moi lu­dzie cię wy­pa­tro­szą.

Po­da­łam mu ka­mień. Nie wie­dzia­łam, czy dło­nie drżą mi ze stra­chu, czy ze sta­ro­ści. On wy­po­wie­dział swoje imię, a gdy dodał słowo „ne­me­sis" oko­li­cę za­la­ły ciem­no­ści.

– Co się dzie­je? – za­py­tał zdez­o­rien­to­wa­ny.

Gdy po­ja­śnia­ło, nie stał przede mną Al­phon­se, gdyż to ja nim byłam, a stara po­kra­ka, z któ­rej ciała do­pie­ro co wy­sko­czy­łam. Przy bio­drze mia­łam krót­ki mie­czyk. Nie my­śląc wiele, wy­szarp­nę­łam go z po­chwy i pchnę­łam nim wiedź­mę w brzuch. Gdy upa­da­ła, z jej ręki wy­padł ka­mień i po­to­czył się po ziemi. Pod­nio­słam go. Wtedy nad­bie­gli lu­dzie Mar­ki­za, wlo­kąc ze sobą ko­bie­tę, która jesz­cze nie­daw­no była mną.

– Zna­leź­li­śmy dziw­kę. Ku­li­ła się w norze, nie­da­le­ko stąd.

– Bar­dzo do­brze – od­par­łam. Cięż­ko było się przy­zwy­cza­ić nie tylko do no­we­go ciała, ale i mę­skie­go głosu. Na szczę­ście wy­prze­dzi­li mnie i po­dą­ży­łam za nimi, gdyż kom­plet­nie nie zna­łam oko­li­cy. Nie prze­ję­li się wiedź­mą, była im obo­jęt­na.

Wkrót­ce zna­la­złam się po­now­nie w po­sia­dło­ści Mar­ki­za. Jakże ucie­szył się na widok mo­je­go ciała i na myśl o tym, że bę­dzie mógł mnie dalej bić i po­ni­żać.

– Al­phon­se, chcesz po­pa­trzeć? – za­py­tał. Po­ki­wa­łam głową, gdyż zda­łam sobie spra­wę, że prze­cież mówi do mnie. Mia­łam przy sobie mie­czyk i wie­dzia­łam, że po­now­nie go użyję. Gdy zna­leź­li­śmy się w od­osob­nio­nej kom­na­cie, kazał zwią­zać moje dawne ciało, w któ­rym teraz sie­dzia­ła wiedź­ma. Szar­pa­ła się i wiła, lecz ja byłam sil­niej­sza. Unie­ru­cho­mi­łam ją i po­sta­wi­łam do pionu. Mar­kiz ob­li­zał się lu­bież­nie.

– Mo­żesz już iść – po­wie­dział.

– Mia­łem po­pa­trzeć.

– Głup­cze! My­ślisz, że je­steś mną? Wynoś się!

Uda­łam, że od­cho­dzę, ale gdy tylko Mar­kiz od­wró­cił się do mnie ple­ca­mi, wy­ję­łam nożyk i za­ata­ko­wa­łam go nim. Był nie­wia­ry­god­nie szyb­ki i ja­kimś cudem prze­wi­dział mój ruch. Od­su­nął się, a ja nie zdą­ży­łam wy­ha­mo­wać ciosu. Mie­czyk wbił się w ciało pięk­nej ko­bie­ty o dłu­gich wło­sach, którą nie­daw­no byłam. Sta­łam zszo­ko­wa­na, nie­zdol­na do żad­ne­go ruchu. Nie tak się to miało skoń­czyć. Chcia­łam zabić Mar­ki­za, a potem zmu­sić wiedź­mę do po­now­nej za­mia­ny.

– Daj mi ka­mień – wy­char­cza­ła cza­row­ni­ca, ob­fi­cie krwa­wiąc. – Jesz­cze mogę to od­wró­cić.

Nie zdą­ży­łam nawet o tym po­my­śleć, bo Mar­kiz zła­pał mnie za rękę i zmu­sił do pój­ścia z nim. Był nie­sa­mo­wi­cie silny. Wie­dzia­łam, że żaden opór z mojej stro­ny nic nie da. W re­zy­den­cji roiło się od jego słu­gu­sów. Za­pro­wa­dził mnie na naj­wyż­sze pię­tro, gdzie znaj­do­wa­ło się otwar­te na oścież okno, z któ­re­go można było po­dzi­wiać oko­li­cę. Nie do tego jed­nak słu­ży­ło.

– Byłeś do­brym sługą, aż do teraz. Po­peł­ni­łeś wy­stę­pek, a za to czeka cię kara.

Nagle usły­sza­łam szep­ty. Ota­cza­ły mnie duchy by­łych mę­czen­nic. Śpie­wa­ły ża­łob­ną pieśń.

– Po­móż­cie mi – wy­szep­ta­łam, lecz one prze­czą­co po­krę­ci­ły gło­wa­mi.

– Do kogo mó­wisz? – za­py­tał Mar­kiz.

– Są tutaj duchy ko­biet, które za­bi­łeś. Ze­msz­czą się na tobie za twoje złe czyny.

– Ty też je wi­dzisz? – zdzi­wił się, po czym zła­pał za głowę, jakby do­stał na­głe­go ataku mi­gre­ny. Za­uwa­ży­łam, że do grona zjaw do­łą­czy­ła nowa. Była to pięk­na dziew­czy­na o dłu­gich wło­sach. Dawna ja. Biła od niej siła, któ­rej prze­ra­ził się nawet Mar­kiz. Wi­dzia­łam to w jego oczach.

– Za dużo was. Za dużo.

Pró­bo­wał uciec, lecz duchy za­gro­dzi­ły mu drogę, jakby pod nowym przy­wódz­twem do­sta­ły sił. Mar­kiz za­czął się cofać, aż w końcu zdał sobie spra­wę, że za nim już nic nie ma. Stał na kra­wę­dzi. Skoro one nie mogły tego zro­bić, to ja po­de­szłam do niego i nie wa­ha­jąc się, mocno po­pchnę­łam. Długo spa­dał, aż w końcu znik­nął w od­mę­tach rwą­cej rzeki. Taki był ko­niec tego ty­ra­na.

Duchy jed­nak nie roz­wia­ły się. Zro­zu­mia­łam, że mnie nie prze­pusz­czą, do­pó­ki także nie sko­czę.

– Dla­cze­go? – za­py­ta­łam. I wtedy zda­łam sobie spra­wę, że prze­cież sie­dzę w ciele Al­phon­se’a, któ­re­go tak bar­dzo nie­na­wi­dzi­ły. Nie mają po­ję­cia, że praw­dzi­wy po­moc­nik Mar­ki­za zgi­nął z mojej ręki. Je­dy­nie wiedź­ma o tym wie­dzia­ła, ale ona wcale nie ży­czy­ła mi do­brze. Prze­ję­ła kon­tro­lę nad po­zo­sta­ły­mi zja­wa­mi. Po­czu­łam silny po­dmuch, pcha­ją­cy mnie w kie­run­ku prze­pa­ści. W końcu stra­ci­łam grunt pod no­ga­mi i za­czę­łam spa­dać, mając na­dzie­ję, że obu­dzę się w swoim daw­nym ciele, a wszyst­ko to okaże się je­dy­nie snem, ko­lej­nym kosz­ma­rem, w któ­rym ucie­kam, lecz uciec nie mogę.

Koniec

Komentarze

Po­rwa­łeś mnie tą hi­sto­rią. Wy­star­czy co prawd odro­bi­na de­kon­cen­tra­cji, a czło­wiek wy­pad­nie z tego rol­ler­co­aste­ra, tro­chę mdli, ale są emo­cje.

Tro­chę mi szko­da, że nie prze­wi­dzia­łeś hap­py­en­du, ale cóż Twoje prawo.

 

Gdy roz­ja­śni­ło mi się przed ocza­mi, od­kry­łam, że nie mam już swo­je­go mło­de­go ciała, ani dłu­gich pięk­nych wło­sów, a ja­kieś prze­rze­dzo­ne siwe ko­smy­ki oraz po­marsz­czo­ne ręce po­kry­te pla­ma­mi, a plecy wy­gię­ły mi się w pałąk.

Tu jest prze­do­brzo­ne. Po pierw­sze po­marsz­czo­ne i po­kry­te pla­ma­mi ręce, bę­dzie brzmia­ło le­piej. Po dru­gie jak od­kry­ła, że nie ma już tego i tam­te­go, to te plecy nie bar­dzo pa­su­ją.

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Witaj.

Ma­ka­brycz­na opo­wieść, masa tru­pów, mord za mor­dem, gwałt za gwał­tem, nikt ni­ko­go nie ża­łu­je ani nie oszczę­dza, za­bi­ja się nawet sa­me­go sie­bie, aby… prze­żyć. Taki tro­chę prze­wrot­ny ten tytuł, po­nie­waż bajka ko­ja­rzy się za­zwy­czaj z opo­wie­ścią z happy endem i ma w sobie wię­cej po­zy­tyw­nych wąt­ków niźli tych prze­ra­ża­ją­cych. :)

Ja­kieś drob­ne spra­wy tech­nicz­ne wpa­dły mi w oko pod­czas czy­ta­nia, ale czy­ta­łam dalej i dalej… 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie. :)

Pe­cu­nia non olet

To jakaś bar­dzo czar­na bajka, w do­dat­ku zu­peł­nie nie w moim gu­ście. :(

 

Tak bar­dzo się wtedy bałam o pięk­ne­go ob­lu­bień­ca. → Ob­lu­bie­niec to na­rze­czo­ny, także pan młody, a tutaj to chyba jesz­cze nie ten etap zna­jo­mo­ści bo­ha­ter­ki i ob­ce­go męż­czy­zny.

 

Prze­wró­cił mnie na zie­mię i za­czął zdzie­rać ze mnie ubra­nie… → Czy oba za­im­ki są ko­niecz­ne?

Pro­po­nu­ję: Prze­wró­cił mnie na zie­mię i za­czął zdzie­rać suk­nię

 

Zy­ska­łam czas na uciecz­kę. Bie­głam przed sie­bie, pró­bu­jąc uciec jak naj­da­lej… → Nie brzmi to naj­le­piej.

 

Po­da­ła mi mały nie­bie­ski kamyk… → Zbęd­ne do­okre­śle­nie – kamyk jest mały z de­fi­ni­cji.

 

Cięż­ko było się przy­zwy­cza­ić… → Trud­no było się przy­zwy­cza­ić

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Tytuł może być my­lą­cy, tym tek­stem na­wią­zu­ję do opo­wia­dań An­ge­li Car­ter, a zwłasz­cza "Krwa­wej kom­na­ty", czyli re­in­ter­pre­ta­cji (dość okrut­nej) baśni o Si­no­bro­dym, ale także do róż­nych in­nych baśni oraz ogól­nie go­tyc­kich kli­ma­tów, więc nie może być ko­lo­ro­wo i przy­jem­nie ;) Do­brze, że choć Am­bush się po­do­ba­ło.

To chyba no­stal­gia, jedna wiel­ka tę­sk­no­ta za tam­ty­mi cza­sa­mi, tamtą modą, mu­zy­ką, sty­lem, ży­ciem...

Cóż, Fan­tho­ma­sie, mogę tylko po­wtó­rzyć za Tobą – „Do­brze, że choć Am­bush się po­do­ba­ło”.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Aa… ro­zu­miem… to takie ma­ka­brycz­ne/prze­ra­ża­ją­ce/wstrzą­sa­ją­ce bajki po pro­stu. :)

Po­mysł jest na pewno i do­brze go re­ali­zu­jesz. :)

Pe­cu­nia non olet

Sym­pa­tycz­ne :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Dobry wie­czór,

Za­ska­ku­ją­cy tekst. Tro­chę tu okru­cień­stwa rodem z baśni braci Grimm, tro­chę ob­le­chy, jest wart­ka akcja ze zwro­ta­mi – to jest faj­nie na­pi­sa­na ma­ka­brycz­na hi­sto­ryj­ka. 

To, co Ci świet­nie wy­szło, to re­la­cja mię­dzy tem­pem a szcze­gó­ło­wo­ścią tej hi­sto­rii. Nie ma tu miej­sca na zbęd­ne de­ta­le, ozdob­ni­ki i opisy za­cho­dzą­ce­go sło­necz­ka – jest kon­cen­tra­cja na hi­sto­rii i bo­ha­ter­ce, a całą resz­tę do­po­wia­da nam wy­obraź­nia. Tak po­win­no się opo­wia­dać ba­śnie – nie ma miej­sca na nudę, jest opo­wieść. Moim zda­niem bar­dzo faj­nie Ci się to udało. 

 

Jeśli miał­bym się czep­nąć, to pierw­szy aka­pit. Jest on jest serią krót­kich zdań. Mają one po­dob­ną dłu­gość. Rytm tek­stu na tym traci. Jest nie­uro­zma­ico­ny. Potem to zja­wi­sko znika.

Za­sta­na­wiam się, czy to ce­lo­wy za­bieg? Mi tro­chę ze­psuł od­biór. 

 

Dzię­ku­ję, ser­decz­nie po­zdra­wiam, Ło­siot

Nie wiem, czy bajka, bo mo­ra­łu nie ma ;) Po­do­ba­ło mi się, choć mam wra­że­nie, że mo­głeś wy­ci­snąć z tej hi­sto­rii nieco wię­cej.

PS Do­rzuć tagi, bo się nie za­ła­piesz na stro­nę głów­ną.

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Si­no­bro­dy, po­wia­dasz? Mnie się sko­ja­rzy­ło z Rosz­pun­ką. A potem z mar­ki­zem de Sade. Nie­źle się urzą­dził.

Bajka wy­na­tu­rzo­na, ale mi się po­do­ba­ła. Szko­da tylko, że pięk­ne więź­niar­ki mają prze­rą­ba­ne i żad­nych szans na ra­tu­nek.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Nowa Fantastyka