
Wczoraj, tj. 4 lutego obchodziliśmy Dzień Neandertalczyka. To święto naszych wymarłych braci, które dobrze byłoby jakoś uczcić ;)
PS. Ukłony dla betujących :)
Wczoraj, tj. 4 lutego obchodziliśmy Dzień Neandertalczyka. To święto naszych wymarłych braci, które dobrze byłoby jakoś uczcić ;)
PS. Ukłony dla betujących :)
Wylatywały niczym iskry z płomieni. Jeden za drugim.
Rój poderwanych do lotu dronów wyruszył w kierunku największej w Europie połaci piachu. Osiągnąwszy strefę PB.11-23, leżącą w południowej części Pustyni Błędowskiej, przystąpiły do skanowania terenu. Uzyskane dane przesyłały zakodowanym pasmem wprost na panel holoprojektora. Moduł pamięci, rozgrzany niemal do czerwoności, rozpaczliwie rzęził, przetwarzając terabajty spływających informacji.
W dusznej dyżurce, oprócz zdenerwowanego Vegi, pracowała jeszcze psycholog Viera oraz młodziutki strażnik nocnej zmiany. Bioinżynier nie życzył sobie nikogo więcej, starając się utrzymać całą akcję w tajemnicy najdłużej, jak to było możliwe.
Wszyscy dwoili się i troili, sczytując dane przesyłane z dronów, żmudnie przeczesujących sektor po sektorze.
A wszystko to działo się w jednym celu. Zlokalizowania obiektu badawczego o nazwie Yny-23, zbiegłej neandertalskiej kobiety.
***
Wbudowane w oszkloną bryłę nowoczesnej architektury okazałe budynki Instytutu Polskiej Akademii Nauk Bioinżynieryjnych na wzgórzu Czubatka w Kluczach, w niczym nie przypominały skromnego obiektu Ludowego Wojska Polskiego, który prawie sto trzydzieści lat wcześniej mieścił się w tym samym miejscu. Po Stanowisku Dowodzenia nie było już nawet najmniejszego śladu, gdyż budowa tarasu widokowego, a później samego Instytutu, skutecznie wszystko zatarły.
Vegę zbytnio nie obchodziła historia miejsca, w którym pracował. Wsparty o barierki platformy widokowej popijał poranną kawę. Obserwował, jak pierwsze promienie wschodzącego słońca muskają otulone poranną mgłą szczyty drzew i dalej, rozlewają się po równinnym obszarze pokrytym piaszczystymi wydmami.
Rozmyślał o neandertalskiej dziewczynie.
Ciekawe, jak postrzega swoje przybycie tutaj? – zastanawiał się. – Wyszła sobie pewnego dnia z jaskini na polowanie, ale wpadła do bagna i utonęła. Obudziła się kilka tysięcy lat później ze strzępami wspomnień o poprzednim życiu i patrzy… – upił łyk kawy – a tu jakiś pryszczaty typ częstuje ją kawą. – Uśmiechnął się pod nosem, ale zaraz spoważniał. – Przecież to musiał być dla niej niezły przypał, choć trzeba przyznać, że szybko ogarnęła temat i w ciągu pół roku przeskoczyła kilka klas szkoły życia. Przynajmniej w warunkach laboratoryjnych. – Rozmyślał, obserwując jak z rzednących mgieł wyłaniały się kolejne szczegóły krajobrazu. – A gdyby tak teraz pokazać jej to, ten widok? I zamiast trzymać w holograficznym akwarium i karmić teoretycznymi bzdetami, zacząć tłumaczyć jej na żywo, jak wygląda świat. To by dopiero pozwoliło jej rozwinąć skrzydła.
Idea uwolnienia Yny była bardzo intrygująca. Dziewczyna od jakiegoś czasu przestała być dla niego tylko eksperymentem naukowym. Dodatkowo, wraz z przywróceniem jej do życia pojawiło się mnóstwo problemów etycznych, jak choćby kluczowe, czy w świetle prawa może być uznana za człowieka?
Bioinżynier nie miał wątpliwości, inni niestety je mieli. Vega popadł w zadumę. Dopiwszy kawę, zdecydował, że przedstawi przełożonemu swoją propozycję.
Gabinet profesora Karwowskiego, wedle opinii bioinżyniera, to ostatnie miejsce na świecie, które nadawało się do pracy. Biurko, szafki, a nawet podłoga zawalone były stertami książek, publikacji naukowych i bóg raczy jeszcze wiedzieć, czego. Vega, ceniący sobie porządek, czuł się tu jak narciarz, którego lada moment zasypie lawina wszędobylskiej dokumentacji.
– Szefie, mam sprawę – zaczął od progu. – Sądzę, że Yny dorosła już do tego, aby zmierzyć się z naszą rzeczywistością.
– Przecież się mierzy. – Zza biurka dobiegł stękający dźwięk, a potem spod blatu wyjrzała profesorska głowa.
– No, tak teoretycznie, ale mi chodzi o mierzenie się w praktyce.
Przełożony usiadł na krześle, przejechał dłonią po łysiejącym czubku głowy, po czym pogładził siwą bródkę.
– Hm. – Wziął jakiś dokument z jednej ze stert na biurku i bąknął: – O, tu jest. Wszędzie tego szukałem. – I odłożył na drugą hałdę, po czym wrócił do rozmowy z Vegą: – Zbierz opinie ludzi, którzy z nią pracują, a ja je przeczytam, i być może… – zrobił wymowną pauzę – … być może przedstawię twoją propozycję na Radzie Instytutu.
W pomieszczeniu laboratoryjnym, zaadoptowanym dla potrzeb neandertalki, holograficzna iluzja wieczornej szarości z wolna ustępowała miejsca nocnemu mrokowi. Wschodni firmament stopniowo zaczęły przyozdabiać generowane elektronicznie gwiazdy, a temperatura została nieco obniżona. Subtelny ruch powietrza z wentylacyjnego nawiewu, imitujący lekki wietrzyk, poruszał liśćmi brzozy karłowatej, rosnącej nieopodal groty. Delikatny szum rozkołysanych gałązek nastrajał do snu.
Yny, wraz z towarzyszącą jej od kilku tygodni Vierą, skończyła wieczorną toaletę i przebieranie do nocnego spoczynku. Prakobieta dziwiła się, czemu ma się myć w strumyku, stworzonym specjalnie dla niej przy grocie, a nie jak inni, normalnie w umywalce lub pod prysznicem. Viera po raz któryś obiecała to załatwić, ale jej raporty wciąż zderzały się z murem niezrozumienia, począwszy od szefa działu badań. Podobnie jej noty o postępach poczynionych przez neandertalkę w zakresie werbalizowania złożonych informacji.
Subtelny ruch powietrza rozpraszał pojedyncze loki rozpuszczonych blond włosów Yny, gdy ze śmiechem pokazywała pani psycholog wylot dmuchawy.
Czuwająca w dyżurce druga bioinżynier, zmienniczka Vegi, uśmiechnęła się pod nosem i zastopowała nawiew, aby dziewczyny mogły sobie jeszcze spokojnie trochę posiedzieć przed wejściem do jaskini.
– …plemię wyruszyło wzdłuż swojego brzegu rzeki. Najbliższe warte zachodu pastwisko znajdowało się teraz ponad milę od jaskiń. Musieli dzielić je ze stadem dużych, podobnych do antylop zwierząt…* – aksamitny ton głosu Viery odbijał się subtelnym echem od ścian groty i niósł dalej, z pomocą głośników, aż do dyżurki.
Vega wszedł w momencie, gdy psycholog kończyła czytać kolejny fragment Odysei*. Chłopak przystanął przy weneckim lustrze i przez kilka minut przysłuchiwał się rozmowie dziewczyn. Lubił niecierpliwy, a czasem nawet buntowniczy ton głosu Yny. Rozczulała go jej złość, gdy napotykała słowo, którego wypowiedzenie sprawiało jej trudność. Z przyjemnością obserwował, jak walczyła wtedy, uparcie je powtarzając.
Yny zwyczajowo wypytywała o opisywane w książce zdarzenia i rzeczy, o rzekę, o antylopy, tryb życia bohaterów, ale finalnie i tak sprowadzała rozmowę do tego, jak wygląda współczesny świat, co znajdowało się na zewnątrz budynków Instytutu, i kiedy będzie mogła wyjść i sama to wszystko zobaczyć.
Vega widział zmieszany wzrok Viery, która nie bardzo umiała jej odpowiedzieć. Czuł zresztą, że Yny też sporo potrafiła sobie już sama dopowiedzieć.
Bioinżynier westchnął i klapnął na fotel.
– Byłem u szefa – rzucił, skupiając na sobie zainteresowanie zmienniczki i strażnika.
– Po minie wnosząc, to rozmowa poszła ci zaiste owocnie – skwitowała ironicznie Druga, jak zwykło się tu nazywać zastępcę Vegi. Krótko ścięta dziewczyna, o pogodnym usposobieniu, nie traciła jednak optymizmu. – Wkrótce będą się musieli z tym zmierzyć. I uwierz mi, Vega – czujnie spojrzała mu w oczy – jej ewentualne wypady za ogrodzenie Instytutu nie będą ich największym problemem. Już teraz sporo się mówi i pisze w mediach o jej nieludzkim traktowaniu, jakby była zwierzęciem doświadczalnym.
Przysłuchujący się rozmowie strażnik nie zabrał głosu, ale podniósł się ociężale z siedziska i podszedł do ekspresu do kawy. Jego masywne dłonie wyglądały na dużo większe w zestawieniu z niewielkimi rozmiarami filiżanek. Załączył urządzenie i wolnym krokiem poszedł otworzyć śluzę do lokum neandertalki:
– Dziewczyny, jaką dziś pijecie na dobranoc?
– Won-sa-ty, ja chce bia-ła! – Yny przerwała pogadankę i głośno odpowiedziała Wąsatemu, jak wszyscy tu nazywali Nowaka, górniczego emeryta dorabiającego na stróżówce. Obie z Vierą zerwały się z imitacji skały, którą wyłożono wejście do jaskini i migiem wsunęły do dyżurki.
– Ja też poproszę białą. I bardzo słabą – Viera dodała, zerkając na Yny. – Dla nas obu, żebyśmy mogły się wyspać.
– Ze-by mieeć si-łe tam iś. – Neandertalka pokazała ręką bliżej nieokreślone miejsce, jednak wszyscy dokładnie zrozumieli, co miała na myśli. – Iś ody-se-ja – uściśliła na koniec.
– Obawiam się, że jeszcze trochę będziesz musiała poczekać – bąknął Vega poirytowanym tonem i zapadł się jeszcze głębiej w siedzisko fotela, skąd dyskretnie obserwował neandertalkę.
Yny zmarszczyła wydatne łuki brwiowe, a strażnik sapnął wymownie. Nie zabrał jednak głosu, tylko z namaszczeniem podkręcił sporego, niczym u mości Onufrego Zagłoby, wąsa. Potem skinął porozumiewawczo na Yny i wraz z nią podszedł do ekspresu, gdzie wspólnie przystąpili do przyrządzania aromatycznego napoju.
– Stary leci w kulki. Chce opinie, jakby nie miał bieżących raportów. – Vega dalej drążył temat, obserwując spod oka Yny, która przekomarzała się z Wąsatym, próbującym nie rozlewając odstawiać filiżanki na spodki. – Kolejne sterty nikomu niepotrzebnych dyrdymałów. Potem na naradach będą wszczynać takie debaty, że budżet Konga dwa razy by dopięli. A jak potrzebne są konkrety, to amba fatima.
Strażnik ustąpił w końcu upartej dziewczynie i pozwolił jej samodzielnie uporać się z kawą, po czym stwierdził mimochodem:
– Ja tylko chciałem uprzejmie zauważyć, że czasem się zdarza, że ktoś zasypia na warcie.
Vega nie od razu pojął sens słów Wąsatego.
– Ja i tak dostarczam ubrania i kobiece akcesoria dla Yny. Jak raz dostarczę je przez przypadek pod biurko w dyżurce, to naprawdę nie będzie przecież problem – dorzuciła obojętnie Viera i upiła łyk tym razem bardziej mlecznego, niż kawowego napoju.
Yny wykazała się również błyskotliwością i w lot pojąwszy, dokąd zmierza tok rozumowania przedmówców, wskazała na identyfikator dyndający na piersi Wąsatego.
– Mo-zna zgu-bic to. U mnie.
Bioinżynier objął wszystkich wzrokiem i zrobił minę, jakby został właśnie czymś ogłuszony.
– Ja chyba tracę fenomen odbiorczy, jeśli chodzi o wasze konspiracyjne kwękania. Co wy właściwie planujecie?
– Vega, ty się nie angażuj, bo jakby wyszło na jaw, że jednak jej ktoś pomagał, pierwszy wylecisz na bruk, Panie Szefie – zauważyła rozsądnie Viera.
– To co mam robić? – Bioinżynier się oburzył. – Stać jak jakaś ladacznica pod zgaszoną latarnią?
***
– Rozważył pan już pomysł z wypuszczeniem Yny choćby na taras widokowy? Jak pan pewnie już czytał, psycholog, logopeda, biolog, matematyk, a nawet strażnicy nie widzą przeciwskazań. Że o sobie nie wspomnę.
– Czytałem. Czytałem – przełożony odpowiedział lakonicznie, obserwując z dyżurki zmagania prakobiety z zawiązywaniem tenisówek.
– I… – Vega wstrzymał oddech.
– I… – Profesor ponownie siorbnął łyk kawy – rozważam.
– A kiedy pan skończy rozważać? – Bioinżynier nie ustępował.
– Jak skończę, to skończę. – Szef odpowiedział spokojnie. – I wtedy ci powiem.
– Ma pan aż tyle wątpliwości? – Vega czuł, że zachowuje się, jakby był w gorącej wodzie kąpany, ale rozwlekanie tej kwestii w czasie działało mu już na nerwy. – Wypowiedzieli się wszyscy z ekipy. Zna pan wszystkie za i przeciw.
– Synu i w tym sęk. – Profesor poskrobał się zmieszany po łysinie. – Owocem znajomości rzeczy jest na ogół wątpliwość** – rzucił cytatem, dając do zrozumienia, że kończy rozmowę na ten temat. Dopiwszy kawę, wyszedł z dyżurki.
Bioinżynier, mający na koncie niejedną naganę za przekroczenie procedur, czuł, że w powietrzu wiszą kolejne. Uznał, iż najwyższy czas poczynić kroki, które pozwolą Yny, choć na kilka chwil zaczerpnąć wolności. Musiał jednak działać ostrożnie, żeby nikt ze współpracowników przychylnych dziewczynie, ani tym bardziej on, nie poniósł jakichś dalekosiężnych konsekwencji.
O Yny się nie martwił. Neandertalka mogła na tym tylko zyskać. Już widział oczami wyobraźni nagłówki w gazetach, o inteligentnej prakobiecie, która wykiwała pół Instytutu.
***
Światło holograficznego księżyca wkradało się w mrok neandertalskiej jaskini. Lunarna poświata sięgała aż do położonego w głębi groty posłania. Oświetlała stertę futer otulających nocne legowisko prakobiety.
Młodziutki strażnik, który z leniwą uwagą obserwował z dyżurki lokum Yny, ziewnął przeciągle. Ospałego nastroju nie zmąciła nawet wizyta Viery, która wróciła, bo zapomniała zostawić ubrania dla neandertalki. Wrzuciła je pod biurko i wyszła. Pracownik ochrony obserwował ją przez chwilę, ale otulony lepkimi mackami znużenia jak nigdy, zasnął.
Gdy położenie księżyca sięgnęło zenitu, a wnętrze jaskini zatonęło w mroku, okrycie legowiska drgnęło. Kamera zarejestrowała zmiany, a czujnik ruchu rozbłysnął na czerwono, jednak chłopak mający dziś nocną wartę nie zareagował, zmożony głębokim snem.
Yny tymczasem wychynęła spod posłania i ruszyła w kierunku śluzy. Przyłożyła do czytnika fiszkę identyfikacyjną Wąsatego i jak tylko właz się uchylił, przemknęła bezszelestnie do dyżurki. Podeszła do jednego z biurek i namacała pod jej blatem przesyłkę – długi płaszcz, buty oraz czapkę. Po narzuceniu na siebie ubrań wygładziła i spięła włosy. Następnie poszukała swojego odbicia w jednym z monitorów. Wyprostowała się, wciągnęła brzuch i wsunęła niesforny lok za ucho.
Jestem gotowa – zdecydowała w duchu. Wzięła głęboki oddech i ponownie używając identyfikatora, wymknęła się na korytarz Instytutu.
Przemieszczała się szybko i niemal bezszelestnie. Mrok rozświetlany jedynie podsufitowymi, ledowymi wstęgami, dodawał jej nieco pewności siebie. Mijając portiernię, przyspieszyła, ale pracownicy ochrony i tak nie zwrócili na nią większej uwagi, biorąc ją najpewniej za któregoś z pracowników Instytutu. W ten sposób nie niepokojona przez nikogo Yny sprawnie wydostała się na zewnątrz budynku.
Powiew świeżego powietrza w pierwszej chwili lekko ją oszołomił. Przystanęła na chwilę, zaciągając się głęboko jego orzeźwiającym aromatem. Następnie podeszła do barierki tarasu i skryta w cieniu jednego z filarów, rozejrzała się.
Roziskrzone gwiazdami niebo rozpościerało się po sam horyzont. Gwiazdy bledły dopiero na wschodnim nieboskłonie, gdzie nieśmiało zaczynały się wkradać pierwsze pasma porannej łuny.
W oddali majaczył ciemny pas zieleni okalającej Białą Przemszę, który przecinał jaśniejszą, olbrzymią łatę piachu na część północną i południową.
Nieśmiałe pojaśnienie na wschodzie pozwalało dostrzec jedynie obrysy szczegółów otaczającego krajobrazu, a i tak dziewczyna lustrowała je z zaciekawieniem.
Powiew wiatru, który smagnął jej twarz, sprowadził myśli Yny do tu i teraz. Uznała, że najwyższy czas ruszać dalej. Przemykając wzdłuż barierki, od czasu do czasu wychylała się, szukając odpowiedniego miejsca, w którym mogłaby ją przeskoczyć. W końcu dała susa i zbiegła z góry, ślizgając się na porannej rosie. W połowie drogi upadła i ostatnią część pokonała, turlając się.
Vega, przemyciwszy zakodowany sygnał z kamer Instytutu, śledził całą akcję na monitorze w swoim prywatnym aucie zaparkowanym nieopodal. Jak tylko Yny doturlała się na sam dół wzniesienia, załączył komunikator.
– Wąsaty? – Nerwowym szeptem przywołał wspólnika. – Elo, jesteś?
– No, elo. Czekamy tu na nią. – Usłyszał odpowiedź. – Co się nerwujesz?
– Licho nie śpi. Jak tylko zostanie wszczęty alarm, będę musiał biec do Instytutu. Chcę mieć pewność, że do tego czasu ją przechwycisz.
U podnóża wzniesienia Yny zanurkowała w zaroślach, a potem zagłębiła w leśne ostępy. Sosnowy las przywitał ją delikatnym szelestem igliwia, pomrukami skrzypiących pni, odgłosami zwierząt. Czasem dźwięk łamanego konaru rozbudzał jakiegoś śpiącego ptaka, który zaniepokojonym kwileniem rozpraszał na moment nocne szelesty.
Yny, idąc w kierunku pustyni, przysłuchiwała się odgłosom natury. Wkrótce zaczęła wyławiać wśród nich tajemnicze dźwięki. Kierując się nimi, zboczyła nieco z obranej drogi. Dotarła na skraj Zielonego Stawu, gdzie na przeciwległym brzegu dostrzegła niewielką łunę, jakby od płomienia.
Ulegając ciekawości, postanowiła zakraść się nieco bliżej. Tak dotarła do schowanego w zagłębieniu ogniska, przy którym czuwało dwóch mężczyzn. Zaabsorbowana przylgnęła do ziemi i pod osłoną zarośli, podczołgała się bliżej.
Niestety, niemal od razu spostrzegli skrywającego się w zaroślach intruza i natychmiast rzucili się w jego kierunku.
Yny jęknęła i najszybciej jak potrafiła, zerwała się do ucieczki.
Napastnicy rozdzielili się. Jeden z nich zaszedł ją z boku. Zdezorientowana, skręciła w kierunku stawu.
Na odgłos plusku wody z traw i krzewów porastających wokół stawu, rozkrzyczało się i poderwało ptactwo.
Yny rozpoczęła uciążliwą ucieczkę. Nasiąknięte wodą płaszcz i obuwie stały się ciężkie i utrudniały dziewczynie oddalanie się od brzegu.
Wkrótce jeden z napastników doścignął ją i pochwycił.
Yny walczyła zaciekle, okładając mężczyznę pięściami, gdzie popadnie. Napastnik w końcu ją puścił, nie oddawał jednak ciosów, a jedynie się osłaniał, blokując jej jednocześnie próby odpłynięcia.
Neandertalka z wolna zaczynała słabnąć. Wykorzystał to natychmiast i ryknął:
– Do stu diabłów! Babo, to ja!
Ogarnięta walecznym szałem, wciąż ciężko oddychając, przystopowała i przyjrzała mu się jednak uważnie:
Opasły typ, gęba okrągła niczym księżyc w pełni i długaśne wąsiska. – Opisała go w duchu i wciąż nieco oszołomiona, wymamrotała:
– Won-sa-ty?
– Taaa, Won-sa-ty – przedrzeźnił ją. – Skoro już postanowiłaś poznać trochę naszego świata na własną rękę, to może, zamiast oklepywać mi ryja, przysiądziesz się do ogniska, co? – zachęcił ją i nie czekając na aprobatę, pociągnął za sobą. – Trzeba cię wysuszyć i w coś opatulić. Gienek, skocz do auta po koc – rzucił w kierunku kompana, a sam dalej tłumaczył neandertalce: – Przy ognisku mamy też coś rozgrzewającego do picia.
– Ka-wa? – zainteresowała się.
– Eeeee tam, Vega nabił ci głowę kawą, a ja mam coś lepszego. Nie jest może tak smakowite, ale powiem ci Yny, daje naprawdę niezłego kopa.
– Co to ko-pa?
– Zobaczysz…
W miarę jak poranna szarość zastępowała nocny mrok, leśne ptactwo budziło się, wypełniając okolice coraz śmielszymi trelami.
Nim wzeszło słońce, towarzyszy degustujących alkohol wyprodukowany metodą rzemieślniczą zmogła senność. Legli wśród traw i krzaków, wokół dogasającego ogniska.
***
Tępy ból głowy towarzyszył jej nieskończenie długi czas. Takie przynajmniej odnosiła wrażenie, odkąd obudziła się w swoim jaskiniowym legowisku. Do tego jeszcze to potworne pragnienie.
Syczący dźwięk otwieranej śluzy, głośne kroki wchodzącej psycholog, jej drażniący, jak nigdy tembr głosu, wszystkie te dźwięki były jak szpikulce wbijające się boleśnie w skroń skacowanej neandertalki.
Viera, w pełni rozumiejąc genezę bólu głowy swojej podopiecznej, starała się mówić wolno i cicho. Wykorzystując wyjątkowo dziś nikłe zainteresowanie neandertalki, zagadnęła uprzejmie:
– Nie będziemy czytać książki, ale dla odmiany poćwiczymy coś prostego. Może rymowanki? Wiem, że je lubisz. No, dalej Yny, podaj rym do… do… – zastanowiła się przez chwilę. – Może do: piąteczek? Uczyłam cię o dniach tygodnia, prawda? Pią-te-czek.
Dziewczyna jakby na moment się ożywiła, potarła dłońmi obolałe skronie, po czym wyszczerzyła zęby w komicznym uśmieszku:
– Pio-te-czek ry-mu-je sie ze sło-wem… bim-ber.
Karwowski, obserwujący lekcję, zaczął się trząść ze śmiechu. Bioinżynier natomiast, dusząc się z wrażenia, usiłował ratować sytuację:
– Nooo i całkiem dobrze odpowiedziała. Całkiem.
– Nie da się ukryć – Szef skwitował, nie mogąc powtrzymać chichotu.
Psycholog, która dobrodusznie postanowiła na tym zakończyć dzisiejsze zajęcia z neandertalką, powróciła tymczasem do dyżurki, i nie chcąc przeszkadzać w rozmowie, usiadła przy swoim biurku.
Profesor na jej widok spoważniał, pogładził brodę i zwróciwszy się do Vegi, zaczął spokojnie:
– Słuchaj synu, ja i członkowie Rady Instytutu sporo nad tym rozmyślaliśmy. Wiadomo, że pewnych rzeczy nie można odwlekać w nieskończoność, zwłaszcza po tym, co się ostatnio tutaj wydarzyło. Zdecydowaliśmy więc zezwolić na krótkie wypady Yny po najbliższej okolicy, ale na pewnych bardzo, baaardzo – podkreślił – rygorystycznych warunkach.
– O kuźwa! – Vega skoczył na równe nogi. – To jest, słucham szefie – poprawił się i nastawił uszu.
– Najważniejsze, to nie możesz stracić jej z oczu. Bo jeśli stracisz… – Profesor zrobił wymowną pauzę, podczas której twarz Vegi nieco się wydłużyła. – To osobiście dopilnuję, żeby nikt nigdy nie znalazł twojego truchła.
– Popieram tę decyzję – wtrącił się Wąsaty, siedzący dotąd cicho w swoim kącie. – Oczywiście nie z truchłem. – Zaśmiał się niezbyt szczerze. – Tylko z wypuszczeniem Yny.
Profesor uważniej spojrzał na strażnika, zmarszczył brwi w zamyśleniu i ironicznie zauważył:
– Popiera pan? To dobrze. To bardzo dobrze. Szkoda tylko, że taki z pana strażnik, a dał się pan zrobić w konia. No, chyba, że pan się nie dał zrobić…
– Ja? – Wąsaty spoważniał, przymrużył oczy i węsząc oczywistą aluzję, zauważył: – Ależ szefie, przecież nie dałem jej tego identyfikatora.
– Tego nie powiedziałem. – Profesor zaczął przeczesywać brodę dłonią. – Niech pan jednak odpowie, czy jak pan wchodził ostatnio do Yny, to miał go pan ze sobą?
– Oczywiście, że tak – strażnik potwierdził skwapliwie.
– A jak pan wychodził?
Wąsaty, wznosząc się na wyżyny swojej gry aktorskiej, zmarszczył brwi, jakby musiał sobie przypomnieć, jak opuszczał lokum Yny przez śluzę, którą otwarł od zewnątrz bioinżynier.
– Nie używałem swojej fiszki – stwierdził i udał zaskoczenie. – Czyli najpewniej musiałem ją tam zgubić. Tak było.
– Zgubić? – Karwowski obrzucił go podejrzliwym spojrzeniem. – Bardzo ciekawe, że pan tego nie zauważył. Bardzo ciekawe.
***
Półmrok wypełniający dyżurkę działał usypiająco. Viera i Druga poszły już do domu, a Yny spała jak zabita w swoim legowisku.
Wąsaty, którego jeszcze męczyły resztki kaca, pomimo upływu czasu i wypitej kawy, z trudem powstrzymywał się przed zaśnięciem.
– Ciesz się, że nie udowodnili nam współudziału. – Bioinżynier pogroził mu palcem. – Mnie chcieli premię zabrać. – Opadł na oparcie fotel. – Ale jak to mówią, nikt ci nie zabierze czegoś, czego nie masz.
– Ja też nie narzekam. Gdyby nie alkoholowy akcent, to mało brakowało, a okrzyknięto by mnie bohaterem, który ją odnalazł i uratował – Strażnik zaśmiał się szelmowsko.
– Miałeś jej pilnować, a nie spić! – Vega momentalnie spoważniał. – Ona była nawalona jak stodoła.
– Panowałem nad sytuacją. – Wąsaty machnął uspokajająco dłonią i czknął tak potężnie, że Vega w pierwszej chwili nie wiedział, czy ma się zniesmaczyć, czy jednak go podziwiać. Strażnik tymczasem przyłożył zimny okład na podbite oko i podrapany policzek, a w końcu stwierdził z przekąsem. – Za mocno się spinasz. Nie wypiła dużo. Ma bardzo słabą głowę. Bardzo. Poza tym chciałeś, żeby się czegoś dowiedziała o naszej cywilizacji. Uznałem więc, że pokaże jej, co według mnie mamy tu najlepszego.
– To raczej będzie dla niej przestroga – zauważył Vega.
– Tak, czy inaczej, długo nie zapomni tej… odysei.
Przypisy:
* fragm. Odyseja Kosmiczna 2001. Artur C.Clark. z ang. przełożył Jędrzej Polak.
** cyt. „Owocem znajomości rzeczy jest na ogół wątpliwość” – Aldous Huxley.
Opowiadanie w sam raz do popołudniowej kawy. Rozrywkowa literatura, bez ciężaru socjologicznych dywagacji (a szkoda, bo pomysł się do tego nadawał). Jak rozumiem miało być przyjemnie i rozrywkowo. I to się udało!
Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić to myślę, że przeceniono tutaj mocno zdolności intelektualne neandertalczyka. Mi to osobiście trochę przeszkadzało. Tekst chyba też trochę przegadany.
W ogólnej ocenie: do poczytania!
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Hej
Zgadzam się z Nazgulem neandertalczyk zachowywał się zbyt racjonalnie również jak dla mnie. Myślałem, że opowiadanie pójdzie w kierunku rozterek moralnych względem Yny. Ok, mamy spisek, który podyktowany był chęcią dania jej choć namiastki wolności, ale i tak na końcu nieco się zawiodłem. Jednak opowiadanie czytało się przyjemnie i było wciągające :)
Pozdrawiam
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Witaj.
Kolejna opowieść o znanej mi już, przesympatycznej bohaterce. ;)
Początkowo nieco się pogubiłam, bo była mowa o jej poszukiwaniach, a później – o pobycie w ośrodku. :)
Humoru znów dużo. :) Choć alkohol nieco mnie zaskoczył. :)
Techniczne sugestie oraz wątpliwości:
… jak choćby kluczowe, czy w świetle prawa może być uznana za człowieka? A wtedy, czy nie powinna posiadać równych mu praw? – powtórzenie
Vega popadł z zadumę. – literówka?
… bóg raczy jeszcze wiedzieć (przecinek?) czego.
…być może, (zbędny przecinek?) przedstawię twoją propozycję na Radzie Instytutu.
W pomieszczeniu laboratoryjnym (przecinek?) zaadoptowanym dla potrzeb neandertalki (i tu?) holograficzna iluzja wieczornej szarości z wolna ustępowała miejsca nocnemu mrokowi.
Subtelny ruch powietrza rozpraszał pojedyncze kosmki rozpuszczonych blond włosów Yny, gdy ze śmiechem pokazywała pani psycholog wylot dmuchawy. – literówka?
Potem skinął porozumiewawczo na Yny i oboje podeszli do ekspresu, gdzie wspólnie przystąpili do przyrządzania aromatycznego napoju. – tu nie zrozumiałam – którzy oboje?
Bioinżynier, mający na koncie nie jedną naganę za przekroczenie procedur, czuł, że w powietrzu wiszą kolejne. – razem?
Kierując się nimi, zboczyła nieco z obranego kierunku. – powtórzenie
Nim wzeszło Słońce, towarzyszy degustujących alkohol wyprodukowany metodą rzemieślniczą zmogła senność. – czemu wielką literą?
– Nie będziemy czytać książki, ale dla odmiany poćwiczymy coś prostego? – czy to jest zdanie pytające?
– Słuchaj Synu, ja i członkowie Rady Instytutu sporo nad tym rozmyślaliśmy. – formy grzecznościowe w dialogach piszemy małą literą
Karwowski obrzucił go podejrzliwym spojrzeniem, a pod nosem cicho zauważył. – Bardzo ciekawe, że pan tego nie zauważył. – powtórzenie
Już nie wypisuję pozostałych, ale kwestie techniczne są do poprawy w całym tekście.
Brak wspomnienia o wulgaryzmach.
Pozdrawiam. :)
Pecunia non olet
Nazgul,
Dziękuję za komentarz. Chyba za bardzo chcę, żeby neandertalczycy byli podobni do nas ;)
Ad pozostałych uwag – przydadzą się, jeśli będą następne części.
Pozdrawiam :)
Bardjaskier,
rozterki moralne – też mnie kusiło, żeby się nieco zagłębić, ale, no… neandertalczycy mają swoje święto, to niechaj świętują ;))
Dziękuję za odwiedziny :)
bruce,
Oj, wstawiasz sobie tekst myśląc, że dopracowałaś każdy szczegół i… życie szybko weryfikuje twoje optymistyczne przeświadczenie :)
Bardzo dziękuje za uwagi – oczywiście wszystkie wynotowałam.
Pozdrawiam serdecznie :)
Hi, hi ! Dobre! Uśmiechnęło mi się :)
Kawkoj piewcy pieśni serowych
To tylko sugestie, na spokojnie sobie przemyśl, ja mam masę dużo poważniejszych usterek w moich tekstach… Pozdro! :)
Pecunia non olet
AstridLumdgren,
Cieszę się, że historyjka wywołała uśmiech ;)
Pozdrawiam,
Dokończyłem czytanie opowiadanka (zacząłem praktycznie zaraz po opublikowaniu i potem coś mnie oderwało) – chciałem być nawet pierwszym komentującym, bo przecież się dopominałem dalszego ciągu historii Yny – i cholewka – nie wyszło :)
Historia mi się spodobała, rzeczywiście pozostawia pewien niedosyt na końcu, ale czasem taki niedosyt jest czymś dobrym. W odróżnieniu od bruce podobała mi się nieliniowa konstrukcja – najpierw środek potem początek potem koniec.
Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić to myślę, że przeceniono tutaj mocno zdolności intelektualne neandertalczyka. Mi to osobiście trochę przeszkadzało. Tekst chyba też trochę przegadany.
Zgadzam się z Nazgulem neandertalczyk zachowywał się zbyt racjonalnie również jak dla mnie.
Z tego co wiem, współczesne badania wskazują na to, że neandertalczycy byli bardziej rozwinięci intelektualnie od nas (i pewnie właśnie to ich zgubiło).
Zastanawia mnie jednak, czy (biorąc nawet pod uwagę, że mózg neandertalki jest większy od naszego i ma większe możliwości) człowiek dorosły – bez względu na to, czy Homo sapiens sapiens czy Homo sapiens neandertalis – jest w stanie tak szybko się uczyć? Plastyczność mózgu maleje z wiekiem. Owszem, nawet osoba w takim wieku jak mój, wciąż uczy się nowych rzeczy, ale trochę powątpiewam, czy gdybym prowadził wcześniej tryb życia zbieracko-łowiecki byłbym w stanie się nauczyć współczesnego świata. Z drugiej strony – Yny ma tak naprawdę niewiele do nauczenia (przynajmniej na razie).
Zastanawiająca jest dla mnie też demilitaryzacja Pustynii Błędowskiej. Co prawda pustynia bardzo szybko zarasta i niewiele już z niej zostało, ale trochę nie chce mi się wierzyć, żeby nawet za sto lat nastąpiła jej demilitaryzacja (poligon zajmuje tylko część pustyni, ale jednak dość dużą część). Ćwiczyły tu warunki pustynne wojska kilku państw, które w danym czasie miały nadzór nad Pustynią – zaborcy, wojska Drugiej Rzeczpospolitej, Africa Korps, Ludowe Wojsko Polskie, polscy komandosi przed misjami w Afganistanie i Iraku itp.
Tak czy siak – opowiadanie mi się podobało.
pozdrawiam,
Jim
entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, indioto Ty, nadal chyba nie rozumiesz
W sprawie inteligencji neandertalczyków istnieje wiele kontrowersji. Zetknąłem się z opracowaniem, w którym przyporządkowywano im co najwyżej trzeci poziom intencjonalności (taki jak szympans, wrona i niedźwiedź polarny). Z drugiej strony:
“They were believed to be scavengers who made primitive tools and were incapable of language or symbolic thought.”Now, he says, researchers believe that Neanderthals “were highly intelligent, able to adapt to a wide variety of ecologicalzones, and capable of developing highly functional tools to help them do so. They were quite accomplished.”
https://www.smithsonianmag.com/science-nature/rethinking-neanderthals-83341003/
aż nie wiadomo, czemu wyginęli, choć większość z nas (w Polsce) jest potomkami w jakiejś części neandertalczyków. Odziedziczyliśmy po nich m. in. “zęby mądrości”.
Opowiadanie jest ciekawe, czyta się gładko, trzyma napięcie od początku do końca.
EDIT (10 II 2023): nie trzeci, a czwarty.
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
Czytałem gdzieś, nie pamiętam niestety gdzie, że istnieje hipoteza iż właśnie przez tę zbyt wysoką inteligencję wyginęli, mieli większe od nas mózgoczaszki (zresztą mózgoczaszka homo sapiens maleje na przestrzeni ostatnich chyba stu tysięcy lat) – choć oczywiście większy mózg nie oznacza większej inteligencji (słonie i walenie mają większe od nas mózgi, a nie stworzyły cywilizacji technicznej… hmmm… ale czy to, że ją stworzyliśmy dowodzi, że jesteśmy mądrzejsi od przykładowo delfinów? Delfinie języki – bo to nie jeden a wiele, podobnie z płetwalami – są ponoć wiele razy bardziej skomplikowane niż ludzkie). Niemniej – duże mózgi to duże głowy, a to oznacza więcej możliwych komplikacji przy porodzie (w bólu rodzić będziesz!) poza tym większy, plastyczniejszy mózg to niejako z automatu – dłuższe dzieciństwo, dłuższy czas bezbronności.
entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, indioto Ty, nadal chyba nie rozumiesz
Sympatyczna bajeczka.
Bajeczka, bo pewne rzeczy wydają mi się niewiarygodne. Po co uczyć neandertalkę polskiego? OK, możliwość porozumiewania się byłaby fajna, ale polski, z tą jego porąbaną gramatyką? Ja chyba bym obstawiała język migowy, zdaje się, że oni mieli trochę inaczej zbudowaną krtań niż my, pewnie nie każdy dźwięk mogliby powtórzyć.
Po co opowiadać jej filmy? Ja bym zaczęła od bardziej znajomych elementów. Może od pokazania hodowlanych zwierząt? Wprawdzie po mleku raczej by ją nieźle przeczyściło…
A w kwestii ucieczki – wypuściłabym jakiś kontrolowany przeciek do prasy i liczyła na nacisk opinii społecznej. W ogóle naukowcy prowadzili nad nią jakieś badania? Publikowali artykuły? Bo wtedy dziennikarze wiedzieliby już od dawna.
Ale czytało się przyjemnie.
Bioinżynier wzdychnął i klapnął na fotel.
Dlaczego nie “westchnął”?
Babska logika rządzi!
@Finkla:
Sympatyczna bajeczka.
Znam inną definicję bajki, ale zakładam, że się nie znam.
Rozumiem, że bajeczka to taka bajka, ale ma brzmieć deprecjonująco?
Ja chyba bym obstawiała język migowy, zdaje się, że oni mieli trochę inaczej zbudowaną krtań niż my, pewnie nie każdy dźwięk mogliby powtórzyć.
Też w to wierzyłem, ale ich kość gnykowa wskazuje na to, że potrafili mówić. Oczywiście zgadzam się bezdyskusyjnie z “nie każdy dźwięk mogliby powtórzyć”. Też nie umiem powtórzyć wszystkich dźwięków języka chińskiego, a nawet francuskiego. Język polski ma przynajmniej prostą fonetykę :-)
Co do generowania głosek, to widziałem analizy, że ptaki śpiewające (przepraszam wszystkich, ale wrona też) nie mają prawa mówić “ł”. Tak się składa, że większość udomowionych wron mówi “hello” (heloł). Potem naukowcy wskazywali na specyficzne położenie głoski na końcu wyrazu, więc właściciele (przyjaciele) wron uczyli je mówić “uła”, co też się udaje.
Nie sądzę, żeby neandertalczyk ustępował zbytnio wronie w dziedzinie językowej.
W ogóle naukowcy prowadzili nad nią jakieś badania? Publikowali artykuły? Bo wtedy dziennikarze wiedzieliby już od dawna.
Niektóre badania są utajniane z różnych powodów, na przykład na życzenie sponsora. W większości przypadków informacje o badaniach nie są publikowane przed wysunięciem wniosków, a nawet wtedy dostęp do “surowych danych” jest niezwykle ograniczany. Oczywiście “change my mind”, jeśli łaska.
@Jim:
Nacisk ewolucyjny na człowieka współczesnego niewątpliwie gwałtownie maleje od 12 tys. lat, co może wyjaśniać, dlaczego “głupiejemy”. Chociaż cywilizacja techniczna może przynosić nowe wyzwania, co brzmi optymistycznie.
Widziałem popularnonaukową prezentację hipotezy, że neandertalczycy wyginęli, bo zajmowali raczej północne obszary, czyli gwałtowne oziębienie klimatu ich dotknęło bardziej niż naszych przodków.
Z drugiej strony było ich znacznie mniej i być może (też widziałem tę hipotezę) wcale nie wyginęli, ale skrzyżowali się (zhybrydyzowali) z homo sapiens sapiens. Między 2.5% a 6% genów Europejczyków jest neandertalskich, czyli to mniej więcej odpowiada proporcji liczby osobników obu gatunków.
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
Rozumiem, że bajeczka to taka bajka, ale ma brzmieć deprecjonująco?
Nie, na pewno nie w połączeniu ze słowem “sympatyczna”. Ma się odróżniać od rymowanej historyjki z morałem czy innej baśni.
Język. Ogólnie, IMO, uczenie dorosłego osobnika innego gatunku języka, którego użytkownicy zgadzają się, że jest wyjątkowo trudny, to ostra jazda. Po namyśle stawiałabym na klocki z obrazkami. Czyli raczej uczyłabym pisania piktogramami niż mówienia. ;-)
No, mnie się wydawało, że samo odkrycie neandertalczyka w dobrym stanie byłoby newsem. A co dopiero ożywienie (a to już jest nielichy przełom w nauce, każdy chciałby się tym pochwalić, zanim ktoś inny się zajmie tematem). Ale też nie mam pojęcia, jak to by wyglądało w rzeczywistości.
Babska logika rządzi!
Jim,
Lubię eksperymenty z nieliniowymi konstrukcjami, więc cieszę się, że nie przeszkadzają one zbytnio w śledzeniu fabuły (w założeniu mają urozmaicać odbiór i zmusić wyobraźnię do podjęcia większego wysiłku ;))
Yny to postać, mam nadzieję, nie tak całkiem oderwana od rzeczywistości ;) Tzn wyobrażam sobie, że gdyby się zjawiła kiedyś w naszych czasach (bardzo chcę wierzyć, że kiedyś tak będzie), że obaliłaby większość mitów (wg mnie krzywdzących ;)) które dotyczą jej m.in. inteligencji :)
Ewolucja poglądów dotyczących naszych przodków/braci przebiega w kierunku raczej zwiększania ich możliwości intelektualnych, poznawczych, kulturowych… Jest więc nadzieja :)
Pozdrawiam i dzięki, że podleciałeś :)
Finkla,
Po co uczyć neandertalkę polskiego? … Ja chyba bym obstawiała język migowy – hm… może dlatego, że znaleziono ją w Polsce, wybudzono w Polsce, a może dlatego, że jestem niepoprawną optymistką, wierzącą w jej zdolności ;)) – mimo oczywistych za i przeciw, które słusznie przytoczyłaś.
Pomimo iż czas, w jakim miałaby się nauczyć porozumiewania w tym języku (około pół roku) istotnie wydaje się bardzo krótki, to… założyłam, że poddano ją niezwykle intensywnej nauce ;))
Po co opowiadać jej filmy? – film by się nie nadawał, ze względu na zbyt uproszczoną fabułę, ale tu jest mowa o książce, która rozpoczyna się od pokazania życia praludzi, prowadząca przez dzieje ich ewolucji, poprzez teraźniejszość, aż do przyszłości. Po półrocznej edukacji m.in. klockami, o których piszesz (opisałam to w poprzednich częściach, ale faktycznie, może i tu mogłam coś wspomnieć), myślę, że właśnie tę książkę (oprócz lekcji biologii, historii itp.) właśnie bym ją uraczyła. Tak myślę…
A w kwestii ucieczki – pomysł zacny :)) Zwłaszcza, że wspomniano o tym, iż prasa się żywo interesowała jej tematem.
Dziękuje za ciekawe uwagi :)
Pozdrawiam serdecznie,
Radek,
Cieszy mnie, że dorzucasz garść ciekawych info w tej tematyce.
Z ciekawostek, ostatnio natknęłam się na publikację, w której przebrano neandertalczyka w koszulę, garnitur itp i posadzono za biurkiem – nie do odróżnienia w zasadzie od “nas” ;)
Pozdrowionka :))
Basiu, wykorzystam Fajne :) (na lic. Anet). Poprawiło mi nastrój. Napisz sequel. Koniecznie. :)
Komentarz biblioteczny:
Opowieść w laboratorium o uczłowieczaniu człowieka, tym razem neandertalczyka. Z jednej strony naukowcy, z drugiej zagubiona kobieta, otoczona naprawdę obcymi. Autorka pokazuje budowanie więzi, co będzie dalej?
Jedno z najlepszych opowiadań na portalu, a w dodatku całkiem pobudzające do myślenia i szukania wiedzy o nas, o ludziach.
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
Witaj, Basiu, przybywam pod tekst ponownie w roli dyżurnego :-)
Na początku chciałbym zauważyć, że ta opowieść o Yny spodobała mi się zdecydowanie bardziej, niż “Neandertalski skill”. Wciąż miałbym pewne zastrzeżenia co do “profesjonalizmu” badaczy pracujących nad tym projektem oraz tempa, w jakim rosną intelektualne możliwości dziewczyny. Jednak ten tekst mocniej akcentuje humorystyczny aspekt jej historii i wychodzi mu to na dobre. W tej konwencji łatwiej przymknąć oko na niekonwencjonalne metody naukowców, wszystkie “elo” i “przypały” :-)
Jeśli więc nie traktować tej opowieści przesadnie poważnie, zaczyna bardzo wciągać. Ciekawie kontynuujesz relacje pomiędzy postaciami z poprzedniego opowiadania i wprowadzasz nowe, które wydają się lepiej przemyślane niż np. sadystyczny profesor z “Neandertalskiego skilla”. Viera i Wąsaty przypadli mi do gustu :-)
Podsumowując, jest w tym wszystkim pewna komiksowość, ale w pozytywnym sensie. Dla mnie istotny postęp warsztatowy w stosunku do poprzedniego tekstu, więc chętnie klikam do biblioteki!
P.S. Nie skumałem jaki związek ma pierwszy akapit o dronach przeczesujących Pustynię Błędowską w poszukiwaniu Yny z resztą tekstu. Czy to jakaś zapowiedź przyszłych wydarzeń, czy coś mi umknęło?
Koala75,
Basiu, wykorzystam Fajne :) (na lic. Anet). –
wybacz, ale cóż to znaczy? xd to raz, a dwa, to cieszy mnie poprawienie Ci humoru ;)
Dzięki, że znalazłeś czas na czytanie i kom. :)
Radek,
jesteś nieoceniony :) dziękuję :)
krzykot1988,
Na początku chciałbym zauważyć, że ta opowieść o Yny spodobała mi się zdecydowanie bardziej, niż “Neandertalski skill”.
cieszy mnie, że widać choć troszkę postępów ;)
Jeśli więc nie traktować tej opowieści przesadnie poważnie, zaczyna bardzo wciągać.
zasadniczo rzecz ujmując, na takie “nieprzesadnie poważne” podejście liczyłam :)
Nie skumałem jaki związek ma pierwszy akapit o dronach przeczesujących Pustynię Błędowską w poszukiwaniu Yny z resztą tekstu. Czy to jakaś zapowiedź przyszłych wydarzeń, czy coś mi umknęło?
Nieliniowy opis wydarzeń niestety rodzi takie niebezpieczeństwa, zwłaszcza jeśli autor nieco kuleje z narracją. Zatem biegnę z wyjaśnieniem – w założeniu to moment, gdy Vega szuka Yny – po jej ucieczce z Instytutu. W normalnych okolicznościach Wąsaty powinien nawiązać z nim kontakt i przyprowadzić neandertalkę, ale… no… bimber, te sprawy… leżeli schlani przy ognisku… Vega musiał działać. Zatem wysłał drony, żeby ją zlokalizować.
Zabieg z przeskokiem czasowym, w założeniu, miał podnieść atrakcyjność tekstu xd oraz zachęcić do dalszego czytania xd Taki przynajmniej był plan ;))
Pozdrawiam i dziękuję za znalezienie czasu na przeczytanie i podzielenie się uwagami :)
Nieliniowy opis wydarzeń niestety rodzi takie niebezpieczeństwa, zwłaszcza jeśli autor nieco kuleje z narracją.
Może odrobinkę, tyci tyci, kulejesz z narracją, ale nie demonizowałbym. Dla mnie to było jasne i podobał mi się ten zabieg. Uważam, że w takiej kolejności opowiadanie się dużo lepiej czyta niż w kolejności liniowej.
Zabieg z przeskokiem czasowym, w założeniu, miał podnieść atrakcyjność tekstu xd oraz zachęcić do dalszego czytania xd Taki przynajmniej był plan ;))
W moim przypadku – plan się udał :) Ale każdy ma inną wrażliwość, inny odbiór.
pozdrawiam,
Jim
entropia nigdy nie maleje // Outta Sewer: Jim, indioto Ty, nadal chyba nie rozumiesz
Jim,
Dziękuję, Mesje, za opnię :)) pozdrowionka xd
Hej Basiu
Bardzo sympatyczna przygoda Yny, ucieszyłem się także widząc, jak inżynier Karwowski awansował na profesora i nigdzie w pobliżu nie ma Maliniaka ;-)
*spoilery*
A technicznie, po poprawkach – czyta się dobrze. Moim zdaniem teraz są do usprawnienia tylko zgrzyty kompozycyjne.
Pierwsza scena, jak mniemam moment poszukiwania zbiega po "ucieczce", nie zamyka się jednoznacznei, choćby jednym, dwoma zdaniami. Przy takim nieliniowym prowadzeniu narracji sprawdzają się także pewne znaczniki, ułatwiające zrozumienie czytelnikowi czas akcji.
Ponadto epilog, od "Karwowski, obserwujący lekcję, zaczął się trząść ze śmiechu." prosi się o skrócenie. Jego rozbudowanie o scenę dialogu że strażnikiem rozwadnia kulminacyjny żart z rymem ‘bimber’ do ‘piąteczek’.
Mam nadzieję przeczytać kolejne przygody Yny i miłej ekipy badawczej. Pozytywny wydźwięk czynów bohaterów i happy end czynią tę opowiastkę urokliwą i zabawną.
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
PsychoFish,
inżynier Karwowski awansował na profesora i nigdzie w pobliżu nie ma Maliniaka ;-) – pisząc, nawet z nim nie skojarzyłam ;)
Dziękuję za garść cennych rad :)
Pozdrawiam serdecznie,
Łagodnie płynie komunikacja między tymi dwoma różnymi epokami. :) Niestandardowe jest też położenie instytutu i opisy przyrody. Najmocniejszy punkt, to fragment ucieczki przez las i sam Vega. :)
Szudracz,
i tu podleciałaś :) dziękuję za komentarz, pozdrawiam :)