- Opowiadanie: JolkaK - Piwo dla krasnoluda

Piwo dla krasnoluda

Praca na kon­kurs, ścież­ka kręta z mapą, hasła to : Zbroj­na ży­ra­fa i Kró­le­stwo za konia. 

Prze­szła betę, za co wiel­kie po­dzię­ko­wa­nia dla Am­bush, Amon­Ra, Nan i Ko­ala­75. Mapka i Ży­ra­fa ręcz­nie ma­lo­wa­ne . To było wiel­kie wy­zwa­nie, ale takie kon­kur­sy to naj­cen­niej­szy skarb dla kogoś uczą­ce­go się warsz­ta­tu. Wrzu­ci­łam nie­daw­no opko z tym samym bo­ha­te­rem “Ra­to­wać sa­dzon­ki” – “Piwo dla kra­sno­lu­da” jest pierw­sze, jeśli cho­dzi o chro­no­lo­gię. Mi­łe­go czy­ta­nia!

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Piwo dla krasnoluda

 

Leśny Kra­sno­lud Ogo­nia­sty to ga­tu­nek ży­ją­cy

we Wschod­niej Pusz­czy. Czę­sto za­kła­da osady

 w po­bli­żu sku­pisk trol­li le­śnych. Do pra­wi­dło­we­go

 wzro­stu po­trze­bu­je le­śne­go po­wie­trza,

 fil­tro­wa­ne­go przez ga­łę­zie świa­tła,

 i śpie­wu trol­li. Po­zba­wio­ny tych skład­ni­ków,

 kar­ło­wa­cie­je i nie roz­wi­ja się,

 a w na­stęp­nym po­ko­le­niu czę­sto traci ogon.

 (En­cy­klo­pe­dia po­wszech­na Ko­ra­tu, wyd.8)

 

Wrzy­cim­łot uchy­lił po­wie­kę. Przez na wpół otwar­te oko do­strze­gał zarys stołu i okna, ale blat w dziw­nej per­spek­ty­wie zbli­żał się do nosa. Do­pie­ro po chwi­li zdał sobie spra­wę, że leży na stole po­ło­wą twa­rzy, co unie­moż­li­wia uży­cie dru­gie­go oka. Ze­brał się w sobie i dźwi­gnął z wy­sił­kiem głowę. Obraz wy­pro­sto­wał się, ale kra­sno­lu­da wy­gię­ło, bo ból ca­łe­go ciała dał o sobie znać z mocą. Z cze­lu­ści brody wy­do­by­ło się stęk­nię­cie i siar­czy­ste prze­kleń­stwo.

 – Oj, po­pi­ło się i po­bi­ło się, co? Wrzy­cim­ło­cie? – Karcz­marz ką­śli­wym ko­men­ta­rzem obu­dził uśpio­ne dzwo­ny w ku­dła­tej łe­pe­ty­nie. – Trza było go­rza­ły tyle nie pić. A tak, to jesz­cześ mi wi­nien za dzi­siaj – mó­wiąc to, po­sta­wił przed kra­sno­lu­dem kufel piwa.

Ten chwy­cił go chci­wie, acz ostroż­nie i wypił dusz­kiem. Zro­bi­ło mu się nieco le­piej, a wy­da­rze­nia po­przed­nie­go wie­czo­ru po­ma­łu wra­ca­ły do niego nie­wiel­ki­mi frag­men­ta­mi. Jed­nak im wię­cej sobie przy­po­mi­nał, tym bar­dziej ża­ło­wał, że się obu­dził.

 

Dzień za­czął się zwy­czaj­nie i Wrzy­cim­łot, jak za­wsze rano, zajął się ro­bo­tą. Ubił krowę sta­rej Ja­nu­szo­wej i po­dzie­lił na zgrab­ne czę­ści, co by łatwo jej było prze­ro­bić mięso, a jemu od­ku­pić co nieco na sprze­daż. Potem zajął się jesz­cze świ­nia­kiem wójta i żmi­jo­ła­kiem, któ­re­go zła­pa­li ro­dzin­nie Sło­wi­ko­wie. Tylko on w całej wsi wie­dział, jak spra­wić żmi­jo­ła­ka i nie za­truć mięsa. A że był to de­li­ka­tes nie­by­wa­ły, chciał go od Sło­wi­ków od­ku­pić i z ko­rzy­ścią sprze­dać w por­cie. Jesz­cze tylko przy­go­to­wał tusz­kę z dzik­zwie­rza dla karcz­ma­rza i wła­ści­wie ro­bo­tę miał skoń­czo­ną. Resz­tą zaj­mie się uczeń nie­daw­no do ter­mi­nu na rzeź­ni­ka przy­ję­ty. Przy­da mu się prak­ty­ka. Za­do­wo­lo­ny, za­rzu­cił sobie tusz­kę na ramię i po­wę­dro­wał do karcz­my „Pod We­so­łym Gno­mem”. W Za­gwozd­ce była tylko jedna, ale izbę miała ob­szer­ną i póki co, wszy­scy się mie­ści­li.

Karcz­marz czę­sto za­ma­wiał mięso u kra­sno­lu­da, bo ruch miał spory i na ko­niec dnia gu­la­szu za­zwy­czaj bra­ko­wa­ło. A Wrzy­cim­łot rzeź­ni­kiem był naj­lep­szym w oko­li­cy, jeśli nie w całym kró­le­stwie. Znał się na zwie­rzy­nie zwy­kłej i ma­gicz­nej, do­ce­nia­no wie­dzę i umie­jęt­no­ści kra­sno­lu­da, bo nawet do nie­le­gal­nie ło­wio­nych w kró­lew­skich la­sach zdo­by­czy wo­ła­no wła­śnie jego. Jak do tego dzik­zwie­rza.

– Hej, Gro­gun, masz tu swój gu­lasz! Pięć gro­si­szów się na­le­ży.

– No, chyba ci łe­pe­ty­nę zgrza­ło przy ro­bo­cie, jeśli my­ślisz, że tyle za­pła­cę! Na palce trzeź­we­go fauna! Toż to ra­bu­nek! Dam trzy! – wy­ce­dził przez zęby rosły męż­czy­zna, za­bie­ra­jąc tusz­kę od Wrzy­cim­ło­ta.

Ten aż mach­nął ogo­nem, po­iry­to­wa­ny, ale ni­cze­go in­ne­go nie ocze­ki­wał. Karcz­marz był skąpy.

– Pięć! – Spró­bo­wał uda­wać wku­rzo­ne­go. – Bo na­stęp­nym razem sam bę­dziesz skórę zdej­mo­wał i zo­ba­czy­my, jaki czar cię ogar­nie. Może zo­sta­niesz pięk­ną Gro­gu­no­wą!

– Trzy! – Nie ustę­po­wał męż­czy­zna. – Chcesz okra­dać ludzi, to idź na go­ści­niec. A ja dam trzy!

Kra­sno­lud wes­tchnął cięż­ko. Za­wsze to samo. Lubił Gro­gu­na, ale nie cier­piał jego skner­stwa.

– Czte­ry i dwa piwa wie­czo­rem. I nie ustą­pię! – Sta­rał się być sta­now­czy.

Gro­gun za­sta­no­wił się chwi­lę, aż gruba kre­ska prze­cię­ła jego wy­so­kie czoło.

– Trzy i pięć piw, plus go­rza­ła! – wy­pa­lił i, za­do­wo­lo­ny, wy­pa­try­wał re­ak­cji.

Od­cze­kaw­szy sto­sow­ną chwi­lę, Wrzy­cim­łot wy­cią­gnął grubą, spra­co­wa­ną dłoń.

– Zgoda!

– Zgoda! – Gro­gun wy­cią­gnął swoją i, gdy tylko przy­bi­li trans­ak­cję, nie omiesz­kał dodać:

– Wy, leśne kra­sno­lu­dy, nie umie­cie wal­czyć o swoje! Dla­te­go pra­wie was nie ma! – Uchy­lił się zgrab­nie przed pię­ścią i wy­szcze­rzył zęby. – No, co? To praw­da! Za­wsze ustę­pu­jesz. Muszę cię kie­dyś pod­szko­lić. Albo le­piej nie.

– Cze­kaj, przyj­dziesz do mnie jesz­cze, będę pa­mię­tał, co rze­kłeś.

– Ha, oba­czy­my, jak to bę­dzie. Sia­daj, na­pi­je­my się!

– Jesz­cze nie. Naj­pierw idę do zie­lar­ki, bo jutro wy­bie­ram się do portu.

– Do Śledź­bor­ka? A tobie tam po co?

– A mię­si­nę mam dobrą do sprze­da­nia, na targ po­ja­dę. Tam ceny wyż­sze i skąp­ców tylu nie ma – wy­tknął Gro­gu­no­wi. – A Ja­rzę­bi­cha dobrą mik­stu­rę na uroki robi. W rzeź­ni zo­sta­wiam Ja­sny­gwin­ta, bę­dzie pil­no­wał ro­bo­ty.

 

Wró­cił póź­nym po­po­łu­dniem do karcz­my z za­mia­rem sko­rzy­sta­nia z ubi­te­go targu. Jed­nak w środ­ku cze­ka­ła już na niego Nie­za­bud­ka, dziew­ka fau­no­wa­ta, która wie­czo­ra­mi po­ma­ga­ła w kuch­ni i przy go­ściach. Młoda jesz­cze, lecz bar­dzo ob­rot­na i skora do śmie­chu. Gdy tylko go za­uwa­ży­ła, od razu ski­nę­ła z da­le­ka głową.

– Hej, stary dziad­ku! Sły­sza­łam, że Gro­gun znowu cię osk­ne­rzył! Nigdy się nie na­uczysz. A, i ktoś o cie­bie pytał, tam sie­dzi, w kącie. – Wska­za­ła głową i, po­stu­ku­jąc ko­pyt­ka­mi, ru­szy­ła do kuch­ni.

Kra­sno­lud przyj­rzał się syl­wet­ce w rogu izby. Zwy­kle szu­ka­no go przez wzgląd na rzeź­nic­kie umie­jęt­no­ści. Jed­nak po­stać przy stole wy­glą­da­ła ina­czej niż zwy­kli klien­ci. Zbyt ofi­cjal­nie. Odzież za­dba­na, plecy pro­ste, włos ucze­sa­ny, choć widać było trudy po­dró­ży w zmę­czo­nych oczach i brud­nych bu­tach.

– Co za chwost? – mruk­nął cicho sam do sie­bie i nie­uf­nie zbli­żył się do go­ścia. – Szu­ka­li­ście mnie? – za­py­tał.

Czło­wiek spo­koj­nie wy­trzy­mał jego spoj­rze­nie.

– Szu­ka­łem.

 

Wrzy­cim­łot wciąż pró­bo­wał sobie przy­po­mnieć, co wła­ści­wie za­szło „Pod We­so­łym Gno­mem” tego dnia, bo nie­któ­re czę­ści hi­sto­rii nijak mu się nie ukła­da­ły. Coś o śmier­ci wuja było, ja­kieś zwie­rzę, na mięso pew­nie. Był pod­pis, ko­śla­wy­mi li­te­ra­mi sta­wia­ny, człek ze sto­li­cy, z sa­me­go Błę­kit­ne­go Wier­chu, wy­cho­dzą­cy za­do­wo­lo­ny wiel­ce i w po­śpie­chu znacz­nym. Była Nie­za­bud­ka coś ga­da­ją­ca o staj­ni i ten pa­ro­bek od Śli­ma­ka, co to ją wy­śmiał, że do staj­ni to on też może z nią iść. No i tyle jesz­cze, że mu­siał wziąć spra­wy w swoje ręce, że pa­rob­ko­wi wtłukł równo, za to ga­da­nie głu­pie, a przy oka­zji do­sta­ło się też sie­dzą­ce­mu obok wil­ko­ła­ko­wi. Dalej już mu się plą­ta­ło, czy wię­cej bił, czy pił, ale ba­ła­gan w gło­wie po­zo­stał okrop­ny.

Po­czuł, że nie ma sensu to przy­po­mi­na­nie, dopił dru­gie piwo od Gro­gu­na, i ru­szył do Śledź­bor­ka. Nie­ste­ty, gdy tylko prze­kro­czył próg, do­rwa­ła go Nie­za­bud­ka.

– Mu­sisz za­brać to ze staj­ni. Konie się boją.

– Co? – Nie zro­zu­miał Wrzy­cim­łot.

– No, wiesz, twój spa­dek – ro­ze­śmia­ła się, jak z do­bre­go dow­ci­pu.

– Co? – To nie był dobry dzień na do­my­sły. – Gadaj, o co cho­dzi, ko­bie­to, bo nie zdzier­żę.

– No, jak to? Nie pa­mię­tasz? Spa­dek wczo­raj przy­ją­łeś, po wuju, ofi­cjal­nie, z urzę­du. W staj­ni czeka.

– Zwierz jakiś, tak? Co za czort, że po­cze­kać nie może? – Kra­sno­lud robił się zły, bo su­szy­ło go okrut­nie.

– No, nie może. Idzie­my teraz, bo Gro­gun już zły, że konie gości wy­stra­szo­ne, nie jedzą, nie piją, ino dęba stają. Idzie­my.

Po­cią­gnę­ła go za płaszcz ku staj­ni, cho­ciaż wi­dzia­ła, że gruby ogon ner­wo­wo za­mia­ta kurz na kle­pi­sku. Nie­za­bud­ka była jed­nak fau­nem i nie­strasz­ne jej były hu­mo­ry Wrzy­cim­ło­ta. Owi­nę­ła chu­s­tą ob­fi­ty biust i po­szli.

W staj­ni stała ży­ra­fa. Rzeź­nik pa­trzył chwi­lę onie­mia­ły, bo wy­da­wa­ło mu się, że to jakiś sen pi­jac­ki. Zwłasz­cza, że Ja­sny­gwint, za­miast w rzeź­ni, krzą­tał się teraz koło ży­ra­fy i uspo­ka­jał konie.

– Ja go tu ścią­gnę­łam, bo cie­bie nie było, a chło­pak zdo­łał to to­wa­rzy­stwo nieco ogar­nąć. – Głową wska­za­ła zwie­rzę­ta. – No, co? Radzi sobie i to cał­kiem skład­nie. Tylko go nie bij.

Kra­sno­lud wes­tchnął cięż­ko. Po­pa­trzył na dach staj­ni, z któ­re­go wy­ję­to kilka desek, żeby ży­ra­fia głowa miała dość miej­sca. Słoń­ce za­glą­da­ło do środ­ka zwy­kle ciem­ne­go po­miesz­cze­nia i wy­da­wa­ło się, że zwie­rzę ja­śnie­je nie­zwy­kłym bla­skiem i opro­mie­nia po­zo­sta­łe isto­ty. Wrzy­cim­ło­ta aż roz­bo­la­ła głowa, gdy przy­glą­dał się dłu­giej szyi, więc po­sta­no­wił wró­cić do karcz­my.

– Prze­ro­bi­my na mięso, gdy tylko wrócę do domu. Ja­sny­gwint, za­bierz to do nas i gdzieś uwiąż.

– Ale, mi­strzu, to nie jest zwy­kłe zwie­rzę! Ono nie na mięso! – wy­krzyk­nął i aż za­krył ręką usta, prze­ra­żo­ny, że pod­niósł głos na opie­ku­na.

– A ty co? Ga­jo­wy kró­lew­ski? Prawa zwie­rząt ci się przy­po­mnia­ły? A czym my się zaj­mu­je­my? No czym? Gadaj, jak komu głu­pie­mu!

– Mięso zwy­kłe, ma­gicz­ne, spra­wia­nie skóry, sprze­daż, skup, eks­trak­cja tru­cizn i elik­si­rów, rzeź­nia u Wrzy­cim­ło­ta – wy­re­cy­to­wał po­spiesz­nie ze spusz­czo­ną głową. – Ale sam mistrz zo­ba­czy, że jej nie wolno ubić.

To mó­wiąc, pod­szedł do juków, odło­żo­nych pod ścia­ną i wyjął pa­pier gruby, po­gię­ty nieco i po­szar­pa­ny.

Kra­sno­lud, prze­kli­na­jąc w duchu dzień, kiedy po­sta­no­wił chło­pa­ka liter na­uczyć, wy­rwał mu pa­pier z ręki i wy­szedł na ze­wnątrz. Pierw­sze, co za­uwa­żył, to jego wła­sny pod­pis na dole. Za­klął nie­ład­nie. Nie­pa­mięć po­przed­nie­go wie­czo­ru wku­rza­ła go wiel­ce.

Na kar­cie była też pie­częć. Kró­lew­ska. Prze­biegł po­wo­li wzro­kiem po tek­ście. Spoj­rzał na ży­ra­fę, którą chło­pak wy­pro­wa­dzał wła­śnie ze staj­ni. Żeby wyjść, mu­sia­ła po­chy­lić głowę, po czym z gra­cją wy­pro­sto­wa­ła się i od razu się­gnę­ła liści po­bli­skiej olchy. Miała pięk­ną, błysz­czą­cą skórę. Wrzy­cim­łot wy­mru­czał coś pod nosem i wró­cił do pisma. Sap­nął.

– Cho­le­ra jasna! Żeby wuja po­krę­ci­ło w od­wrot­ną stro­nę! – wy­krzyk­nął, po czym zdaw­szy sobie spra­wę, że wuj już się prze­krę­cił, i to nie­od­wra­cal­nie, dodał tylko: – Na zbi­te­go dzię­cio­ła­ka!

I wtedy za­sło­na spo­wi­ja­ją­ca li­to­ści­wie wy­da­rze­nia po­przed­nie­go dnia roz­pa­dła się osta­tecz­nie, od­kry­wa­jąc przed sko­ła­ta­ną głową le­śne­go kra­sno­lu­da ważne tre­ści.

– Ugh! Zmia­na pla­nów! Jasny, idziesz ze mną. Leć za­mknąć rzeź­nię, a spraw się pręd­ko. Ży­ra­fa pod twoją opie­ką. Spo­ty­ka­my się na roz­sta­ju, za wsią. Weź mój to­po­rek! Ja lecę do Ja­rzę­bi­chy!

– Mi­strzu, jak to tak?! Rzeź­nię za­mknąć? Tego jesz­cze nie było! Już lecę! – krzyk­nął chło­pak, wi­dząc minę Wrzy­cim­ło­ta. Po­cią­gnął zwie­rzę za sobą, a ono prze­żu­wa­jąc ostat­ni liść ol­cho­wy, ru­szy­ło ma­je­sta­tycz­nie za uczniem.

– No, widzę, że spra­wy na­bie­ra­ją tempa, co? Zdaje się, komuś pali się pod za­dkiem, co? Jakaś umowa pod­pi­sa­na, co? – Nie­za­bud­ka nigdy nie prze­pusz­cza­ła oka­zji do drwin, zwłasz­cza z rzeź­ni­ka.

– Nie­ład­nie pod­słu­chi­wać – od­burk­nął Wrzy­cim­łot, ru­sza­jąc żwawo do zie­lar­ki. – Mo­głaś coś rzec, za­miast się na­śmie­wać.

– A bo to ja wie­dzia­łam, że pa­mięć od na­pit­ku stra­ci­łeś? Do­pie­ro teraz widzę, że ni­cze­go w gło­wie nie masz, jak minę twoją zo­ba­czy­łam. A trze­ba było z po­słań­cem kró­lew­skim ci­szej gadać, to bym nie usły­sza­ła.

Nie­mal bie­gła, sta­ra­jąc się do­trzy­mać kroku kra­sno­lu­do­wi. Wiel­ki był dla niej, mimo krę­pej bu­do­wy, kroki dłu­gie sta­wiał, bo złość go na­pę­dza­ła. Ale Nie­za­bud­ka ko­pyt­ka­mi prze­bie­ra­ła pręd­ko, aż grube war­ko­cze pod­ska­ki­wa­ły na biu­ście, i udało jej się nie zo­stać w tyle.

– Wrzy­cim­ło­cie, idziesz do sto­li­cy, praw­da?

– Pod­słu­chi­wa­łaś, to wiesz prze­cie – od­burk­nął zły na cały świat. Nie tak pla­no­wał naj­bliż­sze dni. Karcz­ma i Gro­gun muszą po­cze­kać. I piwo.

– No, wszyst­kie­go to nie wiem – przy­zna­ła po­jed­naw­czo. – Ale idę z wami.

– Co?! Mowy nie ma! Nie po­zwa­lam! – Aż się za­trzy­mał na mo­ment, po­ra­żo­ny wizją ko­bie­cej obec­no­ści w dro­dze. Co in­ne­go z pa­rob­kiem je­chać, a co in­ne­go z prze­mą­drza­łą faun­ką.

– Nie masz nic do po­zwa­la­nia! Prze­szka­dzać ci nie będę, a pójdę, czy tego chcesz, czy nie! W Błę­kit­nym Wier­chu spra­wę mam! – od­krzyk­nę­ła mu pro­sto w brodę, opie­ra­jąc pię­ści na bio­drach.

Wrzy­cim­łot zdu­sił prze­kleń­stwo w gębie i ru­szył dalej. Gdyby złość była parą wodną, dy­mi­ło­by się z niego jak z kotła. Na ko­to­roż­ca! Ależ by się napił piwa!

 

Wę­dro­wa­li już drugi dzień, a humor kra­sno­lu­da tylko się po­gar­szał. Wpraw­dzie słoń­ce świe­ci­ło przy­jem­nie i dzień za­po­wia­dał się po­god­ny, ale w le­śnej duszy rzeź­ni­ka sza­la­ła burza. Po­przed­nie­go dnia wie­czo­rem przy ogni­sku mu­siał wy­ja­śnić Ja­sny­gwin­to­wi i Nie­za­bud­ce całą sy­tu­ację, choć bar­dzo nie chciał. Co gor­sze, oboje wy­glą­da­li na za­chwy­co­nych. Chło­pa­ko­wi się nie dzi­wił, bo ten nigdy nie był dalej jak w Za­most­ku, za­le­d­wie pół dnia drogi od Za­gwozd­ki. Ale Nie­za­bud­ka nie raz opo­wia­da­ła, że w sto­li­cy była, więc dla niej nie pierw­szy­zna. A jed­nak cie­szy­ła się jak dziec­ko. Wczo­raj przy ogni­sku oczy jej się śmia­ły, gdy opo­wia­dał, co się zda­rzy­ło. Po­dej­rze­wał nawet, że znowu się z niego na­śmie­wa.

– Kró­lew­ski po­sła­niec przy­wiózł mi pa­pier. Było na nim, że wuj, ten co po­marł, był na usłu­gach sta­re­go króla, a teraz też no­we­go, Gó­ro­sła­wa. I zanim się prze­krę­cił, niech go kolec świ­kła­ka trafi, do­stał we­zwa­nie pilne, co by na pomoc do Błę­kit­ne­go Wier­chu je­chać. I nie zdą­żył.

– A ży­ra­fa? Mi­strzu? – Dzie­ciak słu­chał, jak opo­wie­ści wę­drow­ne­go dzia­da.

Wrzy­cim­łot skrzy­wił się lekko.

– A ży­ra­fa, była tego, no, jakby to po­wie­dzieć. – Zaj­rzał w pa­pier. – „Na wy­po­sa­że­niu”.

– Co to zna­czy, mi­strzu?

– Że póki był w służ­bie u króla, to ży­ra­fa była jego – po­wie­dzia­ła Nie­za­bud­ka, prze­gry­za­jąc pie­czo­ne­go śpie­won­ka.

– To nie wszyst­ko. Ona jest jakby ma­gicz­na. I uzbro­jo­na. I tego, ma na imię Aki­lah. I to zna­czy, tego, że jest jakby in­te­li­gent­na. I ma war­tość bo­jo­wą czte­ry. Ktoś wie, co to zna­czy?! I naj­gor­sze jest, że, na bio­dra wiedź­ma­ka, razem z ży­ra­fą do­sta­łem też służ­bę u króla! Muszę ra­to­wać kró­le­stwo, jak jakiś, tfu, bo­ha­ter!

Wrzy­cim­łot mię­to­sił pa­pier w jed­nej dłoni, a drugą szar­pał brodę. Ogon za­mia­tał wście­kle li­ście i pa­ty­ki wzbi­ja­jąc kurz za ple­ca­mi kra­sno­lu­da, który tro­chę wy­glą­dał przez to, jak spo­wi­ty szarą mgłą.

– Muszę iść do Śledź­bor­ka, mię­si­nę spie­nię­żyć, bo się ze­psu­je. Ale to po dro­dze jest. Potem idę ra­to­wać, co tam trze­ba, od­da­ję ży­ra­fę i wra­cam. Ty, Jasny, idziesz ze mną, żeby zwie­rzę­ciem się opie­ko­wać i to twoja ro­bo­ta, żeby jeść miało. I nie szczerz się tak z za­chwy­tu. Ty, Nie­za­bud­ka, jak z nami iść chcesz, trud­no, ale na­dą­żać mu­sisz, bo cze­kać na cie­bie nie będę.

Przy­glą­da­ła mu się przez chwi­lę, sie­dzą­ce­mu w ku­rza­wie i nieco ją li­tość wzię­ła. Nieco.

– Kto za kim bę­dzie na­dą­żał, to jesz­cze zo­ba­czy­my. A tyle ci po­wiem, że takie ży­ra­fy już wi­dzia­łam i tro­chę wiem.

– Cooo? Jak to? Gdzie?

– A w Błę­kit­nym Wier­chu, jak jesz­cze w zamku miesz­ka­łam. Tam trzy takie były, swo­ich jeźdź­ców miały, sto­li­cy bro­ni­ły. Ale jak je nowy król na trol­lo­wy kraj wy­słał, to tylko jedna wró­ci­ła. A i ta jedna jakaś inna wró­ci­ła, po­psu­ta. Wtedy twój wuj ją do­stał, by z zamku wy­wieźć i bez­pie­czeń­stwa kró­le­stwa z od­da­li pil­no­wać. Nie pa­mię­tam już do­brze, ale za­gra­ża­ła jakoś kró­lo­wi. Tak więc ze sto­li­cy znik­nę­ła i zo­sta­ły tylko opo­wie­ści. O Akili z Ma­run­gu, dłu­go­szy­jej pięk­no­ści.

Wszy­scy spoj­rze­li na ży­ra­fę. Fak­tycz­nie, była do­stoj­nie pięk­na.

– Zaraz, po­cze­kaj, prze­cież kraj trol­li, Krze­mień, od nie­daw­na jest pod naszą kon­tro­lą. To tam zgi­nę­ły po­zo­sta­łe dwie?

– Nie mó­wi­łam, że zgi­nę­ły. Nie wró­ci­ły. Wró­ci­ła od­mie­nio­na Aki­lah.

Po­pa­trzy­li znowu na ży­ra­fę, lecz ona spo­koj­nie gry­zła ga­łąz­kę brzo­zy, nie ob­ja­wia­jąc swej wy­jąt­ko­wo­ści w żaden spo­sób.

– Skąd to wszyst­ko wiesz? – za­py­tał cicho kra­sno­lud i tylko nie­spo­koj­ny ogon zdra­dzał, że jest zde­ner­wo­wa­ny.

– Mó­wi­łam. Miesz­ka­łam w zamku – ucię­ła Nie­za­bud­ka, wrzu­ca­jąc kości ptaka do ognia.

– Ale…

– Żadne ale. Dosyć tego. Idę spać. I wam też radzę, jutro długa droga przed nami.

– Na wą­tro­bę dzik­zwie­rza! Ko­bie­to! W co ja się wpa­ko­wa­łem?! Czy to jest nie­bez­piecz­ne? – spy­tał wska­zu­jąc na Akilę. – Czy wy­buch­nie nam w nocy, albo urok rzuci? Czy ma ja­kieś hasło ma­gicz­ne? Można ją od­cza­ro­wać?

– A mnie skąd wie­dzieć? Ja tylko sły­sza­łam opo­wie­ści na zamku.

Spoj­rza­ła na bez­rad­ne­go rzeź­ni­ka nieco spło­szo­na i nie­pew­na, lecz w końcu wes­tchnę­ła.

– W Śledź­bor­ku miesz­ka chyba jesz­cze stary opie­kun tych zwie­rząt. Z Ma­run­gu. On je przy­wiózł, jego mo­żesz pytać. Do­bra­noc.

Wrzy­cim­ło­ta za­tka­ło, bo z jed­nej stro­ny miał ocho­tę zdzie­lić dziew­czy­nę to­por­kiem przez głowę, że nie mó­wi­ła nic wcze­śniej, z dru­giej, wła­śnie dała mu na­dzie­ję na zna­le­zie­nie kilku od­po­wie­dzi.

W takim, lekko sko­ło­wa­nym sta­nie, po­szedł wczo­raj spać, by dziś wcze­śnie rano ru­szyć do portu. Wciąż zły był na dziew­czy­nę, że nic wcze­śniej nie ga­da­ła i wy­glą­dał jak chmu­ra gra­do­wa, mimo pięk­ne­go dnia.

Do­je­cha­li do Śledź­bor­ka zaraz po po­łu­dniu i rzeź­nik z faun­ką po­szli na targ sprze­dać żmi­jo­ła­ka i wy­tro­pić sta­re­go opie­ku­na. Spra­wi­li się szyb­ko, bo gdy kra­sno­lud szu­kał kupca na mięso, Nie­za­bud­ka po­py­ta­ła po karcz­mach i stra­ga­nach o sta­re­go czło­wie­ka z Ma­run­gu. Ja­sny­gwint zo­stał z ży­ra­fą w lesie, nad czym ubo­le­wał ogrom­nie, bo morza nigdy nie wi­dział i w por­cie nie był. Ale nie wie­dzie­li, co zwie­rzę­ciu może do łba strze­lić i wo­le­li nie ry­zy­ko­wać.

– Wiem już, gdzie miesz­ka, ale jed­ne­go nie prze­wi­dzia­łam – po­wie­dzia­ła Nie­za­bud­ka, gdy się spo­tka­li. – To cen­taur.

– Ożeż ty… – Kra­sno­lud po­wstrzy­mał się w ostat­niej chwi­li. – Ale stary już chyba, co?

– No tak, ale wiesz, mu­si­my uwa­żać. Cen­tau­ry, to jedne z naj­bar­dziej agre­syw­nych istot na wszyst­kich kon­ty­nen­tach.

Wrzy­cim­łot do­koń­czył stłu­mio­ne prze­kleń­stwo w duchu, tak żeby Nie­za­bud­ka nie sły­sza­ła.

Gdy za­pu­ka­li, otwo­rzył im praw­dzi­wy sta­ru­szek. Si­wo­wło­sy, po­marsz­czo­ny, o lasce, bo jedna z przed­nich nóg wy­raź­nie była po­krzy­wio­na reu­ma­ty­zmem.

– Czego? – burk­nął nie­grzecz­nie. – Nie po­trze­bu­ję ni­cze­go, idź­cie precz.

Za­czął za­my­kać drzwi, na co kra­sno­lud wy­sta­wił stopę do przo­du blo­ku­jąc fu­try­nę. Cen­taur na­tych­miast się wściekł.

– Jazda mi stąd, bo ko­py­ta­mi ubiję. Tyle jesz­cze siły mam!

– Aki­lah! Pa­mię­tasz ją? Ży­ra­fa! – ode­zwa­ła się Nie­za­bud­ka.

Za­trzy­mał się i prze­stał szar­pać drzwi. Pierw­szy raz zo­ba­czy­li ła­god­niej­sze ob­li­cze star­ca.

– Aki­lah, po­wia­dasz? Co z nią? Ma­leń­stwo moje.

Po­pro­wa­dzi­li go do niej, do lasu, a on nie­mal wy­ry­wał się do biegu, jed­nak chro­ma noga nie po­zwa­la­ła na galop. Do­kuś­ty­kał zmę­czo­ny, lecz wy­raź­nie wzru­szo­ny, gdy zo­ba­czył pod­opiecz­ną w do­brym zdro­wiu. Ży­ra­fa też naj­wi­docz­niej po­zna­ła cen­tau­ra i po­chy­li­ła ku niemu głowę w nie­mym po­wi­ta­niu.

– Bran­so­le­ta. Gdzie bran­so­le­ta?

– Jaka bran­so­le­ta?

– No, do kon­tro­li. Żeby na­wią­zać kon­takt z Akilą i wy­da­wać ko­men­dy, po­trzeb­na jest bran­so­le­ta.

Po­pa­trzy­li bez­rad­nie po sobie. Cen­taur po­trzą­snął siwą grzy­wą z re­zy­gna­cją.

– Zgu­bi­li­ście. Mo­głem się do­my­ślać. Tyle lat. Jed­nak ja ją tre­so­wa­łem i prze­wi­dzia­łem, że to może się zda­rzyć.

Pod­szedł do ży­ra­fy i, mru­cząc cicho ja­kieś uspo­ka­ja­ją­ce słowa, do­tknął jed­nej z brą­zo­wych łat, wy­glą­da­ją­cych wcze­śniej jak skóra i lekko po­cią­gnął. Łata od­sko­czy­ła, sta­jąc się twar­dą i gład­ką po­wierzch­nią. Po chwi­li ponad po­ło­wa łat ode­szła od ciała ży­ra­fy, two­rząc nie­zwy­kłą zbro­ję.

– Tro­chę sia­dła syn­chro­ni­za­cja. Cóż, tyle lat…

Przez resz­tę dnia cen­taur do­stra­jał zbro­ję, gadał do ży­ra­fy, do sie­bie, do świa­ta. Mru­czał, nucił, prze­kli­nał. Nie prze­szka­dza­li mu, a gdy zro­bi­ło się ciem­no, roz­pa­li­li ogni­sko i przy­go­to­wa­li po­si­łek. W końcu do­łą­czył do nich, zmę­czo­ny, ale za­do­wo­lo­ny.

– Do­brze. Zro­bi­łem, co mo­głem. Teraz ko­mu­ni­ka­cja. Trze­ba nam ja­kie­goś nie­wiel­kie­go przed­mio­tu do syn­chro­ni­za­cji…

– Mów do nas po ludz­ku, albo wcale – zde­ner­wo­wa­ła się lekko Nie­za­bud­ka. – Czego ci trze­ba?

– Może być to. – Wska­zał duży, ko­li­sty kol­czyk w uchu dziew­czy­ny. – Gdy skoń­czę, bę­dzie­my mogli z nią po­roz­ma­wiać.

– Po­roz­ma­wiać? – zdzi­wi­ła się, po­da­jąc mu kol­czyk.

– No, tro­chę le­piej niż z psem. Ro­zu­mie wiele ko­mend, przy­wią­zu­je się, ale nie za­po­mi­naj­cie, to jest broń, nie szcze­nia­czek do przy­tu­la­nia. Bę­dzie też moż­li­wy kon­takt men­tal­ny z wła­ści­cie­lem.

Nic już na to nie od­po­wie­dzie­li, bo cen­taur wziął się do pracy. Wią­zał kol­czyk ma­gicz­nym łą­czem z umy­słem zwie­rzę­cia, i cza­sa­mi nawet można było do­strzec błę­kit­ne mi­go­ta­nie za­klęć.

– No, zo­bacz­my, co tam Aki­lah ukry­wa przed nami – po­wie­dział w końcu, wy­raź­nie zmę­czo­ny, i trzy­ma­jąc kol­czyk zwró­cił się do ży­ra­fy.

– Aki­lah ingia!

Zwie­rzę szarp­nę­ło głową, jakby w pro­te­ście.

– Aki­lah ingia! – za­wo­łał moc­niej, roz­ka­zu­jąc.

Spoj­rza­ła na niego nagle, pro­sto w oczy i znie­ru­cho­mia­ła. I wtedy, na twa­rzy cen­tau­ra po­ja­wi­ła się kon­ster­na­cja i zaraz potem prze­ra­że­nie i wście­kłość.

– Co­ście jej zro­bi­li?! Ma­leń­ka moja! Có­że­ście uczy­ni­li! Nie warci je­ste­ście po­sia­da­nia tej broni. Nie warci je­ste­ście życia u jej boku!

Rzu­cił się na nich z taką de­ter­mi­na­cją, że za­sko­cze­ni nie zdą­ży­li za­re­ago­wać. Pierw­szy obe­rwał ko­py­tem Ja­sny­gwint, pro­sto w głowę, aż jego ciało od­le­cia­ło ka­wa­łek i zwiot­cza­ło. Zaraz po nim Nie­za­bud­ka do­sta­ła pię­ścią w brzuch i Wrzy­cim­łot ko­py­tem w przy­ro­dze­nie. Gdy razem zgię­li się z bólu, sta­rzec po­pra­wił, uno­sząc się na tyl­nych no­gach i ude­rza­jąc przed­ni­mi po gło­wach. Oboje padli na zie­mię, ogłu­sze­ni.

– To nie my! – Zdo­ła­ła krzyk­nąć Nie­za­bud­ka, trzy­ma­jąc się za głowę.

Ale cen­taur nie słu­chał. A może słu­chał, bo do­sta­ła nad­pro­gra­mo­wy kop w nerki. Jęk­nę­ła. Dało to jed­nak do­dat­ko­we dwie se­kun­dy rzeź­ni­ko­wi, który pod­no­sząc się z ziemi, zdo­łał chwy­cić to­po­rek i zdzie­lił sza­le­ją­ce­go sta­rusz­ka w ko­la­no. Cen­taur zawył wście­kle i rzu­cił się na kra­sno­lu­da. Ten jed­nak już się po­zbie­rał i był go­to­wy. Do­stał od sta­ru­cha jesz­cze raz w głowę, ale oddał po­dwój­nie, pię­ścią w szczę­kę i to­por­kiem w dru­gie ko­la­no. Si­wo­wło­sy opadł nagle, tra­cąc opar­cie w przed­nich no­gach i wtedy do­stał kijem od Nie­za­bud­ki w tylne koń­czy­ny. Od­krę­cił jesz­cze tułów i wziął za­mach pię­ścią, by po­wa­lić dziew­czy­nę, lecz ta, już przy­go­to­wa­na, opa­dła na ręce i bo­kiem wy­pro­wa­dzi­ła dwa ciosy ko­pyt­ka­mi spod dłu­giej spód­ni­cy. To osta­tecz­nie wy­trą­ci­ło cen­tau­ra z rów­no­wa­gi, prze­wró­cił się na bok i ude­rzył głową o zie­mię. Po­la­ła się krew. Cen­taur znie­ru­cho­miał.

Dy­sząc jesz­cze, nieco zdzi­wie­ni, kra­sno­lud z faun­ką po­chy­li­li się nad sta­rusz­kiem. Wrzy­cim­łot de­li­kat­nie od­wró­cił za­krwa­wio­ną głowę. Pod nią, z ziemi wy­sta­wał dość ostry brzeg ka­mie­nia.

– Cho­le­ra jasna – po­wie­dział po pro­stu rzeź­nik.

– No – po­twier­dzi­ła dziew­czy­na, po­pra­wia­jąc spód­ni­cę.

– Jeśli stary cen­taur tak wal­czy, to nie chcę spo­tkać mło­de­go. Że też padł aku­rat na ka­mień. Chodź, zo­ba­czy­my, czy chło­pak żyje.

Wrzy­cim­łot pręd­ko prze­bo­lał całą sy­tu­ację. Nie­za­bud­ka po­trze­bo­wa­ła jed­nak chwi­li, bo nie­spo­dzie­wa­na śmierć cen­tau­ra nieco ją roz­bi­ła. Za­sko­czył ją tym ata­kiem, ale nie chcia­ła go za­bi­jać. Teraz jed­nak było już za późno na żale. Wes­tchnę­ła cięż­ko i wzię­ła się w garść. Po­pa­trzy­ła na ży­ra­fę, która spo­koj­nie sku­ba­ła ga­łę­zie, jakby nic się nie stało. To jej przy­po­mnia­ło, co tu ro­bi­li, po­chy­li­ła się nad cen­tau­rem i wy­ję­ła mu ze sty­gną­cej już ręki kol­czyk. Po­my­śla­ła, że się przy­da, choć wciąż nie mieli po­ję­cia, jak kon­tro­lo­wać zwie­rzę.

Tym­cza­sem Wrzy­cim­łot po krót­kich oglę­dzi­nach za­czął ener­gicz­nie po­licz­ko­wać Ja­sny­gwin­ta.

– Ej, a ty co? Dobić go chcesz? – Nie­za­bud­ka po­de­szła szyb­ko. – Mu­si­my się zbie­rać.

– No co, to naj­lep­sza me­to­da na omdle­nia. Znam się na tym. – Fak­tycz­nie chło­pak wła­śnie otwo­rzył oczy. – Gdzie się chcesz zbie­rać po nocy?

– Jak naj­da­lej. Jak my­ślisz, ile lat sta­ru­szek żył w por­cie? Ilu go zna? Przy­jaź­ni się? Nie kry­li­śmy się, jak szedł z nami do lasu.

– Na wą­tro­bę dzik­zwie­rza! Zbie­ra­my się! Jasny?! Jak się czu­jesz?

– Mi­strzu? Co się stało? Cen­taur śpi?

– Taa, pew­nie. Mu­si­my je­chać.

– Co? Ale, mi­strzu… och, głowa mnie boli.

– Taa. Pa­ku­je­my się. Ja­sny­gwint po­je­dzie na ży­ra­fie.

– Je­steś pe­wien? – spy­ta­ła Nie­za­bud­ka, zer­ka­jąc na zwie­rzę. – Nie wia­do­mo, co ona może…

– Tak. Je­stem.

Ze­bra­li ma­nat­ki i wsa­dzi­li ostroż­nie chło­pa­ka na ży­ra­fę. Ob­ła­pił ją za szyję, bo ina­czej zjeż­dżał po po­chy­łym grzbie­cie. Aki­lah nie pro­te­sto­wa­ła. Może dla­te­go, że opie­ko­wał się nią przez ostat­nie dni. Nie wie­dzie­li. Od­je­cha­li w po­śpie­chu, przy­kry­wa­jąc wcze­śniej cen­tau­ra kupą liści i ga­łą­zek.

 

Błę­kit­ny Wierch zo­ba­czy­li po raz pierw­szy trzy dni póź­niej. Z da­le­ka, mię­dzy gó­ra­mi za­ma­ja­czył zbu­do­wa­ny na samym szczy­cie zamek. Ja­sny­gwint do­szedł już do sie­bie i wró­ci­ła jego dawna mło­dzień­cza eks­cy­ta­cja. W oczach Nie­za­bud­ki też igra­ły ra­do­sne iskier­ki. Tylko Wrzy­cim­łot się mar­twił. Zer­kał na ży­ra­fę, wciąż wku­rzo­ny, że tak głu­pio za­bi­li cen­tau­ra. Nikt mu teraz nie wy­ja­śni, jak kie­ro­wać zwie­rzę­ciem. Dziś wie­czór znowu spró­bu­ją.

Przy ogni­sku zje­dli po śpie­won­ku i wzię­li się do ro­bo­ty. Tyle do­bre­go, że umie­li już uzbro­ić ży­ra­fę, pa­mię­ta­jąc, co robił stary opie­kun. Wszyst­kie łaty od­ska­ki­wa­ły pięk­nie i tward­nia­ły, two­rząc po­rząd­ną ochro­nę. Kol­czyk nie dzia­łał. Aki­lah spo­koj­nie nisz­czy­ła ko­lej­ne ga­łę­zie pełne sma­ko­wi­tych liści, jed­nak ducha walki nie po­tra­fi­li w niej obu­dzić.

Dzi­siaj po kolei za­kła­da­li kol­czyk i wo­ła­li do ży­ra­fy, by ich wpu­ści­ła.

– Aki­lah ingia! – krzy­cze­li, a Ja­sny­gwint do­da­wał nawet gła­ska­nie po szyi.

Zmie­nia­li in­to­na­cję i ak­cent, lecz nic się nie dzia­ło.

Atak przy­szedł nie­spo­dzie­wa­nie. Nie­mal w jed­nej chwi­li od zbroi ży­ra­fy od­bi­ła się strza­ła, druga utkwi­ła w ra­mie­niu Wrzy­cim­ło­ta, trze­cia w pniu drze­wa na wy­so­ko­ści głowy Nie­za­bud­ki. Znie­ru­cho­mie­li na mo­ment, za­sko­cze­ni, lecz ude­rze­nie serca póź­niej kra­sno­lud chwy­tał już swój topór, a Ja­sny­gwint nóż rzeź­nic­ki, z któ­rym prze­zor­nie scho­wał się za Akilę. Nie­za­bud­ka za to, pod­nio­sła naj­bliż­szy kij z ziemi i po­pę­dzi­ła w kępę krza­ków, z któ­rej, jak jej się wy­da­wa­ło, przy­le­cia­ły strza­ły. Rzeź­nik ru­szył za nią. Wie­dział, tak jak faun­ka, że nie mają szans w star­ciu na od­le­głość z łucz­ni­ka­mi. Do­pa­dli krza­ków nie­mal jed­no­cze­śnie, przy czym Nie­za­bud­ka z nie­zwy­kłą ener­gią uży­wa­ła kija, ude­rza­jąc na prawo i lewo. Oka­za­ło się to bar­dzo sku­tecz­ne, bo wprost na Wrzy­cim­ło­ta wy­pa­dły gnomy, małe, bez­czel­ne, lecz w sumie stra­chli­we stwo­rze­nia. Rzeź­nik zła­pał jed­ne­go ogo­nem, dru­gie­go po­wa­lił ude­rze­niem obu­cha i przy­ci­snął nogą do ziemi, a trze­ci sam za­plą­tał się w ga­łę­zie i do­rwa­ła go Nie­za­bud­ka. Wy­ry­wa­ły się i wal­czy­ły, jed­nak szyb­ko udało się je obez­wład­nić, skrę­po­wać i usa­dzić przy ogniu. Sami też usie­dli, zdy­sza­ni, a Ja­sny­gwint wy­chy­lił się zza zwie­rzę­cia z nożem w ręku.

– Mo­żesz przyjść, Jasny, mamy tu ma­łych gości – za­wo­ła­ła Nie­za­bud­ka.

– Skąd wie­dzia­łaś, że dasz radę im w krza­kach? Z kijem tylko?

– Strza­ły. Są mniej­sze i cień­sze. Z nor­mal­ną byś tak nie bie­gał – po­wie­dzia­ła wska­zu­jąc tkwią­cą wciąż w ra­mie­niu Wrzy­cim­ło­ta. Spoj­rzał zdzi­wio­ny, bo fak­tycz­nie za­po­mniał, że go tra­fi­li. Wy­cią­gnął ją zde­cy­do­wa­nie i przyj­rzał się.

– No, praw­dę mó­wisz. Inne są, krzyw­dy nie uczy­nią. Po­my­ślun­ku to one nie mają.

– Bo nie wal­czą zwy­kle z in­ny­mi isto­ta­mi, tylko mię­dzy sobą. – Dziew­czy­na spoj­rza­ła z za­sta­no­wie­niem na wierz­ga­ją­ce wciąż przy ogni­sku gnomy.

Ja­sny­gwint przy­glą­dał się za­chwy­co­ny. Pierw­szy raz wi­dział takie stwo­ry, tak samo jak cen­tau­ra kilka dni wcze­śniej. Jed­nak coś nie da­wa­ło mu spo­ko­ju. Za­cho­wy­wa­ły się tro­chę jak prze­ra­żo­ne kury, był pe­wien, że gdyby je roz­wią­zać, to bie­ga­ły­by w róż­nych kie­run­kach bez ładu i skła­du.

– Nie­za­bud­ka, jeśli wal­czą tylko mię­dzy sobą, to czemu nas za­ata­ko­wa­ły? Czemu teraz się tak boją?  – za­py­tał chło­pak.

– Po­ję­cia nie mam. Wrzy­cim­łot? Ja­kieś fa­cho­we do­świad­cze­nia?

– Ro­zum­nych nie tykam! Prze­cie to ma twarz! Nic nie wiem! – krzyk­nął obu­rzo­ny bar­dzo.

– Dobra, dobra, wo­la­łam spy­tać. To może u źró­dła – po­wie­dzia­ła i przy­tknę­ła kij do brzu­cha pierw­sze­go z brze­gu gnoma. – Gadaj, za czym ten napad? Gro­si­szów szu­ka­li, czy życie się znu­dzi­ło i chcie­li zgi­nąć śmier­cią wa­lecz­ną?

Na­stą­pi­ła chwi­la ciszy. Gnomy prze­sta­ły wierz­gać, a Ja­sny­gwint do­pie­ro teraz za­uwa­żył, co mu nie pa­so­wa­ło.

– One się boją ży­ra­fy, nie nas. Pa­trzą tylko na nią!

– Gadać mi tu zaraz, co się dzie­je! – krzyk­nę­ła Nie­za­bud­ka, wi­dząc że chło­pak ma rację. – Bo kijem obiję!

– Za­prze­stań – od­rzekł jeden z nich i od razu było sły­chać, że nie­na­wy­kły do mó­wie­nia w obcym dla niego ję­zy­ku.

Cof­nę­ła nieco kij, ale nie za bar­dzo. Cze­ka­li cier­pli­wie.

– Wiel­ki wo­jow­nik. W gło­wie.

Po­pa­trzy­li po sobie. Że co?

– Mó­wisz nam, że czu­jesz ją w gło­wie? – Nie­za­bud­ka z nie­do­wie­rza­niem po­pa­trzy­ła na ma­łych ludzi.

– Tak. Wszy­scy. Gnomy.

– Pięk­nie. Na­praw­dę pięk­nie. – Jej mina świad­czy­ła, że wcale nie uważa sy­tu­acji za pięk­ną. – A czemu my jej nie czu­je­my? – do­da­ła i dla za­chę­ty dźgnę­ła kijem roz­mow­ne­go karła.

– Gnomy otwar­ta głowa. Wiel­ki wo­jow­nik tu jest. Strasz­nie – po­wie­dział, po­ka­zu­jąc swoją czu­pry­nę.

Wrzy­cim­łot, mil­czą­cy do tej pory, wście­kły nieco, że oni się tu męczą, a inni mają do­stęp za darmo bez pro­ble­mu, pod­szedł do gno­mów i po­chy­lił się z nieco krzy­wym uśmie­chem.

– Jak otwo­rzyć głowę?

Gnom po­pa­trzył na niego, nie ro­zu­mie­jąc. Jed­nak po chwi­li do­my­ślił się, o co pyta kra­sno­lud.

– Wy magia. Ma­gicz­nie. Przed­miot.

Wrzy­cim­łot wpa­try­wał się chwi­lę w gnoma. Roz­wią­zał go i za­pro­wa­dził do ży­ra­fy. Trzy­mał mocno, gdy ten za­czął się trząść ze stra­chu.

– Nie­za­bud­ka, daj kol­czyk.

Dał go do ręki gno­mo­wi.

– Pokaż! – po­wie­dział roz­ka­zu­ją­co.

Gnom prze­mógł strach, choć nogi wciąż mu się trzę­sły.

– Głowa. – Wska­zał ży­ra­fę, Wrzy­cim­ło­ta i kol­czyk.

Kra­sno­lud ski­nął na Ja­sny­gwin­ta, który pod­szedł do Akili i po­cią­gnął za pro­wi­zo­rycz­ny sznur po­ma­ga­ją­cy w opie­ce nad zwie­rzę­ciem, tak, że jej głowa zna­la­zła się nisko, na wy­so­ko­ści ich twa­rzy. Aki­lah spo­koj­nie prze­żu­wa­ła li­ście brzo­zy.

Wrzy­cim­łot spoj­rzał py­ta­ją­co na gnoma, a wów­czas ten wska­zał nie­wiel­ki róg wy­sta­ją­cy mię­dzy ocza­mi ży­ra­fy. Oddał kol­czyk rzeź­ni­ko­wi.

– Tam. Kol­czyk. Czoło.

Mru­cząc ja­kieś prze­kleń­stwo, kra­sno­lud przy­ło­żył kol­czyk do rogu, na­kła­da­jąc go na sam czu­bek, po czym do­tknął tego miej­sca swoim czo­łem.

– Aki­lah ingia!

Za­mro­wi­ło. Aki­lah prze­sta­ła jeść, szarp­nę­ła się, ale Wrzy­cim­łot już trzy­mał rę­ko­ma róg, a Jasny skró­cił sznur, żeby pomóc. Kra­sno­lud po­czuł obec­ność w gło­wie. Nie było to jed­nak spo­koj­ne de­li­kat­ne wej­ście, bar­dziej dra­pież­ne wtar­gnię­cie ob­ce­go umy­słu, który mio­tał się mię­dzy agre­sją, za­gu­bie­niem, wo­ła­niem o pomoc i tę­sk­no­tą za li­ść­mi aka­cji. Dużo emo­cji, jak na jedno zwie­rzę. Wrzy­cim­łot zdu­mio­ny pu­ścił ży­ra­fę, a ona wy­pro­sto­wa­ła szyję i po­zo­sta­ła w miej­scu, wpa­tru­jąc się uważ­nie w kra­sno­lu­da. Więź po­zo­sta­ła.

– Na rzyć śpie­won­ka! Dzia­ła! Ależ ona ma zamęt w łe­pe­ty­nie! Jak w karcz­mie! Gro­gun by sobie nie po­ra­dził!

Gnom uwol­nio­ny, szczę­śli­wy uciekł do to­wa­rzy­szy i, pa­trząc na Nie­za­bud­kę, za­czął lu­zo­wać im więzy. Po­zwo­li­ła mu. Zanim zdo­ła­li uciec, krzyk­nę­ła za nimi.

– By­waj­cie w zdro­wiu i nie my­śl­cie o nas źle! – A wi­dząc miny chło­pa­ków, do­da­ła ci­szej. – No co? Le­piej wro­gów za sobą nie zo­sta­wiać.  Gadaj, jak ży­ra­fa w gło­wie ci mie­sza? Bę­dziesz ty pa­no­wać nad nią, czy ona nad tobą?

– Nie jest źle. My, leśne kra­sno­lu­dy, je­ste­śmy starą rasą, i głowy mamy mocne. A myślę jesz­cze, że mik­stu­ra Ja­rzę­bi­chy na uroki swoją ro­bo­tę zro­bi­ła. Aki­lah mnie nie zmoże, dam radę! Muszę ją nieco uspo­ko­ić, ale ten zamęt w jej umy­śle, to dłuż­sza ro­bo­ta. Ktoś tam bi­go­su na­ro­bił.

– Pa­mię­tasz, mó­wi­łam ci, ona jedna wró­ci­ła od trol­li. I z kró­lew­skie­go zamku mu­sie­li ją za­brać, ponoć kró­lo­wi za­gra­ża­ła.

– Pa­mię­tam, ale wuj dawał z nią radę, to i ja dam. Cho­ciaż widzę już, czemu jest nie­bez­piecz­na. To bo­jo­wa ży­ra­fa, ale obłęd ma w gło­wie taki, że pew­nie nie robi, co się jej każe. I wciąż jest prze­ra­żo­na. Cie­ka­we czym. Zo­ba­czy­my, jak mi z nią pój­dzie.

Resz­tę wie­czo­ru kra­sno­lud spę­dził sie­dząc przy ogniu i ba­da­jąc nową więź z umy­słem ży­ra­fy. Nie była skora do współ­pra­cy. Wpraw­dzie stała spo­koj­nie, ale w środ­ku jej głowy ko­tło­wa­ło się nie­po­mier­nie. Zdo­łał jed­nak zna­leźć klu­czo­we ko­men­dy bo­jo­we, roz­rzu­co­ne gdzieś po­mię­dzy tę­sk­no­tą za aka­cją, a chę­cią uni­ce­stwie­nia do­wol­nej isto­ty. Si­la­ha – zbro­ja, ku­pi­ga­na – walcz, ulin­zi – obro­na. Ku swemu zdu­mie­niu zna­lazł też słowo uhuru – wol­ność. Przez chwi­lę my­ślał, po co ktoś miał­by ta­kiej ko­men­dy uczyć, lecz że był już zmę­czo­ny, to zwol­nił ży­ra­fę i po­szedł spać.

Obu­dził się z dziw­nym wra­że­niem, któ­re­go na po­cząt­ku nie umiał na­zwać. Leżał chwi­lę, świt już roz­ja­śniał górne ga­łę­zie drzew, choć w samym lesie jesz­cze pa­no­wał mrok. Za­sta­na­wiał się przez mo­ment nad ży­ciem, bra­kiem piwa i go­rzał­ki, tro­chę nad Nie­za­bud­ką, że nie taka zła, jak my­ślał, w tej po­dró­ży. Zaraz jed­nak wró­ci­ło to dziw­ne uczu­cie. Aż usiadł, gdy wresz­cie do­tar­ło do niego, o co cho­dzi. Wie­dza. Wie­dział rze­czy, któ­rych wcze­śniej nie było w jego gło­wie, takie, któ­rych nie prze­żył i nie do­świad­czył. Przyj­rzał się im. Spo­so­by wuja na pro­wa­dze­nie ży­ra­fy. Wojna w trol­lo­wym kró­le­stwie, Krze­mie­niu. Prze­ra­że­nie króla. Sap­nął cięż­ko. Wie­dza daw­nych opie­ku­nów, prze­są­cza­ją­ca się gdzieś przez kon­takt z Akilą, do­tar­ła do niego i nad ranem wy­pły­nę­ła ku świa­do­mej czę­ści Wrzy­cim­ło­ta.

– Na ko­to­roż­ca! Alem teraz mądry! – wy­krzyk­nął zdu­mio­ny.

Nie­ste­ty, za­po­mniał, że jest w to­wa­rzy­stwie. Zbu­dze­ni okrzy­kiem to­wa­rzy­sze, po­pa­trzy­li na niego zdu­mie­ni, po czym na twarz Nie­za­bud­ki wy­pły­nął, znany mu do­brze z karcz­my, uśmiech.

– No, no, mamy mę­dr­ca! Ja­sny­gwint, zwra­caj się teraz do mi­strza: Ja­śnie wiel­moż­ny panie. Tak na wszel­ki wy­pa­dek. Bo, a nuż, coś mą­dre­go powie!

– Oj, od­cze­pi­ła­byś się z tymi swo­imi żar­ta­mi, bo nie­śmiesz­ne są. Tak mi się po­wie­dzia­ło, bo ja­kieś wspo­mnie­nia in­nych opie­ku­nów mam. A tobie nie­ład­nie z sar­ka­zmem.

Nie­za­bud­ka uci­chła, zga­szo­na sło­wem sar­kazm w ustach Wrzy­cim­ło­ta, ale we­so­łe iskier­ki wciąż błą­ka­ły się w oczach. Zwi­ja­li obóz z myślą, że na­stęp­ny po­stój bę­dzie już w mie­ście, a kra­sno­lud opo­wia­dał, ile teraz wie o ży­ra­fie i co się z nią dzia­ło.

– Nie wszyst­ko zwie­rzę pa­mię­ta, ta wie­dza to takie frag­men­ty, które gdzieś tam prze­pły­wa­ły w cza­sie kon­tak­tu z czło­wie­kiem, cen­tau­rem czy kra­sno­lu­dem, nic in­ne­go nie ma. Ona sama z sie­bie nie myśli, do­pie­ro w po­łą­cze­niu, ale taki ma tam bigos, że strach za­glą­dać. Myślę, że w któ­rymś mo­men­cie do­sta­ła za dużo tych ludz­kich myśli i jej rozum tego nie po­rząd­ku­je. No, i coś się stało u trol­li.

– Że też król je tam wy­słał. Na zamku za­wsze było wia­do­mo, że ży­ra­fy są do obro­ny, a nie do jakiś po­ra­chun­ków z są­sia­da­mi – wes­tchnę­ła Nie­za­bud­ka. – Lu­dzie je uwiel­bia­li. Były takie spo­koj­ne i pełne do­sto­jeń­stwa. Ma­je­sta­tu miały wię­cej od króla. A on za nimi nie prze­pa­dał. Może dla­te­go je ode­słał do Krze­mie­nia na tę głu­pią wojnę. Pa­ro­bek mi kie­dyś mówił, że ich skóra jest bar­dzo gruba, a te brą­zo­we frag­men­ty są ma­gicz­ne i mają moc chło­dze­nia i grza­nia zwie­rzę­cia w razie po­trze­by.

Ja­sny­gwint słu­chał jak za­cza­ro­wa­ny. 

 

Stali na wzgó­rzu w świe­tle po­ran­ka, a przed nimi roz­cią­ga­ła się do­li­na, wciąż jesz­cze po­kry­ta cie­nia­mi nocy. Na końcu tej roz­le­głej prze­strze­ni za­czy­na­ły się wzgó­rza, a dalej za nimi wy­so­kie, ośnie­żo­ne szczy­ty lśni­ły w bla­sku słoń­ca. Błę­kit­ny Wierch zaj­mo­wał jedną z więk­szych gór, zamek stał na szczy­cie, a ła­god­ne zbo­cza po­kry­te były za­bu­do­wa­nia­mi mia­sta. Sam zamek do­się­gło już słoń­ce i mury przy­bra­ły różne od­cie­nie błę­ki­tu.

Pa­trzy­li nieco bez­rad­nie na pole przed nimi, za­sta­na­wia­jąc się, co dalej czy­nić. W do­li­nie stało woj­sko trol­li. Bez­ład­nie roz­rzu­co­ne na­mio­ty i duże za­da­sze­nia dla nie­cier­pią­cych słoń­ca wo­jow­ni­ków.

– Mi­strzu, co to za stwo­rze­nia? I co tu robią?

– Scho­waj Akilę wśród tych drzew. My też zejdź­my z wi­do­ku, zanim nas za­uwa­żą. To trol­le, z tego co widzę, leśne. I, co gor­sze, stoją nam na dro­dze do zamku. Na zbi­te­go dzię­cio­ła­ka! Nie mogły po­cze­kać?! Jak teraz do Gó­ro­sła­wa doj­dzie­my?

– Zdaje się, że król twego wuja na pomoc wzy­wał. My­ślisz, że do tego? – Nie­za­bud­ka wska­za­ła głową do­li­nę, cho­wa­jąc się wśród nie­wiel­kie­go lasku.

– No chy­ba­by mu na rozum padło coś tru­ją­ce­go, żeby my­ślał, że jedna ży­ra­fa na trol­lo­we woj­sko coś po­ra­dzi. Nawet uzbro­jo­na. Prze­cież to nie­moż­li­we. Te leśne upar­te są, pręd­ko nie odej­dą. Znam je, kie­dyś takie w mojej pusz­czy miesz­ka­ły.

– W two­jej pusz­czy, mi­strzu? – zdzi­wił się chło­pak, a i dziew­czy­na unio­sła brew za­sko­czo­na.

– No co? Jak młody byłem, z ro­dzi­ca­mi miesz­ka­łem w pusz­czy. No, to dom ro­dzin­ny nasz, mój i braci. My, leśne kra­sno­lu­dy, po­trze­bu­je­my drzew, ga­łę­zi, ściół­ki, śpie­wu pta­ków, ina­czej nie uro­śnie­my i jak karły wy­glą­da­my. I tam, w tej na­szej pusz­czy, miesz­ka­ły też trol­le. Te naj­star­sze po­ra­sta­ły lasem, trud­no było je zo­ba­czyć, za­wsze w mchu, li­ściach, ma­łych brzóz­kach ro­sną­cych na ra­mio­nach i ple­cach. Nie lu­bi­ły słoń­ca i skórę miały twar­dą jak ka­mień, a im star­szy troll, tym tward­sza skóra była. W dzień pra­wie się nie ru­sza­ły, skry­te pod gę­stym li­sto­wiem dębów. Ale wie­czo­ra­mi czę­sto niósł się ich śpiew po lesie.

– No do­brze, to wszyst­ko pięk­nie, Jasny, za­mknij buzię, bo ci śpie­wo­nek wleci. Tylko co my teraz zro­bi­my? Jak do króla doj­dzie­my i jak służ­bę po wuju wy­peł­nisz? – Nie­za­bud­ka za­rzu­ci­ła war­ko­czem, od­wra­ca­jąc głowę w stro­nę do­li­ny.

 Świa­tło po­wo­li przej­mo­wa­ło we wła­da­nie przed­mu­rze zamku, a ruch w obo­zie woj­sko­wym za­mie­rał. Trol­le cho­wa­ły się pod za­da­sze­nia. Wrzy­cim­łot pa­trzył chwi­lę na mie­nią­cą się błę­ki­ta­mi sto­li­cę. Bar­dzo chciał mieć to już za sobą i wró­cić do swo­jej rzeź­ni.

– Idzie­my. W końcu nie zja­wi­my się od stro­ny zamku, oni zaraz będą mało ru­chli­wi, może uda się z nimi po­ga­dać. – Kra­sno­lud za­sta­no­wił się chwi­lę. – Cho­le­ra jasna! To wszyst­ko nie ma sensu! Wi­dzie­li­ście kie­dyś ob­lę­że­nie, gdzie woj­sko nie­ru­cho­mie­je za dnia?! To się kupy dzik­zwie­rza nie trzy­ma! Gó­ro­sław już dawno mógł ich wszyst­kich za­ła­twić. Co tu się dzie­je?

– Może to nie jest ob­lę­że­nie – stwier­dzi­ła po chwi­li Nie­za­bud­ka, przy­zna­jąc w duchu rację rzeź­ni­ko­wi. Nie pa­so­wa­ło coś tu bar­dzo.

– Ale tam są ka­ta­pul­ty! Wi­dzisz te kupy ka­mie­ni i te ma­chi­ny drew­nia­ne? A i mury gdzie­nie­gdzie są znisz­czo­ne i to za­rów­no te miej­skie, jak i te wyżej, przy­zam­ko­we.

– Wspo­mnie­nia opie­ku­nów? – Dziew­czy­na wska­za­ła ży­ra­fę, a gdy Wrzy­cim­łot przy­tak­nął, wes­tchnę­ła cięż­ko i za­czę­ła roz­glą­dać się za po­rząd­nym kijem. Nic tak nie po­pra­wia­ło jej sa­mo­po­czu­cia, jak dobry kij i ukry­te pod spód­ni­cą ko­pyt­ka.

Ja­sny­gwint jedną ręką trzy­mał sznur, na któ­rym uwią­za­na była ży­ra­fa, a drugą oplótł stary buk i wpa­try­wał się w do­li­nę. Nie tylko pierw­szy raz wi­dział trol­le, choć z da­le­ka, ale jesz­cze mógł pa­trzeć, jak wy­glą­da całe ich woj­sko roz­ło­żo­ne pod błę­kit­ną sto­li­cą Ko­ra­tu. Wtem, za­uwa­żył coś na obrze­żach obozu.

– Mi­strzu, tam pod lasem, wi­dzisz?! Mi­strzu, tam, z pra­wej stro­ny!

– Ci­szej bądź, bo cię w zamku Gó­ro­sław usły­szy. Ożeż ty… – Kra­sno­lud aż umilkł na to, co zo­ba­czył.

Pod brzo­zo­wym la­skiem, jesz­cze w cie­niu po­ran­ka stała grupa ro­słych cen­tau­rów, a spo­mię­dzy ga­łę­zi drzew wy­chy­la­ły się głowy żyraf. Cen­tau­ry krzą­ta­ły się wokół nich, zni­ka­jąc w lesie i po­ja­wia­jąc się, ale Wrzy­cim­łot po chwi­li był pe­wien, że jest ich pię­ciu. I dwie ży­ra­fy. Za­gi­nio­ne ży­ra­fy z wojny o Krze­mień, po któ­rej Korat objął zwierzch­nic­two nad są­sied­nim kra­jem.

– O co tu cho­dzi? – wy­mru­czał sam do sie­bie, jed­nak faun­ka my­śla­ła, że to do niej.

– Skąd mam wie­dzieć! Och, na głowę Fau­nu­sa! Nie mo­że­my tam iść z ży­ra­fą! Aki­lah musi tu zo­stać.

– Za nic w świe­cie! Nie zo­sta­wię jej tu. Jasny jej nie obro­ni, jakby coś się przy­da­rzy­ło.

– To na­wiąż kon­takt. Wtedy bę­dziesz wie­dział, co się z nią dzie­je.

– My­ślisz, że to za­dzia­ła na od­le­głość? Cóż, nie za­szko­dzi spraw­dzić.

– A cóż my tu mamy? Za­gu­bio­nych wę­drow­ców i to w do­dat­ku z pięk­nym miesz­kań­cem Ma­run­gu! Co za zbieg oko­licz­no­ści! – dwóch cen­tau­rów wy­ło­ni­ło się zza po­chy­ło­ści wzgó­rza. Nie byli to star­cy, jak tre­ser Akili z portu. W sile wieku, ubra­ni po woj­sko­we­mu, ich od­sło­nię­te mię­śnie drża­ły z na­pię­cia. Byli pięk­ni, widok psuła je­dy­nie broń, którą trzy­ma­li w dło­niach.

Wrzy­cim­łot szyb­ko zła­pał kol­czyk w kie­sze­ni i oparł się o drze­wo, za któ­rym stał Ja­sny­gwint.

– Aki­lah ingia! – krzyk­nął szep­tem. Na szczę­ście, nie mu­siał już teraz do­ty­kać czo­łem rogu, wy­star­czył sam kol­czyk. Gdy po­czuł, że go wpu­ści­ła, dodał jesz­cze szyb­ko:

– Aki­lah si­la­ha! Jasny, za­sło­ni­łem cię, na zie­mię i od­peł­znij w krza­ki. Ani słowa.

U ży­ra­fy brą­zo­we plamy już stward­nia­ły i od­sko­czy­ły, Nie­za­bud­ka zaś sta­nę­ła przed zwie­rzę­ciem, bo i tak już miała kij w ręku.

– Wi­taj­cie, wiel­cy pa­no­wie! Zdą­ża­my ku sto­li­cy i wła­śnie w za­dzi­wie­niu pa­trzy­my na do­li­nę. Czy jest moż­li­we, żeby wejść do mia­sta? Co tu się stało?

Cen­tau­ry po­pa­trzy­ły na sie­bie i uśmiech­nę­ły się krzy­wo, jakby my­śląc chwi­lę nad od­po­wie­dzią. Po­de­szły bli­żej, na co Wrzy­cim­łot ode­rwał się od drze­wa, które pod­pie­rał, jako że chło­pak już się scho­wał, i schy­lił się po topór. To nie spodo­ba­ło się żoł­nie­rzom. Uśmie­chy zga­sły.

– To zwie­rzę jest tre­so­wa­ne i nie­bez­piecz­ne. Od­da­cie nam ży­ra­fę, a może pu­ści­my was wolno. Szu­ka­li­śmy jej.

– To zwie­rzę na­le­ży do króla. Nie mo­że­my go oddać. Idzie­my z nią na zamek. A w ogóle, to od kiedy trol­le wy­słu­gu­ją się cen­tau­ra­mi?

Chciał ich roz­zło­ścić. Cen­tau­ry były agre­syw­ne, ale uwa­ża­ły się za szla­chet­ną rasę, pod­czas gdy trol­le, ze swo­imi pusz­cza­mi i ja­ski­nia­mi gór­ski­mi, mu­sia­ły im się wy­da­wać pry­mi­tyw­ne. No i od­niósł suk­ces, bo żoł­nie­rze na­pię­li łuki wsta­jąc na tylne nogi. A Wrzy­cim­łot bar­dzo chciał wy­pró­bo­wać ży­ra­fę.

– Aki­lah ulin­zi! – krzyk­nął i za­sło­nił się to­po­rem, jakby mógł on po­wstrzy­mać strza­ły cen­tau­rów.

Świ­snę­ło. Wyj­rzał zza to­por­ka i zo­ba­czył le­żą­ce nie­opo­dal drzew­ce wbite w zie­mię. Żoł­nie­rze wy­strze­li­li jesz­cze po jed­nej i teraz już na wła­sne oczy kra­sno­lud zo­ba­czył, jak od­bi­ja­ją się od nie­wi­dzial­nej ścia­ny przed nimi. Ży­ra­fa stała, na nieco roz­sta­wio­nych dłu­gich no­gach, i czuł jaka jest sku­pio­na na trzy­ma­niu ochron­nej tar­czy. Przez chwi­lę było widać, gdy strza­ły do­tknę­ły ba­rie­ry, jak lekka, nie­bie­ska mgieł­ka prze­mknę­ła po po­wierzch­ni. Można było wtedy zo­ba­czyć, że ma kształt bańki, sze­ro­kiej na kil­ka­na­ście stóp wokół zwie­rzę­cia.

Tym­cza­sem cen­tau­ry, roz­złosz­czo­ne coraz bar­dziej, do­by­ły mie­czy i ru­szy­ły na sto­ją­cą przed Akilą dwój­kę. Dziew­czy­na i kra­sno­lud nie mieli żad­nych szans i wie­dzie­li o tym. Wrzy­cim­łot wpraw­dzie pod­jął się ra­to­wa­nia kró­le­stwa za wuja, ale o ile pa­mię­tał, nie uzgod­ni­li jesz­cze do­kład­nie, przed czym. Sap­nął i, rzu­ca­jąc się na zie­mię, wy­ce­dził przez zęby:

– Aki­lah, ku­pi­ga­na! Nie­za­bud­ka, zie­mia! – Scho­wał na wszel­ki wy­pa­dek głowę w li­ście, wie­dząc, że jeśli ży­ra­fa nie za­dzia­ła, to oboje zginą od mie­czy. Po­czuł bar­dziej niż usły­szał coś jak tąp­nię­cie po­wie­trza, jakąś ogrom­ną zmia­nę ci­śnień. Cichy pro­test zwie­rzę­cia, z któ­rym wciąż był w kon­tak­cie, i wy­rzut zmie­sza­nych emo­cji, spra­wił, że aż sam po­czuł mdło­ści. A potem na­stą­pi­ła cisza.

Pod­niósł głowę. Cen­tau­ry le­ża­ły na ziemi przed nimi. A ra­czej więk­szość ich ciał. Resz­ta, w ka­wał­kach, roz­rzu­co­na była dużym kręgu do­oko­ła. Wrzy­cim­łot pa­trzył po­nu­ro, bez słowa, bez jed­ne­go nawet prze­kleń­stwa, któ­re­go pierw­szy raz nie po­tra­fił wy­my­ślić. Faun­ka wsta­ła obok i na­bra­ła po­wie­trza.

– Na głowę Fau­nu­sa je­dy­ne­go…

Widok był okrop­ny, i do kra­sno­lu­da do­tar­ło do­pie­ro, z jaką ży­ra­fą mają do czy­nie­nia. Do­tar­ło do niego coś jesz­cze. Ru­szył po­wo­li w stro­nę tego, co zo­sta­ło z cen­tau­rów i pod­niósł łuk i koł­czan, oraz miecz. Wy­tarł je jako tako z krwi i za­wo­łał chło­pa­ka. Gdy ten przy­le­ciał z krza­ków, rzu­cił mu łuk, a sam z wes­tchnie­niem pod­szedł do dziew­czy­ny i przy­ło­żył jej miecz do szyi. W pierw­szej chwi­li zdzi­wi­ła się, lecz stała spo­koj­nie, co po­twier­dzi­ło jego przy­pusz­cze­nia.

– Mi­strzu, łuk dla mnie? Dzię­ku­ję, będę ćwi­czył, obie­cu­ję! Mi­strzu, co ro­bisz? Mi­strzu, to prze­cież Nie­za­bud­ka, zo­staw ją, co ro­bisz? – chło­pak ru­szył ku nim, ale kra­sno­lud osa­dził go na miej­scu.

– Nie wtrą­caj się. Mam z dziew­czy­ną do po­ga­da­nia. Ani się rusz! Wy­pa­truj, czy kto jesz­cze do nas z wi­zy­tą nie idzie! Bo Aki­lah już chyba na dzi­siaj ma dosyć. – Czuł w gło­wie jej zamęt, zmę­cze­nie i po­mie­sza­nie jemu też się udzie­la­ło. Nie chcia­ła robić, co jej kazał. Czuł, że trze­ba ją uspo­ko­ić, lecz teraz miał inną spra­wę do za­ła­twie­nia.

– Je­steś niż­szym fau­nem, praw­da? – spy­tał, wciąż trzy­ma­jąc miecz przy jej szyi, a gdy ski­nę­ła po­wo­li głową, za­klął brzyd­ko.

Wie­dział, od nie­daw­na, z cu­dzych wspo­mnień, że prócz fau­nów po­spo­li­tych, ist­nie­je rów­nież rasa szla­chet­na, choć tylko z nazwy.

– Gdzie twój pan? Gdzie prze­wod­nik? – spy­tał reszt­ka­mi spo­ko­ju, wal­cząc z za­mę­tem ży­ra­fy w gło­wie, i z wła­sny­mi uczu­cia­mi do tej dziew­czy­ny, które zro­dzi­ły się w dro­dze. Z za­ufa­niem, sym­pa­tią, przy­jaź­nią.

– Na zamku – od­po­wie­dzia­ła cicho, jakby wsty­dzi­ła się samej sie­bie.

– Kto?

– Nie mogę. To mój pan. – Spoj­rza­ła mu w oczy. Przy­po­mniał sobie, jak się cie­szy­ła na tę po­dróż do sto­li­cy. Do­ci­snął miecz, Nie­za­bud­ka cof­nę­ła się, ale tra­fi­ła na sto­ją­cą z tyłu ży­ra­fę.

– Mów, kto! Bo ubiję i nie będę pa­trzył za sie­bie – wy­ce­dził przez zęby, zły na cały świat.

– Król. – Opa­dła na ko­la­na, a struż­ka krwi po­pły­nę­ła z dra­śnię­tej skóry.

– Król?! Na rzyć śpie­won­ka! Gó­ro­sław?!

Po­ki­wa­ła tylko głową, a Wrzy­cim­łot wciąż trzy­mał miecz skie­ro­wa­ny ku niej. Aż się cały trząsł w środ­ku, ale wie­dza wciąż są­czy­ła się ku jego gło­wie i spa­ja­ła bra­ku­ją­ce frag­men­ty. W Krze­mie­niu miesz­ka­ły też fauny, zwy­kle żyły w cie­niu trol­li. Ale jeden wyż­szy faun był w sta­nie zjed­no­czyć niż­sze i mieć na swoje roz­ka­zy. Jak kró­lo­wa psz­czół. Jeśli prze­jął tron w Ko­ra­cie, to zna­czy, że wcze­śniej po­ko­nał trol­le w Krze­mie­niu. Tak, ko­py­ta można prze­cież ukryć, nie­wiel­kie rogi rów­nież. Faun kró­lem na Błę­kit­nym Wier­chu!

– Wy­słał cię za ży­ra­fą, co? Ręce. – Przy­tak­nę­ła i wy­cią­gnę­ła ręce przed sie­bie, a on ści­snął je mocno naj­pierw ogo­nem, a potem prze­wią­zał sznu­rem.

Po­my­ślał, że przy­dał­by mu się koń, bo sy­tu­acja zro­bi­ła się skom­pli­ko­wa­na, ale potem spoj­rzał na mar­twe cen­tau­ry, na ży­ra­fę i nie­mal par­sk­nął śmie­chem, na to swoje ży­cze­nie. Że też mu się zwy­kłe­go konia za­chcie­wa, gdy tu takie dziw­ne wierz­chow­ce do­oko­ła.

Nie­za­bud­ka usia­dła zre­zy­gno­wa­na na pię­tach i spoj­rza­ła na kra­sno­lu­da.

– Jak się do­my­śli­łeś?

Po­pa­trzył na nią długą chwi­lę, po czym od­wró­cił wzrok w stro­nę do­li­ny.

– Dwa razy wzy­wa­łaś głowy fauna. Nikt nie prze­kli­na na swoją wła­sną rasę, chyba że na wład­cę cie­mię­ży­cie­la.

Nagle po­czuł, że na­pły­wa do niego nowa in­for­ma­cja. Wła­ści­wie ostrze­że­nie. Za­po­mniał, że wciąż jest po­łą­czo­ny z ży­ra­fą. Spoj­rzał wy­so­ko, na jej głowę, pa­trzy­ła na woj­ska pod górą. Sku­pio­na i czuj­na. Chło­pak przy­biegł od drzew, zza któ­rych ob­ser­wo­wał do­li­nę.

– Coś tam się dzie­je! Ja­kieś po­ru­sze­nie! Mi­strzu?! – za­wo­łał zdez­o­rien­to­wa­ny, pa­trząc na zwią­za­ną Nie­za­bud­kę. Ro­zej­rzał się do­pie­ro teraz po lesie, zo­ba­czył ka­wał­ki cen­tau­rów. Tym­cza­sem Wrzy­cim­łot wyjął ma­leń­ką bu­te­lecz­kę z torby.

– Pij, to po­czu­jesz się le­piej. No, dalej, to od Ja­rzę­bi­chy, na prze­zię­bie­nie i zły na­strój. Nie­za­bud­ką się nie martw. Na­roz­ra­bia­ła tro­chę, to ma karę. Jak bę­dziesz gry­ma­sił, to cie­bie też tak po­trak­tu­ję.

Kra­sno­lud nigdy nie my­ślał, że takie bzdu­ry bę­dzie dzie­cia­ko­wi kładł do głowy, ale jesz­cze nie tak dawno miał go uczyć, jak opra­wiać mięso do spo­ży­cia, więc i tak uwa­żał, że do­brze mu idzie. Był teraz zresz­tą do cna znie­cier­pli­wio­ny, dosyć miał tej całej wy­pra­wy, chcia­ło mu się piwa i nawet kłót­nie z Gro­gu­nem wy­da­wa­ły się ja­kieś pięk­niej­sze. Po­sta­no­wił za­koń­czyć to całe za­mie­sza­nie. Pod­szedł do skra­ju lasku i wyj­rzał ostroż­nie zza drzew, cią­gnąc Nie­za­bud­kę za sobą.

 

Gdy szedł po zam­ko­wych scho­dach do sali tro­no­wej, sam nie mógł uwie­rzyć, że udało im się tu do­trzeć. Głupi ma za­wsze szczę­ście, jak to ma­wia­ją. Jed­nak szczę­ściu na­le­ży do­po­móc, aby dzia­ła­ło jak trze­ba. Gdy więc zo­ba­czył, że woj­sko rusza do ataku, nie my­ślał wiele, tylko ze­brał swoje to­wa­rzy­stwo, ści­na­jąc przed­tem to­po­rem kilka ga­łę­zi by przy­kryć po­bo­jo­wi­sko. Nie­za­bud­ce kazał wsiąść na Akilę, po czym przy­wią­zał ją sta­ran­nie do uzbro­jo­nej szyi. Jedna z łat au­to­ma­tycz­nie zmie­ni­ła się w sio­deł­ko.

Wy­ru­szy­li do do­li­ny oto­cze­ni ochron­ną tar­czą ży­ra­fy. We­szli od lewej stro­ny, prze­ciw­nej do sta­cjo­nu­ją­cych da­le­ko z pra­wej flan­ki żyraf z cen­tau­ra­mi. Wrzy­cim­łot szedł pew­nie, krzy­cząc roz­ka­zy, które aku­rat przy­cho­dzi­ły mu do głowy, a to ro­zejść się! a to uwaga, robić przej­ście! A że był bar­dzo wku­rzo­ny, przy­cho­dzi­ło mu to z ła­two­ścią i póki co, dzia­ła­ło. Woj­ska ospa­łych trol­li, my­śląc, że to ich ży­ra­fa, da­wa­ły mu miej­sce i prze­pusz­cza­ły do przo­du. Nawet, gdy wy­su­nął się przed linię ataku, nie wzbu­dzi­ło to po­dej­rzeń, wi­docz­nie wi­dzie­li już te zwie­rzę­ta w akcji. Do­pie­ro, gdy pod bramą za­czął krzy­czeć żeby otwo­rzy­li, pod desz­czem strzał obroń­ców od­bi­ja­ją­cych się od tar­czy ochron­nej, w sze­re­gach wojsk z tyłu wsz­czę­ło się po­ru­sze­nie. Za­czął więc krzy­czeć moc­niej, że idzie do króla z misją, a nawet przy­ło­żył Nie­za­bud­ce miecz do tyłka i kazał jej prze­ka­zać Fau­nu­so­wi Gó­ro­sła­wo­wi, że złych za­mia­rów nie mają i na­le­ży ich wpu­ścić. Nie wie do dzi­siaj, co za­dzia­ła­ło, ale bramę na mo­ment otwar­to, i zanim oszo­ło­mio­ne trol­lo­we woj­sko zde­cy­do­wa­ło, co zro­bić z ucie­ka­ją­cą im do wroga ży­ra­fą, byli już w środ­ku. A teraz szli po zam­ko­wych scho­dach do króla.

We­szli w czwór­kę do ogrom­nej sali, gdzie nawet Aki­lah nie mu­sia­ła po­chy­lać głowy. Gó­ro­sław już na nich cze­kał. Szpa­ler uzbro­jo­nych fau­nów stał po obu stro­nach kom­na­ty, tuż pod po­tęż­ny­mi ko­lum­na­mi, zo­sta­wia­jąc jed­nak dość miej­sca na środ­ku, by swo­bod­nie po­de­szli do tronu. Rzeź­nik głową dał znak Ja­sny­gwin­to­wi, by prze­su­nął się bli­żej ży­ra­fy, a sam zbli­żył się do króla i uklęk­nął na jedno ko­la­no.

– Naj­ja­śniej­szy panie! Przy­cho­dzę wy­peł­nić we­zwa­nie mego wuja, który otrzy­maw­szy pismo od wa­szej wy­so­ko­ści, po­marł, a mnie w spad­ku za­da­nie zo­sta­wił. Je­stem więc na twoje usłu­gi.

Król pa­trzył chwi­lę bez słowa. Zdą­żył już przyj­rzeć się sznu­ro­wi na rę­kach Nie­za­bud­ki i temu, że jest przy­wią­za­na do ży­ra­fy. Doj­rzał miecz i łuk cen­tau­rzej ro­bo­ty. Do­my­ślił się, że kra­sno­lud wie, kim na­praw­dę jest wład­ca Ko­ra­tu.

– Kon­tro­lu­jesz ją? – spy­tał bez ce­re­gie­li. Wrzy­cim­łot ski­nął głową i uśmiech­nął się w duchu. Miał prze­wa­gę, bo miał Akilę. I Gó­ro­sław o tym wie­dział. To bę­dzie trud­na roz­mo­wa, zwłasz­cza że król przy­mknął oczy i od­chy­lił lekko głowę, pró­bu­jąc wpły­nąć na umysł kra­sno­lu­da.

– Nic z tego nie bę­dzie, wasza wy­so­kość. Swój rój fau­no­wy mo­żesz mamić i pro­wa­dzić, lecz elik­si­rów Ja­rzę­bi­chy nie prze­sko­czysz. Nasza sta­ro­win­ka ma nie­sły­cha­ną wie­dzę i po­tra­fi każdy urok prze­móc i ochro­nę przed cza­rem na­szy­ko­wać. Więc my z Ja­sny­gwin­tem je­ste­śmy od­por­ni. Te trol­le pod zam­kiem, to zmył­ka, co? Pod­bu­rzy­łeś ich, sami z sie­bie by nie przy­szli. Niby zamek ata­ku­ją, a ty, jako dobry król, miesz­kań­ców dziel­nie bro­nisz. Tylko, że oni po­pro­si­li cen­tau­ry o pomoc. Jesz­cze raz pytam, jak wolę twą wy­peł­nić. Grzecz­nie pytam i od razu dodam, że jedna ży­ra­fa woj­ska nie ode­prze, zwłasz­cza że oni dwie mają. I bar­dziej do obro­ny się na­da­je, niż do ataku, ona, wie­cie, nie lubi za­bi­jać.

Gó­ro­sław ob­na­żył zęby i wście­kle ude­rzył ko­py­ta­mi o po­sadz­kę. Z bez­sil­no­ści aż mu po­licz­ki po­czer­wie­nia­ły, lecz nic nie mógł zro­bić. Bar­dzo li­czył na kon­tro­lo­wa­nie opie­ku­na ży­ra­fy, pe­wien, że wów­czas nie bę­dzie o nic mu­siał pro­sić. Ta wspa­nia­ła broń z Ma­run­gu miała mu pomóc w kon­tro­li prze­ję­te­go pod­stę­pem tronu. Nie wie­rzył kra­sno­lu­do­wi i miał gdzieś, co lubi ży­ra­fa, a czego nie. Nie po to za­szedł tak da­le­ko, żeby teraz przej­mo­wać się dro­bia­zga­mi.

I wtedy zro­bił naj­głup­szą rzecz z moż­li­wych.

– Brać ich! – roz­ka­zał zbroj­nym sto­ją­cym po obu stro­nach kom­na­ty.

Rzu­ci­li się na nich. Z dwóch stron.

– Królu, nie! – krzyk­nę­li jed­no­cze­śnie Wrzy­cim­łot i Nie­za­bud­ka. Ale było już za późno. Na po­cząt­ku ata­ku­ją­cy od­bi­ja­li się od tar­czy, Aki­lah utrzy­my­wa­ła ją bez wy­sił­ku, jed­nak Wrzy­cim­łot za­uwa­żył, że jeśli ruchy były wolne, to tar­cza prze­pusz­cza­ła, i mie­cze i żoł­nie­rzy, do we­wnątrz. Długo nie po­trwa, zanim się zo­rien­tu­ją. Po­pa­trzył prze­pra­sza­ją­co na ży­ra­fę.

– Akliah, wy­bacz mi. Ku­pi­ga­na! – krzyk­nął i padł na po­sadz­kę razem z Ja­sny­gwin­tem, któ­re­go zła­pał za głowę i przy­cią­gnął ku sobie.

Nagła cisza, wiel­ki emo­cjo­nal­ny pro­test, gniew i żal, zmia­na ci­śnie­nia i to nie­przy­jem­ne tąp­nię­cie po­wie­trza. Leżąc, kra­sno­lud nagle po­czuł, że rwie się men­tal­ny kon­takt z ży­ra­fą. Spoj­rzał w górę i zo­ba­czył, że zwie­rzę mi­go­cze. Zni­ka­ła, a wokół niej za­czę­ły się po­ja­wiać wiel­kie prze­strze­nie, nie­skoń­czo­ne trawy pod go­rą­cym słoń­cem.

– Wrzy­cim­łot! – za­wo­ła­ła prze­ra­żo­na Nie­za­bud­ka, bo przy­wią­za­na do Akili też mi­go­ta­ła.

– Mi­strzu, wszy­scy zgi­nę­li! Mi­strzu! – Chło­pak aż się za­chły­snął z za­chwy­tu i ulgi, że nie­bez­pie­czeń­stwo mi­nę­ło, bo bał się bar­dzo.  

– Tak, wiem – od­po­wie­dział kra­sno­lud, nie pa­trząc nawet.

Pod­biegł do ży­ra­fy, od­ciął mie­czem sznur i od­sta­wił faun­kę na bok. Sam przy­tu­lił się do mi­go­czą­cej wciąż Akili. Pró­bo­wał od­zy­skać i usta­bi­li­zo­wać psy­chicz­ną więź ze zwie­rzę­ciem. Po­gła­skał ją i świat pierw­szy raz zo­ba­czył czu­łe­go Wrzy­cim­ło­ta.

– Prze­pra­szam cię. Nie od­chodź, pro­szę. Jesz­cze nie od­chodź. Zo­stań. Prze­pra­szam.

Miał wra­że­nie, że się udało, że po­czuł zgodę, że po­mie­sza­ne emo­cje nieco wy­ga­sły. Od­su­nął się i wy­słał jej prze­peł­nio­ne wdzięcz­no­ścią po­dzię­ko­wa­nia. Znowu miał wra­że­nie, że je przy­ję­ła, spoj­rza­ła nawet pro­sto na niego, z tym bez­gra­nicz­nym spo­ko­jem w oczach i mę­tli­kiem w gło­wie. I wtedy zo­ba­czył za nią bez­kre­sne tra­wia­ste rów­ni­ny i drze­wa w od­da­li. Od­wró­ci­ła się i po­czuł jesz­cze jej tę­sk­no­tę za li­ść­mi aka­cji zmie­sza­ną z po­że­gna­niem. Akliah zro­bi­ła krok w stro­nę sa­wan­ny i znik­nę­ła.

Za­wie­dzio­ny, stał chwi­lę z po­czu­ciem pust­ki i stra­ty. Zwie­sił głowę, w któ­rej po­ja­wi­ło się ostat­nie echo my­ślo­we ży­ra­fy. Uhuru. Wol­ność.

Nie­za­bud­ka sta­ra­ła się otrzą­snąć z bez­rad­no­ści, spo­wo­do­wa­nej śmier­cią swo­je­go pana. Uczu­cie za­gu­bie­nia było doj­mu­ją­ce i przy­tła­cza­ło tak da­le­ce, że chcia­ła usiąść gdzieś w kącie i nie ru­szać się. Po­mógł jej nieco widok zma­sa­kro­wa­nych ciał, odór krwi i, o dziwo, mina kra­sno­lu­da smęt­nie i sa­mot­nie sto­ją­ce­go na środ­ku sali. 

– Wrzy­cim­łot, król nie żyje! Fau­nus jest mar­twy! To strasz­ne uczu­cie, jak­bym się zgu­bi­ła w wiel­kim lesie, ale je­stem wolna, dzię­ku­ję ci! Wrzy­cim­łot, prze­pra­szam. Jeśli mam odejść, zro­zu­miem, jed­nak weź pod uwagę, że cały czas sta­ra­łam się nie dzia­łać na twoją szko­dę. Pa­no­wa­nie wyż­sze­go fauna nad niż­szy­mi jest okrut­ne, one teraz wszyst­kie będą nieco bez­rad­ne. Czuję, jakie są po­gu­bio­ne i wy­stra­szo­ne. Pod sto­li­cą woj­sko szy­ku­je się do ataku, mia­sto nie prze­trzy­ma dłu­gie­go ob­lę­że­nia, a my je­ste­śmy w środ­ku! Trze­ba jakoś uciec! No, po­wiedz coś! – Nie wie­dzia­ła już, ja­ki­mi sło­wa­mi prze­ma­wiać, więc traj­ko­ta­ła o wszyst­kim, w na­dziei, że coś go wy­rwie z przy­gnę­bie­nia. 

Jed­no­cze­śnie sama ze zdzi­wie­niem za­uwa­ży­ła, że coraz moc­niej czuje inne fauny, wie gdzie są, a nawet, chwi­la­mi, co robią. Znik­nę­ło wra­że­nie bez­rad­no­ści, za­stę­po­wa­ne po­ma­łu przez chęć kon­tro­li i opie­ki. Nie zdą­ży­ła jed­nak prze­my­śleć tej trans­for­ma­cji, bo kra­sno­lud wziął się w garść i ru­szył ku niej. 

– Nie. Nie bę­dzie­my ucie­kać. O dzia­ła­niu na szko­dę jesz­cze po­ga­da­my, ale chwi­lo­wo nie mamy na to czasu. Mo­żesz teraz pomóc, więc pokaż, że po­tra­fisz, że do ni­ko­go już nie na­le­żysz. Znajdź kogoś, kto to po­sprzą­ta. I skrzyk­nij te bez­rad­ne fauny do sie­bie jakoś. Nie wiem, jak to u was dzia­ła. Jasny, le­cisz szu­kać ofi­ce­ra wy­so­kie­go rangą, a naj­le­piej ge­ne­ra­ła, niech tu przyj­dzie. Mu­si­my ode­słać trol­le do domu. Po­wiedz, że król wzywa.

Roz­bie­gli się bez słowa, zwłasz­cza że każdy chciał uciec od po­szar­pa­nych ciał i krwi. Kra­sno­lud do­pie­ro teraz ro­zej­rzał się po kom­na­cie. Był rzeź­ni­kiem, ale i dla niego był to okrop­ny widok, dla­te­go wy­szedł przed salę, na scho­dy ską­pa­ne w słoń­cu, z któ­rych roz­ta­czał się widok na przy­le­głe góry, mia­sto i do­li­nę. Z tę­sk­no­tą po­my­ślał o piwie, a zaraz potem o Akili, zdzi­wio­ny, jak bar­dzo przy­wią­zał się do tego stwo­rze­nia. Bę­dzie mu bra­ko­wa­ło jej splą­ta­nych sza­leń­czo myśli. Miał na­dzie­ję, że teraz, wresz­cie wolna, prze­mie­rza sa­wan­nę i wcina aka­cje. Po chwi­li zo­ba­czył woj­sko­we­go zbli­ża­ją­ce­go się z Ja­sny­gwin­tem po scho­dach. Po­sta­no­wił, że nie bę­dzie owi­jał w ba­weł­nę.

– Ge­ne­ra­le, je­stem Wrzy­cim­łot z Za­gwozd­ki. Król nie żyje. Ale to pew­nie wie­cie – po­wie­dział, gdy zo­ba­czył przed sobą fauna. – Trze­ba ogar­nąć ten ba­ła­gan, nad­szedł czas na zmia­ny. Nie mo­że­my po­zwo­lić, by trol­le wdar­ły się do sto­li­cy. Pro­szę po­wie­dzieć, jaka jest sy­tu­acja w mie­ście?

Ge­ne­rał przyj­rzał się kra­sno­lu­do­wi, nie wie­dząc za bar­dzo, co robić, oszo­ło­mio­ny i przy­gnie­cio­ny utra­tą zwierzch­ni­ka, jed­nak wes­tchnął i po­krót­ce opo­wie­dział o dwu­ty­go­dnio­wym ob­lę­że­niu i obro­nie Błę­kit­ne­go Wier­chu. Wrzy­cim­łot chwi­lę słu­chał, jed­nak widać było, że myśli o czymś innym. W końcu prze­rwał:

– Ko­niec z tym całym za­mie­sza­niem. Trze­ba wy­słać pa­trol do trol­li i roz­po­cząć ne­go­cja­cje po­ko­jo­we. Uni­kać cen­tau­rów i żyraf, to wa­ru­nek roz­mów, mają się nie zbli­żać. Sprawdź­cie, czy są chci­we, może prze­kup­stwo? Niech jadą do domu, do Ma­run­gu. Pew­nie trze­ba bę­dzie oddać trol­lom nie­pod­le­głość, wy­co­fać nasze po­ste­run­ki z Krze­mie­nia, wy tam le­piej wie­cie, co obie­cać. Na­wią­zać sto­sun­ki dy­plo­ma­tycz­ne. Tego typu rze­czy. By­le­by po­szli do domu.

Ge­ne­rał słu­chał z nie­do­wie­rza­niem. Wrzy­cim­łot za­uwa­żył wa­ha­nie w jego za­cho­wa­niu, więc za­ble­fo­wał.

– No co?! Kon­tro­lu­ję ży­ra­fy, je­stem Jeźdź­cem Traw, nikt nigdy nie po­ko­nał mnie i mo­je­go wierz­chow­ca, ra­czej za­wsze było na od­wrót. Wi­dzia­łeś te zwie­rzę­ta w akcji?

Ge­ne­rał po­ki­wał głową i widać było, jak szyb­ko re­wi­du­je swoje po­glą­dy. Wciąż jed­nak nie był prze­ko­na­ny, gdy po­de­szła do nich Nie­za­bud­ka. Wy­czu­ła wa­ha­nie i nie­chęć fauna, oraz ro­dzą­cą się w niej moc pa­no­wa­nia nad jego jaź­nią. Zdu­mia­ła ją ta nowa zdol­ność, lecz po­sta­no­wi­ła z niej sko­rzy­stać. 

– Ge­ne­ra­le, Jeź­dziec Traw wydał po­le­ce­nie, z któ­rym w pełni się zga­dzam. Czy ro­zu­mie­cie, co robić? – spy­ta­ła de­li­kat­nie, zer­ka­jąc jed­no­cze­śnie z roz­ba­wie­niem na kra­sno­lu­da. – To od­ma­sze­ro­wać i wy­ko­nać! – do­da­ła moc­niej, wi­dząc kiw­nię­cie głową u fauna. 

Ge­ne­rał, jakby nagle do­strzegł sens wszyst­kich słów, skło­nił się Nie­za­bud­ce i zbiegł po scho­dach. Wrzy­cim­łot ob­ser­wo­wał go przez chwi­lę ze zdu­mie­niem, po czym przyj­rzał się dziew­czy­nie. Uśmiech­nę­ła się prze­pra­sza­ją­co, jakby czuła się winna i ucie­kła do środ­ka zamku. W sali tro­no­wej za­czę­ły się po­rząd­ki, Nie­za­bud­ka wy­da­wa­ła roz­ka­zy lu­dziom i fau­nom, i praca szła spraw­nie. Za­uwa­żył, że fauny jej słu­cha­ją, zu­peł­nie, jakby… ale nie znał się na tym.

– Jasny, znaj­dziesz mi kufel piwa. Mi­giem.

Chło­pak po­biegł, za­do­wo­lo­ny, że może zająć się czymś kon­kret­nym.

Faun­ka po­de­szła na chwi­lę do kra­sno­lu­da.

– Ode­szła, co? Aki­lah? – A gdy ski­nął głową, do­da­ła – Szko­da jej. To było pięk­ne zwie­rzę.

Wrzy­cim­łot po­czuł wdzięcz­ność, gdy usły­szał, że mówi o pięk­nie, a nie o war­to­ści bo­jo­wej ży­ra­fy. Tak po­win­no być. Po­pa­trzył na nią uważ­nie i za­sko­czo­ny stwier­dził, że cała złość mu mi­nę­ła. Zo­ba­czył też, że dziew­czy­na czuje się na zamku, jak u sie­bie, a inne fauny wpa­tru­ją się w nią, jak w obraz. 

– Wciąż je­stem na cie­bie wku­rzo­ny, choć ro­zu­miem, że nie mo­głaś nic zro­bić, póki żył Fau­nus. Takie życie, pełne nie­spo­dzia­nek. I widzę, że jedna nie­spo­dzian­ka spo­tka­ła wła­śnie cie­bie. I chyba ci z nią do­brze. Po­ra­dzisz tu sobie, nawet bez ży­ra­fy. Teraz jed­nak mam proś­bę. Do domu mam da­le­ko. Przy­dał­by się koń. Jeśli znaj­dziesz mi konia, zo­sta­wię ci to kró­le­stwo pod opie­ką i nie będę się wtrą­cał.

Po­pa­trzy­ła na niego zdu­mio­na, nie wie­dząc, co od­po­wie­dzieć.

– Kró­le­stwo za konia?

– Nooo, tak. Wła­ści­wie tak. To zna­czy, mo­żesz zna­leźć ja­kie­goś króla i go tu po­sa­dzić, albo sama rzą­dzić, ja tam nie wiem. Zaj­mij się tym. To taka twoja po­ku­ta. Ale za­cnie się spraw, żebym nie mu­siał drugi raz tu przy­jeż­dżać, po­rząd­ków robić. No, ro­zu­miesz.

– Ro­zu­miem. Da się zro­bić. Jeź­dziec Traw, co? – Szturch­nę­ła go pod żebro i za­chi­cho­ta­ła.

– Oj tam. Trze­ba było go prze­ko­nać. A ty znowu pod­słu­chi­wa­łaś! – Na­bur­mu­szył się kra­sno­lud i chciał jesz­cze coś dodać, ale dziew­czy­na już od­wró­ci­ła się do no­wo­przy­by­łej grupy fau­nów. 

W tym mo­men­cie przy­biegł Ja­sny­gwint z peł­nym ku­flem piwa i dla kra­sno­lu­da świat na chwi­lę prze­stał ist­nieć. Usiadł na scho­dach i grze­jąc się w pro­mie­niach słoń­ca po­cią­gnął wiel­ki łyk. Napój był orzeź­wia­ją­cy ni­czym letni po­ra­nek, gorz­ki jak życie rzeź­ni­ka, ale prze­cież wła­śnie tak lubił naj­bar­dziej. Prze­tarł ręką pianę z wąsów i uśmiech­nął się. Przed nim roz­cią­gał się widok na roz­le­głą do­li­nę i drogę do domu. Uhuru, po­my­ślał. Wol­ność, to też moż­li­wość po­wro­tu do domu.

 

Zbroj­na Ży­ra­fa Kró­lew­ska

Koniec

Komentarze

Bar­dzo in­try­gu­ją­ce

Myślę, że jako jeden z be­tow­ni­ków nie muszę udo­wad­niać, że tekst czy­ta­łem. Wska­za­ne dro­bia­zgi zo­sta­ły po­pra­wio­ne. Po­do­ba­ła mi się już pierw­sza wer­sja. Humor nie jest na­chal­ny i ubar­wia fa­bu­łę. Fa­bu­ła za­cie­ka­wia i trzy­ma przy tek­ście. Z przy­jem­no­ścią mogę to opo­wia­da­nie po­le­cić do czy­ta­nia i do bi­blio­te­ki. Klik

Cześć, Jolka!

 

Wrzy­cim­łot uchy­lił po­wie­kę.

Na­zwa­łaś kra­sno­lu­da Wrzy­cim­łot… W-rzy­ci-młot…

 

 

Muszę to prze­czy­tać XD

 

Nie za­bi­ja­my pie­sków w opo­wia­da­niach. Nigdy.

Witaj.

Ogrom­nie sym­pa­tycz­na opo­wieść o przy­go­dach nader ory­gi­nal­nych bo­ha­te­rów. Faj­nie po­ka­za­łaś ich emo­cje, cha­rak­te­ry, prze­my­śle­nia, dia­lo­gi, powód wy­ru­sze­nia do sto­li­cy, walki, łą­cze­nie się z ży­ra­fą, wresz­cie – to, co ich spo­tka­ło w dro­dze i na zamku.

Dużo hu­mo­ru i po­my­sło­wo­ści przy wy­ko­rzy­sta­niu tak nie­ty­po­wych atry­bu­tów/haseł. Do­dat­ko­we brawa za prze­ślicz­ną ilu­stra­cję z ży­ra­fą i mapę oraz imio­na bo­ha­te­rów. :)

 

Z tech­nicz­nych – su­ge­stie do prze­my­śle­nia:

– Mó­wi­łam. Miesz­ka­łam w zamku. (zbęd­na krop­ka)– ucię­ła Nie­za­bud­ka, wrzu­ca­jąc kości ptaka do ognia.

. Wciąż zły był na dziew­czy­nę, że nic wcze­śniej nie ga­da­ła i wy­glą­dał jak chmu­ra gra­do­wa, mimo pięk­ne­go dnia,. – zbęd­ny prze­ci­nek na końcu lub brak czę­ści zda­nia

– Czego? – burk­nął nie­grzecz­nie (brak krop­ki) – Nie po­trze­bu­ję ni­cze­go, idź­cie precz.

Tym­cza­sem Wrzy­cim­łot po krót­kich oglę­dzi­nach, za­czął ener­gicz­nie po­licz­ko­wać Ja­sny­gwin­ta. – zbęd­ny prze­ci­nek?

Pierw­szy obe­rwał ko­py­tem Ja­sny­gwint, pro­sto w głowę, aż od­le­ciał ka­wa­łek i jego ciało zwiot­cza­ło. – czy do­brze ro­zu­miem, od­le­ciał ka­wa­łek jego głowy?

Znie­ru­cho­mie­li na mo­ment, za­sko­cze­ni, lecz ude­rze­nie serca póź­niej Kra­sno­lud chwy­tał już za swój topór – czemu tu nagle wiel­ka li­te­rą?

Akliah spo­koj­nie prze­żu­wa­ła li­ście brzo­zy. – prze­sta­wie­nie liter (jest w tek­ście kil­ka­krot­nie)

Aki­lah prze­sta­ła jeść, szarp­nę­ła się, Ale Wrzy­cim­łot już trzy­mał rę­ko­ma róg, a Jasny skró­cił sznur, żeby pomóc. – czemu wiel­ką li­te­rą?

Pa­ro­bek mi kie­dyś mówił, że ich skóra jest bar­dzo gruba, a te brą­zo­we frag­men­ty są ma­gicz­ne i mają moc chło­dze­nia i grza­nia zwie­rzę­cia razie po­trze­by. – li­te­rów­ka

Przy­po­mniał sobie, jak się cie­szy­ła na po­dróż do sto­li­cy. – błąd gra­ma­tycz­ny

Spoj­rzał do góry, na jej głowę, pa­trzy­ła na woj­ska pod górą. – po­wtó­rze­nie

Niby zamek ata­ku­ją, a ty, jako dobry król, miesz­kań­ców niby bro­nisz. – i tu

Pa­no­wa­nie fau­nu­sa nad niż­szy­mi fau­na­mi jest okrut­ne, one teraz wszyst­kie będą nieco bez­rad­ne. – czemu małą li­te­rą?

 

Jest jesz­cze sporo prze­cin­ków, ale już nie wy­pi­su­ję.

 

Ogrom­nym pro­ble­mem, tu po­ru­szo­nym, jest nie­ludz­kie wy­ko­rzy­sty­wa­nie zwie­rząt.

Po­zdra­wiam, po­wo­dze­nia, klik. :)

Pe­cu­nia non olet

Pięk­ne he­ro­ic fan­ta­sy. Do tego pla­stycz­ne i pełne żyraf!;)

Jako be­tu­ją­ca mia­łam przy­jem­ność od­by­cia po­dró­ży wcze­śniej i je­stem nią głę­bo­ko ukon­ten­to­wa­na.

No i te ży­ra­fy!;)

Ciu­teń­kę roz­cza­ro­wa­ło mnie nie­wy­ko­rzy­sta­nie po­ten­cja­łu imie­nia. Byłam prze­ko­na­na, że bę­dzie nieco rub­sza­niej, ale i tak mi się po­do­ba­ło.

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Nazwy wła­sne to coś pięk­ne­go! Uwiel­biam takie hi­sto­ryj­ki. Mapa – cu­dow­na. Jeśli bę­dzie kon­ty­nu­acja, to bar­dzo chęt­nie prze­czy­tam! :)

M.J

Ka­zi­k12, dzię­ki za bar­dzo zwię­złą re­cen­zję, cie­szę się, że za­in­try­go­wa­ło i dzię­ki za gwiazd­ki!

Ko­la­la­75, dzię­ki za klika i bo­ha­ter­skie be­to­wa­nie. Wdzięcz­nam! 

Kro­kus, no za­pra­szam do lek­tu­ry! Uwiel­biam to imię! Jest ide­al­ne dla kra­sno­lu­da. laugh

Bruce, ooo, jaka dobra ła­pan­ka! Dzię­ku­ję! Po­pra­wio­ne! Oprócz:

Pierw­szy obe­rwał ko­py­tem Ja­sny­gwint, pro­sto w głowę, aż od­le­ciał ka­wa­łek i jego ciało zwiot­cza­ło. – czy do­brze ro­zu­miem, od­le­ciał ka­wa­łek jego głowy?

Bo muszę po­my­śleć, jak to prze­re­da­go­wać, żeby było po­praw­nie. 

Cie­szę się, że się po­do­ba­ło! Na szczę­ście w realu ży­ra­fy nie są wy­ko­rzy­sty­wa­ne, ale takie sło­nie już tak. 

Am­bush, dzię­ku­ję jesz­cze raz za betę i pięk­ne po­my­sły. Pra­wie zmie­ni­łam ten tytuł, ale jed­nak zo­stał… I tu znowu fajna pod­po­wiedź: le­piej wy­ko­rzy­stać po­ten­cjał imie­nia! Dzię­ki!

Krwa­wy­wo­jow­nik, dzię­ku­ję za lek­tu­rę! Kon­ty­nu­acja, luźna, po­wsta­ła na kon­kurs Przy­go­da z cy­ta­tem, link Ra­to­wać sa­dzon­ki, jak masz ocho­tę, to ser­decz­nie za­pra­szam do lek­tu­ry. Przy pi­sa­niu tego opka od­kry­łam, że lubię wy­my­ślać nazwy! :)

Po­zdra­wiam cie­plut­ko! heart

I ja dzię­ku­ję. :)

Wła­śnie o sło­niach (jako kla­sycz­nym przy­kła­dzie) chcia­łam wspo­mnieć, choć­by tych bo­jo­wych. 

Sama mia­ła­bym spory pro­blem już z kran­so­lu­dem i piwem, ale gdyby do­szła do tego jesz­cze ta ży­ra­fa, nie da­ła­bym rady z takim opo­wia­da­niem, po­mysł nie­sa­mo­wi­ty! :)

Pe­cu­nia non olet

Jol­kaK aże­byś wie­dzia­ła, że się sku­szę! :) Pisz wię­cej, będę śle­dzić twoje opki.

M.J

Hej 

Całe opo­wia­da­nie mocno mi się ko­ja­rzy z świa­tem dysku, a z świa­tem dysku mam ten pro­blem, że wcią­ga mnie w ma­łych daw­kach, tak jed­nak książ­ka na pół roku :). W moim od­czu­ciu opo­wia­da­nie udane, wszyst­kie wa­run­ki kon­kur­su speł­nio­ne. Am­bit­nie wy­bra­ny atry­but, zo­stał świet­nie wy­ko­rzy­sta­ny w hi­sto­rii i do­cze­ka­ła się bar­dzo ład­nej ilu­stra­cji :D 

 

Po­zdra­wiam

"On jest dziw­nym wir­tu­ozem – Na or­ga­nach ludz­kich gra Bu­dząc za­chwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Po­wiedz, kogo ob­cho­dzi gra, Z któ­rej żywy nie wy­cho­dzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złu­dze­nia! Na sobie te­stu­je­my Każdą praw­dę i mit."

Bo­jo­wa ży­ra­fa, co za po­mysł! :D Bar­dzo mi się po­do­ba­ła, tak samo jak spo­sób jej przed­sta­wie­niem i ta tę­sk­no­ta za aka­cją ;). Imio­na bo­ha­te­rów, zwłasz­cza głów­ne­go, super. Za każ­dym razem się uśmie­cha­łam, kiedy je czy­ta­łam. Tekst na­pi­sa­ny jest bar­dzo przy­jem­nie, w baj­ko­wym kli­ma­cie. Chwi­la­mi ten kli­mat jed­nak za­tra­ca­łaś, roz­sma­ro­wy­wu­jąc po­sta­ci po ścia­nach, albo znie­nac­ka mor­du­jąc sta­rusz­ka. (Za­zna­czam, że naj­mniej­szym stop­niu mi to nie prze­szka­dza­ło i że przy na­stęp­nym opo­wia­da­niu liczę na śmierć jed­ne­go z głów­nych bo­ha­te­rów ^^). W hi­sto­rii po­ja­wi­ły się ty­po­we rasy, ale wy­ko­rzy­sta­łaś je w cie­ka­wy spo­sób. Tro­chę się jed­nak gu­bi­łam we wza­jem­nych sto­sun­kach po­mię­dzy nimi. Dosyć na­tu­ral­nym jest nie­ste­ty, że przed­sta­wi­cie­le po­szcze­gól­nych grup kłócą się mię­dzy sobą i pró­bu­ją wza­jem­nie do­mi­no­wać. Tutaj wiemy je­dy­nie, że trol­le są be (cho­ciaz w sumie to one zo­sta­ły na­je­cha­ne), a cen­tau­ry agre­syw­ne. Szko­da, że nie dałaś żad­nej in­for­ma­cji na temat po­zy­cji fau­nów w twoim uni­wer­sum, bo zwrot akcji z Nie­za­bud­ką wy­szedł zbyt nie­spo­dzie­wa­nie. Rów­nie nie­spo­dzie­wa­nie po­ja­wi­ła się też wzmian­ka o uczu­ciu, jakie za­czął do niej żywić głów­ny bo­ha­ter. Nie było dało się tego sa­me­mu wy­wnio­sko­wać z tek­stu, a szko­da. Roz­wią­za­nia fa­bu­lar­ne, które za­sto­so­wa­łaś, były miej­sca­mi szyte bar­dzo gru­by­mi nićmi (na przy­kład przej­ście przez ata­ku­ją­cych woj­sko), ale bro­ni­ły się w baj­ko­wej kon­wen­cji. Go­rzej z kró­lem. Tego zu­peł­nie nie ku­pu­ję. Nikt nie za­uwa­żył, że wład­ca jest fau­nem? Chyba, że źle zro­zu­mia­łam i po pro­stu jeden faun zo­stał wy­mie­nio­ny na ko­lej­ne­go? Szko­da, że nie wy­ja­śni­łaś, co ta­kie­go wy­da­rzy­ło się u trol­li. Mogę się tylko do­my­ślać, że na­mie­sza­no ży­ra­fom w gło­wach w trak­cie za­mia­ny króla. Uwa­żaj na head hop­ping. Nawet pi­sząc nar­ra­to­rem wszyst­ko­wie­dzą­cym sta­raj się śle­dzić jed­ne­go bo­ha­te­ra w ra­mach danej sceny. Takie zmia­ny nie­po­trzeb­nie ob­ni­ża­ją na­pię­cie. Ca­łość prze­czy­ta­łam z przy­jem­no­ścią I kli­kam do bi­blio­te­ki.

Mogę tylko po­wtó­rzyć opi­nię z bety. Bar­dzo przy­jem­na hi­sto­ria, bo­ha­te­ro­wie, któ­rzy są jacyś, cho­ciaż wielu oso­bom wy­da­dzą się za­pew­ne okle­pa­ne i wy­cię­te ze stan­dar­do­we­go ze­sta­wu po­sta­ci fan­ta­sy :P Ży­ra­fa jako ele­ment eg­zo­tycz­ny i mało do­pa­so­wa­ny do przed­sta­wio­ne­go świa­ta prze­bo­jem pod­bi­ja serca za­rów­no po­sta­ci, jak i moje jako czy­tel­ni­ka. Za­koń­cze­nie po po­praw­kach bar­dzo dużo zy­ska­ło wzglę­dem po­przed­niej wer­sji, jest sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ce, a mo­ty­wy kon­kur­so­we wy­peł­ni­łaś w 100%.

Nie wiem, czy jesz­cze tego po­trze­bu­jesz, bo cał­kiem słusz­nie masz wiele po­le­ca­jek, ale do­ło­żę jesz­cze swój klik do bi­blio­te­ki :) Po­zdra­wiam.

Bruce, bar­dzo mi prze­szka­dza obec­na wy­ko­rzy­sty­wa­nie słoni w tu­ry­sty­ce, cho­ciaż z dru­giej stro­ny my tre­su­je­my konie… Ech, nasz świat nie jest ide­al­ny, nie­ste­ty. 

Krwa­wy­wo­jow­nik, bar­dzo się cie­szę, że bę­dziesz za­glą­dać, czuję się za­szczy­co­na!

Bar­dja­skier, hej, ja mam tak samo! Uwiel­biam świat Dysku, ale muszę go sobie daw­ko­wać i prze­pla­tać in­ny­mi książ­ka­mi, wtedy się za­chwy­cam i za­śmie­wam! :) Wi­docz­nie humor trze­ba wy­dzie­lać, jak cze­ko­lad­ki! :D

Ośmior­ni­ca, dzię­ki za cenny ko­men­tarz! Za­koń­cze­nie fak­tycz­nie jesz­cze można by do­pra­co­wać, cho­ciaż już prze­ra­bia­łam w becie, i teraz jest lep­sze, niż to, co było. Ale super, że pi­szesz, co jest nie­ja­sne. Nie zda­wa­łam sobie spra­wy, że król wy­ma­ga do­opi­sa­nia. Takie rze­czy spra­wia­ją, że je­stem tak bar­dzo wdzięcz­na za ko­men­ta­rze! I za klika!

Amon­Ra, Ty to się już na­bie­dzi­łeś nad tek­stem, więc dzię­ku­ję za klika, bo bar­dzo go po­trze­bu­ję jed­nak w tym kon­kur­sie! Jesz­cze raz dzię­ki za pomoc!

To praw­da, da­le­ko mu do ide­ału. Po­zdra­wiam. :)

Pe­cu­nia non olet

Jol­kaK, nie ma spra­wy. Sama też za­wsze wy­glą­dam kry­tycz­nych ko­men­ta­rzy, żeby wie­dzieć, na czym w przy­szło­ści bar­dziej się sku­pić. Gdy­byś do mnie tra­fi­ła, bądź bez­li­to­sna. ;)

Bruce, po­zdra­wiam cie­plut­ko!

Ośmior­ni­ca, obie­cu­ję bez­li­tość! :D

Jolka,

No prze­czy­ta­łem. No, po­wiem Ci… to jest mega sym­pa­tycz­ne! To jest bar­dzo fajne, spój­ne i… no, dobra – po­cze­kaj.

Ogól­nie, jeśli cho­dzi o pi­sa­ni­nę, to mam za­strze­że­nia do warsz­ta­tu – by­wa­ją zda­nia nie­zdar­ne, nie­do­pra­co­wa­ne, gu­bią­ce się pod­mio­ty, czy też frazy mie­sza­ją­ce w mym nie­wiel­kim ro­zum­ku. Bar­dzo prze­pra­szam, że nie ma pod tym kątem ła­pan­ki, ale czy­ta­łem na kilka po­dejść i nie zdo­ła­łem tego zro­bić. Nie mniej jed­nak, wszyst­ko to jest do wy­pra­co­wa­nia – po pro­stu trze­ba pisać i czy­tać co się na­pi­sa­ło, po­pra­wiać i tak w kółko.

Na­to­miast pod wzglę­dem fa­bu­ły, to opo­wia­da­nie mnie urze­kło – po­cząw­szy od bo­jo­wej ży­ra­fy, jej udzia­łu, jak i stra­ty, po­przez me­cha­nizm za­leż­no­ści fau­nów, aż po… tu nawet trud­no wy­ty­czyć gra­ni­cę. Po­dzi­wiam za roz­mach! To jest fan­ta­sty­ka od sa­mych ko­rze­ni, po naj­wy­żej ro­sną­ce owoce :)

Pla­no­wa­łem za­mie­ścić naj­lep­szą mapkę w kon­kur­sie, ale oso­bi­ście uwa­żam, że Twoja jest poza kon­ku­ren­cją. Z dru­giej stro­ny, mam też na­dzie­ję, że po­dob­nie jak w sko­kach nar­ciar­skich od­rzu­ca się naj­lep­szą i naj­gor­szą notę, Twoja zo­sta­nie od­rzu­co­na i to ja wy­gram pod tym wzglę­dem ]:->

(tzn. oczy­wi­ście, jeśli opu­bli­ku­ję tekst :V)

Acz­kol­wiek ilu­stra­cji w po­sta­ci ży­ra­fy nie pla­nu­ję, więc tutaj uwa­żam, że na­le­ży Ci się 1 miej­sce! XD

 

Po­zdrów­ka!

Nie za­bi­ja­my pie­sków w opo­wia­da­niach. Nigdy.

Cześć! Na po­czą­tek py­ta­nie: o co cho­dzi z Tobą i ży­ra­fa­mi? W każ­dym Twoim tek­ście, który czy­ta­łam, po­ja­wia się jakaś ży­ra­fa, choć­by epi­zo­dycz­nie. Jest to za­sta­na­wia­ją­ce ;)

 

Wrzy­cim­łot heart W ogóle fajne imio­na i prze­kleń­stwa, ko­ja­rzą się z Prat­chet­tem, do­da­ją opo­wie­ści uroku. Sty­li­za­cja też w więk­szo­ści zręcz­na, cho­ciaż nie ide­al­na – były mo­men­ty, kiedy zda­wa­ła się nieco prze­kom­bi­no­wa­na, przez co zda­nia nie za­wsze były czy­tel­ne.

Sym­pa­tycz­na mapka.

 

Na pewno opo­wia­da­niu przy­da­ło­by się dru­gie czy­ta­nie:

– przyj­rza­ła­bym się prze­cin­kom, bo cza­sa­mi lą­du­ją w miej­scach, w któ­rych nie po­win­ny się zna­leźć. Albo ich bra­ku­je, szcze­gól­nie w zda­niach z cza­sow­ni­kiem -ąc i przed wo­ła­cza­mi. Z kwe­stii in­ter­punk­cyj­nych do prze­pra­co­wa­nia także usu­nię­cie kro­pek na końcu wy­po­wie­dzi, po któ­rych na­stę­pu­je w di­da­ska­liach “po­wie­dział”, “rzekł” itd. Lub na od­wrót: cza­sa­mi bra­ku­je kro­pek w wy­po­wie­dziach, kiedy di­da­ska­lia sta­no­wią opis czyn­no­ści.

Na przy­kład:

– Wiem już, gdzie miesz­ka, ale jed­ne­go nie prze­wi­dzia­łam – po­wie­dzia­ła Nie­za­bud­ka, gdy się spo­tka­li – to cen­taur.

Te dwie wy­po­wie­dzi wy­glą­da­ją na osob­ne zda­nia, zatem po­win­ny być za­pi­sa­ne tak:

– Wiem już, gdzie miesz­ka, ale jed­ne­go nie prze­wi­dzia­łam – po­wie­dzia­ła Nie­za­bud­ka, gdy się spo­tka­li. – To cen­taur.

Imho taki zapis ma wię­cej sensu, bo to dwie wy­po­wie­dzi, a nie jedna, prze­dzie­lo­na di­da­ska­lia­mi. Po­wyż­szy przy­kład to nie je­dy­ny taki przy­pa­dek, więc przej­rza­ła­bym tekst jesz­cze raz pod tym kątem.

 

 – zer­k­nę­ła­bym na sceny akcji, bo tu i ów­dzie trud­no się do­my­ślić, co się dzie­je. Za­bra­kło pre­cy­zji w opi­sach.

– zda­rza Ci się gubić pod­miot

– he­adhop­ping – zda­rza Ci się bar­dzo czę­sto zmie­niać per­spek­ty­wę, cza­sem na prze­strze­ni dwóch-trzech aka­pi­tów

– nie­zręcz­no­ści wszel­kie­go ro­dza­ju (a tych było bar­dzo dużo), na przy­kład:

W końcu prze­rwał, wtrą­ca­jąc:

W końcu po­wie­dział, mó­wiąc. Bez sensu.

 

Ogól­ne wra­że­nia: sym­pa­tycz­ne. We­so­ła, od­prę­ża­ją­ca lek­tur­ka na jedno po­po­łu­dnie. Nad ca­ło­ścią unosi się duch Prat­chet­ta pod­la­ny swoj­ską ru­basz­no­ścią. Ży­ra­fa do­da­je nieco ab­sur­du i eg­zo­ty­ki, ale to też na plus. Po­sta­ci do­brze za­ry­so­wa­ne, tro­chę prze­ja­skra­wio­ne, ale sym­pa­tycz­ne, kom­po­nu­ją się z resz­tą tek­stu, który trze­ba trak­to­wać z przy­mru­że­niem oka. Po­do­ba­ły mi się szcze­gól­nie prze­ko­ma­rzan­ki mię­dzy Nie­za­bud­ką a Wrzy­cim­ło­tem. W mo­men­cie, kiedy we­szła po­li­ty­ka i za­czę­łaś opi­sy­wać, kto się z kim nie lubi i kto kogo pró­bu­je pod­bić, tro­chę się za­plą­ta­łam i nie do końca ogar­nę­łam za­leż­no­ści. Ale to w sumie nie od­gry­wa­ło więk­szej roli, więc je­stem skłon­na przy­mknąć oko ;)

Czy­ta­ło­by się bar­dzo przy­jem­nie, gdyby nie to, że było sporo po­tknięć. Na przy­szłość po­le­cam prze­czy­ta­nie tek­stu na głos przed pu­bli­ka­cją, żeby prze­ko­nać się, czy zda­nia mają wła­ści­wy rytm, czy słowa pa­su­ją do kon­tek­stu, czy pod­miot się gdzieś nie za­gu­bił.

Ufa­jąc, że przej­rzysz tekst jesz­cze raz i tro­chę go ogar­niesz od stro­ny tech­nicz­nej, kli­kam bi­blio. Za miłą, lekką lek­tu­rę i nie­na­chal­ny humor. I za ży­ra­fę, oby tam, gdzie się zna­la­zła, miała pod do­stat­kiem brzo­zo­wych liści.

EDIT: Jed­nak nie po­trze­bu­jesz klika. Wy­da­wa­ło mi się, że jed­ne­go bra­ku­je. No nic to, mu­sisz się za­do­wo­lić kli­kiem po­ten­cjal­nym ;)

three go­blins in a trench coat pre­ten­ding to be a human

Kro­kus, no muszę po­wie­dzieć, że roz­ja­śni­łeś mój dzień! Taka miła re­cen­zja, to skarb! Chyba wy­dru­ku­ję i po­wie­szę, żeby wpa­try­wać się w gor­sze dni! Dzię­ku­ję! Poza tym, zdaję sobie spra­wę, że nie jest ide­al­nie, mimo że tekst prze­szedł betę, to wiele mu bra­ku­je tech­nicz­nie. No i cze­kam na Twoją mapkę, zo­ba­czy­my, kto wygra! :D Oby Twe płat­ki były za­wsze jędr­ne!

Gra­vel, dzię­ku­ję za szcze­ry, me­ry­to­rycz­ny ko­men­tarz! Muszę po­ro­bić no­tat­ki, bo po­wta­rza­ją mi się te same błędy! Czy­ta­łam ten tekst sama i z be­tu­ją­cy­mi, po­pra­wia­jąc co się da, ale nie wpa­dłam na gło­śne czy­ta­nie. To może być świet­ny po­mysł. Jutro spró­bu­ję zro­bić ko­rek­tę jesz­cze raz. Ży­ra­fy lubię, ży­ra­fy ma­lu­ję, szy­ku­ję się nie­dłu­go do wy­sta­wy o ży­ra­fach. Mam bzika. No i w kon­kur­sie, chyba spe­cjal­nie dla mnie, było hasło “zbroj­na ży­ra­fa”! I jak tu nie sko­rzy­stać?! I dzię­ki za klika, te po­ten­cjal­ne są oczy­wi­ście bar­dziej ma­gicz­ne! heart

 

Uff, prze­czy­ta­ne jesz­cze raz. Fak­tycz­nie, sporo tych po­pra­wek, choć mogę się za­ło­żyć, że wszyst­kie­go nie zna­la­złam. Czy­ta­łam też część na głos, brzmi dziw­nie. 

Gra­vel, za­sta­na­wiam się nad he­adhop­pin­giem. Wy­wa­li­łam nieco myśli Ja­sny­gwin­ta, bo nic nie wno­szą. Ale czy to jest tak, że he­adhop­ping jest zły? Bo cza­sem po­trzeb­na mi była in­for­ma­cja o prze­mia­nie Nie­za­bud­ki z jej punk­tu wi­dze­nia? Czy le­piej, jak opi­su­ję wszyst­ko z per­spek­ty­wy jed­ne­go bo­ha­te­ra? 

Czy­ta­łam też część na głos, brzmi dziw­nie. 

Nor­mal­ka xD Ale nic tak nie po­ma­ga wy­ła­pać błę­dów, od kilku lat za­wsze czy­tam swoje tek­sty na głos przed pu­bli­ka­cją i teraz nie wy­obra­żam sobie wrzu­ce­nia cze­goś bez prze­czy­ta­nia.

 

He­adhop­ping nie jest zły sam w sobie i oczy­wi­ście dużo za­le­ży od gustu da­ne­go czy­tel­ni­ka. Mogę mówić tylko za sie­bie, ale oso­bi­ście wolę trzy­mać się jed­ne­go nar­ra­to­ra (oczy­wi­ście ina­czej to wy­glą­da, kiedy nar­ra­to­rzy zmie­nia­ją się na prze­strze­ni roz­dzia­łów – wtedy nie ma pro­ble­mu, tak jak było np. w “Pie­śni Lodu i Ognia”). Ale kiedy nar­ra­cja sie­dzi głę­bo­ko w kon­kret­nej gło­wie, nagłe prze­sko­cze­nie w myśli innej po­sta­ci budzi py­ta­nia w stylu: “A skąd Wrzy­cim­łot wie­dział, co sobie Nie­za­bud­ka myśli?”. Prze­sta­wie­nie się na zdy­stan­so­wa­ną nar­ra­cję wy­ma­ga czasu i może psuć im­mer­sję.

 

Ży­ra­fy lubię, ży­ra­fy ma­lu­ję, szy­ku­ję się nie­dłu­go do wy­sta­wy o ży­ra­fach.

O, a ja­kiej wy­sta­wy? Ma­lar­skiej?

three go­blins in a trench coat pre­ten­ding to be a human

Dobra, dzię­ki za wy­ja­śnie­nia, zwró­cę na to uwagę. He­adhop­ping. Nowy temat do ogar­nię­cia. 

 

Tak, ma­lu­je na co dzień i sprze­da­ję na au­kcjach sztu­ki, a co jakiś czas robię wy­sta­wę, w ce­lach pro­mo­cyj­nych. Na to trze­ba po­zbie­rać nieco ob­ra­zów i ich nie sprze­da­wać, co nie jest miłe bu­dże­to­wo. :) 

Ma­lo­wa­nie jest tak przy­jem­ne, jak pi­sa­nie! Oczy­wi­ście, nie ma­lu­ję tylko żyraf! Cza­sem coś in­ne­go rów­nież! :D Kilka przy­kła­dów:

Po­zdra­wiam cie­plut­ko!

 

Ja­aakie cudne! heart

Jak bę­dziesz Ju­ror­ką tu­tej­sze­go kon­kur­su, ta­ki­mi ob­ra­za­mi mo­żesz ko­men­to­wać zgło­sze­nia. :)

Pe­cu­nia non olet

Dzię­ku­ję Bruce! Wąt­pię, żebym była ju­ror­ką w naj­bliż­szym cza­sie, ale może kie­dyś… cheeky Po­zdra­wiam cie­plut­ko!

Prze­ko­na­na je­stem. :)

Pe­cu­nia non olet

Cudne, teraz le­piej ro­zu­mię ży­ra­fę z po­przed­nie­go opka :) Bar­dzo mi się po­do­ba­ją przy­go­dy Wrzy­cim­ło­ta, świet­nie się to czyta. Tro­chę he­adhop­pin­gu tam masz, ale mnie to nie prze­szka­dza, u Prat­chet­ta też jest, a go uwiel­biam :)

Do­brze ogar­niasz ca­łość, tekst jest spój­ny. I z po­przed­nim (to zna­czy na­stp­nym) też spój­ny. Fajne uni­wer­sum Ci wy­cho­dzi i mam ci­chut­ką na­dzie­ję, że go nie po­rzu­cisz.

Ła­pan­ki nie bę­dzie, bo zgra­łam na czyt­nik, żeby się wy­god­nie na sofie roz­ło­żyć ;) Ma­ru­dzić nie mam o co. Klicz­ka bym dała, ale masz kom­plet :)

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Dzię­ku­ję Ir­ka­_Luz, wspa­nia­le że zaj­rza­łaś! Uni­wer­sum nieco mnie wcią­gnę­ło, także coś tam pew­nie jesz­cze na­pi­szę. Bar­dzo się cie­szę, że Ci się po­do­ba­ło! Po­zdra­wiam cie­plut­ko!

Świet­ne opo­wia­da­nie. Bar­dzo lubię takie kli­ma­ty. Szcze­gól­nie w pierw­szej czę­ści nie­na­chal­ny, ale wy­raź­ny ko­mizm spra­wiał, że uśmiech nie scho­dził mi z twa­rzy i nawet je­że­li były tam ja­kieś nie­do­cią­gnię­cia, to po­zo­sta­łem na nie ślepy. W dru­giej czę­ści zro­bi­ło się po­waż­niej i tu już zwró­ci­łem uwagę na to , że nie wiem co się na­ro­bi­ło w Krze­mie­niu i że ra­czej cięż­ko było by kró­lo­wi ukry­wać swoją “fau­ni­stość” przez długi czas. Ale to są tak na­praw­dę dro­bia­zgi. W końcu, od czego wy­obraź­nia :)

Ro­zu­miem, że pewna dawka po­wa­gi była po pro­stu po­trzeb­na dla zwięk­sze­nia czyn­ni­ka he­ro­ic .

Nie zmie­nia to jed­nak w naj­mniej­szym stop­niu mojej oceny. To jest bar­dzo dobre opo­wia­da­nie.

 

Jaka ładna mapka! Już cię nie lubię :p

Sym­pa­tycz­ny wstęp z en­cy­klo­pe­dii. Świet­ne opo­wia­da­nie:). Od po­cząt­ku za­sta­na­wia­łam się, jak to ro­ze­grasz z ży­ra­fą i świet­nie ci to wy­szło. Bo­ha­te­rów po­lu­bi­łam i prze­czy­tam ko­lej­ne opo­wia­da­nie smiley.

Czeke, dzię­ku­ję, za­rów­no za po­chwa­ły jak i za wy­tknię­cie po­tknięć. Wi­docz­nie za mało opi­sa­łam króla, bo w gło­wie mia­łam, że długą szatą przy­kry­wał ko­py­ta. Po­my­ślę nad tym i może coś do­pi­szę. 

Mo­ni­que.M, bar­dzo mi miło, że się po­do­ba­ło! Też Cię nie lubię, z racji samej kon­ku­ren­cji! laugh Ale zaj­rza­łam na Twoja mapkę i też fajna! Dobre nazwy, pa­su­ją do fan­ta­sy! Jak znaj­dę chwil­kę, to wpad­nę po­czy­tać. Jesz­cze raz dzię­ki za czy­ta­nie, bo to dłu­gie prze­cież!

Po­do­ba­ło mi się :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Czy­ta­ło się cał­kiem przy­jem­nie, dłu­go­ści się nie czuje, fa­bu­ła płyn­na, motyw żyraf sma­ko­wi­cie przy­rzą­dzo­ny. Mam wąt­pli­wo­ści co do ca­łe­go mo­ty­wu z bo­ha­te­rem nagle uzy­sku­ją­cym do­stęp do dużej ilo­ści do­dat­ko­wej wie­dzy. Myślę, że sama kwe­stia po­ra­dze­nia sobie z takim na­tło­kiem ob­cych in­for­ma­cji, w prak­ty­ce z na­rzu­co­ną zmia­ną oso­bo­wo­ści, wy­ma­ga­ła­by szer­sze­go roz­pa­trze­nia jako osob­ny wątek, może sa­mo­dziel­ny temat opo­wia­da­nia. Tutaj zaś nie wy­da­je mi się na­zbyt uda­nym roz­wią­za­niem fa­bu­lar­nym: zwłasz­cza wia­do­mość o struk­tu­rze spo­łe­czeń­stwa fau­nów i moż­li­wych u nich te­le­pa­tycz­nych roz­ka­zach po­win­na ra­czej być wcze­śniej za­sy­gna­li­zo­wa­na. Czy­tel­nik mógł­by przy­go­to­wać się na praw­do­po­dob­ny roz­wój zda­rzeń, a w tej sy­tu­acji myślę, że kon­cep­cja może wy­glą­dać na wci­śnię­tą si­ło­wo.

Wkra­dło się tro­chę błę­dów in­ter­punk­cyj­nych, nawet już w na­głów­ko­wym ob­ja­śnie­niu:

Leśny Kra­sno­lud Ogo­nia­sty, to ga­tu­nek ży­ją­cy we Wschod­niej Pusz­czy.

Przed “to” wpro­wa­dza­ją­cym de­fi­ni­cję nie sta­wia­my prze­cin­ka.

Do pra­wi­dło­we­go wzro­stu po­trze­bu­je le­śne­go po­wie­trza, fil­tro­wa­ne­go przez ga­łę­zie świa­tła i śpie­wu trol­li.

Czym są “ga­łę­zie śpie­wu”? Przy­pusz­czam, że ca­łość zna­cze­nio­wą miało sta­no­wić “fil­tro­wa­ne­go przez ga­łę­zie świa­tła”, trze­ba zatem do­mknąć wtrą­ce­nie prze­cin­kiem (nawet przed “i”, bez róż­ni­cy).

Dalej w tek­ście też po­ja­wia­ją się ana­lo­gicz­ne błędy, choć­by w ostat­nim zda­niu. Przy po­bież­nym prze­glą­dzie do­strze­głem także:

Nikt nie prze­kli­na na swoją wła­sną rasę, chyba, że na wład­cę cie­mię­ży­cie­la.

We­wnątrz “chyba że” (spój­nik zło­żo­ny) prze­cin­ka nie ma.

 

Dzię­ku­ję za po­dzie­le­nie się tek­stem i życzę dal­szej weny!

Anet, dzię­ku­ję za miłe słowa, cie­szę się nie­zmier­nie!

Śli­ma­ku Za­gła­dy, dzię­ku­ję za ła­pan­kę, no mam z tymi prze­cin­ka­mi wiecz­nie ja­kieś pro­ble­my, cho­ciaż mam wra­że­nie, że po­ma­łu jest coraz le­piej. Wska­za­łeś też na cie­ka­wy pro­blem, o któ­rym nie po­my­śla­łam, a wy­da­je się ważny. Prze­my­ślę do­kład­nie ten na­tłok wie­dzy u kra­sno­lu­da i zmia­nę oso­bo­wo­ści. Jesz­cze jedna rzecz do po­pra­wie­nia lub zmia­ny. Cie­szę się, że za­uwa­ży­łeś i na­pi­sa­łeś. 

Bar­dzo Wam dzię­ku­ję! :) Smacz­ne­go jajka, czy też, w przy­pad­ku Śli­ma­ka, ka­wio­ru! :D

 

Cześć!

 

Prze­czy­ta­ne, ko­men­tarz po za­koń­cze­niu kon­kur­su.

 

Po­zdra­wiam!

„Po­szu­ki­wa­nie praw­dy, która, choć­by naj­gor­sza, mo­gła­by tłu­ma­czyć jakiś sens czy choć­by kon­se­kwen­cję w tym, czego je­ste­śmy świad­ka­mi wokół sie­bie, przy­no­si je­dy­ną moż­li­wą od­po­wiedź: że samo po­szu­ki­wa­nie jest, lub może stać się, ową praw­dą.” J.Kaczmar­ski

Krar, faj­nie, że prze­brną­łeś! To cze­kam…

Bar­ba­rian, no ale prze­kar­mi­łeś tą ży­ra­fę na maksa. Jakaś dieta, czy coś…

Hej!

Ko­men­tarz bę­dzie pi­sa­ny na bie­żą­co. ;) Pięk­na mapka, ma­lo­wa­łaś na kart­ce far­ba­mi?

 

Roz­ba­wił i za­cie­ka­wił mnie wstęp. Kra­sno­lud z ogo­nem? No tego nie zna­łam, może ma sa­iy­ań­skie geny xd.

 

Po­czą­tek z pi­ja­nym kra­sno­lu­dem może dość stan­dar­do­wy, ale masz lekki, przy­jem­ny styl, do­brze się czyta. Póź­niej mamy jed­nak coś w ro­dza­ju wpro­wa­dze­nia, przej­ścia przez etapy wy­da­rzeń, które miały miej­sce. Nie je­stem fanką ta­kich za­bie­gów, obe­szło­by się bez wspo­mnień. Zwłasz­cza że nie mają za wiele do prze­ka­za­nia i na po­cząt­ku spo­wal­nia­ją akcję.

 

– Trzy i pięć piw, plus go­rza­ła! – wy­pa­lił i, za­do­wo­lo­ny, wy­pa­try­wał re­ak­cji.

Tutaj można się za­sta­no­wić, jak wy­glą­da­ła wa­lu­ta. Bo gro­si­sze brzmią tro­chę jak nasz gro­sze, a jeśli się tar­gu­ją… i osta­tecz­nie dwa gro­si­sze zo­sta­ją za­mie­nio­ne na pięć piw i go­rza­łę, to wy­da­je się, jakby al­ko­hol był bar­dzo tani.

 

– Co za chwost? – mruk­nął cicho sam do sie­bie i nie­uf­nie zbli­żył się do go­ścia.

– Szu­ka­li­ście mnie?– za­py­tał.

Skoro mówi to ten sam bo­ha­ter, dia­log po­wi­nien być cią­giem. Przy oka­zji, spa­cja się zgu­bi­ła przed „za­py­tał”.

 

Czło­wiek spo­koj­nie wy­trzy­mał jego spoj­rze­nie.

Jeśli wcze­śniej mamy in­for­ma­cję, że Wrzy­cim­łot pod­cho­dzi do go­ścia nie­pew­nie (mru­czy do sie­bie i zbli­ża się nie­uf­nie), to ra­czej nie po­sy­ła żad­nych zło­wro­gich spoj­rzeń, które ten gość miał­by wy­trzy­mać. Cho­dzi mi o to, że sfor­mu­ło­wa­nie „wy­trzy­mać spoj­rze­nie” pa­so­wa­ło­by, gdyby kra­sno­lud szedł z bo­jo­wą czy groź­ną miną.

 

Aka­pit o tym, że nie pa­mię­tał, co za­szło, jest dla mnie tro­chę bez sensu. Mamy ja­kieś tam in­for­ma­cje, ale wła­ści­wie nic nie wiemy, nic nam to nie daje.

 

Po­czuł, że nie ma sensu to przy­po­mi­na­nie,

Też tak uwa­żam xd.

 

– Co?– Nie zro­zu­miał Wrzy­cim­łot.

Spa­cja ucie­kła.

 

Ono nie na mięso!- wy­krzyk­nął

Spa­cja ucie­kła i myśl­nik nie ten.

 

A poza tym – świet­ne to wpro­wa­dze­nie ży­ra­fy. :D

 

– Cho­le­ra jasna! Żeby wuja po­krę­ci­ło w od­wrot­ną stro­nę! – wy­krzyk­nął, po czym zdaw­szy sobie spra­wę, że wuj już się prze­krę­cił, i to nie­od­wra­cal­nie, dodał tylko: – Na zbi­te­go dzię­cio­ła­ka!

Po­do­ba mi się Twoja kre­acja bo­ha­te­ra. Jest taki kra­sno­ludz­ki! Na plus, że za wiele nie pa­mię­ta z po­przed­nie­go wie­czo­ru, tek­sty też ma nie­wy­mu­szo­ne, a humor nar­ra­to­ra do­dat­ko­wo mnie roz­ba­wia.

 

Tego jesz­cze nie było?!

Tu chyba bez znaku za­py­ta­nia.

 

prze­żu­wa­jąc ostat­ni liść ol­cho­wy ru­szy­ło ma­je­sta­tycz­nie za uczniem.

Tu bym dała prze­ci­nek po „ol­cho­wy”.

 

– Nie­ład­nie pod­słu­chi­wać–

Spa­cja.

 

– A ży­ra­fa, była tego, no, jakby to po­wie­dzieć.– Zaj­rzał w pa­pier.

Spa­cja.

 

Za to cała akcja, na­bur­mu­szo­ny kra­sno­lud, upar­ta Nie­za­bud­ka i Ja­sny­gwint słu­cha­ją­cy opo­wie­ści jak dzie­ciak – wszyst­ko świet­nie opi­sa­ne. Po­lu­bi­łam bo­ha­te­rów, hi­sto­ria jest luźna, za­baw­na, czyta się bar­dzo przy­jem­nie.

 

Potem idę ra­to­wać, co tam trze­ba, od­da­ję ży­ra­fę i wra­cam.

Haha, no Wrzy­cim­łot jest ge­nial­nie wy­kre­owa­nym bo­ha­te­rem. :D

 

Tak mi jesz­cze przy­szło na myśl, że bar­dzo ory­gi­nal­ne imio­na mają wszy­scy. :D

 

Wpro­wa­dze­nie cen­tau­ra bar­dzo do­brze wy­szło. ;)

Oo, cze­kaj, to ży­ra­fa jest tro­chę jak taki cy­borg? O.O

 

No dzie­je się, dzie­je, walka z cen­tau­rem, ude­rze­nie o ka­mień, cała spra­wa z ży­ra­fą tro­chę po­dej­rza­na, co jej zro­bi­li i kto? Hm…

 

Po­do­ba mi się, jak mie­szasz za­baw­ne sceny, luźne sy­tu­acje, z tymi trud­ny­mi. Opis walki bar­dzo udany.

 

Gnomy i od­czu­wa­nie ży­ra­fy w gło­wie, coraz bar­dziej mnie in­te­re­su­je ta ży­ra­fa, umiesz stop­nio­wać na­pię­cie.

 

Kiedy do­cie­ra­ją do trol­li, tro­chę bra­ku­je mi opisu trol­li, choć nie­wiel­kie­go, bo jed­nak trol­le w opo­wia­da­niach wy­glą­da­ją róż­nie.

Ale okej, dalej mamy wspo­mnie­nie kra­sno­lu­da i opis trol­li z dzie­ciń­stwa, więc można uznać, że teraz też tak wy­glą­da­ją. ;)

 

W sce­nie z woj­sko­wy­mi cen­tau­ra­mi tro­chę mi siada lo­gi­ka wy­da­rzeń, bo po­de­szli i za­py­ta­li, a nasz kra­sno­lud zdą­żył w tym cza­sie skon­tak­to­wać się z ży­ra­fą i po­wie­dzieć sporo słów do Ja­sne­go. Myślę, że za­czę­li­by re­ago­wać szyb­ciej. ;)

 

Za to scena z ra­tu­ją­cą ich ży­ra­fą, z Nie­za­bud­ką, która oka­za­ła się kimś innym i wątek z kró­lem-fau­nem, to po pro­stu świet­na ro­bo­ta. Wszyst­ko opi­sa­ne tak, że czy­ta­łam na jed­nym wde­chu. ;)

 

Wej­ście do króla dość szyb­kie, a w środ­ku prze­mo­wa kra­sno­lu­da taka… po­waż­na, jak na niego. Cóż, można to zgo­nić na to po­łą­cze­nie z ży­ra­fą, które go tak od­mie­ni­ło, w sumie spryt­ny po­mysł ze stro­ny au­to­ra, żeby zmie­nić bo­ha­te­ra przez po­łą­cze­nie z umy­słem, ale mimo wszyst­ko tro­chę mi szko­da, że nie mamy już na­sze­go daw­ne­go ma­ru­dzą­ce­go Wrzy­cim­ło­ta. Mia­łam wra­że­nie, że to takie pój­ścia na ła­twi­znę, aby w zamku mógł po­roz­ma­wiać z kró­lem, a potem wy­da­wać po­le­ce­nia.

 

Opis ze stro­ny Gó­ro­sła­wa jest jak dla mnie zbyt mocną eks­po­zy­cją. W do­dat­ku prze­ska­ku­je­my nagle do niego, tylko na chwi­lę i nie ma to ra­czej więk­sze­go sensu. ;)

 

że nie­bez­pie­czeń­stwo mi­nę­ło, bo bał się bar­dzo.  

Tutaj to, że się bał to wiemy, skoro do­znał ulgi.

 

Nie wie­dzia­ła już, ja­ki­mi sło­wa­mi prze­ma­wiać, więc traj­ko­ta­ła o wszyst­kim, w na­dziei, że coś go wy­rwie z przy­gnę­bie­nia. 

To też zbęd­ne, bo wi­dzi­my, że Nie­za­bud­ka traj­ko­cze. ;)

 

Nie ro­zu­miem tylko, dla­cze­go ży­ra­fa wła­śnie w takim mo­men­cie znik­nę­ła. To wy­glą­da jak ty­po­wy im­pe­ra­tyw nar­ra­cyj­ny – mu­sia­ła znik­nąć, żeby już jej dalej w tek­ście nie było, bo nie wia­do­mo, co z nią dalej. No to mamy wol­ność i po spra­wie… Chyba że cze­goś nie zro­zu­mia­łam. ;)

 

– Kró­le­stwo za konia?

Hehe, dobre. :D

 

Ca­łość bar­dzo sym­pa­tycz­na, z hu­mo­rem. Po­do­ba­ło mi się. :)

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie,

Anan­ke

Anan­ke, dzię­ki za od­wie­dzi­ny! Tak, mapkę ma­lo­wa­łam na kart­ce, potem zro­bi­łam zdję­cie, fajna za­ba­wa! Po­my­ślę nad tą wa­lu­tą, cho­ciaż w mojej gło­wie, gro­si­sze były dość war­to­ścio­we. No, ale widać, nie wy­brzmia­ło. Po­pra­wi­łam wszyst­kie błędy, które zna­la­złaś (dzię­ki!), jed­nak z wy­ci­na­niem aka­pi­tów i więk­szy­mi po­praw­ka­mi po­cze­kam, bo to kon­kur­so­we opko i nie chcę teraz za dużo zmie­niać. 

Też teraz uwa­żam, że koń­ców­ka do po­praw­ki jesz­cze. Dzię­ku­ję za miłe słowa i cie­szę się bar­dzo, że do­brze się czy­ta­ło! Dzię­ku­ję za po­świę­co­ny czas i po­zdra­wiam cie­pło!

Mapka pięk­na. Widzę, że masz ta­lent, bo są i inne ob­ra­zy. :)

 

Po­my­ślę nad tą wa­lu­tą, cho­ciaż w mojej gło­wie, gro­si­sze były dość war­to­ścio­we.

 

To za ile gro­si­szy było piwo? Za pół, za ćwierć, mniej? ;)

 

Pew­nie, więk­sze po­praw­ki to po kon­kur­sie. ;)

Ja dzię­ku­ję za miłą lek­tu­rę i po­zdra­wiam ser­decz­nie. :)

No gro­sisz, to takie nasze 5 dych…, tak myślę… :D W kan­to­rze wy­mia­ny walut oczy­wi­ście dro­żej bę­dzie! :D

Po­zdra­wiam! :) 

Cześć!

 

Różne już rze­czy czy­ta­łem, ale ni­g­dzie nie było jesz­cze żyraf bo­jo­wych ani drzew­nych kra­sna­li. Po­my­sło­wi bo­ha­te­ro­wie oraz lekka at­mos­fe­ra są bez wąt­pie­nia moc­ny­mi stro­na­mi tek­stu. Po­czą­tek wy­pa­da ru­basz­nie, wręcz po­ciesz­nie, przy­wo­dząc na myśl Shire, gdzie pro­ble­my spro­wa­dza­ją się do spraw pro­za­icz­nych.

Ale szyb­ko wy­pra­wiasz bo­ha­te­ra w po­dróż, dając mu do po­mo­cy cie­ka­wych kom­pa­nów, z któ­rych każdy pełni jakąś rolę i do­peł­nia ob­ra­zu świa­ta.

Walka z cen­tau­ra­mi – poza bru­tal­no­ścią – wręcz ocie­ka kla­sy­ką, co ide­al­nie pa­su­je do kli­ma­tu chwi­li i szczyt­nej misji, któ­rej pod­jął (ok, w którą zo­stał wko­pa­ny) bo­ha­ter. Od mo­men­tu wkro­cze­nia do mia­sta za­czy­na­łem się tro­chę gubić, bo at­mos­fe­rę za­gro­że­nia i ra­to­wa­nia świa­ta przy­ćmił po­śpiech oraz nie­ocze­ki­wa­na „zdra­da” nie­za­bud­ki. Może zwy­czaj­nie prze­ga­pi­łem puz­zle (zbyt szyb­ko czy­ta­łem), ale wy­szło to tro­chę nie­ocze­ki­wa­nie. Wszyst­ko przed­sta­wi­łaś spraw­nie i po­praw­nie, ale tro­chę było tego za dużo naraz i at­mos­fe­ra sia­dła.

Miej­sca­mi zgrzy­ta­ło wy­ko­na­nie (kil­ku­krot­ne braki spa­cji przy dia­lo­gach), kilka razy po­ku­si­łaś się o dosyć długi opis cze­goś, za­miast to po­ka­zać. Wiem, to wy­ma­ga czę­ste­go kom­bi­no­wa­nia (sam mie­wam z tym pro­ble­my, kto ich nie miewa ;-) ) i nieco wię­cej zna­ków, ale zbyt­nie na­sy­ce­nie opka opi­sa­mi stu­dzi uwagę czy­tel­ni­ka.

Mapka i ży­ra­fa prze­pięk­ne, pa­su­ją do kli­ma­tu i do­peł­nia­ją tekst, która wy­pa­dła na­praw­dę nie­źle.

 

Po­zdra­wiam!

„Po­szu­ki­wa­nie praw­dy, która, choć­by naj­gor­sza, mo­gła­by tłu­ma­czyć jakiś sens czy choć­by kon­se­kwen­cję w tym, czego je­ste­śmy świad­ka­mi wokół sie­bie, przy­no­si je­dy­ną moż­li­wą od­po­wiedź: że samo po­szu­ki­wa­nie jest, lub może stać się, ową praw­dą.” J.Kaczmar­ski

Dzię­ku­ję! Kra­r85, cze­ka­łam, cze­ka­łam i się do­cze­ka­łam! Ważne wska­zów­ki o po­spiesz­nym za­koń­cze­niu biorę sobie do serca. Po­pra­cu­ję. To był bar­dzo fajny kon­kurs! :)

cze­ka­łam, cze­ka­łam i się do­cze­ka­łam!

Jak pi­sa­łem, uzu­peł­nię ko­men­tarz dla każ­de­go, tylko po­trze­bu­ję na to tro­chę czasu ;-)

Dzię­ki za przy­jem­ny tekst, który do­star­czył masę fraj­dy z czy­ta­nia.

Kon­kurs, mam na­dzie­ję, jesz­cze wróci, choć pew­nie w nieco zmie­nio­nej for­mie.

 

Po­zdra­wiam!

„Po­szu­ki­wa­nie praw­dy, która, choć­by naj­gor­sza, mo­gła­by tłu­ma­czyć jakiś sens czy choć­by kon­se­kwen­cję w tym, czego je­ste­śmy świad­ka­mi wokół sie­bie, przy­no­si je­dy­ną moż­li­wą od­po­wiedź: że samo po­szu­ki­wa­nie jest, lub może stać się, ową praw­dą.” J.Kaczmar­ski

Bar­dzo faj­nie wy­ko­rzy­sta­ne hasła, a bo­jo­wa ży­ra­fa wy­mia­ta. Aż nie wiem, czy nie jest tro­chę prze­kok­szo­na, bo rasa, która je ho­du­je, po­win­na za­wład­nąć świa­tem.

So­lid­ne opo­wia­da­nie he­ro­ic fan­ta­sy, po­do­bał mi się w bo­ha­ter z przy­pad­ku i w spad­ku po wuju. In­te­re­su­ją­cy motyw.

Ożesz ty…

Ożeż.

a stróż­ka krwi po­pły­nę­ła z dra­śnię­tej skóry.

Sprawdź w słow­ni­ku, co zna­czy “stróż­ka”. Mo­żesz się zdzi­wić.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Hej, Fin­kla, dzię­ki za od­wie­dzi­ny i ko­men­tarz! Uwiel­biam ży­ra­fy! 

Spraw­dzi­łam stróż­kę! Żona stró­ża! :D :D albo ko­bie­ta pil­nu­ją­ca! :D Czło­wiek się całe życie uczy! 

Dzię­ki! :) 

Jolko!

 

Zbroj­na ży­ra­fa Ci wy­szła <3 No i nie dzi­wię się, w końcu zdję­cie pro­fi­lo­we zo­bo­wią­zu­je. :D

Ru­basz­ny po­czą­tek ze zbie­ra­niem dru­ży­ny? Check.

Kli­ma­tycz­ne, kla­sycz­ne opisy walk z mi­to­lo­gicz­ny­mi stwo­ra­mi? Check.

Są mo­men­ty, gdzie robi się za­wi­le. Są frag­men­ty, gdzie tro­chę mu­sia­łem ha­mo­wać i za­sta­no­wić się w któ­rej sy­na­go­dze dzwo­ni, ale osta­tecz­nie czy­ta­ło się przy­jem­nie. Nie czuć było tej dłu­go­ści aż tak, co dla au­to­ra jest na­praw­dę super osią­gnię­ciem! :D

Dzię­ku­je­my za udział w kon­kur­sie i po­zdra­wiam!

 

Qu­idqu­id La­ti­ne dic­tum sit, altum vi­de­tur.

Jolko, jak to do­brze, że Twoje ta­len­ty – ma­lar­ski i pi­sar­ski, że o fan­ta­zji i dow­ci­pie nie wspo­mnę – spla­ta­ją się nad wyraz do­sko­na­le, skut­kiem czego po­wsta­ją dzie­ła prze­peł­nio­ne wiel­ce zaj­mu­ją­cą tre­ścią, nie­ba­nal­ny­mi po­sta­cia­mi, eg­zo­tycz­ny­mi ży­ra­fa­mi i świet­nej ja­ko­ści hu­mo­rem. No, palce lizać. :D

Bar­dzo ża­łu­ję, że do Piwa dla kra­sno­lu­da od­ko­pa­łam do­pie­ro dzi­siaj, dążąc do skró­ce­nia ko­lej­ki.

 

– No, wiesz, twój spa­dek.Ro­ze­śmia­ła się… → Zbęd­na krop­ka po wy­po­wie­dzi. Di­da­ska­lia małą li­te­rą.

Winno być: – No, wiesz, twój spa­dek – ro­ze­śmia­ła się…

Tu znaj­dziesz wykaz cza­sow­ni­ków dla di­da­ska­liów dia­lo­go­wych.

 

Głową wska­za­ła na zwie­rzę­ta.Głową wska­za­ła zwie­rzę­ta.

Wska­zu­je­my coś, nie na coś.

 

Słoń­ce prze­bi­ja­ło do środ­ka zwy­kle ciem­ne­go po­miesz­cze­nia i wy­da­wa­ło się, że od zwie­rzę­cia bije nie­zwy­kły blask… → Nie brzmi to naj­le­piej.

Pro­po­nu­ję: Słoń­ce wni­ka­ło do środ­ka zwy­kle ciem­ne­go po­miesz­cze­nia i wy­da­wa­ło się… Lub: …że zwie­rzę­ ja­śnie­je nie­zwy­kłym bla­skiem

 

– Mów do nas po ludz­ku albo wcale.Zde­ner­wo­wa­ła się lekko Nie­za­bud­ka. – Mów do nas po ludz­ku albo wcale – zde­ner­wo­wa­ła się lekko Nie­za­bud­ka.

 

Wska­zał na duży, ko­li­sty kol­czyk w uchu dziew­czy­ny. →  Wska­zał duży, ko­li­sty kol­czyk w uchu dziew­czy­ny.

 

można było zo­ba­czyć błę­kit­ne mi­go­ta­nie za­klęć.

– No, zo­bacz­my, co tam Aki­lah ukry­wa przed nami… → Nie brzmi to naj­le­piej.

Pro­po­nu­ję w pierw­szym zda­niu: …można było do­strzec/ za­uwa­żyć błę­kit­ne mi­go­ta­nie za­klęć.

 

zdo­łał chwy­cić swój to­po­rek… → Czy za­imek jest ko­niecz­ny?

 

Si­wo­wło­sy opadł nagle w dół… → Masło ma­śla­ne – czy mógł opaść w górę?

 

bo ina­czej zjeż­dżał w dół po po­chy­łym grzbie­cie. → Jak wyżej – czy mógł zjeż­dżać w górę?

 

kra­sno­lud chwy­tał już za swój topór, a Ja­sny­gwint za nóż rzeź­nic­ki… → …kra­sno­lud chwy­tał już topór, a Ja­sny­gwint nóż rzeź­nic­ki

 

po­wie­dzia­ła wska­zu­jąc na tkwią­cą wciąż w ra­mie­niu Wrzy­cim­ło­ta. → …po­wie­dzia­ła, wska­zu­jąc tkwią­cą wciąż w ra­mie­niu Wrzy­cim­ło­ta.

 

Te naj­star­sze po­ra­sta­ły lasem, cięż­ko je było zo­ba­czyć… → Te naj­star­sze po­ra­sta­ły lasem, trud­no je było zo­ba­czyć

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Ciezko-a-trudno;19058.html

 

Tylko co my teraz ro­bi­my? → Chyba miało być: Tylko co my teraz zro­bi­my?

 

Dziew­czy­na wska­za­ła na ży­ra­fę… → Dziew­czy­na wska­za­ła ży­ra­fę

 

Ożesz ty… – Kra­sno­lud aż umilkł… → Ożeż ty… – Kra­sno­lud aż umilkł

 

– Aki­lah ulin­zi! – krzyk­nął gło­śno… → Zbęd­ne do­okre­śle­nie – krzyk jest gło­śny z de­fi­ni­cji.

 

sze­ro­kiej na kilka me­trów wokół zwie­rzę­cia. → Skąd w tej opo­wie­ści wie­dzia­no co to metry?

https://pl.wikipedia.org/wiki/Systemy_miar_stosowane_na_ziemiach_polskich

http://wiki.meteoritica.pl/index.php5/Dawne_jednostki_miar_i_wag

 

…roz­rzu­co­na była na kilka me­trów do­oko­ła. → Jak wyżej.

 

Mi­strzu?!- za­wo­łał zdez­o­rien­to­wa­ny… → Brak spa­cji przed dy­wi­zem, za­miast któ­re­go po­win­na być pół­pau­za.

 

Swój rój fau­no­wy mo­żesz mamić… → Czy tu nie miało być: Swój ród fau­no­wy mo­żesz mamić

 

po­cią­gnął wiel­kie­go łyka. → …po­cią­gnął wiel­ki łyk.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Re­gu­la­to­rzy, ser­decz­nie dzię­ku­ję za wszyst­kie wy­ła­pa­ne błędy! Faj­nie, że po takim cza­sie jesz­cze ktoś tu wpadł, a jesz­cze faj­niej, że Ty! :D Bar­dzo się cie­szę, że przy­pa­dło do gustu, że humor pa­so­wał, a po­praw­ki na­nio­sę z pew­no­ścią! 

Po­zdra­wiam cie­plut­ko! :)

Jolko, to była praw­dzi­wa przy­jem­ność i bar­dzo się cie­szę, że obie je­ste­śmy za­do­wo­lo­ne. :)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Nowa Fantastyka