- Opowiadanie: Tulipanowka - Pisklakowaty preparat

Pisklakowaty preparat

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Pisklakowaty preparat

Homo sapiens ukształtowany przez lata ziemskiej ewolucji jest istotą przystosowaną do życia na planecie Ziemia. Aby skolonizować inne planety należy w laboratorium zbudować od podstaw, od pojedynczych cząsteczek nowego człowieka. Człowieka, który będzie posiadał przystosowania umożliwiające egzystencję na danej, ściśle określonej planecie.

 

Narada naukowców zatrudnionych w koncernie „Replika".

– Witajcie, przejdę od razu do rzeczy, bo szkoda czasu – zaczął główny biolog syntetyczny koncernu „Replika", Lennard. – Po pięciu latach intensywnych starań, nadal nie udało się nam nawiązać współpracy z Sebastianem Cipką. To naprawdę frustrujące zważywszy, że na ten cel mamy w budżecie zarezerwowaną holendarną kwotę pieniędzy. Co to za typ, żeby niczym nie można go było skusić? Niech burza mózgów będzie naszą deską ratunku. Zaprosiłem państwa wszystkich, może wspólnymi umysłowymi siłami wpadniemy na plan o ile nie ostatecznie skuteczny, to chociaż nowy. Panie Drzwiściławie proszę o krótką charakterystykę pana Cipki.

– Cipka jest typowym informatykiem, flegmatycznym, nie umiejącym zachować się w sytuacjach towarzyskich, do którego trzeba trzy razy powiedzieć to samo, by spojrzał w inną stronę niż w monitor – wyjaśniał Drzwiścisław, specjalista bioinformatyk, wyróżniający się nieco ironicznym stylem wypowiedzi. – Jego głównym zajęciem jest oglądanie pornografii. Tfu…, oblecha gość, ale paniom nie wiedzieć czemu bardzo się podoba. Wszystkie się w nim zakochują, choć on widzi w nich tylko wypięte tyłki, za przeproszeniem. Nawet nie wiedziałem, że tacy szownistyczni goście, dinozaury zamierzchłej epoki dotrwały do naszych czasów.

– Chciałabym się wtrącić – podniosła rękę mikrobiolog Anemona.

– Proszę pani Anemono, byle krótko, bo pan Drzwiściław jeszcze nie dokończył charakterystyki postaci.

– Jestem mikrobiologiem, ale też dziewczyną Playman'a o wymiarach dziewięćdziesiąt-sześćdziesiąt-dziewięćdziesiąt, wzroście metr siedemdziesięciu pięciu centymetrów i wadze pięćdziesięciu pięciu kilogramów. Dodatkowo z sukcesami brałam udział w konkursach Miss Mokrych Majtek i…

– Pani Anemono może bez takich zagajeń – przerwał wypowiedź koleżanki Lennard.

– To ważne – obruszyła się Anemona, ale widząc karcące spojrzenie Lennard zmieniła swój tok wypowiedzi. – No dobrze. Chodziło mi o to, że moja uroda jest nieskazitelna w ocenie nawet profesjonalistów, a mimo to Cipka miał zastrzeżenia. Powiedział, że mam narośle na piersi, i że pewnie z niego wyrastają włosy, a to go strasznie brzydzi. Chodziło mu o pieprzyk na biuście. Poza tym…

– Do rzeczy – przerwał Lennard.

– Anemona zmierza prawdopodobnie do wyjaśnienia okoliczności, że na świecie, w różnych korporacjach ustalono, że pasją Cipki jest pornografia i seks. Nie tylko „Replika", ale wszyscy podsuwają na zachętę najpiękniejsze dziewczyny. Zarówno słodkie idiotki poprzebierane w króliczki z futerkową białą kulką na pośladkach, jak i biuściaste wampy, kończąc na femme fatale o magnetycznych spojrzeniach. Nawet gdy jedną pogoni, po chwili, jeszcze tego samego dnia zjawia się następna – klarował Drzwiścisław.

– Właśnie o to mi chodziło – przytaknęła Anemona.

– Z analizy materiału genetycznego wynika, że Cipka jest pozbawiony głębszych uczuć, między innymi nie potrafi kochać – kontynuował Drzwiścisław.

– Nie mówcie tak o kocurku! Nie mogę tego słuchać – zirytowała się inżynier genetyki Domicela. – Sebcio jest taki śliczny, wprost rozkoszny, jak kocurek. Gdy go zobaczyłam, od razu miałam ochotę całować, przytulać i głaskać. Ale kocurek ma też pazurki…

– Pani Domicelo, pani Miciu, proszę się publicznie nie podniecać – upomniał koleżankę Lennard. – To nieestetyczne.

– A pieniądze? – spytała genetyk India.

– Z przykrością, choć i uznaniem muszę stwierdzić, że Cipka jest najlepszym informatykiem, ba więcej trzeba rzec w tym momencie, najlepszym hakerem na świecie – powiedział specjalista bioinformatyk Drzwiścisław. – Wszyscy mu proponują wielkie pieniądze, największe koncerny, banki, agencje dysponujące niewyobrażalnymi finansowymi możliwościami. Innymi słowy: to Cipka dyktuje warunki i wybiera swojego pracodawcę. Od nas mógł zażądać dowolną kwotę, ale nie chciał.

– Dlaczego? – dociekała India.

– Twierdzi, że ma zasady – odpowiedziała Anemona.

– Są tak śmieszne, absurdalne i nielogiczne, że aż trudno uwierzyć, by zrodziły się w umyśle informatycznego geniusza – mruknął biolog syntetyczny Lennard.

– Bo to tak jest jak z nadprzeciętnymi możliwościami ludzi z autyzmem. Narysują ci miasto, przez które zaledwie raz przejeżdżali, ale nie potrafią poradzić sobie w normalnym życiu – wyjaśniła biotechnolog Ludmiła.

– I wśród naszego grona są osoby o nadzwyczajnych zdolnościach – powiedział biolog molekularny Kacper. – Na przykład nasza koleżanka pani India.

– Ja? – zdziwiła się India.

– Dokładnie – uśmiechnął się lekko Kacper. – A kto nam pokazywał, że potrafi przyłożyć do swojego ciała metalową łyżkę i to jeszcze boczną krawędzią? Łyżka nie spadłała.

– Tak, ale to wydarzenie miało miejsce po eksperymencie, po naładowaniu ciała energią… – urwała swoją wypowiedź genetyk India. – Eeee, mniejsza z tym. Tak normalnie to nic takiego nie potrafię.

– Nie zbaczajmy z tematu. Mówimy o panu Cipce – przypomniał Lennard.

– Odnośnie charakterystyki to wspomnieć należy, że Cipka jako dziecko nosił nazwisko Kowalski – referował Drzwiścisław. – Jako młodzieniec zrobił sobie testy genetyczne, z których wyszło, że stary Kowalski nie jest jego biologicznym ojcem. Jego matka nie chciała mu powiedzieć czyim jest synem. Podobno twierdziła, że Kowalskiego i że ona nie rozumie jak wyniki analiz mogą przeczyć prawdzie. W każdym razie Cipka nie uwierzył matce, nazwał ją „suką" i na złość rodzinie urzędowo zmienił nazwisko na Cipka.

– I nie jest mu niezręcznie nosić takie nazwisko? – zdziwił się Kacper.

– Gdzie tam. On jest z niego dumny. Z satysfakcją przedstawia się komu się da. Twierdzi, że jest miłośnikiem cipek i dlatego nazwisko idealnie do niego pasuje – pośpieszyła z wyjaśnieniem Anemona.

– I nie boi się aresztowania? – spytała India.

– Nie – pokręcił głową Drzwiścisław. – Wszyscy zainteresowani wiedzą, że Cipka pisze hakerskie programy, ale tak to spryciarsko robi, że nie można mu niczego udowodnić. Sądy takie już są, że żądają dowodów. Zasadniczo wystarczy nie zostawiać śladów, dowodów lub zadbać o rozmycie odpowiedzialności, by zawsze być bezkarnym.

– Ale dlaczego Cipka tak uparcie odrzuca nasze propozycje? O co mu chodzi? – zaciekawił się Kacper.

– Może nie dość jasno wytłumaczono mu cel programu? – wtrąciła się Ludmiła.

– Jasno. Już jaśniej się nie da – sapnęła Anemona. – Tłumaczyłam wielokrotnie, że dzięki temu programowi stanie się sławny niczym Craig Venter, Karol Darwin albo Albert Einstein. A on nie. Mówiłam, że będzie bogaty i że będzie mógł spełniać swoje marzenia. On na to, że jest wystarczająco zamożny i w każdej chwili może być jeszcze bardziej. No i ciągle powtarzał, że ma zasady.

– Bzdura – warknął z dezaprobatą Lennard. – Biologia syntetyczna rozwija się w tempie niesamowitym. Mamy banki genów. Komputery mogą odczytać dowolny genom. Dysponujemy narzędziami do produkcji wręcz dowolnych łańcuchów DNA. Z perspektywy obecnych możliwości zabawy zespołu Craig'a Ventera z Mycoplasma genitalium i Mycoplasma mycoides wydają się błahostką. Ludzie od lat spożywają żywność zmodyfikowaną genetycznie, leczą się dzięki farmaceutykom, których substancje czynne produkowane są przez mikroorganizmy, albo transgeniczne zwierzęta. A ten Cipka wyskakuje z konserwatywną argumentacją rodem z XX wieku.

– Żeby chociaż – westchnęła Anemona. – Niezależnie co się mu powie i jakie przedstawi dowody, on kwituje to stwierdzeniem „ale ja uważam". On sobie po prostu uważa i nic nie można mu zrobić. On tak uważa, jak uważa i koniec. Kropka. Można walić głową w mur i tak na zakończenie dyskusji on wygłosi „ale ja uważam". Wkurwiający jest ten gość. Jak osioł się uprze i tkwi w swoich fałszywych przekonaniach.

– On to chyba robi specjalnie – stwierdził Dzwiścisław. – Tak dla jaj. W końcu to haker. A hakerom największą radość sprawia wkurwianie innych.

– Moglibyśmy stworzyć sztucznego, podrasowanego w wielu aspektach, człowieka, albo stworzenie humanoidalne… – zamyśliła się Ludmiła.

– Tylko, kurwa, potrzeba nam najlepszego programisty – zdenerwował się Kacper.

– Adenina łączy się z tyminą, a cytozyna z guaniną. To tak banalnie proste. Cipka napisałby program w miesiąc – stwierdził z przekonaniem Lennard.

– Nie mogę pojąć, jak ktoś może tak marnować swój fenomenalny talent – zdumiała się India.

– Ktoś popełnił błąd w jego intelektualnym rozwoju – szepnął Dzwiścisław. – Gdyby uczęszczał na lekcje z inżynierii genetycznej, albo z programowania biotechnologicznego.

– Albo chociaż z przyrody – wtrąciła Ludmiła.

– Ha, ha, ha – zgromadzeni wybuchli śmiechem.

– W sumie nie bądźmy tacy dosadni w ocenach. Swego czasu za dużo mówiło się o robotach, sztucznej inteligencji z materii nieożywionej i tak dalej – powiedziała Domicela. – To w robotyce pokładano największe nadzieje. Obecnie wystarczy dobry program i możemy stworzyć nowy, żyjący gatunek o z góry określonych cechach.

– Władze Ziemi chcą kolonizować kosmos, wysłać ludzi na planety Ufek i Belzebub, a nam potrzeba nowych ludzi o zupełnie innym metabolizmie, układzie odpornościowym i inne takie. Takich ludzi nowego gatunku trzeba skonstruować od podstaw. To jest nasz cel, przypominam – powiedział Lennard.

– O tym wszystkim doskonale wiemy – skrzywił się Drzwiścisław. – Pytanie zasadnicze brzmi, co zrobić, żeby zmusić Cipkę do współpracy.

– Pobrałam od niego materiał genetyczny. Jego klony są obecnie trzyletnimi dziećmi – rzekła inżynier genetyki Domicela.

– To trochę jeszcze musimy poczekać – westchnął Kacper.

– Przepraszam, ale muszę to powiedzieć – zabrała głos biotechnolog Ludmiła. – Jego klony nawet jeżeli dorosną mogą nie dorównać geniuszowi Cipki. Geny to nie wszystko. Życiowe doświadczenie kształtuje osobę nawet w większym stopniu niż geny. Jak z talentem muzycznym. Jeżeli człowiek nie ćwiczy, nie trenuje i odpowiednio wcześnie nie odkryje swoich predyspozycji, nie zostanie wielkim wirtuozem. Moim zdaniem Cipka ma unikatowy umysł i umiejętności. Trzeba go przekonać.

– Jeżeli po dobroci nie można, wypada użyć podstępu – stwierdził Drzwiścisław, a Lennard z aprobatą kiwnął głową.

– Powinno się mu jeszcze raz wszystko od początku wytłumaczyć – dodała Ludmiła.

– Strata czasu – machnęła dłonią Anemona. – On uważa, że jest sobą, jednostką autonomiczną o wolnej woli i że wyłącznie sam o sobie decyduje. Podpierając się naukowymi publikacjami tłumaczyłam, że w nim i na nim żyje sto bilionów organizmów, przede wszystkim bakterii i że bez nich nie mógłby normalnie żyć, a z drugiej strony one mają wpływ na niego, na jego czyny i myśli. I wiecie, co Cipka na to? Śmiał się tylko. Po prostu ręce opadają. Ja w to nie wierzę, powiedział. Ja na to, że przecież to naukowa oczywistość. On „ale ja uważam…".

– Sebcio uważa, że człowiekowi nie wolno manipulować w materiale genetycznym i w ogóle w procesie tworzenia człowieka. Poza tym w proces tworzenia sztucznego żywego człowieka Sebcio po prostu, cytuję, „nie wierzy". Kocurek Sebcio jest taki romantyczny, zjawiskowo uroczy, prawda? – twarz Domiceli przyjęła rozmarzony wyraz na wspomnienie Sebastiana.

– Bez pojęcia. Co te kobiety w nim widzą? Dupek i głupek – oburzył się Drzwiścisław.

– Ale tylko on byłby w stanie napisać program na tak złożoną istotę – mruknął Lennard.

– Kurczę, dlaczego on tak się broni. Przecież jeżeli nie on, to za dwa, trzy pokolenia kto inny to zrobi. Postępu nie zatrzyma się w ten sposób – stwierdził Kacper.

– A co sądzicie o narkotykach, albo hipnozie? – spytała Ludmiła.

– Jego umysł nie jest podatny na hipnozę i sugestie wpajane podprogowo. To już i my i inne koncerny biotechnologiczne przerabiały. Natomiast narkotyki odpadają. W takim stanie ducha można tworzyć sztukę, ale nie programy bioinformatyczne – wyjaśnił Drzwiścisław.

– Pracując nad drobiem, a dokładnie nad kurami – zabrała głos India. – Zaczęło się od kury bioreaktora, czyli kury zmodyfikowanej genetycznie w ten sposób, aby w jej tkankach powstawało ludzkie białko uczestniczące w krzepnięciu krwi, a skończyło na nieszczególnie udanej hodowli sztucznych kur. Genetycy, mikrobiolodzy i zootechnicy od zwierzęcych bioreaktorów stawali na rzęsach, żeby projekt zakończył się sukcesem. Nawalił informatyk, dla którego liczyło się tylko żeby program działał. A już jak? To nie. A że sztucznym kurom plątały się nogi i łby sobie roztrzaskiwały waląc nimi w kamienie. Ech… Stare dzieje. W każdym razie niejako przy okazji odkryłam pewne wirusy i pewne bakterie i pewien mechanizm. Nie będę przytaczać szczegółów, bo to będzie mój patent, mój wynalazek, który zarejestruję i ogłoszę w stosownym czasie. Nie mniej jednak, jeżeli korporacja wyczerpała inne możliwości, to ewentualnie mogę podjąć się próby zainfekowania umysłu Cipki.

– A dokładnie? Behawior, zachowanie, jakie będzie? – zainteresował się Lennard.

– Dla mnie nieprzyjemne, ale cóż poświęcę się dla ogółu – powiedział India.

– Czyli…? – Lennard gestykulując zachęcał koleżankę do szczegółowych wyjaśnień.

– Cipka zrobi to o co go poproszę. Jego instynkty staną się podobne do instynktów kurczęcia po wykluciu się z jajka. Cipka będzie łaził za mną krok w krok, ciągle spragniony mojej obecności w zasięgu wzroku. Ale to będzie uciążliwe… – sapnęła India.

– Mogę się z tobą zamienić, proszę – zaproponowała Domicela. – Tak bym chciała, żeby ten uroczy mizia mizia kocurek za mną, jak pisklaczek, biegał.

– Nie. Preparat musi być przygotowany kilka minut wcześniej. Liofilizowane bakteryjne szczepy trzeba szybko i precyzyjnie aktywować. Pomieszczenie na moje spotkanie z Cipką trzeba przygotować wcześniej. Należy wmontować panele emitujące promieniowanie o ustalonej długości fal i inne takie techniczne szczegóły. Jest wiele niuansów zależnych od okoliczności i zachowania Cipki. Na tyle dużo, że muszę to zrobić sama.

– Pamiętajmy, że Cipka nie jest głupi. Zaskoczyć go można tylko raz – zauważył Drzwiścisław.

– Dokładnie. Dlatego już za pierwszym razem musi zostać zainfekowny preparatem Indii – podsumował Lennard.

 

***

Sebastian Cipka napisał program na sztucznego człowieka.

Na podstawie tego programu w laboratorium mikrobiologicznym koncernu „Replika" zbudowano od postaw DNA dla pięćdziesięciu ludzi (dwudziestu pięciu kobiet i dwudziestu pięciu mężczyzn).

Program na DNA, dzięki geniuszowi twórcy, był tak doskonały, że sztuczni ludzie mogli się bez problemów rozmnażać.

Powstał nowy gatunek człowieka Homo vultuosus.

Sztuczni ludzie zaczęli kolonizację planet Ufek i Belzebub.

 

***

Fragment wywiadu prasowego

– Panie Sebastianie, czy nie uważa pan za niestosowne takie nieustanne podążanie za panią Indią? – spytał dziennikarz.

– Absolutnie nie – odpowiedział Sebastian Cipka. – Na tym polega miłość i ja uważam, że nie da się jej zmierzyć naukowymi metodami. Uwielbiam Indię i nie wyobrażam sobie życia bez jej towarzystwa.

– Ale czy to dla niej nie jest zbyt męczące?

– Nie, ja uważam, że nie. To dar od losu i największa przyjemność, że możemy razem spędzać każdy dzień i noc.

– Ale pan jako największy informatyk, ba największy światowy haker, czyli taki któremu nic udowodnić nie można, twórca genialnego programu na nowego człowieka, czy nie chciałby bardziej posmakować życia? Podróżować, poznawać ludzi?

– Nie, to takie puste. Męczą mnie powierzchowne znajomości, tak samo jak przenoszenie się z miejsca na miejsce. Wolę siedzieć w laboratorium razem z Indią. Ona tak ślicznie kroi białe myszki i wyciąga z nich flaki do analiz. A kiedy opowiada o mutantach wyrosłych na płytkach, to ja jestem nawet bardziej podniecony niż ona. Głównie widokiem jej podniecenia, ale mniejsza z tym. India jest kimś najlepszym, kto mógł mi się przydarzyć.

– W takim razie, kiedy pan pracuje?

– Mam komputer przy sobie, czyli moja praca nie przeszkadza mi w nieustanny przebywaniu razem z moją ukochaną Indią.

– He, he i nawet do toalety chodzicie razem – ironicznie zaśmiał się dziennikarz.

– Oczywiście! A gdyby Indii coś się stało? Nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Technika poszła tak do przodu, że i dziwne scenariusze są prawdopodobne.

– Krążą plotki, że być może zakażony jest pan mikroorganizmem, który spowodował gwałtowną zmianę pańskiej mentalności?

– Bzdura. Co też zazdrośni ludzie nie wymyślą? Złośliwcy zazdroszczą nam wielkiej miłości. Jestem stale zakochany w Indii i uważam, że nic nie jest w stanie tego zmienić.

– Ale przecież z naukowych dowodów wiadomo, że długotrwały stan zakochania jest niemożliwy…

– Ja uważam, że możliwy – odparł Sebastian. – Sam jestem tego dowodem.

– Zmieńmy temat. Czy miał pan dylematy etyczne pisząc program na sztucznego człowieka?

– India mnie poprosiła, więc napisałem. Nie miałem dylematów. Chciałem Indii sprawić przyjemność.

– To zadanie proponowano panu wielokrotnie. Konsekwentnie pan odmawiał. Skąd ta zmiana?

– Zrobiłem to dla Indii. Gdyby poprosiła to poszedłbym na koniec świata, albo rzucił się w morze.

– Czy napisałby pan program na sztucznego człowieka dla jakieś instytucji rządowej lub prywatnej, która płaciłaby tyle, ile by pan sobie zażyczył?

– Nie. Uważam, że ludźmi się nie handluje.

– Czyli India namówiła pana do zrobienia czegoś wbrew pańskim moralnym przekonaniom? – dopytywał się dziennikarz.

– Przepraszam. Koniec wywiadu. India wychodzi, więc ja też muszę. Do widzenia – powiedział Sebastian i pobiegł za wychodzącą z pomieszczenia kobietą. – Indio poczekaj, wychodzimy razem.

 

***

Minęło trzydzieści lat od pierwszego spotkania Indii z Sebastianem (momentu, gdy umysły obojga tych ludzi zostały zainfekowane „pisklakowatym" preparatem).

 

– Sebastianie, wiem że to za późno na takie wyznania, ale chciałabym ci się przyznać do czegoś złego, co zrobiłam trzydzieści lat temu – zaczęła India.

– To już nie jest ważne. Wybaczam ci – odpowiedział Sebastian i objął ramieniem kobietę.

– Ale nawet nie wiesz o co chodzi?

– Nie muszę wiedzieć.

– Musisz – stwierdziła India i spojrzała w oczy Sebastiana. – Tamtego wieczoru w hotelu zainfekowałam cię bakteriami i wirusami, które skolonizowały twoje ciało, a w szczególności umysł, docelowo zmieniając twój charakter. Rozumiesz? Gdyby nie szczepionka nigdy nie zwróciłbyś na mnie uwagi, a tym bardziej się zakochał.

– Niemożliwe, nie wierzę w takie cuda.

– Ale to prawda. Zrobiłam to z premedytacją, żebyś napisał program na sztucznego człowieka. Wtedy uważałam, że moja wina jest lub będzie mniejsza w porównaniu z naukowymi korzyściami.

– No dobrze. Być może coś mi dosypałaś do piwa, ale ja uważam, że twoje działania nie mogły spowodować tego o czym mówisz. Jestem sobą i wiem co i dlaczego czuję.

– Ale…

– Kocham cię Indio i żadnym zarazkom nic do tego. Uważam, że jesteś kimś najlepszym, kogo mogłem spotkać w życiu. Przy tobie jestem szczęśliwy.

– Ale nie stało się to drogą naturalną. Logicznie analizując, czy nigdy nie przyszło ci do głowy, że przecież spotkałeś dużo ładniejsze i milsze ode mnie kobiety, albo że facet, któremu panie nadskakują korzysta z ich wdzięków, a nie jest wierny jednej? Dlaczego ty postępowałeś inaczej?

– Bo jestem tylko w tobie zakochany.

– Stale?

– Tak.

– I nie dziwi cię to? – spytała India.

– Nie.

– Mogę ci przysiąść, że to skutek bakteryjno-wirusowej szczepionki podanej w warunkach kontrolowanych.

– Dobrze, niech ci będzie. Podałaś mi nowoczesny napój miłosny.

– Wiem, że to lata za późno, ale… mogę ci podać preparat ze szczepami, które zabiją drobnoustroje powodujące nienaturalne przywiązanie ciebie do mnie. Moim zdaniem człowiek ma prawo do wolności. Wykorzystałam cię, ale chcę naprawić błąd – India spuściła głowę i rozpłakała się.

– Indio nie płacz – Sebastian pogłaskał kobietę po włosach. – Nie będę pić żadnych napojów na odkochiwanie się. Uważam, że to śmieszne.

– Ale wolność i prawa człowieka?

– Ja żyję zgodnie z własnymi zasadami i jest mi dobrze. Nie chcę nic zmieniać. Przyznaj się, pewnie jakiś żądny sensacji dziennikarzyna cię podpuścił? Oni żyją z takich rewelacji. Im zależy, żeby coś się rozwaliło: zarówno budynki, jak i związki między ludźmi.

– Nikt mnie nie podpuścił. To ja sama. Sztuczni ludzie zamieszkują już na Ufku i Belzebubie. Są sprawni fizycznie i umysłowo, rozmnażają się. Uznałam, że nie powinnam dłużej cię oszukiwać.

– Już mnie nie kochasz?

– Kocham, właśnie dlatego…

– W takim razie jak wyjaśnisz okoliczność, że ty mnie kochasz, chociaż nie zażyłaś szczepionki?

– Nie wiem. Może dlatego, że tak za mną wszędzie podążasz, z toaletą i sypialnią włącznie?

Po dłuższej chwili milczenia odezwał się Sebastian.

– Zamieniłem szklanki z piwem. Ty wypiłaś moją.

– Co?

– Tak.

– Niemożliwe. Przecież dobrze pamiętam – upierała się India.

– A jednak – uśmiechnął się Sebastian.

– Blefujesz?

– Znam kilka magicznych sztuczek, które zasadniczo sprowadzają się do odwrócenia uwagi obserwatora.

– Nie wierzę, po prostu nie wierzę.

– Włamałem się do twojego komputera i przeczytałem jak powinien zachowywać się człowiek za zażyciu twojej pisklakowatej szczepionki. No i zacząłem zachowywać się zgodnie z wytycznymi. Początkowo bardzo mnie to bawiło, a później… uznałem, że tak jest fajnie.

– Napisałeś program na sztucznego człowieka. Doskonały program. Przecież to niezgodne z twoimi zasadami.

– Tak, przyznaję. Zrobiłem to dla ciebie.

– Zrobiłeś to świadomie? Tak po prostu? Dla mnie?

– Chciałaś tego.

– Program posiada haczyk?

– Indio uwielbiam twoją przenikliwość.

– Powiedz jaki, proszę. Umieram z ciekawości.

– A pozostawisz tę wiedzę dla siebie? Obiecujesz? – postawił warunek Sebastian.

– Obiecuję.

– Wpisałem sztucznemu człowiekowi kilka wirusów. Wirusów w sensie typowo informatycznym. Wszyscy myślą, że te geny nic nie znaczą, a to są geny samobójcze. Spowodują śmierć sztucznego człowieka w określonych warunkach i sytuacjach.

– Jak mogłeś wpaść na tak szatański pomysł? – spytała przerażona, a równocześnie podekscytowana India.

– Hmmm… – westchnął głęboko Sebastian. – Najpierw przeanalizowałem wzorzec, czyli budowę normalnego, ludzkiego DNA; długie ciągi adenin, cytozyn, guanin i tymin; i w nim odkryłem wciśnięte szkodliwe programiki, geny samobójcze.

– To znaczy, że cywilizacja sztucznego człowieka się skończy?

– Wcześniej, czy później. Tak samo jak nasza. Wszystko zależy od ich zachowania.

– Od jakiego zachowania? Kiedy uaktywniają się geny samobójcze?

– Nie wiesz? A kto powiedział, że biotechnolodzy są lepsi od informatyków? – zapytał z przekąsem Sebastian.

– Ja nic takiego nie pamiętam – zakręciła przecząco głową India.

Obydwoje roześmiali się głośno i poszli spać.

 

Koniec

Komentarze

"To naprawdę frustrujące zważywszy, że na ten cel mamy w budżecie zarezerwowaną holendarną kwotę pieniędzy." Może holenderską? Może horrendalną? Może słownik?

Dobre opowiadanie, oprócz jednego zgrzytu. Ten wirus co był w piwie - był chyba "nastawiony" na miłość do Indii - logicznie rzecz biorąc, powinna się zakochać sama w sobie. Nic specjalnego, ale nawet przyjemnie się czytało.

"jak powinien zachowywać się człowiek za zażyciu twojej pisklakowatej szczepionki." chyba raczej "po" :)  Tylko to mi wpadło w oko.

Choć miejscami można sobie ziewnąć to ogół jest fajny. Dosyć szybko się czyta. Gdzieniegdzie tylko jak wspominałem, aż chce się pominąć wypowiedzi. Ale i tak mi się podoba. Ciekawe, ciekawe.

Jeszcze pare literówek tam było po drodze, ale nie ważne. Opowiadanie ogólnie fajnie, zwłaszcza nazwisko głównego bohatera. I Drzwiścisław też :P

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Fajne opowiadanie, choć trochę nierówne. Pierwsze liniki zapowiadały świetny pomysł, a potem cztery strony rozwlekle przegadane. Dalej jest już lepiej, no i końcówka niezła.

Sprawnie napisane.

Pozdrawiam.

"Może holenderską? Może horrendalną? Może słownik?"
- sorry, wybacz: nie jestem doskonała :-(

"Ten wirus co był w piwie - był chyba "nastawiony" na miłość do Indii - logicznie rzecz biorąc, powinna się zakochać sama w sobie."
- nie, zupełnie nie; mózg można pobudzić do pewnych reakcji np. zakochania się "w kimś kto najbliżej stoi"

nie chciałabym wypowiadać się z pozycji rzecznika tego tekstu; ale
pamiętajmy jednak, że bohaterowie mówią prawdę, ale czasem kłamią, a czasem ich wspomnienia uległy zdecydowanym przekształceniom (upływ czasu), no i najważniejsze: oni niekoniecznie wiedzą co się zdarzyło naprawdę
kto zakochał się sam z siebie, a kto został zainfekowany? 

-------------------------------------------
cieszę się, że pomysł wydał się Wam interesujący
wykonanie to zawsze kwestia gustu i wrażliwości, więc to normalne, że opinie mogą być różne;
ale jeśli sama idea inspiruje to już jest wielkie COŚ

pozdrawiam
 

Nowa Fantastyka