- Opowiadanie: Koryu - Nie zabija się piątego syna

Nie zabija się piątego syna

atry­but – Lu­bież­na Dzie­wi­ca. Droga krót­ka.

Po­dzię­ko­wa­nia dla bruce, za za­chę­tę i dla Go­lodh za od­stą­pie­nie tak in­spi­ru­ją­ce­go atry­bu­tu.

 

Miłej lek­tu­ry.

Inne opo­wia­da­nia w świe­cie Tel­la­va­ru:

Czło­wiek, który nie wy­glą­dał       (CT +16)

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

Użytkownicy III

Oceny

Nie zabija się piątego syna

Ce­sar­stwo Tel­la­var (+1) 

Ro­san­da le­ża­ła w łóżku i pa­trzy­ła w gwiaz­dy blak­ną­ce na po­ran­nym nie­bie. Poeci pi­sa­li wier­sze o tych słod­kich chwi­lach, kiedy ko­chan­ko­wie roz­sta­ją się wra­ca­jąc do swych domów, tę­sk­nie już wy­cze­ku­jąc ko­lej­ne­go spo­tka­nia.

Dla niej był to czas mor­der­ców i róż­nej maści skur­wy­sy­nów, któ­rzy koń­czy­li swoje spra­wy i wra­ca­li do kry­jó­wek, lub do­pie­ro z nich ru­sza­li do no­wych, nik­czem­nych zadań. Tak czy ina­czej, nie lu­bi­ła świtu. Zwłasz­cza dzi­siaj, kiedy szy­ko­wał się cięż­ki i pra­co­wi­ty dzień, po­nie­waż spo­dzie­wa­no się na­ro­dzin pią­te­go dziec­ka pary ce­sar­skiej.

Drzwi do po­ko­ju otwo­rzy­ły się, wszedł jej oj­ciec i po­sta­wił na stole tacę ze śnia­da­niem.

– Dzień dobry có­recz­ko. – De­li­kat­nie po­ca­ło­wał ją w czoło. – Od­pra­wa za dwie kwa­try w sali Fal­la­na.

Wy­sko­czy­ła z łóżka, zja­dła śnia­da­nie, wy­ko­na­ła po­ran­ną to­a­le­tę i za­czę­ła się ubie­rać. 

Ko­lej­na część po­ran­ka, za którą nie prze­pa­da­ła po­nie­waż była atrak­cyj­ną, wy­so­ką ko­bie­tą, ob­da­rzo­ną nie­ste­ty dużym biu­stem. Będąc damą dworu lub kur­ty­za­ną, nie­wąt­pli­wie mo­gła­by to uwa­żać za swój duży atut. Jed­nak dla niej, jako ofi­ce­ra Gwar­dii Ce­sar­skiej, te pier­si były przy­czy­ną pew­nych nie­do­god­no­ści. Żeby za­ło­żyć na­pier­śnik mu­sia­ła wpierw wci­snąć się w spe­cjal­ny gor­set, który trzy­mał w ry­zach jej wdzię­ki.

Mi­mo­wol­nie uśmiech­nę­ła się na wspo­mnie­nie pew­ne­go za­da­nia, kiedy wcie­li­ła się w rolę kur­ty­za­ny. Sumy, jakie jej wtedy ofe­ro­wa­no za spę­dze­nie wspól­ne­go wie­czo­ru były ab­sur­dal­nie wręcz wy­so­kie. Potem któ­ryś z żoł­nie­rzy wy­my­ślił dla niej prze­zwi­sko „Lu­bież­na Dzie­wi­ca”. Nikt już wtedy nie ośmie­lił się tak na­zwać jej pro­sto w twarz, ale i tak tro­chę ją to iry­to­wa­ło.

Z dru­giej stro­ny mama po­wie­dzia­ła jej kie­dyś, że pewna doza lu­bież­no­ści w związ­ku jest wska­za­na, zwłasz­cza kiedy spo­tkasz tę wła­ści­wą osobę i chcesz z nią po­pu­ścić wodze fan­ta­zji. Nie ro­zu­mia­ła tego, do­pó­ki nie spo­tka­ła Wil­de­ra­na. Spę­dzi­li wspól­nie czte­ry cu­dow­ne lata. Do czasu aż za­bra­ła go za­ra­za, którą przy­wlókł do twier­dzy Gam­szesz jakiś ku­piec z pu­sty­ni. Otrzą­snę­ła się z tych nie­ocze­ki­wa­nych wspo­mnień i spoj­rza­ła na zegar wodny. Już czas.

 

Przed salą Fal­lo­na zo­ba­czy­ła mło­de­go ofi­ce­ra sa­lu­tu­ją­ce­go sta­re­mu gwar­dzi­ście, Raie Di­vo­ro­wi. Re­gu­la­min co praw­da prze­wi­dy­wał inne za­cho­wa­nie, ale sza­cu­nek jakim da­rzo­no we­te­ra­na był waż­niej­szy. Divor na jej widok uśmiech­nął się i za­sa­lu­to­wał pię­ścią przy­ło­żo­ną do pier­si.

– Pani ka­pi­tan, gwar­dia już jest, cze­ka­my tylko na mi­strza Ar­tu­riu­sa. Ja i moi przy­bocz­ni zo­sta­li­śmy przy­dzie­le­ni wam do po­mo­cy. Je­ste­śmy na pani roz­ka­zy.

Od­wza­jem­ni­ła salut i tro­chę się roz­luź­ni­ła. Po­czu­ła, że część cię­ża­ru, jaki od­czu­wa­ła od paru dni, spada jej z bar­ków. Jesz­cze bar­dziej się ucie­szy­ła, kiedy zo­ba­czy­ła kogo ze sobą przy­pro­wa­dził.

Jo­la­ia Dor była drob­ną, ciem­no­wło­są ko­bie­tą ma­ją­cą opi­nię spe­cja­list­ki od spraw trud­nych i nie­ty­po­wych, ale to drugi z ofi­ce­rów bar­dziej ją za­cie­ka­wił. Sporo o nim sły­sza­ła, jed­nak pierw­szy raz miała z nim pra­co­wać.

Młody Galam ar-Han­gel po­cho­dził z bo­ga­tej i wpły­wo­wej ro­dzi­ny. Jego przo­dek, Dal ar-Han­gel po­ma­gał Ma­imo­no­wi ar-Hon­ta two­rzyć Tel­la­var i przez ko­lej­ne po­ko­le­nia obie ro­dzi­ny zgod­nie pra­co­wa­ły nad bu­do­wą po­tę­gi ce­sar­stwa. Kiedy ukoń­czył Aka­de­mię Woj­sko­wą mając na pa­ten­cie jedną z naj­wyż­szych lokat w swo­jej gru­pie, to spo­dzie­wa­no się, że wy­bie­rze ka­rie­rę w szta­bie Głów­no­do­wo­dzą­ce­go, on jed­nak zde­cy­do­wał się na nie­ła­twą służ­bę w Gwar­dii, gdzie szyb­ko dał się po­znać jako pra­co­wi­ty i uta­len­to­wa­ny ofi­cer. Nie­daw­no usły­sza­ła jak mówią o nim „młody Divor”, co było tu jedną z naj­więk­szych po­chwał, na jaką można było za­słu­żyć. No i ten ciem­no­wło­sy, po­staw­ny męż­czy­zna o ra­do­snym, lekko za­wa­diac­kim uśmie­chu na pewno miał po­wo­dze­nie u ko­biet.

Do sali wbie­gła po­stać w zie­lo­nym uni­for­mie mło­dzi­ka.

– Pani ka­pi­tan. Kadet Da­ni­la Dor. Zo­sta­łam przy­dzie­lo­na jako pani go­niec. – Salut, który wy­ko­na­ła był godny placu de­fi­la­do­we­go.

– Wi­dzia­łaś, mi­strza Ar­tu­riu­sa?

– Nie, ale wiem gdzie ma kwa­te­rę i pra­cow­nię. Jego uczniem jest taki chu­dzie­lec no­szą­cy za­wsze me­ta­lo­wy flet.

– Do­brze. Znajdź któ­re­goś z nich i przy­pro­wadź tu.

– Tak jest.

Dziew­czy­na wy­ko­na­ła ko­lej­ny wzo­ro­wy salut a potem zro­bi­ła coś nie­ocze­ki­wa­ne­go.

Po­ma­cha­ła do jed­ne­go z ofi­ce­rów.

– Cześć mamo. Moje pierw­sze sa­mo­dziel­ne za­da­nie. – Od­wró­ci­ła się i tyle ją wi­dzie­li

Do Ro­san­dy do­pie­ro wtedy do­tar­ło, że to córka Jolai. Dziew­czy­na była szyb­ka i re­zo­lut­na. Oby do­pi­sa­ło jej szczę­ście i prze­ży­ła dzi­siej­szy dzień.

Znów ode­zwał się ten nie­po­kój, który obu­dził ją nad ranem. Żeby go roz­go­nić po­de­szła do swo­ich ludzi. Obaj ofi­ce­ro­wie i dwu­dzie­stu gwar­dzi­stów wy­glą­da­ło na spo­koj­nych i sku­pio­nych. Jak zwy­kle.

– Nie­wy­ma­wial­ni go­to­wi do służ­by. – Mam­mo­one­re wy­szcze­rzył w uśmie­chu śnież­no­bia­łe zęby.

Jeśli ktoś szu­kał­by kom­plet­nych prze­ci­wieństw, to jej przy­bocz­ni po­zor­nie ide­al­nie się do tego nada­wa­li. Mam­mo­one­re Mu­naw­wa­re­ge po­cho­dził z ro­dzi­ny kró­lew­skiej wła­da­ją­cej Al­we­ge­re na da­le­kim po­łu­dniu. Nie­wy­so­ki, po­tęż­nie umię­śnio­ny o skó­rze ko­lo­ru naj­czar­niej­sze­go gra­ni­tu wy­do­by­wa­ne­go w ka­mie­nio­ło­mach Nerra Aso­lu­te, był męż­czy­zną o ra­do­snym uspo­so­bie­niu i sła­bo­ści do ko­biet, któ­rym nie po­tra­fił po­wie­dzieć “Nie”, co cza­sem wpę­dza­ło go w kło­po­ty. Głów­nie z ich mę­ża­mi, oj­ca­mi lub brać­mi.

Z kolei Gun­nulfr Hro­etha­elfr wy­wo­dził się z drob­nej pół­noc­nej szlach­ty i parał się wo­jacz­ką odkąd skoń­czył dzie­więć lat. Ten tycz­ko­wa­ty ru­dzie­lec o skó­rze nie­mal tak bia­łej jak za­śnie­żo­ne szczy­ty gór w jego oj­czy­stej Lau­for i nieco sen­nym spoj­rze­niu, był rów­nie groź­nym wo­jow­ni­kiem co jego to­wa­rzysz.

Po­przez za­gma­twa­ne me­an­dry losu obaj tra­fi­li w sze­re­gi Gwar­dii, gdzie za­war­li dziw­ną dla nie­któ­rych przy­jaźń.

Pół­ofi­cjal­na nazwa ich od­dzia­łu po­ja­wi­ła się tro­chę póź­niej, kiedy ona ob­ję­ła do­wódz­two. Oj­ciec był zbyt znany, więc uży­wa­ła na­zwi­ska matki, która po­dob­nie jak ce­sa­rzo­wa May­en­na po­cho­dzi­ła ze wschod­nie­go kró­le­stwa Vi­le­tii. Na­zy­wa­ła się Przy­ny­szew­ska. Tego było już za wiele, nawet dla naj­bar­dziej uta­len­to­wa­nych ję­zy­ko­wo urzęd­ni­ków i ofi­ce­rów. No i tak po­wstał ich przy­do­mek „Nie­wy­ma­wial­ni” coraz czę­ściej uży­wa­ny nawet w ofi­cjal­nych do­ku­men­tach.

Pa­trzy­ła na swo­ich żoł­nie­rzy, za­sta­na­wia­jąc się kto z nich do­ży­je ju­trzej­sze­go dnia. Jak na ko­men­dę wsta­li, od­da­jąc salut. Ufali jej i byli go­to­wi pójść tam, dokąd ich po­pro­wa­dzi. Coś ją ści­snę­ło w gar­dle. Oprócz ojca nie miała bliż­szych sobie ludzi. Byli jak ro­dzi­na, ze wszyst­ki­mi tego wa­da­mi i za­le­ta­mi. Bo by­wa­ło róż­nie. Raz le­piej, raz go­rzej, ale w razie pro­ble­mów mogli na sie­bie li­czyć bez­wa­run­ko­wo.

Do sali wbie­gła Da­ni­la, a z nią ciem­no­wło­sy chu­dzie­lec z cha­rak­te­ry­stycz­nym fle­tem prze­wie­szo­nym przez plecy.

– Mistrz Ar­tu­rius do­łą­czy póź­niej, przy­słał swo­je­go ucznia.

– Do­brze, sia­daj­cie. Za­czy­na­my od­pra­wę.

 Ado­lin Gran z ulgą usiadł z boku dzię­ku­jąc Stwór­cy, że nie mu­siał pró­bo­wać okła­mać tej ko­bie­ty. Wąt­pił, żeby to się udało. Bo praw­da była taka, że jego men­tor zmarł dzi­siaj rano, a jego ostat­nie słowa ko­ła­ta­ły mu się po gło­wie: „On nad­cho­dzi. To nie Nisz­czy­ciel. Nie Nisz­czy­ciel. Chroń go. On…". Co Ar­tu­rius miał na myśli?

Ro­san­da po­de­szła do stołu szta­bo­we­go i od­sło­ni­ła na­ścien­ną mapę. Chwi­lę jej się przy­glą­da­ła, cho­ciaż znała na pa­mięć ten cha­rak­te­ry­stycz­ny teren. To były je­dy­ne za­bu­do­wa­nia w pa­ła­cu za­pro­jek­to­wa­ne i wy­ko­na­ne na bazie koła. Byli i tacy, któ­rzy twier­dzi­li, że cen­tral­na bu­dow­la jest od star­sza pa­ła­cu .

– Nasze za­da­nie to bez­po­śred­nia ochro­na Domu Na­ro­dzin. Ce­sa­rzo­wa już tam jest. Zaj­mu­je­my po­zy­cję na we­wnętrz­nej kra­wę­dzi Drogi Życia, wokół Domu. Nie wcho­dzi­my do ogro­dów bie­gną­cych wzdłuż ze­wnętrz­ne­go muru, bo tam Ar­to­rius i Ado­lin umie­ści­li wiele pu­ła­pek.

Pa­trząc na plan widać dwa słabe punk­ty. Bramę Życia i Bramę Śmier­ci, ale nie sądzę, żeby to było takie pro­ste. Tutaj mur przy­le­ga do Szczy­tu Stwór­cy. Kie­dyś w ar­chi­wach zna­la­złam wzmian­kę o sta­rej ko­pal­ni, która po­dob­no znaj­do­wa­ła się w tam­tej oko­li­cy. Ze­wnętrz­ny mur można też znisz­czyć za po­mo­cą magii lub ła­dun­ków mi­ner­skich. Mu­si­my przy­jąć że atak może na­stą­pić z każ­dej stro­ny.

Nasza głów­na linia obro­ny bie­gnie wzdłuż Drogi Życia. Jeśli na­cisk prze­ciw­ni­ka bę­dzie zbyt duży, wy­co­fu­je­my się pod ko­lum­na­dę, a w osta­tecz­no­ści do drzwi wej­ścio­wych.

– A potem? – Gilef, naj­młod­szy z gwar­dzi­stów, który do­pie­ro co zo­stał przy­ję­ty do służ­by był wy­stra­szo­ny.

– Dla nas nie ma potem. Je­ste­śmy ostat­nią linią obro­ny.

Chło­pak zbladł, ręce za­czę­ły mu się trząść.

– Mogę coś po­wie­dzieć? – Ran­tel, nie­wie­le młod­szy od jej ojca wstał. – Jeśli zginę, to cho­ciaż w do­brym to­wa­rzy­stwie, ale wie­cie co? Mam za­miar prze­żyć. Nie­dłu­go od­cho­dzę na eme­ry­tu­rę. Stary je­stem i robię się po­wol­ny…

– Taa, jak wście­kły ro­so­mak. – Roz­le­gły się zdu­szo­ne śmie­chy.

– …i po­wol­ny. Dla­te­go po służ­bie za­pra­szam wszyst­kich na piwo. Ja sta­wiam, ale cie­bie Gilef wy­zy­wam na ku­flo­wy po­je­dy­nek, bę­dzie lane Po­dwój­ne Księ­ży­co­we.

Chło­pak aż zła­pał się za głowę, bo do­sko­na­le pa­mię­tał kaca, ja­kie­go miał po ostat­nim takim wy­zwa­niu. I za­po­mniał o nad­cho­dzą­cej walce. O to wła­śnie cho­dzi­ło we­te­ra­no­wi, który mru­gnął po­ro­zu­mie­waw­czo do swo­jej do­wód­czy­mi i usiadł.

Kon­ty­nu­owa­ła od­pra­wę.

– Oczy­wi­ście wszyst­kie te plany są ro­bio­ne na wy­pa­dek gdy uro­dzi się chło­piec i na szczy­cie Domu za­pło­nie zie­lo­ny ogień. Jest nie­wiel­ka szan­sa, że to bę­dzie w końcu dziew­czyn­ka, ale ce­sa­rzo­wa uro­dzi­ła czte­rech synów, więc za bar­dzo bym na to nie li­czy­ła. Mu­si­my być przy­go­to­wa­ni na naj­gor­sze, a mieć na­dzie­ję na naj­lep­sze.

Zegar wodny po­ka­zy­wał, że zo­sta­ły jesz­cze ponad dwie kwa­try do ob­ję­cia służ­by.

– To wszyst­ko. Ja­kieś py­ta­nia?

Wstał Mam­mo­one­re.

– Tro­chę nie ro­zu­miem tego za­mie­sza­nia. Wasza re­li­gia nigdy spe­cjal­nie mnie nie in­te­re­so­wa­ła. Ja ro­zu­miem, że Gerai to piąty syn Stwór­cy, który po odej­ściu ojca wal­czył prze­ciw­ko swo­je­mu ro­dzeń­stwu o pa­no­wa­nie nad świa­tem. Wy to na­zy­wa­cie Wiel­kim Star­ciem, tak? W tej woj­nie zgi­nę­ła pra­wie cała lud­ność na kon­ty­nen­cie.

– Sza­cu­je się, że z każ­dych stu ludzi zgi­nę­ło dzie­więć­dzie­się­ciu.

– W moim kraju było znacz­nie le­piej, ale idzie­my dalej. Był Czas Głodu, kiedy wielu ludzi zmar­ło z braku żyw­ność. Potem na­stą­pił Czas Od­bu­do­wy, a ja­kieś dwie­ście osiem­dzie­siąt po­łą­czeń temu po­wstał Tel­la­var i na­stą­pił Czas Sta­bi­li­za­cji. To o co cho­dzi z tymi na­ro­dzi­na­mi pią­te­go syna? Ja mia­łem ośmiu braci, trzy sio­stry, a mój oj­ciec miał czte­ry żony i nikt nigdy nie miał z tym pro­ble­mu.

– Sły­sza­łeś kie­dyś o Śle­pym Ka­zno­dziei z Ka­li­dor? – Py­ta­nie zadał Galam ar-Han­gel.

– Nie.

– Pod ko­niec Czasu Od­bu­do­wy w małej mie­ści­nie Ka­li­dor le­żą­cej nad je­zio­rem Dym­nym miesz­kał sobie pe­wien od­lu­dek a więc kiedy znik­nął, nikt się tym nie prze­jął. W końcu wró­cił. W łach­ma­nach, brud­ny i ślepy. I za­czął wiesz­czyć. Po­cząt­ko­wo lu­dzie z niego drwi­li, ale prze­sta­li, gdyż prze­po­wied­nie oka­za­ły się traf­ne . Z cza­sem rosła jego sława, a wraz z nią ilość chęt­nych do po­zna­nia swo­jej przy­szło­ści. I oczy­wi­ście po­mna­żał swój ma­ją­tek. W końcu we­zwał ludzi nad je­zio­ro, żeby wy­gło­sić swoją naj­waż­niej­szą prze­mo­wę. Dzi­siaj znana jest oczy­wi­ście jako „Prze­po­wied­nia Ka­li­dor­ska”, a brzmi ona tak: „Za spra­wą pią­te­go syna od­ro­dzi się Gerai Nisz­czy­ciel". Po wy­po­wie­dze­niu tych słów padł mar­twy.

I wy­bu­chła hi­ste­ria do­dat­ko­wo pod­sy­ca­na przez ka­pła­nów Ga­mu­na, co za­owo­co­wa­ło wy­mor­do­wa­niem pią­tych synów. I tak to trwa­ło przez około trzy­sta po­łą­czeń do czasu aż oj­ciec na­sze­go ce­sa­rza, Er­ne­styn II Mocny Pierw­szym Edyk­tem Te­zań­skim zde­le­ga­li­zo­wał Świę­te Of­fi­cjum Je­dy­nej Praw­dy na te­re­nie Ce­sar­stwa a nie­dłu­go póź­niej wydał Drugi Edykt Te­zań­ski, w któ­rym za­ka­zał za­bi­ja­nia pią­tych synów. Oczy­wi­ście oba edyk­ty wy­wo­ła­ły spore nie­za­do­wo­le­nie i licz­ne bunty, z któ­ry­mi woj­sko w końcu sobie po­ra­dzi­ło.

 Kiedy ogło­szo­no, że ce­sa­rzo­wa jest znów w ciąży, nad je­zio­rem Dym­nym po­ja­wił się ślepy sta­rzec w łach­ma­nach, który po­da­wał się za Ka­zno­dzie­ję i gło­sił, że wła­śnie to dziec­ko jest prze­po­wie­dzia­nym pią­tym.

Po­dob­no zgro­ma­dzo­no spore siły, żeby po­wstrzy­mać po­wrót Nisz­czy­cie­la. Zna­le­zio­no dużo broni i pan­ce­rzy z em­ble­ma­tem Świę­te­go Of­fi­cjum, pło­ną­cą dło­nią. I dla­te­go to całe za­mie­sza­nie. Ro­zu­miesz?

– Tak. Teraz tak.

Ro­san­da uśmiech­nę­ła się do Ga­la­ma.

– Nie wie­dzia­łam, że je­steś takim uzdol­nio­nym ga­wę­dzia­rzem.

– To nie ja. Mia­łem kie­dyś przy­ja­ciół­kę Kari, która po­tra­fi­ła pięk­nie opo­wia­dać.

Wię­cej nie py­ta­ła, bo wi­dzia­ła jego ból, taki który jest w czło­wie­ku po utra­cie bli­skiej osoby. Wię­cej się nie ode­zwał.

 Czas biegł jed­nak nie­ubła­ga­nie i zegar w końcu po­ka­zał, że czas już ru­szać.

– Gwar­dia! Spraw­dzić wy­po­sa­że­nie. Za pół kwa­try ru­sza­my.

 

Zmia­na warty na­stą­pi­ła jak zwy­kle. Gdy jej lu­dzie za­ję­li miej­sca obok po­przed­ni­ków, od­by­ła krót­ką od­pra­wę z do­wód­cą warty. Po upły­wie jed­nej kwa­try od­dział lu­zo­wa­ny wy­co­fał się z po­ste­run­ku i usta­wił do wy­mar­szu. Li­san­der jesz­cze raz ro­zej­rzał się do­oko­ła.

– Nie wra­ca­my do ko­szar. Bę­dzie­my w Sta­rym Ogro­dzie, w razie ataku przyj­dzie­my wam z po­mo­cą.

– Dzię­ku­ję.

– Bę­dzie do­brze. Spo­koj­nej służ­by – rzu­cił na od­chod­ne.

Przy­wo­ła­ła Da­ni­lę.

– Znasz gesty pod­sta­wo­we do ko­mu­ni­ka­cji?

Dziew­czy­na bez wa­ha­nia wy­ko­na­ła sie­dem­na­ście ge­stów po­da­jąc ich nazwy i zna­cze­nie.

– Do­brze. Zaj­mij sta­no­wi­sko w tam­tym punk­cie ob­ser­wa­cyj­nym.

– Tak jest.

 Wo­jow­nicz­ka zo­sta­ła sama ze swo­imi ludź­mi. Mu­sia­ła zro­bić jesz­cze jedną rzecz, po­roz­ma­wiać z Ada­li­nem i wy­ja­śnić po­wo­dy jego dziw­ne­go za­cho­wa­nia.

Mag stał pod ko­lum­na­dą bie­gną­cą wokół Domu Na­ro­dzin. Wi­dząc nad­cho­dzą­cą Ro­san­dę prze­łknął ner­wo­wo ślinę. Czuł się mocno nie­pew­nie. I nie cho­dzi­ło o nad­cho­dzą­cą walkę. Pro­ble­mem było to, że mistrz Sal­to­rin za­bro­nił mówić ko­mu­kol­wiek o tym, co stało się z Ar­tu­riu­sem a pani ka­pi­tan była bar­dzo in­te­li­gent­na i spo­strze­gaw­cza. Znali się na tyle długo, że nie chciał i nie po­tra­fił jej okła­mać.

– Co się dzie­je? Gdzie twój mistrz?

– Nie żyje. Zmarł dziś rano, ale za­bro­nio­no mi o tym roz­ma­wiać. W razie po­trze­by Sal­to­rin i jego uczeń udzie­lą nam wspar­cia.

– Jeśli sami nie będą zbyt za­ję­ci. Dla­cze­go nie mo­głeś nam po­wie­dzieć o jego śmier­ci?

– Bo zanim sko­nał wy­gło­sił prze­po­wied­nię – wy­szep­tał – „On nad­cho­dzi. To nie Nisz­czy­ciel”. Jeśli kto­kol­wiek dowie się, że ci o tym po­wie­dzia­łem to zo­sta­nę na­tych­miast pod­da­ny Prawu Li­kwi­da­cji.

– Dla­cze­go?

– Nie wiem. – Ro­zej­rzał się ner­wo­wo. – We­zwa­no Ku­ra­to­ra Sel­we­ra. Mam przed nim ze­zna­wać.

– Aż tak? – Stary Ku­ra­tor od dzie­się­cio­le­ci nie opusz­czał Gul­te­ru, gdzie szko­lo­no magów. – Ni­ko­mu nie po­wiem, mo­żesz być spo­koj­ny. Ar­tu­rius nie bez po­wo­du wy­brał cię na swo­je­go na­stęp­cę. Po­ra­dzisz sobie.

Sam się zdzi­wił jak ta uwaga pod­nio­sła go na duchu.

– Dzię­ku­ję pani ka­pi­tan. Wszyst­ko mam przy­go­to­wa­ne i do­ło­ży­łem tro­chę no­wych pu­ła­pek.

– Po­zo­sta­ło nam tylko cze­kać. – Klep­nę­ła go w ramię i po­szła dalej.

Cze­ka­nie jed­nak było teraz naj­trud­niej­sze. Tym razem ich cier­pli­wość nie zo­sta­ła wy­sta­wio­na na zbyt cięż­ką próbę, bo drzwi Domu otwo­rzy­ły się i sta­nę­ła w nich jedna z aku­sze­rek a potem wró­ci­ła do środ­ka. Nie ode­zwa­ła się nawet sło­wem. Nie mu­sia­ła. Wszy­scy już wie­dzie­li, że poród się za­czął.

Ro­san­da wi­dzia­ła lek­kie po­ru­sze­nie wśród swo­ich ludzi. Po­czu­ła lekko kwa­śny smak w ustach. Za­czę­ła głę­bo­ko od­dy­chać. Wdech przez nos, wy­dech przez usta. Nie­znacz­ne ruchy koń­czyn po­zwo­li­ły jej się upew­nić, że ele­men­ty wy­po­sa­że­nia są na swoim miej­scu, nic nie prze­szka­dza. Jej ciało szy­ko­wa­ło się do walki, cho­ciaż do niej na­le­ża­ło do­wo­dze­nie od­dzia­łem, pil­no­wa­nie sy­tu­acji na polu walki i re­ago­wa­nie na to, co się wy­da­rzy . Ona bę­dzie wal­czyć tylko w osta­tecz­no­ści.

Nad ko­pu­łą Domu Na­ro­dzin za­pło­nął zie­lo­ny ogień i tej samej barwy raca wy­strze­li­ła nad Szczy­tem Stwór­cy. Na świat przy­szedł chło­piec.

Wkrót­ce od stro­ny mia­sta dało się sły­szeć na­ra­sta­ją­ce od­gło­sy walki. Za­czę­ło się.

– Maski!

Ofi­ce­ro­wie i pod­ofi­ce­ro­wie przy­pię­li z przo­du swo­ich heł­mów do­dat­ko­we ele­men­ty, które wy­glą­da­ły jak prze­ra­ża­ją­ce pasz­cze mi­tycz­nych po­two­rów, de­mo­nów lub dra­pież­nych zwie­rząt. Ten wy­gląd nie był jed­nak ich głów­nym atu­tem. Dzię­ki swoim wła­ści­wo­ściom po­zwa­la­ły lu­dziom z któ­ry­mi były ze­stro­jo­ne na uży­cie w ogra­ni­czo­nym za­kre­sie pew­nych tech­nik ma­gicz­nych.

Są­dząc po od­gło­sach, walki to­czy­ły się coraz bli­żej. Chyba już nawet przy wro­tach pa­ła­cu. Szczęk broni, krzy­ki ludzi i wy­bu­chy w Sta­rym Ogro­dzie świad­czy­ły o tym, że Li­san­der i jego od­dział ra­czej nie przyj­dą im z po­mo­cą.

Ro­san­da ru­szy­ła przed sie­bie, żeby jesz­cze raz zro­bić ob­chód do­oko­ła bu­dow­li którą mieli chro­nić. Przed głów­nym wej­ściem stał Divor i jego przy­bocz­ni. Galam trzy­mał w rę­kach swój hełm i na­słu­chi­wał.

– Pani ka­pi­tan, chyba mamy gości. – Wska­zał miej­sce gdzie mur łą­czył się z nie­mal pio­no­wym zbo­czem góry. – O, znów sły­chać.

 Tak. Teraz ona też usły­sza­ła ciche stu­ka­nie.

– Gwar­dia! Skra­ca­my do po­ło­wy. Ado­lin rzuć tro­chę pu­ła­pek na opusz­czo­ny ob­szar, bli­sko ścian też.

– Nie­któ­re mogą uszko­dzić bu­dy­nek.

– To się go potem na­pra­wi. Tych ścian nic nie prze­bi­je.

Żoł­nie­rze ście­śni­li szyk sku­pia­jąc się bar­dziej przy drzwiach i przed­niej czę­ści Domu Na­ro­dzin, mag pra­wie rów­nie szyb­ko roz­ło­żył do­dat­ko­we pu­łap­ki.

– Zro­bio­ne, nie wiem czy…

Po­tęż­ny wy­buch prze­rwał mu w pół słowa i po­wa­lił na zie­mię. W miej­scu, które wcze­śniej wska­zał Galam ziała sze­ro­ka na ja­kieś die­sięć kro­ków wyrwa z któ­rej za­czę­li wy­bie­gać uzbro­je­ni i wrzesz­czą­cy lu­dzie.

Ro­san­da za­uwa­ży­ła, że mieli kiep­skie wy­po­sa­że­nie i ata­ko­wa­li cha­otycz­nie. Byli spi­sa­ni na stra­ty, mieli choć tro­chę nad­wą­tlić ich obro­nę i zro­bić roz­po­zna­nie bojem. Była pewna, że lep­szych wo­jow­ni­ków za­cho­wa­no na póź­niej.

– Wstę­ga!

Przed fron­tem jej od­dzia­łu, na wy­so­ko­ści pier­si po­ja­wi­ła się szara, ledwo wi­docz­na linia przy­po­mi­na­ją­ca tro­chę wstąż­kę do wło­sów

– Gun­nulfr kon­tro­luj. Uwol­nisz na roz­kaz.

Pa­trzy­ła na swo­ich ludzi, któ­rzy z po­zor­nym spo­ko­jem ob­ser­wo­wa­li rzeź, któ­rej byli świad­ka­mi. Ma­gicz­ne pu­łap­ki ma­so­wo za­bi­ja­ły ata­ku­ją­cych, ale na­stęp­ni wciąż szli na­przód. Palił ich ogień, pa­rzył kwas, za­mra­ża­ło na kości i roz­ry­wa­ło wy­bu­cha­mi a kul­ty­ści wciąż parli do przo­du.

Coraz wię­cej było na­past­ni­ków w czar­nych, lek­kich pan­cer­zach z sym­bo­lem pło­ną­cej dłoni. Nie­któ­rym udało się już do­trzeć do drogi, ale ci za­czę­li się prze­wra­cać na ka­mie­niach grubo po­kry­tych ole­jem. Łucz­ni­cy ukry­ci wy­so­ko na sta­no­wi­skach szyb­ko ich wy­strze­la­li.

Ro­san­da w ostat­niej chwi­li od­sko­czy­ła uni­ka­jąc włócz­ni ci­śnię­tej z siłą do ja­kiej nie był zdol­ny żaden czło­wiek. Ma­chi­ny ob­lęż­ni­czej też nie było. Od razu zro­zu­mia­ła co się dzie­je.

– Per­ke­le, mają maga!

Ado­lin też to za­uwa­żył, bo wy­ko­nał gest jakby coś miaż­dżył.

– Już nie mają. Pu­łap­ki się wy­czer­pu­ją. Sta­wiam nowe, ale z ak­ty­wa­cją cze­kam aż tamci się ruszą. – Wska­zał coraz więk­szą grupę gro­ma­dzą­cą się przy wy­rwie.

Wo­jow­nicz­ka po­pa­trzy­ła na niego z sym­pa­tią i współ­czu­ciem. Blady, roz­trzę­sio­ny, z za­rzy­ga­ny­mi bu­ta­mi i mo­kry­mi spodnia­mi śmier­dzą­cy­mi uryną wciąż stał obok nich i robił swoje. Oni już coś ta­kie­go prze­ży­li, co nie zna­czy, że było im dużo ła­twiej. Dla niego był to pierw­szy raz.

Tym­cza­sem lu­dzie zgro­ma­dze­ni przy wy­rwie za­czę­li spraw­nie for­mo­wać się w nie­wiel­kie pod­od­dzia­ły. Nie ata­ko­wa­li, jakby na coś cze­ka­li.

Na­stą­pi­ły dwie ko­lej­ne eks­plo­zje. Pierw­sza utwo­rzy­ła nie­wiel­ką wyrwę w murze, nie­mal na­prze­ciw pierw­szej, ale nikt tam się nie po­ka­zał. Druga znisz­czy­ła Bramę Śmier­ci uka­zu­jąc oszo­ło­mio­ne­go męż­czy­znę, naj­praw­do­po­dob­niej maga. Łucz­ni­cy też go za­uwa­ży­li bo na­tych­miast do­stał kilka strzał. 

W znisz­czo­ną bramę wlała się fala na­past­ni­ków. Na szczę­ście droga którą mieli prze­biec miała pięć­dzie­siąt dwu­kro­ków dłu­go­ści, ale tylko czte­ry kroki sze­ro­ko­ści a po bo­kach ogra­ni­czał ją ka­mien­ny murek i wy­so­ki, gęsty ży­wo­płot.

Wo­jow­ni­cy spod dużej wyrwy też ru­szy­li do ataku prąc do przo­du po­mi­mo strat. I wciąż do­łą­cza­li nowi. Wy­da­wa­ło się, że zgnio­tą mały od­dział Gwar­dii samym im­pe­tem ataku.

Ro­san­da cze­ka­ła nie­mal do ostat­niej chwi­li.

– Gun­nulfr, teraz!

Wstę­ga szyb­ko prze­miesz­cza­ła się roz­ci­na­jąc wszyst­ko, co na­po­tka­ła na dro­dze: ka­mień, ro­śli­ny, metal i ludzi. Bar­dzo wielu ludzi, w tym sze­ściu skry­to­bój­ców zbli­ża­ją­cych się od małej wyrwy pod osło­ną nie­wi­dzial­no­ści. Ma­sa­kra za­koń­czy­ła się, kiedy wstę­ga nie­mal do­tar­ła do ze­wnętrz­ne­go muru i znik­nę­ła, ale już po­ja­wia­li się ko­lej­ni wro­go­wie.

Raie Divor był do­świad­czo­nym wo­jow­ni­kiem i od razu oce­nił sy­tu­ację. Było źle, chyba że ktoś po­mie­sza szyki ata­ku­ją­cym.

– Pani ka­pi­tan, my za­trzy­ma­my tych od stro­ny cmen­ta­rza, bo ina­czej wezmą nas z dwu stron. Sły­chać, że walka w Sta­rym Ogro­dzie już się koń­czy, do­sta­nie­my wspar­cie. – Za­sa­lu­to­wał mie­czem i ła­god­nie się uśmiech­nął. – Ko­cham cię, có­recz­ko.

– Tato! – Przez mo­ment po­czu­ła się jak mała, wy­stra­szo­na dziew­czyn­ka.

– Rosi, wie­rzę w cie­bie. Co­kol­wiek te skur­wy­sy­ny przy­go­tu­ją, zwy­cię­żysz. Jo­la­ia, Galam. Do mnie!

Od­wró­cił się i razem ze swo­imi przy­bocz­ny­mi ru­szył przed sie­bie. Raie i Galam szli przo­dem z mie­cza­mi w dło­niach, długi w pra­wej ze szty­chem usta­wio­nym na wy­so­ko­ści pier­si, w lewej krót­kie ostrze w od­wró­co­nym chwy­cie, z klin­gą uło­żo­ną wzdłuż przed­ra­mie­nia. Oni mieli głów­nie blo­ko­wać ataki i mie­szać szyki wro­gom, a Jo­la­ia za­bi­jać, ata­ku­jąc swoim dłu­gim mie­czem zza ich ple­ców.

Trój­ka gwar­dzi­stów dość szyb­ko po­ko­na­ła drogę do znisz­czo­nej bramy, spraw­nie omi­ja­jąc le­żą­ce ciała. Kul­ty­ści jed­nak nie kwa­pi­li się do ataku, tylko poza krę­giem muru stał sa­mot­ny wo­jow­nik w ciem­no­nie­bie­skim pan­ce­rzu. Na widok Di­vo­ra wy­ko­nał salut mie­czem i gest ozna­cza­ją­cy wy­zwa­nie do walki.

Gwar­dzi­sta od­po­wie­dział równe for­mal­nie, po­chy­le­niem mie­cza wy­ra­ża­jąc zgodę. Ru­szył do przo­du, ale nie­ocze­ki­wa­nie cof­nął się prze­pusz­cza­jąc swo­ich przy­bocz­nych, któ­rzy za­ata­ko­wa­li ludzi cza­ją­cych się murem. Galam ciął nisko i od dołu, krót­kim mie­czem roz­ci­na­jąc jed­ne­mu brzuch a dru­gie­go zabił szyb­kim pchnię­ciem dłu­giej klin­gi w gar­dło. Jo­la­ia w tym cza­sie jed­nym cie­ciem wy­eli­mi­no­wa­ła dwu na­past­ni­ków, ob­ci­na­jąc pierw­sze­mu oba przed­ra­mio­na oraz więk­szą część głowy wraz z po­kaź­ną brodą jego to­wa­rzy­szo­wi. Potem cof­nę­li się z po­wro­tem do szyku. Mieli za­miar za­sy­pać ten wyłom cia­ła­mi wro­gów.

 Tym cza­sem Ro­san­da ob­ser­wo­wa­ła kul­ty­stów gro­ma­dzą­cych się przy wy­ło­mie, wy­glą­da­li jakby na coś cze­ka­li. Ko­lej­ny raz od­czu­ła prze­śla­du­ją­cy ją od rana nie­po­kój.

 Dość! Ode­gna­ła od sie­bie strach i zwąt­pie­nie.

– Jak tylko bę­dzie to moż­li­we przy­go­tuj­cie wstę­gę. Ado­lin, jak tylko pierw­si wro­go­wie będą przy nas pod­pal olej na dro­dze. Potem… Potem rób co się da.

– Co to kurwa jest?!

To, co po­wo­li wy­ła­nia­ło się z pierw­sze­go wy­ło­mu wy­glą­da­ło ni­czym bar­dzo duży czło­wiek, za­ku­ty w dziw­ną czar­no-zie­lo­ną zbro­ję.

– Ado­lin, masz coś na to mon­strum?

– Tak, ale po­trze­bu­ję parę chwil, żeby się przy­go­to­wać a potem mu­si­cie go za­blo­ko­wać w jed­nym miej­scu na ja­kieś trzy ude­rze­nia serca.

– Do­brze, szy­kuj się. Mam­mo­one­re i Gun­nulfr za mną. Ran­tel przej­mu­jesz. Do­wo­dzić wami, to był dla mnie za­szczyt.

– Bez ta­kie­go pie­prze­nia, pani ka­pi­tan. – Prze­rwał jej szorst­ko we­te­ran. – Idź dziew­czy­no, roz­wal tego prze­ro­śnię­te­go skur­wie­la a potem koń­czy­my tych cioł­ków ma­lo­wa­nych i idzie­my na piwo. Jasne?!

– Tak jest.

Mag tym­cza­sem przy­wo­łał do sie­bie zie­lo­ny pło­mień z ko­pu­ły i za­czął for­mo­wać z niego kulę.

Ol­brzym wy­szedł na ze­wnątrz, był ja­kieś trzy stopy wyż­szy od ota­cza­ją­cych go ludzi. Po­ru­szał się tro­chę nie­zdar­nie, jakby nie do końca pa­no­wał nad cia­łem. Ru­szył w stro­nę Domu Na­ro­dzin nic sobie nie ro­biąc z wy­bu­cha­ją­cych pu­ła­pek. Trój­kę ludzi któ­rzy wy­szli mu na prze­ciw po­trak­to­wał jak wy­zwa­nie. Nie miał żad­nej broni, ale wiel­ki­mi pię­ścia­mi bez wąt­pie­nia mógł zmiaż­dżyć czło­wie­ka.

Plan mieli pro­sty: ata­ko­wać nogi. I tak też zro­bi­li. Dwoje mar­ko­wa­ło ataki, żeby zająć jego uwagę a wtedy trze­cie ata­ko­wał od tyłu dolne par­tie nóg. Nie­ste­ty ol­brzym oka­zał się szyb­szy i le­piej opan­ce­rzo­ny niż przy­pusz­cza­li. Żaden z licz­nych cio­sów które go do­się­gły nie zro­bi­ły mu krzyw­dy, a on tylko ma­chał wiel­ki­mi pię­ścia­mi, jakby oga­niał się od uciąż­li­wych owa­dów. W końcu od­sko­czył i za­czął się śmiać.

Ro­san­da miała jesz­cze jeden de­spe­rac­ki po­mysł i szyb­ko wy­ja­śni­ła go przy­bocz­nym. Spoj­rze­li na sie­bie i zgod­nie ski­nę­li gło­wa­mi. Zro­bią to.

– Ado­lin gotów?

– Tak.

– Jak dam oznak to roz­wal go. Bez wzglę­du na wszyst­ko. Ro­zu­miesz?!

– Tak.

Ol­brzym znów ru­szył do ataku, ale nie śpie­szył się. Wie­dział, że są wobec niego bez­bron­ni.

Znów za­ata­ko­wa­li, ale ina­czej. W ostat­niej chwi­li od­rzu­ci­li broń i sko­czy­li na prze­ciw­ni­ka. Gun­nulfr zła­pał nisko za ko­la­na a Mam­mo­one­re i Ro­san­da ucze­pi­li się ma­syw­nych bar­ków.

Mon­strum za­czę­ło się chwiać i roz­pacz­li­wie pró­bo­wa­ło od­zy­skać rów­no­wa­gę.

– Ado­lin, teraz! Ado­oolinnn!!!

 Wo­jow­nicz­ka zdą­ży­ła jesz­cze po­my­śleć, że to nie­zły ko­niec jak na Lu­bież­ną Dzie­wi­cę a potem wszyst­ko prze­sło­nił zie­lo­ny ogień.

Mag pa­trzył na to, czego do­ko­nał. Nie po­tra­fił i nie chciał w to uwie­rzyć, ale nie mógł uciec przed fak­ta­mi. I wtedy zo­ba­czył po­stać od­czoł­gu­ją­cą się od pło­ną­cych szcząt­ków. To był Gun­nulfr! Rzu­cił za­klę­cia sta­bi­li­zu­ją­ce i ochron­ne na po­pa­rzo­ne­go. Na razie nic wię­cej zro­bić nie mógł, a potem jego wzrok padł na wo­jow­ni­ków Of­fi­cjum. Prze­miesz­czał i od­pa­lał pod nimi pu­łap­ki, do­pó­ki nie prze­sta­li dawać zna­ków życia, ale to było dla niego za mało. Walka wciąż trwa­ła.

Wyjął z po­krow­ca me­ta­lo­wy flet i coś, co wy­glą­da­ło jak sze­ro­ki grot włócz­ni, który wkrę­cił w wylot in­stru­men­tu. Chciał po­wie­dzieć coś do gwar­dzi­stów, ale pa­trząc na po­nu­re, za­sty­głe twa­rze nie mógł zna­leźć od­po­wied­nich słów na wy­ra­że­nie tego co czuje.

Jeden z nich po­ło­żył mu dłoń na ra­mie­niu.

– Idź bra­cie, my tu wszyst­kie­go do­pil­nu­je­my. Nasza służ­ba jesz­cze się nie skoń­czy­ła.

Opo­wia­da­no potem, że wi­dzia­no Ado­li­na Grana ca­łe­go czer­wo­ne­go od krwi jak razem z Raie Di­vo­rem, Jo­la­ią Dor i Ga­la­mem ar-Han­ge­lem po­lo­wa­li na nie­do­bit­ków, ale nikt kto go znał wcze­śniej i słu­chał jego kon­cer­tów w to nie wie­rzył. Oczy­wi­ście oprócz tych z któ­ry­mi bro­nił Domu Na­ro­dzin.

Trzy dni póź­niej żoł­nie­rze z od­dzia­łu Nie­wy­ma­wial­nych zło­ży­li w Sali Pa­mię­ci Gwar­dii szcząt­ki pan­ce­rzy oboj­ga po­le­głych ofi­ce­rów, gdzie razem z in­ny­mi zbro­ja­mi miały dawać świa­dec­two po­świę­ce­nia i od­da­nia służ­bie Gwar­dii Ce­sar­skiej.

W tym samym cza­sie dziw­nym zrzą­dze­niem losu młoda dziew­czy­na imie­niem Mar­tha zo­sta­ła opie­kun­ką Sub­u­ta­ia, pią­te­go syna pary ce­sar­skiej Tel­la­va­ru.

Koniec

Komentarze

Hej 

Czy­ta­ło się do­brze :) Po­mysł na atry­but pro­sty ale zgrab­ny w po­sta­ci aneg­do­ty o bo­ha­ter­ce :) Po­mysł też mi się po­do­bał ale się za­wio­dłem :P Jak już do­szło do walki to oka­za­ło się że wła­ści­wie nic się nie dzie­je. Pu­łap­ki parę za­klęć, aż po­ja­wił się gi­gant i po­my­śla­łem o teraz jest ta chwi­la. I znowu nic jedno za­klę­cie i po chło­pie. Na plus bar­dzo mi się po­do­ba­ło jak zbu­do­wa­łeś na­pię­cie przed star­ciem :). 

 

Po­zdra­wiam 

 

"On jest dziw­nym wir­tu­ozem – Na or­ga­nach ludz­kich gra Bu­dząc za­chwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Po­wiedz, kogo ob­cho­dzi gra, Z któ­rej żywy nie wy­cho­dzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złu­dze­nia! Na sobie te­stu­je­my Każdą praw­dę i mit."

Dzię­ki Bar­dja­skier.

Co do walki, to sze­dłem za taką myślą, że ich głów­nym za­da­niem jest ochro­na ro­dzi­ny ce­sar­skiej, aku­rat tu cho­dzi­ło o matkę i jej dziec­ko. Oni nie są od na­wa­lan­ki, tylko od szyb­kiej li­kwi­da­cji za­gro­że­nia. Wy­cią­łem jeden frag­ment opi­su­ją­cy walkę Raie, Ga­la­ma i Jolai przy szcząt­kach Bramy Śmier­ci, bo wy­ma­ga po­pra­wy. Tam bę­dzie tro­chę pa­skud­nej, ostrej walki. Jak do­pra­cu­ję, to do­rzu­cę do tego tek­stu.

Po­zdra­wiam.

Na szu­ka­nie lep­sze­go świa­ta nigdy nie jest za późno.

Hej Jasne, taki mia­łeś po­mysł na opo­wia­da­nie :) moim zda­niem do­da­nie paru ostrych scen walki by do­brze zro­bi­ło hi­sto­rii :) ale po­cze­kaj też na inne ko­men­ta­rze bo może się oka­zać że to tylko mi prze­szka­dza­ło;) Po­zdra­wiam

"On jest dziw­nym wir­tu­ozem – Na or­ga­nach ludz­kich gra Bu­dząc za­chwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Po­wiedz, kogo ob­cho­dzi gra, Z któ­rej żywy nie wy­cho­dzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złu­dze­nia! Na sobie te­stu­je­my Każdą praw­dę i mit."

Cześć,

Faj­nie po­ra­dzi­łeś sobie z wy­bra­nym atry­bu­tem. Moim zda­niem z wdzię­kiem wplo­tłeś go w tą hi­sto­rię. Pierw­sza część opo­wia­da­nia jest cie­kaw­sza. Wpro­wa­dza wiele po­sta­ci i opi­sów, ale to oży­wia Twój świat i sprzy­ja lep­sze­mu po­zna­niu tego uni­ver­sum. Część druga jest bar­dzo he­ro­ic, ale już nie tak cie­ka­wa. Ro­zu­miem jed­nak, że Gwar­dia to ostat­ni sza­niec, a tam już nie ma miej­sca na fi­ne­zyj­ne za­gra­nia. Trze­ba ode­przeć wroga, albo zgi­nąć. Nie ma gdzie się cof­nąć, czy uchy­lić. Swoją drogą inne służ­by ce­sar­stwa się nie po­pi­sa­ły.  Nie­bez­pie­czeń­stwo znane było od dawna i można je było zneu­tra­li­zo­wać. No, ale wtedy nie by­ło­by tej opo­wie­ścismiley

Pro­po­nu­ję jed­nak przej­rzeć jesz­cze tekst, bo za­uwa­ży­łem tro­chę li­te­ró­wek, bra­ków prze­cin­ków i tego typu rze­czy , które się same pro­du­ku­ją pod­czas pi­sa­nia smiley Przy­kła­do­wo:

“Kiedy ukoń­czył Aka­de­mie Woj­sko­wą…”

“Zaj­mu­je­my po­zy­cja na we­wnętrz­nej kra­wę­dzi Drogi Życia”

“…miesz­kał sobie pe­wien od­lu­dek a więc kiedy znik­ną,…”

“…Pierw­szym Edyk­tem Te­zań­skim zde­le­ga­li­zo­wał Świę­te­go Of­fi­cjum…”

“Dzi­siaj znana jest oczy­wi­ście jako „Prze­po­wied­nia Ka­li­dor­ska” a brzmi ona tak „Za spra­wą….” – tutaj przed ”a” po­wi­nien być chyba prze­ci­nek, a po “tak” dał­bym dwu­kro­pek.

Pod­su­mo­wu­jąc, opo­wia­da­nie po­do­ba­ło mi się. Nie mam tu mocy oce­nia­nia, ale gdy­bym miał, to dał­bym wy­so­ką notę. 

czeke, dzię­ki za opi­nię i pomoc przy wy­naj­dy­wa­niu błę­dów.

“Swoją drogą inne służ­by ce­sar­stwa się nie po­pi­sa­ły.  Nie­bez­pie­czeń­stwo znane było od dawna i można je było zneu­tra­li­zo­wać”

Edyk­ty Te­zań­skie wy­da­no sto­sun­ko­wo nie­daw­no, Ko­ściół Ga­mu­na Obroń­cy miał jesz­cze sporo wpły­wów, nie tylko po­śród zwy­kłych ludzi ale także w wyż­szych war­stwach spo­łe­czeń­stwa. Nawet wśród naj­wyż­szych urzęd­ni­ków i woj­sko­wych znaj­do­wa­li się zwo­len­ni­cy tzw. “Sta­rych Praw”. No i Świę­te Of­fi­cjum nie roz­pły­nę­ło się w ni­cość, tylko za­szło do pod­zie­mia, prze­kształ­ca­jąc się w tajne sto­wa­rzy­sze­nie.

Do­da­łem tro­chę zmian do koń­co­wej walki.

Po­zdra­wiam.

Na szu­ka­nie lep­sze­go świa­ta nigdy nie jest za późno.

Z tech­nicz­nych: bra­ku­je tro­chę prze­cin­ków.

Tekst jest w pew­nym sen­sie pre­qu­elem do “Czło­wiek, który nie wy­glą­dał”. Do­brze się czyta. Po­wo­dze­nia.

Dzię­ki Ko­ala­75. Dla uła­twie­nia do­da­ję Ce­sar­stwo Tel­la­var (+1), czyli czas od na­ro­dzin Sub­u­ta­ia, co mi uła­twia po­ła­pa­nie się w tym wszyst­kim.

Po­zdra­wiam.

Na szu­ka­nie lep­sze­go świa­ta nigdy nie jest za późno.

Witaj.

To bar­dzo miłe z Two­jej stro­ny, cie­szy mnie, że za­chę­ci­łam do zgło­sze­nia kon­kur­so­we­go i gra­tu­lu­ję po­my­słu. :)

 

 

Su­ge­stie co do kwe­stii tech­nicz­nych – do prze­my­śle­nia:

To była ko­lej­na część po­ran­ka, za którą nie prze­pa­da­ła. Była atrak­cyj­ną, wy­so­ką ko­bie­tą ob­da­rzo­ną nie­ste­ty dużym biu­stem. Gdyby była damą dworu lub kur­ty­za­ną, byłby to nie­wąt­pli­wie jej wiel­ki atut. Była jed­nak ofi­ce­rem Gwar­dii Ce­sar­skiej i tu jej pier­si były przy­czy­ną pew­nych nie­do­god­no­ści. – po­wtó­rze­nia – dość dużo róż­nych form „być” w tych kilku są­sied­nich zda­niach

Żeby za­ło­żyć na­pier­śnik mu­sia­ła wpierw wci­snąć się w spe­cjal­ny gor­set, który trzy­mał w ry­zach jej wdzię­ki. Mi­mo­wol­nie uśmiech­nę­ła się na wspo­mnie­nie pew­ne­go za­da­nia, kiedy mu­sia­ła uda­wać kur­ty­za­nę. – po­wtó­rze­nie

Sumy (prze­ci­nek?) jakie jej wtedy ofe­ro­wa­no za spę­dze­nie wspól­ne­go wie­czo­ru (prze­ci­nek?) były ab­sur­dal­nie wręcz wy­so­kie.

Z dru­giej stro­ny mama po­wie­dzia­ła jej kie­dyś, że pewna doza lu­bież­no­ści w związ­ku jest wska­za­na, zwłasz­cza kiedy spo­tkaszwła­ści­wą osobę i można z nią po­pu­ścić wodze fan­ta­zji. – gra­ma­tycz­ny – błęd­na od­mia­na wy­ra­zu; zgrzy­ta też styl, może tak?: Z dru­giej stro­ny mama po­wie­dzia­ła jej kie­dyś, że pewna doza lu­bież­no­ści w związ­ku jest wska­za­na, zwłasz­cza kiedy spo­tkasz tą wła­ści­wą osobę i chcesz z nią po­pu­ścić wodze fan­ta­zji.

Do czasu aż za­bra­ła go za­ra­za, którą przy­wlókł do twier­dzy Gam­szesz (prze­ci­nek?) jakiś ku­piec z pu­sty­ni.

 

Divor na jej widok uśmiech­ną się i za­sa­lu­to­wał pię­ścią przy­ło­żo­ną do pier­si. – gra­ma­tycz­ny

O to wła­śnie cho­dzi­ło we­te­ra­no­wi, który mru­gną po­ro­zu­mie­waw­czo do swo­jej do­wód­czy­mi i usiadł. – tu po­dob­ny błąd gra­ma­tycz­ny

Wi­dząc nad­cho­dzą­cą Ro­san­dę prze­łkną ner­wo­wo ślinę. – i tuta sama błęd­na od­mia­na

Nad ko­pu­łą Domu Na­ro­dzin za­pło­ną zie­lo­ny ogień i tej samej barwy raca wy­strze­li­ła nad Szczy­tem Stwór­cy. – tu rów­nież

 

Po­czu­ła, że część cię­ża­ru (prze­ci­nek?) jaki od­czu­wa­ła od paru dni (prze­ci­nek?) spada jej z bar­ków.

Jesz­cze bar­dziej się ucie­szy­ła, kiedy zo­ba­czy­ła (prze­ci­nek?) kogo ze sobą przy­pro­wa­dził.

Kiedy ukoń­czył Aka­de­mię Woj­sko­wą mając na pa­ten­cie jedną z naj­wyż­szych lokat w swo­jej gru­pie (prze­ci­nek?) to spo­dzie­wa­no się, że wy­bie­rze ka­rie­rę w szta­bie Głów­no­do­wo­dzą­ce­go, on jed­nak wy­brał cięż­ką i żmud­ną służ­bę w Gwar­dii, gdzie szyb­ko dał się po­znać jako pra­co­wi­ty i uta­len­to­wa­ny ofi­cer.

Nie­daw­no usły­sza­ła jak mówią o nim „młody Divor” (prze­ci­nek?) co było tu jedną z naj­więk­szych po­chwał, na jaką można było za­słu­żyć.

No i ten ciem­no­wło­sy (prze­ci­nek?) po­staw­ny męż­czy­zna o ra­do­snym, lekko za­wa­diac­kim uśmie­chu na pewno miał po­wo­dze­nie u ko­biet.

Salut, który wy­ko­na­ła (prze­ci­nek?) był godny placu de­fi­la­do­we­go.

– Wi­dzia­łaś, mi­strza Ar­tu­riu­sa? – zbęd­ny prze­ci­nek

Dziew­czy­na wy­ko­na­ła ko­lej­ny wzo­ro­wy salut (prze­ci­nek?) a potem zro­bi­ła coś nie­ocze­ki­wa­ne­go.

Znów ode­zwał się ten nie­po­kój (prze­ci­nek?) który obu­dził ją nad ranem.

Mam­mo­one­re Mu­naw­wa­re­ge po­cho­dził z ro­dzi­ny kró­lew­skiej wła­da­ją­cą Al­we­ge­re na da­le­kim po­łu­dniu. – skła­dnio­wy

Po­przez za­gma­twa­ne me­an­dry losu obaj tra­fi­li w sze­re­gi Gwar­dii, gdzie za­war­li swą dziw­ną dla nie­któ­rych przy­jaź­ni. – skła­dnio­wy

Pół­ofi­cjal­na nazwa ich te­ne­ru po­ja­wi­ła się tro­chę póź­niej (prze­ci­nek?) kiedy ona ob­ję­ła do­wódz­two. – co to za wyraz?

Pa­trzy­ła na swo­ich żoł­nie­rzy za­sta­na­wia­jąc się (prze­ci­nek?) kto z nich do­ży­je ju­trzej­sze­go wscho­du słoń­ca.

Jak na ko­men­dę wsta­li (prze­ci­nek?) od­da­jąc salut. Ufali jej i pójdą tam (prze­ci­nek?) gdzie ich po­pro­wa­dzi. Coś ją ści­snę­ło w gar­dle. – czemu tu nagle czas przy­szły do­ko­na­ny?

Raz le­piej, raz go­rzej (prze­ci­nek?) ale w razie pro­ble­mów mogli na sie­bie li­czyć bez­wa­run­ko­wo.

Do sali wbie­gła Da­ni­la (prze­ci­nek?) a z nią ciem­no­wło­sy chu­dzie­lec z cha­rak­te­ry­stycz­nym fle­tem prze­wie­szo­nym przez plecy.

– Do­brze (prze­ci­nek?) sia­daj­cie.

Wąt­pił (prze­ci­nek?) żeby to się udało. Bo praw­da była taka, że jego men­tor zmarł dzi­siaj rano (prze­ci­nek) a jego ostat­nie słowa ko­ła­ta­ły mu się po gło­wie (dwu­kro­pek?) „On nad­cho­dzi. To nie Nisz­czy­ciel. Nie Nisz­czy­ciel. Chroń go. On…" (brak krop­ki) Co Ar­tu­rius miał na myśli?

Tutaj mur przy­le­ga do Szczyt Stwór­cy. – li­te­rów­ka

Mu­si­my przy­jąć (prze­ci­nek?) że atak może na­stą­pić z każ­dej stro­ny.

Jeśli na­cisk prze­ciw­ni­ka bę­dzie zbyt duży (prze­ci­nek?) wy­co­fu­je­my się pod ko­lum­na­dę (prze­ci­nek?) a w osta­tecz­no­ści do drzwi wej­ścio­wych.  

– A potem? – Gilef, naj­młod­szy z gwar­dzi­stów, który do­pie­ro co zo­stał przy­ję­ty do służ­by (prze­ci­nek?) był wy­stra­szo­ny.

– Dla nas nie ma potem. – cu­dzy­słów lub kur­sy­wa

Mu­si­my być przy­go­to­wa­ni na naj­gor­sze (prze­ci­nek?) a mieć na­dzie­ję naj­lep­sze. – w za­koń­cze­niu brak czę­ści zda­nia

Zegar wodny po­ka­zy­wał (prze­ci­nek?) ze zo­sta­ło jesz­cze ponad dwie kwa­dry do ob­ję­cia służ­by. – li­te­rów­ka oraz błąd skła­dnio­wy – „kwa­dra” to ro­dzaj żeń­ski

Był Czas Głodu (prze­ci­nek?) kiedy wielu ludzi zmar­ło z braku żyw­ność.

Potem na­stą­pił Czas Od­bu­do­wy (prze­ci­nek?) a ja­kieś 280 po­łą­czeń temu po­wstał Tel­la­var i na­stą­pił Czas Sta­bi­li­za­cji.

Ja mia­łem ośmiu braci, trzy sio­stry (prze­ci­nek?) a mój oj­ciec miał czte­ry żony i nikt nigdy nie miał z tym pro­ble­mu.

Po­cząt­ko­wo lu­dzie się z niego śmia­li, ale z cza­sem oka­za­ło się, że jego prze­po­wied­nie się spraw­dza­ją. Z cza­sem rosła jego sława, ilość pe­ten­tów i oczy­wi­ście jego ma­ją­tek. – po­wtó­rze­nie

W końcu we­zwał ludzi nad je­zio­ro (prze­ci­nek?) żeby ogło­sić swoją naj­waż­niej­szą prze­mo­wę.

Oczy­wi­ście oba edyk­ty wy­wo­ła­ły spore nie­za­do­wo­le­nie i licz­ne bunty, z któ­ry­mi woj­sko w końcu sobie po­ra­dzi­ło (brak krop­ki)

 Kiedy ogło­szo­no, że ce­sa­rzo­wa jest znów w ciąży (prze­ci­nek?) nad je­zio­rem Dym­nym po­ja­wił się ślepy sta­rzec w łach­ma­nach, który po­da­wał się za Ka­zno­dzie­je (li­te­rów­ka) i gło­sił (prze­ci­nek?) że wła­śnie to dziec­ko jest tym (zbęd­ne) prze­po­wie­dzia­nym pią­tym.

Po­dob­no zgro­ma­dzo­no spore siły, żeby po­wstrzy­mać po­wrót Nisz­czy­cie­la. Zna­le­zio­no sporo broni i pan­ce­rzy z em­ble­ma­tem Świę­te­go Of­fi­cjum, pło­ną­cą dło­nią. – po­wtó­rze­nie

Dzię­ku­je. – li­te­rów­ka

 

Cza­sem w tek­ście gu­bisz pod­miot. Za­uważ, że tu na po­cząt­ku frag­men­tu pi­szesz o aku­szer­ce, a potem nagle o tym, że ona ma wal­czyć. Czyż­by aku­szer­ka? Z tek­stu jed­no­znacz­nie tak wy­ni­ka, a to błąd:

Cze­ka­nie jed­nak było teraz naj­trud­niej­sze. Tym razem ich cier­pli­wość nie zo­sta­ła wy­sta­wio­na na zbyt cięż­ką próbę, bo drzwi Domu otwo­rzy­ły się i sta­nę­ła w nich jedna z aku­sze­rek a potem wró­ci­ła do środ­ka. Nie ode­zwa­ła się nawet sło­wem. Nie mu­sia­ła. Wszy­scy już wie­dzie­li, że poród się za­czął.

Wi­dzia­ła lek­kie po­ru­sze­nie wśród swo­ich ludzi. Po­czu­ła lekko kwa­śny smak w ustach. Za­czę­ła głę­bo­ko od­dy­chać. Wdech przez nos, wy­dech przez usta. Drob­ne ruchy koń­czyn po­zwo­li­ły jej się upew­nić, że ele­men­ty wy­po­sa­że­nia są na swoim miej­scu, nic nie prze­szka­dza. Jej ciało szy­ko­wa­ło się do walki, cho­ciaż do niej na­le­ża­ło pil­no­wa­nie sy­tu­acji na polu walki i re­ago­wa­nie na to, co się wy­da­rzy od­po­wied­nio do­wo­dząc swoim od­dzia­łem. Ona bę­dzie wal­czyć tylko w osta­tecz­no­ści.

 

Byli spi­sa­ni stra­ty, mieli cho­ciaż tro­chę nad­wą­tlić ich obro­nę i zro­bić roz­po­zna­nie bojem. – brak czę­ści zda­nia

 

A zatem pod kątem ję­zy­ko­wym trze­ba sta­ran­nie po­pra­wić ca­łość, ja już resz­ty uste­rek nie wy­pi­su­ję. W zda­niach brak kro­pek na końcu, przed wy­ra­że­nia­mi z „który” czę­sto brak prze­cin­ków.

 

Cała opo­wieść do­brze po­ka­zu­je prze­bieg bitwy, zna­cze­nie nie­złom­nej po­sta­wy głów­nej bo­ha­ter­ki dla pod­wład­nych, jej cha­rak­ter oraz wolę walki, nie­ba­nal­nie wy­ko­rzy­stu­jąc atry­but kon­kur­so­wy. :) Po­mysł na tytuł oraz jego roz­wi­nię­cie w tek­ście to ko­lej­ny walor opo­wia­da­nia.

Po­zdra­wiam ser­decz­nie, po­wo­dze­nia. :)

Pe­cu­nia non olet

bruce, wiel­kie dzię­ki, że Ci się chce to wszyst­ko wy­ła­py­wać i po­ma­gać.

“Pół­ofi­cjal­na nazwa ich te­ne­ru po­ja­wi­ła się tro­chę póź­niej (prze­ci­nek?) kiedy ona ob­ję­ła do­wódz­two. – co to za wyraz?”

Za­po­mnia­łem zmie­nić, to nazwa wła­sna tego typu pod­od­dzia­łu, coś jak sek­cja czy plu­ton.

Biorę się za po­praw­ki.

Po­zdra­wiam.

Na szu­ka­nie lep­sze­go świa­ta nigdy nie jest za późno.

Aha, ok, ro­zu­miem, co to za wyraz. 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie i rów­nież dzię­ku­ję. :) 

Pe­cu­nia non olet

Za­cie­ka­wi­ło mnie od po­cząt­ku i trzy­ma­ło w na­pię­ciu, co się wy­da­rzy i o co wo­gó­le cho­dzi. Fajny wstęp z po­eta­mi. Od razu po­lu­bi­łam bo­ha­ter­kę. Fajne de­ta­le/po­my­sły, jak, nie­wy­ma­wial­ni. Czyta się płyn­nie. Faj­nie wy­ko­rzy­sta­ny atry­but. Szko­da, że smut­no się skoń­czy­ło:(.

Jedna rzecz, która mnie zdzi­wi­ła: na po­cząt­ki pi­szesz, że Ada­lin jest uczniem, więc widzę mło­dzi­ka. Póź­niej oka­zu­je się, że to sta­ru­szek. W zda­niu: “Jego uczniem jest taki chu­dzie­lec no­szą­cy za­wsze me­ta­lo­wy flet.”  da­ła­bym że chudy sta­rzec, czy coś w tym stylu.

To jest jakaś kon­ty­nu­acja?

Daje klika :).

“Faj­nie wy­ko­rzy­sta­ny atry­but. Szko­da, że smut­no się skoń­czy­ło:(.”

Mo­ni­que.M nie­ste­ty od po­cząt­ku wie­dzia­łem jakie bę­dzie za­koń­cze­nie, bo to wy­ni­ka­ło z in­ne­go opo­wia­da­nia. Nie wie­dzia­łem tylko jak do tego do­szło, do­pó­ki nie na­pi­sa­łem “ Nie za­bi­ja …”.

“na po­cząt­ki pi­szesz, że Ada­lin jest uczniem, więc widzę mło­dzi­ka”

To Ar­tu­rius był już le­ci­wy, Ada­lin jest sto­sun­ko­wo młody (tu ma ok. 26 lat) , zwłasz­cza jak na ucznia i przy­szłe­go na­stęp­cę głów­ne­go Ce­sar­skie­go Maga.

“– Wi­dzia­łaś, mi­strza Ar­tu­riu­sa?

– Nie, ale wiem gdzie ma kwa­te­rę i pra­cow­nię. Jego uczniem jest taki chu­dzie­lec no­szą­cy za­wsze me­ta­lo­wy flet.”

 

“To jest jakaś kon­ty­nu­acja?”

 To jest wła­ści­wie pierw­sze opo­wia­da­nie z głów­ne­go wątku i dla­te­go na po­cząt­ku jest to: Ce­sar­stwo Tel­la­var (+1) czyli czas na­ro­dzin Sub­u­ta­ia. Teraz koń­czę prze­glą­dać opo­wia­da­nie “Wo­jow­nik i prze­klę­ty chło­piec” CT ( +6) i nie­dłu­go je tu wrzu­cę, a potem bę­dzie “Jeden desz­czo­wy i wy­jąt­ko­wo pa­skud­ny dzień” CT (+12) No i jest już “Czło­wiek, który nie wy­glą­dał” (CT +16), które było naj­krót­sze i dla­te­go po­szło na pierw­szy ogień.

Dzię­ki za ko­men­tarz i bar­dzo się cie­szę, że spę­dzi­łaś przy czy­ta­niu kilka faj­nych chwil. :)

Po­zdra­wiam.

Na szu­ka­nie lep­sze­go świa­ta nigdy nie jest za późno.

"Aż tak? – Sta­rzec od dzie­się­cio­le­ci nie opusz­czał Gul­te­ru, gdzie szko­lo­no magów. – Ni­ko­mu nie po­wiem, mo­żesz być spo­koj­ny. Ar­tu­rius nie bez po­wo­du wy­brał cię na swo­je­go na­stęp­cę. Po­ra­dzisz sobie." To zda­nie mnie zmy­li­ło, bo my­śla­łam że to o niego cho­dzi. A dla­cze­go nie mógł nic po­wie­dzieć? Za­cie­ka­wi­łeś mnie kon­ty­nu­acją. Mo­żesz w przed­mi­wie umie­ścić info o in­nych opo­wia­da­niach z cyklu. (Prze­pra­szam, że piszę cią­giem, ale na ko­mór­ce nie robi en­te­rów).

Po­pra­wi­łem, teraz po­win­no być bar­dziej oczy­wi­ste.

“A dla­cze­go nie mógł nic po­wie­dzieć?”

Na­ro­dzin Sub­u­ta­ia oba­wia­no się z róż­nych po­wo­dów i w wielu śro­do­wi­skach. Kiedy Ar­tu­rius wy­gło­sił przed śmier­cią swoje ostat­nie słowa ota­cza­ła go spe­cy­ficz­na aura ma­gicz­na, jaka to­wa­rzy­szy “Wiesz­czom” (na da­le­kiej pół­no­cy Ce­sar­stwa zda­rza­ją się lu­dzie z takim Ta­len­tem, naj­czę­ściej prze­po­wia­da­ją po­go­dę lub wska­zu­ją gdzie są ła­wi­ce ryb do po­ło­wu albo stada zwie­rząt do upo­lo­wa­nia). Do­dat­ko­wo Ar­tu­rius zmarł w ta­kich sa­mych oko­licz­no­ściach jak Ka­zno­dzie­ja z Ka­li­dor. No i sy­tu­acja re­li­gij­no-po­li­tycz­no-mi­li­tra­na też była tro­chę na­pię­ta. Mistrz Sal­to­rin sam nie wie­dział, co z tym zro­bić, więc po­słał po “nad­sze­fa magów”. ;)

Po­zdra­wiam.

 

 

Na szu­ka­nie lep­sze­go świa­ta nigdy nie jest za późno.

Dzię­ki za od­po­wiedź :)

Cześć!

 

Tekst ma o 701 zna­ków za dużo. Skon­sul­tu­je­my się i jak naj­szyb­ciej damy znać, czy mo­że­my go za­kwa­li­fi­ko­wać do drogi pro­stej.

 

Po­zdra­wiam!

„Po­szu­ki­wa­nie praw­dy, która, choć­by naj­gor­sza, mo­gła­by tłu­ma­czyć jakiś sens czy choć­by kon­se­kwen­cję w tym, czego je­ste­śmy świad­ka­mi wokół sie­bie, przy­no­si je­dy­ną moż­li­wą od­po­wiedź: że samo po­szu­ki­wa­nie jest, lub może stać się, ową praw­dą.” J.Kaczmar­ski

Hmm, a czemu oni po pro­stu nie za­pa­li­li ognia sym­bo­li­zu­ją­ce­go dziew­czyn­kę? I jakim cudem Of­fi­cjum dys­po­no­wa­ło taką siłą? Czy oni tam, ce­sarz zna­czy się, nie mieli żad­nych spec służb? Czemu się wcze­śniej z opo­zy­ją nie roz­pra­wi­li? A jak już Of­fi­cjum dys­po­no­wa­ło taką siłą, to czemu ude­rzy­li do­pie­ro w mo­men­cie na­ro­dzin? Skoro wie­rzy­li w prze­po­wied­nię, to po­win­ni stale dążyć do uzy­ska­nia wła­dzy, żeby móc na po­wrót wpro­wa­dzić prawo uśmier­ca­ją­ce pią­tych synów?

Uni­wer­sum wy­da­je się in­te­re­su­ją­ce, sama spra­wa z prze­po­wied­nią rów­nież, na­pi­sa­ne jest do­brze, ale mam wra­że­nie frag­men­ta­rycz­no­ści. To zna­czy dla mnie to jest frag­ment więk­szej ca­ło­ści. I moż­li­we, że gdy­bym ca­łość prze­czy­ta­ła, nie za­da­wa­ła­bym pytań, które za­da­łam, ale tekst w ta­kiej for­mie nie daje na nie od­po­wie­dzi.

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

“Hmm, a czemu oni po pro­stu nie za­pa­li­li ognia sym­bo­li­zu­ją­ce­go dziew­czyn­kę?”

Lu­dzie nie mieli wpły­wu na kolor pło­mie­nia, Dom za­pa­łał go nie­ja­ko “au­to­ma­tycz­nie”.

“A jak już Of­fi­cjum dys­po­no­wa­ło taką siłą, to czemu ude­rzy­li do­pie­ro w mo­men­cie na­ro­dzin?”

Nie wie­dzie­li ja­kiej płci było dziec­ko, nawet naj­bar­dziej za­go­rza­li wy­znaw­cy Ga­mu­na nie zgo­dzi­li by się za­ata­ko­wać w ta­kich wa­run­kach.

Nie­dłu­go wrzu­cę opo­wia­da­nie “Wo­jow­nik i prze­klę­ty chło­piec” w któ­rym wiele z tych kwe­stii bę­dzie wy­ja­śnio­ne i to ono miało być tutaj jako dru­gie. “Nie za­bi­ja się pią­te­go syna” na­pi­sa­łem w ciągu 3 dni na kon­kurs i fak­tycz­nie za­po­mnia­łem spra­wę Of­fi­cjum tro­chę le­piej wy­ja­śnić.

 

Ko­le­ga czeke też miał po­dob­ne wąt­pli­wo­ści.

“Swoją drogą inne służ­by ce­sar­stwa się nie po­pi­sa­ły.  Nie­bez­pie­czeń­stwo znane było od dawna i można je było zneu­tra­li­zo­wać”

Edyk­ty Te­zań­skie wy­da­no sto­sun­ko­wo nie­daw­no, Ko­ściół Ga­mu­na Obroń­cy miał jesz­cze sporo wpły­wów, nie tylko po­śród zwy­kłych ludzi ale także w wyż­szych war­stwach spo­łe­czeń­stwa. Nawet wśród naj­wyż­szych urzęd­ni­ków i woj­sko­wych znaj­do­wa­li się zwo­len­ni­cy tzw. “Sta­rych Praw”. No i Świę­te Of­fi­cjum nie roz­pły­nę­ło się w ni­cość, tylko za­szło do pod­zie­mia, prze­kształ­ca­jąc się w tajne sto­wa­rzy­sze­nie.

Dzię­ki za ko­men­tarz. Mam na­dzie­je, że tro­chę spraw wy­ja­śni­łem.

Po­zdra­wiam.

Na szu­ka­nie lep­sze­go świa­ta nigdy nie jest za późno.

Choć opo­wia­da­nie two­rzy pewną za­mknię­tą ca­łość, nie mogę oprzeć wra­że­niu, że po­zna­łam za­le­d­wie nie­wiel­ki frag­ment świa­ta, w któ­rym wy­da­rzył się opi­sa­ny epi­zod. Hi­sto­ria zo­sta­ła przed­sta­wio­na w dość zaj­mu­ją­cy spo­sób i mogę tylko ża­ło­wać, że nie naj­lep­sze wy­ko­na­nie nie po­zwo­li­ło na pełną sa­tys­fak­cję z lek­tu­ry.

 

nie lu­bi­ła tej pory dnia. Zwłasz­cza dzi­siaj, kiedy szy­ko­wał się cięż­ki i pra­co­wi­ty dzień, po­nie­waż dziś miało… → Po­wtó­rze­nia.

 

zo­ba­czy­ła mło­de­go ofi­ce­ra sa­lu­tu­ją­ce­mu sta­re­mu gwar­dzi­ście… → …zo­ba­czy­ła mło­de­go ofi­ce­ra, sa­lu­tu­ją­ce­go sta­re­mu gwar­dzi­ście

 

Po­czu­ła, że część cię­ża­ru, jaki od­czu­wa­ła od paru dni, spada jej z bar­ków. → Zbęd­ny za­imek – czy czu­ła­by cię­żar spo­czy­wa­ją­cy na cu­dzych bar­kach?

 

ale to drugi z ofi­ce­rów bar­dziej ją za­cie­ka­wił. Sporo o nim sły­sza­ła, ale pierw­szy raz… → Nie brzmi to naj­le­piej.

Pro­po­nu­ję w dru­gim zda­niu: Sporo o nim sły­sza­ła, jed­nak pierw­szy raz

 

że wy­bie­rze ka­rie­rę w szta­bie Głów­no­do­wo­dzą­ce­go, on jed­nak wy­brał cięż­ką i żmud­ną służ­bę… → Po­wtó­rze­nie. Cięż­ki i żmud­ny to sy­no­ni­my, zna­czą to samo.

Pro­po­nu­ję: …że wy­bie­rze ka­rie­rę w szta­bie Głów­no­do­wo­dzą­ce­go, on jed­nak zde­cy­do­wał się na nie­ła­twą służ­bę…

 

Mam­mo­one­re wy­szcze­rzył w uśmie­chu swoje śnież­no­bia­łe zęby. → Zbęd­ny za­imek – czy mógł wy­szcze­rzyć cudze zęby?

 

gdzie za­war­li swą dziw­ną dla nie­któ­rych przy­jaźń. → Zbęd­ny za­imek – czy mogli za­wrzeć cudzą przy­jaźń?

 

go­to­wi pójść tam, gdzie ich po­pro­wa­dzi. → …go­to­wi pójść tam, dokąd ich po­pro­wa­dzi.

 

od­sło­ni­ła na­ścien­ną mapę. Chwi­lę jej się przy­glą­da­ła, cho­ciaż znała na pa­mięć ten cha­rak­te­ry­stycz­ny teren. To było je­dy­ne miej­sce w pa­ła­cu za­pro­jek­to­wa­ne i zbu­do­wa­ne na bazie koła. → Nie bar­dzo ro­zu­miem – teren to pe­wien ob­szar, więc nie bar­dzo wiem, jak teren może być bu­dow­lą i znaj­do­wać się w pa­ła­cu?

 

– … i po­wol­ny. → Zbęd­na spa­cja po wie­lo­krop­ku.

 

uro­dzi­ła czte­rech synów, wiec za bar­dzo bym na to nie li­czy­ła. → Li­te­rów­ka.

 

– I to by było na tyle. → Ten zwrot nie ma racji bytu w tym opo­wia­da­niu.

https://nck.pl/projekty-kulturalne/projekty/ojczysty-dodaj-do-ulubionych/ciekawostki-jezykowe/TO_BY_BYLO_NA_TYLE

 

– Sza­cu­je się, że z każ­dych 100 ludzi zgi­nę­ło 90-ciu. → – Sza­cu­je się, że z każ­dych stu ludzi zgi­nę­ło dzie­więć­dzie­się­ciu.

Li­czeb­ni­ki za­pi­su­je­my słow­nie, zwłasz­cza w dia­lo­gach.

 

a ja­kieś 280 po­łą­czeń temu… -> …a ja­kieś dwie­ście osiem­dzie­siąt po­łą­czeń temu

 

Po­cząt­ko­wo lu­dzie sięniego śmia­li, ale wkrót­ce oka­za­ło się, że jego prze­po­wied­nie się spraw­dza­ją. Z cza­sem rosła jego sława, ilość pe­ten­tów i oczy­wi­ście jego ma­ją­tek. W końcu we­zwał ludzi nad je­zio­ro, żeby ogło­sić swoją naj­waż­niej­szą prze­mo­wę.Pe­ten­ci są po­li­czal­ni, ale chyba nie jest to tutaj naj­lep­sze okre­śle­nie. Nad­miar za­im­ków. Lekka się­ko­za.

Pro­po­nu­ję: Po­cząt­ko­wo lu­dzie byli nie­uf­ni, ale wkrót­ce za­uwa­ży­li, że prze­po­wied­nie się spraw­dza­ją. Z cza­sem rosła jego sława, a z nią licz­ba chcą­cych znać przy­szłość. I oczy­wi­ście po­mna­żał ma­ją­tek. W końcu we­zwał ludzi nad je­zio­ro, żeby wy­gło­sić naj­waż­niej­szą prze­mo­wę.

 

I tak to trwa­ło przez około 300 lat… ->I tak to trwa­ło przez około trzy­sta lat

 

Gdy jej lu­dzie za­ję­li miej­sca obok swo­ich po­przed­ni­ków, ona od­by­ła krót­ką od­pra­wę z ich do­wód­cą. → Nad­miar za­im­ków.

 

Dziew­czy­na bez wa­ha­nia wy­ko­na­ła 17 ge­stów po­da­jąc ich nazwy i zna­cze­nie.Dziew­czy­na bez wa­ha­nia wy­ko­na­ła sie­dem­na­ście ge­stów, po­da­jąc ich nazwy i zna­cze­nie.

 

– Bo zanim sko­nał wy­gło­sił prze­po­wied­nie… → – Bo zanim sko­nał, wy­gło­sił prze­po­wied­nię

 

– Nie wiem.– Ro­zej­rzał się ner­wo­wo. → Brak spa­cji po pierw­szej krop­ce.

 

Drob­ne ruchy koń­czyn po­zwo­li­ły jej się upew­nić… → Można dro­bić krocz­ki, ale nie bar­dzo wiem, jak wy­glą­da­ją drob­ne ruchy.

Pro­po­nu­ję: Nie­znacz­ne ruchy koń­czyn po­zwo­li­ły jej się upew­nić

 

do niej na­le­ża­ło pil­no­wa­nie sy­tu­acji na polu walki i re­ago­wa­nie na to, co się wy­da­rzy od­po­wied­nio do­wo­dząc swoim od­dzia­łem. → Tro­chę ko­śla­we zda­nie

Pro­po­nu­ję: …do niej na­le­ża­ło pil­no­wa­nie sy­tu­acji na polu walki i re­ago­wa­nie na to, co się wy­da­rzy, przy od­po­wied­nim do­wo­dzeniu od­dzia­łem.

 

Galam trzy­mał w rę­kach swój hełm i na­słu­chi­wał. → Zbęd­ny za­imek.

 

Wska­zał na miej­sce gdzie mur łą­czył się→ Wska­zał miej­sce, gdzie mur łą­czył się

Wska­zu­je­my coś, nie na coś.

 

– O, znów sły­chać → Brak krop­ki po wy­po­wie­dzi.

 

sze­ro­ka na ja­kieś 10 kro­ków wyrwa z któ­rej… → …sze­ro­ka na ja­kieś dzie­sięć kro­ków wyrwa, z któ­rej

 

Byli spi­sa­ni stra­ty… → Pew­nie miało być: Byli spi­sa­ni na stra­ty

 

lep­szych wo­jow­ni­ków za­chow­no na póź­niej. → Li­te­rów­ka.

 

ob­ser­wo­wa­li rzeź, ja­kiej byli świad­ka­mi. → …ob­ser­wo­wa­li rzeź, któ­rej byli świad­ka­mi.

 

– Cho­le­ra, mają maga! → Skąd w cza­sach, kiedy dziej się opo­wia­da­nie, znano to prze­kleń­stwo?

 

Wska­zał na coraz więk­szą grupę… → Wska­zał coraz więk­szą grupę

 

utwo­rzy­ła nie­wiel­ką wyrwę w murze, nie­mal na prze­ciw pierw­szej… → …utwo­rzy­ła nie­wiel­ką wyrwę w murze, nie­mal naprze­ciw pierw­szej

 

Łucz­ni­cy też go za­uwa­ży­li bo na­tych­miast tra­fi­ło go kilka strzał. → Czy oba za­im­ki są ko­niecz­ne?

Pro­po­nu­ję: Łucz­ni­cy też go za­uwa­ży­li, bo na­tych­miast do­stał kilka strzał.

 

Na szczę­ście droga którą mieli prze­biec miała 50 dwu­kro­ków dłu­go­ści, ale tylko kroki sze­ro­ko­ści a po bo­kach… → Na szczę­ście droga, którą mieli prze­biec, miała pięć­dzie­siat dwu­kro­ków dłu­go­ści, ale tylko czte­ry kroki sze­ro­ko­ści, a po bo­kach

 

roz­ci­na­jąc wszyst­ko co na­po­tka­ła na swo­jej dro­dze:…roz­ci­na­jąc wszyst­ko, co na­po­tka­ła na dro­dze:

 

i ła­god­nie się uśmiech­ną.– Ko­cham cię, có­recz­ko. → Li­te­rów­ka. Brak spa­cji przed pół­pau­zą.

 

Oni mieli głów­nie blo­ko­wać ataki i mie­szać szyki wro­gom, Jo­la­ia miała za­bi­jać, ata­ku­jąc swoim dłu­gim mie­czem… → Po­wtó­rze­nie. Zbęd­ny za­imek.

Pro­po­nu­ję: Oni mieli głów­nie blo­ko­wać ataki i mie­szać szyki wro­gom, a Jo­la­ia za­bi­jać, ata­ku­jąc dłu­gim mie­czem

 

Trój­ka gwar­dzi­stów dość szyb­ko po­ko­na­ła drogę do znisz­czo­nej bramy, spraw­nie omi­ja­jąc le­żą­ce ciała. Tamci jed­nak nie kwa­pi­li się do ataku… → Czy do­brze ro­zu­miem, że le­żą­ce ciała nie kwa­pi­ły się do ataku?

 

nie­ocze­ki­wa­nie cofną się… → Li­te­rów­ka.

 

cof­nę­li się z po­wro­tem do szyku. Mieli za­miar za­sy­pać ten wyłom cia­ła­mi prze­ciw­ni­ków. → To chyba nie­za­mie­rzo­ny rym.

Może w dru­gim zda­niu: …za­sy­pać ten wyłom cia­ła­mi wro­gów.

 

ob­ser­wo­wa­ła kul­ty­stów gro­ma­dzą­cych się przy wy­ło­mie, wy­glą­da­ło jakby na coś cze­ka­li. → …ob­ser­wo­wa­ła kul­ty­stów gro­ma­dzą­cych się przy wy­ło­mie, wy­glą­da­li jakby cze­ka­li na coś.

 

Ko­lej­ny raz od­czu­ła ten prze­śla­du­ją­cy ją od rana nie­po­kój. → Zbęd­ny za­imek.

 

jakby nie do końca pa­no­wał nad swoim cia­łem. → Zbęd­ny za­imek.

 

…a on tylko ma­chał swo­imi wiel­ki­mi pię­ścia­mi… → Zbęd­ny za­imek.

 

jakby ogar­niał się od uciąż­li­wych owa­dów. → …jakby oga­niał się od uciąż­li­wych owa­dów.

 

W końcu od­sko­czył i za­czną się śmiać.W końcu od­sko­czył i za­czął się śmiać.

 

szyb­ko wy­ja­śni­ła go swoim przy­bocz­nym. → Zbęd­ny za­imek.

 

Znów za­ata­ko­wa­li, ale ina­czej. W ostat­niej chwi­li od­rzu­ci­li broń i sko­czył na prze­ciw­ni­ka. → Pi­szesz o wal­czą­cych w licz­bie mno­giej, więc bądź kon­se­kwent­ny: W ostat­niej chwi­li od­rzu­ci­li broń i sko­czyli na prze­ciw­ni­ka.

 

Wyjął z po­krow­ca swój me­ta­lo­wy flet… → Zbęd­ny za­imek.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

re­gu­la­to­rzy dzię­ki za wska­za­nie błę­dów i su­ge­stię po­pra­wek. Jak pi­sa­łem w ko­men­ta­rzach pod “Czło­wiek, który nie wy­glą­dał”, za szyb­ko czy­tam i cięż­ko mi wy­ła­pać błędy. Muszę od nowa na­uczyć się czy­tać po­wo­li, roz­bi­ja­jąc tekst na po­je­dyn­cze słowa i li­te­ry, ale pra­cu­je nad tym.

Po­zdra­wiam.

Na szu­ka­nie lep­sze­go świa­ta nigdy nie jest za późno.

Cześć, Koryu!

 

Oj, po­ma­ru­dzę.

Szko­da, że nie po­dzie­li­łeś tek­stu na ja­kieś frag­men­ty (po­le­cam aste­ry­ski) – czy­ta­ło­by się faj­niej.

Ce­sar­stwo Tel­la­var (+1)

co to jest? cho­dzi mi głów­nie o to “+1”.

Czy te wiel­kie cycki mają ja­kieś zna­cze­nie póź­niej?

Do­czy­ta­łem – nie mają. Tzn. Mu­sia­łeś użyć "Lu­bież­nej dzie­wi­cy", więc opo­wie­dzia­łeś na po­cząt­ku aneg­dot­kę, otrze­pa­łeś ręce i tyle – ro­bo­ta z atry­bu­tem skoń­czo­na, bo póź­niej w tek­ście Ro­sa­lin­da ani nie jest lu­bież­na, ani nie ma nic o dzie­wic­twie. Zatem atry­but wy­ko­rzy­sta­ny dość ubogo.

Ilość po­sta­ci i nazw wła­snych wpro­wa­dzo­nych na raz przy­tła­cza. Do tego opisy ich wy­glą­du – nic nie za­pa­mię­ta­łem, nie wiem kto jest kim.

Wy­po­wiedź/roz­mo­wa Mam­mo­one­re jest strasz­nie in­fo­dum­po­wa. Tłu­ma­czysz dużo, ale takie coś jed­nak razi.

A potem na scenę wcho­dzą li­czeb­ni­ki, które po­win­ny być za­pi­sa­ne słow­nie.

Za­sta­na­wiam się dla­cze­go nie utrzy­ma­li na­ro­dzin syna w ta­jem­ni­cy, skoro to tak ry­zy­kow­ne, tylko trą­bią o tym wszem i wobec.

Zda­rza­ją się też li­te­rów­ki (brak ł na końcu słów w kilku miej­scach) – czy­ta­łem na ko­mór­ce, więc ła­pan­ki nie bę­dzie.

Cae uni­wer­sum masz zdaje się prze­my­śla­ne, wszy­scy mają swoje role, ale w tak krót­kim tek­ście trud­no o jego przed­sta­wie­nie. No i koń­co­we zda­nie su­ge­ru­je, że to po­czą­tek ja­kiejś opo­wie­ści.

Sama bitwa… no dzia­ło się – ani mnie to nie mier­zi­ło, ani roz­grze­wa­ło. Jest tak po­mię­dzy.

 

Po­zdra­wiam i po­wo­dze­nia w kro­ku­sie!

Nie za­bi­ja­my pie­sków w opo­wia­da­niach. Nigdy.

Bar­dzo pro­szę, Koryu. Miło mi, jeśli po­mo­głam.

Pa­mię­taj też, że nie­zmier­nie trud­no wy­ła­pu­je się uster­ki we wła­snym opo­wia­da­niu, al­bo­wiem czy­tasz tekst, który znasz, wiesz, co w nim na­pi­sa­łeś i mimo sta­rań, aby czy­tać go do­kład­nie, czę­sto prze­śli­zgu­jesz się po zda­niach i zda­rza się, że nie za­uwa­żasz tego, co na­le­ża­ło­by po­pra­wić. Dla­te­go do­brze jest dać sobie tro­chę czasu i do ko­lej­nej lek­tu­ry tego, co się na­pi­sa­ło, przy­stą­pić po dwóch a nawet trzech ty­go­dniach, kiedy tekst ule­gnie pew­ne­mu “za­po­mnie­niu”.

No i jest jesz­cze beta. Mam wra­że­nie, że może za­in­te­re­so­wać Cię ten wątek: http://www.fantastyka.pl/loza/17

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Cześć Kro­kus, kon­struk­tyw­ne ma­ru­dze­nie za­wsze mile wi­dzia­ne.

“Ce­sar­stwo Tel­la­var (+1)

co to jest? cho­dzi mi głów­nie o to “+1”.

Na to od­po­wia­da­łem Mo­ni­que.M

“To jest wła­ści­wie pierw­sze opo­wia­da­nie z głów­ne­go wątku i dla­te­go na po­cząt­ku jest to: Ce­sar­stwo Tel­la­var (+1) czyli czas od na­ro­dzin Sub­u­ta­ia. Teraz koń­czę prze­glą­dać opo­wia­da­nie “Wo­jow­nik i prze­klę­ty chło­piec” CT ( +6) i nie­dłu­go je tu wrzu­cę, a potem bę­dzie “Jeden desz­czo­wy i wy­jąt­ko­wo pa­skud­ny dzień” CT (+12) No i jest już “Czło­wiek, który nie wy­glą­dał” (CT +16), które było naj­krót­sze i dla­te­go po­szło na pierw­szy ogień.”

 

Czy te wiel­kie cycki mają ja­kieś zna­cze­nie póź­niej?

Do­czy­ta­łem – nie mają. Tzn. Mu­sia­łeś użyć "Lu­bież­nej dzie­wi­cy", więc opo­wie­dzia­łeś na po­cząt­ku aneg­dot­kę, otrze­pa­łeś ręce i tyle – ro­bo­ta z atry­bu­tem skoń­czo­na, bo póź­niej w tek­ście Ro­sa­lin­da ani nie jest lu­bież­na, ani nie ma nic o dzie­wic­twie. Zatem atry­but wy­ko­rzy­sta­ny dość ubogo.”

Dla niej miały, jako po­ran­na nie­do­god­ność przed roz­po­czę­ciem służ­by. Wi­dząc te wszyst­kie cy­ca­te dzie­wo­je w zbro­jach, to chyba żaden z ry­sow­ni­ków nie zdaje sobie spra­wy jaki to pro­blem dla ko­biet słu­żą­cych w woj­sku. To Ro­san­da “Lu­bież­na Dzie­wi­ca” Przy­ny­szew­ska jest tym atry­bu­tem. Cała ta opo­wieść kręci się wokół niej. Przez chwi­lę ku­si­ło mnie, żeby na­zwać ją np. Ver­gi­ne La­sci­va lub Mi­da­ra­na Shojo ;) Cza­sem lubię po­zor­nie oczy­wi­ste i prze­wi­dy­wal­ne ścież­ki po­pro­wa­dzić w inny spo­sób.

 

“Za­sta­na­wiam się dla­cze­go nie utrzy­ma­li na­ro­dzin syna w ta­jem­ni­cy, skoro to tak ry­zy­kow­ne, tylko trą­bią o tym wszem i wobec.”

 Kiedy oka­za­ło się, że ce­sa­rzo­wa jest w ciąży to nikt nie znał płci dziec­ka. Do­pie­ro ogień na Domu Na­ro­dzin to po­ka­zy­wał. No i kul­ty­ści zro­bi­li, to co zro­bi­li.

Dzię­ki za uwagi.

 

re­gu­la­to­rzy wi­dzia­łem ten wątek i mam nawet wy­pi­sa­nych kilka osób które po­pro­szę o pomoc w be­to­wa­niu. Na razie muszę zająć się czymś innym, bo życie wy­wi­nę­ło pa­skud­ne­go “twi­sta” moim przy­ja­cio­łom i trze­ba im pomóc, ale jak do­brze pój­dzie, to w nie­dzie­lę siądę i wpro­wa­dzę po­praw­ki do tek­stu.

Po­zdra­wiam.

 

 

 

 

Na szu­ka­nie lep­sze­go świa­ta nigdy nie jest za późno.

Hej, hej

Przy­kro mi, nie sia­dło. Po­mysł bar­dzo fajny, ale nie udźwi­gną­łeś te­ma­tu. To nic złego, wszy­scy tu się uczy­my i z każ­de­go tek­stu wart wy­cią­gnąć jakąś naukę na przy­szłość.

Chcia­łeś zmie­ścić za dużo w na­praw­dę sporo w małym li­mi­cie. Wpro­wa­dzasz zbyt wiele po­sta­ci jed­no­cze­śnie, więc za­czy­na­ją się mie­szać – związ­ki ro­dzin­ne po­tę­gu­ją to wra­że­nie. Potem obo­wiąz­ko­wa prze­po­wied­nia (he­ro­ik, ro­zu­miem) i prze­cho­dzi­my do bitwy. Nie wiem, kim są ata­ku­ją­cy, nie wiem, jakie moce mają bo­ha­te­ro­wie, więc mo­żesz wy­cią­gnąć z rę­ka­wa ja­ki­kol­wiek cud, a ja wciąż nie czuję na­pię­cia.

Ro­dzi­ce po­świę­ca­ją się dla dzie­ci, ktoś rzuca ma­gicz­ne wstę­gi, zja­wia się jakiś wrogi mag czy inne dia­bel­stwo – chaos, chaos, chaos, a ja wciąż nie wiem, dla­cze­go ce­sa­rza broni kilka osób i dla­cze­go miał­bym się nimi przej­mo­wać, skoro trud­no mi za­pa­mię­tać, kto jest kim.

To jest tekst, który na­praw­dę może być fajny, ale nada­wał się bar­dziej do drogi krę­tej. Masz fajną hi­sto­rię z obro­ną pią­te­go syna, może nieco sche­ma­tycz­ną, ale nic w tym złego, jed­nak nie w tym li­mi­cie.

Atry­but po­trak­to­wa­ny po łeb­kach ;)

Po­zdra­wiam

Choć tekst pew­nie mógł­by być bar­dziej płyn­ny, to prze­czy­ta­łam jed­nym tchem. Spraw tech­nicz­nych nie będę się cze­piać, bo zo­sta­ły już tu prze­wał­ko­wa­ne, a ja nie wy­mą­drzam się w spra­wach, w któ­rych nie czuję się mocna.

W sumie, to opo­wia­da­nie ku­pi­ło mnie kil­ko­ma wąt­ka­mi, w któ­rych od­na­la­złam dużo re­ali­zmu. Spodo­ba­ło mi się to po­czu­cie obo­wiąz­ku gwar­dzi­stów, takie praw­dzi­we “służ­ba nie druż­ba”. No i ta świad­mo­mość, że w każ­dej chwi­li mogą na tej służ­bie zgi­nąć. To było bar­dzo praw­dzi­we. W opi­sie walki ten frag­ment: “…Blady, roz­trzę­sio­ny, z za­rzy­ga­ny­mi bu­ta­mi i mo­kry­mi spodnia­mi śmier­dzą­cy­mi uryną wciąż stał obok nich i robił swoje. Oni już coś ta­kie­go prze­ży­li, co nie zna­czy, że było im dużo ła­twiej. Dla niego był to pierw­szy raz.”  – tak re­al­ny i tak nie cu­kier­ko­wy.

“Nie­wy­ma­wial­ni” – świet­ne, od razu mia­łam przed ocza­mi Fran­ka Go­ła­sa i jego “Brzę­czysz­czy­kie­wicz”.

Co mi zgrzyt­nę­ło? Np. to, że Ada­lin tak chęt­nie wy­ja­wił Ro­san­dzie pil­nie strze­żo­ny se­kret, za co mógł nawet zo­stać zli­kwi­do­wa­ny. Po co? Nic to nie zmie­ni­ło, oprócz tego, ze czy­tel­nik wie.

To, że do obro­ny ce­sa­rzo­wej i dziec­ka przy­dzie­lo­no tylko jed­ne­go maga i do tego zu­peł­nie nie­do­świad­czo­ne­go oraz tylko jeden od­dział gwar­dzi­stów, ten któ­re­mu aku­rat wy­pa­da­ła służ­ba, w ogóle mnie nie prze­ko­na­ło. Wszy­scy wie­dzą, że bę­dzie próba za­ma­chu, jak tylko dym ob­ja­wi syna, a jakoś przy­go­to­wań na taki obrót spra­wy brak. Ja wiem, że krot­ki tekst, limit zna­ków, ale zdan­ko, dwa gwoli wy­ja­śnie­nia by się przy­da­ły. Ja mam wizję, że ce­sar­ki tatuś chce się po­zbyć po­tom­ka w bia­łych rę­ka­wicz­kach, no ale to moja wizja i moje do­po­wie­dze­nie. Nawet nie wiem, czy się broni.

No i to: “Raie i Galam szli przo­dem z mie­cza­mi w dło­niach, długi w pra­wej ze szty­chem usta­wio­nym na wy­so­ko­ści pier­si, w lewej krót­kie ostrze w od­wró­co­nym chwy­cie, z klin­gą uło­żo­ną wzdłuż przed­ra­mie­nia.” Tak, w tłu­mie warto mieć dwa mie­cze, ale ten od­wró­co­ny chwyt – w ogóle nie mogę sobie tego wy­obra­zić. Nie fech­tu­ję, ale z cie­ka­wo­ści prze­gląd­nę­łam fil­mi­ki z tech­ni­ka­mi walki na dwa mie­cze i ni­g­dzie ta­kie­go chwy­tu nie wi­dzia­łam. Potem Galam tnie tym krót­ki mie­czem z dołu. No, przy takim trzy­ma­niu, to po­wo­dze­nia, w ciu­pa­gę wy­god­nie.

 

Koń jaki jest każdy widzi, a i tak da­ro­wa­ne­mu w zęby nie za­glą­dasz.

Witaj Za­na­is.

“Przy­kro mi, nie sia­dło.”

Twoja opi­nia dała mi inny punkt wi­dze­nia na to co na­pi­sa­łem, dzię­ki. Głów­nym ar­gu­men­tem mo­je­go ko­le­gi, który mnie tu skie­ro­wał było ”Spró­buj, na­uczysz się przy oka­zji cze­goś no­we­go”.

 

Cześć In­an­na.

“do obro­ny ce­sa­rzo­wej i dziec­ka przy­dzie­lo­no tylko jed­ne­go maga”

Z jed­nej stro­ny “W razie po­trze­by Sal­to­rin i jego uczeń udzie­lą nam wspar­cia.” , a dla­cze­go tego nie zro­bi­li? To już inna hi­sto­ria, bo po walce znik­nę­li i … ;) Z dru­giej stro­ny wszyst­ko było już przy­go­to­wa­ne na tzw. “czar­ny sce­na­riusz” czyli na wy­pa­dek walki i Ado­lin nie po­trze­bo­wał wła­ści­wie nad­zo­ru. No i siły przy­dzie­lo­ne do bez­po­śred­niej ochro­ny nie mu­sia­ły być licz­ne, tylko sku­tecz­ne.

 

No i to: “Raie i Galam szli przo­dem z mie­cza­mi w dło­niach, długi w pra­wej ze szty­chem usta­wio­nym na wy­so­ko­ści pier­si, w lewej krót­kie ostrze w od­wró­co­nym chwy­cie, z klin­gą uło­żo­ną wzdłuż przed­ra­mie­nia.”

Ten ro­dzaj chwy­tu wy­stę­pu­je np. w staro ja­poń­skich sys­te­mach walki wy­wo­dzą­cych się z tzw. sta­rych sa­mu­raj­skich szkół (kōryū bu­jut­su) i to wła­śnie w tych, gdzie używa się dwu mie­czy (Ten­shin Shōden Ka­to­ri Shintō, Niten'ichi) ale rów­nież w hisz­pań­skich i wło­skich szko­łach szer­mier­ki gdzie uży­wa­no rów­no­cze­śnie ra­pie­ra i le­wa­ka lub szpa­dy i szty­le­tu. Sto­so­wa­ny był w sy­tu­acji walki w bli­skim dy­stan­sie (ścisk, mała prze­strzeń) lub prze­ciw­ko prze­ciw­ni­ko­wi uzbro­jo­ne­mu w sługa broń drzew­co­wą np. włócz­nię czy ha­la­bar­dę.

 

“Potem Galam tnie tym krót­ki mie­czem z dołu. No, przy takim trzy­ma­niu, to po­wo­dze­nia, w ciu­pa­gę wy­god­nie.”

Był w ni­skiej po­zy­cji i prak­tycz­nie tuż przy na­past­ni­ku. Wy­obraź sobie, że ude­rzył łok­ciem od dołu do góry, tylko tam miał krót­ki miecz wy­sta­ją­cy ok. 15 cm. i opar­ty o ten ło­kieć. Bez pro­ble­mu mógł roz­ciąć czło­wie­ko­wi brzuch od kro­cza po mo­stek.

Dzię­ki za opi­nię.

Po­zdra­wiam.

 

 

Na szu­ka­nie lep­sze­go świa­ta nigdy nie jest za późno.

Koryu przez Cie­bie za­miast robić bi­lans na­oglą­da­łam się fil­mi­ków walk na dwa mie­cze, ja­kichś sta­rych rycin ze szkół szer­mier­ki – wło­skiej i hisz­pań­skiej, no i prze­czy­ta­łam mega cie­ka­wy ar­ty­kuł o sta­rych szko­łach ja­poń­skich, gdzie uczo­no walki na dwa ostrza.

Także zwra­cam honor, już sobie to (co opi­sa­łeś) wy­obra­żam, choć dru­gie ostrze jest krót­sze, niż pier­wot­nie za­kła­da­łam.

Po­nie­waż Twój tekst zmu­sił mnie do szu­ka­nia po hi­sto­rycz­nych źró­dłach, więc od razu zy­skał w moich oczach. Faj­nie. Jak ja będę mu­sia­ła kie­dyś opi­sać walkę na mie­cze, to pew­nie po­le­gnę z kre­te­sem.

Koń jaki jest każdy widzi, a i tak da­ro­wa­ne­mu w zęby nie za­glą­dasz.

Siema!

 

Rzu­casz w czy­tel­ni­ka od sa­me­go po­cząt­ku tak dużą ilo­ścią in­for­ma­cji, jakby Twój tekst był po­wie­ścią, a Ty wzią­łeś sobie za punkt ho­no­ru, żeby od­bior­ca od razu wie­dział wszyst­ko o świe­cie, włącz­nie z ge­ne­alo­gią po­sta­ci i to­po­gra­fią stwo­rzo­ne­go uni­wer­sum. Jak ro­zu­miem, to opo­wia­da­nie osa­dzo­ne jest w ja­kimś więk­szym, wy­my­ślo­nym przez Cie­bie świe­cie. Faj­nie, bo widać, że wsze­dłeś cał­kiem głę­bo­ko w szcze­gó­ły, chcąc uczy­nić świat żywym i kom­plet­nym. Mniej faj­nie, że chcia­łeś wci­snąć tego jak naj­wię­cej w opo­wia­da­nie.

Po­czą­tek to prze­bi­ja­nie się przez in­fo­dum­py, któ­rych jest nad­miar, a po pierw­szym ty­siącu zna­ków bo­ha­ter­ka do­pie­ro wsta­ła i zaraz wy­cho­dzi. Mia­łeś mało miej­sca – wszy­scy mie­li­śmy – a mimo to dałeś się po­nieść two­rze­niu kra­jo­bra­zu za­miast fa­bu­ły.

Ję­zy­ko­wo nie­źle, choć gdzieś tam i siam mi­gnę­ły ró­znej maści po­tknię­cia (”jest od starsz pa­ła­cu” – ewi­dent­na po­zo­sta­łośc po prze­rób­kach na przy­kład). Re­la­cje mię­dzy po­sta­cia­mi sil­nie za­ry­so­wa­ne miej­sca­mi, ale miej­sca­mi prze­ry­so­wa­ne – uspo­ko­je­nie mło­de­go po­przez umó­wie­nie się na chla­nie i re­ak­cja mło­dzi­ka, albo “ból w oczach” Ga­la­ma po py­ta­niu o umie­jęt­no­ści ga­wę­dziar­skie i jesz­cze kilka. Ro­zu­miem jaki efekt za każ­dym razem chcia­łeś osią­gnąć, ale jest to aż nadto wi­docz­ne, przez co mało wia­ry­god­ne i pre­tek­sto­we, na­sta­wio­ne na wy­wo­ła­nie kon­kret­nych od­czuć wzglę­dem po­sta­ci. Mnie to nie­ste­ty jakoś nie zła­pa­ło, po­wiem wię­cej – po­czu­łem nie­chęć do tej sie­lan­ko­wo zgra­nej ekipy, zgod­nej, go­to­wej do wza­jem­nych po­świę­ceń. Nigdy nie prze­pa­da­łem za świę­tosz­ko­wa­ty­mi po­sta­cia­mi, a te się takie wy­da­ją.

Scena ba­ta­li­stycz­na sko­ja­rzy­ła mi się z grami typu Tower De­fen­se – coraz to nowe fale wro­gów, coraz sil­niej­szych, które trze­ba od­pie­rać. To jest zor­ga­ni­zo­wa­na armia? Taka, która na­jeż­dża pałac, któ­re­go broni tylko grup­ka uber­spec­sku­bań­ców? No, chyba tak, bo mają maga od ro­bie­nia wyrw w mu­rach, nie­wi­dzial­nych skry­to­bój­ców, a nawet ja­kie­goś go­le­mo-ol­brzy­mo-eg­zo­zbro­jo-in­a­to­ra. Gdzie jest kró­lew­ska armia? Kto w ogóle do­pu­ścił do ufor­mo­wa­nia się tym od­dzia­łom? One by się ro­ze­szły, gdyby była córka? Takie – nara, siema, jest dziew­czyn­ka, nie ma co się gnie­wać, cho­wa­my widły, zbro­je, do­mo­ro­sła in­kwi­zy­cja marsz do domu, nie było te­ma­tu? Ku­le­je mi tutaj lo­gi­ka świa­ta, nie widzę tego, nie po­tra­fię sobie wy­obra­zić lo­gicz­ne­go ciągu prze­szłych wy­da­rzeń, które mogły do­pro­wa­dzić do opi­sa­nej sy­tu­acji. Wrzu­ci­łeś, Koryu, do tej ba­ta­lii wszyst­ko co się dało, zro­bi­łeś okrut­ny mix i wy­szło tak sobie nie­ste­ty. Naj­słab­sza jest ostat­nia walka, kiedy to zbro­jo­coś od­ska­ku­je i się śmie­je, dając czas bo­ha­ter­ce na uknu­cie planu wraz z to­wa­rzy­sza­mi. A potem cała trój­ka od­rzu­ca broń i ska­cze na to coś, choć przed­tem nie mogła zadać mu ob­ra­żeń bro­nią. Bo­ha­ter­ka ginie bo­ha­ter­ską śmier­cią, młody cza­ro­dziej nie może się z tym po­go­dzić i rzuca się w wir walki, za­bi­ja­jąc bez za­jąk­nię­cia (tak nam to opi­su­jesz w koń­ców­ce).

Po wszyst­kim, kiedy po­zo­sta­li przy życiu uber­wo­jow­ni­cy za­pro­wa­dza­ją spo­kój, moga sobie spo­koj­nie zro­bić jakąs ce­re­mo­nię, wszyst­ko jest OK, nagle to, że piąte dziec­ko było synem, już ni­ko­mu nie prze­szka­dza, nawet wzmian­ka o pia­stun­ce się zna­la­zła. Przy­kro mi Koryu, ale po­mysł na opo­wia­da­nie mnie nie usa­tys­fak­cjo­no­wał, bo ty­tu­ło­wy piąty syn jest wy­łącz­nie pre­tek­stem do opi­sa­nia bitwy, a sam żad­nej roli nie od­gry­wa, i nie od­gry­wa też żad­nej roli jego oca­le­nie.

Warsz­ta­to­wo jest nie­źle, fa­bu­lar­nie nie sia­dło. Mam na­dzie­ję, że nie weź­miesz spe­cjal­nie do sie­bie tych uwag, bo nie jest moją in­ten­cją spra­wie­nie Ci przy­kro­ści, ale zwró­ce­nie uwagi na do­strze­żo­ne prze­ze mnie man­ka­men­ty Two­je­go opo­wia­da­nia. Życzę po­wo­dze­nia i wy­trwa­ło­ści w pi­sa­niu i po­zdra­wiam ser­decz­nie :)

 

Q

Known some call is air am

Bar­ba­rian­Ca­ta­ph­ract

Fajna ilu­stra­cje, z czego to jest?

 

In­an­na w fil­mach Akira Ku­ro­sa­wy masz bar­dzo faj­nie po­ka­za­ną dy­na­mi­kę ta­kich walk. Do­brze, że na coś się przy­da­łem ;)

 

Outta Sewer

Mnie to nie­ste­ty jakoś nie zła­pa­ło, po­wiem wię­cej – po­czu­łem nie­chęć do tej sie­lan­ko­wo zgra­nej ekipy, zgod­nej, go­to­wej do wza­jem­nych po­świę­ceń. Nigdy nie prze­pa­da­łem za świę­tosz­ko­wa­ty­mi po­sta­cia­mi, a te się takie wy­da­ją.

Oni są do­brze wy­szko­le­ni i znają się na swo­jej ro­bo­cie. Mam wśród swo­ich zna­jo­mych sporo we­te­ra­nów. Jeden z nich opo­wie­dział mi, co ro­bi­li przed misją bo­jo­wą. By­wa­ło nie raz, że żoł­nie­rze mieli ze sobą “na pień­ku”, więc szli na spo­koj­nie ob­ga­dać spra­wę, żeby nie za­bie­rać ze sobą nie­po­trzeb­ne­go ba­la­stu. Była sy­tu­acja, kiedy jeden dru­gie­go ra­to­wał ry­zy­ku­jąc swoje życie i zdro­wie, po­mi­mo tego, że na co dzień obaj się cho­ler­nie nie lu­bi­li, ale to nie miało wtedy zna­cze­nie. Wspól­na cięż­ka i od­po­wie­dzial­na służ­ba rodzi dość spe­cy­ficz­ne więzi , któ­rych nie ro­zu­mie­ją lu­dzie z ze­wnątrz. Jak na­pi­sa­łem “Byli jak ro­dzi­na, ze wszyst­ki­mi tego wa­da­mi i za­le­ta­mi. Bo by­wa­ło róż­nie. Raz le­piej, raz go­rzej, ale w razie pro­ble­mów mogli na sie­bie li­czyć bez­wa­run­ko­wo.”

 

“To jest zor­ga­ni­zo­wa­na armia? Taka, która na­jeż­dża pałac, któ­re­go broni tylko grup­ka uber­spec­sku­bań­ców? No, chyba tak, bo mają maga od ro­bie­nia wyrw w mu­rach, nie­wi­dzial­nych skry­to­bój­ców, a nawet ja­kie­goś go­le­mo-ol­brzy­mo-eg­zo­zbro­jo-in­a­to­ra. Gdzie jest kró­lew­ska armia? Kto w ogóle do­pu­ścił do ufor­mo­wa­nia się tym od­dzia­łom?”

Tro­chę wzo­ro­wa­łem się na tym, co stało się 26 kwiet­nia 1478 tzw. „krwa­wa nie­dzie­la”, kiedy na zle­ce­nie pa­pie­ża Syk­stu­sa VI do­szło do za­ma­chu na rzą­dzą­cych Flo­ren­cją braci: Waw­rzyń­ca i Ju­lia­na Me­dy­ce­uszy.

 

“Scena ba­ta­li­stycz­na sko­ja­rzy­ła mi się z grami typu Tower De­fen­se”.

Aż sobie spraw­dzi­łem o co z tym cho­dzi. Coś w tym jest, ale w takim kon­tek­ście, to nawet obro­nę pol­skiej bazy w Gazni w 2013 r. też można pod to pod­cią­gnąć.

 

“One by się ro­ze­szły, gdyby była córka?”

Tak, bo wszyst­ko się opie­ra­ło na stra­chu przed po­wro­tem Ge­ra­ia Nisz­czy­cie­la, (który już raz wy­wo­łał wojnę, co do­pro­wa­dzi­ło do znisz­cze­nie nie­mal całej cy­wi­li­za­cji ) a na­ro­dzi­ny pią­te­go syna miało ten po­wrót spo­wo­do­wać. Z po­wo­du swo­jej wiary lu­dzie do­pusz­cza­li się czę­sto po­twor­nych i nie­lo­gicz­nych czy­nów.

 

“Po wszyst­kim, kiedy po­zo­sta­li przy życiu uber­wo­jow­ni­cy za­pro­wa­dza­ją spo­kój, moga sobie spo­koj­nie zro­bić jakąs ce­re­mo­nię, wszyst­ko jest OK, nagle to, że piąte dziec­ko było synem, już ni­ko­mu nie prze­szka­dza, nawet wzmian­ka o pia­stun­ce się zna­la­zła.”

Cią­gle było wielu ta­kich, któ­rym to prze­szka­dza­ło, ale rów­nie dużo ta­kich, któ­rzy tej wiary nie po­dzie­la­li, (coś jak u nas z “za­ma­chem smo­leń­skim”). No i to opo­wia­da­nie jest pierw­szym z kilku osa­dzo­nych w świe­cie Tel­la­va­ru.

 

“Warsz­ta­to­wo jest nie­źle, fa­bu­lar­nie nie sia­dło. Mam na­dzie­ję, że nie weź­miesz spe­cjal­nie do sie­bie tych uwag, bo nie jest moją in­ten­cją spra­wie­nie Ci przy­kro­ści, ale zwró­ce­nie uwagi na do­strze­żo­ne prze­ze mnie man­ka­men­ty Two­je­go opo­wia­da­nia. Życzę po­wo­dze­nia i wy­trwa­ło­ści w pi­sa­niu i po­zdra­wiam ser­decz­nie :)”

Oczy­wi­ście, że nie. W moim za­wo­dzie bar­dzo cenne jest, gdy ktoś pod­cho­dzi z boku i mówi “ stary to i tamto można po­pra­wić”, bo mogę się z nim nie zga­dzać, ale daje mi to ko­lej­ny powód, żeby przyj­rzeć się jesz­cze raz temu co robię. Dzię­ki za opi­nię.

Po­zdra­wiam.

 

 

 

 

 

Na szu­ka­nie lep­sze­go świa­ta nigdy nie jest za późno.

Przy­jem­nie się czy­ta­ło :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Była sy­tu­acja, kiedy jeden dru­gie­go ra­to­wał ry­zy­ku­jąc swoje życie i zdro­wie, po­mi­mo tego, że na co dzień obaj się cho­ler­nie nie lu­bi­li, ale to nie miało wtedy zna­cze­nie. Wspól­na cięż­ka i od­po­wie­dzial­na służ­ba rodzi dość spe­cy­ficz­ne więzi , któ­rych nie ro­zu­mie­ją lu­dzie z ze­wnątrz.

To można prze­nieśc nie tylko na słu­zbę woj­sko­wą, ale na co­kol­wiek. W pracy też mam paru ludzi, któ­rych nie lubię, ale jak się el di­rek­to­re przy­kle­jał do niego, to sta­wa­łem po jego stro­nie, na­ra­ża­jąc się na zy­eb­kę, i bro­ni­łem. Cho­dzi mi o to, że to u Cie­bie wy­glą­da tro­chę zbyt cu­kier­ko­wo, zbyt łatwo i przy­jem­nie. Oczy­wi­ście to mój oso­bi­sty od­biór, a nie za­rzut per se, bo naj­wy­raź­niej innym ten motyw nie prze­szka­dza :)

 

Aż sobie spraw­dzi­łem o co z tym cho­dzi. Coś w tym jest, ale w takim kon­tek­ście, to nawet obro­nę pol­skiej bazy w Gazni w 2013 r. też można pod to pod­cią­gnąć.

No, może, ale jest tutaj takie wra­że­nie ko­lej­nych fal prze­ciw­ni­ków, które roz­bi­ja­ją się o obroń­ców, a każda fala sta­no­wi więk­sze wy­zwa­nie. Stąd sko­ja­rze­nie.

 

Cią­gle było wielu ta­kich, któ­rym to prze­szka­dza­ło, ale rów­nie dużo ta­kich, któ­rzy tej wiary nie po­dzie­la­li, (coś jak u nas z “za­ma­chem smo­leń­skim”). No i to opo­wia­da­nie jest pierw­szym z kilku osa­dzo­nych w świe­cie Tel­la­va­ru.

No i to jest rpo­blem, bo jako za­mknię­ta ca­łość to nie do końca ban­gla. Jeśli jed­nak wątki są po­cią­gnię­te gdzies in­dziej, w innym tek­ście osa­dzo­nym w tym świe­cie, to spoko, bo po­zwa­la roz­wi­nąć myśl/motyw – tylko w tym tek­ście tego nie ma, to jest gdzies tam, hen, nie wia­do­mo gdzie.

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie :)

Q

Known some call is air am

Cześć, Koryu

Bar­dzo pro­sta hi­sto­ria i wła­ści­wie ni­czym się nie­wy­róż­nia­ją­ca. Mia­łem rów­nież pro­blem z bo­ha­te­ra­mi, wpro­wa­dzi­łeś ich szyb­ko w po­dob­ny spo­sób, przez co nie­któ­rych po­sta­ci nie roz­róż­nia­łem. Dużo ich wpa­ko­wa­łeś do tak krót­kiej hi­sto­rii. 

Fa­bu­ła szcząt­ko­wa. Do­wia­du­je­my się nie­wie­le o po­wo­dzie wojny i myślę, że ten wątek mógł­by zo­stać przez cie­bie nieco bar­dziej wy­eks­plo­ato­wa­ny, bo poza ledwo za­ry­so­wa­ny­mi re­la­cja­mi po­sta­ci i bi­ja­ty­ką nie ma tutaj obec­nie za wiele. Mimo wszyst­ko nie czy­ta­ło się źle. 

Oczy­wi­ście opi­nia jest w pełni su­biek­tyw­na. 

Po­zdra­wiam. 

Sen jest dobry, ale książ­ki są lep­sze

Hmmm. Nie czuję się prze­ko­na­na.

Naj­pierw wpro­wa­dzasz całe mnó­stwo bo­ha­te­rów, któ­rych nie czy­tel­nik nie za­pa­mię­ta. Potem leci in­fo­dump, a na końcu mamy bitwę, a ja nie prze­pa­dam za mi­li­ta­ria­mi.

po­nie­waż spo­dzie­wa­no się na­ro­dzin pią­te­go dziec­ka pary ce­sar­skiej.

Można prze­wi­dzieć na­ro­dzi­ny dziec­ka co do dnia? Wy­da­wa­ło mi się, że ty­dzień w jedną lub drugą stro­nę to żadne dziwo. Chyba że ja­kieś prze­po­wied­nie, ale w takim razie to i płeć by­ła­by znana.

Za­sko­czy­ło mnie, że oj­ciec przy­no­si córce śnia­da­nie do łóżka. Już po­my­śla­łam, że to jakaś roz­piesz­czo­na księż­nicz­ka, ale jed­nak nie. Do tego dzie­wu­cha jest do­ro­sła, sama za­ra­bia na sie­bie. Zdaje mi się, że w prze­szło­ści takie za­cho­wa­nie uzna­no by za dzi­wacz­ne, ale mogę się mylić.

Potem dzi­wi­ło mnie, że gwar­dia wal­czy z za­gro­że­niem, któ­re­go każdy ocze­ki­wał, ale nikt się po­rząd­nie nie przy­go­to­wał. Dla­cze­go jest ich tak mało w sto­sun­ku do prze­ciw­ni­ka? Dla­cze­go nie zbu­rzo­no muru, który za­sła­nia im wroga? Fosa też sta­no­wi prze­szko­dę, a nie za­sła­nia wi­do­ku.

Ca­łość spra­wia wra­że­nie pro­lo­gu – udało się nie do­pu­ścić do za­mor­do­wa­nia no­wo­rod­ka, ale jesz­cze nie wia­do­mo, co z niego wy­ro­śnie.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Ko­lej­na część po­ran­ka, za którą nie prze­pa­da­ła po­nie­waż była atrak­cyj­ną, wy­so­ką ko­bie­tą, ob­da­rzo­ną nie­ste­ty dużym biu­stem. […] Otrzą­snę­ła się z tych nie­ocze­ki­wa­nych wspo­mnień i spoj­rza­ła na zegar wodny. Już czas.

 

Spory in­fo­dump, ale na szczę­ście umie­ści­łeś go na samym po­cząt­ku. Gdyby był gdzieś póź­niej w tek­ście, mógł­by wy­bi­jać czy­tel­ni­ka z rytmu i upo­śle­dzać do­świad­cze­nie z czy­ta­nia. Za­czę­cie od niego też jest tro­chę ry­zy­kow­ne, ale nie jest zbyt długi i prze­ła­do­wa­ny in­for­ma­cja­mi, a do tego udało ci się go ład­nie ubar­wić, więc czyta się go cał­kiem cie­ka­wie.

 

No, potem nie­ste­ty nie jest już tak faj­nie, jeśli cho­dzi o eks­po­zy­cję. Sy­piesz nią za czę­sto moim zda­niem :/ Cza­sa­mi to są dro­bia­zgi, jak np. gdy stary we­te­ran za­pra­sza chło­pa­ka na po­je­dy­nek, żeby prze­nieść jego myśli z dala od zbli­ża­ją­cej się walki. Nie­po­trzeb­nie wtedy po­da­jesz wprost cel we­te­ra­na. Imho spo­koj­nie wy­star­czy­ło­by opi­sa­nie, że chło­pak się roz­luź­nił i to po­ro­zu­mie­waw­cze mru­gnię­cie oczkiem do do­wód­cy. Teraz czu­łem się, jak­byś tłu­ma­czył mi coś, co już wiem. Ale są też więk­sze ka­wał­ki, jak roz­mo­wa o woj­nie, która po­zba­wi­ła życia 90% po­pu­la­cji. Cały ten frag­ment brzmi dość sztucz­nie, zbyt wy­raź­nie widać, że chcia­łeś prze­ka­zać in­for­ma­cje w dia­lo­gu. Ro­zu­miem, co chcia­łeś osią­gnąć, ale imho le­piej by­ło­by zro­bić to sub­tel­niej, nawet kosz­tem prze­ka­za­nia mniej­szej licz­by szcze­gó­łów.

 

– Tak, ale po­trze­bu­ję parę chwil, żeby się przy­go­to­wać a potem mu­si­cie go za­blo­ko­wać w jed­nym miej­scu na ja­kieś trzy ude­rze­nia serca.

– Do­brze, szy­kuj się. Mam­mo­one­re i Gun­nulfr za mną. Ran­tel przej­mu­jesz. Do­wo­dzić wami, to był dla mnie za­szczyt.

– Bez ta­kie­go pie­prze­nia, pani ka­pi­tan. – Prze­rwał jej szorst­ko we­te­ran. – Idź dziew­czy­no, roz­wal tego prze­ro­śnię­te­go skur­wie­la a potem koń­czy­my tych cioł­ków ma­lo­wa­nych i idzie­my na piwo. Jasne?!

– Tak jest.

Do­my­ślam się, że bo­ha­ter­ka mówi to nie bez po­wo­du – oba­wia się, że ol­brzym ją za­bi­je. Ale nie widać zbyt­nio tego stra­chu. To jest moim zda­niem dobry mo­ment, by spo­wol­nić akcję i dać czy­tel­ni­ko­wi le­piej za­po­znać się z za­gro­że­niem, bar­dziej je od­czuć. Po­mógł­by jakiś opis prze­żyć we­wnętrz­nych bo­ha­te­rów, może wstaw­ka z opi­sem ich ge­stów i min. Sam dia­log wy­pa­da zbyt blado, żeby wy­wo­łać silny efekt, przy­naj­mniej u mnie.

 

– Jak dam oznak to roz­wal go. Bez wzglę­du na wszyst­ko. Ro­zu­miesz?!

Znak?

 

Mia­łeś bar­dzo cie­ka­wy po­mysł na opo­wia­da­nie, ale tro­chę nie wy­pa­li­ła ci re­ali­za­cja. Głów­nie z po­wo­dów, jakie wy­mie­ni­łem wyżej, czyli bar­dzo expli­ci­te eks­po­zy­cja, która wy­bi­ja czy­tel­ni­ka z rytmu, ale przede wszyst­kim zbyt małe sku­pie­nie na prze­ży­ciach bo­ha­te­rów. Nie czu­łem zbyt­nio staw­ki w tej bi­twie, bo­ha­te­ro­wie nie wy­da­wa­li się prze­ra­że­ni a wro­go­wie prze­ra­ża­ją­cy. Chyba tro­chę zbyt­nio przy­spie­szy­łeś akcję w cza­sie fi­na­ło­wej walki i przez to wszyst­kie prze­ży­cia i nie­bez­pie­czeń­stwa stały się zbyt roz­wod­nio­ne.

Po­dob­nie zresz­tą z bo­ha­te­ra­mi. jest ich tu cał­kiem sporo, ale nie­wie­lu prze­zna­czy­łeś więk­szej uwagi. Są po­trak­to­wa­ni tro­chę po ma­co­sze­mu i cięż­ko mi po­czuć więź z któ­rymś z nich albo cho­ciaż móc co­kol­wiek o któ­rymś z nich po­wie­dzieć. Nie za­pa­dli w pa­mięć.

Do tego mam wra­że­nie, że sporo tu było dziur fa­bu­lar­nych. Do­kład­niej opi­sa­ła je fin­kla i zga­dzam się z więk­szo­ścią jej słów, może z wy­łą­cze­niem uwag o oby­cza­jach no­sze­nia je­dze­nia do łóżka i prze­po­wied­ni – to jest świat fan­ta­sy i może się rzą­dzić in­ny­mi pra­wa­mi, nawet jeśli znacz­nie od­mien­ny­mi od na­szych. O ile jest w tym kon­se­kwent­ny i nosi zna­mio­na wia­ry­god­no­ści to jest gites imho. Naj­bar­dziej jed­nak ukłu­ło mnie, że fak­tycz­nie bo­ha­te­ro­wie wy­da­ją się zu­peł­nie za­gu­bie­ni w świe­cie, nie mają po­ję­cia o jego hi­sto­rii (poza kil­ko­ma), nie są przy­go­to­wa­ni do walki, która w za­sa­dzie zo­sta­ła prze­wi­dzia­na lata temu. No jest to dość na­cią­ga­ne.

Ale mimo to po­mysł jest bar­dzo spoko, może nie szcze­gól­nie ory­gi­nal­ny, ale w sumie po co taki ma być? Jest an­ga­żu­ją­cy i ma po­ten­cjał na bar­dzo emo­cjo­nu­ją­cy pełen akcji tekst, po pro­stu za­bra­kło tu tro­chę pracy lub do­świad­cze­nia. Po­do­ba­ło mi się i widzę, że po­tra­fisz wy­ge­ne­ro­wać in­te­re­su­ją­cy świat i fa­bu­łę :3 No i jest clif­fhan­ger, który fak­tycz­nie mnie za­wie­sił w nie­pew­no­ści. No bo co teraz z tym dzie­cia­kiem? xD Bę­dzie jakaś kon­ty­nu­acja?

Hej, cie­ka­wy po­mysł, lecz jak na tak krót­ki tekst jest tutaj imo zbyt dużo imion lub nazw wła­snych. Czu­łem się przez to nieco przy­tło­czo­ny i w za­sa­dzie nawet nie sta­ra­łem się tego wszyst­kie­go spa­mię­tać. Od­nio­słem rów­nież wra­że­nie, że wie­dza/dzia­ła­nia/dia­lo­gi wy­stę­pu­ją­cych w opo­wia­da­niu po­sta­ci służą je­dy­nie pchnię­ciu fa­bu­ły na­przód, przez co są mało na­tu­ral­ne i tracą sporo na wia­ry­god­no­ści.

Dzię­ki za ko­men­ta­rze. Prze­pra­szam, że nie od­pi­su­ję, ale trzy ty­go­dnie temu zmarł mój przy­ja­ciel i jakoś nie po­tra­fię się na razie ogar­nąć. To on mnie na­mó­wił, żebym tu po­ka­zał swoje tek­sty.

Po­zdra­wiam.

Na szu­ka­nie lep­sze­go świa­ta nigdy nie jest za późno.

Współ­czu­je­my. Trzy­maj się.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Trzy­maj się, Koryu, współ­czu­ję i ści­skam Cię mocno.

Przy­no­szę ra­dość :)

Koryu, ser­decz­nie współ­czu­ję.

Pa­mie­taj, że każde opo­wia­da­nie, które na­pi­szesz i za­mie­ścisz tutaj, bę­dzie swo­istym hoł­dem od­da­nym Przy­ja­cie­lo­wi. 

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Trzy­maj się, Koryu. Współ­czu­ję stra­ty.

Known some call is air am

Koryu, to bar­dzo przy­kre – współ­czu­ję. Trzy­maj się, jak­kol­wiek ba­nal­nie to brzmi!

Nie za­bi­ja­my pie­sków w opo­wia­da­niach. Nigdy.

Dzię­ku­je.

Cięż­ko było wró­cić do pi­sa­nia, bo jedna z głów­nych po­sta­ci, Galam ar-Han­gel jest opar­ty na Ada­mie o któ­rym mó­wi­li­śmy pół­żar­tem, że mógł­by być in­kar­na­cją Za­wi­szy Czar­ne­go. Był osobą o sta­lo­wych za­sa­dach, świet­nym wo­jow­ni­kiem oraz do­brym, uczci­wym czło­wie­kiem. No i je­dy­ną osobą (we­dług mojej żony) o któ­rej można było po­wie­dzieć, że jest bar­dziej upar­ta niż ja. Był też wy­pró­bo­wa­nym i god­nym za­ufa­nia przy­ja­cie­lem, który przez ponad 30 lat był jed­nym z naj­bliż­szych mi ludzi.

W jed­nej z ostat­nich roz­mów po­wie­dział, że chce się do­wie­dzieć jak ta opo­wieść się po­to­czy i jak się za­koń­czy. No i w końcu wró­ci­łem do pi­sa­nia głów­ne­go tek­stu, a tu cza­sem wrzu­cę coś krót­kie­go, żebym wie­dział jakie błędy robię i nad czym muszę jesz­cze po­pra­co­wać.

S!

Na szu­ka­nie lep­sze­go świa­ta nigdy nie jest za późno.

Nowa Fantastyka