
Hasło konkursowe: rękawica odwrotności
Dziękuję serdecznie za pomoc na becie i za szybki odzew dwóm paniom: Ambush oraz avei.
Hasło konkursowe: rękawica odwrotności
Dziękuję serdecznie za pomoc na becie i za szybki odzew dwóm paniom: Ambush oraz avei.
Cień sunął po murze, wabiony nikłą poświatą, sączącą się z okien najwyższego piętra części zamku zamieszkanej przez damy dworu. Ciepły, letni wieczór pachniał rozgrzanym kamieniem i garbowaną skórą rękawic, nasączonych magią zaklęcia wspinaczki. Intruz dotarł do celu, zatrzymał się tuż poniżej krawędzi parapetu i począł nasłuchiwać.
Wewnątrz komnaty lady Tamar usiadła na brzegu łoża i pozwoliła służce rozczesać włosy – długie i złote, niczym źdźbła pszenicy.
– Widziałam, jak patrzysz na moją najnowszą zabawkę, Gidrun – rzekła lady, odchylając głowę. Wprawne ręce dziewczyny znieruchomiały, lecz tylko na moment. Usta Tamar rozciągnęły się w uśmiechu. – Oj, głupiutka Gidrun, przecież wiem, że on jest przystojny i może się podobać.
– Tak, pani – przytaknęła pokornie dziewczyna.
– Piękny rycerz, przybysz z daleka, przebojem wdziera się na dwór, zjednuje sobie dworzan, zakochuje się w najpiękniejszej damie… Pospolite dziewuchy jak ty, Gidrun, mogą takich historii słuchać tylko w pieśniach wioskowych grajków, wierszokletów bez klasy za miskę strawy grających w tych waszych podłych szynkach, zarobaczonych i pełnych brudu. Obleśne stoły, mętne napitki, zawszawieni ludzie… Brrr! Dreszcz mnie przechodzi, kiedy pomyślę, że mogłabym jakimś cudem znaleźć się w takim miejscu. Co by mi tam zrobili, Gidrun? Zgwałcili jak byle karczemną dziewkę? Pewnie tak… Zgwałcił cię kto, Gidrun, zanim wzięto cię na dwór do posługi?
– Pani, ja nigdy…
– Wiem, Gidrun, wiem. Dlatego cię wybrałam. Wolno ci kochać tylko mnie. Wiesz o tym, prawda? Kochasz mnie, Gidrun?
– Tak, pani.
– Więc bardziej się przyłóż, durna dziewucho, bo mi kołtunów narobisz!
Nasłuchujący pod oknem przybysz westchnął z rezygnacją. Najwyraźniej dla lady Tamar poniżanie ludzi niższego stanu stanowiło ciekawą rozrywkę, a rozczesywanie włosów traktowała wyjątkowo poważnie. Musiał czekać, nie było innego wyjścia. Broll uważał się za profesjonalistę, a zawodowcy unikają zbędnych ofiar. Gdy służka opuści komnatę, zamierzał bez zbędnych ceregieli wskoczyć do środka i umieścić w alabastrowej piersi lady Tamar bełt opatrzony zaklęciem ciszy. Później, bardziej dla pewności niż z musu, poderżnie ofierze gardło, po czym zniknie w mroku nocy. Szybko oraz elegancko – już za dużo czasu zmitrężył w tym mieście.
Przybył przed kilkoma dniami, aby wypełnić kontrakt, podług zapisów którego miał uśmiercić jedną z dam dworu. Zleceniodawczyni była wyjątkowo hojna, zaś cel szczęśliwym trafem znajdował się w mieście, w którym zabójca miał nadzieję załatwić pewną osobistą sprawę. Cztery dni minęły, prywatna misja okazała się fiaskiem, a on miał już dość tego miejsca. Chciał wrócić do siebie, do portowego Wolnego Miasta Skerrin, gdzie znał każdy zaułek, każdą spelunę i burdel; gdzie każda przystań była tą bezpieczną.
– Podzielę się z tobą sekretem, Gidrun. Piękny rycerz wcale nie jest tym, za kogo się podaje. Właściwie nie wiem, kim jest, ale na pewno nie wojem z zamorskiego Imperium Humm, który przybył w pogoni za sławą i chwałą.
Czający się za oknem Broll uważniej nadstawił uszu, albowiem sekrety bywają cenniejsze od złota.
– Ale czas przydatności biednego Dorema się skończył, moja droga. Tak jak czas Sir Rovrika… Oj, Gidrun, po igrzyskach ku czci bogini Zorath o Sir Doremie będzie głośno jeszcze przez jakiś czas. Znów będą gadać. Ale co mi tam!
Lady wstała, szeleszcząc zwiewną halką i podeszła do stojącego pod oknem sekretarzyka.
Broll w obawie, że zostanie dostrzeżony, skulił się i jeszcze mocniej przylgnął do muru. Tamar wysunęła jedną z szuflad i wyjęła z niej pojedynczą, śnieżnobiałą rękawiczkę, po czym wróciła na łóżko. Skrytobójca zaryzykował spojrzenie. Ujrzał, jak lady siada na posłaniu i urękawiczoną dłonią obcesowo łapie służącą za podbródek.
– Pojutrze, kochana, gdy będę stać przy samej krawędzi loży i przyglądać się zmaganiom, rozkażę ci poprawić naszyjnik, prezent od sir Dorema. A ty, Gidrun, dyskretnie rozepniesz zatrzask i pozwolisz biżuterii upaść na arenę. Rozumiesz?
– Tak, pani. – W głosie służącej nie było emocji, tylko bezgraniczna uległość i pokora.
– Za twoją niezdarność czekać cię będzie oczywiście kara. Nie myśl sobie, Gidrun, że dama o mojej pozycji może pozwolić, by coś takiego uszło płazem, o nie! Jednak będę łagodna – dziesięć batów powinno wystarczyć. Jak myślisz?
– Jak rozkażesz, pani.
Tamar puściła dziewczynę, wstała, ściągnęła rękawiczkę i zwróciła się ku oknu. Broll w ostatniej chwili ukrył się przed wzrokiem damy. Umysł skrytobójcy przetwarzał to, co usłyszał i zobaczył. Łączył fakty, rozważał możliwości. Kiedy drzwi komnaty skrzypnęły, a służąca odezwała się, życząc swojej pani dobrej nocy, Broll podjął decyzję.
Niezwłocznie musiał coś sprawdzić. Do zabijania zawsze mógł wrócić później.
***
W fachu skrytobójcy zabijanie jest najprostsze. O wiele trudniej jest przygotować grunt: wybrać miejsce, zaplanować przebieg akcji, rozpytać miejscowych, przekupić tego, zastraszyć tamtego, rozejrzeć się po okolicy i nie wzbudzić niczyich podejrzeń.
Broll był dobry w tym, co robił, wiedział, jak i gdzie zdobywać informacje. Wystarczyła mu niespełna godzina, by ustalić, że sir Dorem nad wygody zamkowych komnat przedkłada swobodę poruszania się po okolicy, bez wianuszka służących, pochlebców i donosicieli, dyszących mu w kark na każdym kroku. Na dworze jedynie bywa, zaś za swe lokum obrał położoną niedaleko portu kamienicę, kupioną od ostatniego członka podupadającego rodu szlacheckiego, zajmującego się w czasach świetności miasta handlem dalekomorskim. Rozpytując miejscowych, skrytobójca posłyszał, że rycerz ma zwyczaj w drodze powrotnej z pałacu zbaczać do słynącego z dobrej jakości napitków szynku, gdzie rozgrywa partyjkę wista, wychyla przy okazji kufel lub dwa, i skąd po północy wychodzi.
Skrytobójca przyczaił się w ciemnej uliczce, którą Dorem przejść musiał w drodze powrotnej z wieczornych wojaży. Nieledwie kwadrans po wybiciu dwunastej godziny na odległym końcu zaułka zamajaczyła postać, raźnym krokiem zmierzająca ku wyjściu. Postawny mężczyzna w szczękającej przy każdym kroku zbroi przystanął, jakby szósty zmysł podpowiedział mu, że dzisiejszej nocy spokojny powrót do domu nie będzie mu dany.
– Wiem, że tam jesteś! – krzyknął rycerz w ciemność. – Zmykaj stąd, bo nie wiesz, z kim masz do czynienia! Albo, jeśli taka twoja wola, ukaż się, abym i ja się dowiedział, jakiż to głupiec na mnie czyha!
Broll uśmiechnął się pod nosem i opuścił kryjówkę w mrocznej wnęce drzwiowej. Stanął na środku uliczki i odrzekł:
– Ależ o to chodzi, cny sir Doremie, że doskonale wiem, z kim mam do czynienia. Język ci się tak wygładził od udawania wielkiego pana, czy może przez to, żeś go wpychał w perfumowane zadki pałacowych damulek?
Mroczna sylwetka rycerza poczęła się trząść, by po chwili ryknąć donośnym śmiechem.
– Z czego się śmiejesz, durniu? – syknął Broll, ruszając w stronę Dorema. – Pół roku! Właśnie tyle się zamartwiałem, gdzieś się podział, po tym jak opuściłeś Skerrin. Pół chędożonego roku, a ty się bawisz w jakieś rycerskie przebieranki i dworskie życie. Powinienem ci wybić kilka zębów za przysporzone zmartwienia!
Zamiast spełnić groźbę, Broll rozłożył ręce i padł w szerokie ramiona przyjaciela, który odwdzięczył się podobnym gestem.
– Wybacz, bracie – zadudnił basowo rycerz. – Samo tak jakoś wyszło.
Sir Dorem wypuścił starego druha z objęć i przyjrzał mu się z namysłem.
– Nie byłoby dobrze, gdyby zobaczono nas razem. Mieszkam niedaleko… Ale pewnie już wiesz. Pójdźmy do mnie, odprawię służbę i pogadamy.
– Służbę? – sarknął Broll. – Mam lepszy pomysł. Pójdziemy razem do jednego z moich znajomych i tam pogadamy. Pamiętasz Halvora?
– Halvora Popaprańca? Trudno nie pamiętać. Ochlej, gwałtownik i stary zbereźnik, co w połączeniu z niebywałym talentem magicznym czyniło z niego niezapomnianą personę. Chcesz mi powiedzieć, że mieszka teraz w Sult? Myślałem, że zginął…
– Bo zginął – uciął skrytobójca. – W Sult mieszka jego brat, Ristos. Wiedziałbyś o tym, gdybyś zajmował się tym, czym powinieneś. Chodźmy.
– Słuchaj, Broll, to nie jest najlepszy pomysł. Mam teraz inne życie, nie obraź się, ale lepsze i bardziej poukładane, pełne wygód, blisko dworu, bez trosk oraz zmartwień. Cieszę się szacunkiem, a także miłością najpiękniejszej z dam…
– I o tym musimy pogadać, sir Doremie. – Broll z przekąsem wciął się przyjacielowi w słowo. – Nie proszę o wiele, omówimy pewne sprawy, a jeśli taka będzie twoja wola, jutro wyjadę z powrotem do Skerrin i już nigdy nie zakłócę ci tej sielanki. Idziesz, czy mamy się pożegnać na zawsze? Tu i teraz?
Rycerz westchnął i przewrócił oczami.
– Dobrze już, jestem ci to winien, więc nie piekl się i prowadź.
***
– Ten cały Ristos… Mieszka w dzielnicy biedoty?
Pytanie przyjaciela Broll zbył milczeniem, bo i gadać nie było po co, skoro krajobraz mówił sam za siebie. Niskie baraki, sklecone byle jak i z byle czego, niemal do siebie przylegały. Wąskie uliczki pomiędzy nimi przypominały skomplikowany labirynt, zaś każdy ciemny kąt zdawał się skrywać czyhającego w mroku bandytę. Bijący zewsząd smród fekaliów i amoniaku dopełniał obrazu gnijących przedmieść Sult, zamieszkałych przez najuboższych mieszkańców stolicy królestwa.
Dorem spodziewał się po tym miejscu wszystkiego, poczynając od konfrontacji z autochtonami, a na odnalezieniu bramy prowadzącej do piekieł kończąc, jednak to, co zobaczył na końcu wędrówki, przekraczało granice jego wyobraźni. Pomiędzy ciasnymi zabudowaniami nagle otwarła się przestrzeń – okrągły, brukowany placyk, na środku którego wznosił się zadbany dom. Z okien budynku bił jasny blask, dym prostą smugą unosił się z komina w bezwietrzną noc, a na ganku przed drzwiami wylegiwał się gruby, pręgowany kot.
– Rusz się, zamiast stać jak kołek – ponaglił przyjaciela Broll i skierował kroki w stronę domu. Dorem posłusznie podążył za skrytobójcą, lecz sielankowa nienaturalność tego budynku budziła w nim obawy jeszcze gorsze, niż rozpadające się chałupki trwożnie stojące na granicy brukowanej enklawy. Broll otworzył drzwi i wszedł do środka jak do siebie, gestem zachęcając kompana do pójścia w swoje ślady.
Wewnątrz panował przyjemny zaduch, z sufitu zwieszały się girlandy ziół, w kominku ogień buzował pod pyrkającym garncem, a na wszystkich zdatnych do tego powierzchniach piętrzyły się stosy ksiąg, zwojów, map, alembików, menzurek i fiolek. Wilgotne powietrze przesycone było mocnymi, korzennymi zapachami.
– Jesteś wreszcie. – Z drzwi prowadzących do innego pomieszczenia wyłonił się starzec w skórzanym fartuchu, podobnym do tych, jakie nosili kaletnicy, lecz zaopatrzonym w dziesiątki kieszonek. Długa, siwa broda i pozbawiona włosów czaszka nadawały mężczyźnie surowego wyglądu, zaś ciągnąca się od oka i znikająca pod zarostem blizna świadczyła o tym, że Ristos nie jest zniewieściałym adeptem sztuk magicznych po szkole dla szlachetnie urodzonych, tylko kimś, z kim nie warto mieć na pieńku. – Zlecenie wykonałeś?
– Zlecenia jeszcze nie ruszyłem. Ale odnalazłem zgubę, o której rozmawialiśmy. – Broll wskazał ręką stojącego przy drzwiach kompana. – Poznaj sir Dorema.
– Chyba się pogubiłem. – Czarodziej zmarszczył brwi. – Twój zaginiony kompan to zamorski szlachetka, który grzeje chwilowo łoże próżnej żmii Tamar?
– Nie waż się tak mówić o mojej damie! – ryknął Dorem, sięgając dłonią rękojeści miecza.
– Uspokój się i usiądź. – Broll wskazał przyjacielowi miejsce przy zagraconym stole. – Właśnie o twojej damie musimy porozmawiać.
– Tamar? Czego od niej chcesz? – Krew gotowała się w żyłach Dorema, kiedy oskarżycielskim tonem wyszczekiwał pytania.
– Mówi ci coś imię Halion? – odpowiedział pytaniem Broll. – Był jednym z twoich poprzedników, zabawiających lady. Zginął przed rokiem, kiedy rzucił się z pokładu królewskiego galeonu do wody. W zbroi. Wiesz, dlaczego?
– Co to ma do rzeczy!?
– A to, że jego nagła pasja do nurkowania nie wzięła się znikąd. Niezdarnej lady Tamar wypadła z rąk ulubiona parasolka, za którą pan szlachcic rzucił się w odmęty. Można by powiedzieć, że sir Halion był durniem, jednak kolejny przyjaciel lady, sir Godwyn, również w ciekawy sposób opuścił ten łez padół. A konkretnie spadół z murów zamku, po tym, jak próbował sięgnąć szalika Tamar, zerwanego z jej szyi przez wiatr i szczęśliwie zaczepionego – lecz nie dla sir Godwyna – poniżej blanków. Z kolei sir Lambert…
– Do czego zmierzasz, Broll? – wycedził Dorem, wysuwając z pochwy klingę do połowy.
– Sir Lambert wlazł w trakcie polowania do jaskini worga, gdzie rzekomo wbiegła suczka lady. Bestię ubito, a psina szczęśliwie odnalazła się żywa, czego o sir Lambercie powiedzieć nie można. Podobno niewiele z niego zostało. Chcesz być kolejny?
– Opowiadasz mi o głupcach, do których nie należę! Lady zostanie moją małżonką, i z nią przy boku…
– Posłuchaj, co wygadujesz! – Nie wytrzymał Broll. – Jeszcze pół roku temu byliśmy królami półświatka Skerrin, nikt nie ważył się z nami zadzierać. Chędożyliśmy dziewki, chlaliśmy w karczmach na umór i zabijaliśmy dla pieniędzy. Pamiętasz, co sobie przysięgliśmy jeszcze jako portowe sieroty? Że uda nam się dorosnąć i właśnie tak będziemy żyć! A teraz co robisz? Podnosisz na mnie broń! Omotała cię, zapewne magicznym sposobem. Ristos pomoże ci się wyrwać spod jej uroku, a potem razem wypełnimy kontrakt zlecony przez matkę sir Haliona i zabijemy tę sukę.
– Nie!
Dorem wyszarpnął miecz i z pianą na ustach rzucił się na przyjaciela. Skrytobójca zwinnie odskoczył, unikając szerokiego zamachu, po czym sam również sięgnął po broń. Uniósł miecz, by zablokować kolejny cios rycerza, kiedy oślepił go nagły błysk, któremu towarzyszył trzask pioruna. Rażony w pierś Dorem upadł, jednak już po sekundzie zaczął się gramolić z powrotem na nogi, pomimo osmalonej zbroi i smug dymu unoszących się z włosów. Następny grom odrzucił rycerza pod samą ścianę. Mamroczący zaklęcia Ristos zmienił ustawienie dłoni, posyłając za drugim piorunem sieć z magicznej energii, która oplotła i unieruchomiła Dorema.
– Dziękuję, Ristosie – odezwał się skrytobójca, podchodząc do nieprzytomnego rycerza. – Możesz sprawdzić naturę zaklęcia, które na niego rzucono?
– Jesteś pewien, że to sprawka zaklęcia, a nie głupoty powodowanej przez miłość?
Broll uśmiechnął się szeroko.
– Jestem pewien. Znamy się od zawsze, a z nas dwóch to zawsze on był tym rozsądniejszym.
***
– No, książę z bajki, budzimy się.
Dorem otworzył oczy i od razu tego pożałował, bowiem z tyłu czaszki poczuł ból, jakby go kto obuchem zdzielił. Jęknął, łapiąc się za głowę i spróbował opanować nachodzące go mdłości. W ustach czuł nieprzyjemny, gorzki smak ziół.
– Zaraz ci przejdzie – pocieszył go Ristos. – Napar, którym cię napoiliśmy, na jakiś czas stłumi wszelkie efekty magiczne, ale żeby dojść, co mąci w twojej głowie, musimy użyć innej substancji.
– Broll… – wykrztusił Dorem, po czym targnął nim atak kaszlu. – Obiecuję, że cię zatłukę…
– Dajże już spokój! Gdybyś grzecznie usiadł i porozmawiał, zamiast mnie atakować, cała ta sprawa obyłaby się bez większej przemocy. A skoroś dostał już nauczkę, to może zaczniesz współpracować? Gdybyśmy cię chcieli zabić, to sam wiesz. Zrób, co chcemy, a jeśli okaże się, że twoje zauroczenie lady Tamar nie jest sprawką magii, będziesz mógł pójść w diabły, czy co tam lubisz – obiecał Broll.
– Co chcesz, żebym zrobił?
– Na początek się rozbierz – wtrącił Ristos, ze skórzanym mieszkiem w ręku stając naprzeciw dochodzącego do siebie rycerza. – Magia płynąca w twojej zbroi, broni i pozostałych przedmiotach, które masz przy sobie, przeszkodzi w poznaniu ciążącego na tobie zaklęcia.
– Nie ma żadnego zaklęcia – zaoponował Dorem. – I nie mam zamiaru się rozbierać.
Siedzący przy stole Broll westchnął i zwrócił spojrzenie na maga. Ristos skinął porozumiewawczo, a koniuszki palców jego wolnej ręki zalśniły, sypiąc wokół iskrami. Dorem wiedział, jak to się skończy, więc rozsądnie począł rozpinać pasy zbroi. Po chwili stał już w samych gaciach, grymasem twarzy okazując głębokie niezadowolenie.
Ristos zaczerpnął z mieszka garść skrzącego się pyłu i sypnął nim na rycerza. Drobinki zamigotały wokół sylwetki Dorema, a następnie, ściągane niewidoczną siłą, oblepiły jego bieliznę.
– Magiczne gacie? – zaśmiał się Broll.
– Po aurze wnoszę, że nasączone silnym zaklęciem usztywnienia – stwierdził mag.
– Starcze problemy w twoim wieku, Doremie? – zakpił skrytobójca i zaniósł się śmiechem.
– To zaklęcie usztywnia gacie, kiedy kto w nie uderzy, durniu. Sam żeś sobie też powinien takie sprawić – żachnął się rycerz.
– Dziękuję za radę, ale moja kuśka jeszcze nie uwiędła. – Broll nie odpuszczał. – No, ściągaj gacie, żadnych dziewek tu nie ma, więc wstydu nie będzie.
Dorem zaklął pod nosem, ale polecenie wykonał. Kiedy tylko stanął zupełnie nagi, Ristos raz jeszcze sypnął w niego proszkiem. Tym razem drobinki osiadły na całym ciele, jednak najgęstsze ich skupiska zebrały się na policzku i prawej ręce. Na twarzy połyskiwały czerwoną smugą, przeciągniętą od ucha do podbródka, zaś na zewnętrznej części dłoni rozlewały się ciemnobordową plamą. Czarodziej zbadał podejrzane miejsca dokładniej, pomamrotał, w zadumie przygładził brodę i wreszcie orzekł:
– To klątwa oparta o dość słabe zaklęcie przywiązania. Ze względu na naturę czaru efekt przenoszony jest za sprawą dotyku i utrzymuje się przez co najwyżej kilka dni.
– Czyli tylko częsta styczność zapewnia stałe przywiązanie? – dociekał Broll.
– Nie mam zamiaru tego dłużej znosić – zirytował się Dorem i sięgnął po gacie.
– Zamiast się oburzać, lepiej pomyśl, z czym twoja ręka i policzek mają regularny kontakt – poradził przyjacielowi skrytobójca.
– To jest farsa…
– Kochasz lady Tamar?
Pytanie Brolla zaskoczyło Dorema.
– Chyba…
– Chyba? Jeszcze godzinę temu byłeś gotów mnie pochlastać w imię tej chyba miłości. Napar Ristosa stłumił działanie klątwy, nie dostrzegasz tego? Pomyśl, Dorem, co często dotyka twojej dłoni oraz twarzy i może przenosić klątwę? No!
Wyraz skupienia na twarzy rycerza w kilka sekund przeszedł w zdumienie, a następnie przeobraził się w maskę nienawiści.
– Suka! – ryknął Dorem. – Zatłukę!
– Hej! – ucieszył się Broll. – To jest Dorem, którego znam!
– Najpierw ta żmija, a potem policzę się z tobą.
– No, już nie strasz, nie strasz. Po co mamy zabijać Tamar, kiedy ona sama może to zrobić?
– Jak to: sama? – zdziwił się Dorem.
– Mam taki pomysł… Potrzebna nam będzie pomoc Ristosa, wycieczka do komnat lady Tamar – a w zasadzie to dwie wycieczki – i coś, co może ci się nie spodobać. Będziesz musiał odgrywać rolę zamorskiego szlachcica jeszcze przez dwa dni. Posłuchaj, a sam uznasz, że warto: jutrzejszego wieczora…
***
Loża, którą Dorem dzielił z Tamar oraz kilkoma innymi damami, a także towarzyszącymi im rycerzami, przylegała bezpośrednio do loży króla. Gwar tysięcy głosów rozdzierał uszy nawet tutaj, po przeciwnej względem trybun dla pospólstwa stronie królewskiego amfiteatru. Całodzienne obchody święta bogini Zorath zawsze kończyły się wielkim spektaklem, złożonym z dziesiątek walk toczonych ku uciesze gawiedzi, pomiędzy ludźmi i sprowadzanymi na tę okazję bestiami.
Krwawe zmagania trwały już od dwóch godzin, a najbardziej zdawały się interesować Tamar, która miast siedzieć na wygodnym fotelu jak pozostałe damy, stała przy balustradzie, z uśmiechem komentując to, co działo się poniżej.
Krzyki i wycie motłochu jeszcze przybrały na sile, kiedy na scenie pojawił się ogromny skalny niedźwiedź, rykiem oznajmiając swoje przybycie. Po chwili z wrót po przeciwnej stronie wypuszczono drugą bestię – nieco mniejszą, lecz równie zajadłą mantikorę, której podcięto skrzydła, by nie uleciała. Zwierzęta poczęły obchodzić się dookoła, i już zdawało się, że któreś zdecyduje się na atak, kiedy z kolejnych wrót wypadła para worgów o wilczych pyskach i kolczastych grzywach, stroszących się na szerokich grzbietach. Zwinniejsze i szybsze od dwóch pozostałych bestii, rzuciły się na niedźwiedzia, atakując z dwóch stron jednocześnie. Mantikora cofnęła się, zaryczała, po czym przypadła do ziemi, kołysząc skorpionim ogonem, jakby czekała na dogodną okazję, by zaatakować któregoś z osłabionych walką przeciwników.
– Gidrun, ty niezdaro! – krzyknęła Tamar, po czym uderzyła służkę w policzek. – Każę cię wybatożyć, głupia dziewucho! Doremie!
Lady spojrzała na rycerza, zmieniając gniewny wyraz twarzy w smutną minę.
– To naszyjnik od ciebie, spadł pomiędzy bestie! Nie zniosłabym, gdyby te potwory go zniszczyły!
– To tylko naszyjnik, lady. Bestii nie zainteresuje. A nawet jakby, to podaruję ci inny, jeszcze piękniejszy – odparł Dorem spokojnie.
Przez mgnienie oka na twarzy Tamar dostrzec można było zmieszanie.
Lady podeszła do rycerza, poprawiając pojedynczą rękawiczkę – niegdyś jej znak rozpoznawczy, który już dawno stał się obowiązującą wśród dam i szlachcianek modą. Sięgnęła policzka Dorema.
– Proszę, ukochany – szepnęła. – Przecież nie brak ci odwagi.
Rycerz złapał dłoń Tamar i przycisnął mocno do twarzy, nie puszczając, kiedy próbowała się wyrwać.
– Nie brak – odszepnął Dorem. – A ta rękawiczka, moja ukochana, ta rękawiczka już działa inaczej. Wczorajszej nocy przyjaciel rzucił na nią zaklęcie odwrotności. Teraz to ty musisz mnie kochać, Tamar. Rozumiesz?
– Tak. – Głos lady był pozbawiony emocji, a wpatrujące się w Dorema oczy puste.
– Nie powiesz nikomu, prawda?
– Nie.
– Ponieważ mnie kochasz i zrobisz dla mnie wszystko, tak?
– Tak.
Dorem ujął dziewczynę za łokieć, po czym gładkim ruchem ściągnął rękawiczkę z jej dłoni. Poprowadził lady do balustrady.
– Szkoda byłoby, gdyby bestie zniszczyły tak cudowny przedmiot magiczny, prawda? – zapytał Dorem, a następnie cisnął rękawiczkę pomiędzy mantikorę a walczącą trójkę potworów. – Nie kochasz mnie, Tamar. Kochasz tylko siebie. I tę rękawiczkę. Idź, lady, skacz! Ratuj co kochasz.
Lady Tamar skoczyła na arenę. Gidrun, wciąż pod wpływem zaklęcia, rzuciła się w ślad za swą panią, jednak Dorem zdołał ją złapać i odciągnąć na bok. Kiedy wokół rozpoczął się rwetes, nawet król, wyglądający dotąd na znużonego spektaklem, poderwał się na równe nogi. Wszyscy wokół krzyczeli: ktoś ponaglał do rzucenia się damie na ratunek, któraś lady piszczała przerażona, inna mdlała, rozpaczliwe nawoływania Tamar do ucieczki mieszały się ze wznoszonymi do Zorath modłami, by bogini ocaliła dziewczynę.
Dorem nie czekał na dalszy przebieg wydarzeń. Zostawił wierzgającą służkę i szybko opuścił amfiteatr, by spotkać się z Brollem. Wracali do domu. Oczywiście po drodze mieli zamiar odwiedzić siedzibę rodu nieszczęsnego sir Haliona, by odebrać honorarium za śmierć lady Tamar.
Śmierć, której Dorem nie widział. Opowiadane nawet w Skerrin, często przeczące sobie nawzajem, historie o szlachciance rozszarpywanej na arenie przez dzikie bestie, w zupełności mu jednak wystarczały. Najbardziej lubił tę, w której lady, pomimo rozległych ran, uparcie próbowała sięgnąć deptanej łapami potworów rękawiczki.
Ta pasowała Doremowi do Tamar. Chciał wierzyć w jej prawdziwość.
Na tyle ciekawy pomysł na tytuł, że wyjątkowo przed przeczytaniem muszę go pochwalić.
Z opinią o opowiadaniu jeszcze się pojawię :)
Powodzenia w konkursie.
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
Hej
Fajne opowiadanie i fajny tytuł :D. Humor, akcja i intryga wszystko dobrze opisane. Postacie ciekawe może oprócz maga, dla którego zabrakło pełniejszego opisu.
Opowiadanie stoi na intrydze Lady Tamar i jej magicznej rękawiczki. Świetnie trzymałeś mnie w niepewności. Zastanawiałem się( pewnie wraz z Dorem), o co chodzi zabójcy. Po trochu ujawniałeś co tak właściwie się dzieje i o co planuje Lady Tamar. Jednak to co wymyślił Broll na finał opowiadania … no nie wiem, jakoś mnie nie przekonuje . Właściwie mógł ją zastrzelić już na początku historii. Chyba, że najpierw chciał odczarować przyjaciela, ale i tak następnie mogli zabić Lady Tamar w jakiś cywilizowany sposób i mniej rzucający się w oczy :D. Opowiadanie bardzo dobre ale zabrakło mi wisienki na koniec :)
Pozdrawiam
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Całkiem przyjemna lektura. Podoba mi się, jak pomysłowo reinterpretujesz motyw Schillerowej Rękawiczki. Tam był rycerz, który i odzyskał przedmiot, i rzucił igrającą jego życiem kochankę – a tutaj łotr bez honoru, więc i skutek odpowiednio inny. Nie da się ukryć, że zdrowszy dla tkanki społecznej. Może honor rycerski powinien mieć zastosowanie tylko do prawdziwych dam, a nie manipulatorek i sadystek jak ta.
Tylko zakończenie, choć bardzo malownicze, rzeczywiście o tyle kłopotliwe, że musi spowodować wątpliwości i śledztwo. Jeżeli w tym świecie uroki modyfikujące zachowanie są na porządku dziennym, to nikt raczej nie uwierzy, że lady Tamar rzuciła się za rękawiczką w przystępie samobójczego szaleństwa. Wprawdzie prawdziwa tożsamość sir Dorema nie jest znana, ale będą szukać. Nawiasem mówiąc, przez moment w końcowej scenie byłem gotów uwierzyć, że jej jednak nie spuści na arenę, tylko zatrzyma jako niewolnicę.
Wewnątrz komnaty Lady Tamar usiadła na brzegu łoża
Nie ma powodu, aby “sir, lady” pisać wielką literą, chyba że listownie w zwrocie do adresata – to całkiem jak “pan, pani, ty”.
– Za swoją niezdarność czekać cię będzie oczywiście kara.
Twoją.
– Z czego się śmiejesz, durniu? – Syknął Broll, ruszając w stronę Dorema.
“Syknął” małą literą, czynność związana z wymową.
opuścił ten łez padół. A konkretnie spadół z murów zamku
Z tym “spadół” to celowa gra słów? Nie jestem do końca pewien, czy wyszło naturalnie.
kiedy na piaszczystej scenie pojawił się ogromny skalny niedźwiedź, wściekłym rykiem oznajmiając swoje przybycie.
Tu miałem wrażenie lekkiego nadmiaru przymiotników.
Polecam do Biblioteki i pozdrawiam ślimaczo!
Ciekawa intryga i wykorzystanie magii. Dobrze się czytało. Powodzenia.
Hej!
@Młody pisarzu – no, to jak przeczytasz, to zapraszam do narzekania ;)
@Bardjaskier
Postacie ciekawe może oprócz maga, dla którego zabrakło pełniejszego opisu.
Gdyby mnie limit nie trzymał, to jeszcze dodałbym historię, jak Dorem zjednał sobie dwór królewski, a także rozwinąłbym Ristosa, dla którego też miałem przygotowaną historię osiedlenia się w tej szemranej okolicy. Niestety limit to kurtyzana i musiałem ciąć :)
Jednak to co wymyślił Broll na finał opowiadania … no nie wiem, jakoś mnie nie przekonuje . Właściwie mógł ją zastrzelić już na początku historii.
Założyłem, że Broll wziął to zlecenie tylko dlatego, że miał informacje o Doremie, który przebywa w Sult. Kiedy dowiedział się z ust Tamar, którą podsłuchiwał, że Dorem to jej kochanek, postanowił nie ubijać damy i spotkać się z przyjacielem oraz wyjaśnić kilka spraw.
następnie mogli zabić Lady Tamar w jakiś cywilizowany sposób i mniej rzucający się w oczy :D.
Zemsta najlepiej smakuje na zimno. A zwykłe zabicie Tamar to słaba zemsta, lepsza taka, w której zwracasz broń przeciwnika przeciwko niemu. No i bez tego pomysłu nie spełniłbym hasła konkursowego, czyli “rękawicy odwrotności”.
@Ślimaku
łotr bez honoru, więc i skutek odpowiednio inny. Nie da się ukryć, że zdrowszy dla tkanki społecznej. Może honor rycerski powinien mieć zastosowanie tylko do prawdziwych dam, a nie manipulatorek i sadystek jak ta.
O! To, to właśnie! Zawsze mnie mierzi, kiedy bohater honorowo chce potraktować kogoś, kto krzty honoru w sobie nie ma. Ogień zwalczaj ogniem, a zabawa w honor jest dobra i właściwa tylko wtedy, gdy adwersarz również wie, co to honor i ceni go w podobnym stopniu.
Jeżeli w tym świecie uroki modyfikujące zachowanie są na porządku dziennym, to nikt raczej nie uwierzy, że lady Tamar rzuciła się za rękawiczką w przystępie samobójczego szaleństwa.
Nigdy nie napisałem fantasy, choć swego czasu sporo się go naczytałem. Sporo grałem też w D&D oraz inne gry high fantasy i uznałem, że coś takiego przejdzie. Załozyłem sobie, że imperium, którego stolicą jest Sult, najlepsze lata ma już za sobą, a teraz toczy je degrengolada. Wspominam o tym tu i tam. Kolejne założenie jest takie, że magia jest w tym świecie czymś normalnym, dostępnym głównie dla tych zamożniejszych, jednak nie czymś niezwykłym. A skoro magiczna rękawiczka Tamar pozbawiła życia kilku już kawalerów i nikt się specjalnie nie przejął, nie wszęto szczegółowych dochodzeń, to i w przypadku Tamar szanse na skrupulatne dochodzenie do prawdy są niewielkie. Wolne Miasto Skerrin jest wolnym miastem, poza imperium, w znacznej odległości od stolicy – w nim ktoś z zewnątrz nie odważy się szukać, więc Broll i Dorem, po opuszczeniu Sult, nie muszą się bać, że ktoś za nimi podąży i będzie się mścił. Trochę mało miejsca miałem, więc sporo niedopowiedzeń zostało, mea culpa. A że deadline gonił, tekst skończyłem na dwa dni przed śmierciosznurkiem, to nawet nieoceniona pomoc avei i Ambush nie pozwoliły mi na dopieszczenie tego tekstu tak, jakbym chciał.
Babole poprawię jeszcze dziś, dzięki za ich wyłapanie :)
@Koalo
Dzięki za miłe słowa i życzenia :)
@Wszyscy – dziękuję za przybycie, przeczytanie i skomentowanie opowiadania. Wdzięczny jestem za feedback i za Wasze pozytywne opinie. Pozdrawiam serdecznie.
Q
Known some call is air am
Rzeczywiście “Rękawiczka” à rebours. Fajnie zagrałeś tytułem.
Opowiadanie bardzo przyjemne w czytaniu. Momentami widać, że limit gonił, ale to to nie przeszkadza jakoś bardzo.
Cześć, czeke!
Dziękuję bardzo za odwiedziny, zapoznanie się z tekstem i pozostawienie po sobie komentarza :)
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Cześć!
To ja krótko. Pozwolę sobie skopiować to, co pisałam na becie.
Nie jestem pewna, jak to opowiadanie kwalifikuje się jako heroic fantasy, ale na pewno było satysfakcjonujące w czytaniu, zarówno pod względem przebiegu fabuły, jak i zakończenia. I nawet humor się pojawił :) Według mnie Twoja próba zmierzenia się z fantasy jest całkiem dobra. I po reakcji innych widzę, że mimo wymyślania na ostatnią chwilę, Twój pomysł na tytuł odniósł sukces ;) Na pewno przyciąga uwagę, a o to przecież chodzi.
Klikam i pozdrawiam!
Dobry pomysł. Zakończenie dobrze pasowało do tego, kim byli dwaj przyjaciele. Z małym wyjątkiem, nie upewnili się czy zlecenie zostało wykonane. No chyba, że Broll gdzieś się czaił w okolicy i obserwował koniec tej zimnej (potem już dosłownie) damy.
Pozdrawiam.
Na szukanie lepszego świata nigdy nie jest za późno.
Podobało mi się odejście od schematu drogi. Sama wysłałam śmiałków w podróż, na dodatek znowu płynęli rzeką i tak się umęczyłam walką z prądem, że nie skończyłam.
U Ciebie jest magia i miecz, a nawet sztylet i wszystko co trzeba, a jednak wszystko jest trochę nienormalne;)
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Yo!
@Avei
Raz jeszcze wielkie dzięki za szybki odzew i pomoc przy becie :) Sam tez nie jestem pewien czy to się kwalifikuje, jednak za sukces uważam już sam fakt, że dałem rade to napisać – w dodatku w terminie – a to, czy tekst będzie miał jakieś szanse w konkursie, uważam za rzecz drugorzędną. Cieszę się, że pomysł Ci się spodobał i dzięki za klika!
@Koryu
Dzięki za miłe slowa i podzielenie się komentarzem. Czy się upewnili? Raczej nie, bo i po co? Rozjuszony niedźwiedź, mantikora i dwa worgi – na bezbronną damulkę, próbująca sięgnąć rękawiczki to aż nadto, by mieć pewność jej losu ;)
@Ambush
I Tobie również dziękuję za betę i szybki odzew. Schemat drogi jest fajny, daje poczucie dynamiki – prawdę mówiąc bałem się, że moja opowieść jest zbyt statyczna, bowiem składa się z mało wartkich scen, z dwoma przyśpieszeniami w drugiej połowie tekstu. Jakoś od czasu “Ruch jest życiem” mam dość pisania dynamicznych scen ;)
Co to znaczy “nienormalne”? Jak na high fantasy to jest bardzo grzecznie przecież :)
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Cześć, Outta Sewer.
– Za swoją niezdarność czekać cię będzie oczywiście kara. Nie myśl sobie, Gidrun, że dama o mojej pozycji może pozwolić, by coś takiego uszło płazem, o nie!
Wydaje mi się, że brakuje tutaj przecinka.
Zacząłeś od bardzo klimatycznej sceny. Skrytobójca przylegający do muru wieży, z której okna sączy się światło. Wciągnęło. Natomiast przedstawienie Lady Tamar – antagonistki, kompletnie mnie nie kupiło. Zero szacunku do służki, brak jakichkolwiek pozytywnych cech… W tym momencie zacząłem podejrzewać, że Tamar nie będzie mi miała za wiele do zaoferowania. Więcej o niej nieco później.
Broll jest dla mnie znacznie ciekawszą postacią, sprawnie zarysowałeś jego relacje z Doremem. Uwierzyłem w nią. Ich rozmowy są dla mnie OK, pokazują, że kiedyś byli przyjaciółmi.
Czarodziej wypada przy tym trochę blado, ale nie jest to zarzut, bo on odgrywa tylko epizodyczną rolę. Nie skupiasz się na nim za bardzo i sądzę, że to dobrze :)
Dorem – dość typowa postać, ale ciekawy motyw ze zmianą życia z zabójcy na dworzanina. Bardzo misie. Poza tym jego największą zaletą jest relacja z Brollem, obie postacie dużo na niej zyskały, stały się bardziej wyraziste. Można im kibicować, z czego chętnie skorzystałem :)
Z Lady Tamarą mam spory problem. To taka typowa zła panna, która nie ma nic innego w życiu do roboty, jak tylko uprzykrzać innym życie. Zabija kolejnych rycerzy dla zabawy, prawda? Nie udało mi się znaleźć innego wyjaśnienia, a to… No rozumiem, limit znaków, ale będąc szczerym, liczyłem na coś więcej. Jasne, może być antagonista, który będzie na wskroś zły, ale jemu też przydałby się sensowny cel. Obecnie Tamara takiego nie ma.
Przyznam, że bardzo mnie zaintrygował sposób, w jaki ginęli wybrańcy Tamary. Niestety trochę rozczarowała puenta. Chętnie zobaczyłbym tu jakąś intrygę, zaskakujące wyjaśnienie, a nie zwykłe zabijanie dla zabawy. OK, przepraszam, trochę długo ciągnę ten wątek, może zmieńmy temat? Może trochę o logice?
Bardzo łatwo udało się czarownikowi zmienić działanie rękawiczki. Tamara ma tak ważny przedmiot i kompletnie go nie strzeże? To kolejny dowód na to, że… A przepraszam, miało już o niej nie być ;) Dla mnie poszło po prostu trochę za prosto, cóż jestem już takim marudą.
I jeszcze moment śmierci Tamary. Dziwne, że nikt nie zainteresował się Doremem, który wyrzucił rękawiczkę na oczach setek ludzi (ktoś na pewno musiał to zauważyć) i gdy Tamara skoczyła nad dół, nawet specjalnie się tym nie przejął.
Dobra, koniec marudzenia.
Bardzo podobały mi się opisy, ładne, nasiąknięte klimatem i oddające ducha miejsc. Nie było ich za dużo ani za mało, co więcej zostały dobrze wkomponowane w historię, więc nie nudziły.
Tempo fabuły dobre. Opowiadanie nie ciągnęło się, były miejsca na podbicie napięcia i na jego spadek. Pozwolę sobie napisać dokładniej, dlaczego tak uważam.
Początek klimatyczny, wprowadzający postacie, a gdy zaczyna się dłużyć, zarzucasz haczyk – Tamara coś planuje. Chcę zobaczyć co, więc czytam dalej. Proste? Proste! Następnie spotkanie Brolla ze starym przyjacielem Dorem. Mnie tam kupiło. I po chwili wjeżdżasz niczym… Dobra, nie będę odskakiwać od tematu. Zarzucasz Super Wielki haczyk. Wybrańcy Tamary. Wszyscy zginęli i w to bardzo nietypowy sposób, budzący niepokój, ale i chęć poznania, co się kryje za tymi “nieszczęśliwymi wypadkami”. Samo rozwiązanie, co prawda mnie trochę rozczarowało, lecz o tym już mówiłem, więc nie będę się powtarzać.
Dalej mamy całkiem ciekawe scenki, w których akcja posuwa się do przodu. Dla mnie gites. Przeczytałem z przyjemnością.
Kurczę, mam nadzieję, że niebawem będę miał więcej czasu na czytanie tutejszych tekstów, bo dostarczają one wiele przyjemności i można się z nich sporo nauczyć.
O czym to ja… A, pamiętaj, że moja opinia jest wyłącznie subiektywna. Nie chciało mi się w każdym zdaniu pisać: “Uważam, że”, “Moim zdaniem”… Ale mam nadzieję, że jest to jasne, ponieważ moje umiejętności pisarskie nie pozwalają na wyrażanie obiektywnych myśli. Może kiedyś… :)
Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia w konkursie!
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
O, jak ja lubię takie gry klasycznymi tematami i motywami! Doskonale i lekko ironicznie tę “Rękawiczkę” przerobiłeś na heroika, napisałeś barwne a żywe postacie, ciekawie przetworzyłeś klasyczną opowieść, zmieniając w niej znaki. Bardzo mi się podobało, ma mój głos w konkursie :)
ninedin.home.blog
Witaj.
Uwielbiam “Rękawiczkę” Schillera i często czytałam ją na lekcjach jako klasyczny przykład przy omawianiu epoki romantyzmu oraz etosu rycerskiego. Ten utwór ma w sobie niezwykły czar oraz urok, bohater to nie tyko wzór cnót wszelakich, ale i połączonej z roztropnością mądrości, zaś śliczna dama jego serca – cóż… okrutna i bezduszna femme fatale. :) Ogólne wrażenie, obok podziwu dla formy ukazania sedna problemu, zawsze zawierało pewną cząstkę współczucia dla szczerej, acz tak okrutnie zdeptanej miłości…
Czytając Twoje opowiadanie, do końca byłam przekonana, że “nadobna Marta” w postaci lady Tamar rzuci w twarz cudem wydobytą rękawiczkę, jak tamten rycerz… Szczególnie, jeśli umiała rzucać zaklęcia. :) Czary potrafią, jak widać, zdziałać cuda i zmienić nawet takie “czarne charaktery”, jak ona, nakazując posłuszeństwo.
Pomysłowy spisek przyjaciół, z których jeden nie zamierzał brudzić sobie rąk mokrą robotą i zdecydował, aby to bestie wykonały za niego “zlecenie”. :)
I ta lista wcześniej zmarłych rycerzy-ukochanych Tamary… Niesamowite! :)
Z technicznych mam wątpliwości co do tych zdań:
Nie myśl sobie, Gidrun, że dama o mojej pozycji może pozwolić (przecinek?) by coś takiego uszło płazem, o nie!
– Rusz się, zamiast stać jak kołek – ponaglił przyjaciela Broll i ruszył w stronę domu. – powtórzenie?
Pozdrawiam, powodzenia, klikam. :)
Pecunia non olet
Hej!
@Młody pisarz
To taka typowa zła panna, która nie ma nic innego w życiu do roboty, jak tylko uprzykrzać innym życie. Zabija kolejnych rycerzy dla zabawy, prawda? Nie udało mi się znaleźć innego wyjaśnienia, a to… No rozumiem, limit znaków, ale będąc szczerym, liczyłem na coś więcej. Jasne, może być antagonista, który będzie na wskroś zły, ale jemu też przydałby się sensowny cel. Obecnie Tamara takiego nie ma.
Tak zabija dla zabawy. Czy zabawa nie może być celem samym w sobie? Ja na przykład gram czasem w Quake’a Arenę i robię to dla zabawy, nie potrzebuję żadnego innego celu. Jestem też sobie w stanie wyobrazić postać złą, której działania nie mają żadnego wyższego celu, oprócz dobrej zabawy, której definicją jest dla niej pognębianie, uprzykrzanie życia, doprowadzanie do śmierci. Ale rozumiem zarzut, więc tak tylko zwracam uwagę ;)
Przyznam, że bardzo mnie zaintrygował sposób, w jaki ginęli wybrańcy Tamary. Niestety trochę rozczarowała puenta.
Miałem frajdę z wymyślaniem tych śmierci poprzedników Dorema :) Szkoda, że puenta Cię rozczarowała, ale wszystkim nie dogodzę :)
Bardzo łatwo udało się czarownikowi zmienić działanie rękawiczki. Tamara ma tak ważny przedmiot i kompletnie go nie strzeże? To kolejny dowód na to, że…
Ristos wzmiankuje o tym, że zaklęcie, którym opatrzona jest rękawiczka nie jest jakieś specjalnie mocne, dlatego trzeba regularnie odnawiać kontakt z przedmiotem, by jego działanie dawało wymierne efekty. To w założeniu trochę high fantasy, a w high fantasy magiczne przedmiot nie są czymś wyjątkowo niezwykłym. Czy ten przedmiot nie jest dobrze strzeżony? Jest w zamku, w komnacie Tamar, w szufladzie w komodzie – nikt poza Tamar i służką Gidrun nie ma tam dostępu.
Dziwne, że nikt nie zainteresował się Doremem, który wyrzucił rękawiczkę na oczach setek ludzi (ktoś na pewno musiał to zauważyć) i gdy Tamara skoczyła nad dół, nawet specjalnie się tym nie przejął.
O, pewnie wielu widziało. Ale po skoku lady zrobił się straszny rwetes, chaos, ludzie biegają, krzyczą, przepychaja sie itak dalej – w takim rabanie nie jest trudno zniknąć niezauważonym. A potem wyjazd z miasta i szukajcie wiatru w polu.
Kurczę, mam nadzieję, że niebawem będę miał więcej czasu na czytanie tutejszych tekstów, bo dostarczają one wiele przyjemności i można się z nich sporo nauczyć.
Ja też mam cały czas nadzieję, że znów będę miał na tyle czasu, żeby częściej czytać tutejsze teksty :)
Dzięki za przeczytanie, opinię i podzielenie się wątpliwościami :)
@ninedin
Cieszę się, że przypadło Ci do gustu :) Dziękuję również za klika i głos. Początkowo chciałem pisać coś innego, ale jakoś mi się Schiller przypomniał i kiedy już się na nim zafiksowałem, fabuła sama się pojawiła. Wystarczyła ją tylko spisać :)
Dzięki za odwiedziny i komentarz!
@bruce
zawsze zawierało pewną cząstkę współczucia dla szczerej, acz tak okrutnie zdeptanej miłości…
U mnie tego nie ma, bo uczucie szczere być nie mogło – w końcu to czar działał ( i nie chodzi o czar lady Tamar ;))
Pomysłowy spisek przyjaciół, z których jeden nie zamierzał brudzić sobie rąk mokrą robotą i zdecydował, aby to bestie wykonały za niego “zlecenie”.
Wiesz, oni mogli pobrudzić ręce, ale po co, skoro mozna wszystko tak poustawiać, że rzeczy same się dzieją i pozostaje z satysfakcją patrzeć jak plan się ziszcza? :))
Dzięki za odwiedziny i klika, bruce :)
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
I ja dziękuję, było mi bardzo miło przypomnieć sobie genialny wiersz przy tak świetnej lekturze, pozdrawiam. :)
Pecunia non olet
Tak zabija dla zabawy. Czy zabawa nie może być celem samym w sobie?
Może, ale to dosyć sztampowy cel. Stworzyłeś z niej postać, która jest zła, bo jest zła, a trochę mi się przejadły takie charaktery ;)
Miałem frajdę z wymyślaniem tych śmierci poprzedników Dorema :)
Nie wątpię, bo przyznam, że czytanie o tych śmierciach było bardzo przyjemne było ciekawe :D
Dzięki za przeczytanie, opinię i podzielenie się wątpliwościami :)
To moje marudzenie. Muszę się go pozbyć, bo czasem coś mi nie pasuje nawet w tych najlepszych tekstach, które prawie wszystkim się podobają. Nie lubię wytykać wad opowiadań, wolę pisać o zaletach.
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
Hej, hej
– Halvora Popaprańca? Trudno nie pamiętać. Ochlej, gwałtownik i stary zbereźnik, co w połączeniu z niebywałym talentem magicznym czyniło z niego niezapomnianą personę.
To jest infodump dialogowy.
A konkretnie spadół
literówka?
Podobało mi się. Ma bardzo oldschoolowy klimat – skrytobójca pod oknami, upadające imperium, turnieje i spiski, umowy w ciemnych zaułkach i magowie, którzy nie są gandalfowatymi ostojami mądrości. Bardzo fajne wykorzystanie atrybutu, jedne z lepszych, które czytałem. Ładnie opisujesz lokacje, czuć, że ten świat gdzieś tam żyje, a nie jest tylko dodatkiem.
Bohaterowie – mimo tylko 22k znaków – są dość charakterystyczni (chociaż na początku dałeś dość sporo imion) i sympatyczni w swoich bandyckich charakterach.
Nie jestem przekonany, czy gadanie z Tamar na chwilę przed tym, jak rzuca się na arenę, to dobry pomysł, by nie wzbudzać podejrzeń, ale skoro bohaterowie i tak się od razu ewakuowali…
W każdym razie z przyjemnością daję kopa do Biblioteki.
Pozdrawiam
Misię. Fajny tytuł i bardzo dobre wykorzystanie atrybutu. No i jeszcze plus za nawiązanie literackie.
Postacie też sympatyczne. Przynajmniej te, które mają sympatię wzbudzać.
Zaklęte gacie to też ciekawy wątek.
A finał mi się spodobał. Nie ma to jak skrytobójca z fantazją. No, ale ten zawód chyba wymaga wyobraźni i nutki szaleństwa.
opuścił ten łez padół. A konkretnie spadół z murów
To celowe?
Babska logika rządzi!
Fajne.
Hej!
@Zan
To jest infodump dialogowy.
Ano jest. Ale dotyczy postaci niewystępującej w opowiadaniu, więc sobie pozwoliłem ;)
literówka?
Nope :)
Nie jestem przekonany, czy gadanie z Tamar na chwilę przed tym, jak rzuca się na arenę, to dobry pomysł, by nie wzbudzać podejrzeń, ale skoro bohaterowie i tak się od razu ewakuowali…
To heroic, takie rzeczy się zdarzają. To jak ten motyw z bohaterem/złoczyńcą, który odchodzi nie odwracając się, kiedy za jego plecami malowniczo coś wybucha. Dorem opuszcza amfiteatr, gdzie panuje chaos z powodu wydarzeń, które sam zapoczątkował :)
@Finkla
A finał mi się spodobał. Nie ma to jak skrytobójca z fantazją. No, ale ten zawód chyba wymaga wyobraźni i nutki szaleństwa.
Trochę sprawozdawczo wyszedł, ale chyba w klimacie, bo pasował mi do heroicowych złoczyńców.
@pawelek
Dzięki!
Dziękuję Wam za zapoznanie się z tekstem, kliki i podzielenie się opinią.
Pozdrawiam serdecznie :)
Q
Known some call is air am
Mam mieszane odczucia.
Pod względem fabularnym tekst zaczyna się interesująco, ale potem robi się coraz bardziej przewidywalny. Rzucony na “rycerza” urok, jego nadchodząca zguba, fakt, że czarodziejskim przedmiotem jest rękawiczka oraz to, w jaki sposób zginie niecna lady dało się bez większego kłopotu wydedukować z pewnym wyprzedzeniem. Jedyną prawdziwą niespodzianka był dla mnie fakt, że panowie się znają.
Tekst mocno cierpi też nieco od nadmiaru mówienia, a niedostatku pokazywania – w zasadzie o wszystkim nam opowiadasz, a nie pokazujesz niemal nic. Skutek jest taki, że od momentu spotkania w ciemnej uliczce ciągle czekałem, kiedy skończysz z ekspozycją i przejdziesz do mięska – ale nie doczekałem się.
Kreacja postaci to najjaśniejszy punkt tekstu, panowie wypadają wiarygodnie i dość sympatycznie. Ich dialogi są żywe (choć gęste od ekspozycji, która trochę tam bruździ), a relacja zarysowana w sposób bardzo umiejętny. Antagonistka dla odmiany tak papierowa, jak to tylko możliwe. Brakuje jej niestety wąsa do kręcenia.
Światotwórstwo poprawne, bez fajerwerków. Gacie sympatyczne, acz niestety nie okazały się przydatne – a szkoda, bo aż się prosi. ;) Poza tym w zasadzie klasyczny fantasyland.
Czep konkretny:
Krwawe zmagania trwały już od kilku dwóch godzin
Cześć, Outta!
Tylko pierwsza i ostatnia część są wyjustowane – ostrzę widły. To niedopuszczalne! ;)
Muszę przyznać, że względem dotychczasowych tekstów z drogi krótkiej Twój mi się podoba całkiem całkiem. Zasługa w tym, że nie chciałeś w 23k znaków opowiedzieć epickiej wyprawy na drugi koniec świata, tylko wybrałeś krótką historię.
Fajnie zarysowałeś przy tym bohaterów, wychodzą całkiem spoko. Odpuściłeś też tłumaczenia mechanizmów magii, a wszystko było dość klarowne.
To co mi się nie podobało, szczególnie w 1 scenie, to skaczący sobie narrator wszechwiedzący. Ja po prostu tego nie lubię, a do tego miałeś sytuację, gdzie Broll nasłuchuje tuż poniżej krawędzi parapetu, opisujesz, co dzieje się w środku i odniosłem wrażenie, że bohater też to widzi. Wyszło trochę niezręcznie.
No i uciekły sceny wykradnięcia i zwrotu rękawiczki – napisałeś, że muszą tam się wybrać, a to okazja do fajnej przygody w trakcie.
Mimo marudzeń – całkiem fajny tekst, jak na taką objętość.
Pozdrówka!
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
Lubię czytać takie historie, zwłaszcza że ostatnio przeczytałam sagę o duecie skrytobójcy i najemnika, a później trylogię o innym skrytobójcy :p. Więc wpisujesz się w trend. Postacie sympatyczne na swój sposób i ciekawe, akcja fajnie opisana. Nie ma zbytnich dłużyzn, wszystko jest klarowne. Początek zaciekawia, a znajomość panów zaskakuje. Końcówka satysfakcjonująca :).
Podobało mi się. Fajnie wykorzystany motyw rękawiczki, fajni bohaterowie, odrobina humoru. Masz tu wszystko, czego potrzeba ;) Zakończenie też satysfakcjonujące. Bym klikła, ale nie potrzebujesz.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Bardzo lubię łotrzykowskie fantasty i cieszę się, że natrafiłam na nie w konkursie. Czytałam z przyjemnością, chociaż troszkę brakowało mi jakiegoś końcowego twistu. Miałam wrażenie, że po odczarowaniu Dorema finał był jedynie formalnością. Motyw z rękawiczką i wredną arystokratką bardzo fajny.
Siema!
@None
Tekst mocno cierpi też nieco od nadmiaru mówienia, a niedostatku pokazywania – w zasadzie o wszystkim nam opowiadasz, a nie pokazujesz niemal nic. Skutek jest taki, że od momentu spotkania w ciemnej uliczce ciągle czekałem, kiedy skończysz z ekspozycją i przejdziesz do mięska – ale nie doczekałem się.
Masz rację, None, to nie jest opowiadanie, w którym się dzieje. Obawiałem się cały czas przekroczenia limitu, zrezygnowałem z kilku wątków (Skąd Dorem się tam wziął, kim dla mieszkańców dzielnicy biedoty jest Ristos, jak dokładniej wygląda sytuacja w Sult, no generalnie sporo rzeczy, które wymyśliłem zostało olanych) i postanowiłem skracać gdzie się da. Stąd właśnie brak “dziania się”, show, zamiast którego jest mnóstwo tell.
Antagonistka dla odmiany tak papierowa, jak to tylko możliwe. Brakuje jej niestety wąsa do kręcenia.
Tak sobie wyobrażałem zawsze próżną Martę (czy tam Kunegunde) z “Rękawiczki” – dama, która dla zabawy naraża (tutaj akurat odbiera) życie rycerza, chcąc zaimponować wszystkim wokół oddaniem, jakie ów wobec niej żywi. Wstrętne babsko, po prostu ;)
Gacie sympatyczne, acz niestety nie okazały się przydatne – a szkoda, bo aż się prosi. ;) Poza tym w zasadzie klasyczny fantasyland.
Gacie zostały wrzucone jako element humorystyczny, który ubarwia relacje postaci. Lubię takie zabiegi w fantasy, więc uznałem, że sam nie mogę jakiegoś nie wrzucić. Klasyczny fantasyland – aye! Dobrze, że to widać, bo taki był zamiar (wiesz, klasyczny Faerun, Greyhawk, może skręcający w stronę Midnight, tylko pozbawiony elfów, krasnoludów i całej reszty tałatajstwa ;)).
Dzięki za lekturę i komentarz :)
@Krokus
Muszę przyznać, że względem dotychczasowych tekstów z drogi krótkiej Twój mi się podoba całkiem całkiem. Zasługa w tym, że nie chciałeś w 23k znaków opowiedzieć epickiej wyprawy na drugi koniec świata, tylko wybrałeś krótką historię.
Dziękuję bardzo :) Epicka wyprawa potrzebuje miejsca, a tego nie miałem :)
miałeś sytuację, gdzie Broll nasłuchuje tuż poniżej krawędzi parapetu, opisujesz, co dzieje się w środku i odniosłem wrażenie, że bohater też to widzi. Wyszło trochę niezręcznie.
No i w końcu ktoś to zauważył :D Tak, mea culpa, sam mam z tym problem, ale nie wiedziałem po prostu jak to rozwiązać, więc zostawiłem takie. Może gdybym tam jakies tajne korytarze, w tym pałacu, wrzucił, plus wizjery ukryte w ścianach, albo coś w ten deseń… No nic, wyszło jak wyszło.
No i uciekły sceny wykradnięcia i zwrotu rękawiczki – napisałeś, że muszą tam się wybrać, a to okazja do fajnej przygody w trakcie.
Mimo marudzeń – całkiem fajny tekst, jak na taką objętość.
No właśnie objętość nie pozwoliła na opisanie tych wycieczek.
Dzięki wielkie za lekturę i podzielenie się spostrzeżeniami :)
@Monique M.
Lubię czytać takie historie, zwłaszcza że ostatnio przeczytałam sagę o duecie skrytobójcy i najemnika, a później trylogię o innym skrytobójcy :p. Więc wpisujesz się w trend
Fajnie, że wpisuję się w trend :) Zdradzisz, co konkretnie czytałaś? Trylogia o skrytobójcy – może chodzi Ci o serię autorstwa Robin Hoob? :) Jeśli nie, to baaaardzo polecam :)
Dzięki za lekturę i przemiły komentarz :)
@Irka
Masz tu wszystko, czego potrzeba ;) Zakończenie też satysfakcjonujące. Bym klikła, ale nie potrzebujesz.
Dziękuję, niezmiernie mi miło czytać takie opinie :) Dziękuję również za intencję kliknięcia ;)
@ośmiornica
Bardzo lubię łotrzykowskie fantasty i cieszę się, że natrafiłam na nie w konkursie.
Czyli bingo! ;)
troszkę brakowało mi jakiegoś końcowego twistu. Miałam wrażenie, że po odczarowaniu Dorema finał był jedynie formalnością.
No, w zasadzie to racja. Finał był już tylko formalnością, która to formalność miała załatwić nie za fajną śmierć lady Tamar.
Dzięki za lekturę i komentarz! :)
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Trylogię o Skrytobójcy i Złotoskórym czytałam lata temu, ale dzięki Tobie odkryłam, że jest kontynuacja kontynuacji . Już wiem co będę czytać.
Chodziło mi o Kroniki Riyrii i Odkrycia Riyrii Michaela Sullivana (w sumie 10 książek) oraz trylogię Dwuświatu polskiego autora Pawła Kopijera.
– Halvora Popaprańca? Trudno nie pamiętać. Ochlej, gwałtownik i stary zbereźnik, co w połączeniu z niebywałym talentem magicznym czyniło z niego niezapomnianą personę. Chcesz mi powiedzieć, że mieszka teraz w Sult? Myślałem, że zginął…
Bardzo teatralnie to brzmi. W ogóle mam wrażenie, że Dorem strasznie miesza style wypowiedzi, raz mówi bardzo formalnie, dworsko, potem wraca do zwyczajnego tonu. Niby to pasuje (z tego co do tej pory zrozumiałem, wcześniej prowadził inne życie, więc teraz gra w jakąś grę i udaje wysoko urodzonego), ale gryzie trochę w ucho.
Można by powiedzieć, że sir Halion był durniem, jednak kolejny przyjaciel lady, sir Godwyn, również w ciekawy sposób opuścił ten łez padół. A konkretnie spadół z murów zamku, po tym, jak próbował sięgnąć szalika Tamar, zerwanego z jej szyi przez wiatr i szczęśliwie zaczepionego – lecz nie dla sir Godwyna – poniżej blanek. Z kolei sir Lambert…
Literówka w “spadół”, Zamierzona? Wcześniej jest “padół” i się ładnie rymuje xDD
Dorem otworzył oczy i od razu tego pożałował, bowiem z tyłu czaszki poczuł ból, jakby go kto obuchem zdzielił.
Wcześniej narrator chyba nie używał takiej “niskiej” stylizacji języka. Trochę mi to nie pasuje. Może lepiej “… jakby ktoś trafił go obuchem”?
– Magiczne gacie? – zaśmiał się Broll.
– Po aurze wnoszę, że nasączone silnym zaklęciem usztywnienia – stwierdził mag.
– Starcze problemy w twoim wieku, Doremie? – zakpił skrytobójca i zaniósł się śmiechem.
– To zaklęcie usztywnia gacie, kiedy kto w nie uderzy, durniu. Sam żeś sobie też powinien takie sprawić – żachnął się rycerz.
– Dziękuję za radę, ale moja kuśka jeszcze nie uwiędła. – Broll nie odpuszczał. – No, ściągaj gacie, żadnych dziewek tu nie ma, więc wstydu nie będzie.
Trochę krindżowe ale prychłem xD Funny.
Krwawe zmagania trwały już od kilku dwóch godzin, a najbardziej zdawały się interesować Tamar, która miast siedzieć na wygodnym fotelu jak pozostałe damy, stała przy balustradzie, z uśmiechem komentując to, co działo się poniżej.
Kilku czy dwóch? Czy kilkudwóch? W sumie to by była spoko nazwa na wielokrotności dwójki xD
– Nie brak – odszepnął Dorem. – A ta rękawiczka, moja ukochana, ta rękawiczka już działa inaczej. Wczorajszej nocy przyjaciel rzucił na nią zaklęcie odwrotności. Teraz to ty musisz mnie kochać, Tamar. Rozumiesz?
Aaaaaaa… A więc to tak! Chłodno! <3 Proste i skuteczne.
Podobało mi się. Prosty i zrozumiały pomysł na historię, ciekawa intryga, charyzmatyczne postaci. Poza technikaliami i niekonsekwencją w stylu nie mam specjalnie więcej uwag. Do czego mógłbym się przyczepić, to dialogi. Momentami wypadają trochę sztucznie, szczególnie przy śmieszkizmach bohaterów i gdy sobie dogryzają. Ale realizacja tego typu wymiany zdań jest dość trudna, sam raczej staram się jej z tego powodu unikać. Mimo to wywiązałeś się z tego zadania całkiem nieźle. Zresztą, może to tylko wina mojego skrzywienia? Stylizacja języka często mnie krindżuje, więc może po prostu o to chodzić. Druga rzecz, która też mi gdzieś już mignęła w komentarzach, to ekspozycja w dialogach. Mnie aż tak w oczy nie kłuła, choć była widoczna. Imho w granicach przyzwoitości, ale wiadomo, lepiej byłoby ją sprowadzić do minimum.
Jest też ta lady Tamar, która aż prosi się, żeby rozbudować jej tło charakterologiczne. Przez cały tekst zastanawiałem się: fajnie, truje sobie chłopów. Ale po co? xD Mizoandria? Jeśli tak, to wrodzona? Raczej nie, pewnie spotkało ją coś złego. Może nie bez przyczyny wspomina na samym wstępie o gwałcie? A może to po prostu desensualizacja na ludzkie cierpienie, życie w oderwaniu od prozy codzienności, a jednoczesne znudzenie – w końcu cały czas przebywa na dworze, gdzie nie ma wiele kontaktu z rzeczywistością. Wtedy łatwo patrzeć na prostaczków jak na zabawki.
Ciekawie wywiązałeś się z zadania umieszczenia artybutu. Prosto, ale zręcznie i satysfakcjonujaco – w końcu sprawiedliwości stało się zadość xD Wyżej ktoś tam narzekał na przewidywalność – no i prawda, opowiadanie prawdziwie zaskakuje tylko w jednym momencie, gdy bohaterowie się spotykają. Ale nie uważam tego za nic złego. Opowiadania to nie są łamigłówki, nie każde musi się wiązać z wysiłkiem intelektualnym i żonglować przewidywaniami czytelnika. Co mają za zadanie, to przynieść satysfakcję i rozrywkę, prezentując ciekawą, angażującą historię, i twojemu tekstowi się to udało.
Podsumowując – fajen! Bardzo prosto, może trochę zbyt prosto miejscami, ale skutecznie i przyjemnie. A, zaszaleję i dam ci gwiazdki nawet (choć to chyba nic nie robi xD).
@Monique
Kiedyś zacząłem cykl Robin Hobb “Czarostatki” i był równie dobry, co skrytobójca.
@MetronomeArthtritis
Niby to pasuje (z tego co do tej pory zrozumiałem, wcześniej prowadził inne życie, więc teraz gra w jakąś grę i udaje wysoko urodzonego), ale gryzie trochę w ucho.
Sposób wypowiedzi jest celowy, siedziałem nad tym, żeby wyszło jak chcę :)
Literówka w “spadół”, Zamierzona? Wcześniej jest “padół” i się ładnie rymuje xDD
Również celowe ;)
Trochę krindżowe ale prychłem xD Funny.
I raz jeszcze celowo dodany motyw – lubię takie zabiegi w awanturniczych fantasy, więc dorzuciłem i w swoim.
Do czego mógłbym się przyczepić, to dialogi. Momentami wypadają trochę sztucznie, szczególnie przy śmieszkizmach bohaterów i gdy sobie dogryzają.
Czyli muszę nad tym popracować :) Choć przy stylizacji współczesnej albo futurystycznej wychodzi mi to lepiej (tak myślę), tak tutaj miałem problem z powodu settingu, który nie pozwalał mi na większą swobodę językową. Nie piszę fantasy, więc słabo otrzaskany jestem w prowadzeniu fabuły, narracji i dialogów w tej konwencji.
Jest też ta lady Tamar, która aż prosi się, żeby rozbudować jej tło charakterologiczne.
Z tym gwałtem to niezły pomysł. Choć ja się skłaniam ku próżności, rywalizacji z innymi damami o to, która lepiej potrafi okręcać sobie rycerzy wokół palców, chęci zabicia nudy dworskiej rutyny oraz odklejenia od normalnego życia.
Podsumowując – fajen! Bardzo prosto, może trochę zbyt prosto miejscami, ale skutecznie i przyjemnie. A, zaszaleję i dam ci gwiazdki nawet (choć to chyba nic nie robi xD).
Supre, że Ci się podobało :) Dzięki wielkie za rozbudowany komentarz i podzielenie się opinią. Gwiazdki są w zasadzie bezużyteczne, choć niektórzy korzystają :)
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Pamiętam, że czytałam Czarostatki, ale nie zrobiły na mnie wrażenia i już nawet nie pamiętam o czym dokładnie były :).
Jest też ta lady Tamar, która aż prosi się, żeby rozbudować jej tło charakterologiczne.
Z tym gwałtem to niezły pomysł. Choć ja się skłaniam ku próżności, rywalizacji z innymi damami o to, która lepiej potrafi okręcać sobie rycerzy wokół palców, chęci zabicia nudy dworskiej rutyny oraz odklejenia od normalnego życia.
Ja uważam, że jednak albo coś z psychiką, albo po prostu czasem rodzą się źli ludzie. Bo jednak zabijanie kochanków, wykorzystywanie czarów do zniewalania ludzi i poniżanie ich w tak okrutny sposób, nie można wytłumaczyć zwykłą dworską nudą czy odklejeniem od życia. Ja podczas czytania przyjęłam, że jest z urodzenia zła i tyle. Ewentualnie ktoś rzucił na jej rodziców klątwę, by pokarało ich taką córką
.
Supre… Jak mogłem na to wcześniej nie wpaść? Leci do słowniczka xDD
Przeczytałam z tydzień temu, ale ponieważ czytałam na telefonie siedząc w poczekalni, nie skomentowałam od razu.
Ciekawa historia i ciekawe postacie.
Lady Tamara – podła suka, jakich świat jest pełen. Nie wiem czemu niby miała by mieć głębsze motywacje. Zmienianie kochanków jak rękawiczek (hihi) to nic nowego, życie. Natomiast to, że przy okazji porzucenia ich również uśmiercała – no cóż – mnożenie porzuconych byłych nie jest dobrym pomysłem, to proszenie się o kłopoty.
Dorem – gość, który chciał mieć lepsze życie. Przez łóżko na stanowisko – jak świat światem, tak było, jest i będzie. Trochę naiwnie wierzył w dobre intencje Lady, no ale czemu nie, ten typ faceta tak ma. Poza tym był (o)czarowany.
Broll – dobry kumpel. Tak długo szukał przyjaciela i nie machnął ręką.
Przy sztywnych gaciach się uśmiałam po pachy. Świetne.
Cieszę się, że suka dostała to, na co zasłużyła. Po to jest heroic fantasy, żeby wygrała słuszna strona. (Trudno w tym wypadku mówić, że dobra.)
Po tygodniu mogę stwierdzić, że opowiadanie (intryga i wyraziści bohaterowie) zapadło mi w pamięć, natomiast nie zapamiętałam potknięć, które zwróciłyby moją uwagę przy czytaniu.
Schillerową Rękawiczkę czytałam, ale zupełnie nie zapadła mi w pamięć.
Także fajne, lekkie i przyjemne, warte poświęcenia czasu.
Koń jaki jest każdy widzi, a i tak darowanemu w zęby nie zaglądasz.
Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.
Sylabizując tytuł, zżymałem się na ttakie udziwnianie, ale po przeczytaniu opowiadania zmieniłem zdanie, bo dowiedziałem się, że to sygnał, uprzedzający o postawieniu na głowie schematu z pewnego utworu.
Przedpiśczynie i przedpiścy tak wiele, że na pewno wszystko omówili, pochwalili bądź taktownie skrytykowali, więc od siebie niczego istotnego nie dodam. Ot, tyle, że czytało mi się lekko i uznałem, że lady Tamar dostała, na co zasłużyła.
Hej Outta! Przyjemna scenka. Rzecz jasna bardzo sprawnie napisana. Może nad światotwórstwem szczególnie się nie wysilałeś, ale zgrabnie połączyłeś znane elementy w spójną i przekonującą całość.
Tamar wypada odpowiednio antypatycznie, a dwójka głównych bohaterów wygląda na zgrany duet. Postacie też nie są jakimiś wielkimi oryginałami, ale w tylu znakach nie sposób nakreślić jakichś bogatych osobowości. Mocno przypominali mi dwójkę głównych bohaterów serii fantasy Michaela J. Sullivana, choć to zapewne przypadek :-) Końcówka satysfakcjonująca.
Podsumowując, Ameryki żeś pan nie odkrył, ale podróż i tak była bardzo przyjemna :-) Pozdrawiam!
Naisu, ale trochę mnie rozczarowało przemilczenie najciekawszej (potencjalnie) części całej historii, czyli tego, jak chłopaki zdobyły rękawiczkę. Obstawiam, że to sprawka limitu, ale odbiór jest trochę jakby w kinie wyjść na siku i wrócić dopiero na finał filmu. :\
Zastanawiam, się, co się stało z służącą po tym, jak Dorem odszedł? Skoczyła, nie skoczyła? Nie jest już pod wpływem zaklęcia?
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
Siema!
@Inanna
Cieszę się, że suka dostała to, na co zasłużyła. Po to jest heroic fantasy, żeby wygrała słuszna strona. (Trudno w tym wypadku mówić, że dobra.)
O! Własnie o to chodziło – żeby Tamar dostała to, na co zasłużyła, tylko musiałem przekręcić tę rękawiczkę, olać etos rycerski i jako bohaterów wprowadzić łotrzyków.
Dzięki za komentarz i mile słowa :)
@BC
Ładne, panie juror. AI Ci to generuje, co? :)
@AdamKB
Dzięki za wizytę i komentarz. Cieszę się, że tytuł ostatecznie siadł, bo nie miałem na tytuł pomysłu aż do momentu publikacji – betaczytaczki świadkiniami :)
@krzkot
Mocno przypominali mi dwójkę głównych bohaterów serii fantasy Michaela J. Sullivana, choć to zapewne przypadek :-)
Nie znam :)
Podsumowując, Ameryki żeś pan nie odkrył, ale podróż i tak była bardzo przyjemna :-)
Czyli bez choroby morskiej i szkorbutu, więc chyba dobrze ;) Dzięki za wizytę i komentarz :)
@SNDWLKR
trochę mnie rozczarowało przemilczenie najciekawszej (potencjalnie) części całej historii, czyli tego, jak chłopaki zdobyły rękawiczkę. Obstawiam, że to sprawka limitu, ale odbiór jest trochę jakby w kinie wyjść na siku i wrócić dopiero na finał filmu. :\
No, niestety limit nie pozwolił na rozpisywanie się i doklejanie każdej sceny i motywu, który wymyśliłem. Z czegoś musiałem zrezygnować, i wyprawa po rękawiczkę była jedną z ofiar.
Zastanawiam, się, co się stało z służącą po tym, jak Dorem odszedł? Skoczyła, nie skoczyła? Nie jest już pod wpływem zaklęcia?
Nie wiem, choć nie powiem, że się nad tym nie zastanowiłem. Myślę, że nie pozwolono by jej skoczyć, ale kto wie? I jeszcze była pod wpływem zaklęcia, jeśli Tamar nie dotknęła jej swoją rękawiczką od czasu kiedy Ristos przy niej majstrował. A skoro chciała się rzucić za panią, to Tamar nie mogła jej dotknąć, by odnowić zaklęcie, bo wówczas Gidrun przestałaby być pod wpływem uroku.
Dzięki za wizytę i komentarz :)
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
A konkretnie spadół z murów zamku, po tym, jak próbował sięgnąć szalika Tamar, zerwanego z jej szyi przez wiatr i szczęśliwie zaczepionego – lecz nie dla sir Godwyna – poniżej blanek.
Co zrobił? :))))
Podobało mi się :)
Przynoszę radość :)
Właśnie, zapomniałem dodać, że jeżeli nawet ten “spadół” to zamierzona gra słów, to powinno też być “blanków” (“Blanka” to imię, a w murach zamku jest ten “blank”).
Yo!
@Anet
No, jak to co zrobił? Spadół ;) Cieszę się, że Ci się spodobało :)
@Ślimak
Tak, spadół jest zamierzony, a na blankach nie było żadnej Blanki, poprawię to od razu. Bo jak tego nie poprawię, to za jakiś czas, kiedy ktoś mi znów zwróci na to uwagę, będę mógł powiedziec po śląsku: “Łociepieron! Blank recht mioł Ślimok, a jo żech se o tym zapomnioł!” ;)
Pozdro serdeczne
Q
Known some call is air am
Dzięki, ładnie wyrażone! Przypomniałem sobie teraz, że kiedyś, tłumacząc te blanki komuś innemu, ująłem to następująco:
Ten blank. Ta Blanka. Rycerz Kaźko, otrzymawszy cios zydlem w głowę podczas oblężenia Pcimia Dolnego, doznał ubytków umysłowych i wszystkie swoje trzy córki nazwał imieniem Blanka. Kiedy bawiły się na dziedzińcu, nie mógł dojrzeć trzech Blanek zza blanków zamkowego muru.
Ciekawi mnie, dlaczego w tytule zdecydowałeś się wziąć Rękawiczkę od tyłu i jak to się ma do obowiązującej ortografii, że nie ma w tym zła.
– Piękny rycerz, przybysz z daleka, przebojem wdziera się na dwór, zjednuje sobie dworzan, zakochuje się w najpiękniejszej damie… Pospolite dziewuchy jak ty, Gidrun, mogą takich historii słuchać tylko w pieśniach wioskowych grajków, wierszokletów bez klasy
[,]za miskę strawy grających w tych waszych podłych szynkach, zarobaczonych i pełnych brudu.
bez przecinka.
– Więc bardziej się przyłóż, durna dziewucho, bo mi kołtunów narobisz!
Czy da się zrobić kołtun w wyniku procesu czesania? Nie jestem fryzjerem, ale długie włosy miewałem.
Gdy służka opuści komnatę, zamierzał bez zbędnych ceregieli wskoczyć do środka i umieścić w alabastrowej piersi lady Tamar bełt opatrzony zaklęciem ciszy.
A właściwie dlaczego? Niech ofiara sobie jęknie. Akcja wygląda na zaplanowaną na krótki dystans, dlaczego zabójca nie zdecydował się na użycie krótkiej włóczni?
Nie pasuje mi fabularnie ani kusza, ani zaklęcie. Jeśli już, niewidzialność by się przydała :-)
Zleceniodawczyni była wyjątkowo hojna, zaś cel szczęśliwym trafem znajdował się w mieście, w którym zabójca miał nadzieję załatwić pewną osobistą sprawę.
Niby da się zgadnąć, o jaką osobistą sprawę chodzi, ale nie ma potwierdzenia czy na pewno o spotkanie Dorema.
Żeby nie było, że się tylko czepiam, to podoba mi się opis:
Pytanie przyjaciela Broll zbył milczeniem, bo i gadać nie było po co, skoro krajobraz mówił sam za siebie. Niskie baraki, sklecone byle jak i z byle czego, niemal do siebie przylegały. Wąskie uliczki pomiędzy nimi przypominały skomplikowany labirynt, zaś każdy ciemny kąt zdawał się skrywać czyhającego w mroku bandytę. Bijący zewsząd smród fekaliów i amoniaku dopełniał obrazu gnijących przedmieść Sult, zamieszkałych przez najuboższych mieszkańców stolicy królestwa.
Świetne:
A konkretnie spadół z murów zamku, po tym, jak próbował sięgnąć szalika Tamar, zerwanego z jej szyi przez wiatr i szczęśliwie zaczepionego – lecz nie dla sir Godwyna – poniżej blanków.
Zdobycie rękawiczki, żeby ją “odwrócić”, wydaje się kluczową częścią intrygi i jej pominięcie jest dziurą fabularną. Czy taki magiczny artefakt można dotykać gołymi rękami i nie popaść w miłość do lady Tamar? Czy niezbędne są szczypce z diomerytu, po które należy iść za siódmą górę i rzekę?
Podoba mi się plot-twist, ujęcie hasła i zakończenie, choć mam problem z:
Zostawił wierzgającą służkę i szybko opuścił amfiteatr, by spotkać się z Brollem.
Skoro Gidrun wierzgała, bo chciała skoczyć za panią między bestie, to ktoś/coś ją musiało powstrzymywać, co? Jakby ją zwyczajnie puścił, to pewnie by skoczyła. Prawda?
Oczywiście – najserdeczniejsze gratulacje wygranej!
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
Hej!
@Ślimak
Teraz już będę pamiętał :)
@Radek
Ciekawi mnie, dlaczego w tytule zdecydowałeś się wziąć Rękawiczkę od tyłu i jak to się ma do obowiązującej ortografii, że nie ma w tym zła.
Branie rękawiczki od tyłu brzmi dość dziwnie, nie sądzisz? ;)
Czy da się zrobić kołtun w wyniku procesu czesania? Nie jestem fryzjerem, ale długie włosy miewałem.
Nie wiem, nigdy nie miałem długich włosów – ja raczej w drugą stronę swego czasu skręcałem, tzn.: na łyso się goliłem :) Możesz pomyslec o tej uwadze Tamar jak o czymś, o co można się przyczepić bez względu na to, czy uwaga była słuszna czy nie. Tamar jest wredną i zapatrzoną w siebie osóbką, dlatego szuka dziury w całym zawsze i wszędzie – a jeśli ktoś potrzebuje znaleźć jakiś pretekst do opierdzielu, to znalezienie jakiegokolwiek pretekstu nie jest trudne.
A właściwie dlaczego? Niech ofiara sobie jęknie. Akcja wygląda na zaplanowaną na krótki dystans, dlaczego zabójca nie zdecydował się na użycie krótkiej włóczni?
Nie pasuje mi fabularnie ani kusza, ani zaklęcie. Jeśli już, niewidzialność by się przydała :-)
Założyłem, że skrytobójca klasy Brolla ma taką małą kuszę na krótkie dystanse, zaś bełty do niej również posiada obłożone różnymi zaklęciami. To cichy zabójca, zabija cicho i w ciszy, po co mu jakieś jęczenie? ;) Co do niewidzialności – pewnie miałby jakąś kamuflująca pelerynę, ale w zasadzie chyba nie, to profesjonalny zabójca, taki co to umie ukrywac się w cieniu. Miał być heroic, więc bazowałem na d&d, a tam postacie o profesji Łotrzyk posiadają skill “Ukrywanie w cieniu”, który działa jak niewidzialność i w zasadzie jest chyba zdolnością metamagiczną.
Niby da się zgadnąć, o jaką osobistą sprawę chodzi, ale nie ma potwierdzenia czy na pewno o spotkanie Dorema.
Skoro da się zgadnąć, to łopata jest tutaj niepotrzebna.
Zdobycie rękawiczki, żeby ją “odwrócić”, wydaje się kluczową częścią intrygi i jej pominięcie jest dziurą fabularną. Czy taki magiczny artefakt można dotykać gołymi rękami i nie popaść w miłość do lady Tamar? Czy niezbędne są szczypce z diomerytu, po które należy iść za siódmą górę i rzekę?
No, jest dziurą fabularną, bo ponieważ ;) Po pierwsze: limit. Po drugie: skoro zdobycie rękawiczki, pomimo nie opisania procederu, jest jasne, to ta dziura fabularna bez problemu może zostać załatana wyobraźnią odbiorcy. W niejednej ksiązce, tudzież filmie, dostaje się jakieś rozwiązanie, potem następuje flashback, jakis infodump, retrospekcja czy coś innego, po czym wszystko staje się jasne i spina się w całość. No i tutaj mamy taki zabieg. Uważam, że samo pójście po rekawiczkę i jej odwrócenie nie musiało obfitowac w jakieś przygody, bo czemu niby miałbym piętrzyć trudności przed bohaterami, skoro mogli to zrobić szybko, sprawnie i profesjonalnie, bez żadnych wpadek i przeszkód.
Skoro Gidrun wierzgała, bo chciała skoczyć za panią między bestie, to ktoś/coś ją musiało powstrzymywać, co? Jakby ją zwyczajnie puścił, to pewnie by skoczyła. Prawda?
Prawda. W pierwszym odruchu złapał ją i odciągnął, a potem zostawił – i macie rację (bo nie tylko Ty zwróciłeś na to uwagę), że Gidrun i tak mogła skoczyć. W zasadzie rozsądnie ze strony Dorema byłoby odciągnąć służkę, a kiedy zaczął się chaos z powodu Tamar na arenie, puścić ją i pozwolić jej spróbować się rzucić za panią – to tylko pogłębiłoby chaos i jeszcze skuteczniej odwróciłoby uwagę od zmywającego się ukradkiem z amfiteatru Dorema.
Dziękuję za opinię, podzielenie się wątpliwościami i życzenia z okazji wygranej :)
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Branie rękawiczki od tyłu brzmi dość dziwnie, nie sądzisz? ;)
Nie jam to uczynił ;-)
Moim problemem jest, czy tytuł nie powinien brzmieć: “Akzciwakęr”, bo pierwsza litera duża, a nie ostatnia. W skrócie czy tu nie ma orta?
Tamar jest wredną i zapatrzoną w siebie osóbką, dlatego szuka dziury w całym zawsze i wszędzie
Świetnie zbudowana postać – prawie się zakochałem ;-)
Założyłem, że skrytobójca klasy Brolla ma taką małą kuszę na krótkie dystanse,
Też wyobrażałem sobie kuszę pistoletową, która jest obiektem silnie trójwymiarowym:
(wszystkie trzy wymiary – duże i porównywalne), ciężko ukryć pod ubraniem.
Akurat ta na obrazku ma naciąg ok. 25 kg, co czyni ją praktyczną na 5-10-15 metrów.
Czy taki zasięg byłby potrzebny? A teraz sobie wyobraź strzelanie do lady Tamar. Bełt trochę leci, cel nie współpracuje, ruszy się, podskoczy (nawet przypadkowo reagując na brzęk cięciwy). Trafienie w gorset i mamy ześlizg.
Wtedy szanująca się dama rzuca w napastnika meblem i wrzeszczy “Straż!”, a skrytobójca ładuje kuszę, żeby poprawić (naciąga cięciwę, wyjmuje bełt z kołczanu, zakłada…).
Dlatego ośmieliłem się sugerować włócznię w standardzie “sztylet na kiju”, co ukryć pod ubraniem też jest łatwiej i raczej nie trzeba poprawiać. Oczywiście stylówę zabójcy z kuszą i zaczarowanymi bełtami – czuję.
EDIT (poniedziałkowy):
Jeszcze lepszy byłby oszczep. W rękawie zabójca mógłby skryć takie dwa i jeszcze miotacz (kij z haczykiem).
Uważam, że samo pójście po rekawiczkę i jej odwrócenie nie musiało obfitowac w jakieś przygody, bo czemu niby miałbym piętrzyć trudności przed bohaterami, skoro mogli to zrobić szybko, sprawnie i profesjonalnie, bez żadnych wpadek i przeszkód.
Zrób rozbudowaną wersję o tego questa – będę czytał.
W zasadzie rozsądnie ze strony Dorema byłoby odciągnąć służkę, a kiedy zaczął się chaos z powodu Tamar na arenie, puścić ją i pozwolić jej spróbować się rzucić za panią – to tylko pogłębiłoby chaos i jeszcze skuteczniej odwróciłoby uwagę od zmywającego się ukradkiem z amfiteatru Dorema.
Też się zgadzam :-)
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
Gdyby służka skoczyła, to pewnie wysunęłaby się na prowadzenie w późniejszym rankingu podejrzanych. Same korzyści.
Babska logika rządzi!
@Radek
W skrócie czy tu nie ma orta?
Dunno. W tytułach jednak nie takie rzeczy się odstawia, więc jest IMO dobrze. W zasadzie nie wiem jak to się ma do oficjalnych wytycznych, ale zostaje jak jest, bo mi się takie podoba :P
Świetnie zbudowana postać – prawie się zakochałem ;-)
Bazowałem na małżonce :P Ale nie mojej (kazała mi to dopisać)
Co do kuszy – ej, to taki powszechnie znany i stosowany rekwizyt w fantasy. A jak jest high i heroic, to musi być magiczny, może nawet składany, może samopowtarzalny, może nawet umagiczniony, żeby nie było słychać brzęku cięciwy ;)
@Finkla i Radek
No, widzicie, że sami daliście radę dopisać sobie, co też stać się mogło z Gidrun i co się pewnikiem stało, bo przecież panowie Broll i Dorem to profesjonaliści i pewnie wszystko przewidzieli ;)
Dzięki za dyskusję! Pozdro serdeczne :)
Q
Known some call is air am
Hej, czytało się z przyjemnością, bardzo gładko napisane. Dialogi bardzo ładnie wyszły, czuć, że pomiędzy bohaterami jest chemia :) I dość pomysłowe nawiązanie samym tytułem do wybranego atrybutu. Nie znałem oryginalnej Rękawiczki, do której ten tekst nawiązuje ;)
Cześć, Bravu :)
Cieszę się, że tekst Ci się spodobał. Dziękuję za wizytę i miłe słowo :)
Pozdrawiam
Q
Known some call is air am
Hej, bardzo mi się podobała intryga oraz ciekawe przedstawienie głównych bohaterów, pozdrawiam.
Cześć, borku :) Dzięki za miłe słowa, cieszę się, że opowiastka Ci siadła :)
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Outto, dotarłam tu w ramach skracania kolejki i wyznaję, że spodobał mi się zarówno pomysł, jak i wykonanie, ze szczególnym uwzględnieniem tytułu. :)
Tak jak czas Sir Rovrika… → Tak jak czas sir Rovrika…
…o Sir Doremie będzie głośno… → …o sir Doremie będzie głośno…
Z okien budynku bił jasny blask… → Masło maślane – blask jest jasny z definicji.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Hej, Reg :)
Fajnie, że tu zajrzałaś :) Cieszy mnie, że tekst przypadł Ci do gustu. To opowiadanie, które niedawno czytałaś, to w którym mieszam czasem, dzieje się w tym samym świecie. W zasadzie to jest to typowy settingi heroic, który stworzyłem na potrzeby niniejszego tekstu, ale uznałem, że opowiadania w konwencji heroic fantasy, będę w nim osadzał, żeby nie bawić się od zera w światotwórstwo, skoro mam już jakieś podwaliny :)
Babole zostaną poprawione dzisiaj po południu.
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Outto, skoro stworzyłeś już podwaliny świata, a ten okazał się interesujący, grzechem byłoby nie chcieć go wykorzystać w kolejnych opowiadaniach. Powodzenia! :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.