- Opowiadanie: Shanti - Dwór Wisielczego Króla

Dwór Wisielczego Króla

Mało u mnie he­ro­ic fan­ta­sy, ale zde­cy­do­wa­łam się nieco ina­czej po­dejść do te­ma­tu.

 

Droga kręta

Atry­but: obo­wiąz­ko­wy gar­gu­lec

Hasło: to nie jest kraj dla sta­rych nie­lu­dzi

 

Go­rą­ce po­dzię­ko­wa­nia dla be­tu­ją­cyh: So­na­ty i Kro­ku­sa :)

 

Nie­któ­rym oso­bom Wi­siel­czy Król może wy­da­wać się zna­jo­my – po raz pierw­szy po­ja­wił się w opo­wia­da­niu “Po­ca­łu­nek pod szu­bie­ni­cą” i od tam­tej pory wie­dzia­łam, że chcę wró­cić do tej po­sta­ci, a przede wszyst­kim do jego świa­ta. Są to jed­nak dwie za­mknię­te hi­sto­rie i nie trze­ba znać po­przed­nie­go opo­wia­da­nia.

 

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Dwór Wisielczego Króla

Hugo De Brass drżą­cy­mi rę­ka­mi za­ło­żył pętlę na szyję.

– Je­steś pe­wien? – za­py­tał jeden z to­wa­rzy­szy.

– Nie mamy wy­bo­ru. To je­dy­ny spo­sób. Jeśli nie wrócę…

Po­wiódł wzro­kiem po twa­rzach przy­ja­ciół i wziął głę­bo­ki od­dech. Nie mógł ich za­wieść. Mieli w końcu ura­to­wać świat.

Dał znak. Po­czuł gwał­tow­ne szarp­nię­cie i jego ciało za­wi­sło w po­wie­trzu. In­stynk­tow­nie otwo­rzył usta, pró­bu­jąc zła­pać od­dech. Choć wie­dział, co go czeka, nie po­tra­fił za­pa­no­wać nad pa­ni­ką i za­czął szar­pać linę. Ta jed­nak z każ­dym ru­chem za­ci­ska­ła się coraz moc­niej.

Ostat­nie, co pa­mię­tał, to ury­wa­na in­kan­ta­cja i gwiaz­dy na nie­bie, które przy­bra­ły ja­de­ito­wy od­cień.

 

*

 

Coś siłą we­pchnę­ło po­wie­trze w jego płuca. Otwo­rzył oczy. Zanim zro­zu­miał, co widzi, do­tar­ło do niego, że gruby sznur nadal cia­sno opla­ta mu szyję. Jęk­nął i spa­ni­ko­wa­ny za­czął szar­pać po­wróz, który tym razem nie sta­wiał oporu. Po­ty­ka­jąc się, Hugo zro­bił kilka kro­ków w tył. Przez chwi­lę roz­ma­so­wy­wał obo­la­łe gar­dło, nim uniósł wzrok.

– Udało się – szep­nął i za­marł.

Wszę­dzie wi­dział drze­wa. Miały po­tęż­ne, grube pnie i zda­wa­ło mu się, że się­ga­ją sa­me­go nieba. Z ga­łę­zi coś jed­nak zwi­sa­ło. Zmarsz­czył brwi, pró­bu­jąc w pół­mro­ku do­strzec szcze­gó­ły. Wtedy zza cięż­kich chmur wy­szedł księ­życ i uświa­do­mił sobie, że to liny. Setki, ty­sią­ce za­ple­cio­nych w pętle lin.

Prze­łknął gło­śno ślinę. Wy­cią­gnął dło­nie, ale wy­glą­da­ły tak, jak za­wsze. Wstrzy­mał od­dech. Nie­mal uśmiech­nął się z ulgą, gdy wy­czuł mia­ro­we bicie serca.

– Ży­jesz. Przy­naj­mniej na razie.

Pra­wie pod­sko­czył, gdy do­tarł do niego ko­bie­cy głos. Dłoń in­stynk­tow­nie po­wę­dro­wa­ła do pasa i tra­fi­ła na rę­ko­jeść mie­cza. Za­ci­snął na niej palce z wes­tchnie­niem ulgi i zer­k­nął na boki.

Obca stała za jego ple­ca­mi. Nie sły­szał jej kro­ków i nie był pe­wien, jak długo go ob­ser­wo­wa­ła. Brzęk­nę­ło szkło, a po chwi­li pół­mrok roz­go­ni­ło mdła­we świa­tło lampy.

Po­de­szła, zanim się ock­ną­łem. Usły­szał­bym ją z da­le­ka, po­my­ślał Hugo, pa­trząc na cięż­ką suk­nię, któ­rej licz­ne war­stwy za­pew­ne pod­trzy­my­wa­ła halka na kole. Po­dob­ne no­si­ła jego młod­sza sio­stra.

Hanna… De Brass po­krę­cił głową, od­ga­nia­jąc myśli o ro­dzeń­stwie. Po­now­nie sku­pił się na ko­bie­cie. Gor­set ści­skał talię tak wąską, że byłby w sta­nie objąć ją dłoń­mi. Włosy miała ze­bra­ne w luźny kok, a oczy mar­twe.

– Wi­siel­czy Król czeka na cie­bie – po­wie­dzia­ła, po czym nie cze­ka­jąc na od­po­wiedź, ru­szy­ła mię­dzy drze­wa.

Chciał coś od­po­wie­dzieć, ale osta­tecz­nie po­dą­żył za dziew­czy­ną. Przez chwi­lę szli w ciszy, a Hugo ner­wo­wo za­sta­na­wiał się, które z nur­tu­ją­cych go pytań po­wi­nien zadać jako pierw­sze. Miał ich tak wiele.

Gdy zo­sta­wi­li za sobą las, chło­pak na mo­ment zgu­bił krok. Le­d­wie do­strze­gal­nie po­krę­cił głową i przy­wo­łał na twarz maskę obo­jęt­no­ści.

Już nie na­zy­wa­li­by mnie od­waż­nym, gdyby mnie teraz zo­ba­czy­li, po­my­ślał z prze­ką­sem. Wo­dził wzro­kiem za set­ka­mi zmar­łych, któ­rzy otę­pia­li snuli się po roz­le­głej rów­ni­nie. Nie­na­tu­ral­nie bla­dzi, o czar­nych oczach i każdy z ciem­no­fio­le­to­wą pręgą od sznu­ra na szyi. Nie mu­siał pytać, aby wie­dzieć, że wszy­scy zo­sta­li po­wie­sze­ni. Ni­ko­go nie za­uwa­ża­li i noga za nogą, wę­dro­wa­li w sobie tylko zna­nym kie­run­ku.

Hugo po­czuł na ple­cach lep­kie macki stra­chu.

 

*

 

Sie­dzi­bę Wi­siel­cze­go Króla sta­no­wi­ły roz­le­głe ogro­dy, po­prze­ty­ka­ne mar­twy­mi drze­wa­mi i zmur­sza­łym murem. Ścież­ki wiły się i prze­ci­na­ły ni­czym w la­bi­ryn­cie, a ko­pu­ła z tru­ją­ce­go blusz­czu za­sła­nia­ła niebo. Kil­ku­krot­nie w od­da­li do­strzegł za­kap­tu­rzo­ne po­sta­cie, ale te szyb­ko zni­ka­ły w mroku.

Salę tro­no­wą wy­ty­cza­ła ko­lum­na­da, któ­rej wej­ście wień­czył łuk ozdo­bio­ny pła­sko­rzeź­ba­mi. Ze środ­ka wy­zie­ra­ła ko­ro­na ogrom­ne­go, gęsto po­ro­śnię­te­go li­sto­wiem drze­wa.

Już z da­le­ka wi­dział licz­ne po­sta­cie, prze­my­ka­ją­ce w cie­niu i wy­mie­nia­ją­ce ury­wa­ne szep­ty. Gdy po­de­szli bli­żej, dzie­siąt­ki bla­dych twa­rzy zwró­ci­ło się w ich kie­run­ku. Nie­któ­re stare, inne zbyt młode, wszyst­kie z dziw­nym bla­skiem w oczach i fio­le­to­wą pręgą na szyi. Dwo­rza­nie Wi­siel­cze­go Króla.

Tłum roz­stą­pił się i w końcu mógł uj­rzeć tron stwo­rzo­ny z ko­rze­ni i ziemi. Nie­re­gu­lar­ne sie­dzi­sko było jed­nak puste. Zer­k­nął na swoją prze­wod­nicz­kę, ale ta pew­nie ru­szy­ła do przo­du. Do­pie­ro po chwi­li do­strzegł mniej­szą ławę, którą zaj­mo­wa­ła drob­na dziew­czy­na o splą­ta­nych bia­łych wło­sach się­ga­ją­cych żeber. Ko­ro­na z cier­ni nie ra­ni­ła jej skóry, a twarz skry­wa­ła za maską rzeź­bio­ną w siwym drew­nie.

Czyż­by kró­lo­wa?

Prze­stą­pił z nogi na nogę, gdy cisza stała się trud­na do znie­sie­nia. Zer­k­nął na boki, ale wszy­scy wy­raź­nie na coś cze­ka­li. Roz­wa­żał, czy po­wi­nien prze­mó­wić pierw­szy, ale przy­był roz­ma­wiać z kró­lem.

Uniósł głowę, gdy kątem oka do­strzegł jakiś ruch. Za­marł. To, co wziął za gęste li­sto­wie, było setką smo­li­stych kru­ków o zło­tych śle­piach.

 Z od­da­li do­tar­ły do niego kroki. Nie miały jed­ne­go źró­dła, do­cho­dzi­ły z wielu stron jed­no­cze­śnie. Ro­zej­rzał się, ale ni­cze­go nie do­strzegł. Tłum szy­kow­nie ubra­nych po­sta­ci nie od­ry­wał wzro­ku od drze­wa.

Naj­pierw do­strzegł dłoń brud­ną od ziemi, która wy­su­nę­ła się z wą­skiej szpa­ry mię­dzy ko­rze­nia­mi. Zaraz za nią wy­ro­sło całe ramię i skra­wek pe­le­ry­ny z liści.

To nie­moż­li­we, prze­mknę­ło mu przez myśl. Po­trzą­snął głową – po­wie­sił się, aby uzy­skać au­dien­cję u Króla Wi­siel­ców. Nic, co tu zo­ba­czy, nie po­win­no go dzi­wić.

Opa­li­zu­ją­ce ja­de­ito­we oczy przy­cią­ga­ły jak ma­gnes. Z wy­sił­kiem ode­rwał od nich wzrok i objął spoj­rze­niem wy­so­ką po­stać, która czę­ścio­wo stała w cie­niu drze­wa.

– Hugo to kiep­skie imię dla bo­ha­te­ra – szy­dził Wi­siel­czy Król, a chło­pak spą­so­wiał i wy­ko­nał niski ukłon.

– Wie­rzę, że nie ma kiep­skich imion.

– No, pro­szę. Tym razem przy­sła­li kogoś, kto po­tra­fi też my­śleć. Po­dejdź bli­żej, chłop­cze.

De Brass chciał za­pro­te­sto­wać, ale osta­tecz­nie ugryzł się w język. Uznał, że wład­ca może na­zy­wać go tak, jak chce, byle go wy­słu­chał. A naj­le­piej speł­nił jego proś­bę.

– Tym razem?

– My­ślisz, że je­steś pierw­szy? – za­śmiał się Wi­siel­czy Król. – Co jakiś czas żywi cze­goś od nas chcą. Do­ce­niam od­wa­gę, chłop­cze, choć zwy­kle ta idzie w parze z głu­po­tą. Mów, z czym do mnie przy­by­wasz.

Hugo wziął głę­bo­ki od­dech. Miał tylko jedną szan­sę – ostrze­ga­no go, że Wi­siel­czy Król nie na­le­ży do ła­ska­wych. Ani cier­pli­wych.

– Nasz świat jest w nie­bez­pie­czeń­stwie, wiel­kie zło za­gra­ża na­szym po­bra­tym­com. Aby je po­ko­nać, mu­si­my…

– Zło? – zdzi­wił się wład­ca. – A czym­że jest zło, chłop­cze?

Mło­dzie­niec za­nie­mó­wił. 

– Dobro, zło. Lu­bi­cie sobie wy­cie­rać nimi ręce. A my, chłop­cze, czy moje kró­le­stwo jest w twoim prze­ko­na­niu dobre, czy złe?

Król wbił w niego ja­de­ito­we spoj­rze­nie, wy­zie­ra­ją­ce zza ko­ścia­nej pta­siej maski. Hugo po­czuł, jak kro­pel­ki potu spły­wa­ją mu po skro­ni. Zer­k­nął na boki, ale nie­przy­chyl­ne i zło­śli­we twa­rze tylko po­tę­go­wa­ły pust­kę w gło­wie. Wie­dział, że na takie py­ta­nie nie ma do­brej od­po­wie­dzi.

– Mój królu. – Śpiew­ny głos kró­lo­wej ura­to­wał go z opre­sji. Blada dłoń mu­snę­ła rąbek li­ścia­stej pe­le­ry­ny. – To tylko po­sła­niec, nie­świa­do­my ceny, jaką bę­dzie mu­siał za­pła­cić. W do­dat­ku taki młody. Ile wio­sen prze­ży­łeś, mło­dzień­cze?

– Pra­wie dwa­dzie­ścia, pani.

– Taki młody – po­wtó­rzy­ła.

Cisza prze­cią­ga­ła się w nie­skoń­czo­ność. Czuł na sobie spoj­rze­nie wład­cy, jakby ten coś do­kład­nie roz­wa­żał.

– Cze­goż to śmier­tel­ni­cy po­trze­bu­ją tym razem?

Hugo po­wo­li wy­pu­ścił po­wie­trze. Oparł dłoń na pasku pod­trzy­mu­ją­cym broń, pró­bu­jąc od­zy­skać reszt­ki pew­no­ści sie­bie.

– Ar­te­fak­tu. Zwą go Łzami Wiecz­ne­go Smut­ku.

Prze­rwał na mo­ment nieco spe­szo­ny bra­kiem re­ak­cji. Li­czył cho­ciaż na kiw­nię­cie, które po­twier­dzi­ło­by, że król wie, czego po­szu­ku­je. Od­chrząk­nął.

– Po­wie­dzia­no nam… mi, że można je od­szu­kać tylko w twoim kró­le­stwie. Ja… od niego za­le­ży los wielu ludzi.

Po­pa­trzył w oczy wład­cy, ale nie­ru­cho­me spoj­rze­nie spra­wi­ło, że szyb­ko od­wró­cił wzrok. Było w nim coś po­tęż­ne­go, ale i pier­wot­ne­go za­ra­zem. Przy­po­mniał sobie hi­sto­rie, które nie­gdyś opo­wia­da­ła mu matka. Na­zy­wa­no go też Panem Wierzb – za każdą nie­win­nie po­wie­szo­ną isto­tę, za­sa­dzał jedną wierz­bę pła­czą­cą w świe­cie śmier­tel­ni­ków.

– Po­zwo­lę ci wę­dro­wać po moim kró­le­stwie, choć mu­sisz wie­dzieć, że ma to swoje kon­se­kwen­cje. Od­naj­dziesz to, czego szu­kasz.

Hugo le­d­wie do­strze­gal­nie ode­tchnął i z tru­dem po­wstrzy­mał wes­tchnie­nie ulgi. Był o krok bli­żej od wy­peł­nie­nia swo­jej misji.

– Dzię­ku­ję.

– Co raz za­wi­sło, na­le­ży do drze­wa. Wi­siel­cy cię spa­czą, wró­cisz od­mie­nio­ny, choć wielu za­wi­śnie, zanim poj­miesz zna­cze­nie mych słów.

– Nie ro­zu­miem…

Pan Wierzb prze­rwał mu mach­nię­ciem dłoni.

– Otrzy­ma­łeś ostrze­że­nie. Je­że­li szu­kasz Łez, czas na cie­bie.

Hugo za­milkł i pró­bo­wał za­pa­no­wać nad wy­ra­zem twa­rzy. Li­czył na inną od­po­wiedź. Nie bał się wy­zwań, ale nawet nie wie­dział, gdzie za­cząć po­szu­ki­wa­nia.

– Mój panie, noc ma się ku koń­co­wi. – Jego prze­wod­nicz­ka zro­bi­ła krok do przo­du i spu­ści­ła głowę. Król nawet nie spoj­rzał w jej stro­nę.

– Fi­non­no, obudź się. Po­pro­wa­dzisz śmier­tel­ni­ka.

Niebo nad głową Hu­go­na roz­darł prze­raź­li­wy zgrzyt. Chło­pak uniósł głowę i do­kład­niej przyj­rzał się ko­lum­na­dzie. Do­pie­ro wtedy do­strzegł jakiś tuzin ka­mien­nych rzeźb, które dum­nie spo­czy­wa­ły na co­ko­le.

Jeden z gar­gul­ców drgnął, a dotąd ka­mien­ne spoj­rze­nie na­bra­ło życia. Be­stia wsta­ła i roz­pro­sto­wa­ła po­ro­śnię­te szcze­ci­ną skrzy­dła. Lekko prze­chy­li­ła głowę z dwoma ro­ga­mi i zmie­rzy­ła mło­dzień­ca wzro­kiem.

Stwór ze­sko­czył, wzbi­ja­jąc tu­ma­ny kurzu. Dwo­rza­nie cof­nę­li się z obu­rze­niem i ob­rzu­ci­li go nie­przy­chyl­ny­mi spoj­rze­nia­mi. Gdzieś w od­da­li za­brzmiał róg, a tłum za­czął mo­men­tal­nie rzed­nąć.

– Jak sobie ży­czysz, mój królu – po­wie­dzia­ła Fin­no­na oschle.

Róg roz­brzmiał po raz drugi.

De Brass zer­k­nął na nią kątem oka. Miała szpo­nia­ste koń­czy­ny i po­chy­lo­ną syl­wet­kę, jakby nie mogła się zde­cy­do­wać czy cho­dzić na dwóch, czy czte­rech ła­pach. Prze­pa­ska bio­dro­wa za­sła­nia­ła oko­li­ce in­tym­ne, a cien­ki pasek ma­te­ria­łu ob­wi­słe pier­si. Skóra w nie­któ­rych miej­scach była siwa, a w in­nych gra­na­to­wa. Szcze­ci­nia­ste włosy się­ga­ły karku, nieco przy­sła­nia­jąc to­por­ny pysk ze spłasz­czo­nym nosem. Je­dy­ne, co było w niej ładne, to oczy, przy­wo­dzą­ce na myśl sza­rość po­ran­ka, tuż przed wscho­dem słoń­ca.

– Gar­gul­ce nie po­tra­fią kła­mać, więc wska­że ci drogę. Na dowód mojej przy­chyl­no­ści za­pro­wa­dzi cię do tego, kto wie, gdzie znaj­dziesz Łzy.

Po tych sło­wach Wi­siel­czy Król wstał i znik­nął mię­dzy ko­rze­nia­mi, a ku za­sko­cze­niu Hugo drze­wo ożyło. Po­chy­li­ło ga­łę­zie ku ziemi, na któ­rych rów­nież wi­sia­ły pętle. Pierw­sza po­de­szła kró­lo­wa. Się­gnę­ła do naj­dłuż­szej z lin, któ­rej ko­niec zni­kał gdzieś w ko­ro­nie i wsu­nę­ła głowę po­mię­dzy sznur.

– Co raz za­wi­sło, na­le­ży do drze­wa – szep­nę­ła w od­po­wie­dzi na py­ta­ją­ce spoj­rze­nie De Bras­sa.

Resz­ta dwo­rzan po­szła w jej ślady. Gdy róg roz­brzmiał po raz trze­ci, drze­wo z gło­śnym trza­skiem wy­pro­sto­wa­ło się i unio­sło jakiś tuzin ciał. Można było po­my­śleć, że wi­siel­cy śpią, gdyby nie ich sze­ro­ko otwar­te i mar­twe oczy.

Hugo z tru­dem prze­łknął ślinę. Ode­tchnął głę­bo­ko, czu­jąc na sobie tak­su­ją­ce spoj­rze­nie gar­gul­ca. Nie chciał stra­cić twa­rzy. Nim zdą­żył co­kol­wiek po­wie­dzieć, jego uwagę po­now­nie przy­kuł hałas na ko­lum­na­dzie.

Po­zo­sta­łe stwo­ry rów­nież się obu­dzi­ły i trzę­sły łbami, jakby chcia­ły od­go­nić reszt­ki snu.

– Fi­non­na, a ty co? Dzi­siaj pil­nu­jesz ja­kie­goś mło­ko­sa?

Ko­bie­ta tylko prych­nę­ła.

– To nie jest kra­ina dla sta­rych nie­lu­dzi – stwier­dzi­ła be­stia o po­kaź­nym brzu­chu i krót­kich skrzy­dłach. – Żad­ne­go sza­cun­ku dla na­szej cięż­kiej służ­by!

– Strzeż­cie kró­le­stwa. Ku ucie­sze Wi­siel­cze­go Króla! – za­krzyk­nął inny gar­gu­lec, po czym wzbił się w górę, a w ślad za nim po­dą­ży­ła resz­ta.

 

*

 

– Po­śpiesz się, śmier­tel­ni­ku.

– Mam na imię Hugo. I w prze­ci­wień­stwie do cie­bie mam tylko dwie nogi – od­po­wie­dział De Brass, siląc się na uprzej­my ton.

Gdy gar­gu­lec wy­pro­wa­dził go z ogro­dów, wzbił się w po­wie­trze i po­wiódł krętą ścież­ką po­mię­dzy fa­li­sty­mi wznie­sie­nia­mi. W od­da­li chło­pak wi­dział po­tęż­ne drze­wa, z licz­ny­mi cia­ła­mi zwi­sa­ją­cy­mi z ga­łę­zi.

– Dla­cze­go…?

Urwał i ru­chem głowy wska­zał nie­ru­cho­me po­sta­cie, które de­li­kat­nie ko­ły­sał wiatr.

– Dzień nie na­le­ży do wi­siel­ców – po­wie­dzia­ła Fi­non­na. – Co raz za­wi­sło, na­le­ży do drze­wa – do­da­ła, gdy nie do­strze­gła w jego oczach zro­zu­mie­nia.

Chło­pak ode­tchnął, pró­bu­jąc za­pa­no­wać nad iry­ta­cją.

– Ale co to zna­czy? Po­wta­rza­cie to, ale nic mi nie mówi.

Fi­non­na wes­tchnę­ła prze­cią­gle i zmie­rzy­ła go nie­przy­chyl­nym wzro­kiem. Przez chwi­lę mil­cza­ła i Hugo miał wra­że­nie, że nad czymś się za­sta­na­wia. W końcu pod­ję­ła de­cy­zję i wy­raź­na nie­chęć wy­pi­sa­na na jej pysku nieco ze­lża­ła.

– W kra­inie Wi­siel­cze­go Króla pa­nu­ją pewne za­sa­dy, któ­rych mu­si­my prze­strze­gać. Po co tutaj wła­ści­wie przy­by­łeś?

– Po ar­te­fakt, Łzy…

– To wiem – prze­rwa­ła mu. – Ale czemu? To ry­zy­kow­ne, mo­żesz nie wró­cić.

Chło­pak przez chwi­lę mil­czał.

– Muszę spła­cić dług. Dawno temu ktoś mnie ura­to­wał, dał szan­sę mojej sio­strze i mi. Teraz ja ocalę in­nych. A ty? Dla­cze­go… – za­czął, ale umilkł, nie do końca wie­dząc jak spre­cy­zo­wać py­ta­nie.

– Je­stem, czym je­stem? To długa i nudna hi­sto­ria. Kie­dyś byłam czło­wie­kiem.

– Mamy chyba tro­chę czasu do za­bi­cia – mruk­nął Hugo, roz­glą­da­jąc się po roz­le­głych wzgó­rzach, któ­rych je­dy­ną ozdo­bą były drze­wa pełne wi­siel­ców. Przez mo­ment wy­da­wa­ło mu się, że ką­ci­ki ust Fi­non­ny za­drża­ły, ale jej twarz po­zo­sta­ła po­waż­na.

 

*

 

Dzień w kra­inie Wi­siel­cze­go Króla był cichy i po­nu­ry. Niebo za­snu­wa­ły ciem­ne, bu­rzo­we chmu­ry gro­żą­ce ulewą.

W Hu­go­nie z każ­dym kro­kiem na­ra­sta­ło na­pię­cie i nie­po­kój, któ­re­go źró­dła nie po­tra­fił na­zwać. Do­pie­ro gdy sta­nę­li przed cią­gną­cy­mi się aż po ho­ry­zont ba­gna­mi, nie­mal­że po­zba­wio­ny­mi drzew, uświa­do­mił sobie, co go tak nęka. Cisza. Żad­nych pta­ków, szumu traw czy wody. Tylko skrzy­pie­nie ga­łę­zi, na któ­rych wi­sia­ły trupy.

Ścież­ka wiła się i za­krę­ca­ła, ale pro­wa­dzi­ła przez gęsty za­gaj­nik wi­docz­ny w od­da­li. Fi­non­na do­ra­dzi­ła mu, aby pod żad­nym po­zo­rem nie wę­dro­wał przez bagna.

– To miej­sce dla tych, któ­rych nawet Wi­siel­czy Król nie chce w swoim kró­le­stwie. Nie mają swo­je­go drze­wa i trawi ich sza­leń­stwo.

– Dla­cze­go ty nie śpisz?

– Gar­gul­ce zwy­kle od­po­czy­wa­ją nocą.

– Gdy inni wra­ca­ją na drze­wa, wy strze­że­cie króla? – do­my­ślił się. – Do­brze prze­my­śla­ne. Musi mieć do was za­ufa­nie.

Fi­no­na prych­nę­ła i z lek­kim nie­do­wie­rza­niem spoj­rza­ła na Hu­go­na.

– Są­dzisz, że on ufa ko­mu­kol­wiek?

Chło­pak nie od­po­wie­dział. Ważył w gło­wie jej słowa i do­tar­ło do niego, jak na­iw­nie mu­siał za­brzmieć. Od­wró­cił głowę, pró­bu­jąc ukryć za­czer­wie­nio­ne po­licz­ki.

– Mó­wi­łaś, że uro­dzi­łaś się w szla­chec­kiej ro­dzi­nie…? – De Brass wró­cił do ich wcze­śniej­szej roz­mo­wy.

– Stara krew i ogrom­ny ma­ją­tek. Do­sta­wa­łam wszyst­ko, czego chcia­łam. Suk­nie, klej­no­ty, słu­żą­cych na każde za­wo­ła­nie. Poza mi­ło­ścią i uwagą tych, któ­rzy po­wo­ła­li mnie do życia. Mia­łam sporo czasu, aby to wszyst­ko prze­my­śleć i zro­zu­mieć – do­da­ła, wi­dząc za­sko­cze­nie na jego twa­rzy. – Pa­mię­tam, jak go­dzi­na­mi uczy­łam się ha­fto­wać, aby za­do­wo­lić ojca. Zro­bi­ła­bym wszyst­ko, żeby usły­szeć choć jedno miłe słowo. Stwier­dził, że to nie­po­trzeb­ne, bo z takim po­sa­giem ze­chce mnie każdy. Nawet ślepą i ku­la­wą.

– Przy­kro mi.

– Matka się go bała, ale byłam jej oczkiem w gło­wie. Wy­cze­ka­ną i wy­chu­cha­ną księż­nicz­ką. Po­zwa­la­ła mi na wszyst­ko i za­szcze­pi­ła we mnie myśl, że je­stem kimś wy­jąt­ko­wym. Że czeka mnie wspa­nia­ła przy­szłość. I choć pew­nie my­śla­ła o bo­ga­tym mężu i do­stat­nim życiu, to ja ma­rzy­łam o czymś innym, bar­dziej eks­cy­tu­ją­cym.

Umil­kła, po­grą­żo­na we wspo­mnie­niach.

De Brass za­sta­na­wiał się, czy gar­gu­lec mówi praw­dę, a potem przy­po­mniał sobie słowa Wi­siel­cze­go Króla – stwór nie po­tra­fił kła­mać.

– Je­ste­śmy bli­sko – po­wie­dzia­ła jakiś czas póź­niej Fi­non­na.

Chło­pak oży­wił się i po­czuł na­ra­sta­ją­cą eks­cy­ta­cję. Cel misji był na wy­cią­gnię­cie ręki – tyle przy­go­to­wań oraz pracy. Po­zwo­lił sobie na mo­ment roz­ma­rze­nia.

Skup się, Hu­go­nie. Nie mo­żesz za­wieść, liczą na cie­bie. To zbyt ważne.

Przed ocza­mi sta­nę­ła mu twarz jego mi­strza i na­uczy­cie­la. To on zgar­nął go z ulicy i po­ka­zał jak wła­dać mie­czem. To on go wy­kar­mił, wpoił, czym jest honor. Chło­pak nadal pa­mię­tał dziw­ną no­stal­gię w oczach star­ca, gdy zgło­sił się na ochot­ni­ka. Men­tor że­gnał go z dumą, ale i smut­kiem.

Wkro­czy­li na wąską ścież­kę za­gaj­ni­ka. Stare po­wy­krę­ca­ne drze­wa przy­po­mi­na­ły syl­wet­ki po­grą­żo­ne w cu­dacz­nym tańcu. Hugo po­czuł ciar­ki na ple­cach. Zni­kąd po­ja­wi­ła się mgła, która li­za­ła grube ko­rze­nie, ale nie miała śmia­ło­ści wkro­czyć na dróż­kę.

– Gdzie je­ste­śmy? – za­py­tał, gdy wy­szli na roz­le­głą rów­ni­nę, ze­wsząd oto­czo­ną ścia­ną lasu.

Po­la­na pełna bia­łych kwia­tów za­sko­czy­ła De Bras­sa. Przy­po­mi­na­ły lilie, ale były drob­niej­sze i pach­nia­ły ina­czej. Po­śród nich mo­ści­ły się przy­po­mi­na­ją­ce bulwy domki, nie wyż­sze niż kil­ku­let­nie dziec­ko. Przez nie­wiel­kie okrą­głe otwo­ry prze­ni­ka­ło mdłe świa­tło, ale po­kracz­ne drzwicz­ki były za­mknię­te.

Hugo, nieco zdzi­wio­ny, za­uwa­żył, że niebo zdą­ży­ło już ściem­nieć, a pierw­sze gwiaz­dy nie­śmia­ło wspię­ły się na fir­ma­ment.

Fi­non­na ru­szy­ła przo­dem, ale uważ­nie ob­ser­wo­wa­ła po­la­nę. Hugo od­szu­kał dło­nią broń przy­pię­tą do pasa i po­wo­li wy­pu­ścił po­wie­trze z płuc. Za­cho­wa­nie gar­gul­ca pod­po­wia­da­ło mu, że po­win­ni być ostroż­ni, pró­bo­wał więc wy­ci­szyć na­tręt­ne myśli i oczy­ścić umysł.

Nad po­la­ną gó­ro­wa­ło stare i sa­mot­ne drze­wo, które chy­li­ło się pod wła­snym cię­ża­rem. Gęsto po­ro­śnię­te nie­bie­ska­wym mchem i drob­ny­mi list­ka­mi, po­śród ko­rze­ni skry­wa­ło spo­rej wiel­ko­ści jamę. 

Gdy po­de­szli bli­żej, w ciem­nym otwo­rze bły­snę­ła para cha­bro­wych oczu. Gar­gu­lec za­trzy­mał się, a Hugo sta­nął u jego boku. W mil­cze­niu ob­ser­wo­wa­li, jak ko­bie­ca po­stać zmie­rza w ich stro­nę.

– Gar­gul­ce nie są tu mile wi­dzia­ne.

– To roz­kaz Wi­siel­cze­go Króla.

Obca prych­nę­ła. De Brass nie chciał się na­chal­nie przy­glą­dać, ale nie po­tra­fił od­wró­cić wzro­ku. Więk­szość ciała po­kry­wa­ła kora i splą­ta­ne ga­łąz­ki, zo­sta­wia­jąc tylko nieco skóry po­wy­żej pępka i wokół oboj­czy­ków. Twarz, choć nie­gdyś ludz­ka, teraz miała nie­na­tu­ral­nie duże i sko­śne oczy, a za­miast nosa korę cią­gną­cą się aż do linii wło­sów.

– Wynoś się i… – cha­bro­we oczy spoj­rza­ły na chło­pa­ka – za­bierz śmier­tel­ni­ka ze sobą.

– Mu­si­my przejść, Zaro.

– To nie­moż­li­we, wiesz o tym.

Gar­gu­lec przez chwi­lę pa­trzył na obcą, ale osta­tecz­nie od­wró­cił wzrok. 

– Ja mogę prze­le­cieć, ale ty mu­sisz pójść tędy.

– Nie ma innej drogi? Do­pie­ro co po­wie­dzia­ła, że…

– Wy­walcz sobie przej­ście albo zre­zy­gnuj – wy­ce­dzi­ła Fi­non­na, po czym nie cze­ka­jąc na od­po­wiedź, wzbi­ła się w po­wie­trze. Za­sko­czo­ny Hugo przez chwi­lę ob­ser­wo­wał, jak krąży nad po­la­ną. Wes­tchnął.

– Nie chcę wal­czyć. Bła­gam, prze­puść mnie, a unik­nie­my roz­le­wu krwi.

– Nie mogę. Nic nie może za­kłó­cić snu tych, któ­rych strze­gę. Za­wróć.

De Brass po­krę­cił głową. Przy­mknął na mo­ment oczy i ode­tchnął.

– Prze­pra­szam – mruk­nął, zanim się­gnął po broń i sko­czył w kie­run­ku ko­bie­ty.

Pierw­szy cios za­blo­ko­wa­ły pną­cza, które wy­sko­czy­ły z ziemi, jak gdyby tylko cze­ka­ły na jego ruch. Wy­pro­wa­dził ko­lej­ny atak, ale i ten zo­stał spa­ro­wa­ny.

Od­sko­czył i po­wo­li ode­tchnął. Jesz­cze raz przyj­rzał się Zarze, wie­dząc już, że nie wygra po­je­dyn­ku ot tak. Szu­kał sła­bych punk­tów, które mógł­by wy­ko­rzy­stać. 

Straż­nicz­ka nie sko­rzy­sta­ła z jego za­my­śle­nia, choć po­win­na. Mo­gła­by zalać go gra­dem cio­sów i zmę­czyć, a był nie­mal pe­wien, że to ją ce­cho­wa­ła więk­sza wy­trzy­ma­łość.

Sko­czył do przo­du. Ostrze w rę­kach Hugo ożyło i roz­po­czę­ło bru­tal­ny ta­niec z cien­ki­mi pną­cza­mi.

Kil­ka­na­ście cięż­kich od­de­chów póź­niej wokół mło­dzień­ca leżał co naj­mniej tuzin ko­rze­ni, ale na ich miej­sce po­ja­wia­ły się ko­lej­ne.

Tak tego nie wy­gram. Wspo­mnia­ła, że cze­goś strze­że. Co­kol­wiek to jest, musi kryć się w tych bul­wach.

Uniósł miecz, mar­ku­jąc ko­lej­ny cios, po czym usko­czył w bok i ru­szył w kie­run­ku po­kracz­nych dom­ków. Ku jego ra­do­ści, Zara wy­da­ła z sie­bie prze­ra­żo­ny okrzyk.

To ją zde­kon­cen­tru­je.

Usły­szał za sobą świst pną­czy. Wy­ko­nał unik. Po­no­wi­ła atak, ale i ten chy­bił. Zmu­sił ją tym samym do skró­ce­nia dy­stan­su. Gdy wbiegł po­mię­dzy kwia­ty, złoty pył buch­nął mu w twarz. W jed­nej chwi­li wi­dział swój cel, w na­stęp­nej za­pie­kły go oczy. Stęk­nął, gdy wszyst­ko wokół zlało się w jedną plamę, a upo­rczy­wy świąd zo­stał wy­par­ty przez ból.

Z tru­dem po­wstrzy­mał chęć tar­cia po­wiek, wie­dząc, że to tylko po­gor­szy spra­wę. Sta­nął i spu­ścił głowę. Uniósł miecz i za­czął na­słu­chi­wać. Szko­lo­no go na takie sy­tu­acje, ale nigdy nie mu­siał wal­czyć po­zba­wio­ny jed­ne­go ze zmy­słów.

Spo­koj­nie. Dasz radę. Wy­cze­kuj prze­ciw­ni­ka. W końcu za­ata­ku­je. Je­steś w sta­nie go usły­szeć, po to od lat tre­nu­jesz… Nad­cho­dzi!

Klin­ga mie­cza wbiła się w mięk­kie ciało tuż nad pęp­kiem, a Hugo po­czuł ulgę. Cięż­ko dy­szał, a pot spły­wał mu po twa­rzy. Oczy nadal pie­kły i wszyst­ko wokół lekko wi­ro­wa­ło. Nie dałby rady zbyt długo kon­ty­nu­ować walki.

Cha­bro­we spoj­rze­nie przez mo­ment roz­sze­rzy­ło zdu­mie­nie, a póź­niej dziw­nie zmię­kło. Zara osu­nę­ła się na zie­mię i dłoń­mi przy­ci­snę­ła ranę, gdy chło­pak wy­szarp­nął miecz.

– Mó­wi­łeś szcze­rze? – wy­szep­ta­ła, opa­da­jąc na ko­la­na.

– Szcze­rze?

– Wcze­śniej, gdy twier­dzi­łeś, że ci przy­kro.

Hugo otwo­rzył usta, aby bez­wied­nie po­twier­dzić, ale nie mógł wy­du­sić z sie­bie ani słowa.

Kła­ma­łem. Uświa­do­mił sobie. Zaraz jed­nak po­trzą­snął głową. To bez zna­cze­nia. Zmu­si­ła mnie do walki, nie dą­ży­łem do niej. Mu­sia­łem to zro­bić. Nie mia­łem wy­bo­ru.

– Ro­zu­miem – wy­szep­ta­ła straż­nicz­ka, gdy nadal mil­czał. Spoj­rza­ła w bok, za jego plecy i w jej oczach po­ja­wił się praw­dzi­wy ból.

– Za­wio­dłam swo­je­go króla i swoje dzie­ci.

Hugo, ni­cze­go nie ro­zu­mie­jąc, zer­k­nął przez ramię i za­marł. W fer­wo­rze walki nie za­uwa­żył, jak dzień zo­stał wy­par­ty przez noc i po­kracz­ne drzwicz­ki za­czę­ły się uchy­lać. Z bulw wy­zie­ra­ły dzie­siąt­ki wy­stra­szo­nych oczu, które w ciszy ob­ser­wo­wa­ły po­je­dy­nek.

Kil­ku­let­nie dzie­ci tu­li­ły się do sie­bie, nie­któ­re bez­gło­śnie pła­ka­ły. Wszyst­kie no­si­ły ślady po sznu­rze.

Wo­jow­nik zro­bił dwa kroki w tył.

– Teraz nie będę mogła ich bro­nić. Oby było warto. Śmier­tel­ni­ku… strzeż się gar­gul­ca.

Las za­trzesz­czał i otwo­rzył przed nim ścież­kę, a Hugo, po­ty­ka­jąc się, ucie­kał. Ucie­kał od cha­bro­we­go spoj­rze­nia i wi­do­ku nie­win­nych twa­rzy, które pa­trzy­ły na niego jak na po­two­ra. Opraw­cę. A prze­cież nim nie był, chciał tylko ura­to­wać swo­ich bli­skich.

 

*

 

– Dla­cze­go… dla­cze­go mnie nie ostrze­głaś? – za­py­tał Hugo jakiś czas póź­niej gar­gul­ca.

Sie­dział na pła­skim gła­zie, tuż przy wyj­ściu z ciem­ne­go lasu. Głowę miał spusz­czo­ną, a w dło­niach trzy­mał za­krwa­wio­ną klin­gę, nie mogąc po­ra­dzić sobie z emo­cja­mi. Nigdy wcze­śniej nie czuł się winny.

– Zmie­ni­ło­by to coś? Od­wró­cił­byś się i od­szedł? To była je­dy­na droga.

Nie od­po­wie­dział.

– Te dzie­ci – za­czął chra­pli­wie, ale od­chrząk­nął. – One nie miały swo­ich drzew.

– To akt łaski Wi­siel­cze­go Króla. Isto­ty, które ni­czym nie za­wi­ni­ły, nie muszą co ranek po­now­nie za­kła­dać pętli na szyję. Ukrył je i wy­zna­czył straż­ni­ka.

– Ona umrze?

– Nie można zgi­nąć dwa razy. Wy­do­brze­je, ale do tego czasu nic nie po­wstrzy­ma tych, któ­rzy znaj­dą ścież­kę do dzie­ci.

Hugo przy­mknął oczy. Coś za­kłu­ło go w pier­si.

Nie mia­łem wy­bo­ru. Nie mia­łem wy­bo­ru. To jej wina, po­win­na mnie była prze­pu­ścić, po­wta­rzał sobie ni­czym man­trę. Wstał, krę­cąc głową, jakby chciał po­zbyć się na­tręt­nych myśli. Za­ci­snął dłoń na broni i za­czął czy­ścić klin­gę. Zna­jo­me, pro­ste ruchy po­mo­gły mu wró­cić do rów­no­wa­gi.

Muszę my­śleć o swoim celu. Misji. Wiele żyć od niej za­le­ży. Nie mogę za­wró­cić. Ich dobro jest waż­niej­sze.

– Opo­wie­dzia­łaś mi o swo­ich ro­dzi­cach, ale nie wy­ja­śni­łaś, co do­pro­wa­dzi­ło cię aż tutaj? – po­wie­dział Hugo, który roz­pacz­li­wie pra­gnął zająć czymś głowę.

– Mi­łość, oczy­wi­ście. A przy­naj­mniej coś, co są­dzi­łam, że nią jest. – Po­krę­ci­ła głową. – Byłam taka młoda i głu­pia.

Spoj­rza­ła na niego z ukosa i chło­pak miał wra­że­nie, że chcia­ła dodać „tak jak i ty”, ale w ostat­niej chwi­li mu­sia­ła zmie­nić zda­nie.

– Nosił takie pięk­ne imię, Ra­fa­el, choć je­stem prze­ko­na­na, że nie otrzy­mał go przy na­ro­dzi­nach. Gdy się po­zna­li­śmy, już wtedy la­wi­ro­wał na gra­ni­cy prawa, Uwo­dzi­ciel, łowca po­sa­gów, kosz­mar każ­dej matki. Sama za­bie­ga­łam o to, aby go po­znać. Był taki eks­cy­tu­ją­cy, za­ka­za­ny owoc.

Prze­rwa­ła, a na jej twa­rzy za­go­ścił uśmiech. Nie było w nim jed­nak ra­do­ści, a po­li­to­wa­nie.

– Ucie­kłam z nim, są­dzi­łam, że to takie ro­man­tycz­ne. Mia­łam tak wiele pla­nów, ale wszyst­kie się po­sy­pa­ły, kiedy wy­da­no za nim list goń­czy. Wtedy wie­rzy­łam, że po­peł­nił głupi błąd, że wszyst­ko mo­że­my na­pra­wić.

 

*

 

Naj­pierw ich usły­szał. Ru­basz­ne śmie­chy, uwo­dzi­ciel­skie chi­cho­ty i kar­czem­ne przy­śpiew­ki. Hugo przy­sta­nął. Przez długi mo­ment po pro­stu na­słu­chi­wał, nie wie­rząc w to, co sły­szy.

– Trupa Śle­pe­go Joe – mruk­nę­ła Fi­non­na.

Roz­le­głe ruiny cze­goś, co przy­po­mi­na­ło świą­ty­nię, roz­świe­tla­ły licz­ne czer­wo­ne świa­tła. Ktoś cał­kiem spraw­nie grał na lutni skocz­ną me­lo­dię, którą co jakiś czas prze­ry­wa­ły pi­jac­kie wrza­ski.

W środ­ku do­strzegł wiele po­sta­ci. Naj­wię­cej krę­ci­ło się na par­te­rze, w po­zo­sta­ło­ściach głów­nej sali, do któ­rej przez reszt­ki su­fi­tu za­glą­dał księ­życ. Parę osób grało w kości, ktoś nawet pod­ska­ki­wał w rytm mu­zy­ki. Nie­któ­re pary ulo­ko­wa­ły się na po­szar­pa­nych reszt­kach pię­tra i z za­pa­mię­ta­niem od­da­wa­ły cie­le­snym przy­jem­no­ściom. Hugo nieco za­wsty­dzo­ny od­wró­cił wzrok.

– Niech mnie świ­śnie, gar­gu­lec w na­szych skrom­nych pro­gach – krzyk­nął bro­da­ty męż­czy­zna, wy­cią­gnię­ty na licz­nych po­dusz­kach. Fi­non­na ru­szy­ła w jego kie­run­ku.

Obcy uniósł się nieco i wsparł na łok­ciu. Po­gła­skał po udzie wy­cią­gnię­tą obok niego skąpo ubra­ną bru­net­kę i po­słał im krzy­wy, ledwo wi­docz­ny zza gę­ste­go za­ro­stu uśmiech.

– Je­steś za­ska­ku­ją­co ra­do­sny, Ge­rard, jak na to, z czym przy­cho­dzę. Wi­siel­czy Król nie jest za­do­wo­lo­ny.

Męż­czy­zna roz­ło­żył bez­rad­nie ręce, zu­peł­nie nie­wzru­szo­ny. Hugo kątem oka za­uwa­żył, jak wokół nich ze­bra­ło się kilku osob­ni­ków, któ­rych można było śmia­ło okre­ślić ty­pa­mi spod ciem­nej gwiaz­dy.

– Wie­dzia­łem, że kogoś wyśle. Zresz­tą ci idio­ci są sami sobie winni. A ten… – ru­chem głowy wska­zał na mil­czą­ce­go chło­pa­ka – co tu robi śmier­tel­nik?

– Niech sam przed­sta­wia swoje spra­wy.

Hugo pod­szedł bli­żej i od­chrząk­nął. Pró­bo­wał pa­no­wać nad ner­wa­mi, ale ze­wsząd oto­czo­ny zbi­ra­mi, z tru­dem po­wstrzy­my­wał się od się­gnię­cia po broń.

– Szu­kam Łez Wiecz­ne­go Smut­ku. Po­dob­no wiesz, gdzie je zna­leźć.

Ge­rard prze­lot­nie spoj­rzał na gar­gul­ca, po czym po­now­nie wró­cił do chło­pa­ka. Je­że­li był za­sko­czo­ny, nie oka­zał tego.

– A więc to tak. Do­brze się skła­da. Po­trze­bu­ję przy­słu­gi, a ty in­for­ma­cji.

Hugo za­ci­snął zęby i zdu­sił w sobie iskrę iry­ta­cji.

No tak, prze­cież nie mogło pójść zbyt łatwo.

– Co to za przy­słu­ga?

– Sia­daj, napij się z nami.

Chło­pak chciał za­opo­no­wać, ale coś w błę­kit­nych oczach męż­czy­zny na­ka­za­ło mu usiąść. Ustą­pił, czu­jąc, że opór byłby bez­ce­lo­wy.

– Och, co to za przy­stoj­niak! – We­so­ły szcze­biot roz­legł się tuż obok jego ucha. Zanim zdą­żył za­re­ago­wać, na ko­la­na opa­dła mu młoda dziew­czy­na z kwia­ta­mi we wło­sach.

Sto­krot­ki, po­my­ślał Hugo, pa­trząc na mi­ster­nie ple­cio­ny wia­nek. Ze­sztyw­niał i pró­bo­wał się od­su­nąć, ale wy­ta­tu­owa­ne dło­nie oplo­tły szyję, a rude pukle ła­sko­ta­ły po­li­czek.

– Nie­śmia­ły, lubię ta­kich – sko­men­to­wa­ła ze śmie­chem.

– Prze­pra­szam, ale ja…

De Brass pró­bo­wał wstać, jed­nak dziew­czy­na tylko moc­niej do niego przy­lgnę­ła, od­sła­nia­jąc zgrab­ne nogi. Z prze­ra­że­niem uświa­do­mił sobie, że za­czy­na się ru­mie­nić.

– Jesz­cze wpę­dzisz go w kło­po­ty. Pew­nie czeka na niego jakaś blon­d­wło­sa pięk­ność, do któ­rej pała czy­stym i nie­ska­zi­tel­nym uczu­ciem – za­kpi­ła Fi­non­na, a po­licz­ki mło­dzień­ca przy­bra­ły barwę pur­pu­ry. Hugo zi­gno­ro­wał ru­basz­ny śmiech.

Drob­ne palce za­czę­ły do­ty­kać jego twa­rzy, a szkar­łat­ne spoj­rze­nie hip­no­ty­zo­wa­ło.

– Jaka szko­da. Nie dane wam bę­dzie szczę­śli­we za­koń­cze­nie. Ją czeka sta­rość, a ty umrzesz młodo. Ale bez obaw… – po­chy­li­ła się i szep­ta­ła wprost do ucha – to nie bę­dzie dziś.

– Tissa, nie strasz chło­pa­ka. Widać, że ledwo daje radę – po­wie­dział Ge­rard z roz­ba­wie­niem.

Dziew­czy­na zro­bi­ła smut­ną minę, ale ewi­dent­nie nie za­mie­rza­ła się ru­szyć.

– Skąd…?

– Po pro­stu wiem.

Hugo zmarsz­czył brwi. Kor­ci­ło go, aby wy­py­tać dziew­czy­nę, ale uznał, że to ani czas, ani miej­sce. Za­py­tał jed­nak o coś, co nur­to­wa­ło go, odkąd prze­kro­czy­li próg świą­ty­ni.

– Wszy­scy zgi­nę­li­ście w tym samym miej­scu?

– Miej­scu, cza­sie. Żoł­nie­rze wy­świad­czy­li nam przy­słu­gę. No, wo­lał­bym żyć, ale Wi­siel­czy Król przy­jął nas wszyst­kich. Jak on to na­zwał… – Ge­rard po­dra­pał się po ciem­nej bro­dzie – Wy­bor­ny do­da­tek do jego ogro­du.

– Ogro­du?

– Je­ste­śmy kwia­ta­mi w ogro­dzie, które na­le­ży pie­lę­gno­wać. Albo przy­ci­nać – wtrą­ci­ła Tissa.

De Brass przez chwi­lę roz­wa­żał jej słowa. Po­da­li mu kubek z dziw­nie pach­ną­cym pły­nem, ale nie od­wa­żył się spró­bo­wać. Nie na­le­żał do ich świa­ta, cały czas wie­rzył, że wróci. Osta­tecz­nie le­d­wie za­uwa­żal­nie po­krę­cił głową.

Skup się, Hugo.

– Nie mo­żesz mi po pro­stu po­wie­dzieć, gdzie znaj­dę Łzy? – za­py­tał Ge­rar­da. – To ważne, mój czas tutaj jest ogra­ni­czo­ny, każda zwło­ka…

– Nawet gdy­bym chciał, chłop­cze, to nie mogę. Je­stem winny, my wszy­scy je­ste­śmy. Nie mo­że­my dawać, bez otrzy­ma­nia cze­goś w za­mian.

Hugo nie­ro­zu­mie­ją­cym wzro­kiem spoj­rzał po zbi­rach.

– Niech ci Krwa­wa Dama wy­ja­śni. Sama wie naj­le­piej.

Krwa­wa Dama? Co to za prze­zwi­sko?

Fi­non­na wy­mru­cza­ła kilka prze­kleństw pod nosem i nie­chęt­nie spoj­rza­ła na śmier­tel­ni­ka.

– Król ma tylko dwa ro­dza­je pod­da­nych. Nie­win­nych, któ­rzy nigdy nie skrzyw­dzi­li czło­wie­ka. I win­nych. Ci dru­dzy nie mogą po pro­stu dawać nic bez­in­te­re­sow­nie, tak to dzia­ła – wy­ja­śnił gar­gu­lec.

– Nie ro­zu­miem…

– Nie mu­sisz. Albo wy­świad­czysz mi przy­słu­gę, albo nici z na­szej umowy.

– Niech zatem tak bę­dzie. W czym mam ci pomóc?

Ge­rard uśmiech­nął się pa­skud­nie, po czym usiadł. Krzyk­nął coś do kom­pa­nów i po chwi­li po­de­szło do nich kilku męż­czyzn, każdy brzyd­szy od po­przed­nie­go.

– Wi­dzisz tych trzech głą­bów? Tę­pa­ki roz­gnie­wa­li króla, a on ocze­ku­je, że ukażę jed­ne­go z nich. Ot dla przy­kła­du, aby na­stęp­nym razem ru­szy­li pu­stym łbem, zanim się za coś wezmą.

– Jak masz ich uka­rać? – za­py­tał ostroż­nie Hugo.

– Wy­gna­nie. Jeden z nich stra­ci swój stry­czek i miej­sce na drze­wie.

– A wy mu­si­cie o świ­cie wró­cić na drze­wo.

– Ha! Do­kład­nie. Widzę, że nie je­steś w cie­mię bity. Gdy­bym miał ode­słać całą trój­kę, nie by­ło­by kło­po­tu, a tak dwóm się upie­cze, ale jed­ne­go cóż… czeka ra­czej mało przy­jem­ny los. Nie lubię ba­brać się w czymś takim. Chcę, abyś wy­brał tego, któ­re­go wy­gnam.

De Brass za­marł. Przez chwi­lę tępo pa­trzył na Ge­rar­da, pe­wien, że ten żar­tu­je. Jego twarz była jed­nak po­waż­na, a krzy­wy uśmie­szek znik­nął.

– To… Nie mogę. Na pewno po­dej­miesz lep­szą de­cy­zję. To pew­nie wbrew za­sa­dom. – Z na­dzie­ją spoj­rzał na Fi­non­nę. Ta jed­nak po­krę­ci­ła głową. Hu­go­no­wi zda­wa­ło się, że widzi w jej oczach zło­śli­wą sa­tys­fak­cję.

– Daj spo­kój… jak cię zwą w sumie?

– Hugo.

– Hugo, z da­le­ka widać coś ty za jeden. Miecz u pasa, dobre ubra­nie i ładna buźka. Nie na­zy­wa­cie cza­sem sa­mych sie­bie tymi do­bry­mi? Na co dzień pew­nie chęt­nie wy­mie­rzasz spra­wie­dli­wość nie­szczę­śni­kom, któ­rych uzna­jesz za win­nych, co?

Bro­dacz miał rację. Chło­pak nie za­prze­czył i z ja­kie­goś po­wo­du czuł się po­ko­na­ny. Prze­grał walkę, choć nie wie­dział, że jakaś się toczy.

– Ale bez obaw, to nie po­win­no być trud­ne dla kogoś o tak czy­stym sercu – za­kpił Ge­rard. Wstał i wziął od swo­jej part­ner­ki przy­bru­dzo­ną ludz­ką czasz­kę.

– Karl ci po­mo­że. Kto trzy­ma tego su­kin­ko­ta, nie może kła­mać. Zwy­kle uży­wa­my go do in­nych celów, ale jakie czasy, takie hm… na­rzę­dzie. No więc masz tu przed sobą Vin­nie’ego, mor­der­cę. Mówię oczy­wi­ście o ich naj­cięż­szych wi­nach, bo jak­by­śmy chcie­li przejść przez całą listę, nie star­czy­ło­by nam nocy. Diego, nigdy nie prze­lał cu­dzej krwi, ale nie przyj­mu­je od­mo­wy od ko­biet. No i Gu­staw, on też nigdy ni­ko­go nie zabił, ale jakby to ująć po­etyc­ko… nieco za bar­dzo lubi dzie­ci.

Ge­rard rzu­cił czasz­ką w za­sko­czo­ne­go Hu­go­na, po czym sam roz­siadł się wy­god­nie na po­dusz­kach i oparł głowę na ra­mie­niu. 

– Któ­re­go z nich chcesz wy­słu­chać naj­pierw? Bo prze­cież każdy za­słu­gu­je na spra­wie­dli­wy sąd, co nie? – za­py­tał jesz­cze.

De Bras­sa skrę­ci­ło w środ­ku. Za­mie­rzał od razu wska­zać mor­der­cę i za­wsty­dził go wła­sny po­śpiech. Sam prze­cież był orę­dow­ni­kiem spra­wie­dli­we­go sądu nawet dla naj­gor­sze­go prze­stęp­cy.

– Mor­der­ca, gwał­ci­ciel i zbo­cze­niec – pod­su­mo­wa­ła Fi­non­na, przy­glą­da­jąc mu się ba­daw­czo.

Chło­pak otarł pot z czoła i rzu­cił Karla Vin­nie­mu.

– Za­cznij­my od cie­bie.

Zbir przez chwi­lę nie­zde­cy­do­wa­ny ob­ra­cał czasz­kę w dłoni. Dość młody, ale nie­zbyt uro­dzi­wy, oce­nił Hugo. Ster­czą­ce i cięż­kie do ujarz­mie­nia włosy, zbyt okrą­gła twarz o to­por­nych ry­sach. Bul­wia­sty nos i bli­zny po trą­dzi­ku. Dla­cze­go? Jest nie­wie­le star­szy ode mnie, mógł mieć lep­sze życie, prze­mknę­ło mu przez myśl.

– Vin­nie, nie mamy całej nocy. Opo­wiedz mu o dziew­czy­nie – po­pę­dził Ge­rard, gdy mło­dzik nie­pew­nie pa­trzył na kom­pa­nów.

– Ja… nie chcia­łem… – wy­du­kał w końcu i umilkł.

Za­pa­dła cisza, a chło­pak wbił wzrok w swoje stopy. W końcu po­iry­to­wa­na Fi­non­na prych­nę­ła, a wszy­scy spoj­rze­li w jej stro­nę.

– Skaże cię na wy­gna­nie, je­że­li nie po­dej­miesz próby wy­tłu­ma­cze­nia się. To twoja je­dy­na szan­sa, a wierz mi, brak miej­sca na drze­wie to naj­gor­sze, co może cię tu spo­tkać.

Zbir przez chwi­lę pa­trzył na nią z sze­ro­ko otwar­ty­mi usta­mi. Pod­sko­czył, gdy syk­nę­ła, ob­na­ża­jąc kły i sku­lił się, gdy pac­nę­ła go łapą.

– Na­praw­dę? Ta­kich dzie­cia­ków wcią­ga­łeś do swo­jej trupy? – Spoj­rza­ła ze zło­ścią na Ge­rar­da, który wzru­szył ra­mio­na­mi.

– Nie za mądry, ale jaką parę ma w ła­pach…

– Mów! – krzyk­nę­ła na od­chod­nym do Vin­nie­go, po czym ode­szła ka­wa­łek. Ob­ró­ci­ła się do nich ple­ca­mi, ale Hugo wi­dział, jak co jakiś czas zerka na nich kątem oka.

– Opo­wiedz nam – za­chę­cił ban­dy­tę De Brass.

– Nno… bar­dzo ją lu­bi­łem. Na­praw­dę. Była taka ładna. U-uśmie­cha­ła się, jak przy­no­si­łem bły­skot­ki. O tu – wiel­ką łapą do­tknął po­licz­ka – dała mi nawet bu­zia­ka. Chcia­łem ją za­brać ze sobą, do trupy, ale resz­ta mó­wi­ła, że taka mnie nie ze­chce. I że… że to dziw­ne, że tak pyta o szefa. To jed­nej nocy po­szli ze mną… Ja bar­dzo nie chcia­łem, ale ona miała nóż. Zde­ner­wo­wa­łem się, nie chcia­łem jej jed­nak krzyw­dy zro­bić. Tylko ją ści­sną­łem, aby się uspo­ko­iła i …

– Pra­wie ją zmiaż­dży­łeś! Śle­pia jej na wierzch wy­szły – za­re­cho­tał Gu­staw. – Gdzie z ta­ki­mi łap­ska­mi do dam, ty to się tylko do ro­bo­ty na­da­jesz. A ona, sprze­daj­na dziw­ka po­lo­wa­ła na szefa.

Vin­nie spu­ścił głowę i widać było, że żadna siła nie wy­du­si z niego ani słowa wię­cej.

Czy mor­der­stwo w wy­pad­ku to dalej mor­der­stwo? Czy to mógł być wy­pa­dek? Wy­da­je się skru­szo­ny. Nie, Hu­go­nie, opa­mię­taj się. Krzyw­da to krzyw­da, nic dziew­czy­nie życia nie wróci. Zresz­tą, to pew­nie nie­je­dy­na jego ofia­ra.

– Za­bi­łeś jesz­cze kogoś? – za­py­tał De Brass po chwi­li.

Vin­nie je­dy­nie po­krę­cił głową, po czym we­pchnął czasz­kę w ręce wy­so­kie­go blon­dy­na, sto­ją­ce­go obok. Ten uśmiech­nął się i uniósł Karla na wy­so­kość oczu.

– Ach, przy­ja­cie­lu. Nie­mal ża­łu­ję, że cię tu z nami nie ma. – Po­gła­skał za­ku­rzo­ną po­ty­li­cę. – Po tej że­nu­ją­cej hi­sto­rii siadł nam nieco na­strój. Ale bez obaw, na mnie mo­że­cie li­czyć.

Diego oparł jedną nogę na pień­ku i ktoś podał mu lut­nię. Brzęk­nął pal­ca­mi kilka razy na próbę i od­chrząk­nął. Uśmiech­nął się sze­ro­ko i po­to­czył wzro­kiem po ze­bra­nych, upew­nia­jąc się, że przy­kuł ich uwagę.

 

Winny je­stem, po­wiem od razu!

Nigdy…

 

Głos miał niski i miły dla ucha. Śpie­wał pew­nie, a grom­kie śmie­chy i okla­ski tylko do­da­wa­ły mu pew­no­ści sie­bie.

 

Nie, nie, żad­nej nie od­mó­wię,

ona prze­cież mi też nie.

Dama nie wie, czego chce,

aż na mnie na­dzie­je się.

Jedne pła­czą, inne krzy­czą,

Ach, jak wzbra­nia­ją się!

 

De Brass z lek­kim obrzy­dze­niem pa­trzył na zbi­rów, któ­rzy tu­pa­li w rytm me­lo­dii i któ­rych ewi­dent­nie ba­wi­ła przy­śpiew­ka blon­dy­na. Kor­ci­ło go, aby prze­rwać tę ma­ska­ra­dę, ale osta­tecz­nie od­pu­ścił. 

Gu­staw z kolei nawet nie pró­bo­wał się tłu­ma­czyć. Uśmiech pełen po­czer­nia­łych zębów nie­po­ko­ił Hu­go­na. Nie był pe­wien, czy chce i czy po­wi­nien o coś do­py­ty­wać.

Żaden nie za­prze­czył. Ale czy któ­ryś ża­łu­je? Co jest cięż­szą winą, gwałt czy za­bój­stwo? A dzie­ci… nie­win­ne dzie­ci? Chło­pak wstał i prze­stą­pił z nogi na nogę, gdy ze­bra­ni spoj­rze­li w jego kie­run­ku. Szy­der­cze gry­ma­sy mie­sza­ły się z nie­zdro­wą cie­ka­wo­ścią. Usły­szał, jak ktoś za nim wła­śnie przyj­mu­je za­kła­dy.

Nie wie­dział co robić. Spoj­rzał w górę na ciem­ne niebo, za­sta­na­wia­jąc się, ile jesz­cze zo­sta­ło mu czasu. Prze­strze­ga­no go, aby nie zwle­kał i nie zo­sta­wał w kró­le­stwie Wi­siel­cze­go Króla dłu­żej niż to ko­niecz­nie. Po­wi­nien się na­my­ślić, uważ­nie roz­wa­żyć winy i skru­chę. Być pe­wien swo­jej de­cy­zji, w końcu od niej za­le­żał czyjś los, nawet jeśli tym kimś był zwy­kły zbir. Po­wi­nien…

Jesz­cze raz spoj­rzał w niebo.

– Mor­der­ca musi zo­stać wy­gna­ny.

Gdy tylko wy­po­wie­dział te słowa, wie­dział, że się myli. I jed­no­cze­śnie ma rację. Po­czuł nie­przy­jem­ny ucisk w klat­ce pier­sio­wej i dys­kret­nie wy­tarł spo­co­ne dło­nie o tu­ni­kę.

– Mor­der­ca musi zo­stać wy­gna­ny – po­wtó­rzył jesz­cze raz, z tru­dem prze­krzy­ku­jąc roz­e­mo­cjo­no­wa­ny tłum. Ra­dość mie­sza­ła się z wrza­ska­mi obu­rze­nia.

Hugo za­cho­wał ka­mien­ny wyraz twa­rzy, mimo że po­czu­cie roz­dar­cia na­ra­sta­ło z każ­dym od­de­chem. Ob­ser­wo­wał Ge­rar­da, gdy ten pod­szedł do Vin­nie­go i po­kle­pał go po ra­mie­niu.

– Przy­kro mi, przy­ja­cie­lu – wy­szep­tał przy­wód­ca bandy. Ku za­sko­cze­niu De Bras­sa wy­da­wał się szcze­ry.

Gdzieś nad nimi roz­brzmiał po­tęż­ny trzask. Hugo ob­ró­cił głowę i w mil­cze­niu ob­ser­wo­wał spa­da­ją­cą gałąź, do któ­rej przy­mo­co­wa­na była po­je­dyn­cza pętla. Nikt nie za­re­ago­wał, a oczy więk­szo­ści zwró­ci­ły się na Vin­nie­go. Chło­pak po­pa­trzył po to­wa­rzy­szach, ale gdy zro­zu­miał, że nikt mu nie po­mo­że, pod­niósł suchy konar i przy­tu­lił go do pier­si. Spoj­rzał na nich po raz ostat­ni, po czym znik­nął w mroku.

Stali w mil­cze­niu długą chwi­lę.

– No dobra, to moja część umowy – po­wie­dział w końcu Ge­rard. – To, czego szu­kasz, jest bar­dzo rzad­kie nawet tutaj. Wiesz w ogóle, czym są Łzy Wiecz­ne­go Smut­ku?

Chło­pak po­krę­cił głową. Kątem oka zo­ba­czył, jak tłum roz­cho­dzi się, nagle znu­dzo­ny, w po­szu­ki­wa­niu innej roz­ryw­ki.

– Mogą je uro­nić tylko ci, któ­rzy ode­bra­li wiele nie­win­nych żyć – wy­ja­śni­ła Tissa, chwy­ta­jąc Hugo za ramię. – A gdy zde­cy­do­wa­li się uko­rzyć i pro­sić o wy­ba­cze­nie swoje ofia­ry, nie uzy­ska­li prze­ba­cze­nia. Nie ma dla nich miej­sca w ogro­dach króla i na jego drze­wach.

– Idź na pół­noc, na Pu­sty­nię Po­pio­łów. Od­szu­kaj ka­mien­ny krąg, nie da się go po­my­lić z ni­czym innym – wy­ja­śnił Ge­rard. – Tam znaj­dziesz mor­der­cę, któ­re­go ru­szy­ło su­mie­nie.

 

*

 

Mil­cze­li do sa­me­go świtu. Mil­cze­li, gdy wę­dro­wa­li przez wy­mar­łe mia­stecz­ka i osady pełne nie­ru­cho­mych ciał, które de­li­kat­nie ko­ły­sał wiatr.

Hugo szedł wol­niej niż wcze­śniej. Od­czu­wał zmę­cze­nie, choć nie po­trze­bo­wał je­dze­nia ani od­po­czyn­ku. Jego ra­mio­na zgar­bi­ły się, a na czoło wstą­pi­ła pio­no­wa bruz­da, ide­al­nie pa­su­ją­ca do zmarsz­czo­nych brwi.

– Jak skoń­czy­ła się hi­sto­ria twoja i Ra­fa­ela? – po­wie­dział, gdy miał już dość ciszy.

– Długo nie do­strze­ga­łam, jaki był na­praw­dę. Nie wi­dzia­łam bru­tal­no­ści, za­chłan­no­ści. Wszyst­ko po­tra­fi­łam sobie wy­tłu­ma­czyć. Nawet życia, które za­czął ma­so­wo od­bie­rać. Praw­da do­tar­ła do mnie, do­pie­ro gdy zmu­sił mnie do za­bi­ja­nia. Ja… Mu­sia­łam trzy­mać sznur i pa­trzeć na szar­pią­ce się ciała. Stam­tąd nie było już od­wro­tu. Nie mo­głam go opu­ścić i wró­cić do ro­dzi­ny, a gdy sta­łam się od niego cał­ko­wi­cie za­leż­na, wy­zbył się ja­kich­kol­wiek opo­rów.

Chło­pak nie wie­dział, co od­po­wie­dzieć. Z jed­nej stro­ny ża­ło­wał dziew­czy­ny, ale z dru­giej coś mó­wi­ło mu, że to nie mogła być cała praw­da. Prze­cież stwór nie po­tra­fił kła­mać.

– Co to? – za­py­tał Hugo, gdy coś do­tknę­ło jego twa­rzy. Wy­cią­gnął rękę, a na dłoń opa­dły czar­ne płat­ki. Gdy roz­tarł je mię­dzy pal­ca­mi, za­mie­ni­ły się w pył.

– Pu­sty­nia Po­pio­łów – po­wie­dzia­ła Fi­non­na, po­twier­dza­jąc oczy­wi­ste.

Chło­pak pró­bo­wał coś do­strzec przed sobą, ale gęsta śnie­ży­ca utrud­nia­ła wi­docz­ność. Spoj­rzał za sie­bie.

– Jak?! Do­pie­ro co wę­dro­wa­li­śmy przez rów­ni­nę i ni­cze­go nie wie­dzia­łem, nie ro­zu­miem.

– Kto szuka ten znaj­dzie.

Hugo zdu­sił w sobie złość na ko­lej­ną la­ko­nicz­ną od­po­wiedź, która nic mu nie mó­wi­ła. Moc­niej za­ci­snął dłoń na mie­czu, do­da­jąc sobie w ten spo­sób otu­chy. Bez słowa po­dą­żył za gar­gul­cem, który jego zda­niem pro­wa­dził ich zbyt pew­nie. Ogar­nę­ło go nie­przy­jem­ne po­czu­cie, że stwór znał drogę od sa­me­go po­cząt­ku, ale z ja­kie­goś po­wo­du zde­cy­do­wał się tego nie zdra­dzać.

Wi­siel­czy Król nie chciał, abym od razu zna­lazł ar­te­fakt. Dla­cze­go? Jaki miał­by w tym cel?

 

*

 

Naj­pierw usły­szał tę­tent kopyt i mi­nę­ła długa chwi­la, nim w czar­nej śnie­ży­cy do­strzegł co­kol­wiek. Przy­sta­nął i pa­trzył, jak dziw­ny kształt zbli­ża się po­wol­nym kro­kiem. Szyb­ko uświa­do­mił sobie, że nie­dłu­go prze­tnie im drogę.

Nie po­tra­fił po­wstrzy­mać wzdry­gnię­cia, gdy stwór zna­lazł się bli­żej. Przy­po­mi­nał konia, choć Hugo ze zgro­zą od­rzu­cił tę myśl – wszyst­ko w kró­le­stwie Wi­siel­cze­go Króla umar­ło na strycz­ku, nie chciał wie­rzyć, że i to zwie­rzę zgi­nę­ło w ta­kich mę­czar­niach.

Może to coś, co nigdy nie żyło? Nie na­le­ża­ło do na­sze­go świa­ta?

W mil­cze­niu pa­trzył, jak be­stia sunie na ob­wią­za­nych za­krwa­wio­nym ban­da­żem no­gach. Gdzie­nie­gdzie za­miast skóry do­strzegł gołe kości, a ka­wa­łek sta­rej szma­ty za­sła­niał pysk tak, że wi­docz­ne były tylko roz­sze­rzo­ne noz­drza. Łań­cu­chy, któ­ry­mi było ob­wie­szo­ne stwo­rze­nie, cicho po­brzę­ki­wa­ły przy każ­dym kroku. Na jego za­dzie przy­sia­dło kilka kru­ków, które wle­pi­ły w Hu­go­na złote śle­pia.

– To Hum­m­da­il – po­wie­dzia­ła cicho Fin­no­na.

– Czy on…?

– Dla nie­któ­rych nie sta­no­wi­ło róż­ni­cy, czy wie­sza­ją czło­wie­ka, zwie­rzę czy dziec­ko. On…

Urwa­ła na mo­ment, jakby chcia­ła ugryźć się w język, ale osta­tecz­nie zde­cy­do­wa­ła się do­koń­czyć myśl.

– Pro­wa­dzi na pu­sty­nię tych sza­leń­ców, któ­rzy szu­ka­ją już tylko ni­co­ści. Nie wiem, czy straż­nik to dobre słowo, ale czuwa nad nimi. Choć sam jest nie mniej sza­lo­ny.

– Sza­lo­ny koń czuwa nad sza­leń­ca­mi?

– My­ślisz, że zwie­rzę nie może być bar­dziej sza­lo­ne od czło­wie­ka?

Hugo nie od­po­wie­dział. Po­now­nie spoj­rzał w górę, na wi­ru­ją­ce czar­ne płat­ki. Nagle coś go tknę­ło.

– Roz­sy­pu­ją się w pył, praw­da? Ci, któ­rzy po­dą­żą za Hum­m­da­ilem.

Gar­gu­lec spoj­rzał na niego i to wy­star­czy­ło mu za od­po­wiedź. De Brass spu­ścił wzrok. W gło­wie miał zu­peł­ną pust­kę. Żad­nej go­ni­twy myśli, sprzecz­nych emo­cji. Nic. Tylko prze­raź­li­wa cisza.

– Je­ste­śmy na miej­scu.

Głos Fi­non­ny wy­rwał go z odrę­twie­nia. Wy­ro­sły przed nimi ka­mien­ne scho­dy, pro­wa­dzą­ce na wy­rwa­ny z ziemi po­dest, które cia­sno opla­ta­ły ko­na­ry drze­wa.

– Idź, to cel two­jej po­dró­ży.

Hugo wziął głę­bo­ki wdech i stłu­mił wes­tchnie­nie. Nie czuł ra­do­ści czy eks­cy­ta­cji, a je­dy­nie ulgę. I kosz­mar­ne zmę­cze­nie. Po­włó­cząc no­ga­mi, wspi­nał się na stro­me stop­nie. Le­d­wie do­tar­ło do niego, że gar­gu­lec po­dą­żył za nim.

Na szczy­cie zna­lazł wy­ry­te w ka­mie­niu kręgi i runy, z któ­rych nic nie ro­zu­miał. Zmarsz­czył brwi i z tru­dem wy­krze­sał z sie­bie jesz­cze odro­bi­nę mo­ty­wa­cji. Był tak bli­sko celu, ale jed­no­cze­śnie ogar­nia­ło go coraz więk­sze znie­chę­ce­nie. Przed tym nikt go nie ostrze­gał, nikt go na to nie przy­go­to­wał.

Po­czuł lek­kie ukłu­cie żalu, ale czym prę­dzej je od sie­bie od­su­nął. Nie chciał przy­znać sam przed sobą, że być może jego to­wa­rzy­sze, któ­rych tak po­dzi­wiał, nie po­win­ni wy­pra­wić go w taką po­dróż sa­mot­nie.

Prze­cież sam się zgło­si­łem, po­wie­dział sobie sta­now­czo, ale jakiś upo­rczy­wy gło­sik w gło­wie szep­tał, jak bar­dzo było to dla nich wy­god­ne. Jak kiep­sko go przy­go­to­wa­li. A Hugo tak roz­pacz­li­wie pra­gnął po­do­łać swo­jej misji, po­ka­zać, że jest go­dzien. Wy­ka­zać się. Gdyby za­wiódł, jak mógł­by spoj­rzeć im w oczy? Jak zniósł­by wstyd po­raż­ki?

– Już nie ma od­wro­tu – wy­szep­tał i prze­kro­czył gra­ni­ce kręgu.

Bez­wied­nie wstrzy­mał od­dech, ale zaraz wy­pu­ścił po­wie­trze. Nic się nie stało. Nie wie­dział, na co li­czył, ale krąg po­zo­stał mar­twy. Zdu­sił w sobie jęk fru­stra­cji i ści­snął rę­ko­jeść mie­cza. Prze­niósł spoj­rze­nie na gar­gul­ca, który stał u szczy­tu scho­dów.

– Aby zdo­być łzy, po­trzeb­ny jest jesz­cze mor­der­ca.

– Mor­der­ca, któ­re­go ru­szy­ło su­mie­nie. – Hugo cicho po­wtó­rzył słowa, któ­ry­mi po­że­gnał ich Ge­rard.

Fi­no­na po­wo­li wkro­czy­ła do kręgu, który na­tych­miast ożył i za­pło­nął szkar­ła­tem. Głowę miała lekko spusz­czo­ną, a wzrok wbity w zie­mię.

– Ty je­steś mor­der­cą, któ­re­go ru­szy­ło su­mie­nie – po­wie­dział.

Po­ki­wa­ła głową i wy­pro­sto­wa­ła się. Naj­pierw unio­sła łeb, póź­niej ra­mio­na, a na końcu wzrok.

– Zro­bi­łam, co zro­bi­łam. Nie cofnę czasu, ale nie będę się też wy­pie­rać.

– Przez cały ten czas… mia­łaś je ze sobą… mo­głaś…

Gar­gu­lec po­krę­cił głową.

– To tak nie dzia­ła, Hu­go­nie. – Po raz pierw­szy użyła jego imie­nia. – Mu­sia­łeś odbyć tę po­dróż i jej ko­niec miał być wła­śnie tutaj. Nie mam prawa od­mó­wić ci Łez, ale mu­sisz coś wie­dzieć.

Unio­sła jedną z łap i nim chło­pak zdą­żył za­re­ago­wać, wbiła szpon głę­bo­ko w pierś, po czym mocno po­cią­gnę­ła. Chło­pak z pół­otwar­ty­mi usta­mi pa­trzył, jak za­nu­rza rękę w ranie, z któ­rej gęsto ka­pa­ła krew.

– Łzy Wiecz­ne­go Smut­ku – po­wie­dzia­ła, wy­cią­ga­jąc za­krwa­wio­ną dłoń w jego kie­run­ku.

Wy­glą­da­ły ina­czej, niż się spo­dzie­wał, wręcz nie­po­zor­nie. Pięć drob­nych nie­bie­ska­wych klej­no­tów fak­tycz­nie przy­po­mi­na­ło kształ­tem łezki.

– Bez nich po­now­nie osza­le­ję. To one czy­nią mnie tym, kim je­stem teraz.

– Po­now­nie? – Zro­bił krok do przo­du, z tru­dem od­ry­wa­jąc wzrok od klej­no­tów.

– Wi­siel­czy Król od­mó­wił mi miej­sca na drze­wie.

Jej łapa za­czę­ła drżeć, gdy po­wo­li ob­ró­ci­ła ją do pionu, a drob­ne klej­no­ty upa­dły na zie­mię. Prze­mia­na za­ję­ła mniej niż mru­gnię­cie. W jed­nej chwi­li stał przed nim brzyd­ki gar­gu­lec, a od­dech póź­niej uro­dzi­wa bru­net­ka, z czar­nym tu­szem roz­ma­za­nym pod ocza­mi. A zaraz za nią dzie­siąt­ki po­sta­ci. Pół­prze­źro­czy­sty tłum skła­dał się z męż­czyzn, star­ców, ale też ko­biet i dzie­ci. Tak wielu ko­biet i dzie­ci.

– Dla­cze­go? – wy­szep­tał De Brass, nie od­ry­wa­jąc wzro­ku od bla­dych twa­rzy i peł­nych nie­na­wi­ści spoj­rzeń.

– Mu­sia­łam. – Pal­ca­mi mu­snę­ła kilka pa­skud­nych blizn na lewej ręce.

W Hu­go­nie wal­czy­ły sprzecz­ne emo­cje. Z jed­nej stro­ny wzbu­dza­ła współ­czu­cie, a coraz moc­niej jed­nak tlił się w nim też gniew. Tak wielu ludzi, któ­rych nie miała prawa krzyw­dzić. Tak wiele ode­bra­nych żyć.

– A więc jeśli za­bio­rę ci klej­no­ty…?

– Wy­lą­du­ję na ba­gnach i w ago­nii szyb­ko za­po­mnę o tym, kim byłam, co zro­bi­łam. Zo­sta­nie tylko ból. I obłęd.

– A więc znowu muszę wy­bie­rać? Nic in­ne­go nie robię, odkąd tu je­stem. To nawet nie są moje wy­bo­ry, nie mam wyj­ścia. Muszę…

Za­milkł, gdy po­sła­ła mu smut­ny uśmiech. Do­sko­na­le wie­dzia­ła, co chciał po­wie­dzieć, ja­kich wy­mó­wek użyć.

– Wy­bierz w zgo­dzie ze sobą, Hugo. To ty bę­dziesz dźwi­gać brze­mię pod­ję­tych de­cy­zji, wierz mi. Wtedy co noc będą do cie­bie wra­cać. Myśli co by było, gdyby… będą cię nękać, aż żal i wy­rzu­ty su­mie­nia do­pro­wa­dzą cię do sza­leń­stwa. Nie mu­sisz mnie po­świę­cać.

– Nie mogę. Ja… – Wziął głę­bo­ki od­dech. – Gdy­bym mógł, oszczę­dził­bym ci tego losu. Zbyt wiele osób na mnie liczy.

Przez długą chwi­lę mie­rzy­li się wzro­kiem. Twarz Fi­non­ny wy­krzy­wił nie­przy­jem­ny gry­mas.

– Te­stu­je cię.

– Król?

Po­twier­dzi­ła ski­nie­niem głowy.

– Dla­cze­go?

– Spraw­dza, czy bę­dziesz pa­so­wać do jego ogro­du.

Nie­mal par­sk­nął śmie­chem, choć wcale nie był roz­ba­wio­ny. Roz­ma­so­wał pal­ca­mi czoło, szcze­rze zmę­czo­ny. Miał dość za­ga­dek, tego miej­sca i zasad Pana Wierzb. Je­dy­ne, czego pra­gnął w tym mo­men­cie, to wró­cić do domu. O ile jesz­cze mógł wró­cić.

– Przy­kro mi – po­wie­dział.

– Czyż­by?

Prze­chy­li­ła głowę w za­my­śle­niu. Nie wie­rzy­ła mu.

Jest mi przy­kro? Sam nie je­stem pe­wien. Nic już nie wiem, poza tym, że muszę wy­ko­nać misję. Cze­ka­ją na mnie. Liczą na mnie.

De Brass ostroż­nie zro­bił krok do przo­du. Dło­nią się­gnął do mie­cza go­to­wy do dzia­ła­nia. Hugo nie od­ry­wał wzro­ku od gar­gul­ca nie­pew­ny jej re­ak­cji. Ta jed­nak cof­nę­ła się i ge­stem za­chę­ci­ła go do się­gnię­cia po Łzy Wiecz­ne­go Smut­ku.

– Nie mogę cię po­wstrzy­mać.

– Dla­cze­go? Nie bę­dziesz wal­czyć? – Chło­pak aż przy­sta­nął.

– Otrzy­ma­łam je od Wi­siel­cze­go Króla i muszę je oddać temu, kto o nie po­pro­si.

Mimo wszyst­ko nie spusz­czał z niej oczu. Ode­tchnął do­pie­ro gdy za­ci­snął palce na wszyst­kich pię­ciu ka­mie­niach. Zaraz po tym do jego uszu do­tarł zna­jo­my stu­kot kopyt. I czy­jeś kroki, które do­cho­dzi­ły z róż­nych stron. Za kra­wę­dzią po­de­stu Hugo do­strzegł Wi­siel­cze­go Króla, który szedł po­wo­li po gru­bym ko­na­rze.

– Mó­wi­łem, chłop­cze, że od­naj­dziesz to, czego szu­kasz.

– Po co ta cała farsa? Cały czas mia­łem je pod nosem. – Na­brał śmia­ło­ści, gdy klej­no­ty bez­piecz­nie spo­czy­wa­ły w jego dłoni. Zaraz jed­nak upo­mniał sam sie­bie, mu­siał jesz­cze wró­cić do świa­ta ży­wych.

– Byłem cie­ka­wy, czy teraz je­steś już w sta­nie udzie­lić mi od­po­wie­dzi na moje py­ta­nie. Moje kró­le­stwo jest w twoim prze­ko­na­niu dobre, czy złe?

Hugo przy­mknął oczy. Czuł, że tym razem Pan Wierzb nie od­pu­ści. Ja­de­ito­we oczy pa­trzy­ły na niego z ocze­ki­wa­niem i cie­ka­wo­ścią. Przy­po­mnia­ły mu się nie­ru­cho­me ciała wi­szą­ce na drze­wach. Blade twa­rze dzie­ci z prę­ga­mi po sznu­rze. Banda zło­czyń­ców, która uczto­wa­ła co noc.

– Ani takie, ani takie – wy­du­sił w końcu z wy­sił­kiem.

Coś w nim głę­bo­ko bu­rzy­ło się na to stwier­dze­nie. Pra­gnę­ło po­wro­tu do świa­ta, gdzie wszyst­ko było czar­no-bia­łe. Dobre lub złe.

Nigdy takie nie było, prze­mknę­ło mu przez myśl. Tylko ja tego nie wi­dzia­łem.

Przed ocza­mi prze­le­cia­ły mu wszyst­kie zda­rze­nia ostat­nich dni. Wszyst­kie de­cy­zje. W gło­wie za­czę­ła kieł­ko­wać myśl i pra­gnie­nie, aby jakoś za­kla­sy­fi­ko­wać to, co się wy­da­rzy­ło. Oce­nić i po­ukła­dać, tak aby dalej mógł o sobie my­śleć jako o tym do­brym.

– A ty Fi­non­no, zdaje się, że prze­gra­łaś po raz ko­lej­ny.

Dziew­czy­na hardo unio­sła brodę i wy­trzy­ma­ła ja­de­ito­we spoj­rze­nie Pana Wierzb. Za­sko­czo­ny Hugo zmarsz­czył brwi, ni­cze­go nie ro­zu­mie­jąc.

– Muszę przy­znać, że tym razem byłaś na­praw­dę bli­sko. Utka­łaś cał­kiem prze­ko­nu­ją­cą hi­sto­rię, wy­bie­ra­jąc tylko wy­god­ną dla cie­bie praw­dę. Po­mi­nę­łaś jed­nak dość istot­ne szcze­gó­ły, takie jak to, że za­bi­łaś swo­je­go ko­chan­ka i prze­ję­łaś jego szaj­kę.

– Krwa­wa Dama – wy­szep­tał De Brass, przy­po­mi­na­jąc sobie słowa Ge­rar­da.

– Los ci nie sprzy­jał, chło­pak na­praw­dę bar­dzo po­trze­bu­je ar­te­fak­tu. Choć nie po to, by oca­lić świat, a za­le­d­wie wio­skę. – Hugo za­czer­wie­nił się, przy­ła­pa­ny na kłam­stwie. – Ale próba stwo­rze­nia go­le­ma, by po­ko­nał de­mo­na to cał­kiem roz­sąd­na de­cy­zja.

– Ale Łzy miał uro­nić ktoś, kto się uko­rzył i pro­sił o wy­ba­cze­nie – wy­szep­tał mło­dzie­niec.

– Ża­ło­wa­ła przez to, co spo­tka­ło ją w moim kró­le­stwie. Ale czy nosi w sobie praw­dzi­wą skru­chę, to wie tylko ona.

Ile było praw­dy w jej za­cho­wa­niu? Uda­wa­ła tro­skę o Vin­nie­go? A może wręcz prze­ciw­nie? Roz­my­ślał Hugo, wo­dząc wzro­kiem po­mię­dzy Wi­siel­czym Kró­lem a gar­gul­cem. Fi­non­na mil­cza­ła, ewi­dent­nie nie za­mie­rza­ła się tłu­ma­czyć.

– Hum­m­da­il czeka na dole, jeśli chcesz za nim po­dą­żyć. Je­że­li jed­nak nadal twier­dzisz, że znaj­dziesz kogoś, kto okaże ci li­tość…

– Czeka mnie ty­siąc dni sza­leń­stwa i dal­sza służ­ba. Wiem, mój królu – po­wie­dzia­ła, po czym unio­sła rąbek sukni i wy­ko­na­ła zgrab­ny ukłon. – Na­stęp­nym razem mi się po­wie­dzie. A wtedy bę­dziesz mu­siał oddać mi drze­wo na swoim dwo­rze.

Dziew­czy­na po­sła­ła im zimny uśmiech i ru­szy­ła ku scho­dom.

Hugo uniósł głowę, gdy usły­szał trze­pot skrzy­deł. Ko­lej­no, jeden po dru­gim, gar­gul­ce lą­do­wa­ły na po­strzę­pio­nych kra­wę­dziach po­de­stu. W mil­cze­niu ob­ser­wo­wa­ły Fi­non­nę, gdy ta po­wo­li ich mi­ja­ła. Na po­cząt­ku szła pew­nie, ale z każ­dym kro­kiem jej syl­wet­ka gar­bi­ła się coraz bar­dziej. W po­ło­wie po­de­stu cia­łem za­czę­ły szar­pać nie­kon­tro­lo­wa­ne tiki, a nim do­tar­ła do scho­dów, wy­rzu­ca­ła z sie­bie nie­zro­zu­mia­łe po­to­ki słów.

– To nie jest kra­ina dla sta­rych nie­lu­dzi – szep­ta­ły jak za­klę­cie, a chło­pak za­czął się za­sta­na­wiać, czy wszyst­kich ich wiąże taka sama umowa z Wi­siel­czym Kró­lem. Czy wszy­scy no­si­li w sobie Łzy Wiecz­ne­go Smut­ku?

– W twoim świe­cie już świta. Cze­ka­ją na cie­bie.

De Brass po­ki­wał głową. Za­sta­na­wiał się, co po­wie­dzieć, złość wal­czy­ła z wpo­jo­ny­mi na­uka­mi. Zde­cy­do­wał się jed­nak mil­czeć.

– Hu­go­nie – po­wie­dział jesz­cze Wi­siel­czy Król, przy­cią­ga­jąc wzrok chło­pa­ka. Wszyst­ko wokół za­czę­ło ciem­nieć, a na szyi mło­dzień­ca mocno za­ci­snął się sznur. – Do zo­ba­cze­nia.

 

*

 

Długo szu­kał wła­ści­we­go drze­wa. Przy­glą­dał się ga­łę­ziom i po­ro­śnię­tym mchem pniom. Go­dzi­na­mi wę­dro­wał przez leśne ostę­py, szu­ka­jąc tego je­dy­ne­go. Hugo czuł, że gdy znaj­dzie to wła­ści­we, bę­dzie wie­dział.

Kiedy na­tra­fił na stary, do­stoj­ny dąb, od razu pod­jął de­cy­zję. Nie­wi­dzial­na pętla, którą od lat czuł na szyi, nieco się roz­luź­ni­ła.

Uśmie­chał się, wią­żąc sznur wokół gar­dła – cze­kał na to bar­dzo długo. Po­cząt­ko­wo wal­czył i za­prze­czał, ale osta­tecz­nie zro­zu­miał, że Pan Wierzb mówił praw­dę. Jego kra­ina zmie­ni­ła go i spa­czy­ła. Choć po­wró­cił do świa­ta ży­wych, nigdy nie opu­ści­ło go wra­że­nie, że sznur nadal za­ci­ska się na gar­dle.

Wi­siel­czy Król od po­cząt­ku wie­dział, że Hugo za­wi­śnie i po­now­nie za­wi­ta w jego kró­le­stwie. Tym razem bez drogi po­wrot­nej.

 

Koniec

Komentarze

Hej 

Fajny po­mysł na opo­wia­da­nie, by po­przez śmierć do­stać się do kra­iny umar­łych. 

Sama kra­ina była cie­ka­wa, opisy mi się po­do­ba­ły i ro­bi­ły kli­mat. Moim zda­niem sama przy­go­da na­da­je się na he­ro­ic fan­ta­sy to co już mniej to głów­ny bo­ha­ter, który wy­da­je się taki tro­chę płacz­li­wy, wiecz­nie nie­zde­cy­do­wa­ny, za­gu­bio­ny – wiem, że jest w dość dziw­nym oto­cze­niu :) ale to wszyst­ko spra­wia, że ra­czej cięż­ko mu ki­bi­co­wać. Sama po­dróż tro­chę mnie za­wio­dła ogra­ni­cza­jąc się do prze­miesz­cza­nia bo­ha­te­rów od lo­ka­cji do lo­ka­cji tro­chę jak w grze kom­pu­te­ro­wej. Jedno za­da­nie, dru­gie, trze­cie i misja wy­ko­na­na. 

Prze­szko­dy, które po­ko­ny­wał na swo­jej dro­dze Hugo były dość dobre i cie­ka­wie po­pro­wa­dzo­ne.

Co mnie zu­peł­nie nie prze­ko­na­ło to po­czą­tek. Hugo po­ja­wia się i pada in­for­ma­cja, że – ok ko­lej­ny śmier­tel­nik dobra idź i po­szu­kaj sobie czego tam ci trze­ba i koń­ców­ka, która od po­cząt­ku była z góry wy­ło­żo­na na tacy.

 

 

Po­zdra­wiam

 

"On jest dziw­nym wir­tu­ozem – Na or­ga­nach ludz­kich gra Bu­dząc za­chwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Po­wiedz, kogo ob­cho­dzi gra, Z któ­rej żywy nie wy­cho­dzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złu­dze­nia! Na sobie te­stu­je­my Każdą praw­dę i mit."

Do­brze się czy­ta­ło. Akcja nie pę­dzi­ła, ale nie nu­dzi­ła. Wy­bo­ry/de­cy­zje Hu­go­na nawet z oceną au­to­ra przed­sta­wia­ne są tak, żeby czy­tel­nik do­ko­nał wła­snej oceny. Cie­ka­we. 

Bar­dja­skier,

dzię­ki za od­wie­dzi­ny :) cie­szę się, że kra­ina się spodo­ba­ła i udało się zbu­do­wać kli­mat, bo wia­do­mo, że nie za­wsze się uda. 

głów­ny bo­ha­ter, który wy­da­je się taki tro­chę płacz­li­wy, wiecz­nie nie­zde­cy­do­wa­ny, za­gu­bio­ny – wiem, że jest w dość dziw­nym oto­cze­niu :) ale to wszyst­ko spra­wia, że ra­czej cięż­ko mu ki­bi­co­wać.

Tak, ce­lo­wo stwo­rzy­łam Hugo jako płacz­li­we­go i za­gu­bio­ne­go, chcia­łam wła­śnie aby nie­zbyt wpi­sy­wał się w ty­po­we­go he­ro­ic bo­ha­te­ra. Li­czy­łam się z tym, że może nie wzbu­dzać sym­pa­tii czy­tel­ni­ka, choć mia­łam na­dzie­ję, że mimo wszyst­ko czy­tel­ni­cy będą z za­in­te­re­so­wa­niem śle­dzić jego po­dróż.

 

Sama po­dróż tro­chę mnie za­wio­dła ogra­ni­cza­jąc się do prze­miesz­cza­nia bo­ha­te­rów od lo­ka­cji do lo­ka­cji tro­chę jak w grze kom­pu­te­ro­wej. Jedno za­da­nie, dru­gie, trze­cie i misja wy­ko­na­na. 

Tego chcia­łam unik­nąć :( ale jak widać nie do końca mi wy­szło. Co kon­kret­nie daje to po­czu­cie qu­estu z gry? Zbyt­nia li­nio­wość?

 

 

Ko­ala­75,

dzię­ku­ję za od­wie­dzi­ny ! 

 

Do­brze się czy­ta­ło. Akcja nie pę­dzi­ła, ale nie nu­dzi­ła. Wy­bo­ry/de­cy­zje Hu­go­na nawet z oceną au­to­ra przed­sta­wia­ne są tak, żeby czy­tel­nik do­ko­nał wła­snej oceny. Cie­ka­we. 

<3 za­le­ża­ło mi, aby po­zo­sta­wić in­ter­pre­ta­cję wy­bo­rów Hugo czy­tel­ni­ko­wi wła­śnie i faj­nie, że się udało.

 

Hej 

 

“Tego chcia­łam unik­nąć :( ale jak widać nie do końca mi wy­szło. Co kon­kret­nie daje to po­czu­cie qu­estu z gry? Zbyt­nia li­nio­wość?” 

 

 

Wy­da­je mi się, że wpro­wa­dze­nie wąt­ków mię­dzy lo­ka­cja­mi. Głów­nie sku­piasz się na roz­mo­wie Hugo z gar­gul­cem w cza­sie drogi i po ta­kiej dys­ku­sji hyc i znaj­du­ją się w na­stęp­nym miej­scu :D. Może ja­kieś dziw­ne zja­wi­ska, drob­ne nie­do­god­no­ści mo­gły­by nadać ich dro­dze wię­cej re­al­no­ści ( hmm w nie­re­al­nym świe­cie :P). Hi­sto­ria gar­gul­ca jest istot­na dla fa­bu­ły ale myślę, że dało by się ją nieco skró­cić i zro­bić miej­sce dla ta­kich zda­rzeń. Opo­wia­da­nie nie jest łatwe do na­pi­sa­nia bo jest to hi­sto­ria drogi na­sze­go bo­ha­te­ra po świe­cie umar­łych, a opi­sa­nie wę­drów­ki w cie­ka­wy spo­sób to jed­nak duże wy­zwa­nie. Można też zre­zy­gno­wać z drogi np. gar­gu­lec może za po­mo­cą por­ta­li lub ma­gicz­nych wirów prze­no­sić Hugo do ko­lej­nych miejsc ( ale wtedy trze­ba by prze­bu­do­wać całe opo­wia­da­nie) . Mam na­dzie­je, że nieco po­mo­głem :) 

 

Po­zdra­wiam

"On jest dziw­nym wir­tu­ozem – Na or­ga­nach ludz­kich gra Bu­dząc za­chwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Po­wiedz, kogo ob­cho­dzi gra, Z któ­rej żywy nie wy­cho­dzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złu­dze­nia! Na sobie te­stu­je­my Każdą praw­dę i mit."

Witaj.

 

Z tech­nicz­nych – su­ge­stie do prze­my­śle­nia:

Wtedy zza cięż­kich chmur wy­szedł księ­życ i uświa­do­mił sobie, że to liny. – nieco brzmi tak, jakby to księ­życ sobie uświa­do­mił.

Już nie na­zy­wa­li­by mnie od­waż­nym, gdyby mnie teraz zo­ba­czy­li, po­my­ślał z prze­ką­sem. – po­wtó­rze­nie

– Mamy chyba tro­chę czasu do za­bi­cia … – nie je­stem pewna, czy tu nie po­win­no być „dla”

– Wynoś się i… – cha­bro­we oczy spoj­rza­ły na chło­pa­ka – za­bierz śmier­tel­ni­ka za sobą. – czy tak ce­lo­wo, czy miało być „ze”?

Nie­win­ne isto­ty, które ni­czym nie za­wi­ni­ły, nie muszą co ranek po­now­nie za­kła­dać pętli na szyję. – styl

W środ­ku do­strzegł sporo po­sta­ci, wię­cej niż po­dej­rze­wał. Naj­wię­cej krę­ci­ło się na par­te­rze, w po­zo­sta­ło­ściach głów­nej sali, do któ­rej przez reszt­ki su­fi­tu za­glą­dał księ­życ. – po­wtó­rze­nie

Ci dru­dzy nie mogą po pro­stu dawać nic bez­in­te­re­sow­nie, tak to dzia­ła – wy­ja­śnił Gar­gu­lec. – czemu tu wiel­ką li­te­rą?

– Hugo, z da­le­ka widać (prze­ci­nek?) coś ty za jeden.

Uśmiech pełen po­czer­nia­łych zębów nie­po­ko­ił Hugo. – cza­sem od­mie­niasz to imię, cza­sem nie, czy to ce­lo­we?

Wy­cią­gnął rękę, a na dłoni opa­dły czar­ne płat­ki. – dłoń?

Wiem, mój królu – po­wie­dzia­ła, po czym unio­sła rąbek sukni i wy­ko­na­ła zgrab­ny ukłon (brak krop­ki) – Na­stęp­nym razem mi się po­wie­dzie.

 

Bar­dzo gorz­ki, przej­mu­ją­cy tekst. Po­przez kon­kur­so­we: magię, miecz, atry­bu­ty oraz hasła, po­ru­szy­łaś po­sa­dy moc­nym oskar­że­niem wobec róż­no­ra­kich prze­stęp­ców, ale także wszech­obec­ne­go za­kła­ma­nia, ob­łu­dy oraz fał­szu. Strasz­nie przy­gnę­bia­ją­cy, mrocz­ny i ta­jem­ni­czy jest świat ty­tu­ło­we­go wład­cy, to ge­nial­ny po­mysł i go­rą­co na­ma­wiam Cię na jego kon­ty­nu­ację w for­mie ob­szer­nej po­wie­ści. Nie­zwy­kle przy­kre myśli po­ja­wia­ją się stop­nio­wo w gło­wie Hu­go­na, który ro­zu­mie coraz wię­cej, ogrom­nie smut­ne jest za­koń­cze­nie. Brawa za wy­obraź­nię oraz tak wraż­li­we po­trak­to­wa­nie po­ru­szo­nej pro­ble­ma­ty­ki!

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie, po­wo­dze­nia, klik. :)

Pe­cu­nia non olet

Cześć, 

Na po­czą­tek, za­ła­tw­my spra­wę jed­nej li­te­rów­ki: “Nie mógł ich za­wieźć.”

I teraz mo­że­my już przejść do opo­wia­da­nia :)

Bar­dzo so­lid­nie zbu­do­wa­łaś kli­mat . Jest mrocz­nie, a po­czu­cie nie­uchron­no­ści gorz­kie­go końca wręcz przy­tła­cza. Po­ru­sza­ją­cy jest los Hu­go­na, który zo­stał tak na­praw­dę wma­new­ro­wa­ny w wy­pra­wę po Łzy. Kiedy się zo­rien­to­wał, że nie jest do niej przy­go­to­wa­ny, że spraw­ne wła­da­nie mie­czem nie wy­star­czy, jest już za późno. Nie można wejść do kra­iny zmar­łych i wró­cić z niej nie po­no­sząc kon­se­kwen­cji.

Nie­zbyt szyb­kie tempo akcji też, moim zda­niem, bu­du­je tą hi­sto­rię. W do­mi­nium Wi­siel­cze­go króla czas nie ma zna­cze­nia. 

Myślę, że opo­wia­da­nie ma spore szan­se w kon­kur­sie :)

Wcią­gnę­ło mnie. :) Ocza­ro­wał mnie świat, który stwo­rzy­łaś oraz rzą­dzą­ce nim za­sa­dy. Mia­łaś ory­gi­nal­ny i do­brze do­pra­co­wa­ny po­mysł, a pla­stycz­ne opisy spra­wi­ły, że kró­le­stwo Wi­siel­cze­go Króla ożyło. Świet­nie zbu­do­wa­łaś na­pię­cie za­gad­ką, opo­wie­ścią Fion­ny i de­cy­zja­mi bo­ha­te­ra. Za­in­try­go­wa­ła mnie jej po­stać i za­cie­ka­wi­ła osoba Wi­siel­cze­go Króla. Przy tej dwój­ce sam Hugo wy­szedł tro­chę blado, ale nie prze­szka­dza­ło mi to, bo przy­naj­mniej nie przy­sła­niał swoją oso­bo­wo­ściom miesz­kań­ców ani cudów kró­le­stwa, po któ­rym wę­dro­wał. 

Je­dy­nie sama koń­ców­ka tro­chę mniej przy­pa­dła mi do gustu. Śmierć Hugo, cho­ciaż prze­wi­dy­wal­na, była mało sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ca i zbyt skró­to­wa. Nie wiem też, czy jej opis był tutaj ko­niecz­ny. We­dług mnie dałaś wy­star­cza­ją­co dużo wska­zó­wek, żeby do­my­ślić się, jak chło­pak skoń­czy. Mia­łam za to na­dzie­ję, że zde­rzysz no­we­go Hugo z jego to­wa­rzy­sza­mi, któ­rzy być może nie za­ak­cep­tu­ją jego prze­mia­ny, lub zo­sta­ną przez niego ina­czej oce­nie­ni. Ale to tylko takie ma­ru­dze­nie, żeby ko­men­tarz nie wy­szedł mi zbyt prze­sło­dzo­ny. ;) Po­wo­dze­nia w kon­kur­sie!

P.S. Za­po­mnia­łam do­pi­sać, że po­do­ba­ły mi się lep­kie macki stra­chu ^^

Prze­ra­ża­ją­ca hi­sto­ria. Ca­łość jeży włos, ale udało Ci się unik­nąć fla­ków i obrzy­dli­wo­ści. Mnó­stwo in­try­gu­ją­cych i świe­żych po­my­słów. Cho­ciaż ko­bie­tę – drze­wo wła­śnie nie­daw­no wy­my­śli­łam;)

Pisz hor­ro­ry!

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Bar­dja­skier,

Wy­da­je mi się, że wpro­wa­dze­nie wąt­ków mię­dzy lo­ka­cja­mi. Głów­nie sku­piasz się na roz­mo­wie Hugo z gar­gul­cem w cza­sie drogi i po ta­kiej dys­ku­sji hyc i znaj­du­ją się w na­stęp­nym miej­scu :D. Może ja­kieś dziw­ne zja­wi­ska, drob­ne nie­do­god­no­ści mo­gły­by nadać ich dro­dze wię­cej re­al­no­ści ( hmm w nie­re­al­nym świe­cie :P). Hi­sto­ria gar­gul­ca jest istot­na dla fa­bu­ły ale myślę, że dało by się ją nieco skró­cić i zro­bić miej­sce dla ta­kich zda­rzeń.

dzię­ki za do­pre­cy­zo­wa­nie :) tej hi­sto­rii zmie­niać już na pewno nie będę, ale motyw drogi/po­dró­ży można wy­ko­rzy­sty­wać na wiele róż­nych spo­so­bów, więc za­wsze warto wy­cią­gnąć wnio­ski na przy­szłość, prze­my­ślę!

 

Bruce,

dzię­ku­ję za od­wie­dzi­ny i ła­pan­kę – już po­pra­wi­łam ba­bo­le. Tyle razy czy­ta­łam, a i tak coś się za­wsze prze­śli­zgnie :(

 

Bar­dzo gorz­ki, przej­mu­ją­cy tekst. Po­przez kon­kur­so­we: magię, miecz, atry­bu­ty oraz hasła, po­ru­szy­łaś po­sa­dy moc­nym oskar­że­niem wobec róż­no­ra­kich prze­stęp­ców, ale także wszech­obec­ne­go za­kła­ma­nia, ob­łu­dy oraz fał­szu. Strasz­nie przy­gnę­bia­ją­cy, mrocz­ny i ta­jem­ni­czy jest świat ty­tu­ło­we­go wład­cy, to ge­nial­ny po­mysł i go­rą­co na­ma­wiam Cię na jego kon­ty­nu­ację w for­mie ob­szer­nej po­wie­ści. Nie­zwy­kle przy­kre myśli po­ja­wia­ją się stop­nio­wo w gło­wie Hu­go­na, który ro­zu­mie coraz wię­cej, ogrom­nie smut­ne jest za­koń­cze­nie. Brawa za wy­obraź­nię oraz tak wraż­li­we po­trak­to­wa­nie po­ru­szo­nej pro­ble­ma­ty­ki!

Miód na moje ser­dusz­ko <3 nie ukry­wam, że tekst po­wsta­wał dwa mie­sią­ce i mia­łam na­dzie­ję, że spodo­ba się choć kilku oso­bom. Nie jest to kla­sycz­ne he­ro­ic fan­ta­sty, więc tym bar­dziej cie­szę się z ta­kiej opi­nii. 

Co do po­wie­ści, to przy­znam, że to chyba moje naj­dłuż­sze opo­wia­da­nie i pod ko­niec nie mo­głam na nie pa­trzeć. Nie by­ła­bym w sta­nie ra­czej na­pi­sać po­wie­ści, ale za­mie­rzam wró­cić w kilku opo­wia­da­niach do kra­iny Wi­siel­cze­go Króla. Na ce­low­ni­ku mam już hi­sto­rię sa­me­go króla i jego kró­lo­wej :)

 

czeke,

po­pra­wio­ny babol!

 

Bar­dzo so­lid­nie zbu­do­wa­łaś kli­mat . Jest mrocz­nie, a po­czu­cie nie­uchron­no­ści gorz­kie­go końca wręcz przy­tła­cza. Po­ru­sza­ją­cy jest los Hu­go­na, który zo­stał tak na­praw­dę wma­new­ro­wa­ny w wy­pra­wę po Łzy. Kiedy się zo­rien­to­wał, że nie jest do niej przy­go­to­wa­ny, że spraw­ne wła­da­nie mie­czem nie wy­star­czy, jest już za późno. Nie można wejść do kra­iny zmar­łych i wró­cić z niej nie po­no­sząc kon­se­kwen­cji.

Nie byłam pewna, czy udało mi się zbu­do­wać od­po­wied­ni kli­mat, ale skoro tak to po­zo­sta­je mi świę­to­wać. Hugo, choć niby jest pierw­szo­pla­no­wym bo­ha­te­rem, to nie­ste­ty jest pion­kiem w grze króla i gar­gul­ca.

Dzię­ku­ję za od­wie­dzi­ny ! Faj­nie, gdyby udało się coś w kon­kur­sie, ale przy­znam, że naj­waż­niej­sze i naj­bar­dziej mo­ty­wu­ją­ce jest za­wsze dobre słowo od czy­tel­ni­ka.

 

ośmior­ni­ca,

Wcią­gnę­ło mnie. :) Ocza­ro­wał mnie świat, który stwo­rzy­łaś oraz rzą­dzą­ce nim za­sa­dy. Mia­łaś ory­gi­nal­ny i do­brze do­pra­co­wa­ny po­mysł, a pla­stycz­ne opisy spra­wi­ły, że kró­le­stwo Wi­siel­cze­go Króla ożyło. Świet­nie zbu­do­wa­łaś na­pię­cie za­gad­ką, opo­wie­ścią Fion­ny i de­cy­zja­mi bo­ha­te­ra. Za­in­try­go­wa­ła mnie jej po­stać i za­cie­ka­wi­ła osoba Wi­siel­cze­go Króla. Przy tej dwój­ce sam Hugo wy­szedł tro­chę blado, ale nie prze­szka­dza­ło mi to, bo przy­naj­mniej nie przy­sła­niał swoją oso­bo­wo­ściom miesz­kań­ców ani cudów kró­le­stwa, po któ­rym wę­dro­wał. 

<3 Tro­chę li­czy­łam, że świat mnie wy­bro­ni.

Nie­ste­ty mam po­czu­cie, że czę­sto po­tra­fię wy­kre­ować fajny świat, ale dużo go­rzej idzie mi kształ­to­wa­nie osi fa­bu­ły, twi­stów, prze­ko­nu­ją­cych bo­ha­te­rów ;/ 

Tak, Hugo miał wyjść nieco blado. Li­czy­łam się z tym, u niego nieco waż­niej­sza była też prze­mia­na, ale przy dwóch dość sil­nych oso­bo­wo­ściach, Fin­no­ny i Króla, któ­rzy w do­dat­ku grają we wła­sną grę, to Hugo mu­siał po­zo­stać nieco w cie­niu. 

 

Je­dy­nie sama koń­ców­ka tro­chę mniej przy­pa­dła mi do gustu. Śmierć Hugo, cho­ciaż prze­wi­dy­wal­na, była mało sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ca i zbyt skró­to­wa. Nie wiem też, czy jej opis był tutaj ko­niecz­ny. We­dług mnie dałaś wy­star­cza­ją­co dużo wska­zó­wek, żeby do­my­ślić się, jak chło­pak skoń­czy. Mia­łam za to na­dzie­ję, że zde­rzysz no­we­go Hugo z jego to­wa­rzy­sza­mi, któ­rzy być może nie za­ak­cep­tu­ją jego prze­mia­ny, lub zo­sta­ną przez niego ina­czej oce­nie­ni. Ale to tylko takie ma­ru­dze­nie, żeby ko­men­tarz nie wy­szedł mi zbyt prze­sło­dzo­ny. ;) Po­wo­dze­nia w kon­kur­sie!

Ach, to idę re­kla­ma­cję do męża zło­żyć, który na­mó­wił mnie wła­śnie na koń­co­wą scenę, bo pier­wot­nie wła­śnie jej nie było :D 

Nie chcia­łam wpro­wa­dzać to­wa­rzy­szy, aby nie do­da­wać ko­lej­nych twa­rzy/po­sta­ci bo i tak prze­wi­ja się ich dość sporo.

Dzię­ku­ję za od­wie­dzi­ny <3

 

Am­bush,

Prze­ra­ża­ją­ca hi­sto­ria. Ca­łość jeży włos, ale udało Ci się unik­nąć fla­ków i obrzy­dli­wo­ści. Mnó­stwo in­try­gu­ją­cych i świe­żych po­my­słów. Cho­ciaż ko­bie­tę – drze­wo wła­śnie nie­daw­no wy­my­śli­łam;)

Pisz hor­ro­ry!

Tu mnie za­ska­ku­jesz, bo miało być mrocz­nie, po­nu­ro, ale nie aspi­ro­wa­łam do hor­ro­ru, bo chyba nie po­tra­fię ich pisać. Ale skoro się udało – to super, to zna­czy, że zro­bi­łam nie­zły pro­gres <3 

Mam sła­bość do mo­ty­wu drzew/ludz­mi prze­mie­nio­nychw drze­wa więc szep­nij słów­ko gdzie go masz, abym wie­dzia­ła co czy­tać :D 

Dzię­ki za czas i od­wie­dzi­ny!

 

 

Na razie w ostat­nim wy­zwa­niu, ale spodo­ba­ło mi się, więc pew­nie po­cią­gnę temat;)

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Shan­ti, trzy­mam kciu­ki, pisz o tych mo­ty­wach nadal. :)

Po­zdra­wiam cie­pło, po­wo­dze­nia. :)

Pe­cu­nia non olet

Przy­cho­dzę z ko­men­ta­rzem po­be­to­wym :) Tekst mi się po­do­bał: ma wcią­ga­ją­cą fa­bu­łę i cha­rak­te­ry­stycz­ny kli­mat. Zbu­do­wa­łaś cie­ka­wy świat, gdzie każdy z bo­ha­te­rów ma za sobą ja­kieś przej­ścia, któ­rych cię­żar się za nim cią­gnie. Jest bar­dzo mrocz­nie i hor­ro­ro­wo, jest też ta­jem­ni­czo i ory­gi­nal­nie. 

Głów­ny bo­ha­ter wydał mi się tro­chę zbyt bier­ny i pro­wa­dzo­ny przez cały tekst za rącz­kę, ale za to Fi­non­na mi się spodo­ba­ła – wy­ra­zi­sta, ta­jem­ni­cza i cie­ka­wa po­stać, która ma mrocz­ną hi­sto­rię i taki też cha­rak­ter. Ogó­łem opo­wia­da­nie wy­szło do­brze, szyb­ko się czy­ta­ło, więc kli­kam :)  

Widać, że bety nie spraw­dza­ły przed­mo­wy. ;-)

Re­we­la­cyj­ny po­mysł na świat. Uwio­dłaś mnie tym. Kra­ina śmier­ci jest po pro­stu świet­na – od wej­ścia, przez miesz­kań­ców, do zasad nią rzą­dzą­cych. Cie­ka­wi mnie tylko, czy król bę­dzie kró­lem po wsze czasy, czy też są ja­kieś ka­den­cje. I jak się zdo­by­wa ko­ro­nę.

Bo­ha­te­ro­wie udani. Chło­pak młody, ide­owy, ale w miarę przy­spie­szo­ne­go doj­rze­wa­nia na­cho­dzą go wąt­pli­wo­ści. Widać, jak kon­trast w po­strze­ga­niu mu ma­le­je i po­ja­wia się coraz wię­cej od­cie­ni. Gar­gu­lec bar­dzo oszczęd­nie go­spo­da­ru­je praw­dą i do­ce­niam spo­sób, w jaki to robi. Lubię takie sy­tu­acje.

Fa­bu­ła wcią­gnę­ła, cho­ciaż tekst długi, czy­ta­ło się szyb­ko. Może nie­ko­niecz­nie przy­jem­nie, bo to nie ten ga­tu­nek, ale z za­in­te­re­so­wa­niem, co bę­dzie dalej.

Gorz­ki happy end tro­chę prze­wi­dy­wal­ny, ale nie mógł być inny.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

No, świat stwo­rzy­łaś re­we­la­cyj­ny, do­brze prze­my­śla­ny, za­ska­ku­ją­cy. Po­da­jesz de­ta­le, które czy­nią go praw­dzi­wym. Bo­ha­te­ra też masz świet­ne­go, młody na­iw­ny, który musi szyb­ko do­ro­snąć i w przy­spie­szo­nym tem­pie do­wia­du­je się, że świat nie­ko­niecz­nie ogra­ni­cza się do czer­ni i bieli. Z to­wa­rzy­szą­cej mu Fi­non­ny też stwo­rzy­łaś mocną po­stać, pa­su­ją do sie­bie, uzu­peł­nia­ją się wza­jem­nie. I czuć, że tu się pod­skór­nie coś dzie­je, że ona nie jest do końca szcze­ra, choć kła­mać nie może, to jed­nak pro­wa­dzi jakąś wła­sną grę.

Wy­zwa­nia przed któ­ry­mi sta­wiasz bo­ha­te­ra są przede wszyst­kim nie­ste­re­oty­po­we, jak już musi wal­czyć, to oka­zu­je się, że wcale nie jest tym do­brym. I tak wła­ści­wie do końca, nic dziw­ne­go, że wy­cho­dzi z tego kom­plet­nie strau­ma­ty­zo­wa­ny ;)

Opo­wieść wcią­ga, trud­no się od niej ode­rwać, choć to w sumie nie moje kli­ma­ty.

Czep­nąć się mogę lekko za­koń­cze­nia, bo jak już się tyle na­mę­czył, żeby te łzy zdo­być i cały czas my­ślał o swo­jej wio­sce, to do­brze by było ze dwa zda­nia pod­rzu­cić, jak ten ar­te­fakt wy­ko­rzy­sta­li. Po­wspo­mi­nać by sobie mógł, szu­ka­jąc ide­al­ne­go drze­wa ;)

Bym kli­kła, alem spóź­nio­na :)

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Do­brze się czyta, choć smut­ne opo­wia­da­nie. Pa­mię­tam Twoje po­przed­nie. Chyba na­pi­sa­no już wszyst­ko po­zy­tyw­ne­go o nim. Dodam tylko, że zga­dzam się z Irką, co do in­for­ma­cji o wio­sce. A, i koń­ców­ka dla mnie ok, więc nie wiń męża:).

Cześć, Shan­ti!

Nie ro­bi­łam szcze­gó­ło­wej ła­pan­ki, ale rzu­ci­ło mi się w oczy, że dość czę­sto źle za­pi­su­jesz dia­lo­gi, np. tutaj:

Jak on to na­zwał… – Ge­rard po­dra­pał się po ciem­nej bro­dzie – Wy­bor­ny do­da­tek do jego ogro­du.

W di­da­ska­liach po­win­na zna­leźć się krop­ka. Masz wię­cej ta­kich przy­pad­ków, warto by pójść na po­lo­wa­nie.

 

Po­nad­to pier­doł­ki:

 

Z wy­sił­kiem ode­rwał od nich wzrok i objął spoj­rze­niem wy­so­ką po­stać, która czę­ścio­wo stała w cie­niu drze­wa.

Czę­ścio­wo stała, czę­ścio­wo le­ża­ła? ;)

 

Tłum roz­stą­pił się i w końcu mógł uj­rzeć tron stwo­rzo­ny z ko­rze­ni i ziemi.

Zbęd­ne.

 

Roz­le­głe ruiny cze­goś, co przy­po­mi­na­ło świą­ty­nię, roz­świe­tla­ły licz­ne czer­wo­ne świa­tła.

Niby wia­do­mo o co cho­dzi, ale takie kon­struk­cje mogą wyjść dwu­znacz­nie. Ruiny roz­świe­tla­ły, czy świa­tła roz­świe­tla­ły? ;)

 

Tę­pa­ki roz­gnie­wa­li króla, a on ocze­ku­je, że ukażę jed­ne­go z nich.

Ukażę = po­ka­żę. Uka­rzę = wy­mie­rzę karę.

 

Ot dla przy­kła­du, aby na­stęp­nym razem ru­szy­li pu­stym łbem, zanim się za coś wezmą.

Jeden łeb na spół­kę mieli?

 

Hugo zdu­sił w sobie złość na ko­lej­ną la­ko­nicz­ną od­po­wiedź, która nic mu nie mó­wi­ła.

Czyli w tym uni­wer­sum mają La­ko­nię?

 

Dla nie­któ­rych nie sta­no­wi­ło róż­ni­cy, czy wie­sza­ją czło­wie­ka, zwie­rzę czy dziec­ko.

A dziec­ko to nie czło­wiek?

 

Poza tymi drob­nost­ka­mi czy­ta­ło się nie­źle, a hi­sto­ria wcią­gnę­ła, cho­ciaż snuła się nie­spiesz­nie ni­czym mgła mię­dzy wi­siel­czy­mi drze­wa­mi. Sku­pi­łaś się bar­dziej na bu­do­wa­niu kli­ma­tu, który jest zresz­tą naj­więk­sza siłą tego tek­stu. Na dru­gim miej­scu świat – mia­łam mocne sko­ja­rze­nia z Hel­l­bla­de: Senua's Sa­cri­fi­ce, cho­ciaż nie po­przez po­do­bień­stwa fa­bu­lar­ne, lecz po­dob­ne vibe'y. U Cie­bie widzę po­rów­ny­wal­ną dawkę po­nu­ro­ści i mrocz­no­ści; mo­men­ta­mi aż sły­chać skrzy­pie­nie sznu­ra i kra­ka­nie kru­ków. Nice.

Fajne to po­wta­rzal­ne hasło: Co raz za­wi­sło, na­le­ży do drze­wa (pra­wie jak Part of the crew, part of the ship xD), do­da­je kli­ma­tu, sta­no­wi przy­jem­ny sma­czek świa­to­twór­czy, lubię takie wtrę­ty.

Z dru­giej stro­ny motyw "To nie jest kraj dla sta­rych nie­lu­dzi" wy­da­je się do­cze­pio­ny na siłę, wy­ska­ku­je spo­mię­dzy wy­da­rzeń jak Tom Bom­ba­dil, spra­wia­jąc wra­że­nie, że urwał się z zu­peł­nie innej bajki.

 

A teraz ele­men­ty mniej fajne.

Po­sta­ci. Sam Wi­siel­czy Król ma spory po­ten­cjał, cho­ciaż chyba głów­nie przez to, że na ekra­nie po­ja­wia się tylko na chwi­lę, a całą jego le­gen­dę bu­du­jesz gdzieś z boku, we wspo­min­kach bo­ha­te­rów i opo­wie­ściach. I to jest jak naj­bar­dziej na plus, do­da­je tej po­sta­ci ta­jem­ni­czo­ści. Na dru­gim końcu skali znaj­du­je się na­to­miast Hugo: cały czas mia­łam po­czu­cie, że jest nie tyle bo­ha­te­rem opo­wia­da­nia, czło­wie­kiem z krwi i kości, co od­bior­cą nar­ra­cji, cią­gnię­tym przez fa­bu­łę de­cy­zja­mi i ak­tyw­no­ścią in­nych bo­ha­te­rów. Out­si­de­rem wpro­wa­dzo­nym po to, by po­sta­ci le­piej zo­rien­to­wa­ne w świe­cie przed­sta­wio­nym mogły tłu­ma­czyć mu (a przy oka­zji czy­tel­ni­ko­wi) po­szcze­gól­ne ele­men­ty tegoż świa­ta.

Widać, że Hugo miał przejść jakąś drogę od na­iw­ne­go mło­dzi­ka do tro­chę bar­dziej do­świad­czo­ne­go przez życie do­ro­słe­go, ale dla mnie ta od­mia­na nie wy­brzmia­ła. Może to kwe­stia tego, że wi­dzi­my Hugo na po­cząt­ku oraz w trak­cie drogi ku prze­mia­nie, na­to­miast nie po­ka­zu­jesz nam kon­se­kwen­cji całej wy­pra­wy do kra­iny Króla? Nie mamy jak oce­nić jego "pro­gre­su", za wy­jąt­kiem bar­dzo skró­to­we­go pod­su­mo­wa­nia w koń­ców­ce.

Fi­non­na chyba z tego wszyst­kie­go naj­cie­kaw­sza, cho­ciaż też wpa­dła w pe­wien sche­mat ta­jem­ni­czej, ukry­wa­ją­cej coś przed bo­ha­te­rem ko­bie­ty. Na­to­miast do­ce­niam to, że była bar­dzo ak­tyw­na, za­zna­cza­ła swoją obec­ność w fa­bu­le przez cały czas, w prze­ci­wień­stwie do Hugo, któ­re­go pro­wa­dzi­ła za rącz­kę wła­ści­wie aż do końca. Po­do­ba­ło mi się też to, że przez cały czas roz­gry­wa­ła wła­sną grę i osta­tecz­nie oka­za­ła się mocno nie­jed­no­znacz­ną po­sta­cią.

Fa­bu­ła. Kla­sycz­ny, sche­ma­tycz­ny quest, tro­chę walki na mie­cze i dy­le­ma­cik mo­ral­ny, żeby zrów­no­wa­żyć tę sche­ma­tycz­ność. Frag­ment z sądem nad zbrod­nia­rza­mi miał ogrom­ny po­ten­cjał, ale osta­tecz­nie od­nio­słam wra­że­nie pew­nej skró­to­wo­ści: a aż się pro­si­ło o to, żeby opo­wie­ści były dłuż­sze, żeby Hugo miał wię­cej wąt­pli­wo­ści co do słusz­no­ści swo­jej de­cy­zji.

Mo­ment wiel­kie­go re­ve­alu z miej­scem ukry­cia ar­te­fak­tu: tutaj naj­więk­szy żal mam z po­wo­du dużej skró­to­wo­ści i prze­wa­gi tell nad show. Jako mo­ment pod­su­mo­wu­ją­cy całą hi­sto­rię wy­da­ło mi się to śred­nio sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ce: leźli, do­leź­li, po­ga­da­li i ko­niec. I niby jest w tym pu­en­ta o wy­bo­rach, któ­rych kon­se­kwen­cje trze­ba po­no­sić, ale gdzieś się zgu­bił dra­ma­tyzm sy­tu­acji Hu­go­na.

Po­na­rze­kaw­szy, ale ogól­ne wra­że­nia na plus, a bi­blio­te­ka w pełni za­słu­żo­na. Szcze­gól­nie świa­to­twór­stwo oraz kli­mat za­słu­gu­ją na po­chwa­ły, ale wła­ści­wie żadna z rze­czy, na które ma­ru­dzi­łam wyżej, nie bruź­dzi­ła na tyle, bym mogła z czy­stym su­mie­niem po­wie­dzieć, że lek­tu­ra nie była sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ca. Czy­ta­ło mi się bar­dzo przy­jem­nie i jeśli znaj­dę czas, chęt­nie zaj­rzę też do tek­stu, o któ­rym wspo­mi­nasz w przed­mo­wie.

Po­wo­dze­nia w kon­kur­sie!

three go­blins in a trench coat pre­ten­ding to be a human

Ogó­łem ca­łość mi się po­do­ba­ła, a miej­sca­mi bar­dzo.

Faj­nie, że ogar­nę­łaś język i kwe­stie tech­nicz­ne. Pa­mię­tam, że kie­dyś mia­łaś z tym de­li­kat­ne pro­ble­my, tutaj wła­ści­wie nie wy­ła­pa­łem żad­nych zgrzy­tów i za­pa­no­wa­łaś nad tek­stem. Prze­ka­zu­je wszyst­ko tak, jak tego chcesz.

Po­mysł jak zwy­kle bar­dzo dobry :)

Fa­bu­lar­nie jest po­rząd­nie. Po­do­ba mi się, że nie prze­gra­łaś tej wę­drów­ki przez obcą, nie­sa­mo­wi­tą i prze­ra­ża­ją­cą kra­inę, do­dat­ko­wo bo­ha­ter sam mu­siał po­dej­mo­wać trud­ne de­cy­zje i to mi od­po­wia­da­ło.

Wy­da­je mi się, że wszyst­ko jest dość wy­wa­żo­ne, w sen­sie mniej by było nieco za mało, a jesz­cze jedno wy­da­rze­nie chyba jed­nak za dużo.

Bo­ha­ter głów­ny jest dość prze­zro­czy­sty, ale mo­men­ta­mi się wy­bi­ja cha­rak­ter, co jest ogó­łem do­brym pla­nem – ta prze­zro­czy­stość – bo z nim po­zna­je­my ca­łość, więc wię­cej osób się może z nim utoż­sa­mić.

Wi­siel­czy Król koks!

gar­gu­lec też spoko.

Przy­cze­pię się do koń­ców­ki – uwa­żam, że ostat­ni aka­pit jest zbęd­ny.

No­mi­nu­ję i tak dalej xD

So­na­ta,

jesz­cze raz dzię­ku­ję za pomoc :)

 

Tekst mi się po­do­bał: ma wcią­ga­ją­cą fa­bu­łę i cha­rak­te­ry­stycz­ny kli­mat. Zbu­do­wa­łaś cie­ka­wy świat, gdzie każdy z bo­ha­te­rów ma za sobą ja­kieś przej­ścia, któ­rych cię­żar się za nim cią­gnie. Jest bar­dzo mrocz­nie i hor­ro­ro­wo, jest też ta­jem­ni­czo i ory­gi­nal­nie. 

<3 taki był za­miar, więc po­zo­sta­je mi się cie­szyć, że się udało

Głów­ny bo­ha­ter wydał mi się tro­chę zbyt bier­ny i pro­wa­dzo­ny przez cały tekst za rącz­kę, ale za to Fi­non­na mi się spodo­ba­ła – wy­ra­zi­sta, ta­jem­ni­cza i cie­ka­wa po­stać, która ma mrocz­ną hi­sto­rię i taki też cha­rak­ter. Ogó­łem opo­wia­da­nie wy­szło do­brze, szyb­ko się czy­ta­ło, więc kli­kam :)  

Tak – ostrze­ga­łaś mnie już na becie, świa­do­mie zde­cy­do­wa­łam się jed­nak nie zmie­niać Hugo. Chcia­łam, aby był bier­ny, trosz­kę pro­wa­dzo­ny za rą­czek. Był nie­ja­ko pion­kiem w grze i chcia­łam, aby wła­śnie Fi­non­na i Wi­siel­czy Król bar­dziej sku­pi­li uwagę czy­tel­ni­ka.

Dzię­ku­ję za klik!

 

Fin­kla,

Re­we­la­cyj­ny po­mysł na świat. Uwio­dłaś mnie tym. Kra­ina śmier­ci jest po pro­stu świet­na – od wej­ścia, przez miesz­kań­ców, do zasad nią rzą­dzą­cych. Cie­ka­wi mnie tylko, czy król bę­dzie kró­lem po wsze czasy, czy też są ja­kieś ka­den­cje. I jak się zdo­by­wa ko­ro­nę.

<3 bar­dzo mnie to cie­szy! po­mysł na świat doj­rze­wał ponad rok i z tego ele­men­tu je­stem na­praw­dę za­do­wo­lo­na 

 

Fa­bu­ła wcią­gnę­ła, cho­ciaż tekst długi, czy­ta­ło się szyb­ko. Może nie­ko­niecz­nie przy­jem­nie, bo to nie ten ga­tu­nek, ale z za­in­te­re­so­wa­niem, co bę­dzie dalej.

Gorz­ki happy end tro­chę prze­wi­dy­wal­ny, ale nie mógł być inny.

Oba­wia­łam się tej prze­wi­dy­wal­no­ści, ale miej­sca na happy endu tu nie ma. Uzna­łam jed­nak, że wy­my­śla­nie cze­goś na siłę może za­szko­dzić. Wy­bra­łam kla­sycz­ne za­koń­cze­nie.

 

Ir­ka­_luz,

No, świat stwo­rzy­łaś re­we­la­cyj­ny, do­brze prze­my­śla­ny, za­ska­ku­ją­cy. Po­da­jesz de­ta­le, które czy­nią go praw­dzi­wym. Bo­ha­te­ra też masz świet­ne­go, młody na­iw­ny, który musi szyb­ko do­ro­snąć i w przy­spie­szo­nym tem­pie do­wia­du­je się, że świat nie­ko­niecz­nie ogra­ni­cza się do czer­ni i bieli. Z to­wa­rzy­szą­cej mu Fi­non­ny też stwo­rzy­łaś mocną po­stać, pa­su­ją do sie­bie, uzu­peł­nia­ją się wza­jem­nie. I czuć, że tu się pod­skór­nie coś dzie­je, że ona nie jest do końca szcze­ra, choć kła­mać nie może, to jed­nak pro­wa­dzi jakąś wła­sną grę.

Wy­zwa­nia przed któ­ry­mi sta­wiasz bo­ha­te­ra są przede wszyst­kim nie­ste­re­oty­po­we, jak już musi wal­czyć, to oka­zu­je się, że wcale nie jest tym do­brym. I tak wła­ści­wie do końca, nic dziw­ne­go, że wy­cho­dzi z tego kom­plet­nie strau­ma­ty­zo­wa­ny ;)

Uff cho­ciaż jed­nej oso­bie Hugo jako tako się spodo­bał :) tak jak mó­wisz, jest młody i na­iw­ny, nie za dobry, ma­te­riał na bo­ha­te­ra ale wła­śnie dla­te­go tak go na­pi­sa­łam. Wiem, że to he­ro­ic, ale ra­to­wa­nie świa­ta też ma swoją cenę i ofia­ry.

 

Czep­nąć się mogę lekko za­koń­cze­nia, bo jak już się tyle na­mę­czył, żeby te łzy zdo­być i cały czas my­ślał o swo­jej wio­sce, to do­brze by było ze dwa zda­nia pod­rzu­cić, jak ten ar­te­fakt wy­ko­rzy­sta­li. Po­wspo­mi­nać by sobie mógł, szu­ka­jąc ide­al­ne­go drze­wa ;)

Przy­znam, że długo się biłam z my­śla­mi, czy roz­wi­jać ten wątek. Ale nie chcia­łam robić aka­pi­tu -in­fo­dum­pa, nie bar­dzo mia­łam znaki, aby to po­rząd­nie roz­wi­nąć. No i nie chcia­łam, aby od­ry­wa­ło to uwagę od kra­iny Wi­siel­cze­go Króla. Może nie do końca tra­fio­ne roz­wią­za­ne, ale gdy­bym wrzu­ca­ła tekst jesz­cze raz tego ele­men­tu aku­rat bym nie zmie­ni­ła. 

 

Za­sko­czy­łaś mnie no­mi­na­cją do piór­ka :o ser­decz­nie dzię­ku­ję!

 

Mo­ni­que.M,

Do­brze się czyta, choć smut­ne opo­wia­da­nie. Pa­mię­tam Twoje po­przed­nie. Chyba na­pi­sa­no już wszyst­ko po­zy­tyw­ne­go o nim. Dodam tylko, że zga­dzam się z Irką, co do in­for­ma­cji o wio­sce. A, i koń­ców­ka dla mnie ok, więc nie wiń męża:).

Dzię­ku­ję za od­wie­dzi­ny!

Po­przed­nie o Wi­siel­czym Królu czy świą­tecz­ne? Nie­ste­ty, mam sła­bość do ra­czej smut­nej / po­nu­rej te­ma­ty­ki i naj­le­piej się w niej od­naj­du­ję. 

No do­brze, mę­żo­wi się upie­cze tym razem ;p

 

Gra­vel,

dzię­ku­ję za od­wie­dzi­ny :)! cze­ka­łam na Twój ko­me­natrz i tro­chę się go bałam …

 

W di­da­ska­liach po­win­na zna­leźć się krop­ka. Masz wię­cej ta­kich przy­pad­ków, warto by pójść na po­lo­wa­nie.

Aj aj aj, ale wstyd. Muszę w takim razie przej­rzeć tekst, dzię­ki!

 

Sku­pi­łaś się bar­dziej na bu­do­wa­niu kli­ma­tu, który jest zresz­tą naj­więk­sza siłą tego tek­stu. Na dru­gim miej­scu świat – mia­łam mocne sko­ja­rze­nia z Hel­l­bla­de: Senua's Sa­cri­fi­ce, cho­ciaż nie po­przez po­do­bień­stwa fa­bu­lar­ne, lecz po­dob­ne vibe'y. U Cie­bie widzę po­rów­ny­wal­ną dawkę po­nu­ro­ści i mrocz­no­ści; mo­men­ta­mi aż sły­chać skrzy­pie­nie sznu­ra i kra­ka­nie kru­ków. Nice.

Miód na moje ser­dusz­ko. Będę się tym po­cie­szać czy­ta­jąc tą bar­dziej kry­tycz­ną część .

W Hel­l­bla­de gra­łam, ale nie­ste­ty prze­rwa­łam, muszę kie­dyś wró­cić. Ale tyle do­brych opini nt kli­ma­tu. Muszę samej sobie po­gra­tu­lo­wać pro­gre­su, bo w prze­szło­ści mia­łam z tym pro­blem.

 

Z dru­giej stro­ny motyw "To nie jest kraj dla sta­rych nie­lu­dzi" wy­da­je się do­cze­pio­ny na siłę, wy­ska­ku­je spo­mię­dzy wy­da­rzeń jak Tom Bom­ba­dil, spra­wia­jąc wra­że­nie, że urwał się z zu­peł­nie innej bajki.

Biorę to na klatę i przy­zna­ję bez bicia, że tajny motyw mi wy­bit­nie nie pod­szedł, a mia­łam już wy­kla­ro­wa­ny po­mysł. Więc no… wci­snę­łam go tutaj, bo mu­sia­łam i nie będę uda­wać, że jest ina­czej ;p

 

Na dru­gim końcu skali znaj­du­je się na­to­miast Hugo: cały czas mia­łam po­czu­cie, że jest nie tyle bo­ha­te­rem opo­wia­da­nia, czło­wie­kiem z krwi i kości, co od­bior­cą nar­ra­cji, cią­gnię­tym przez fa­bu­łę de­cy­zja­mi i ak­tyw­no­ścią in­nych bo­ha­te­rów. Out­si­de­rem wpro­wa­dzo­nym po to, by po­sta­ci le­piej zo­rien­to­wa­ne w świe­cie przed­sta­wio­nym mogły tłu­ma­czyć mu (a przy oka­zji czy­tel­ni­ko­wi) po­szcze­gól­ne ele­men­ty tegoż świa­ta.

Widać, że Hugo miał przejść jakąś drogę od na­iw­ne­go mło­dzi­ka do tro­chę bar­dziej do­świad­czo­ne­go przez życie do­ro­słe­go, ale dla mnie ta od­mia­na nie wy­brzmia­ła. Może to kwe­stia tego, że wi­dzi­my Hugo na po­cząt­ku oraz w trak­cie drogi ku prze­mia­nie, na­to­miast nie po­ka­zu­jesz nam kon­se­kwen­cji całej wy­pra­wy do kra­iny Króla? Nie mamy jak oce­nić jego "pro­gre­su", za wy­jąt­kiem bar­dzo skró­to­we­go pod­su­mo­wa­nia w koń­ców­ce.

Li­czy­łam się z tym. Tj tak, Hugo jest dość bier­ny, to ce­lo­wy za­bieg. Nie miał słu­żyć to tłu­ma­cze­nia świa­ta, przy­naj­mniej nie ce­lo­wo, ale mogło tak tro­chę wyjść. 

Co do prze­mia­ny to szko­da – wi­docz­nie nie do końca mi wy­szło. Dla czę­ści czy­ta­ją­cych ta prze­mia­na wy­szła faj­nie (nie­ste­ty dla mniej­szo­ści), inni mają zda­nie zbli­żo­ne do Two­je­go. Mimo wszyst­ko ob­sta­ję przy swo­jej de­cy­zji, ale wnio­ski dla mnie na przy­szłość, bo myślę, że na pewno da się to le­piej ograć.

 

Fa­bu­ła. Kla­sycz­ny, sche­ma­tycz­ny quest, tro­chę walki na mie­cze i dy­le­ma­cik mo­ral­ny, żeby zrów­no­wa­żyć tę sche­ma­tycz­ność. Frag­ment z sądem nad zbrod­nia­rza­mi miał ogrom­ny po­ten­cjał, ale osta­tecz­nie od­nio­słam wra­że­nie pew­nej skró­to­wo­ści: a aż się pro­si­ło o to, żeby opo­wie­ści były dłuż­sze, żeby Hugo miał wię­cej wąt­pli­wo­ści co do słusz­no­ści swo­jej de­cy­zji.

Oba­wia­łam się dłu­ży­zny w tych opo­wie­ściach. Po­cząt­ko­wo miały być dłuże, ale przy tak dłu­gim opku zde­cy­do­wa­łam się na bez­piecz­niej­szą opcję. 

 

Mo­ment wiel­kie­go re­ve­alu z miej­scem ukry­cia ar­te­fak­tu: tutaj naj­więk­szy żal mam z po­wo­du dużej skró­to­wo­ści i prze­wa­gi tell nad show. Jako mo­ment pod­su­mo­wu­ją­cy całą hi­sto­rię wy­da­ło mi się to śred­nio sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ce: leźli, do­leź­li, po­ga­da­li i ko­niec. I niby jest w tym pu­en­ta o wy­bo­rach, któ­rych kon­se­kwen­cje trze­ba po­no­sić, ale gdzieś się zgu­bił dra­ma­tyzm sy­tu­acji Hu­go­na.

Przyj­mu­ję na klatę. Do prze­my­śle­nia dla mnie, jak mo­głam to le­piej ro­ze­grać. 

 

Czy­ta­ło mi się bar­dzo przy­jem­nie i jeśli znaj­dę czas, chęt­nie zaj­rzę też do tek­stu, o któ­rym wspo­mi­nasz w przed­mo­wie.

Oj nie, nie rób tego. Tam­ten tekst jest na dużo niż­szym po­zio­mie ;( 

 

Ser­decz­nie dzię­ku­ję za roz­bu­do­wa­ną in­for­ma­cję zwrot­ną – tą po­zy­tyw­ną jak i bar­dziej kon­struk­tyw­ną.

 

Mor­te­cius,

roz­ma­wia­li­śmy sze­rzej na priv o opo­wia­da­niu – wię­cej tutaj przede wszyst­kim dzię­ki i przyj­mu­ję fe­ed­back co do koń­ców­ki!

 

Pa­mię­tam to opo­wia­da­nie z linku.

Cześć, Shan­ti!

 

Przy­by­wam z ko­men­ta­rzem po­be­to­wym i nie tylko ;)

Tekst jest hi­sto­rią przy­gód (ta­kich drak-przy­gód) w kra­inie Wi­siel­cze­go Króla, ale mamy też bar­dzo enig­ma­tycz­ne back­sto­ry głów­ne­go bo­ha­te­ra. To co mi lekko za­zgrzy­ta­ło, to że nie wszyst­ko się wy­ja­śnia, ale nie jest to też coś co psu­ło­by wra­że­nia z lek­tu­ry.

A wra­że­nia są bar­dzo po­zy­tyw­ne.

Świa­to­twór­czo jest bar­dzo do­brze, do tego w mrocz­nym kli­ma­cie – kra­inę mia­łaś już ob­cy­ka­ną, a teraz przed­sta­wi­łaś ją w szer­szym uję­ciu. Widać, że jest prze­my­śla­na, a do tego faj­nie li­cu­je ze stwier­dze­niem, że nie jest ani dobra, ani zła.

No wła­śnie – dy­le­ma­ty mo­ral­ne przed­sta­wio­ne w tek­ście może nie są ja­kieś świe­że, ale dzia­ła­ją. Uży­łaś ich jak rze­mieśl­nik na­rzę­dzi, które mają pomóc w osią­gnię­ciu za­ło­żo­ne­go celu. Ku­pu­ję to.

Ko­lej­ne rze­czy, które przy­tra­fia­ją się Hu­go­no­wi lekko trącą qu­esta­mi z ja­kie­goś RPGa, bo oprócz bu­do­wa­nia bo­ha­te­ra i sple­ce­nia razem przez po­stać Fi­non­ny, nie są ze sobą zbyt­nio po­wią­za­ne.

O, wła­śnie – za­po­mniał bym o gar­gul­cu. Robi ro­bo­tę – jest nie­spo­dzie­wa­nym bo­ha­te­rem i oka­zu­je się, że od­gry­wa rolę znacz­nie istot­niej­szą, niż my­śla­łem na po­cząt­ku.

Dość sporo czasu mi­nę­ło od bety, ale teraz tekst wy­da­je mi się bar­dziej spój­ny, le­piej zwią­za­ny ce­la­mi po­szcze­gól­nych po­sta­ci.

Koń­ców­ka jest tro­chę po­da­na na tacy, da­ło­by się ją na­pi­sać tro­chę bar­dziej po­wią­za­ną z samym Hu­go­nem tak, jak to ro­bi­łaś w wielu wcze­śniej­szych sce­nach.

Zatem i ma­ru­dzę, i chwa­lę, bo to na­praw­dę świet­ny tekst z kil­ko­ma rze­cza­mi do wy­szli­fo­wa­nia. Na­to­miast spo­śród wszyst­kich do­tych­cza­so­wych MiMów po­do­ba mi się naj­bar­dziej – ma naj­wię­cej do po­wie­dze­nia “o czymś”, nawet jeśli nie jest to nic świe­że­go. Muszę się za­sta­no­wić nad losem tek­stu – wie­szać, czy nie wie­szać?

 

Po­zdrów­ka!

Nie za­bi­ja­my pie­sków w opo­wia­da­niach. Nigdy.

Naj­pierw tro­chę głu­po­tek:

 

Hugo De Brass drżą­cy­mi rę­ka­mi za­ło­żył pętlę na szyję.

– Je­steś pe­wien? – za­py­tał jeden z to­wa­rzy­szy.

– Nie mamy wy­bo­ru. To je­dy­ny spo­sób. Jeśli nie wrócę…

[+Hugo]Po­wiódł wzro­kiem po twa­rzach przy­ja­ciół i wziął głę­bo­ki od­dech. Nie mógł ich za­wieść. Mieli w końcu ura­to­wać świat.

Dał znak. Po­czuł gwał­tow­ne szarp­nię­cie

Do­dał­bym pod­miot po­now­nie po dia­lo­gu, a nie je­chał na do­myśl­nym, bo po dro­dze w di­da­ska­liach wplą­tu­je się jakiś to­wa­rzysz i tak w sumie wy­glą­da, że ten to­wa­rzysz wszyst­ko robi w dal­szej czę­ści aka­pi­tu, a cho­dzi naj­pew­niej o Hugo.

 

zmur­sza­łym murem

mur-mur

 

Salę tro­no­wą wy­ty­cza­ła ko­lum­na­da, któ­rej wej­ście wień­czył łuk ozdo­bio­ny pła­sko­rzeź­ba­mi.

Wej­ście do któ­rej? Do któ­rej wej­ście?

 

o splą­ta­nych bia­łych wło­sach się­ga­ją­cych żeber.

Nie­zbyt pre­cy­zyj­ny ten opis, bo żebra cią­gną się od oboj­czy­ków po talię. :P

 

Ko­ro­na z cier­ni nie ra­ni­ła jej skóry, a twarz skry­wa­ła za maską rzeź­bio­ną w siwym drew­nie.

Ko­ro­na skry­wa­ła twarz?

 

Sie­dzi­bę Wi­siel­cze­go Króla sta­no­wi­ły roz­le­głe ogro­dy, po­prze­ty­ka­ne mar­twy­mi drze­wa­mi i zmur­sza­łym murem. Ścież­ki wiły się i prze­ci­na­ły ni­czym w la­bi­ryn­cie, a ko­pu­ła z tru­ją­ce­go blusz­czu za­sła­nia­ła niebo. Kil­ku­krot­nie w od­da­li do­strzegł za­kap­tu­rzo­ne po­sta­cie, ale te szyb­ko zni­ka­ły w mroku.

Salę tro­no­wą wy­ty­cza­ła ko­lum­na­da, któ­rej wej­ście wień­czył łuk ozdo­bio­ny pła­sko­rzeź­ba­mi. Ze środ­ka wy­zie­ra­ła ko­ro­na ogrom­ne­go, gęsto po­ro­śnię­te­go li­sto­wiem drze­wa.

Już z da­le­ka wi­dział licz­ne po­sta­cie, prze­my­ka­ją­ce w cie­niu i wy­mie­nia­ją­ce ury­wa­ne szep­ty. Gdy po­de­szli bli­żej, dzie­siąt­ki bla­dych twa­rzy zwró­ci­ło się w ich kie­run­ku. Nie­któ­re stare, inne zbyt młode, wszyst­kie z dziw­nym bla­skiem w oczach i fio­le­to­wą pręgą na szyi. Dwo­rza­nie Wi­siel­cze­go Króla.

Tłum roz­stą­pił się i w końcu mógł uj­rzeć tron stwo­rzo­ny z ko­rze­ni i ziemi. Nie­re­gu­lar­ne sie­dzi­sko było jed­nak puste. Zer­k­nął na swoją prze­wod­nicz­kę, ale ta pew­nie ru­szy­ła do przo­du. Do­pie­ro po chwi­li do­strzegł mniej­szą ławę, którą zaj­mo­wa­ła drob­na dziew­czy­na o splą­ta­nych bia­łych wło­sach się­ga­ją­cych żeber. Ko­ro­na z cier­ni nie ra­ni­ła jej skóry, a twarz skry­wa­ła za maską rzeź­bio­ną w siwym drew­nie.

Czyż­by kró­lo­wa?

Prze­stą­pił z nogi na nogę, gdy cisza stała się trud­na do znie­sie­nia. Zer­k­nął na boki, ale wszy­scy wy­raź­nie na coś cze­ka­li. Roz­wa­żał, czy po­wi­nien prze­mó­wić pierw­szy, ale przy­był roz­ma­wiać z kró­lem.

Spory aka­pit, a ani razu nie pada imię/na­zwi­sko bo­ha­te­ra. Cały czas je­dziesz na pod­mio­cie do­myśl­nym, część z nich na­tu­ral­nie od­no­si się do Hugo, ale nie­któ­re są co naj­mniej my­lą­ce. Na przy­kład aka­pit roz­po­czy­na­ją­cy się pod­mio­tem „tłum” su­ge­ru­je, że to ten tłum zerka na prze­wod­nicz­kę, do­strze­ga ławę, itd.

Swoją drogą roz­wa­żył­bym ogra­ni­cze­nie ta­kie­go ły­pa­nia na prawo i lewo, IMO opis bę­dzie bar­dziej dy­na­micz­ny. Jeśli coś się dzie­je, to bo­ha­ter do­myśl­nie to widzi, a jeśli nie widzi, to wtedy można to za­zna­czyć w nar­ra­cji.

 

Dobro, zło. Lu­bi­cie sobie wy­cie­rać nimi ręce.

Jeśli cho­dzi o slo­ga­ny, to nie le­piej wy­glą­da­ło­by „wy­cie­rać nimi usta”?

 

Prze­rwał na mo­ment[+,] nieco spe­szo­ny bra­kiem re­ak­cji.

 

Po tych sło­wach Wi­siel­czy Król wstał i znik­nął mię­dzy ko­rze­nia­mi, a ku za­sko­cze­niu Hugo drze­wo ożyło.

Drze­wa to są żywe or­ga­ni­zmy. Może: drze­wo po­ru­szy­ło się?

 

– Mam na imię Hugo. I w prze­ci­wień­stwie do cie­bie mam tylko dwie nogi – od­po­wie­dział De Brass, siląc się na uprzej­my ton.

Uprzej­my ton, a wy­po­wiedź taka nie za uprzej­ma…

 

– Ale co to zna­czy? Po­wta­rza­cie to, ale nic mi [+to] nie mówi.

 

Do­sta­wa­łam wszyst­ko, czego chcia­łam. Suk­nie, klej­no­ty, słu­żą­cych na każde za­wo­ła­nie. Poza mi­ło­ścią i uwagą tych, któ­rzy po­wo­ła­li mnie do życia.(…)

Matka się go bała, ale byłam jej oczkiem w gło­wie.

Jak to moż­li­we, że choć była jej oczkiem w gło­wie, nie za­zna­ła z jej stro­ny uwagi ani mi­ło­ści? Chyba że to nie matka po­wo­ła­ła ją do życia.

 

Spo­koj­nie. Dasz radę. Wy­cze­kuj prze­ciw­ni­ka. W końcu za­ata­ku­je. Je­steś w sta­nie go usły­szeć, po to od lat tre­nu­jesz… Nad­cho­dzi!

Klin­ga mie­cza wbiła się w mięk­kie ciało tuż nad pęp­kiem, a Hugo po­czuł ulgę. Cięż­ko dy­szał, a pot spły­wał mu po twa­rzy. Oczy nadal pie­kły i wszyst­ko wokół lekko wi­ro­wa­ło. Nie dałby rady zbyt długo kon­ty­nu­ować walki.

Hm. Zara całą walkę ata­ko­wa­ła dy­stan­so­wo, w de­fen­sy­wie rów­nież po­le­ga­ła na pną­czach – niby czemu w new­ral­gicz­nym mo­men­cie za­ata­ko­wa­ła oso­bi­ście (jesz­cze wi­dząc, że prze­ciw­nik wy­cze­ku­je ciosu)?

 

– Ona umrze?

– Nie można zgi­nąć dwa razy. Wy­do­brze­je, ale do tego czasu nic nie po­wstrzy­ma tych, któ­rzy znaj­dą ścież­kę do dzie­ci.

Hugo przy­mknął oczy. Coś za­kłu­ło go w pier­si.

Hmm. Czemu prze­jął się tak losem dzie­ci, skoro, jak padło przed chwi­lą, nie można umrzeć dwa razy?

 

Był taki eks­cy­tu­ją­cy, za­ka­za­ny owoc.

Dał­bym tutaj śred­nik za­miast prze­cin­ka lub do­pi­sał „jak za­ka­za­ny owoc”. Obec­nie zapis jest bar­dzo nie­ja­sny.

 

– Mogą je uro­nić tylko ci, któ­rzy ode­bra­li wiele nie­win­nych żyć – wy­ja­śni­ła Tissa,

A czemu Tissa się od­zy­wa, skoro przy­słu­ga była wy­świad­czo­na hersz­to­wi?

 

W KOŃCU, po zmę­cze­niu wła­sne­go opka, mo­głem się za­brać za ob­cza­je­nie resz­ty staw­ki i po­sta­no­wi­łem za­cząć u Cie­bie. :>

Po­cząt­ko­wo nie byłem za­do­wo­lo­ny. Opo­wia­da­nie za­czy­na się mnó­stwem dro­bia­zgo­wych opi­sów, które mają za­pew­ne słu­żyć zbu­do­wa­niu kli­ma­tu za­świa­tów, na­to­miast imo wy­pa­dło to bar­dzo cięż­ko. Bo­gac­two de­ta­li spraw­dzi­ło­by się w ani­ma­cji czy fil­mie, lecz co do opo­wia­da­nia – nie je­stem prze­ko­na­ny. Na przy­kład opis wy­glą­du Fi­no­ny zaj­mu­je ma­syw­ny aka­pit, który jest tak wy­pa­ko­wa­ny szcze­gó­ła­mi, że jeśli któ­ryś z nich jest na tyle istot­ny fa­bu­lar­nie, że po­wi­nie­nem go za­pa­mię­tać, no to znik­nął w tłu­mie, bo osta­tecz­nie nie za­pa­mię­ta­łem ni­cze­go. A skoro te dro­bia­zgi nie są istot­ne, to po co je wpro­wa­dzać, w ta­kiej ilo­ści?

Spodo­ba­ły mi się próby, ja­ki­mi pod­da­no Hu­go­na. Naj­zgrab­niej­sza imo zde­cy­do­wa­nie ta z wy­bie­ra­niem ska­zań­ca. Ogól­nie od­nio­słem wra­że­nie, że pewne “nar­ra­cyj­ne flow” po­ja­wia się z cza­sem, czyli po­czą­tek nieco ko­le­bie, ale póź­niej eks­po­zy­cja mie­sza się z akcją w faj­nej pro­por­cji. Li­czy­łem, że fi­nal­nym po­sia­da­czem łez okaże się sam Hugo, jako ten, który np. ska­zał na śmierć ło­trzy­ka z trupy. Albo, idąc za cio­sem nie­jed­no­znacz­no­ści do­bra-zła, Hugo przy­po­mni sobie jakąś śmierć, którą zadał za życia, wie­rząc, że mor­du­je w imię dobra. Ale po­sta­wi­łaś na Fi­no­nę i to też się obro­ni­ło.

Co mi w sumie naj­bar­dziej do­skwie­ra­ło, to że w tym cie­ka­wym świe­cie nie udało się osa­dzić od­po­wied­nio wy­ra­zi­stych po­sta­ci. Hugo dość bier­nie jest po­py­cha­ny od wy­da­rze­nia do wy­da­rze­nia, wszy­scy mu (i czy­tel­ni­ko­wi) tłu­ma­czą o co biega, a on wszyst­ko przyj­mu­je do wia­do­mo­ści. Jeśli po­stać sili się na odro­bi­nę cha­rak­te­ru, za­zwy­czaj wy­pa­da ste­reo­ty­po­wo: na­rzu­co­na to­wa­rzysz­ka-ta­jem­ni­cza, król – cy­nicz­ny, bie­siad­ni­cy – ru­basz­ni, itd.

Na ko­niec muszę przy­znać, że po prze­brnię­ciu przez wstęp, czy­ta­ło mi się bar­dzo płyn­nie i nawet nie za­uwa­ży­łem, kiedy ten cały me­traż zle­ciał. Po­wo­dze­nia w kon­kur­sie!

Świet­ny tekst. Jeden z lep­szych, jakie mia­łem oka­zję prze­czy­tać na por­ta­lu :-)

Nie po­wiem wiele o kwe­stiach tech­nicz­nych, bo­wiem zbyt wcią­gnę­ła mnie lek­tu­ra, ale poza po­je­dyn­czy­mi miej­sca­mi zgrzy­tów w czy­ta­niu nie od­no­to­wa­łem.

Opo­wieść w swo­jej kon­struk­cji bar­dzo pro­sta – za rącz­kę pro­wa­dzi bo­ha­te­ra od jed­nej scen­ki do dru­giej, uka­zu­jąc jego prze­mia­nę, bez szcze­gól­nych zwro­tów akcji (mniej wię­cej od po­ło­wy tek­stu rola Fi­no­ny staje się jasna). A jed­nak jest bar­dzo przej­mu­ją­cy w swym dą­że­niu do nie­uchron­ne­go końca.

Tekst jest bar­dzo oni­rycz­ny w naj­lep­szym zna­cze­niu. Po­mi­mo cięż­kiej i po­nu­rej wy­mo­wy, czyta się ni­czym dzie­więt­na­sto­wiecz­ną baśń. Ko­lej­ne spo­tka­nia bo­ha­te­ra przy­wo­ły­wa­ły także sko­ja­rze­nia z Boską Ko­me­dią. 

Gdyby nieco roz­sze­rzyć “ziem­skie” wątki, po­wstał­by bar­dzo dobry dra­mat ro­man­tycz­ny. Świet­nie wy­glą­da­ło­by to na sce­nie :-) Po­do­ba­ła mi się rów­nież mo­ral­na nie­jed­no­znacz­ność. Nie ser­wu­jesz czy­tel­ni­ko­wi ba­na­łów, nie ma mo­ra­li­za­tor­skie­go tonu, a je­dy­nie ma­te­riał do prze­my­śle­nia. Brawo!

A żeby nie było, że tylko chwa­lę, naj­mniej spodo­bał mi się głów­ny bo­ha­ter. Jest wła­ści­wie taką ku­kieł­ką po­ru­sza­ną ko­lej­ny­mi wy­da­rze­nia­mi, po­zba­wio­ną wła­snej oso­bo­wo­ści i zda­nia. Łatwo się czy­tel­ni­ko­wi wcie­lić w taką po­stać i po­sta­wić się przed dy­le­ma­ta­mi, które na­po­ty­ka, ale mimo wszyst­ko przy­da­ło­by się, by sam miał nieco wię­cej do po­wie­dze­nia.

 

Jako dy­żur­ny, bez cie­nia wąt­pli­wo­ści no­mi­nu­ję do naj­lep­sze­go opo­wia­da­nia mie­sią­ca :-) Po­zdra­wiam!

Mo­ni­que.M,

Pa­mię­tam to opo­wia­da­nie z linku.

O :o to miło mi, bo tro­chę czasu mi­nę­ło, więc jak zo­sta­ło w pa­mię­ci to nie było jed­nak takie złe.

 

Kro­kus,

jesz­cze raz dzię­ku­ję za betę <3

 

Świa­to­twór­czo jest bar­dzo do­brze, do tego w mrocz­nym kli­ma­cie – kra­inę mia­łaś już ob­cy­ka­ną, a teraz przed­sta­wi­łaś ją w szer­szym uję­ciu. Widać, że jest prze­my­śla­na, a do tego faj­nie li­cu­je ze stwier­dze­niem, że nie jest ani dobra, ani zła.

Świa­to­twór­stwo miało dzwi­gnąć te mniej udane ele­men­ty :D 

 

Ko­lej­ne rze­czy, które przy­tra­fia­ją się Hu­go­no­wi lekko trącą qu­esta­mi z ja­kie­goś RPGa, bo oprócz bu­do­wa­nia bo­ha­te­ra i sple­ce­nia razem przez po­stać Fi­non­ny, nie są ze sobą zbyt­nio po­wią­za­ne.

Mó­wi­łeś o tym już na becie – pró­bo­wa­łam z tym wal­czyć, ale jak widać nie do końca wy­szło. Na­ucz­ka dla mnie na przy­szłość.

Koń­ców­ka jest tro­chę po­da­na na tacy, da­ło­by się ją na­pi­sać tro­chę bar­dziej po­wią­za­ną z samym Hu­go­nem tak, jak to ro­bi­łaś w wielu wcze­śniej­szych sce­nach.

To nie pierw­szy taki fe­ed­back, ale kur­czę im dłu­żej o tym myślę, tym mniej mam po­my­słów jak mo­głam to le­piej roz­k­mi­nić :( ale biorę to na klatę.

Zatem i ma­ru­dzę, i chwa­lę, bo to na­praw­dę świet­ny tekst z kil­ko­ma rze­cza­mi do wy­szli­fo­wa­nia. Na­to­miast spo­śród wszyst­kich do­tych­cza­so­wych MiMów po­do­ba mi się naj­bar­dziej – ma naj­wię­cej do po­wie­dze­nia “o czymś”, nawet jeśli nie jest to nic świe­że­go. Muszę się za­sta­no­wić nad losem tek­stu – wie­szać, czy nie wie­szać?

<3 Oczy­wi­ście, że wie­szać! Co­kol­wiek to zna­czy w tym kon­tek­ście.

 

 

Mr. B,

W KOŃCU, po zmę­cze­niu wła­sne­go opka, mo­głem się za­brać za ob­cza­je­nie resz­ty staw­ki i po­sta­no­wi­łem za­cząć u Cie­bie. :>

Nie wiem czy to do­brze… bo jesz­cze cię MiM nie zmę­czył i masz ostre pióro, czy z każ­dym opkiem bę­dziesz jed­nak su­row­szy? ;p

Po­cząt­ko­wo nie byłem za­do­wo­lo­ny. Opo­wia­da­nie za­czy­na się mnó­stwem dro­bia­zgo­wych opi­sów, które mają za­pew­ne słu­żyć zbu­do­wa­niu kli­ma­tu za­świa­tów, na­to­miast imo wy­pa­dło to bar­dzo cięż­ko. Bo­gac­two de­ta­li spraw­dzi­ło­by się w ani­ma­cji czy fil­mie, lecz co do opo­wia­da­nia – nie je­stem prze­ko­na­ny. Na przy­kład opis wy­glą­du Fi­no­ny zaj­mu­je ma­syw­ny aka­pit, który jest tak wy­pa­ko­wa­ny szcze­gó­ła­mi, że jeśli któ­ryś z nich jest na tyle istot­ny fa­bu­lar­nie, że po­wi­nie­nem go za­pa­mię­tać, no to znik­nął w tłu­mie, bo osta­tecz­nie nie za­pa­mię­ta­łem ni­cze­go. A skoro te dro­bia­zgi nie są istot­ne, to po co je wpro­wa­dzać, w ta­kiej ilo­ści?

Hmm przyj­mu­ję Twój punkt wi­dze­nia, ale będę tego bro­nić. Mam taki styl, tak bu­du­ję kli­mat i choć wiem, że nie każ­de­mu to przy­pad­nie do gustu, to jed­nak tutaj nic bym nie zmie­ni­ła. Ale dzię­ki za info zwrot­ne – inny punkt wi­dze­nia za­wsze jest cenny,

 

Co mi w sumie naj­bar­dziej do­skwie­ra­ło, to że w tym cie­ka­wym świe­cie nie udało się osa­dzić od­po­wied­nio wy­ra­zi­stych po­sta­ci. Hugo dość bier­nie jest po­py­cha­ny od wy­da­rze­nia do wy­da­rze­nia, wszy­scy mu (i czy­tel­ni­ko­wi) tłu­ma­czą o co biega, a on wszyst­ko przyj­mu­je do wia­do­mo­ści. Jeśli po­stać sili się na odro­bi­nę cha­rak­te­ru, za­zwy­czaj wy­pa­da ste­reo­ty­po­wo: na­rzu­co­na to­wa­rzysz­ka-ta­jem­ni­cza, król – cy­nicz­ny, bie­siad­ni­cy – ru­basz­ni, itd.

Co do Hugo to li­czy­łam się z takim od­bio­rem, ale był to za­bieg ce­lo­wy. Czy udany, to już to­tal­nie inna kwe­stia nie­ste­ty. Ale cóż mam z czego wy­cią­gać wnio­ski.

Uwa­żam, że Fi­non­na wy­szła mi cał­kiem nie­źle – jej nie dam ru­szyć. Król, fakt mógł mo­men­ta­mi wyjść ste­reo­ty­po­wo – było go w tek­ście dość mało i być może, że nie wy­ko­rzy­sta­łam jego po­ten­cja­łu tak do­brze jak mo­głam. 

 

Na ko­niec muszę przy­znać, że po prze­brnię­ciu przez wstęp, czy­ta­ło mi się bar­dzo płyn­nie i nawet nie za­uwa­ży­łem, kiedy ten cały me­traż zle­ciał. Po­wo­dze­nia w kon­kur­sie!

Faj­nie, że mimo wspo­mnia­nych man­ka­men­tów ba­wi­łeś się nie­źle i nie wzbo­ga­ci­łeś się o nowe trau­my. Wza­jem­nie!

 

krzko­t1988,

Świet­ny tekst. Jeden z lep­szych, jakie mia­łem oka­zję prze­czy­tać na por­ta­lu :-)

:o to chyba naj­lep­szy kom­ple­ment na por­ta­lu jaki do­sta­łam, po­zo­sta­je go­rą­co za niego po­dzię­ko­wać, jak i za no­mi­na­cję do piór­ka:) po ta­kich ko­men­ta­rzach aż się czło­wie­ko­wi chce pisać.

Opo­wieść w swo­jej kon­struk­cji bar­dzo pro­sta – za rącz­kę pro­wa­dzi bo­ha­te­ra od jed­nej scen­ki do dru­giej, uka­zu­jąc jego prze­mia­nę, bez szcze­gól­nych zwro­tów akcji (mniej wię­cej od po­ło­wy tek­stu rola Fi­no­ny staje się jasna). A jed­nak jest bar­dzo przej­mu­ją­cy w swym dą­że­niu do nie­uchron­ne­go końca.

Tekst jest bar­dzo oni­rycz­ny w naj­lep­szym zna­cze­niu. Po­mi­mo cięż­kiej i po­nu­rej wy­mo­wy, czyta się ni­czym dzie­więt­na­sto­wiecz­ną baśń. Ko­lej­ne spo­tka­nia bo­ha­te­ra przy­wo­ły­wa­ły także sko­ja­rze­nia z Boską Ko­me­dią. 

  1. Nie korzystałam świadomie z Boskie Komedii i nie była moją inspiracją, ale w sumie rozumiem, czemu może się kojarzyć. Może nawet sama nieświadomie miałam ją w głowie. Koniec faktycznie miał być nieuchronny i cieszę się, że udało mi się to choć troche oddać w tekscie. 

Gdyby nieco roz­sze­rzyć “ziem­skie” wątki, po­wstał­by bar­dzo dobry dra­mat ro­man­tycz­ny. Świet­nie wy­glą­da­ło­by to na sce­nie :-)

Aku­rat ro­mans nie jest moją dobrą stro­ną, no i to­tal­nie nie zmie­ści­ła­bym się w li­mi­cie, a opko i tak wy­szło dość dłu­gie. Za­mie­rzam wró­cić do tego świa­ta i spró­bo­wać opo­wie­dzieć wątek króla i jego kró­lo­wej :)

Po­do­ba­ła mi się rów­nież mo­ral­na nie­jed­no­znacz­ność. Nie ser­wu­jesz czy­tel­ni­ko­wi ba­na­łów, nie ma mo­ra­li­za­tor­skie­go tonu, a je­dy­nie ma­te­riał do prze­my­śle­nia. Brawo!

Uff. Na tym mi bar­dzo za­le­ża­ło, a łatwo mi po­paść w mo­ra­li­za­tor­ski ton.

A żeby nie było, że tylko chwa­lę, naj­mniej spodo­bał mi się głów­ny bo­ha­ter. Jest wła­ści­wie taką ku­kieł­ką po­ru­sza­ną ko­lej­ny­mi wy­da­rze­nia­mi, po­zba­wio­ną wła­snej oso­bo­wo­ści i zda­nia. Łatwo się czy­tel­ni­ko­wi wcie­lić w taką po­stać i po­sta­wić się przed dy­le­ma­ta­mi, które na­po­ty­ka, ale mimo wszyst­ko przy­da­ło­by się, by sam miał nieco wię­cej do po­wie­dze­nia.

To była świa­do­ma de­cy­zja, ale ba­zu­jąc na opini czy­tel­ni­ków – nie­zbyt udana. Ale cóż, zo­sta­je mi wy­ci­gnąć wnio­ski i za­sta­na­wić się trzy razy, zanim zde­cy­du­ję się po­now­nie na ta­kie­go bo­ha­te­ra. Biorę ten fe­ed­back na klatę :)

 

Po­do­ba­ło mi się :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Na­pi­sał­bym, że mnie rów­nież się po­do­ba­ło, ale, hej, aż żal się nie wpi­sać w ten po­sęp­ny kli­mat, który stwo­rzy­łaś w opo­wia­da­niu. ;-)

Dobra, to za­cznie­my od kli­ma­tu. Jest. Jest wy­raź­ny, jest wy­czu­wal­ny, jest nie­prze­sa­dzo­ny (w sen­sie nie pró­bu­jesz two­rzyć na siłę ja­kie­goś dia­bli wie­dzą jak gę­ste­go kli­ma­tu, nie brniesz też w jakąś nad­mier­ną grozę) – at­mos­fe­ra, która pa­nu­je w opo­wia­da­niu z jed­nej stro­ny po­zwa­la prze­siąk­nąć pewną po­sęp­no­ścią, z dru­giej nawet na prze­strze­ni tych 50k nawet na mo­ment nie za­czy­na mę­czyć czy nużyć i dziel­nie broni tek­stu jak może. Sło­wem, bar­dzo mocny punkt opo­wia­da­nia i chyba jego głów­na za­le­ta za­ra­zem.

Czy je­dy­na? Nie, na pewno nie. Oczy­wi­ście będą i czepy, żeby nie było za słod­ko, ale skoro mi się tak faj­nie za­czę­ło to jesz­cze tro­chę po­chwa­li­my. 

Ład­nie opi­su­jesz ten świat. Nie są to rzecz jasna opisy pełne nie­sa­mo­wi­tych po­rów­nań czy efek­tow­nych me­ta­for – ten język jest tutaj ciut oszczęd­niej­szy – tym nie­mniej po­przez owe opisy po­ma­gasz ob­ra­zom ze świa­ta Wi­siel­cze­go Króla współ­two­rzyć ów kli­mat, który wcze­śniej chwa­li­łem.

Dalej. Tempo masz tutaj mo­no­ton­ne i… do­brze. Tak, w tym wy­pad­ku wy­jąt­ko­wo do­brze. Dla­cze­go? Bo próby przy­spie­sze­nia za­mor­do­wa­ły­by kli­mat. Do­sta­je­my wę­drów­kę eks­po­nu­ją­cą świat i jego cha­rak­te­ry­sty­kę. Tutaj nie można gonić. Tym bar­dziej, że jest to świat opar­ty czę­sto na wy­bo­rach. Czy­tel­nik wraz z bo­ha­te­rem za­nu­rza się w nim, poj­mu­je go coraz le­piej, ale żeby pojąć, musi mieć do tego od­po­wied­nie wa­run­ki. I mimo, że tekst jest długi, tempo, jak wspo­mnia­łem mo­no­ton­ne, akcji – wy­da­je się – jak na le­kar­stwo, to opo­wia­da­nie jed­nak nie nuży.

Dobra, no to szczę­śli­wie do­tar­li­śmy do frag­men­tu trasy: dziu­ry, czepy i wy­bo­je. ;)

Bo­ha­te­ro­wi dra­ma­tycz­nie bra­ku­je hi­sto­rii. Ja­kiejś pod­bu­do­wy do jego wi­zy­ty w tym oso­bli­wym świe­cie, do wy­bo­rów, któ­rych musi do­ko­nać, uza­sad­nie­nia ko­niecz­no­ści i nie­uchron­no­ści jego wi­zy­ty w tym miej­scu oraz jego dal­szych de­cy­zji. To po­zor­nie jest, tyle że w prak­ty­ce on wę­dru­je sobie tylko z taką kart­ką: je­stem tu z ta­kie­go a ta­kie­go po­wo­du i mo­ty­wu­je mnie to i to. I tak, jak świat od­wa­la kawał do­brej ro­bo­ty bu­du­jąc kli­mat, pre­zen­tu­jąc sie­bie jako ele­ment, przez który warto iść z tym bo­ha­te­rem nawet mimo mo­no­to­nii, nawet mimo spo­rej licz­by zna­ków, tak jed­nak ten bo­ha­ter nie daje tu od sie­bie nic. Pew­nie w zło­śli­wej for­mie ko­men­ta­rza można mach­nąć ja­kieś stwier­dze­nie, że mógł się na­zy­wać Ko­rze­niow­ski, bo głów­nie lezie, ale to już nie bę­dzie uczci­we i jed­nak uznał­bym to za mocno prze­sa­dzo­ne. Tym nie­mniej ten bo­ha­ter, któ­re­go hi­sto­ria jest dla nas nie­omal białą kart­ką, jed­nak sporo opo­wia­da­niu za­bie­ra. I to nie tak, że tej hi­sto­rii bra­ku­je, żeby opo­wia­da­nie było dobre. Bo ono jest dobre. Bra­ku­je ra­czej, żeby ono było pełne. I żeby praca, którą tutaj ewi­dent­nie wy­ko­na­łaś, mogła w pełni wy­brzmieć.

Pil­no­wa­łaś, by w kon­kret­nych sce­nach na­kre­ślać emo­cje bo­ha­te­ra. To było widać. I ja to pa­mię­tam mimo że czy­ta­łem ty­dzień temu. Tylko to nie po­tra­fi­ło w żaden spo­sób wy­brzmieć. I już nie cho­dzi nawet o takie pod­sta­wo­we prze­ję­cie się losem bo­ha­te­ra, ki­bi­co­wa­nie mu i tym po­dob­ne. Myślę, że to opo­wia­da­nie spo­koj­nie może sobie bez tego po­ra­dzić. Cho­dzi ra­czej o to, żeby czy­tel­nik mógł zro­zu­mieć mo­ty­wa­cję bo­ha­te­ra, żeby strach, nie­po­kój, czy kosz­mar­na ko­niecz­ność wy­bo­ru były wy­czu­wal­ne, nie tylko za­ak­cen­to­wa­ne od­po­wied­ni­mi opi­sa­mi, które bez po­par­cie od­po­wied­nią hi­sto­rią wy­pra­wy Bras­sa za dia­bła nie po­tra­fią wy­brzmieć. Bra­kło chyba jed­nej sceny na po­cząt­ku. Dobra, star­czy, pew­nie i tak prze­cią­gną­łem opis tego pro­ble­mu.

Z uwag po­mniej­szych. Tro­chę ża­ło­wa­łem, że Bras­so­wi nie wy­zna­czo­no kon­kret­ne­go czasu po­by­tu w świe­cie Wi­siel­cze­go Króla. Jasne, on wie, że ma tam prze­by­wać moż­li­wie naj­kró­cej i wra­cać jak naj­szyb­ciej. Gdyby jed­nak miał okre­ślo­ny czas, pewne ele­men­ty jego wę­drów­ki mogły wy­brzmieć moc­niej i bar­dziej dra­ma­tycz­nie (jak ko­niecz­ność wy­bo­ru mię­dzy trze­ma win­ny­mi, czy koń­ców­ka). Inna rzecz, że też pew­nie by wtedy ubyło tro­chę po­nu­rej re­flek­syj­no­ści świa­ta, w któ­rym się zna­lazł, więc przyj­mij tę uwagę wy­łącz­nie jako od­czu­cia czy­tel­ni­cze. Nie jako wadę opo­wia­da­nia.

Dobra, pod­su­mo­wu­jąc. Ten oma­wia­ny brak hi­sto­rii jed­nak sporo za­bie­ra, ale też na końcu po­win­na zo­stać z Tobą moja koń­co­wa uwaga, że nawet bez niej to jest wciąż dobre opo­wia­da­nie (a po­win­no być co naj­wy­żej prze­cięt­ne ;)), które ma sporo zalet, które za­pa­da w pa­mięć. I tak, jak mogę chwa­lić kli­mat, tak naj­bar­dziej za­padł mi w pa­mięć świat. Nie dla­te­go, jak wy­glą­da ani z czego się skła­da, ale przede wszyst­kim dla­te­go, jak zo­stał po­my­śla­ny. Bo my­śle­nie przy kon­cep­cji świa­ta ce­ni­my nad wyraz. 

Sło­wem, kawał na­praw­dę sa­tys­fak­cjo­nu­ją­cej lek­tu­ry.

I po­dob­nie jak u Kro­ku­sa… Daruj ewen­tu­al­ne li­te­rów­ki, ale na­praw­dę nie chce mi się tego wszyst­kie­go jesz­cze raz czy­tać. :P

Sa­mo­zwań­czy Lotny Dy­żur­ny-Par­ty­zant; Nie­ofi­cjal­ny czło­nek sto­wa­rzy­sze­nia Mal­kon­ten­tów i Hi­po­chon­dry­ków

Hej, hej

Z no­mi­no­wa­nych w tym mie­sią­cu, tutaj byłem naj­bli­żej taka. Opi­sa­łaś cie­ka­wy po­mysł na świat, da­ją­cy wiele moż­li­wo­ści i z pew­no­ścią warto go wy­ko­rzy­stać w ko­lej­nych opo­wia­da­niach. Pa­mię­tam po­przed­nie opo­wia­da­nie z Wie­siel­czym Kró­lem, ale tym razem za­miast moc­ne­go dark fan­ta­sy czu­łem bar­dziej he­ro­ika i tutaj moja głów­na uwaga co do tek­stu – bo­ha­ter zo­stał zu­peł­nie zmiaż­dżo­ny i po­grze­ba­ny pod świa­to­twór­stwem. Snuje się chłop od jed­ne­go miej­sca do dru­gie­go, pró­bu­je niby pod­jąć jakąś de­cy­zję, ale jego wi­zy­ta wy­pa­da blado: ani nie wia­do­mo, po co kon­kret­nie mu Łzy, nie widać re­zul­ta­tów jego dzia­łań, ani nie wiemy zbyt wiele o nim samym.

Je­dy­ną za­pa­da­ją­cą w pa­mięć de­cy­zją Hugo było ode­bra­nie sobie życia na końcu, ale że tak się skoń­czy, wia­do­mo już od po­cząt­ku, bo prze­cież „co raz za­wi­śnie…”.

Opo­wia­da­nie za­czy­na się mocno, od bo­ha­te­ra idą­ce­go w ślady Odyna, pierw­sze spo­tka­nie z dwo­rem też ni­cze­go sobie, ale potem za­czą­łem tę­sk­nić za jasno za­ry­so­wa­nym kon­flik­tem – wia­do­mo, że Hugo zyska Łzy, i wia­do­mo, że za­pła­ci za to osta­tecz­ną cenę. Nie prze­szka­dza mi zna­jo­mość za­koń­cze­nia – wiele opo­wie­ści ma prze­wi­dy­wal­ny finał – ale tutaj sama droga do niej nie wy­brzmia­ła mi wy­star­cza­ją­co do­brze. Opo­wia­da­nie stoi kli­ma­tem i tego od­mó­wić mu nie można, masz też do­sko­na­łe uni­wer­sum do roz­wi­ja­nia. Nie zdzi­wię się, jeśli do­sta­niesz piór­ko za ten tekst, bo wielu tu za­do­wo­lo­nych czy­tel­ni­ków, a może tylko ja tro­chę ma­ru­dzę ;)

Po­zdra­wiam

 

Cześć!

 

Prze­czy­ta­łem, ko­men­tarz po za­koń­cze­niu kon­kur­su.

 

Po­zdra­wiam!

„Po­szu­ki­wa­nie praw­dy, która, choć­by naj­gor­sza, mo­gła­by tłu­ma­czyć jakiś sens czy choć­by kon­se­kwen­cję w tym, czego je­ste­śmy świad­ka­mi wokół sie­bie, przy­no­si je­dy­ną moż­li­wą od­po­wiedź: że samo po­szu­ki­wa­nie jest, lub może stać się, ową praw­dą.” J.Kaczmar­ski

Hmm. Po prze­my­śle­niu spra­wy piór­ko­wo je­stem na TAK.

Zga­dzam się z czę­ścią uwag CM-a, zwłasz­cza o bo­ha­te­rze i tle jego hi­sto­rii: tu jest miej­sce na ewen­tu­al­ną po­pra­wę. Tekst wy­grał u mnie kli­ma­tem i kre­acją świa­ta: umie­jęt­no­ścią przed­sta­wie­nia wła­snej wizji za­świa­tów i ich wład­cy, spój­no­ścią kre­acji i po­my­sło­wo­ścią. Tekst jest przy tym fa­bu­lar­nie cie­ka­wy, do­brze się go czyta i w an­to­lo­gii piór­ko­wej byłby z pew­no­ścią moc­nym punk­tem.

ninedin.home.blog

Bar­dzo mi się po­do­ba­ło! Hi­sto­ria wcią­ga, czyta się przy­jem­nie, do­brze na­pi­sa­ne. Świat jest prze­ko­nu­ją­co przed­sta­wio­ny. Bo­ha­ter wła­ści­wie od­po­wia­dał mi taki nie­do­okre­ślo­ny, młody, nie­do­świad­czo­ny, po­sta­wio­ny przed wy­bo­ra­mi ponad jego wiek. Cza­sem le­piej wie­dzieć mniej, zwłasz­cza że nie jest to klu­czo­we dla fa­bu­ły. Piór­ko bar­dzo za­słu­żo­ne, moim skrom­nym zda­niem, gra­tu­lu­ję! 

Po­zdra­wiam cie­plut­ko!

Cześć!

 

Wszyst­ko prze­czy­ta­ne, czas ko­men­to­wać…

Opo­wia­da­nie bar­dzo mi się spodo­ba­ło, choć przy­po­mi­na­ło tro­chę wannę: świet­ny po­czą­tek i nie­zły twist koń­co­wy (tro­chę w stro­nę tol­kie­now­skie­go, ale może tylko ja tak to widzę) z de­pre­sją po­środ­ku.

Motyw dworu i spo­so­bu do­tar­cia tam przed­ni, je­że­li coś tu zgrzy­ta­ło, to tytuł, który tro­chę przy­go­to­wy­wał czy­tel­ni­ka na taki wła­śnie po­czą­tek. Ale może to i do­brze, bo bez tego za­sko­cze­nie mo­gło­by być za mocne. Spo­tka­nie z mo­nar­cha rów­nież wy­szło świet­nie, są­czy­łaś kli­mat nie­spiesz­nie i efekt jest świet­ny. Jesz­cze te sznu­ry na drze­wach…

Ca­łość przy­sia­da tro­chę w cza­sie po­dró­ży z gar­gul­cem, a jest tu tro­chę gie­rek przy bu­do­wa­niu re­la­cji, przez co fan­ta­sty­ka scho­dzi – na chwi­lę – na dal­szy plan. Ale at­mos­fe­ra nie­pew­no­ści i ja­kie­goś za­plą­ta­nia bo­ha­te­ra po­zo­sta­je. No i mamy drogę, którą pro­ta­go­ni­sta po­ko­nu­je, a bez tego – chyba – nie ma he­ro­ic.

Koń­ców­ka po­cząt­ko­wo pach­nie kla­sy­kiem, ale szyb­ko po­ja­wia się Wi­siel­czy Król i wszyst­ko oka­zu­je się czymś nieco innym, niż się wy­da­je. Dla mnie praw­dzi­wy twist tej hi­sto­rii dzie­je się póź­niej, kiedy bo­ha­ter, który „za­sma­ko­wał” sznu­ra po­sta­na­wia wró­cić w to oso­bli­we miej­sce. Oczko do Froda, w krzy­wym zwier­cia­dle, ale pa­su­ją­ce do ga­tun­ku.

Na­pi­sa­ne bar­dzo przy­stęp­nie i pla­stycz­nie, lek­tu­ra wcią­ga­ła i wzbu­dza­ła emo­cje.

 

Atry­but: Do­brze wy­ko­rzy­sta­ny i ma­ją­cy ogrom­ny wpływ na fa­bu­łę, ważny ele­ment ca­ło­ści.

 

Hasło: Tu już nieco go­rzej, bo nie mo­głem oprzeć się wra­że­niu, że wy­szło tro­chę na siłę, ale jest i wnosi nieco oso­bli­we­go hu­mo­ru do po­my­sło­we­go, nieco upior­ne­go świa­ta.

 

Mapa: Jest, ale z pro­gra­mu… więc za­li­czo­ne.

 

Piór­ko­wo byłem na TAK, ale to już pew­nie wiesz ;-)

 

Z rze­czy, które jesz­cze jakoś szcze­gól­nie rzu­ci­ły mi się w oczy:

– Hugo to kiep­skie imię dla bo­ha­te­ra

Jak mo­głaś!? Kie­dyś na­pi­sa­łem po­wieść na 350k zna­ków z bo­ha­te­rem o takim imie­niu. Na­praw­dę, mam ZIPa, data mo­dy­fi­ka­cji 2004 (boję się otwo­rzyć) ;-)

 

A naj­le­piej speł­nił jego proś­bę.

tu coś zgrzy­ta

 

– Po­śpiesz się, śmier­tel­ni­ku.

Ale on nie żyje… chyba

 

Po­zdra­wiam!

„Po­szu­ki­wa­nie praw­dy, która, choć­by naj­gor­sza, mo­gła­by tłu­ma­czyć jakiś sens czy choć­by kon­se­kwen­cję w tym, czego je­ste­śmy świad­ka­mi wokół sie­bie, przy­no­si je­dy­ną moż­li­wą od­po­wiedź: że samo po­szu­ki­wa­nie jest, lub może stać się, ową praw­dą.” J.Kaczmar­ski

Witam pod ko­lej­nym tek­stem. ;)

 

Myślę, że prze­czy­ta­nie po­przed­nie­go opo­wia­da­nia (mimo że nie­ko­niecz­ne) na­da­je smacz­ku przy czy­ta­niu tego tek­stu. Mamy czło­wie­ka, który chce ura­to­wać świat i wie­sza się, żeby w pew­nym sen­sie umrzeć i tra­fić do Wi­siel­cze­go Króla. A tego znamy tro­chę z roz­mo­wy z wiedź­mą z „Po­ca­łun­ku pod szu­bie­ni­cą”. Z dru­giej stro­ny – zna­jo­mość nie jest ko­niecz­na i bez niej też można się tutaj spo­koj­nie po­ła­pać. Fajny po­mysł, tak de­li­kat­nie łą­czyć opo­wia­da­nia.

 

Tro­chę pro­blem z pod­mio­ta­mi, kiedy bo­ha­ter jest nie­na­zwa­ny. To nie jest nar­ra­cja trze­cio­oso­bo­wa, choć mamy POV bo­ha­te­ra bez po­da­wa­nia imie­nia. Mimo że prze­cież ma na imię Hugo i można spo­koj­nie je wpro­wa­dzać. ;)

 

Zo­bacz tutaj:

Wtedy zza cięż­kich chmur wy­szedł księ­życ i uświa­do­mił sobie, że to liny. Setki, ty­sią­ce za­ple­cio­nych w pętle lin.

Prze­łknął gło­śno ślinę.

Ja wiem, o co cho­dzi. No ale pa­trząc pod kątem po­praw­no­ści… Cóż, to wy­glą­da, jakby ten księ­życ sobie coś uświa­do­mił, a potem prze­łknął ślinę itd.

 

Po­de­szła, zanim się ock­ną­łem. Usły­szał­bym ją z da­le­ka

Czemu Hugo myśli, że usły­szał­by ją z da­le­ka, skoro jej nie sły­szał? Czy ja coś źle czy­tam?

 

Po­now­nie sku­pił się na ko­bie­cie. (…) po­dą­żył za dziew­czy­ną.

To bar­dziej już ko­bie­ta czy dziew­czy­na?

 

Hugo po­czuł na ple­cach lep­kie macki stra­chu.

Tutaj tro­chę za późno to na­stę­pu­je. Kiedy się budzi to nie widzi tych zmar­łych, nie czuje stra­chu? Czy ta obec­ność dziew­czy­ny jest na tyle za­ska­ku­ją­ca, że ten strach scho­dzi na dal­szy plan? Czy może ci zmar­li są za­wsze dość da­le­ko od drzew? Z dru­giej stro­ny, ni­ko­go by tam nie było pod drze­wa­mi, kto by się bu­dził, wszy­scy równo na rów­ni­nie? ;) Ani jed­ne­go wi­siel­ca w cza­sie, gdy Hugo się budzi?

 

Tro­chę mimo wszyst­ko bra­ku­je mi opisu kra­iny, tego pierw­sze­go spoj­rze­nia na świat, bo tak na­praw­dę mamy tylko, że wszę­dzie są drze­wa i mają liny. A na nie­bie księ­życ. A potem zo­sta­wia­ją za sobą las i mamy rów­ni­ny.

 

(…) wień­czył łuk ozdo­bio­ny pła­sko­rzeź­ba­mi. Ze środ­ka wy­zie­ra­ła ko­ro­na ogrom­ne­go, gęsto po­ro­śnię­te­go li­sto­wiem drze­wa.

Już z da­le­ka wi­dział (…)

Zda­rza Ci się gubić pod­miot, więc nie będę dalej wy­szu­ki­wać tych mo­men­tów, warto po pro­stu przej­rzeć tekst pod tym kątem, bo tro­chę tego jest.

 

Faj­nie, że mamy opis dworu u Wi­siel­cze­go Króla. Może tro­chę skrom­ny, ale dalej też są opisy, więc się nie cze­piam. Zresz­tą sama też męczę się czę­sto z opi­sa­mi i nie lubię ich pisać.

 

To nie­moż­li­we, prze­mknę­ło mu przez myśl. Po­trzą­snął głową – po­wie­sił się, aby uzy­skać au­dien­cję u Króla Wi­siel­ców. Nic, co tu zo­ba­czy, nie po­win­no go dzi­wić.

Tu mam tro­chę takie wra­że­nie sztucz­no­ści. Coś nie pa­su­je mi w tych my­ślach, tak jakby Hugo my­ślał, że coś jest nie­moż­li­we tylko po to, aby nar­ra­tor mógł dodać, że nic nie po­win­no go dzi­wić.

 

– Hugo to kiep­skie imię dla bo­ha­te­ra – szy­dził Wi­siel­czy Król,

Może le­piej „za­szy­dził”, bo prze­cież do­pie­ro co się ode­zwał.

 

Poza tym – Hugo to świet­ne imię, taki le­ni­wy czy­tel­nik jak ja, nie musi się wy­si­lać, żeby spraw­dzać pi­sow­nię, gdy­byś wrzu­ci­ła tu ja­kie­goś Hu­gh­h­dra czy in­ne­go Hu­gh­tr­rag’a. XD

 

Na plus, że Hugo nie jest pierw­szy. Scena z kró­lem mi się po­do­ba, sam król jest taki na luzie, a jed­no­cze­śnie czuć przed nim re­spekt, do­brze go kreu­jesz, spraw­nie ope­ru­jesz sło­wa­mi, dia­lo­gi są nie­wy­mu­szo­ne i cie­ka­wi mnie powód przyj­ścia Hugo do króla. I przez to, że od po­cząt­ku tego nie wiemy, ład­nie bu­du­je nam to na­pię­cie.

 

Za­czę­łaś od wy­pra­wy bez przy­go­to­wań do niej, bez na­kre­śle­nia pro­ble­mu przy­dłu­gim wstę­pem i to na­praw­dę duży plus. Poza tym muszę Cię po­chwa­lić za to umie­jęt­ne stop­nio­wa­nie na­pię­cia, bo niby Hugo mówi, z czym przy­by­wa, a tak na­praw­dę nic nie wiemy, bo czym jest to zło, skoro zło to tylko puste słowo w kra­inie upio­rów. Takie za­gra­nia na pewno dzia­ła­ją na utrzy­ma­nie czy­tel­ni­ka przy tek­ście. Na tym eta­pie wcią­gnę­łam się i bar­dzo chęt­nie po­znam ciąg dal­szy.

 

Spryt­nie wpla­tasz wiek Hugo do opo­wia­da­nia.

 

I dalej: Hugo wy­ja­wia cel wi­zy­ty i przed­miot, który chce zdo­być, a jed­no­cze­śnie wciąż nie wiemy, co też przed­miot ma zdzia­łać. Te mgli­ste in­for­ma­cje bar­dzo do­brze współ­gra­ją z za­in­te­re­so­wa­niem czy­tel­ni­ka.

 

Prze­wod­nik-gar­gu­lec, aż mi się przy­po­mniał „Dzwon­nik z Notre Dame”. :)

 

O, Fi­non­na to dawny czło­wiek? Cie­ka­we, jak się tam zna­la­zła. Hi­sto­ria wple­cio­na w roz­mo­wę mnie nie nu­ży­ła, choć była taka do bólu stan­dar­do­wa – bo­ga­ta dziew­czy­na ze szla­chec­kiej ro­dzi­ny, któ­rej bra­ku­je mi­ło­ści ojca, ale stara się ją po­zy­skać.

 

To on zgar­nął go z ulicy i po­ka­zał jak wła­dać mie­czem. To on go wy­kar­mił, wpoił, czym jest honor.

Tro­chę zbyt mocno da­jesz nam na tacy te in­for­ma­cje o Hugo po­przez wspo­mnie­nia o men­to­rze. Tak jakby my­ślał wła­śnie teraz, że men­tor wpoił mu, czym jest honor, jak go kar­mił itd., żeby prze­my­cić te in­for­ma­cje o chło­pa­ku dla nas, czy­tel­ni­ków. Ale za­uważ, że już samo przyj­ście tutaj i chęć zy­ska­nia tych łez, żeby po­wstrzy­mać zło, mówi nam o wiele wię­cej niż suche in­for­ma­cje, że miał wpo­jo­ny honor. Jed­no­cze­śnie po­przez sceny nie mo­że­my być tak do końca wszyst­kie­go pewni i gdzieś tam mu­si­my za­cho­wać czuj­ność, a przez takie do­dat­ki, że miał wpo­jo­ny ten honor, to teraz już je­ste­śmy ukie­run­ko­wa­ni na pa­trze­nie na bo­ha­te­ra ze świa­do­mo­ścią, że był taki a taki.

 

Po­do­ba mi się za to scena z Zarą i to, jak ją ma­lu­jesz, czło­wiek-drze­wo.

 

O, wła­śnie, spójrz:

– Prze­pra­szam – mruk­nął, zanim się­gnął po broń i sko­czył w kie­run­ku ko­bie­ty.

Nawet ta scena daje nam roz­bież­ne in­for­ma­cje o ho­no­rze bo­ha­te­ra. No bo jed­nak okej, chciał ra­to­wać swo­ich, ale czy honor nie po­wi­nien mu prze­szko­dzić w zdo­by­wa­niu Łez na siłę? Dla­te­go wła­śnie wstaw­ki nar­ra­to­ra, że bo­ha­ter był taki a taki, są bez sensu, zwłasz­cza gdy z tek­stu wy­ni­ka coś in­ne­go.

 

Niebo nad głową Hu­go­na

Ostrze w rę­kach Hugo ożyło i roz­po­czę­ło bru­tal­ny ta­niec z cien­ki­mi pną­cza­mi.

To Hu­go­na czy Hugo? ;) Ta­kich frag­men­tów jest wię­cej.

 

Cha­bro­we spoj­rze­nie przez mo­ment roz­sze­rzy­ło zdu­mie­nie

Ra­czej oczy mogą się roz­sze­rzyć ze zdu­mie­nia, nie spoj­rze­nie.

 

Poza tym – świet­na scena. Widzę, że motyw po­czu­cia winy z po­przed­nie­go opo­wia­da­nia, tutaj też do­się­ga bo­ha­te­ra. Lubię trud­ne wy­bo­ry i kon­se­kwen­cje walk. Sama walka dy­na­micz­na, ko­niec po­nu­ry i cięż­ki, więc jak dla mnie ni­cze­go nie za­bra­kło.

 

Muszę my­śleć o swoim celu. Misji. Wiele żyć od niej za­le­ży. Nie mogę za­wró­cić. Ich dobro jest waż­niej­sze.

Myśli Hugo mo­men­ta­mi są takie zbyt… sztucz­ne. Cięż­ko mi uwie­rzyć, żeby młody chło­pak tak my­ślał. Może le­piej by­ło­by bez tych myśli.

 

Opo­wieść gar­gul­ca dalej stan­dar­do­wa – uciecz­ka z uwo­dzi­cie­lem i ło­trem. Hm, gdyby hi­sto­ria była mniej ty­po­wa, na pewno czy­ta­ło­by się o niej le­piej. A tak to nie mam w gło­wie myśli: „o, cie­ka­we, co bę­dzie dalej?”.

 

Trupa Śle­pe­go Joe – barw­nie opi­sa­na ha­ła­stra, po­do­ba mi się. ;)

 

Ustą­pił, czu­jąc, że opór byłby bez­ce­lo­wy.

Można sobie da­ro­wać.

 

Scena z trupą i Tissą uwo­dzą­cą Hugo – przy­jem­nie się czy­ta­ło, zwłasz­cza że młody tak się ru­mie­nił i czuć, że dzie­ciak z niego. ;)

 

Kor­ci­ło go, aby wy­py­tać dziew­czy­nę, ale uznał, że to ani czas, ani miej­sce. Za­py­tał jed­nak o coś, co nur­to­wa­ło go, odkąd prze­kro­czy­li próg świą­ty­ni.

Skoro nie za­py­tał, to mo­że­my się do­my­ślić, że uznał, że to nie ten czas na takie py­ta­nia. ;) A dru­gie zda­nie można sobie da­ro­wać, no bo jak za­py­tał, to nie ma zna­cze­nia, czy go to nur­to­wa­ło od po­cząt­ku, po chwi­li, czy może wła­śnie po­sta­no­wił o to za­py­tać.

 

Bro­dacz miał rację. Chło­pak nie za­prze­czył i z ja­kie­goś po­wo­du czuł się po­ko­na­ny. Prze­grał walkę, choć nie wie­dział, że jakaś się toczy.

Bra­ku­je mi tutaj opi­sów, które za­stę­pu­jesz cza­sa­mi ta­ki­mi wstaw­ka­mi nie­wie­le da­ją­cy­mi. Wo­la­ła­bym zo­ba­czyć re­ak­cję Hugo, np. prze­czy­tać, że spoj­rzał w zie­mię albo zgar­bił się, co­kol­wiek.

 

O, ale fajny po­mysł z tym „sądem”. Spo­dzie­wa­łam się, że Hugo po pro­stu wy­bie­rze jed­ne­go z męż­czyzn i tyle, do­sta­nie in­for­ma­cje. A tutaj taka sma­ko­wi­ta scena.

 

Ach, ta „spra­wie­dli­wość”… Po prze­czy­ta­niu trzech opi­sów męż­czyzn, je­stem bar­dzo cie­ka­wa, któ­re­go Hugo wy­bie­rze na wy­gna­nie. Być może mor­der­cę, który okaże się kimś mor­du­ją­cym w obro­nie, a dwóch pa­skud­nych typów prze­trwa. Jak w życiu. No ale zo­ba­czy­my.

 

Tro­chę mi nie pa­su­je, że gar­gu­lec tak zmu­szał Vin­nie­go do spo­wie­dzi, a przy Gu­sta­wie mamy, że nie pró­bo­wał się tłu­ma­czyć i nic wię­cej. No to tutaj już gar­gu­lec od­pu­ścił?

 

Tam znaj­dziesz mor­der­cę, któ­re­go ru­szy­ło su­mie­nie.

Uwiel­biam takie mo­ty­wy.

 

Hi­sto­ria z Fi­non­ną sko­ja­rzy­ła mi się z hi­sto­rią Karli Ho­mol­ki przed­sta­wio­nej w fil­mie „Karlą” (w rze­czy­wi­sto­ści było tro­chę ina­czej niż w fil­mie).

 

Hum­m­da­il – mocny opis.

 

No i do­szłam do mo­men­tu, w któ­rym oka­za­ło się, że Fi­non­na miała te Łzy przy sobie. Po­dróż była bar­dziej men­tal­na niż fak­tycz­na, więc to na duży plus. A sama roz­mo­wa o prze­szło­ści, jak się oka­za­ło, nie była tylko do­dat­kiem, a sta­no­wi­ła peł­no­praw­ną hi­sto­rię, bo bez tego bra­ko­wa­ło­by uzu­peł­nie­nia. Widać, że opo­wia­da­nie jest mocno prze­my­śla­ne, że te wszyst­kie ele­men­ty się łączą, nie ma tu przy­pad­ko­wo­ści. ;)

 

Jak dla mnie na minus ba­nal­ność hi­sto­rii gar­gul­ca, bo ta­kich opo­wie­ści są setki, tzn. to już dość okle­pa­ne, że panna z do­bre­go, bo­ga­te­go domu leci za przy­stoj­nym ło­trem. Jasne, na plus, że za­bi­ja­ła (kur­czę, źle to brzmi, wiem!), bo to coś in­ne­go, ale jed­nak te wcze­śniej­sze wy­nu­rze­nia mo­gły­by jed­nak też mieć w sobie coś ory­gi­nal­ne­go.

 

Prze­chy­li­ła głowę w za­my­śle­niu. Nie wie­rzy­ła mu.

Dru­gie zda­nie bym sobie da­ro­wa­ła. ;)

 

Jest mi przy­kro? Sam nie je­stem pe­wien. Nic już nie wiem, poza tym, że muszę wy­ko­nać misję. Cze­ka­ją na mnie. Liczą na mnie.

To znowu te same myśli, co miał wcze­śniej. Po­pro­szę tro­chę opi­sów, sama chęt­nie wy­wnio­sku­ję z nich, w jakim był sta­nie. ;)

 

Dło­nią się­gnął do mie­cza go­to­wy do dzia­ła­nia. Hugo nie od­ry­wał wzro­ku od gar­gul­ca nie­pew­ny jej re­ak­cji.

A tu nie mu­sisz pisać pod­mio­tu, bo mamy go w po­przed­nim zda­niu i wia­do­mo, o co cho­dzi.

 

Faj­nie, że na ko­niec przy­by­wa Król. Jego na­dej­ście, py­ta­nie – na­praw­dę robi się mrocz­na at­mos­fe­ra, czuć to.

 

O, Fi­non­na jed­nak miała wię­cej grze­chów na su­mie­niu.

 

Fi­non­na mil­cza­ła, ewi­dent­nie nie za­mie­rza­ła się tłu­ma­czyć.

Skoro mil­czy to wiemy, że nie za­mie­rza się tłu­ma­czyć.

 

Po­do­ba mi się to „do zo­ba­cze­nia” od Króla. I ogól­nie cała hi­sto­ria bar­dzo spraw­nie na­pi­sa­na, bez dłu­żyzn, je­dy­nie sporo było nie­po­trzeb­nych zdań i po­wta­rza­nia oczy­wi­stych in­for­ma­cji, ale to do spo­koj­ne­go przej­rze­nia opo­wia­da­nia.

 

Koń­ców­ka – hm, jakoś mi nie pa­su­je. To zna­czy, wiesz, ja lubię takie rze­czy i ko­niec jest w moim stylu, bo mrocz­ny i gorz­ki, ale jed­no­cze­śnie nie pa­su­je mi do bo­ha­te­ra, który był mimo wszyst­ko młody i pełen ide­ałów, i cięż­ko za­uwa­żyć tę jego prze­mia­nę. Co go tak zmie­ni­ło? To, że wy­zna­czył kogoś na śmierć, mimo że mu­siał? To, że zabił pod­czas walki straż­nicz­kę pil­nu­ją­cą dzie­ci? Czy to, że nie dał się oszu­kać Fi­non­nie w jej roz­gryw­ce z Kró­lem? Tro­chę bra­ko­wa­ło mi jed­nak cze­goś moc­niej­sze­go, żeby ten ko­niec wy­brzmiał wła­ści­wie.

 

Trze­ba by tutaj wpro­wa­dzić wię­cej mroku, wię­cej bólu i po­ka­za­nia, że te dzia­ła­nia uma­za­ły ręce bo­ha­te­ra we krwi. Tego nie ma i jed­nak chęć po­wie­sze­nia się, bo coś go zmie­ni­ło, to dla mnie za mało. Ale poza tym opo­wia­da­nie czy­ta­ło mi się bar­dzo do­brze. :)

 

Ładna mapka, ko­ja­rzy się z taką z gier. ;)

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie,

Anan­ke

Wra­cam z mocno za­le­gły­mi od­po­wie­dzia­mi!

 

Anet,

cie­szę się bar­dzo <3

 

CM,

Na­pi­sał­bym, że mnie rów­nież się po­do­ba­ło, ale, hej, aż żal się nie wpi­sać w ten po­sęp­ny kli­mat, który stwo­rzy­łaś w opo­wia­da­niu. ;-)

Nie, nie! Po­sęp­ność w ko­men­ta­rzach nie jest dobra i zde­cy­do­wa­nie od­ra­dza­na.

 

at­mos­fe­ra, która pa­nu­je w opo­wia­da­niu z jed­nej stro­ny po­zwa­la prze­siąk­nąć pewną po­sęp­no­ścią, z dru­giej nawet na prze­strze­ni tych 50k nawet na mo­ment nie za­czy­na mę­czyć czy nużyć i dziel­nie broni tek­stu jak może. Sło­wem, bar­dzo mocny punkt opo­wia­da­nia i chyba jego głów­na za­le­ta za­ra­zem

bar­dzo miło mi to sły­szeć, nie za­wsze udaje mi się zbu­do­wać taką at­mos­fe­rę jaką bym chcia­ła

 nie­mniej ten bo­ha­ter, któ­re­go hi­sto­ria jest dla nas nie­omal białą kart­ką, jed­nak sporo opo­wia­da­niu za­bie­ra. I to nie tak, że tej hi­sto­rii bra­ku­je, żeby opo­wia­da­nie było dobre. Bo ono jest dobre. Bra­ku­je ra­czej, żeby ono było pełne. I żeby praca, którą tutaj ewi­dent­nie wy­ko­na­łaś, mogła w pełni wy­brzmieć.

po wszyst­kich ko­men­ta­rzach już wiem, że Hugo to chyba jeden z naj­słab­szych ele­men­tów tego opo­wia­da i już chyba nic go nie wy­bro­ni ;p

 

Cho­dzi ra­czej o to, żeby czy­tel­nik mógł zro­zu­mieć mo­ty­wa­cję bo­ha­te­ra, żeby strach, nie­po­kój, czy kosz­mar­na ko­niecz­ność wy­bo­ru były wy­czu­wal­ne, nie tylko za­ak­cen­to­wa­ne od­po­wied­ni­mi opi­sa­mi, które bez po­par­cie od­po­wied­nią hi­sto­rią wy­pra­wy Bras­sa za dia­bła nie po­tra­fią wy­brzmieć. Bra­kło chyba jed­nej sceny na po­cząt­ku.

Czyli wra­ca­my do back­sto­ry bo­ha­te­ra, któ­rej za­bra­kło? Do­brze ro­zu­miem?

 

Sło­wem, kawał na­praw­dę sa­tys­fak­cjo­nu­ją­cej lek­tu­ry.

<3 to naj­waż­niej­sze i cie­szę się, że tak jest mimo man­ka­men­tów! Dzie­ku­ję go­rą­co za roz­bu­do­wa­ny i prze­my­śla­ny ko­me­natrz – takie, choć bru­tal­nie wy­ty­ka­ją błędy, są bar­dzo cenne i po­ka­zu­ją co w danym tek­ście nie wy­szło. A jak widać mimo po­chwał, jest też sporo nie­do­ró­bek.

 

Za­na­is,

 Opi­sa­łaś cie­ka­wy po­mysł na świat, da­ją­cy wiele moż­li­wo­ści i z pew­no­ścią warto go wy­ko­rzy­stać w ko­lej­nych opo­wia­da­niach.

Cie­szę się, że świat się broni, bo fak­tycz­nie za­mie­rzam do niego wró­cić i to chyba mój ulu­bio­ny elemnt opo­wia­da­nia.

tutaj moja głów­na uwaga co do tek­stu – bo­ha­ter zo­stał zu­peł­nie zmiaż­dżo­ny i po­grze­ba­ny pod świa­to­twór­stwem. Snuje się chłop od jed­ne­go miej­sca do dru­gie­go, pró­bu­je niby pod­jąć jakąś de­cy­zję, ale jego wi­zy­ta wy­pa­da blado: ani nie wia­do­mo, po co kon­kret­nie mu Łzy, nie widać re­zul­ta­tów jego dzia­łań, ani nie wiemy zbyt wiele o nim samym.

To była świa­do­ma de­cy­zja, tj. aby bo­ha­ter był ra­czej bier­ny, ale po wielu już ko­me­na­trzach wiem, że jed­nak nie była to de­cy­zja tra­fio­na. Lek­cję wy­cią­gnę­łam :)

 

Opo­wia­da­nie za­czy­na się mocno, od bo­ha­te­ra idą­ce­go w ślady Odyna, pierw­sze spo­tka­nie z dwo­rem też ni­cze­go sobie, ale potem za­czą­łem tę­sk­nić za jasno za­ry­so­wa­nym kon­flik­tem – wia­do­mo, że Hugo zyska Łzy, i wia­do­mo, że za­pła­ci za to osta­tecz­ną cenę. Nie prze­szka­dza mi zna­jo­mość za­koń­cze­nia – wiele opo­wie­ści ma prze­wi­dy­wal­ny finał – ale tutaj sama droga do niej nie wy­brzmia­ła mi wy­star­cza­ją­co do­brze. 

Przyj­mu­ję fe­ed­back, bra­łam pod uwagę, że nie wszyst­kim po­dej­dzie. Ce­lo­wo uni­ka­łam naj­bar­dziej ty­po­wych ele­men­tów he­ro­ika – tj. kla­row­ne­go an­ta­go­ni­sty i wiel­kiej walki na ko­niec, ale wiem, że nie wszyst­kim coś ta­kie­go się spodo­ba.

 

Dzię­ki za od­wie­dzi­ny.

 

Ni­ne­din,

Hmm. Po prze­my­śle­niu spra­wy piór­ko­wo je­stem na TAK.

Zga­dzam się z czę­ścią uwag CM-a, zwłasz­cza o bo­ha­te­rze i tle jego hi­sto­rii: tu jest miej­sce na ewen­tu­al­ną po­pra­wę. Tekst wy­grał u mnie kli­ma­tem i kre­acją świa­ta: umie­jęt­no­ścią przed­sta­wie­nia wła­snej wizji za­świa­tów i ich wład­cy, spój­no­ścią kre­acji i po­my­sło­wo­ścią. Tekst jest przy tym fa­bu­lar­nie cie­ka­wy, do­brze się go czyta i w an­to­lo­gii piór­ko­wej byłby z pew­no­ścią moc­nym punk­tem.

Dzię­ku­ję <3 za bo­ha­te­ra się kajam, nawet nie bro­nię już jego kre­acji, bo widać tak wielu uwa­gach, że to naj­słab­szy ele­ment. Wy­cią­gnę­łam z tego wnio­ski i wiem już co nie za­dzia­ła. 

CIe­szę się, że tekst mimo man­ka­men­tów Cię prze­ko­nał.

 

Bar­ba­rian,

witam witam, cze­kam cier­pli­wie na ko­me­natrz po za­koń­cze­niu kon­kur­su :)

 

Jol­kaK,

 

Bar­dzo mi się po­do­ba­ło! Hi­sto­ria wcią­ga, czyta się przy­jem­nie, do­brze na­pi­sa­ne. Świat jest prze­ko­nu­ją­co przed­sta­wio­ny. Bo­ha­ter wła­ści­wie od­po­wia­dał mi taki nie­do­okre­ślo­ny, młody, nie­do­świad­czo­ny, po­sta­wio­ny przed wy­bo­ra­mi ponad jego wiek. Cza­sem le­piej wie­dzieć mniej, zwłasz­cza że nie jest to klu­czo­we dla fa­bu­ły. Piór­ko bar­dzo za­słu­żo­ne, moim skrom­nym zda­niem, gra­tu­lu­ję! 

Dzię­ku­ję za od­wie­dzi­ny i ko­me­natrz! Za­do­wo­lo­ny czy­tel­nik spra­wia, że chce się pisać mimo tego, jaka żmud­na bywa to praca, a i tak na końcu oka­zu­je się, że są ele­men­ty, które nie wy­szły zbyt do­brze.

Je­steś też jedną z nie­licz­nych, która nie na­rze­ka na bo­ha­te­ra i ode­bra­łaś go wła­śnie tak jak chcia­łam. Bied­ny Hugo – zli­czo­wa­ny przez tak wielu.

 

 

Ko­me­natrz dzie­lę na dwa, bo coś prze­glą­dar­ka nie chce współ­pra­co­wać.

Motyw dworu i spo­so­bu do­tar­cia tam przed­ni, je­że­li coś tu zgrzy­ta­ło, to tytuł, który tro­chę przy­go­to­wy­wał czy­tel­ni­ka na taki wła­śnie po­czą­tek. Ale może to i do­brze, bo bez tego za­sko­cze­nie mo­gło­by być za mocne. Spo­tka­nie z mo­nar­cha rów­nież wy­szło świet­nie, są­czy­łaś kli­mat nie­spiesz­nie i efekt jest świet­ny. Jesz­cze te sznu­ry na drze­wach…Motyw dworu i spo­so­bu do­tar­cia tam przed­ni, je­że­li coś tu zgrzy­ta­ło, to tytuł, który tro­chę przy­go­to­wy­wał czy­tel­ni­ka na taki wła­śnie po­czą­tek. Ale może to i do­brze, bo bez tego za­sko­cze­nie mo­gło­by być za mocne. Spo­tka­nie z mo­nar­cha rów­nież wy­szło świet­nie, są­czy­łaś kli­mat nie­spiesz­nie i efekt jest świet­ny. Jesz­cze te sznu­ry na drze­wach…

 Motyw dworu i spo­so­bu do­tar­cia tam przed­ni, je­że­li coś tu zgrzy­ta­ło, to tytuł, który tro­chę przy­go­to­wy­wał czy­tel­ni­ka na taki wła­śnie po­czą­tek. Ale może to i do­brze, bo bez tego za­sko­cze­nie mo­gło­by być za mocne. Spo­tka­nie z mo­nar­cha rów­nież wy­szło świet­nie, są­czy­łaś kli­mat nie­spiesz­nie i efekt jest świet­ny. Jesz­cze te sznu­ry na drze­wachMotyw dworu i spo­so­bu do­tar­cia tam przed­ni, je­że­li coś tu zgrzy­ta­ło, to tytuł, który tro­chę przy­go­to­wy­wał czy­tel­ni­ka na taki wła­śnie po­czą­tek. Ale może to i do­brze, bo bez tego za­sko­cze­nie mo­gło­by być za mocne. Spo­tka­nie z mo­nar­cha rów­nież wy­szło świet­nie, są­czy­łaś kli­mat nie­spiesz­nie i efekt jest świet­ny. Jesz­cze te sznu­ry na drze­wach…

Motyw dworu i spo­so­bu do­tar­cia tam przed­ni, je­że­li coś tu zgrzy­ta­ło, to tytuł, który tro­chę przy­go­to­wy­wał czy­tel­ni­ka na taki wła­śnie po­czą­tek. Ale może to i do­brze, bo bez tego za­sko­cze­nie mo­gło­by być za mocne. Spo­tka­nie z mo­nar­cha rów­nież wy­szło świet­nie, są­czy­łaś kli­mat nie­spiesz­nie i efekt jest świet­ny. Jesz­cze te sznu­ry na drze­wach…

 

Wszyst­ko prze­czy­ta­ne, czas ko­men­to­wać…

i cz. 2 ko­men­ta­rza,

 

Krar,

tro­chę mnie za­sko­czy­łeś tym ko­men­ta­rzem, spo­dzie­wa­łam się go po wy­ni­kach. Po Two­ich ko­men­ta­rzach u in­nych osób, da się chyba nawet wy­ty­po­wać po­dium. Zo­ba­czy­my, czy do­brze ob­sta­wiam :)

 

Motyw dworu i spo­so­bu do­tar­cia tam przed­ni, je­że­li coś tu zgrzy­ta­ło, to tytuł, który tro­chę przy­go­to­wy­wał czy­tel­ni­ka na taki wła­śnie po­czą­tek. Ale może to i do­brze, bo bez tego za­sko­cze­nie mo­gło­by być za mocne. Spo­tka­nie z mo­nar­cha rów­nież wy­szło świet­nie, są­czy­łaś kli­mat nie­spiesz­nie i efekt jest świet­ny. Jesz­cze te sznu­ry na drze­wach…

jakie to miłe <3 pła­wię się w tych do­brych sło­wach, wie­dząc, że nie ma ide­al­nie i kry­ty­ka też zaraz bę­dzie

 

Koń­ców­ka po­cząt­ko­wo pach­nie kla­sy­kiem, ale szyb­ko po­ja­wia się Wi­siel­czy Król i wszyst­ko oka­zu­je się czymś nieco innym, niż się wy­da­je. Dla mnie praw­dzi­wy twist tej hi­sto­rii dzie­je się póź­niej, kiedy bo­ha­ter, który „za­sma­ko­wał” sznu­ra po­sta­na­wia wró­cić w to oso­bli­we miej­sce.

Do­kład­nie taki był za­mysł, że wszyst­ko miało oka­zać się czymś tro­chę innym. Faj­nie, że udało się cho­ciaż w czę­ści.

 

Hasło: Tu już nieco go­rzej, bo nie mo­głem oprzeć się wra­że­niu, że wy­szło tro­chę na siłę, ale jest i wnosi nieco oso­bli­we­go hu­mo­ru do po­my­sło­we­go, nieco upior­ne­go świa­ta.

Przy­zna­ję się bez bicia, że tutaj się to­tal­nie nie po­pi­sa­łambroken heart

 

– Hugo to kiep­skie imię dla bo­ha­te­ra

Jak mo­głaś!? Kie­dyś na­pi­sa­łem po­wieść na 350k zna­ków z bo­ha­te­rem o takim imie­niu. Na­praw­dę, mam ZIPa, data mo­dy­fi­ka­cji 2004 (boję się otwo­rzyć) ;-)

To nie ja, to Wi­siel­czy Król :D

 

Dzię­ku­ję za wszyst­kie uwagi, cie­szę się, że in the end po­do­ba­ło się.

 

Anan­ke,

 

wi­dzia­łam ko­men­tarz pod pier­wot­nym opo­wia­da­niem – po­dzi­wiam skru­pu­lat­ność! Tek­sty dzie­li ponad pół­to­ra roku i myślę, że Dwór jest dużo le­piej na­pi­sa­ny i prze­my­śla­ny. Choć nie po­wstał­by, gdyby nie po­mysł, który na­ro­dził się przy pier­wot­nym opku.

Muszę po­wie­dzieć też, że bar­dzo przy­jem­nie czyta się Twoje ko­me­na­trze pi­sa­ne na bie­żą­co – są do­kład­niej­sze i od razu widać, czy sceny, które miały być “fajne” fak­tycz­nie za­do­wo­li­ły czy­tel­ni­ka. Po­stu­lu­ję, aby to był nowy stan­dard na por­ta­lu smiley

 

Nie będę od­no­sić się do wszyst­kich uwag, ale wszyst­kie prze­czy­ta­łam i roz­wa­ży­łam. Po takim cza­sie nie lubię już grze­bać w skoń­czo­nych opo­wia­da­niach, ale takie uwagi i tak są cenne – są do za­sto­so­wa­nia przy ko­lej­nych tek­stach, które dzię­ki temu być może będą lep­sze.

 

Tro­chę mimo wszyst­ko bra­ku­je mi opisu kra­iny, tego pierw­sze­go spoj­rze­nia na świat, bo tak na­praw­dę mamy tylko, że wszę­dzie są drze­wa i mają liny. A na nie­bie księ­życ. A potem zo­sta­wia­ją za sobą las i mamy rów­ni­ny

Chcia­łam bu­do­wać świat stop­nio­wo i nie za­le­wać czy­tel­ni­ka in­fo­dum­pem na start. Dzię­ki temu chyba wy­szło kli­ma­tycz­nie, ba­zu­jąc na ko­men­ta­rzach, ale jak widać miało to jakąś cenę i nie wszyst­kim po­de­szło.

 

Poza tym – Hugo to świet­ne imię, taki le­ni­wy czy­tel­nik jak ja, nie musi się wy­si­lać, żeby spraw­dzać pi­sow­nię, gdy­byś wrzu­ci­ła tu ja­kie­goś Hu­gh­h­dra czy in­ne­go Hu­gh­tr­rag’a. XD

O tak, nie zno­szę ta­kich. Tu sta­wiam na pro­sto­tę :D

 

Za­czę­łaś od wy­pra­wy bez przy­go­to­wań do niej, bez na­kre­śle­nia pro­ble­mu przy­dłu­gim wstę­pem i to na­praw­dę duży plus. Poza tym muszę Cię po­chwa­lić za to umie­jęt­ne stop­nio­wa­nie na­pię­cia, bo niby Hugo mówi, z czym przy­by­wa, a tak na­praw­dę nic nie wiemy, bo czym jest to zło, skoro zło to tylko puste słowo w kra­inie upio­rów.

Tak, uzna­łam, że ta­jem­ni­ca do­brze zrobi tek­sto­wi (sama lubię takie tek­sty), plus no limit i też chcia­łam aby akcja była głow­nie w kra­inie króla. Ka­wa­łek po ka­wał­ku chcia­łam od­kry­wać po co Hugo przy­był, ale też nie to miało być naj­waż­niej­sze w opku.

 

Tro­chę zbyt mocno da­jesz nam na tacy te in­for­ma­cje o Hugo po­przez wspo­mnie­nia o men­to­rze. Tak jakby my­ślał wła­śnie teraz, że men­tor wpoił mu, czym jest honor, jak go kar­mił itd., żeby prze­my­cić te in­for­ma­cje o chło­pa­ku dla nas, czy­tel­ni­ków. Ale za­uważ, że już samo przyj­ście tutaj i chęć zy­ska­nia tych łez, żeby po­wstrzy­mać zło, mówi nam o wiele wię­cej niż suche in­for­ma­cje, że miał wpo­jo­ny hono

Ach, a do­da­łam te frag­men­ty bo znowu mia­łam fe­ed­back, że bra­ku­je zu­peł­nie back­sto­ry bo­ha­te­ra. Ale to pew­nie ja wy­bra­łam nie za do­brze jak tą jego hi­sto­rię jed­nak po­ka­zać. Lek­cja na przy­szłość.

 

Poza tym – świet­na scena. Widzę, że motyw po­czu­cia winy z po­przed­nie­go opo­wia­da­nia, tutaj też do­się­ga bo­ha­te­ra. Lubię trud­ne wy­bo­ry i kon­se­kwen­cje walk. Sama walka dy­na­micz­na, ko­niec po­nu­ry i cięż­ki, więc jak dla mnie ni­cze­go nie za­bra­kło.

heart

 

Myśli Hugo mo­men­ta­mi są takie zbyt… sztucz­ne. Cięż­ko mi uwie­rzyć, żeby młody chło­pak tak my­ślał. Może le­piej by­ło­by bez tych myśli.

Hugo to chyba naj­słab­szy ele­ment tek­stu nie­ste­ty. Do­bit­nie widać to w ko­men­ta­rzach. Nawet nie pró­bu­ję go bro­nić, tutaj pod­je­łam mało tra­fio­ne de­cy­zje przy kre­acji. Cóż, wię­cej ta­kich błę­dów mam na­dzie­ję, że już nie po­peł­nię.

Jak dla mnie na minus ba­nal­ność hi­sto­rii gar­gul­ca, bo ta­kich opo­wie­ści są setki, tzn. to już dość okle­pa­ne, że panna z do­bre­go, bo­ga­te­go domu leci za przy­stoj­nym ło­trem. Jasne, na plus, że za­bi­ja­ła (kur­czę, źle to brzmi, wiem!), bo to coś in­ne­go, ale jed­nak te wcze­śniej­sze wy­nu­rze­nia mo­gły­by jed­nak też mieć w sobie coś ory­gi­nal­ne­go.

Ach, a tak po­do­ba mi się ta bo­ha­ter­ka. Ale biorę to na klatę, że tutaj też się nie po­pi­sa­łam tak jak­bym mogła.

 

Co go tak zmie­ni­ło? To, że wy­zna­czył kogoś na śmierć, mimo że mu­siał? To, że zabił pod­czas walki straż­nicz­kę pil­nu­ją­cą dzie­ci? Czy to, że nie dał się oszu­kać Fi­non­nie w jej roz­gryw­ce z Kró­lem? Tro­chę bra­ko­wa­ło mi jed­nak cze­goś moc­niej­sze­go, żeby ten ko­niec wy­brzmiał wła­ści­wie.

 

Trze­ba by tutaj wpro­wa­dzić wię­cej mroku, wię­cej bólu i po­ka­za­nia, że te dzia­ła­nia uma­za­ły ręce bo­ha­te­ra we krwi. Tego nie ma i jed­nak chęć po­wie­sze­nia się, bo coś go zmie­ni­ło, to dla mnie za mało. Ale poza tym opo­wia­da­nie czy­ta­ło mi się bar­dzo do­brze. :)

Wszyst­ko po tro­chu, wszyst­kie de­cy­zje, które pod­jął. No i czas w kra­inie Wi­siel­cze­go Króla, wśród nie­umar­łych. Nie mógł po czymś takim wró­cić taki sam. Ale przyj­mu­ję, że Cie­bie to aku­rat nie prze­ko­na­ło.

 

Jesz­cze raz dzię­ku­ję za roz­bu­do­wa­ny ko­men­tarz – super się to czy­ta­ło jako au­to­ro­wi – i wszyst­kie uwagi, te po­zy­tyw­ne i bar­dziej kry­tycz­ne.

 

 

 

Shan­ti!

Za­czy­na się do­brze. Otwie­ra­ją­ca scena jest do­bra­na bar­dzo spraw­nie – od razu bu­du­je su­spens – a na­stę­pu­ją­ce po­pro­wa­dze­nie do dworu Wi­siel­cze­go Króla ocie­ka kli­ma­tem. Sam po­mysł na roz­po­czę­cie fa­bu­ły, w któ­rym bo­ha­ter wy­ru­sza w po­dróż po dwo­rze Wi­siel­cze­go Króla – choć na­tu­ral­ne, przed prze­czy­ta­niem tek­stu, wy­da­wa­ło­by się po­sta­wie­nie go jako ad­wer­sa­rza – rów­nież za­po­wia­da cie­ka­wą hi­sto­rię.

Potem za­czy­na­ją się scho­dy. Po pierw­sze – nie pod­cho­dzą mi tro­chę dia­lo­gi. Tak jak na­pi­sa­łem Ci już na pw, masz ma­nie­rę zbyt czę­ste­go (moim zda­niem!) pod­su­mo­wa­nia ich sen­ten­cja­mi, mą­dro­ścia­mi albo po pro­stu czymś bar­dziej pom­pa­tycz­nym. Bra­ku­je przez to ta­kiej ich na­tu­ral­no­ści, a przy oka­zji są tro­chę po­spiesz­ne. Ja bym chyba po pro­stu je po­roz­pi­sy­wał i po­wy­dłu­żał.

Rów­nie szyb­ko uci­nasz kon­kret­ne wątki. Nie wiem czy było tu ja­kieś skra­ca­nie – ale np. wybór, który z kum­pli Ge­rar­da zo­sta­nie wy­gna­ny jest aż do prze­sa­dy wręcz skró­co­ny. Pierw­szy jesz­cze do­sta­je scenę i kłót­nię z Fi­non­ną (acz krót­ką), a potem już po­spiesz­nie opo­wia­dasz o in­nych i cyk, wy­ro­czek. Burzy to tro­chę kon­flikt, jaki pró­bu­jesz tam po­sta­wić – bo niby Hugo nad czymś tam roz­my­śla, ale dla czy­tel­ni­ka po­zo­sta­wiasz za mało, żeby wczuć się w sy­tu­ację. Le­piej jest przy walce z tą ko­bie­tą wy­ra­sta­ją­cą z drze­wa, choć frag­men­ta­mi walka też wy­glą­da na skra­ca­ną (ciach, ciach, od­ciął jej kilka ga­łę­zi).

Poza sama fa­bu­ła jest tro­chę he­ro­icz­na, jak na he­ro­icz­ny kon­kurs przy­sta­ło, ale jak na moje aż zbyt he­ro­icz­na. Cho­dzi o to, że droga nie sta­no­wi tu ja­snej drogi, tylko bar­dziej jak w er­pe­gu – prze­ska­ku­jesz z lo­ka­cji, do lo­ka­cji, od­ha­cza­jąc ko­lej­ne punk­ty pro­gra­mu.

Cią­gle za­sta­na­wia­łem się rów­nież nad celem tej całej wy­pra­wy. Po co Hugo szuka tych łez? Bo tak do­kład­nie nie zo­sta­ło to po­da­ne (chyba, że prze­oczy­łem) i tro­chę to było pre­tek­sto­we. A spo­dzie­wa­łem się, że to w któ­rymś mo­men­cie wy­ja­śnisz.

Na ko­niec mam jed­nak nie­spo­dzian­kę – wię­cej plu­si­ków! Po pierw­sze za kon­se­kwen­cję, bo jed­nak widać, że wiesz co chcesz po­wie­dzieć (trud­ne wy­bo­ry!) i kon­se­kwent­nie to re­ali­zu­jesz. Po dru­gie za świa­to­twór­stwo, bo tam gdzie wcho­dzi, to wcho­dzi mocno i pa­su­je do kli­ma­tu. Póki co mam wra­że­nie, że takie cięż­sze hi­sto­rie w stylu dark fan­ta­sty ge­ne­ral­nie Ci służą.

A poza tym koń­co­wa scena jest spk. Niby nieco ode­rwa­na od clue hi­sto­rii, ale skoro już bu­du­jesz Wi­siel­czo­Kró­lo­ver­se, to takim za­mknię­ciem spraw­nie ro­bisz tu nad­bu­do­wę, i to nawet tak oszczęd­nie.

Слава Україні!

Hej!

Przy­cho­dzę ze sporą ob­su­wą od pu­bli­ka­cji, ale z na­dzie­ją, że le­piej późno niż wcale. Czy coś. :p

Tekst za­czy­nasz bar­dzo kli­ma­tycz­ną sceną, która wzbu­dza za­in­try­go­wa­nie od ręki i to mi bar­dzo przy­pa­dło do gustu, po­dob­nie jak kra­ina, którą kreu­jesz – wy­obra­żam sobie sce­ne­rię, w któ­rej drze­wa po­kry­wa­ją wi­siel­cy i ojej, wię­cej ta­kich (jak­kol­wiek dziw­nie to nie brzmi, ale za­rę­czam, ja o książ­kach).

Mimo to z po­cząt­ku mia­łam duży pro­blem, żeby wgryźć się w at­mos­fe­rę miej­sca. Aż do roz­mo­wy z Kró­lem, zda­nia robią wra­że­nie krót­kich, a jeśli nie krót­kich, to bar­dzo do sie­bie kon­struk­cyj­nie po­dob­nych, przez co nie mo­głam zła­pać rytmu czy­ta­nia. Potem było, na szczę­ście, znacz­nie le­piej i już ła­twiej wczu­łam się w at­mos­fe­rę.

Mam kilka uwag bar­dziej szcze­gó­ło­wych:

De Brass za­sta­na­wiał się, czy gar­gu­lec mówi praw­dę, a potem przy­po­mniał sobie słowa Wi­siel­cze­go Króla – stwór nie po­tra­fił kła­mać.

Tu mi fa­bu­lar­nie nie leży jedno – dla­cze­go Hugo wie­rzy, że Wi­siel­czy Król nie kła­mie? Prze­cież mógł­by i fakt, że o tym nie po­my­ślał wy­da­je mi się dziw­ny.

To on zgar­nął go z ulicy i po­ka­zał jak wła­dać mie­czem.

“Zgar­nął” mi zgrzyt­nę­ło – słowo ra­czej z dzi­siej­sze­go ję­zy­ka, nie­zbyt pa­su­je do kli­ma­tu.

– Daj spo­kój… jak cię zwą w sumie?

Po­dob­nie tutaj z “w sumie”.

– Sza­lo­ny koń czuwa nad sza­leń­ca­mi?

– My­ślisz, że zwie­rzę nie może być bar­dziej sza­lo­ne od czło­wie­ka?

A to z kolei bar­dzo ładny kon­cept i bar­dzo ładne zda­nia.

 

I wra­ca­jąc do ogółu… Głów­na oś fa­bu­ły nie wy­da­je się skom­pli­ko­wa­na – ot, bo­ha­ter po­dró­żu­je przez nie­bez­piecz­ne kra­iny, żeby zdo­być ar­te­fakt, który ura­tu­je świat. Tu, przy­znam, za­bra­kło mi szcze­gó­łów nieco wcze­śniej. Nie czu­łam jakoś isto­ty tej po­dró­ży, tego, co czy­ni­ło ją tak istot­ną, bo jakoś za­pew­nie­nia Hu­go­na, że to ra­to­wa­nie świa­ta mnie nie prze­ko­na­ły. Przez to gdzieś w po­ło­wie za­kieł­ko­wa­ła doza znie­cier­pli­wie­nia.

Nie­mniej, ta po­zor­na pro­sto­ta głów­nej osi jest zna­ko­mi­cie obu­do­wa­na po­je­dyn­czy­mi “przy­go­da­mi”, z braku in­ne­go słowa. Ko­bie­ta od dzie­ci jesz­cze nie zro­bi­ła na mnie ta­kie­go wra­że­nia, ale przy­słu­ga wy­peł­nia­na w karcz­mie już znacz­nie bar­dziej. Bałam się, że to bę­dzie ko­lej­ny stan­dar­do­wy “quest po­bocz­ny”, a tu pro­szę, po­rząd­na mo­ral­na roz­k­mi­na z dużą dozą kli­ma­tu, opo­wie­ści i obu­do­wa­na barw­ny­mi po­sta­cia­mi. Ogrom­ny plus za ten wątek.

Oraz, jak już przy tym je­ste­śmy, za za­koń­cze­nie. Nie samo po­wie­sze­nie się chło­pa­ka, bo szcze­rze dość wcze­śnie mia­łam pew­ność, że trafi do wi­siel­cze­go kró­le­stwa po śmier­ci, choć są­dzi­łam, że sta­nie się to bez wzglę­du na to, jaką śmier­cią umrze – przez to po­wta­rza­ne w pierw­szej czę­ści zda­nie. Nie­mniej, dużo lep­sze wra­że­nie zro­bi­ła na mnie spra­wa gar­gul­ca, po­wsta­nia łez, hi­sto­rii jej życia i umowy z kró­lem. Zna­ko­mi­te i bar­dzo do­brze na­pi­sa­ne. 

Na ko­niec, dla do­peł­nie­nia trój­cy, bo­ha­ter. Tro­chę mnie iry­to­wał, taki na­iw­ny i nie tak mądry, za ja­kie­go uznał go król, ale wy­glą­da na ce­lo­wo wy­kre­owa­ne­go w taki spo­sób. Jeśli tak było w isto­cie, to jak naj­bar­dziej wy­szło, choć przez te cechy jakoś cięż­ko mi było mu ki­bi­co­wać. Był to drugi powód, dla któ­re­go mia­łam w po­ło­wie wspo­mnia­ną już chwi­lę znie­cier­pli­wie­nia. Resz­ta bo­ha­te­rów za to – gar­gu­lec, sam król, ekipa z karcz­my – ja­wi­li mi się znacz­nie cie­ka­wiej.

Chyba tyle mogę po­wie­dzieć. Dzię­ki za lek­tu­rę! :D

Ponoć robię tu za mo­de­ra­cję, więc w razie po­trze­by - pisz śmia­ło. Nie gryzę, naj­wy­żej na­pusz­czę na Cie­bie Lu­cy­fe­ra, choć Księż­nicz­ki na­le­ży bać się bar­dziej.

Hej, Shan­ti.

Prze­czy­ta­łem Twoje opo­wia­da­nie dawno, dawno temu. Nie wiem, dla­cze­go nie zo­sta­wi­łem wtedy ko­men­ta­rza. Za to prze­pra­szam, bo wiem, że po­zy­tyw­ny fe­ed­back naj­bar­dziej cie­szy zaraz po pu­bli­ka­cji. Po roku już tak do­brze nie sma­ku­je. :)

Po­do­ba­ło mi się, naj­bar­dziej sam spo­sób po­ru­sza­nia się po­mię­dzy… Wła­śnie. Do końca nie byłem pewny, jak to jest z tym “prze­no­sze­niem”. Wi­dzia­łem to jako świa­ty rów­no­le­głe, które po­przez różne za­cho­wa­nie, zo­sta­ły zmie­nio­ne. Coś jak w fil­mo­wym “Efek­cie mo­ty­la”. Tak czy ina­czej, po­do­ba­li mi się bo­ha­te­ro­wie, z Hugo na czele (i jego wa­da­mi) i wart­ka akcja. Dobre czy­ta­dło fan­ta­sy. I jest cha­rak­te­ry­stycz­ne, bo cho­ciaż czy­ta­łem je rok temu, to dzi­siaj już po kilku li­nij­kach przy­po­mnia­łem sobie, że wcze­śniej je prze­czy­ta­łem. :) Dwa razy prze­wi­ja­łem ko­men­ta­rze, szu­ka­jąc wła­sne­go. :) 

Życzę wię­cej ta­kich opo­wia­dań.

Po­zdra­wiam.

 

Bar­dzo kli­ma­tycz­ne, ale też bar­dzo po­nu­re opo­wia­da­nie. Oba­wiam się, że chyba nie wszyst­ko zro­zu­mia­łam, bo skoń­czyw­szy czy­tać, nie wie­dzia­łam czym są Łzy Wiecz­ne­go Smut­ku, ani dla­cze­go Hugon pod­jął się misji ich zdo­by­cia. Nie wy­klu­czam, że roz­pro­szo­na wie­lo­ma uster­ka­mi, nie umia­łam na­le­ży­cie sku­pić się na tre­ści.

 

gwiaz­dy na nie­bie, które przy­bra­ły ja­de­ito­wy od­cień… → Ja­de­ito­wy, czyli jaki? Ja­de­it może mieć różne barwy.

 

Wtedy zza cięż­kich chmur wy­szedł księ­życ i uświa­do­mił sobie, że to liny. → Czy do­brze ro­zu­miem, że księ­życ był świa­do­my tego, co widzi i umiał roz­po­znać liny.

 

Włosy miała ze­bra­ne w luźny kok… → Włosy miała upię­te w luźny kok

Kok to fry­zu­ra, którą się upina.

 

Sie­dzi­bę Wi­siel­cze­go Króla sta­no­wi­ły roz­le­głe ogro­dy, po­prze­ty­ka­ne mar­twy­mi drze­wa­mi i zmur­sza­łym murem. → Czy ogro­dy na pewno były po­prze­ty­ka­ne drze­wa­mi? Mur­sze­je drew­no, mur nie mógł być zmur­sza­ły.

 

Król wbił w niego ja­de­ito­we spoj­rze­nie… → Ja­de­ito­we, czyli jakie?

 

Opa­li­zu­ją­ce ja­de­ito­we oczy przy­cią­ga­ły jak ma­gnes. → Jak wyżej.

 

Niebo nad głową Hu­go­na roz­darł prze­raź­li­wy zgrzyt. Chło­pak uniósł głowę… → Czy to ce­lo­we po­wtó­rze­nie?

 

Po­chy­li­ło ga­łę­zie ku ziemi, na któ­rych rów­nież wi­sia­ły pętle. → Ra­czej: Po­chy­li­ło ku ziemi ga­łę­zie, na któ­rych rów­nież wi­sia­ły pętle.

 

i wsu­nę­ła głowę po­mię­dzy sznur. → Nie można ni­cze­go wsu­nąć po­mię­dzy coś, co jest jedno.

A może miało być: …i wsu­nę­ła głowę w pętlę.

 

jego uwagę po­now­nie przy­kuł hałas na ko­lum­na­dzie. → Chyba miało być: …jego uwagę po­now­nie przy­kuł hałas mię­dzy ko­lum­na­mi. Lub: …jego uwagę po­now­nie przy­kuł hałas przy ko­lum­na­dzie.

 

po czym wzbił się w górę… → Masło ma­śla­ne – czy mógł wzbić się w dół?

 

dał szan­sę mojej sio­strze i mi. → …dał szan­sę mojej sio­strze i mnie.

 

Fi­no­na prych­nę­ła i z lek­kim nie­do­wie­rza­niem… → Fi­no­nna prych­nę­ła i z lek­kim nie­do­wie­rza­niem…

 

Cha­bro­we spoj­rze­nie przez mo­ment roz­sze­rzy­ło zdu­mie­nie… → Oba­wiam się, że spoj­rze­nie nie może się roz­sze­rzyć; roz­sze­rzyć mogą się oczy.

 

Sie­dział na pła­skim gła­zie, tuż przy wyj­ściu z ciem­ne­go lasu. → Do lasu można wejść i wyjść z niego, ale oba­wiam się, że las nie ma wejść ani wyjść.

 

Wiele żyć od niej za­le­ży. -> Życie wielu od niej za­le­ży.

Życie nie ma licz­by mno­giej. https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Zycie;20113.html

 

la­wi­ro­wał na gra­ni­cy prawa, Uwo­dzi­ciel… → Za­miast prze­cin­ka po­win­na być krop­ka. Dla­cze­go wiel­ka li­te­ra?

 

sali, do któ­rej przez reszt­ki su­fi­tu za­glą­dał księ­życ. → Wy­da­je mi się, że księ­życ za­glą­dał nie przez reszt­ki su­fi­tu, a przez dziu­ry w su­fi­cie.

 

młoda dziew­czy­na z kwia­ta­mi we wło­sach. → Czy do­okre­śle­nie jest ko­niecz­ne? Dziew­czy­na jest młoda z de­fi­ni­cji.

 

Tę­pa­ki roz­gnie­wa­li króla, a on ocze­ku­je, że ukażę jed­ne­go z nich.Tę­pa­ki roz­gnie­wa­ły króla, a on ocze­ku­je, że uka­rzę jed­ne­go z nich.

Sprawdź zna­cze­nie słów ukażęuka­rzę.

 

zanim się za coś wezmą. → …zanim się do cze­goś wezmą.

http://filologpolski.blogspot.com/2016/11/brac-siewziac-sie-za-cos-brac-siewziac.html

 

– Ha! Do­kład­nie.– Ha! Wła­śnie.

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Dokladnie;1075.html

 

Ster­czą­ce i cięż­kie do ujarz­mie­nia włosy… → Ster­czą­ce i trud­ne do ujarz­mie­nia włosy

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Ciezko-a-trudno;19058.html

 

Tylko ją ści­sną­łem, aby się uspo­ko­iła i … → Zbęd­na spa­cja przed wie­lo­krop­kiem.

 

 Zresz­tą, to pew­nie nie­je­dy­na jego ofia­ra. → Zresz­tą, to pew­nie nie­ je­dy­na jego ofia­ra.

 

uważ­nie roz­wa­żyć winy i skru­chę. → Nie brzmi to naj­le­piej.

 

któ­rzy ode­bra­li wiele nie­win­nych żyć… → …któ­rzy wielu nie­win­nym ode­bra­li życie

 

Jego ra­mio­na zgar­bi­ły się… → Zdaje mi się, że zgar­bić mogą się plecy, nie ra­mio­na.

 

– Jak skoń­czy­ła się hi­sto­ria twoja i Ra­fa­ela? – po­wie­dział, gdy miał już dość ciszy. → To jest py­ta­nie, więc: – Jak skoń­czy­ła się hi­sto­ria twoja i Ra­fa­ela? – za­py­tał, gdy miał już dość ciszy.

 

Chło­pak pró­bo­wał coś do­strzec przed sobą, ale gęsta śnie­ży­ca utrud­nia­ła wi­docz­ność. → Kiedy tam za­czął padać śnieg?

 

Nawet życia, które za­czął ma­so­wo od­bie­rać.Nawet życie, które za­czął ma­so­wo od­bie­rać.

 

nim w czar­nej śnie­ży­cy do­strzegł co­kol­wiek. → To nie była śnie­ży­ca.

Pro­po­nu­ję: …nim w czar­nej ku­rza­wie/ za­mie­ci do­strzegł co­kol­wiek.

 

jak dziw­ny kształt zbli­ża się po­wol­nym kro­kiem. → A może zwy­czaj­nie: …jak dziw­ny kształt zbli­ża się po­wol­i.

 

Wy­ro­sły przed nimi ka­mien­ne scho­dy, pro­wa­dzą­ce na wy­rwa­ny z ziemi po­dest, które cia­sno opla­ta­ły ko­na­ry drze­wa. → Czy scho­dy opla­ta­ły ko­na­ry drze­wa, czy ko­na­ry drze­wa opla­ta­ły scho­dy?

 

– Aby zdo­być łzy, po­trzeb­ny jest jesz­cze mor­der­ca. → Wcze­śnie pi­sa­łaś wiel­ką li­te­rą: – Aby zdo­być Łzy, po­trzeb­ny jest jesz­cze mor­der­ca.

 

Fi­no­na po­wo­li wkro­czy­ła do kręgu… → Fi­no­nna po­wo­li wkro­czy­ła do kręgu

 

Tak wiele ode­bra­nych żyć. → Tak wielu, któ­rym ode­bra­ła życie.

 

Ja­de­ito­we oczy pa­trzy­ły na niego… → Ja­de­ito­we, czyli jakie?

 

wy­trzy­ma­ła ja­de­ito­we spoj­rze­nie Pana Wierzb. → Jak wyżej.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Hej

Bar­dzo po­do­bał mi się po­mysł na świat i wej­ście do niego. W ogóle pierw­sza część wli­cza­jąc roz­mo­wę z kró­lem wy­da­je mi się naj­lep­szym frag­men­tem opo­wia­da­nia.

Tro­chę mniej po­do­ba­ła mi się póź­niej­sza akcja. Za­sta­na­wia­łem się czemu i wy­da­je mi się, że to przez głów­ne­go bo­ha­te­ra, który jakoś nie do końca mnie prze­ko­nał.

Koń­ców­ka na plus.

Co nie zmie­nia faktu, że to udane opo­wia­da­nie.

Po­zdra­wiam!

Bry, Shan­ti.

 

Dobre opo­wia­da­nie. Mam też za­strze­że­nia :-)

 

Przede wszyst­kim po­mysł i wy­obraź­nia w świa­to­twór­stwie – bomba! Naj­moc­niej­sza stro­na tek­stu. Mogę chwa­lić w tę i wewte, ale po pro­stu po­wiem, że bar­dzo od­świe­ża­ją­ca wizja kra­iny wi­siel­ców. Bo­ga­ty gar­ni­tur bo­ha­te­rów dru­go­pla­no­wych za­słu­gu­je na szcze­gól­ne uzna­nie.

 

Fa­bu­ła, czyli misja, droga, a na tej dro­dze prze­mia­na bo­ha­te­ra (swo­iste "co­ming of age") – ok, pa­su­je.

 

Sam pro­ta­go­ni­sta, Hugon, nudny jak flaki z ole­jem. Pa­syw­ny, pro­wa­dzo­ny za rącz­kę – jego doj­rze­wa­nie do zro­zu­mie­nia zło­żo­no­ści świa­ta po­przez nie­wy­god­ne de­cy­zje po­my­śla­ne faj­nie (zwłasz­cza scena z sądem nad trze­ma zbi­ra­mi miala spory po­ten­cjał, nieco po­spiesz­nie za­ora­ny), ale jako po­stać jest skraj­nie nie­in­te­re­su­ją­cy. Fi­non­na krad­nie scenę – od po­cząt­ku wia­do­mo, że za jej nie­do­po­wie­dze­nia­mi bę­dzie jakaś hi­sto­ria i to ona utrzy­mu­je cie­ka­wość czy­tel­ni­ka, nie­sie go przez wszyst­kie akty.

 

Tro­chę ło­pa­to­lo­gii w trze­cim akcie, ale przy­naj­mniej jasny klucz in­ter­pre­ta­cyj­ny jest za­zna­czo­ny wy­raź­nie.

 

Sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ce, choć nie­opty­mi­stycz­ne za­mknię­cie epi­lo­giem klam­rą na duży plus. Nie­zna­ne losy ra­to­wa­nej wio­ski, nie za­mknię­te jako wątek, moim zda­niem to.dobry ruch – po­zwa­la­ją pod­kre­ślić o co na­praw­dę w tej hi­sto­rii cho­dzi.

 

Zde­cy­do­wa­nie nie­zła lek­tu­ra, choć aż chcia­ło­by się żebyś to opo­wia­da­nie do­pra­co­wa­ła i bły­snę­ła nim w szer­szym świe­cie.

 

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Smut­ne.

Total re­co­gni­tion is cliché; total sur­pri­se is alie­na­ting.

Sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ca lek­tu­ra. Prze­czy­ta­łem bez uczu­cia ja­kiej­kol­wiek nudy, fa­bu­ła nie­zła i tylko jakoś ten bo­ha­ter mi nie pa­so­wał. Taki tro­chę pa­pie­ro­wy dla mnie. Ale poza tym twi­sty, ta­jem­ni­ca itp. mi to wy­na­gro­dzi­ły. Także dla mnie tekst bar­dzo dobry.

Po­zdra­wiam. 

Sen jest dobry, ale książ­ki są lep­sze

Po prze­czy­ta­niu w an­to­lo­gii.

 

Uch, takie ob­ra­zo­we i w ogóle, ale tro­chę jed­nak zgrzy­ta tu i ów­dzie, co tym gor­sze, że zgrzy­ta wy­łącz­nie ję­zy­ko­wo, bo o ile kon­cep­cja dobra i zła, którą tu kry­ty­ku­jesz, jest sama w sobie funta kła­ków nie­war­ta, kry­ty­ku­jesz ją jed­nak z klasą i wraż­li­wo­ścią. Trzep­nij re­dak­to­ra w ucho :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Heloł Shan­ti, 

 

Prze­czy­ta­łem w an­to­lo­gii.

Two­rzysz cie­ka­wy świat, który ani na mo­ment nie traci na ory­gi­nal­no­ści. Jest mrocz­nie i wi­siel­czo. To taka dość spo­koj­na po­wieść drogi bez wy­bu­chów czy fa­jer­wer­ków, ale za to jak kli­ma­tycz­na :) 

Za­bra­kło mi je­dy­nie wy­ja­śnie­nia po, co głów­ne­mu bo­ha­te­ro­wi te łzy. Li­czy­łem na jakiś plo­twist, wple­ce­nie tego w fa­bu­łę, ale po­mi­mo licz­nych roz­mów, w któ­rych ko­bie­ta-gar­gu­lec snuje swoją hi­sto­rię nie pada nic o łzach. Są je­dy­nie wspo­mnia­ne na sam ko­niec i budzi to nie­do­syt. No bo nie wiemy jaki golem, jaki demon.

Za­koń­cze­nie mocne, po­do­ba­ło mi się. 

Ogól­nie tekst bar­dzo na plus. Czy­ta­łem w nocy, mia­łem iść szyb­ko spać, a tak jakoś zle­cia­ło i tro­chę się za­sie­dzia­łem :D

Kto wie? >;

Nowa Fantastyka