PROLOG
Był dwudziesty trzeci lipca, dwa tysiące czwartego roku, kiedy obserwatorzy nieba na całym świecie zauważyli duży meteoryt lecący w stronę Ziemi. Obiekt nie ominął planety i rozbił się. Całe szczęście na Saharze, bardzo daleko od siedzib ludzkich. Niezwłocznie wysłano specjalistyczną ekipę badaczy, która okazała się z oczywistych powodów bardzo kosztowna. Ale było warto. Meteoryt znaleźli rozłupany na dwie części. Nikt nie miał pojęcia, jak mogło dojść do tego, że te części były prawie równe. To jednak okazał się dopiero początek trudnych do wyjaśnienia faktów. W wewnątrz obu części meteorytu znajdowało się dokładnie takie samo wyżłobienie. Wyglądało na to, że głaz miał w środku wolną przestrzeń w kształcie kuli.
Właśnie tam znaleziono śladowe ilości nieznanych do tej pory pierwiastków. Wszystko to było bardzo interesujące.
&&&
Mężczyzna otworzył oczy i momentalnie poderwał się, wyskakując z łóżka na równe nogi. W głowie miał pustkę, ale wiedział, że coś jest nie tak. Znajdował się w niewielkim pokoju, który po krótkich oględzinach wydał mu się pokojem hotelowym, o bardzo wysokim standardzie. Na seledynowych ścianach, wisiały dwa ładne obrazy, przedstawiające kwiaty i martwą naturę. Wszystko błyszczało jak nowe. Brakowało jedynie telewizora.
Po przeciwnej stronie brązowych drzwi, które jak się domyślał prowadziły na korytarz, znajdowały się inne oszklone drzwi, za którymi był taras. Mężczyzna najpierw podszedł do nich i nacisnął klamkę. Okazały się zamknięte.
Przyjrzał się temu, co było za oknem. Jego pokój znajdował się na parterze. Na zewnątrz, za tarasem ujrzał bardzo zadbany ogród, pełen kwiatów, rosło tu też kilka drzew.
Usiadł na łóżku i chwycił się za głowę próbując sobie coś przypomnieć. Wspomnienia przyszły dopiero po dłuższej chwili; jechał samochodem z pracy do domu, wjechał do garażu, wyszedł z auta i… tutaj urwał mu się film.
„Zostałem porwany” – pomyślał. Wiedział to niemal na pewno, ale z jakiego powodu i w jakim celu? To pozostawało tajemnicą.
Chciał spojrzeć na zegarek, ale okazało się, że został mu zabrany.
W pokoju znajdowała się także łazienka, z której skorzystał. Następnie spróbował wyjść z pomieszczenia. Brązowe drzwi okazały się nie zamknięte na klucz. Po ich otwarciu ujrzał długi korytarz, gdzie na jasnobrązowych ścianach, co kilka metrów wisiały ładne obrazy o różnej tematyce. Ruszył przed siebie, mijając drzwi do innych pokojów.
Korytarz zaprowadził go do sali wielkości szkolnej klasy, z której odchodziły trzy takie same, jak ten którym tu przyszedł przedsionki. Pomieszczenie nie miało okien, jedyne światło dawały podłużne lampy sufitowe.
Na środku, stał okrągły stół i trzy krzesła. Przy jednej ze ścian ustawione były trzy stanowiska komputerowe, oddalone od siebie o mniej więcej metr. Przypominało to kawiarenkę internetową.
Komputery były włączone, więc mężczyzna podszedł, by się przyglądnąć temu, co jest na ekranie najbliższego z nich. Ujrzał wielki złoty napis na zielonym tle,. Michał Mosek – jego imię i nazwisko.
Zainteresowany podszedł do drugiego komputera. Tam z kolei widniał napis „Terrence Tao” a na ostatnim „Judit Polgar”.
„Bardzo ciekawe” – pomyślał. Od razu skojarzył, że on i dwoje pozostałych ma wspólną cechę – intelektualny geniusz. Terrence był uznany za człowieka o najwyższym aktualnie IQ. Judit to szachistka, najinteligentniejsza żyjąca kobieta. On sam natomiast pełnił funkcję prezesa polskiej mensy i zdawał sobie sprawy, że jego IQ wynosi powyżej 200, w skali Cattella.
Przerwał rozmyślania, bo do pomieszczenia ktoś wszedł. Była to nie kto inny jak sama Judit Polgar. Sytuacja wyglądała tak, że on ją znał, a ona go nie. Dlatego się przedstawił:
– Dzień dobry, mam na imię Michał i jestem z Polski. Z pewnością zostałem porwany tak samo jak pani. – powiedział po rosyjsku.
Szachistka rozglądnęła się po pomieszczeniu, tak jak on przed chwilą. Kobieta miała ładną buzię, ale też nadwagę o czym świadczyła oponka w talii.
– Widzę trzy komputery, trzy krzesła, chyba jeszcze kogoś brakuje? – wydedukowała.
– Prawdopodobnie dołączy do nas jeszcze Terrence Tao.
– Terrence Tao? – zdziwiła się – Dlaczego pan tak sądzi?
– Proszę spojrzeć na te monitory.
Judit usiadła przed najbliższym i kiwnęła potwierdzająco głową. Następnie spróbowała kliknąć myszką, lecz nic to nie dało. Wcisnęła enter i nadal nic się nie działo.
– Wydaje mi się, że musimy poczekać – powiedziała. I po chwili dodała – Ja i Terrence jesteśmy znani, ale kim pan jest?
– Jestem prezesem polskiej mensy. – odparł Michał.
– Rozumiem. Nie do pomyślenia. Kim są ci, którzy potrafią porwać trzech geniuszy? Wydawało mi się, że potrafię coś takiego przewidzieć. Chodzi mi o to, że zauważyła bym, gdyby mnie śledzono.
– Tak, to prawda. – zgodził się Michał.
Przerwali rozmowę bo pojawił się Terrence Tao. Szczupły, wysoki, sympatyczny chłopak, dużo młodszy od Michała i Judit, którzy oboje byli nieco po czterdziestce. Poznał szachistkę i momentalnie wszystko pojął.
– Dzień dobry. – powiedział po rosyjsku i luknął na jeden z monitorów. – Czy wiecie co to wszystko ma znaczyć?
Nikt nie wiedział, usiedli więc na swoich stanowiskach, bo nic lepszego nie mogli w tej chwili zrobić. Wtedy nagle dobiegł ich uszu jakiś stukot, obejrzeli się wszyscy w stronę, skąd dobiegał odgłos. Z ostatniego korytarza wyłoniła się pulchna kobieta, sądząc po ubiorze kucharka. Pchała wózek ze śniadaniem. Podeszła do stołu i zaczęła, jak gdyby nigdy nic przekładać talerze i wazy pełne pysznie wyglądającego jedzenia.
Terrence zapytał ją po angielsku:
– Czy może nam pani powiedzieć co tu jest grane?
– Mnie nic nie wolno zdradzać – odburknęła nie przerywając swoich czynności.
– Proszę powiedzieć, gdzie jesteśmy – naciskał młody geniusz, lecz kobieta go zignorowała.
Gdy wykonała swoje obowiązki powiedziała:
– Smacznego – i wyszła.
Okazało się, że wszyscy byli głodni, dlatego usiedli przy stole i zaczęli jeść, rozmawiając o tym jak zostali porwani. Ich historie brzmiały niemal identycznie.
Michał Mosek skończył pierwszy i udał się ponownie do swojego stanowiska. Gdy usiadł, na monitorze obraz się zmienił, teraz pisało dużymi literami „TEST IQ”. Pod spodem była ikonka z napisem „rozpoczęcie”.
– Mamy do rozwiązania test na inteligencję! – powiedział głośno podekscytowany. Następnie pokierował kursor myszki na napis i kliknął.
Ukazał się ciąg różnych znaków, z pustym polem na końcu, niżej do wyboru było dziesięć odpowiedzi oznaczonych dużymi literami A, B, C i tak dalej. Przypominało to matryce Ravena używane przez Mensę do testów IQ. Natomiast na górze ekranu, był zegar odliczający od czterech godzin wstecz. Bardzo szybko, prezes mensy polskiej poradził sobie z czterema pierwszymi zadaniami.
– To rozgrzewka czy co? Te zadania są banalne. – powiedział na głos.
Druga zjadła Judit. Podeszła zerknąć na ekran, przed którym siedział Michał. Wtedy nagle z umieszczonego gdzieś w pobliżu głośnika odezwał się męski głos.
– Panno Judit może pani patrzeć wyłącznie na swój monitor! Test ma być wykonany samodzielnie.
– A bo co?! – odparła arcymistrzyni.
– Od wyniku testu zależy wasze życie. – padła natychmiastowa odpowiedź. I zegar na monitorze Michała zaczął pędzić jak szalony. Minuty upływały jak sekundy.
– No dobrze – powiedziała szachistka i udała się do swojego stanowiska. Wtedy zegar ponownie zaczął odliczać czas prawidłowo.
Chwilę później, troje geniuszy siedziało wygodnie, każdy na swoim stanowisku. Od czasu do czasu coś do siebie mówiąc. Pierwsze zadania okazały się dla nich bardzo łatwe, choć tak naprawdę przeciętny człowiek nie byłby w stanie ich rozwiązać.
Zgodnie stwierdzili, że dwadzieścia początkowych zadań to był pierwszy etap, bardzo prosty. Potem z czasem było coraz trudniej. Od pięćdziesiątego, zadania okazały się na tyle skomplikowane, że rozwiązanie każdego z nich zajęło im nie mniej niż sześć minut. Obrazki bowiem były bardzo złożone posiadały wiele odcinków, paraboli, kółek, krzyżyków i tak dalej.
– Skończyłem – powiedział Terrence, gdy na jego zegarze zostało jeszcze pięćdziesiąt dwie minuty. Licznik na monitorze został zatrzymany.
Siedem minut później test ukończył także Michał. Judit zajęło to trochę dłużej, pracowała jeszcze przez blisko pół godziny.
– Rozwiązałam prawie wszystkie zadania – powiedziała szachistka.
– Dlaczego prawie? – zapytał Terrence.
– Dwa zadania musiały, albo posiadać błąd, albo były podpuchą. Ominęłam je.
– Zgadza się – odezwał się Michał – też odniosłem takie wrażenie.
– I co teraz zrobimy? – spytał Terrence.
Nie musieli odpowiadać bo na monitorach pojawił się napis „TEST PAMIĘCI”
Na nic nie czekając, podjęli się kolejnemu sprawdzianowi. Na ekranach wyświetlił się ciąg liczb, liter i prostych znaków, takich jak kółko, krzyżyk, kwadrat i tak dalej, pomieszanych ze sobą. Na zapamiętanie go była minuta, potem ciąg zniknął i należało je odtworzyć. Tu chwyt polegał na tym, że test nie miał określonego końca a poziom trudności się zwiększał. Praktycznie mogło to trwać w nieskończoność. Można było pomylić się dwa razy, trzeci kończył sprawdzian.
Teraz najlepsza okazała się szachistka. Te dwa testy, zajęły trójce geniuszy blisko trzy godziny.
Nic nowego się nie działo i już mieli zacząć dyskusję, gdyż każdy miał przemyślenia, dotyczące tego co im się przytrafiło, kiedy nagle ściana skąd przyszła kobieta ze śniadaniem zaczęła się stawać przeźroczysta. Na końcu mignęła jeszcze szybko kilka razy i zniknęła. Za nią ujrzeli olbrzymią halę o zaokrąglonych ścianach. Kilkanaście metrów od nich stał przedziwny osobnik. Patrząc od dołu, nogi zastępowało mu sześć mechanicznych kończyn przypominających pajęcze odnóża. Od szarego ciała w kształcie kolumny, odchodziło kilkanaście rąk zakończonych trzema palcami każda. Kończyny te miały mnóstwo zginających się stawów oddalonych od siebie o niewiele więcej, jak jedna piąta długości ludzkiej ręki. W kolumniastym ciele było kilka otworów, w tym jeden na pewno gębowy. Dziwny jegomość posiadał też oczy. Kilkanaście obwisających na, tudzież dłuższych i krótszych grubych, zielonych żyłach, białych gałek z czarną źrenicą w kształcie rozgwiazdy.
Osobnik miał przyczepiony do jednej z mechanicznych kończyn jakiś dziwny przedmiot, który przypominał duży aparat fotograficzny. Trójka geniuszy przypatrywała mu się w zdumieniu.
Osobnik wydał jakiś mruczący odgłos, nad wyraz głośny. Jego język momentalnie został przetłumaczony i wydobył się z urządzenia na nodze.
– W imieniu rasy globburten mam zaszczyt was powitać ludzie!
– Uszczypnijcie mnie bo chyba śnię – powiedział Terrence
– To z pewnością halucynacja – dodał Michał Mosek.
Obcy musiał mieć wspaniały słuch, bo usłyszał co powiedzieli. Odparł:
– To nie sen, ani halucynacja. Zaraz wszystkiego się dowiecie. Chodźcie ze mną, przespacerujemy się po statku. Znajdujemy się na statku kosmicznym, oddalonym o około trzy tysiące kilometrów od waszej planety.
Porwani, ogromnie podekscytowani podeszli do stwora i cała czwórka ruszyła prosto w stronę windy znajdującej się o jakieś sto metrów dalej. Osobnik innej rasy zaczął opowiadać:
– Nasza macierzysta planeta znajduje się w sąsiednim układzie. Około siedemdziesięciu lat temu, licząc waszą miarą, opracowaliśmy technologie podróży z szybkością przekraczającą kilkakrotne prędkość światła. Wyruszyliśmy więc na podbój kosmosu. Po natknięciu się na was, postanowiliśmy wstrzymać na razie dalszą ekspansje i zbadać wasz świat. Porywaliśmy ludzi by prowadzić badania i zdobywać różnoraką wiedzę, choć niewielu z was w to wierzyło. Tych co tak sądzili, uważaliście za wariatów. Okazało się, że jesteście do nas podobni. Oczywiście nie pod względem budowy fizycznej, tutaj bardzo się różnimy, tylko dlatego, że wierzycie w bezcielesną istotę doskonałą, która przyszła z innego świata, w którym nie ma cierpienia a istnieje wieczne szczęście, następnie weszła w ciało jednego z was by o tym rozgłaszać. U nas była bardzo podobna historia, tyle, że nie skończyła się tak drastycznie. Na naszej planecie tak jak u was budujemy miejsca kultu. Modlimy się i wierzymy w cuda. Większość naszych obywateli uznała jednak, że zanim zaproponujemy wam sojusz, zbadamy was najdokładniej, jak tylko potrafimy.
Stwór przerwał na chwilę, gdyż dotarli do windy, która okazałą się być dość obszerna. Weszli i po naciśnięciu jednego z przycisków przez obcego, winda ruszyła w górę, a on kontynuował dalej:
– Nie posiadamy mózgu tak jak wy. Zamiast tego na naszej planecie, zanurzony bardzo głęboko w oceanie znajduje się jeden wielki mózg. Chroni go skorupa, której nie sposób uszkodzić. Każdy z nas, ma tam część siebie, ale wszyscy mamy identyczną inteligencję. Wy natomiast, jesteście pod tym względem zróżnicowani. Bardzo chcieliśmy poznać wasze największe zdolności. Stworzyliśmy więc projekt, który miał dać na to odpowiedź. Przygotowania do niego trwały kilka miesięcy. Początkowo nawet, nie mieliśmy pojęcia jak zacząć. Ostatecznie udało nam się stworzyć pył, który przywierał do waszych czaszek, a gdy w odległości kilkuset metrów znalazł się organizm o większej wydajności mózgu, przechodził na niego. Umieściliśmy go w obiekcie pod postacią meteorytu w samym jego środku. Gdy się wydostał został rozwiany przez wiatr. Pozostawało nam tylko czekać. Pył obserwowaliśmy przez odpowiednie radary, obszedł cały wasz glob i gdy przez około tydzień już nie zmieniał miejsca, wiedzieliśmy kogo należy zbadać. Potem wystarczyło tylko stworzyć odpowiedni test.
Widząc, że opowieść dobiegło końca Judit zapytała, wyprzedzając swoich towarzyszy:
– I jak wypadliśmy?
– Fantastycznie – odparł obcy – wasza trójka z pewnością przewyższa nas zdolnościami logicznego myślenia oraz pamięcią.
– A kim była kucharka, która przynosiła nam jedzenie? – zapytał Michał
– To android. A wasz hotel to makieta, wybaczcie za tą całą maskaradę ale baliśmy, się, że stres niekorzystnie wpłynie na was podczas badania.