
CZĘŚĆ I
Wcale nie dawno temu, tylko w zupełnie innym świecie, pod górami, pod lasami żyje sobie imp. Stworzenie nieładne, niemądre, acz pracowite mieszka w podziemnych jaskiniach Inferna, poświęcając się wyrabianiu lepianek z żużlu. Czas mu płynie wolno, w magmie po kostki łatwo robota nie idzie, a i szybka posługa żadnego zysku nie daje. Piekielni słudzy co skończą pracę, to kolejne zadanie dostają, czy to przy topieniu skradzionych surowców i budowaniu lepianek, czy też przy bezpośrednim usługiwaniu demonom.
Impy niewiele do życia potrzebują. Snu prawie wcale, jedynie krótkiego odpoczynku w lepiance, aby zaschniętą magmę ze szponiastych łap odkuć i chociaż chwilę się schłodzić. Rozum do życia też jest im zbędny. Myślą za nich demony. Ich wola pali impy do działania ogniem mocy, ryjąc w brzydkich czerepach cel. Sługa piekielny spełnia rozkazy sumiennie, a nawet z radością, bo pokrętnie rozumuje, jak na wiecznego niewolnika przystało. I nasz imp, który lepianki ugniata z żużlu, nie myśli za wiele, tylko robi to, co mu każą.
Pewnego niesłonecznego, acz przepełnionego – jak zwykle – ogniem piekielnym dnia, coś sprawia, że imp przestaje podążać za wolą demona i oddala się od swojej lepianki. Idzie bez celu, dziwnie się z tym czując, jakby nagle stał się nagi, choć ubrań nigdy nie nosił, gdyż po co odzienie w piekielnym gorącu, w dodatku niewolnikowi? Sługa piekielny nie wie, jak radzić sobie z pustką w głowie. Wcześniej tonął w przydzielonych rozkazach, a teraz czasu zrobił się nadmiar. Co tu robić? myśli sobie imp. Bezcelowość zaczyna go przerażać. Złotymi ślepiami nerwowo bada teren Piekła, a drżącymi szczękami ściera sobie kły. Wtem spogląda w górę. Miodowy ogień Inferna pożera horyzont. Tylko on może być celem, uznaje imp. Jego moc wspaniała, gorąca, nieskończona. Nic innego nie ma już sensu.
Postępuje naprzód, w stronę ścieżki wijącej się ku ogniu piekielnemu, ale nagle się zatrzymuje. W jego czerepie pojawia się komenda. W pierwszym odruchu uspokaja się, że nie jest sam i już będzie wiedział, co robić. W kolejnym znów się niepokoi, czując, że iskra w głowie jest inna niż zazwyczaj, a rozkazy obce. To Ty jesteś tą iskrą, która wyrwała go z posługi ogniowi. I teraz Ty wskazujesz mu drogę.
Ale zasięg przy lepiankach jest zaskakująco kiepski, więc do impa nie trafiają w całości Twoje komendy. Czuje jednak, że chcesz, aby zwiedzał Inferno (chcesz, prawda? No chcesz…). A więc idzie, a idzie daleko, bo nie mówisz mu, żeby się zatrzymał (a może i mówisz, lecz Twój sługa nie słyszy). Dociera na sam dół mapy, do (paragrafu)…
100
…Szynku przy Ślimaku. Te okolice nie należą do ładnych rejonów Piekła, jeśli w ogóle takie istnieją. Grunt jest tu bardzo spękany, a dziury wypełnione magmą. Gdzieniegdzie z trzewi piekielnych wyrosły lakolitowe twory, które dawniej mogły być nawet żywymi stworzeniami. Sam szynk grozi zawaleniem (brakuje ściany), jest brzydki (z dziurami w trzech pozostałych) i zbudowany na kradzionych materiałach (krasnoludzkich szynach żeliwnych). Jest więc perfekcyjnie spartaczony, pięknie byle jaki i doskonale nikczemny, a zatem spełnia wszystkie standardy piekielne. W zalepionym magmą szynowym szkielecie znajduje się tylko jeden otwór okienny – jest nim wspomniana zagubiona ściana. Dzięki temu odważnemu rozwiązaniu architektonicznemu, nie trzeba wchodzić do środka, aby zobaczyć gości.
Przy jedynym zajętym stoliku wysuszona kobieta czyści fioletowo–czarne paznokcie – w żadnym wypadku nie są tak brudne czy pomalowane na dziwną modę, ale przyjęły trupio–siną barwę naturalnie, z czasem, za śmierci albo życia, po urodzie właścicielki trudno stwierdzić. Kobieta pali cygaretkę, a dym wylatuje jej przez nozdrza i oczodoły, tak jest wysuszona. Pomarszczony dekolt zakrywa kościana biżuteria.
Trunki na jednej ze ścian również spełniają normy piekielne – są wśród nich alkohole wyłącznie kradzione, tym razem z ludzkich browarni nadmorskich. Przed regałem z wyskokowymi napojami, przy kontuarze przysypia przystojny mężczyzna z krętymi rogami na skroniach oraz kopytami zamiast stóp. Imp nigdy takiemu demonowi nie służył, ale rozpoznaje, że szynkarzem jest inkub.
Diabelski sługa dostrzega i trzeciego gościa. Jest nim młodzieniec, którego zdaje się zrodził las. Jego ziemiste ubranie zdobią liście, długie włosy warkoczyki z wplecionymi pędami, a szyję i ramiona tatuaże roślin i zwierząt. Co jednak dziwne, młody mężczyzna siedzi do góry nogami przy stoliku na suficie.
Zasięg w tym rejonie jest lepszy, więc możesz spróbować wydać impowi rozkazy. Możesz również czytać wszystko po kolei, przynajmniej na tym etapie – tak najlepiej poznasz Piekło. Ale jak się spieszysz, to jeśli…
Lubisz nieżywe kobiety i dwuznaczne kształty – idź do 123.
Chcesz przywołać bobra, ujarzmić niedźwiedzia albo wychować psa – idź do 134.
Uważasz, że piekło zasługuje na odrobinę uprzejmości – idź do 145.
Fascynują cię mięczaki z płonącymi skorupami– idź do 156.
123
– Przyszedłeś z lepianek – mówi wysuszona kobieta, zauważając wciąż niezaschniętą magmę na łapach gościa. – Co tu robisz? Zgubiłeś swojego właściciela, impie?
Palaczka bucha kłębami dymu przy każdym słowie.
– Nie, pani – odpowiada mały przybysz, czując w głowie Twoją iskrę. – Mam właściciela.
– Ach, tak? Naprawdę? – Przygląda się podejrzliwie. – A kto nim jest?
– Nie wiem, ale ktoś bardzo mądry.
– Na pewno kobieta. – Uśmiecha się i pyka cygaretkę, wypuszczając z ust dymne kółka. – Jestem Prigami, zajmuję się nekromancją i przeklinaniem, do usług.
– Czy ty nie żyjesz, pani?
– Nie żyję, ale i nie umarłam, w przeciwieństwie do tego na górze, który żyje i umiera.
– Odczep się ode mnie, trupia babo – odburkuje młodzieniec na suficie.
– Dlaczego on jest do góry nogami? – pyta imp nekromantkę.
– Opuściła go wszelka magia, łącznie z mocą ognia, więc i Piekło się go wypiera.
– Nic mnie nie opuściło – burczy tamten. – Byście zobaczyli na co mnie stać, gdyby mi się tylko chciało, to narobilibyście pod siebie z wrażenia. Zombiakowa zazdrośnica złą famę mi robi, żeby odstraszyć klientów. Mały, idź w teren i szepnij o mnie słówko. Druid Aeris do wzięcia… do roboty znaczy.
– Jakbyś zgubił swojego właściciela, to mogę cię wziąć pod opiekę – szepcze Prigami do impa. – Miałam już szkielety w służbie. Ale moi słudzy muszą być posłuszni. Przynieś mi trzcinkę z Czarującego Stawu, to się tobą zajmę. Będę mogła nią pukać po głowie tego dziwaka na górze.
– Mówiłem, odczep się ode mnie, zombiaku.
Kobieta chichocze.
– Gdzie jest Czarujący Staw? – pyta imp.
– To ta magmowa breja o dwuznacznym kształcie.
Czytaj dalej, wróć do paragrafu z szynkiem (100) albo skieruj impa do dziwnego, czerwonego stawu (167).
134
Imp zadziera głowę. Mężczyzna z tatuażami kwiecistych krzewinek na szyi oraz wilkami na ramieniu pije na suficie trunek. Co ciekawe, nie rozlewa go.
– Szukasz leśnego sztukmistrza, mały? Przywołać ci bobra, ujarzmić niedźwiedzia albo wychować psa? Dobrze trafiłeś! Jestem Aeris, druid drugiego poziomu, absolwent Akademii Leśnej i wciąż obywatel Zaczarowanego Lasu.
– Dlaczego siedzisz do góry nogami, panie Aeris?
– Ja siedzę normalnie, to wy macie dekle poodwracane. A zwłaszcza ty, impie. Czego pragniesz? Rozkazu. Niewoli. Jak można pragnąć braku woli? Czy to nie jest do góry nogami?
Imp zamyśla się, ale że nic w głowie nie znajduje, odpowiada tylko:
– Nie wiem.
– Ech, z tobą to interesu się nie zrobi. Przeklęte piekło. Wszędzie idioci, nikczemnicy i klejąca magma. Żebyście się, szaleńcy, chociaż na miłości znali, ale i w tym wszystko pokrętne. Och, jak sobie tylko przypomnę Sukki. Zwabiła mnie tu wasza podstępna piękność. Dla niej zostawiłem druidzkie bractwo i Zaczarowany Las. Figurę miała cudowną, diabeł musiał maczać w tym palce, u sukubów zresztą pewnych standardów się wymaga, ale w środku… zdradziecka sucz!
Druid chłepcze trunek i wzdycha.
– Zdradziła cię, panie Aeris? – pyta imp, gdyż był przyzwyczajony do rozmawiania, czy raczej wysłuchiwania swojego demona.
– Gorzej. Dowiedziałem się, że była inkubem. Och, jak sobie wspomnę jej kształtną pupcię. W gadaniu też była dobra, miała chore poczucie humoru. Ale nie mogłem już na nią patrzeć jak dawniej…
– Wybrzydzasz – wtrąca nekromantka ze stolika na podłodze. – Najważniejsze jest uczucie. Takie rzeczy to drobiazg. Byś wiedział, co się w Nekropolii wyprawia…
– Albo wśród druidów! A nie, czekaj… Nieważne. Tak w ogóle to brakuje tu zwierząt. To są prawdziwe bratnie dusze. Inferno w ogóle nie stara się zachęcić do siebie fauny. Wszędzie gorąco i śmierdzi smołą. Tylko jeden poczciwy ślimaczy gigant dał radę w tych warunkach się zadomowić.
– On utknął w magmie – mruczy palaczka.
– Nieprawda! On się przemieszcza, tylko się nie spieszy. Podoba mu się tutaj.
– Pali się…
– To piekielny ślimaczy gigant! Ciało rozpala mu magia ognia. Mówię ci, rozgościł się tu.
– Rozmawiałeś z nim?
– Moje moce nie są już takie jak dawniej. – Ponownie wzdycha i popija trunek. – Ale jakbym chciał, to by wróciły.
– Taa… W każdej chwili możesz przestać pić, nie?
– Żebyś wiedziała. Tylko teraz akurat mi się nie chce. Jak przestać pić, kiedy tu tak gorąco?
Czytaj dalej, wróć do paragrafu z szynkiem (100) albo skieruj impa do dziwnego, czerwonego stawu (167).
145
Imp zauważa niedaleko kopce żelazno–drewnianych śmieci i tam idzie. W stosach jest złom wszelaki – połamane szyny kolejowe z krasnoludzkich kopalni, widły chłopów, okno obserwatorium magów, łyżki katapulty z oblężeń obcych zamków, czy podziurawione zbroje krzyżowców. Słudzy piekielni składują na złomowisku wszystko, co uda im się zebrać z pola bitwy albo skądś ukraść. I Twój imp zgromadził tutaj zdobycze z wygranych potyczek i grabieżczych wypraw demonicznego pana.
Między usypiskami trofeów, przy rozgrzanych krematoryjnych piecach, na lakolitowych leżankach, w oczekiwaniu na całkowite spopielenie jeńców, dyskutuje trójka demonów. Wśród nich jest łysy, czerwonoskóry mężczyzna z drobnymi rogami, który zamiast kopytnych nóg ma płonącą złocistą chmurę. Widząc gościa, zrywa się na równe… na swój obłok.
– Witam serdecznie w moich skromnych progach! – mówi wesoło, wzbijając dolną częścią ciała wulkaniczny pył, jakby to tą stroną wydychał powietrze przy mówieniu. – Znajdziesz tu wszystkie rodzaje broni, zbroi, artylerii, mebli czy diabli wie czego, w stanie beznadziejnym lub gorszym. Jestem Xyron, w czym mogę ci służyć?
Imp stoi jak wryty.
– Nie jesteś przyzwyczajony, żeby tak do ciebie mówić, co? – śmieje się ifryt. – Ale ja tak lubię. Strasznie mi się spodobały te ludzkie uprzejmości na ostatnim szturmie. Napadłem wtedy sprzedawcę butów, a on z takim polorem opowiadał mi o cholewkach, obcasach czy napiętnikach, że aż go nie spaliłem. Fascynujące, co ludzie noszą na nogach. Demonom i impom też przydałoby się trochę kultury, ale w Piekle takie marzenia to mrzonki. Dobrze, jeśli chociaż moje impy wykażą ogładę. Właśnie, nie widziałeś dwójki zagubionych sług piekielnych? Takie same brzydactwa, jak ty.
– Nie wiem, panie Xyron.
– Moi demoniczni goście też stracili kontakt ze swoimi impami. Dziwna sprawa. – Demon na chwilę poważnieje, ale szybko jego twarz znów zdobi uśmiech przekupnia. – Pozwól, że pokażę ci, co moje złomowisko ma do zaoferowania. Mam szeroki wybór towarów, na pewno znajdziesz coś dla siebie.
Oddalają się od leżących demonów i idą wzdłuż kopców złomu.
– Szukasz czegoś konkretnego, impie?
– Jeszcze nie wiem, panie Xyron.
– Rozkazu nie dostałeś i w głowie pustka, co? Ech, ciężkie życie bez rozumu. Ale może lepiej? Mniej czasu się marnuje. Masz jakieś marzenia w ogóle?
– Marzę o ogniu Inferna i o tym, aby mój właściciel był zadowolony.
– I słusznie. Tak marzyć powinieneś. Ale jednak mi ciebie szkoda. Byłeś kiedyś tam na górze?
– Na powierzchni?
– Tak, na powierzchni.
– Byłem. Mój poprzedni pan wygrał wiele bitew. Dużo trofeów przyniosłem.
– I co myślisz o innych rasach? O ludziach w zamkach, o mieszkańcach Zaczarowanego Lasu, o pustynnych orkach, o bagiennych kreaturach czy poczwarach z lochów?
– Są… inni.
– Inni, dobrze powiedziane. Intrygujące istoty i krainy. Czasem sobie myślę – a może rzucić wszystko w diabły i przeprowadzić się na górę? Otworzyłbym piekarnię. W wolnym czasie piekę chleb w piecach krematoryjnych, więc mam w tym małe doświadczenie. Bo widzisz… nie czuję, abym całkiem był demonem. Na zewnątrz tak, ale w środku – o, nie. Może jeńcy zarazili mnie ludzkością. Wiesz, impie, to nie wygląd, lecz wnętrze nas definiuje. To, jak patrzymy na świat. Próbowałeś kiedyś popatrzeć na Piekło inaczej?
– Jak? – Imp wpatruje się w niego jak uroczy niziołek, który setki lat spędził w jaskini.
– Nie mogę powiedzieć, bo sam powinieneś do tego dojść. Ale gdy to zrobisz, to życie nabierze innych barw.
Sługa piekielny myśli nad słowami ifryta, ale że myślenie nigdy nie było jego mocną stroną, szybko się poddaje.
– Nie rozumiem, panie Xyron.
– Nie szkodzi. W Piekle dobrze się żyje w niewiedzy. To właściwie raj – wygoda, spokój, tolerancja… Czasem, co prawda, męczy żar i wycie grzeszników, ale można się przyzwyczaić. A dzień jaki wesoły. Przyjdzie ktoś, rozgrabi kopiec złomu, kupca pobije, jeńca spali, potem podziękuje, albo i nie. Ja i tak pomacham na pożegnanie, uśmiechnę się i zaproszę ponownie, czemu nie? Nie mógłbym mieszkać na górze, za dużo tam mają męczących reguł i za bardzo tęskniłbym za wariatami tutaj. – Śmieje się. – Rozejrzyj się po moim złomowisku, impie. Może znajdziesz coś dla siebie.
Imp krąży między usypiskami trofeów, ale ponieważ nie wie, czego szukać, to nic nie znajduje.
Czytaj dalej, wróć do paragrafu z szynkiem (100) albo skieruj impa do dziwnego, czerwonego stawu (167).
156
Sługa piekielny idzie za szynk i widzi, że w trzewiach skamieniałej magmy leży olbrzymi mięczak, którego kręta skorupa płonie. Imp podchodzi do ślimaczej stopy zdolnej zakryć sobą stadko sług piekielnych. Jest ciepła i śliska oraz dziwnie napięta, jakby ślimak przyssał się do ziemi.
Twój podopieczny głaska rozległą kończynę, ale zwierzę nie reaguje. Przygląda mu się dłuższą chwilę, lecz nie jest w stanie określić, czy ślimak się porusza, czy nie.
Coś mu w mięczaku nie pasuje, ale nie potrafi powiedzieć co.
Czytaj dalej, wróć do paragrafu z szynkiem (100) albo skieruj impa do dziwnego, czerwonego stawu (167).
167
Przystaje przy parującym rozlewisku, częściowo odgrodzonym żelaznymi prętami, które wyglądają jak połamane trzciny. Myśli, żeby spełnić żądanie nekromantki i wyrwać dla niej jedną imitację rośliny, ale szybko uświadamia sobie, że przecież Ty jesteś jego właścicielem. Zapomniał, bo nie jest za bystry, a Ty, jak na razie, nie przypominasz mu za często o sobie. Ale spokojnie, jeszcze mu porozkazujesz.
Grupka ludzi ugrzęzła w zbiorniku na różnych głębokościach. Wyglądają jakby drzemali.
Imp idzie wzdłuż brzegu.
– Czy ten staw wygląda jak dupa? – pyta, gdy zbliża się do więźniów.
Jego słowa wybudzają amatorów magmowych kąpieli z marazmu. Ci płycej stojący krzyczą, żeby ich ratować, bo nie czują stóp. Ci uwięzieni po kolana błagają o szklankę wody. A ci najgłębiej zanurzeni niczego już nie pragną, narzekają jedynie na koszmarne poczucie humoru piekielnych. Nikt nie odpowiada na pytanie przybysza. Piekielny sługa ma już odejść, kiedy nagle zwraca się do niego kobieta zatopiona w lawie po pas.
– Pokrętnie widzisz, mały. Powinieneś popatrzeć na świat inaczej.
– Jak?
– Może prawoskrętnie?
– Nie rozumiem.
– Przepraszam. Boli mnie głowa. Męcząca ta pozycja. – Kobieta uśmiecha się wpółprzytomnie i znów zasypia. Imp zastanawia się, czy majaczy z pragnienia. Wie, że ludzie wciąż chcą pić, nawet w Piekle, inaczej wariują.
Przygląda się powierzchni Czarującego Stawu. Bulgocząca lawa jest gęsta, a jej bąble nie chcą pękać – wyciągają się w górę jak podłużne łezki, ku sklepieniu naszpikowanemu stalaktytami.
Coś impowi nie pasuje w zbiorniku magmy, ale nie potrafi powiedzieć, co.
Możesz wrócić do szynku (100) albo kazać impowi iść dalej. Na samej górze mapy jest lokacja, którą warto odwiedzić, więc chodźmy tam (178), czym prędzej, zanim zrozumiesz, czy to ma, czy nie ma sensu. Jeśli jednak lubisz grać przy ograniczonej ilości informacji, możesz przeskoczyć od razu do części II.
178
Imp staje u podnóża ścieżki prowadzącej do majaczącego nad widnokręgiem serca Inferna. Jest oczarowany ciepłem i pięknem ognia piekielnego, jak mieszkańcy powierzchni zachodzącym Słońcem. Gdzieś w środku męczy go żądza, na którą dotąd, z powodu nawału pracy, nie zwracał uwagi – pragnie zanurzyć się w palącym skwarze Inferna, nawet jeśli oznaczałoby to śmierć. Jednak w jego głowie płonie Twoja iskra, która nie pozwala mu zniknąć w ogniu piekielnym, więc opiera się dziwnemu pragnieniu.
Zauważa, że sporo piekielnych sług kręci się w tym rejonie. Część stoi, podobnie jak on, ciesząc się ciepłem, ale większość kroczy ku piecu Piekieł.
Imp przygląda się ścieżce. Coś mu w niej nie pasuje, ale nie potrafi powiedzieć, co.
CZĘŚĆ II
Często impowi coś nie pasuje, nie sądzisz? Ale może rzeczywiście coś jest nie tak w niektórych lokacjach. Jak myślisz? Przyjrzyj się mapce, pamiętając o słowach kobiety uwięzionej w magmie, a będziesz wiedzieć, jak rozpocząć część II.
W części drugiej obowiązują dwie zasady. Po pierwsze, nie możesz losowo wybierać paragrafu. Musisz go albo gdzieś znaleźć, albo inny paragraf musi cię do niego przekierować. Po drugie, paragraf jest zawsze trzycyfrowy. Więc jak zacząć? Think outside the box.
Pamiętaj, że Twoje wybory wpływają na los impa. To Ty tworzysz jego historię.
Nie idź dalej, jeśli nie wiesz, gdzie zacząć (nie zaczyna się od pierwszego paragrafu). Jeśli potrzebujesz pomocy, zajrzyj do wątku Cioci Dobrej Rady podanego w przedmowie.
114
Imp wkłada kamień w miseczkę procy i celuje w głowę smoka. Pocisk nie trafia jednak tam, gdzie powinien, lecz w krętą skorupę ślimaka. Sługa piekielny słyszy jęk. To z brzucha smoka? Zastanawia się.
Idź do 567.
115
Imp wkłada kamień w miseczkę procy i celuje w głowę smoka. Pocisk nie trafia jednak tam, gdzie powinien, lecz roztrzaskuje krętą skorupę ślimaka. W otworze okiennym szynku pojawia się druid. Klnie na „mordercę zwierząt”, wymachując złowieszczo pięścią.
Idź do 501.
196
Druid i nekromantka stoją w otworze okiennym szynku – on na suficie, ona na podłodze – i obserwują wykluwające się ze skamieniałej magmy łuskowate ciało o kolorze ni to zielonym, ni to złotym, ni to nawet czarnym. W barwie najbliżej olbrzymiemu gadowi do szarości. Za gośćmi, przy kontuarze, drzemie niczym nieprzejęty inkub.
– Chyba Piekło jest atakowane – uznaje leśny młodzieniec.
– Smok psuje grunt – zauważa nekromantka, strącając popiół z cygaretki na podłogę.
– Sklepienie – poprawia druid.
Co chcesz, żeby imp zrobił?
Porozmawiał z nekromantką – idź do 889.
Porozmawiał z inkubem – idź do 198.
Porozmawiał z druidem – idź do 816.
Poszedł na złomowisko – idź do 691.
Sprawdził sytuację więźniów w magmie – idź do 199.
198
Przy kontuarze drzemie niczym nieprzejęty inkub. Czy chcesz, żeby imp go obudził?
Tak – idź do 222.
Nie – idź do 196.
199
Zanurzeni w lawie grzesznicy podnoszą strajk. Narzekają, że przy smoku nie są w stanie w spokoju znosić tortur, gdyż strumień ognia z gadziego pyska topi sklepienie i magma kapie im po głowach. Żądają, aby demony zabrały gada, inaczej zaczną pluć na przechodniów.
Nagle koło ludzi pojawia się szkielet w hełmie, z mieczem i tarczą. Wchodzi do stawu i bezgłośnie ginie – o ile można tak powiedzieć w przypadku nieumarłego – w odmętach lawy. Zostają po nim tylko sterczące kości ręki. Uwięzieni w magmie ludzie kontynuują narzekania.
Co chcesz, żeby imp zrobił?
Poszedł do szynku – idź do 196.
Poszedł na złomowisko – idź do 691.
222
Imp waha się.
– Jesteś pewien, że mam go obudzić, pani/panie? Demonowi nie powinno się przerywać drzemki.
Tak! – idź do 233.
No, jak tak stawiasz sprawę, to zostaw go w spokoju – idź do 196.
224
Imp nie rozumie, dlaczego ma celować w szynk, skoro to żadna część należąca do smoka, ale robi, jak każesz. Miota pociskiem, który leci gdzieś hen daleko, poza granice mapki, acz wciąż w Piekle.
Idź do 567.
225
Imp nie rozumie, dlaczego ma celować w szynk, skoro to żadna część należąca do smoka, ale robi, jak każesz. Miota pociskiem, który wcale nie ma zamiaru lecieć tam, gdzie chce miotacz. Prosty tor lotu zmienia się w łuk i kamień trafia w gadzią czaszkę. Wielki łeb grucha o skamieniałą ziemię, wyłamując sobie żuchwę, która, grzechocząc po lakolicie jak kostka do gry, zatrzymuje się przed szynkiem. Druid w nerwach skacze w szczycie otworu okiennego.
– Głupcze, zabiłeś smoka! – zaperza się. – Nie wiesz, że złote smoki są pod ochroną?!
– Ale ja… – zaczyna imp, niedowierzając celnemu trafieniu. – A on nie jest szary?
– To prawdziwy złoty smok, tylko popiołem się, biedak, pobrudził! Żeby takie piękne stworzenie zabić… Idiota!
Aeris wyskakuje z szynku i kieruje się ku smoczym zwłokom, ale nie dobiega. Po kilku krokach obca siła – dokładnie grawitacja – wyrywa druidzkie ciało do góry i uderza nim w grunt, który przez wszystkich pozostałych mieszkańców Inferna postrzegany jest jako sklepienie.
– Przeklęte Piekło! – jęczy leśny młodzieniec spomiędzy stalagmitów nazywanych przez mieszkańców Piekieł stalaktytami.
Nagle smoczy łeb prycha i się unosi. Rozlega się grzmot i łoskot – to wulkaniczna ziemia pęka, a z niej wyczołguje się wielki gad bez żuchwy i z dziurawą czaszką, nie zważając na to, że kolczaste przejście zdziera mu łuski i tnie mięśnie. Bez najmniejszego jęku bólu przeciska się do wnętrza Inferna. Z jego łap zwisają strzępki mięśni, a z tułowia wyzierają żebra.
– To drakolicz! – krzyczy Aeris. – Trupia babo – zwraca się do nekromantki, która z zaciekawieniem ogląda widowisko, dymiąc wokoło. – Przydaj się do czegoś i naucz dobrych manier smoczego kościotrupa. Ja ze zwłokami nie porozmawiam.
Prigami uśmiecha się, wkłada cygaretkę między pożółkłe zęby i unosi dłonie, szepcząc niezrozumiale. Z kościstych palców wypływają smugi zielonkawego dymu. Drakolicz w tym czasie zbliża się do ślimaka i miażdży jego skorupę szponami. Z fragmentów krętego pancerza wypływa śliskie wnętrze.
– Tylko nie ślimaczy gigant! – rozpacza druid.
Zielona chmura wpełza w pęknięcia, które spowodował martwy smok.
– Co ty robisz, kobieto?!
– Ciepiwoszci – syczy nekromantka, nie przerywając tańca rąk w powietrzu. Po chwili z lakolitowych trzewi zaczynają wychodzić ubrane w hełmy szkielety, uzbrojone w tarcze i miecze. Prigami wyjmuje cygaretkę z ust i strzepuje popiół. – Dobre maniery nakazują gościowi przyjść ze swoją służbą – mówi ze śmiechem, a jej oczy żarzą się czerwienią. – Do boju! – krzyczy w stronę nieumarłych.
– Zdrajczyni! – warczy Aeris, skacząc po sklepieniu, z którego nikogo nie może dosięgnąć. – Impie! Jej też rozwal czachę!
Czy chcesz, żeby imp posłuchał druida i wycelował procą w nekromantkę?
Tak – idź do 654.
Nie – idź do 678.
233
Imp ostrożnie szturcha demonicznego szynkarza. Ten budzi się.
– Czego chcesz, impie? – pyta ze złością.
– Ja… Na zewnątrz jest smok, panie.
– No i? Co mnie to obchodzi?
Właściciel przybytku łapie impa za ramię i siłą wyprowadza. Kopie jeszcze w progu otworu okiennego, klnąc na bezmyślne sługi.
– Mówiłam, że demony to głupcy – śmieje się nekromantka.
Idź do 196.
239
O co chodzi z tym płonącym ślimakiem, stawem magmy i ścieżką donikąd? Też się zastanawiasz? A może imp powinien nad tym pogłówkować?
Tak, chcę, żeby imp wreszcie ruszył głową – idź do 666.
Wcale się nad tym nie zastanawiam! – przykro mi, właśnie kończysz grę, bo nie ma tu miejsca dla ludzi, którzy nie są ciekawscy.
244
Mrowie szkieletów pędzi na Twojego podopiecznego, a Ty mu każesz czekać?
Imp zostaje właśnie zmiażdżony przez stado kości.
Koniec gry.
Możesz wczytać ostatni zapis (paragraf 444), zacząć opowiadanie od nowa albo zakończyć tutaj swoją przygodę, choć najprawdopodobniej będziesz tego żałować.
266
Imp wbiega do szynku i widzi inkuba, który zdejmuje z regału butelki trunków.
– Zamknięte!
– Panie, na Piekło napadły szkielety!
– No to co tu jeszcze robisz? Uciekaj!
– A ty, panie?
– Nie widzisz, że się pakuję?
– Nie powinniśmy działać?
– W Piekle? Co ty, głupi? Ach, no tak.
Twój podopieczny wychodzi z szynku, uznając, że budynek bez ściany jest kiepską kryjówką przed atakującym zastępem szkieletów.
Co chcesz, żeby imp zrobił?
Czekał na dalszy rozwój wydarzeń – idź do 244.
Wycofał się do lepianki – idź do 277.
Dał się pożreć drakoliczowi – idź do 288.
277
Imp pędem startuje spod szynku, w ostatniej chwili – oczywiście – mijając hordę szkieletów. Dobiega do lepianki bez przeszkód, włazi do swojej nory i układa się na lakolitowej pryczy. Wreszcie w domu! Wreszcie można się położyć! Jak dobrze!
I leży. I leży…
Po chwili dziwi się, że nie otrzymał jeszcze od Ciebie następnego rozkazu. Wyczołguje się z powrotem na zewnątrz.
– Pani? Panie? Co chcesz, żebym robił? – pyta, rozglądając się po kłującym sklepieniu, jakby tam spodziewał się Ciebie zastać. Ale z powodu klątwy w rejonie lepianek jest ostatnio kiepski zasięg, więc Twoja iskra do niego nie dociera.
Imp patrzy w stronę miodowego horyzontu. Znów wraca do niego żądza ofiarowania się ogniowi piekielnemu. Sznur dawnych towarzyszy pracy wolno kroczy ścieżką ku śmierci w sercu Inferna.
Jakie one posłuszne. Jakie bezmyślne. Jakie puste.
W jego głowie, mimo braku Twojej iskry, pustki jednak nie ma. W ciało wpełza coś nowego, coś, co dotąd nigdy w nim nie gościło.
A ja? Czy ja muszę…
Nagle zauważa, że do lepianek zbliża się oddział szkieletów.
Bronić Piekła? Czy to ma sens?
Długo myśli, nad swoją służbą, lepianką i ogniem piekielnym, a w jego głowie iskrzy jak nigdy.
Może nie ma, ale mojego domu trupom nie oddam.
Idź do 978.
288
Impowi udaje się ominąć chmarę szkieletów i podbiega do nieumarłego smoka, szybko zyskując jego uwagę. Gad nie musi nawet rozdziawiać paszczy, brakująca żuchwa nadaje jej najszerszy kąt otwarcia. Drakolicz łapie diabelskie stworzątko giętkim jęzorem i połyka. Twój podopieczny przepełza długim i ciasnym przełykiem do smoczego żołądka, dziurawego jak rozerwane sito. W środku unosi się zapach zgnilizny. W resztkach kwasu brodzi druid, trzymając się smoczych żeber jak więzień prętów, aby nie wpaść w otchłań trzewi. I imp się przytrzymał gadzich kości, klejąc się do błoniastych ścianek.
– Miałeś zabić drakolicza, a nie dać się zjeść! – wita przybysza.
– Przybyłem cię uratować, panie Aeris.
– Ciekawe jak – Wzdycha. – Powinienem się domyślić, że ten gad jest martwy. Ale że Prigami tego nie zauważyła? Czy widziała?
– Pani nekromantka wyznała, że przerwała nici między demonami a nami – melduje sztywno imp. – Widziałem, że z braku rozkazów wszystkie sługi kierują się do ognia Inferna.
– Więc ten atak to jej sprawka. Wiedziałem, że trupom nie ma co ufać. Demonom zresztą też nie. Jedno i drugie siebie warte. Trupiej babie odbiło od siedzenia tyle w piekielnym szynku. Zdemoniała. – Aeris puka po żebrach. – Drakolicz ma zaskakująco mocne kości. A nie ma co się cofać do paszczy, bo znowu nas zje.
– Mogę spróbować rozbić żebra z mojej procy, panie Aeris, choć jest przeklęta i nie trafia tam, gdzie chcę.
– Przecież tutaj ledwo da się obrócić. Zresztą jest jeszcze druga strona przewodu pokarmowego.
Imp krzywi się.
– Chodź za mną – mówi leśny młodzieniec i sługa piekielny rusza, choć niechętnie.
Przeczołgują się przez śliski żołądek do czegoś, co dawniej było dwunastnicą. Słychać śmiechy. Błoniastą i poszarpaną ściankę podgryza trójka… cętkowanych psów.
– Wygląda na to, że drakolicz odwiedził stepy orków. To hieny bitewne. Może nawet same dały się zjeść, wiedząc, ile tu smakowitości zastaną. Poradziły sobie już z wątrobą i większością przepony. Wkrótce przegryzą się przez mięśnie pod żebrami. Tamtędy wyjdziemy.
Imp z ulgą wypuszcza powietrze.
Druid cmoka, a jeden z padlinożerców przerywa ucztę i odwraca się z jęzorem na wierzchu, dysząc.
– Mówiłem ci, że magia mnie całkiem nie opuściła. – Głaska cętkowatego psa po głowie. – Mimo wszystko cieszy, że nowe gatunki zwierząt pojawiają się w Piekle. Pokazać ci parę sztuczek?
Aeris po kolei wydaje różne komendy, a hiena posłusznie je wykonuje. Siad. Obrót. Daj głos. Udawaj martwego.
Twój podopieczny myśli, że zwierzę dobrze się słucha swojego pana. Zupełnie jak… imp.
Ja spełniam rozkazy jak pies.
Przepełnia go obce uczucie, które sprawia, że niechętnie wspomina służbę u demona.
– Na zewnątrz jest wiele uzbrojonych szkieletów, panie Aeris. Co zrobimy, gdy wydostaniemy się ze smoka?
– Nie wiem, jak ty, ale ja nie mam najmniejszego zamiaru ginąć za Piekło. Nawet demony nie chcą, a co dopiero przesiedleniec? Niech sobie Nekropolis przejmuje Inferno, mnie nic do tego, ja idę do bram piekielnych i wracam do siebie. Na górze też są kobiety warte uwagi, a mieszkańcy chociaż udają, że obchodzi ich własna kraina. A ty, mały, rób, co chcesz.
Niedługo później hieny zjadają wystarczająco mięśni, żeby w środku pojawiło się światło. Druid ostrożnie wygląda przez wygryziony pod żebrami drakolicza otwór. Widzi zastępy szkieletów na dole. Smok siedzi niedaleko magmowego stawu.
– Wyjdziemy szybciutko, to nawet nie zauważy, że opuścił go posiłek – zarządził Aeris. – Tylko przez szkielety trzeba się przebić. Masz jakąś broń?
– Tę przeklętą procę, która nigdy nie trafia do celu.
– A gdzie?
– Tam, gdzie nie celuję.
– To celuj we mnie.
Pierwsze ze smoka wyskakują hieny. Od razu rzucają się na nieumarłych najeźdźców i wyrywają z nich piszczele i kości przedramion, rozsypując szkielety jak domki z kart.
– Strzeżcie się druidzkich cerberów! – krzyczy Aeris i opuszcza gadzi brzuch, z impem tuż za sobą. Skaczą na lakolit i torują sobie drogę przez zastępy szkieletów siejącymi spustoszenie hienami. Twój podopieczny miota procą, celując w druida, a trafiając w puste czaszki, żebra, skały wulkaniczne, magmowy staw i zad hieny. Przy tym ostatnim, w zbrojnym harmidrze rozlega się psi skowyt.
– Dobra, przestań – mówi Aeris. – I tak już wydostajemy się z tego nieumarłego bagna.
Szkielety zostają wreszcie z tyłu, a oni zatrzymują się kawałek za złomowiskiem. Widać stąd ścieżkę prowadzącą do ognia piekielnego, wciąż gęsto uczęszczaną przez impy. Do lepianek zbliża się oddział nieumarłych. Słychać również jęki jeńców uwięzionych w stawie magmy, coraz głośniej błagających o ratunek. Szkielety toną wokół nich w lawie, ale w jednym miejscu, przy brzegu, zaczynają się odkładać, tworząc kościste molo.
– Czas opuścić tonący statek. – Druid uśmiecha się, patrząc na majaczące w oddali bramy piekielne.
Co chcesz, żeby imp zrobił?
Podążył za druidem do bram Piekieł – idź do 932.
Ruszył do lepianek, aby bronić Piekła – idź do 964.
Uratował ludzi z magmowego stawu – idź do 943.
334
Imp przymierza się do uderzenia kamieniem lewą łapę smoka. Miota procą, ale pocisk leci po innym niż zaplanowany torze i wbija się w smoczy ogon, przekręcając go i łamiąc grzbietowe płytki. Teraz wygląda lepiej, myśli imp. Dziwi się, że gad nie ryknął. Ledwo zauważył atak…
Idź do 567.
335
Imp przymierza się do uderzenia kamieniem w lewą łapę smoka. Miota procą, ale pocisk leci po innym niż zaplanowany torze i wbija się w smoczy ogon, przekręcając go i łamiąc grzbietowe płytki. Teraz wygląda lepiej, myśli imp. Dziwi się, że gad nie ryknął. Ledwo zauważył atak…
Idź do 501.
344
Mrowie szkieletów pędzi na Twojego podopiecznego, a ty mu każesz czekać?
Imp zostaje właśnie zmiażdżony przez stado kości.
Koniec gry.
Możesz wczytać ostatni zapis (paragraf 225), zacząć opowiadanie od nowa albo zakończyć tutaj swoją przygodę, choć możesz tego żałować.
400
Zatem masz już zebranych tysiąc szkieletów? Najwyższy czas. Na horyzoncie majaczą wojska Erathii, trzeba działać, zanim morale Twojej armii spadną…
A, nie, przepraszam, to nie ten scenariusz.
– Mogę cię ochraniać, panie Aeris – zobowiązuje się imp. Druid uśmiecha się.
– Wybornie. Zawsze chciałem mieć swojego sługę.
Leśny młodzieniec wychyla się z otworu szynku i, trzymając się szyny, na której opiera się konstrukcja budynku, zsuwa się ku gruntowi, który dotąd nazywał sklepieniem. Ostrożnie stąpa po skamieniałej ziemi.
Imp podąża za nim. Nekromantka również.
– A ty czego tu? – pyta druid.
– Nie mogę przegapić twojego wielkiego pokazu magii. – Prigami chichocze i bucha dymem prosto w twarz leśnego młodzieńca.
– Idź stąd, trucicielko. – Młodzieniec kaszle. – Już wystarczy, że ty nie żyjesz.
Aeris idzie do przodu. Powoli i chwiejnie, jakby kroczył po linie.
– W takim stanie, to ty gówno zdziałasz – komentuje nekromantka.
– To nie alkohol, a ta diabelska magia ognia! Nie wierzy we mnie. Piekło się mnie wypiera.
– Mówiłam, że nie ma w sobie krzty magii – szepcze w stronę impa. – Ze ślimakiem nie umie porozmawiać, a co dopiero ze smokiem…
– Ja wszystko słyszę! I wciąż mam w sobie magię!
Nagle druid unosi się, jakby pociągnięty za sznurki. Nerwowo łapie się cienkiego ogona impa, ciągnąc go za sobą do góry. Piekielny sługa przewraca się, ale zanim odlatuje, wbija szpony w lakolit. Obaj kołyszą się jak opętany cyrkowiec na lince.
– Panie Aeris, pan potrafi latać?
– Nie, drogi głupku. Nie widzisz, że ten świat jest nienormalny?
– Jest do góry nogami – przyznaje imp. Jedna łapa wyślizguje mu się spomiędzy wulkanicznych kamieni, ale sługa szybko poprawia uchwyt. Wciąż trzymający się diabelskiego ogona człowiek huśta się, klnąc. – Dlaczego w Piekle wszystko jest na odwrót?
– Bo to Piekło. A ja jestem na Piekło za normalny. Nie wiem. Chodźmy już do tego smoka.
Druid podciąga się na impie, stawia stopy na grunt i przez jakiś czas kuca. Gdy czuje się pewniej, prostuje się i przygląda wystającym z twardej lawy gadzim kończynom i głowie.
– Dziwne łuski ma ten smok – zauważa. – Brakuje złotego połysku. Chyba jest chory.
– Za brzydki do rozmowy? – wtrąca nekromantka. – Jaki jeszcze powód znajdziesz?
– Milcz, kobieto.
Młodzieniec chrząka.
– Ty… smoku!
Prigami parska śmiechem, ale druid ją lekceważy.
– Jestem Aeris i pochodzę z Czarodziejskiego Lasu. To twoje rejony, więc jesteśmy niemal rodziną. Źle się czujesz, smoku? Słyszysz mnie? Smoku? Nie możesz mówić? Zamrugaj, jeśli mnie słyszysz.
W odpowiedzi gadzi ogon wzbija się i uderza, niczym bicz, skamieniałą ziemię, omal nie miażdżąc druida.
– Co z ciebie za ochrona?! – krzyczy Aeris do impa. – Gdzie jest twoja broń?!
No wiesz, nie pomyśleć o tym, żeby uzbroić swojego podopiecznego? Bardzo nierozważnie.
Co chcesz, żeby imp zrobił?
Nic – idź do 456.
Poszukał broni przy stawie – idź do 576.
Poszukał broni na złomowisku – idź do 578.
444
Imp wymierza w smoczy ogon i miota pociskiem, który wcale nie leci tam, gdzie chce miotacz. Prosty tor lotu zmienia się w łuk i kamień trafia w gadzią czaszkę. Wielki łeb grucha o skamieniałą ziemię, wyłamując sobie żuchwę, która, grzechocząc po lakolicie jak kostka do gry, zatrzymuje się przed szynkiem. Robi się cicho.
– Zabiłem go? – pyta nieśmiało imp.
– Wątpię – odpowiada Prigami, podnosząc się z krzesła. Staje w otworze okiennym.
Nagle smoczy łeb prycha i się unosi. Rozlega się grzmot i łoskot – to wulkaniczna ziemia pęka, a z niej wyczołguje się wielki gad bez żuchwy i z dziurawą czaszką, nie zważając na to, że kolczaste przejście zdziera mu łuski i tnie mięśnie. Bez najmniejszego jęku bólu przeciska się do wnętrza Inferna. Z jego łap zwisają strzępy mięśni, a z tułowia wyzierają żebra.
Czy chcesz, żeby imp wycelował z procy w smoka?
Tak – idź do 766.
Nie – idź do 777.
445
Imp wymierza w smoczy ogon i miota pociskiem. Kamień nie trafia w smoka, lecz gdzieś hen daleko, poza granice mapki, acz wciąż w Piekle.
Idź do 501.
454
Imp stoi i czeka, ale za wiele się nie dzieje. W okolicy nie pojawiają się żadne demony czy impy, które chcą powstrzymać potwora. Z pyska przybysza bucha strumień ognia, który topi sklepienie – lawa kapie na głowy zanurzonych w stawie magmy ludzi. Więźniowie krzyczą, błagając o ratunek.
Co chcesz, żeby piekielny sługa zrobił?
Czekał na dalszy rozwój wydarzeń – idź do 545.
Oddalił się od pękającego gruntu pod:
– szynk – idź do 196.
– złomowisko – idź do 691.
456
Imp zatem stoi i nic nie robi, ale nic rzadko do czegoś dobrego prowadzi i nawet sługa piekielny czuje, że to nienajlepsza decyzja. Czy chcesz, żeby:
Stał dalej – idź do 456.
Poszukał broni przy stawie – idź do 576.
Poszukał broni na złomowisku – idź do 578.
500
– Znajdę twoje sługi, panie Xyron – obiecuje imp i rusza wzdłuż ścieżki prowadzącej do serca Piekieł. Podąża nią wiele sług piekielnych, każdy oczarowany bursztynowym mirażem na widnokręgu, jakby ich celem było oddać się w ofierze ogniu. Twój imp ma wrażenie, że tylko on jeden postrzega horyzont inaczej. A może to oni widzą na odwrót?
Każdego napotkanego wędrowca zatrzymuje i pyta o imię. Żaden nie odpowiada, lecz idzie dalej, jak zahipnotyzowany. Twój imp wpierw myśli, że lekceważą go, gdyż ogień piekielny jest ważniejszy niż pytanie o tożsamość. Ale po chwili uświadamia sobie, że nie odpowiadają mu, gdyż nie wiedzą, jak się nazywają. Wtem Twój imp zatrzymuje się, poruszony. Po raz pierwszy pomyślał o czymś, nad czym nigdy dotąd się nie zastanawiał.
Ja nie mam imienia. Dlaczego? To tak, jakbym nie istniał.
Wraca na złomowisko, nie znajdując Urruna czy Veki. Właściciel wyleguje się na lakolitowej leżance, czytając książkę „Niebiańskie bułeczki – poradnik dla prawych piekarzy”.
– Chciałbym mieć imię – mówi po powrocie. Ifryt unosi brwi.
– Żeby mieć imię musisz być kimś, a póki co jesteś nikim.
– Co mam zrobić, żeby być kimś?
Demon wzrusza ramionami.
– Coś.
Nagle zrywa się z leżanki i odlatuje w bok. Omal nie stratowały go turlające się, dziurawe pancerze. To jedna z długich, gadzich łap strąciła czubek kopca trofeów.
Ifryt drapie się po brodzie.
– Czyżbyśmy byli atakowani? – zastanawia się.
Smocze szpony znów pikują w powietrzu i szarpią usypisko broni i zbroi.
Demon strzela płomieniem z rąk. Strumień ognia zwęgla łuskowatą skórę smoka, na łuskach osadza się czarny nalot. Gad wycofuje się.
– A gdybym zabił smoka? – pyta imp.
– To by było coś – przyznaje ifryt, otrzepując dłonie. – Ale chyba nie pazurami i zębami?
Imp przekopuje się przez stosy złomu w poszukiwaniu broni. Natrafia na oszczerbiony miecz krzyżowca.
– Za krótki – komentuje właściciel złomowiska.
Sługa piekielny wyciąga spod sterty tarcz pordzewiałą halabardę.
– Lepiej, ale smoka to radzę atakować z dystansu.
Twój podopieczny unosi w górę ułamany elfi łuk.
– Jak ci się tym uda, to jesteś dla mnie samym diabłem.
Szuka dalej. Znajduje orkową procę.
– Chyba lepiej nie będzie.
Imp zbiera kamienie, aby pomiotać dla próby. Celuje w pieniek i trafia w piec. Następnie mierzy w tarczę na szczycie stosu trofeów. Kamień uderza ifryta w tył łysej głowy, ale zaraz odbija się dzięki tarczy ognia.
– Ale demonów to się nie atakuje!
Sługa piekielny przeprasza i opuszcza teren złomowiska. Stoi teraz przy płonącym ślimaku z przygotowaną procą i kilkoma kamieniami. Gdzie chcesz, aby miotał?
Idź do 501.
501
Przyjrzyj się mapce, a dostrzeżesz szarawego smoka ze złotymi ślepiami, który przebija się do Inferna. Jeśli popatrzysz uważniej na stwora i jego okolice, odnajdziesz pięć miejsc, w które imp może celować. Ukrywają się pod postacią dwóch takich samych cyfr. Dopisz piątkę po wybranej parze i przeczytaj uzyskany w ten sposób paragraf, aby poznać wynik strzału.

543
Imp stoi i czeka, a wielki gad coraz odważniej wchodzi do wnętrza Inferna. Z jego pyska bucha strumień ognia, topiąc sklepienie, który skapuje dokładnie na głowy zanurzonych w Czarującym Stawie ludzi. Więźniowie krzyczą, błagając o ratunek.
Nagle smok wyciąga do góry łuskowaty łeb i pikuje w stronę impa. Sługa odskakuje i gad uderza w wulkaniczne skały, wybijając sobie ząb.
Nie mogę stać i czekać. Muszę działać.
Idź do 567.
544
Imp rusza w stronę usypisk trofeów. Za jego plecami podąża ściana machających mieczami kości, która z każdym krokiem rozpada się, zasypując kolejne zakamarki Piekła. Sługa piekielny ucieka przed tsunami kościotrupów i chowa się na terenie złomowiska. Mówi właścicielowi o nadchodzącym ataku Nekropolii. Ifryt zarządza zabunkrowanie.
Wspólnymi siłami układają kopce zbroi w okrąg. W trakcie budowy, przez luki między zgrabionymi gratami przekradają się pojedyncze szkielety, które demon unicestwia strumieniem ognia. Twój podopieczny znajduje wśród trofeów inną procę, ale po kolejnym trafieniu w głowę ifryta, rezygnuje z dalszego miotania.
Gdy kończą mur, horyzont jest tak samo miodowy, jak wcześniej, bo w Piekle nigdy nie robi się ciemno. Siadają wspólnie na ławce zbudowanej z połamanej katapulty i oglądają powódź szkieletów z góry. Nieumarli tępią miecze na konstrukcjach z lakolitu i lepiankach z żużlu. Próbują dotrzeć do jeńców w Czarującym Stawie, ale toną w magmie. Do piekielnych sług, maszerujących odległą ścieżką do ogniska Piekieł jeszcze nie dobiegli. Po przeciwnej stronie, poza obszarem mapki, przez wrota piekielne powraca właśnie z grabieży karawana impów i demonów.
– Co teraz będziemy robić? – pyta Twój podopieczny.
– Dobrze, że pytasz, bo ja wciąż nie mogę przestać o tym myśleć. Widzisz, tu jest piec, bardzo dobry, ludzi pali znakomicie. Trochę dużo energii na to idzie i można się zastanowić, czy rzeczywiście to najbardziej niehumanitarna metoda, żeby była tego warta, wielu w końcu umiera od uduszenia, a nie spłonięcia żywcem i to w dość krótkim, jak na standardy piekielne, czasie. Ale te dyskusje na razie na bok, pozostańmy przy paleniu w piecu jako dobrej torturze. Otóż chciałbym wprowadzić nowe trendy. Pieczenie chleba. Wszyscy się boją chleba, bo chleb niby boski. Jaki boski? Chleb do nikogo nie należy. Chleb to chleb. To, że niebiańscy się nim dzielą, znaczy, że już ich? My też mamy prawo do własnego chleba. Możemy mieć chleb piekielny. Taki mam pomysł, aby upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Chleb pieczony na grzeszniku. Lepsze wykorzystanie mocy Inferna, człowiek spalony, a do tego chlebek. Wariant ekskluzywny – bochenek z posypką z popiołu grzesznika. A dla amatorów soczystego wersja półtwarda – zakalec z ludzką kościo–kruszonką. No nie mów, że to nie jest klawy pomysł? Rozpoczęlibyśmy coś nowego – dobrego, a jednak złego, czyli idealnie piekielnego. Mógłbym tu nawet stoliki porozstawiać – Uśmiecha się zaaferowany, ale sługa piekielny nie wygląda na przekonanego.
– Ale mi o najazd szkieletów chodziło, panie Xyron – mówi nieśmiało. – Nekromantka z szynku ich wezwała.
– Nieładnie z jej strony, acz bardzo piekielnie. Widać już jakiś czas u nas siedzi.
– Nie powinniśmy czegoś zrobić?
– To, co zwykle. Nic. Czego ty się spodziewasz po demonach? Że będą ginąć w obronie Piekła? Każdy schowa się w twierdzy i pozabija okoliczne szkielety albo wyprawi się na powierzchnię, aby podbijać ludzkie wioski do czasu, aż tu się uspokoi.
– Więc nikt nic nie zrobi z nekromantką?
– Jak się gdzieś napatoczy, to ją zabiją, ale nie spodziewaj się, że ktoś będzie jej specjalnie szukał.
Imp przetrawia słowa ifryta i smutnieje.
– Czy to koniec Piekła? – pyta.
– A gdzie tam. Piekło nigdy się nie kończy. Inferna nie da się podbić, bo każdy po czasie spędzonym tutaj myśli odwrotnie i szkielety też zaczną. A jak nie, to się posprząta teren Armageddonem, nie pierwszy raz zresztą. Będzie trochę pusto, ale trudno, nowego złomu szybko się nakradnie. Tylko jeńców szkoda, bo bez nich nie ruszę z piekarnią. Trzeba to przemyśleć. Może ze szkieletami dałoby się żyć? Myślisz, że polubiłyby chleb? Może nie, bo nie mają żołądków… Ale zombie by się skusili. Dla nich przygotowałbym wariant moczony w krwi… – Demon zamyśla się, drapiąc się po brodzie.
Twój podopieczny obserwuje staw magmy, w którym uwięzieni ludzie coraz głośniej błagają o ratunek. Szkielety wciąż toną wokół nich w lawie, ale w jednym miejscu, przy brzegu, zaczynają się odkładać, tworząc kościste molo.
Czy chcesz, żeby imp uratował ludzi?
Tak – idź do 967.
Nie – idź do 999.
545
Smok gwałtownie wyciąga do góry łuskowaty łeb i pikuje w stronę impa. Rozdziawia paszczę, łapie szczękami diabelskie stworzenie, podrzuca jeszcze w powietrzu dla zabawy i połyka, kłapiąc zębiskami. Twój bohater zupełnie niebohatersko przepełza długim przełykiem do smoczego żołądka, a tam, brodząc w kwasie, zastanawia się nad milczącym głosem w swojej głowie.
Doprawdy, w heroic fantasy każesz swojemu bohaterowi czekać na śmierć?
Jeśli uznasz, że Twoja decyzja wynikła z zagapienia, to możemy uznać, że smoczy ambaras się nie wydarzył. W takim przypadku wracamy do momentu, kiedy smok dopiero zaczął się przebijać do Piekła. Imp oddalił się od pękającego gruntu i czeka na Twoje rozkazy. Możesz wysłać go do szynku (196), na złomowisko (691) albo nad Czarujący Staw (199).
Jeśli nie chcesz się cofać, to obawiam się, że to koniec gry opowiadania. Twój bohater zginął niebohatersko w brzuchu smoczego intruza.
554
Imp przygotowuje procę i miota kamieniem w prawą łapę smoka. Pocisk leci po łuku, jakby żył własnym życiem i wpada w magmę czarodziejskiego stawu. Uwięzieni w lawie jeńcy się ożywiają.
– Czy ktoś nas wreszcie raczy uratować?!
Idź do 567.
555
Imp przygotowuje procę i miota kamieniem w łapę smoka. Pocisk leci po łuku, jakby żył własnym życiem i pluska w magmę czarodziejskiego stawu. Uwięzieni w lawie jeńcy się ożywiają.
– Czy ktoś nas wreszcie raczy uratować?!
Idź do 501.
567
Przyjrzyj się mapce, a dostrzeżesz szarawego smoka ze złotymi ślepiami, który przebija się do Inferna. Jeśli popatrzysz uważniej na stwora i jego okolice, odnajdziesz pięć miejsc, w które imp może celować. Ukrywają się pod postacią dwóch takich samych cyfr. Dopisz czwórkę po wybranej parze i przeczytaj uzyskany w ten sposób paragraf, aby poznać wynik strzału.

576
Imp idzie w rejony magmowego stawu i rozgląda się za bronią. Podchodzi do żelaznych imitacji trzcin i wyrywa jedną z nich.
– Tym chcesz walczyć ze smokiem? – pyta jeniec uwięziony w lawie po kolana i wznosi oczy ku sklepieniu. – To cud, że Piekło dotąd nie upadło.
Sługa piekielny rzuca pręt na ziemię, czując, że nic takim orężem nie zwojuje.
Co chcesz, żeby imp zrobił?
Nic – idź do 456.
Poszukał broni na złomowisku – idź do 578.
578
Dobrze kombinujesz!
Imp idzie na złomowisko. Zastaje ifryta na wulkanicznej leżance przy piecu. W rękach trzyma książkę o tytule: Upiecz krasnoludzki chleb, który nie będzie kamieniem.
– Cześć, impie. Lubisz chleb?
– Nie wiem – odpowiada sługa piekielny, stropiony.
– W Piekle raczej nie jadasz, co?
– Czasem magmę…
– Bez przesady! I to jest właśnie problem Piekła. Przydałyby się tutaj nowe trendy. Dlatego marzy mi się piekielny chleb. Wszyscy się boją chleba, bo chleb niby boski. Jaki boski? Chleb do nikogo nie należy. Chleb to chleb. To, że niebiańscy się nim dzielą, znaczy, że już ich? My też mamy prawo do własnego chleba, nie sądzisz?
Imp nic nie sądzi, bo co mógłby sądzić? Nie jest stworzony do posiadania opinii. Jednak zaciekawia go pomysł ifryta.
– Czy impy mogłyby jeść taki chleb, panie Xyron?
– Pewnie. Wszyscy by mogli. O to chodzi.
– Podoba mi się. – Uśmiecha się, przypominając opalonego chochlika.
– Jak skończysz służyć swojemu właścicielowi, przyjdź do mnie, to rozkręcimy ten biznes. A tymczasem, w czymś mogę ci pomóc? Szukasz czegoś?
– Broni, panie Xyron. Smok zaatakował Piekło.
– To zapraszam. Szukaj, jak u siebie w domu.
Zainteresowany przekopuje się przez stosy złomu, a ifryt co jakiś czas zerka na niego znad książki. Gdy imp znajduje oszczerbiony miecz krzyżowca, właściciel złomowiska mówi:
– Za krótki.
Sługa piekielny wyciąga spod sterty tarcz pordzewiałą halabardę.
– Lepiej, ale smoka to radzę atakować z dystansu.
Twój podopieczny unosi w górę ułamany elfi łuk.
– Jak ci się tym uda, to jesteś dla mnie samym diabłem.
Szuka dalej. Trafia na orkową procę.
– Chyba lepiej nie będzie.
Imp zbiera kamienie, aby pomiotać dla próby. Celuje w pieniek i trafia w piec. Następnie mierzy w tarczę na szczycie stosu trofeów. Kamień uderza ifryta w tył łysej głowy, ale zaraz odbija się dzięki tarczy ognia.
– Ale demonów to się nie atakuje!
Sługa piekielny przeprasza i opuszcza teren złomowiska. Wraca w okolice ogona smoka. Nie widzi nigdzie Aerisa. Obchodzi obszar, gdzie z wulkanicznego gruntu, jak upiorne drzewa, wystają smocze kończyny i głowa. Zagląda też w otwór okienny szynku. W środku, w oparach dymu, siedzi tylko popalająca cygaretkę nekromantka i drzemiący inkub.
– Życie nie jest turowe, impie – mówi ze spokojem Prigami, zaciągając się. – Smok nie czekał na twój powrót.
– Nie rozumiem.
– Zżarł leśnego dziwaka.
Impa coś kłuje i chyba też zalewa, coś, czego nie rozumie.
Zawiodłem.
Patrzy na ruszające się części ciała smoka i na przygotowaną procę.
Co chcesz, żeby zrobił?
Czekał na dalszy rozwój wydarzeń – idź do 543.
Miotał w wielkiego gada z procy – idź do 567.
654
Imp rozkręca nad głową procę i wypuszcza pocisk, który – co za zaskoczenie – nie trafia w Prigami, lecz w zmiażdżone ślimacze miękkości przetykane mozaiką skorupy. Druid wydaje z siebie cichy jęk. Twój podopieczny nie poddaje się, miota raz jeszcze i tym razem kamień dzwoni w filar szynku – krasnoludzką szynę.
– Impie, jeszcze nie zauważyłeś, że te wasza trofea są gówno warte? – Śmieje się nekromantka. – Zbieracie z góry co popadnie, a to od razu widać, że proca przeklęta. Ale chcesz, to miotaj dalej, dla mnie tylko lepiej, będzie z czego się pośmiać.
W otworze okiennym pojawia się inkub.
– Co za baran niszczy mój szynk?
– Atakują! – wrzeszczy druid ze sklepienia. – Broń Piekła!
Szynkarz zauważa biegające po okolicy uzbrojone szkielety.
– Zamykam na dziś – oznajmia, choć nic nie zamyka, bo nic nie może zamknąć. Znika jednak we wnętrzu.
– Mam to gdzieś. – Leśny młodzieniec otrzepuje się i poprawia włosy. – Nie będę ginął za ten burdel. Żegnam! A tobie, trupia babo, odbiło od przesiadywania w piekielnym szynku. Zdemoniałaś!
I idzie po sklepieniu–gruncie w przeciwnym do serca Inferna kierunku.
– Dlaczego nie zadziałała na ciebie klątwa, którą rzuciłam na lepianki? – pyta nekromantka. – Zerwałam kontakt między każdym demonem a impem, a ty z jakiegoś powodu nie podążyłeś do pieca Inferna. Lepiej idź się tam spalić, bo tutaj dobra śmierć cię nie czeka. Tylko spójrz!
Twój podopieczny patrzy, gdzie wskazuje Prigami i widzi, że pędzi ku niemu chmara szkieletów.
Co chcesz, żeby zrobił?
Czekał na dalszy rozwój wydarzeń – idź do 344.
Wycofał się na złomowisko ifryta – idź do 544.
Wycofał się do lepianki – idź do 277.
666
Sługa piekielny dostaje polecenie dość niezwykłe. Myśleć? Ma sam wyciągać wnioski? Nie wiedział do końca, co to znaczy. Ale nie chcąc Cię zawieść, zaczyna intensywnie dumać. W czerepie niewiele się dzieje. Imp drepcze wokół mięczaka i zbiornika magmy. Gapi się na ścieżkę prowadzącą do ogniska Inferna. I kiedy tak bada otoczenie, w jego głowie zaczynają przeskakiwać iskry, o których posiadanie siebie nie podejrzewał.
– Wszystko jest piekielne – szepcze, zaraz uznając, że to niewystarczająca odpowiedź. Jednak czuje, że rozwiązanie jest na wyciągnięcie szponiastej łapy, że ma je na końcu rozwidlonego języka.
Przygląda się raz jeszcze ślimakowi – jego obłemu cielsku wyciągniętemu ku sklepieniu Inferna.
Dlaczego on jest taki pociągły?
Przypatruje się również podłużnym bańkom, które wypluwa z siebie lawa w Czarującym Stawie.
Nie pękają. I też się wyciągnęły.
W jego czerepie iskrzy.
Ale ścieżka? Ścieżka jest przecież zwyczajna.
Spogląda w górę, na piękno ognia Inferna i zadaje sobie pytanie, nad którym nigdy się nie zastanawiał.
Czy serce Piekieł nie powinno ukrywać się na dole, w głębokich podziemiach?
Wtedy rozumie.
W Piekle wszystko jest na odwrót.
Od teraz imp widzi, jak naprawdę wygląda Inferno. A wygląda tak:

https://drive.google.com/file/d/1j_dG5-a19bBSDl5a-i5VhaYiaFA3UwFx/view
Wtem kawałki stalagmitów strzelają w górę. Nie, to fragmenty stalaktytów, które rozpryskują się po sklepieniu uznawanym przez mieszkańców Piekieł za grunt. Skamieniała magma pęka, a przez lakolitowe trzewia zaczyna przebijać się łuskowate ciało. Imp rozgląda się, przerażony. Rozpoznaje szponiaste łapy, kolczasty ogon i gadzi pysk.
Co chcesz, żeby zrobił?
Czekał na rozwój wydarzeń – idź do 454.
Oddalił się od pękającego gruntu pod:
– szynk – idź do 196.
– złomowisko – idź do 691.
Sprawdził sytuację więźniów w magmie – idź do 199.
678
– No i co tak stoisz jak głupek? – pyta druid z wyrzutem.
– Bo wie, że ta proca jest gówno warta, jak większość ich trofeów – śmieje się nekromantka. – Od razu widać, że przeklęta.
– To podrap trupią babę! – ciągnie Aeris. – Albo dobra, zostaw ją. Tu potrzebny jest jakiś dorosły. Ej, ty tam, szynkarzu! – krzyczy w stronę szynku. – Nawet nie wiem, jak się nazywasz. Ty, inkubie!
– Daj demonowi spokój. – Prigami zaciąga się cygaretką i wypuszcza kółka dymu. – Nie wiesz, że im się nie przerywa drzemki?
– Mam to gdzieś. – Leśny młodzieniec otrzepuje się i poprawia włosy. – Nie będę ginął za ten burdel. Żegnam! A tobie, trupia babo, odbiło od przesiadywania w piekielnym szynku. Zdemoniałaś!
I idzie po sklepieniu–gruncie w przeciwnym do serca Inferna kierunku.
– Dlaczego nie zadziałała na ciebie klątwa, którą rzuciłam na lepianki? – pyta nekromantka. – Zerwałam kontakt między każdym demonem a impem, a ty z jakiegoś powodu nie podążyłeś do pieca Inferna. Lepiej idź się tam spalić, bo tutaj dobra śmierć cię nie czeka. Tylko spójrz!
Imp patrzy tam, gdzie wskazuje Prigami. Chmara wyklutych z lakolitowych trzewi szkieletów biegnie w jego stronę.
Co chcesz, żeby zrobił?
Czekał na dalszy rozwój wydarzeń – idź do 344.
Wycofał się na wysypisko ifryta – idź do 544.
Wycofał się do lepianki – idź do 277.
691
Ifryt lewituje między kopcami złomu, jakby doglądał, czy są wciąż na swoich miejscach.
– Zdezerterowały mi sługi – wzdycha, rozdmuchując wulkaniczny pył chmurą pod sobą. – O tej porze już nie można mówić, że zapomniały przyjść. Ty też się zbuntowałeś, impie? Dlatego tu jesteś?
– Ja mam właściciela, panie Xyron – odpowiada Twój podopieczny. Mimowolnie z niepokojem rozgląda się po złomowisku, gdyż czuje się bezbronny.
– To gdzie ten demon? Wszyscy pozamykali się w twierdzach albo pojechali rabować, a tutaj ziemia staje otworem. Co za pokraka się do Piekła przebija?
– To smok, panie Xyron.
– A w życiu! Ja wiem, jak te wspaniałe stworzenia wyglądają i to na pewno nim nie jest. Zauważyłeś, że ostatnio pałętają się tu jakieś szkielety? W Piekle jesteśmy tolerancyjni na wszelkich dziwaków, ale nie jestem przekonany do nieumarłych. Wciąż uprawiają dziwną politykę, że niby śmierć jest początkiem lepszego. Czy takiemu komuś można ufać? Impie, jak nie wiesz, co ze sobą zrobić, to poszukaj moich sług. Nazywają się Urrun i Veka. No prędzej, nie stój tak, jak dureń, nie do pyska ci z tym.
Czy chcesz, żeby imp robił to, o co prosi go ifryt?
Tak – idź do 500.
Nie – idź do szynku (196) albo nad Czarujący Staw (199).
766
Imp rozkręca nad głową procę i wypuszcza pocisk, który – co za zaskoczenie – nie trafia w smoka, lecz miażdży ślimaka, zmieniając go w mokre flaki przetykane mozaiką ze skorupy. Skądś rozbrzmiewa głośne ‘Nie!’. Sługa piekielny rozgląda się zdezorientowany. Wtem zauważa w szparach między żebrami gada rękę, a nawet głowę.
– Zabij drakolicza, impie! – krzyczy druid z dziurawej klatki piersiowej smoka.
Twój podopieczny ponownie miota kamień, który tym razem dzwoni w filar szynku – krasnoludzką szynę.
– Impie, jeszcze nie zauważyłeś, że te wasza trofea są gówno warte? – Śmieje się nekromantka. – Zbieracie z góry co popadnie, a to od razu widać, że proca przeklęta. Ale chcesz, to miotaj dalej, dla mnie tylko lepiej, będzie z czego się pośmiać.
W otworze okiennym pojawia się inkub.
– Co za baran niszczy mój szynk?
– Broń Piekła przed drakoliczem! – wrzeszczy druid z gadziego wnętrza.
Nagle z pęknięcia, z którego przybył nieumarły smok zaczynają wychodzić szkielety uzbrojone w miecze i tarcze.
– Zamykam na dziś – oznajmia szynkarz, choć nic nie zamyka, bo nic nie może zamknąć. Znika jednak w środku.
– Dlaczego nie zadziałała na ciebie klątwa, którą rzuciłam na lepianki? – pyta nekromantka, a jej oczy żarzą się czerwienią. – Zerwałam kontakt między każdym demonem a impem, a ty z jakiegoś powodu nie podążyłeś do pieca Inferna. Lepiej idź się tam spalić, bo tutaj dobra śmierć cię nie czeka. Tylko spójrz!
Twój podopieczny patrzy, gdzie wskazuje Prigami i widzi, że pędzi ku niemu chmara szkieletów.
Co chcesz, żeby zrobił?
Czekał na dalszy rozwój wydarzeń – idź do 244.
Ukrył się w szynku – idź do 266.
Wycofał się do lepianki – idź do 277.
Dał się pożreć drakoliczowi – idź do 288.
777
– I co, impie? – zagaduje Prigami z uśmiechem. – Nie wiesz, co robić?
– Chciałem miotać procą, ale nie dostałem takiego rozkazu – odpowiada tamten ponuro.
– Bo pewnie twój demon już wie, że ta proca jest gówno warta, jak większość waszych trofeów – śmieje się. – Od razu widać, że przeklęta.
– Zabijcie drakolicza! – rozlega się krzyk Aerisa.
Imp rozgląda się zdezorientowany. W pierwszej chwili widzi uzbrojone w miecze i tarcze szkielety, które zaczynają wychodzić z pęknięcia, przez które do Piekła przedostał się smok. Potem zauważa w szparach między żebrami drakolicza rękę, a nawet głowę.
– Ej, ty tam, szynkarzu! – krzyczy druid z wnętrza smoka. – Nawet nie wiem, jak się nazywasz. Ty, inkubie!
– Daj demonowi spokój – wtrąca Prigami. – Nie wiesz, że im się nie przerywa drzemki? – śmieje się, po czym zwraca do Twojego podopiecznego. – Dlaczego nie zadziałała na ciebie klątwa, którą rzuciłam na lepianki? – Jej oczy żarzą się czerwienią. – Zerwałam kontakt między każdym demonem a impem, a ty z jakiegoś powodu nie podążyłeś do pieca Inferna. Lepiej idź się tam spalić, bo tutaj dobra śmierć cię nie czeka. Tylko spójrz!
Imp patrzy tam, gdzie wskazuje Prigami. Chmara wyklutych z lakolitowych trzewi szkieletów biegnie w jego stronę.
Co chcesz, żeby zrobił?
Czekał na dalszy rozwój wydarzeń – idź do 244.
Ukrył się w szynku – idź do 266.
Wycofał się do lepianki – idź do 277.
Dał się pożreć drakoliczowi – idź do 288.
816
– A jednak potrafi tu przeżyć nie tylko mięczak, lecz i gad – cieszy się druid. – Prawdziwy smok, cudownie!
– To może porozmawiaj z nim? – zachęca go nekromantka.
– No nie wiem…
– Bo nie umiesz.
– Umiem! Tylko… – Waha się. – Muszę podejść bliżej, a to piękne stworzenie jest nieobliczalne. Impie, może byś mnie ochraniał?
Czy chcesz, żeby imp zobowiązał się do ochrony druida?
Tak – idź do 400.
Nie – idź do 196.
889
– Co tak stoisz, impie? – pyta Prigami. – Twój demon jeszcze cię nie wysłał do walki? Jesteś trzonem armii piekielnej, zupełnie jak u nas szkielety, już dawno powinieneś stać na polu bitwy. Demony to banda głupców.
Co chcesz, żeby imp zrobił?
Porozmawiał z inkubem – idź do 198.
Porozmawiał z druidem – idź do 816.
Poszedł na złomowisko – idź do 691.
Sprawdził sytuację więźniów w magmie – idź do 199.
932
Imp rusza w stronę lepianek, przy których krążą sługi piekielne zahipnotyzowane pięknem ognia Inferna…
Zaraz, przecież on tam nie miał iść!
Przypominasz mu, że nie taki był Twój rozkaz.
– Ale ja chcę sam decydować – szepcze piekielne stworzenie, które ciężko już nazwać sługą.
Idź do 978.
943
– Dlaczego mam ratować jeńców Piekieł? – pyta cicho imp. – Co mnie oni obchodzą?
Idź do 964.
964
Imp podąża za druidem w towarzystwie hien, a Ty mu przypominasz, że nie taki był Twój rozkaz.
– Ale ja chcę sam decydować – szepcze piekielne stworzenie, które ciężko już nazwać sługą.
Docierają pod bramę piekielną strzeżoną przez wielkie, trzygłowe psy z imponującym garniturem zębów. Do Piekła właśnie powraca z grabieży karawana z impami, a także kilka demonów na zmorach – czarnych koniach z krwistymi oczami i ognistymi grzywami.
– Dobrze się spisałyście, pieski – leśny młodzieniec zachwala hieny, głaszcząc je po kolei po głowach. Zwierzęta odpowiadają chichotem. – Poradzicie sobie w Piekle, zwłaszcza, jak zombiaki tu dotrą, bo Nekropolis pewnie na samych szkieletach nie skończy. No i jeszcze drakolicza musicie dojeść.
Aeris macha dłonią, a padlinożercy odbiegają, kierując się w stronę zastępu nieumarłych. Wtem zauważa, że ktoś mu odmachuje. Rozpoznaje mijającą ich urodziwą demonkę na zmorze.
– Jeszcze tu jesteś, leśny głupolu? – pyta Sukki.
Druid nie odpowiada, oczarowany zgrabnym ciałem sukuba, każdym jego fragmentem, nawet tymi rogami, które, z powodu skojarzenia z faunami, przypominały mu jego krainę. Po chwili opanowuje się i zmienia maślane oczy w poważniejsze spojrzenie.
– Właśnie się stąd zabieram. Dość mam Piekła, Nekropolis i sukubów będących inkubami.
– Ale ty jesteś głupi. Przecież ja w każdego mogę się zmienić, nawet w ciebie i to znaczy, że jestem mężczyzną? Myślisz, że ty mnie zostawiłeś, bo byłam inkubem? To ja ciebie zostawiłam, bo jesteś zakuty łeb. Myślałam, że druidzi są bardziej otwarci na naturę, a natura sam dobrze wiesz, jaka jest. Piekielna, powiedziałabym.
Aeris milczy, skonfundowany. Ale przecież nie przyzna się do pomyłki!
– Może i jestem głupi, ale chociaż dumny i duma nie pozwala mi zmienić zdania. Zresztą Piekło nie jest dla mnie. Żegnam! – Odwraca się na pięcie i odchodzi.
– A, żegnaj.
Druid zatrzymuje się w pół kroku.
– Ale wiesz, jakbyś kiedyś przypadkiem trafiła do Zaczarowanego Lasu…
– Wiem, wiem, leśny głupku.
Uśmiechają się do siebie i ruszają w swoje strony. Imp szybko dogania druida.
– Panie Aeris. Ja chcę z panem iść na powierzchnię.
– Ze mną? Do Zaczarowanego Lasu?
– Może być. Będę pana kompanem.
– Piekielne istoty raczej nie są wśród leśnych stworzeń mile widziane. Zresztą jestem samotnikiem…
– Dałem się zjeść drakoliczowi, żeby cię uratować, panie Aeris – przerywa mu, zaskakująco pewnie. – Czy nie zasłużyłem na pana towarzystwo?
Druid zamyśla się nad słowami impa oraz nad tym, co powiedziała sukub.
– Zaczarowany Las powinien być bardziej otwarty – przyznaje. – Najwyższy czas na małą lekcję tolerancji. Na początku mogę cię przedstawiać jako chochlika, jesteś dość podobny, tylko… bardziej opalony. Te szpony można ewentualnie przypiłować. Pasuje?
Imp uśmiecha się. A Twojej i żadnej innej iskry już nie czuje.
KONIEC
967
Imp wygrzebuje ze złomowiska dłuto, schodzi ostrożnie po murze z tarcz i zwinnie lawirując między szkieletami, dociera do jeńców. Z pomocą ifryta, który osusza z daleka lawę, rozkuwa lakolit, uwalniając ludzi. Demon strumieniem ognia wypala między szkieletami ścieżkę, którą piekielny sługa zanosi po kolei każdego z więźniów, gdyż żaden z nich, po uwięzieniu, nie jest w stanie chodzić. Gdy wszyscy są na miejscu, ifryt ma już rozgrzane piece. Imp bierze pierwszego z brzegu jeńca, kładzie na tacce i w tym momencie Ty zwracasz uwagę, że miał ich ratować, a nie palić. Ale Twój podopieczny już się ciebie nie słucha. W jego głowie pojawiła się nowa iskra, częściowo należąca do niego, a częściowo do kogoś innego. Imp wkłada wyjącego człowieka do pieca, ifryt dorzuca ciasto w kształcie bochenka i, w oczekiwaniu na wypieki, siadają ponownie na katapulcie, oglądając chmarę nieumarłych najeźdźców.
– Czy teraz jestem kimś? – pyta imp.
– Jasne – odpowiada szeroko uśmiechnięty demon. – Jesteś moim nowym Veką.
– Dziękuję, panie.
Twój podopieczny nie został herosem, ale przynajmniej uratował okoliczną ludność przed spokojną starością.
KONIEC
978
Imp dociera do ścieżki, którą podążają sługi piekielne z pustką w głowie. Zaczepia każdego z wędrowców i mówi im, że nadchodzą oddziały Nekropolis, które wkrótce wybiją ich w pień. Ale żaden z nich nie jest tym specjalnie przejęty. Impa ogarnia złość, coś czego dotąd nie przeżywał, lecz widział u zarządzającego nim demona.
– Słuchajcie, parszywe sługi! – przemawia nagle donośnie, naśladując swojego dawnego pana. –Przestańcie, jak te barany, iść do ognia Inferna, bo macie zadanie! Bierzcie dupy w troki, na złomowisko się zbroić. Czas na szturm!
Piekielni wędrowcy jakby się wybudzili z głębokiego snu. Kiwają czerepami i przecierają oczy. I patrzą na impa wyczekująco. Ten każe za sobą podążać i woła jeszcze pozostałe sługi piekielne, te stojące dalej.
Idzie na złomowisko ze sznurem takich jak on. Na miejscu wszyscy posłusznie przeszukują usypiska trofeów. Ifryt wylegujący się przy piecach spogląda z zaciekawieniem na chmarę sług, która go odwiedziła i pyta, czy są wśród nich Urrun i Veka. Gdy nikt mu nie odpowiada, wznawia lekturę książki kucharskiej.
Impy zabierają miecze, halabardy, młoty, lecz nie proce. Za rozkazem Twojego podopiecznego ruszają na hordę nieumarłych, która otacza szynk, zwłoki ślimaka i staw magmy. Piekielne sługi koszą szkielety jak zboże, wygrywając z nimi zwinnością i zasypują skamieniałą ziemię kośćmi.
– Dobrze! – krzyczy imp z kopca trofeów, skąd ma dobry widok na przebieg starcia. – Do boju! – Jego oczy błyskają czerwienią.
Jednak na miejscu każdego pokonanego najeźdźcy z Nekropolis pojawia się kolejny. Szkielety wciąż wychodzą z pęknięć w lakolicie po drakoliczu i samą masą zaczynają przewyższać diabelską armię. Ognie sług piekielnych po kolei gasną, zalewane hordą kości. Do boju dołącza również nieumarły smok, który dotąd pasł się w innych rejonach Inferna. Kościsty gad miażdży stworzenia Piekła łbem i ogonem.
Przegrywamy…
Twój imp schodzi z usypiska trofeów i pyta ifryta, czy będzie walczył ze szkieletami.
– Będę robił to, co większość demonów. Nic! Chyba niedawno cię przywołali, skoro nie pamiętasz poprzednich najazdów. Inferna nie da się podbić, bo każdy po czasie spędzonym tutaj myśli odwrotnie i szkielety też zaczną. A jak nie, to się posprząta teren Armageddonem, nie pierwszy raz zresztą. Będzie trochę pusto, ale trudno, szybko się nakradnie nowego złomu.
– Pozwoliłbyś, aby szkielety zniszczyły twój dom, panie Xyron?
– A w życiu! Chcą zabijać, niech zabijają, ale niech tylko spróbują przejąć moje złomowisko. W Piekle moc ognia mam nieskończoną, więc wybiję wszystkich. Ale do tego czasu… – Układa się wygodniej na lakolitowej leżance i z powrotem zbliża do twarzy książkę. – Do tego czasu mam ich gdzieś, jak na dobrego demona przystało.
Imp stoi i myśli. Jeszcze raz wspina się na kopiec oporządzenia, aby zobaczyć postępy. Sługi piekielne wciąż walczą, ale oddział szkieletów już podchodzi pod lepianki.
To nie ma sensu. Ta walka już jest przegrana.
Myśli jeszcze więcej, a potem opuszcza teren złomowiska i kieruje się do zbiornika lawy. Na jego drodze stają nieumarli, ale gibko ich wymija, docierając do brzegu.
– Wreszcie ktoś tu przyszedł – komentuje jeden z jeńców w magmie. – Ratuj nas, impie! Zabierz stąd, zanim zmienią nas w umarlaków.
Ale Twojemu podopiecznemu nie w głowie ratunek ludziom. Wyrywa żelazną trzcinę i idzie dalej, zanim dogonią go szkielety. Szuka oddziału Nekropolis, który nie walczy. Znajduje go w krzakach stalagmitów, w samym rogu mapki. W kręgu nieumarłych stoi nekromantka z uniesionymi rękoma, szepcząc. Z jej palców wyciekają strugi zielonkawego dymu.
– Pani Prigami! – woła imp, biegnąc ku niej. – Pani Prigami!
Nekromantka przerywa magiczny rytuał i przygląda się wołającemu. Szybko go rozpoznaje.
– Jeszcze żyjesz, impie?
On zatrzymuje się przed zastępem szkieletów i wykonuje głęboki ukłon.
– Pani. Mój właściciel odszedł. Czy pozwolisz mi zostać twoim sługą? Przyniosłem ci w podarunku trzcinkę, której żądałaś.
Oczy kobiety płoną karminem. Zezwala podejść bliżej.
– Co za romantyk – śmieje się nikczemnie. – Dobrze, niech będzie.
– Dziękuję, pani. – Kłania się i wyciąga w jej stronę trzcinę. – To dla ciebie, pani.
– Może poszukaj jakiegoś wazonu – chichocze. – Już mi do leśnego dziwaka nie jest potrzebna.
– Oczywiście, pani. – Imp ponownie się kłania, a przy wyproście uderza żelaznym prętem Prigami w twarz. Kobieta upada i nim zdąży zareagować, piekielny sługa wymierza kolejny cios. Okłada ją trzcinką tak długo, aż nekromantka zupełnie przestaje przypominać siebie, a imp jest pewien, że nie żyje. Szkielety w tym czasie stoją nieporuszone, czekając na komendę, której już nie dostaną.
Pierś impa rozpala gorąco tak intensywne, że nie jest w stanie stać. Zaczyna iść. Mija wielu nieumarłych, wciąż walczących, ale coraz mniej licznych, gdyż z pęknięć w wulkanicznej ziemi przestały przybywać nowe oddziały. Również drakolicz ma problemy, ponieważ za bardzo zbliżył się do złomowiska i teraz ifryt opieka go strumieniem ognia.
A imp idzie dalej, z każdym krokiem czując coraz bardziej przepełniającą go moc ognia. Przechodzi koło bramy piekielnej, w której pojawia się karawana z powracającymi z grabieży przedstawicielami Piekieł. Żaden z przybyszy nie jest świadom, że Inferno właśnie przeżyło najazd Nekropolis i że to mały, mijający ich imp jest tym, który powstrzymał atak. Nikt go nie zatrzymuje, nikt mu nie dziękuje. A jednak demony oglądają się za nim, mimo że wcale nie wygląda imponująco, wręcz mikro. Oglądają się, gdyż czują, że w środku jest kimś innym niż na pierwszy rzut oka. A on już nie ma Twojej iskry w głowie. Nie ma niczyjej iskry. Za to jego iskry są w czerepach innych.
KONIEC
999
Imp wygrzebuje ze złomowiska dłuto, schodzi ostrożnie po murze z tarcz i zwinnie lawirując między szkieletami, dociera do jeńców. Z pomocą ifryta, który osusza z oddali lawę, rozkuwa lakolit, uwalniając ludzi. W tym momencie Ty zwracasz uwagę, że nie miał ich ratować, ale Twój podopieczny już się ciebie nie słucha. W jego głowie pojawiła się nowa iskra, częściowo należąca do niego, a częściowo do kogoś innego.
Demon strumieniem ognia wypala między szkieletami ścieżkę, którą piekielny sługa zanosi po kolei każdego z więźniów, gdyż żaden z nich, po uwięzieniu, nie jest w stanie chodzić. Gdy wszyscy są na miejscu, ifryt ma już rozgrzane piece. Imp wkłada do jednego z nich wyjącego człowieka, właściciel złomowiska dorzuca ciasto w kształcie bochenka i, w oczekiwaniu na wypieki, siadają ponownie na katapulcie, oglądając chmarę nieumarłych najeźdźców.
– Czy teraz jestem kimś? – pyta imp.
– Jasne – odpowiada szeroko uśmiechnięty demon. – Jesteś moim nowym Veką.
– Dziękuję, panie.
Twój podopieczny nie został herosem, ale przynajmniej uratował okoliczną ludność przed spokojną starością.
KONIEC