
Panującą w chacie ciszę, przerwał dźwięk, uderzających o metal orzeszków.
– Naliczyłem dziewięć, mistrzu – rzekł Akanni, podnosząc głowę znad świętej tacy.
Olumide otworzył oczy i spojrzał zamglonym wzrokiem na ucznia. Oblicze wróżbity wykrzywiło się w skupieniu, dłoń zaś opadła na długą koszulę.
– Zapisz zatem, chłopcze, że wolą bogów jest, by Ayodele sprzedał swą sól w Okekone. Drogi są bezpieczniejsze, albowiem wszyscy rabusie, jak hieny patrzą łakomie na szlaki handlowe do większych miast – powiedział starzec, rozmasowując czoło. Pomarszczona dłoń starła przy okazji parę białych kropek, zdobiących jego hebanową skórę. – Pamiętaj, by pozbierać orzeszki.
Akanni spojrzał na górującego nad nim mężczyznę. Przytaknął posłusznie, strzepując jakieś okruchy ze swej krótkiej tuniki. Po zebraniu orzeszków uniósł dłonie, by policzyć znaleziska. Nieco jaśniejsza skóra młodzieńca zdradzała obce pochodzenie.
Olumide z kolei zatrzymał wzrok na świętej tacy.
– Polerowałeś ją wczoraj?
– Tak mistrzu – rzekł dumnie uczeń.
– Widać – odburknął starzec, przesuwając palcem po nowych rysach na tacy. – Uważaj, by nie zgubić żadnego z orzeszków. Nie stać mnie na ciągłe dokupywanie nowych.
– Spokojnie mistrzu, znalazłem wszystkie. – Chłopak uniósł dumnie zapełnione dłonie w kierunku opiekuna, który jedynie obdarzył go krótkim spojrzeniem.
– Powinno być szesnaście – rzucił wróżbita, po czym zniknął za drzwiami.
Zirytowany młodzieniec powiódł wzrokiem za swych mentorem i następnie rzucił na półkę woreczek ze spakowanymi orzeszkami. Dźwięk tłuczonego szkła, który rozniósł się po chacie, sugerował, że raczej nie trafił do celu. Nim jednak zdążył ocenić straty, usłyszał z dworu znajomy głos opiekuna.
– Akanni!
Uczeń wróżbity przełknął ślinę, po czym wyszedł nieśmiało na zewnątrz. Ujrzał olbrzymie tarcze ze słoniowej skóry, za którymi stali wojownicy w przeszywanicach o barwach Straży Królewskiej – czerni i błękitu. Ich głowy zdobiły odlane z brązu maski wściekłych bestii, spod których widoczne były jedynie ponure spojrzenia. Najwyższy z przybyszy przemówił tubalnym głosem:
– Czcigodny Olumide. Nasz miłościwy król wzywa do siebie.
***
Akanni, jak i Olumide nie byli skorzy do przyjęcia zaproszenia władcy, zwłaszcza że wojownicy nie chcieli wyjawić celu wizyty. Jednakże połyskujące groty włóczni zniechęcały do jakiegokolwiek sprzeciwu.
Przedstawiciele straży królewskiej przeprowadzili wróżbitę i jego ucznia przez wiecznie zatłoczone ulice Nalaga. Choć Akanni mieszkał tu już kilka lat, to i tak był daleki od stwierdzenia, że zna dobrze to miejsce. W tym ciągle rozrastającym się niczym dżungla mieście, każda luka zapełniania była przez kolejne gliniane chaty. Wśród przechodniów nie brakowało nowych postaci, których stroje, jak i odcienie skóry sugerowały, że mogli przybyć z odległych rejonów kontynentu. Wzrok chłopaka zatrzymał się kilka razy na mijanych niewiastach o włosach ukrytych pod misternie związanymi chustami. Z pewną zazdrością spoglądał z kolei na bogatszych przechodniów, odzianych w drogo wyglądające płaszcze o szerokich ramionach i głowach przykrytych okrągłymi czapkami. Nie brakowało również przedstawicieli obcych plemion. Ich wymalowane ciała okrywały jedynie proste przepaski oraz kościane lub drewniane ozdoby.
Akanni spoglądał ciekawsko na mieszkańców miasta, którzy nie pozostali jednak dłużni. Widok prowadzonych przez straż królewską postaci, skupiał uwagę wszystkich przechodniów, wywołując lawinę szeptów. Nawet wychodzący ze świątyń mędrcy spojrzeli w ich stronę.
Olumide patrzył gniewnie na ucznia. Gdy udało mu się na chwilę podejść bliżej swojego podopiecznego, padły szeptem słowa, które chłopak słyszał regularnie, odkąd tylko zaczął praktyki.
– Coś ty znowu narozrabiał?!
– Przysięgam na Opeyemi, że nie wiem – zapewniał młodzieniec, robiąc w głowie listę osób, którym ostatnio podpadł. Niestety była ona dość długa.
– Nie mieszaj do tego naszego pana. Jak wrócimy do domu, to tym razem odeślę cię do twojej wioski! – To też mówił regularnie. – Uważaj na swoje słowa i czyny, kiedy będziesz stał przed czcigodnym królem.
– Będę ostrożny. Zapewniam, że nic się złego nie stanie – rzekł uczeń wróżbity, nieopatrznie rzucając wyzwanie bogom.
Skupiony na rozmowie nie zauważył dziury na drodze. Runął z wyciągniętymi dłońmi, wpychając idącą przed nim postać w błoto. Pech chciał, że padło na jednego z przedstawicieli Straży Królewskiej.
Gdy młodzieniec uniósł głowę, ujrzał potężnego wojownika, który podniósł się, sapiąc niczym dzika bestia. Spojrzał na młodzieńca, przeszywającym wzrokiem, jak drapieżnik na ofiarę, przez co tętno chłopaka nagle przyśpieszyło.
– Strasznie dziurawe te drogi, co nie? – rzucił nerwowym głosem uczeń wróżbity, by rozładować atmosferę, lecz strażnik w odpowiedzi rozmasował jedynie olbrzymie pięści, zbliżając się powoli do chłopaka.
***
W końcu stanęli przed siedzibą władcy. Miała ona postać parterowego budynku o glinianych ścianach i spadzistym drewnianym dachu.
Akanni nigdy nie widział aż tylu wojowników w jednym miejscu. Jedni patrolowali teren pałacu, kolejni trenowali w brutalnych pojedynkach, inni zaś niczym grube mury bronili dostępu do królewskich żon i córek, które z ciekawością obserwowały nowe twarze.
Strażnicy wprowadzili gości do obszernej sali audiencyjnej. Obok wejścia czatowały odlane z brązu lwy o rozwartych pyskach. Centralne miejsce sali zajmował wykonany z palmowego drewna tron. Zasiadający na nim władca odziany był w szkarłatne szaty i płaszcz z lwiej skóry. Mądre, lecz srogie spojrzenie mężczyzny sprawiało, że Akanni momentalnie skurczył się i opuścił pokornie głowę. W sali obecna była jeszcze chmara doradców, patrzących z zainteresowaniem na przybyszy.
– A więc to jest ten słynny wróżbita – powitał ich donośnym głosem władca, spoglądając z naturalną wyższością na gości.
Olumide padł przed władcą, pociągając za sobą ucznia, który uderzył twarzą w podłogę.
– Mój panie. Dziękuję za zaproszenie, lecz zapewne zaszła jakaś pomyłka – przemówił nie podnosząc głowy.
W odpowiedzi król wydał z siebie głośny śmiech, który jak zaraza przeszedł na kolejnych doradców. Najszybciej zareagowali najstarsi i zapewne najbardziej doświadczeni słudzy.
– Przybywacie tu na moją prośbę – zabrzmiał kolejny głos pochodzący spod tronu. Należał on do stojącego po prawicy władcy, wysokiego mężczyzny w płaszczu z lamparciej skóry. Wojownik podpierał się olbrzymim mieczem o szerokim ostrzu, który wywołał u chłopaka nieprzyjemne dreszcze. – Zwą mnie Tilapo. Długo czekałem na nasze ponowne spotkanie.
Wojownik mówił podniośle, jakby przemawiał do swych oddziałów tuż przed bitwą. Serce Akanniego z kolei podskoczyło, albowiem imię postaci przypomniało mu, co takiego narozrabiał.
***
Wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu. Mówiąc delikatnie, nie był to jego najlepszy dzień. Dostał proste zadanie, miał bowiem tylko przynieść wcześniej przygotowaną wróżbę z magazynu. Nic trudnego, czyż nie?
Wkroczył do ciemnego pomieszczenia i zapalił stojące przy ścianach świece. Miał przed sobą kilka rzędów spróchniałych półek zapchanych zwojami, więc rozpoczął poszukiwania, rozwijając pergaminy i sprawdzając ich zawartość. Przy okazji mógł zobaczyć pełen przekrój problemów mieszkańców miasta. Dayo chciał wiedzieć, czy żona go zdradza. Moniade z kolei nurtowało, czy uda się jej zajść w ciążę. Najbardziej enigmatyczna była wróżba niejakiego Iilara, który pytał, czy bogowie okażą mu wsparcie w jego planach. W końcu znalazł poszukiwany zwój sygnowany imieniem Tilapo i ruszył szybkim krokiem do mistrza.
Z dzisiejszej perspektywy Akanni widział, że popełnił wtedy kilka błędów. Po pierwsze nie powinien był kłaść torby na środku pomieszczenia. Gdyby uczynił inaczej, być może nie potknąłby się o nią. Po drugie nie powinien był stawiać tak blisko stojaka ze świecą, który poleciał wraz z nim na podłogę, zapalając wszystko w swoim zasięgu. Trzeci i najpoważniejszy błąd polegał na tym, że za bardzo skupił się na gaszeniu torby. Nie zauważył przez to w porę, że ogień trawił również jeden ze zwojów.
– Masz tę wróżbę? – zabrzmiał głos kapłana z pomieszczenia obok.
– Potrzebuję jeszcze chwili! – Tyle też wystarczyło, aby cały pergamin spłonął. Chłopak zdążył zgasić płomień, lecz z papieru został jedynie popiół.
– Pośpiesz się, bo odeślę cię do twojej wioski!
Serce chłopaka biło jak szalone, w głowie zaś obecne były najróżniejsze scenariusze reakcji mentora na powstałą sytuację. Każdy kolejny był coraz gorszy. Zaczął obgryzać paznokcie, lecz głośne tupanie Olumide, niczym oliwa, rozpaliło ogień paniki. Wzrok chłopaka krążył desperacko po całym pomieszczeniu w poszukiwaniu rozwiązania problemu, aż spoczął na gęsim piórze i stojącym obok kałamarzu. Do jego głowy wpadł fatalny pomysł.
Jakiś czas później wróżbita otworzył gwałtownie drzwi, jego oblicze zaś nabrało złowrogiego wyrazu. Nim zdążył powiedzieć choćby słowo, Akanni wręczył mu pergamin.
– Proszę, wróżba dla pana Tilapo – powiedział uczeń, chowając poplamioną atramentem dłoń do kieszeni.
– Coś ty znowu narozrabiał? – Olumide spojrzał podejrzliwie na młodzieńca, po czym przeniósł wzrok na zwój.
Podpis pasował, albowiem był przerobiony tak starannie, że nikt nie domyśliłby się, że jeszcze chwilę temu widniało na nim imię „Iilar”. Wróżbita zmarszczył brwi, jakby czuł, że coś jest nie tak, lecz ponaglający głos klienta zniechęcił go do dalszego dociekania.
Gdy drzwi się zamknęły, Akanni westchnął głęboko i opadł na podłogę, jakby zrzucił z siebie długo dźwigany głaz. Chwila ulgi poprzedziła jednak kolejny atak paniki, gdy uświadomił sobie, że Olumide może się zorientować, że brakuje jednej wróżby. Wstał, posprzątał popioły i napisał nową wróżbę dla Pana Iilara. Nie było to nic odkrywczego. I tak pewnie nie był to nikt ważny, pomyślał Akanni, nie wiedząc, że ponownie rzucił wyzwanie bogom.
***
Choć młodzieniec i wróżbita czuli na sobie wzrok władcy oraz jego najbliższych podwładnych, podnieśli głowy w kierunku wojownika, który, pomimo swego groźnego wyglądu, spoglądał na nich łagodnie.
– Błagam o wybaczenie, lecz nie mam przy sobie notatek, więc byłbym rad za przypomnienie, ile jestem dłużny – odparł Olumide, wyciągając drżącymi dłońmi woreczek z muszelkami w kierunku królewskiego sługi.
Tilapo jedynie się uśmiechnął.
– Spokojnie. Możesz nie kojarzyć mnie. Byłem wojownikiem wcielonym do armii, lecz przez swe tchórzostwo zbiegłem. Nie wiedziałem, co dalej począć, więc zamówiłem u ciebie wróżbę, by usłyszeć, co bogowie myślą na ten temat. Czekałem parę dni, lecz było warto. Przepowiedziałeś mi, że powinienem pozostać wierny królowi, ponieważ spotka mnie za to nagroda i świetlana przyszłość. Dlatego powróciłem i postanowiłem oddać swe życie naszemu władcy. Dostałem od mego dowódcy drugą szansę, choć długo musiałem walczyć, by odbudować zaufanie. Stoczyłem wiele bitew, wielokrotnie otarłem się o śmierć, lecz przetrwałem, a nawet swym ostrzem zakończyłem żywot przeklętego zdrajcy, który próbował przejąć władzę. I spójrz mędrcze, gdzie teraz jestem. Dużo ci zawdzięczam, a swoje długi zawsze spłacam. Dlatego za moją prośbą, nasz wielki król zgodził się uczynić cię nadwornym wróżbitą – wyjaśnił łagodnym głosem wojownik.
W pierwszej chwili Olumide wybałuszył oczy i zamrugał intensywnie. Omiótł wzrokiem otaczających go ludzi, jakby próbował wypatrzeć złośliwe uśmiechy, nieszczere spojrzenia lub cokolwiek innego, co miałoby świadczyć o próbie ośmieszenia go. Gdy jednak nic takiego nie dostrzegł, ledwo opanował swą radość.
– Zrobię wszystko, by wiernie służyć naszemu wspaniałemu władcy! – zawołał, ponownie padając przed tronem.
– W takim razie kapłanie miałbym dla ciebie pierwsze zadanie – powiedział król, po czym klasnął w dłonie.
Jak za sprawą zaklęcia w sali pojawili się kolejni strażnicy. Tym razem jednak prowadził zasmarkanego, czteroletniego chłopca. Malec patrzył szeroko rozwartymi oczyma, jakby wkroczył do leża przerażającego monstrum. Słudzy położyli drobną główkę na pieńku, Tilapo z kolei podszedł z mieczem, który był co najmniej dwukrotnie większy niż mały więzień.
– Oto syn mego zdradzieckiego brata zwanego Ade, znanego również pod drugim imieniem jako Iilar. Odkąd udało mi się stłumić bunt tego zdrajcy, cały czas rozmyślam nad tym, co uczynić z dzieckiem. Moi doradcy sugerują, by skrócić go o głowę, aby uniknąć kolejnych uzurpatorów do tronu. Wolę jednak usłyszeć, co bogowie na ten temat myślą.
Gdy Akanni usłyszał imię Iiara, zamarł. Uświadomił sobie, że stworzona naprędce wróżba „Nie bój się realizacji swych marzeń, bogowie ci sprzyjają”, którą zastąpił podmieniony wcześniej zwój, mogła nie być najlepszym pomysłem. Spojrzał na chłopca, który z całej sytuacji pojmował zapewne jedynie to, że wpadł w tarapaty. Z oczu ściekały mu łzy, a desperackie wołanie mamy, było przerywane jedynie przez głośne pociągania nosem.
Czyżbym doczekał się pierwszej ofiary mego roztargnienia? A jeśli bogowie zażądają kata? – pomyślał uczeń wróżbity. Szybko odrzucił tę myśl, bo przecież nie mógł być odpowiedzialny za bunt, choć poczucie winy wracało, jak bumerang uderzając w najczulsze punkty.
– Akanni, podaj mi moje akcesoria – rzekł kapłan.
Chłopak włożył rękę do kieszeni, w której trzymał zabrany przed wyjściem woreczek z orzeszkami. Do głowy wpadł mu jednak kolejny pomysł. Klepnął się w czoło, po czym uderzył w szyję.
– Cholerna mucha! – krzyknął, próbując zabić denerwującego owada, za którym niczym gepard, ruszył w pościg. Pijany gepard, dokładniej rzecz ujmując.
Chłopak potknął się, przewracając jeden z lwich posągów, który opadając, jak domino, pociągnął za sobą kolejne posążki, wazy i inne cenne przedmioty. Padła lawina przekleństw, a strażnicy z doradcami rzucili się, by ratować skarby przed upadkiem. Olumide westchnął ciężko, unikając wzroku gospodarza i podniósł ucznia.
– Najmocniej przepraszam, zaraz to wszystko posprzątam – powiedział chłopak, lecz mistrz jedynie wymownie wyciągnął dłoń.
Akanni ponownie zanurzył palce w kieszeniach, w poszukiwaniu orzeszków, lecz po chwili opuścił smętnie głowę.
– Ponownie przepraszam, musiały mi gdzieś wypaść – powiedział, mimowolnie zasłaniając ciałem, paszczę jednego z lwów, do której wrzucił woreczek, korzystając z chwili zamieszania.
Spodziewał się wybuchu gniewu cholerycznego Olumide, lecz zamiast tego starzec jedynie westchnął głęboko.
– Obawiam się, że będziemy musieli przełożyć naszą naradę z bogami, albowiem zaginęły niezbędne do rytuału orzeszki – powiedział uniżonym tonem.
Nim jednak król odpowiedział, usłyszeli głos jednego z doradców.
– Nie będzie takiej potrzeby. Doszły mnie słuchy, że pański uczeń bywa problematyczny, więc pozwoliłem sobie na wszelki wypadek przygotować zapasową tacę i orzeszki – powiedział brodaty doradca, wyciągając substytuty. – Czy dobrze rozumiem, że jeżeli na tacę spadnie nieparzysta liczba orzeszków, to będzie oznaczało, że nasz czcigodny władca powinien rozwiązać ostatecznie problem syna zdrajcy?
– Interpretacja boskiej woli rzadko bywa tak prosta – odparł enigmatycznie Olumide i przystąpił do realizacji powierzonego zadania.
Akanni z kolei przeklął w duchu bogów za to, jak szybko pozbawili go resztek nadziei.
Wróżbita nie lubił, kiedy ktoś obserwował go przy pracy, lecz z oczywistych względów dla takiego klienta gotów był zrobić wyjątek. Zamknął oczy, pocierając w dłoniach orzeszki i pochylił się w kierunku drzwi, jakby składał pokłony niewidocznej istocie. Szepty dochodzące z popękanych ust starca, jako jedyne zakłócały panującą ciszę, albowiem nawet muchy zamilkły. Nagle wyprostował się i krzyknął.
– Opeyemi, dziecię błyskawic i mgieł, co swymi finezyjnymi dłońmi pajęczyny losu tkasz! Czy powinniśmy oszczędzić syna Iilara?! Poprowadź mą niegodną rękę, abym dostąpił zaszczytu przekazania waszej woli!
Porywisty wiatr trzasnął okiennicami, ukazując płaskorzeźby o uśmiechach ze szpilkowanymi zębiskami i sprowadzając półmrok do sali. Mięśnie kapłana zesztywniały, skoncentrowana twarz zaś stopniowo uległa rozluźnieniu, przechodząc w senną maskę. Kapłan poruszył niezgrabnie rękoma, jakby próbował mimowolnie opierać się czemuś, co chwyciło jego kończyny. Z czasem jednak mięśnie zwiotczały, czyniąc go jedynie marionetką w dłoniach niedostrzegalnego lalkarza. Olumide rzucił orzeszkami, które niczym pociski z dział uderzyły o tacę, roznosząc brzęczący dźwięk po całym pomieszczeniu. Brodaty doradca podszedł do wróżbity i policzył orzeszki, które znalazły się w naczyniu.
– Jedenaście, czyli bogowie pragną zakończenia tej zdradzieckiej linii.
W sali zapanowało poruszenie. Tilapo westchnął głośno, zaciskając dłoń na orężu, czekając na nieuchronny rozkaz. Akanni opuścił wzrok i starał się przynajmniej myślami uciec z tej sytuacji. Wróżbita z kolei spojrzał w stronę swego władcy i obserwował wnikliwie jego zamyślone oblicze, po czym przemówił ponownie łagodnym głosem.
– Nie tak szybko, przyjacielu. Jak mówiłem wcześniej, interpretacja boskiej woli rzadko bywa tak prosta. Akanni powiedz nam, proszę, co oznacza jedenastka? – zapytał wróżbita, niczym egzaminator.
– Mistrzu, ale księgi przecież…– szepnął chłopak, lecz przerwał, gdy tylko poczuł dłoń mentora na ramieniu.
– Masz okazję, by pokazać, czy dobrze wybrałem ucznia – powiedział cicho kapłan, po czym obdarzył go ciepłym uśmiechem.
Chłopak w pierwszej chwili przełknął ślinę i omiótł wzrokiem zgromadzonych, wpatrujących się w niego niczym wataha wygłodniałych likaonów. Podrapał się po głowie i następnie przemówił.
– Jedenastka symbolizuje boskie bliźnięta, Abioye i Kebioye, dzieci Opeyemi – zaczął nieśmiało, po czym spojrzał na Olumide. Starzec uśmiechnął się serdecznie i dał znać dłonią, by kontynuował. – Pierwszy z nich dzierży katowski miecz i dba o to, by każda z win została surowo ukarana. To znak, że potomek zdrajcy musi ponieść karę za swe dziedzictwo. Jednakże jest jeszcze Kebioye, który wyciąga swą litościwą dłoń, pojmując nasze słabości. Jego boskie oczy potrafią dostrzec nawet w największym grzeszniku resztki prawości i dać drugą szansę.
– Czego zatem żądają? – zapytał król.
– Chłopiec musi opuścić pałac, a gdy dorośnie winien odkupić winy ojca – odpowiedział Akanni.
– Czy zatem wysłanie go do świątyni, prowadzonej przez zaufanych kapłanów będzie mile widziane przez bogów?
– Myślę, że będą zadowoleni – wtrącił się Olumide.
– Słyszeliście! Bogowie pragną, bym oszczędził mego bratanka, a ja, jako ich umiłowany sługa, nie mogę tej woli zignorować.
***
Król zaproponował później wróżbicie wprowadzenie się do jego pałacu, lecz starzec odmówił, twierdząc, że za bardzo wrósł korzeniami w swoją chatę, by ją porzucać.
Akanni i Olumide wrócili do domu, lecz chłopak cały czas był dziwnie milczący. Gdy spożywali obiad, wpatrywał się tępo w swój talerz. Kapłan pierwotnie ignorował to nietypowe zachowanie, lecz z czasem i jemu dziwna atmosfera zaczęła ciążyć.
– Niepokoi cię coś, chłopcze?
– Mistrzu – przełknął ślinę, po czym, na jednym wdechu, wyrzucił z siebie odpowiedź. – Ja wszystko zmyśliłem! Kłamałem w kwestii wróżby. Tak naprawdę nie wiem, co oznacza jedenastka, po prostu nie chciałem, by ktoś ucierpiał!
– Wiem.
– Nie jesteś zły mistrzu?
– A dlaczego miałbym być zły? Twarz króla wyraźnie zdradzała, że pragnie oszczędzić bratanka, więc swoją interpretacją dałeś mu jedynie pretekst – odparł starzec, na jego obliczu zaś pojawił się łagodny uśmiech. – Musisz zrozumieć chłopcze, że ludzie nie oczekują od wróżbitów odpowiedzi, co mają czynić, lecz jedynie potwierdzenia, że podjęli już dobrą decyzję. Czeka cię jeszcze wiele nauki, więc na razie wstrzymaj się z pisaniem własnych wróżb. Jak sam miałeś okazję zobaczyć, słowa mają moc.
*Ilustracja wygenerowana za pomocą NightStudio
Witaj.
Piękna ilustracja. :)
Przykładowe sugestie oraz wątpliwości co do spraw technicznych (do przemyślenia):
– Naliczyłem dziewięć (przecinek?) mistrzu – rzekł Akanni, podnosząc głowę znad świętej tacy.
Oblicze wróżbity wykrzywiło się w skupieniu, dłoń zaś opadła na jego długiej, sięgającej ud (przecinek?) bawełnianej koszuli. – czy dłoń nie powinna opaść na – CO? – na jego długą koszulę?
Chłopak uniósł dumnie zapełnione dłonie w kierunku opiekuna, który jedynie obdarzył go krótki spojrzeniem. – literówka
Ujrzał olbrzymie tarcze ze słoniowej skóry, za którymi stali wojownicy przeszywanicach o barwach Straży Królewskiej – czerni i błękitu. – co to za wyraz?
Najwyższy z przybyszy przemówił tubalnym głosem. (dwukropek?)
– Czcigodny Olumide. Nasz miłościwy król wzywa do siebie.
Nawet wychodzący ze świątyń mędrcy spojrzeli w ich stronę. Olumide spoglądał gniewnie na ucznia. – powtórzenie
Akanni nigdy nie widział, aż tylu wojowników w jednym miejscu. – zbędny przecinek?
Dziękuje za zaproszenie, lecz zapewne zaszła jakaś pomyłka – przemówił ze spuszczoną głową. – literówka
– Pośpiesz się, bo odeśle cię do twojej wioski! – i tutaj
Wolę jednak usłyszeć, co Bogowie na temat myślą. – brak części zdania
Z oczu ściekały mu łzy, a desperackie wołanie mamy, (przecinek?) było przerywane jedynie przez głośne pociągania nosem.
– Najmocniej przepraszam, zaraz to wszystko posprzątam – powiedział chłopak, lecz mistrz jedynie wymownie wyciągnął dłoń. Akanni ponownie zanurzył dłonie w kieszeniach, w poszukiwaniu orzeszków, lecz po chwili opuścił smętnie głowę. – powtórzenie
Czy dobrze rozumiem, że jeżeli na tace spadnie nieparzysta liczba orzeszków, to będzie oznaczało, że nasz czcigodny władca powinien rozwiązać ostatecznie problem syna zdrajcy? – literówka
– Mistrzu, ale księgi przecież…– szepną chłopak, lecz przerwał, gdy tylko poczuł dłoń mentora na swym ramieniu. – gramatyczny rażący – błędna odmiana wyrazu
– Masz okazje, by pokazać, czy dobrze wybrałem ucznia – powiedział cicho kapłan, po czym obdarzył go ciepły uśmiechem. – dwie literówki w zdaniu
Podrapał się po głowę i następnie przemówił. – składniowy – albo „w głowę”, albo „po głowie”
A zatem pod kątem językowym warto sprawdzić i poprawić całość.
Bardzo fajna, moralizatorska opowiastka. :)
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Dziękuje za pomocne uwagii.
Dziękuję również. :)
Pecunia non olet
Przyjemna, baśniowa historia, zakończona niespodziewanie realnym i celnym stwierdzeniem. Rzeczywiście, bardziej niż wolę bóstw, wróżbiarz musi znać ludzką psychikę :)
Podobało mi się.
Hej,
jest tutaj niezły pomysł na fabułę i jakieś ramy opowieści, wystarczy doszlifować warsztat.
Przesłanie jest bardzo okej – wola bogów jest realizowana przez wróżbitę, który działa w okreslonych okolicznościach (np. domyślając się jaka jest wola króla). Podoba mi się też komopozycja – scena w chacie, potem przejście przez miasto, retrospekcja i powrót do pałacu.
Tak jak pisałem wyżej do przepracowania jest warsztat – głównie skupiłbym się tutaj na relacjach między postaciami oraz ich lepszym opisaniu – czy wróżbita czuje niechęć do swojego ucznia, czy wręcz odwrotnie? Jaki jest król (mamy o nim chyba jedno zdanie opisu tylko)? Kolejna sprawa to pewne fabularne spoiwo, którego tutaj nieco mi brakuje, poszczególne części mogłby jakoś się przenikać, np. już na początku moglibyśmy mieć zajawione imię Tilapo, które potem wybrzmiało w scenie z władcą; taka swoista strzelba Czechowa.
Pozdrawiam!
Che mi sento di morir
Z czasem przybyszy powitała siedziba władcy, ← ? zgrzyta
Olumide padł na ziemię,………….przemówił ze spuszczoną głową. ← ? leżąc, spuścił głowę
Przepowiedziałeś mi, że powinienem pozostać wierny królowi,
Ładna bajkowa opowieść z morałem. Przyjemnie się czytało. Myślę, że można polecić dzieciom. To rzadkość. :)
Dziękuje za uwagii
Bardzo przyjemny tekst. Postacie dało się polubić, morał całkiem zgrabnie podany,
Choć historia zapowiadała dramat, cieszę się, że wszystko skończyło po myśli króla i bogów.
Spodobał mi się też sposób, w jaki Olumide traktuje Akanniego – sztorcuje go i stara się być surowy, a jednak docenia jego wartość i z ufnością pozwala zinterpretować jakże ważną wróżbę. Wróżę obu, mistrzowi i uczniowi długie lata owocnej nauki i współpracy. ;)
Wykonanie, co stwierdzam ze smutkiem, pozostawia wiele do życzenia, ale mam nadzieję, że poprawisz usterki, bo chciałabym móc zgłosić opowiadanie do Biblioteki.
Uważam za wskazane podanie źródła ilustracji.
…dłoń zaś opadła na długiej koszuli. → Wróżbita mógł być w długiej koszuli, ale …dłoń zaś opadła na długą koszulę.
Tu znajdziesz odmianę rzeczownika koszula.
– Zapisz zatem, chłopcze, że wolą Bogów jest… → – Zapisz zatem, chłopcze, że wolą bogów jest…
https://sjp.pwn.pl/szukaj/b%C3%B3g.html
Uwaga dotyczy także kilkakrotnego zapisu tego słowa w dalszej części opowiadania.
Choć Akanni mieszkał już tu kilka lat…-> Choć Akanni mieszkał tu już kilka lat…
…i głowach przykrytych okrągłymi czapkach. → …i głowach przykrytych okrągłymi czapkami.
Ich wymalowane ciała zdobiły jedynie proste przepaski oraz kościane lub drewniane ozdoby. → Nie brzmi to najlepiej.
Proponuję: Ich wymalowane ciała okrywały jedynie proste przepaski oraz kościane lub drewniane ozdoby.
…mędrcy spojrzęli w ich stronę. → Literówka.
…robiąc w swej głowie listę osób… → Zbędny zaimek – czy mógł tę listę robić w cudzej głowie?
– Uważaj na swoje słowa i czyny, jak będziesz stał przed czcigodnym królem. → Wiem, że to dialog, ale lepiej brzmi: – Uważaj na swoje słowa i czyny, gdy/ kiedy będziesz stał przed czcigodnym królem.
…ujrzał potężną sylwetkę wojownika, która podniosła się… → Czy na pewno widział tylko sylwetkę, a nie wojownika?
Proponuję: …ujrzał potężnego wojownika, który podniósł się…
…rozmasował jedynie olbrzymie pięści, zbliżając się powoli do rozmówcy. → Wszak wojownik z nikim nie rozmawiał, więc raczej: …rozmasował jedynie olbrzymie pięści, zbliżając się powoli do chłopaka/ mówiącego.
Przybyszy powitała siedziba władcy… → Siedziba władcy, jak żadna inna siedziba, nie jest w stanie powitać kogokolwiek. Sprawdź znaczenie słowa powitać.
Proponuję: W końcu stanęli przed siedzibą władcy…
…inni zaś niczym grube mury blokowali dostępu do królewskich żon i córek… → …inni zaś, niczym grube mury, blokowali dostęp do królewskich żon i córek… Lub: …inni zaś, niczym grube mury, bronili dostępu do królewskich żon i córek…
Król co jakiś czas machał wykonaną z końskiego ogona trzepaczką do odganiania much… → Czy król nie miał służącego, który robiłby to za niego? Czy to na pewno była trzepaczka, czy może raczej miotełka?
Olumide padł na ziemię, pociągając za sobą ucznia, który uderzył twarzą w podłogę. → Skoro uderzył twarzą w podłogę, to nie mógł paść na ziemię.
Proponuję: Olumide padł przed władcą, pociągając za sobą ucznia, który uderzył twarzą w podłogę.
…przynieść wcześniej przygotowaną wróżbę z magazynu. Nic trudnego, czyż nie?
Wkroczył do ciemnego magazynu i zapalił… → Czy to celowe powtórzenie?
Może w ostatnim zdaniu: Wkroczył do ciemnego pomieszczenia i zapalił…
…czy uda się jej zajść w ciąże. → Literówka.
…i ruszył szybkich krokiem do swego mistrza. → Literówka. Zbędny zaimek – czy ruszyłby do cudzego mistrza?
Wystarczy: …i ruszył szybkim krokiem do mistrza.
…nie powinien był kłaść swojej torby na środku pomieszczenia. → Zbędny zaimek – chyba nie miał cudzej torby.
…zapalając wszystko w jego zasięgu. → …zapalając wszystko w swoim zasięgu.
…za bardzo skupił się na gaszeniu swej torby. → Zbędny zaimek.
– Jeszcze chwila! – Tyle też wystarczyło czasu, aby cały pergamin spłonął. → Chwila to czas, więc wystarczy: – Jeszcze chwila! – Tyle też wystarczyło, aby cały pergamin spłonął.
…lecz z papieru zostały głównie popioły. → …lecz z papieru został głównie popiół.
Bo nie wydaje mi się, aby z papieru zostało kilka popiołów.
– Pośpiesz się, bo odeśle cię do twojej wioski! → Literówka.
…lecz głośne tupanie Olumide niczym oliwa rozpaliła ogień paniki. → Piszesz o tupaniu, więc: …lecz głośne tupanie Olumide, niczym oliwa, rozpaliło ogień paniki.
…jego oblicze zaś przybrało złowrogiego wyrazu. → …jego oblicze zaś przybrało złowrogi wyraz. Lub: …jego oblicze zaś nabrało złowrogiego wyrazu.
Nim zdążył wydobyć z siebie choćby słowo… → Zbędny zaimek – nie wydobywałby słowa z kogoś.
A może: Nim zdążył powiedzieć choćby słowo…
– Proszę, wróżba dla Pana Tilapo… → – Proszę, wróżba dla pana Tilapo…
Formy grzecznościowe piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.
Podpis pasował, albowiem był zmodyfikowany tak starannie… → Podpis pasował, albowiem był przerobiony tak starannie…
Sprawdź znaczenie słowa modyfikować.
…ponaglający głos klienta zniechęcił go od dalszego dociekania. → …ponaglający głos klienta zniechęcił go do dalszego dociekania.
…i opadł na ziemię… → Rzecz dzieje się we wnętrzu, więc: …i opadł na podłogę…
…zakończyłem nędzny żywot przeklętego zdrajcy, co próbował przejąć władzę. → …zakończyłem nędzny żywot przeklętego zdrajcy, który próbował przejąć władzę.
Klepnął się w czoło, po czym uderzył w szyje. → Literówka.
…przewracając jeden z lwich posągów, który opadając, jak domino pociągając za sobą kolejne posążki… → …przewracając jeden z lwich posągów, który, opadając jak domino, pociągnął za sobą kolejne posążki…
Szepty pochodzące z popękanych ust starca… → Szepty dochodzące z popękanych ust starca…
Nagle wyprostował się i krzyknął.
– Opeyemi, dziecię błyskawic i mgieł, co swymi finezyjnymi dłońmi pajęczyny losu tkasz. → Skoro krzyknął, zdanie powinien kończyć wykrzyknik, nie kropka.
…abym dostąpił zaszczytu przekazania Waszej woli! → …abym dostąpił zaszczytu przekazania waszej woli!
Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.
…niczym pociski z dział uderzyły o tace… → Literówka.
…podszedł do wróżbity i policzył liczbę orzeszków, jaka znalazła się w naczyniu. → Brzmi to fatalnie.
Proponuję: …podszedł do wróżbity i policzył orzeszki, które znalazły się w naczyniu.
Tilapo westchnął głośno, zaciskając dłoń na swym orężu… → Zbędny zaimek – czy zaciskałby dłoń na cudzym orężu?
…przełknął ślinę i omiótł wzrokiem po zgromadzonych… → …przełknął ślinę i omiótł wzrokiem zgromadzonych…
Wzrokiem omiatamy kogoś/ coś, nie po kimś/ po czymś.
– Jedenastka symbolizuje boskie bliźnięcia, Abioye i Kebioye… -> – Jedenastka symbolizuje boskie bliźnięta, Abioye i Kebioye…
Tu znajdziesz odmianę rzeczownika bliźnię.
…musi ponieść kare za swe dziedzictwo. → Literówka.
…potrafią dostrzec nawet w najgorszym grzeszniku… → …potrafią dostrzec nawet w największym grzeszniku…
…a ja jako ich umiłowany sługa nie mogę ich woli zignorować. → Powtórzenie.
Proponuję: …a ja, jako ich umiłowany sługa, nie mogę tej woli zignorować.
…po czym wyrzucił z siebie na jednym wdechu odpowiedź. → …po czym, na jednym wdechu, wyrzucił z siebie odpowiedź.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dziękuje za krytyczne uwagi, zgodnie z którymi poprawiłem tekst.
Bardzo proszę, Wolfangu. Cieszę się, że uznałeś uwagi za przydatne. A skoro dokonałeś poprawek, mogę udać się do klikarni. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Ładna opowieść, taka życiowa. Dobrze, że chłopak, chociaż masakrycznie nieogarnięty, przynajmniej serce ma we właściwym miejscu.
Trochę dziwne, że nie zdołał opanować interpretacji dla wróż, skoro jest ich tylko szesnaście (plus ewentualne zero orzeszków). Ale może to tylko jeden ze sposobów wieszczenia…
Babska logika rządzi!
Cieszę się, że opowiadanie przypadło do gustu. Kwestie wróżenia nie przemyślałem do końca, była to raczej luźna inspiracja jedną z metod wróżenia w kulturze Joruba.