- Opowiadanie: wolfang - Bogowie wiedzą lepiej

Bogowie wiedzą lepiej

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Biblioteka:

zygfryd89, Użytkownicy

Oceny

Bogowie wiedzą lepiej

 

Pa­nu­ją­cą w cha­cie ciszę, prze­rwał dźwięk, ude­rza­ją­cych o metal orzesz­ków.

– Na­li­czy­łem dzie­więć, mi­strzu – rzekł Akan­ni, pod­no­sząc głowę znad świę­tej tacy. 

 Olu­mi­de otwo­rzył oczy i spoj­rzał za­mglo­nym wzro­kiem na ucznia. Ob­li­cze wróż­bi­ty wy­krzy­wi­ło się w sku­pie­niu, dłoń zaś opa­dła na dłu­gą ko­szu­lę. 

– Za­pisz zatem, chłop­cze, że wolą bogów jest, by Ay­ode­le sprze­dał swą sól w Oke­ko­ne. Drogi są bez­piecz­niej­sze, al­bo­wiem wszy­scy ra­bu­sie, jak hieny pa­trzą ła­ko­mie na szla­ki han­dlo­we do więk­szych miast – po­wie­dział sta­rzec, roz­ma­so­wu­jąc czoło. Po­marsz­czo­na dłoń star­ła przy oka­zji parę bia­łych kro­pek, zdo­bią­cych jego he­ba­no­wą skórę. – Pa­mię­taj, by po­zbie­rać orzesz­ki. 

 Akan­ni spoj­rzał na gó­ru­ją­ce­go nad nim męż­czy­znę. Przy­tak­nął po­słusz­nie, strze­pu­jąc ja­kieś okru­chy ze swej krót­kiej tu­ni­ki. Po ze­bra­niu orzesz­ków uniósł dło­nie, by po­li­czyć zna­le­zi­ska. Nieco ja­śniej­sza skóra mło­dzień­ca zdra­dza­ła obce po­cho­dze­nie. 

Olu­mi­de z kolei za­trzy­mał wzrok na świę­tej tacy.

– Po­le­ro­wa­łeś ją wczo­raj?

– Tak mi­strzu – rzekł dum­nie uczeń. 

– Widać – od­burk­nął sta­rzec, prze­su­wa­jąc pal­cem po no­wych ry­sach na tacy. – Uwa­żaj, by nie zgu­bić żad­ne­go z orzesz­ków. Nie stać mnie na cią­głe do­ku­py­wa­nie no­wych. 

– Spo­koj­nie mi­strzu, zna­la­złem wszyst­kie. – Chło­pak uniósł dum­nie za­peł­nio­ne dło­nie w kie­run­ku opie­ku­na, który je­dy­nie ob­da­rzył go krót­kim spoj­rze­niem.

– Po­win­no być szes­na­ście – rzu­cił wróż­bi­ta, po czym znik­nął za drzwia­mi.

Zi­ry­to­wa­ny mło­dzie­niec po­wiódł wzro­kiem za swych men­to­rem i na­stęp­nie rzu­cił na półkę wo­re­czek ze spa­ko­wa­ny­mi orzesz­ka­mi. Dźwięk tłu­czo­ne­go szkła, który roz­niósł się po cha­cie, su­ge­ro­wał, że ra­czej nie tra­fił do celu. Nim jed­nak zdą­żył oce­nić stra­ty, usły­szał z dworu zna­jo­my głos opie­ku­na. 

– Akan­ni! 

Uczeń wróż­bi­ty prze­łknął ślinę, po czym wy­szedł nie­śmia­ło na ze­wnątrz. Uj­rzał ol­brzy­mie tar­cze ze sło­nio­wej skóry, za któ­ry­mi stali wo­jow­ni­cy w prze­szy­wa­ni­cach o bar­wach Stra­ży Kró­lew­skiej – czer­ni i błę­ki­tu. Ich głowy zdo­bi­ły od­la­ne z brązu maski wście­kłych be­stii, spod któ­rych wi­docz­ne były je­dy­nie po­nu­re spoj­rze­nia. Naj­wyż­szy z przy­by­szy prze­mó­wił tu­bal­nym gło­sem:

– Czci­god­ny Olu­mi­de. Nasz mi­ło­ści­wy król wzywa do sie­bie. 

***

Akan­ni, jak i Olu­mi­de nie byli sko­rzy do przy­ję­cia za­pro­sze­nia wład­cy, zwłasz­cza że wo­jow­ni­cy nie chcie­li wy­ja­wić celu wi­zy­ty. Jed­nak­że po­ły­sku­ją­ce groty włócz­ni znie­chę­ca­ły do ja­kie­go­kol­wiek sprze­ci­wu. 

Przed­sta­wi­cie­le stra­ży kró­lew­skiej prze­pro­wa­dzi­li wróż­bi­tę i jego ucznia przez wiecz­nie za­tło­czo­ne ulice Na­la­ga. Choć Akan­ni miesz­kał tu już kilka lat, to i tak był da­le­ki od stwier­dze­nia, że zna do­brze to miej­sce. W tym cią­gle roz­ra­sta­ją­cym się ni­czym dżun­gla mie­ście, każda luka za­peł­nia­nia była przez ko­lej­ne gli­nia­ne chaty. Wśród prze­chod­niów nie bra­ko­wa­ło no­wych po­sta­ci, któ­rych stro­je, jak i od­cie­nie skóry su­ge­ro­wa­ły, że mogli przy­być z od­le­głych re­jo­nów kon­ty­nen­tu. Wzrok chło­pa­ka za­trzy­mał się kilka razy na mi­ja­nych nie­wia­stach o wło­sach ukry­tych pod mi­ster­nie zwią­za­ny­mi chu­s­ta­mi. Z pewną za­zdro­ścią spo­glą­dał z kolei na bo­gat­szych prze­chod­niów, odzia­nych w drogo wy­glą­da­ją­ce płasz­cze o sze­ro­kich ra­mio­nach i gło­wach przy­kry­tych okrą­gły­mi czap­kami. Nie bra­ko­wa­ło rów­nież przed­sta­wi­cie­li ob­cych ple­mion. Ich wymalowane ciała okrywały jedynie proste przepaski oraz kościane lub drewniane ozdoby.

Akan­ni spo­glą­dał cie­kaw­sko na miesz­kań­ców mia­sta, któ­rzy nie po­zo­sta­li jed­nak dłuż­ni. Widok pro­wa­dzo­nych przez straż kró­lew­ską po­sta­ci, sku­piał uwagę wszyst­kich prze­chod­niów, wy­wo­łu­jąc la­wi­nę szep­tów. Nawet wy­cho­dzą­cy ze świą­tyń mę­dr­cy spoj­rzeli w ich stro­nę. 

Olu­mi­de patrzył gniew­nie na ucznia. Gdy udało mu się na chwi­lę po­dejść bli­żej swo­je­go pod­opiecz­ne­go, padły szep­tem słowa, które chło­pak sły­szał re­gu­lar­nie, odkąd tylko za­czął prak­ty­ki.

– Coś ty znowu na­roz­ra­biał?! 

– Przy­się­gam na Opey­emi, że nie wiem – za­pew­niał mło­dzie­niec, ro­biąc w gło­wie listę osób, któ­rym ostat­nio pod­padł. Nie­ste­ty była ona dość długa. 

– Nie mie­szaj do tego na­sze­go pana. Jak wró­ci­my do domu, to tym razem ode­ślę cię do two­jej wio­ski! – To też mówił re­gu­lar­nie. – Uwa­żaj na swoje słowa i czyny, kiedy bę­dziesz stał przed czci­god­nym kró­lem. 

– Będę ostroż­ny. Za­pew­niam, że nic się złego nie sta­nie – rzekł uczeń wróż­bi­ty, nie­opatrz­nie rzu­ca­jąc wy­zwa­nie bogom.

Sku­pio­ny na roz­mo­wie nie za­uwa­żył dziu­ry na dro­dze. Runął z wy­cią­gnię­ty­mi dłoń­mi, wpy­cha­jąc idącą przed nim po­stać w błoto. Pech chciał, że padło na jed­ne­go z przed­sta­wi­cie­li Stra­ży Kró­lew­skiej. 

Gdy mło­dzie­niec uniósł głowę, uj­rzał po­tęż­nego wo­jow­ni­ka, który pod­niósł się, sa­piąc ni­czym dzika be­stia. Spoj­rzał na mło­dzień­ca, prze­szy­wa­ją­cym wzro­kiem, jak dra­pież­nik na ofia­rę, przez co tętno chło­pa­ka nagle przy­śpie­szy­ło. 

– Strasz­nie dziu­ra­we te drogi, co nie? – rzu­cił ner­wo­wym gło­sem uczeń wróż­bi­ty, by roz­ła­do­wać at­mos­fe­rę, lecz straż­nik w od­po­wie­dzi roz­ma­so­wał je­dy­nie ol­brzy­mie pię­ści, zbli­ża­jąc się po­wo­li do chłopaka. 

***

W końcu stanęli przed siedzibą władcy. Miała ona postać par­te­rowego bu­dyn­ku o gli­nia­nych ścia­nach i spa­dzi­stym drew­nia­nym dachu.

Akan­ni nigdy nie wi­dział aż tylu wo­jow­ni­ków w jed­nym miej­scu. Jedni pa­tro­lo­wa­li teren pa­ła­cu, ko­lej­ni tre­no­wa­li w bru­tal­nych po­je­dyn­kach, inni zaś ni­czym grube mury bronili do­stę­pu do kró­lew­skich żon i córek, które z cie­ka­wo­ścią ob­ser­wo­wa­ły nowe twa­rze. 

Straż­ni­cy wpro­wa­dzi­li gości do ob­szer­nej sali au­dien­cyj­nej. Obok wej­ścia cza­to­wa­ły od­la­ne z brązu lwy o roz­war­tych py­skach. Cen­tral­ne miej­sce sali zaj­mo­wał wy­ko­na­ny z pal­mo­we­go drew­na tron. Za­sia­da­ją­cy na nim wład­ca odzia­ny był w szkar­łat­ne szaty i płaszcz z lwiej skóry. Mądre, lecz sro­gie spoj­rze­nie męż­czy­zny spra­wia­ło, że Akan­ni mo­men­tal­nie skur­czył się i opu­ścił po­kor­nie głowę. W sali obecna była jeszcze chma­ra do­rad­ców, pa­trzą­cych z za­in­te­re­so­wa­niem na przy­by­szy.

– A więc to jest ten słyn­ny wróż­bi­ta – po­wi­tał ich do­no­śnym gło­sem wład­ca, spo­glą­da­jąc z na­tu­ral­ną wyż­szo­ścią na gości. 

Olu­mi­de padł przed władcą, po­cią­ga­jąc za sobą ucznia, który ude­rzył twa­rzą w pod­ło­gę. 

– Mój panie. Dzię­ku­ję za za­pro­sze­nie, lecz za­pew­ne za­szła jakaś po­mył­ka – prze­mó­wił nie podnosząc głowy. 

W od­po­wie­dzi król wydał z sie­bie gło­śny śmiech, który jak za­ra­za prze­szedł na ko­lej­nych do­rad­ców. Naj­szyb­ciej za­re­ago­wa­li naj­star­si i za­pew­ne naj­bar­dziej do­świad­cze­ni słu­dzy.

– Przy­by­wa­cie tu na moją proś­bę – za­brzmiał ko­lej­ny głos po­cho­dzą­cy spod tronu. Na­le­żał on do sto­ją­ce­go po pra­wi­cy wład­cy, wy­so­kie­go męż­czy­zny w płasz­czu z lam­par­ciej skóry. Wo­jow­nik pod­pie­rał się ol­brzy­mim mie­czem o sze­ro­kim ostrzu, który wy­wo­łał u chło­pa­ka nie­przy­jem­ne dresz­cze. – Zwą mnie Ti­la­po. Długo cze­ka­łem na nasze po­now­ne spo­tka­nie. 

Wo­jow­nik mówił pod­nio­śle, jakby prze­ma­wiał do swych od­dzia­łów tuż przed bitwą. Serce Akan­nie­go z kolei pod­sko­czy­ło, al­bo­wiem imię po­sta­ci przy­po­mnia­ło mu, co ta­kie­go na­roz­ra­biał. 

***

Wszyst­ko za­czę­ło się kilka mie­się­cy temu. Mó­wiąc de­li­kat­nie, nie był to jego naj­lep­szy dzień. Do­stał pro­ste za­da­nie, miał bo­wiem tylko przy­nieść wcze­śniej przy­go­to­wa­ną wróż­bę z ma­ga­zy­nu. Nic trud­ne­go, czyż nie? 

Wkro­czył do ciem­ne­go pomieszczenia i za­pa­lił sto­ją­ce przy ścia­nach świe­ce. Miał przed sobą kilka rzę­dów spróch­nia­łych półek za­pcha­nych zwo­ja­mi, więc roz­po­czął po­szu­ki­wa­nia, roz­wi­ja­jąc per­ga­mi­ny i spraw­dza­jąc ich za­war­tość. Przy oka­zji mógł zo­ba­czyć pełen prze­krój pro­ble­mów miesz­kań­ców mia­sta. Dayo chciał wie­dzieć, czy żona go zdra­dza. Mo­nia­de z kolei nur­to­wa­ło, czy uda się jej zajść w ciążę. Naj­bar­dziej enig­ma­tycz­na była wróż­ba nie­ja­kie­go Ii­la­ra, który pytał, czy bo­go­wie okażą mu wspar­cie w jego pla­nach. W końcu zna­lazł po­szu­ki­wa­ny zwój sy­gno­wa­ny imie­niem Ti­la­po i ru­szył szyb­kim kro­kiem do mi­strza. 

Z dzi­siej­szej per­spek­ty­wy Akan­ni wi­dział, że po­peł­nił wtedy kilka błę­dów. Po pierw­sze nie po­wi­nien był kłaść torby na środ­ku po­miesz­cze­nia. Gdyby uczy­nił ina­czej, być może nie po­tknął­by się o nią. Po dru­gie nie po­wi­nien był sta­wiać tak bli­sko sto­ja­ka ze świe­cą, który po­le­ciał wraz z nim na pod­ło­gę, za­pa­la­jąc wszyst­ko w swoim za­się­gu. Trze­ci i naj­po­waż­niej­szy błąd po­le­gał na tym, że za bar­dzo sku­pił się na ga­sze­niu torby. Nie za­uwa­żył przez to w porę, że ogień tra­wił rów­nież jeden ze zwo­jów. 

– Masz tę wróż­bę? – za­brzmiał głos ka­pła­na z po­miesz­cze­nia obok. 

–  Potrzebuję jeszcze chwili! – Tyle też wystarczyło, aby cały pergamin spłonął. Chło­pak zdą­żył zga­sić pło­mień, lecz z pa­pie­ru zo­sta­ł jedynie popiół. 

– Po­śpiesz się, bo ode­ślę cię do two­jej wio­ski!

Serce chło­pa­ka biło jak sza­lo­ne, w gło­wie zaś obec­ne były naj­róż­niej­sze sce­na­riu­sze re­ak­cji men­to­ra na po­wsta­łą sy­tu­ację. Każdy ko­lej­ny był coraz gor­szy. Za­czął ob­gry­zać pa­znok­cie, lecz gło­śne tu­pa­nie Olu­mi­de, ni­czym oliwa, roz­pa­li­ło ogień pa­ni­ki. Wzrok chło­pa­ka krą­żył de­spe­rac­ko po całym po­miesz­cze­niu w po­szu­ki­wa­niu roz­wią­za­nia pro­ble­mu, aż spo­czął na gęsim pió­rze i sto­ją­cym obok ka­ła­ma­rzu. Do jego głowy wpadł fa­tal­ny po­mysł. 

Jakiś czas póź­niej wróż­bi­ta otwo­rzył gwał­tow­nie drzwi, jego oblicze zaś nabrało złowrogiego wyrazu. Nim zdą­żył powiedzieć choć­by słowo, Akan­ni wrę­czył mu per­ga­min. 

– Pro­szę, wróż­ba dla pana Ti­la­po – po­wie­dział uczeń, cho­wa­jąc po­pla­mio­ną atra­men­tem dłoń do kie­sze­ni. 

– Coś ty znowu na­roz­ra­biał? – Olu­mi­de spoj­rzał po­dejrz­li­wie na mło­dzień­ca, po czym prze­niósł wzrok na zwój.

Pod­pis pa­so­wał, al­bo­wiem był przerobiony tak sta­ran­nie, że nikt nie do­my­ślił­by się, że jesz­cze chwi­lę temu wid­nia­ło na nim imię „Iilar”. Wróż­bi­ta zmarsz­czył brwi, jakby czuł, że coś jest nie tak, lecz po­na­gla­ją­cy głos klien­ta znie­chę­cił go do dal­sze­go do­cie­ka­nia. 

Gdy drzwi się za­mknę­ły, Akan­ni wes­tchnął głę­bo­ko i opadł na podłogę, jakby zrzu­cił z sie­bie długo dźwi­ga­ny głaz. Chwi­la ulgi po­prze­dzi­ła jed­nak ko­lej­ny atak pa­ni­ki, gdy uświa­do­mił sobie, że Olu­mi­de może się zo­rien­to­wać, że bra­ku­je jed­nej wróż­by. Wstał, po­sprzą­tał po­pio­ły i na­pi­sał nową wróż­bę dla Pana Ii­la­ra. Nie było to nic od­kryw­cze­go. I tak pew­nie nie był to nikt ważny, po­my­ślał Akan­ni, nie wie­dząc, że po­now­nie rzu­cił wy­zwa­nie bogom.

***

Choć mło­dzie­niec i wróż­bi­ta czuli na sobie wzrok wład­cy oraz jego naj­bliż­szych pod­wład­nych, pod­nie­śli głowy w kie­run­ku wo­jow­ni­ka, który, po­mi­mo swego groź­ne­go wy­glą­du, spo­glą­dał na nich ła­god­nie. 

– Bła­gam o wy­ba­cze­nie, lecz nie mam przy sobie no­ta­tek, więc był­bym rad za przy­po­mnie­nie, ile je­stem dłuż­ny – od­parł Olu­mi­de, wy­cią­ga­jąc drżą­cy­mi dłoń­mi wo­re­czek z mu­szel­ka­mi w kie­run­ku kró­lew­skie­go sługi. 

Ti­la­po je­dy­nie się uśmiech­nął.

– Spo­koj­nie. Mo­żesz nie ko­ja­rzyć mnie. Byłem wo­jow­ni­kiem wcie­lo­nym do armii, lecz przez swe tchó­rzo­stwo zbie­głem. Nie wie­dzia­łem, co dalej po­cząć, więc za­mó­wi­łem u cie­bie wróż­bę, by usły­szeć, co bo­go­wie myślą na ten temat. Cze­ka­łem parę dni, lecz było warto. Prze­po­wie­dzia­łeś mi, że po­wi­nienem po­zo­stać wier­ny kró­lo­wi, po­nie­waż spo­tka mnie za to na­gro­da i świe­tla­na przy­szłość. Dla­te­go po­wró­ci­łem i po­sta­no­wi­łem oddać swe życie na­sze­mu wład­cy. Do­sta­łem od mego do­wód­cy drugą szan­sę, choć długo mu­sia­łem wal­czyć, by od­bu­do­wać za­ufa­nie. Sto­czy­łem wiele bitew, wie­lo­krot­nie otar­łem się o śmierć, lecz prze­trwa­łem, a nawet swym ostrzem za­koń­czy­łem żywot prze­klę­te­go zdraj­cy, który pró­bo­wał prze­jąć wła­dzę. I spójrz mę­dr­cze, gdzie teraz je­stem. Dużo ci za­wdzię­czam, a swoje długi za­wsze spła­cam. Dla­te­go za moją proś­bą, nasz wiel­ki król zgo­dził się uczy­nić cię na­dwor­nym wróż­bi­tą – wy­ja­śnił ła­god­nym gło­sem wo­jow­nik.

W pierw­szej chwi­li Olu­mi­de wy­ba­łu­szył oczy i za­mru­gał in­ten­syw­nie. Omiótł wzro­kiem ota­cza­ją­cych go ludzi, jakby pró­bo­wał wy­pa­trzeć zło­śli­we uśmie­chy, nie­szcze­re spoj­rze­nia lub co­kol­wiek in­ne­go, co mia­ło­by świad­czyć o pró­bie ośmie­sze­nia go. Gdy jed­nak nic ta­kie­go nie do­strzegł, ledwo opa­no­wał swą ra­dość.

– Zro­bię wszyst­ko, by wier­nie słu­żyć na­sze­mu wspa­nia­łe­mu wład­cy! – za­wo­łał, po­now­nie pa­da­jąc przed tro­nem. 

– W takim razie ka­pła­nie miał­bym dla cie­bie pierw­sze za­da­nie – po­wie­dział król, po czym kla­snął w dło­nie. 

 Jak za spra­wą za­klę­cia w sali po­ja­wi­li się ko­lej­ni straż­ni­cy. Tym razem jed­nak pro­wa­dził za­smar­ka­ne­go, czte­ro­let­nie­go chłop­ca. Malec pa­trzył sze­ro­ko roz­war­ty­mi oczy­ma, jakby wkro­czył do leża prze­ra­ża­ją­ce­go mon­strum. Słu­dzy po­ło­ży­li drob­ną głów­kę na pień­ku, Ti­la­po z kolei pod­szedł z mie­czem, który był co naj­mniej dwu­krot­nie więk­szy niż mały wię­zień. 

– Oto syn mego zdra­dziec­kie­go brata zwa­ne­go Ade, zna­ne­go rów­nież pod dru­gim imie­niem jako Iilar. Odkąd udało mi się stłu­mić bunt tego zdraj­cy, cały czas roz­my­ślam nad tym, co uczy­nić z dziec­kiem. Moi do­rad­cy su­ge­ru­ją, by skró­cić go o głowę, aby unik­nąć ko­lej­nych uzur­pa­to­rów do tronu. Wolę jed­nak usły­szeć, co bo­go­wie na ten temat myślą. 

 Gdy Akan­ni usły­szał imię Iiara, za­marł. Uświa­do­mił sobie, że stwo­rzo­na na­pręd­ce wróż­ba „Nie bój się re­ali­za­cji swych ma­rzeń, bo­go­wie ci sprzy­ja­ją”, którą za­stą­pił pod­mie­nio­ny wcze­śniej zwój, mogła nie być naj­lep­szym po­my­słem. Spoj­rzał na chłop­ca, który z całej sy­tu­acji poj­mo­wał za­pew­ne je­dy­nie to, że wpadł w ta­ra­pa­ty. Z oczu ście­ka­ły mu łzy, a de­spe­rac­kie wo­ła­nie mamy, było prze­ry­wa­ne je­dy­nie przez gło­śne po­cią­ga­nia nosem. 

Czyż­bym do­cze­kał się pierw­szej ofia­ry mego roz­tar­gnie­nia? A jeśli bo­go­wie za­żą­da­ją kata? – po­my­ślał uczeń wróż­bi­ty. Szyb­ko od­rzu­cił tę myśl, bo prze­cież nie mógł być od­po­wie­dzial­ny za bunt, choć po­czu­cie winy wra­ca­ło, jak bu­me­rang ude­rza­jąc w naj­czul­sze punk­ty. 

– Akan­ni, podaj mi moje ak­ce­so­ria – rzekł ka­płan. 

Chło­pak wło­żył rękę do kie­sze­ni, w któ­rej trzy­mał za­bra­ny przed wyj­ściem wo­re­czek z orzesz­ka­mi. Do głowy wpadł mu jed­nak ko­lej­ny po­mysł. Klep­nął się w czoło, po czym ude­rzył w szyję. 

 – Cho­ler­na mucha! – krzyk­nął, pró­bu­jąc zabić de­ner­wu­ją­ce­go owada, za któ­rym ni­czym ge­pard, ru­szył w po­ścig. Pi­ja­ny ge­pard, do­kład­niej rzecz uj­mu­jąc. 

Chło­pak po­tknął się, przewracając jeden z lwich posągów, który opadając, jak domino, pociągnął za sobą kolejne posążki, wazy i inne cenne przed­mio­ty. Padła la­wi­na prze­kleństw, a straż­ni­cy z do­rad­ca­mi rzu­ci­li się, by ra­to­wać skar­by przed upad­kiem. Olu­mi­de wes­tchnął cięż­ko, uni­ka­jąc wzro­ku go­spo­da­rza i pod­niósł ucznia.  

– Naj­moc­niej prze­pra­szam, zaraz to wszyst­ko po­sprzą­tam – po­wie­dział chło­pak, lecz mistrz je­dy­nie wy­mow­nie wy­cią­gnął dłoń. 

Akan­ni po­now­nie za­nu­rzył palce w kie­sze­niach, w po­szu­ki­wa­niu orzesz­ków, lecz po chwi­li opu­ścił smęt­nie głowę. 

– Po­now­nie prze­pra­szam, mu­sia­ły mi gdzieś wy­paść – po­wie­dział, mi­mo­wol­nie za­sła­nia­jąc cia­łem, pasz­czę jed­ne­go z lwów, do któ­rej wrzu­cił wo­re­czek, ko­rzy­sta­jąc z chwi­li za­mie­sza­nia. 

Spo­dzie­wał się wy­bu­chu gnie­wu cho­le­rycz­ne­go Olu­mi­de, lecz za­miast tego sta­rzec je­dy­nie wes­tchnął głę­bo­ko. 

– Oba­wiam się, że bę­dzie­my mu­sie­li prze­ło­żyć naszą na­ra­dę z bo­ga­mi, al­bo­wiem za­gi­nę­ły nie­zbęd­ne do ry­tu­ału orzesz­ki – po­wie­dział uni­żo­nym tonem. 

Nim jed­nak król od­po­wie­dział, usłyszeli głos jed­ne­go z do­rad­ców. 

– Nie bę­dzie ta­kiej po­trze­by. Do­szły mnie słu­chy, że pań­ski uczeń bywa pro­ble­ma­tycz­ny, więc po­zwo­li­łem sobie na wszel­ki wy­pa­dek przy­go­to­wać za­pa­so­wą tacę i orzesz­ki – po­wie­dział bro­da­ty do­rad­ca, wy­cią­ga­jąc sub­sty­tu­ty. – Czy do­brze ro­zu­miem, że je­że­li na tacę spad­nie nie­pa­rzy­sta licz­ba orzesz­ków, to bę­dzie ozna­cza­ło, że nasz czci­god­ny wład­ca po­wi­nien roz­wią­zać osta­tecz­nie pro­blem syna zdraj­cy? 

– In­ter­pre­ta­cja bo­skiej woli rzad­ko bywa tak pro­sta – od­parł enig­ma­tycz­nie Olu­mi­de i przy­stą­pił do re­ali­za­cji po­wie­rzo­ne­go za­da­nia.

Akan­ni z kolei prze­klął w duchu bogów za to, jak szyb­ko po­zba­wi­li go resz­tek na­dziei. 

Wróż­bi­ta nie lubił, kiedy ktoś ob­ser­wo­wał go przy pracy, lecz z oczy­wi­stych wzglę­dów dla ta­kie­go klien­ta gotów był zro­bić wy­ją­tek. Za­mknął oczy, po­cie­ra­jąc w dło­niach orzesz­ki i po­chy­lił się w kie­run­ku drzwi, jakby skła­dał po­kło­ny nie­wi­docz­nej isto­cie. Szep­ty dochodzące z po­pę­ka­nych ust star­ca, jako je­dy­ne za­kłó­ca­ły pa­nu­ją­cą ciszę, al­bo­wiem nawet muchy za­mil­kły. Nagle wy­pro­sto­wał się i krzyk­nął. 

– Opey­emi, dzie­cię bły­ska­wic i mgieł, co swymi fi­ne­zyj­ny­mi dłoń­mi pa­ję­czy­ny losu tkasz! Czy po­win­ni­śmy oszczę­dzić syna Ii­la­ra?! Po­pro­wadź mą nie­god­ną rękę, abym do­stą­pił za­szczy­tu prze­ka­za­nia wa­szej woli! 

Po­ry­wi­sty wiatr trza­snął okien­ni­ca­mi, uka­zu­jąc pła­sko­rzeź­by o uśmie­chach ze szpil­ko­wa­ny­mi zę­bi­ska­mi i spro­wa­dza­jąc pół­mrok do sali. Mię­śnie ka­pła­na ze­sztyw­nia­ły, skon­cen­tro­wa­na twarz zaś stop­nio­wo ule­gła roz­luź­nie­niu, prze­cho­dząc w senną maskę. Ka­płan po­ru­szył nie­zgrab­nie rę­ko­ma, jakby pró­bo­wał mi­mo­wol­nie opie­rać się cze­muś, co chwy­ci­ło jego koń­czy­ny. Z cza­sem jed­nak mię­śnie zwiot­cza­ły, czy­niąc go je­dy­nie ma­rio­net­ką w dło­niach nie­do­strze­gal­ne­go lal­ka­rza. Olu­mi­de rzu­cił orzesz­ka­mi, które ni­czym po­ci­ski z dział ude­rzy­ły o tacę, roz­no­sząc brzę­czą­cy dźwięk po całym po­miesz­cze­niu. Bro­da­ty do­rad­ca pod­szedł do wróż­bi­ty i po­li­czył orzesz­ki, które zna­la­zły się w na­czy­niu. 

– Je­de­na­ście, czyli bo­go­wie pra­gną za­koń­cze­nia tej zdra­dziec­kiej linii. 

W sali za­pa­no­wa­ło po­ru­sze­nie. Ti­la­po wes­tchnął gło­śno, za­ci­ska­jąc dłoń na orężu, cze­ka­jąc na nie­uchron­ny roz­kaz. Akan­ni opu­ścił wzrok i sta­rał się przy­naj­mniej my­śla­mi uciec z tej sy­tu­acji. Wróż­bi­ta z kolei spoj­rzał w stro­nę swego wład­cy i ob­ser­wo­wał wni­kli­wie jego za­my­ślo­ne ob­li­cze, po czym prze­mó­wił po­now­nie ła­god­nym gło­sem. 

– Nie tak szyb­ko, przy­ja­cie­lu. Jak mó­wi­łem wcze­śniej, in­ter­pre­ta­cja bo­skiej woli rzad­ko bywa tak pro­sta. Akan­ni po­wiedz nam, pro­szę, co ozna­cza je­de­nast­ka? – za­py­tał wróż­bi­ta, ni­czym eg­za­mi­na­tor. 

– Mi­strzu, ale księ­gi prze­cież…– szep­nął chło­pak, lecz prze­rwał, gdy tylko po­czuł dłoń men­to­ra na ra­mie­niu.

– Masz oka­zję, by po­ka­zać, czy do­brze wy­bra­łem ucznia – po­wie­dział cicho ka­płan, po czym ob­da­rzył go cie­płym uśmie­chem. 

Chło­pak w pierw­szej chwi­li prze­łknął ślinę i omiótł wzro­kiem zgro­ma­dzo­nych, wpa­tru­ją­cych się w niego ni­czym wa­ta­ha wy­głod­nia­łych li­ka­onów. Po­dra­pał się po głowie i na­stęp­nie prze­mó­wił. 

– Je­de­nast­ka sym­bo­li­zu­je bo­skie bliź­nięta, Abioye i Ke­bioye, dzie­ci Opey­emi – za­czął nie­śmia­ło, po czym spoj­rzał na Olu­mi­de. Sta­rzec uśmiech­nął się ser­decz­nie i dał znać dło­nią, by kon­ty­nu­ował. – Pierw­szy z nich dzier­ży ka­tow­ski miecz i dba o to, by każda z win zo­sta­ła su­ro­wo uka­ra­na. To znak, że po­to­mek zdraj­cy musi po­nieść karę za swe dzie­dzic­two. Jed­nak­że jest jesz­cze Ke­bioye, który wy­cią­ga swą li­to­ści­wą dłoń, poj­mu­jąc nasze sła­bo­ści. Jego bo­skie oczy po­tra­fią do­strzec nawet w naj­większym grzesz­ni­ku reszt­ki pra­wo­ści i dać drugą szan­sę.

– Czego zatem żą­da­ją? – za­py­tał król. 

– Chło­piec musi opu­ścić pałac, a gdy do­ro­śnie wi­nien od­ku­pić winy ojca – od­po­wie­dział Akan­ni.  

– Czy zatem wy­sła­nie go do świą­ty­ni, pro­wa­dzo­nej przez za­ufa­nych ka­pła­nów bę­dzie mile wi­dzia­ne przez bogów?

– Myślę, że będą za­do­wo­le­ni – wtrą­cił się Olu­mi­de. 

– Sły­sze­li­ście! Bo­go­wie pra­gną, bym oszczę­dził mego bra­tan­ka, a ja, jako ich umi­ło­wa­ny sługa, nie mogę tej woli zi­gno­ro­wać. 

***

Król za­pro­po­no­wał póź­niej wróż­bi­cie wpro­wa­dze­nie się do jego pa­ła­cu, lecz sta­rzec od­mó­wił, twier­dząc, że za bar­dzo wrósł ko­rze­nia­mi w swoją chatę, by ją po­rzu­cać.

Akan­ni i Olu­mi­de wró­ci­li do domu, lecz chło­pak cały czas był dziw­nie mil­czą­cy. Gdy spo­ży­wa­li obiad, wpa­try­wał się tępo w swój ta­lerz. Ka­płan pier­wot­nie igno­ro­wał to nie­ty­po­we za­cho­wa­nie, lecz z cza­sem i jemu dziw­na at­mos­fe­ra za­czę­ła cią­żyć.

– Nie­po­koi cię coś, chłop­cze? 

– Mi­strzu – prze­łknął ślinę, po czym, na jed­nym wde­chu, wy­rzu­cił z siebie od­po­wiedź. – Ja wszyst­ko zmy­śli­łem! Kła­ma­łem w kwe­stii wróż­by. Tak na­praw­dę nie wiem, co ozna­cza je­de­nast­ka, po pro­stu nie chcia­łem, by ktoś ucier­piał!

– Wiem. 

– Nie je­steś zły mi­strzu?

– A dla­cze­go miał­bym być zły? Twarz króla wy­raź­nie zdra­dza­ła, że pra­gnie oszczę­dzić bra­tan­ka, więc swoją in­ter­pre­ta­cją dałeś mu je­dy­nie pre­tekst – od­parł sta­rzec, na jego ob­li­czu zaś po­ja­wił się ła­god­ny uśmiech. – Mu­sisz zro­zu­mieć chłop­cze, że lu­dzie nie ocze­ku­ją od wróż­bi­tów od­po­wie­dzi, co mają czy­nić, lecz je­dy­nie po­twier­dze­nia, że pod­ję­li już dobrą de­cy­zję. Czeka cię jesz­cze wiele nauki, więc na razie wstrzy­maj się z pi­sa­niem wła­snych wróżb. Jak sam mia­łeś oka­zję zo­ba­czyć, słowa mają moc.

*Ilustracja wygenerowana za pomocą NightStudio

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Witaj.

Piękna ilustracja. :)

Przykładowe sugestie oraz wątpliwości co do spraw technicznych (do przemyślenia):

– Naliczyłem dziewięć (przecinek?) mistrzu – rzekł Akanni, podnosząc głowę znad świętej tacy. 

Oblicze wróżbity wykrzywiło się w skupieniu, dłoń zaś opadła na jego długiej, sięgającej ud (przecinek?) bawełnianej koszuli. – czy dłoń nie powinna opaść na – CO? – na jego długą koszulę?

Chłopak uniósł dumnie zapełnione dłonie w kierunku opiekuna, który jedynie obdarzył go krótki spojrzeniem. – literówka

Ujrzał olbrzymie tarcze ze słoniowej skóry, za którymi stali wojownicy przeszywanicach o barwach Straży Królewskiej – czerni i błękitu. – co to za wyraz?

 

Najwyższy z przybyszy przemówił tubalnym głosem. (dwukropek?)

– Czcigodny Olumide. Nasz miłościwy król wzywa do siebie. 

 

Nawet wychodzący ze świątyń mędrcy spojrzeli w ich stronę. Olumide spoglądał gniewnie na ucznia. – powtórzenie

Akanni nigdy nie widział, aż tylu wojowników w jednym miejscu. – zbędny przecinek?

Dziękuje za zaproszenie, lecz zapewne zaszła jakaś pomyłka – przemówił ze spuszczoną głową. – literówka

– Pośpiesz się, bo odeśle cię do twojej wioski! – i tutaj

Wolę jednak usłyszeć, co Bogowie na temat myślą. – brak części zdania

Z oczu ściekały mu łzy, a desperackie wołanie mamy, (przecinek?) było przerywane jedynie przez głośne pociągania nosem. 

– Najmocniej przepraszam, zaraz to wszystko posprzątam – powiedział chłopak, lecz mistrz jedynie wymownie wyciągnął dłoń. Akanni ponownie zanurzył dłonie w kieszeniach, w poszukiwaniu orzeszków, lecz po chwili opuścił smętnie głowę. – powtórzenie

Czy dobrze rozumiem, że jeżeli na tace spadnie nieparzysta liczba orzeszków, to będzie oznaczało, że nasz czcigodny władca powinien rozwiązać ostatecznie problem syna zdrajcy? – literówka

– Mistrzu, ale księgi przecież…– szepną chłopak, lecz przerwał, gdy tylko poczuł dłoń mentora na swym ramieniu. – gramatyczny rażący – błędna odmiana wyrazu

– Masz okazje, by pokazać, czy dobrze wybrałem ucznia – powiedział cicho kapłan, po czym obdarzył go ciepły uśmiechem. – dwie literówki w zdaniu

Podrapał się po głowę i następnie przemówił. – składniowy – albo „w głowę”, albo „po głowie”

 

A zatem pod kątem językowym warto sprawdzić i poprawić całość.

Bardzo fajna, moralizatorska opowiastka. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

 

 

Pecunia non olet

Dziękuje za pomocne uwagii. 

Dziękuję również. :)

Pecunia non olet

Przyjemna, baśniowa historia, zakończona niespodziewanie realnym i celnym stwierdzeniem. Rzeczywiście, bardziej niż wolę bóstw, wróżbiarz musi znać ludzką psychikę :)

Podobało mi się.

Hej,

 

jest tutaj niezły pomysł na fabułę i jakieś ramy opowieści, wystarczy doszlifować warsztat.

Przesłanie jest bardzo okej – wola bogów jest realizowana przez wróżbitę, który działa w okreslonych okolicznościach (np. domyślając się jaka jest wola króla). Podoba mi się też komopozycja – scena w chacie, potem przejście przez miasto, retrospekcja i powrót do pałacu.

Tak jak pisałem wyżej do przepracowania jest warsztat – głównie skupiłbym się tutaj na relacjach między postaciami oraz ich lepszym opisaniu – czy wróżbita czuje niechęć do swojego ucznia, czy wręcz odwrotnie? Jaki jest król (mamy o nim chyba jedno zdanie opisu tylko)? Kolejna sprawa to pewne fabularne spoiwo, którego tutaj nieco mi brakuje, poszczególne części mogłby jakoś się przenikać, np. już na początku moglibyśmy mieć zajawione imię Tilapo, które potem wybrzmiało w scenie z władcą; taka swoista strzelba Czechowa.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Z czasem przybyszy powitała siedziba władcy, ← ? zgrzyta

Olumide padł na ziemię,………….przemówił ze spuszczoną głową. ← ? leżąc, spuścił głowę

Przepowiedziałeś mi, że powinienem pozostać wierny królowi,

Ładna bajkowa opowieść z morałem. Przyjemnie się czytało. Myślę, że można polecić dzieciom. To rzadkość. :)

Dziękuje za uwagii

 

Bardzo przyjemny tekst. Postacie dało się polubić, morał całkiem zgrabnie podany, 

Choć historia zapowiadała dramat, cieszę się, że wszystko skończyło po myśli króla i bogów.

Spodobał mi się też sposób, w jaki Olumide traktuje Akanniego – sztorcuje go i stara się być surowy, a jednak docenia jego wartość i z ufnością pozwala zinterpretować jakże ważną wróżbę. Wróżę obu, mistrzowi i uczniowi długie lata owocnej nauki i współpracy. ;)

Wykonanie, co stwierdzam ze smutkiem, pozostawia wiele do życzenia, ale mam nadzieję, że poprawisz usterki, bo chciałabym móc zgłosić opowiadanie do Biblioteki.

 

Uważam za wskazane podanie źródła ilustracji.

 

dłoń zaś opa­dła na dłu­giej ko­szu­li. → Wróżbita mógł być w długiej koszuli, ale …dłoń zaś opa­dła na dłu­gą ko­szu­lę

Tu znajdziesz odmianę rzeczownika koszula.

 

– Za­pisz zatem, chłop­cze, że wolą Bogów jest… → – Za­pisz zatem, chłop­cze, że wolą bogów jest

https://sjp.pwn.pl/szukaj/b%C3%B3g.html

Uwaga dotyczy także kilkakrotnego zapisu tego słowa w dalszej części opowiadania.

 

Choć Akan­ni miesz­kał już tu kilka lat…-> Choć Akan­ni miesz­kał tu już kilka lat

 

i gło­wach przy­kry­tych okrą­gły­mi czap­kach. → …i gło­wach przy­kry­tych okrą­gły­mi czap­kami.

 

Ich wy­ma­lo­wa­ne ciała zdo­bi­ły je­dy­nie pro­ste prze­pa­ski oraz ko­ścia­ne lub drew­nia­ne ozdo­by. → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Ich wy­ma­lo­wa­ne ciała okrywały je­dy­nie pro­ste prze­pa­ski oraz ko­ścia­ne lub drew­nia­ne ozdo­by.

 

mę­dr­cy spoj­rzęli w ich stro­nę. → Literówka.

 

ro­biąc w swej gło­wie listę osób… → Zbędny zaimek – czy mógł tę listę robić w cudzej głowie?

 

– Uwa­żaj na swoje słowa i czyny, jak bę­dziesz stał przed czci­god­nym kró­lem. → Wiem, że to dialog, ale lepiej brzmi: – Uwa­żaj na swoje słowa i czyny, gdy/ kiedy bę­dziesz stał przed czci­god­nym kró­lem.

 

uj­rzał po­tęż­ną syl­wet­kę wo­jow­ni­ka, która pod­nio­sła się… → Czy na pewno widział tylko sylwetkę, a nie wojownika?

Proponuję: …uj­rzał po­tęż­nego wo­jow­ni­ka, który pod­niósł się

 

roz­ma­so­wał je­dy­nie ol­brzy­mie pię­ści, zbli­ża­jąc się po­wo­li do roz­mów­cy. → Wszak wojownik z nikim nie rozmawiał, więc raczej: …roz­ma­so­wał je­dy­nie ol­brzy­mie pię­ści, zbli­ża­jąc się po­wo­li do chłopaka/ mówiącego

 

Przy­by­szy po­wi­ta­ła sie­dzi­ba wład­cy… → Siedziba władcy, jak żadna inna siedziba, nie jest w stanie powitać kogokolwiek. Sprawdź znaczenie słowa powitać.

Proponuję: W końcu stanęli przed siedzibą władcy

 

inni zaś ni­czym grube mury blo­ko­wa­li do­stę­pu do kró­lew­skich żon i córek… → …inni zaś, ni­czym grube mury, blo­ko­wa­li do­stę­p do kró­lew­skich żon i córek… Lub: …inni zaś, ni­czym grube mury, bronili do­stę­pu do kró­lew­skich żon i córek

 

Król co jakiś czas ma­chał wy­ko­na­ną z koń­skie­go ogona trze­pacz­ką do od­ga­nia­nia much… → Czy król nie miał służącego, który robiłby to za niego? Czy to na pewno była trzepaczka, czy może raczej miotełka?

 

Olu­mi­de padł na zie­mię, po­cią­ga­jąc za sobą ucznia, który ude­rzył twa­rzą w pod­ło­gę. → Skoro uderzył twarzą w podłogę, to nie mógł paść na ziemię.

Proponuję: Olu­mi­de padł przed władcą, po­cią­ga­jąc za sobą ucznia, który ude­rzył twa­rzą w pod­ło­gę.

 

przy­nieść wcze­śniej przy­go­to­wa­ną wróż­bę z ma­ga­zy­nu. Nic trud­ne­go, czyż nie? 

Wkro­czył do ciem­ne­go ma­ga­zy­nu i za­pa­lił… → Czy to celowe powtórzenie?

Może w ostatnim zdaniu: Wkro­czył do ciem­ne­go pomieszczenia i za­pa­lił

 

czy uda się jej zajść w ciąże. → Literówka.

 

i ru­szył szyb­kich kro­kiem do swego mi­strza. → Literówka. Zbędny zaimek – czy ruszyłby do cudzego mistrza?

Wystarczy: …i ru­szył szyb­kim kro­kiem do mi­strza.

 

nie po­wi­nien był kłaść swo­jej torby na środ­ku po­miesz­cze­nia. → Zbędny zaimek – chyba nie miał cudzej torby.

 

za­pa­la­jąc wszyst­ko w jego za­się­gu. → …za­pa­la­jąc wszyst­ko w swoim za­się­gu.

 

za bar­dzo sku­pił się na ga­sze­niu swej torby. → Zbędny zaimek.

 

– Jesz­cze chwi­la! – Tyle też wy­star­czy­ło czasu, aby cały per­ga­min spło­nął.Chwila to czas, więc wystarczy: – Jesz­cze chwi­la! – Tyle też wy­star­czy­ło, aby cały per­ga­min spło­nął.

 

lecz z pa­pie­ru zo­sta­ły głów­nie po­pio­ły. → …lecz z pa­pie­ru zo­sta­ł głów­nie po­piół.

Bo nie wydaje mi się, aby z papieru zostało kilka popiołów.

 

– Po­śpiesz się, bo ode­śle cię do two­jej wio­ski! → Literówka.

 

lecz gło­śne tu­pa­nie Olu­mi­de ni­czym oliwa roz­pa­li­ła ogień pa­ni­ki. → Piszesz o tupaniu, więc: …lecz gło­śne tu­pa­nie Olu­mi­de, ni­czym oliwa, roz­pa­li­ło ogień pa­ni­ki.

 

jego ob­li­cze zaś przy­bra­ło zło­wro­gie­go wy­ra­zu. → …jego ob­li­cze zaś przy­bra­ło zło­wro­gi wyraz. Lub: …jego ob­li­cze zaś nabrało zło­wro­gie­go wy­ra­zu.

 

Nim zdą­żył wydo­być z sie­bie choć­by słowo… → Zbędny zaimek – nie wydobywałby słowa z kogoś.

A może: Nim zdą­żył powiedzieć choć­by słowo

 

– Pro­szę, wróż­ba dla Pana Ti­la­po… → – Pro­szę, wróż­ba dla pana Ti­la­po

Formy grzecznościowe piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

Pod­pis pa­so­wał, al­bo­wiem był zmo­dy­fi­ko­wa­ny tak sta­ran­nie… → Pod­pis pa­so­wał, al­bo­wiem był przerobiony tak sta­ran­nie

Sprawdź znaczenie słowa modyfikować.

 

po­na­gla­ją­cy głos klien­ta znie­chę­cił go od dal­sze­go do­cie­ka­nia. → …po­na­gla­ją­cy głos klien­ta znie­chę­cił go do dal­sze­go do­cie­ka­nia.

 

i opadł na zie­mię… → Rzecz dzieje się we wnętrzu, więc: …i opadł na podłogę

 

za­koń­czy­łem nędz­ny żywot prze­klę­te­go zdraj­cy, co pró­bo­wał prze­jąć wła­dzę. → …za­koń­czy­łem nędz­ny żywot prze­klę­te­go zdraj­cy, który pró­bo­wał prze­jąć wła­dzę.

 

Klep­nął się w czoło, po czym ude­rzył w szyje. → Literówka.

 

prze­wra­ca­jąc jeden z lwich po­są­gów, który opa­da­jąc, jak do­mi­no po­cią­ga­jąc za sobą ko­lej­ne po­sąż­ki… → …prze­wra­ca­jąc jeden z lwich po­są­gów, który, opa­da­jąc jak do­mi­no, po­cią­gnął za sobą ko­lej­ne po­sąż­ki

 

Szep­ty po­cho­dzą­ce z po­pę­ka­nych ust star­ca→ Szep­ty do­cho­dzą­ce z po­pę­ka­nych ust star­ca

 

Nagle wy­pro­sto­wał się i krzyk­nął

– Opey­emi, dzie­cię bły­ska­wic i mgieł, co swymi fi­ne­zyj­ny­mi dłoń­mi pa­ję­czy­ny losu tkasz. → Skoro krzyknął, zdanie powinien kończyć wykrzyknik, nie kropka.

 

abym do­stą­pił za­szczy­tu prze­ka­za­nia Wa­szej woli! → …abym do­stą­pił za­szczy­tu prze­ka­za­nia wa­szej woli! 

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

ni­czym po­ci­ski z dział ude­rzy­ły o tace… → Literówka.

 

pod­szedł do wróż­bi­ty i po­li­czył licz­bę orzesz­ków, jaka zna­la­zła się w na­czy­niu. → Brzmi to fatalnie.

Proponuję: …pod­szedł do wróż­bi­ty i po­li­czył orzesz­ki, które znalazły się w na­czy­niu.

 

Ti­la­po wes­tchnął gło­śno, za­ci­ska­jąc dłoń na swym orężu… → Zbędny zaimek – czy zaciskałby dłoń na cudzym orężu?

 

prze­łknął ślinę i omiótł wzro­kiem po zgro­ma­dzo­nych… → …prze­łknął ślinę i omiótł wzro­kiem zgro­ma­dzo­nych

Wzrokiem omiatamy kogoś/ coś, nie po kimś/ po czymś.

 

– Je­de­nast­ka sym­bo­li­zu­je bo­skie bliź­nię­cia, Abioye i Ke­bioye… -> – Je­de­nast­ka sym­bo­li­zu­je bo­skie bliź­nię­ta, Abioye i Ke­bioye

Tu znajdziesz odmianę rzeczownika bliźnię.

 

musi po­nieść kare za swe dzie­dzic­two. → Literówka.

 

po­tra­fią do­strzec nawet w naj­gor­szym grzesz­ni­ku… → …po­tra­fią do­strzec nawet w największym grzesz­ni­ku

 

a ja jako ich umi­ło­wa­ny sługa nie mogę ich woli zi­gno­ro­wać. → Powtórzenie.

Proponuję: …a ja, jako ich umi­ło­wa­ny sługa, nie mogę tej woli zi­gno­ro­wać

 

po czym wy­rzu­cił z sie­bie na jed­nym wde­chu od­po­wiedź. → …po czym, na jednym wdechu, wy­rzu­cił z sie­bie od­po­wiedź.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuje za krytyczne uwagi, zgodnie z którymi poprawiłem tekst. 

Bardzo proszę, Wolfangu. Cieszę się, że uznałeś uwagi za przydatne. A skoro dokonałeś poprawek, mogę udać się do klikarni. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka