- Opowiadanie: darek71 - Oregano

Oregano

Pomyślałem, że skoro szanowni redaktorzy związani z portalem, dali mi onegdaj mnóstwo wskazówek dotyczących poniższego tekstu, to należy pokazać, że nie jestem w ciemię bity i potrafię z nich skorzystać.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Oregano

Wioska nie należała do sztandarowych osiągnięć cywilizacji naukowo-technicznej. Ledwie kilkanaście chałup niedbale skleconych z gliny i słomy. Grunty wokół sioła nie należały do najlepszych. Nadawały się ledwo na pastwiska. I pewnie dlatego mieszkańcy nastawili się wyłącznie na hodowlę owiec.

Szedłem powoli, ale z godnością, jak uczeń liceum, który uważa, że zrozumiał cokolwiek z prozy Witkacego. Cały czas czułem, że jestem obserwowany z ukrycia. Nie przybyłem tu jednak, aby bawić się w chowanego. Skorzystałem więc ze sprawdzonego w takich wypadkach sposobu. Stanąłem obok największej chaty i wyciągnąłem keyboard. Kiedy zaintonowałem pierwsze słowa Imagine Johna Lennona, mieszkańcy gremialnie opuścili domostwa. Ocenili zapewne, że nie mogę stanowić zagrożenia, skoro śpiewam słynną hippisowską pieśń. Do tego w pełni profesjonalnie.

– Zwą mnie Pewien Apacz – powiedziałem. – Szukam ducha przygody i coś mi mówi, że tutaj go odnajdę.

– Nie mogłeś lepiej trafić – rzekł wysoki, barczysty chłop z opaską na lewym oku. – Od kilku tygodni nawiedzają nas prawdziwe typy spod ciemnej gwiazdy. Zabierają wszystko, co ma jakąkolwiek wartość. Czy mógłbyś nam jakoś pomóc?

– Ilu ich jest? – spytałem.

– Jakieś dwie setki.

– To brzmi zachęcająco. Rano zamierzam się do nich wybrać i porozmawiać na temat szacunku dla prywatnej własności. Na razie chciałbym jednak odpocząć.

– Mogę służyć tylko posłaniem na słomie w stodole.

– Nie jestem zbyt wymagający. Prowadź, Tęgomirze.

– Skąd, panie, znasz moje imię?

– Kobieca intuicja.

– Nie rozumiem.

– Nie martw się, ja również jej nie ogarniam.

Okazało się, że do chaty mojego gospodarza było kilka minut drogi. Żona chłopa nie olśniewała urodą, ale za to potrafiła przyrządzić świetną jajecznicę ze szczypiorkiem i szczyptą oregano. Siedząc przy stole i mlaskając z ukontentowaniem, słuchałem wywodów gospodarza.

– Od lat hodujemy owce merynosy, które słyną z czystej, białej wełny. Miękkiej i cienkiej, ale i mocnej zarazem. Żadna inna rasa nie posiada runa o porównywalnej miękkości i doskonałości. Niestety kupcy coraz rzadziej do nas zaglądają. Boją się uzbrojonych po zęby degeneratów. Ci szubrawcy nałożyli dodatkowy podatek za ochronę. Grozi nam śmierć głodowa.

– Dlaczego wybrali właśnie waszą wioskę?

– Jest na kompletnym zadupiu, a my nie umiemy się skutecznie bronić.

– Co na to policja?

– Jest bezradna. Za mało ludzi, sprzętu i…ducha przygody.

– Jednym słowem: rozpacz. Rano wyruszę na mały rekonesans. Muszę mieć lepszy ogląd sytuacji. Dobrej nocy, gospodarzu.

– Dobrej nocy, wojowniku. Wszystko wskazuje na to, że jesteś naszą ostatnią nadzieją.

 

*

Ranek powitał mnie mgliście i deszczowo. Wykonałem kilka ćwiczeń mających przekonać mięśnie, że nadal się do czegoś nadają i byłem gotowy do wędrówki. Wyruszyłem w stronę ośnieżonych szczytów, które majaczyły daleko na horyzoncie. Po kilku godzinach szybkiego marszu wdrapałem się na jeden z nich. Na wierzchołku wzniesiono niegdyś elektrownię wiatrową. Opłakany stan budynku świadczył o tym, że od dawna nie służył zbożnym celom. Wiele wskazywało na to, że w innych wykorzystano go wielokrotnie.

Nagle usłyszałem charakterystyczny odgłos oddawania moczu. Uruchomiłem natychmiast urządzenie maskujące. Podszedłem na tyle blisko, że słyszałem jak zawiedziona flora bakteryjna tajemniczego osobnika, zmaga się z trawieniem podłej jakości pokarmu.

Przyjrzałem się mu dokładniej. Wyróżniał się sportową sylwetką, a jego zarośnięta szczeciną twarz przywodziła na myśl portret troglodyty w wersji dla miłośników czystego prymitywizmu. Nie mogłem się mylić, natknąłem się na przedstawiciela złoczyńców.

– Witaj wodzu – Usłyszałem nagle i zorientowałem się, że żołdak mierzy do mnie z kuszy. – Fajne masz ciuchy, dasz ponosić? – zadrwił.

– Oświadczam publicznie, że nigdy nie kupię baterii wyprodukowanych w Chinach. Padają w najmniej oczekiwanym momencie. Co do drugiej kwestii, zachęcam cię, abyś poszukał własnego stylu. Inaczej wyjdziesz na kompletne bezguście.

Mój rozmówca zlekceważył jednak radę i szybko złożył się do strzału. Jakież było jego zdumienie, kiedy bełt przeleciał przeze mnie, nie czyniąc najmniejszej krzywdy.

– Spróbuj jeszcze raz. Nie rezygnuj tak łatwo. Podobna okazja może ci się długo nie trafić – zachęcałem kusznika.

Ów stracił jednak zapał do przemocy.

– Fatalny ze mnie złol, kompletnie nie czuję tej roboty. Tutejszy rynek pracy jest bardzo płytki. Nie daje szans na osobisty rozwój. Moją prawdziwą pasją jest renowacja starych mebli – oświadczył blady z przerażenia.

Sprawiłem, że kusznik powoli uniósł się w powietrze. Na wysokości metra kazałem mu przyjąć pozycję horyzontalną i wolno dryfować w moją stronę. Zbliżył się na tyle blisko, że dostrzegłem jego duszę wiercącą się nerwowo na ramieniu.

Nie pozostało mi nic innego jak wziąć go za kark i sprawić, by odbył dziewiczy lot. Zadbałem również o niespodziankę. Mężczyzna wylądował bowiem na polach Grunwaldu. I do tego w środku ataku konnicy mistrza Ulryka von Jungingena na wojska koronne pod wodzą Jagiełły. Po kwadransie wspaniałomyślnie wyciągnąłem go z zawieruchy bitewnej. Ciało nieszczęśnika nosiło ślady licznych, brutalnych ingerencji. Nie bacząc na to, grzecznie poprosiłem:

– Powiedz szefowi, że jeżeli do jutra rana nie zwrócicie wieśniakom zrabowanych rzeczy, to wszystkich spotka twój los. A teraz żegnam.

Chwilę obserwowałem jak mój niedoszły, ale za to solidnie oszołomiony zabójca pędził w dół zbocza. Szybko jednak uświadomiłem sobie, że na mnie też przyszła pora. Nie pozostało mi nic innego jak wrócić do wioski i złożyć głowę na poduszce z mchu, z niewielką domieszką porostów.

*

Następnego ranka do deszczu i mgły dołączyli kolejni nieproszeni goście. Zwartym szeregiem otoczyli wioskę, w kompletnej ciszy i bez żadnych zbędnych ruchów. Profesjonaliści w każdym calu. W czarnych, przylegających do ciała strojach, z bronią gotową do strzału. Twarze zasłonili niebieskimi maskami.

Jeden z nich podniósł rękę i ruszył w moją stronę.

– Mów, zły człowieku – zagaiłem w chwili, kiedy jeden z intruzów zbliżył się do mnie na odległość kilku kroków.

– Jestem szefem tych ludzi. Nie mamy zwyczaju z nikim pertraktować. Zlikwidujemy cię i wszystko będzie po staremu – oświadczył niskim, chropowatym głosem.

– Świetny plan. Urzekła mnie jego prostota.

– Stolarz nie przesadził. Jesteś zakręcony jak sprężyna w materacu carycy Katarzyny.

– To miło z jego strony. A co u niego?

– Dzisiaj rano oświadczył, że musi zmienić otoczenie i zniknął szybciej niż atrakcyjny kredyt hipoteczny.

– Coś podobnego!

– No dobra, wystarczy pogaduszek. Zabić go natychmiast! – zakomenderował przywódca.

Najemnicy otworzyli ogień. Bardzo celny. Całe moje ciało było wręcz skąpane w laserowych promieniach. Zrobiło się naprawdę gorąco. Powietrze wokół kąsało żarem. Postanowiłem więc sprawić sobie chłodną kąpiel. Wystarczyło kilka milisekund, żebym znalazł się w wytwornej wannie pełnej wody z pianą. Ablucja przyniosła odprężenie. Poddałem się nastrojowi i zaśpiewałem partię Jontka z „Halki”. Żołdacy obserwowali mnie z wyrazem bezbrzeżnego zdumienia.

– No co się tak gapicie? A już wiem, to pewnie dlatego, że nie użyłem odżywki. Wybaczcie, ale jestem odrobinę roztargniony.

Zabijacy nie czekali jednak, aż sięgnę po stosowną butelkę. Woleli dać dyla. Trzeba przyznać, że świetnie wykonali ten manewr. Najwidoczniej profesjonalizm przeniknął do każdej sfery ich działania.

Po odesłaniu łazienki w niebyt zauważyłem, że hodowcy owiec opuścili gremialnie swoje domostwa. Patrzyli w moją stronę z nabożnym lękiem, ale i podziwem.

– Teraz wiemy, że nie jesteś zwykłym człowiekiem, Pewny Apaczu – usłyszałem głos Tęgomira.

Przywódca hodowców owiec był wyraźnie poruszony.

– Pochodzę ze starożytnego indiańskiego rodu. Moi przodkowie doszli do wniosku, że jedynie rzetelne pozyskiwanie wiedzy jest w stanie zatrzymać degenerację rodzaju ludzkiego.

– Skoro tak, to musicie zintensyfikować wysiłki. Gołym okiem widać, że nasz gatunek coraz gorzej sobie poczyna.

– Wszystko w swoim czasie – odparłem i rozciągnąłem się na trawie.

Po kilku godzinach żołdacy pojawili się ponownie. Tym razem bez broni, za to ze wszystkimi zrabowanymi przedmiotami. Zaskoczył mnie ogrom bogactwa, jaki ze sobą przytargali. Oprócz wielu bel wełny, widziałem tam również wehikuły czasu dla różnych kategorii wiekowych, reaktory zimnej fuzji, transportery międzywymiarowe.

– Widzę, że nie tylko owieczek doglądacie, panowie hodowcy.

– Za jakie grzechy los skazał mnie na tych żałosnych imbecyli? – zapytał Tęgomir niezidentyfikowane bóstwo. – Ze strachu opróżnili wszystkie magazyny. Nawet te najbardziej tajne.

Roześmiałem się w głos. I trwało to dobrą chwilę, zanim się uspokoiłem. Kiedy wreszcie moja przepona przestała drgać, zmieniłem twarz w nieprzeniknioną maskę i rozkazałem:

– Rozbierać się! Pokażcie wreszcie swoje prawdziwe oblicze!

Chłopi oraz najemnicy spojrzeli po sobie i, po krótkim namyśle, zaczęli ściągać ciuchy. Następnie na ziemię poleciały ich skóry, mięśnie, turbiny parowe, stare paragony, kartki walentynkowe, nowiutkie gumofilce i mnóstwo weksli na okaziciela. Nie minęła minuta, a stała przede mną spora gromadka wielce krzepkich, arizońskich chomików.

– I co, głupie gryzonie?! Myśleliście, że uwijecie tu sobie miłe gniazdko, tworząc dwa antagonistyczne obozy? Tyle, że to banalny schemat wzięty żywcem z kiepskiej powieści sensacyjnej. Mnie nie oszukacie w ten sposób. Pakować się i wracać do Starogrodu! Migusiem!

– Miej litość, Pewny Apaczu – zakwilił chomik udający wcześniej Tęgomira. – Powrót do tego strasznego miasta oznacza dla nas śmierć. Dopiero tutaj znaleźliśmy namiastkę prawdziwego życia rodzinnego i jesteśmy szczęśliwi.

– Co dostanę w zamian?

– To co zwykle. Pół królestwa i księżniczkę za żonę.

– Wolę solidny ekspres ciśnieniowy.

– To się da zrobić. Na odchodnym powiedz mi proszę, jak nas rozszyfrowałeś. Wielu przed tobą dało się zwieść stworzonej przez nas iluzji.

– To było proste. Tylko gryzonie mogły wpaść na pomysł, aby dodać do jajecznicy oregano.

Koniec

Komentarze

Kilkanaście chałup niedbale skleconych z gliny i słomy, szukały oparcia na spróchniałych płotach.

Skoro kilkanaście chałup to szukało.

 

I pewnie dlatego jej mieszkańcy nastawili się wyłącznie na hodowlę owiec.

Jego, bo już jesteśmy na etapie sioła, a jeszcze lepiej bez zaimka.

 

 

– Od lat hodujemy owce merynosy, które słyną w całym kraju ze zdolności do produkowania czystej, białej wełny.

 

 

Żadna inna rasa nie posiadał runa o porównywalnej miękkości i doskonałości.

 

Niestety kupcy coraz rzadziej do nas zaglądają. Boją się uzbrojonych po zęby degeneratów. Ci, szubrawcy nałożyli dodatkowy podatek za ochronę w wysokości wartości połowy ładunku. Grozi nam śmierć głodowa.

 

 

Opłakany stan budynku świadczył o tym, że od dawna nie służył zbożnemu celowi.

Dodałabym temu zbożnemu.

 

Czyli nie zauważył ogniska?! Zawiedziona flora, jakoś mnie nie urzekła.

 

– Oświadczam publicznie, że nigdy nie kupię chińskich baterii do jakiegokolwiek urządzenia. Padają w najmniej oczekiwanym momencie. Co do drugiej kwestii, zachęcam cię, abyś poszukał własnego stylu. Inaczej wyjdziesz na kompletne bezguście.

 

A to mi się ogromnie podobało;)

 

 

Błędów jest sporo, po mnie przyjdą kolejni łowcy baboli, ale opowieść a urok i jest miejscami ogromnie zabawna.

Lożanka bezprenumeratowa

Witaj.

 

Ze spraw technicznych jest… kilka spraw :)), np.:

Kilkanaście chałup niedbale skleconych z gliny i słomy, szukały oparcia na spróchniałych płotach. Grunty wokół sioła nie należały do najlepszych. Nadawały się ledwo na pastwiska. I pewnie dlatego jej mieszkańcy nastawili się wyłącznie na hodowlę owiec. – w tym fragmencie czasem gubi się podmiot zdań

Żadna inna rasa nie posiadał runa o porównywalnej miękkości i doskonałości. – literówka

Ci, szubrawcy nałożyli dodatkowy podatek za ochronę w wysokości wartości połowy ładunku. – zbędny przecinek

– Powiedz szefowi, że jeżeli do jutra rana nie zwrócicie wieśniakom wszystkich zrabowanych rzeczy, to wszystkich spotka twój los. – powtórzenie

– Za jakie grzechy los skazał mnie na tych żałosnych amatorów amatorów? – przypadkowe powtórzenie?

Na odchodnym powiedź mi proszę, jak nas rozszyfrowałeś – literówka

 

Nie, no koniec tak mnie rozwalił, że nie mam wyboru i klikam! :)

Genialny humor! Ta Katarzyna, Grunwald, chomiki! :)))

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

A ja poczekam na naniesienie popraweczek;P

Lożanka bezprenumeratowa

Bruce – zafiksowałem się ostatnio na powyższym tekście i nie dostrzegłem oczywistych oczywistości. Na szczęście wyciągnęłaś pomocną dłoń.

Ambush – naniosłem poprawki. Tylko ognisko nie daję mi spokoju.

Mnie się wydaje, że powinieneś, Darku71, opublikować zbiór swoich opowiadań, bo to jest genialna rzecz taki cykl! :)

Pecunia non olet

Bruce – mam takie marzenie, ale nadal nie jestem zadowolony z jakości moich tekstów. 

I to właśnie najlepiej świadczy o talencie Autora i jakości Jego dzieł! yes

Pecunia non olet

Opowiadanie w sposób szczególny, ale jakże charakterystyczny dla Twojej twórczości, przedstawia osobliwą przygodę Pewnego Apacza, który żadnych przeciwności się nie lęka, bełtom i laserom się nie kłania i jak mało kto potrafi dojść sedna istoty arizońskich chomików. ;)

 

wy­ko­rzy­sta­no nie­gdyś do bu­do­wy elek­trow­ni wia­tro­wej. Opła­ka­ny stan bu­dyn­ku świad­czył… → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję w pierwszym zdaniu: …wy­ko­rzy­sta­no nie­gdyś do wzniesienia elek­trow­ni wia­tro­wej.

 

– Witaj wodzu – usły­sza­łem nagle i zo­rien­to­wa­łem się, że żoł­dak mie­rzy do mnie z kuszy.– Witaj wodzu.Usły­sza­łem nagle i zo­rien­to­wa­łem się, że żoł­dak mie­rzy do mnie z kuszy.

 

wziąć go za kark i wy­rzu­cić wy­so­ko w górę. → Masło maślane – czy można wyrzucić coś wysoko w dół?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

REG – pleonazm mi się trafił. To dopiero przeżycie. Zwłaszcza, że lubuję się w korygowaniu innych. Czas włożyć pokutny worek.

No cóż, Darku, przytrafił się, ale żeby zaraz worek pokutny przywdziewać, umartwiać się…

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg – nie od razu. Najpierw muszę go znaleźć, wyprać, oczyścić z insektów…

Och, Darku, sporo pracy przed Tobą. Może zrewiduj to pochopne postanowienie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg – miałem nadzieję, że to napiszesz. Zawsze jawiłaś mi się jako głos rozsądku.

Dziękuję, Darku, za takie mnie postrzeganie, ale podejrzewam, że to nie rozsądek dał znać o sobie, a raczej zwykłe wygodnictwo.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Czyli jednak powinienem pomyśleć o ekspiacji. Cudów nie ma – przeznaczenia nie da się oszukać.

Myśleć możesz, ale worka nie szukaj.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dobrze, że postanowiłem jeszcze podjąć wysiłek czytania i padło na Twój tekst. Miłym zaskoczeniem było odkrycie, że to o Pewnym Apaczu. Historia tak poprawiła mi humor, że spodziewam się kolorowych snów, może nawet o Pewnym Apaczu wśród łąk bazylii. :) 

Jestem ciekaw, czy ziścił się sen wśród łąk bazylii? Jeżeli tak, to proszę o szczegóły. 

Absurd oswojony :) Fajny tekst, nie rozpłynął się w surrealistycznych wizjach (co uważam za plus).

Bohaterowie nakreśleni z wdziękiem, chociaż wizja wioski wzbudza niewytłumaczalny niepokój…

Przyjemna lektura. Zgłaszam do biblioteki!

Wioska opanowana przez podstępne arizońskie chomiki musi wzbudzać niepokój. Nie da się inaczej. Wiem, albowiem próbowałem.

Dobra opowieść. Apacz mnie imponuje! :-))

Oregano do jajecznicy zawsze musi być sprawą chomików. :DDD A poza tym, a fe! oregano. Jest cholernie aromatyczne: do pizzy, oliwek w sam raz, do jajek nie wiem, tam wolę szczyptę bazylii, jeśli dodajemy pomidory.

Czyta się wartko, lekuśno mknęłam przez mnożące się przeciwieństwa i zaskoczenia. Sporo ich, lecz nadążałam, wręcz korespondowałam z nimi. Może taki czas? Na rozum było ich za dużo, emocje zaś krzyczały: "więcej, więcej".

Ekspres ciśnieniowy rozłożył mnie na łopatki. Jestem uzależniona od kawy, pewnie nie tylko od niej. :-(

Panujesz nad zapisem, nie rozjeżdża się jak w najpierwszym opku, które bardzo dawno temu według dzisiejszych standardów przeczytałam. Jest Twoje. Co dalej – nie wiem. Czasem bym coś przycięła, czasem rozszerzyła, ale to ja.

Skarżypytuję :-))

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Dawno tu nie zaglądałem, a tu proszę komentarz jak się patrzy. Pomyślałem sobie, że skoro dostałem tyle konkretnych wskazówek i to za darmochę, to powinienem udowodnić, że potrafię z nich skorzystać. 

Co do przyprawy – Pewien Apacz to łebski gość, ale nie zdołałby odkryć oszustwa chomików, gdyby użyły bazylii. 

Dzień dobry Darku,

 

dawno nie miałem styczności z Pewnym Apaczem, tekst jest odświeżający jak mgiełka wody termalnej prosto na twarz. Absurd w dużych dawkach, ale wszystko jakoś tak łączy się w “logiczną” całość. Czapki z głów, świetnie się czytało.

Dałem bibliotecznego kliczka.

 

PS. Jam też fan kawusi, choć na codzień drip, od święta aeropress.

 

Pozdrawiam serdecznie!

 

Che mi sento di morir

Cześć BasementKey,

przepraszam, że tak długo czekałeś na odpowiedź. Cieszę się że mój tekst sprawił Ci frajdę i dziękuję za bibliotecznego klika

Pozdrawiam równie serdecznie.

Cześć Darek71.

 

Wydaje mi się, że napisałeś tekst w kategorii, którą lubiano określać jako “nie na to forum”. Cieszy mnie jednak, patrząc po komentarzach, że już nie boimy się takiego pisania.

 

Opowieść jest intrygująca, choć bardzo bezwzględnie wydaje się takim dziełem mocno dekadenckim. Pada jednak tam Witkacy, a tak się składa, że czytuję prozę Witkacego. Dokładnie przeczytałem jedną książkę, co czyni mnie niewątpliwie ekspertem (druga stoi na półce, trzecią rozpakowałem z papieru).

 

To co napisałeś jest takim Kafko-podobnym spacerem snem, gdzie bohater ma właściwie wielką przewagę nad całym światem i uzurpuje sobie prawo do bycia jego pępkiem. Uważam, że takich tekstów może powstać ponad milion i wszystkich możliwości nie wyczerpiemy.

 

Skorzystałem więc ze sprawdzonego w takich wypadkach sposobu. Stanąłem obok największej chaty i wyciągnąłem keyboard. Kiedy zaintonowałem pierwsze słowa Imagine Johna Lennona, mieszkańcy gremialnie opuścili domostwa.

Po tym fragmencie sądziłem, że będzie to bazą do dalszych poczynań, ale bohater chwytał się aż do końca coraz to nowszych sztuczek. Odniosłem nawet wrażenie, że opowiadanie właściwie czerpie z wielu różnych tekstów typu bohater Kafkowski. Czytałem książkę, gdzie taki zaproszony do miasteczka pianista, plątał się po zastanej rzeczywistości jak po urzędach. Kazuo Ishiguro – Niepocieszony (ale o Kafce napisali na okładce, więc nadali czytelnikowi odbiór z góry, ale nie bez powodu).

 

Opowiadanie momentami mi przypominało sen, który mi się przyśnił.

Ty napisałeś:

 

Po odesłaniu łazienki w niebyt zauważyłem, że hodowcy owiec opuścili gremialnie swoje domostwa. Patrzyli w moją stronę z nabożnym lękiem, ale i podziwem.

 

W moim śnie, w fikcyjnym fantastycznym świecie zostało pokonane bóstwo, atakujące wprost ze słońca (metodą gry komputerowej powstałej ad hoc). Zrezygnowani ludzie bez przekonania wykonywali moje polecenia, a w całej krainie zapanowały smutne chłodne kolory. Twoje opowiadanie jest wesołe, a bohater widocznie nie ma sobie nic do zrzucania i dobrze się bawi. Oczywiście można tutaj zarzucić jakiś chaos, jeśli ktoś ma ochotę, ale wydaje mi się, że warto przeczytać jeszcze raz i wrzucić podanie o dołączenie do zasobów bibliotecznych :). Napisałeś chyba kolejny most magiczny miedzy fantastyką a literaturą, którą się chwali publicznie, więc popieram. Mosty czasem lepiej stawiać, niż palić. Więc klikando.

Przepraszam za zwłokę. Nie sadziłem, że po prawie dwóch miesiącach od publikacji, ktoś jeszcze pochyli się na tym tekstem i popełni merytoryczną analizę. Przyznam, że bardzo pochlebia mi teza, że: Napisałeś chyba kolejny most magiczny miedzy fantastyką a literaturą, którą się chwali publicznie, więc popieram. Pozdrawiam serdecznie.

Cześć darek71, ponoć są tu tacy, którzy grzebią w poczekalni. Staram się czasem być jednym z nich. Nie zawsze tekst się załapie w bieżącym rzucie. Zresztą nasi czytelnicy też się zmieniają i po czasie może ich zainteresować coś wcześniej pomijanego.

Nowa Fantastyka