- Opowiadanie: Godzilla - Uliczni surferzy

Uliczni surferzy

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Biblioteka:

Użytkownicy, Użytkownicy II

Oceny

Uliczni surferzy

Na początku tego stulecia niewielka miejscowość Le Castellet na południu Francji stała się mekką ulicznych surferów. Przyciąga ich tutaj tor Paul Ricard, zakupiony w 1999 roku przez Berniego Ecclestone'a. Po modernizacji obiektu żwirowe pobocza zastąpione zostały przez połacie asfaltu, których tak pragną surferzy z całego świata. 

Pojawiają się tutaj zawodowi sportowcy jak i amatorzy, planujący spędzić ekscytujące wakacje na Lazurowym Wybrzeżu. Każdy z nich chce popłynąć na bitumicznej fali, poczuć, jak pod kółkami deski rozstępuje się asfalt i pomknąć po bezkresnym torze imienia Paula Ricarda niczym po największym z oceanów. 

Przybywającym do La Castellet niestraszne są wystające z nawierzchni zdradzieckie krawężniki ani silne podmuchy wiatru na prostej Mistrall, zdolne strącić mniej wprawnych sportowców z ich starannie malowanych godzinami desek. Nie przeraża ich nawet oślepiający swą niebieskością labirynt błękitnych linii, w którym co roku gubią się tuziny surferów. 

Istnieje jednak bestia, której boją się nawet najodważniejsi, najbardziej doświadczeni i najwprawniejsi zawodnicy. Potwór, który co prawda pojawia się sporadycznie, lecz nie daje swojej ofierze żadnych szans. To żyjący w głębinach asfaltu Bibendum. Ludzie, słysząc jego imię, bledną niczym ściana, dostają zawrotów głowy, niektórzy nie są nawet w stanie ustać na nogach. 

Wśród surferów oczekujących na trawniku nadejścia kolejnej, asfaltowej fali, istnienie niepisana zasada, surowo zabraniająca wypowiadania słowa na B. Co więcej, osobę, która to uczyni, czeka wykluczenie ze społeczności surferów wraz ze wszystkimi tego konsekwencjami. Osoba ze zbyt długim językiem musi liczyć się z połamaniem deski, porzuceniem w błękitnym labiryncie i zakazem powrotu do Le Castellet wydanym przez samego prezydenta Francji. 

Wierzy się bowiem, że wypowiedzenie imienia bestii wywołuje ją z głębin. Potwór może miesiącami pozostawać w uśpieniu, lub żerować na innych torach. Czasem jednak jego łowy na Paul Ricard trwają tygodniami, kosztując życie dziesiątki surferów. Stwór wyjątkowo upodobał sobie zakręt Double Droit du Beausset. Czai się on tuż pod powierzchnią czekając na nadjeżdżająca ofiarę. Wówczas to wystawia swoją oponiastą łapę nieznacznie ponad nawierzchnię asfaltu. Zaskoczony surfer nie ma szans na ominięcie przeszkody i z impetem rozbija swą deskę o potwora, a następnie ląduje na twardym asfalcie, odnosząc zazwyczaj złamania, skaleczenia i otarcia. Stwór wówczas powoli podpływa, okrąża ofiarę, jakby delektując się jej ostatnimi chwilami życia. Wystawia gumowy język, smakując bieżnikiem spływającą po bitumie krew. Bacznie obserwuje, jak surfer próbuje się jeszcze uratować, płynąc w stronę trawnika, jak gubi się w błękitnym labiryncie, jak wpada w panikę, jak traci siły. Bibendum tymczasem nieubłaganie się zbliża. Gdy człowiek jest już ledwie żywy, oplata go swoją oponą i pociąga na dno toru imienia Paula Ricarda. Surfer traci życie wśród promieni słońca i śpiewu ptaków, które siedzą na pobliskich drzewach i nawołują partnerki, w ogóle nie zwracając uwagi na dramat rozgrywający się tuż przed ich oczami. Zaledwie kilka chwil po skończonym ataku nawierzchnia toru ponownie staje się gładka. O śmierci człowieka świadczy jedynie połamana deska, na którą czasem natrafia inny surfer.

Koniec

Komentarze

Hej 

Naprawdę oryginalny pomysł na potwora i to opisany z perspektywy surferów i to miejskich surferów :) . Trochę się pogubiłem gdy asfalt zaczynał falować i gdy pojawiał się potwór, bo co się wtedy właściwie działo, asfalt topił się ? Robił się płynny ? Trudno jest mi to sobie jakoś poukładać, ale może Twoja wizja jest zwyczajni zbyt abstrakcyjna jak dla mnie :) Ale i tak uważam, że jest to naprawdę ciekawy pomysł :) 

 

Pozdrawiam :) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Witaj.

Oryginalne, z humorem i pomysłem. :) Świetny tekst na większą powieść. 

 

Tutaj wpadła mi w oko literówka:

Czai się on tuż pod powierzchnią czekając na nadjeżdżająca ofiarę.

Pozdrawiam serdecznie, klik. :)

Pecunia non olet

Może i świetny na większą powieść, ale z dłuższymi powieściami sobie w ogóle nie radzę. Z tworzeniem ciekawych bohaterów i ich losów.

 

A co działo się z asfaltem? Powiedzmy, że zachowywał się, jak ciecz nienewtonowska – dla surferów był ciałem stałym, dla potwora cieczą 

Super opowieść. Bardzo mi bliska, bo jako matka trójki dzieci z pomysłami bardzo boję się B…

Niesamowite porównania betonu i oceanu, odkryłeś mnóstwo analogii.

Lożanka bezprenumeratowa

No, nie porwało. To nie jest moim zdaniem opowieść, tylko sprawozdanie, tekst podany w formie opisu miejsca, z zahaczką na przygody – jak z podręcznika settingowego dowolnego erpega. Z kolei sam pomysł ma pewien potencjał, można by pokusić się o większy absurd, o dodanie dodatkowych odniesień, zabawę znaczeniami i słowami, ale nie został ten potencjał wykorzystany. Niestety nie pozostanie mi Twój szort, Godzillo, w głowie zbyt długo, niemniej życzę sukcesów w dalszym pisaniu :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Całkiem ładnie napisana legenda. Dobry pomysł na potwora wyłaniającego się z asfaltu, całkiem oryginalny, niewiele jest podobnych stworów w książkach czy filmach. Jednak liczyłem na twist, albo chociaż połączenie legendy z rzeczywistością, tak by ta coś wyjaśniała. I myślę, że wprowadzenie bohatera też by nie zaszkodziło. 

Pozdrawiam. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Ot, krótka relacja, co też za sprawą potwora może wydarzyć się na torze. Obawiam się, że ta historyjka nie obciąży mi pamięci.

 

Przy­by­wa­ją­cym do La Ca­stel­let→ Przy­by­wa­ją­cym do Le Ca­stel­let

 

Wśród sur­fe­rów ocze­ku­ją­cych na traw­ni­ku na­dej­ścia ko­lej­nej, as­fal­to­wej fali, ist­nie­nie nie­pi­sa­na za­sa­da… → Wśród sur­fe­rów ocze­ku­ją­cych na traw­ni­ku na­dej­ścia ko­lej­nej, as­fal­to­wej fali, ist­nie­je nie­pi­sa­na za­sa­da

 

z im­pe­tem roz­bi­ja swą deskę o po­two­ra… → Zbędny zaimek.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pomysł fajny, samo wykonanie dobre. Szkoda, że historia nie jest konkretną opowieścią, w której jakiś surfer staje oko w oko z potworem. Ten szort to raczej opis jakiejś miejskiej legendy. Może warto rozpisać jakąś fajną histortyjkę z tym związaną?

Nowa Fantastyka