- Opowiadanie: PsychoFish - Życie z dywidendy [16+]

Życie z dywidendy [16+]

Ciąg dalszy space opery z laserami, statkami i enbiontami, czyli piu-piu dla przyjemności i czytadełkowania ;-) Słownictwo, przemoc, te sprawy, da młodzieży niemłodszej conajmniej.

 

Chronologicznie w świecie przedstawianym, świat enbiontów Zaltha można czytać na portalu o tak:
==
1 Opowiadanie: “Studnia Życia” – Zalth

2 Seria ‘Watahy’ z fragmentów:
 

S01E01 “Wataha 2.1” – Zalth

S02E02 “Życie z dywidendy” – PsychoFish & Zalth

 

W przygotowaniu:

S03E03 “Andaluzyjska robota” – Zalth & PsychoFish

i inne odcinki ;-)

 

Oceny

Życie z dywidendy [16+]

 

Admirał Henderson zacisnął mimowolnie pięści. Cesarzowa źle znosiła porażki, zwłaszcza tego kalibru. Załoga na mostku milczała, terminale migały wyświetlając dane, hologram taktyczny błyskał raz po raz dodawanymi w nieludzkim tempie wskaźnikami.

– Telemetria… – wychrypiał admirał. Analiza widoku z drugiej strony portalu była jedyną szansą na zidentyfikowanie dokąd trafiła druga połowa frachtowca. Portale były stabilne tak krótko, że dopiero duża liczba czujników dawała szansę na zebranie próbki danych wystarczającej do identyfikacji układu docelowego. Tych w zgrupowaniu nie brakowało, ale pozostawał jeszcze problem ich przetworzenia…

– Polecenia zapisu rozesłane, wszystkie jednostki zachowują dane zarejestrowane wokół skoku – odparła sztywno kobieta z dystynkcjami porucznika, zapięta w fotelu przy terminalu komunikacyjnym. Henderson skinął głową i uniósł rękę, wskazując na marynarza spiętego kablem z terminalem. Mężczyzna wpatrywał się niewidzącym wzrokiem w przestrzeń przed sobą.

– Chorąży… – Lord Admirał szukał przez chwilę w pamięci nazwiska. Enbiont usłużnie podsunął je do ośrodka mowy, jakby obawiając się wybuchu nosiciela na równi z załogą. – …Franks, ile czasu zajmie zsieciowanie floty? Szacowany rozmiar danych? Szacowany czas na analizę? Czas potrzebny na rozsieciowanie?

Wywołany odwrócił głowę w kierunku dowódcy, oczy uciekły mu w głąb czaszki. Po krótkiej chwili na głównym hologramie zaczęły pojawiać się żądane liczby.

– Admirale, czy mogę mówić swobodnie? – odezwał się głucho chorąży.

– Mów – warknął Henderson.

– Sieciowanie floty to zła decyzja. Rdzenie systemów SI na “Firaxie” i “Irae” oparte są na kodzie źródłowym sprzed Upadku. Prawdopodobieństwo śmierci zabezpieczających procedurę Wpiętych i złamania zabezpieczenia: siedemdziesiąt dziewięć koma dwa procenta. To może przebudzić całą grupę uderzeniową.

– Interes Dominium wymaga tego ryzyka – odparł zimno Henderson. Jego telepatyczny enbiont szykował się do przełamania oporu załogi mostka. Całej.

– Jest inne rozwiązanie! – Głos porucznik łamał się nieco, gdy gorączkowo obsługiwała terminal. Lord Admirał zarejestrował kątem oka lekki uśmiech na twarzy syna.

– Proszę mówić, poruczniku – powiedział tonem tak nienaturalnie spokojnym, że strach obecnych na mostku stal się niemal namacalny. Wybuchy gniewu Lorda Admirała były owiane legendą, podawaną z ust do ust w każdej mesie cesarskiej floty. Siedzący najbliżej załogant wtulił odruchowo głowę w ramiona. Na głównym hologramie taktycznym obraz odjechał, pokazując mapę gwiezdną najbliższych systemów. Jeden z nich zamigotał.

– Hongkong. W teorii niezależny, w obszarze wpływów Chińczyków, ale na podstawie umowy, system dostępny dla okrętów Dominium. Mają tam cywilny klaster SI z przepustowością wystarczającą na obsługę transakcji handlowych z kilkuset systemów. Dużo więcej mocy obliczeniowej, niż uzyskamy z sieciowania… W zasięgu dwóch skoków.

Henderson przez chwilę ważył opcje, spojrzał na hologram, na syna, który wciąż się uśmiechał lekko, znów na hologram. Czasy skoku, szacunek czasu przetwarzania na cywilnej SI wyświetlono w zestawieniu z szacunkami czasu pracy nad danymi dla zsieciowanej floty. Mogło się udać.

– Do wszystkich jednostek: zabezpieczyć obszar tunelu uciekiniera, wykonać raport operacyjny, przyszykować się do skoku. Porucznik… Flannagan, gratuluję szybkiego myślenia. Ocaliła pani najpewniej kilku kolegów i zaproponowała interesujące rozwiązanie. Będzie pani dowodzić operacją. Weźmie pani moduł z danymi z telemetrii tego skoku, dwie drużyny desantowe, lądownik planetarny z osłoną dwóch myśliwców…

Porucznik mimowolnie rozdziawiła usta i wytrzeszczyła oczy. Własny statek, własna misja, po zaledwie roku służby! Zdecydowanie jej podanie o przydzielenie enbionta wspięło się o kilka szczebli w górę.

– … i mojego syna. Jack – odwrócił się do potomka – wykorzystasz wszystkie dostępne środki, by zająć cywilny klaster niezależnej kolonii do analizy telemetrii na cito. Także te dostępne wywiadowi. Jurysdykcja Floty, protokół siedem, żywotne ryzyko dla Dominium spowodowane rewoltą w chińskiej kolonii. Zwrotami kosztów i strat zajmiemy się później. Macie zniknąć z Hongkongu, zanim Karmazynowy Rząd wyśle tam posiłki.

Porucznik zamknęła usta i zbladła. Jack uśmiechał się teraz drapieżnie.

– Wszystkie? – zapytał, a iskry w jego oczach sugerowały, że będą konsekwencje. Lord Admirał westchnął cicho, ważąc ryzyko incydentu dyplomatycznego i niezadowolenie cesarzowej Miu. Zdecydowanie wolał stawić czoła tylko jednemu z nich.

– Wszystkie – potwierdził.

– To dodaj do załogi chorążego Franksa – zażądał ściszonym głosem młody Henderson. – Wpięty, który myśli szybko i ma jaja na tyle duże, by powiedzieć swojemu dowódcy prosto w oczy, że jego rozkaz jest durny, może się bardzo przydać w takiej operacji.

Henderson milczał chwilę, przypatrując się synowi. Nie odwracając od niego wzroku, wydał polecenie.

– Szkoda cię na wywiad, Jack – dodał półgłosem.

– Wolę to, niż służyć pod tobą – odgryzł się młody mężczyzna. Cicho, tak cicho, by tylko Lord Admirał Ojciec, w tej właśnie kolejności, usłyszał. 

Benedykt Henderson powoli tracił nadzieję, że syn kiedyś zrozumie dlaczego sprawy potoczyły się tak, a nie inaczej.

 

*

 

W kapitańskiej kajucie “Dywidendy Rose” Ezekiel, ćmiąc cygaro, spoglądał na Feliksa. Obydwaj bardzo głośno milczeli.

– Co to ma znaczyć, że to się nawet do twoich nie zbliża? – zapytał w końcu kapitan, wydmuchując dym nosem niczym rozzłoszczony byk powietrze. Na Espanioli wciąż puszczano hologramy tych zwierząt ciasnymi uliczkami pierwszej kolonii, podczas dorocznej gonitwy. 

– To co słyszysz. Ten manewr nie zbliża się do moich granic możliwości. Główny kłopot to jak zapewnić “Dywidendzie” przetrwanie do czasu, aż będę mógł wrócić – odparł Feliks, uśmiechając się lekko. Przekierowanie uwagi kapitana Carranzy na jego ukochany statek powodziło się w osiemdziesięciu koma czternaście procenta przypadków, podpowiedział mu usłużnie enbiont. To było więcej niż szanse powodzenia planowanego lotu, nawet przy wygaszonym metabolizmie, ale uznał, że potencjalna nagroda jest warta, by zaryzykować życie. Także tej załogi.

Ezekiel żachnął się, machając ręką jakby odpędzał natrętnego owada. No cóż, tym razem manewr “na statek” się nie powiódł. Motoya westchnął i odezwał się ponownie:

– Widziałeś te drony. Nawet, jeśli będę musiał je uszkodzić lub wysmażyć im SI, same części warte są fortunę. Każ Molly policzyć rynkową wartość, przy założeniu, że uszkodzenia będą podobne do tych, które zrobiliśmy w hangarze. – Carranza nadal nie wyglądał na przekonanego. Feliks sięgnął po argument ostateczny. – A poza tym… Jeżeli nie będzie ode mnie sygnału w ciągu dwóch godzin, możecie spadać. Zaoszczędzisz całą sumę rocznego kontraktu. Jeszcze ci zrobię cesję z ubezpieczenia, by osłodzić straty.

Ezekiel zmrużył oczy, przyjrzał się enbiontowi, a następnie strzelił palcem w biurkowy ekran. Kazał Molly wyliczyć wartość dronów i kilku procent osprzętu frachtowca. Rozłączył się i zwrócił do wyszczerzonego Feliksa:

– Nie wiem, co tam w tym jest dla ciebie, baranie, ale jeśli liczby się złożą, to może, zaznaczam, może każę Coście usiąść z tobą do navi. Tryb przypuszczający, rozumiesz?

Motoya skinął głową. Wiedział, że liczby się złożą w sumę, na którą Carranza nie będzie obojętny. Wiedział, że kapitan nie odpuści, dopóki nie dowie się, dlaczego enbiont tak bardzo naciskał na tę misję. No cóż, będzie musiał być bardzo ostrożny. Ale po kolei: najpierw trzeba dojść do wraku “Napoleona”, nie zginąć, wrócić stamtąd żywym i nie stracić drogi ucieczki. Jeden problem naraz.

 

*

 

Przygotowania. Cesarska flota kładła nacisk na ten element operacji w każdym szkoleniu. Większość załogi “Dywidendy Rose” miała za sobą służbę w regularnych jednostkach lub szkolenie w Cesarskiej Akademii Wojskowej. Lata świetlne od niej, porucznik Flannagan i młody Henderson pracowali w tym samym, wyuczonym rytmie. Plan. Warunki brzegowe. Listy kontrolne. Warianty wejścia. Warianty wyjścia. Ryzyka i reakcje. W trakcie operacji o sukcesie lub porażce będą decydować ułamki sekund, nie będzie miejsca na zbyt wiele improwizacji.

– Muszę to mieć wyliczone co do sekundy, Costa – naciskał Feliks na mostku “Dywidendy”. – Dokręć te obliczenia. Nie, nie zostawiaj paliwa więcej niż zapas na szybki skok i powrót – ucinał protesty nawigatora. – W najgorszym wypadku spadacie beze mnie.

– Kopia zapasowa rejestrów handlowych, zanim przejmiemy klaster. Co do sekundy, Franks – komenderowała Flannagan w war room “Virae”, wiele lat świetlnych dalej. – Nie, panie Jack, nie skasujemy ich ot tak, system gospodarczy połowy systemów w odległości kilku skoków zależy od ich integralności – opędzała się od protestów Jacka Hendersona.

Podoficerowie na “Virae” kręcili głowami, ale posłusznie szacowali wskazane elementy, zużywając większość mocy obliczeniowej okrętu flagowego. Działało wpojone posłuszeństwa i nadzieja na awans w kolejce do własnego enbionta. Załoga “Dywidendy Rose” pukała się znacząco w czoło i nie szczędziła cierpkich komentarzy, ale robiła swoje. W chwilach zwątpienia, przywoływała na ekran wyliczenia przygotowane przez Molly. 

Obietnica okazałej dywidendy za cenę wysokiego ryzyka napędzała wszystkich po równo.

 

*

 

W czasie, gdy desantowiec Cesarskiej Floty wykonywał drugi, końcowy skok w kierunku Hongkongu, Feliks dopinał kombinezon próżniowy w jednej z ładowni “Dywidendy Rose”. W pomieszczeniu był tylko sam z Ezekielem. Trzy stosy kontenerów, części zapasowych, duraluminiowych rurek piętrzyły się na wprost wrót przeładunkowych. Niektóre pojemniki zawierały naprędce sklecone wabiki termiczne i elektromagnetyczne, mające symulować wytłumione systemy pocisków kierowanych. Dwa ze stosów były już przypięte siatkami transportowymi, przy trzecim stał Carranza z Motoyą w skafandrze próżniowym. 

– Wolałbym, żebyś wrócił – rzucił kapitan, sprawdzając przewody i podłączenia.

– Nie zesraj się.

Roześmiali się obaj.

– Sterowanie masz przeniesione do wnętrza kombinezonu. Skrypt Molly wyłączy wszystkie systemy w momencie wyrzutu. Czasówkę znasz… Jesteś tego pewien, Motoya? – Carranza spojrzał badawczo na Feliksa. – Jeśli Costa powie, że musimy spadać, nie zawaham się.

– Wiem. Tak, jedziemy z tym. Nie dajcie się trafić. Jeśli się uda, dorzucisz flaszkę tej waszej tequili.

– Stoi. No, to powodzenia. – Kapitan klepnął Feliksa w ramię. Motoya wcisnął się do przygotowanego kontenera ze sprzętem i zamknął go od środka. Usłyszał przygłuszony szczęk zapinanej na stosie części sieci, Carranza musiał szarpnąć kilka razy, sprawdzając, bo ścianki kontenera zawibrowały lekko. Feliks miał spędzić w tej latającej trumnie blisko dwie godziny, będąc praktycznie martwym. Podpiął przewody do portu serwisowego tak, by miał możliwość uruchomienia silniczka korekcyjnego zamontowanego na zewnątrz, jeśli enbiont zdoła go wybudzić. Gdy zdoła go wybudzić, poprawił się odruchowo w myślach. Przypiął się do zebranego w sieć sprzętu i owinął się grubym materiałem termoizolacyjnym, kluczem do przetrwania: wyliczenia wskazywały wysoką szansę, że razem z izolacją w postaci kombinezonu roboczego, porządnego Raum Sicherheits Werke EVA-12, z silniczkami serwisowymi i zapasem paliwa do nich, uda się zachować tyle ciepła, by enbiont był w stanie wyprowadzić ciało ze stazy jednocześnie maskując sygnaturę termiczną w trakcie lotu. Wpuścił zapas tlenu w skafander. Z zewnątrz musiał wyglądać komicznie, jak balonowy ludzik. W duchu cieszył się, że Costa tego nie widzi, kpiłby wiele tygodni. Przygotował do uruchomienia wszystkie makra Molly. Odetną urządzenia od zasilania, wygaszą podsystemy kombinezonu do trybu oszczędzania energii, prawie całkowity blackout, wszystko po to, by drony zainteresowały się tym konkretnym celem jak najpóźniej. Mimikra, najstarsza broń przeciw drapieżnikom.

Reszta załogi powinna w tym czasie zapiąć się w fotelach. Przejrzał jeszcze raz dane diagnostyczne skafandra. Wreszcie gestem wywołał interfejs głosowy.

– Wszystkie systemy gotowe – rzucił we wnętrzu hełmu.

– No to jazda – zatrzeszczał w interkomie Costa.

Feliks westchnął mimowolnie, przygnieciony przyspieszeniem. Usłyszał przytłumiony przez skafander jęk poszycia. Jimmy Costa bywał zazwyczaj nawigatorem delikatnym, dbającym o statek jak o kochankę, ale teraz prowadził ostro. Potrzebowali prędkości, bardzo dużo i bardzo szybko. Reaktory “Dywidendy Rose” mogły śmiało składać podanie o pracę w koronie małej gwiazdy. Motoya uśmiechnął się w myślach: wyobraził sobie kapitana nerwowo spoglądającego na wskaźniki zapasu paliwa. Dobrze ci tak, sukinsynu, pomyślał, trzeba włożyć, żeby wyjąć. Enbiont zaczął tłoczyć do krwiobiegu chemię kompensującą przyspieszenie. Feliks sięgnął umysłem do interfejsu. Obawa enbionta przed następnym etapem planu była wręcz namacalna. Przez myśli przelatywały znajome obliczenia: zaśnięcie, dawki biochemii, margines czasu przebudzenia. To nie pierwszy raz, gdy wejdą w bliski śmierci stupor.

I pewnie nie ostatni, skonstatował ze smutkiem. Uruchomił makra Molly i utonął w ciemności.

 

“Dywidenda Rose” znów szła po trajektorii od strony gwiazdy, by jak najpóźniej dać się wykryć wilczej watasze dronów. Na czole Jimmy’ego perlił się pot, kolejne zegary na ekranie na mostku szybko odliczały czas pozostały do następnych zaplanowanych etapów. Załoganci, wciśnięci w fotele przeciążeniowe, walczyli o każdy oddech z naciskającą na piersi grawitacją. “Dehermetyzacja C1 za 10s” nadał Costa do wszystkich wyświetlaczy, uruchamiając stosowną procedurę. Gdy system statku potwierdził otwarcie wrót ładowni C1, wyciągnął drugi zegar na główne pole ekranów. “Pierwsza salwa za 15s”, dorzucił.

Alarmy zbliżeniowe rozdzwoniły się na sensorach. Trzy punkty. Gibbons mówiła o pięciu dronach, jednego załatwili, gdzie jest czwarty…? Brzęczek przerwał wątpliwości, odruchowo odpalił pierwszy skrypt zwalniający porcję ładunku. Szarpnęło, “Dwyidenda” przyhamowała gwałtownie, pierwsza salwa kontenerów i rurek wyleciała przez otwarte wrota C1 w kierunku wraku "Napoleona". Nieznaczna zmiana kursu, przy tych prędkościach łagodna krzywa liczona w setkach kilometrów, drugi zegar. Brzęczek. Szarpnięcie. Alarmy zbliżeniowe wciąż wyły, kropki skorygowały kurs na przechwycenie “Dywidendy”, nie gruzu, który właśnie wysłała w przestrzeń. Nie tak miało być! Costa miał ochotę, jak każdy porządny żołnierz, spanikować do utraty kontroli. Do pionu przywrócił go kolejny brzęczek. Wypuścił trzecią salwę śmieci, w tym kontener z Feliksem, gwałtownie szarpnął, ostra zmiana kursu. Nawigatorowi pociemniało w oczach, autopilot piknął potwierdzając przejęcie sterowania w związku z brakiem reakcji systemu nerwowego sprzęgniętego łączem człowieka. “Dywidenda Rose” trzeszczała z wysiłku całym kadłubem, zmieniając kurs na wyjście ze strefy reakcji dronów. A przynajmniej tego, co wydawało im się ich terytorium. Punkty nadal podążały kursem na przejęcie transportowca.

Que carajo, Gibbons?” mrugnął ekran wiadomością od Carranzy. Molly była odpowiedzialna za oszacowanie sfery działania watahy.

Gibbons milczała. Trzy punkty zbliżały się, korygując kurs na “Dywidendę Rose”. Godzina do przechwycenia. Śmieci, zamienione fizyką w pociski pędzące na wrak “Napoleona”, szły idealnie po obliczonych trajektoriach, śledzone czujnikami transportowca. Projekcja zderzenia z wrakiem pulsowała na wizualizacji, odliczanie czasu do uderzenia. Każda minuta trwała nieprawdopodobnie długo.

W końcu, po kwadransie, ekran mrugnął. Trzy ścigające “Dywidendę” punkty zmieniły kierunek. Na przechwycenie salw gruzu. Costa westchnął z ulgą. W duchu, bo przeciążenie wciąż uniemożliwiało jakąkolwiek komunikację głosową.

“I co, łyso ci, szefie?” mrugnęła wiadomość od Gibbons.

“滚蛋” zaproponował jej w odpowiedzi Tsui.

 

Po nieprzyjemnym, gwałtownym hamowaniu “Dywidenda Rose” weszła na daleką synchroniczną orbitę po drugiej stronie gazowego olbrzyma. Kapitan, rozpinając pasy fotela, splunął krwią.

– Status – zażądał ochrypłym głosem.

– Kontener z Motoyą będzie nad celem za godzinę i dwadzieścia dwie minuty. Wszystko zgodnie z obliczeniami, idzie nad “Napoleonem”, tak, by drony nie uznały go za bezpośrednie zagrożenie. Odpali silniczek manewrowy na kilkanaście minut przed celem, mikroładunki zerwą zawiasy, resztki ciśnienia wewnątrz kontenera wypchną klapę. Feliks z gratami powinien po krzywej wylądować na “Napoleonie”. Zanim weszliśmy w cień planety, widziałem, że drony sprzątnęły połowę gruzu na kursie kolizyjnym z wrakiem i uwijały się wokół reszty – odpowiedział Jimmy, przerzucając nagrania z telemetrii. – Nie zdążą go przejąć. Wabiki zadziałały. Telemetria złapała cztery wybuchy plazmowe, o tyle rakiet mniej. Razem to będzie… co najmniej osiem. Nie więcej niż dwie zostały.

– O dwie za dużo – burknął kapitan. Tsui zaczął wygaszać wszystkie zbędne systemy. Nie było sensu ułatwiać watasze znalezienia “Dywidendy”, gdyby SI zdecydowała się na polowanie poza strzeżonym terytorium.

– Costa…

– Co, szefie?

– Nie rób tak więcej z “Dywidendą”, cabron, bo ci jaja urwę.

Jimmy z trudem zdusił cisnąca mu się na usta ripostę i wyciągnął na główny ekran ostatni zegar. Ten, po którym skaczą sami, jeżeli Motoya nie nawiąże kontaktu. 

 

Feliks ocknął się, półprzytomny, dosłownie na kilkadziesiąt sekund przed uderzeniem we wrak “Napoleona”. Leciał po krzywej, pomiędzy planetą a celem. W oddali błyszczał kontener, z którego zgodnie z planem wypadł. Pojemnik wirował wolno na drodze do nieuchronnej zagłady w górnych warstwach atmosfery bezimiennego globu. Enbiont pracował na pełnych obrotach, usuwając uszkodzenia tkanek po napromieniowaniu i bliskiej śmierci stazie, w którą wprowadził ciało blisko dwie godziny temu. Niewiarygodne, napisane naprędce przez Molly Gibbons skrypty odpaliły się zgodnie z planem, przywracając funkcje podtrzymujące życie w RSW EVA-12 w zaplanowanym czasie! Silniczek manewrujący kombinezonu pracował pełną parą, usiłując wyhamować i skorygować tor lotu według zadanego kursu; wskaźnik paliwa modułu manewrowego leciał do zera jak szalony. Nie wydala, zrozumiał Motoya i przymknął oczy. Enbiont posłusznie podsunął wizualizację grawitacyjną w jedyny sposób zrozumiały dla jego umysłu sposób: czasoprzestrzeń jako wielobarwny kisiel, w którym leje z kolorowymi kulami oznaczały ośrodki masy, wielkość kul w tych lejach informowała o oddziaływaniu grawitacji związanej z tą masą, kolory i ich nasycenie wokół lejów określały zasięg oraz moc oddziaływania kul. W pewnych obszarach kisielu barwy mieszały się ze sobą jak farby rozmazane przez dziecko palcem na ekranie. Jego kuleczka była niezwykle mała, czarna kropeczka, przyciągana przez czerwony orzeszek “Napoleona” i brązową futbolówkę planety, na której orbicie wisiał. Zdecydowanie zsuwał się do coraz intensywniejszego brązu. Jeśli nie skoryguje kursu, wpadnie zaraz w studnię grawitacyjną planety i będzie po nim. Silniczki zaczęły się krztusić, system kombinezonu rozjazgotał się ostrzeżeniami. Zdołał tylko nadać sobie obrót i odpalić hamującą kontrę, tak, by po chwili patrzeć bezpośrednio na wrak, zanim alarm oznajmił koniec paliwa manewrowego. Skierował strumień grawitonów w kierunku czerwonego orzeszeka. Niewielka, czarna nić pojawiła się między nim a “Napoleonem”. Jego własna masa była zbyt mała, by ściągnąć wrak z geostacjonarnej, za to tony stali i duraluminium szarpnęły nim gwałtownie, wyciągając z brązu niczym wytrawny wędkarz holujący zdobycz do brzegu. Dynamika Newtona wciąż działała. Poczuł gwałtowne przeciążenie całym ciałem, podczepiona na plecach siatka ze sprzętem ucisnęła boleśnie, enbiont skompensował mikroobrażenia wewnętrzne i wstrzyknął blokery bólu. Tyle dobrego, że zmiana kierunku pozwoliła wytracić prędkość w wyniku przedzierania się przez pole przemieszanych barw. “Napoleon” rósł w oczach błyskawicznie. Feliks upadł ciężko na wrak statku, siła uderzenia na moment wycisnęła mu powietrze z płuc. Miał ochotę się porzygać. Enbiont zdążył powstrzymać odruch w ostatniej chwili; wymiociny wewnątrz hełmu skafandra to ostatnia rzecz, której potrzebował. Kilka cennych sekund zajęło wyrównanie parametrów życiowych na tyle, by mógł wywołać gestami potrzebne informacje.

Od kilkunastu minut świecił się dla czujników dronów jak choinka: system podtrzymywania życia, emisja ciepła… Na pewno są już w drodze, do tego czasu musiały się uporać z wabikami. Miał mało czasu, ale skoro wciąż żyje, najtrudniejszy etap był już za nim. Ten, w którym nie mógł polegać na własnych siłach i był całkowicie zależny od reszty ekipy i łutu szczęścia.

Ostatnia wiadomość z “Dywidendy” wspominała tylko o trzech wrogich markerach. Jeden gdzieś się zapodział. Zanotował to sobie do sprawdzenia.

Teraz to już z górki, pomyślał, rozwalę trzy zabójcze roboty, zgarnę skarb i uratuję księżniczkę. Przypomniało mu się, że księżniczka miała na imię Igor, czekała na 46Mhz i prawdopodobnie cuchnęła strachem na kilometr. Ech, jak się nie ma co się lubi… Włączył nadajnik krótkofalowy, gorączkowo rozglądając się za włazem.

– Igor Bonin? Kawaleria przybyła. Odbiór.

Wsłuchiwał się w statyczny szum dłuższą chwilę, zanim ponowił próbę:

– Igor Bonin? Żyjesz? Odbiór.

Znów cisza. Już miał stwierdzić, że księżniczka jest trupem dryfującym gdzieś we wnętrzu wraku, gdy głośnik zatrzeszczał. Połączenie było fatalne, co chwila czymś zakłócane.

– Bonin… Boże mojkto zdes’? Odbiór.

– Niezależny operator Motoya. Skup się. Mam tu co najmniej trzy drony. Siedź w ukryciu, dopóki nie powiem ci, żebyś dał mi swój namiar. Powtarzam: trzy drony, siedź w ukryciu, czekaj na sygnał. Bez odbioru.

Znalazł właz. Kątem oka zerknął na wyświetlany na szkle hełmu zegar. Ponad dwie minuty, drony muszą być już blisko. Musiał wejść do środka zanim go dopadną, na powierzchni kadłuba był bezbronny. Sięgnął po przytroczony do nogi monomiecz Chryslera. W absolutnej ciszy płynny metal scalił się w ultra ostrą klingę, w innych okolicznościach widok tyleż fascynujący, co piękny, świadectwo technologicznych umiejętności Ziemi przed Upadkiem. Chwilę wahał się, rozważając prawdopodobieństwo trafienia na przedział, w którym kryła się księżniczka do uratowania, ale enbiont do spółki z instynktem samozachowawczym w ułamku sekund zdusiły wszelkie przejawy empatii i sumienia. Ciął równo, tam, gdzie powinny być rygle i zawiasy. Z ulgą stwierdził, że różnica ciśnień nie wypchnęła włazu w przestrzeń. Schował miecz, szarpnął mocno, wyrywając kawał metalu z obudowy i pozwalając mu odpłynąć w próżnię. Włączył hełmowy szperacz; pod spodem znajdował się jakiś korytarz. Odpiął z pleców sieć ze sprzętem i pchnął do środka, a następnie sam wpłynął w mrok “Napoleona”.

Plan był prosty. Dron, który wdarł się do hangaru ich statku, po uszkodzeniu czujników nie zdążył zareagować na czas na atak Motoyi. Molly oceniła zakres pracy telemetrii dronów na podstawie odczytanego z wraku firmware i fragmentów elektroniki. Z tego, co mieli na pokładzie Hammond i Tsui zmontowali naprędce jednorazowe oślepiacze: światło, ciepło, emisja radiowa. Feliks musiał znaleźć tylko dobre miejsce, zwabić drony, przeciążyć na moment ich czujniki i ciach, ciach. Łatwizna, prawda?

Płynął w głąb “Napoleona” ciemnym korytarzem, popychając sieć z ekwipunkiem przed sobą. Dehermetyzacja musiała być gwałtowna, po drodze snop światła wyłuskał z mroku mnóstwo sprzętu i kilka ciał nadzianych na elementy konstrukcji, prawdopodobnie podczas drogi na zewnątrz na fali wyciąganego przez próżnię powietrza. Paskudna śmierć. Zatrzymał się na chwilę, przykładając rękawicę do ściany i uruchamiając czujniki. Nieregularne wibracje, ledwo wyczuwalne. Już tu są, skurczybyki. Muszą go mieć jak na widelcu, znacznik termiczny, pole elektromagnetyczne systemów skafandra. Zaklął. Za płytko, zawsze któryś może przeciąć poszycie nad nim. No trudno, musiał się spieszyć. 

Skręcił w luk do najbliższego pomieszczenia. Piętrowe koje zdradzały wieloosobową kajutę mieszkalną. Po chwili siłowania, przesunął zablokowane drzwi do pozycji zamknięte. Gorączkowo rozplątał sieć i zaczął wyciągać z niej ekwipunek. Ustawiał ogłuszacze, cztery duże, nieforemne puszki z duraluminium, i rozwinął przewody detonacyjne. Nie miał zamiaru ryzykować, drony najpewniej potrafiły zakłócić impulsy radiowe. Sak z zapasem energetycznym przymocował na nogawicy skafandra. Przez chwilę skanował pomieszczenie w całym zakresie fal, będzie tego potrzebował. Sięgnął po miecz, klęknął, przykładając do podłogi rozpostartą dłoń z podpiętymi detonatorami i czekał.

Watahę oznajmiły wibracje od zbliżających się kroków mechanicznych owadów, z kilku różnych źródeł, nakładały się na siebie, uniemożliwiając precyzyjną lokalizację. Tak, podobno wilki polowały całym stadem, osaczając ofiarę z różnych stron. Feliks zgasił hełmowy szperacz i przełączył tryby wizji. Nie zawiódł się: nad nim i przy zamkniętych przed chwilą drzwiach kompozyty rozjarzały się od ciepła. Zaraz tu wejdą. Zacisnął palce na pierwszym detonatorze, zmrużył oczy. Enbiont pompował w krwiobieg chemię i nanoboty, wzmacniane nanowłóknami mięśnie spięły się do skoku.

Drzwi i fragment sufitu wleciały do pomieszczenia, pchnięte mocnymi uderzeniami. Zderzyły się potężnie w jednym punkcie. Gdyby został o moment za długo na swoim miejscu, zmiażdżyłyby go. Skacząc, zamknął oczy i nacisnął detonatory. Małe pułapki elektromagnetyczne zalały kajutę elektrycznym szumem zwarcia, uwolniły też gorące mikroładunki plazmowe. Motoya doskoczył do ściany, odbił się zaplanowanym ruchem i rotując wokół własnej osi, mknął do owada przy drzwiach. Enbiont obrazował wielobarwny kisiel, wszystko zmieszane z czerwienią, z kulami owadów, ścian, mebli i ogłuszacz . Cięcie, wyhamowanie za pomocą znieruchomiałej po uderzeniu jednostki. Walka w próżni wymagała ciągłego pamiętania o punktach podparcia i wektorach działających sił. Fontanna maleńkich kuleczek w kisielu kilkadziesiąt centymetrów obok oznajmiła chybione smagnięcie laserowym impulsem. Niech szlag trafi te fotony bez masy. Kolejna kula-dron, który wpadł przez sufit i kręcił się, oślepiony zalewem bodźców. W kisielu grawitacji kulki ogłuszaczy kurczyły się coraz wolniej: mikroładunki plazmy musiały już dogasać. Feliks odbił od ściany korytarza z całej siły wzmocnionych mięśni. Wleciał z powrotem do kajuty jak wystrzelony pocisk. Musiał tylko utrzymać monoostrze w odpowiedniej pozycji. Zanim metaliczny owad zdążył odpowiedzieć ogniem, górny pancerz rozpękł się na pół w świetle łuków zwarć elektrycznych i dron znieruchomiał. Mimo, że cięcie zapewniło hamujące tarcie, Feliks wylądował na przeciwległej ścianie z głuchym stęknięciem.

Gdzie…

Motoya nie zdążył dokończyć myśli, gdy szarpnął nim enbiont, ocalając im obydwu życie. Wiązka laserowego impulsu musiała minąć ich dosłownie o centymetr, kisiel zafalował trafiony śrutem masy odłamków. W tak ciasnej przestrzeni enbiontowi to wystarczyło, by wyliczyć źródło ataku. Kula ściany po prawej była nieco większa niz przed chwilą, dokładnie o masę drona, barwy kisielu się mieszały. Otwór wentylacyjny, skurwiel musiał sobie wyciąć drogę w przewodach powietrza! Feliks skierował strumień grawitonów w stronę maszyny, wyrywając ją z ukrycia w deszczu kompozytowych odłamków, a tym samym przyciągając się do wirującego w próżni robota. Akcja i reakcja. Zderzyli się, bolało jak jasna cholera, ale zdążył wbić monomiecz w nasadę owadziej “głowy”. Szarpnął ostrzem ku jej szczytowi. Poczuł przeszywający ból zrywanych przyczepów mięśniowych. Siła cięcia przyłożona na krawędzi obiektu obróciła ich w locie, dając Motoyi szansę na uniknięcie zmiażdżenia między maszyną, kajutami, a ścianą. Odbił się od robota, wyhamował oddziaływaniem grawitacyjnym. Enbiont pokazał mu korpus-kulę zatapiającą się gwałtownie w leju ściany, aż do momentu gdy stworzyły jeden, spójny element.

Otworzył oczy. Dryfował pośrodku zniszczonej kajuty. Bezwładne prawe ramię mrowiło, enbiont naprawiał wewnętrzne obrażenia. Minęła dłuższa chwila, nim pozwolił sobie na uruchomienie szperacza i ostrożne rozejrzenie się po pomieszczeniu. Przez drzwi widział nieruchomy fragment korpusu pierwszej jednostki, przytulony w dryfie do ściany korytarza. Pod sobą rozpłatanego owada numer dwa, powoli obracającego się wokół środka ciężkości. Ściana przed nim poddała się impetowi uderzenia, trzeci dron z rozciętą jednostką centralną zatopił się w nią niemal w całości, niczym upiorna, owadzia płaskorzeźba. Nie wiedzieć czemu, na myśl przyszła mu od razu Al-Kahira i jej monstrualne skarabeusze. Chryslerowskie monoostrze wbiło się w podłogę.

Feliks sięgnął do saka na nogawicy, wyjął kilka jednostek odżywczych i wprowadził do portu w skafandrze. Robił się głodny, a wolałby nie być smokiem, który zeżarł księżniczkę. Ten cały Bonin mógł mieć cenne informacje. Zgasił reflektor i w ciemnościach czekał, aż enbiont zasygnalizuje koniec leczenia. Minęło kilka minut, zanim mógł ruszać ręką. Zabrał miecz i powolutku, ostrożnie, ruszył na poszukiwanie ostatniego drona. Do rozerwanej ładowni. Komunikator krótkofalowy pulsował ikoną aktywności, uruchomił go. Tym razem połączenie było czyste, bez zakłóceń.

– Motoya? Motoya? Job twoju mat’! Żiw?

– Tak, Bonin, żyję. Siedź na dupie. Masz tlen? Odbiór.

Gad! Mam. Jestem…

– Morda! Jeszcze jest jeden. Odbiór

Poniał. Czekam. Bez odbioru.

 

Droga do rozerwanej ładowni “Napoleona” ciemnymi korytarzami, pełnymi dryfujących szczątków, przywołała wspomnienia z tunelów na Saksonii. Tunelów, z których nigdy mieli się nie wydostać. Cholera, czy to się kiedykolwiek zamaże, zasklepi w jego pamięci? Z ulgą powitał słabe, odbite od planety światło, wpadające do rozerwanej ładowni. Przeszukiwał ją ostrożnie, wspierając się echolokatorem skafandra, aż z ulgą zauważył, że ostatni dron utknął w satelicie, praktycznie przepołowiony przez zatrzaśnięty właz. Obejrzał sobie maszynę dokładnie, rejestrując nagranie w prywatnej przestrzenii enbionta. Część sterująca wyglądała na otwartą, jakby jakiś mechanizm rozsunął kilka warstw pancerza. Spomiędzy nich wystawał sześcian, wysunięty, ze słabo mrugającą żółtą diodą. Chwycił go, urządzenie poddało się bez oporu, jakby czekało, aż ktoś je przejmie. Na spodzie miało wtyk portu serwisowego i kilka oznaczeń. Feliks nakazał swojemu nanosymbiontowi nawiązanie łączności.

 

N-biot series: 0-alpha-AI. System status: Critical, required immediate maintenance. ID: Pack-2.1-CHN-A567

 

O wow. Miał wprawdzie nadzieję na znalezisko związane z enbiontami, ale nie spodziewał się znaleźć całego cybernetycznego nanosymbionta, w dodatku z pierwszej fazy. Trzymał w ręku klucz do rozwiązania problemu Miu. 

O ile znajdzie sposób by przywrócić tę dziecinę do życia, rzecz jasna. Wpuścił kostkę z urządzeniem do saka na nogawicy kombinezonu. Jego dywidenda z tej inwestycji w ryzyko mogła być tłustsza, niż sobie wyobrażał w najśmielszych snach. A teraz… Jeden problem naraz. Teraz powinien w końcu uratować księżniczkę i wydostać się z wraku.

 

Na mostku “Dywidendy Rose” Carranza i Costa obserwowali nerwowo odliczający do zera zegar. Zostało niecałe dziesięć minut na kontakt, ostatnie wyjście z cienia gazowego olbrzyma. Zapiszczał komunikator. Kapitan nerwowo pacnął paluchem powiadomienie. Tylko audio.

Ezekiel, wygrałem zakład, szykuj butelkę. Mam rozbitka, żyje. Sam go nie wyciągnę. Odpalajcie silniki, jest czysto. I jest co zbierać, serio.

 

 

Przewiń do załącznik 311 

 

Załącznik 311, wydanie rozkazu o unikaniu użycia broni ze skutkiem śmiertelnym, aby zachować zgodność z Kartą Kolonii Hongkong sygnowaną przez Cesarzową Dominium i Karmazynowy Rząd.

 

Log operacji “Igła”.

Znaczniki czasowe:

 Czas trwania: 38:12:57

 Do ewakuacji: 27:03:23 sol

 Do skoku: 28:00:00 sol

Lokalizacja: Stacja handlowa HK-01

Zapis audio.

[FLANNAGAN-OPLEADER] Panie Hotchins, raport, co tam się dzieje. Słyszymy odgłosy walki.

[STURMMECH-023] Oddział ochrony… Zabarykadowali się w korytarzu. Dowodzi jakiś stary Chińczyk. Nie mają kontaktu ze swoją centralą, bo są w zasięgu naszych zagłuszarek… Chyba nie chce stracić twarzy czy coś.

[FLANNAGAN-OPLEADER] Panie Hotchins, przypominam, że jeden ze wskaźników powodzenia misji to zero ofiar śmiertelnych. Zero. 

[STURMMECH-023] Yyyy, potwierdzam, śmiertelnych zero.

[FLANNAGAN-OPLEADER] Hotchins.

[STURMMECH-023] Sytuacja pod kontrolą. No, trochę poturbowani, ale żyją.

[FLANNAGAN-OPLEADER] HOTCHINS.

[STURMMECH-023] Tak jest, będzie zero śmiertelnych. Wstrzymać ogień, kurwa!

 

Przewiń do załącznik 422 

 

Załącznik 422, wydanie rozkazu o priorytecie imperatywu nienaruszalności i neutralności danych handlowych, aby zachować zgodność z Kartą Kolonii Hongkong sygnowaną przez Cesarzową Dominium i Karmazynowy Rząd.

 

Log operacji “Igła”.

Znaczniki czasowe:

 Czas trwania: 45:11:57 sol

 Do ewakuacji: 20:02:23 sol

 Do skoku: 20:59:00 sol

Lokalizacja: Stacja handlowa HK-01

Zapis audio.

[CYB-01] Poruczniku, obliczenia idą, ale nie będzie jednej lokalizacji.

[FLANNAGAN-OPLEADER] Wyjaśnij, Franks.

[CYB-01] Mamy telemetrię z blisko trzydziestu jednostek na niezwykle krótki moment, gdy tunel był otwarty. To, wbrew pozorom, dość mało. Zapełniamy klaster analizą w miarę zwalniania go przez procedurę kopii zapasowej rejestrów handlowych. Przy tej prędkości kopii zapasowej… no, kilka do pół tuzina możliwych lokalizacji w zadanym czasie. Chyba, że mamy więcej czasu?

[FLANNAGAN-OPLEADER] Nie mamy. Myśliwce osłony potwierdziły skok masowca do układu Xiamen. Za dwadzieścia jeden godzin będzie tu ekipa Czerwonych.

[CYB-01] Czy mam… przerwać kopię zapasową rejestrów i nadpisać klaster? To jedyna alternatywa.

[FLANNAGAN-OPLEADER] Franks, masz fundusz emerytalny Floty?

[CYB-01] Mam. Jak większość na służbie.

[FLANNAGAN-OPLEADER] I co się z nim stanie, jak spierdolisz ich inwestycję w Hongkong?

[CYB-01] Koledzy mnie zlinczują?

[FLANNAGAN-OPLEADER] Głodne dzieci, matki dzieciom, wkurwieni koledzy, o admirałach nie mówiąc. Wymyśl coś i maksymalnie zawęź wybrane opcje. I wyłączcie te jebane syreny alarmowe, myśleć się nie da.

 

Przewiń do załącznik 786

 

Załącznik 786, zebranie materiału dowodowego na brak użycia broni ze skutkiem śmiertelnym, aby zachować zgodność z Kartą Kolonii Hongkong sygnowaną przez Cesarzową Dominium i Karmazynowy Rząd.

 

Log operacji “Igła”.

Znaczniki czasowe:

 Czas trwania: 48:10:57 sol

 Do ewakuacji: 17:01:23 sol

 Do skoku: 17:58:00 sol

Lokalizacja: Stacja handlowa HK-01

Zapis audio.

[FLANNAGAN-OPLEADER] Hotchins, raport. Skąd ten wybuch?

[STURMMECH-023] Pani porucznik, melduję, że dropsy schodzą z ludzi, a ci ochroniarze bawili się w bohaterów.

[FLANNAGAN-OPLEADER] Hotchins…

[STURMMECH-023] Granaty hukowo-błyskowe, pani porucznik.

[FLANNAGAN-OPLEADER] Nadal wymagam zero śmiertelnych, Hotchins.

[STURMMECH-023] Jest zero. Melduję, że będzie trochę guzów i stłuczeń, musieliśmy wejść i zneutralizować gniazdo ogniowe, zanim nasi ludzie wejdą na podropsowy zjazd.

[FLANNAGAN-OPLEADER] Mam nadzieję, że masz to udokumentowane, Hotchins. Wiesz, na wypadek roszczeń z tytułu obrażeń…

[STURMMECH-023] Yyy, no, ten, tak, jasne. Tannenbaum! Napierdalaj ze skanerem do załącznika do raportu! Pani porucznik, z całym szacunkiem, my jesteśmy wojsko, nie policja. [Załącznik 8258]

[FLANNAGAN-OPLEADER] Hotchins.

[STURMMECH-023] Tajes, pani porucznik!

[FLANNAGAN-OPLEADER] Dziś. Zero. Kurwa. Śmiertelnych. Zrozumiano?

[STURMMECH-023] Tajes, pani porucznik!

 

Przewiń do załącznik [TBD11]

 

Załącznik [TBD11], do przeglądu przełożonego, aby zachować zgodność z Kartą Kolonii Hongkong sygnowaną przez Cesarzową Dominium i Karmazynowy Rząd.

 

Log operacji “Igła”.

Znaczniki czasowe:

 Czas trwania: 59:10:57 sol

 Do ewakuacji: 06:00:23 sol

 Do skoku: 06:57:00 sol

Lokalizacja: Stacja handlowa HK-01

Zapis audio.

[CYB-01] Poruczniku, mamy zwolnienie na procesie kopii zapasowej. Taka sprawa… Czy mogę mówić swobodnie?

[FLANNAGAN-OPLEADER] Mówić, chorąży.

[CYB-01] Ktoś skanuje dodatkowo backupy, czesze po nich. To spowalnia proces.

[FLANNAGAN-OPLEADER] Kto?

[CYB-01] Uhm… Pan Henderson.

[FLANNAGAN-OPLEADER] @Jack-H Co do kurwy

[JACK-H] Franks, ty szczurze, nie wpierdalaj się w nie swoją robotę, dobrze?

[FLANNAGAN-OPLEADER] Panie Henderson, cokolwiek pan robi, spowalnia to główną operację. Albo pan wyjaśni, albo będzie pan aresztowany na miejscu. @Cyb-01 dziękuję, dobrze pan postąpił.

[JACK-H] …

[JACK-H] Dobra, ale nie na rejestrowanym.

<zapis ucięty, ingerencja autoryzowana kodem operacyjnym Wywiadu Cesarskiej Floty ID: DaddysSon345617yu8xc>

 

Lord Admirał zatrzymał odtwarzanie. Spojrzał na syna.

– Jack, mamy trzy lokalizacje. Mogliśmy mieć góra dwie. Lecimy w każdą w dużo słabszej konfiguracji. Co było tego warte?

– Rozmawiaj z wywiadem.

– Jack, naszej rozmowy też nigdzie nie ma w zapisie. Ja muszę podjąć decyzję, co zrobić z porucznik, która nie wsadziła cię w inhibitor enbionta natychmiast po raporcie chorążego Franksa. 

Młody Henderson spojrzał na ojca, na drzwi, za którymi już czekała Flannagan, znów na ojca. Pokręcił głową.

– Nie mogę. Ale ona zrobiła wszystko dobrze. To nie dotyczy ciebie, ale jest… ważne. Ona też nie powinna wiedzieć, ale była już w takim stanie, że strzeliłaby do mnie bez dalszych pytań.

Benedykt Henderson odchylił się w fotelu i zaplótł palce. Nie odpowiedział, patrzył na syna wyczekująco.

– Nie, nie użyłem na niej enbionta. Zostawiłem tylko ślad mimetyczny wspomnienia, który ulegnie zniszczeniu za około dwie godziny. Żeby sama mogła podjąć decyzję.

Admirał rozłożył wyczekująco dłonie.

– Serio, chcesz pozwolić, żebym ci wstrzyknął mimetyk z autousunięciem? – Jack wyglądał na zaskoczonego. 

– Zaryzykuję. Ale nie opuszczę wszystkich barier, Jack, więc bądź ostrożny.

 

Kilka minut później drzwi admiralskiej kajuty rozsunęły się z cichym sykiem. Benedykt Henderson wyszedł na korytarz i rozejrzał się. Porucznik Flannagan drzemała na stojąco pod ścianą. Za pomocą enbionta posłał jej krótki telepatyczny impuls i z trudem powstrzymał uśmiech na widok panicznego, półprzytomnego salutu. Oddał honory. Wręczył jej pad z logami i raportem. Twarz Flannagan zdradzała skrajne zmęczenie, organizm i system nerwowy wycieńczony po ponad dwóch dobach bez snu i chemicznie podtrzymujących koncentrancję “dropsach”.

– Wzorcowa operacja, pani porucznik, dobre decyzje. Wszystkie – dodał z naciskiem. – Jest pani wolna. Zatwierdzam pochwały z wpisem do akt dla kluczowego personelu misji.

– Tak jest, panie admirale – wymamrotała wyraźnie zaskoczona kobieta.

– Odmaszerować. 

Porucznik zasalutowała i odwróciła sie na pięcie. Admirał wrócił do kajuty. Syn stał przy monitorze, wpatrując się w taktyczny raport przygotowań do skoków. Podniósł wzrok na wchodzącego.

– Na pewno nie chcesz tego wszystkiego wymazać i wstąpić do Floty? – zapytał Ojciec, Lord Admirał. W tej kolejności.

 

*

 

 Grupa zadaniowa numer trzy Cesarskiej Floty Wojennej, zgrupowanie “Henderson”, dowodzona przez “Irae”, po kilkunastu dniach skoków, trafiła do mało uczęszczanego układu. Wystrzelone sondy po kilku dniach uruchomiły alarm bojowy. Sensory zarejestrowały rezydualne zakłócenia grawitacyjne, charakterystyczne dla tunelu skokowego. Eskadra myśliwców, która pierwsza dotarła w obszar potencjalnego skoku, znalazła przepołowiony kadłub transportowca klasy “Grot”, wiszący na orbicie geostacjonarnej brązowej planety. 

 

 Jack Henderson, na mostku “Irae”, przysłuchiwał się konwersacji komandora Moreau z drużynami ekstrakcyjnymi. Na obrazie holotaktycznym widniał przepołowiony wrak “Napoleona”, upstrzony znacznikami oddziałów i głównych informacji. Kiedy uznał, że wie już wystarczająco dużo, skinął głową oficerom i wrócił do swojej kajuty. Otworzył zaszyfrowany plik z raportem, przesłuchał zawartość i uruchomił nagranie dodatkowego fragmentu.

 – Data pokładowa: dwadzieścia siedem dwanaście koma siedem koma dwanaście, czas: osiemnasta dwadzieścia sol. Drużyny przeszukujące wrak “Napoleona” zidentyfikowały zestaw szczątków pochodzący z innego okrętu. Za wysoce prawdopodobne należy uznać, że tajny ładunek został przejęty przez nieznaną stronę trzecią. Jeden z fragmentów pozwolił zawęzić zakres dalszych poszukiwań: element klamry od siatki kompozytowej, w jakiej unieruchamia się sprzęt lub towar w ładowniach statków kosmicznych. Mamy duży fragment numeru zamówienia i identyfikator dostawcy na czipie z portowego magazynu. To jedyny ślad, ktoś bardzo dokładnie wypruł z przepołowionego statku dosłownie wszystko, co przedstawiało jakąkolwiek wartość. Włącznie z danymi. Proszę o identyfikację możliwych portów związanych z odnalezionym fragmentem klamry od siatki mocującej, wraz z kopiami rejestrów meldunkowych wszystkich pojazdów plus minus dwa tygodnie, które przebywały w portach w okresie realizacji załadunku zamówienia.

 Zaszyfrował korespondencję. Paczka raportów i komunikatów raz dziennie wędrowała między grupami zadaniowymi za pomocą skaczących przez tunele bój komunikacyjnych, a z flagowca – do stolicy Dominium. Na odpowiedź musiał poczekać kilka dni, ale było warto.

 Na szczęście dla Jacka Hendersona, system España miał tylko dwa skolonizowane księżyce i leżał nieopodal granicznego systemu Dominium. To pozwalało mu zachować nadzieję na dywidendę z tego pościgu.

 

Koniec

Komentarze

Serial produkcji własnej.

<Babummm>

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Ba-dum-tsss.

<Jadą napisy, gra podniosła muzyka>

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Witaj.

Nade wszystko gratuluję tak obszernego fragmentu i dziękuję za zaznaczenie wulgaryzmów. :)

Przedmowy nie zrozumiałam (kto-co-kiedy-przed kim-po kim-dlaczego?), zatem po prostu wgłębiam się w ten temat i tę treść. :)

 

Co do spraw technicznych – moje sugestie oraz wątpliwości (do przemyślenia):

Analiza widoku z drugiej strony portalu była jedyną szansą na zidentyfikowanie (przecinek?) dokąd trafiła druga połowa frachtowca.

Portale były jednakże stabilne tak krótko, że trzeba było wielu czujników i teleskopów, by zebrać wystarczająca do identyfikacji próbkę danych. – powtórzenie; literówka

– Jest inne rozwiązanie! –(brak spacji) Głos porucznik łamał się nieco, gdy gorączkowo obsługiwała terminal.

Ten manewr nie zbliża się do moich granic możliwość – literówki

Załoga “Dwyidendy Rose” pukała się znacząco w czoło i nie szczędziła cierpkich komentarzy, ale robiła swoje. – poprzestawiane litery

Szarpnęło, “Dwyidenda” przyhamowała gwałtownie, pierwsza salwa kontenerów i rurek wyleciała przez otwarte wrota C1 w kierunku wraku Napoleona. – tu także; przy okazji – czasem „Napoleon” jest ujęty w cudzysłów, a czasem nie

Przejrzał ostatni dane diagnostyczne skafandra. – literówka

“Dekompresja C1 za 10s” nadał Costa do wszystkich wyświetlaczy, uruchamiając stosowną proceduę.(…) “Pierwsza salwa za 15s”, dorzucił. – tutaj mam zapytanie, czy nie powinien być cały wyraz „sekund”?; przy okazji – literówka

 

 

Parokrotnie opisujesz „zderzenie”, ale raz pojawia się wyraz „zdarzenie” i nie wiem, czy to literówka, czy celowe użycie innego słowa.

 

Niewiarygodne, napisane na kolanie skrypty Gibson odpaliły się zgodnie z planem, przywracając funkcje podtrzymujące życie w RSW EVA-12 w zaplanowanym czasie! – tu wskutek literówek mamy całkiem inne nazwisko

 

Enbiont posłusznie podsunął wizualizację grawitacyjną w jedyny sposób zrozumiały dla jego umysłu sposób: czasoprzestrzeń jako wielobarwny kisiel, w którym… – powtórzenie omyłkowe

Jego kuleczka była niezwykle mała, czarna kropeczka, przyciągana przez czerwony orzeszek “Napoleona” i brązową futbolówkę planety, na której orbicie wisiał. – czy tu nie miało być?: Jego kuleczka była niezwykle małą, czarną kropeczką, przyciąganą przez czerwony orzeszek “Napoleona” i brązową futbolówkę planety, na której orbicie wisiał.

 

Silniczki kombinezonu zaczęły się krztusić, system kombinezonu rozjazgotał się ostrzeżeniami. – czy to celowe powtórzenie?

Skierował strumień grawitonów w kierunku czerwonego orzeszeka. – literówka

Wsłuchiwał się w statyczny szum dłuższa chwilę, zanim ponowił próbę: – literówka

 

Z tego, co mieli na pokładzie (domyślam się, że oni obaj zmontowali, a nie mieli, zatem przecinek tu) Hammond i Tsui zmontowali naprędce jednorazowe oślepiacze: światło, ciepło, emisja radiowa.

Piętrowe koje zdradzały wieloosobową kajutą mieszkalną. – literówka

Małe pułapki elektromagnetyczne zalały kajutę elektrycznym szumem zwarcia, uwalniły też gorące mikro ładunki plazmowe. – literówka

Siła cięcia przyłożona na krawędzi obiektu obróciła ich w locie, dając Mototyi szansę na uniknięcie zmiażdżenia między maszyną, kajutami, a ścianą. – literówki znów całkiem zmieniły nazwisko bohatera

Spomiędzy nich wystawał sześcian, wysunięty, ze słabo mrugająca żółtą diodą. – literówka

O ile znajdzie sposób (przecinek?) by przywrócić tę dziecinę do życia, rzecz jasna.

Na obrazie holo taktycznym widniał przepołowiony wrak “Napoleona”, upstrzony znacznikami oddziałów i głównych informacji. – tu mam wątpliwość – czy nie razem?

Prosze o identyfikację możliwych portów związanych z odnalezionym fragmentem … – literówka

 

Fachowy język, mnóstwo szybkich zwrotów akcji, świetny humor oraz dobre tempo całej fabuły to największe atuty tekstu.

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Bardzo dziękuję, Bruce, za odwiedziny w serialu kosmicznej akcji (piu-piu) ;-) Mam nadzieję, ze dasz się zachęcić do “Andaluzyjskiej roboty”, jak już wyjdzie ;-)

 

Przejrzę uwagi i naniosę poprawki dziś wieczorem.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Powyższy fragment zdecydowanie mnie zachęcił. ;) To będzie znakomita powieść. :)

Dzięki, pozdrawiam. ;)

Pecunia non olet

9/10

Korekty naniesione. Jeszcze raz dzięki;-)

Cieszę się, że tan jakże wysublimowany humor i dynamika sprawiają przyjemność, także Kazikowi :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Humor jest bardzo specyficzny, dawkowany subtelnie i ze smakiem, lecz to z pewnością świadczy o “jeszcze wyższej półce” tekstu. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Jest mi niezwykle miło, że znajdujesz smacznym zarówno półkę, jak i jej zawartość <3

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

laugh

Pecunia non olet

Fajny serial. Nie należę już do młodzieży, ale z przyjemnością czytam takie czytadełka, jak tekst określiłeś w przedmowie i czekam na zapowiedziany dalszy ciąg. :)

A i ja się cieszę, że serial odpręża i dostarcza rozrywki ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Ryba umie w spejsoperę. :)

Dobra! Bierzemy się za “Andaluzyjską robotę”!

Nie możemy zawieść naszych dwóch najwierniejszych czytelników. :D

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Panowie, zbiorowo będzie, znaczy się dla obu panów ten sam komentarz :) No, podobało mi się. Feliksa polubiłam od pierwszego wejrzenia, a przy drugim nawet zyskał. Nie wiem, na ile współpracowaliście przy tych fragmentach, ale bohater jest spójny, to znaczy w Twoim, Rybko, kawałku nie pojawiły się żadne fałszywe nuty :) Sama historia też jest spójna. Oceniać ją trochę za wcześnie, bo wygląda na to, że dopiero się rozkręca. Ale mogę obiecać, że jak wrzucicie kolejny kawałek, to z chęcią przeczytam :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Pani kierownik, ale ja piszę cały czas! (almost :P)

Feliksa wymyśliłem ja, ale Ryba wyśmienicie podłapał charakterek i tempo opowiadania. Sam bym lepiej tego nie napisał. (Hłe-hłe) Nawet nie miałem się za bardzo czego przyczepić.

Oczywiście zapraszam na kolejną odsłonę przygód załogi “Dywidendy Rose” jak tylko będzie gotowa.

Kiedy? Soon.

:D

Dzięki za komcie! :)

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

I ja dziękuję, Irko, za wizytę i czas i komentarz. Takie komentarze motywują do dalszej pracy. "ANDSLUZYJSKA ROBOTA" jest planowana z konta Zaltha, tylko dodam :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Nowa Fantastyka