- Opowiadanie: Nova - Zakazana miłość

Zakazana miłość

Muszę coś wyznać: popełlniłam szorta. To mój pierwszy. A najbardziej boję się że nie ostatni.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Zakazana miłość

Część 1

 

Ona – córka wodza szczepu Monilau. On – syn wodza szczepu Ahioli. Między ich rodzinami narosło tyle animozji owianych legendami, niknących w przeszłości, niejasnych i niemożliwych do rozplątania – że nigdy nie zamienili ze sobą nawet słowa, choć mieszkali tak niedaleko.

Jednak pewne rzeczy nie wymagają słów. Alaja lubiła wymykać się nocami do głównego wodopoju. Nie musiała sama pracować, miała do tego swoje pomocnice, wodopój dla innych to miejsce pracy, dla niej – miejsce magiczne. Potrafiła tak siedzieć bez ruchu, wsłuchując się w bicie serca, i wracała potem nieobecna duchem, rozmarzona.

Nie wiadomo czy Rono śledził ją, czy też dostrzegł którejś nocy przypadkiem, dość, że od tej pory regularnie zapuszczał się w te same tereny mając nadzieję, że znowu zobaczy obiekt swych westchnień.

Oboje nie odważyli się złamać tabu. Nie odezwali się do siebie, wręcz udawali, że tego drugiego tam nie ma, że są sami. Ale wciąż mogli poznawać się lepiej. Rono pokazywał, jaki jest silny, Alaja nie pozostawała dłużna. Wynajdowała okazje, kiedy mogła pokazać, jaka jest zgrabna i gibka. Łączyło ich coraz więcej, nie mogli już żyć bez potajemnych wypraw, a wodopój stał się miejscem niemych schadzek.

Któregoś razu przy wodopoju zjawiła się stara Szirna, miejscowa szamanka. Wódz żywił w stosunku do niej olbrzymi respekt i nie było ważnej decyzji, której by z nią nie skonsultował. Przyjrzała się obojgu, choć dzieliła ich szerokość wodopoju. W lot odgadła to, co nigdy nie zostało nazwane.

– Chodź dziecko, odprowadzę cię do twojego wigwamu – powiedziała spokojnym głosem. Alaja znała ten ton i zadrżała.

– Ja nie zrobiłam nic złego – broniła się nieudolnie.

– Wiem, że nie. Jeszcze nie. Tylko dlatego wciąż jeszcze żyjemy – odparła starucha.

– Jak to? Nie rozumiem.

– Twój ojciec to wspaniały wódz, ale niestety, okropny ojciec. Dawno powinien był ci powiedzieć o legendzie końca świata. Zwłaszcza teraz, kiedy jesteś tak blisko od sprowadzenia na nas zagłady.

– Nie sprowadzę na nikogo zagłady – oburzyła się Alaja. – Z całym szacunkiem dostojna Szirno, ale czy ty się czegoś nie nawdychałaś?

Niestety, nie da się cofnąć słów wypowiedzianych bez zastanowienia, a młodość nie zawsze jest dobrym doradcą. Szirna odebrała to jako osobistą obelgę i nie owijając w bawełnę opowiedziała przerażonej Alaji o zagładzie, jaka czeka oba rody, jeśli ktokolwiek z Monilau połączy się z Ahioli. Niebo zrobi się czerwone, ich wigwamy spłoną a oni wszyscy zginą w strasznych męczarniach. Szirna bardzo się postarała, żeby zdruzgotana córka wodza nie przespała tej nocy. Niestety, szamanka osiągnęła swój cel tylko częściowo: przestraszyła zakochaną Alaję, doprowadziła ją do płaczu, ale nie udało się jej zlikwidować uczucia, jakie rozkwitło pomiędzy nią i Rono.

Kolejnej nocy Alaja podjęła decyzję. Wymknęła się do wodopoju i kiedy tylko zobaczyła ukochanego, rzuciła się mu w objęcia.

– Słyszałeś o straszliwej legendzie? – zapytała wtulając się w niego.

– Oczywiście, w naszym klanie tę legendę opowiada się dzieciom na dobranoc. Ale to tylko legenda. Nasi przodkowie wymyślili ją, żeby każdy żył przeszłością, kontynuował tradycję i nawet nie pomyślał o wprowadzeniu zmian. Ale ja się ośmielę. Alaja, jesteś piękna i płodna, będziesz najlepszą matką dla naszego potomstwa. Jeśli nasze dzieci odziedziczą twoją wiotkość i moją siłę, to zawojujemy świat.

– Tak, słyszałam, że wasz szczep jest niezrównany w wojnie podjazdowej. Opanowaliście do perfekcji zdolność kamuflażu, to dlatego czułam, że ktoś przy mnie jest, chociaż nie mogłam cię dostrzec, póki sam mi się nie pokazałeś. Ale nasi ojcowie! Oni nam nigdy nie wybaczą…

– Nie muszą, sami sobie…

Musiał przerwać, bo nagle niebo przybrało barwę czerwoną, a wszystkie wigwamy, zarówno po jednej stronie wodopoju, jak i po drugiej, stanęły w płomieniach.

Rono jako silniejszy patrzył, jak delikatniejsza Alaja gaśnie na jego oczach. Chciał jej powiedzieć, jak bardzo ją pokochał, ale nie zdążył. Upadł, przygniatając sobą ukochaną.

 

Część 2

 

– Wołajcie doktora Jarząbka, pacjent się obudził – zarządziła pielęgniarka oddziałowa i teraz skierowała się do mężczyzny, który otwierał z trudnością oczy.

– Jak to cudownie, że pan odzyskał przytomność. Mało brakowało. Doktor Jarząbek dosłownie wyciągnął pana ze szponów śmierci.

– Było aż tak źle? – wychrypiał pacjent.

– Proszę nic nie mówić, najlepiej niech się pan napije wody.

Podała mu szklankę i delikatnie trzymała, bo pacjent wciąż był bardzo osłabiony.

– Nareszcie się pan obudził – powiedział wysoki lekarz wchodząc do sali i zatrzymał się sprawdzając odczyty aparatów. – Muszę panu powiedzieć, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane.

– Dziękuję – odparł pacjent – pielęgniarka mówiła, że prawie się przekręciłem.

– Zgadza się. Prawie. – Potwierdził lekarz. Widać było, że jest w świetnym nastroju – Nie mogliśmy zbić tej wysokiej gorączki i zupełnie nie wiedzieliśmy, dlaczego pana organizm nie reaguje na antybiotyki. Dopiero nad ranem przyszły wyniki posiewu i wszystko stało się jasne. Okazało się, że zaatakowały pana dwa szczepy wyjątkowo zjadliwych bakterii jednocześnie. Jeden umiejscawia się blisko mięśnia sercowego, a ten drugi jest prawie niemożliwy do wykrycia w badaniu krwi, bo oszukuje nieco nasz system obronny, przez co nie zwiększa się u pana ilość białych ciałek. Na szczęście mamy w zapasie najnowszy antybiotyk, który dosłownie wymiata wszystko i udało się zahamować to zakażenie. Czeka pana jeszcze parę tygodni, zanim pan dojdzie do siebie.

– A co to było za cholerstwo, salmonella?

– Salmonella przy tym to pryszcz. To były szczepy Alaja z grupy Monilau i Rono z grupy Ahioli. Normalnie tylko jeden z tych szczepów atakuje, nie zdarzył się do tej pory przypadek, żeby oba zagnieździły się jednocześnie w organizmie. Każdy z nich osobno jest wystarczająco niebezpieczny. A gdyby się zmutowały to nie miałby pan żadnych szans.

– Alaja? – spytał zaskoczony pacjent. – Skądś znam to imię.

– To możliwe. Nieprzytomni często słyszą, jak lekarze przy nich rozmawiają. Zastanawialiśmy się, czy to nie któryś ze szczepów. Widocznie doktor Agnieszka Szirna coś wspomniała. O, właśnie wchodzi. A ja muszę już iść. Powodzenia.

Do pacjenta podeszła starsza kobieta, krótko przed emeryturą. Miała zupełnie białe włosy i ostre rysy twarzy. Pochyliła się nad nim i szepnęła.

– Wiem wszystko. Masz ich na sumieniu. Oboje.

Koniec

Komentarze

Cześć:)

Pomysł na przeplatanie się rzeczywistości jest ciekawy. Dlaczego pacjent ma ich na sumieniu? Słowo szczep ma tu dwa znaczenia – o ile jest jasne, że antybiotyk pokonał bakterie w organizmie, to status ontologiczny /że się tak brzydko wyrażę/ Rono i Alai jest związany ze snem/halucynacją. Ok, tylko co tu robi dr Szirna? I to jest to coś, co wciąga:)

Pozdrawiam.

Witaj.

Z sugestii co do spraw językowych (wyłącznie do przemyślenia):

Między ich rodzinami narosło tyle animozji owianych legendami, niknących w przeszłości, niejasnych i niemożliwych do rozplątania; że nigdy nie zamienili ze sobą nawet słowa, choć mieszkali tak niedaleko. – proponowałabym przecinek zamiast średnika, bo dokańczasz tę samą myśl

 

W szorcie jest sporo powtórzeń (czasem ten sam wyraz jest użyty w zdaniu trzykrotnie!), np.:

Nie musiała sama pracować, miała do tego swoje pomocnice, wodopój był miejscem pracy dla innych, dla niej to miejsce było magiczne.

Nie wiadomo czy Rono śledził , czy też dostrzegł którejś nocy przypadkiem, dość, że od tej pory regularnie zapuszczał się w te same tereny mając nadzieję, że znowu zobaczy.

 

Czasem brak przecinka, np.:

Łączyło ich coraz więcej, nie mogli już żyć bez potajemnych wypraw (tutaj) a wodopój stał się miejscem niemych schadzek.

– Twój ojciec to wspaniały wódz (i tu) ale niestety, okropny ojciec.

Z całym szacunkiem dostojna Szirno (tutaj także) ale czy ty się czegoś nie nawdychałaś?

Niestety, nie da się cofnąć słów wypowiedzianych bez zastanowienia (i tu) a młodość nie zawsze jest dobrym doradcą.

Musiał przerwać (i tu) bo nagle niebo przybrało barwę czerwoną (i tu) a wszystkie wigwamy (tu) zarówno po jednej stronie wodopoju, jak i po drugiej (i tu) stanęły w płomieniach.

Chciał jej powiedzieć (tutaj) jak bardzo ją pokochał (i tu) ale nie zdążył.

 

 

Wymknęła się do wodopoju i kiedy tyko zobaczyła Rono, rzuciła się mu w objęcia. – tutaj jest literówka

Dopiero nad ranem przeszły wyniki posiewu i wszystko stało się jasne. – ta literówka zmieniła całkiem sens zdania

 

 

Szort przez pewien czas brzmi romantycznie i delikatnie, wręcz baśniowo. Opowiadasz subtelnie o ich pięknej miłości. To zdanie jednak burzy cały cudowny nastrój, wybitnie nie pasując do początku tekstu:

„Z całym szacunkiem dostojna Szirno ale czy ty się czegoś nie nawdychałaś?”.

Bardzo nienaturalnie według mnie wygląda także zachowanie chłopaka, który wcale nie wyraża zdumienia; przecież oni dotąd nie zamienili nawet słowa:

„Wymknęła się do wodopoju i kiedy tyko zobaczyła Rono, rzuciła się mu w objęcia”.

Ten fragment brzmi bardzo nienaturalnie i dziwnie, a ja nie umiem sobie wyobrazić, co tak naprawdę tu się stało:

„Rono jako silniejszy patrzył, jak delikatniejsza Alaja gaśnie na jego oczach. Chciał jej powiedzieć jak bardzo ją pokochał ale nie zdążył. Upadł przygniatając sobą ukochaną”.

Popieram mojego Przedmówcę, chwaląc Twój doskonały pomysł z przeplataniem czasów oraz nazwami medycznymi, przeniesionymi w inny wymiar w całkiem nietypowym kontekście. Bez wątpienia znasz się na rzeczy, zatem albo bardzo dobrze znasz/poznałaś takie schorzenie, albo – medycynę. :) Też do końca nie zrozumiałam zagadki z tymi słowami zarzutu ze strony lekarki, dość spoufalonej z pacjentem. Czyżby jednak by on sprawcą ich płomiennego uczucia, a część pierwsza wydarzyła się naprawdę, np. w innym wymiarze czasoprzestrzennym? :)

 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Ładne. Medycyna udaje Szekspira. Coś podejrzewałam, ale o podwójnym znaczeniu szczepu nie pomyślałam. Sprytne, sprytne.

Czy bakterie różnych szczepów tak ochoczo wymieniają się materiałem genetycznym?

Babska logika rządzi!

smiley

Na szczęście mamy w zapasie najnowszy antybiotyk, który dosłownie wymiata wszystko

Heh, wankomycyna – nie najnowszy (znany ponad pól wieku) – to lek ostatniej nadziei…

25 000 razy silniejsza (podobno, nieustannie modyfikowana) od pozostałych antybiotyków i bardzo

nieprzyjemna w działaniu. Sprawdzałem niestety…

Wyrzuciłbym “wodopój” i “wigwamy”, wprowadzają – moim zdaniem – niepotrzebne zgrzyty 

do płynnej narracji. Może coś innego?

Pozdrawiam.

dum spiro spero

Brak kilku przecinków, inne wskazania dostaniesz od dyżurnych, brakuje mi już czasu. Pomysł ma potencjał. Lubię wykorzystywanie słów o podwójnym znaczeniu. Poddaj tekst edycji, znajdzie więcej aprobujących. :)

Literówki i przecinki poprawione, bruce, dziękuje ci bardzo za wyłapanie.

Oblatywacz: Dzieki za przeczytanie. Co tu robi dr Szirna? Dobre pytanie. Świadomie zrobiłam ją taką, żeby pobudzić fantację. Może naprawdę jest szamanką nawet w tym świecie? Może umysł nieprzytomnego pacjenta wszystko spreparował? Cieszę się, że po skończeniu czytania czytelnik ma pytania.

Bruce: Bardzo dzięuję nie tylko za przeczytanie ale też za ekspresową betę. Szorcik jest teraz lepiej przygotowany na kolejnych czytelników.

Finkla: Nie odpowiem na to pytanie ale może wśród czytelników znajdzie się mądra głowa, która wie. Używając zdrowego rozsądku to powinno być bardzo trudne inaczej szczepy dano temu zmutowałyby w jedną gigantyczną rodzinę zarazków i chyba wytłukłyby nasz rodzaj ludzki do zera. laugh

Fascynator, dzięki że wpadłeś i za komentarz. Zawsze chętnie dowiaduję się nowych rzeczy.

Koala 75: Dzięki za aprobatę, rada przyjęta, teks poprawiony.

Super, kiedy każdy podchodzi do tego tekstu sobiście. Ktoś zminiłby wigwam, komuś nie do końca leży rozmowa zakochanych, ktoś inny jeszcze zastanawia się nad charakterem postaci. Nie zmienię tych rzeczy ale nie jestem pewna czy powinnam na każdą z tych sugestii odpowiadać i tłumaczyć moją wizję. Z jednej strony przez szacunek dla czytelnika powinnam a z drugiej strony nie chcę, żeby zabrzmiało to jak wykłócanie się, jak bronienie swojego. 

 

Hej 

Nova

 

Oryginalny pomysł na tragedię w dwóch aktach/ rozdziałach/ częściach ;) Jakoś jednak cieszy mnie, że pacjent przeżył i wszystko dobrze się skończyło… No prawie dla wszystkich :) 

 

Klikam i pozdrawiam :) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Nasi przodkowie wymyślili ją, żeby każdy żył przeszłością, kontynuował tradycję i nawet nie ośmielił się wprowadzić zmian.

A może “by nikt nawet nie pomyślał o wprowadzeniu zmian” jako → “uwydatnienie pełni zastosowania wypowiedzi także do tego, czemu towarzyszy wyraz nawet“ – PWN (wydaje mi się, że przykład b pasuje do powyższego)?

 

Upadł(+,) przygniatając sobą ukochaną.

W kilku miejscach brakuje przecinków. Oto pomoc: PWN

 

Bardzo ciekawy szort. Początkowo zastanawiałam się, dlaczego tekst podzielony jest na części, ale wszystko skleiło się w trakcie czytania. Podobało mi się wykorzystanie choroby do przedstawienia relacji miłosnej, a waśnie rodzinne dodają pikanterii do opka. Przyjemnie się czytało ;)

Winetou" co za ksywa?" Obserwował malejącą liczbę kilometrów na dalmierzu. Gdy wartość wskazywała trzy tysiące metrów. Odpalił dwa manewrujące tomachawki i podciągną wolant postradzieckiej maszyny. Marnotrastwem było używanie rakiet tego typu do zniszczenia nieruchomego, w dodatku nie chronionego obiektu mostowego. konstrukcja pokładu ocalała, jedna z rakiet trafiła w słup przęsła pylonu, druga zahaczyła o wantę i się zepsuła. Chi, chi, chi..

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Bardjaskier: Ślicznie dziękuję za klika. Miło, że się spodobało

M.G Zanadra: Dziękuję za komentarz, oczywiście wprowadzę poprawki

AstridLundgren: eee…. dziękuję za przeczytanie i komentarz. 

I ja dziękuję, powodzenia, pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Cześć, muszę powiedzieć, że pomysł bardzo ciekawy. Niestety odniosłem wrażenie, że na przestrzeni tak krótkiego utworu zadziało się sporo i trochę się skomplikowało. Nie zrozumiałem zakończenia. Czy szamanka żyła w dwóch rzeczywistościach na raz? No i – czy przepowiednia naprawdę wiązała się z tym, że dopiero po załączeniu się szczepów, mogły zostać wykryte? A może chodzi o coś innego. A może jestem na to za mało bystry po prostu :) Tekst niezły, czytało się płynnie, z oryginalnym zamysłem, ale nie do końca mi podszedł. Sprawdzę niedługo twoje inne opowiadania, w ramach rekompensaty :D Pozdrawiam!!

„Temu, kto nie wie, do jakiego portu zmierza, nie sprzyja żaden wiatr.“ - Seneka Starszy

Cześć

Dwie części szorta oddzielają dwa światy, ale są bardzo nierówne. Pierwsza buduje nastrój oparty na motywie plemiennym, językowo dopracowana (chociaż nie bez małych potknięć), wciąga nas w love story bohaterów i już zaczynamy ich lubić…, no i kończy się zgrabnym suspensem. Druga mocno trywialna, tak naprawdę mało wnosząca do całości, wydaje mi się, że napisana po to, aby był jakiś intrygujący concept, jakiś trick. Jak dla mnie – samo zognienie wigwamów wystarcza, aby zainteresować czytelnika, jeśli opowiadanie zamknęłoby się w pierwszym świecie – byłoby ładniejsze :)

Pozdrawiam!

Hej! Dużo się stało jak na krótkiego szorta, kilka razy akcja szła do przodu “po trupach” (bohaterowie mówią co myślą “prosto z mostu”, nikt nic nie kryje i niczemu się nie dziwi). Mimo to pomysł się podobał i fabuła kilka razy zaskoczyła.

Pierwszym zaskoczeniem było złamanie klasycznego motywu kochanków z dwóch rodów: rodzice w sumie nie mają żadnych osobistych powodów, żeby im przeszkadzać, tylko muszą uniknąć zagłady świata. Drugim zaskoczeniem było to, że przepowiednia okazała się prawdziwa i wszyscy poumierali, a część druga nie będzie bezpośrednią kontynuacją. Trzecim było sprowadzenie całej akcji do walki mikrobów w organizmie. Do tej pory mi się podobało, potem zacząłem mieć wątpliwości.

 

– Salmonella przy tym to pryszcz. To były szczepy Alaja z grupy Monilau i Rono z grupy Ahioli.

To zdanie, jak wspomniałem wyżej, odkrywa powiązanie między pierwszą i drugą częścią, ale na wszystkim, co dzieje się potem, w mojej ocenie tekst traci. Najpierw dowiadujemy się, że gdyby szczepy się połączyły i zmutowały, to pacjent by umarł, czyli z tego, co rozumiem, związek kochanków tak naprawdę nie miał nic wspólnego z zagładą plemion, był to tylko niefortunny PRZYPADEK spowodowany tym, że lekarze zorientowali się, co pacjentowi dolega akurat wtedy. Niezbyt satysfakcjonujące.

Wprowadzenie staruszki też samo w sobie ok, nie wiadomo do końca, kim jest, ale sama analogia całkiem zgrabna, tylko że jej oskarżenie jest trochę bezpodstawne: pacjent był tylko obserwatorem historii. Walczył jego układ odpornościowy lub nawet aplikowane przed doktorów leki: był ostatnią osobą, która chciałaby coś zrobić kochankom.

 

Oprócz tego kilka uwag językowych:

Nie musiała sama pracować, miała do tego swoje pomocnice, wodopój dla innych to miejsce pracy, dla niej – magiczne miejce.

Przy takim porównaniu można by zachować taką samą strukturę i zmienić “magiczne miejsce” na “miejsce magiczne”. Przynajmniej dla mnie brzmi lepiej :P

Potrafiła tak siedzieć bez ruchu[,+] wsłuchując się w bicie serca[,+] i wracała potem nieobecna duchem, rozmarzona.

Rono pokazywał[,+] jaki jest silny, Alaja nie pozostawała dłużna. Wynajdowała okazje, kiedy mogła pokazać[,+] jaka jest zgrabna i gibka.

Z całym szacunkiem dostojna Szirno, ale czy ty się czegoś nie nawdychałaś? […] Szirna odebrała to jako osobistą obelgę

Nikt się nie spodziewał :P Brzmi trochę nierealistycznie, dziewczyna chyba wiedziała, co mówi.

Niestety, szamanka osiągnęła swój cel tylko częściowo: przestraszyła zakochaną Alaję, doprowadziła ją do płaczu, ale nie udało się jej zlikwidować uczucia, jakie rozkwitło pomiędzy nimi.

Między szamanką i Alają nie było uczucia, a przynajmniej nie takiego, które szamanka chciałaby zlikwidować.

– Proszę nic nie mówić, najlepiej niech się pan napije łyczek wody.

Łyczek jest bardzo potocznym zwrotem jak na szpitalną obsługę. Pielęgniarka prawdopodobnie nie miała po co mówić, że wody jest mało, nie wspominając o tym, że pacjent prawdopodobnie był podpięty do kroplówki.

Jeden umiejscawia się blisko mięśnia sercowego[,+] a ten drugi jest prawie niemożliwy do wykrycia w badaniu krwi[,+] bo oszukuje nieco nasz system obronny

Prawdopodobnie zbędne “nieco”.

Do pacjenta podeszła starsza kobieta, krótko przed emeryturą.

Brzmi, jakby kobieta przyszła do niego w drodze na emeryturę, ale nie jestem pewien, czy to typowy błąd.

 

Pozdrawiam :)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Cześć, Nova!

 

To ja, Twój piątkowy dyżurny!

i kiedy tylko zobaczyła Rono, rzuciła się mu w objęcia.

Tak od razu w objęcia? Do tej pory nawet się do siebie nie odezwali :x

No i cała rozmowa w tych objęciach jest mocno infodumpowa.

 

Zatem rzuciłaś się na napisanie szorta o miłości – to trudna sztuka i tutaj widać też dlaczego. Nie ma tu miejsca na jakiekolwiek rozwinięcie ich relacji. Patrzą na siebie i nagle cyk! Wiem, że tak też bywa, ale warto wtedy trochę opisać uczuć, niepewności, strachu itd. Wszystkiego tego, czym podszyta jest miłość.

Gdy zaczęła się część druga, już myślałem, że to wszystko okaże się tylko snem i wtedy byłoby do… no słabo ;)

Zakończyłaś z lekkim przytupem i potwierdzając tym samym fantastykę w tekście, ale mam z tym jeden problem – nie do końca rozumiem, dlaczego pacjent ma ich na sumieniu? Przecież celowo ich ze sobą nie zeswatał, to wręcz mogło się dla niego źle skończyć.

A szorty pisz – fajne są ;)

 

Pozdrawiam!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Jak miło mieć tyle komentarzy laugh

Szlachcic: Nie jesteś jedyny, który głowi się nad zakończeniem, o tym napiszę poniżej. Na razie trzymam za słowo i dziękuję za przeczytanie. 

Chalbarczyk: Bardzo mi się podoba twoje nastawienie ale w mojej opinii część druga też jest ważna, więc ją zostawię. 

Ostam: tutaj podwójne dzięki. I za opinię i za znalezienie baboli. Poprawione, więc już nie bedą kłuły kolejnych czytelników w oczy. Poprawiłam również część tych językowych. Zostawiłam kobietę przed emeryturą. 

Najpierw dowiadujemy się, że gdyby szczepy się połączyły i zmutowały, to pacjent by umarł, czyli z tego, co rozumiem, związek kochanków tak naprawdę nie miał nic wspólnego z zagładą plemion, był to tylko niefortunny PRZYPADEK spowodowany tym, że lekarze zorientowali się, co pacjentowi dolega akurat wtedy. Niezbyt satysfakcjonujące.

W fantastyce to właśnie jest cudowne, że można wiele faktów interpretować różnie. JA to widzę w ten sposób: normalnie mamy jedno zakażenie na raz bo bakterie kiedy już dopadną żywiciela, nie dopuszczają też innych do wodopoju. A tu mamy sytuację, która już jest zagrożeniem bo oba szczepy koegzystują przez pewien czas. Zgodnie z klątwą to właśnie połączenie kochanków, czyli tłumacząc na nasze: mutacja będzie powodem ich zguby i tak się stało. 

Krokus: Witaj piątkowy dyżurny. Dzięki za pochylenie się nad tekstem. Sceny miłosne nie miały być bardzo dopracowane, to miał być zarys sytuacji. Nie chciałam, żebyśmy kroczek po kroczku przechodzili z nim tę drogę, polubili ich, rozkoszowali się tą miłością a potem… trupy. W moim zamyśle tak było łatwiej zaakceptować zakończenie część pierwszej. 

 

Teraz spróbuję obronić dwa zarzuty, które pojawiły się kilkukrotnie.

 Dlaczego dziewczyna rzuca mu się w obięcia i nie mówi o miłości tylko o klątwie? W mojej opini Rono długo czekał na jej ruch więc wcale nie był zdziwiony, że skoro zerwała tabu to myśli jak on. Też się zdecydowała. więc raczej nie zacznie od jakiegoś tekstu: Hej Rono, może byśy się tak lepiej poznali. A że szamanka porządnie ją przestraszyła to chyba logiczne, że biegnie do niego, żeby ją uspokoił. Możliwe, że rozmowa pomiędzy nimi nie jest najwyższych lotów, ale to się wyjaśnia w części fdrugiej. Przecież to były tylko biedne bakterie. cheeky

 Wyjaśnienie dotyczące zakończenia, jako, że spora ilość czytelników na nie zareagowała. Jedni nie zrozumieli, inni nie zgadzają się, komuś nie się podoba sama postać, innym czytelnikom nie odpowiead jej ostatnie zdanie, którym uraczyła naszego pacjenta. Odpowiadam: Szmantka jest wściekła. Właśnie rozwalił się jeden ze światów, do ktorego miała dostęp, pozostało jej dotrwać do emerytury w naszym marnym świecie, gdzie jako lekarka bez otoczki magii i szacunku musi sięużerać z pacjentami; więc wyładowała złość na Bogu ducha winnemu pacjencie. Dobrze wiem, że jako autorka, mogłam jej włożyć do ust zupełnie inne zdanie świadczące o tym, że funkcjonuje w obu światach, bez ostatniego zarzutu ale ŚWIADOMIE chciałam włożyć kij w mrowisko. Inaczej szorcik byłby kolenym, nie zapamiętanym utworem. 

 

 

Cześć!

 

Pomysłowe i pokręcone. Akt pierwszy pachnie klasyczną historią R & J, ale ten drugi robi robotę i okrasza całość odrobiną humoru. Ach te szczepy i przepowiednie… W końcówce nieco się pogubiłem, bo nie do końca łapię motyw ze starszą lekarką, ale może tak właśnie miało być? Napisane całkiem zgrabnie, bez fajerwerków ale i bez większych potknięć.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Mocno mylące opisanie szczególnych przedstawicieli dwóch szczepów w pierwszej części opowiadania i wielce zaskakujący skutek pokazany w części drugiej. Przeczytałam z przyjemnością.

 

…popełlniłam szorta. To mój pierwszy. A najbardziej boję się że nie ostatni.

Mam nadzieję, Nova, że Twój strach zaowocuje jeszcze wieloma dobrymi tekstami. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Rzuciłem okiem na komentarze. A jako przypowiastka o miłości…? Niby banalne, ale śmieszne i całkiem oryginalne (w tych tematach wkółko odgrzewane kotlety, a tu coś całkiem świeżego wpadło). W końcówce trochę przyspiesza zbytnio – imho, ale to całkiem zdaje egzamin przy takich twistach. Przyjemne opko, niespodziewanie zostało w głowie, także daję kliczka.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

krar85 – dzięki za komentarz a nawet dwa. :-) no i oczywiście za klika. Przeczytam coś twojego.

regulatorzy – chyba polubiłam szorty. napisałam kolejny ale zastanawiam się czy nie powinno się robić przerwy pomiędzy wstawianiem opowiadań?

Publikowanie kilku rzeczy jednego dnia to strzał w stopę. Dzień po dniu – ryzykowna strategia. Raz na tydzień – myślę, że spoko.

Babska logika rządzi!

O, dobre to było. To znaczy pierwsza część nie jest dobra, nie jest ciekawa, jest sztampowa do bólu, ale w świetle drugiej części wszystko nabiera innego znaczenia, wynosząc przewałkowany miliony raz motyw do granicy, za którą znajdują się ciekawe reinterpretacje, a nawet tę granicę przekraczając. Zaskoczyłaś mnie zakończeniem, nawet śmiechłem :) Przyczepiłbym się tylko do tych niepotrzebnych tłumaczeń doktora na końcu – zostaw w przyszłości więcej miejsca czytelnikowi na rozkminy, zamiast wykładać kawę na ławę.

Warsztatowo jest nieźle, trochę szlifów i będzie dobrze, więc klikam z przyjemnością, dopychając Twojego szorta do biblioteki :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Outta Sewer: Dzięki za klika i za fajny komentarz. Jak miło pooddychać biblioteczną atmosferą. :-)

Komentarz doktora zostawiam bo moja przyjaciółka powiedziała, że dopiero przy tych słowach zrozumiała o co chodzi, więc powiedzmy że zostawiam na użytek niektórych czytelników. 

Dwuznaczności wplatałam świadomie i zadziwiłam się, że nikt na przykład nie skomentował fragmentu, w którym Alaja wsłuchiwała się w bicie serca (oczywoście pacjenta, ale to się wyjaśnia w części drugiej). Do znudzenia będę powtarzać, że nieodminennie fascynuje mnie fakt, że sto komentarzy może skupić się na stu wymiarach tego samego opka. I każdy na innym. Dzięki za to. 

Niezamaco :)

 

A dwuznaczności i ukryte przekazy to moje drugie imię, nawet trzecie, pierwsze, czterdzieste i czwarte ;) Lubię takie zabawy, sam często stosuję – czasem nawet zbyt często, a bywa, że ukrywam je tak głęboko, obudowując kolejnymi warstwami znaczeń, że tylko ja sam jestem w stanie je dojrzeć :) Sens tu niby ninja – pojawia się i znika jak wątek u Davida Lyncha (że pozwolę sobie zacytować wers L.U.C. a ze “Stanu haelucynogennego” :))

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

że pozwolę sobie zacytować wers L.U.C. a ze “Stanu haelucynogennego” :))

Nie znam tego. Choć pewnie wstyd się przyznać. 

Nie, wcale nie wstyd – muzyki jest mnóstwo, każdy słucha czegoś innego, a to, że nie trafiłaś nigdy na L.U.C. jakoś mnie nie dziwi, bo to w zasadzie nisza jest ;)

Known some call is air am

Sprawdziłam, odsłuchałam, poszerzyłam horyzonty. wink

vini vidi vici

Ciekawe, niespodziewane, świeże. Lepiej czytało mi się fragment w świecie mikro, było trochę baśniowo :) Pozdrawiam

Jeśli Bóg z nami - któż przeciwko nam?

Dzięki o Cezarze za komentarz. To właśnie jest fajne. Część woli baśnie, inni realność a prawda jak zawsze jest gdzieś pomiędzy światami. 

Nowa Fantastyka