Ygg kochała zachody słońca. Niepomna ostrzeżeń rodziców codziennie wybiegała na krawędź wyspy. “Kiedyś spadniesz na dół i pożrą cię uppvaki!” – straszyła ją matka. Dziewczynka, choć nie wiedziała dokładnie, czym są te stwory, straszliwie się ich bała, więc ostrożniej podchodziła do granicy miasta.
Jednak po kilku dniach strach mijał, a wtedy Ygg ponownie przybiegała na brzeg i wpatrywała się w czerwony okrąg. Nie trzeba iść do samej granicy, by podziwiać zachodzące słońce. Wystarczy stać bliżej środka i nic złego się nie stanie. Bo cóż może jej zagrażać w lewitującym mieście?
Według opowieści dziadka nie zawsze tak było. Kiedyś cała ludzkość zamieszkiwała Ziemię i nie było na niej uppvaków. Nie istniała unosząca się na niebie wyspa otoczona gęstymi chmurami. Gdy pojawiły się owe stwory, rozpaczliwie szukano ratunku. Mawiano, że uppvaki żywią się wyłącznie ludzkim mięsem. Niestety nawet wysokie mury nie zapewniały ochrony mieszkańcom. Potwory były nadzwyczaj sprytne i silne. Ostatecznie z całego świata przetrwało jedynie Loftin. W obliczu groźby wyginięcia ludzkości kapłani wpadli na zaskakująco prosty i skuteczny sposób rozwiązania problemu – wystarczyło oderwać Loftin od ziemi i je unieść.
Udało się i dzięki poświęceniu czarodziejów (niektórzy stracili nie tylko całą manę, ale też życie) miasto lewitowało beztrosko na niebie, osadzone na twardej i solidnej skale. Co prawda kapłani stracili moc, ale mieszkańcy się tym nie przejmowali – przecież już nic im nie zagrażało.
Ygg fascynowały te opowieści i ciągle wypytywała starca.
– A ktoś spadł kiedyś z krawędzi? – zapytała.
– Ty spadniesz, jak nie przestaniesz zadawać pytań – odpowiedział zmęczony.
– A gdyby wybudować mury, żeby nikt nie spadł?
– A z czego najlepiej jest budować mur?
– Noo, z kamienia!
– A ile jest tego kamienia na wyspie?
– Yyy…
– Nie ma wcale! Wszelki kamień został na dole. Niestety, przed wyniesieniem wyspy nikt nie pomyślał o tym, żeby załadować budulec. Trzeba było działać szybko. A czarodzieje nie mogą zbudować muru za pomocą magii, bo jej pozostałość utrzymuje nas w górze. Dlatego masz słuchać matki, a nie pyskować i biegać na sam brzeg!
Ygg miała już dosyć tych nieustannych reprymend. Nigdy nie widziała ani nie słyszała żadnego potwora, jej rodzice i koledzy też nie. Dziadek twierdził, że to przez chmury dookoła wyspy. Tylko najbardziej doświadczeni badacze mogli obserwować Starą Ziemię za pomocą specjalnych urządzeń. Jednak nikt nigdy nie twierdził, że widział potwora. Trochę to drażniło Ygg, bo chociaż się ich bała, strasznie chciała jakiegoś zobaczyć. Bo w końcu istniały – czy nie?
Dziewczynka poczuła, że coś lekkiego musnęło jej plecy. Obejrzała się i spostrzegła malutką, zmiętą karteczkę. Schyliła się po nią szybko, by nauczyciel nie zauważył, że nie uważa na lekcji.
Rozejrzała się po klasie. Drasil mrugnął do niej porozumiewawczo.
Rozwinęła kulkę papieru. Koślawe pismo pytało: “Dzisiaj też idziemy na spotting?”
Odpisała natychmiast. Chłopak odczytał napisane wielkimi literami “OCZYWIŚCIE”, po czym coś dopisał i ponownie rzucił kulkę w stronę Ygg. Niestety, trafił w Annikę, jej sąsiadkę.
Gdy Ygg poprosiła ją cicho o zwrot liściku, usłyszała gromiący głos nauczyciela:
– Panno Ygg, skoro nie uważa pani na lekcji, to rozumiem, że dzisiaj pani chce wytłumaczyć, czym są uppvaki…
Dziewczynka zamarła. Annika rozwinęła papier. Uśmiechnęła się.
– Profesorze, myślę, że Ygg zna je bardzo dobrze. Koleżanka regularnie chodzi na spotting, więc z pewnością wie o uppvakach najwięcej z nas wszystkich.
Cała klasa odwróciła się w stronę Ygg. Profesor zaniemówił.
– Jeszcze nigdy wcześniej nie spotkałem się z tak porażającą głupotą – powiedział po chwili. – Panno Ygg, czy po tylu lekcjach historii panna nadal nie wie, czym grozi wyprawa na spotting?
Ygg milczała. Chciała odpowiedzieć, że zawsze podczas wyprawy jest niezwykle ostrożna, ale czuła, że profesor by jej nie uwierzył.
– Powiadomię twoich rodziców. A teraz skup się na zajęciach. Twoim zadaniem domowym jest napisanie pracy o uppvakach – wszystko, co o nich wiesz – i dlaczego spotting jest niebezpieczny. Na jutro.
Dziewczynka westchnęła głośno. Nauczyciel skarcił ją wzrokiem.
– Tak jest, panie profesorze. – Kiwnęła głową, a ten wrócił do prowadzenia lekcji.
Obróciła się w stronę Drasila, ale zamiast jego spojrzenia napotkała szyderczy uśmiech Anniki.
“Głupia krowa” – pomyślała Ygg i odwróciła się w stronę tablicy.
Uppvaki – czym są i dlaczego spotting jest niebezpieczny
Informacje dotyczące uppvaków są sprzeczne. Wynika to z faktu, że niemal każdy, kto miał okazję zobaczyć te stworzenia, stawał się ich ofiarą. Wszystkie zapisy pochodzą od osób, które obserwowały z dalekiej odległości tragiczne w skutkach starcia lub z relacji umierających.
Według książki “Uppvaki i inne stworzenia antropomorficzne: geneza” autorstwa Josefa van Lippiniego, uppvaki przypominają ogromnych ludzi, stąd też nadano im miano olbrzymów. Podobno przeciętny uppvak może mieć wysokość dwóch starych dębów.
Możliwe, że uppvaki dzielą się na różne gatunki, ponieważ widywano takie, które bardziej przypominały zwierzęta niż ludzi. Zanotowane dotychczas hybrydy to: jaszczuro-ludzie, rybie pajęczaki oraz skrzyżowanie krocionogów z ośmiornicami.
Według “Historii i pochodzenia uppvaków” autorstwa Kristofa Zopy’ego uppvaki są potworami w dosłownym tego słowa znaczeniu. Przypominają ludzi zmutowanych do tego stopnia, że trudno stwierdzić, w którym miejscu owe osobniki posiadają otwory gębowe, a w którym oczy. Bardzo jest prawdopodobne, że mają nad wyraz rozwinięty zmysł węchu, co pozwala im zlokalizować ludzi z odległości nawet pięciuset metrów.
Pochodzenie uppvaków jest niejasne. Pierwszego osobnika zauważono podczas prac budowlanych w roku 3521, tuż przy placu Kadarfa, który niestety nie należy już do Loftin. Zginęło wtedy około piętnastu osób.
Naukowcy są jednak zgodni co do jednego: uppvaki żywią się głównie ludzkim mięsem. Niewykluczone, że pożerają również zwierzęta.
Ponieważ spotting polega na przekroczeniu granic miasta Loftin i próbie obserwacji uppvaków, jest uznawany za zbyt niebezpieczne zajęcie dla zwykłych obywateli. Uprawianie go jest dozwolone tylko dla osób posiadających odpowiedni sprzęt i kwalifikacje.
W tym miejscu Ygg przerwała pisanie. Ziewnęła głośno i odłożyła długopis. Tyle powinno profesorkowi wystarczyć.
Nie spała zbyt dobrze. Ciągle czuła złość z powodu reprymendy, jaką otrzymała od rodziców. Tym razem cierpliwość im się wyczerpała i zakazali córce nawet wyjścia z pokoju.
Szamotała się w łóżku, aż w końcu zerwała się i zaczęła szybkimi krokami przemierzać pokój. Stanęła przy oknie. Jej uwagę przykuł już dobrze znany, a jednak niedoceniany widok.
Ogromna wieża Kristal wyznaczała centrum miasta Loftin. Kristal była najwyższym i najpiękniejszym budynkiem w mieście – podobno miała wysokość czterech dębów i mieniła się milionami drobnych diamentów, których niegdyś na wyspie był dostatek. Wokół niej rosły ogromne jesiony o pięknych, soczyście zielonych liściach. Nieopodal znajdowały się dwie piękne pagody, wykute częściowo również w diamencie, a częściowo w onyksie. Urzekały głęboką czernią i odbijały blask olbrzymich latarń, gęsto ustawionych w tej okolicy. Świątynie i latarnie otaczały bujne krzewy o różnokolorowych kwiatach. Niemal wszystko, co widziała, tętniło kolorem i blaskiem.
Z rozmyślań wyrwał ją szmer dochodzący zza okna. Zastygła przerażona.
– Ygg, to ja. – Usłyszała znajomy głos.
– Niech cię uppvak pochłonie, Drasil! – ofuknęła przyjaciela najciszej, jak umiała. – Jakim cudem łazisz po ścianach? I co tu robisz o tej porze?
– Nauczę cię, jak chcesz. Przydatna umiejętność.
– Co ty tutaj robisz?
– Ratuję cię. Chodź, póki wszyscy śpią.
– Zwariowałeś?!
– Dopiero niedawno zaszło słońce, a twoi rodzice mają mocny sen. Zanim się obudzą, ty będziesz już z powrotem. A kto wie, ile twoja kara potrwa i kiedy będziesz mogła wyjść?
– Może jutro im przejdzie?
– Nawet jeśli, to jutro nie będę już miał tego.
W tym momencie Drasil wyciągnął z plecaka latarkę.
– Mój tata używa tej latarki w pracy, do obserwacji Starej Ziemi. To urządzenie oświetla wszystko, nawet w nocy, potrafi się też przebić przez chmury. Jutro ojciec wraca z delegacji, więc jak zauważy brak vasaljos, to chyba zwariuje. I od razu będzie wiedział, czyja to robota.
– Vasaljos?
– No, tej latarki.
Ygg wahała się dłuższą chwilę. Drasil poczuł irytację:
– Takiej szansy już nigdy nie będzie. Idziesz ze mną czy nie? Bo zaraz ręce mi odpadną!
– Dobra, dobra, już cicho bądź… Na kapłanów Loftin… to chory pomysł…
– Idziesz?
– Idę!
Pora na nielegalną wyprawę była odpowiednia, bo wszystkie dzieci spały, większość dorosłych zaś oddawała się alkoholowym uciechom w pobliskich knajpach. Trzeba było jedynie uważać na kapłanów, pilnujących Świętego Ognia Byłej Many na szczycie wieży Kristal. Prawdopodobieństwo, że magowie dostrzegą dzieci, na szczęście było niewielkie: wierzono bowiem, że jeśli kula Ognia wypadnie z wieży, Loftin zleci na Ziemię.
Wreszcie dwójka przyjaciół dotarła do punktu obserwacyjnego. Zdziwiła ich nieobecność strażnika, którego zawsze musieli zbywać przeróżnymi sposobami. To był znak! Trzeba korzystać z okazji!
Drasil wyjął z plecaka grubą linę oplecioną złotem. Ygg nigdy wcześniej jej nie widziała.
– Co to jest?
– Dziś wyjątkowa noc. Z tym sprzętem mamy okazję w końcu zaobserwować te fascynujące stwory.
– Nie odpowiedziałeś mi na pytanie.
– Jedno z nas będzie przywiązane do liny. Mam nawet poduszki, żeby się za bardzo nie wpijała w ciało. To sznur robiony z diamentu i złota, nie ma szans się urwać. Musimy go tylko dobrze zaczepić.
– Czekaj, czy ja dobrze rozumiem? Chcesz zwisać z tej liny?
– Nie, ty będziesz zwisać z tej liny.
Dziewczynka zamarła. Milczała, aż chłopak się zniecierpliwił:
– No, co?
– Zwariowałeś? Chcesz mnie zabić?
– Teraz ja zapytam: zwariowałaś? To lina używana przez mojego ojca w pracy, od dwudziestu lat. A nadal żyje, prawda? Jeśli chcesz, to ja mogę zawiesić się na tej linie. Zaproponowałem to tobie, bo wiem, jak fascynują cię uppvaki i jak bardzo chciałabyś je zobaczyć. Całe życie o nich gadasz i chciałabyś napisać o nich książkę. Lepszej okazji do ich poznania nie będzie. Wiem, że jest mała szansa, by je zobaczyć akurat dzisiaj, ale… jeśli nie spróbujesz, będziesz żałować do końca życia.
Ygg zawahała się. Myśl o zwisaniu na linie tuż nad Starą Ziemią, tak obcą i prawdopodobnie pełną dziwnych stworów, przerażała ją do tego stopnia, że aż poczuła mdłości. Z drugiej strony wiedziała, że Drasil ma rację. Jeśli nie spróbuje, będzie każdej nocy zastanawiać się, “co by było, gdyby…”. Nigdy nie wybaczyłaby sobie przegapienia takiej szansy.
Kiwnęła tylko głową, bo język i usta zesztywniały z przerażenia. Drasil skwapliwie oplatał ją liną, przykładał poduszki i instruował, jak posługiwać się vasaljos. Dziewczynka nadal tylko przytakiwała, nie wierząc, że zaraz zrobi najbardziej niebezpieczną rzecz w swoim życiu.
Chłopak przywiązał koniec liny do słupa granicznego. Kontrolował jej zsuwanie i dokładał starań, by Ygg nie chybotała się zbyt mocno.
Z każdym centymetrem oddalając się od Loftin dziewczynka miała ochotę zawołać, by przerwać operację. Strach przybierał na sile. Chmury otaczały ją zewsząd tak gęsto, że nie widziała nawet swojej ręki.
W pewnym momencie zwymiotowała – adrenalina i przerażenie zrobiły swoje. Przez dłuższy moment chciała zrezygnować. Czuła się słaba, przerażona i nieporadna.
Gdy doszła do siebie, chciała zawołać, by Drasil wciągnął ją na górę. Jednak w tym samym momencie chmury się rozstąpiły i ujrzała przepiękną scenerię.
Pod Ygg ścielił się ogromny las, kołysany ciepłym wiatrem, który dziewczynka poczuła na twarzy. Między polami wiły się strumyki i lśniły nawet cudniej niż diamentowa wieża Kristal. Majestatyczne góry wydawały się groźne, ale jednocześnie piękne. Ygg pomyślała, że za nimi z pewnością znajdują się bajeczne krainy. Na horyzoncie granatowe niebo stykało się z ciemnozieloną trawą i nie sposób było do niego dotrzeć… Loftin wydało jej się teraz tak małe i ciasne!
Włączyła vasaljos i w tym momencie ujrzała ogromną, dość głęboką dolinę pod sobą. Domyśliła się, że to pozostałość po wyniesieniu Loftin. Zaintrygowana wpatrywała się w olbrzymią polanę.
Nagle sobie przypomniała, co było jej zamiarem i wstrząsnął nią dreszcz. Może gdzieś w tej chwili po Ziemi chodzą uppvaki?
Długo wahała się, czy skierować światło latarki w stronę lasu. Czy faktycznie chciała zobaczyć te stwory? Uświadomiła sobie jednak, że nie po to Drasil ryzykował kradzieżą sprzętu ojca, a ona ucieczką z domu, by teraz rezygnować. Skierowała więc światło na drzewa.
Nie widząc niczego niepokojącego, po chwili nabrała odwagi i śmielej poruszała latarką we wszystkie strony. Po dłuższej chwili przypomniała sobie z lekcji, że uppvaki są o wiele mniej aktywne nocą. Pewnie śpią gdzieś daleko. Kto wie, może właśnie za tymi górami.
Lina zaczęła jej się już wpijać mimo poduszek. Umówionym znakiem pociągnęła za nią. Poczuła, jak Drasil wciąga ją z powrotem.
Już widziała stopy przyjaciela, gdy nagle struchlała, słysząc głos strażnika:
– Co wy tu, do przeklętych uppvaków, robicie?
Drasil spanikował i puścił sznur. Ten pod wpływem gwałtownego szarpnięcia został naruszony. Ygg chybotała się gwałtownie, co tylko nadwerężało linę.
– Drasil! Wciągnij mnie natychmiast! – wrzasnęła, wpadając w kompletną panikę.
Usłyszała tylko rozpaczliwe krzyki przyjaciela. Ze łzami w oczach spojrzała w górę i obserwowała, jak lina się przerywa.
Sznur w końcu nie wytrzymał i urwał się całkowicie.
Ygg powoli otwierała oczy. Po rozchyleniu powiek nadal otaczał ją mrok.
“Czy ja umarłam?“ – pomyślała, ruszając ręką. Dotknęła głowy, później nogi. Syknęła z bólu.
Wzrok stopniowo przyzwyczajał się do ciemności. Dopiero wtedy poczuła, że w jej plecy wbijają się gałęzie. Znajdowała się na drzewie, szczęśliwie dość niskim. Spojrzała w górę: bezpośrednio nad nią lewitowało miasto. Dotarło do niej, że miała dużo szczęścia – drzewo, na którym wylądowała, było jednym z niewielu rosnących w dziurze po Loftin.
W tym samym momencie usłyszała pod sobą syk. Zastygła. Pod drzewem coś się poruszało, szelest liści był coraz intensywniejszy.
Dziewczynka obróciła się najciszej, jak umiała.
Zauważyła pokraczną postać, która, wydawałoby się, ma Ygg na wyciągnięcie przedziwnie długiej ręki. Mimo że trwała pełnia, dziewczynka nie była w stanie dokładnie przyjrzeć się stworowi – liście drzewa nie pozwalały światłu całkowicie się przebić. Widziała tylko zarys, Widziała tylko zarys, ale to wystarczyło, by ją przerazić. Postać była wyższa od przeciętnego człowieka, a przesadnie długie ręce ciągnęła po ziemi. Miała przynajmniej dwie pary nóg, na których się chwiała, jakby z trudem mogła utrzymać równowagę. Wydobywały się z niej dziwne dźwięki – syk mieszał się ze szczękaniem zębów.
Ygg znowu sparaliżował strach. Nie wiedziała, co robić. Musiała jednak podjąć jakąś decyzję, bo groziła jej śmierć głodowa, o czym przypomniało burczenie w brzuchu.
Stwór na ten nietypowy dźwięk zerwał się jak z łańcucha. Jego pisk aż kłuł w uszy Ygg, która próbowała szybko wstać. Prawa noga rwała po upadku, dziewczynka zawyła z bólu. Krzyknęła ponownie, gdy poczuła ostry, piekący ból na stopie. Dziwna postać próbowała się dostać na górę, wbijając pazury w gałęzie.
Ygg w panice szukała jakiejś broni. Wymacała latarkę vasaljos przypiętą do paska. Chcąc ją odpiąć, przypadkiem zaświeciła nią w oczy potworowi. Ten syknął przeraźliwie i natychmiast spadł z drzewa. Usłyszała jego szybkie kroki i syczenie, które coraz bardziej się oddalało.
Przez dłuższą chwilę nie mogła złapać oddechu. Drżała z przerażenia.
Gdy w końcu się uspokoiła, objęła wzrokiem otoczenie. Z tej perspektywy Stara Ziemia nie wyglądała już tak przyjaźnie. Wiatr nie wydawał się już kojący – nagle szum zaczął przypominać wycie. Nad lasem wyrastały potężne góry, w których, jak wyobraźnia karmiona strachem podpowiadała jej, kryły się inne potwory.
Znów bardzo głośno zaburczało jej w brzuchu. Dopiero wtedy przypomniała sobie, że ostatnio jadła w szkole, w stołówce. Kolacji w domu nie zjadła na znak buntu. Przeklęła w myślach swoją głupotę i skierowała wzrok na ciemny las.
Jeśli miała znaleźć cokolwiek do jedzenia, to tylko tam.
Nie włączała latarki, by nie rzucać się w oczy. Nogi szły automatycznie. Stopa zraniona przez potwora piekła coraz mocniej.
Nagle przypomniały jej się wszystkie opisy uppvaków z książek, które czytała, wszystkie ilustracje, które oglądała. Obrzydliwe hybrydy pająków i ryb, olbrzymy tak zdeformowane, że nie wiadomo, czy bardziej przypominały zmutowanego człowieka czy zwierzę…
I jeszcze Ymir. Podobno największy z największych uppvaków – ogromny, zmutowany tytan.
Żaden nauczyciel nie wspominał nawet o nim na lekcjach. Wszyscy twierdzili, że Ymir to bzdurny mit.
A jeśli nie…?
Natrętne myśli przejęły kontrolę nad nogami. Ygg nie była w stanie iść dalej. Wpatrywała się tępo w przestrzeń przed sobą. Dopiero po chwili oprzytomniała i z pustki przed oczami wyłoniły się krzaki jagód. Ogromnych, soczystych jagód! Wyciągnęła szybko latarkę, by upewnić się, czy faktycznie są to owoce.
Włączyła ją i usłyszała pisk zwierzęcia zmieszany z krzykiem człowieka.
To nie były jagody. To były oczy. Mnóstwo oczu. A liście okazały się rybimi łuskami.
Rybo-pająk rzucił się na swoją ofiarę, która zamarła z przerażenia i obrzydzenia. Na szczęście dla niej potwór nie panował zbyt dobrze nad zdeformowanym ciałem i jednym z odnóży zahaczył o wielką gałąź.
W tym samym momencie Ygg się ocknęła i zaczęła biec. Po kilku sekundach usłyszała szybkie i ciężkie kroki potwora za sobą. Nie przerywając biegu, szukała schronienia. Przeraźliwy pisk zwierzęcia wwiercał jej się w czaszkę. Nagle zobaczyła kątem oka ogromne owłosione odnóże. Stwór już miał jej dosięgnąć, gdy poczuła gwałtowne szarpnięcie w dół, a las po prostu zniknął.
Ygg chciała wstać, ale tylko jęknęła. Prąd bólu przeszedł po całej nodze.
Usłyszała szuranie dochodzące z góry. Skierowała tam wzrok, ale niczego nie dojrzała. Do uszu dotarł jednak już znany, nieco przytłumiony pisk. Domyśliła się, że stwór chce wejść do jamy, nie może się jednak zmieścić.
Pomacała się po biodrze – nie wyczuła latarki. W brzuchu zaburczało i zakłuło.
Dziewczynka skuliła się i zapłakała cicho. Była pewna, że tutaj umrze. Zastanawiała się, jaka śmierć jest gorsza: w zębach potwora czy z głodu?
Dopiero po chwili dotarło do niej, że przecież coś widzi! Skądś dochodziło światło. Obróciła się i na wprost dostrzegła szparę, przez którą przebijał blask ognia. Doczołgała się do niej, próbując coś dojrzeć.
Ujrzała wielką, bogato zdobioną salę. Podłogę wyłożono złotymi kafelkami, a ściany srebrnymi. W pomieszczeniu panowałaby kompletna pustka, gdyby nie wielka kula, znajdująca się w jego centrum. Biło od niej silne i ciepłe światło. Lewitowała nad cokołem, unosząc się odrobinę, by po chwili znów opaść.
Gdy tak podziwiała osobliwą salę i znajdujący się w niej przedmiot, z głębi jaskini doszły do niej jakieś dźwięki. Zastygła, wstrzymując oddech. Oczami wyobraźni widziała rybo-pająka i już miała wpaść w panikę, gdy uświadomiła sobie, że dźwiękami były czyjeś szepty.
“Więc są jeszcze ludzie poza Loftin?” – myślała gorączkowo. “Niemożliwe! Może to bardziej człowiecze uppvaki…”
– Nie zdawało mi się. Słyszałem, jak coś uderzyło po drugiej stronie sufitu i to dość mocno – mówił głęboki głos.
– Przecież uppvaki by się tu nie dostały. Nie mają jak… – dyskutował z nim cieńszy głosik.
Ygg chciała wstać, ale ból nogi udaremnił próbę. Jęknęła głośno.
– Słyszałeś? – Dotarło do jej uszu. – Jednak się dostali!
– Spokojnie – powiedział głęboki głos. – Jeśli jest tylko jeden, damy sobie radę.
Dziewczynie pozostało tylko czekać, aż nieznajomi się przed nią pojawią. Kroki powtarzały się coraz szybciej. Nagle w głębi tunelu ujrzała światło pochodni.
Dwie krępe sylwetki pojawiły się w zasięgu jej wzroku. Z każdym krokiem zwalniały, idąc niepewnie. Jedna z nich wyciągała pochodnię przed siebie.
Wreszcie Ygg dojrzała ich zaskoczone twarze. Przez długą chwilę nie padło żadne słowo. Dziewczynka wpatrywała się w nich, a oni w nią. W końcu krzyknęła:
– Jesteście ludźmi! Jesteście ludźmi!
Cała trójka szła wąskim korytarzem, który oświetlały pełzające po ścianach płomyki. Dziewczynka co jakiś czas obrzucała mężczyzn niedowierzającym spojrzeniem, a oni odpłacali się jej tym samym.
W końcu dotarli do większego pomieszczenia, które było tak jasno oświetlone, że Ygg zmrużyła oczy. Na środku sali znajdował się stół wyrzeźbiony w skale, a wokół niego dwóch mężczyzn i dwie kobiety. Wszyscy mieli na sobie długie, czarne szaty wykończone złotym haftem, z trenami ciągnącymi się po ziemi. Jedna z kobiet miała w ręce nóż.
– Mamy przyczynę hałasu – powiedział strażnik, wskazując Ygg.
Wszyscy wpatrywali się w nią z niedowierzaniem. W tym samym momencie dziewczynie głośno zaburczało w brzuchu, a dźwięk aż odbił się od ścian. Ygg spąsowiała. Kobieta z nożem podeszła, zapraszając do stołu. Dziewczynka zaczęła się wyrywać, ale strażnicy chwycili ją mocno za ramiona.
– Czekaj, gdzie ty się wybierasz?! Do uppvaków? – zapytała zdziwiona kobieta. Zauważyła, że Ygg z przerażeniem patrzy na nóż i stół. – Ach, rozumiem – zaśmiała się. – Nie, to nie tak. – Schowała narzędzie do wielkiej kieszeni. – Nie chcemy cię przecież zabić… Biedna, musiałaś dużo przejść! Zapraszam na posiłek.
Ledwo widocznym gestem odprawiła strażników, którzy niechętnie odeszli. Najwidoczniej byli ciekawi historii dziewczyny, która nagle pojawiła się w ich krętych tunelach.
Miła kobieta wskazała Ygg siedzisko wykute z wielkiego kamienia. Uniosła głowę i poprosiła nie wiadomo kogo o przyrządzenie posiłku, po czym usiadła naprzeciwko dziewczyny. Pozostali dołączyli.
– A więc przeżyli jeszcze ludzie poza Nitfol… – rzekła dostojna pani. – Jak to się stało? Gdzie jest wasza wioska? I w jaki sposób bronicie się przed uppvakami? Przepraszam, za dużo pytań zadaję, a ty nawet się nie posiliłaś…
Ygg milczała. Była zbyt skołowana i przestraszona, by mówić. Dopiero po zjedzeniu posiłku zaczęła odpowiadać na pytania kobiety w odświętnych szatach, która przedstawiła się jako Eggrun. Ygg dowiedziała się, że Eggrun i towarzyszące jej osoby są kapłanami i strzegą Świętego Ognia Wiecznej Many, z którego pobierano energię i światło w całym Nitfol, jak zwało się podziemne miasto. Ogień ten zawierał całą manę kapłanów.
Dziewczynka nagle zatęskniła za diamentową wieżą, wąskimi uliczkami, nawet za ogromną ścianą chmur otaczającą miasto, których wcześniej nienawidziła. Pomyślała o Drasilu. Co się z nim właściwie stało? Dopadł go strażnik, a jego ojciec z pewnością dowiedział się o kradzieży liny i nadzwyczajnej latarki, więc raczej nic dobrego.
– Powiedz mi proszę… – przerwała jej myśli Eggrun. – Jak masz na imię…?
– Ygg.
Kobieta spojrzała jej głęboko w oczy.
– Masz jakieś znamię? – zapytała drżącym głosem.
Ygg, zdziwiona zachowaniem arcykapłanki, pokazała bez słowa znamię na wewnętrznej stronie nadgarstka. Do złudzenia przypominało drzewo.
Kapłani wymienili zaskoczone spojrzenia. Zapadło dziwne milczenie. Dziewczynka nie wytrzymała napięcia.
– Co się dzieje? – zapytała głośniej niż zamierzała.
Eggrun położyła dłonie na ręce dziewczyny.
– Czy w Loftin jest ktoś o imieniu Drasil?
– Tak, to mój przyjaciel!
– I ma takie samo znamię?
– Takie samo.
Wszyscy zastygli. Po chwili, na szczęście dla zniecierpliwionej Ygg, Eggrun zaczęła mówić:
– Byliśmy przekonani, że nie ma was w Loftin! – Rozejrzała się, jakby szukała potwierdzenia w oczach pozostałych. – Nie wiem, od czego zacząć… Tę wiedzę posiadają tylko kapłani. Nie powinnam jej zdradzać zwykłej obywatelce. Ale i tak wszystko szlag trafił, a kapłani z Loftin raczej tu nie zejdą, więc…
Kiwnęła głową na pozostałych. Ci odeszli od stołu, zasunęli wszystkie przejścia ogromnymi kamieniami. Zatkali też otwory w suficie i na podłodze, które Ygg dopiero teraz zauważyła.
– Przez tę chwilę chyba się nie udusimy – powiedziała kwaśno Eggrun. – Powiem to szybko. Uczyłaś się już pewnie o Ragnaroku?
– Tak, po Ragnaroku będzie koniec współczesnego świata!
– A co się miało wydarzyć podczas samego Ragnaroku?
– Walka bogów z… olbrzymami?
– Właśnie. Mądra z ciebie dziewczyna. – Kapłanka poprawiła się na siedzisku, jakby było jej niewygodnie. – Ragnarok… już się wydarzył.
– Co?
– Właściwie, to się nie wydarzył… nie tak, jak powinien.
Jeden z kapłanów ponaglił ją gestem. Wszystkim coraz trudniej się oddychało. Eggrun zaczęła mówić jeszcze szybciej:
– Wszyscy kapłani są tak naprawdę bogami. Zarówno w Loftin, jak i tutaj, w Nitfol. Olbrzymami zaś są… uppvaki.
Ygg wybałuszyła oczy tak bardzo, że aż ją zabolały. Eggrun kontynuowała:
– Wszyscy bogowie mieli się zjednoczyć, by wspólnie pokonać olbrzymów. Gdy zaobserwowaliśmy pierwszego, natychmiast poinformowaliśmy sąsiednie miasta: rozpoczął się Ragnarok, musimy działać. Ale nikt nie odpowiedział. Olbrzymy zaczęły mutować i nasza egzystencja na powierzchni stała się niemożliwa. Musieliśmy wydrążyć miasto w podziemiach. I tak żyjemy po dziś dzień. Według legend jest jeszcze jedna, ostatnia możliwość, by ocalić Starą Ziemię. Musimy stworzyć Homunculusa, który jako jedyny może pokonać uppvaki. Do tego jednak potrzebujemy krwi potomków drzewa życia.
– Co to znaczy? – zapytała Ygg.
Eggrun oddychała z trudem.
– Według legendy noszą oni imiona Ygg i Drasil, i mają znamię w kształcie jesionu. Tylko z krwi tej dwójki powstanie Homunculus.
Przerwała i dała ręką znak, a pozostali zerwali się, by otworzyć przejścia. Wszyscy łapczywie łapali powietrze.
Ygg była wstrząśnięta zarówno nowo nabytą wiedzą jak i szybką reakcją kapłanów Nitfol. Jednomyślnie zdecydowano, że trzeba sprowadzić Drasila do podziemi. Wszystkim sprzykrzyło się życie w tunelach. Nadszedł czas, by odzyskać dawne terytoria.
Magowie musieli wyjść na powierzchnię, by wybudować Bifrost łączący Starą Ziemię z Loftin. Ygg pozostawała wtedy w Nitfol – nie można było ryzykować, że dopadną ją uppvaki. I bez tego strażnicy mieli dużo pracy z pilnowaniem kapłanów budujących most – do jego konstrukcji potrzebowali wszystkich czarodziejów.
W tym czasie Eggrun instruowała Ygg, jak ma się zachować, kiedy po tęczowym moście dotrze do rodzinnego miasta.
– Idź ciągle prosto, nigdzie nie skręcaj – mówiła kapłanka z powagą. – Po drodze możesz zobaczyć różne rzeczy: od zwierząt i ludzi po nawet wielkie miasta. Musisz pamiętać, że to tylko miraże – skutek uboczny magii. Gdy już dotrzesz do miasta, natychmiast znajdź Drasila i sprowadź go na dół. Strażnicy będą czekać na ciebie przy zejściu do Nitfol.
– A jeśli Drasil nie będzie chciał ze mną pójść?
– Pójdzie. Z tego, co opowiadałaś, jest tak samo ciekawski jak ty. Do tego stopnia, że zaryzykował wyprawę na spotting, bez której nie byłoby cię tutaj.
Trudno było się z tym nie zgodzić. Ygg słuchała uważnie wszystkich rad, uczyła się ich na pamięć, by żadnej nie zapomnieć podczas powrotu do Loftin.
Most był już gotowy, zadanie bogów zostało wykonane. Niestety dwóch z nich pożarły uppvaki, co wywołało panikę wśród pozostałych: im mniej kapłanów potrafiących użyć boskiej energii, tym mniejsza szansa na stworzenie Homunculusa. Trzeba było działać szybko – Eggrun odprowadziła Ygg na powierzchnię. Dziewczynka zaniemówiła na widok mostu. Mienił się on najpiękniejszymi kolorami i błyszczał jak pokryty brokatem. Wznosił się powoli, a jego koniec znikał w chmurach. Tam czekało na nią Loftin. I Drasil.
Dopiero teraz Ygg poczuła ciężar odpowiedzialności. Spanikowana zapytała Eggrun:
– Nie możesz iść ze mną?
Ta uśmiechnęła się smutno.
– Jestem najwyższą kapłanką i zarazem boginią. Nie mogę zostawić swoich ludzi.
– A nie może mi ktoś towarzyszyć?
– Nie mogę, Ygg. Potrzebuję tutaj wszystkich kapłanów, a i tak już kilku straciłam. Strażnicy muszą pilnować mostu, by nie został zniszczony przez uppvaki.
Po tych słowach wręczyła zdziwionej Ygg latarkę, która zawieruszyła się w labiryntach Nitfol.
– Nie bój się. Przeżyłaś wcześniej na powierzchni, więc tym bardziej przeżyjesz na moście.
Dziewczynka skierowała wzrok z powrotem na Bifrost. Był piękny, ale też nieco przerażający. Odwróciła się, by zadać jeszcze pytanie Eggrun, ale kapłanki już nie było.
Nie pozostało jej nic innego, jak po prostu iść. Przypięła latarkę do paska i ruszyła przed siebie. Most był tak fascynujący, że po chwili zapomniała o wszystkich lękach. Szeroki i stabilny, dawał poczucie bezpieczeństwa. Początkowo szła powoli, zachwycając się widokami. Jednak nagle przypomniała sobie o wadze zadania, które jej powierzono i przyspieszyła kroku.
Nie spodziewała się dojść tak szybko do celu. Nie przeszła jeszcze przez zasłonę chmur, a już ujrzała przed sobą Loftin. Ucieszyła się, że dotarła do miasta przed zachodem słońca. Teraz trzeba tylko znaleźć Drasila.
Most kończył się na uliczce, którą na szczęście dobrze znała. Kiedyś łapali tu z przyjacielem żaby, a w opuszczonych domach bawili się w chowanego.
W jednym z okien zapaliło się światło. Więc jednak ktoś tu mieszkał? A może dopiero niedawno się wprowadził?
Podążała dalej ulicą, która prowadziła do rynku. Po kilkunastu krokach zwątpiła, bo nie widziała wieży Kristal. Niemożliwe, by została zniszczona. Przecież tam utrzymywany był Święty Ogień.
Już miała zawrócić, gdy ujrzała Drasila. Był nieco wyższy niż pamiętała, ale kto wie, ile czasu spędziła w Nitfol? Oczy miał dziwnie wielkie. Z pewnością zdziwił się na widok Ygg.
– Drasil! – krzyknęła dziewczynka, podbiegając do przyjaciela. Nagle przystanęła gwałtownie. Drasil z pewnością nie miał dziury zamiast ust i nie mógł mieć aż tak wielkich oczu.
Nagle całe Loftin zaczęło się zapadać. Dziewczynka spanikowana wbiegła na most i obserwowała upadek rodzinnego miasta. Czas, przez który wszystko obracało się w ruiny, ciągnął się niemiłosiernie. Gdy po mieście zostały już tylko zgliszcza, Ygg zauważyła, że za nimi znajduje się most.
Miraże. Uważaj na miraże, mówiła Eggrun.
Złudzenie czy nie, wszystko wyglądało przecież realistycznie. Choć nie upadło prawdziwe Loftin, Ygg nie mogła otrząsnąć się z szoku. Po dłuższej chwili jednak zebrała się w sobie i kontynuowała wędrówkę.
Wyczerpana dotarła do prawdziwego Loftin. Po drodze jeszcze wielokrotnie widywała fatamorgany, ale nie dała im się już zwieść. W rodzinnym mieście wszystko było jak dawniej. Wieża również znajdowała się na swoim miejscu.
Ygg stanęła przed domem przyjaciela. Nastała już noc: dzieci spały, dorośli chyba też, bo było wyjątkowo cicho, nawet na rynku. Dziewczynka nie chciała pukać do drzwi i niepokoić rodziców Drasila. Postanowiła więc wspiąć się po ścianie.
Zapukała w szybę i zawołała go po imieniu. Niestety nikt się nie odezwał. Zapukała nieco głośniej, wpatrując się w przestrzeń za oknem. Zobaczyła sylwetkę, która wolnym krokiem podeszła do okna. Raczej nie był to Drasil.
Ygg zwinnie odskoczyła od okna, ale zdążyła jeszcze usłyszeć grzmiący głos jego matki:
– Ty szelmo! Jak śmiesz tu przyłazić po takim czasie! Po tym jak mój syn został aresztowany!…
„Więc Drasil jest w więzieniu?” – pomyślała dziewczynka, biegnąc najszybciej, jak potrafiła. „Za ten spotting? To za to nawet dzieci mogą iść do więzienia?”
Przystanęła w ustronnej i ciemnej uliczce, próbując złapać oddech.
“To jakiś koszmar. Uppvaki w każdym momencie mogą zniszczyć Bifrost, bogowie tracą energię, by go utrzymać, a Drasil przebywa w więzieniu”.
Nie miała innego wyjścia, musiała go znaleźć. Nie mogła przecież powiedzieć Eggrun, że jej dwaj kapłani zginęli nadaremno.
Świtało, gdy dotarła do więzienia. Spacerniak otoczony był płotem z siatki i zwieńczony drutem kolczastym – klasyk. Już chciała wejść do środka i poprosić strażników o widzenie, ale w tym samym momencie powstrzymała ją pewna myśl. Z pewnością też jest poszukiwana za spotting, albo uznana za zaginioną. Tak czy owak, gdy wejdzie do środka, strażnicy nie pozwolą jej już wyjść.
“Co z Bifrostem? – myślała. “Z pewnością jest ciągle dostępny. Każdy może nim zejść na Starą Ziemię. A jeśli uppvaki zaczną na niego włazić? Trzeba działać błyskawicznie!
Na Święty Ogień Kristal… co począć?”
W tym samym momencie usłyszała dziwny dźwięk, jakby alarm… Ktoś wyszedł na spacerniak. Ygg schowała się w pobliskich krzakach.
Okazało się, że to więźniowe wychodzą, by zażyć trochę ruchu. Lepszej okazji na odnalezienie Drasila nie było.
Przyglądała się intensywnie każdej twarzy, aż w końcu dostrzegła przyjaciela. Był tak zmieniony, że ledwo go rozpoznała. Wyglądał na starszego o kilka lat, nie miał włosów, za to na jego twarzy widniało kilka strupów. Najbardziej przeraziły Ygg jego podkrążone, smutne oczy. Serce ściskało się na ten widok. Musiała jakoś z nim porozmawiać! Tylko jak?
Spojrzała na latarkę przytroczoną do paska. Odpięła ją szybko i poświeciła przyjacielowi w twarz. Drasil oślepiony silnym blaskiem, zamarł. Rozglądnął się ostrożnie. Na szczęście większość więźniów grała w szachy lub paliła papierosy, a strażnicy zajęci byli rozmową. Chłopak rozejrzał się i dojrzał Ygg przy płocie, przysłoniętą gęstym krzewem.
Miał ochotę podbiec, ale opanował się i niby obojętnym krokiem podszedł do przyjaciółki. Przez siatkę złapał ją za rękę i prawie zapłakał.
– Ygg! Na Święty Ogień, to naprawdę ty?
– Tak, to ja! Słuchaj, Drasil…
– Na Odyna i wszystkich bogów, myślałem, że cię zabiłem! Wybacz mi, proszę…
– Wybaczam, żyję przecież… słuchaj mnie uważnie! Musimy działać szybko. Nie mam czasu, żeby wszystko ci teraz wyjaśnić. Musisz wyjść z więzienia.
– Dobrze, po obiedzie sobie wyjdę.
– Mówię serio. To nie jest już wyłącznie twoja sprawa, lecz całego świata. Musisz wyjść jak najszybciej. Ja nic nie mogę zrobić, z pewnością też jestem poszukiwana. Musisz… nie wiem, uciec?
– Pracowałem nad tym wcześniej. Robiłem podkop łyżką, na szczęście grunt nie jest twardy. Ale potem zrezygnowałem.
– Dlaczego?
– A dokąd ja ucieknę? Mam rzucić się ze skarpy na Starą Ziemię?
– To pracuj nad tym dalej, Drasil. Przez jakiś czas do Loftin prowadzi most, którym tylko my możemy zejść. A przynajmniej tylko my powinniśmy.
– Most?
– Tak, most, wyjaśnię ci później, najpierw się stąd wydostań…
Oboje zamarli, bo usłyszeli z oddali głos strażnika. Ygg schowała się głębiej w krzewy, a Drasil posłusznie podszedł do wartownika.
Dziewczynka była zła na sytuację, bo nie zdążyła zapytać przyjaciela, w którym miejscu tunel ma się kończyć. Nie pozostało jej więc nic innego, tylko siedzieć w krzakach.
Ygg nie wierzyła w swoje szczęście – jeszcze tej samej nocy Drasil przyczołgał się do krzewów, w których siedziała.
– Jak ty to zrobiłeś? – zapytała zdziwiona.
– Niewiele mi zostało do końca. Robota na pół dnia.
– A strażnicy?
– Śpią.
– Wszyscy?
– Ygg, uciekłem, udało się. Czy nie mówiłaś, że mamy bardzo mało czasu?
Dziewczynka przytaknęła i poprowadziła przyjaciela w stronę mostu. Przebiegali ulice miasta najciszej, jak potrafili. Chciało im się krzyczeć z radości, że znów są razem. Ygg opowiadała mu ostatnie wydarzenia i przedstawiła powagę sytuacji.
Gdy dotarli do Bifrostu, ostrzegła przyjaciela przed mirażami. Drasil niepewnie postawił stopę na tęczowym moście. Po chwili jednak biegł już razem z Ygg, jednocześnie przerażony i ciekawy tego, co czeka go na Starej Ziemi.
Eggrun wyszła z Nitfol i stanęła przed mostem, zawołana przez strażników, którzy dostrzegli dwójkę dzieciaków. Serdecznie przywitała Drasila, po czym zaczęła zadawać pytania:
– Napotkaliście jakieś przeszkody? Ktoś zszedł mostem?
– Przeszkód było wiele, Drasil był w więzieniu, aresztowany za spotting… na moście zobaczyłam dwoje mieszkańców Loftin, ale nie jestem pewna, może to była fatamorgana.
– Nawet jeśli to byli oni, nie poświęcę strażników, by ich szukać. Zresztą i tak straciłam już trzech…
– Uppvaki atakowały?
– Nieustannie… dlatego musimy działać szybko.
Eggrun skierowała się do zejścia i przywołała ich ponaglającym gestem. Posłusznie podążyli jej śladem. Chłopaka fascynowały podziemne korytarze, które zdawały się wić w nieskończoność. Urzekły go też małe płomyki oświetlające drogę.
Wreszcie wkroczyli do ogromnej sali, którą Ygg natychmiast rozpoznała, chociaż nigdy w niej nie była. Nad cokołem unosiła się kula światła. Wokół niej stało zgromadzenie kapłanów i kapłanek.
Eggrun ponownie musiała przywołać do siebie nieco onieśmielone dzieciaki. Podeszły wolnym krokiem, nieświadomie podkreślając wagę wydarzenia. Pod cokołem stała duża złota misa. Arcykapłanka wydobyła spod szaty nóż. Poprosiła ją i Drasila o wyciągnięcie rąk.
– Może trochę szczypać – ostrzegła i nacięła im dłonie najdelikatniej, jak potrafiła.
Mimo to chłopak się skrzywił i nieco zbladł. Na szczęście wytrwał do końca i spokojnie obserwował, jak krew ściekała do naczynia.
– Które z was będzie Homunculusem?
Ygg i Drasil zaskoczeni spojrzeli na siebie. Eggrun zadała to pytanie w taki sposób, jakby chciała się dowiedzieć, co chcą zjeść na śniadanie.
– To Homunculusa nie można stworzyć bez poświęcenia człowieka? – zapytała Ygg, wciąż nie dowierzając.
– To bzdura, nie da się stworzyć Homunculusa samoistnie. Tak samo bzdurą jest, że Homunculus jest karzełkiem. Po bitwie Kolos zostanie przywrócony do ludzkiej postaci, więc nie przeżywajcie – odpowiedziała kapłanka z nutką zniecierpliwienia w głosie. – No, więc?
Ygg spiorunowała Eggrun wzrokiem, a Drasil wpatrywał się z uwielbieniem w przyjaciółkę. Była śliczna, gdy się złościła, zawsze tak uważał. Nagle poczuł, że zrobiłby dla niej wszystko. Nawet gdyby miał nie powrócić do ludzkiej postaci, to warto zaryzykować – byle ją uratować. Już raz prawie przez niego zginęła, więc jeśli może teraz odkupić swój błąd…
– Ja to zrobię – powiedział stanowczo i postąpił krok naprzód.
– Drasil, poczekaj! – krzyknęła Ygg. – Nie wiesz przecież, czy mówi prawdę…
Eggrun zgromiła dziewczynę wzrokiem, a ta zamilkła. Kapłanka odwróciła się w stronę Drasila:
– Doceniam twoją odwagę. Zaczynajmy więc.
Po tych słowach dokonały się rzeczy, których nawet dziadek Ygg nie potrafiłby opowiedzieć. Eggrun pokierowała kulą światła, która wpadła do misy i zmieszała się z krwią, po czym wtłoczyła powoli w ciało Drasila. Wszyscy wpatrywali się w niego z podziwem. Nagle kapłanka zrobiła krok do tyłu.
– Odsuńcie się – powiedziała drżącym głosem.
Drasil, a właściwie już Homunculus, zaczął gwałtownie rosnąć. Jego ciało nabrało atletycznych kształtów, co napełniło dumą nawet zaniepokojoną Ygg. Postać rosła coraz szybciej i szybciej, a przestała dopiero wtedy, gdy jej głowa zetknęła się z niebotycznie wysokim sufitem skalnej sali.
Ygg wzięła głęboki wdech. Eggrun postąpiła naprzód, w stronę Kolosa:
– Oto Homunculus… Jesteśmy gotowi na walkę z uppvakami!
Zanim Kolos przebił się przez powierzchnię, kapłani wybiegli na nią tunelami. Lada chwila uppvaki mogły wyczuć obecność nieznanej istoty, więc Homunculus zostałby poważnie zagrożony.
Ygg również chciała wybiec na zewnątrz, ale Eggrun powstrzymała ją stanowczym i nie znoszącym sprzeciwu gestem.
– Czy jesteś kapłanką? – zapytała ostro.
– Nie, ale…
– Więc nam się tam nie przydasz. Będziesz tylko przeszkadzać. Zostań tutaj.
– Ale Drasil…
– …jest w tym momencie najpotężniejszą istotą na Ziemi. Naprawdę martwisz się o niego nawet wtedy, gdy jest niezniszczalny?
Ygg zamilkła. Coś w jej wnętrzu wyło. Czuła, że ta sytuacja skończy się tragedią. Chciała go jeszcze ostatni raz zobaczyć, nawet w postaci nienaturalnie wielkiego i bezwzględnego Kolosa.
Spojrzała na Eggrun i wzdrygnęła się, bo odniosła wrażenie, że kapłanka właśnie przeczytała jej myśli.
– Niedługo to wszystko się skończy i puścimy was wolno. Wtedy na pisaniu miłosnych liścików będziecie mogli spędzać tyle czasu, ile będziecie chcieli.
Ygg jednocześnie się zarumieniła i poczuła złość na kapłankę. Nie podejmując już dalszej rozmowy, podążyła do wyznaczonej dla niej skalnej komnaty.
Tymczasem na powierzchni zaczynała się bitwa. Przeróżnej formy uppvaki przybiegały, zwabione zapachem nieznanej im dotąd ofiary.
Eggrun trzęsła się z nerwów. Podania o nadzwyczajnej sile Kolosa mogły być przesadzone. Jeśli nie będzie miał tyle siły i mocy, jak mówiły legendy, wszystko przepadnie. Nie mieli już więcej many w zanadrzu, więc w razie porażki wszyscy byli straceni.
Jej obawy zniknęły błyskawicznie. Zanim uppvak zdążył się wgryźć w Homunculusa, ten utwardził skórę kryształem. Kapłanka nie mogła uwierzyć własnym oczom.
– On naprawdę jest niezniszczalny! – krzyknęła, a reszta kapłanów podzielała jej entuzjazm. Natychmiast ich uspokoiła, wskazując hordę nadciągających olbrzymów.
– Hamujcie pochód jak najdłużej możecie! Niech podchodzą do Homunculusa pojedynczo!
Nagle ujrzała jednego ze swoich podwładnych, pożeranego przez uppvaka. Przeklęła głośno.
– Stójcie w jednym miejscu! Nie rozdzielajcie się!
Kapłani usłuchali i zwierając szyk, stworzyli pole siłowe powstrzymujące uppvaki. Tylko niektóre były w stanie je ominąć, ale to wystarczyło, by Homunculus sprawnie odpierał każdy atak.
Eggrun z fascynacją wpatrywała się w Kolosa. Przed każdym uderzeniem uppvaka Drasil wytwarzał odporną na uderzenia, a zarazem piękną powłokę z kryształu. Nikt i nic nie mogło mu zrobić krzywdy.
Po chwili kapłanka otrząsnęła się z zachwytu i dołączyła do podwładnych, by wesprzeć ich w tworzeniu pola siłowego.
Zarówno Ygg, jak i pozostali mieszkańcy Nitfol z niepokojem wsłuchiwali się w odgłosy dochodzące z powierzchni. Nad ich głowami bezustannie coś dudniło, a niektóre uderzenia były tak głośne, że byli pewni, iż ziemia zaraz się zawali i wszystkich pogrzebie.
Dziewczynka ściskała mocno latarkę vasaljos. Obiecywała sobie, że jak tylko bitwa się skończy, powie o wszystkim Drasilowi. O tym, co czuje do niego już od drugiej klasy, gdy ujrzała go po raz pierwszy siedzącego na ławce, studiującego podręcznik o uppvakach.
Walka wyraźnie dobiegała końca. Potwory pojawiały się coraz rzadziej, coraz mniejsze. Ostatnie były tak małe, że Homunculus unicestwiał je jednym ruchem stopy. Eggrun miała ochotę płakać ze szczęścia.
Nagle do jej uszu dotarło dudnienie, jakiego jeszcze w życiu nie słyszała. Serce podeszło jej do gardła. Kapłani opuścili ramiona, a pole siłowe znikło. Nad drzewami unosiły się ogromne fale pyłu, które przypominały mgłę. Kolos-Drasil wbił spojrzenie w wysokie drzewa.
Z mgły wyłonił się nadzwyczaj ogromny uppvak. Przewyższał największe drzewa kilkakrotnie, miał trzy pary rąk i dwie nogi pokryte kolcami. Z gadziego pyska wystawał wężowy język.
– Ymir – wyszeptały usta Eggrun.
Natychmiast przypomniały jej się zapiski, na jakie natknęła się jedyny raz w życiu. Wzmiankowały one o istnieniu Nadolbrzyma, ale wówczas była przekonana, że zostały spisane przez jakiegoś dyletanta lub bajkopisarza, bo nie było żadnych dowodów na jego istnienie.
– Co mamy robić, pani? – zapytali kapłani, próbując przekrzyczeć ogłuszające kroki Naduppvaka.
Eggrun zamarła z przerażenia. Była to jedyna ewentualność, na którą się nie przygotowała. Ymir przerażał nie tylko rozmiarem – wszystkie ręce zwieńczały wyjątkowo długie szpikulce. Oprócz tego całe jego ciało pokryte było kryształem. Na ten widok nawet Homunculus cofnął się o krok.
Kapłani pierzchnęli w obie strony. Eggrun usunęła się z drogi biegnącego uppvaka w ostatniej chwili. Wszyscy z przerażeniem obserwowali Homunculusa, który przyjął postawę obronną.
Ymir natarł na Kolosa z całym impetem. Drasil po raz pierwszy od rozpoczęcia bitwy poczuł obezwładniający ból.
Mimo że zdążył utwardzić miejsca, w które otrzymał ciosy, szpikulce Ymira zdołały się przebić przez klatkę piersiową Kolosa. Drasil wydał z siebie tak przeraźliwy ryk, że nawet mieszkańcy Nitfol zatrzęśli się ze strachu.
Z każdą chwilą Homunculus tracił siły. Ymir coraz głębiej wbijał w niego szpikulec. Obie nadistoty zastygły w morderczym uścisku. Żadna z nich nie mogła zdobyć przewagi.
Eggrun musiała szybko wymyślić jakiś sposób, by przechylić szalę na korzyść Drasila. Kolos z coraz większym trudem opierał się uppvakowi.
Jedyne, co przyszło jej do głowy, to poprosić o pomoc kapłanów z Loftin. Z tego, co dowiedziała się od Ygg, wynikało, że sami już nie dysponują maną, a reszta energii została poświęcona na utrzymanie miasta w górze. Musiałaby ich przekonać do zużycia Wiecznego Ognia i do powrotu na Starą Ziemię. Ymir jest ostatnim uppvakiem, więc wszyscy mogliby żyć na powierzchni jak dawniej!
Arcykapłanka zażądała od podwładnych zbudowania Bifrostu. Ymir nie powinien przeszkadzać w realizacji tego planu: był zbyt zajęty próbą unicestwienia Homunculusa. Eggrun musiała zaufać kapłanom w większym stopniu niż zwykle – ponieważ nie mogła odczekać, aż most zostanie wybudowany w całości, musiała kroczyć po nim w trakcie budowy. Przeprawa nie należała do najbezpieczniejszych, bo Bifrost był przez to wyjątkowo niestabilny.
Krocząc przez niego, zauważyła, że Homunculus i Ymir siłują się niemal bezpośrednio pod miastem Loftin. Przyszła jej do głowy pewna myśl, ale natychmiast ją odrzuciła. Ygg nigdy by jej tego nie wybaczyła.
Posiadająca największą wiedzę w mieście Nitfol arcykapłanka bez trudu przedostała się do Loftin. Przekroczywszy granicę podniebnego miasta od razu skierowała się w stronę strzelistej wieży Kristal. W kryształowym szkielecie mieniły się promienie zachodzącego słońca.
Dotarła w końcu na szczyt wieży, sobie tylko znanym sposobem omijając wszystkich strażników. W najwyższej komnacie zastała sześciu zaskoczonych kapłanów otaczających malutką kulę Świętego Ognia.
– Jestem arcykapłanką podziemnego miasta Nitfol – powiedziała szybko, ubiegając pytania. – Tak, oprócz was żyją jeszcze inni ludzie. Przez wasze tchórzostwo musieliśmy zejść do podziemi, by ukryć się przed uppvakami. Ale dziś macie ostatnią szansę, by to naprawić. Stworzyliśmy Homunculusa, który unicestwił wszystkich olbrzymów, oprócz jednego, najpotężniejszego. Właśnie z nim walczy, ale traci siły. Musimy wykorzystać resztę waszej many, by przechylić szalę zwycięstwa na stronę naszego Kolosa.
Zapadła długa cisza. Kilku kapłanów wyraźnie nie dowierzało. Najwyższy z nich zwrócił się do Eggrun:
– Pozwól najpierw, że zadam kilka pytań.
– Pytaj.
– Co masz na myśli mówiąc: przez nasze tchórzostwo?
– Nie odpowiedzieliście na wezwanie do Ragnaroku. Wysyłaliśmy wam posłańców, gołębie, sterowce. Wszystkie wracały bez odpowiedzi.
– Kiedy to było?
– W 3518 roku.
Kapłani spojrzeli po sobie.
– Pierwszego uppvaka zaobserwowano u nas w roku 3521, tuż przy placu Kadarfa podczas budowy nowego ratusza. – Powiedział wolno arcykapłan. – Nie widywano u nas żadnych gołębi, sterowców, ani posłańców. Kolejne pytanie: w jaki sposób stworzyliście Homunculusa?
Eggrun się zawahała, straciła rezon. Nie chciała, by się dowiedzieli, że skradła im Drasila z więzienia. Ale czas naglił, musiała wszystko powiedzieć.
– Z krwi waszych obywateli, Ygg i Drasila. Dziewczynka spadła na Starą Ziemię, a chłopiec wylądował w więzieniu za spotting. Pomogłam dziewczynie dotrzeć do Loftin i Drasil… uciekł z więzienia.
– Kto jest Homunculusem?
– Drasil…
Kapłani spojrzeli po sobie ponownie, zmarszczyli brwi. Arcykapłan zapytał przez zaciśnięte zęby:
– Czyli chcesz mi powiedzieć, że naraziłaś życie naszych obywateli, bez naszej wiedzy i zgody, zamieniłaś jednego z nich w Kolosa, a teraz prosisz nas o pomoc?
Eggrun zacisnęła pięści.
– To była jedyna możliwość, by powrócić na Starą Ziemię…
– A może my nie chcemy tam wracać? Dobrze nam tu!
Eggrun oniemiała. Przez chwilę miała nadzieję, że się przesłyszała. Jednak mina kapłana Loftin rozwiewała wszelkie wątpliwości. Powiedział to.
– Sami nawarzyliście sobie tego piwa, więc teraz je pijcie – kontynuował. – Trzeba było siedzieć w swoim mieście cicho, a nie kombinować…
– To w y nie dopilnowaliście swojej obywatelki! Gdyby nie spadła na Starą Ziemię, nie byłoby całej tej sytuacji!
Tym razem to kapłan Loftin stracił rezon. Eggrun postanowiła wykorzystać chwilę ciszy.
– Może wam tu dobrze, ale nawet nie chcecie sobie wyobrażać, ile poświęceń wymaga życie pod ziemią… Moi obywatele nie różnią się niczym od twoich. Kiedyś mieszkaliśmy razem na Ziemi, a teraz mieszkańcy Nitfol muszą ukrywać się w podziemiach, jak szczury…!
– A ty oczekujesz od nas, byśmy poświęcili resztkę Świętego Ognia, by spaść na dół i by dorwały nas uppvaki?
– Po to, by zniszczyć ostatniego uppvaka!
– Skąd pewność, że to jest ostatni?
– Uppvaki mają świetny węch i wyczują każde stworzenie chodzące po Starej Ziemi. Za dnia natychmiast przybiegają do ofiary. Jeszcze przed zachodem słońca przestały się pojawiać kolejne. Oprócz jednego…
– Właśnie, dlaczego oprócz jednego? Co wyróżnia tego uppvaka, z którym podobno walczy teraz Homunculus?
– Bo to nie jest zwykły uppvak. To Ymir.
Znów zapadło milczenie. Kapłani patrzyli po sobie w milczeniu. Na twarzy ich przywódcy pojawił się zgryźliwy uśmieszek.
– Nawet jeśli mówisz prawdę, że walczycie teraz z Ymirem, to nie mamy przecież pewności, że oprócz niego nie ma innych uppvaków. Na samych twoich domysłach nie możemy się opierać. Nie będziemy ryzykować.
Eggrun po raz pierwszy, od kiedy przybyła do Loftin, poczuła strach. Cała mana została zużyta na stworzenie Homunculusa, nie mają już żadnej broni. Kolos przegra z Ymirem, a ten stworzy nowe hordy uppvaków. Wszyscy mieszkańcy Nitfol zginą.
Podjęła ostatnią próbę:
– Jestem pewna, że to ostatni uppvak. Jeśli się mylę, dołączę do was i zrezygnuję z tytułu arcykapłanki. Będę wam służyć.
– Jeśli się mylisz, wszyscy zostaniemy pożarci.
Eggrun milczała. Arcykapłan miał już dość nieproszonego gościa.
– Przykro mi – skłamał – nie pomożemy wam. Nie będziemy ryzykować dla twoich teorii. Wracaj do swojego szczurzego miasta.
W Eggrun coś pękło. Uniosła ręce w stronę Świętego Ognia. Spojrzała na kapłana z taką nienawiścią, że ten aż się przeraził.
– Nie! Nie waż się…!
Uciszyła go polem siłowym i rzuciła na przeciwległą ścianę. Podwładni arcykapłana ruszyli na Egrrun.
– Wybacz mi, Ygg – zdążyła wyszeptać, zanim zepchnęła Święty Ogień z wieży Kristal.
Całe miasto natychmiast runęło. Do uszu Eggrun dotarła chaotyczna mieszanina dźwięków. Płacz dzieci, krzyki rodziców, budynki obracające się w gruzy – wszystko bezlitośnie obijało się o jej uszy. Ale dopiero na myśl o tym, że zawiodła Ygg, po policzku bogini popłynęła łza.
Arcykapłanka miała rację – Ymir był ostatnim uppvakiem. Od jego śmierci minęło już kilka miesięcy i nadal nie zaobserwowano innych olbrzymów. Ludzkość czuła się coraz pewniej i bezpieczniej, zastanawiano się nawet nad zburzeniem murów okalających niedawno powstałą metropolię. Nie było już Loftin i Nitfol – teraz wszyscy mieszkali w mieście Kadarf.
Eggrun została arcykapłanką i zarządczynią Kadarfu. Obywatele byli podzieleni – dawni mieszkańcy Nitfol czcili ją jako wybawczynię, ocaleli z Loftin zaś obwiniali za śmierć przyjaciół i rodzin. Podział ten miał trwać jeszcze długo – ludzie nie mieli już wspólnego wroga w postaci uppvaków, więc wszystkie negatywne emocje wyrzucali sobie nawzajem.
Eggrun zupełnie się tym nie przejmowała – wiedziała, że z czasem obywatele byłego Loftin jej zaufają. Uważała, że postąpiła właściwie i poświęcenie jednego wyjątkowego człowieka oraz kilkudziesięciu mieszkańców dla dobra całej ludzkości było słuszne. Bolało ją tylko to, że złamała obietnicę daną Ygg. Przed Wielką Bitwą pod Loftin dawała jej wyraźnie do zrozumienia, że Drasil zostanie przemieniony z powrotem w człowieka i wróci do niej.
Od momentu, gdy kapłanka ogłosiła tryumf, nie rozmawiała z dziewczynką ani razu. Ygg unikała jej jak ognia, a nawet gorzej – traktowała jak trędowatą. Za każdym razem, gdy Eggrun próbowała z nią porozmawiać, na twarzy dziewczynki widniał grymas obrzydzenia.
Odkąd imię Ygg zostało zapisane na kartach historii, nie miała życia w szkole. Zazdrosne o taki zaszczyt dzieciaki były bezlitosne.
– Zgubiłaś Drasila? – zaśmiały się “koleżanki”, gdy mijały zamyśloną, wpatrzoną w przestrzeń Ygg. – Może niedługo szkoła zorganizuje wykopki, to go znajdziemy.
Dziewczynka starała się nie zwracać na nie uwagi. W ciągu dnia trzymała się dzielnie, ale w nocy już nie wytrzymywała i dawała upust swoim smutkom i wściekłości. Zastanawiała się, ile jeszcze nocy spędzi na płaczu i jak długo będzie jeszcze czuła w sercu ostrze.
Zawsze przy sobie w łóżku miała latarkę vasaljos, bez której nie mogła zasnąć.
Tylko sny były w stanie ją pokrzepić. Zawsze były takie same: Drasil siedział na ławce przed szkołą i w skupieniu studiował podręcznik o uppvakach.