- Opowiadanie: arbelav - Nie jesteś już tylko sobą

Nie jesteś już tylko sobą

Na­pi­sa­łam to opo­wia­da­nie na kon­kurs or­ga­ni­zo­wa­ny przez Empik Go oraz Nowa Fan­ta­sty­ka. Chcia­ła­bym po­znać Waszą szcze­rą opi­nię na temat tego opo­wia­da­nia, po­nie­waż za­le­ży mi na pod­szli­fo­wa­niu swo­je­go stylu pi­sar­skie­go. Z góry dzię­ku­ję i życzę mi­łe­go czy­ta­nia!

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Nie jesteś już tylko sobą

 

Czło­wiek bu­dził się zu­peł­nie od­cię­ty od świa­tła, dźwię­ku i wszel­kich in­nych bodź­ców ze­wnętrz­nych. Woda opla­ta­ła je­dy­nie część jego ciała, pod­czas gdy sól epsom wy­py­cha­ła go ku górze. Dzię­ki temu był w sta­nie utrzy­my­wać się na po­wierzch­ni przez okrą­głe osiem go­dzin jak hi­sto­rycz­ne nar­t­ni­ki. Otwar­cie oczu było ni­czym prze­dłu­że­nie snu, po­nie­waż zbior­nik tłu­mie­nia sen­so­rycz­ne­go peł­nią­cy funk­cję łóżka za­pew­niał do­świad­cze­nie nie z tego świa­ta. Ko­pu­ła re­ago­wa­ła na roz­sze­rze­nie źre­ni­cy, otwie­ra­jąc się z każdą esen­cją życia w po­sta­ci od­ru­chu bez­wa­run­ko­we­go. 

 Wi­dząc przed sobą zna­jo­my biały sufit, Ha­ty­sa Orio­nis uświa­do­mi­ła sobie, że już nie była w sta­nie snu. Zwią­za­ny z tym ból za każ­dym razem prze­ja­wiał się na jej twa­rzy – w pre­ten­sjo­nal­nym zmarsz­cze­niu brwi i bez­rad­nym roz­chy­le­niu ust. Cóż, cięż­ka szczę­ka co­dzien­nie przy­po­mi­na­ła jej o tym, że jesz­cze dzia­ła­ła siła gra­wi­ta­cji. Dresz­cze prze­bie­gły ma­ra­ton po całym ciele, kiedy koń­ców­ki jej kru­czo­czar­nych wło­sów wciąż ocie­ka­ły wodą. Oszczę­dza­jąc na kro­kach, sta­nę­ła w nie­mal iden­tycz­nym miej­scu i szyb­kim klik­nię­ciem zmie­ni­ła ubra­nie na kom­bi­ne­zon wyj­ścio­wy. 

– Dzień dobry. W jakim stylu ma być dzi­siej­szy wy­strój? – roz­legł się zni­kąd ma­szy­no­wy głos, ka­le­cząc jej wraż­li­we na dźwięk uszy.

Kolor oczu ko­bie­ty stop­nio­wo prze­kształ­cał się z pe­la­gia­lu w hadal i z chło­dem wła­ści­wym oce­anom od­par­ła:

– Nie wiem, może być coś ku­bi­stycz­ne­go.

Kie­ru­jąc się do wyj­ścia, miesz­ka­nie stop­nio­wo za­czę­ło przy­bie­rać formę nie­kon­wen­cjo­nal­nych brył.

 Wy­szła przez za­my­ka­ne au­to­ma­tycz­nie drzwi. Kiedy obie­ma sto­pa­mi już peł­no­praw­nie zna­la­zła się na chod­ni­ku, osten­ta­cyj­nie za­czę­ła roz­glą­dać się do­oko­ła. Fun­da­men­ty tego mia­sta po­wsta­ły na nie­gdyś opusz­czo­nej wy­spie, a ów­cze­śnie swoją ar­chi­tek­tu­rą re­pre­zen­to­wa­ło szczyt tech­no­lo­gii. Ustro­jem przy­po­mi­na­ło grec­ką polis z cza­sów pre­hi­sto­rycz­nych, choć mi­nę­ło już od nich tyle lat, że okres ten wy­da­wał się obec­nej ludz­ko­ści zbli­żo­ny do licz­by Gra­ha­ma – gdyby umysł czło­wie­ka za­wie­rał wy­star­cza­ją­cą moc ob­li­cze­nio­wą, aby zwi­zu­ali­zo­wać ich licz­bę, za­padł­by się w czar­ną dziu­rę. Takie wła­śnie wra­że­nie wy­wo­ły­wa­ła sama myśl o czymś takim jak sta­ro­żyt­ność i okres jesz­cze wcze­śniej­szy. Po­wra­ca­jąc do pań­stwa-mia­sta, było ono od­izo­lo­wa­ne od resz­ty świa­ta, a do­kład­niej za­mknię­te za swo­imi lu­strza­ny­mi mu­ra­mi. W nich mie­ści­ły się miesz­ka­nia oby­wa­te­li Atlan­tis. W środ­ku nie bra­ko­wa­ło też wie­lo­wy­mia­ro­wych blo­ków wbu­do­wa­nych w sie­bie, które two­rzy­ły imi­ta­cję nie­rów­ne­go klifu skal­ne­go. W ta­kich bu­dyn­kach prze­ci­na­ły się ze sobą naj­róż­niej­sze in­sty­tu­cje użyt­ku pu­blicz­ne­go. Mia­sto za­pew­nia­ło oby­wa­te­lom naj­po­trzeb­niej­szą in­fra­struk­tu­rę. Po­nad­to, jego ide­al­ne roz­pla­no­wa­nie po­zwa­la­ło miesz­kań­com na do­tar­cie do naj­waż­niej­szych punk­tów w mniej niż dwie mi­nu­ty, a miej­sca gra­nicz­ne po­łą­czo­ne były po­cią­ga­mi po­ru­sza­ją­cy­mi się tuż nad gło­wa­mi, po to­rach za­mon­to­wa­nych w mo­stach nad­ziem­nych. Same w sobie nie sta­no­wi­ły je­dy­nie bu­dow­li in­ży­nier­skiej, lecz słu­ży­ły za ko­lej­ne pod­ło­że, umoż­li­wia­jąc pię­trze­nie grun­tu do gra­nic moż­li­wo­ści. Całą ba­ry­ka­dę przed świa­tem ze­wnętrz­nym wzmac­nia­ła do­dat­ko­wo ko­pu­ła, która za­stę­po­wa­ła miesz­kań­com Atlan­tis niebo. Sztucz­ny ma­kro­ko­smos bę­dą­cy tłem ar­chi­tek­tu­ry mia­sta ema­no­wał znacz­nie bar­dziej za­chwy­ca­ją­cym pięk­nem niż niebo wi­docz­ne w in­nych czę­ściach świa­ta – gołe i bar­ba­rzyń­sko ob­dar­te z ciał nie­bie­skich w wy­ni­ku ogrom­ne­go za­nie­czysz­cze­nia po­wie­trza na Ziemi. W do­dat­ku sztucz­ne niebo peł­ni­ło nie­sa­mo­wi­cie przy­dat­ną funk­cję. Każdy oby­wa­tel Atlan­tis był przy­pi­sa­ny do jed­nej z miesz­czą­cych się tam gwiazd i to po niej otrzy­my­wał swoje imię. Wie­rzo­no, że dzię­ki temu czło­wiek nigdy nie za­gi­nie, gdyż owa gwiaz­da re­je­stro­wa­ła każdy jego ruch, brała od­dech razem z nim i zni­ka­ła, kiedy on sam ginął. Z tego po­wo­du, wbrew prze­ko­na­niom przod­ków, spa­da­ją­ca gwiaz­da nie ko­ja­rzy­ła się miesz­kań­com ze speł­nia­niem ży­czeń, tylko z głę­bo­kim smut­kiem i trwo­gą. Nikt zatem nie po­świę­cał cen­nych go­dzin z życia na noc­nym tro­pie­niu jej po nie­bie. Więk­szość wo­la­ła unik­nąć tego dra­stycz­ne­go wi­do­ku.

 Ha­ty­sa Orio­nis ob­ser­wo­wa­ła prze­pla­tan­kę chmur z gwiaz­do­zbio­ra­mi oraz roz­cią­ga­ją­ce się war­ko­cze pro­mie­ni sło­necz­nych i świe­cą­cych błę­kit­nych ol­brzy­mów. Wpa­try­wa­ła się w nie na tyle długo, żeby za­cho­wać w pa­mię­ci ich jak naj­lep­szy obraz, gdy nagle po­czu­ła czy­jąś rękę na swo­jej szyi.

Chwy­ci­ła ramię spraw­cy obie­ma dłoń­mi, przy­cią­gnę­ła do swo­ich ple­ców, a na­stęp­nie zgię­ła ko­la­na i z ca­łych sił go prze­rzu­ci­ła.

– An­ta­res Scor­pii?! – krzyk­nę­ła, wi­dząc w pełni jego twarz – Je­steś nie­nor­mal­ny? My­śla­łam, że ktoś chciał mnie na­paść!

Ru­do­wło­sy męż­czy­zna leżał obo­la­ły na ziemi, ma­su­jąc pal­ca­mi głowę.

– Prze­cież za­wsze się tak z wami witam! Jakim cudem jesz­cze do tego nie przy­wy­kłaś?

– Też się za­sta­na­wiam – po­wie­dzia­ła z iro­nią. – Jak­bym wie­dzia­ła, że to ty, rzu­ci­ła­bym dwa razy moc­niej.

Roz­chy­lił usta w obu­rze­niu i zu­peł­nie za­po­mi­na­jąc o bólu, pod­niósł się z pręd­ko­ścią świa­tła. Za­mie­rzał coś od­po­wie­dzieć, lecz nie­spo­dzie­wa­nie w kon­wer­sa­cji po­ja­wił się nowy głos:

– Co jest, czemu An­ta­res leży na ziemi?

Na widok przy­by­sza oboje za­mil­kli. Scor­pii prze­tarł kom­bi­ne­zon uma­za­ny smugą gle­bo­wej farby, a Ha­ty­sa utknę­ła spoj­rze­nie w smar­twat­chu.

– Nie mam po­ję­cia, do­pie­ro tu przy­szłam – wzru­szy­ła ra­mio­na­mi, a jej ton był po­zba­wio­ny emo­cji.

Po kilku se­kun­dach ciszy prze­nio­sła wzrok z ekra­nu na dru­gie­go męż­czy­znę. Po­je­dyn­cze punk­ci­ki świa­tła lśni­ły brą­zo­wo w jego oczach, a na czoło opa­dał szary, za duży kap­tur. Nie mó­wiąc nic wię­cej, naj­zwy­czaj­niej podał rękę An­ta­re­so­wi, jed­nak ten sta­now­czo od­mó­wił, woląc sa­me­mu po­sta­wić się do pionu. Gdyby ta wy­cią­gnię­ta dłoń na­le­ża­ła do zwy­kłe­go prze­chod­nia, to bez wa­ha­nia prze­rzu­cił­by na nią cały cię­żar swo­je­go ciała, ale to był Felis Hy­drae – osoba, która przy nie­wiel­kiej ilo­ści wy­po­wie­dzia­nych słów bu­dzi­ła re­spekt ni­czym naj­le­piej prze­ma­wia­ją­cy fi­lo­zof.

– Nie ważne, żyję – rzu­cił od razu, gdy tylko po­czuł grunt pod no­ga­mi. – Uda­waj­cie, że tego nie wi­dzie­li­ście, jasne? – ase­ku­ra­cyj­nie po­pa­trzył to na nią, to na niego, szu­ka­jąc ja­kie­go­kol­wiek po­twier­dze­nia swo­ich słów. Gdy go nie zna­lazł, po­sta­no­wił szyb­ko zmie­nić temat: – To co, idzie­my?

– Jesz­cze Zosma Le­onis – po­wstrzy­mał go Felis.

An­ta­res za­śmiał się, lek­ce­wa­żą­co ma­cha­jąc przy tym ręką.

– No co ty, my­ślisz, że ją w ja­ki­kol­wiek spo­sób in­te­re­su­je po­li­ty­ka? – od­wró­cił się w jego stro­nę.

– Aku­rat na prze­mó­wie­niu no­we­go pre­zy­den­ta obec­ność jest obo­wiąz­ko­wa – ko­bie­ta wcię­ła się w jego kpią­ce zda­nie. – Oby­wa­tel, który się nie stawi, pod­le­ga karze, także by­ła­by na­praw­dę głu­pia, jakby nie przy­szła.

Przez chwi­lę stali w mil­cze­niu, aż w końcu po­ja­wi­ła się wy­cze­ki­wa­na osoba.

– Wy­bacz­cie, za­po­mnia­łam, że to dzi­siaj…– wy­du­si­ła z tru­dem po prze­bie­gnię­ciu krót­kie­go dy­stan­su.

– Ooo, masz nowy kolor wło­sów? – za­uwa­żył Scor­pii, a jego en­tu­zjazm po­dzie­lił Felis pra­wie nie­wi­docz­nym uśmie­chem. 

Zosma za­do­wo­lo­na po­ki­wa­ła głową.

– Bę­dziesz grała drze­wo, czy traw­nik w nowej sztu­ce? – za­py­ta­ła z za­cie­ka­wie­niem Ha­ty­sa, ale gdy wszy­scy po­sła­li jej wy­mow­ne spoj­rze­nia, lekko spe­szo­na do­da­ła: – Sory, nie miało za­brzmieć aż tak nie­mi­ło.

 Wkrót­ce cała czwór­ka ru­szy­ła w stro­nę cen­tral­nej czę­ści mia­sta. Zanim wsie­dli do eks­pre­so­we­go po­cią­gu, Felis zdo­łał upew­nić się, czy każdy miał przy sobie spraw­ne oku­la­ry ochron­ne przed świa­tłem nie­bie­skim. Za­gra­ża­ło bo­wiem oczom ze wszyst­kich stron, po­nie­waż ścia­ny więk­szo­ści wie­żow­ców były po pro­stu ogrom­ny­mi ekra­na­mi. Od­po­wied­nio przy­go­to­wa­ni, ru­szy­li ni­czym kwa­dry­ga na pierw­sze prze­mó­wie­nie pre­zy­den­ta. Drzwi do bu­dyn­ku wpusz­cza­ły każ­de­go po­je­dyn­czo, ska­nu­jąc przed­tem jego twarz. Ha­ty­sa, Zosma, An­ta­res i Felis usie­dli w siód­mym rzę­dzie od końca, co za­pew­nia­ło im na­praw­dę dobry widok. Zresz­tą, nawet gdyby stali pod drzwia­mi wi­dzie­li­by wszyst­ko z prze­ra­ża­ją­cą do­kład­no­ścią, dzię­ki prze­zor­nie za­mon­to­wa­nym mo­ni­to­rom. 

Świe­żo wy­bra­ny przez oby­wa­te­li pre­zy­dent miał wła­śnie roz­po­cząć wy­gła­sza­nie swo­je­go pierw­sze­go prze­mó­wie­nia i wy­da­wa­ło­by się, że sala ule­gła de­for­ma­cji od tak dużej licz­by ludzi, któ­rzy przy­szli, by usły­szeć to na żywo. W porę zdo­łał opa­no­wać stres i wchła­nia­jąc całą god­ność tego wy­da­rze­nia, za­czął mówić. Każde słowo szczy­ci­ło się ide­al­nym wy­ar­ty­ku­ło­wa­niem, a sam ich dobór był pro­jek­cją nie­zwy­kłej do­kład­no­ści i eru­dy­cji. Dum­nie wy­brzmie­wa­ją­ce fale dźwię­ko­we bez­pro­ble­mo­wo do­cie­ra­ły do uszu wszyst­kich zgro­ma­dzo­nych.

– To dla mnie za­szczyt być wa­szym re­pre­zen­tan­tem. Obie­cu­ję, że zro­bię wszyst­ko, by prze­dłu­żyć okres świet­no­ści Atlan­tis i za­pew­nić…

W pew­nym mo­men­cie za­wie­sił wzrok w jed­nym miej­scu i za­trwa­ża­ją­ca ni­cość za­wład­nę­ła jego ocza­mi. De­li­kat­ny uśmiech za­czął scho­dzić mu z twa­rzy, jakby zu­ży­ła się w nim ba­te­ria. Jego wy­pro­sto­wa­na po­sta­wa prze­szła w lekko zgar­bio­ną, a ręce, któ­ry­mi przed­tem ge­sty­ku­lo­wał za­mar­ły. Trwa­ło to około trzy­dzie­stu se­kund, przez co szme­ry ludz­kich gło­sów nie zdą­ży­ły się jesz­cze roz­prze­strze­nić po całym po­miesz­cze­niu. Wresz­cie mru­gnął raz. Potem drugi. Przy trze­cim na twa­rzy przy­szłej głowy pań­stwa znowu po­ja­wi­ły się emo­cje. Był to przede wszyst­kim strach i cał­ko­wi­ta kon­ster­na­cja. Męż­czy­zna spo­glą­dał to na pu­blicz­ność, to do­oko­ła sie­bie i po chwi­li za­czął mówić w zu­peł­nie nie­zro­zu­mia­łym dla in­nych ję­zy­ku.

– Co to za szop­ka… – szep­nął do swo­ich przy­ja­ciół An­ta­res, ale żadne z nich nie od­wa­ży­ło się wtedy wy­po­wie­dzieć ani słowa.

Lu­dzie nie byli do końca pewni, czy to nie­uda­ny żart, dla­te­go nie­po­rad­na część z nich sztucz­nie się za­śmia­ła, pod­czas gdy resz­ta pa­trzy­ła po sobie w prze­ra­że­niu. Nie­spo­dzie­wa­nie jedna osoba z pierw­sze­go rzędu gwał­tow­nie po­de­rwa­ła się ze swo­je­go miej­sca.

– To nie ja! – krzyk­nął, wbi­ja­jąc oczy w pa­ni­ku­ją­ce­go pre­zy­den­ta, a potem, prze­kie­ro­wu­jąc je na wła­sne dło­nie, dodał: – Zaraz… Co?! A-ale prze­cież…to je­stem ja.

Tym spo­so­bem, z pięk­ne­go prze­mó­wie­nia zo­sta­ły je­dy­nie reszt­ki, które i tak zmiótł wy­dech krzy­czą­ce­go męż­czy­zny. Pre­zy­dent na­to­miast za­czął coraz cię­żej od­dy­chać, nie­ustan­nie opla­ta­jąc rę­ko­ma głowę.

– Pro­szę mi uwie­rzyć, dro­dzy pań­stwo, że na­praw­dę się tak nie za­cho­wu­ję! Nie z wła­snej woli, to w ogóle teraz nie je­stem ja! – kon­ty­nu­ował nie­zna­jo­my męż­czy­zna z pierw­sze­go rzędu – Nie mam po­ję­cia, co się przed chwi­lą wy­da­rzy­ło, ale przy­się­gam…

– Że nie ośmie­lił­bym się ze­psuć tak waż­nej ce­re­mo­nii – do­koń­czył pre­zy­dent zu­peł­nie od­mie­nio­ny i do tego stop­nia opa­no­wa­ny, że sam swo­imi ge­sta­mi pod­jął próbę uspo­ko­je­nia in­nych, pod­czas gdy męż­czy­zna z pierw­sze­go rzędu do­padł dłoń­mi swo­jej głowy i roz­po­czął hi­per­wen­ty­la­cję. Nie­dłu­go potem ze­mdlał.

– Co się dzie­je?! – wrza­snę­ła Zosma tak gło­śno, jakby była so­list­ką w tym chó­rze krzy­ków ludz­kiej pa­ni­ki.

Felis wstał pierw­szy i jako je­dy­ny z pu­blicz­no­ści nie wpra­wił swo­ich strun gło­so­wych w drga­nia. Ge­stem obu dłoni wska­zał, żeby resz­ta się pod­nio­sła, a na­stęp­nie kiw­nął głową w stro­nę wyj­ścia. Wszy­scy byli na tyle zdu­mie­ni i za­kło­po­ta­ni, że bez za­sta­no­wie­nia wy­ko­na­li jego nieme roz­ka­zy. On na­to­miast, wi­dząc swój spo­kój, a ich pa­ni­kę, czuł się od­po­wie­dzial­ny za bez­piecz­ne wy­pro­wa­dze­nie całej trój­ki, zresz­tą za­wsze był dla nich pew­ne­go ro­dza­ju kom­pa­sem we wszyst­kich sfe­rach życia, być może dla­te­go za­wsze brali go ze sobą.

Nie po­trze­ba było wiele czasu, żeby udo­wod­nić traf­ność jego de­cy­zji. Do­słow­nie se­kun­dę po prze­kro­cze­niu progu drzwi wyj­ścio­wych, te nagle się za­blo­ko­wa­ły pod na­po­rem ucie­ka­ją­cych ludzi. Do­pie­ro świe­że po­wie­trze po­dzia­ła­ło na nich uspo­ka­ja­ją­co i po­wo­li za­czę­ła wra­cać im zdol­ność my­śle­nia. Po nie­dłu­giej na­ra­dzie cała czwór­ka po­sta­no­wi­ła udać się do domu Fe­li­sa.

Nie­wy­ja­śnio­ny in­cy­dent szyb­ko stał się nad­rzęd­nym przed­mio­tem wsze­la­kich badań i ja­kie­kol­wiek, choć­by naj­bar­dziej skąpe wy­ja­śnie­nie go stało się prio­ry­te­tem czo­ło­wych na­ukow­ców. Sfor­mu­ło­wa­nie czę­ści tezy i po­twier­dze­nie jej ba­da­nia­mi za­ję­ło nie­ca­łe trzy dni, po­nie­waż pod ko­niec dru­gie­go wszy­scy miesz­kań­cy Atlan­tis usły­sze­li na­stę­pu­ją­cy ko­mu­ni­kat:

– W wy­ni­ku dłu­go­trwa­łej ewo­lu­cji ludz­ki mózg obec­nie pra­cu­je na zde­cy­do­wa­nie szer­szym pa­śmie czę­sto­tli­wo­ści, niż u na­szych przod­ków. Z tego po­wo­du umysł jest zdol­ny do wy­sy­ła­nia oraz prze­chwy­ty­wa­nia nie tylko fal mó­zgo­wych, ale także ca­łych sieci świa­do­mo­ści. Zja­wi­sko to nosi nazwę di­sper­sio i nie­wy­klu­czo­ne, że może sta­no­wić nową re­ak­cję obron­ną or­ga­ni­zmu.

Ozna­cza­ło to, że moż­li­wym stało się prze­nie­sie­nie świa­do­mo­ści jed­ne­go czło­wie­ka do ciała kogoś in­ne­go. Po czte­rech dniach na­to­miast do­wie­dzio­no, że zja­wi­sko za­wsze funk­cjo­nu­je w obie stro­ny, mię­dzy dwoma oso­ba­mi, po­nie­waż świa­do­mość jed­nost­ki, z którą do­szło do za­mia­ny nie może po­zo­stać bez żad­ne­go ośrod­ka. Im wię­cej in­for­ma­cji zdo­by­wa­no na temat tego zja­wi­ska, tym szyb­ciej można było umie­ścić je w ra­mach nauki, na­da­jąc im fa­cho­we, po­wszech­nie obo­wią­zu­ją­ce ter­mi­ny. Osobę funk­cjo­nu­ją­cą nor­mal­nie w za­kre­sie swo­je­go ciała okre­śla­no mia­nem pro­prius, na­to­miast kogoś, kto w wy­ni­ku roz­pro­sze­nia zna­lazł się w obcym ciele, na­zy­wa­no se­iun­gens. Pią­te­go dnia stwo­rzo­no także spe­cjal­ne ure­gu­lo­wa­nia praw­ne do­ty­czą­ce prze­bie­gu oraz obo­wiąz­ków oby­wa­te­li pod­czas ca­łe­go zaj­ścia, a co naj­waż­niej­sze dzię­ki za­awan­so­wa­nym tech­no­lo­giom stało się moż­li­we wy­kry­wa­nie, kiedy i w ja­kich wa­run­kach di­sper­sio może na­stą­pić. Wszyst­kie te dzia­ła­nia miały na celu ja­kie­kol­wiek za­pa­no­wa­nie nad tym prze­ło­mo­wym w dzie­jach ludz­ko­ści i wciąż nie do końca wy­ja­śnio­nym zja­wi­skiem. Cho­ciaż więk­szość ba­da­czy twier­dzi­ła, że naj­lep­szym, co w tym wszyst­kim może być, jest fakt, że lu­dzie nie mają nad nim żad­nej kon­tro­li. 

Ty­dzień póź­niej, czwór­ka przy­ja­ciół nadal po­zo­sta­wa­ła pod jed­nym da­chem. Wyj­ście na ze­wnątrz od czasu prze­mó­wie­nia pre­zy­den­ta przy­spie­sza­ło bo­wiem bicie serca i oszro­nia­ło krew w ży­łach miesz­kań­ców. 

– Mam na­dzie­ję, że za­mie­nię się z kimś, kto jest teraz na eg­zo­tycz­nych wa­ka­cjach – od­parł znu­dzo­ny An­ta­res, kła­dąc się na ka­na­pie, po czym kon­ty­nu­ował – albo nie, le­piej z moim sze­fem, to wtedy przy­znam sobie pre­mię. Nie mógł­by już tego cof­nąć, co nie?

– Prze­cież wie­dział­by, że to twoja spraw­ka – za­śmia­ła się Zosma.

– I do­brze, firma wresz­cie za­czę­ła­by się roz­wi­jać, jakby Scor­pii wy­le­ciał z pracy – do po­ko­ju we­szła Ha­ty­sa.

– Ah tak? Za­baw­ne, że mówi to osoba, którą zwol­ni­li, bo od ty­go­dnia nie wy­cho­dzi z domu – za­drwił z niej.

– Boisz się? – za­py­tał z za­nie­po­ko­je­niem Felis.

Ko­bie­ta nie mogąc utrzy­mać swo­ich ner­wów nad prze­pa­ścią, pu­ści­ła je i pod­nio­sła głos:

– Nie! To nie jest tak, że się boję, po pro­stu nie mam ocho­ty pa­trzeć na ludzi za­cho­wu­ją­cych się jak zom­bie!

– Prze­sa­dzasz… – Zosma prze­chy­li­ła głowę na bok – to na­praw­dę nie jest takie złe, jak się wy­da­je.

Skrę­po­wa­ny ciszą Hy­drae, zrzu­cił jej łań­cu­chy, pro­po­nu­jąc, żeby wszy­scy wy­szli razem na ze­wnątrz. 

– W ten spo­sób każdy czuł­by się bez­piecz­nie. Je­że­li któ­reś z nas ule­gnie di­sper­sio, to po­zo­sta­ła trój­ka bę­dzie go­to­wa, żeby się nim zająć. 

Nie mu­siał ich długo prze­ko­ny­wać do za­ak­cep­to­wa­nia tego po­my­słu, gdyż ni­ko­go ani ni­cze­go w świe­cie się tak nie słu­cha­li jak jego. Nawet wła­sne­go głosu roz­sąd­ku, który przy nim wy­da­wał się gło­sem zguby.

 W nieco ponad mi­nu­tę zna­leź­li się w parku ogro­dów świa­ta. Obe­szli go ca­łe­go, a na­stęp­nie udali się do krę­giel­ni i po kil­ku­go­dzin­nej grze – do re­stau­ra­cji. Ten dzień zda­wał się ob­fi­to­wać w nic in­ne­go, jak roz­ryw­kę, a lu­dzie do­oko­ła za­cho­wy­wa­li się zu­peł­nie nor­mal­nie.

– Wi­dzi­cie? Nic się nie dzie­je – od­po­wie­dział pewny sie­bie An­ta­res, kro­cząc dum­nie do przo­du.

Wtem Felis gwał­tow­nie szarp­nął go za ko­szul­kę, po­wo­du­jąc chwi­lo­we za­ci­śnię­cie ma­te­ria­łu na jego szyi.

– Wpadł­byś pod sa­mo­chód! – obu­rzy­ła się Zosma.

Wy­trzesz­czył oczy, wi­dząc, jak po­jazd pra­wie prze­je­chał mu po sto­pie. Po chwi­li od­wró­cił się nie­znacz­nie do przy­ja­ciół i zdo­był się je­dy­nie na ner­wo­wy śmiech.

Kon­ty­nu­owa­li swoją trasę, roz­ma­wia­jąc na prze­róż­ne te­ma­ty, tak jak mieli w zwy­cza­ju. Oprócz ma­łe­go in­cy­den­tu An­ta­re­sa nic nie zdo­ła­ło pod­wyż­szyć im ci­śnie­nia.

Do czasu, gdy prze­cho­dząc przez pasy, cały ruch w mie­ście zo­stał nie­spo­dzie­wa­nie wstrzy­ma­ny, a na wszyst­kich ekra­nach po­ja­wił się iden­tycz­ny ko­mu­ni­kat:

– Uwaga. Wy­kry­to zwięk­szo­ną ak­tyw­ność fal mó­zgo­wych. W ciągu trzech minut może na­stą­pić di­sper­sio. Pro­si­my za­cho­wać spo­kój. Wszy­scy, któ­rzy nie ule­gną za­mia­nie, są zo­bo­wią­za­ni udzie­lić po­mo­cy i za­pew­nić bez­pie­czeń­stwo oso­bom znaj­du­ją­cym się w sta­nie se­iun­gens. Dzię­ku­je­my.

Nie mogąc uwie­rzyć wła­snym oczom, pa­trzy­li po sobie w za­kło­po­ta­niu, ocze­ku­jąc, że któ­reś powie, że to żart. Pierw­szym co zro­bi­li, było usu­nię­cie się z przej­ścia dla pie­szych i moż­li­wie jak naj­dal­sze od­su­nię­cie się od jezd­ni. 

– Cho­le­ra, co teraz? – na twa­rzy Ha­ty­sy wy­rzeź­bi­ło się za­kło­po­ta­nie.

Wtem, oto­cze­nie za­czę­ło roz­my­wać jej się przed ocza­mi. Pole wi­dze­nia zo­sta­ło za­wę­żo­ne i zda­wa­ła się je po­chła­niać czar­na dziu­ra. Słuch obez­wład­nił szum, który jesz­cze bar­dziej od­ry­wał czło­wie­ka od sa­me­go sie­bie. W końcu utknę­ła w ni­co­ści. Przed nią ja­wi­ła się już zu­peł­na ciem­ność, a wszyst­kie dźwię­ki stały się nie­prze­pusz­czal­ne. Nim do­tar­ło do niej, co się z nią dzia­ło, mię­śnie za­czę­ły same pod­no­sić po­wie­ki, jakby wy­cią­ga­jąc zmysł wzro­ku spod gru­zów, do mo­men­tu aż uświa­do­mi­ła sobie, że nie była już w tym samym miej­scu, a tym bar­dziej nie w tym samym ciele.

To samo stało się z Fe­li­sem i Zosmą. Druga z ko­biet spo­strze­gła, że jej pole wi­dze­nia było od­gro­dzo­ne osło­ną, a ona sama znaj­do­wa­ła się w ska­fan­drze. Ko­smicz­nym.

W oszo­ło­mie­niu zro­bi­ła dwa nie­śmia­łe kroki przed sie­bie, po to, by na­brać od­wa­gi do dal­sze­go kro­cze­nia po srebr­nym glo­bie. Prze­strzeń za­le­wa­ła ko­smicz­na czerń, z praw­dzi­wy­mi gwiaz­da­mi, które teraz we wła­snej oso­bie pa­trzy­ły na nią, a ona na nie. Mi­ja­ła kra­te­ry ude­rze­nio­we, morza księ­ży­co­we i góry w peł­nym za­chwy­cie i wzru­sze­niu. To było pięk­no, któ­re­go nie dało się okre­ślić, przez całe życie zna­jąc tylko ziem­ską miarę. W od­da­li wi­dzia­ła część bazy utwo­rzo­nej na księ­ży­cu, a za swo­imi ple­ca­mi małą pla­ne­tę Zie­mię, któ­rej widok wcale jej nie prze­ra­żał, ani nie przy­tła­czał, wręcz prze­ciw­nie – był dla niej prze­ło­mem, od­kry­ciem isto­ty pięk­na i nie­sa­mo­wi­to­ści, do czego jako es­tet­ka dą­ży­ła całe życie.

 W mię­dzy­cza­sie na ro­dzi­mej pla­ne­cie An­ta­res jako je­dy­ny po­zo­stał sobą.

– Co, tylko ja nie ule­głem prze­mia­nie? – za­wo­łał z ogrom­nym roz­cza­ro­wa­niem – Nie no, prze­gię­li­ście! – spoj­rzał na swo­ich przy­ja­ciół.

Nagle gwał­tow­nie do­sko­czył do Zosmy, która stra­ci­ła czu­cie w no­gach i pra­wie upa­dła na zie­mię.

– Oj, ostroż­nie! – rzu­cił, a na­stęp­nie po­wo­li usa­dził ją albo jego na ziemi.

Upew­niw­szy się, że oso­bie, która ule­gła di­sper­sio nie gro­zi­ło już żadne nie­bez­pie­czeń­stwo, od­wró­cił się, by zo­ba­czyć, co ro­bi­li inni. Ha­ty­sa pa­nicz­nie pró­bo­wa­ła od­blo­ko­wać te­le­fon.

– Wszyst­ko… w po­rząd­ku? – za­py­tał, mimo wszyst­ko zda­jąc sobie spra­wę z ude­rza­ją­cej ab­sur­dal­no­ści swo­je­go py­ta­nia.

– Halo, po­li­cja? Chciał­bym zgło­sić na­paść na ty­łach szko­ły imie­nia Da­ph­ni­sa, księ­ży­ca Sa­tur­na. Dwóch star­szych męż­czyzn, około czter­dzie­stu lat i jeden uczeń, który jest ranny… Imię i na­zwi­sko? Nie wiem. W sen­sie, ja na­zy­wam się Sarin Her­cu­lis, ale teraz je­stem w sta­nie se­iun­gens. Sam zo­sta­łem po­bi­ty! – mó­wi­ła po­spiesz­nie.

An­ta­res w osłu­pie­niu przy­słu­chi­wał się tej roz­mo­wie. Nawet nie zda­wał sobie spra­wy, że to ano­mal­ne zja­wi­sko mogło w nie­ty­po­wy spo­sób przy­czy­nić się do ura­to­wa­nia komuś życia. Prze­ję­ty i z po­są­go­wą po­wa­gą, co było do niego nie­po­dob­ne, po­ło­żył dłoń na ra­mie­niu Ha­ty­sy. Kiedy się od­wró­ci­ła i spoj­rza­ła na niego zu­peł­nie nie­swo­im wzro­kiem, nagle uprzy­tom­nił sobie, że skoro ofia­ra na­pa­ści jest tu, to zna­czy, że ona sama mu­sia­ła znaj­do­wać się w środ­ku in­cy­den­tu i to nie­sa­mo­wi­cie nim wstrzą­snę­ło. Mi­mo­wol­nie za­chwiał się lekko, ale nie chcąc po­ka­zy­wać po sobie za­kło­po­ta­nia, po pro­stu po­kle­pał tego kogoś po barku. Ko­lej­ny raz ukry­wał swoje praw­dzi­we ob­li­cze ry­cer­ską przy­łbi­cą, nie zda­jąc sobie jed­nak spra­wy z tego, jak bar­dzo była za­rdze­wia­ła. Z krzy­wym uśmie­chem od­parł:

– Nie przej­muj się, zna­jąc ko­bie­tę, z którą mają ak­tu­al­nie do czy­nie­nia, na pewno to oni teraz leżą na ziemi – to jed­nak jesz­cze bar­dziej zde­ner­wo­wa­ło osobę sto­ją­cą na­prze­ciw­ko. – Zna­czy…bar­dzo mi przy­kro – spe­szo­ny za­czął dra­pać się po karku. – Wiesz co, pójdę spraw­dzić, co u in­nych.

Od­da­lił się nie­zręcz­nie, my­śląc w duchu, że z chę­cią za­mie­nił­by się nawet z takim Sa­ri­nem, żeby nie mu­sieć zaj­mo­wać się ty­lo­ma wzbu­rzo­ny­mi i prze­ra­żo­ny­mi ludź­mi naraz. 

 Wy­da­wa­ło mu się, że w całym tym zaj­ściu o kimś za­po­mniał. Po­czął roz­glą­dać się i prze­cha­dzać po chod­ni­ku, gdy wresz­cie spo­strzegł Fe­li­sa, który zu­peł­nie umknął jego uwa­dze.

– Ej stary, wszyst­ko gra? Sory, że cię zo­sta­wi­łem, ale mia­łem resz­tę pacz­ki do ogar­nię­cia – mówił An­ta­res, pod­bie­ga­jąc do przy­ja­cie­la.

Ten na­to­miast zdo­łał przejść kil­ka­na­ście kro­ków od przej­ścia dla pie­szych, co w znacz­nej mie­rze przy­czy­ni­ło się do jego znik­nię­cia z pola wi­dze­nia Scor­piie­go. Nie był ze­stre­so­wa­ny ani nie pa­ni­ko­wał. Za­miast tego z cie­ka­wo­ścią roz­glą­dał się po swoim nowym oto­cze­niu. 

– Felis Hy­drae? – po­wie­dział nie­zna­jo­my se­iun­gens, pa­trząc na wła­sne dło­nie.

– Tak, to z nim się za­mie­ni­łeś albo za­mie­ni­łaś… No wła­śnie, jak mam się do cie­bie zwra­cać?

Męż­czy­zna prze­niósł wzrok na An­ta­re­sa i nie od­po­wia­da­jąc żad­nym sło­wem, roz­cią­gnął usta w de­li­kat­nym uśmie­chu. On zaś w osłu­pie­niu przy­glą­dał się jego twa­rzy, mimo wszyst­ko od­czu­wa­jąc w niej coś dziw­ne­go.

– Okej, czyli też nie je­steś roz­mow­ną osobą. Wy­glą­da na to, że macie wiele wspól­ne­go – rzu­cił na od­chod­ne, po­wo­li zo­sta­wia­jąc Fe­li­sa w tyle.

Cała ta ano­ma­lia trwa­ła pięt­na­ście minut i w końcu trój­ka przy­ja­ciół za­czę­ła po­wra­cać do sie­bie.

– Co to było… – roz­legł się głos wła­ści­wej Ha­ty­sy – Do­słow­nie ze wszyst­kich ludzi w mie­ście mu­sia­łam za­mie­nić się z dzie­cia­kiem, któ­re­go po­bi­li?!

– No cóż, to była moja ulu­bio­na wer­sja cie­bie – ode­zwał się An­ta­res, zmie­rza­jąc ku ko­bie­cie non­sza­lanc­kim kro­kiem. – Może dla­te­go, że to wcale nie byłaś ty?

– Prze­za­baw­ne, Scor­pii. Chyba za­mie­ni­łeś się z ja­kimś bła­znem dwa­dzie­ścia lat temu i nadal cię nie od­mie­ni­li.

Z ich zgorzk­nia­ły­mi wy­ra­za­mi twa­rzy kon­tra­sto­wa­ła za­chwy­co­na mi­mi­ka Zosmy. Eks­cy­ta­cja za­wład­nę­ła rów­nież jej wszyst­ki­mi ge­sta­mi.

– Lu­dzie, byłam na księ­ży­cu, tym praw­dzi­wym! Ro­zu­mie­cie? To było naj­lep­sze, co mi się przy­tra­fi­ło w życiu. I ten pył księ­ży­co­wy…

– Jest szko­dli­wy i nisz­czy ko­mór­ki astro­nau­tów – prze­rwa­ła jej Ha­ty­sa.

Uśmiech Zosmy uległ lek­kiej de­for­ma­cji. Za­mil­kła na chwi­lę, by oddać się prze­my­śle­niom.

– Zaraz… czy ty po­wie­dzia­łaś, że za­mie­ni­łaś się z go­ściem, któ­re­go po­bi­li? – zwró­ci­ła się po­now­nie ku przy­ja­ciół­ce, na co ta jej przy­tak­nę­ła – An­ta­res, a co zro­bi­ła za­mie­nio­na Ha­ty­sa?

– Za­dzwo­ni­ła na po­li­cję i przed­sta­wi­ła się jako tam­ten dzie­ciak. Muszę przy­znać, że młody miał szczę­ście. Gdyby nie to całe di­sper­sio Wolę nie my­śleć, co by mu się stało.

– No wła­śnie. Prze­cież to coś fan­ta­stycz­ne­go! – krzyk­nę­ła Le­onis.

– Co? Cie­szysz się z mo­je­go nie­szczę­ścia? 

– Nie, nie, skąd­że – bro­ni­ła się. – Po pro­stu, za­sta­nów­cie się nad tym – jak ktoś bę­dzie chciał skrzyw­dzić dru­gie­go czło­wie­ka, a potem przez di­sper­sio opraw­ca za­mie­ni się z ofia­rą, to po­my­śli kilka razy, zanim zada cier­pie­nie sa­me­mu sobie albo za­prze­sta­nie ta­kie­go po­my­słu, jak sta­nie jako ska­za­ny przed wła­snym ob­li­czem – katem. Może wresz­cie skoń­czy się zło na świe­cie?

Roz­mów­cy uci­chli, ana­li­zu­jąc teo­rię Zosmy we wła­snych umy­słach. Mogła mieć rację, a nawet jeśli jej wizja była zbyt uto­pij­na, to pro­ces za­mia­ny cia­ła­mi i tak miał po­ten­cjał, by przy­czy­nić się do więk­sze­go dobra, co po­twier­dzał cho­ciaż­by przy­pa­dek Ha­ty­sy.

– No nie wiem… Felis, a co ty o tym są­dzisz? – za­py­tał An­ta­res – W ogóle się nie ode­zwa­łeś od czasu trans­for­ma­cji. Z kim się za­mie­ni­łeś? 

Wszy­scy przy­ja­cie­le zwró­ci­li się ku Fe­li­so­wi Hy­drae, lecz on na nich nie pa­trzył. Stał od­wró­co­ny ple­ca­mi, a jego głowa pa­trzy­ła gdzieś w prawą stro­nę. 

Nieco za­nie­po­ko­je­ni, sta­nę­li bli­żej niego i chcąc włą­czyć go do roz­mo­wy, po kolei za­czę­li opo­wia­dać z więk­szą do­kład­no­ścią swoje do­świad­cze­nia zwią­za­ne z roz­pro­sze­niem. On jed­nak przez cały czas mil­czał.

 

Koniec

Komentarze

Witaj.

Gra­tu­lu­ję tu­tej­sze­go de­biu­tu i to już w dniu re­je­stra­cji. :)

 

Co do spraw ję­zy­ko­wych – przy­kła­do­we su­ge­stie oraz wąt­pli­wo­ści (je­dy­nie do prze­my­śle­nia):

Wie­lo­krot­nie zgrzy­ta mi styl i skład­nia zdań, tu przy­kła­dy:

Otwar­cie oczu było ni­czym prze­dłu­że­nie snu, po­nie­waż zbior­nik tłu­mie­nia sen­so­rycz­ne­go peł­nią­cy funk­cję łóżka za­pew­niał do­świad­cze­nie nie z tego świa­ta.

Kie­ru­jąc się do wyj­ścia, miesz­ka­nie stop­nio­wo za­czę­ło przy­bie­rać formę nie­kon­wen­cjo­nal­nych brył.

Fun­da­men­ty tego mia­sta po­wsta­ły na nie­gdyś opusz­czo­nej wy­spie, a ów­cze­śnie swoją ar­chi­tek­tu­rą re­pre­zen­to­wa­ło szczyt tech­no­lo­gii.

Do czasu, gdy prze­cho­dząc przez pasy, cały ruch w mie­ście zo­stał nie­spo­dzie­wa­nie wstrzy­ma­ny, a na wszyst­kich ekra­nach po­ja­wił się iden­tycz­ny ko­mu­ni­kat…

Słuch obez­wład­nił szum, który jesz­cze bar­dziej od­ry­wał czło­wie­ka od sa­me­go sie­bie.

 

Tu mamy po­wtó­rze­nia, czyli uster­ki sty­li­stycz­ne:

Wpa­try­wa­ła się w nie na tyle długo, żeby za­cho­wać w pa­mię­ci ich jak naj­lep­szy obraz, gdy nagle po­czu­ła czy­jąś rękę na swo­jej szyi. Chwy­ci­ła ramię spraw­cy obie­ma dłoń­mi, przy­cią­gnę­ła do swo­ich ple­ców, a na­stęp­nie zgię­ła ko­la­na i z ca­łych sił go prze­rzu­ci­ła.

On na­to­miast, wi­dząc swój spo­kój, a ich pa­ni­kę, czuł się od­po­wie­dzial­ny za bez­piecz­ne wy­pro­wa­dze­nie całej trój­ki, zresz­tą za­wsze był dla nich pew­ne­go ro­dza­ju kom­pa­sem we wszyst­kich sfe­rach życia, być może dla­te­go za­wsze brali go ze sobą.

Nagle gwał­tow­nie do­sko­czył do Zosmy, która stra­ci­ła czu­cie w no­gach i pra­wie upa­dła na zie­mię.

– Oj, ostroż­nie! – rzu­cił, a na­stęp­nie po­wo­li usa­dził ją albo jego na ziemi.

Wszyst­ko… w po­rząd­ku? – za­py­tał, mimo wszyst­ko zda­jąc sobie spra­wę z ude­rza­ją­cej ab­sur­dal­no­ści swo­je­go py­ta­nia.

 

 

Za­pi­sy dia­lo­gów wy­ma­ga­ją szcze­gó­ło­wej po­pra­wy, np.:

– An­ta­res Scor­pii?! – krzyk­nę­ła, wi­dząc w pełni jego twarz – Je­steś nie­nor­mal­ny? My­śla­łam, że ktoś chciał mnie na­paść!

– Uda­waj­cie, że tego nie wi­dzie­li­ście, jasne? – ase­ku­ra­cyj­nie po­pa­trzył to na nią, to na niego, szu­ka­jąc ja­kie­go­kol­wiek po­twier­dze­nia swo­ich słów. Gdy go nie zna­lazł, po­sta­no­wił szyb­ko zmie­nić temat: – To co, idzie­my?

– No co ty, my­ślisz, że ją w ja­ki­kol­wiek spo­sób in­te­re­su­je po­li­ty­ka? – od­wró­cił się w jego stro­nę.

– Aku­rat na prze­mó­wie­niu no­we­go pre­zy­den­ta obec­ność jest obo­wiąz­ko­wa – ko­bie­ta wcię­ła się w jego kpią­ce zda­nie.

– Cho­le­ra, co teraz? – na twa­rzy Ha­ty­sy wy­rzeź­bi­ło się za­kło­po­ta­nie.

 

Cza­sem brak prze­cin­ka, np.:

Jego wy­pro­sto­wa­na po­sta­wa prze­szła w lekko zgar­bio­ną, a ręce, któ­ry­mi przed­tem ge­sty­ku­lo­wał za­mar­ły.

Nie­wy­ja­śnio­ny in­cy­dent szyb­ko stał się nad­rzęd­nym przed­mio­tem wsze­la­kich badań i ja­kie­kol­wiek, choć­by naj­bar­dziej skąpe wy­ja­śnie­nie go stało się prio­ry­te­tem czo­ło­wych na­ukow­ców.

Cza­sem prze­cin­ków jest za dużo, np.:

Wtem, oto­cze­nie za­czę­ło roz­my­wać jej się przed ocza­mi.

 

– Co to za szop­ka… – czy to nie zda­nie py­ta­ją­ce?

– Co to było… – i to​?

Po czte­rech dniach na­to­miast do­wie­dzio­no, że zja­wi­sko za­wsze funk­cjo­nu­je w obie stro­ny, mię­dzy dwoma oso­ba­mi, po­nie­waż świa­do­mość jed­nost­ki, z którą do­szło do za­mia­ny nie może po­zo­stać bez żad­ne­go ośrod­ka. – tutaj błąd gra­ma­tycz­ny – „osoba” to ro­dzaj żeń­ski, a nie męski

 

W wielu zda­niach za dużo jest za­im­ków, np.:

Wtem Felis gwał­tow­nie szarp­nął go za ko­szul­kę, po­wo­du­jąc chwi­lo­we za­ci­śnię­cie ma­te­ria­łu na jego szyi.

Po­ja­wia­ją się także błędy or­to­gra­ficz­ne, np.:

Nie ważne, żyję – razem

Opo­wia­da­nie jest nagle urwa­ne, brak pod­su­mo­wa­nia, za­koń­cze­nia, ja­kie­go­kol­wiek zło­że­nia razem tego, co opo­wie­dzia­łaś wcze­śniej. Czy­tel­nik po­zo­sta­je z uczu­ciem za­sko­cze­nia i nie­do­sy­tu. Po­mysł na fan­ta­sty­kę jest cie­ka­wy, lecz nie do końca wy­ja­śnio­ny i pod­su­mo­wa­ny.

Za­chę­cam do spoj­rze­nia w dział Pu­bli­cy­sty­ka, gdzie miesz­czą­cy się u samej góry „Po­rad­nik dla No­wi­cju­szy” au­tor­stwa Dra­ka­iny (oraz po­niż­sze ko­men­ta­rze) przy­bli­ży i uła­twi wiele spraw, w tym zapis dia­lo­gów.

Po­zdra­wiam ser­decz­nie, po­wo­dze­nia. :)

Pe­cu­nia non olet

smiley

Witaj.

Zga­dzam się cał­ko­wi­cie z pod­su­mo­wa­niem bruce i wcze­śniej­szy­mi uwa­ga­mi.

“Peł­no­praw­ne sta­wa­nie na chod­ni­ku…cięż­ka szczę­ka…miesz­ka­nie kie­ru­ją­ce się do wyj­ścia…

gle­bo­wa farba…pre­ten­sjo­nal­ne zmarsz­cze­nie brwi…” – to wszyst­ko (i inne) tro­chę pach­nie AI.

Ale pew­nie się mylę. 

Uwiel­biam ta­plać się w opa­rach abs­trak­cji i ab­sur­du, jed­nak tu – miej­sca­mi – mnie prze­ro­sły.

Jed­nak mówi się, że ćwi­cze­nie czyni mi­strza

Po­zdra­wiam.

dum spiro spero

bruce - Bar­dzo dzię­ku­ję za tak szcze­gó­ło­wą ana­li­zę mo­je­go opo­wia­da­nia oraz cenne uwagi i wska­zów­ki. Wezmę je sobie wszyst­kie do serca i będę pra­co­wać nad nie­do­cią­gnię­cia­mi. Po­zdra­wiam ser­decz­nie :)

 

Fa­scy­na­tor - Nie ko­rzy­sta­łam z AI, ale coś w tym jest – mo­men­ta­mi rze­czy­wi­ście brzmi to tro­chę dziw­nie, a nawet prze­sad­nie. Bar­dzo dzię­ku­ję za ko­men­tarz, oczy­wi­ście będę dalej ćwi­czyć. Po­zdra­wiam rów­nież :)

I ja dzię­ku­ję. :)

Tutaj każdy z nas pra­cu­je nad tek­sta­mi, nikt nie pisze bez­błęd­nie. :)

Po­zdra­wiam ser­decz­nie, po­wo­dze­nia. :)

Pe­cu­nia non olet

laugh

Do­pie­ro co od­czu­łem to na wła­snej skó­rze. Do­brze, że gruba…

ar­be­lav – bę­dzie do­brze, po­ten­cjał jest…

dum spiro spero

Hej, hej,

 

hi­sto­ria przy­po­mi­na ra­czej szkic niż peł­no­praw­ne opo­wia­da­nie. Pełno w niej uprosz­czeń fa­bu­lar­nych, przy­dłu­gich opi­sów ob­fi­tych w ogól­ne stwier­dze­nia, albo nie­lo­gicz­nych zda­rzeń – prze­ło­mo­wych od­kryć, które “same się do­ko­na­ły” w dro­dze ewo­lu­cji (sic!).

 

Hi­sto­ria nie ma w sobie ta­jem­ni­cy a boh­te­ro­wie i świat przed­sta­wio­ny są słabo opi­sa­ni, pa­pie­ro­wi.

 

Je­że­li cho­dzi o za­mia­nę ciał po­le­cam 2 od­ci­nek Opo­wie­ści z Pętli (klik). Nawet ten jeden od­ci­nek (a po­le­cam obej­rzeć ca­łość) uka­zu­je swo­istą głę­bię bu­do­wa­nia świa­ta i kon­stru­wa­nia bo­ha­te­rów. Jed­no­cze­śnie jest w tym świe­cie cała gama emo­cji.

 

Tro­chę od­nie­sień do tek­stu po­ni­żej.

 

Na­gro­ma­dze­nie słów mało kon­kret­nych, ogól­nych

 

Czło­wiek bu­dził się zu­peł­nie od­cię­ty od świa­tła, dźwię­ku i wszel­kich in­nych bodź­ców ze­wnętrz­nych. Woda opla­ta­ła je­dy­nie część jego ciała, pod­czas gdy sól epsom wy­py­cha­ła go ku górze. Dzię­ki temu był w sta­nie utrzy­my­wać się na po­wierzch­ni przez okrą­głe osiem go­dzin jak hi­sto­rycz­ne nar­t­ni­ki. Otwar­cie oczu było ni­czym prze­dłu­że­nie snu, po­nie­waż zbior­nik tłu­mie­nia sen­so­rycz­ne­go peł­nią­cy funk­cję łóżka za­pew­niał do­świad­cze­nie nie z tego świa­ta. Ko­pu­ła re­ago­wa­ła na roz­sze­rze­nie źre­ni­cy, otwie­ra­jąc się z każdą esen­cją życia w po­sta­ci od­ru­chu bez­wa­run­ko­we­go. 

 

Tro­chę słów za­sto­so­wa­nym w dziw­nym zna­cze­niu np:

– Dzień dobry. W jakim stylu ma być dzi­siej­szy wy­strój?

Wy­strój ma ko­no­ta­cje ra­czej zwią­za­ne z ar­chi­tek­tu­rą (klik)

 

 

 

Było już wyżej o skład­ni, do­rzu­cam swoje trzy gro­sze, przy nie­któ­rych zda­niach nieco się po­gu­bi­łem:

 

Kie­ru­jąc się do wyj­ścia, miesz­ka­nie stop­nio­wo za­czę­ło przy­bie­rać formę nie­kon­wen­cjo­nal­nych brył.

Miesz­ka­nie kie­ro­wa­ło się do wyj­ścia?

 

Wy­szła przez za­my­ka­ne au­to­ma­tycz­nie drzwi.

Skoro wy­szła przez te drzwi to chyba były też otwie­ra­ne au­to­ma­tycz­nie? To wy­cho­dze­nie i za­my­ka­nie jakoś wzbu­dzi­ło moje wąt­pli­wo­ści. Ja bym szedł w coś na kształt “Wy­szła przez au­to­ma­tycz­ne drzwi, które za­mknę­ły się za nią z ci­chym szme­rem pro­wad­nic”.

 

Wpa­try­wa­ła się w nie na tyle długo, żeby za­cho­wać w pa­mię­ci ich jak naj­lep­szy obraz, gdy nagle po­czu­ła czy­jąś rękę na swo­jej szyi.

Chwy­ci­ła ramię spraw­cy obie­ma dłoń­mi, przy­cią­gnę­ła do swo­ich ple­ców, a na­stęp­nie zgię­ła ko­la­na i z ca­łych sił go prze­rzu­ci­ła.

Tutaj mamy spraw­cę nie wia­do­mo czego. Mamy tylko info o ręce na szyi, nie wiem, co ta ręka spra­wi­ła.

 

 

Fa­bu­lar­nie garść moich wąt­pli­wo­ści:

 

– Co się dzie­je?! – wrza­snę­ła Zosma tak gło­śno, jakby była so­list­ką w tym chó­rze krzy­ków ludz­kiej pa­ni­ki.

Felis wstał pierw­szy i jako je­dy­ny z pu­blicz­no­ści nie wpra­wił swo­ich strun gło­so­wych w drga­nia. Ge­stem obu dłoni wska­zał, żeby resz­ta się pod­nio­sła, a na­stęp­nie kiw­nął głową w stro­nę wyj­ścia. Wszy­scy byli na tyle zdu­mie­ni i za­kło­po­ta­ni, że bez za­sta­no­wie­nia wy­ko­na­li jego nieme roz­ka­zy. On na­to­miast, wi­dząc swój spo­kój, a ich pa­ni­kę, czuł się od­po­wie­dzial­ny za bez­piecz­ne wy­pro­wa­dze­nie całej trój­ki, zresz­tą za­wsze był dla nich pew­ne­go ro­dza­ju kom­pa­sem we wszyst­kich sfe­rach życia, być może dla­te­go za­wsze brali go ze sobą.

Nie po­trze­ba było wiele czasu, żeby udo­wod­nić traf­ność jego de­cy­zji. Do­słow­nie se­kun­dę po prze­kro­cze­niu progu drzwi wyj­ścio­wych, te nagle się za­blo­ko­wa­ły pod na­po­rem ucie­ka­ją­cych ludzi.

I dalej:

 

Nie­wy­ja­śnio­ny in­cy­dent szyb­ko stał się nad­rzęd­nym przed­mio­tem wsze­la­kich badań i ja­kie­kol­wiek, choć­by naj­bar­dziej skąpe wy­ja­śnie­nie go stało się prio­ry­te­tem czo­ło­wych na­ukow­ców.

 

Dl;acze­go lu­dzie za­czę­li pa­ni­ko­wać? Prze­cież nic ta­kie­go się nie wy­da­rzy­ło, ktoś za­czął beł­ko­tać, inny ze­mdlał, no i co z tego? Dla­cze­go na­zy­wa się to in­cy­den­tem?

 

Ozna­cza­ło to, że moż­li­wym stało się prze­nie­sie­nie świa­do­mo­ści jed­ne­go czło­wie­ka do ciała kogoś in­ne­go. Po czte­rech dniach na­to­miast do­wie­dzio­no, że zja­wi­sko za­wsze funk­cjo­nu­je w obie stro­ny, mię­dzy dwoma oso­ba­mi, po­nie­waż świa­do­mość jed­nost­ki, z którą do­szło do za­mia­ny nie może po­zo­stać bez żad­ne­go ośrod­ka.

Jak to moż­li­we? Kto to od­krył? Je­że­li w wy­ni­ku ewo­lu­cji, zjwi­sko to po­win­no na­stę­po­wać ra­czej stop­nio­wo, umysł po­wi­nien np. naj­pierw mieść zdol­ność te­le­pa­tii, czy krót­ko­trwa­łej wy­mia­ny świa­do­mo­ści, może pod­czas snu. A tutaj deus ex ma­chi­na, do razy “udo­wod­nio­no”, że można.

 

Po­zdra­wiam!

 

Che mi sento di morir

Ba­se­ment­Key – Bar­dzo dzię­ku­ję za ten ko­men­tarz i tyle war­to­ścio­wych su­ge­stii! Rów­nież dzię­ku­ję za sku­pie­nie się na fa­bu­le i lo­gi­ce – sama bym tego nie za­uwa­ży­ła, a teraz jak o tym myślę, to opo­wia­da­nie mo­gło­by mieć więk­szy sens i ta­jem­ni­cę, gdyby za­cząć od tego co pro­po­no­wa­łeś “naj­pierw mieć zdol­ność te­le­pa­tii, czy krót­ko­trwa­łej wy­mia­ny świa­do­mo­ści, może pod­czas snu.” Bar­dzo mi to po­mo­gło, wiem już nad czym pra­co­wać. Po­zdra­wiam ser­decz­nie.

Cie­szę sie, że moje uwagi uzna­łaś za przy­dat­ne.

 

Sku­pia­jąc się bar­dziej na po­zy­ty­wach – moim zda­niem masz wszyst­kie wy­ma­ga­ne ele­men­ty po­rząd­nej fa­bu­ły, po­do­ba­ją mi się te przej­ści od snu bo­ha­ter­ki do spo­tka­nia w gro­nie zna­jo­mych, po­przez wy­da­rze­nie pu­blicz­ne, pod­czas któ­re­go ma miej­sce nie­zwy­kłe wy­da­rze­nie (po­ten­cjal­na ka­ta­stro­fa). Kwe­stia “tylko” lep­sze­go po­wią­za­nia tych ele­men­tów i może na­kre­śle­nia ja­kiejś spa­ja­ją­cej wszyst­ko “hi­sto­rii”.

 

Mo­żesz spó­bo­wać ta­kie­go ćwi­cze­nia – na­pi­sać sobie w skró­cie o czym jest dana hi­sto­ria. Je­że­li masz pro­blem z opi­sa­niem w dwóch trzech zda­niach o czym jest fa­bu­ła, może to ozna­czać, że trze­ba bar­dziej nad nią po­pra­co­wać. Np. w przy­wo­ły­wa­nych już wyżej “Opo­wie­ściach z pętli” by­ło­by tak [spo­iler alert!]:

 

“Dwaj chłop­cy znaj­du­ją w lesie kap­su­łę, która umoż­li­wia za­mia­nę ciał. W wy­ni­ku zim­nej kal­ku­la­cji jed­ne­go z nich po­wrot­na za­mia­na ciał mię­dzy nimi nie jest moż­li­wa. Jeden z chłop­ców krad­nie życie dru­gie­mu uda­jąc, że do żad­nej za­mia­ny ciał nie do­szło. Drugi chło­piec pró­bu­je na wła­sną rękę od­zy­skać swoje pier­wot­ne ciało, ale osta­tecz­nie za­mie­nia się “cia­łem” z ro­bo­tem i od tej pory żyje poza spo­łecz­no­ścią.”

 

Po­zdra­wiam!

Che mi sento di morir

Ha­ty­sa Orio­nis uświa­do­mi­ła sobie, że już nie była w sta­nie snu 

Nie mó­wiąc nic wię­cej, naj­zwy­czaj­niej podał rękę An­ta­re­so­wi, jed­nak ten sta­now­czo od­mó­wił, woląc sa­me­mu po­sta­wić się do pionu. Gdyby ta wy­cią­gnię­ta dłoń na­le­ża­ła do zwy­kłe­go prze­chod­nia, to bez wa­ha­nia prze­rzu­cił­by na nią cały cię­żar swo­je­go ciała

Felis wstał pierw­szy i jako je­dy­ny z pu­blicz­no­ści nie wpra­wił swo­ich strun gło­so­wych w drga­nia.

Oke­eej…

A tak na serio, to część uży­tych zwro­tów jest tak po­twor­nie dzi­wacz­na, że budzi kon­ster­na­cję, śmiech albo za­że­no­wa­nie (scena z ,,Przy­ja­ciół”: Joey pisze list ze słow­ni­kiem sy­no­ni­mów i słowa ,,cie­pli lu­dzie o wiel­kich ser­cach” za­mie­nia na ,,skwar­ni Homo sa­piens o roz­ro­śnię­tych punk­tach cen­tral­nych”…). :( Nie wiem, jaki efekt chcia­łaś osią­gnąć, ale na przy­szłość po­sta­raj się pisać z mniej­szym, hm, wy­ra­fi­no­wa­niem, a bar­dziej zro­zu­mia­le.

Sama fa­bu­ła tro­chę ra­chi­tycz­na. Ot, jest fu­tu­ry­stycz­na Zie­mia, coś się wy­da­rzy­ło, ale w sumie nie wia­do­mo, co, i tyle. Szko­da, bo po­mysł wy­da­wał się am­bit­ny.

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

SNDWLKR – Bar­dzo dzię­ku­ję za ko­men­tarz! Przy­zna­ję, że mam w zwy­cza­ju wy­my­ślać prze­sa­dzo­ne i dziw­ne zwro­ty, dla­te­go po­trze­bo­wa­łam ta­kiej szcze­rej opi­nii. Po­sta­ram się pisać bar­dziej zro­zu­mia­le. Po­zdra­wiam ser­decz­nie.

 Woda opla­ta­ła je­dy­nie część jego ciała, pod­czas gdy sól epsom wy­py­cha­ła go ku górze.

Oj, pur­pu­ro­we to. Opla­ta­nie ciała przez wodę ko­ja­rzy mi się z prysz­ni­cem, ewen­tu­al­nie z czymś na kształt hen­tai, a – o ile ja wiem, co to jest sól z Epsom i do czego służy – ktoś inny może tego nie wie­dzieć.

 Dzię­ki temu był w sta­nie utrzy­my­wać się na po­wierzch­ni przez okrą­głe osiem go­dzin jak hi­sto­rycz­ne nar­t­ni­ki.

Wy­trzy­maj osiem go­dzin w zbior­ni­ku… Nar­t­ni­ki się ru­sza­ją, i – hi­sto­rycz­ne? Nie masz aby na myśli "dawne"? Albo "wy­mar­łe"? (Dys­to­pia…)

 po­nie­waż zbior­nik tłu­mie­nia sen­so­rycz­ne­go peł­nią­cy funk­cję łóżka za­pew­niał do­świad­cze­nie nie z tego świa­ta

Hmmmmmmm.

 Ko­pu­ła re­ago­wa­ła na roz­sze­rze­nie źre­ni­cy, otwie­ra­jąc się z każdą esen­cją życia w po­sta­ci od­ru­chu bez­wa­run­ko­we­go.

Prze­pra­szam – co to zna­czy?

 uświa­do­mi­ła sobie, że już nie była w sta­nie snu.

C.t.: że już nie jest w sta­nie snu. A naj­le­piej: że nie śpi.

 Zwią­za­ny z tym ból za każ­dym razem prze­ja­wiał się na jej twa­rzy

Zaraz, ale ona musi się po­ła­pać, że nie śpi, żeby ją za­czę­ło boleć? I widzi swoją twarz? Bo opis to su­ge­ru­je. I – na po­cząt­ku spał chyba facet?

 Cóż, cięż­ka szczę­ka co­dzien­nie przy­po­mi­na­ła jej o tym, że jesz­cze dzia­ła­ła siła gra­wi­ta­cji.

C.t.: Cóż, cięż­ka szczę­ka co­dzien­nie przy­po­mi­na­ła jej o tym, że siła gra­wi­ta­cji jesz­cze dzia­ła. Do­brze, ale dla­cze­go tylko na szczę­kę?

 Dresz­cze prze­bie­gły ma­ra­ton po całym ciele, kiedy koń­ców­ki jej kru­czo­czar­nych wło­sów wciąż ocie­ka­ły wodą.

? Dla­cze­go ma­ra­ton? I – su­ge­ru­jesz tu, że włosy po­win­ny wy­schnąć, zanim bo­ha­ter­ka do­sta­nie dresz­czy. (Chyba…) Dla­cze­go?

 Oszczę­dza­jąc na kro­kach

…? Za kroki trze­ba pła­cić?

 sta­nę­ła w nie­mal iden­tycz­nym miej­scu

Iden­tycz­nym – z czym? https://wsjp.pl/haslo/podglad/25262/identyczny

wraż­li­we na dźwięk uszy

Wraż­li­wość na dźwięk jest sen­sem ist­nie­nia uszu. Czy masz na myśli to, że miała uszy szcze­gól­nie wraż­li­we?

 Kolor oczu ko­bie­ty stop­nio­wo prze­kształ­cał się z pe­la­gia­lu w hadal

Me­ta­fo­ra me­ta­fo­rą, a kolor oczu nie jest stre­fą oce­anu i nie może się prze­kształ­cać. Naj­wy­żej prze­cho­dzić jeden w drugi. I o czym to wła­ści­wie świad­czy, że oczy jej ściem­nia­ły?

 Kie­ru­jąc się do wyj­ścia, miesz­ka­nie stop­nio­wo za­czę­ło przy­bie­rać formę nie­kon­wen­cjo­nal­nych brył.

Miesz­ka­nie kie­ru­ją­ce się do wyj­ścia – to ra­czej sur­re­alizm :) Przy­bie­ra­nie formy też tu nie gra – forma jest jedna. Mo­gła­by być forma zbio­ru brył.

 Kiedy obie­ma sto­pa­mi już peł­no­praw­nie zna­la­zła się na chod­ni­ku

"Peł­no­praw­nie"? Szyk też jest tro­chę dziw­ny.

 osten­ta­cyj­nie za­czę­ła roz­glą­dać się do­oko­ła

Dla­cze­go? https://wsjp.pl/haslo/podglad/34215/ostentacyjnie

 Fun­da­men­ty tego mia­sta po­wsta­ły na nie­gdyś opusz­czo­nej wy­spie, a ów­cze­śnie swoją ar­chi­tek­tu­rą re­pre­zen­to­wa­ło szczyt tech­no­lo­gii.

Po­plą­ta­ne. Nie do końca wiem, jak to ro­zu­mieć.

 Ustro­jem przy­po­mi­na­ło grec­ką polis z cza­sów pre­hi­sto­rycz­nych, choć mi­nę­ło już od nich tyle lat, że okres ten wy­da­wał się obec­nej ludz­ko­ści zbli­żo­ny do licz­by Gra­ha­ma – gdyby umysł czło­wie­ka za­wie­rał wy­star­cza­ją­cą moc ob­li­cze­nio­wą, aby zwi­zu­ali­zo­wać ich licz­bę, za­padł­by się w czar­ną dziu­rę.

Mą­cisz, plą­czesz, ko­łu­jesz. Chyba cho­dzi o to, żeby po­ka­zać bez­miar czasu, ale czemu wła­śnie tak?

 Po­wra­ca­jąc do pań­stwa-mia­sta, było ono od­izo­lo­wa­ne od resz­ty świa­ta, a do­kład­niej za­mknię­te za swo­imi lu­strza­ny­mi mu­ra­mi.

Wra­ca­jąc do pań­stwa-mia­sta… ale zaraz. Mó­wi­my o tym mie­ście, czy o mie­ście z cza­sów grec­kich?

 W środ­ku nie bra­ko­wa­ło też wie­lo­wy­mia­ro­wych blo­ków wbu­do­wa­nych w sie­bie, które two­rzy­ły imi­ta­cję nie­rów­ne­go klifu skal­ne­go.

? https://sjp.pwn.pl/slowniki/wielowymiarowy.html

 W ta­kich bu­dyn­kach prze­ci­na­ły się ze sobą naj­róż­niej­sze in­sty­tu­cje użyt­ku pu­blicz­ne­go

W jaki spo­sób in­sty­tu­cje (które są nie­ma­te­rial­ne) mogą się prze­ci­nać (w prze­strze­ni)?

 Mia­sto za­pew­nia­ło oby­wa­te­lom naj­po­trzeb­niej­szą in­fra­struk­tu­rę.

Czyli jed­nak uto­pia? :D

 Po­nad­to, jego ide­al­ne roz­pla­no­wa­nie po­zwa­la­ło miesz­kań­com na do­tar­cie do naj­waż­niej­szych punk­tów w mniej niż dwie mi­nu­ty, a miej­sca gra­nicz­ne po­łą­czo­ne były po­cią­ga­mi po­ru­sza­ją­cy­mi się tuż nad gło­wa­mi, po to­rach za­mon­to­wa­nych w mo­stach nad­ziem­nych.

"Po­nad­to" w ogóle bym wy­cię­ła. Co to są miej­sca gra­nicz­ne? Po­cią­gi tuż nad gło­wa­mi to nie jest dobry po­mysł – nawet ma­glev pew­nie by dud­nił. A, i to, po czym po­ciąg je­dzie, to wia­dukt ko­le­jo­wy albo es­ta­ka­da.

Same w sobie nie sta­no­wi­ły je­dy­nie bu­dow­li in­ży­nier­skiej, lecz słu­ży­ły za ko­lej­ne pod­ło­że, umoż­li­wia­jąc pię­trze­nie grun­tu do gra­nic moż­li­wo­ści.

…?

 Sztucz­ny ma­kro­ko­smos bę­dą­cy tłem ar­chi­tek­tu­ry mia­sta ema­no­wał znacz­nie bar­dziej za­chwy­ca­ją­cym pięk­nem

Za­pew­niasz. To praw­do­po­dob­nie atlan­tydz­ka pro­pa­gan­da, ale za­zna­czam dla po­rząd­ku.

 gołe i bar­ba­rzyń­sko ob­dar­te z ciał nie­bie­skich w wy­ni­ku ogrom­ne­go za­nie­czysz­cze­nia po­wie­trza na Ziemi

… które po­wo­du­je ra­czej za­chmu­rze­nie i za­mgle­nie, za­sła­nia­ją­ce ciała nie­bie­skie. Więc me­ta­fo­ra się nie trzy­ma.

 W do­dat­ku sztucz­ne niebo peł­ni­ło nie­sa­mo­wi­cie przy­dat­ną funk­cję. Każdy oby­wa­tel Atlan­tis był przy­pi­sa­ny do jed­nej z miesz­czą­cych się tam gwiazd i to po niej otrzy­my­wał swoje imię.

…? "Swoje" zbęd­ne.

 Wie­rzo­no, że dzię­ki temu czło­wiek nigdy nie za­gi­nie, gdyż owa gwiaz­da re­je­stro­wa­ła każdy jego ruch,

A co tu jest do wie­rze­nia, skoro to wy­raź­nie kwe­stia tech­ni­ki? I dla­cze­go miał­by za­gi­nąć w za­mknię­tym mie­ście? "Owa" zbęd­ne.

 Z tego po­wo­du, wbrew prze­ko­na­niom przod­ków, spa­da­ją­ca gwiaz­da nie ko­ja­rzy­ła się miesz­kań­com ze speł­nia­niem ży­czeń

Hmmmmmmmmmmm.

 cen­nych go­dzin z życia

Cen­nych go­dzin życia.

 na noc­nym tro­pie­niu jej po nie­bie

Nie­zgrab­ne. Ale jak to uzgrab­nić…

 Więk­szość wo­la­ła unik­nąć tego dra­stycz­ne­go wi­do­ku.

https://wsjp.pl/haslo/podglad/38901/drastyczny

 Wpa­try­wa­ła się w nie na tyle długo, żeby za­cho­wać w pa­mię­ci ich jak naj­lep­szy obraz, gdy nagle po­czu­ła czy­jąś rękę na swo­jej szyi.

Bę­dzie ucie­kać? Po­czu­ła na szyi czy­jąś rękę.

 Chwy­ci­ła ramię spraw­cy obie­ma dłoń­mi, przy­cią­gnę­ła do swo­ich ple­ców

Uwa­żaj na za­im­ki – "swo­ich" zbęd­ne. I zaraz "spraw­cy".

 wi­dząc w pełni jego twarz

Wcze­śniej nie wi­dzia­ła jej wcale, więc nie ma co za­zna­czać, że w pełni.

 My­śla­łam, że ktoś chciał mnie na­paść!

C.t.: Że ktoś chce mnie na­paść.

 ma­su­jąc pal­ca­mi głowę

Czyli jak?

 Jakim cudem jesz­cze do tego nie przy­wy­kłaś?

To dobre py­ta­nie. Dru­gie dobre py­ta­nie – czemu on tak cią­gle robi, skoro wie, że ona tego nie lubi? Mó­wisz tu coś o bo­ha­te­rach, mam na­dzie­ję, że to bę­dzie ważne dalej.

 Roz­chy­lił usta w obu­rze­niu i zu­peł­nie za­po­mi­na­jąc o bólu, pod­niósł się z pręd­ko­ścią świa­tła.

Hmmmmmmmmmm.

 lecz nie­spo­dzie­wa­nie w kon­wer­sa­cji po­ja­wił się nowy głos:

Dziw­ny styl, zwłasz­cza, że na­stęp­ne zda­nie jest bar­dzo ko­lo­kwial­ne.

 czemu An­ta­res leży na ziemi?

Skoro dwa zda­nia temu wstał?

 Scor­pii prze­tarł kom­bi­ne­zon uma­za­ny smugą gle­bo­wej farby

"Uma­za­ny" to cały brud­ny. Czy da się ze­trzeć farbę z kom­bi­ne­zo­nu? I – gle­bo­wa farba? Po co ma­lo­wać glebę?

 Ha­ty­sa utknę­ła spoj­rze­nie

Utkwi­ła.

 Po­je­dyn­cze punk­ci­ki świa­tła lśni­ły brą­zo­wo w jego oczach, a na czoło opa­dał szary, za duży kap­tur.

Hmmm. I widać te oczy?

 woląc sa­me­mu po­sta­wić się do pionu

Za­pew­niasz.

 Gdyby ta wy­cią­gnię­ta dłoń na­le­ża­ła do zwy­kłe­go prze­chod­nia, to bez wa­ha­nia prze­rzu­cił­by na nią cały cię­żar swo­je­go ciała,

Pur­pu­ro­we.

 osoba, która przy nie­wiel­kiej ilo­ści wy­po­wie­dzia­nych słów bu­dzi­ła re­spekt ni­czym naj­le­piej prze­ma­wia­ją­cy fi­lo­zof

?

 Nie ważne

Łącz­nie.

 ase­ku­ra­cyj­nie po­pa­trzył to na nią, to na niego, szu­ka­jąc ja­kie­go­kol­wiek po­twier­dze­nia swo­ich słów

Dużą li­te­rą, patrz tutaj: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/ Tego typu błędu nie będę już wy­pi­sy­wać, żeby oszczę­dzić miej­sce (ko­men­ta­rze mają ogra­ni­czo­ną dłu­gość). "Ja­kie­go­kol­wiek" w dzie­więć­dzie­się­ciu dzie­wię­ciu przy­pad­kach na sto można wy­ciąć. Tu też.

 An­ta­res za­śmiał się, lek­ce­wa­żą­co ma­cha­jąc przy tym ręką.

"Przy tym" zbęd­ne.

 No co ty, my­ślisz, że ją w ja­ki­kol­wiek spo­sób in­te­re­su­je po­li­ty­ka?

No, co ty, my­ślisz, że ją w ogóle in­te­re­su­je po­li­ty­ka?

 – Aku­rat na prze­mó­wie­niu no­we­go pre­zy­den­ta obec­ność jest obo­wiąz­ko­wa – ko­bie­ta wcię­ła się w jego kpią­ce zda­nie. – Oby­wa­tel, który się nie stawi, pod­le­ga karze, także by­ła­by na­praw­dę głu­pia, jakby nie przy­szła.

As you know, Bob. https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842859 Nie łam idio­mów. – Aku­rat na prze­mó­wie­niu no­we­go pre­zy­den­ta obec­ność jest obo­wiąz­ko­wa – Ko­bie­ta we­szła mu w słowo. – Oby­wa­tel, który się nie stawi, pod­le­ga karze, tak że by­ła­by na­praw­dę głu­pia, gdyby nie przy­szła.

 Przez chwi­lę stali w mil­cze­niu, aż w końcu po­ja­wi­ła się wy­cze­ki­wa­na osoba.

Mało to na­tu­ral­ne, i w sumie dla­cze­go oni muszą na nią cze­kać? To kwe­stia cha­rak­te­ry­sty­ki po­sta­ci?

 wy­du­si­ła z tru­dem po prze­bie­gnię­ciu krót­kie­go dy­stan­su.

Wy­du­si­ła z sie­bie, ale w ogóle wy­star­czy­ło­by "wy­sa­pa­ła".

jego en­tu­zjazm po­dzie­lił Felis pra­wie nie­wi­docz­nym uśmie­chem.

I tutaj wy­obra­zi­łam sobie kro­je­nie en­tu­zja­zmu nożem uśmie­chu…

 Sory

Mmmm, czy oby­wa­te­le przy­szłej dys­to­pii/uto­pii mówią w ten spo­sób?

 Felis zdo­łał upew­nić się, czy każdy miał przy sobie spraw­ne oku­la­ry ochron­ne przed świa­tłem nie­bie­skim

A dla­cze­go mia­ło­by to mu spra­wić trud­ność? Jak ze­psuć oku­la­ry? I – w pol­sz­czyź­nie nie ma con­se­cu­tio tem­po­rum. Felis upew­nił się, że każdy ma przy sobie oku­la­ry chro­nią­ce przed nie­bie­skim świa­tłem.

 Za­gra­ża­ło bo­wiem oczom ze wszyst­kich stron, po­nie­waż ścia­ny więk­szo­ści wie­żow­ców były po pro­stu ogrom­ny­mi ekra­na­mi.

Hmm.

 ru­szy­li ni­czym kwa­dry­ga

Po­rów­na­nie pur­pu­ro­we i su­ge­ru­je chyba coś, czego tu być nie po­win­no.

usie­dli w siód­mym rzę­dzie od końca, co za­pew­nia­ło im na­praw­dę dobry widok. Zresz­tą, nawet gdyby stali pod drzwia­mi wi­dzie­li­by wszyst­ko z prze­ra­ża­ją­cą do­kład­no­ścią, dzię­ki prze­zor­nie za­mon­to­wa­nym mo­ni­to­rom.

No, to dla­cze­go miej­sce za­pew­nia­ło im dobry widok? Tnij przy­miot­ni­ki – "prze­zor­nie" su­ge­ru­je coś, czego chyba nie chcesz su­ge­ro­wać. Tak samo "prze­ra­ża­ją­ca" do­kład­ność – od razu na­kie­ro­wu­je na coś pa­skud­ne­go.

 wy­da­wa­ło­by się, że sala ule­gła de­for­ma­cji od tak dużej licz­by ludzi, któ­rzy przy­szli, by usły­szeć to na żywo

To już po pro­stu nie jest po pol­sku.

W porę zdo­łał opa­no­wać stres i wchła­nia­jąc całą god­ność tego wy­da­rze­nia, za­czął mówić

Primo – przed chwi­lą pa­trzy­li­śmy na słu­cha­czy. Teraz nagle bo­ha­te­rem jest pre­zy­dent – czemu? Se­cun­do – "wchła­nia­jąc całą god­ność tego wy­da­rze­nia" to, z całą życz­li­wo­ścią, po pro­stu beł­kot. To nie ma sensu, nie trzy­ma się też kupy ję­zy­ko­wo.

 Każde słowo szczy­ci­ło się ide­al­nym wy­ar­ty­ku­ło­wa­niem,

Słowa nie mogą się szczy­cić, nie są bo­wiem oso­ba­mi. Me­ta­fo­rycz­nie mo­gły­by się pysz­nić, choć chyba nie tutaj.

 sam ich dobór był pro­jek­cją nie­zwy­kłej do­kład­no­ści i eru­dy­cji

Pur­pu­ro­we. Słowo "pro­jek­cja" zna­czy co in­ne­go: https://wsjp.pl/haslo/podglad/26150/projekcja

 Dum­nie wy­brzmie­wa­ją­ce fale dźwię­ko­we bez­pro­ble­mo­wo do­cie­ra­ły do uszu wszyst­kich zgro­ma­dzo­nych.

Bez pro­ble­mu do­cie­ra­ły, ale ca­łość jest śmiesz­nie za­dę­ta.

 za­trwa­ża­ją­ca ni­cość za­wład­nę­ła jego ocza­mi

Do­brze, ale co to zna­czy?

 De­li­kat­ny uśmiech za­czął scho­dzić mu z twa­rzy, jakby zu­ży­ła się w nim ba­te­ria.

…?

 Jego wy­pro­sto­wa­na po­sta­wa prze­szła w lekko zgar­bio­ną, a ręce, któ­ry­mi przed­tem ge­sty­ku­lo­wał za­mar­ły.

Skra­caj: Zgar­bił się lekko, ręce, któ­ry­mi ge­sty­ku­lo­wał, zwi­sły.

 Trwa­ło to około trzy­dzie­stu se­kund, przez co szme­ry ludz­kich gło­sów nie zdą­ży­ły się jesz­cze roz­prze­strze­nić po całym po­miesz­cze­niu

To zna­czy? O co cho­dzi?

 żadne z nich nie od­wa­ży­ło się wtedy wy­po­wie­dzieć ani słowa

"Wtedy" zbęd­ne.

 dla­te­go nie­po­rad­na część z nich sztucz­nie się za­śmia­ła, pod­czas gdy resz­ta pa­trzy­ła po sobie w prze­ra­że­niu

Nie część jest nie­po­rad­na, tylko lu­dzie – zresz­tą, co ma do tego nie­po­rad­ność? Nie­któ­rzy tak re­agu­ją.

 Nie­spo­dzie­wa­nie jedna osoba z pierw­sze­go rzędu gwał­tow­nie po­de­rwa­ła się ze swo­je­go miej­sca.

Albo "nie­spo­dzie­wa­nie", albo "gwał­tow­nie", ale nie oba naraz.

 wbi­ja­jąc oczy w pa­ni­ku­ją­ce­go pre­zy­den­ta, a potem, prze­kie­ro­wu­jąc je na wła­sne dło­nie

Nie oczy, a spoj­rze­nie, bo oczy chyba tkwi­ły tam, gdzie po­win­ny.

 Tym spo­so­bem, z pięk­ne­go prze­mó­wie­nia zo­sta­ły je­dy­nie reszt­ki, które i tak zmiótł wy­dech krzy­czą­ce­go męż­czy­zny.

Bu­du­jesz tutaj me­ta­fo­rę, która się chwie­je (see what I did there?). https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/metafora;3939981.html

 nie­ustan­nie opla­ta­jąc rę­ko­ma głowę

Nie­ustan­nie – czyli cały czas. Hmm?

sam swo­imi ge­sta­mi pod­jął próbę uspo­ko­je­nia in­nych

To bar­dzo dziw­nie brzmi.

 do­padł dłoń­mi swo­jej głowy i roz­po­czął hi­per­wen­ty­la­cję

Roz­po­czy­na się coś ce­lo­wo. A on za­czął hi­per­wen­ty­lo­wać, ale nie­ko­niecz­nie dla­te­go, że chciał. Mam też wąt­pli­wo­ści co do "do­padł".

 Nie­dłu­go potem ze­mdlał.

A co się dzia­ło tym­cza­sem?

 jakby była so­list­ką w tym chó­rze krzy­ków ludz­kiej pa­ni­ki

Ko­lej­na prze­sa­dzo­na me­ta­fo­ra.

 jako je­dy­ny z pu­blicz­no­ści nie wpra­wił swo­ich strun gło­so­wych w drga­nia

Bar­dzo, ale to bar­dzo prze­sa­dzo­ne. Do tego stop­nia, że trud­no to brać po­waż­nie. Takie zda­nia pi­sze­my zwy­kle w pa­ro­dii.

 Wszy­scy byli na tyle zdu­mie­ni i za­kło­po­ta­ni, że bez za­sta­no­wie­nia wy­ko­na­li jego nieme roz­ka­zy.

Pro­blem po­le­ga na tym, że jakby za­ni­kło tutaj tło. Zo­bacz – w sali za­pa­no­wa­ła pa­ni­ka, lu­dzie krzy­czą, pew­nie się tło­czą, prze­py­cha­ją – a oni są tylko "za­kło­po­ta­ni" i grzecz­nie sobie wy­cho­dzą? Nikt im w tym nie prze­szka­dza?

 

Ufff, bar­dzo cięż­ko się ten tekst ana­li­zu­je. Dalej już tylko prze­glą­dam. Nie mam po­ję­cia, co pró­bu­jesz po­wie­dzieć ani dla­cze­go wła­śnie za po­mo­cą ta­kich po­sta­ci. Niby po­mysł (lu­dzie w przy­pad­ko­wych chwi­lach wcho­dzą w cudze ciała) jest nośny, ale – co z niego wła­ści­wie wy­wnio­sko­wa­łaś? Co to ma wspól­ne­go z dys­to­pij­nym, fu­tu­ry­stycz­nym mia­stem czy kon­kret­ną grupą zna­jo­mych? Może gdzieś tam coś o tym jest, ale nie po­tra­fię tego wy­ło­wić z męt­ne­go, peł­ne­go nie­uda­nych me­ta­for i my­lą­cych przy­miot­ni­ków ję­zy­ka. Nie widzę roz­wią­za­nia akcji ani kon­flik­tu (ow­szem, bo­ha­te­ro­wie sobie do­ci­na­ją, ale to nie jest kon­flikt).

Re­asu­mu­jąc – nie jest za do­brze. Na razie spró­buj może cze­goś mniej am­bit­ne­go, krót­sze­go i opar­te­go na po­je­dyn­czym ob­ra­zie? I ko­niecz­nie zwróć uwagę na gra­ma­ty­kę – skła­dasz dość dłu­gie zda­nia, ale nie za­wsze skła­dasz je po­praw­nie.

Tutaj znaj­dziesz linki do uży­tecz­nych po­rad­ni­ków: https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842843

A tutaj mój po­rad­nik o skład­ni i szyku zda­nia (masz z nim kło­po­ty): https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842857

 Je­że­li w wy­ni­ku ewo­lu­cji, zjwi­sko to po­win­no na­stę­po­wać ra­czej stop­nio­wo, umysł po­wi­nien np. naj­pierw mieść zdol­ność te­le­pa­tii, czy krót­ko­trwa­łej wy­mia­ny świa­do­mo­ści, może pod­czas snu. A tutaj deus ex ma­chi­na, do razy “udo­wod­nio­no”, że można.

Zga­dzam się. Kiedy po­li­tyk za­czy­na wa­rio­wać w cza­sie prze­mó­wie­nia, więk­szość ludzi po­my­śli, że to udar albo coś ta­kie­go. Kiedy za­cznie świ­ro­wać ktoś inny na sali, można po­my­śleć, że to jakaś za­kaź­na cho­ro­ba – wtedy pa­ni­ka może być za­sad­na, choć czy aż taka? Ale w ewo­lu­cji nie ma na­głych sko­ków, oni po­win­ni być do te­le­pa­tii przy­zwy­cza­je­ni od po­ko­leń.

 Mo­żesz spó­bo­wać ta­kie­go ćwi­cze­nia – na­pi­sać sobie w skró­cie o czym jest dana hi­sto­ria.

O, dobra myśl.

 Przy­zna­ję, że mam w zwy­cza­ju wy­my­ślać prze­sa­dzo­ne i dziw­ne zwro­ty, dla­te­go po­trze­bo­wa­łam ta­kiej szcze­rej opi­nii.

Do­brze, ale skoro wiesz, że one są prze­sa­dzo­ne i dziw­ne – to czemu pusz­czasz je dalej?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

smiley

 po­nie­waż zbior­nik tłu­mie­nia sen­so­rycz­ne­go peł­nią­cy funk­cję łóżka za­pew­niał do­świad­cze­nie nie z tego świa­ta

Hmmmmmmm.

 Ko­pu­ła re­ago­wa­ła na roz­sze­rze­nie źre­ni­cy, otwie­ra­jąc się z każdą esen­cją życia w po­sta­ci od­ru­chu bez­wa­run­ko­we­go.

Prze­pra­szam – co to zna­czy?

To wszyst­ko (oraz inne frag­men­ty) oczy­wi­ście nic nie zna­czą. One mają po pro­stu robić wra­że­nie

na ufnym czy­tel­ni­ku. Bo kto się po­ła­pie, że tłu­mie­nie sen­so­rycz­ne w rze­czo­nym zbior­ni­ku, to nie

to samo, co eu­fo­rycz­ne do­zna­nia Bar­ba­rel­li w pew­nej ma­szy­nie… To jedna z po­sta­ci agno­zji po

uszko­dze­niu mózgu. Nie­przy­jem­na spra­wa…

Swoją drogą, wolę już walec re­gu­la­to­rzy – tar­ni­ny są do­dat­ko­wo kol­cza­ste.wink

Po­zdra­wiam wszyst­kich…

 

dum spiro spero

tar­ni­ny są do­dat­ko­wo kol­cza­ste.wink

I sta­raj się tu, ko­bie­to, być miłą… Cie­szę się, że do­star­czy­łam Ci roz­ryw­ki. Masz może coś do wy­ła­pan­ko­wa­nia?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

smiley

Heh, wena po­ooszła!… Do cie­płych kra­jów, po­dob­no włó­czy się po Hur­gha­dzie – to bę­dzie

ra­chu­nek!

 

dum spiro spero

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tar­ni­na – Bar­dzo dzię­ku­ję za po­świę­ce­nie czasu i na­pi­sa­nie tak wni­kli­wej ana­li­zy mo­je­go opo­wia­da­nia. Będę ćwi­czyć pi­sa­nie ko­lej­nych opo­wia­dań, uwzględ­nia­jąc wszyst­kie cenne uwagi i po­ra­dy, które za­mie­ści­łaś w ko­men­ta­rzu. 

Do­brze, ale skoro wiesz, że one są prze­sa­dzo­ne i dziw­ne – to czem Do­brze, ale skoro wiesz, że one są prze­sa­dzo­ne i dziw­ne – to czemu pusz­czasz je dalej?

 

Szcze­rze mó­wiąc, jak two­rzy­łam te sfor­mu­ło­wa­nia, to nie wie­dzia­łam, że są aż takie złe i „aczy­tal­ne”. Nie mia­łam żad­nej in­for­ma­cji zwrot­nej, jak od­bie­ra je obiek­tyw­ny czy­tel­nik, aż do teraz :D

Aaaa, to zmie­nia po­stać rze­czy. In­for­ma­cja zwrot­na – to grunt!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Czy­ta­ło się nie naj­go­rzej, cie­ka­wy po­mysł z cza­so­wą za­mia­ną oso­bo­wo­ści i jej kon­se­kwen­cja­mi. Przy­da­ło­by się jed­nak to ubrać w nieco bar­dziej wcią­ga­ją­cą fa­bu­łę. Za­koń­cze­nie zbyt nie­do­po­wie­dzia­ne.

zyg­fry­d89 - Dzię­ku­ję bar­dzo za ko­men­tarz, będę sta­rać się nad ulep­sze­niem fa­bu­ły opo­wia­dań i rów­nież in­nych aspek­tów, mam na­dzie­ję, że po­wyż­sze ko­men­ta­rze mi w tym po­mo­gą! Po­zdra­wiam ser­decz­nie.

Zga­dzam się z przed­pi­ś­ca­mi – jest jakiś po­mysł, ale wy­ko­na­nie mocno udziw­nio­ne.

Na przy­kład po­rów­na­nie do kwa­dry­gi. Co chcia­łaś przez to po­wie­dzieć? Że bie­gli z pręd­ko­ścią koni? Że usta­wi­li się ławą, jak konie w tym za­przę­gu? Jedno i dru­gie wy­da­je się mało praw­do­po­dob­ne. Że jed­no­cze­śnie jak konie na sy­gnał woź­ni­cy?

Czy ustrój mia­sta ma zna­cze­nie dla tej hi­sto­rii?

Za­koń­cze­nie urwa­ne, nic nie wy­ja­śnia.

Kie­ru­jąc się do wyj­ścia, miesz­ka­nie stop­nio­wo za­czę­ło przy­bie­rać formę nie­kon­wen­cjo­nal­nych brył.

W zda­niach tego typu nie wolno zmie­niać pod­mio­tu, bo wy­cho­dzi, że miesz­ka­nie skie­ro­wa­ło się do wyj­ścia. Z sie­bie, jak sądzę. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Nowa Fantastyka