- Opowiadanie: DarkMatter - Lustro

Lustro

Cześć,

To moje pierwsze opublikowane tu opowiadnia, zabierałam się do tego jak pies do jeża. To będzie krótka, mam nadzieję interesująca historia. Zapraszam do czytania i z przyjemnością poczytam uwagi co może być lepsze. 

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

Krokus

Oceny

Lustro

Bip, bip, bip, bip…

Tomek westchnął cicho i nie otwierając oczu sięgnął w stronę telefonu, żeby wyłączyć alarm. Wiedział, że musi wstać, ale jak zawsze nie miał na to ochoty.

– Jeszcze nie jesteś milionerem, rusz dupę! – motywował się lekko ochrypłym szeptem.

Podniósł się z kpiącym uśmiechem na ustach. Miał poważne wątpliwości czy kiedykolwiek w życiu miałby szanse zostać milionerem. Nie był na tyle naiwny by sądzić, że istnieje taka szansa, nie miał ani specjalnych zdolności ani szczęścia, a i w lotto nie grywał. Nie chcąc jednak psuć sobie jeszcze bardziej tego poniedziałkowego poranka podobnymi rozmyślaniami potrząsnął głową i ruszył pod prysznic. Po chwili stał już pod ciepłym strumieniem wody próbując się dobudzić. Z rana działał jak automat, najpierw mycie, potem szybka kawa, ubieranie i kierunek parking. Za czwartym razem udało mu się w końcu odpalić samochód. W myślach obliczał czy stać go będzie w tym miesiącu na wymianę akumulatora, ale doszedł do wniosku, że jednak nie, więc mógł tylko liczyć na szczęście. Dotarł do pracy po dobrych cztredziestu minutach stania i irytowania się w korkach. Wziął głęboki oddech nim wysiadł wiedząc, że nic więcej nie może zrobić, po prostu musi przetrwać zarówno ten dzień jak i każdy kolejny.

Obsługa klienta… Nigdy nie myślał, że tak skończy w życiu. To miała być praca tylko na czas studiów, ot siedzenie na słuchawce w przerwie zajęć, a tutaj zbliżały się trzydzieste urodziny, a on wciąż był w tym samym punkcie. Co zrobił źle? Nie był to jednak dobry czas na takie myśli, bo karcące spojrzenie szefa przywróciło go szybko do rzeczywistości. Jego linia dzwoniła już dobrą chwilę.

– Witam. Pomoc techniczna firmy NET w czym mogę pomóc? – wyrecytował formułkę odbierając.

– No w końcu, co wy tam robicie, że tyle trzeba czekać na połączenie? – Zirytowany głos interesanta powiedział mu jasno, że to nie będzie miła rozmowa.

– W czym mogę panu pomóc? – Spróbował skierować rozmowę na właściwe tory.

– Ten wasz internet znów nie działa! – wytknął mu mężczyzna.

– Czy mógłby pan określić dokładniej co się dzieje? Czy router jest podłączony do prądu… – zaczął standardową formułę, ale jak zwykle niemal natychmiast mu przerwano.

– Czy pan ma mnie za idiotę?! Oczywiście, że jest! To wy nawalacie i próbujecie zrzucić winę na mnie?! Wasze usługi… – W czasie tej wściekłej tyrady wyłączył się na chwilę, przywykł już do tego.

– Pan wybaczy, muszę zadać wszystkie pytania by dowiedzieć się gdzie dokładnie leży problem – wtrącił gdy mężczyzna przerwał, by zaczerpnąć tchu. – W takim razie proszę mi powiedzieć, jaki kolor mają światełka z przodu routera? Czerwony, zielony, a może migają? – pytał beznamiętnie, patrząc w sufit.

– Zaraz… – mruknął już nieco uspokojony mężczyzna po drugiej stronie linii. – Nie ma światełek. Zupełnie nic, coś popsuliście! – Znów się irytował.

– W takim razie czy mogę pana prosić o sprawdzenie czy wtyczka nie jest uszkodzona? – Użył standardowej metody, żeby zmusić rozmówcę do sprawdzenia podpięcia do prądu.

– No już… już… – mruczał mężczyzna – A… – Zmieszał się wyraźnie.

Tomek mimowolnie uśmiechnął się do siebie, tak jak myślał, po prostu kolejny pajac, który nawet nie sprawdził czy podłączył sprzęt zanim zadzwonił, żeby się na kimś wyżyć.

– I jak? – Nie mógł sobie darować pytania.

– Znaczy… już działa… znaczy, naprawiło się… – rzucił pokrętnie klient i bez słowa pożegnania rozłączył się.

Prychnął cicho. Szczęśliwie jego przełożony tego nie słyszał, bo akurat przysłuchiwał się rozmowie innego konsultanta. Rozejrzał się po sali i otaczających go ludziach. Część z nich kojarzył. Zwykle tych, którzy utknęli tu tak jak on, choć takich było tylko kilku. Większość to studenci, którzy wierzyli, że to tylko na chwilę, zupełnie jak on kiedyś. Myśląc o tym, że oni wciąż są w stanie się stąd wyrwać, a on nie, czuł gorycz. Przegrał życie, nie widział już szansy na osiągnięcie czegokolwiek. Co niby miało się zmienić? Nic… To był gówniany dzień, jak wiele przed nim i wszystkie po nim…

Wieczorem wracał do domu wyzuty z emocji, po drodze wstąpił do sklepu kupić coś do jedzenia i kawę. Niedługo później siedział patrząc bezmyślnie w komputer i przeżuwając kanapkę. Kolejny beznadziejny tydzień, który sprawiał, że myślał o tym, w którym momencie swojego życia popełnił błąd. Co powinien był, zrobić inaczej, co sprawiło, że to właśnie on jest w takiej sytuacji? Nie pierwszy raz szukał powodu, jakiejś kluczowej decyzji, która zaważyła na tym gdzie wylądował. Jednak wciąż nie potrafił nic takiego znaleźć. Studiował zarządzanie jak tysiące innych ludzi, to było na topie, kiedy wybierał kierunek, a że nie miał specjalnego pomysłu na siebie wydawało mu się to właściwe. Poszedł za tłumem, nie był wybitnym studentem, ale byli też od niego gorsi, ot średniak jakich mnóstwo. Tylko on skończył w pracy bez perspektyw, choć szukał czegoś sensowniejszego, ale kiedy dwa lata po ukończeniu uczelni wciąż nie mógł się wyrwać zrezygnował. Nie wiedział co robił źle. Większość jego znajomych z roku prędzej czy później załapała się na jakąś sensowną pozycje w biurze, więc siłą rzeczy urwał im się kontakt, bo i o czym mieli z nim rozmawiać. Tylko on tkwił w miejscu. Prawdę mówiąc to sam w dużej mierze się od nich odciął, bo było mu wstyd. Sylwia, dziewczyna, z którą był jeszcze na ostatnim roku, też go rzuciła mówiąc, że nie ma za grosz ambicji i nic nie potrafi osiągnąć. Cóż… Nie mógł nie przyznać jej racji. Czuł, że coś mu umyka, że gubi jakiś istotny element tej układanki. Tylko w sumie po co to wałkować po raz kolejny? Nie miał już motywacji do działania, czas przeciekał mu przez palce, a on nie potrafił z tym nic zrobić. Zrezygnowany westchnął i szybko opłukał naczynia po kolacji. Po chwili wahania skierował się do łazienki. Po gorącym prysznic stanął przed lustrem, przetarł je z pary i patrząc swojemu odbiciu w oczy, mył zęby. Musiał już być wykończony, bo miał wrażenie, że jego odbicie mruga później niż on sam…

 

Potrząsnął głową, musiał mieć zmęczone oczy, bo podobizna w lustrze rozmywała się, zupełnie jakby reagowała w zwolnionym tempie w stosunku do niego.

– Tomasz, pospiesz się. Zaraz się spóźnimy! – Usłyszał zniecierpliwiony kobiecy głos zza drzwi.

– Już, chwila – rzucił tylko i szybko opłukał twarz zimną wodą, żeby się rozbudzić.

Po chwili już stał w pokoju hotelowym i wiązał pospiesznie muszkę.

– Zmiany stref czasowych mi nie służą – marudziła kobieta stojąca obok niego.

– Nie musiałaś jechać ze mną – przypomniał jej delikatnie.

– Nie mogłam cię tak zostawić samego – rzuciła oburzona. – Pomóż mi to zapiąć – dodała stając tyłem do niego i czekając aż jej partner poradzi sobie z zapięciem naszyjnika.

Tomasz nawet nie próbował z nią polemizować. Po tylu latach razem rozumiał już, że to bez sensu. Sylwia była trudną kobietą… Choć nie, to było wysoce uprzejme określenie, ona była pijawką. Wiedział, że jest z nim tylko dla pieniędzy, przyczepiła się do niego na ostatnim roku studiów i tak już zostało, choć oboje dobiegali trzydziestki. W sumie nie chciał z nią już być. Wtedy, kiedy się nim zainteresowała, wydawała się być ambitna, podzielać jego poglądy i miała podobne plany czy marzenia, ale to szybko minęło. W którym momencie to się zmieniło? Czy to zaczęło się wtedy, gdy osiągnął sukces czy jeszcze wcześniej? Nie potrafił jednoznacznie wskazać punktu zwrotnego ich relacji.

– Chodź już. – Poczuł szarpnięcie za rękę, co wyrwało go z rozmyślań.

– Idę – mruknął tylko i zabierając klucz z szafki przy łóżku, skierował się do drzwi.

Musiał się pojawić na tym bankiecie, choć jeszcze szesnaście godziny wcześniej prowadził wykład w Tokio. W zasadzie wprost po wystąpieniu na Uniwersytecie Tokijskim wsiadł w samolot i poleciał do Londynu. Tu zdążył tylko wziąć prysznic i już musiał iść na to całe przyjęcie. Tej części swojej pracy nie znosił, ale wiedział, że bez tego nie osiągnie wiele. Wciąż musiał poszerzać kontakty mimo, iż w tak młodym wieku był cenionym w swojej dziedzinie analitykiem. W sumie sam nie wiedział jak to się stało, miał wrażenie, że to jakiś dowcip losu. Skończył zarządzie czyli najbardziej ogólny kierunek na jaki mógł iść bez pomysłu na siebie, a tu się okazało, że ma dryg do ewaluacji ryzyka. W dużej mierze wyszło to przez przypadek, bo na stażu trafił do niewłaściwego biura i tak już zostało.

– Tomasz czy ty mnie w ogóle słuchasz? – Dotarł do niego oburzony głos Sylwii.

– Wybacz, wyłączyłem się. Jestem zmęczony. – Ziewnął i uśmiechnął się przepraszająco.

Do perfekcji miał opanowanie udawanie. Z tą kobietą nie przetrwałby inaczej.

– Napij się kawy jak dotrzemy, żebyś wytrzymał tę noc – rzuciła. – Mówiłam o tym, że Ingrid, żona tego Norwega z twojej firmy, miała w Tokio śliczną satynową sukienkę od jednego z tamtejszych… – Wróciła do swojej wypowiedzi, a on znów odpłynął.

Myślał czasem o tym czemu wciąż z nią jest. Nie potrafił sobie na to odpowiedzieć, przecież nic do niej nie czuł, owszem była ładna, ale przecież to nie wszystko. Utknął w tym związku i nie potrafił z tego wyjść. Sylwia coraz częściej nalegała na ślub, choć on udawał, że nie dostrzega katalogów z pierścionkami rozłożonych w strategicznych punktach ich mieszkania. Wiedział, że w końcu będzie musiał temu stawić czoło, ale czuł, że nie zdobędzie się na to, żeby powiedzieć nie, a to oznaczało, że już nie będzie ucieczki. Teraz wciąż mógł się oszukiwać, że skończy tę relację, choć głęboko w środku wiedział, że nie zrobi tego nigdy. To była przerażająca perspektywa. Na tę myśl wciąż coś w nim walczyło, jeszcze walczyło. Sam nie wiedział czemu tak to wygląda, powinien, przecież być zadowolonym z życia człowiekiem, z dobrym stanowiskiem i piękną kobietą u boku, ale… Coś w tym wszystkim było nie tak. Nie tak to miało wyglądać…

– Już jesteśmy. – Usłyszał głos szofera wyrywający go z zamyślenia.

– Dziękuję – odpowiedział mechanicznie, po czym wysiadł z samochodu i pomógł wysiąść swojej partnerce.

Całe przyjęcie było nudne i przewidywalne, ale nie mógł nic na to poradzić. Ze sztucznym uśmiechem odpowiadał na wciąż powtarzające się pytania. Sylwia stała przyklejona do jego boku pokazując wszystkim obecnym, że jest zajęty, co było nad wyraz irytujące. Miał wręcz wrażenie, że ta kobieta była gotowa z nim pójść nawet do toalety.

W końcu jednak udało mu się wyrwać i odetchnąć stojąc naprzeciwko lustra w łazience. Mrugnął kilkukrotnie czując jakby oglądał swoje odbicie powtarzające wszystkie gesty w zwolnionym tempie…

 

Tomek mocno już pijany potrząsnął głową próbując wyostrzyć spojrzenie, ale obraz w tafli szkła wciąż pozostawał niewyraźny.

– Co za noc… – mruknął odbijając się barkiem od ściany i ruszając w stronę drzwi.

– Tomson… gdzie cię stary wywiało? – Usłyszał bełkotliwy głos przyjaciela, z którym wylądował w klubie tej nocy.

– A co już tęsknisz, czy ci rwanie nie idzie? – zaśmiał się w odpowiedzi, a kumpel szturchnął go w ramię w udawanym oburzeniu.

Byli stałymi bywalcami tego typu miejsc. W zasadzie mimo niemal trzydziestki na karku wciąż uważał, że całe życie ma przed sobą i chciał z tego korzystać. Jego praca wręcz to ułatwiała. To całe, śmieszne zarządzanie, przydało się do czegoś przyjemnego. Musiał też przyznać, że jakiś tam swój udział miała w tym Sylwia, rzucając go we właściwym momencie. Czasem, pod wpływem alkoholu, nachodziły go takie rozważania. Pamiętał jak dziś dzień, kiedy ta durna pijawka, jak nazywał w myślach byłą dziewczynę, go zostawiła zarzucając mu brak ambicji, a on poszedł się upić w pierwszym, lepszym klubie nocnym. Niewiele pamiętał z samego przebiegu tamtej nocy, ale jak się potem okazało po pijaku rozpisał świetny plan biznesowy dla szefa baru. Za co ten zaproponował mu posadę managera. To był najzabawniejszy i najdziwniejszy zbieg okoliczności w jego życiu. Do tej pory śmiał się z tego ze znajomymi, a jego historia stała się anegdotą powtarzaną na wszystkich spotkaniach towarzyskich. Sylwia próbowała później do niego wrócić, ale nie zgodził się na to, nowa posada obudziła w nim poczucie własnej wartości, i wiarę w to, że zasłużył na coś lepszego, a może po prostu za bardzo balało go ego. Uwielbiał swoje życie, w ciągu dnia zajmował się biznesem, który w międzyczasie rozrósł się, co sprawiło, że musiał zarządzać kilkoma lokalami równocześnie. Nocami z kolei szalał we wszystkich klubach jakie tylko mogła zaoferować stolica. Co do kobiet, to miał ich mnóstwo… W zasadzie każdej nocy inną, ale nie szukał niczego stałego, więc taki układ mu pasował.

Lekkie uderzenie w ramię wyrwało go z rozmyślań.

– Sorry starrry… – Jakiś przypadkowy mężczyzna wpadł na niego zataczając się nieco.

– Spoko – odpowiedział tylko będąc w wyjątkowo dobrym humorze.

Ruszył wprost do baru po kolejnego drinka, gubiąc gdzieś po drodze przyjaciela, czym specjalnie się nie przejął, wierząc, że ten sobie jakoś poradzi, jak zawsze zresztą. Usiadł i zamówił piwo uśmiechając się zachęcająco do dziewczyny siedzącej na sąsiednim stołku. Była od niego młodsza o dobrych kilka lat, ale jemu nie robiło to specjalnej różnicy. Jednak już po chwili przy młodej kobiecie pojawił się jakiś barczysty brunet i objął ją władczo. Wzruszył, więc tylko ramionami i wybrał się na poszukiwania swoich znajomych.

Miał doskonały humor i chciał jeszcze trochę się pobawić tej nocy. Odbijając się od kolejnych osób przeczesywał parkiet. Szybko znalazł kilku kolegów i dołączył do ich rozmowy o ostatnich rozgrywkach ligi angielskiej. Nie był jakimś specjalnym fanem futbolu, ale coś tam oglądał, więc kojarzył przynajmniej część nazwisk, które się przewijały w dyskusji, a potakiwanie w odpowiednim momencie, jak zwykle w takich sytuacjach, wystarczyło…

Jakimś cudem obudził się w swoim łóżku, choć nie pamiętał drogi do domu. Rozejrzał się szybko po mieszkaniu próbując zlokalizować ewentualną partnerkę, ale wyraźnie nikogo ze sobą nie przyprowadził tym razem. W zasadzie to w niczym mu to nie przeszkadzało, a wręcz ułatwiało parę rzeczy, bo nie musiał udawać, że pamięta cokolwiek, jak choćby czyjeś imię. Z ciężkim westchnieniem skierował się do kuchni swojego całkiem przyjemnego i przestronnego apartamentu. Mieszkał tu już dobre dwa lata, ale jakoś nie potrafił porządnie umeblować tego miejsca, więc było tu nieco minimalistycznie, ale wszystkim wmawiał, że takie było założenie. Co mu się nawinęło pod rękę i akurat było potrzebne kupował, nie myśląc o jakimś dokładniejszym dopasowaniu. Nalał sobie szklankę wody i sięgnął po tabletki przeciwbólowe, to był wręcz jego poranny rytuał. Włączył też ekspres do kawy i podstawił jedyny czysty kubek jaki był w mieszkaniu. Przez myśl mu przeszło, że w końcu trzeba będzie nieco ogarnąć ten bałagan, ale to nie był właściwy czas na takie rozważania. Najpierw musiał doprowadzić się do stanu używalności, więc po przełknięciu proszków ruszył do łazienki wziąć prysznic.

Stojąc pod natryskiem i budząc się w końcu nieco do życia zastanawiał się co zrobić z okazji swoich trzydziestych urodzin, które zbliżały się wielkim krokami. Stwierdził, że zaprosi przyjaciół do domu, a najwyżej później gdzieś wyjdą. Poprosi Kingę, żeby upiekła jakieś ciasto, bo ta nigdy nie odmawiała znajomym, jeśli była ku temu okazja. W sumie myślał też o tym co właściwie udało mu się osiągnąć w życiu i nie żałował żadnego wyboru jakiego dokonał, bo to wszystko doprowadziło go do punktu, w którym aktualnie był, a tu akurat mu się bardzo podobało. Kiedy skórę miał już czerwoną od gorąca stwierdził, że pora na koniec tego dobrego. Musiał jeszcze nieco popracować, choć miał ten przywilej, że większość rzeczy mógł robić z domu. Stanął przed umywalką i przetarł ręką zaparowane lustro. Przez moment miał wrażenie, że ściany w lustrze są niebieskie, a przecież jego były białe…

 

Pokręcił głową, kolory mu się mieniły w oczach z niewyspania, ale po dosłownie sekundzie wszystko wróciło do normy, więc ochlapał tylko twarz wodą i szybko przetarł ręcznikiem. Już słyszał tupot małych stóp za drzwiami.

– Tato… – Jak zawsze nie mógł liczyć nawet na pięć minut spokoju.

– Już wychodzę – rzucił tylko i kontrolnie zerknął na swoje odbicie, ale już wszystko było w porządku.

– Tato, bo Bartek powiedział, że jestem głupi! – Kiedy tylko otworzył drzwi usłyszał płaczliwy głos pięcioletniego chłopczyka.

– Nie powinien tak do ciebie mówić – odpowiedział automatycznie. – A o co poszło? – spytał na wszelki wypadek.

– To nie prawda! – Ledwie wszedł do kuchni, a przywitał go głos drugiego z bliźniaków. – Adam kłamie!

– Co się stało chłopcy? I gdzie jest mama? – spytał rozglądając się w poszukiwaniu Sylwii.

– Tu jestem… Pokłócili się o skarpetki z Batmanem… – westchnęła zmęczona kobieta. – Już mam drugą parę. – dodała podnosząc zwycięsko rękę ze znalezioną częścią garderoby.

Tomasz kiwnął tylko głową i szybko zabrał swoje drugie śniadanie, musiał już jechać do pracy. Pożegnał się z żoną i dziećmi i ruszył do drzwi.

Kiedy uruchomił samochód odetchnął głęboko. Cisza… Tak bardzo mu tego brakowało w domu. Nie narzekał, bo i tak uważał, że radzi sobie całkiem nieźle w sytuacji w jakiej znalazł się w życiu. Myślał o tym, że jego synowie za kilka miesięcy pójdą już do pierwszej klasy, sam nie wiedział jakim cudem udało im się wyjść z tego wszystkiego obronną ręką. Pamiętał jak dziś, gdy Sylwia na ostatnim roku studiów przyszła do niego zapłakana mówiąc, że jest w ciąży. Na początku było przerażenie i wzajemne pretensje o zniszczenie sobie życia. Bał się tego wszystkiego, bo nie planował zostawać ojcem tak wcześnie, zresztą mężem też nie, ale tak wyszło. Kiedy na dodatek okazało się, że to będą bliźnięta miał ochotę uciec od tego wszystkiego tak daleko jak się tylko da. Został jednak, i choć czasem zastanawiał się jak mogłoby wyglądać jego życie gdyby potoczyło się inaczej, chyba nie żałował. Dogadali się w końcu z Sylwią, choć na początku było ciężko, miał wrażenie graniczące z pewnością, że gdyby nie dzieci, nie byliby już razem, bo te początkowe kryzysy wydawały się nie do przejścia. Czy ją kochał…? Nie potrafił jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, choć uważał, że we wszystkich związkach w końcu uczucia zastępuje przyzwyczajenie, oni po prostu ominęli etap motylków w brzuchu…

Po niespełna czterdziestu minutach dojechał do biura. Bardzo lubił podróż, a w drodze powrotnej wręcz uwielbiał korki. Nigdy go nie denerwowały, bo to był jedyny moment w ciągu dnia, kiedy miał czas tylko dla siebie, a przedłużenie tego o kilka minut było zbyt dobre, żeby irytować się na drobne niedogodności. Praca, którą wykonywał może nie była jego marzeniem, ale była pewna i dobrze płatna, a to wszystko o co mógł prosić. Przywitał się ze współpracownikami i ruszył zrobić sobie kawę, której, jak zwykle zresztą, nie był w stanie wypić w domu. Wymienił kilka uwag o pogodzie z koleżanką z księgowości czekając aż zagotuje się woda. Po chwili już siedział przy swoim biurku przeglądając wiadomości na skrzynce mailowej i otwierając kolejne tabelki w Excelu, które musiał uzupełnić. To było niesamowicie nudne i odmóżdżające zajęcie, ale przywykł do tego. Nie myślał już o niczym w życiu w kategoriach czy sprawia mu to przyjemność albo czy to lubi. Oduczył się tego lata wcześniej, żeby nie zwariować. Egzystował po prostu prześlizgując się przez kolejne bezbarwne dni nie czekając już na nic i nie licząc na żadną zmianę. Po prostu trwał…

Wychodząc z pracy jak zawsze zatrzymał się na moment na parkingu i odetchnął głęboko. Lubił tę chwilę kiedy mógł mieć złudne poczucie, że może nie wysiadać z samochodu i pojechać dokądkolwiek, ale to były sekundy. Już po chwili był w drodze do mieszkania, w którym czekała na niego Sylwia i chłopcy. Niestety tym razem nie miał szczęścia i nie zatrzymały go żadne korki.

– Tatooooo! – Już przy drzwiach dopadł go Adam. – Obejrzymy dziś Batmana? – spytał podskakując.

Rzucił kontrolne spojrzenie na żonę, ale nie zauważył żadnej formy sprzeciwu.

– Jasne, ale najpierw musimy zjeść obiad – odpowiedział.

Jego syn jednak już nie słuchał i pobiegł po brata, żeby oznajmić mu radosną nowinę, a on sam skierował się do kuchni.

– Jak minął dzień? – spytał kobietę krzątającą się już przy stole i podającą jedzenie

– Spokojnie. Anka w biurze znów się chwaliła wakacjami. Zołza – mruknęła kwaśno. – Chłopcy byli wyjątkowo grzeczni i tym razem przedszkolanka się nie skarżyła – dodała.

– To prawda? Bo Adam powiedział, że będziemy oglądać bajkę. Możemy już? – Bartek wpadł do pomieszczenia i od razu zasypał go gradem pytań.

– Tak będziemy, ale najpierw zjedzmy – odpowiedział uspokajając dzieci i wskazując im miejsca przy stole.

Posiłek jak zawsze był przerywany kilkoma nieznaczącymi sprzeczkami między chłopcami czy utyskiwaniem Sylwii, ale przywykł już do tego. Kiedy skończyli pozmywał naczynia po czym ruszył do łazienki umyć ręce, a dzieciom kazał czekać w salonie.

Stojąc przy umywalce uniósł wzrok i spojrzał na siebie, miał takie zmęczone spojrzenie i szarą twarz, ale… Przez moment odniósł wrażenie jakby zobaczył zupełnie inną wersje siebie. Odbicie w lustrze wydawało się mieć radosne oczy i zdecydowanie okrąglejszą twarz, choć to wciąż był on…

Koniec

Komentarze

Witam serdecznie na Portalu i gratuluję tutejszego debiutu. :)

Na razie nie zgłębiam bliżej treści, lecz – przemknąwszy szybko po technikaliach – widzę, że do generalnej poprawy są wszystkie dialogi. W wielu miejscach brak przecinków, co utrudnia skupienie się jedynie na fabule.

Być może pomocny okaże się Poradnik autorstwa Drakainy (dział: Publicystyka), a w nim (oraz – poniższych komentarzach do niego) – liczne wskazówki i przydatne linki. :)

Pozdrawiam serdecznie, na pewno tu jeszcze wrócę, kiedy poprawisz dialogi oraz interpunkcję, powodzenia. :)

Pecunia non olet

Cześć!

 

Bardzo fajne opowiadanie. Czytając je, przypomniał mi się “Przypadek” Kieślowskiego. Tam pokazane zostały trzy alternatywne historie. O tym, jak potoczyły się losy bohatera, zadecydował tytułowy przypadek. U Ciebie nie ma tego momentu, który zdecydował, czemu historie Tomka tak bardzo różnią się od siebie.

 

Opowiadanie dość pesymistyczne/realistyczne. Różne historie, ale wszystkie dość smutne. 

 

Ogólnie wrażenia pozytywne, choć jest sporo błędów. Trochę utrudniają odbiór, a jestem pod tym względem mało wymagający. 

 

Pozdrawiam

Jeszcze nie jesteś milionerem, rusz dupę. – motywował się lekko ochrypłym szeptem.

Jeśli on do siebie mówi, to zapis powinien być jak w dialogu, czyli:

 

– Jeszcze nie jesteś milionerem, rusz dupę – motywował…

 

Nawet bym się zastanowiła nad wykrzyknikiem.

 

Podniósł się w końcu uśmiechając się kpiąco sam do siebie.

Przed uśmiechając się przecinek. bo czasowniki rozdzielamy. I przeglądnij tekst dalej bo jest takich błędów sporo.

 

Z rana działał jak automat, najpierw mycie, potem szybka kawa i kierunek parking.

Golas na parkingu?;)

 

jego linia dzwoniła już dobrą chwilę.

To bym dała jako osobne zdanie.

 

Nie wiem czy bruce wrzuciła Ci link do zapisu dialogów, ale łap: https://www.fantastyka.pl/loza/14

 

Oczywiście, że jest to wy nawalacie i próbujecie zrzucić winę na mnie?!

Rozdzieliłabym na dwa zdania.

 

Większość jego znajomych z roku prędzej czy później załapała się na jakąś względną pozycje w biurze, więc siłą rzeczy urwał im się kontakt, bo i o czym mieli z nim rozmawiać.

Nie podoba mi się względna, w pozycji brakuje haczyka, bo zakładam że jedna pozycja, a nie wiele. To jest również nie przekonujące, bo to że stracił kontakt ze znajomymi, a nawet dziewczynę nie wyjaśnia tego, czemu nie miał dobrej pracy.

 

Napij się kawy jak dotrzemy, żebyś wytrzymał tą noc. – rzuciła. – Mówiłam o tym, że Ingrid, żona tego Norwega od ciebie miała w Tokio śliczną satynową sukienkę od jednego z tamtejszych… – wróciła do swojej wypowiedzi, a on znów odpłynął.

Lepiej z twojej firmy, niż od ciebie, zwłaszcza że od masz w tym samym zdaniu.

 

Uwielbiał swoje życie, w ciągu dnia zajmował się biznesem swojego szefa, który w międzyczasie rozrósł się, co sprawiło, że musiał zarządzać kilkoma lokalami równocześnie, ale sprawiało mu to mnóstwo przyjemności.

 

swojoza lekka…

 

Fajny pomysł i jest w tym opowiadaniu taka swada, która sprawia że przyjemnie się czyta. Nie licząc oczywiście wszystkich błędów, które jak najszybciej należy poprawić.

 

 

 

Lożanka bezprenumeratowa

Nie wiem czy bruce wrzuciła Ci link do zapisu dialogów

Nie, Kochana Ambush, bo ja go nigdy znaleźć nie umiem, zawsze wskazuję tylko Poradnik i tamtejsze linki, zatem dzięki. :)

Pecunia non olet

Ambush i bruce

Dziękuję bardzo za uwagi. Poczytałam o dialogach i nie tylko, bardzo pomocne. Mam nadzieję, że udało mi się wyłapać wszystkie błędy. Co do dialogów, na swoją obronę chciałabym dodać, że jakimś cudem przy kopiowaniu teksu z worda “zgubiły się” wszystkie myślniki zaczynające wypowiedzi. 

AP 

”Przypadek” Kieślowskiego był jedną z inspiracji, kolejną był “Efekt motyla” stąd brak jednego punktu, który zmienia wszystko, bo każde zdarzenie coś przestawia na torach życia bohatera. 

Początkowo miałam pomysł na ciąg dalszy, ale nie spodobało mi się jak to wyszło dlatego uciełam to w formie otwartego zakończenia. 

 

Jeszcze raz bardzo wszystkim dziękuję za przeczytanie i skomentowanie, jeśli coś mi umknęło w edycji, proszę dajcie mi znać. 

DarkMatter, najogólniej, jeśli masz czynność “gębową”, wcześniej nie wstawiasz kropki i potem dajesz ten wyraz małą literą, np. z Twojego opowiadania:

– Już wychodzę. – rzucił tylko i kontrolnie zerknął na swoje odbicie, ale już wszystko było w porządku.

Dzięki, pozdrawiam, powodzenia. :)

 

Pecunia non olet

Hej,

 

ciekawy pomysł i konstrukcja opowiadania. Na koniec nie tłumaczysz, o co tak naprawdę chodzi z tymi lustrami ale powiedziałbym, że takie niedopowiedzenie nawet tekstowi służy.

 

W moim odczuciu cztery następujące po sobie opisy “zwykłego życia”, w dodatku życia raczej nudnego troszkę się czytelnikowi dłużą. Nie zepsuło to całego wrażenie, ale te fragmenty mogłyby być nieco bardziej zwarte. 

 

Pozdrawiam serdecznie

Witam ponownie, usterek językowych jest niestety bardzo dużo, kropki obok przecinków, sporo powtórzeń, ortograficzne i gramatyczne, a dialogi nadal do poprawy… Poczytaj sobie na spokojnie cały tekst na głos, wyłap błędy i je popraw, bo szkoda opka. 

Skupiając się na samej treści – pomysł masz znakomity, lecz trzeba go jeszcze nieco pouzupełniać przy kolejnych przeskokach do innych czasoprzestrzeni, jakich dokonuje główny bohater.

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Witam, runda druga edycji zakończona. Pewnie jak przeczytam po raz kolejny jeszcze coś znajdę, ale w tym momencie już mi się mieszają wyrazy i kwestionuję każdy przecinek. 

Dziękuję za cierpliwość i praktyczne rady. :)

Dość dołujące jest w opowiadaniu to, że niezależnie w której wersji własnego życia uczestniczy Tomek, nie jest do końca zadowolony ze swojego losu. Obawiam się, że gdybyś opisała jeszcze inne warianty, byłoby podobnie.

Dobrze się czytało, mimo że wykonanie do najlepszych nie należy.

 

– Jesz­cze nie je­steś mi­lio­ne­rem, rusz dupę! – Mo­ty­wo­wał się lekko ochry­płym szep­tem. – Jesz­cze nie je­steś mi­lio­ne­rem, rusz dupę! – mo­ty­wo­wał się lekko ochry­płym szep­tem.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

Mo­ty­wo­wał się lekko ochry­płym szep­tem.

Pod­niósł się w końcu, uśmie­cha­jąc się kpią­co sam do sie­bie. Miał po­waż­ne wąt­pli­wo­ści czy kie­dy­kol­wiek w życiu miał­by szan­se zo­stać mi­lio­ne­rem. Nie czuł się wy­bit­ny… → Lekka siękoza.

 

Do­tarł do pracy po do­brych 40 mi­nu­tach… → Do­tarł do pracy po do­brych czterdziestu mi­nu­tach

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

– W czym mogę Panu pomóc?– W czym mogę panu pomóc?

Formy grzecznościowe piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie. Ten błąd powtarza się kilkakrotnie także w dalszej części tekstu.

 

Czy ro­uter jest pod­łą­czo­ny do prądu… – Za­czął stan­dar­do­wą for­mu­łę… → Czy ro­uter jest pod­łą­czo­ny do prądu… – za­czął stan­dar­do­wą for­mu­łę

 

pytał bez­na­mięt­nie pa­trząc się w sufit. → …pytał bez­na­mięt­nie, pa­trząc w sufit.

 

zanim za­dzwo­nił się na kimś wyżyć. → …zanim za­dzwo­nił, żeby się na kimś wyżyć.

 

szyb­ko opłu­kał na­czy­nia po swo­jej ko­la­cji. → Zbędny zaimek – jadł kolację sam.

 

i wią­zał po­spiesz­nie musz­kę pod szyją. → Czy dookreślenie jest konieczne? Czy mógł wiązać muszkę w innym miejscu?

 

wsiadł w sa­mo­lot i po­le­ciał w Lon­dy­nie. → Pewnie miało być: …wsiadł w sa­mo­lot i po­le­ciał do Londynu.

 

Skoń­czył za­rzą­dzie czyli naj­bar­dziej ogól­ny kie­ru­nek… → Pewnie miało być: Skoń­czył za­rzą­dzanie, czyli naj­bar­dziej ogól­ny kie­ru­nek

 

żebyś wy­trzy­mał noc… → …żebyś wy­trzy­mał noc

 

a może po po­rstu za bar­dzo ba­la­ło go ego… → Literówki.

 

bę­dzie mu­siał w końcu nieco ogar­nąć ten ba­ła­gan, ale to nie był wła­ści­wy czas na takie roz­wa­ża­nia. Naj­pierw mu­siał do­pro­wa­dzić… → Czy to celowe powtórzenie?

 

– A o co po­szło?– spy­tał na wszel­ki wy­pa­dek. → Brak spacji po pytajniku.

 

– To nie praw­da! →  – To niepraw­da!

 

– Już mam drugą parę. – do­da­ła pod­no­sząc… → Zbędna kropka po wypowiedzi.

 

Do­ga­da­li się w końcu z Syl­wią, choć na po­cząt­ku było cięż­ko… → Do­ga­da­li się w końcu z Syl­wią, choć na po­cząt­ku nie było łatwo

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Ciezko-a-trudno;19058.html

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Brakuje wielu przecinków. Dobrze jest edytować swój tekst po dostaniu wskazówek od czytających. Następnym czyta się lepiej i lepsze odnoszą wrażenie. Powodzenia. :)

Dziękuję bardzo za kolejne wskazówki. Głowę bym dała sobie uciąć, że część tego o czym wspominacie już poprawiłam wcześniej. Wyraźnie pamięć mnie zawodzi. 

Brakowało przecinków i trafiło się nieco błędów językowych oraz literówek, ale poza tym czytało się przyjemnie. Ciekawy pomysł, niedopowiedzenie na końcu było fajne, opisy poszczególnych żywotów Tomka dość przytłaczające, ale również naturalne, co mi się podobało. 

Ogólnie fajny debiut.

Bardzo proszę, DarkMatter. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, DarkMatter!

 

To ja, Twój piątkowy dyżurny!

Tematyka mocno obyczajowa – ok – to nie zarzut, dodatkowo tłumaczy sporo siedzenia w głowie bohatera. Może i trzeba by to jeszcze przyszlifować, to jednak narracja jest w tekście bardzo spójna i dobrze zrobiona.

Całość przeczytałem też dość sprawnie – zatem nie przynudziłeś, ale też napisałeś to całkiem przyjemnie.

Natomiast co do zamysłu… jest ok, ale to nie żadna nowość. Ot, wskazanie, że nawet jeśli mielibyśmy to, o czym marzymy, to nie znaczy, że nasze życie byłoby inne. To temat po wielokroć wałkowany i nie wniosłeś tu niczego nowego. Może gdyby postawić jakąś klamrę, albo wskazać jakiś moment, gdzie ta decyzja jest podejmowana – trudno mi tu rzucić dobrym pomysłem z rękawa. Może napiszę więc krótko: czegoś mi tu zabrakło.

 

Pozdrawiam!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Całość napisana sprawnie, co już jest dobre. Fabuła nie jest odkrywcza, ale to ujdzie. Technicznie – widać poprawki, ale nadal sporo trzeba dopracować. Chwytaj przydatne linki:

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Poradnik Issandera, jak dostać się do Biblioteki ;)

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842782 

Opis funkcjonowania portalu i tutejszych obyczajów autorstwa Drakainy:

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842842 

Pozdrawiam!

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Nowa Fantastyka