- Opowiadanie: a.k.j - Nowy, różowy świat

Nowy, różowy świat

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Nowy, różowy świat

Raczej żart literacki, spóźniony o pare miesięcy.

Z dedykacją dla beryla.

Miłego czytania.

 

Nowy, różowy świat

 

 

Róż munduru pana policjanta z obywatelskiej jednostki drogowej harmonijnie współgrał z wschodzącym nad jego lewym ramieniem słońcem. Dobrotliwy uśmiech i łagodne spojrzenie przedstawiciela władzy upodobniały go do któregoś z bohaterów propagandowych superprodukcji, traktujących o dzielnych i nieugiętych stróżach porządku. Redaktor Maciej Stelmaszuk nie mógł sobie w żaden sposób przypomnieć, do którego.

 

– To będzie siedem punktów karnych – głos policjanta ani na moment nie stracił swojej pogody – i jeszcze czterysta euro. Czy chce pan odwołać się od mandatu?

 

Stelmaszuk nie chciał. Nieważnym było, że przekroczył prędkość jedynie o pięć kilometrów. Od czasu głośnego coming outu często bywał prześladowany przez różnej maści heterofobów. Kiedyś walczył o swoje prawa, ale teraz po prostu przywykł.

 

Redaktor z ciężkim sercem pozbył się równowartości jednej trzeciej swojej pensji. W normalnych warunkach mruknąłby pod nosem coś niepochlebnego o kiju i policyjnych zadach, lecz już dawno doszedł do wniosku, że większość funkcjonariuszy traktuje takie słowa jako życzenia pomyślności.

 

Wolno, niewiele przekraczając minimalną dozwoloną prędkość skierował swoją elektryczną hondę w kierunku Śródmieścia. Był spóźniony, czekała go bura od szefa. Na znaczeniu tracił fakt, czy przyjedzie po piętnastu minutach, czy po godzinie.

 

Znalezienie miejsca parkingowego w centrum około dziewiątej rano wymagało niezwykłych umiejętności i szczęścia. Maciej nie posiadał żadnego z tych przymiotów, dlatego zaparkował około trzech przecznic od redakcji, przy ulicy Eltona Johna, dawniej Mickiewicza. Pieprzony los redaktora, pomyślał, gdy idąc w kierunku pracy przedzierał się przez tłum orientalnych kupców, wciskających mu prawie na siłę szaliczki, torebeczki, kosmetyczki, depilatory, czyli wszystkie pierdółki, które były konieczne do życia nowoczesnemu mężczyźnie. Gdy Stelmaszuk dotarł w końcu do redakcji, na całym ciele odznaczały mu się ślady stoczonych z naciągaczami walk. I tak mógł mówić o szczęściu, wykpił się siniakami, krwiakami i powyrywanymi włosami. A przecież nie dalej jak rok temu sam pisał artykuł o kilku nieszczęśnikach, żywcem rozszarpanych przez żądny prowizji tłum ulicznych przedstawicieli handlowych.

 

***

 

…coś jest nie tak, spójrz tutaj…

…jakie nie tak, odczyty się zgadzają…

…ale…

…nie ma ale, obserwować dalej…

 

***

 

W redakcji jak zwykle panował chaos i rozgardiasz. Całe tłumy wykształconych i często inteligentnych ludzi miotało się między biurkami, laptopami, pokrzykując do nieodłącznych telefonów w ciągłej symulacji prawdziwej pracy. Jakby nawet przed sobą starali się ukryć fakt, że praca dziennikarza w dwudziestym pierwszym wieku polega na tłumaczeniu na w miarę znośną polszczyznę wypocin amatorów z serwisów alertowych i blogów.

 

– Naczelny wzywa pana do gabinetu! – Ponure rozmyślania Stelmaszuka zostały brutalnie przerwane przez zachrypnięty bas Blond Ciacha, nowego seksretarza rednacza. Blond Ciacho może i miał jakieś imię, ale nikt nie próbował się go nauczyć. I tak, raczej prędzej niż później, Blondaska zastąpi jakiś Brunecik, Szatynek, czy nawet Rudasek. Co ciekawe, ten sam kolor włosów nigdy nie następował po sobie. Rednacz nie znosił nudy.

 

Gabinet naczelnego Gazety Elekcyjnej, złośliwie nazywanej Erekcyjną, stanowił doskonały przykład połączenia stylu rokoko z modernistycznym homo-artem. Lekkie, dekoracyjne formy, asymetryczne i miękkie linie w kolorach tęczy osiągały apogeum w stylowym biurku, górującym nad pokojem, a przypominającym zdaniem Macieja skrzyżowanie jednorożca z wynikiem defekacji jeża. Za biurkiem zwyczajowo rozparty w skórzanym fotelu siedział Rednacz, którego grobowa mina nie zapowiadała nic dobrego.

 

– Słuchałeś radia? – Naczelny nie zwykł owijać w bawełnę.

 

– Co szef, mówiłem przecież kiedyś, że nie uznaje innych mediów. Przed pracą staram się mieć czysty umysł, żeby mi poglądy konkurencji nie zaciemniały rzeczywistości. – Stelmaszuk założył, że odrobina wazeliny może wyjść mu na dobre. Poza tym, nie chciał przyznać się, że jakieś małolaty rąbnęły mu radio, a na masce samochodu wydrapały: „babojeb".

 

– Czyli nie słuchałeś. Może to i dobrze. Ile lat tu pracujesz?

 

– Dwanaście, szefie.

 

– Właśnie, dwanaście długich lat. Powiedzcie mi, Stelmaszuk, czy ja was kiedyś szykanowałem?

 

– No co szef, nigdy przecież

 

– Dokładnie. Wiesz, że mnie nie przeszkadza, co wy tam w łóżku wyczyniacie. Dla mnie czy z partnerem po ludzku, czy z babą, czy z psem nawet, jak was strasznie przypili, mi to bez różnicy. Puki za rękę z kochanką po ulicy nie chodzicie, dzieciaków nie gorszycie, róbcie sobie w domach co chcecie. Jak po twoim, głupim zresztą i gówniarskim wyznaniu Związek Dziennikarzy Polskich chciał twojej głowy, kto cię bronił?

 

– Przecież wiem, że pan. – Redaktor Stelmaszuk miał obrzydliwy zwyczaj odpowiadania na pytania retoryczne.

 

– Jak Stowarzyszenie Matek Polskich Obojga Płci pisało, że każdy heteroseks to pedofil, kto z nimi polemizował? My! Wiesz, że zawsze stoimy po waszej stronie, przeciw nietolerancji.

 

– Nie rozumiem, do czego szef zmierza. Czai się pan jak kot na żółwia. – Maciej był już zirytowany tymi podchodami.

 

– Sejm przyjął ustawę lustracyjną. – Z Naczelnego jakby uszło całe powietrze. Stelmaszuk chyba kiepsko oceniał swojego przełożonego, gdyż współczucie malujące się na jego twarzy wglądało na płynące z głębi serca.

 

– J-jak t-to, nic o t-tym nie sły-słyszałem? – głos uwiązł w gardle hetero-redaktora, z trudem przeradzając się w artykułowaną mowę.

 

– To było nadzwyczajna sesja. Idą wybory, a wiesz jakie były społeczne naciski. – Na widok miny dziennikarza Rednacz dodał szybko: – Nie, nie martw się. Nie przeszła ustawa premiera. Nie będą was kastrować. Masz wybór.

 

Maciej nie mógł wydusić z siebie słowa. Siedział tylko, miarowo poruszając ustami niczym karp wyciągnięty ze sklepowej wanienki przez spragnionego promocji emeryta.

 

– Zrozum, musieliśmy. Jesteś jednym z najbardziej znanych heteryków w kraju. Mówiłem, napytasz tym sobie biedy, to napytałeś. Masz wybór, albo całkowicie wycofujesz się z życia publicznego, co wiąże się z dożywotnym zakazem wykonywania zawodu. Albo, idziesz na terapie.

 

– Terapie? Ile mam czasu na podjęcie decyzji?

 

– Musisz odpowiedzieć dzisiaj.

 

***

 

…to nie jest normalne, przynajmniej w tym przypadku…

…ale wszystkie odczyty się zgadzają, może zaraz coś się zmieni…

…mam wrażenie, że wyjdzie z tego wielka, parująca kupa…

…czekać i wołać w razie jakiejś zmiany…

 

***

 

Specjalistyczny Zakład Diagnozy i Leczenia Zaburzeń Seksualnych imienia Brandona Teena znajdował się w przemysłowej części miasta. Jedynymi zabudowaniami w okolicach były stara, od lat niedziałająca cukiernia oraz magazyn jednego z wiodących przedsiębiorstw meblarskich. W gronach hetero-seksualnych, w domach i tajnych lokalach, za zamkniętymi drzwiami wśród zaufanych przyjaciół krążyła plotka, która wykazywała pewną celowość lokacji zakładu. Ponoć w okolicy nikt nie mógł usłyszeć krzyków. I chociaż do tej pory Stelmaszuk uważał tę famę za wymyśloną przez co strachliwszych z współseksualistów, ale jeden rzut oka na budynek starczył, by uwierzył we wszystko, co usłyszał. Chociaż to, o czym nie usłyszał, przerażało go jeszcze bardziej.

 

Sam zakład mieścił się w willi, bliźniaczo podobnej do tej z The Addams Partnership. Tej oryginalnej, z sześćdziesiątego czwartego, nie późniejszych rimejków. Brakowało tylko piorunów. Maciej niemal zawiódł się, gdy z drewnianych, ciężkich wrót zamiast Gomeza i Morticiana Adamsów wyszło dwóch śniadych lekarzy, ubranych w nienaganna, szpitalną biel.

 

– Proszę z nami. – Redaktor poszedł spokojnie w głąb budynku. Był wdzięczny, że nie zaproszono telewizji. A byłaby to gratka dla popołudniowych wydań wiadomości. Naczelny hetero kraju poddaje się dobrowolnej terapii, która ma sprawić, że zacznie kochać normalnie, jak inni. Sama terapia objęta została ścisłą tajemnicą państwową. Ponoć pracowało nad nią gremium specjalistów, złożone z profesorów seksuologii, psychiatrii, socjologii, psychologii i wielu innych -logii, których nazw nie szło spamiętać. Rzecznik Ministerstwa Zdrowia chwalił się w jakimś programie, że zabieg jest stuprocentowo skuteczny.

 

Stelmaszuk najbardziej bał się długotrwałego oczekiwania na operacje. Sam fakt pożegnania z własną orientacją przyjął spokojnie. W końcu będzie zdrowy. Skończą się wyrzuty sumienia, skończy się obowiązek krycia się z uczuciami. Nigdy już nie dostanie w twarz od kobiety, której czystą przyjaźń brał za seksualne zainteresowanie. Sąsiedzi nie wydrapią mu już na drzwiach: „walibaby do gazu". Ma szanse na normalne życie.

 

Gdy grono złożone z posiadaczy coraz to bardziej przytłaczających tytułów naukowych skończyło wstępne analizy, co przy tak szacownym zbiorze mądrych głów trwało zadziwiająco szybko, Stelmaszuk został w sali niemal zupełnie sam. Niemal, gdyż prócz niego znajdował się w niej wysoki stół ze stali chirurgicznej oraz dwóch milczących dotąd sanitariuszy. Sanitariusze wyglądali jak marzenie senne Adolfa Hitlera, wysocy, potężni w barach blondyni o identycznych, pozbawionych wyrazu twarzach.

 

– Rozpoczynamy terapie. Proszę oprzeć się łokciami na stole – z ukrytych nie wiadomo gdzie głośników wydobyło się polecenie. Rad nierad, Maciej zastosował się do niego. Po chwili na swym karku poczuł ciepły oddech.

 

– Już my cię nauczymy, do czego służy dupa!

 

***

 

…wskaźniki w normie…

…spójrz w monitor, to przekracza wszelkie granice…

…dobra, przygotować się do procesu odłączania…

 

***

 

A co to ma, za przeproszeniem, być? Coście mi tu włączyli? Sukces polskiej myśli technicznej? Tfu, gówno nie sukces! – Stelmaszuk darł się na skulonych pod ciężarem wyrzutów przedstawicieli firmy ProjectDream.

 

– Ale panie redaktorze, w testach wszystko działało poprawnie. Nie mamy pojęcia, co mogło się stać. Ale z pewnością naprawimy usterkę! – Pan Kowalski z działu obsługi klienta dwoił się i troił, by uspokoić gniew dziennikarza. Na marne.

 

– Żadne ale! Jak to w ulotce było? „Wyświetlamy marzenia w VR" tfu, durnie. Wy koszmary najgorsze wyświetlacie! Zwabiliście mnie tu podstępem i pedalstwa jakieś oglądać każecie. A dzieciom co wyświetlicie, potwory spod szafy? Niedoczekane wasze, Kowalski, ja was zniszczę. Pożegnaj się z pracą, wszyscy się pożegnajcie!

 

Redaktor Stelmaszuk z Gazety Polskiej na bieżąco układał w głowie artykuł, opisujący kolejną kompromitacje polskich programistów. A może nie byli w stu procentach polscy? Warto zainteresować się, skąd pochodzi kapitał zakładowy tej firmy, czy aby zaborcy z Brukseli albo żydzi ze Stanów nie maczali w tym palców. Tak, tym tropem trzeba pójść, zdecydował. Już nawet wpadł na tytuł: Koszmary i unijna kasa. Artykuł z pewnością okaże się sukcesem. O firmie było głośno od kilku lat. Wszystkie gazety rozpisywały się nad jego potencjałem. Projekcja marzeń dla rozrywki. To produkt, który powodzeniem mógł przebić nawet Ipoda. No, to teraz wszyscy się dowiedzą, jak to wygląda naprawdę, myślał Maciej.

 

I nigdy, nikomu, nawet księdzu u spowiedzi, nie przyznał się, że program ProjectDream działał dokładnie tak, jak chcieli jego twórcy. Odtwarzał marzenia.

 

Koniec

Komentarze

Fajne, zabawne, bardzo hmmmm ciekawy ten różowy świat:P

W przedostatnim zdaniu przecinek przeskoczył w lewo, w wyrazie "spowiedzi"

Och, pierwsze opowiadanie na tym portalu z dedykacją dla mnie. I do tego całe takie różowe.
Żart, nie żart... Ale, to on raczej w tych marzeniach się nie zmienił, tylko świat wokół niego ;) Chyba, że jego marzeniem była, khe, khe, terapia.
No i polska firma o nazwie ProjectDream? Na pewno właścicielem był jakiś Żyd ze stanów o niepoprawnych preferencjach.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Fajne :-) Wciągające. Przeczytałam z przyjemnością (hmmm... jak to zabrzmiało :P).

berylu :)
Można powiedzieć, że zgadłeś. A PrrojectDream takie dziwne? Jak szczycimy się CD Project Red jako typową polską firmą? :P

Kamahl i Dreamy, dzięki za komentarze :)

Podobało mi się. Lekkie i zabawne.
Fajny tekst.

Pozdrawiam.

a.k.j. - trzeba pogrzebać i dowiedzieć sie kto współpracuje z CDPRed, i w ogóle z całym Optimusem, który to nie dawno przejął tą firmę. Na pewno wydając Wiedźmina na zagraniczne rynki musieli skumać się z Żydami :D A co gorsza, z jakimiś różowymi. Słyszałem nawet, że wydanie holenderskie było "wzbogacone" o dodatki zmieniajace niektóre kobitki w shemale ;)
Dobra, dobra: gwoli jasności - ja tylko tak sobie żartuję. Wiem, że akj zrozumie, ale jest rzesza ludzi gotowych się przyczepić.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Całe tłumy wykształconych i często inteligentnych ludzi miotało się między biurkami - to zdanie rozłożyło mnie  na łopatki :D. Ogólnie to chyba taki polityczny manifest ukazujący swą niechęć ku...pewnym grupom społecznym. Przyjemnie się czytało. Nie przyczepiam się! :D

Ago, literatura pomocnicza tutaj: http://www.fantastyka.pl/10,2522.html

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Berylu, jesteś nieoceniony :D ;). Thx

Nie mów agozgago, że chce się Tobię przeczytać cały ten molochowaty temat :P
A to raczej nie manifest polityczny :P bardziej chciałem, żeby to satyra była i żeby dostało się raczej wszystkim po równo :P

berylu - CDPR to z pewnością masony, żydy i komunisty. Nie dość, że red, a tyle innych kolorów do wyboru było, choćby patriotyczne white-red, to jeszcze w całym wiedzminie nie ma ani jednego krzyża ;P

Przeczytałam z przyjemnością. Bardzo lekki tekst.

Świetny tekst, uśmiałam się setnie! I znów zaskakujące, mocne zakończenie :)

Choć opowiadanie jest żartem (i to nad wyraz udanym), widzę tu też drugie dno.

a.k.j, nie wiem, czy taka była Twoja intencja, ale moim zdaniem napisałeś celną styrę skierowaną w stronę wszelkich aspektów nietolerancji. Pierwsza część opowiadania pokazuje, że życie osób należących do mniejszości (nie tylko seksualnych) może być bardzo ciężkie. Za pomocą sprytnego odwrócenia ról udowadniasz czytelnikowi, że "normalność" jest pojęciem względnym, zależnym od warunków, w których funkcjonujemy. Ten tekst uczy empatii :)  

a.k.j za tę ripostę masz u mnie piwo :D. Dzięki.
a.k.j
2011-02-01  21:22
draken:
A ja zauważyłem inną polaryzacje: na osoby które rozumieją żarty i na osoby które obrażają się na siłe w zastępstwie za kogoś.
Też zauważacie tę dziwną prawidłowość?

Jako student i facet, piwa nigdy nie odmówię :)

Nowa Fantastyka