- Opowiadanie: Koala75 - Na szlaku

Na szlaku

Zapisałem opowieść przyjaciółki, by ostrzec, że nie każdy może mieć tyle szczęścia.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Irka_Luz, Użytkownicy

Oceny

Na szlaku

„Kilka lat temu spędzałam z Anką i Pawłem długi weekend w Tatrach. Tak naprawdę oni chodzili razem, a ja solo. Zawsze lubiłam wędrować sama, bo mogłam dostosowywać tempo do aktualnych możliwości. Zatrzymywałam się, gdzie chciałam, na tak długo, na ile miałam ochotę, i nikt mi nie przeszkadzał rozmową. Tego dnia Anka i Paweł wybrali się kolejką z Kuźnic na Kasprowy, skąd zamierzali zejść do Murowańca, gdzie mieliśmy się spotkać. Ja zaplanowałam wejście na Gęsią Szyję po zrobieniu zdjęć z Rusinowej Polany i przejście potem przez Rówień Waksmundzką na Halę Gąsienicową do Murowańca. Na całej trasie żadnych trudności technicznych, taka do przejścia spacerkiem. Nie byłam nowicjuszką, rodzice zabierali mnie w każde wakacje na wycieczki w Tatry. Wtedy pokochałam góry szaloną miłością. Gdy dorosłam, chodziłam sama i robiłam szczytom zdjęcia, zawsze za mało. Wiedziałam, że gór nie można lekceważyć. W plecaku miałam sweter i pelerynę, na sobie sportową kurtkę-wiatrówkę, nową, bo stara już się poprzecierała miejscami, idealną na każdą pogodę, jak zapewniał sprzedawca w renomowanym sklepie. Buty oczywiście założyłam trekkingowe, wygodne, sprawdzone na kilku wyprawach. Ze zgrozą zawsze patrzyłam na ludzi chodzących w klapkach po górskich szlakach.

Rano było słonecznie, zapowiedzi pogodowe dla Tatr optymistyczne, nie przewidywano żadnych niepożądanych zjawisk. Złapałam busa jadącego na Łysą Polanę. Wysiadłam na początku szlaku na Wiktorówki. Szybko przeszłam ten odcinek, żeby wyjść na Rusinową przed smartfonowymi turystami. Będąc już na Polanie, zobaczyłam bure chmury, które wypełzały zza szczytów od słowackiej strony. Najszybciej, jak mogłam, zrobiłam zdjęcia i wdrapałam się na Gęsią po tych wstrętnych schodach. Na szczycie zastanawiałam się przez moment, czy nie wrócić na Rusinową do górali wędzących oscypki, bo chmury zeszły niżej i wyglądały nieciekawie. Mogło przywiać od Słowacji burzę, ale nic nie warczało, tylko było widać, że tam pada. Zdecydowałam, że do Murowańca nie jest daleko i nie jestem z cukru. Ledwie zdążyłam zejść na Rówień, zaczęło się. Pierwsze były pojedyncze grube krople, ale przy Pańszczyckim Potoku już lało tak, że kurtka i peleryna były tak samo mokre z wierzchu i pod spodem, i ja też. W strugach deszczu niewiele widziałam i uległam instynktowi, przyspieszyłam na ścieżce prawie płaskiej, lecz pełnej mokrych, śliskich kamieni. Z jednego ześlizgnął mi się but i leżałam jak długa. Łokcie i kolana poobijane to nic, gorzej, że nie mogłam stanąć na prawej nodze, chyba coś się stało w stawie skokowym, w najlepszym razie skręcenie. W dodatku nie mogłam znaleźć komórki, musiała wypaść z plecaka. Siedziałam i płakałam, bo nie mogłam wezwać pomocy i wiedziałam, że nikt za mną nie szedł. Jestem przemoczona, jest mi zimno, noga boli, but się robi coraz bardziej ciasny. Znikąd ratunku, ani chybi tu umrę. – Takie myśli przelatywały mi jedna po drugiej.

– Ratunku – spróbowałam zawołać, ale z marnym skutkiem, bo nie miałam siły i szum ulewy wszystko zagłuszał. To mnie prawie dobiło i wtedy z lasu wyszedł góral, taki jak z obrazka. Szedł i deszcz go omijał, jakby coś niosło nad nim dach lub parasol.

– Pomocy wam potrza – powiedział i wyciągnął do mnie rękę, żeby mi pomóc się podnieść. Dłoń miał suchą i ciepłą, patrzył życzliwie i w spojrzeniu miał coś budzącego zaufanie.

– Terozki chodzić nie mozecie, ale to nie połomione ino skręcone. Zaniese was, bo wnetki mglica i ćma bedo.

Wziął mnie na plecy, jakbym nic nie ważyła, a nie był młody, ani wielki. Było sucho i zrobiło mi się ciepło.  Zaniósł przed same drzwi Murowańca i postawił, nawet nie zasapany. Gdy trzymałam się klamki i chciałam dziękować, jakby rozpłynął się we mgle, która się pojawiła. Tylko dotarło do mnie ciche:

– Kochacie moje góry, to wam pomogłem, ale więcej sama nie chodźcie.

Opowiedziałam wszystko Ance i Pawłowi, którym ulżyło, gdy mnie ujrzeli, bo się martwili, co ze mną, nie mając połączenia. Nie uwierzyliby, jednak skręcony staw skokowy, co potwierdzili ratownicy z TOPR-u, częściowo ich przekonał. Sama też tego, co się wtedy wydarzyło, tak do końca nie pojmuję, ale od tamtej pory już nigdy w pojedynkę nawet na łatwy górski szlak nie poszłam”.

Koniec

Komentarze

Jest to nieźle napisany short, na ile potrafię to ocenić. Natomiast brakuje w nim trochę, że tak powiem, kopa.

 

Długawy wstęp prowadzi prosto do puenty, która nie jest specjalnie odkrywcza.

 

Pozdrawiam serdecznie

Ciekawie trafiłeś z tym tekstem, bo właśnie się pomału przymierzam do samotnej wędrówki górskiej, więc oczywiście nie mogę odmówić komentarza.

Muszę powiedzieć, że rozwój akcji jest dość przewidywalny, a puenta mocno dydaktyczna. Podoba mi się natomiast, jak swobodnie opisujesz góry i stylizujesz tekst na przytaczaną opowieść. A może przyjaciółka nie jest narzędziem narracyjnym i rzeczywiście piszesz tak, jak usłyszałeś? W takim przypadku mam nadzieję, że poprosiłeś ją o zgodę na wykorzystanie materiału.

Zdarzenie mógłbym racjonalnie wyjaśnić co najmniej na dwa sposoby. Po pierwsze, w sytuacji faktycznej czy wyobrażonej walki o życie mózg potrafi wytwarzać najdziwniejsze halucynacje, aby uporać się z wysiłkiem. Po drugie, zdarzają się jeszcze przewodnicy góralscy starszego pokolenia, dla których podobna akcja nie byłaby wielkim wyzwaniem, i mógł taki przypadkiem przechodzić (a turystka dopowiedziałaby sobie tylko “szedł i deszcz go omijał” i inne cechy nadprzyrodzone). Zacytuję przykładowo relację gospodyni schroniska w Pięciu Stawach:

Przybiegli do nas goście, by zawiadomić, że turystka, pani K. z Zakopanego, leży na Krzyżnem ze złamaną nogą.

– Co bede lecioł po Pogotowie – mówi Jędrzej [Andrzej Krzeptowski]. – Znom te panią. Takie to chuchro, co i śtyrdziście kilo nie waży. Sam jom zniose.

I poleciał na Krzyżne.

Na miejscu okazało się, że ofiarą jest osoba o tym samym nazwisku, też z Zakopanego, z tą tylko różnicą, że ważyła ponad 70 kg! Ale Andrzej się zawziął i na plecach przyniósł ją do schroniska. Mówił tylko potem, że “trzy miesiące babe w kościach cuł”.

(Przytoczone za: Beata Sabała-Zielińska, Dom bez adresu).

Dodam jeszcze, że też kiedyś szedłem tym zielonym szlakiem z Równi do Murowańca późnym popołudniem i w pogarszającej się pogodzie, wprawdzie nie sam, lecz z trojgiem zupełnych nowicjuszy – i też się znikąd pojawił stary góral. Niestety nijak nie wyglądał na zjawisko nadprzyrodzone i tylko nas wulgarnie zwymyślał, że nie powinniśmy się pałętać po górach o tej porze.

Oczywiście rozumiem paniczną reakcję bohaterki, gdy zorientowała się, w jak przykrej sytuacji się znalazła. Niemniej koledzy wiedzieli, jaką trasę zaplanowała, gdyby więc nie dotarła do schroniska w rozsądnym czasie, niewątpliwie zawiadomiliby TOPR, gdzie jej szukać. Chodząc samodzielnie, powinna też mieć ekwipunek umożliwiający nieprzewidziany biwak (zresztą omawiany szlak raczej przebiega trochę zbyt nisko, aby latem jedna noc w terenie okazała się śmiertelnie niebezpieczna).

Krótki przegląd techniczny…

Zatrzymywałam się, gdzie chciałam, na tak długo, na ile miałam ochotę, i nikt mi nie przeszkadzał rozmową.

Domknięcie wtrącenia.

skąd mieli zejść do Murowańca, gdzie mieliśmy się spotkać.

Niezręczne, ale może to stylizacja na język mówiony.

Ze zgrozą zawsze patrzyłam na kobiety, chodzące w klapkach po górskich szlakach.

Nie powinno być przecinka przed imiesłowem, bo oznaczałby tutaj, że chodzenie w klapkach jest wspólną cechą wszystkich kobiet.

coś się stało w stawie skokowym, w najlepszym razie zwichnięcie.

Może miało być “w najlepszym razie skręcenie” – zwichnięcie to poważny uraz.

– Terozki chodzić nie mozecie, ale to nie połomane ino skręcone.

Prawdopodobnie powiedziałby “połomione”. Przecinek przed “ino”.

TOPRu

To skrótowiec, więc w odmianie “TOPR-u”.

 

Dziękuję za podzielenie się tekstem i życzę wiele weny!

Galicyjski, to miało być lekkie ostrzeżenie dla niedoświadczonych, albo niefrasobliwych.

Ślimaku, liczyłem na Twoją obecność z powodu tematyki. Masz wiele racji w uwagach co do treści, wiesz jednak, że ‘turyści’/’turystki’ bywają niefrasobliwi, łagodnie mówiąc. Zebrało mi się na dydaktykę z odrobiną fantastyki i wyszło, jak widać. Treść jest moja, przyjaciółka zmyślona. Techniczne niedoróbki usunę najszybciej, jak zdołam, ale już padam na nos, a jutro będę miał trudny dzień. 

Dzięki za taki odzew. Zazdroszczę planowanej wędrówki i życzę bezpiecznego powrotu. :)

Koala75

Przeczytałem z przyjemnością, owszem historia wręcz nazbyt prosta i może bez odpowiedniego kopa i dydaktyczna – jak to przedpiścy pisali – ale za to góry czuć. Góry, Gandalfie, góry!

A i Ślimak Zagłady nie zawiódł góralską anegdotą. Nawet z Twoim doświadczeniem, Ślimaku, weź sobie do serca dydaktyzm misia i uważaj na siebie w drodze przez góry! :)

 

entropia nigdy nie maleje

Witaj, Misiu.

Ze spraw językowych mam następujące sugestie oraz wątpliwości (do przemyślenia):

Buty oczywiście założyłam trekkingowe, wygodne, sprawdzone kilku wyprawach. – na?

Najszybciej, jak mogłam, zrobiłam zdjęcia i wydrapałam się na Gęsią po tych wstrętnych schodach. – bez „y”?

 

Kiedy czytam w przedmowie o przestrodze i widzę, że to o wędrówkach górskich, od razu mam przed oczami zapamiętane, liczne i niestety pełne tragizmu historie o niebezpieczeństwach i o moich znajomych, i znajomych znajomych, i sławnych podróżnikach, którzy zginęli podczas zdobywania szczytów… Ja panicznie boję się takich wędrówek, jestem całkowitym przeciwieństwem Twojej bohaterki. Wynika to z wielu powodów…

Świadomość problemów i konsekwencji dla postronnych ludzi, jakie mogłaby nieść moja karkołomna wyprawa (szukanie mnie/nas, narażenie życia ratowników oraz niepokój ich bliskich, obawy mojej/naszej rodziny i znajomych, kłopoty dla nich w razie wypadku, tragedii itp.) skutecznie odstraszają od tego typu „spacerów”. ;) Żadne argumenty: niezaprzeczalne piękno, urokliwe krajobrazy, zachowanie ich na fotografiach, czyste powietrze, świadomość „obcowania sam na sam” z majestatycznymi górami itp. tego nie zmienią. Każda wycieczka górska zawsze była – na ile to tylko możliwe – ściśle zaplanowana i zabezpieczona na wszelkie możliwe sposoby, zwłaszcza, że były to albo wycieczki szkolne, albo rodzinne. :)

Znam swój organizm oraz możliwości, jestem po poważnej kontuzji nogi, z wiekiem przybyło sporo dodatkowych chorób, zatem – jeżeli nie ma takiej potrzeby – szarżować nigdy nie będę. Narażenie innych na kłopoty (włącznie z uszczerbkiem na zdrowiu czy życiu, żałobą itp.) z powodu mojej brawury, to dla mnie jedna z najgorszych rzeczy, jakie mogłabym komuś uczynić. Inna sprawa, że – jako samotny rodzic, wobec tak nagłej i szybkiej śmierci Współmałżonka – ostatnio coraz bardziej obawiam się o przyszłość Dzieci.

Doceniam, chylę czoła i mam wiele uznania wobec Pasjonatów, rozumiem, że góry mogą „przyciągać, jak magnes”, lecz ja nigdy nie zrozumiem brawury tych, którzy celowo i świadomie przekraczają granice rozsądku, wiedząc o zagrożeniu. :)

Pozdrawiam, klik. :)

Pecunia non olet

Jimie, dobrze, że czuć góry, bo są wyjątkowe, a dydaktyki nigdy za mało w tym przypadku, imo. :)

Bruce, świetnie Cię rozumiem, nie przypuszczasz, jak bardzo. Stąd pewnie zresztą ten szort.

Techniczne niedoróbki usunąłem, chyba wszystkie wskazane. 

Podobnie jak bruce – szarżować nie będę. Ale pomarzyć o wędrówkach można zawsze – choć pewnie i marzenia bywają niebezpieczne :)

entropia nigdy nie maleje

Jimie, marzenia mogą być niebezpieczne, jeśli chce się realizować za wszelką cenę. :)

Coś w tym jest :)

Tudzież, gdy się za bardzo odpłynie od świata rzeczywistego w krainę marzeń.

entropia nigdy nie maleje

Tak, marzenia to wspaniała rzecz. :) Tam nikogo nie narażam. :)

Pecunia non olet

Miły szort o wspomnieniu przygody w górach, z nadprzyrodzonym zjawiskiem w tle i przestrogą przed zbytnią wiarą we własne możliwości. :)

 

Ze zgro­zą za­wsze pa­trzy­łam na ko­bie­ty cho­dzą­ce w klap­kach po gór­skich szla­kach. → Ależ mężczyznom także zdarza się przywdziewać tak strój jak i obuwie zdecydowanie nieodpowiednie na wędrówki po górach.

 

– Je­stem prze­mo­czo­na, jest mi zimno, noga boli, but się robi coraz bar­dziej cia­sny. Zni­kąd ra­tun­ku, ani chybi tu umrę. – Takie myśli prze­la­ty­wa­ły mi jedna po dru­giej. → Przed myśleniem nie stawia się półpauzy. Tu znajdziesz wskazówki, jak można zapisywać myśli bohaterów.

 

w po­je­dyn­kę nawet na łatwy gór­ski szlak nie po­szłam.” → …w po­je­dyn­kę nawet na łatwy gór­ski szlak nie po­szłam”.

Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

BruceJim, marzyć każdy może… :)

Reg, masz rację. Okazało się, że kryję w sobie męskiego szowinistę. Zmieniłem i poprawiłem też pozostałe wskazane. Może dobrze. Myślenie, jak widać, nie jest dla mnie łatwe. :)

Misiu, ale co też Miś z tym szowinistą – wszak opisałeś wrażenia przyjaciółki, nie swoje.

A myślenie faktycznie łatwe nie jest, ale ma przed sobą przyszłość. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg, niektórzy mówią jeszcze, że kolosalną. :)

Misiu, ale czy to aby nie przesadne oczekiwanie? 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Postać z awatara szepcze mi, że deszcz najlepiej odgania się machając rękami, wtedy człowiek jest suchy niezależnie od pogody ;)

 

Tekst o tyle ciekawy, że niby fabularnie nie ma w nim nic nadzwyczajnego, a jednak każdy umie się w nim jakoś umiejscowić. No i kto by nie lubił gór ;)

Jeśli chodzi o moje “umiejscawianie”, to mam kilka wspomnień, np. tulenie drzewa w obronie przed nagłym gradobiciem; rodzice suszący buty suszarką, bo przez cały tydzień ciągle pada, ale jak już tu przyjechaliśmy, to nie będziemy siedzieć w domu… Tylko że wszystkie te wspomnienia z perspektywy czasu są pozytywne, a skręcić kostkę można i na schodach. Grunt, żeby telefon był w miejscu, z którego nie może wypaść ;)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Misiu, Jimie, dziękuję za przypomnienie o ostrożności. Absolutnie nie uważam się za doświadczonego górołaza (góropełza?), chyba że liczymy do “doświadczenia” literaturę górską.

 

Bruce, bardzo przytomny wpis, zwracający uwagę na kruchość życia i zdrowia oraz konieczność zachowania rozwagi. Całkowicie się z Tobą zgadzam, że z uwagi na przytoczone racje moralne oraz praktyczne każdą wycieczkę należy ściśle zaplanować i zabezpieczyć. Nie uważam, aby dobrze przygotowana samotna wędrówka była już przekroczeniem granic rozsądku, niemniej wiem, że część ekspertów górskich wyraża takie zdanie, i oczywiście jestem otwarty na dalszą dyskusję.

Co do narażania życia ratowników: w niektórych akcjach zimowych czy lawinowych jest to problem wręcz dramatyczny, trzeba natomiast zauważyć, że ratownik TOPR-u wyjeżdżający do letniej akcji między Waksmundzką Równią a Murowańcem podejmuje zdecydowanie mniejsze ryzyko niż ratownik pogotowia wyjeżdżający do wypadku drogowego.

Też Go kiedyś spotkałem, ale w Karkoszach.

Z tym, że w Karkonoszach to nie mógł być podhalański góral.

Hm.. pewnie to był Liczyrzepa.

Jak nie lubię dydaktyki, tak Ty ją tak zgrabnie przedstawiłeś, że czytałam z przyjemnością i właściwie dopiero po zerknięciu na komentarze, zorientowałam się, że to dydaktyka ;) Podobało mi się :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Reg, to chyba zależy, kto i czego oczekuje. :)

Ostamie, wspomnienia zachowujemy pozytywne lub tak je wygładzamy, inne podlegają wyparciu. I na tym ich urok, tym większy, im więcej przybywa lat. :)

Homarze, opowiedz nam kiedyś o tym spotkaniu szerzej. :)

Ślimaku, od zawsze uważam, że za dużą ilość akcji TOPR-u/GOPR-u, wynikających z głupoty ‘turystów’ należy ściągać wysokie opłaty od sprawców. Nie wiem, może tak jest, jeżeli nie, to powinno być. Pozyskane w ten sposób środki, mogłyby stanowić dodatkowe dofinansowanie tego ratownictwa.

Irko, też nie lubię wciskanych norm postępowania. Tak jakoś misię napisało. Cieszę się, że nie odrzuciło Cię. :)

Narażanie życia innych poprzez własną głupotę i szarżowanie ma oczywiście miejsce w wielu sytuacjach, nie tylko górskie wyprawy są tutaj przykładem, niestety. Trzeba zawsze brać pod uwagę własne możliwości. :)

Koalo75, dzięki. :) Ta “literacka przestroga” jest naprawdę ważna. :)

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Co do zasady, dosyć naturalna jest argumentacja, że osoby potrzebujące pomocy wskutek rażącego lekceważenia zasad bezpieczeństwa powinny płacić za akcje. Występuje tu jednak szereg trudności praktycznych:

– Kto miałby decydować, czy dany turysta naruszył zasady dostatecznie rażąco? Takie decyzje byłyby na pewno kwestionowane w sądzie, organizacje ratownicze musiałyby wyznaczać ekspertów i zatrudniać prawników do takich spraw, w rezultacie więc całość niekoniecznie opłacałaby im się finansowo.

– Można także przypuszczać, że niektórzy ludzie nie wzywaliby pomocy z obawy przed poniesieniem kosztów, co doprowadziłoby do kolejnych zbędnych tragedii. Na przykład w razie zagubienia drogi w piętrze turni próba wydostania się na własną rękę z pułapki skalnej często kończy się katastrofą (że tylko przypomnę Żleb Drege’a).

– Poza wszystkim, Konstytucja RP zapewnia bezpłatne ratownictwo i w tym przypadku wymagałaby zmiany. Nieuchronnie więc pojawiłyby się pytania, dlaczego obciążać kosztami akurat turystów górskich. Dlaczego nie niedbałych kierowców? Dlaczego nie domatorów zapadających w fotelach na choroby krążenia i cukrzycę?

Można rozważać różne odpowiedzi na te problemy, obawiam się natomiast, aby zamiast tego nie wprowadzono na chybcika jakichś populistycznych rozwiązań. Uważam w każdym razie, że bardzo dobrym krokiem jest przekazywanie części środków (obecnie chyba 20%) z biletów do TPN na działalność TOPR-u. Warto by popracować nad świadomością wśród turystów, że każdy wchodzący do Parku wykupuje takie ubezpieczenie, jakie środki bezpieczeństwa stosować, na czym polega rola ratowników, w jakich sytuacjach należy ich wzywać.

Ślimaku, masz rację, ale krew mnie zalewa, gdy kolejny raz akcja ratowników spowodowana jest czyjąś głupotą/nierozwagą/niefrasobliwością/bezmyślnością. Działania TOPR-u/GOPR-u traktowane są często, jak coś co się należy i jest oczywiste. Znałem kilku ratowników i są to ludzie nietuzinkowi, honorni. Moim zdaniem niedoceniani. Oni zresztą tak nie myślą.

Ślimaku, Koalo75, całkowita racja. I mnie też czasami trafia. Wspomniane w opowiadaniu klapki czy inne sandałki, albo – o zgrozo – wysokie obcasy, to już szczyt szczytów, że tak powiem. no

Pecunia non olet

No, troszku moralizatorskie.

Wiadomo, góry trzeba szanować. Jak i inne części natury.

Babska logika rządzi!

Bruce, niestety na własne oczy widziałem wysokie obcasy na tatrzańskim szlaku, na nogach ‘damy’.

Finklo, góry wymagają szacunku, za jego brak potrafią ukarać. Niektórzy o tym nie myślą. W zamian tych, którzy je kochają i szanują, góry nagradzają swoim wyjątkowym pięknem.

 

Czytało się przyjemnie, ale chętnie poczytałabym więcej wybawcy.

Zdawkowość powoduje, że sam ratunek i powiązane z nim niebezpieczeństwo, robią się nieco płaskie.

Lożanka bezprenumeratowa

Łowuszko, celowo jest tak niedużo o wybawcy, by każdy mógł sam zdecydować, według swojego uznania, kto to był. Po mojemu, jest to element fantastyczny, niezbędny w tekście na tym portalu. Prawdziwego niebezpieczeństwa tam nie było. Dziewczyna po prostu spanikowała, jak to określił i uzasadnił Ślimak. :)

To tylko jeszcze poprę słowa uznania dla ratowników górskich (TOPR-u i GOPR-u). Parę razy miałem okazję do rozmowy poza górami, natomiast na szlakach widywałem akcje ratunkowe, a dwukrotnie zdarzyło mi się odrobinę pomóc – i w każdym przypadku miałem jak najlepsze wrażenia co do profesjonalizmu, sprawności, pasji do pracy, cierpliwości do turystów. Wiadomo, to tylko ludzie i mogą się zdarzać różne sytuacje, niemniej w moim doświadczeniu jedna z najbardziej godnych zaufania grup zawodowych.

Sama prawda, Ślimaku!

Bruce, niestety na własne oczy widziałem wysokie obcasy na tatrzańskim szlaku, na nogach ‘damy’.

I ja, niestety. sad

Pecunia non olet

Bruce, w takim przypadku mam chęć wtłoczenia oleju do głowy pasem, mimo że ‘dama’.

Tak a propos: dziś, 17 września, kolejny śmiertelny wypadek w Tatrach. I to mimo dobrej pogody.

Więc dydaktyzm Misia – jak najbardziej wskazany.

Czytać, nie umierać.

entropia nigdy nie maleje

Znajoma, doświadczona turystka, właśnie z Orlej Perci spadła, poślizgnąwszy się zimą. Kolega, geograf nie włożył raków, które miał w plecaku i już dawno go nie ma wśród nas. Góry są bezlitosne, nie wybaczają błędów. Nowicjuszowi może się udać raz i drugi, ale jeżeli zlekceważy ostrzeżenia… To dotyczy również doświadczonych, każdego. :(

Tak, warto mieć szacunek do gór. Dobre przesłanie, zawsze na czasie.

 

Opowieść m się podoba, pełno w niej szczegółów, aż mi samemu przypomina się te kilka wypraw w polskie Tatry, które odbyłem. Ostatnio zbyt dużo tam ludzi, a chciwość górali sięgnęła zenitu, dlatego przerzuciłem się na słowacką stronę.

 

Pozdrawiam serdecznie

Che mi sento di morir

BasementKey, niestety te tłumy potrafią znacznie zmniejszyć przyjemność. Nie dziwię Ci się. Pozdrawiam

Bruce, w takim przypadku mam chęć wtłoczenia oleju do głowy pasem, mimo że ‘dama’.

Obecnie już oczywiście wiemy, że kary cielesne przynoszą przeciętnie więcej szkód niż korzyści. Historycznie natomiast – jeżeli już wtłaczać pasem, to właśnie damie. Gentlemanowi można gołą pięścią, chyba że ma zdolność honorową, ale taki nie plątałby się po szlaku górskim w klapkach. Myślę, że dawni cenieni przewodnicy tatrzańscy przyjęliby Twoją chęć ze zrozumieniem.

Ślimaku, wiemy też, że dla niektórych jest za późno. Żadną stroną oleju im się nie wleje, bo czym skorupka za młodu… ‘Bezstresowe’ wychowanie daje wyniki niekoniecznie pożądane. :)

Dzięki za link, Maćku. Góry są fascynujące przez to, że są i trwają. :)

Cześć. Uwielbiam górskie wspinaczki, więc przypomnienie geografii Tatr i umieszczenie jej w tekście jak najbardziej na plus. Sama fabuła nie jest odkrywcza, z drugiej strony to szort, na dodatek bardzo krótki, więc nie było potrzeby wymyślania rzeczy bardziej fantastycznych i w sumie niepotrzebnych. Czytało się płynnie, niezły tekst. Pozdrawiam

JPolsky, dobrze, że Ci się czytało płynnie i nie trzeba było lin i haków. Mam nadzieję, że zawsze wspinasz się z partnerem. Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka