- Opowiadanie: Eglateremei - Nadzieja

Nadzieja

Kolejny dziś wiersz z z tego samego okresu, napisany niewiele wcześniej. Nie myślałem, że może to być tak terapeutyczne. Niestety o Cezarze nie ma tutaj fantastyki ale sądzę, że i to się niebawem zmieni. Znów nie jest to wiersz, w którym próbuję być technicznie poprawny – zwłaszcza, że moje pisanie zawsze działało na zasadzie czysto emocjonalnej – lecz forma wylewu uczuć.

Dyżurni:

brak

Oceny

Nadzieja

Kiedy mój dotyk stał się Ci obcym? 

Kiedy me ciepło, w zimno się zmieniło? 

Kiedy twe oczy tuż po otwarciu 

Szukać zaczęły jego sylwetki? 

Kiedy twe myśli tuż po zbudzeniu 

Za nim poczęły gonić bezwiednie? 

Kiedy twe usta lekko rozwarte 

Pragnąć zaczęły szeptać jego imię? 

Czy gdybym wcześniej otrząsnąć się zdołał 

Ze swego strachu, bólu i żalu 

Czy gdybym zrozumiał jak wielka Ci krzywdę 

Każdym swym czynem w sercu sprawiłem

Czy teraz mógłbym choćby na chwilę 

Usta me zimne do twych przyłożyć? 

Czy mógłbym znów rozpalić twe oczy 

By w ich szarości znów się roztopić? 

Czy moje dłonie po twojej skórze 

Mogłyby błądzić – ponownie ją badać? 

Czy kiedykolwiek ponownie usłyszę 

Z ust twoich słowa tak upragnione? 

Czy dane będzie poranka doczekać 

Kiedy poranny całus Ci skradnę? 

Koniec

Komentarze

Hmmm. Tematyka ta sama… Życzę szybkiego zakończenia terapii i awansu do utworów fantastycznych. ;-)

Babska logika rządzi!

Technicznie jest tu nieco gorzej, ale rozumiem potrzebę wyrzucenia z siebie emocji, więc jest to w sumie mało istotne. Życzę szybkiej poprawy stanu ducha :)

Nowa Fantastyka