- Opowiadanie: tomaszg - Wiatraki (18+)

Wiatraki (18+)

To miał być sto­sun­ko­wo pro­sty tekst, od kilku jed­nak dni sy­tu­acja zu­peł­nie się zmie­ni­ła. Mówię oczy­wi­ście o pew­nym wy­pad­ku i dzia­ła­niach bu­dzą­cych mocne po­dej­rze­nia o ma­ta­cze­nie w spra­wie. Tak mną to wstrzą­snę­ło, że po­sta­no­wi­łem zro­bić na­wią­za­nie do całej sy­tu­acji. Mam na­dzie­ję, że nie prze­sa­dzi­łem, i nikt nie za­rzu­ci mi, że chcę zbić na tym ka­pi­tał (to by­ło­by ostat­nie, co mi przy­cho­dzi do głowy w tej sy­tu­acji). Ogól­nie w tej spra­wie widać samo zło i trze­ba je na­zy­wać po imie­niu. Pro­szę tego nie ko­men­to­wać.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Wiatraki (18+)

Utah, USA

– Dru­ży­na Alfa do przo­du! Bravo osła­nia! Char­lie i Delta cały czas w peł­nej go­to­wo­ści! – Ka­pral do­wo­dzą­cy akcją z wozu wspar­cia uważ­nie pa­trzył na ekra­ny z ob­ra­zem z kamer zwia­du i od­czy­ta­mi czuj­ni­ków. – Ogień we­dług uzna­nia!

Żoł­nie­rze po­ru­sza­li się wśród ni­skiej za­bu­do­wy w jed­nym z ma­łych mia­ste­czek w środ­ku kraju.

– Pełno mar­twych zwie­rząt – za­mel­do­wał jeden z nich. – I kilka tru­pów. Wszy­scy miej­sco­wi. Brak wi­docz­nych ob­ra­żeń.

– Przy­ją­łem. Wpierw idź­cie do szpi­ta­la. – Ka­pral miał na myśli jeden z naj­więk­szych bu­dyn­ków w mie­ście. – Cy­wi­le mel­do­wa­li o pro­ble­mach głów­nie tam.

– Po­twier­dzam. Wcho­dzi­my głów­nym wej­ściem.

Żoł­nie­rze po­dą­ża­li ko­ry­ta­rza­mi i za­glą­da­li do ko­lej­nych po­miesz­czeń, w któ­rych widać było po­rzu­co­ny w po­śpie­chu sprzęt i trupy w za­awan­so­wa­nym sta­nie roz­kła­du.

– Brak śla­dów pro­mie­nio­wa­nia. Wcho­dzi­my na pierw­sze pię­tro.

– Jakby le­że­li tam mie­sią­ca­mi. – W wozie do­wo­dze­nia roz­go­rza­ła oży­wio­na dys­ku­sja po­mię­dzy żoł­nie­rza­mi i cy­wi­la­mi za­bez­pie­cza­ją­cy­mi na­uko­wą część misji. – A to tylko trzy dni.

– Sprzęt wy­glą­da na mocno znisz­czo­ny.

– Do­kład­nie. Jakby wszyst­ko miało dzie­siąt­ki lat.

– Jezu! – Nagle przez radio jęk­nął jeden z człon­ków zwia­du. – Po­rucz­ni­ku, na­tych­miast po­trze­bu­je­my mo­bil­ne­go ze­spo­łu ze ska­ne­rem.

– Zro­zu­mia­łem. – W kie­run­ku czoła grupy za­czę­ło prze­miesz­czać się dwóch na­ukow­ców w peł­nych kom­bi­ne­zo­nach che­micz­nych.

– To nie­wia­ry­god­ne – Po kilku mi­nu­tach sko­men­to­wał jeden z nich, pa­trząc na szcząt­ki łóżka, z któ­re­go prze­trwa­ła tylko część z po­dusz­ką i mniej wię­cej trzy czwar­te szkie­le­tu, opie­ra­ją­ce­go się znisz­czo­nym koń­cem o pod­ło­gę.

– Brak pro­mie­nio­wa­nia. – Przy­tom­nie za­uwa­żył drugi, uważ­nie śle­dząc wska­za­nia przy­rzą­dów i kształt uszko­dzeń. – I zu­peł­nie jakby po­ja­wi­ła się tu ide­al­na kula, która wchło­nę­ła wszyst­ko na swoim ob­wo­dzie.

– Ale ma­te­rię or­ga­nicz­ną spa­li­ła rów­nież na ze­wnątrz. – Pierw­szy pa­trzył z za­wo­do­wą cie­ka­wo­ścią na zwę­glo­ne szcząt­ki czło­wie­ka bez nóg, oglą­da­jąc go ni­czym rzad­kie­go owada czy inny eg­zo­tycz­ny okaz.

– Tak. Tylko dla­cze­go nie zajął się ma­te­rac i szkie­let łóżka? I nie było wy­bu­chu tlenu?

– Zbyt szyb­ki roz­pad?

– Cie­pło mu­sia­ło być nie­wy­obra­żal­ne. Nawet stop jest prze­bi­ty. – Na­uko­wiec z dok­to­ra­tem z fi­zy­ki wska­zał na pod­ło­gę.

– Cię­cie ma ide­al­nie ku­li­sty kształt. Ni­g­dzie nie widać naj­mniej­sze­go okop­ce­nia. To coś mu­sia­ło być oto­czo­ne polem ener­gii, które pre­cy­zyj­nie od­gro­dzi­ło je od oto­cze­nia. Tak nie dzia­ła cie­pło. To musi jakiś inny ro­dzaj ener­gii.

– Nie, nie i jesz­cze raz nie. Nie ma pan racji.

– Nie wiemy, czy tam pa­nu­ją te same prawa fi­zy­ki.

– Mamy ruch! Po­wta­rzam, mamy ruch! – Nagle przez radio za­mel­do­wał jeden z żoł­nie­rzy od­dzia­łu Char­lie. – Obiekt uciekł do piw­ni­cy szpi­ta­la. Boże, tu jest jakiś kwas. Aaaaa!

– Kon­takt! – Dało się sły­szeć ko­lej­ną serię strza­łów i ko­lej­ne ko­mu­ni­ka­ty na ka­na­le ogól­nym:

– Wy­co­fu­je­my się!

– On ma mio­tacz pło­mie­ni!

– Do­sta­łem! Medyk!

– Zbiór­ka przy wej­ściu!

– Wy­co­fać się! Wy­co­fać się!

– Gra­na­tem!

– Ubez­pie­czam!

Do­wo­dzą­cy akcją pod­niósł słu­chaw­kę te­le­fo­nu, który po­łą­czył go z ge­ne­ra­łem:

– Panie ge­ne­ra­le, mamy sy­tu­ację gamma w obiek­cie alfa dwa­na­ście. Wy­co­fu­je­my ludzi. Tak, ro­zu­miem. Pełna kwa­ran­tan­na i same drony. Re­ali­zu­ję plan beta. Tak, po­ciąg z kwa…

Męż­czy­zna prze­rwał w pół słowa, pa­trząc z nie­do­wie­rza­niem na jeden z ekra­nów. Widać tam było młodą ko­bie­tę z apa­ra­tem fo­to­gra­ficz­nym i to­wa­rzy­szą­ce­go jej męż­czy­znę, który, choć ubra­ny po cy­wi­lu, wy­glą­dał po­dob­nie do za­gi­nio­ne­go sze­ry­fa, po­ka­zy­wa­ne­go na od­pra­wie w bazie.

– Prze­pra­szam, też mamy cy­wi­li. Tak jest. Prze­słu­chać. Już wy­ko­nu­ję. – Ka­pi­tan roz­łą­czył się i wydał od­po­wied­nie dys­po­zy­cje. – Dru­ży­na Delta, in­tru­zi na ob­sza­rze. Ozna­cze­ni jako omega i gamma. Zła­pać i do­star­czyć do cen­trum do­wo­dze­nia.

– Po­twier­dzam.

 

***

 

– Już o nas wie­dzą. – Sze­ryf Whi­ta­ker cięż­ko wes­tchnął, po­ka­zu­jąc w stro­nę wej­ścia i trzech żoł­nie­rzy, któ­rzy za­pę­dzi­li ich pro­sto do skle­pu. – Zaraz tu będą. Pro­szę wejść do ka­na­łu. Pro­wa­dzi pro­sto do sta­cji ben­zy­no­wej. Tam po­wi­nien cze­kać Johny.

– A pan? – Dzien­ni­kar­ka z No­we­go Jorku zła­pa­ła go za rękę.

– Te zdję­cia muszą się do­stać na pierw­sze stro­ny gazet.

– Za­bi­ją pana. Nie chcą mieć świad­ków.

– Kupię nam tro­chę czasu. Na li­tość boską. Pro­szę się spie­szyć. – Nie­mal po­cią­gnął ją, a potem we­pchnął do stu­dzien­ki i wy­cią­gnął swo­je­go Colta, z któ­re­go oddał strzał w sufit.

W drzwi skle­pu ude­rzy­ły kule z broni ma­szy­no­wej, a chwi­lę potem szybę tuż obok zbiły aż trzy gra­na­ty. Sze­ryf wie­dział, że ma tylko kilka se­kund. Upadł za ladę i sku­lił się, za­kry­wa­jąc głowę rę­ka­mi. Wy­buch był po­tęż­ny, a po nim na­stą­pi­ła cisza, a w każ­dym razie tak mu się wy­da­wa­ło. Sły­szał dzwo­nie­nie w gło­wie i był lekko oszo­ło­mio­ny.

Nie wie­dział, ile to trwa­ło, ale w końcu wy­chy­lił się zza rogu, ostroż­nie oce­nia­jąc znisz­cze­nia. Z su­fi­tu w wielu miej­scach zwi­sa­ły prze­wo­dy, re­ga­ły były prze­wa­lo­ne, a wszę­dzie wa­la­ły się znisz­czo­ne bu­tel­ki i opa­ko­wa­nia z je­dze­niem i che­mią go­spo­dar­czą.

Za­uwa­żył jakiś ruch, a wła­ści­wie tylko po­wo­li po­ru­sza­ją­cy się cień. Wy­su­nął rękę i oddał strza­ły na oślep. Znów zo­stał za­sy­pa­ny gra­dem kulem. Wie­dział, że być może zo­sta­ło mu kilka chwil życia. Żoł­nie­rze byli agre­syw­ni od pierw­szych chwil, gdy przy­by­li do mia­stecz­ka, i w sumie tro­chę ich ro­zu­miał. Sy­tu­acja wy­glą­da­ła bar­dzo nie­ty­po­wo. Za­cho­dzi­ło po­dej­rze­nie, że miało tu miej­sce coś wię­cej niż może ogar­nąć umysł ludz­ki.

 

***

 

Maria Johny cięż­ko od­dy­cha­ła, opar­ta o ścia­nę sta­cji. Sły­sza­ła od­le­głą ka­no­na­dę i jesz­cze jedną z in­ne­go kie­run­ku. Mia­stecz­kiem wstrzą­snę­ła eks­plo­zja. Ko­bie­ta wzdry­gnę­ła się. Pod­świa­do­mie wie­dzia­ła, że sze­ryf zmu­sił tam­tych do cze­goś więk­sze­go, a może sam wy­sa­dził bu­dy­nek, żeby za­trzeć ślady.

To nie były żarty ani za­ba­wa w cho­wa­ne­go na kam­pin­gu. Trzy­ma­ła kur­czo­wo apa­rat, któ­rym przez ostat­nie dwa dni zro­bi­ła setki zdjęć. Czter­dzie­ści osiem go­dzin wy­war­ło na niej strasz­ne wra­że­nie. Naj­gor­sze oka­za­ły się znisz­cze­nia w szpi­ta­lu, i to głów­nie ze wzglę­du na ich nie­ty­po­wy cha­rak­ter. Była prze­ra­żo­na, wi­dząc zwę­glo­ne zwło­ki ludz­kie, le­żą­ce lub sie­dzą­ce w po­ko­jach wśród nie­znisz­czo­nych sprzę­tów, w sta­nie wska­zu­ją­cym, że ich śmierć była bo­le­sna, nagła i nie­spo­dzie­wa­na. Rów­nie mocne wra­że­nie ro­bi­ły szcząt­ki ludzi, któ­rzy wy­da­wa­li się spać na ulicy.

Nie­zro­zu­mia­łe dla niej było rów­nież dzia­ła­nie woj­ska, które ob­ser­wo­wa­ło sy­tu­ację z da­le­ka, wpro­wa­dzi­ło kor­don ochron­ny i we­szło do mia­stecz­ka do­pie­ro po trzech dniach, gdy w środ­ku nie było ni­ko­go ży­we­go. Nie sto­so­wa­no zbyt dużo tech­no­lo­gii, i już samo to w sobie za­sta­na­wia­ło. Żoł­nie­rze za­cho­wy­wa­li się zu­peł­nie jakby ich celem nie była pomoc cy­wi­lom, tylko uczest­ni­cze­nie w dziw­nym eks­pe­ry­men­cie, któ­re­go wy­ni­ki z góry znano.

– Kss­stt. – Młody po­moc­nik sze­ry­fa wie­dział tak samo do­brze jak ona, o co toczy się gra. – Za go­dzi­nę zaj­dzie słoń­ce. Pod­cze­pi się pani do jed­nej z cię­ża­ró­wek, od dołu. Widać, że nie pil­nu­ją ich zbyt do­brze.

– I co potem?

– Nie mam po­ję­cia, ale radzę ucie­kać przy pierw­szej moż­li­wej oka­zji.

– A pan?

– Czas na małą dy­wer­sję. – Uśmiech­nął się, ale jego oczy po­zo­sta­wa­ły smut­ne i zimne.

 

***

 

– Panie ge­ne­ra­le. Mel­du­ję, że jeden z cy­wi­li wy­sa­dził się w skle­pie. A ko­bie­tę w końcu zła­pa­li­śmy. – Spo­co­ny ka­pi­tan mel­do­wał pod­nie­co­nym gło­sem. – Za chwi­lę bę­dzie prze­słu­cha­na.

Z wozu do­wo­dze­nia widać było obraz z ka­me­ry w pro­wi­zo­rycz­nym na­mio­cie tuż obok wozu do­wo­dze­nia, w któ­rym po­dej­rza­ną po­sa­dzo­no na krze­seł­ku, przy­ku­to za ręce i nogi i po­zo­sta­wio­no pod opie­ką żoł­nie­rza z bro­nią.

– Je­stem oby­wa­tel­ką ame­ry­kań­ską! Nie macie prawa mnie wię­zić! – Za­czę­ła krzy­czeć, ale po kil­ku­na­stu se­kun­dach umil­kła.

Obraz z ka­me­ry zgi­nął, a z na­mio­tu dały się sły­szeć krzy­ki war­tow­ni­ka:

– Pali się! Po­mo­cy!

Do­wód­ca akcji nie cze­kał, tylko zła­pał ga­śni­cę i wy­sko­czył z wozu, w kilka se­kund do­tarł do na­mio­tu i sta­nął jak wryty. Żoł­nierz mo­co­wał się z kocem ga­śni­czym. Z ust ko­bie­ty wy­do­by­wał się dym, a smród, który ją ota­czał, zo­stał póź­niej przez niego opi­sa­ny jako woń spa­lo­ne­go mięsa na gril­lu. Cała wpa­dła w drgaw­ki i po chwi­li za­ję­ła się ogniem, za­mie­nia­jąc się w żywą po­chod­nię, od któ­rej zajął się na­miot. Co szo­ku­ją­ce, nie wy­da­ła nawet jed­ne­go krzy­ku ani jęku, i kilka se­kund za­ję­ło mu otrzą­śnię­cie się, wy­co­fa­nie i uru­cho­mie­nie ga­śni­cy, którą za­czął gasić wszyst­ko wokół.

– Co tu się, kurwa, stało? – rzu­cił do straż­ni­ka.

– Mel­du­ję, że sie­dzia­ła i po chwi­li za­czę­ła pło­nąć.

– Sa­mo­za­płon? Czy ktoś ją czymś oblał? Była może już od­ka­ża­na jakąś che­mią? – Do­bie­gło do nich kilku na­ukow­ców, z któ­rych jeden miał ta­blet, na któ­rym go­rącz­ko­wo coś prze­glą­dał:

– Mamy za­pi­sy z kamer żoł­nie­rzy. Bra­ku­je kilku chwil, ale nie widać, żeby ktoś coś zro­bił.

– Sama się za­pa­li­ła? Ale jak?

– Może była nie z tej ziemi? – Ktoś za­żar­to­wał, a któ­ryś z cy­wi­lów z za­my­śle­niem po­twier­dził:

– To trze­ba bę­dzie spraw­dzić.

 

***

 

Dzien­ni­kar­ka miała wra­że­nie, że w pew­nym mo­men­cie woj­sko prze­sta­ło jej szu­kać. Ukry­wa­ła się dłuż­szą chwi­lę, a potem wy­ko­rzy­sta­ła za­mie­sza­nie w obo­zie i za­cze­pi­ła się pod pod­wo­ziem cię­ża­rów­ki. Nie ro­zu­mia­ła nic z tego wszyst­kie­go i chcia­ła tylko zna­leźć się u boku ko­cha­ją­ce­go męża.

 

Kil­ka­na­ście ty­go­dni póź­niej

Or­bi­ta oko­ło­ziem­ska

– Gapi się na mnie pra­wie sie­dem mi­liar­dów ludzi, wli­cza­jąc star­ców i dzie­ci, i nie ma ni­ko­go, żeby po­trzy­mał. – Mike Za­na­sky mruk­nął pod nosem.

– Mó­wi­łeś coś czy mi się zda­wa­ło? – Na ka­na­le ogól­nym włą­czył się John, jego naj­lep­szy ko­le­ga, który tego dnia peł­nił wach­tę.

– Nie, nie, tak tylko do sie­bie. Yy­y­yhhhh. Y. – W słu­chaw­kach dało się sły­szeć od­gło­sy nor­mal­nie rzad­ko sły­sza­ne na sa­lo­nach.

– Eeeee. Przy­ją­łem. I jak to wy­glą­da?

– Od razu le­piej. Wszyst­ko zło­żo­ne. Jesz­cze tylko wi­do­ki po­oglą­dam i wra­cam.

– Tylko nie zwie­dzaj za długo. Na ko­la­cję ham­bur­ge­ry w prosz­ku.

– Cu­dow­nie.

Tę część ro­bo­ty Mike lubił naj­bar­dziej. Po­wo­li ode­pchnął się lewą ręką od mo­du­łu, ob­ró­cił i za­trzy­mał. W jego polu wi­dze­nia była tylko Zie­mia. Pły­nął, za­mknię­ty w sko­ru­pie kom­bi­ne­zo­nu, i my­ślał, że wszyst­ko tu jest na opak. Czło­wiek chciał tu się prze­nieść, ale żeby żyć, mu­siał się se­pa­ro­wać i zgo­dzić na licz­ne pro­ble­my ze zdro­wiem. Każdy ruch trze­ba było za­pla­no­wać i potem skru­pu­lat­nie spraw­dzić. Nie było dołu i góry, a w każ­dym razie nie ta­kich, do ja­kich każdy był przy­zwy­cza­jo­ny. Ten świat nie zo­stał prze­zna­czo­ny dla ludzi… jesz­cze.

Jego roz­wa­ża­nia prze­rwał nagły błysk nad Eu­ro­pą. Się­gnął dło­nią do hełmu i włą­czył zbli­że­nie. Wy­glą­da­ło to na burzę z pio­ru­na­mi, jakąś taką gwał­tow­ną, która po­ja­wi­ła się nie­wia­do­mo skąd i zaraz znik­nę­ła.

– John, re­je­stru­jesz?

– Tak. Tro­chę to dziw­ne.

– Gdzie to do­kład­nie jest?

– Cze­kaj. Gra­ni­ca po­mię­dzy Pol­ską i Bia­ło­ru­sią. Ko­niec świa­ta.

– Ho­uston, czy po­twier­dza­cie?

– Tak. Też to wi­dzi­my. Wra­caj do domu.

– Zro­zu­mia­łem.

 

Bia­ło­wie­ża

Upio­ry przy­cho­dzi­ły w nocy. Nie zno­si­ła ich i tego, co z nią ro­bi­ły. Naj­go­rzej było zwłasz­cza po­mię­dzy dwu­na­stą i pierw­szą w nocy. Le­ża­ła wtedy, nie mogąc spać. Te noce sta­wa­ły się prze­raź­li­wie cięż­kie do wy­trzy­ma­nia, a dni po nich mocno dłu­ży­ły. Mu­sia­ła wtedy jakoś funk­cjo­no­wać, nie­ste­ty mocna kawa nie­zbyt w tym po­ma­ga­ła. Zbyt czę­sto przy­sy­pia­ła w przy­pad­ko­wych miej­scach, ro­biąc z sie­bie po­śmie­wi­sko, a potem, ko­lej­nej nocy, nie mogła spać, bo była wy­po­czę­ta.

Raz zro­bi­ło się na­praw­dę nie­bez­piecz­nie. Mo­ni­ka miesz­ka­ła już w swoim małym, drew­nia­nym domu, jesz­cze po dziad­kach. Roz­pa­la­ła w piecu. Było jej przy­jem­nie i cie­pło, i usia­dła na chwi­lę na krze­seł­ku. W ręku miała małą, pło­ną­cą ga­łąz­kę, i w pew­nej chwi­li po­czu­ła, że palą się drew­na zgro­ma­dzo­ne w wę­glar­ce tuż obok niej. Od­sko­czy­ła prze­ra­żo­na, wie­dząc, że przy­snę­ła i nie­chcą­cy upu­ści­ła to, co trzy­ma­ła w dłoni.

Jakby tego mało, nie do końca była ty­po­wą ko­bie­tą. Lu­dzie mó­wi­li, że po­cho­dzi­ła z ro­dzi­ny cza­row­nic, a jej ka­lec­two to wynik dzia­ła­nia klą­twy. Pa­mię­ta­ła, jak kilka mie­się­cy przy­je­cha­ła do niej zna­jo­ma zna­jo­mej z samej sto­li­cy. Sie­dzia­ły i nor­mal­nie roz­ma­wia­ły, i wtedy tam­tej za­dzwo­nił te­le­fon.

Mo­ni­ka wsta­ła i wy­szła na chwi­lę, żeby zalać her­ba­tę. Nie chcia­ła pod­słu­chi­wać. Z kuch­ni wi­dzia­ła tylko, że roz­mo­wa trwa­ła kil­ka­na­ście se­kund, a potem klient­ka odło­ży­ła urzą­dze­nie.

Wró­ci­ła do niej, i od razu stało się coś, co mocno za­wa­ży­ło na przy­szło­ści obu ko­biet. Na ekra­nie smart­fo­na za­czę­ły się dziać dziw­ne rze­czy. Urzą­dze­nie za­cho­wy­wa­ło się zu­peł­nie tak, jakby ktoś na­ci­skał ekran w róż­nych miej­scach. Ca­łość zo­sta­ła od­blo­ko­wa­na. Klient­ka krzyk­nę­ła, jakby zo­ba­czy­ła ducha i od­ru­cho­wo za­blo­ko­wa­ła ekran, a ten znów zo­stał od­blo­ko­wa­ny. I tak kilka razy. Mo­ni­ka użyła wy­łącz­ni­ka, zaś tamta za­czę­ła mocno pła­kać i trząść, i od słowa do słowa oka­za­ło się, że tego dnia była rocz­ni­ca śmier­ci jej ojca.

Ko­bie­ta po wszyst­kim naj­wy­raź­niej ogło­si­ła całej oko­li­cy i zna­jo­mym w War­sza­wie, że dziew­czy­na jest wiedź­mą. Mo­ni­ka nie miała oczy­wi­ście pew­no­ści, ale tak mu­sia­ło być, bo wszy­scy w wio­sce dziw­nie na nią pa­trzy­li. Sama nie czuła, żeby od­bie­ga­ła od normy. Wie­dzia­ła tylko, że ma nie­zwy­kłą wraż­li­wość i do­strze­ga to, co dla in­nych nie­wi­docz­ne, ale nic po­nad­to. Przy te­le­fo­nie wy­ja­śnie­nie też mogło być nie­zwy­kle pro­ste, i klient­ka za­pew­ne padła ofia­rą ataku ha­ker­skie­go albo awa­rii di­gi­ti­ze­ra. Tę wer­sję uwia­ry­god­nia­ło to, że po­cho­dzi­ła z wyż­szych sfer, a jej urzą­dze­nie nie było pierw­szej świe­żo­ści.

Nie zmie­nia­ło to faktu, że Mo­ni­ka cały czas wi­dzia­ła ener­gię wokół sie­bie. Ile razy szła do lasu i kła­dła rękę na korze, czuła coś nie­zwy­kłe­go. Nie po­tra­fi­ła tego zbyt do­brze wy­ja­śnić, jak rów­nież tego, że wszyst­ko usta­wa­ło, gdy drze­wa wy­ci­na­no. Spe­cja­li­ści od przy­ro­dy po­wie­dzie­li­by, że to dla­te­go, bo usta­wał trans­port sub­stan­cji od­żyw­czych, ale jej to nie wy­star­czy­ło.

Ale czy było tak na pewno? A czło­wiek? Kiedy prze­sta­wał był ze­spo­łem ko­mó­rek, a sta­wiał się isto­tą, która ma myśli i duszę? Czy te wszyst­kie roz­wa­ża­nia o tym, że do któ­re­goś ty­go­dnia jest tak, a nie ina­czej, nie były tro­chę od dupy?

Bo to tro­chę śmiesz­ne, żeby pół­noc kon­kret­ne­go dnia ma­gicz­nie coś zmie­nia­ła.

A może wła­śnie o to cho­dzi­ło, że jedne za­bo­bo­ny za­stą­pi­ły inne?

I jak to się stało, że czło­wiek, choć po­tra­fi ope­ro­wać na po­zio­mie po­je­dyn­czych ato­mów, nie może od­two­rzyć pracy mózgu ludz­kie­go? Czy cho­dzi o tech­ni­kę czy o to, że ten za­wie­ra duszę? Czy w ogóle ją mamy? A dzia­ła­nia psz­czół, zwie­rząt i owa­dów? Czy to tylko wynik wpły­wa­nia na sie­bie iluś sub­stan­cji czy prze­błysk ge­niu­szu, ele­ment wiel­kie­go, bo­skie­go planu?

 

Numer alar­mo­wy 112

– Dzień dobry.

– Dzień dobry. He­li­kop­te­ry. Nad nami krążą he­li­kop­te­ry. Nie są pol­skie. Widzę gwiaz­dy na bo­kach.

– Pro­szę cze­kać. – Ope­ra­tor włą­czył mu­zycz­kę i ski­nął na opie­ku­na sali, żeby pod­szedł.

– Co jest?

– Z da­nych nu­me­ru i głosu wy­ni­ka, że to Mo­ni­ka Błoś, kie­dyś jedna z lep­szych dzien­ni­ka­rek śled­czych w tym kraju.

– To ta, co prze­wi­dzia­ła, że jak ode­tnie­my ka­ca­pów od tech­no­lo­gii, to będą ko­rzy­stać z cze­goś in­ne­go, co trud­niej bę­dzie wy­śle­dzić?

– Tak. Teraz mi mówi o ja­kichś he­li­kop­te­rach z in­ne­go kraju. Co robić?

– Cho­le­ra, przy­dał­by się Si­gnal albo What­sapp. Zo­ba­czy­li­by­śmy od razu, czy nie ściem­nia. Dla­cze­go jest ozna­czo­na w sys­te­mie?

– Ele­ment po­dej­rza­ny. Kilka razy brała leki psy­cho­tro­po­we. Po­dob­no za­ła­ma­ła się. – Ope­ra­tor prze­czy­tał frag­men­ty do­ku­men­ta­cji le­kar­skiej.

– Od­wa­li­ło jej jak Ma­xo­wi?

– Nie mam po­ję­cia, ale czuję mocne emo­cje w gło­sie.

– Masz wię­cej ta­kich zgło­szeń?

– Nie.

– To po­wiedz, że po­li­cja to zbada. Jak chcesz, prze­kie­ruj tam jakiś pa­trol, ale na luzie.

– OK. – Ope­ra­tor od­chrząk­nął i prze­łą­czył się do Mo­ni­ki. – Wy­sy­łam po­li­cjan­tów.

– Szyb­ko, pro­szę pana! Albo da pan woj­sko! To może być jakaś pro­wo­ka­cja!

– Oni już się wszyst­kim zajmą.

 

Jedna z baz woj­sko­wych NATO

– Panie ge­ne­ra­le, mel­du­ję, że od­pa­le­nie po­wio­dło się. Śmi­głow­ce za­wró­co­no. Eche­lon mel­du­je je­dy­nie kilka te­le­fo­nów na pol­ski numer alar­mo­wy. Mamy też ko­mu­ni­ka­cję we­wnątrz NASA i zdję­cia na in­sta­gra­mie

– Nie­ste­ty nie wszyst­ko da się prze­wi­dzieć. Uru­cho­mi­li­ście już pro­ce­du­ry?

– Tak. Zrzu­ci­my to na karb upa­łów i gwał­tow­nych burz. Ale co ro­bi­my dalej? Tamte ob­sza­ry są bez 5G i sys­tem ma dziu­ry. Pen­ta­gon po­wi­nien nas w końcu do­fi­nan­so­wać.

– Ale tego nie zrobi, a na pewno nie od razu. Może przy oka­zji of­f­se­tu uda się coś za­ła­twić.

– To co pan roz­ka­że?

– Po­la­cy niech sobie dalej sami radzą. Czy w śmi­głow­cach były ła­dun­ki ją­dro­we?

– Po­twier­dzam.

– Czyli prze­słu­cha­nie w Kon­gre­sie było za­sad­ne. – Bar­dziej stwier­dził niż za­py­tał ge­ne­rał. – Chciał­bym zo­ba­czyć miny tych pi­lo­tów. Cyk, le­cie­li w jedną stro­nę, i cyk, zaraz potem w od­wrot­ną, na opa­rach pa­li­wa.

– Ale wy­lą­do­wa­li?

– Tak. Ich od­po­wied­nik CIA za­brał ich pro­sto z lot­ni­ska.

– I bar­dzo do­brze. Ro­sja­nie po­win­ni do­stać jasny sy­gnał. Nie można zrzu­cać na NATO ato­mó­wek. Nie na moim dy­żu­rze.

– Ale jak pan myśli? Czy coś z tego zro­zu­mie­ją?

– Skoro przez tyle mie­się­cy pró­bu­ją, to śred­nio to widzę.

– Czy do­strze­żo­no ja­kieś inne skut­ki ubocz­ne?

– Nie. Po in­cy­den­cie w Utah brak po­dob­nych wzor­ców.

 

Ukra­ina, oko­li­ce Czer­no­by­la

– Ge­ne­ra­le, mel­du­ję, że pla­ców­ka Oko Mo­skwy znów dzia­ła.

– Wie­cie, co jest naj­gor­sze?

– Nie.

– Oni tam na zgni­łym Za­cho­dzie cały czas mówią, że chce­my prze­nieść ko­mu­nizm, a sami nas ata­ku­ją.

– Jak to ata­ku­ją?

– A jak my­śli­cie, dla­cze­go tu je­ste­śmy? NATO wy­po­wie­dzia­ło nam wojnę.

– Nic ta­kie­go nie pa­mię­tam.

– Wi­dzi­cie, to­wa­rzy­szu, o tym wła­śnie mówię. – Ge­ne­rał za­pa­lił pa­pie­ro­sa. – Oni mają taką tech­no­lo­gię, że po­tra­fią na­mie­szać w gło­wach. Nie dalej jak wczo­raj wy­sła­li­śmy dwa śmi­głow­ce, żeby zma­ca­ły wroga. Obie ma­szy­ny pro­ste i nie­skom­pli­ko­wa­ne. Pi­lo­ci mel­do­wa­li, że wle­cie­li na kilka ki­lo­me­trów, a chwi­lę potem, mocno prze­ra­że­ni, krzy­cze­li, że są na gra­ni­cy i nie mają pa­li­wa. Nikt nie wie, co o tym my­śleć. Baki były pełne, i cyk, ben­zy­na wy­pa­ro­wa­ła. Obaj lu­dzie spraw­dze­ni i za­ufa­ni. Nie mogli sprze­dać wszyst­kie­go. Za­kli­na­ją się, że nic nie pa­mię­ta­ją z prze­lo­tu nad obcym te­ry­to­rium. I jak im wie­rzę. Aku­mu­la­tor na ja­jach za­wsze daje dobre re­zul­ta­ty. Naj­cie­kaw­sze, że w apa­ra­tu­rze na obu po­kła­dach jest go­dzi­na prze­rwy, a na wieży kon­tro­l­nej zna­leź­li­śmy na­gra­nie cze­goś, co nie miało nigdy miej­sca. Jak od­twa­rza­li­śmy bie­da­kom ich wła­sne ko­mu­ni­ka­ty do kon­tro­li, to nie mogli uwie­rzyć, my zresz­tą też.

– I myśli to­wa­rzysz ge­ne­rał, że ja taki sam, zma­ni­pu­lo­wa­ny przez im­pe­ria­li­stów?

– Nie oba­wiaj­cie puł­kow­ni­ku, do­brych ludzi nam trze­ba, od­da­nych. Może i Ame­ry­ka­nie po­gła­ska­li was tym pro­mie­niem, ale do­pó­ki ro­bi­cie, co do was na­le­ży, pro­ble­mu nie ma.

– I oni tak mogą, z da­le­ka?

– Wi­docz­nie mogą. I wła­śnie dla­te­go mu­si­my zna­leźć spo­sób, żeby to cho­ler­stwo cho­ciaż wy­kryć.

– Nie mogę w to wszyst­ko uwie­rzyć.

– Ile już trwa nasza ope­ra­cja spe­cjal­na?

– No ze trzy lata.

– A jak my­śli­cie, dla­cze­go na­cial­stwo dalej nas tu trzy­ma? Nie mają po­ję­cia, co mo­że­my, a co nie? To jest walka o prze­trwa­nie ma­tecz­ki Rosii, a Ukra­ina jest polem, na któ­rym wszyst­ko się roz­strzy­gnie.

– Dzię­ku­ję, to­wa­rzy­szu ge­ne­ra­le, że mi w gło­wie roz­ja­śni­li­ście! – Puł­kow­nik gwał­tow­nie wstał, trza­snął bu­ta­mi i za­sa­lu­to­wał.

– Do­wódz­two samo sobie łamie głowę, co z tym zro­bić. Mel­dun­ki są sprzecz­ne, lu­dzie robią dziw­ne rze­czy. Nikt nie chce uży­wać broni osta­tecz­nej. Mu­si­my bro­nić elek­trow­ni, żeby ich nikt nikt nie wy­sa­dził, i spró­bo­wać wszyst­kie­go, co moż­li­we. Ten stary radar też się może przy­dać.

– Tak jest!

 

Kreml

Le­cie­li we dwóch nad polem, nad któ­rym le­ża­ły dzie­siąt­ki no­wo­rod­ków. Jedne z nich gwał­co­no, inne pa­lo­no w wiel­kich ko­tłach w tłusz­czu albo na­bi­ja­no na pal.

– Co to jest? – Męż­czy­zna spy­tał swo­je­go kom­pa­na, który w czar­nej su­tan­nie wy­glą­dał dosyć po­dob­nie do Neo z Ma­tri­xa, choć nie do końca, bo miał przy sobie jesz­cze ak­tów­kę.

– Masz się po­kło­nić przede mną. Wtedy może ocalę wasz lud. Jak nie, to wła­śnie to was czeka.

– Kim ty je­steś?

– Prze­cież wiesz. – Męż­czy­zna z tecz­ką uśmiech­nął się zło­śli­wie. – Prze­cież nie­raz mnie wi­dzia­łeś.

– Spła­ci­łem już swój dług. I nigdy się nie pod­da­my. Nie bę­dzie­my to­le­ro­wać pe­do­fil­stwa, jak u was w naj­wyż­szych krę­gach.

– Jak sobie chcesz. – Męż­czy­zna za­trzy­mał się w po­wie­trzu, wy­pro­sto­wał i skło­nił, a dyk­ta­tor gwał­tow­nie obu­dził i nie mógł spać do rana, a o całej spra­wie przy­po­mniał sobie, gdy se­kre­tarz za­mel­do­wał mu rano:

– Wła­di­mi­rze Wła­di­mi­ro­wi­czu, trzech pań­skich so­bo­wtó­rów mó­wi­ło dziś le­ka­rzom o po­dob­nym śnie. To może być jakaś cho­ro­ba i trze­ba ich od­se­pa­ro­wać.

– Nie trze­ba. Tylko ob­ser­wo­wać. – Mach­nął ręką, że tam­ten ma odejść.

– Ale…

– Wy­ko­nać.

– Tak jest.

 

Bia­ło­wie­ża

Wie­dzia­ła, co wi­dzia­ła i na­gra­ła, i nie mogła uwie­rzyć, co wy­ga­dy­wa­li na ten temat w te­le­wi­zji. Tego dnia była ner­wo­wa i czuła, że coś jest mocno nie tak. Bo­la­ła ją głowa.

Wy­szła na ganek i ze zdzi­wie­niem spoj­rza­ła na wi­docz­ną w od­da­li fur­go­net­kę firmy te­le­ko­mu­ni­ka­cyj­nej, która stała pod lasem tuż obok wieży. Za­cie­ka­wio­na, za­mknę­ła dom i ru­szy­ła pro­sto przez pole.

– A pa­no­wie coś na­pra­wia­ją? – krzyk­nę­ła do dwóch męż­czyzn, sto­ją­cych na po­de­ście kil­ka­na­ście me­trów wyżej.

– Po­psu­ło się! Już drugi raz w tym ty­go­dniu! – Jeden z nich rzu­cił z góry i wró­cił do swo­ich obo­wiąz­ków.

Lu­bi­ła wie­dzieć, co się w oko­li­cy dzie­je. Spoj­rza­ła na ze­ga­rek i zo­ba­czy­ła, że od zgło­sze­nia na sto dwa­na­ście mi­nę­ła już go­dzi­na. Od­wró­ci­ła i nagle z tyłu usły­sza­ła przez chwi­lę sy­re­nę. W jej stro­nę pod­jeż­dża­ła po­li­cyj­na ki­jan­ka.

– Dzień dobry pani Mo­ni­ko. – Przez okno rzu­cił jeden z mło­dych chło­pa­ków z wio­ski. – Stało się coś?

– Oj Kutaś, Kutaś. Nie spie­szy­ło się wam. – Po­gro­zi­ła pal­cem. – He­li­kop­te­ry tu la­ta­ły, ale nie nasze. Dam sobie głowę uciąć. Patrz i po­dzi­wiaj. – Wy­cią­gnę­ła z kie­sze­ni te­le­fon i od­two­rzy­ła na­gra­nie.

– No to bę­dzie­my mu­sie­li za­brać ten sprzęt, do ana­li­zy – wes­tchnął drugi z po­li­cjan­tów. – I na co to pani?

– A po co? Jak ja in­ter­net będę miała? Plik już wrzu­ci­łam do sieci. Tam go szu­kaj­cie.

– I mówi panie, że nie nasze? Może to ja­kieś ćwi­cze­nia?

– Wiem, w co mnie chce­cie wro­bić. Przy­je­cha­ła mia­sto­wa, bez chło­pa, i w gło­wie się jej prze­wra­ca. My­śli­cie, że nie wiem, co ga­da­cie w skle­pie?

– To nie tak.

– A jak? U nas ten model nie lata od lat, do tego gwiaz­dy na boku jasno po­ka­zu­ją, co i z któ­rej stro­ny.

– Może jaki pa­sjo­nat urzą­dził sobie la­ta­nie?

– Jasne. Przy samej gra­ni­cy. Ad­re­na­li­ny mu się za­chcia­ło. Rusz­cie le­piej dupę i zrób­cie coś.

– A co my mo­że­my, pani Mo­ni­ko? No­tat­kę na­pi­sać?

– Wasz szef, z War­sza­wy, już się wy­pie­ra. Oj nie­ład­nie, chło­pa­ki, nie­ład­nie.

 

Ukra­ina, oko­li­ce Czer­no­by­la

– To­wa­rzy­szu ge­ne­ra­le, jest rajd bun­tow­ni­ków na Mo­skwę.

– Jaki znowu rajd?

– Ko­lum­ny zmo­to­ry­zo­wa­ne są kil­ka­na­ście ki­lo­me­trów. Ewa­ku­acja Krem­la.

– Mo­ło­duń­czuk, czy wy­ście się na­chla­li czy jak?

– To­wa­rzysz sam po­słu­cha. – Żoł­nierz podał słu­chaw­ki, a stary, do­świad­czo­ny woj­sko­wy wło­żył je, ale po chwi­li zdjął, gwał­tow­nie wstał, zro­bił dwa kroki do tyłu i wy­cią­gnął Ma­ka­ro­wa, a potem krzyk­nął do naj­bliż­szej warty:

– Za­brać go do aresz­tu! Ame­ry­ka­nie znowu ata­ku­ją! Ala­aaarm!

W małym obo­zie roz­brzmiał sy­gnał sy­re­ny, a do­wód­ca ru­szył szyb­kim kro­kiem do izby cho­rych:

– Dok­to­rze, czy dzia­ło się ostat­nio coś nie­spo­dzie­wa­ne­go?

– Trzech cho­rych. Ga­da­li coś od rze­czy i ra­czej nie sy­mu­lo­wa­li.

– Ro­zu­miem. – Ge­ne­rał się­gnął po krót­ko­fa­lów­kę na pasku i wydał roz­kaz na głów­nym ka­na­le. – Od tej chwi­li każdy po­ru­sza się w dwój­kach. Mel­do­wać nie­ty­po­we za­cho­wa­nia. Po­zo­stać na sta­no­wi­skach i wy­pa­try­wać wroga.

 

Jedna z baz woj­sko­wych NATO

– Ro­sja­nie robią ko­lej­ne nie­ty­po­we, cha­otycz­ne ruchy.

– Osza­le­li? Czy to nasza ro­bo­ta?

– To może być wpływ pro­mie­nio­wa­nia. Uru­cho­mi­li stare in­sta­la­cje woj­sko­we i oko­pa­li się w oko­li­cach Czar­no­by­la.

– Za­głu­szaj­cie ich.

– Roz­kaz.

 

Bia­ło­wie­ża

Coś nad­cho­dzi­ło z za­cho­du i ko­tło­wa­ło się na wscho­dzie. Mo­ni­ka wy­raź­nie czuła, że obec­na sy­tu­acja czy wojna na Ukra­inie ma nie tylko wy­miar fi­zycz­ny, ale przede wszyst­kim me­ta­fi­zycz­ny. Ko­bie­ta nie wie­dzia­ła już, gdzie jest dobro, a gdzie zło, i do­pro­wa­dza­ło ją to do sza­leń­stwa.

Po­li­cjan­ci i kon­ser­wa­to­rzy sobie po­szli. Nie wi­dzia­ła ni­ko­go za oknem i sie­dzia­ła sama w drew­nia­nym domku, pijąc kawę. Nie chcia­ło się jej nawet je­chać do po­bli­skiej wio­ski. W sumie nie miała po co. Czuła, że dalej jest tu obca. Nie miała wy­bo­ru. Mu­sia­ła się za­szyć w takim miej­scu, a tu kie­dyś miesz­ka­ła ro­dzi­na od stro­ny matki.

Jesz­cze rok temu ro­bi­ła ka­rie­rę. Do­sko­na­le pa­mię­ta­ła dzień, gdy wszyst­ko się po­sy­pa­ło. Miała le­cieć na kon­fe­ren­cję. Wsia­dła do sa­mo­lo­tu, i nagle ogar­nął ją strasz­ny, pa­nicz­ny lęk, że zaraz się roz­bi­ją. W jej gło­wie cały czas po­ja­wia­ły się nowe ob­ra­zy. My­śla­ła o śrub­kach, na­kręt­kach i mi­kro­sko­pij­nych uszczel­kach. Przy­po­mi­na­ła, że to wszyst­ko już nie­raz po­wo­do­wa­ło, że sil­ni­ki sta­wa­ły w pło­mie­niach, stery prze­sta­wa­ły dzia­łać albo lu­dzie gwał­tow­nie tra­ci­li przy­tom­ność.

Gdy ko­ło­wa­li, miała ocho­tę wy­sko­czyć. Pod­czas star­tu o mało nie ze­szła na zawał, a w trak­cie po­dró­ży, tam na górze, cały czas czuła, jak prze­ni­ka ją każda cząst­ka pro­mie­nio­wa­nia ko­smicz­ne­go. Coś się od­blo­ko­wa­ło w jej gło­wie, prze­sta­wił jakiś try­bik. Wcze­śniej cza­sa­mi czuła jed­ność z całym świa­tem, ale to wszyst­ko było za za­sło­ną, grubą, cięż­ką ko­ta­rą, a teraz nagle jakby pękła tama w jej gło­wie. Czuła, że tego dnia po­win­na zgi­nąć, i tylko ja­kieś dziw­ne, nie­spo­dzie­wa­ne zrzą­dze­nie losu spo­wo­do­wa­ło, że inny sa­mo­lot spadł z nieba.

Śmierć mi­nę­ła ją za­le­d­wie o kilka ki­lo­me­trów.

 

Ukra­ina, oko­li­ce Czer­no­by­la

– Ognia! – Jeden z żoł­nie­rzy ro­syj­skich roz­po­czął ostrzał po­bli­skie­go lasu, a po chwi­li do­łą­czy­li do niego po­zo­sta­li.

– Wstrzy­mać ogień! Wstrzy­mać ogień! – Z tyłu do sze­re­gu wozów pod­biegł do­wód­ca. – Co tu się od­pier­da­la?

– Mel­du­ję po­słusz­nie, że wi­dzia­łem tych niby ludzi. Tych sa­mych, co pod­cho­dzi­li do nas wczo­raj.

– Nie­do­brze. Strze­laj­cie tylko wtedy, jak bę­dzie­cie pewni. Mu­si­my utrzy­mać nasze po­zy­cje.

– Roz­kaz.

Do­wód­ca nie pytał o nic wię­cej, tylko zro­bił w tył zwrot i ru­szył bie­giem do wozu do­wo­dze­nia, gdzie wszedł bez pu­ka­nia:

– Panie ge­ne­ral­nie, mel­du­ję, że mamy kon­takt z od­mień­ca­mi.

– Wcale mnie to nie dziwi. – Stary woj­sko­wy spo­koj­nie ubił tytoń w fajce. – Na­ukow­cy z Cze­la­biń­ska jasno mówią, że nasza in­sta­la­cja istot­nie osła­bia broń nie­przy­ja­cie­la. Użyj­cie wszel­kich środ­ków, żeby ośro­dek dzia­łał.

– Tak jest!

 

Jedna z baz woj­sko­wych NATO

– Jak sy­tu­acja na fron­cie?

– Ro­sja­nie oko­pa­li się szcze­gól­nie przy elek­trow­niach ato­mo­wych, poza tym do­sta­ją sro­gie baty.

– Abram­sy i F-16 na pewno sobie po­ra­dzą.

– Jest coś jesz­cze. Wy­wiad mówią, że tamci wspo­mi­na­ją w ko­mu­ni­ka­cji na­ziem­nej o ja­kichś od­mień­cach.

– Czy to może być wpływ na­sze­go im­pul­su?

– Nikt tego nie wie. To tech­no­lo­gia ob­cych. Teo­re­tycz­nie tak, z dru­giej stro­ny dla­cze­go Ukra­iń­cy nic o tym nie mówią?

– Kiedy mo­że­my od­pa­lać?

– Kon­den­sa­tor wciąż się ła­du­je. Jesz­cze kil­ka­na­ście go­dzin.

 

Bia­ło­wie­ża

Wie­dzia­ła, że ktoś otwo­rzył na Ukra­inie jakąś bramę. Po­czu­ła do­kład­nie to samo, co dwa mie­sią­ce wcze­śniej. Wtedy mó­wio­no o ka­ta­stro­fie po­cią­gu w Utah, ona jed­nak nie wie­rzy­ła w to kłam­stwo.

Ta wojna nie mogła się szyb­ko skoń­czyć. Zyski dla rzą­dów i kon­cer­nów zbro­je­nio­wych były tylko miłym do­dat­kiem, cho­dzi­ło o coś in­ne­go Po­li­ty­cy wręcz try­ska­li prze­ra­że­niem, że otwo­rzy­li pusz­kę Pan­do­ry, któ­rej nie dało się za­mknąć. Po­cząt­ko­wo to oczy­wi­ście wy­glą­da­ło na nor­mal­ny kon­flikt, z cza­sem jed­nak za­czę­to wdra­żać coraz więk­sze środ­ki, co po­twier­dza­ło, że zło wal­czy­ło z do­brem, a ra­czej dobro ze złem, albo na po­cząt­ku tak było, a teraz wszy­scy wal­czy­li ze wszyst­ki­mi, jak rów­nież ze wspól­nym wro­giem. Wojna od za­wsze bu­dzi­ła de­mo­ny. Po­dej­rze­wa­no, że już SS pró­bo­wa­ło otwo­rzyć bramy do in­nych wy­mia­rów. Tu z po­mo­cą naj­wy­raź­niej przy­szła no­wo­cze­sna me­dy­cy­na i nauka, ale rów­nież pro­mie­nio­wa­nie, czę­ścio­wo z osiem­dzie­sią­te­go szó­ste­go, ku­mu­lu­ją­ce się w re­ak­to­rze numer czte­ry.

 

Ukra­ina, oko­li­ce Czer­no­by­la

Młody chło­pak sie­dział w dziu­rze w ziemi i mocno pła­kał. Był głod­ny. Nie chciał za­bi­jać, ale nie miał wyj­ścia, oto­czo­ny po­two­ra­mi, które naj­wy­raź­niej przy­szły w ko­smo­su. Od kilku ostat­nich dni nie wi­dział czło­wie­ka i po­dej­rze­wał nawet, że może być jed­nym z ostat­nich ludzi na ziemi. Gdyby było ina­czej, pew­nie dawno skoń­czo­no by tę bez­sen­sow­ną wojnę. Radio za­mil­kło, ar­ty­le­rię sły­chać było tylko od czasu, z da­le­ka, a jego ko­le­dzy zgi­nę­li, spa­le­ni kwa­sem, któ­rzy tamci roz­rzu­ca­li w pla­sti­ko­wych wor­kach, ni­czym po­ci­ski z gra­nat­ni­ka.

Przy­sy­piał, a wła­ści­wie pró­bo­wał nie spać, ale oczy same mu się za­my­ka­ły. Wie­dział, że nie może za­snąć, na pewno nie na długo. Po­two­ry przy­cho­dzi­ły naj­czę­ściej przy­cho­dzi­ły w nocy i cza­sem wdzie­ra­ły mu się do głowy.

Tego dnia nie był nawet świa­do­my, gdy jego ręka zdję­ła za­wlecz­kę z gra­na­tu, który zna­lazł się tuż pod brodą.

 

Jedna z baz woj­sko­wych NATO

– Panie ge­ne­ra­le, mamy prze­su­nąć od­pa­le­nie na jutro po po­łu­dniu?

– Skąd to przy­szło?

– Pro­sto z samej góry, z Pen­ta­go­nu. Wia­do­mość jest au­ten­tycz­na. Pro­si­li­śmy już o po­twier­dze­nie.

– I co?

– Ja­kieś wia­do­mo­ści wy­wia­dow­cze. Po­dob­no jutro ma się stać coś wiel­kie­go.

 

Bia­ło­wie­ża

Od kilku dni nic nie trzy­ma­ło się kupy. Mo­ni­ka wi­dzia­ła, że woj­ska Pri­gi­ży­na idą na Mo­skwę, a potem nagle robią od­wrót. Nor­mal­ny czło­wiek po­wie­dział­by coś o ha­kach, które pre­zy­dent wy­cią­gnął na czło­wie­ka, ona jed­nak wie­dzia­ła, że do­wód­ca puczu miał wolną wolę, ale w pew­nym mo­men­cie coś prze­ję­ło nad nim kon­tro­lę.

 

Ukra­ina, oko­li­ce Czer­no­by­la

– Panie ge­ne­ra­le, w końcu się prze­bi­li­śmy. Jed­nost­ka K trzy pięć sześć go­to­wa do otwar­cia.

– Do­sko­na­le. – Do­wód­ca pod­niósł zmę­czo­ny wzrok. – Tylko jakim kosz­tem? Już idę. Cze­kać przed wej­ściem.

– Tak jest.

Star­szy woj­sko­wy za­mknął oczy. Do­sko­na­le pa­mię­tał, jak opusz­czał to miej­sce wiele lat temu. Był zdzi­wio­ny, że Ukra­iń­cy naj­wy­raź­niej nic z nim nie zro­bi­li. Wie­dział o la­bo­ra­to­riach ge­ne­tycz­nych i wi­ru­so­lo­gicz­nych, które tamci pro­wa­dzi­li z wuj­kiem Samem, teraz jed­nak do­stał do ręki znacz­nie po­tęż­niej­szy oręż. Wy­wiad do­kład­nie prze­ana­li­zo­wał nie­po­wo­dze­nia z lat osiem­dzie­sią­tych i przez cały ten czas przy­go­to­wał bra­ku­ją­ce kom­po­nen­ty, które teraz miały być spraw­dzo­ne w prak­ty­ce.

Męż­czy­zna się­gnął po swoją wier­ną ak­tów­kę, wyjął z niej małe, czar­ne pu­deł­ko, wstał, po­pra­wił mun­dur i ru­szył ku prze­zna­cze­niu. Po­wo­li zje­chał z ad­iu­tan­tem na dół kom­plek­su i pod­szedł do ogrom­nej dziu­ry w ziemi, pro­wa­dzą­cej trzy­dzie­ści pię­ter w dół.

– Kie­dyś tu słu­ży­łem. Do­sko­na­ła ro­bo­ta, nie­ste­ty wy­co­fu­jąc się, mu­sie­li­śmy ca­łość za­bez­pie­czyć – rzu­cił niby od nie­chce­nia.

– Tak jest. – Ka­pi­tan od­po­wie­dział co­kol­wiek zdzi­wio­ny, ale przy­zwy­cza­jo­ny do dzi­wactw swo­je­go szefa.

– No to je­dzie­my. – We­szli do klat­ki nie­wiel­kiej pry­mi­tyw­nej windy, pod­wie­szo­nej do żu­ra­wia bu­dow­la­ne­go.

Po kilku mi­nu­tach zna­leź­li się na dole. Zo­ba­czy­li tu drzwi z nie­wiel­kim wgłę­bie­niem i kołem, po­dob­nym do tego, co znaj­du­je się na przy­kład na ło­dziach pod­wod­nych. Ge­ne­rał wyjął z pu­deł­ka dosyć skom­pli­ko­wa­ny klucz, który przy­ło­żył w od­po­wied­nie miej­sce.

– Teraz mo­że­my tylko cze­kać.

– Tak jest.

Po­cząt­ko­wo nic się nie dzia­ło, po kilku jed­nak mi­nu­tach za­świe­ci­ła się zie­lo­na lamp­ka nad drzwia­mi, a do­wód­ca za­czął prze­krę­cać koło. W końcu męż­czyź­ni we­szli do środ­ka, do śluzy, a potem skie­ro­wa­li się ko­ry­ta­rzem do głów­ne­go po­miesz­cze­nia.

– To bursz­ty­no­wa kom­na­ta – za­uwa­żył ad­iu­tant. – Nie­sa­mo­wi­te.

– W rze­czy samej. Tylko nie o bursz­tyn tutaj cho­dzi.

 

Jedna z baz woj­sko­wych NATO

– Wy­wiad po­twier­dza, że Ro­sja­nie szy­ku­ją coś wiel­kie­go.

– Jak to w ogóle dzia­ła?

– Sły­szał pan o teo­rii świa­tów rów­no­le­głych?

– Po­wiedz­my, że tak.

– Nor­mal­nie nasze rze­czy­wi­sto­ści po­kry­wa­ją się. Je­że­li ja po­sta­wię szklan­kę, pan ją widzi. Ale gdzieś w innym miej­scu za­miast tej szklan­ki po­ja­wi się kubek albo ta­le­rzyk. Nasz moduł po­wo­du­je, że dla nie­któ­rych ludzi prze­strzeń roz­jeż­dża się w inną stro­nę niż dla po­zo­sta­łych, ale tylko na jakiś czas.

– Jak dla tam­tych pi­lo­tów z he­li­kop­te­rów z Bia­ło­ru­si?

– Wy­ko­na­li swoją misję i zo­sta­wi­li ła­dun­ki na te­re­nie Pol­ski, te może nawet wy­bu­chły, ale… więk­szość z nas, i oni też, po­zo­sta­li w tej rze­czy­wi­sto­ści, w któ­rej le­cie­li i za­wró­ci­li.

– A braki pa­li­wa?

– I wła­śnie to jest naj­pięk­niej­sze w tej tech­no­lo­gii. Tam, gdzie jest użyta, każdy widzi coś in­ne­go, a od­czy­ty ze sprzę­tu nie po­kry­wa­ją się z rze­czy­wi­sto­ścią. He­li­kop­te­ry na gra­ni­cy prze­le­cia­ły ileś ki­lo­me­trów, ale pi­lo­ci nie.

– Kon­tro­la lotów?

– Tu jest pe­wien słaby punkt. Nie po­tra­fi­my pre­cy­zyj­nie kie­ro­wać wiąz­ką. Moż­li­we, że tam za­cho­wa­ły się ja­kieś roz­mo­wy z ca­łe­go lotu, ale kon­tro­le­rzy nic nie wie­dzą na ten temat.

– To na­praw­dę dziw­ne.

– Po­mie­sza­nie z po­plą­ta­niem. Wiem. Nikt nie może się w tym po­ła­pać.

– To samo mie­li­śmy w Utah?

– I tak i nie. Tam była więk­sza moc. Mo­gli­śmy do­stać obcą isto­tę z innej rze­czy­wi­sto­ści, a do tego w róż­nych miej­scach ma­te­ria wy­raź­nie się po­sta­rza­ła. Na­ukow­cy mówią o innym upły­wie cza­sie w świa­tach rów­no­le­głych. Po­dob­no wszyst­ko da się tym wy­tłu­ma­czyć.

 

Bia­ło­wie­ża

Mo­ni­ka czuła, że jest małym dziec­kiem, sie­dzi w fo­te­li­ku i pa­trzy z uf­no­ścią na swo­ich ro­dzi­ców. Je­cha­li spo­koj­nie sa­mo­cho­dem, a ona oglą­da­ła bajkę na ta­ble­cie. Było ciem­no i nagle kilka razy bły­snę­ło, zu­peł­nie, jakby miało padać. Jej głowa ude­rzy­ła z ogrom­ną siłą w za­głó­wek. Drob­ne ciał­ko za­czę­ło się mio­tać jak szma­cia­na lalka. Z rąk wy­le­cia­ły jej wszyst­kie ciast­ka. Ogrom­nym autem ob­ró­ci­ło kilka razy, i w środ­ku zro­bi­ło się go­rą­co, ty­siąc razy go­rzej niż przy pie­kar­ni­ku. Nie mogła od­dy­chać. Du­si­ła się. Strasz­nie ją wszyst­ko bo­la­ło, od środ­ka i na ze­wnątrz. Mama i tata też krzy­cze­li, prze­raź­li­wie i gło­śno, jak nigdy przed­tem. Tak bar­dzo chcia­ła ich teraz przy­tu­lić i usły­szeć, że bę­dzie do­brze.

– Aaaaaaaaaaa! – Za­czę­ła krzy­czeć wraz z nimi, z bólu, go­rą­ca i prze­ra­że­nia, i gwał­tow­nie się obu­dzi­ła.

Le­ża­ła cała zlana potem. Zro­zu­mia­ła, że stało się coś na­praw­dę strasz­ne­go. Dziec­ko i ro­dzi­ce zgi­nę­li, ale co naj­gor­sze, strasz­nie cier­pie­li przez nie­wy­obra­żal­nie długi czas, a po­dej­rza­ni, praw­do­po­dob­nie spraw­cy, cho­dzi­li na wol­no­ści.

To nie były już ma­chloj­ki po­li­ty­ków ani prze­krę­ty bez­czel­nych, rosz­cze­nio­wych ludzi na gra­ni­cach czy tor­tu­ry na Ukra­inie, o któ­rych wielu Po­la­ków nie miało po­ję­cia, tylko coś, co zro­bio­no na na­szym wła­snym po­dwór­ku. Zło coraz bar­dziej wy­cią­ga­ło brud­ne łapy po do­brych ludzi nie tylko za naszą gra­ni­cą. Winni, mo­ral­nie czy fi­zycz­nie, nie byli tylko ci, co wsie­dli do sa­mo­cho­du, ale rów­nież ro­dzi­ny i zna­jo­mi, któ­rzy nie za­re­ago­wa­li, gdy mogli.

Nie chcia­ła się­gać po ta­blet i szu­kać, gdzie wy­da­rzył się ten strasz­ny wy­pa­dek. Coś jej mó­wi­ło, że to nie ko­niec całej hi­sto­rii, i ktoś z ca­łych sił bę­dzie ma­ta­czył i ukry­wał do­wo­dy, a ktoś inny bę­dzie pró­bo­wał dojść praw­dy, i to wszyst­ko razem sta­nie się przy­czy­ną nie­jed­nej tra­ge­dii. Za­pła­ka­ła. W ta­kich spra­wy wy­ro­ki czę­sto były ni­skie, o ile ja­kieś, a praw­dzi­wą karę naj­czę­ściej wy­mie­rza­li lu­dzie w wię­zie­niu, co po­nie­kąd da­wa­ło pewne za­dość­uczy­nie­nie, ale po­więk­sza­ło ilość zła na świe­cie.

W te­le­wi­zji też od kilku dni mó­wi­li, że Ukra­iń­cy na­rze­ka­ją na Pol­skę i ocze­ku­ją, że gwa­ran­tem po­ko­ju okażą się Niem­cy, te same, które mie­sią­ca­mi oskar­ża­no o sprzy­ja­nie Rosji. Nikt już nie pa­mię­tał, że tamci nie byli nawet w sta­nie wy­słać kilku heł­mów. To po­ka­zy­wa­ło, jak nie­trwa­łe się so­ju­sze, i jasno mó­wi­ło, że lu­dzie na Ukra­inie za­cho­wy­wa­li się coraz mniej lo­gicz­nie, a przy­naj­mniej tak się zda­wa­ło. Eks­per­ci wska­zy­wa­li na cha­otycz­ne ruchy Ukra­iń­ców z uwagi na dra­ma­tycz­ną sy­tu­ację, ale Mo­ni­ka my­śla­ła, że przy­czy­na jest zu­peł­nie inna.

Za­czę­ło się od kosz­ma­rów. Coś wy­cią­ga­ło w nich do niej swoje brud­ne ręce. Zro­zu­mia­ła, że lu­dzie po­strze­ga­ją nie­wła­ści­wie niebo i pie­kło. Wszech­świat był sys­te­mem na­czyń po­łą­czo­nych. Je­że­li ktoś był dobry za życia, po śmier­ci cie­szył się wol­no­ścią, a do­kład­niej mó­wiąc, jego dusza mogła de­cy­do­wać, co robić dalej. W sy­tu­acji od­wrot­nej nie miał wy­bo­ru, i to było wła­śnie to, co po­wszech­nie uważa się za pie­kło. Nawet naj­więk­si twar­dzie­le wy­mię­ka­li, gdy zmu­sza­no ich do pa­le­nia czy kro­je­nia żyw­cem dzie­ci, gwał­ce­nia ko­biet czy za­da­wa­niu bólu z pre­me­dy­ta­cją, albo od­czu­wa­niu go, gdy zo­sta­li skie­ro­wa­ni do ciała, które miało go aż w nad­mia­rze.

Czuła, że wkrót­ce czeka ją jesz­cze wię­cej ta­kich od­kryć. Otwar­to pusz­kę Pan­do­ry, a to był do­pie­ro po­czą­tek.

Koniec

Komentarze

Prze­czy­ta­łam, ale zgod­nie z Twoim ży­cze­niem, To­ma­szug, ko­men­ta­rza nie bę­dzie.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Mo­ni­ka miesz­ka­ła już w swoim małym, drew­nia­nym domu, jesz­cze po dziad­kach.

 

Za­imek zbęd­ny

 

To roz­pa­la­ła brzmi, jakby ta czyn­ność trwa­ła dłu­gi­mi ty­go­dnia­mi .

 

Pa­mię­ta­ła, jak kilka mie­się­cy przy­je­cha­ła

no chyba jed­nak temu, wcze­śniej, czy coś.

 

 

Jak urzą­dze­nie może być świe­że?

 

 

Naj­cie­kaw­sze, że w apa­ra­tu­rze na obu po­kła­dach jest go­dzi­na prze­rwy, a na wieży kon­tro­l­nej zna­leź­li­śmy na­gra­nie cze­goś, co nie miało nigdy miej­sca.

Ra­czej w za­pi­sie…

 

Jeden z nich rzu­cił z góry i wró­cił do swo­ich obo­wiąz­ków.

Przy tym za­pi­sie brzmi jakby rzu­cał rzecz.

 

 

Po­wiem tak, wy­bra­ne ka­wał­ki są cie­ka­we. Nawet po­su­nę­ła­bym się do stwier­dze­nia, że po­czą­tek się czyta, a potem już nie. Przy tak za­gma­twa­nym i wie­lo­wąt­ko­wym tek­ście wszyst­ko po­win­no być po­ukła­da­ne mi­ster­nie jak puz­zle. A u Cie­bie puz­zle są mocno roz­sy­pa­ne.

 

W Bia­ło­wie­ży laska nie cał­kiem jest ko­bie­tą, ale nie wia­do­mo czemu.

Od­wie­dza ją da­le­ka zna­jo­ma, która staje się klient­ką, a potem ob­ma­wia ją, choć w sumie ni­ko­go tam nie zna.

To co się dzie­je w Rosji, Ukra­inie, nie wia­do­mo kiedy, bo brzmi jak lata 60te, a są alu­zje do obec­nej wojny, jest dla mnie nie­zro­zu­mia­le. Im dalej się po­su­wa­łam tym mniej ro­zu­mia­łam i tym mniej mnie to in­te­re­so­wa­ło.

Dużo wul­ga­ry­zmów, nie­uza­sad­nio­nej ni­czym prze­mo­cy, wiele wąt­ków, które po­ja­wia­ją się jak kró­lik z ka­pe­lu­sza, by zaraz znik­nąć.

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Nowa Fantastyka