- Opowiadanie: Toro301002 - Niebezpieczeństwo wewnątrz lasu.

Niebezpieczeństwo wewnątrz lasu.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Niebezpieczeństwo wewnątrz lasu.

Siedząc na kanapie podrygiwał lewą nogą, spoglądając w sufit. Czekał na sygnał od przyjaciela, który miał się z nim skontaktować. Chodziło o pracę. Telefon zawibrował w kieszeni spodni. Odebrał od niego i przyłożył telefon do prawego ucha.

– Cześć Bastian. To jak z tym twoim wyjazdem? Będę jednak pilnować twojego domu?

– Tak – odpowiedział, pociągając nosem. – To jak? Gotowy?

– Znasz mnie i możesz mi zaufać – zapewnił, uśmiechając się pod nosem. – Kiedy mam się zjawić?

– Najlepiej z ranka. Listę zasad mam już przygotowaną dla ciebie. Podeśle ci przez Messenger.

Do uszy Kordiana dotarł dźwięk powiadomienia. Włączył aplikację i wybrał profil swojego przyjaciela. Dostrzegł tam załączony plik. Uruchomił się bez zarzutu.

– Dotarło do ciebie?

– Tak. Mam ten plik. Zapoznam się z nim jeszcze dziś.

– Dobra. To do jutra. – Rozłączył się.

Wiedział na co się pisał. Był świadomy, że wynagrodzenie dla niego będzie ponadprzeciętne. Jednak wiązało się to również z czymś cennym. Czymś, co mógł stracić w jednej chwili jeśli bezmyślnie postąpi. Straci życie.

Z uwagą zaczął czytać na głos zasady.

– Jeden; jeśli usłyszysz pukanie do drzwi po wybiciu północy – nie otwieraj ich.

– Dwa; Będąc na zewnątrz wieczorem nigdy nie wychodź samemu. Wychodź tylko z moim psem.

– Trzy; Nigdy nie pozwól przebywać psu samemu. Jeśli jest na przykład w kuchni, ty też tam bądź.

– Cztery; Jeśli mój ojciec zacznie krzyczeć w nocy, czym prędzej udaj się do jego pokoju i przeczytaj mu fragment, losowo wybranej przez siebie książki. To go uspokoi.

– Pięć; Pod żadnym pozorem nie pozwól wejść czarnemu kotu do mojego domu.

– Sześć; Jeśli usłyszysz wołanie o pomoc, nie wychodź z domu!

– Siedem; Gdy wyjdziesz z psem i ojcem i zobaczycie coś w lesie, zawróćcie!

Przeczytał listę zasad kilka razy. Wiedział już z czym się mierzy. Bastian nie miał żony. Jego ojciec miał poważne problemy zdrowotne. Mieszkali w niewielkiej wsi. Bastian wiedział od małego, że las który otacza jego małą miejscowość nie jest czymś normalnym.

 Kordian przekonał się o tym na własnej skórze. Nie bał się ciemności. Samemu więc zaczął się przechadzać po leśnej ścieżce wśród młodych i starych sosen. Usłyszał coś. Było to rok temu, gdy ignorował ostrzeżenia przyjaciela, sądząc że żartuje.

Słysząc kobiecy wrzask poczuł na skórze ciarki. Serce przyspieszyło. Zaczął się intensywnie pocić. Jakaś istota wyłoniła się za drzewa. Gdyby miał ją opisać, nie byłby w stanie. Widział wśród ciemności zarys sylwetki. Wiedział też, że nie był to człowiek.

Czym było? Chciał się dowiedzieć. Zapytał ojca Bastiana. Ten jednak spojrzał na niego swoimi przekrwionymi oczami i powiedział; ,, Wybacz mi, mój drogi…ale są tematy, których nie możemy się podjąć’’.

Bastian musiał jeździć do pracy. Zdarzało się, że musiał wyjechać na więcej niż kilka dni. Na początku, gdy ojciec był młodszy radził sobie samemu. Jednak z wiekiem potrzebował wsparcia. Tym wsparciem okazał się Kordian. Miejscowi nie byli zbyt przyjaźni wobec siebie. Tutaj, każdy musiał liczyć na siebie.

II

Wjechał na szosę. Jechał ostrożnie, aby nie wpaść w poślizg. Mimo poranka, czuł się zmęczony. Ostatnio znów miał koszmary. Budził się zlany potem. Wtedy nie mógł już zasnąć.

Zauważył jadąc prosto zaśnieżoną tabliczkę z nazwą miejscowości. Minął kilka domów i zaparkował przy jednym z nich. Wysiadł z samochodu, idąc na taras. Będąc na nim zapukał trzy razy do drzwi. Po chwili drzwi uchyliły się, widząc starszą od siebie osobę.

– Dzień dobry. Dawno się nie widzieliśmy, Kordian. Wejdź.

 Przestąpił próg. Staruszek zamknął drzwi. Kilka razy kichnął, po czym wysmarkał nos w chustkę. Westchnął.

– Jak się czujesz?

– Całkiem dobrze – skłamał. – A pan?

Zygfryd gestem ręki wskazał na fotel. Kordian zajął miejsce. Starzec usiadł na kanapie. Oparł się głową o wygodny materiał.

– Nie najgorzej. Dzisiaj dobrze spałem. – Poprawił okulary. – Napijesz się kawy?

– Chętnie – pokiwał głową posyłając mu uśmiech. – Może być z mlekiem i cukrem?

– Tak.

Z górnego pietra zszedł Bastian. Tuż obok niego merdał ogonem pies. Kordian wstał uścisnąwszy dłoń przyjacielowi.

– Dobrze cię widzieć – Bastian miał w jednej dłoni torbę. Przez ramię przewiesił sobie torbę od laptopa. – Wybacz, ale muszę już lecieć. Wolę być nieco przed czasem.

– Rozumiem. To trzymaj się. – Widział jak Bastian wychodzi z domu, zamykając za sobą drzwi.

Pies skomlał, drapiąc w drzwi.

– Chodź Aslan – pogłaskał psa po grzbiecie. – Twój pan musi jechać.

Aslan zareagował dopiero po kilku minutach. Potem położył się przy ceglanym kominku.

– Proszę. Pańska kawa. – Postawił ją na niewielkim stoliku.

– Dziękuję Panu.

Siedzieli naprzeciwko siebie. Pies chrapał, ruszając czasem uszami.

– Uwielbiam zimę – rozpoczął dyskusję Zygfryd. – Pamiętam, że od małego jeździłem na sankach. Niestety. – Zaśmiał się, odsłaniając swoje proste zęby. – Jestem już stary.

– Ja szczerze powiedziawszy wolę cieplejsze miesiące – odpowiedział Kordian, drapiąc się w tył głowy. – W jesień i zimę często choruje. Jak nie katar, to gorączka czy kaszel i tak dalej.

Zygfryd uważnie słuchał rozmówcy, spoglądając swoimi zielonymi oczami w płomienie. Ujął w lewą dłoń za ucho kubka z kakao. Wziął dwa łyki i trzymał go nadal w dłoni.

– Pamiętam, że razem ze swoim ojcem, gdy jeszcze żył często rzucaliśmy się śnieżkami czy chodziliśmy do lasu, albo lepiliśmy bałwana. Niestety… – przerwał spoglądając na Kordiana. – Przepraszam, zapomniałem co mam powiedzieć.

– Nie szkodzi. Zdarza się.

– Pójdę się położyć do swojego pokoju – wstał i udał się do swojego pokoju na parterze.

– Dobrze. W razie czego będę tutaj z psem.

Domyślał się dlaczego przerwał. Wiedział, że ojciec Bastiana skłamał, jednak nie winił go. Pewne rzeczy lepiej przemilczeć, stwierdził w myślach dopijając kawę.

Ze sobą wziął plecak i torbę z laptopem. Z plecaka wyjął telefon i podłączył do niego słuchawki. Włączył aktualnie słuchanego audiobooka. Siedział w ciszy, słuchając. Spoglądał raz na jakiś czas na psa.

Ten dzień nie zapowiadał się na ekscytujący. Po godzinie dwunastej wyszedł z psem. Nie minęło wiele czasu, kiedy zaczęło się ściemniać. Zasłonił żaluzje i zamknął drzwi. Wiedział, że musi być czujny. Ojciec Bastiana położył się spać.

Słyszał tykanie zegara. Wstał z miejsca. Zatrzymał nagranie, udając się do łazienki. Przywołał do siebie psa. Czuł się nieco skrępowany będąc z nim w łazience. Ale nie mógł ryzykować.

Usłyszał krzyk. Jego źródło znajdowało się na górnym piętrze. Pies zaczął szczekać, drapiąc w drzwi łazienki. Otworzywszy je Kordian wbiegł na górę. Podbiegł do starszego człowieka, który wrzeszczał.

W głowie Kordiana zapaliła się lampka. Przeczytać losową wybraną książkę. Zdjął z regału losową powieść i zaczął ją czytać na głos. Nie minęła minuta, a jedyne co dało się słyszeć to chrapanie schorowanego faceta i świst wiatru.

Westchnął, siadając na kanapie. Nie będąc pewien czy zamknął drzwi, ruszył w ich kierunku. Sprawdził je i siadł przed kominkiem. Powoli zapadał w sen.

Pukanie do drzwi wyrwało go ze snu. Stało się głośniejsze. Przez myśl przeszło mu, że zaraz zostaną wyważone. Przebiegły mu ciarki po plecach. Pies szczekał. Nie podszedł jednak do drzwi. Do jego uszy dotarł ryk. Okna były szczelnie zamknięte i zasłonięte żaluzjami.

Stał w miejscu nie mogąc się ruszyć. Księżyc był w pełni, rzucając cienie sosnowych drzew. Gdy pukanie ucichło, słyszał bicie serca i przyspieszony oddech. Czuł spływające z czoła krople potu.

Słyszał kroki. Ale coś jeszcze zarejestrował jego zmysł słuchu. Krzyki i wołanie o pomoc. Te wołanie też jak się pojawiło tak zniknęło. Wraz z psem udał się na górę. Siadł przy zapalonej lampce, blisko ojca Bastiana.

Coś kusiło go aby wyjrzeć przez okno. Wstał i powoli skierował się do okna. Miało opuszczone żaluzje. W jednej chwili jego dłoń chwyciła za sznurek. Był gotów to zrobić. Jednak część jego bała się tego, co może zobaczyć.

Ostatecznie odpuścił sobie.

Tej nocy może mieć problem z zaśnięciem więc siedział, wznawiając słuchanie audiobooka. Jednak znów coś zakłóciło jego spokój. Z dołu dobiegało ciche miauczenie. Serce stanęło mu dęba. Przecież zamknął drzwi frontowe i okna.

A może… może tylko mi się zdawało, pomyślał. Pies został wyrwany ze snu. Dźwięk dobiegał z zewnątrz. Poczuł na swoim ciele ciarki. W pomieszczeniu zapanował chłód. Pies, mimo grubej i gęstej sierści trząsł się.

Coś uderzyło w okna na parterze. To był wiatr. Lampka świecąca pomarańczowym blaskiem zgasła. Coś kroczyło na podwórzu. Dźwięk jaki z siebie wydawało przypominał zawodzenie ludzi, którzy cierpią.

– Ratuj nas! – zawołało głosem należącym do mężczyzn i kobiet oraz małych dzieci. – Ratuj!

Było coraz bliżej. Kordian w tym momencie zasłonił dłońmi uszy. Przerażało go to, co słyszał. Chwilę później lamenty ucichły i kroki też.

II

Był ranek. Zasnął na fotelu. Pies spał koło niego. Ze zdumieniem otworzył powieki, przecierając oczy. Przez zasłonięte żaluzje przebijało się światło dnia. Wstając, ziewnął, przeciągając się.

– Dzień dobry – u progu uchylonych drzwi stał staruszek. – Jak się spało?

– Całkiem wygodnie – przyznał. – Nie narzekam.

– Przepraszam, że nie obudziłem ciebie wcześniej. Nie chciałem przeszkadzać.

– Nic nie szkodzi – wzruszył ramionami. – Jak się pan czuję?

Uśmiechnął się.

– Dobrze.

III

Po śniadaniu wyszedł z psem. Mimo pogodnego dnia i bezchmurnego nieba, idąc natknął się na coś, co nie dało mu spokoju. Część lasu, znajdująca się na wprost była ciemna.

– Nie wchodź tam, jeśli życie ci miłe.

Kordian odwrócił się w stronę głosu.

– Kim pan jest? Nie kojarzę pana. – Stwierdził mężczyzna z gęstym i zadbanym zarostem. – Wątpię, aby pan się tutaj wprowadził. Miejscowi znają siebie dobrze i wiedzą o każdym nowym mieszkańcu. Chociaż szczerze się przyznam to miejscowość, która nie cieszy się popularnością. Większość społeczności to osoby w starszym wieku. Rzadko napotyka się tutaj ludzi w średnim wieku, nie mówiąc już o dzieciach czy młodzieży.

Pies zbliżył się do mężczyzny, merdając ogonem.

– Jestem Kordian.

– Stefan – uścisnęli dłonie. – Lepiej nie przekraczaj ten granicy. W tych terenach łatwo można się zgubić. Poza tym żyją tu stada wilków. Więc las jest niebezpiecznym miejscem.

Chciał dopytać się o więcej szczegółów.

– Jestem z małej miejscowości. Mieszkam w małej lubuskiej wsi jak pan. Wiem co nieco o poruszaniu się po lesie.

– Nie chodzi mi o to, że jest pan za głupi – wyjaśnił. – Jak pan wie na ziemi lubuskiej Niemcy mieli swoje bazy. Tam samo jak Rosjanie za czasów Związku Sowieckiego. W tym lesie są bunkry i mało widoczne lub niewidoczne dziury. Podobno jest tam nawet jakaś studnia.

Na bladej twarzy Stefana pojawił się wyraz smutku. Opuścił głowę, garbiąc się przy tym. Po chwili jednak wyprostował się, unosząc głowę. Poprawił okulary.

– Przepraszam. Zamyśliłem się.

– Dziękuję za rozmowę – odezwał się Kordian. – Ale muszę już iść. Do widzenia.

Stefan skinął głową.

IV

Siedział w salonie, pijąc kawę. Naprzeciwko niego siedział Zygfryd.

– Chcesz o coś zapytać? – spojrzał swoimi zielonymi oczami na Kordiana.

– Chodzi o to, że poszukałem wcześniej informacji na temat tej miejscowości. Chciałem się spytać, czy to prawda, że były tu stare bazy wojskowe?

Zygfryd gładził psa po jego grzbiecie.

– Nic mi nie wiadomo. Przykro mi.

– Rozumiem. – Nie uwierzył mu.

Kordian podejrzewał, że ojciec Bastiana domyślił się, że chce dopytać go o historie, które miały miejsce w tym lesie.

V

 

Tego samego dnia, kiedy Kordian poznał Stefana dwójka młodych licealistów udała się do lasu. Była głodna wrażeń.

– Myślisz, że coś znajdziemy? – dziewczyna spojrzała na chłopaka. – Ten las wydaje się ogromny.

– Nie bój się. W razie, jeśli niczego nie znajdziemy to trudno.

 Za niecałe dwie godziny na dworze miało zacząć się ściemniać.

– Nie ma co tracić czasu – chłopak z plecakiem na plecach ruszył naprzód.

Las był ciemny. Wyjęli ze swoich plecaków latarki. Oświecając przed sobą skrawek terenu słyszeli swoje kroki. Poza tym dookoła ich nie słyszeli szumu sosen, czy jakichkolwiek innych dźwięków. Las jest martwy, usłyszał w swoich myślach Edmund.

 Część niego chciała uciekać. Jednak ciekawość wzięła nad nim górę. Weronika kątem oka widziała jak coś się rusza. Skierowała tam wzrok, uważnie patrząc swoimi brązowymi oczami. Jednak po chwili wznowiła marsz. Może miałam przewidzenia.

Za ich plecami usłyszeli czyiś wrzask.

– Na pomoc! Ratunku! Moje dziecko…moje dziecko!

Bez wahania ruszyli w kierunku źródła wrzasków. Nagle przed ich oczami dostrzegli zarośniętą i popękaną studnię. Jednak, mimo bycia przekonanym, że to właśnie tutaj powinna znajdować się matka wołająca o pomoc nikogo nie zastali.

– Jesteś pewien, że to tu? – zapytała rozglądając się dookoła.

– Tak. Na pewno… – jednak okłamywał ją i siebie.

Wrzaski ucichły, gdy tu przybyli. Nie widzieli nigdzie żadnej kobiety.

– Lepiej będzie jak wezwiemy policję – wymamrotał.

– Coś tu nie gra – wyszeptała do siebie. – Przecież doskonale pamiętam, skąd dobiegało wołanie o pomoc. Może…to… – Nie dokończyła.

Wokół nich rozległ się wrzask.

– Co to jest? – szepnęła. – O co tu chodzi?

– Uciekajmy stąd – chwycił dłoń Weroniki. – Chodź!

Biegli jak najszybciej mogli. Za sobą słyszeli kroki. Coś się zbliżało. To coś zaryczało. Weronika odwróciła się… zobaczyła jakiś kształt. To nie człowiek! Wrzasnął głos w jej umyśle. Uciekaj!

Potknęła się o gruby i wystający pień drzewa. Zanim jednak zdołała wstać przy pomocy Edmunda, coś chwyciło za jej plecak, zrywając go z jej pleców. Plecak został rzucony w stronę sosny. Odbił się od niej i spadł na grubą warstwę śniegu.

Weronika krzyknęła z bólu. Jakaś dłoń chwyciła ją za przedramię i siłą wciągnęło ją w mrok lasu.

– Uciekaj! – wykrzyknęła. To było jej ostatnie słowo.

Rzucił się pędem zwalając z siebie plecak. Wybiegając z lasu skierował się w stronę samochodu. Zdał sobie sprawę, że kluczyki miał w plecaku.

W starym aucie rozbił szybę i otworzył drzwi. Znalazł się na tyłach auta. Skulił się na podłodze, dysząc ciężko. Dosłownie po tym jak wlazł do samochodu i zamknął za sobą drzwi, coś wypełzło spomiędzy sosen.

Zamknął oczy, błagając o to, aby przeżyć. Coś zaryczało i zbliżało się do auta. Edmund wstrzymał oddech. Liczył na to, że istota sobie pójdzie. To coś wydawało z siebie nieartykułowane odgłosy. Zadrapało drzwi po obu stronach.

Istota okrążyła samochód. Słyszał jej kroki na śniegu, który kojarzył mu się ze skrzypnięciem. Do jego słuchu doszedł również odgłos jego dziewczyny. W głębi siebie uświadomił sobie, że to nie ona. Istota naśladuje jej głos.

Z policzków ciekły mu łzy. Chciał w tym momencie przeżyć. Jednak nie wiedział, co nastąpi potem. Stwór oddalił się. Krocząc na powrót do swojego domu, poruszał krzakami, łamiąc je. Następnie zapadła cisza.

– Dziękuje ci – wymamrotał, myśląc o sile wyższej. – Dziękuje…

Mimo, że nie słyszał istoty ani nie wyczuwał jej obecności, bał się opuścić swoją kryjówkę. Wstał ostrożnie z podłogi, siadając na siedzeniu. Położył się na siedzeniach w tylnej części samochodu i trwał w takiej pozycji do wczesnego ranka.

V

W trakcie snu obudził się zlany zimnym potem. Czuł jak zimne kropelki potu spływają mu po jego bladej twarzy. Oddech miał przyspieszony i płytki. Tętno i bicie serca były przyspieszone. Drżał na całym ciele, czując chłód.

Aslan zapiszczał, wskakując na kanapę w salonie gościnnym. Kordian leżał na niej. Przetarł ramieniem czoło. Musiał iść za potrzebą do łazienki. Wychodząc z niej nie czuł się najlepiej. Miał mdłości.

Był wczesny ranek. Dygocząc usiadł na fotelu. Podrygiwał lewą nogą, trzymając w dłoni szklankę. Nie był pewny, co widział we śnie. Widział pojedyncze obrazy, przedstawiające studnie. Pamiętał też o kobiecie, która wołała o pomoc.

Jutro wraca Bastian, więc musi do jego powrotu wytrzymać. Dzisiejszego dnia idąc z psem na nieco dłuższy spacer napotkał Stefana.

– Dzień dobry. Sądząc po tym, jak pan wygląda musi być pan niewyspany.

– Niestety…

– Ważne, że pan żyje.

Mówiąc to znów posmutniał.

– Pan coś wie – stwierdził Kordian. – Poprzednim razem, kiedy tutaj byłem nikt nie chciał mi powiedzieć, co tu się dzieje. Dlaczego?

Kordian obserwując naprzeciwko siebie stojącego mężczyznę, zaobserwował, że unika jego spojrzenia. Poza tym wpatrywał się w głąb terenu leśnego.

– Przepraszam pana…ale nie mówimy tutaj a takich rzeczach. Muszę już iść. Do widzenia panu i niech pan pamięta. Do tego lasu można wejść, ale wyjście z niego graniczy z cudem. Mogę stwierdzić, że ci którzy przeżyli… byli pilnowani przez Boga.

Odszedł, garbiąc się. Kordian stał, patrząc za nim. Padał śnieg. Wiatr wiał. Pies zaczął szczekać. Kordian odwrócił się w stronę mrocznego lasu. Coś przemknęło między drzewami. Był tego pewien. Zawrócił z psem, biegnąc w kierunku domu.

Drżącymi dłońmi otworzył drzwi i impetem zatrzasnął je. Zaczął zasłaniać wszystkie okna. Usłyszał wołanie o pomoc.

 

VI

Następnego dnia Bastian pojawił się w swoim domu przed południem.

– Widzę, że kiepsko spałeś – stwierdził, klepiąc go po ramieniu. – Dzięki za opiekę. Zostaniesz jeszcze u nas?

Mimo, że chciał jak najszybciej opuścić miejscowość, nie czuł się najlepiej.

– Zostanę jeszcze na dzień. Chociaż wolałbym jechać do siebie. Pewnie rozumiesz dlaczego?

– Tak. Rozumiem ciebie doskonale. Niestety nie mam tylu pieniędzy, aby kupić mieszkanie w jakieś innej miejscowości. Ceny mieszkań są kosmiczne. Poza tym, nie wiem czy zdołałbym opuścić to miejsce. Mieszkam tu od małego. Czuję, że jestem już do końca swojego życia związany z tymi terenami. Brzmi to strasznie, biorąc pod uwagę fakt, co tu się wyprawia. Sam tego doświadczyłeś. Prawda?

– Niestety. To nie było coś, czego życzyłbym nawet najgorszemu wrogowi.

Zapadło milczenie, przerwane zjawieniem się ojca Bastiana. Przywitał ich, będąc ubrany w szlafrok. Na nogach miał kapcie. Na nosie widniały okulary.

– Jak się czujesz?  – Bastian skierował pytanie do ojca. – Śpisz długo?

– Tak. Ostatnio śpi mi się lepiej – mówiąc to, skierował się do kuchni. – Chcecie kawy albo herbaty?

– Ja poproszę kawę. A ty? – Bastian lekko potrząsnął przyjacielem, który pogrążony był w zamyśleniu.

– Nie wiem… cokolwiek.

– Dla nas dwóch kawa.

Kordian myślał o tym, czego doświadczył wczoraj. Widział istotę. Nie widział całej jej postury. Dostrzegł jednak kończyny o ponadprzeciętnej długości. W miejscu, gdzie człowiek ma dłonie istota miała pazury.

Widział coś jeszcze…

– Coś się stało? – zapytał Zygfryd. – Myślałem, że będziecie rozmawiać ze sobą.

– Mało spałem, muszę się położyć. Idę na górę.

Wstając od stolika, przy którym siedzieli razem ojciec i syn, nie zwrócił uwagi na ich twarze. Twarze, które w momencie, gdyby się na nich spojrzał wydawałyby się mu obce.

Próbując zasnąć, wiercił się w łóżku, nie mogąc przegnać obrazu, który cały czas od wczoraj miał przed swoimi oczami. Leżąc, słyszał swój oddech. Wpatrywał się w sufit, nad którym wisiał żyrandol.

Nie napotkał na swoje szczęści spojrzenia istoty. Nie dawało mu spokoju, dlaczego inni nie chcą o tym rozmawiać. Czuł się tak, jakby to, co widział było jakimś wymysłem obłąkanego człowieka. Czy to coś, można zabić? Jak się tutaj znalazło? Dlaczego inni milczą na ten temat?

W końcu, ktoś zapukał do jego drzwi. Był to Bastian.

– Wiem, dlaczego nie śpisz. Widziałeś to, co zabija na tych terenach. Nie musisz kłamać. Widać to po twoich oczach. Wiem to, bo mój ojciec zobaczył to, co ty. Dlatego ma koszmary.

– Chcę wiedzieć, co tu się dzieje – wstał z łóżka. -Tylko nie mów, że nie możesz mi powiedzieć. Myślę, że na to zasługuje.

– To nie takie proste – westchnął przyjaciel Kordiana, wpatrując się w zamarzniętą szybę.

– Nie pieprz. Tylko mów, kurwa, co się tu dzieje!

– Nie chcemy o tym mówić, ze względu na to, jakie wydarzenia miały tutaj miejsce. Ta studnia to przekleństwo.

– Studnia? Ta w lesie?

– Skąd wiesz? Chyba nie właziłeś do lasu?

– Nie. Ktoś mi o tym powiedział. Ale wróćmy do studni. Co jest z nią nie tak?

– To właśnie w tej studni… zginęło wiele osób. Starsi, młodsi a nawet dzieci. W tym moja mama. Ten potwór naśladuje głosy zmarłych ofiar, które zginęły przez niego. Ta istota… musi… to znaczy się tak podejrzewam…musi mieszkać w tej studni.

– Skąd się to wzięło?

– Nie wiemy. Przykro mi, ale musisz uwierzyć mi na słowo. Nie wiemy tego. Wiem, że jest starsze od każdego mieszkańca tej miejscowości. To na pewno.

– Ktoś próbował go zabić?

– Nie.

Oboje milczeli, nie wiedząc, co mają powiedzieć. Do Kordiana dotarło, że jego przyjaciel, którego znał od szkoły podstawowej nie chce mu powiedzieć wszystkiego. Kordian zebrał się w sobie, po czym wstał z łóżka i zadał mu pytanie.

– Skąd wzięła się ta studnia w tym lesie?

– Kiedyś, blisko niej znajdował się niewielkich rozmiarów dom. Nie wiem do kogo należał, ale już go tam nie ma. Pewnie domyślasz się, dlaczego.

– Tak. Domyślam się.

– Są na świecie zjawiska czy istoty, które wydawać by się mogło nie istnieją – stwierdził Bastian, siadając na krześle przy biurku. – Wziął w lewą dłoń książkę autora horroru. – Niestety, tego typu zło istnieje też w naszym świecie. – Następnie wstał, idąc w kierunku drzwi. – Nie będę ci zawracać głowy.

VII

Kordian pożegnawszy się z Bastianem, wsiadł do samochodu. Opuszczając miejscowość, wątpił aby kiedykolwiek tu wrócił.

Koniec

Komentarze

surprise

Siedząc na kanapie podrygiwał lewą nogą, spoglądając w sufit.

Gdybyż jeszcze dłubał w uchu – wypisz wymaluj filozof egzystencjalny a nie horrorzysta…

Telefon zawibrował w kieszeni spodni. Odebrał od niego i przyłożył telefon do prawego ucha.

Taaa…

Do uszy Kordiana dotarł dźwięk

Uhmm…

Dwa; Będąc na zewnątrz wieczorem nigdy nie wychodź samemu.

Hmm…

Siedem; Gdy wyjdziesz z psem i ojcem i zobaczycie coś w lesie, zawróćcie!

Ale co – grzyba na kółkach, dzika z fuzją czy pyszne poziomeczki?

. Miejscowi nie byli zbyt przyjaźni wobec siebie. Tutaj, każdy musiał liczyć na siebie.

Siebioza…

Wysiadł z samochodu, idąc na taras.

To tak da radę?…

Po chwili drzwi uchyliły się, widząc starszą od siebie osobę.

Szalenie spostrzegawcze drzwi…

 

Da capo al fine.

Słyszał jej kroki na śniegu, który kojarzył mu się ze skrzypnięciem. Do jego słuchu doszedł również odgłos jego dziewczyny

Hmmm… Jeżeli nie piszesz w celach terapeutycznych, to proponuję dużo czytać – rok, dwa, trzy…

A jeśli jednak – to życzę powodzenia.

smiley

 

 

 

dum spiro spero

Hej 

Fajnie, że postanowiłeś podzielić się tekstem :). Jeśli chodzi o sprawy techniczne, to pewnie pojawi się ktoś, kto wskaże ci właściwy kierunek :). 

A jeśli chodzi o fabułę, to muszę napisać, że tekst jest poprowadzony bardzo chaotycznie, co utrudnia zrozumienie historii. Ja pogubiłem się i nie bardzo wiem, co nawiedzało okolicę.

 

Pozdrawiam. 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Podeśle ci przez Messenger.

Podeślę.

 

Do uszy Kordiana dotarł dźwięk powiadomienia.

Do uszu.

 

Będąc na zewnątrz wieczorem nigdy nie wychodź samemu. Wychodź tylko z moim psem.

Będąc na zewnątrz chyba nie da się wyjść?

 

Jeden; jeśli usłyszysz pukanie do drzwi po wybiciu północy – nie otwieraj ich.

Siedem; Gdy wyjdziesz z psem i ojcem i zobaczycie coś w lesie, zawróćcie!

Brak spójności zapisu.

 

Jakaś istota wyłoniła się za drzewa.

zza.

 

Jakaś istota wyłoniła się za drzewa. Gdyby miał ją opisać, nie byłby w stanie. Widział wśród ciemności zarys sylwetki. Wiedział też, że nie był to człowiek.

Czym było?

była?

 

Wysiadł z samochodu, idąc na taras. Będąc na nim zapukał trzy razy do drzwi. Po chwili drzwi uchyliły się, widząc starszą od siebie osobę.

Wysiadł z samochodu, idąc? → wysiadł i poszedł/skierował się…

Drzwi uchyliły się, widząc? → drzwi widzą w tak zbudowanym zdaniu

 

– Chętnie – pokiwał głową posyłając mu uśmiech.

Zapisy dialogów! Po “Chętnie” kropeczka i “pokiwał” z dużej, bo nie gębowe/paszczowe. Możesz znaleźć informacje o poprawnym zapisie dialogów w zakładce: opowiadania → poradniki.

 

Z górnego pietra zszedł Bastian.

Pietra się ma, a z piętra się schodzi :D

 

Ujął w lewą dłoń za ucho kubka z kakao.

To zdanie raczej całkowicie jest do przeredagowania.

 

Pójdę się położyć do swojego pokoju – wstał i udał się do swojego pokoju na parterze.

Powtórzenie → w całym tekście jest ich sporo.

 

Jak się pan czuję?

czuje.

 

Lepiej nie przekraczaj ten granicy.

tej.

 

Tam samo jak Rosjanie za czasów Związku Sowieckiego.

Tak samo.

 

Jakaś dłoń chwyciła ją za przedramię i siłą wciągnęło ją w mrok lasu.

chwyciła, więc wciągnęła.

 

Słyszał jej kroki na śniegu, który kojarzył mu się ze skrzypnięciem.

Śnieg się kojarzył?

 

– Dziękuje ci – wymamrotał, myśląc o sile wyższej. – Dziękuje…

Dziękuję i Dziękuję.

 

Nie napotkał na swoje szczęści spojrzenia istoty.

Szczęście.

 

 

Jest tu dużo powtórzeń i przecinki wymagają dopracowania. Masz dwa drugie rozdziały i dwa piąte. Ogólnie tekst nie jest dopracowany i wymaga jeszcze dużo pracy. Dobrze jest oznaczać wulgaryzmy, jeśli są w tekście. Polecam Ci skorzystać z bety następnym razem, gdzie ktoś przejrzy z Tobą tekst przed publikacją i pomoże poprawić błędy, wtedy czytelnicy będą mogli się skupić na fabule i się nią cieszyć. Historia jest ciekawa. Wciągająca także, ale ciągle wybijają z lektury błędy. Jednak nie zniechęcaj się! Pisz dalej, to i będzie lepiej! Pozdrawiam :D

 Niebezpieczeństwo wewnątrz lasu.

Nie stawiamy kropki po tytule. Ponadto – "wewnątrz" nie za bardzo się łączy z lasem. Zwykle różne rzeczy znajdujemy w lesie, ale "wewnątrz" lasu raczej nie.

 Siedząc na kanapie podrygiwał lewą nogą, spoglądając w sufit.

Dziwna konstrukcja zdania.

 Czekał na sygnał od przyjaciela, który miał się z nim skontaktować.

Sygnał miał się skontaktować? Całe zdanie podrzędne możesz spokojnie wyciąć.

Odebrał od niego i przyłożył telefon do prawego ucha.

Od kogo odebrał i co? Telefon po prostu się odbiera. Nie ma powodu zaznaczać, do którego ucha bohater go przyłożył, chyba że to ma jakieś znaczenie dla fabuły.

 Cześć Bastian.

Wołacz oddzielamy przecinkiem: Cześć, Bastian.

 – Tak – odpowiedział, pociągając nosem. – To jak? Gotowy?

Zaraz, moment. Kto odpowiedział? Bastian?

 Listę zasad mam już przygotowaną dla ciebie.

Niepolski szyk: Mam już dla ciebie przygotowaną listę zasad; albo (jeśli chcesz podkreślić, co ma przygotowane) Listę zasad mam już dla ciebie przygotowaną.

 Podeśle ci

Literówka.

 Do uszy Kordiana dotarł dźwięk powiadomienia. Włączył aplikację i wybrał profil swojego przyjaciela. Dostrzegł tam załączony plik. Uruchomił się bez zarzutu.

Do uszu. Po pierwsze, nie ma potrzeby wyjaśniania, jak się otwiera plik. Po drugie, konstrukcja zdania wskazuje na to, że całym tym uruchamianiem zajmował się dźwięk. "Swojego" zbędne.

 Wiedział na co się pisał.

Consecutio temporum, zdania podrzędne oddzielamy: Wiedział, na co się pisze.

 Był świadomy, że wynagrodzenie dla niego będzie ponadprzeciętne.

Zdanie telewizyjne. Naturalniej byłoby np.: Wiedział, że dużo zarobi.

 Jednak wiązało się to również z czymś cennym. Czymś, co mógł stracić w jednej chwili jeśli bezmyślnie postąpi. Straci życie.

Coś to naraz łopatologiczne i odsuwające w czasie wyjawienie informacji, co może drażnić. Niezbyt też naturalne.

 Z uwagą zaczął czytać na głos zasady.

Hmm.

 Jeden; jeśli usłyszysz pukanie do drzwi po wybiciu północy – nie otwieraj ich.

Myślniki są tu mylące – one zwykle oznaczają początek kwestii dialogowej. Nie twierdzę, że absolutnie nie może ich tu być, jeśli jesteś do nich przywiązany, ale utrudniają czytanie. Ad rem: tnij zaimki i zbędne słowa. Jeden; jeśli po północy usłyszysz pukanie do drzwi, nie otwieraj.

 Będąc na zewnątrz wieczorem nigdy nie wychodź samemu.

Jak może wyjść (na zewnątrz chyba) – już będąc na zewnątrz?

 Nigdy nie pozwól przebywać psu samemu.

Szyk: Nigdy nie pozwól psu przebywać samemu. Ale lepiej byłoby: Nigdy nie zostawiaj psa samego. Poza tym ta zasada czyni poprzednią niepotrzebną (bo skoro musi zawsze być tam, gdzie pies, to oczywiście nie może wychodzić bez psa).

fragment, losowo wybranej przez siebie książki

Tu bez przecinka – nie rozdzielamy fraz nominalnych (jeśli nie ma w nich wyliczeń). "Przez siebie" zbędne.

 Pod żadnym pozorem nie pozwól wejść czarnemu kotu do mojego domu.

Szyk nienaturalny. Pod żadnym pozorem nie pozwól wejść do mojego domu czarnemu kotu. ALBO Pod żadnym pozorem nie pozwól czarnemu kotu wejść do mojego domu.

 Gdy wyjdziesz z psem i ojcem i zobaczycie coś w lesie

To sugeruje, że mają przykazane wyjść. "Jeśli" byłoby bardziej neutralne.

 Wiedział już z czym się mierzy.

Wiedział już, z czym się mierzy. Nie przesadzasz trochę? Tj. nie za wzniosłe to mierzenie?

 Bastian wiedział od małego, że las który otacza jego małą miejscowość nie jest czymś normalnym.

Mało naturalne, nie tylko językowo, ale przede wszystkim jako infodump. Warto np. pokazać ten las na początku – bohater mógłby wracać do domu, spieszyć się i rozważać, czy lepsze ryzyko i przejście przez las, czy jednak lepiej dotrzeć trochę później. Rozumiesz? Pokaż to, nie zapewniaj, bo w zapewnienia nikt nie wierzy.

 Kordian przekonał się o tym na własnej skórze. Nie bał się ciemności. Samemu więc zaczął się przechadzać po leśnej ścieżce wśród młodych i starych sosen. Usłyszał coś. Było to rok temu, gdy ignorował ostrzeżenia przyjaciela, sądząc że żartuje.

Rytm zdań jest tu dość męczący, mało naturalny, ale uporządkowanie informacji też wygląda dziwnie – najpierw nie boi się ciemności, i dlatego, że się nie boi, idzie do lasu? Nigdzie nie mówisz, że nocą. Potem nagle coś słyszy, ale to było rok temu – hmm? Jak ja bym to zrobiła: Kordian przekonał się o tym na własnej skórze rok temu, kiedy jeszcze nie dowierzał ostrzeżeniom przyjaciela. Pewnego wieczora wybrał się na przechadzkę między sękate stare sosny. Nagle usłyszał wrzask.

 Słysząc kobiecy wrzask poczuł na skórze ciarki.

Lepiej: Usłyszawszy wrzask, poczuł ciarki na plecach. Imiesłów współczesny oznacza jednoczesność, nie przyczynowość – a tu mamy do czynienia z przyczynowością.

 Serce przyspieszyło. Zaczął się intensywnie pocić.

Pokaż to. Konkrety, nie ogóły: mokre ręce, zimno, pot spływający po plecach. Plastyczny opis wymaga konkretów.

 Jakaś istota wyłoniła się za drzewa. Gdyby miał ją opisać, nie byłby w stanie. Widział wśród ciemności zarys sylwetki.

Zapewniasz. Jasne, stwór ma być taki mglisty, ale spróbuj sobie wyobrazić, co bohater widział (nie – co to było, co widział).

 Wiedział też, że nie był to człowiek.

Consecutio temporum nie istnieje w polszczyźnie: Wiedział też, że nie jest to człowiek.

 swoimi przekrwionymi oczami

Zaimek zbędny – rzadko kiedy patrzy się cudzymi oczami.

 tematy, których nie możemy się podjąć

Możemy podjąć się zadania, ale tematy możemy tylko podjąć.

 Na początku, gdy ojciec był młodszy radził sobie samemu.

Na początku, gdy ojciec był młodszy, radził sobie sam.

 Jednak z wiekiem potrzebował wsparcia

Z wiekiem zaczął potrzebować. Albo: w miarę, jak się starzał, potrzebował coraz więcej wsparcia.

 Miejscowi nie byli zbyt przyjaźni wobec siebie. Tutaj, każdy musiał liczyć na siebie.

Niezręczne: Miejscowi nie byli dobrymi sąsiadami. Tutaj każdy musiał liczyć na siebie.

 Jechał ostrożnie, aby nie wpaść w poślizg.

Dlaczego miałby wpaść w poślizg?

 Mimo poranka, czuł się zmęczony.

Niezgrabne: Choć było rano, czuł się zmęczony.

 Zauważył jadąc prosto zaśnieżoną tabliczkę z nazwą miejscowości.

Błędny szyk: Jadąc prosto, zobaczył zaśnieżoną tabliczkę z nazwą miejscowości. I – jeśli zima ma znaczenie dla fabuły, to dlaczego nie było o niej nic wcześniej?

 Wysiadł z samochodu, idąc na taras

Jak miał to zrobić jednocześnie? Wysiadłszy z samochodu, poszedł na taras. Albo: Wysiadł z samochodu, żeby iść na taras.

 Będąc na nim zapukał trzy razy do drzwi.

Domyślimy się, że najpierw musiał wejść na taras, żeby zapukać. A orzeczenia rozdzielamy.

 Po chwili drzwi uchyliły się, widząc starszą od siebie osobę.

Drzwi przeważnie nie widzą. I pamiętaj – konkrety. "Starsza ode mnie osoba" to bardzo niekonkretne, bo może oznaczać równie dobrze (w moim przypadku) Marka Grabie, jak Toma Bakera. Po chwili uchyliły się, a Kordian zobaczył starszego pana [tu ew. opis].

 Zygfryd gestem ręki wskazał na fotel.

Kim jest Zygfryd? Do ojca kolegi raczej nie mówimy po imieniu. "Na" zbędne.

 Oparł się głową o wygodny materiał.

O materiał? Czy o oparcie?

 pokiwał głową posyłając mu uśmiech

Przytaknął z uśmiechem.

 Kordian wstał uścisnąwszy dłoń przyjacielowi.

Czyli najpierw uścisnął, a potem wstał. Nie jest to uprzejme. A serio – nieznajomość gramatyki szkodzi. Zwłaszcza pisarzowi. Patrz tu: https://zpe.gov.pl/a/imieslowy-i-ich-rodzaje/DN28lvu36

 – Dobrze cię widzieć – Bastian miał w jednej dłoni torbę.

Zjadłeś kropkę, p. tutaj: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 Bastian miał w jednej dłoni torbę. Przez ramię przewiesił sobie torbę od laptopa.

Powtórzenie. Mógł mieć w ręku np. teczkę.

 Widział jak Bastian wychodzi z domu, zamykając za sobą drzwi.

Widział, jak Bastian wychodzi z domu i zamyka za sobą drzwi.

 Pies skomlał, drapiąc w drzwi.

Powtórzenie, ale mamy tu dziwny przeskok czasowy – przydałoby się pokazać, jak ten pies skacze do drzwi i zaczyna drapać.

 – Chodź Aslan – pogłaskał psa po grzbiecie.

– Chodź, Aslan. – Pogłaskał psa po grzbiecie.

 Aslan zareagował dopiero po kilku minutach.

To znaczy – co zrobił? "Zareagował" jest bardzo ogólne, w sumie nie wiadomo, co się stało.

 – Proszę. Pańska kawa. – Postawił ją na niewielkim stoliku.

Kto? Bo podmiotem ostatnich zdań jest pies.

 – Dziękuję Panu.

– Dziękuję panu. Zaimki piszemy dużą literą tylko w listach (i kiedy odnoszą się do Boga).

 Pies chrapał, ruszając czasem uszami.

Przeczytaj na głos? I – przed chwilą pies był zdenerwowany, a teraz po prostu zasnął?

rozpoczął dyskusję Zygfryd

Jaką dyskusję? Towarzyska rozmowa to jeszcze nie dyskusja.

 Pamiętam, że od małego jeździłem na sankach.

Jak wszystkie dzieci. Zdanie jakoś nie pasuje do kontekstu – starszy pan może wspominać dzieciństwo, ale coś tu jest nie tak.

 odsłaniając swoje proste zęby

A czyje zęby mógłby odsłonić, i czy Kordian jest ortodontą? Dlaczego interesuje nas tutaj stan uzębienia Zygfryda? Czy Zygfryd ma coś wspólnego z potworem?

 – Ja szczerze powiedziawszy wolę cieplejsze miesiące

Wtrącenie: – Ja, szczerze powiedziawszy, wolę cieplejsze miesiące.

 W jesień i zimę często choruje. Jak nie katar, to gorączka czy kaszel i tak dalej.

Jesienią i zimą często choruję. Katar, kaszel, czasem gorączka.

 spoglądając swoimi zielonymi oczami w płomienie

Jak wyżej – zaimek zbędny. Jakie znaczenie ma kolor oczu Zygfryda?

 Ujął w lewą dłoń za ucho kubka z kakao. Wziął dwa łyki i trzymał go nadal w dłoni.

Gramatyka się rozsypała: Lewą dłonią wziął za ucho kubek kakao. Wziął dwa łyki. Nadmiar informacji – co to za różnica, ile łyków wziął, jak trzymał kubek?

 Pamiętam, że razem ze swoim ojcem, gdy jeszcze żył często rzucaliśmy się śnieżkami czy chodziliśmy do lasu, albo lepiliśmy bałwana.

Mało naturalne: Pamiętam, kiedy żył mój ojciec, często rzucaliśmy się śnieżkami, lepiliśmy bałwana, chodziliśmy do lasu.

 Niestety… – przerwał spoglądając na Kordiana. – Przepraszam, zapomniałem co mam powiedzieć.

Niestety… – przerwał, spoglądając na Kordiana. – Przepraszam, zapomniałem, co miałem powiedzieć.

 – Pójdę się położyć do swojego pokoju – wstał i udał się do swojego pokoju na parterze.

Powtórzenie. "Udał się" jest bardzo formalne, nie pasuje tutaj: – Chyba się położę. – Wstał i poszedł do swojego pokoju na parterze.

 Domyślał się dlaczego przerwał.

Domyślał się, dlaczego przerwał.

 Wiedział, że ojciec Bastiana skłamał, jednak nie winił go.

Anglicyzm ("nie winił go") – po polsku raczej nie miałby pretensji. Niezbyt to jasne.

 stwierdził w myślach dopijając kawę

Stwierdził w myślach, dopijając kawę.

 Ze sobą wziął plecak i torbę z laptopem.

Szyk podkreśla "sobą" – po co?

Ten dzień nie zapowiadał się na ekscytujący.

Ten dzień nie zapowiadał się ekscytująco.

 Po godzinie dwunastej wyszedł z psem.

Dlaczego dzień wyszedł z psem? Mało naturalnie jest pisać "po godzinie dwunastej" – zwykle wiadomo, że chodzi o godzinę.

 Nie minęło wiele czasu, kiedy zaczęło się ściemniać.

Jeśli wyszedł niedługo po dwunastej, to by znaczyło, że trzy i pół godziny to niewiele czasu. Hmm. https://dateandtime.info/pl/citysunrisesunset.php?id=756135&month=12&year=2023

 Słyszał tykanie zegara. Wstał z miejsca. Zatrzymał nagranie, udając się do łazienki.

Słyszał zegar przez nagranie audiobooka? "Udawać się" jest zbyt formalne.

 Czuł się nieco skrępowany będąc z nim w łazience.

Dziwne zdanie. Trochę dziwnie się czuł, z psem w łazience.

 Usłyszał krzyk. Jego źródło znajdowało się na górnym piętrze.

To jest wręcz kliniczne. Z górnego piętra dobiegł krzyk.

 Otworzywszy je Kordian wbiegł na górę.

Otworzywszy je, Kordian wbiegł na górę. Wiemy, że nie przebiegł przez zamknięte.

 Podbiegł do starszego człowieka, który wrzeszczał.

Powtórzone bieganie, poza tym – dotychczas opisywałeś w drobnych szczegółach, jak Kordian otwiera plik w komputerze, a teraz wypada z łazienki, dopada staruszka, a po drodze pustka. Taka zmiana poziomu szczegółowości dezorientuje.

 W głowie Kordiana zapaliła się lampka.

Nie jestem wielbicielką tego powiedzenia, ale niezależnie od tego – ono oznacza, że nie wiedział, co robić, a potem go olśniło. Sęk w tym, że nie opisujesz sytuacji "Kordian nie wie, co robić", więc nie bardzo widać sens olśnienia.

 Przeczytać losową wybraną książkę

Losowo wybraną.

 Zdjął z regału losową powieść

Przypadkową, pierwszą lepszą. Są różne możliwości. Opis sytuacji bardzo skąpy, nie daje praktycznie żadnego zaczepienia wyobraźni. Opowiedz o tym.

jedyne co dało się słyszeć to chrapanie

Wtrącenie: jedyne, co dało się słyszeć, to chrapanie.

 Westchnął, siadając na kanapie

I tutaj mści się brak opisów – nagle w pokoju jest kanapa.

 Nie będąc pewien czy zamknął drzwi, ruszył w ich kierunku. Sprawdził je i siadł przed kominkiem.

A tu znów tłumaczysz każdy krok bohatera – niedobrze. To, co oczywiste, można pomijać, żeby czytelnika nie znudzić. Ponadto – on siada przed kominkiem. Czyli wrócił na dół. A ja o tym nie wiedziałam, choć chyba powinnam (równie dobrze mógłby sprawdzać drzwi pokoju, jak frontowe, nie?). No i – imiesłowy. "Będąc" zdecydowanie nadużywasz: Nie był pewien, czy zamknął frontowe drzwi. Poszedł je sprawdzić, potem siadł przed kominkiem.

 Przez myśl przeszło mu, że zaraz zostaną wyważone.

Dziwny szyk i w sumie sama myśl też trochę dziwna – ktoś po prostu puka. To może mieć sens, ale musiałbyś trochę zbudować nastrój, musiałabym wierzyć, że bohater ma nerwy w strzępach, a nie wierzę.

Przebiegły mu ciarki po plecach.

Szyk: Ciarki przebiegły mu po plecach.

Pies szczekał. Nie podszedł jednak do drzwi. Do jego uszy dotarł ryk.

Primo: kto nie podszedł do drzwi i kto usłyszał ryk? Kordian, pies, obaj? Secundo: ryk pojawia się nagle – a mimo to "dociera do uszu", co sugeruje, no, nie nagłość. To mylące.

 Stał w miejscu nie mogąc się ruszyć.

Uprość: Zamarł.

 Księżyc był w pełni, rzucając cienie sosnowych drzew

Ale Kordian tego nie widział, bo "Okna były szczelnie zamknięte i zasłonięte żaluzjami." Mógłby sobie przypomnieć o pełni, ale nie zobaczyć ją ze szczegółami, co sugerujesz. Ponadto – to drzewa rzucają cień w świetle księżyca. I nie użyłabym tu przymiotnika – "sosnowy" to zrobiony z sosny, a one są po prostu sosnami.

 Gdy pukanie ucichło, słyszał bicie serca i przyspieszony oddech. Czuł spływające z czoła krople potu.

Tu trochę plastyczniej, choć cokolwiek kliszowato – nie dam głowy za te spływające z czoła krople.

 Ale coś jeszcze zarejestrował jego zmysł słuchu.

Bardzo dziwne zdanie: Ale jego zmysł słuchu zarejestrował coś jeszcze.

 Te wołanie też jak się pojawiło tak zniknęło.

TO wołanie też, jak się pojawiło, tak zniknęło. Zaraz. Moment. Po pierwsze, co innego się pojawiło i zniknęło? A po drugie – bardzo zdawkowy opis.

 Coś kusiło go aby wyjrzeć przez okno. Wstał i powoli skierował się do okna. Miało opuszczone żaluzje.

Kusiło go, żeby wyjrzeć przez okno. Wstał. Żaluzje były opuszczone.

Był gotów to zrobić. Jednak część jego bała się tego, co może zobaczyć.

I tu się mści brak opisów. Gdybyś mnie był przekonał, że tam, za szybą, czai się Coś, bałabym się z Kordianem. A tak? Widzę tylko tekturową dekorację. Drugie zdanie żywcem przepisane z Grabińskiego – teraz taki szyk jest archaiczny, a w dodatku podkreśla rym

 (jego – tego).

 Ostatecznie odpuścił sobie.

Kolokwializm w zderzeniu z archaicznym zdaniem robi złe wrażenie. Kordian mógłby przecież, np., puścić sznurek. Wytrzeć rękę o spodnie (takie szczegóły budują nastrój!). Zająć się psem. Jeżeli trudno Ci wymyślać takie rzeczy, spróbuj może gier RPG? Stolikowych, oczywiście, albo i LARP. Postaw się w sytuacji bohatera i patrz, co wtedy robisz, jak się zachowujesz.

 Tej nocy może mieć problem z zaśnięciem więc siedział, wznawiając słuchanie audiobooka.

To zdanie jest po prostu nie po polsku. Ja napisałabym (pewnie nie, ale gdybym musiała) tak: Wątpił, czy tej nocy zaśnie, więc znów usiadł z audiobookiem.

Z dołu dobiegało ciche miauczenie.

Przecież on ma w uszach słuchawki? Pokaż mi to miauczenie między słowami audiobooka (i to najlepiej jakiegoś horroru – tani chwyt, ale działa), a się przestraszę. Bo tak?

 Serce stanęło mu dęba.

https://wsjp.pl/haslo/do_druku/59693/cos-stanelo-deba I nastrój szlag trafił…

 Poczuł na swoim ciele ciarki.

A na czyim miał poczuć? Tutaj już zapewniasz.

 W pomieszczeniu zapanował chłód.

Pokaż to. Gęsia skórka, nawet parujący oddech. Niech bohaterowi zrobi się zimno.

Pies, mimo grubej i gęstej sierści trząsł się.

Pies, mimo grubej i gęstej sierści, trząsł się. A lepiej: Pies trząsł się, mimo gęstej sierści. Przy okazji – dotąd w ogóle nie opisywałeś tego psa. Nie wiem, jak on wygląda, czy jest duży, mały, kudłaty, sierściasty. Nic o nim nie wiem, a chyba ma tu znaczenie.

 Coś uderzyło w okna na parterze. To był wiatr.

Tani chwyt. "Coś" sugeruje materialny, konkretny przedmiot, coś, co może stłuc szybę – nie różnicę ciśnień powietrza.

 Lampka świecąca pomarańczowym blaskiem zgasła.

Porównaj moją wersję: Pomarańczowy blask lampki ściemniał, sczerwieniał, zgasł.

 Coś kroczyło na podwórzu. Dźwięk jaki z siebie wydawało przypominał zawodzenie ludzi, którzy cierpią.

Po pierwsze, dźwięk może czemuś towarzyszyć, ale jednak nie być przez to wydawany. Po drugie, im krócej, tym intensywniej: Coś kroczyło podwórzem. Wiatr zawodził głosem cierpiących.

 zawołało głosem należącym do mężczyzn i kobiet oraz małych dzieci

Po pierwsze, głos do nikogo nie należy. Po drugie, jeden głos na wszystkich? Po trzecie… porównaj: Ratuj nas! – wołał mężczyzna. Pomocy – krzyczała kobieta! Ratunku! – płakały dzieci.

 Kordian w tym momencie zasłonił dłońmi uszy.

"W tym momencie" wytnij.

 Przerażało go to, co słyszał.

Gdybyś to wyżej opisał tak, żeby przerażało czytelnika, to zdanie popsułoby efekt. Czytelnik nie lubi, jak mu rozkazywać.

 Chwilę później lamenty ucichły i kroki też.

Bardzo zdawkowe, psuje resztki atmosfery.

 II

A nie III aby?

 Był ranek. Zasnął na fotelu.

Czy on się przypadkiem nie budzi w tym fotelu? Jeśli nie pamięta, gdzie zasnął, to może wnioskować "aha, budzę się w fotelu, czyli tu zasnąłem", ale naturalniej będzie podać przesłankę, a wniosek wyciągniemy sami.

 Ze zdumieniem otworzył powieki, przecierając oczy.

Pies? I trudno to robić jednocześnie.

 Wstając, ziewnął, przeciągając się.

Nienaturalne użycie imiesłowów, spokojnie możesz dać czasowniki w formie osobowej: Wstał, ziewnął, przeciągnął się.

 – Dzień dobry – u progu uchylonych drzwi stał staruszek.

– Dzień dobry. – W progu uchylonych drzwi stał staruszek. Ciut aliteratywne.

 – Całkiem wygodnie – przyznał.

Przecież spał w fotelu?

 – Przepraszam, że nie obudziłem ciebie wcześniej. Nie chciałem przeszkadzać.

Tutaj krótka forma zaimka: Nie obudziłem cię wcześniej.

 Jak się pan czuję?

Jak pan się czuje?

 III

Czyli jednak są dwa drugie rozdziały. Czemu? Czy te wszystkie straszne rzeczy były snem?

Mimo pogodnego dnia i bezchmurnego nieba, idąc natknął się na coś, co nie dało mu spokoju.

A dlaczego straszne rzeczy miałyby się dziać tylko w pochmurne dni? Bo to sugeruje budowa zdania.

 Część lasu, znajdująca się na wprost była ciemna.

Hmm? Może: Wśród drzew na wprost majaczył cień. Albo: Pod drzewami zalegał mrok.

 Nie kojarzę pana. – Stwierdził

Nie kojarzę pana – stwierdził. P. poradnik dialogów. "Nie kojarzę" jest bardzo kolokwialne, ale ostatecznie w dialogu dopuszczalne. Byle to nie był formalny dialog.

 Wątpię, aby pan się tutaj wprowadził.

Niezbyt po polsku.

 Miejscowi znają siebie dobrze i wiedzą o każdym nowym mieszkańcu

A jeszcze niedawno byli odludkami? "Znać siebie" to znać siebie samego, a oni znają się nawzajem.

 Chociaż szczerze się przyznam to miejscowość, która nie cieszy się popularnością.

Bardzo mało naturalne zdanie.

 Większość społeczności to osoby w starszym wieku.

Nienaturalne: Mieszkają tu głównie starsi ludzie.

 Rzadko napotyka się tutaj ludzi w średnim wieku

Jak wyżej. I w sumie chyba zbędne.

 – Jestem Kordian.

Dotąd myślałam, że to się dzieje w Polsce, gdzie nie przechodzimy na "ty" z przypadkowo spotkanymi ludźmi. Nie tak od razu.

 – Stefan – uścisnęli dłonie.

– Stefan. – Uścisnęli sobie dłonie.

 nie przekraczaj ten granicy

Tej granicy. I – jakiej granicy? Co ją wyznacza?

 W tych terenach łatwo można się zgubić. Poza tym żyją tu stada wilków. Więc las jest niebezpiecznym miejscem.

Nienaturalne: Łatwo się tu zgubić, zresztą mamy w tych stronach wilki. To niebezpieczny las.

 Chciał dopytać się o więcej szczegółów.

"Się" wytnij, ale motywacja bohatera powinna jednak być widoczna w dialogu, nie w komentarzu.

 Mieszkam w małej lubuskiej wsi jak pan.

Mieszkam w małej lubuskiej wsi, jak pan. Byli już na "ty", a teraz znowu na "pan". Czemu?

 Jak pan wie na ziemi lubuskiej

Jak pan wie, na ziemi lubuskiej.

 Podobno jest tam nawet jakaś studnia.

https://sjp.pwn.pl/szukaj/studnia.html ?

 – Przepraszam. Zamyśliłem się.

Nad studnią? Mało subtelnie zwracasz mi na nią uwagę.

 – Dziękuję za rozmowę – odezwał się Kordian. – Ale muszę już iść. Do widzenia.

Mało naturalne (kto dziękuje za rozmowę? sąsiadowi?) i w sumie zbędne. Nie musisz rozpisywać dialogu od "dzień dobry" do "do widzenia" – wystarczy to, co ważne.

 spojrzał swoimi zielonymi oczami na Kordiana.

Czy kolor oczu Zygfryda ma znaczenie?

 Chodzi o to, że poszukałem wcześniej informacji na temat tej miejscowości. Chciałem się spytać, czy to prawda, że były tu stare bazy wojskowe?

Naturalniej: Chodzi o to, że dowiadywałem się trochę o tej miejscowości. Chciałem spytać, czy to prawda, że tu były kiedyś bazy wojskowe?

 Zygfryd gładził psa po jego grzbiecie.

Przecież nie mógł gładzić psa po swoim grzbiecie, prawda?

 Nic mi nie wiadomo

Nic mi o tym nie wiadomo. To utarta fraza.

 Nie uwierzył mu.

Zapewniasz. To nie sprzyja zawieszeniu niewiary.

 Kordian podejrzewał, że ojciec Bastiana domyślił się, że chce dopytać go o historie, które miały miejsce w tym lesie.

Pokaż to. Poza tym – skąd wniosek, że Zygfryd wie cokolwiek? Zdanie nie jest najzgrabniejsze, ale przede wszystkim – skrótowe. Pozwól czytelnikowi wyciągać wnioski.

 Tego samego dnia, kiedy Kordian poznał Stefana dwójka młodych licealistów udała się do lasu.

Po pierwsze – licealiści zazwyczaj są młodzi, a nawet nieletni. Po drugie – co oni mają do Kordiana? Co tu robią? Po trzecie: Tego samego dnia, którego Kordian poznał Stefana, para licealistów weszła do lasu.

 Była głodna wrażeń.

Dwójka była głodna? Czy jednak licealiści?

 – Myślisz, że coś znajdziemy? – dziewczyna spojrzała na chłopaka.

"Dziewczyna" dużą literą, p. poradnik dialogów.

 Ten las wydaje się ogromny.

Mało naturalne.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ucięło komentarz.

 W razie, jeśli niczego nie znajdziemy to trudno.

W razie, gdybyśmy niczego nie znaleźli. Ale ogólnie ta konstrukcja służy do wprowadzania planu B, a tutaj żadnego nie ma. Więc może po prostu: Najwyżej niczego nie znajdziemy, trudno.

Za niecałe dwie godziny na dworze miało zacząć się ściemniać.

"Na dworze" zbędne – w końcu mamy oświetlenie elektryczne.

 – Nie ma co tracić czasu – chłopak z plecakiem na plecach ruszył naprzód.

– Nie ma co tracić czasu. – Chłopak ruszył naprzód. Plecak zwykle nosi się na plecach, a opis wyglądu tej parki dałabym od razu na początek.

 Wyjęli ze swoich plecaków latarki.

Anglicyzm: Wyjęli z plecaków latarki.

 Oświecając przed sobą skrawek terenu słyszeli swoje kroki.

Oświetlając (oświeca się kogoś światłem rozumu). "Skrawek terenu" dziwnie brzmi. I – po wyłączeniu latarek nie słyszeliby kroków?

 Poza tym dookoła ich nie słyszeli szumu sosen, czy jakichkolwiek innych dźwięków.

Nie opisuj tego, czego nie ma – opisuj to, co jest. Np.: Poza tym wokół panowała głucha cisza.

Las jest martwy, usłyszał w swoich myślach Edmund.

Kim jest Edmund i dlaczego nie przedstawiłeś go wcześniej?

Część niego chciała uciekać.

Anglicyzm. Część jego istoty chciała uciekać; choć brzmi to dość głupio, ale w porządnie strasznym horrorze przeszłoby. A lepiej: Coś w nim chciało uciekać. Albo: Tłumił w sobie instynkt ucieczki.

 Weronika kątem oka widziała jak coś się rusza.

To jest bardzo nagłe – przeskakujesz z jednego punktu widzenia na drugi, zupełnie bez zapowiedzi. Widziała, jak coś się rusza.

 Skierowała tam wzrok, uważnie patrząc swoimi brązowymi oczami. Jednak po chwili wznowiła marsz. Może miałam przewidzenia.

Nienaturalne: Przyjrzała się uważnie temu miejscu, ale po chwili wzruszyła ramionami i ruszyła dalej. Może coś jej się przywidziało.

 Za ich plecami usłyszeli czyiś wrzask.

Za czyimi plecami? Gdybyś napisał "za swoimi", to byłby nadmiarowy zaimek, ale "ich" jest po prostu mylące.

 Bez wahania ruszyli w kierunku źródła wrzasków. Nagle przed ich oczami dostrzegli zarośniętą i popękaną studnię.

Wygląda na to, że dostrzegli studnię przed oczami wrzasków… Bez wahania ruszyli w kierunku, z którego dochodziły krzyki. Nagle zobaczyli zarośnięte i spękane ocembrowanie studni.

 Jednak, mimo bycia przekonanym, że to właśnie tutaj powinna znajdować się matka wołająca o pomoc nikogo nie zastali.

Bardzo rozwleczone, nie po polsku. Wystarczy: Nikogo tam nie było.

 zapytała rozglądając się dookoła.

A to zbyt skrócone: zapytała dziewczyna, rozglądając się dookoła.

jednak okłamywał ją i siebie.

Po co "jednak"? I czemu on kłamie?

 Wrzaski ucichły, gdy tu przybyli. Nie widzieli nigdzie żadnej kobiety.

Znowu – lepiej opisać ponury, milczący las.

 Lepiej będzie jak wezwiemy policję

Lepiej będzie, jak wezwiemy policję.

 Przecież doskonale pamiętam, skąd dobiegało wołanie o pomoc.

Jak może to pamiętać, skoro nigdy tego nie wiedziała? Najwyżej się domyślała.

 Wokół nich rozległ się wrzask.

Wokół?

 – Co to jest? – szepnęła. – O co tu chodzi?

I było to słychać mimo wrzasku?

 – Uciekajmy stąd – chwycił dłoń Weroniki.

– Uciekajmy stąd! – Chwycił Weronikę za rękę.

 Biegli jak najszybciej mogli.

Biegli najszybciej, jak mogli.

Za sobą słyszeli kroki. Coś się zbliżało. To coś zaryczało.

Mało plastyczne, niekonkretne. Daj mi przesłanki, wnioski wyciągnę sama.

 Potknęła się o gruby i wystający pień drzewa.

Mmmm, byłeś kiedyś w lesie? O korzeń, tak. O cieńszy pniak, czemu nie. Ale takie porządne, grube pniaki wymija się odruchowo. No, i trudno się potknąć o coś, co nie wystaje.

 Zanim jednak zdołała wstać przy pomocy Edmunda, coś chwyciło za jej plecak, zrywając go z jej pleców.

Dlaczego "jednak"? I – z pomocą Edmunda, Edmund nie jest narzędziem. Imiesłów nie oznacza przyczyny, tylko jednoczesność. Zdanie ogólnie jest raczej abstrakcyjne.

 Plecak został rzucony w stronę sosny. Odbił się od niej i spadł na grubą warstwę śniegu.

Ale nas interesuje Weronika, nie jej plecak. Ponadto – zdążyłam już zapomnieć, że jest zima i leży śnieg, zwłaszcza, że studnia była "zarośnięta". To źle.

 Jakaś dłoń chwyciła ją za przedramię i siłą wciągnęło ją w mrok lasu.

Co ją wciągnęło i w ogóle co tu się dzieje?

 Rzucił się pędem zwalając z siebie plecak.

"Zwalając"? To bardzo psuje atmosferę…

 Wybiegając z lasu skierował się w stronę samochodu. Zdał sobie sprawę, że kluczyki miał w plecaku.

I znowu – imiesłów. I po co Edmund zrzucił plecak? Żeby szybciej uciekać, może, ale zdążyłby o tym pomyśleć?

 W starym aucie rozbił szybę i otworzył drzwi. Znalazł się na tyłach auta. Skulił się na podłodze, dysząc ciężko.

Czyli wlazł pod tyle siedzenie? Hmm?

 Dosłownie po tym jak wlazł do samochodu i zamknął za sobą drzwi, coś wypełzło spomiędzy sosen.

A dlaczego miałoby być w przenośni po tym? Czy nie było tu gdzieś "zaraz"? No, i – szyba jest wybita, kluczyków nie ma, więc marnie widzę jego szanse.

 Zamknął oczy, błagając o to, aby przeżyć

Kogo błagał? "O to" zbędne.

 To coś wydawało z siebie nieartykułowane odgłosy.

Psuje klimat. Skoro dotąd ryczało, nie spodziewam się przecież, że zacznie deklamować Hamleta, nie? A 'nieartykułowane odgłosy" są mało konkretne.

 Słyszał jej kroki na śniegu, który kojarzył mu się ze skrzypnięciem.

Dlaczego śnieg kojarzył mu się ze skrzypnięciem?

 Do jego słuchu doszedł również odgłos jego dziewczyny.

…? Jego uszu dobiegł głos Weroniki. Ale – co z tego wynika?

 W głębi siebie uświadomił sobie, że to nie ona.

No, właśnie – skąd on to wie? Pokaż, jak stwór wabi Edmunda głosem Weroniki, a wtedy będziemy mieli szansę się tym przejąć.

 Z policzków ciekły mu łzy.

Zwykle łzy ciekną z oczu. Po policzkach.

 Chciał w tym momencie przeżyć. Jednak nie wiedział, co nastąpi potem

Potem mógłby umrzeć, jak rozumiem.

Krocząc na powrót do swojego domu, poruszał krzakami, łamiąc je.

"Kroczyć" nie jest ścisłym synonimem "iść". A Edmund nie wie, dokąd idzie stwór. Mogłoby być np.: Tratował krzaki, gałązki łamały się coraz ciszej. Coraz ciszej…

 – Dziękuje ci – wymamrotał, myśląc o sile wyższej. – Dziękuje…

W pierwszej osobie liczby pojedynczej jest -ę (dziękuję).

 bał się opuścić swoją kryjówkę

Zaimek zbędny.

 Wstał ostrożnie z podłogi, siadając na siedzeniu.

Imiesłów, powtórzenie: żeby usiąść na kanapie.

 Położył się na siedzeniach w tylnej części samochodu i trwał w takiej pozycji do wczesnego ranka.

Zimą. W lesie, w którym grasuje potwór. Słusznie powiada tatko, że młodzi są głupi.

 W trakcie snu obudził się

Jak mógłby się obudzić, gdyby nie spał?

 Czuł jak zimne kropelki potu spływają mu po jego bladej twarzy

Nadmiar zaimków, bladość powinna być widoczna z zewnątrz, ale raczej nie wyczuwalna od środka: Czuł, jak zimne kropelki potu spływają mu po twarzy.

 Drżał na całym ciele, czując chłód.

Tak, to się zwykle czuje, kiedy człowiek drży. Po co to badanie lekarskie?

 Musiał iść za potrzebą do łazienki.

Nie myślałam, że poszedł tam sprzątać, więc po co to zastrzeżenie?

Wychodząc z niej nie czuł się najlepiej.

Nie wiem, czy po prostu bym tego nie wycięła.

 Dygocząc usiadł na fotelu.

Dygocząc, usiadł w fotelu.

 Nie był pewny, co widział we śnie. Widział pojedyncze obrazy, przedstawiające studnie.

To wiedział, czy nie wiedział? Obrazy przedstawiają coś raczej w galerii, ale we śnie – to skomplikowane.

 Pamiętał też o kobiecie, która wołała o pomoc.

O kobiecie – czy kobietę?

 Dzisiejszego dnia idąc z psem na nieco dłuższy spacer napotkał Stefana.

Niezbyt zgrabne. Na razie wyszedł z psem na nieco dłuższy spacer i spotkał Stefana.

 Sądząc po tym, jak pan wygląda musi być pan niewyspany.

Bardzo nienaturalne: Źle pan spał? Blado pan wygląda.

 Mówiąc to znów posmutniał.

Mówiąc to, znów posmutniał. Dlaczego Kordian miałby nie żyć? Czyżby Stefan był wilkołakiem? Kotołakiem? Cieniołakiem?

 Kordian obserwując naprzeciwko siebie stojącego mężczyznę, zaobserwował, że unika jego spojrzenia.

Nie po polsku. Mężczyzna stał naprzeciwko niego, unikając spojrzenia Kordiana.

 Poza tym wpatrywał się w głąb terenu leśnego.

J.w.: Patrzył w las.

 tutaj a takich rzeczach

Literówka.

 Mogę stwierdzić, że ci którzy przeżyli… byli pilnowani przez Boga.

Moim zdaniem ci, którzy przeżyli… ustrzegł ich Bóg.

 Zawrócił z psem, biegnąc w kierunku domu.

Imiesłów! Zawrócił i pobiegł z psem w kierunku domu.

 Drżącymi dłońmi otworzył drzwi i impetem zatrzasnął je.

"Z impetem", ale czy to się nie kłóci z tymi drżącymi dłońmi?

 Następnego dnia Bastian pojawił się w swoim domu przed południem.

To sugeruje, że codziennie wracał po południu: Bastian wrócił następnego dnia przed południem.

 Mimo, że chciał jak najszybciej opuścić miejscowość, nie czuł się najlepiej.

Jak to wynika jedno z drugiego? Chciał wyjechać jak najszybciej, ale marnie się czuł.

 Pewnie rozumiesz dlaczego?

Pewnie rozumiesz, dlaczego?

 Rozumiem ciebie doskonale.

Rozumiem cię doskonale.

 Niestety nie mam tylu pieniędzy, aby kupić mieszkanie w jakieś innej miejscowości.

Niestety, nie mam tyle pieniędzy, żeby się wyprowadzić. Jest jeszcze wynajem…

 Poza tym, nie wiem czy zdołałbym opuścić to miejsce.

Poza tym nie wiem, czy potrafiłbym wyjechać.

 Czuję, że jestem już do końca swojego życia związany z tymi terenami.

Mało naturalne.

 biorąc pod uwagę fakt, co tu się wyprawia.

Biorąc pod uwagę to, co tu się wyprawia. Ale właściwie – co się wyprawia? Coś wyje po nocach, zżera głupich nastolatków, i to właściwie tyle.

 To nie było coś, czego życzyłbym nawet najgorszemu wrogowi.

Nie po polsku: To było coś, czego nie życzyłbym nawet najgorszemu wrogowi.

 Przywitał ich, będąc ubrany w szlafrok

Przywitał ich, ubrany w szlafrok. "Będąc" jest w większości wypadków zbędne.

Na nosie widniały okulary.

Raczej nie widniały.

 – Jak się czujesz? – Bastian skierował pytanie do ojca. – Śpisz długo?

Naturalniej: – Jak się czujesz? – zapytał go Bastian. – Wysypiasz się?

 przyjacielem, który pogrążony był w zamyśleniu.

Mało naturalne.

 – Nie wiem… cokolwiek.

– Nie wiem… wszystko jedno.

 – Dla nas dwóch kawa.

To nie knajpa. Dla niego też kawę.

Nie widział całej jej postury

Sylwetki, jak już, ale w ogóle nie jest to najlepszy sposób opisania tej sytuacji. I – dlaczego nie wiedziałam wcześniej, że widział potwora?

 Dostrzegł jednak kończyny o ponadprzeciętnej długości. W miejscu, gdzie człowiek ma dłonie istota miała pazury.

Zobaczył jednak nienaturalnie długie łapy, zakończone pazurami.

 Myślałem, że będziecie rozmawiać ze sobą.

Mało naturalne.

 Twarze, które w momencie, gdyby się na nich spojrzał wydawałyby się mu obce.

Nie po polsku: spojrzałby na nie (na twarze), nie "się", i co ma 'moment" do wiatraka?: Twarze, które, gdyby na nie spojrzał, wydałyby się mu obce. Ponadto – dotąd podejrzewałam o wilkołactwo Zygfryda, ale teraz wygląda na to, że to genetyczne.

 Próbując zasnąć, wiercił się w łóżku, nie mogąc przegnać obrazu, który cały czas od wczoraj miał przed swoimi oczami.

Próbując zasnąć, wiercił się w łóżku. Nie mógł się pozbyć obrazu, który od wczoraj tkwił mu przed oczami.

 Leżąc, słyszał swój oddech.

Słyszał własny oddech.

 Nie napotkał na swoje szczęści spojrzenia istoty.

Nie napotkał, na swoje szczęście, spojrzenia istoty. Hmm.

 Czuł się tak, jakby to, co widział było jakimś wymysłem obłąkanego człowieka.

Tłumaczysz to jak krowie na rowie, co wytrąca z zawieszenia niewiary.

 Czy to coś, można zabić?

Bez przecinka.

 W końcu, ktoś zapukał do jego drzwi

J.w.

 – Chcę wiedzieć, co tu się dzieje – wstał z łóżka. -Tylko nie mów, że nie możesz mi powiedzieć. Myślę, że na to zasługuje.

– Chcę wiedzieć, co tu się dzieje. – Wstał z łóżka. – Tylko nie mów, że nie możesz mi powiedzieć. Chyba mam do tego prawo.

 Nie chcemy o tym mówić, ze względu na to, jakie wydarzenia miały tutaj miejsce.

Nie po polsku.

 – Skąd wiesz? Chyba nie właziłeś do lasu?

A tak z ciekawości, skąd miejscowi o niej wiedzą? Skoro mało kto stamtąd wraca?

 Starsi, młodsi a nawet dzieci.

Starsi, młodsi, nawet dzieci.

 Ten potwór naśladuje głosy zmarłych ofiar, które zginęły przez niego.

Ten potwór naśladuje głosy ofiar. Ponadto – ta informacja nijak się ma do całości wypowiedzi. Gdyby Bastian tłumaczył, jak potwór wabi ofiary, to tak. Ale nie tłumaczy.

 Ta istota… musi… to znaczy się tak podejrzewam…musi mieszkać w tej studni.

Ta istota… na pewno… to znaczy, tak podejrzewam… mieszka w studni. Dlaczego on tak podejrzewa?

 – Skąd się to wzięło?

– Skąd się wzięła?

 Przykro mi, ale musisz uwierzyć mi na słowo.

Czemu?

 Nie wiemy tego.

Tego nie wiemy.

 Wiem, że jest starsze od każdego mieszkańca tej miejscowości

Skąd wie?

 Oboje milczeli, nie wiedząc, co mają powiedzieć.

Obaj milczeli. "Oboje" odnosi się do bytów różnej płci.

Do Kordiana dotarło, że jego przyjaciel, którego znał od szkoły podstawowej nie chce mu powiedzieć wszystkiego.

Przegadane: Do Kordiana dotarło, że przyjaciel, którego zna od szkoły podstawowej, nie chce mu powiedzieć wszystkiego.

 wstał z łóżka i zadał mu pytanie

Dlaczego Kordian zadaje pytanie łóżku?

 – Skąd wzięła się ta studnia w tym lesie?

– Skąd się wzięła się ta studnia w lesie?

 – Kiedyś, blisko niej znajdował się niewielkich rozmiarów dom. Nie wiem do kogo należał, ale już go tam nie ma.

Kiedyś stał tam mały dom. Nie wiem, kto w nim mieszkał, ale już go nie ma.

 Są na świecie zjawiska czy istoty, które wydawać by się mogło nie istnieją

Przepraszam, ale to jest głębokie jak staw na Cygance. O co właściwie chodzi?

 Wziął w lewą dłoń książkę autora horroru.

Co z tego, że lewą? I jaką książkę, jakiego autora? To bardzo abstrakcyjne.

 – Niestety, tego typu zło istnieje też w naszym świecie. – Następnie wstał, idąc w kierunku drzwi. – Nie będę ci zawracać głowy.

Wstał i poszedł. A dialog jest mało naturalny.

 Kordian pożegnawszy się z Bastianem, wsiadł do samochodu.

Kordian, pożegnawszy się z Bastianem, wsiadł do samochodu.

 Opuszczając miejscowość, wątpił aby kiedykolwiek tu wrócił.

Opuszczając miejscowość, wątpił, czy kiedykolwiek tu wróci.

 

I to wszystko? Zasadniczo pomysł – po lesie grasuje bezimienne Zło – jest ani dobry, ani zły. Typowo horrorowy. Bohater nie ma niczego osiągnąć, może poza wiedzą, że świat jest straszny – no, i nie osiąga. Taki pomysł bez co najmniej dobrego wykonania się nie wybroni, a tutaj dobrego wykonania niestety brak.

 

Rytm zdań kuleje – jest porwany, staccato. Masz problemy z szykiem i logiczną budową zdań, czasami sugerujesz zupełnie karkołomne związki przyczynowo-skutkowe. Sporo tłumaczysz łopatologicznie, opisy spowalniają i rozmywają akcję, a niewiele w sumie opisują – są listami czynności, o których wiadomo, że bohater musiałby je wykonać. Inne znowu są porwane, skrótowe – jak notatki. Nie wydaje mi się, żebyś sobie wyobrażał, co opisujesz – bohater stale słyszy coś, chociaż ma w uszach słuchawki, albo widzi przez zasłonięte okna. Kalkujesz angielskie użycie zaimków – nie można spojrzeć cudzymi oczami, ale angielska gramatyka wymaga w takim zdaniu zaimka. Polska nie. W ogóle – masz problemy z gramatyką, a to niedobrze.

 

Stefan i dzieciaki w lesie mają potencjał, ale ostatecznie mogłoby ich nie być. To samo pies – czemu Kordian ma go tak pilnować? Potwór zjada psy? To czemu nie pilnuje Zygfryda? Psy wyczuwają potwora? Co z czarnym kotem? Co on ma do potwora? Zmowa milczenia wokół lasu jest jakaś zdawkowa i naciągana, nie ma uzasadnienia – gdyby, powiedzmy, poważni naukowcy kiedyś wyśmiali mieszkańców, to by był jakiś powód, żeby nie gadać z miastowymi. Najpierw mówisz, że tu nie ma dzieci, potem nagle pojawia się dwójka nastolatków, raczej miejscowych, których przygody nijak nie wpływają na przeżycia Kordiana. Myślałam, że to Zygrfyd, a może jego syn, jest wilkołakiem czy czymś takim, ale najwidoczniej nie. Zwracasz uwagę na kolor oczu niektórych postaci, sugerując, że kolory są tu ważne – ale w końcu okazują się nie mieć znaczenia. Za to nie wiem, jak wyglądają bohaterowie, dom, las… nie czuję też tej śnieżnej zimy i za każdym razem trochę się dziwiłam, kiedy o niej przypominałeś. Równie dobrze mogłoby się to dziać jesienią.

 

Z tego pomysłu mógłby być straszak, że buzi dać, ale trzeba nad tym popracować. Usunąć błędy gramatyczne, przemyśleć nielogiczności, uplastycznić opisy, pozbyć się postaci, które nic nie wnoszą. Może dodać jakąś zmyłkę, może Kordian mógłby pogrzebać w książkach, które są w domu, może w Internecie (jakieś lokalne strony?). Nie wiem. Ale w tej formie tekst marnuje swój potencjał.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka