- Opowiadanie: Dillion - Rzym w cieniu

Rzym w cieniu

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Rzym w cieniu

Snem. Przerażającym snem jest życie.

Marek Aureliusz

 

Mury padły. Proste, celtyckie miecze zabłysły w świetle wschodzącego słońca. Barbarzyńcom udało się przebić do stolicy Imperium. Wśród tłumu wojowników niesionych jakby na skrzydłach Morrigan ku zwycięstwu, niczym kropla w morzu wraz z innymi szedł Senan w zdobnej zbroi, dzierżąc miecz i tarczę. Czuł, jakby tworzył z całą resztą armii, z całością celtyckich ludów, jeden organizm, choć do niedawna nie wierzył, że zjednoczenie jest możliwe. Nie dawali żadnych szans przeciwnikowi, wyraźnie zdezorganizowanemu. Nie minęło sporo czasu, aż Rzymianie przestali stawiać opór i dawali spokojnie przejść tryumfatorom, lekceważonym przez wieki. Nie z przodu, lecz wśród swoich ludzi na koniu z góry na wszystkich patrzył Conchobar – ten, który poprowadził ich do zwycięstwa. Wyglądał jak bóg solarny wśród ludzi ze swą złocistą zbroją i hełmem okalającym jego głowę jak tarcza słoneczna. Jego charyzma wręcz odbierała mowę; Senan miał z nim do czynienia tylko przez krótką chwilę, zamienił kilka słów, lecz i tak wódz zdążył robić na nim niebywałe wrażenie. Mógł być on głową potęgi, którą z innymi tworzył za sprawą żelaza.

Gdy słońce wisiało wysoko na niebie, zajęto cały Rzym, lecz nie odnaleziono cesarzowej.

– Gdzie jest cesarzowa Septymia? – pytał Conchobar, a jego głos rozniósł się echem po sali senatorskiej.

– Nie wiemy! – jęczeli senatorzy.

Ostatecznie wódz Celtów kazał przeszukać każdy zakamarek miasta, roznieść wieść po innych miastach. Cesarzowa musiała się odnaleźć martwa lub żywa, a razem z nią jej diadem cesarski. Wojownicy rozpierzchli się, aby wykonać rozkaz, a wśród nich był Senan.

Błądził po różnych miejscach, aż w końcu znalazł się w świątyni któregoś z rzymskich bogów, nieważne, którego, bo już wkrótce miało to być miejsce kultu Teutatesa, Belenosa lub Rosmerty. Chłodne powietrze wypełniło obszerną salę pełną marmurowych rzeźb. Na drugim końcu pomieszczenia stał kamienny ołtarz, do którego mężczyzna podszedł zaciekawiony, bowiem ołtarz nie współgrał z ideałem geometrycznym, który odzwierciedlał całokształt budowy i w którym tak się lubowali Rzymianie. Obszedł dookoła miejsce składania ofiar i stwierdził, że ma sprawne oko. Senan spróbował poruszyć ołtarz, co z jego krzepą okazało się nietrudne. Nie dość, że mógł go naprostować, to udało mu się całkiem go przesunąć. Pod nim znajdowało się przejście drabiną w dół. Zszedł tam, mając broń na podorędziu. Znalazł się w wąskim, ciemnym korytarzu. Przez chwilę nasłuchiwał, czy nie ma nikogo w ciemności, po czym powoli ruszył. Ściany z kamieni i ziemi emanowały chłodem i wilgocią. Z każdym krokiem słyszał, jak tu i ówdzie szczury dają o sobie znać, oddalając się od niego. Idąc wciąż przed siebie, powoli już tracąc nadzieję, dojrzał daleko przed sobą światło. Zastygł na chwilę, widząc, że ogień tańczy zbyt żywo. Nie był już sam. Senan przygotował się do walki, patrząc na błyski w ciemności. Zobaczył skrawki ścian. Miał przed sobą zakręt, a za winklem ktoś stał, jakby na niego czekał. Celt nie spodziewał się miłego powitania. Czuł, że wchodząc do tych podziemi przekroczył granicę gościnności Rzymian.

Zdawało mu się, że czekał na konfrontację całą wieczność. W końcu, gdy dzielił go krok od zakrętu i płomienie błyszczały na głowni jego miecza, wyskoczył naprzeciw nieznajomego. Miał on na sobie strój rzymskiego legionisty i pochodnię w ręku. Był zaskoczony widokiem Senana. Nie zdążył wyjąć miecza, zanim wojownik przebił go swoim ostrzem. Pochodnia spadła na ziemię, lecz nie zgasła. Celt ją podniósł i poszedł dalej już nie po omacku.

Długo szedł przez korytarz, aż w końcu pod stopami poczuł twardą, kamienną posadzkę. Ściany także starały się nie przepuszczać wilgoci przez płyty z kamienia. Senan zastanawiał się, co może kryć się w tych podziemiach i, co ważniejsze, czy skrywa się w nich cesarzowa.

Schody prowadziły jeszcze niżej do miejsca, gdzie mętne światło dawały pochodnie zawieszone na ścianach. Po obu stronach znajdowały się cele. Za kratami widział on sylwetki więźniów, którzy nawet nie poruszyli się, gdy przechodził. Zastanawiał się, ile lat mogą oni tam spędzać. Tylko jeden z uwięzionych drgnął na widok Celta, który zatrzymał się i spojrzał na niego z zaciekawieniem. Zobaczył znajome rysy wyłaniające się z mroku.

– Bran? – wypowiedział imię druida, któremu zawdzięczał wiele, włącznie z imieniem.

– Senan? To ty? Wiedziałem, że się jeszcze spotkamy.

– Jak się tu znalazłeś? Myślałem, że nie żyjesz. – Podszedł blisko krat, tak jak i starzec. Ich twarze oświetlały płomienie.

– Schwytali mnie podczas bitwy pod Lugdunum. Chcieli, żebym ujawnił nasze sekrety, lecz tortury i groźby śmierci na mnie nie działały. Zostawili mnie tu, abym sczezł.

– Tak się nie stanie. Już wkrótce wszyscy zniewoleni Celtowie znów poznają smak wolności.

– Nasze marzenia w końcu się spełnią… Dlaczego przyszedłeś tutaj sam? – spytał Bran.

– Szukam cesarzowej. Sądzę, że mogła ukryć się gdzieś tutaj.

– Słusznie szukasz. Podziemia są większe niż sobie wyobrażasz. Pod naszymi stopami mieszczą się korytarze gotowe sprawić schronienie kilku setkom osób. Uważaj, bo spotkasz tam rzeczy, których nie potrafię przewidzieć nawet ja.

– Co masz na myśli? – zainteresował się Senan.

– Cesarzowa często tu witała. Wybierała jednego więźnia i zabierała go na niższe kondygnacje. Żaden nie wrócił.

– Co…

– Idź już. Ktoś się zbliża. Na końcu korytarza jest zaułek, w którym panuje całkowita ciemność. Poczekaj i idź dalej. Niech bogowie mają cię w opiece.

Zostawił pochodnię i bezgłośnie przeniósł się w kąt, o którym mówił druid. W ostatniej chwili, bo usłyszał zbliżające się kroki. Chwilę potem tuż obok przeszedł Rzymianin, nawet nie podejrzewając obecności kogokolwiek poza więźniami. Senan niczym cień przeszedł za jego plecami. Znów szedł przez ciasny korytarz, a potem po schodach. Na niższej kondygnacji spotkał się z drewnianą podłogą. Tam można było już dojrzeć wszystko dzięki powieszonym pochodniom. Po bokach znajdowały się drzwi. Celt przyłożył ucho do jednych z nich i nie usłyszał niczego. Postanowił uchylić je – zobaczył ciemność. Nikogo nie było. Wszystkie z pomieszczeń za drzwiami świeciły pustkami. Słysząc kolejne kroki schował się w jednym z pokoi i zatopił się w mroku. Nasłuchiwał dźwięków zza ściany, gdy usłyszał szmer gdzieś za sobą. Odwrócił się szybko, lecz niczego nie zobaczył w egipskich ciemnościach.

– Quintus, to ty? – usłyszał kobiecy, wręcz dziewczęcy głos.

– Sza – uciszył ją Senan. – Co tutaj robisz? – spytał dopiero gdy ktoś przeszedł korytarzem.

– Czekam na Quintusa. Powiedział, że tu przyjdzie.

– Nie wiem, czy dotrzyma słowa – stwierdził mężczyzna, zastanawiając się, czy tegoż Quintusa nie ukatrupił wcześniej. – Wiesz, co się dzieje na powierzchni?

– Mówisz, że on…? – mówiła drżącym głosem po chwili zastanowienia.

– Wielu poległo, niektórzy byli sobie winni. Sami nadziewali się na miecze.

– To nie może być prawda! Nie ma już miejsca dla mnie w tym świecie…

– Ależ jest. – Delikatnie złapał jej smukłe ramię w ciemności. – W Rzymie rządzonym przez Celtów znajdzie się miejsce dla kobiety takiej jak ty.

– Jesteś jednym z nich – wymamrotała, cofają się o krok. – Twoje słowa przepełnia jad.

– Nie wierz słowom arcykapłana sprzed wieków. W druidach jest więcej mądrości niż w senatorach. Nie chcemy wybić was w pień, lecz stworzyć nowe społeczeństwo wolne od niesprawiedliwości.

Drzwi się otworzyły i padło na nich światło z korytarza. Senan zobaczył jej ciemne, proste włosy i delikatne rysy twarzy. Odwrócił się mimochodem i ostrze miecza zabłysło mu przed oczami. Rzymianin zamachnął się, a intruz nie chciał walczyć. Złapał rękę przeciwnika, zatrzymując ją przed zdaniem ciosu. Wykręcił ją lekko, a gladius spadł na podłogę.

– Nie chcę z tobą walczyć. Zajęliśmy całe miasto i walka niczego nie wskóra. Zaprowadź mnie do cesarzowej. – Rzucił swój miecz na podłogę.

Senan stwierdził, że do celu dojdzie słowem, tym bardziej, że sytuacja przemawiała po jego stronie. Może chciał pokazać nieznajomej, że mówił prawdę…?

– Jak sobie życzysz, Galu – powiedział Rzymianin z tajemniczym uśmiechem. – A ty stąd idź, Oktawio. Nie doczekasz się jego przybycia – zwrócił się do Rzymianki.

Odebrał mu broń i wyprowadził go, zostawiając dziewczynę w samotności.

Szli kolejnym labiryntem korytarzy, pokoi i schodów. Zrobiło się bardzo cicho. Znaleźli się przed wielkimi drzwiami, które same się otworzyły. Przed nimi rozciągała się wielka sala, ze swą przestrzenią znacznie odbiegająca od reszty klaustrofobicznych miejsc, jakie zwiedził tam Senan. Z powodu panującej w większości pomieszczenia ciemności zdawało się, że nad ich głowami nie ma sklepienia, lecz otchłań. Naprzeciw nich stał tron, po którego prawicy i lewicy stały duże pochodnie. Ich płomienie oświetlały postać, na której głowie błyszczały złote liście wieńca wawrzynowego – diademu cesarzy Rzymu. Kobieta była ubrana w czarne szaty. Zdawała się być przeciwieństwem Conchobara; jego otaczało światło i nazwać go można było wcieleniem Lugha, dla Rzymian mógł być Solem lub Mitrą, a cesarzową otaczała ciemność, towarzyszyło jej tyle tylko światła, aby ludzie mogli ją dojrzeć. Była jak królowa mroku. Skryci w cieniu, bo bokach władczyni stali ledwie dostrzegalni ludzie, strażnicy, którzy w każdej chwili byli gotowi zaatakować wroga. Od ich nagich, umięśnionych torsów odbijały się płomienie.

– Rzym został zdobyty. Ten diadem należeć ma od dziś do Conchobara, króla Celtów – powiedział Senan, a jego głos rozniósł się po całej sali.

Cesarzowa uśmiechnęła się szyderczo.

– Nic nie dorównuje mojej władzy. – Machnęła ręką.

Rzymianin złapał go i choć szarpał się, nie udało mu się wyrwać z uścisku. W czym tkwiła tajemnica cesarzowej? Dlaczego mimo wyraźnej porażki i sytuacji bez wyjścia dalej nie dawała za wygraną?

Mężczyzna po przeniesieniu przez krótki korytarz pokryty w ciemności wylądował w celi, gdzie nie miał towarzystwa, lecz słyszał to, co działo się w sali tronowej.

– Ten zuchwały Gal zapłaci za to. – Doszły do niego słowa Septymii. – Po tym, jak się nim zajmę, zbierzemy zapasy i opuścimy to miejsce.

Potem słyszał tylko dziwne dźwięki i śpiewy. Zdawało się, że słyszy lanie płynów, cięcie ciał, padanie ludzkich cielsk na posadzkę, jakby toczyła się tam jakaś potyczka.

Gdy mężczyzna siedział w samotności, słuchając tych hałasów, zobaczył kobiecą postać, która niepewnym krokiem zbliżyła się do krat.

– Tu nie jest bezpiecznie, Oktawio – mruknął tylko Senan zrezygnowanym głosem.

– Źle cię oceniłam. Nie walczyłeś, nie zachowałeś się jak barbarzyńca, o jakim nam opowiadali. Przepraszam. To wszystko moja wina – mówiła, a łzy wypływały jej oczu jak wodospad.

– Jak się tu dostałaś? – zainteresował się Celt.

– Śledziłam was. Widziałam wszystko. Widziałam jak cesarzowa… – przerwała, nie mogąc znaleźć słów.

– Co się dzieje w sali tronowej?

– Tam są Galowie, ale nadzy i zachowują się, jakby stracili zmysły. Oni… dają sobie podrzynać gardła. Cesarzowa wypija ich krew. To straszne, bałam się jej.

– Taki los czeka zapewne i mnie… – stwierdził mężczyzna zszokowany tym, co usłyszał.

– Tylko nie to… Mogę ci jakoś pomóc?

– Jeżeli masz przy sobie jakąś broń.

Miała mały sztylet. Dała mu go, po czym Senan kazał jej iść stamtąd. Miał nadzieję, że ni da się złapać.

Czekał długo, nim przyszedł strażnik. Otworzył kratę, po czym Celt pokornie wyszedł z celi, aby po chwili błyskawicznie wyjąć zza pleców sztylet i wbić go w szyję Rzymianina.

– Głupi ci Rzymianie. Tyle lat podbojów, a szyi chronić się nie nauczyli – stwierdził, po czym odebrał trupowi miecz i poszedł ku sali tronowej.

Skradał się korytarzem, a dźwięki stawały się coraz wyraźniejsze. W pomieszczeniu znalazł się niezauważony, bo szedł bocznym wejściem skrytym w mroku. Senan zobaczył to, o czym opowiadała Rzymianka. Celtowie byli w jakimś transie, podchodzili do cesarzowej, pląsając do muzyki, którą słyszeli zapewne tylko oni. Septymia łapała ich za włosy i rytualnym sztyletem podrzynała gardła, po czym przykładała usta do wylewającej potoki posoki rany. Już całe usta pokryte miała czerwienią.

Wojownik nie mógł na to patrzeć i wyłonił się z cienia. Cesarzowa spojrzała na niego, wyraźnie zaskoczona tym, że przyszedł sam i to gotowy do walki.

– Zabić go! – rozkazała, a nadzy mężczyźni rzucili się w jego stronę.

On niczym taran przebijał się przez przeciwników, odpychał ich, nie chcąc żadnego zabić, w końcu to jego bracia. Stanął naprzeciwko niej.

– To twój koniec – powiedział.

– Nie doceniasz mej potęgi – odparła.

Senan nie powiedział już nic więcej, tylko odciął jej głowę w celtyckim zwyczaju. Spoglądająca na niego głowa spadła na ziemię, a diadem leżał obok, powoli okalany kałużą szkarłatnej krwi.

Celtowie pozostali przy życiu odzyskali zmysły. Rozglądali się z przerażeniem. Senan kazał im uwolnić więźniów i wyprowadzić ich na powierzchnię. Został sam w obszernym pomieszczeniu. Podszedł i wziął złoty wieniec laurowy, a towarzyszył temu niewytłumaczalny ból, jakby pika przebijała mu czaszkę. Poszedł czym prędzej, aby przekazać diadem prawowitemu właścicielowi.

 

Senan siedział naprzeciwko Brana w ciasnym pokoju.

– Od tamtego pamiętnego dnia nie widzieliśmy się – stwierdził druid – Co cię sprowadza do samotnego starca?

– Wybacz, że wcześniej nie zawitałem. Nie mogłem cię odnaleźć w tym wielkim mieście. Przychodzę do ciebie, bo nie mogę osiągnąć spokoju.

– Wygraliśmy wojnę, po przekazaniu diademu król Conchobar ponoć obdarował cię pokaźną willą na obrzeżach Rzymu, a w podziemiach znalazłeś miłość, tak jak przepowiedziałem ci niegdyś: w przedsionku pałacu Aeda spotkasz swą kobietę. Czego więcej ci potrzeba, aby osiągnąć spokój?

– Pustki w głowie. Zdaje mi się, że ciągle ktoś mi towarzyszy, obserwuje każdy mój ruch. Czasem, nawet często, miewam sny, w których czuję, że ktoś mnie goni. Biegnę i biegnę, aż w pewnym momencie tracę grunt pod nogami i nabijam się na pal pode mną. Budzę się z krzykiem, bo wydaje mi się, jakby naprawdę coś przechodziło przez moje trzewia.

Bran popatrzył na niego, jakby był lekarzem badającym wyłącznie wzrokiem.

– Będę musiał sporządzić eliksir. Przyjdę do twojej willi wieczorem. Wypijesz go i zaśniesz, a tedy będziemy wiedzieli wszystko.

Eliksir okazał się rosołem z kawałkami mięsa i mnóstwem ziół, lecz Senan nie zraził się, bowiem wiele razy widział, jak takie wywary spełniają swoją rolę. Szybko po jego wypiciu poczuł się senny. Położył się i od razu zasnął.

Znów zdawało mu się, że coś go goni, tak jak już w trakcie innych, trudnych nocy, lecz tym razem dzięki wywarowi Brana miał całkowitą kontrolę nad swymi czynami w marze, nie czuł potrzeby uciekania. Stanął i odwrócił się. Zobaczył, że ucieka nadaremne, bo za nim była pustka. Nagle pojawił się wokół niego czarno-biały las. Wśród drzew pojawiła się postać. Zbliżył się do niej, po czym wyjął miecz z pochwy, poznawszy cesarzową Septymię.

– W ogóle mnie nie słuchasz – rzekła.

– Nawet zza grobu unieszczęśliwiasz ludzi. Zostaw mnie w spokoju! – krzyknął.

– Zabraniasz czegoś duszy uwolnionej od ciała? – spytała z uśmiechem na twarzy.

Senan podszedł do niej i przebił ją, aż zbroczony krwią sztych wyłonił się z jej pleców. Ona się nie opierała. W uszach Celta rozbrzmiewał jej głośny śmiech.

Obudził się. Nadchodził świt, przecinając wszystko ostrymi cieniami drzew. Znów wokół siebie miał las, a w objęciach trzymał Oktawię, a nie cesarzową. Już nie oddychała. Senan bez słowa wyjął z niej ostrze, po czym spojrzał na jej łagodną twarz okrytą śmiercią. Cóż mógł wtedy powiedzieć? Zawył w swym bólu, a jego głos rozniósł się między drzewami.

 

21 – 28 IX 2023 r.

Koniec

Komentarze

Cóż, Dillionie, przedstawiłeś krótką historię celtyckiego wojownika, wędrującego w podziemiach rzymskiej świątyni, ale nijak nie mogę się połapać, co miałeś nadzieję opowiedzieć. Nie zdołałam się zorientować, jaki jest związek między zdobyciem Rzymu przez Celtów, a sennymi koszmarami bohatera. Finał opowiadania, moim zdaniem, jeszcze bardziej zagmatwał sprawę.

Wykonanie, co stwierdzam z prawdziwą przykrością, pozostawia bardzo wiele do życzenia. Mam wrażenie, że może zainteresować Cię ten wątek: http://www.fantastyka.pl/loza/17

 

Nie mi­nę­ło sporo czasu, Rzy­mia­nie prze­sta­li sta­wiać opór… → Nie mi­nę­ło wiele czasu, a Rzy­mia­nie prze­sta­li sta­wiać opór

 

Nie z przo­du, lecz wśród swo­ich ludzi na koniu z góry na wszyst­kich pa­trzył Con­cho­bar… → Czy dobrze rozumiem, że swoi ludzie byli na koniu z góry i patrzył na nich Con­cho­bar?

A może miało być: Nie z przo­du, lecz wśród swo­ich ludzi, siedząc na koniu, z góry na wszyst­kich pa­trzył Con­cho­bar

 

Wy­glą­dał jak bóg so­lar­ny wśród ludzi ze swą zło­ci­stą zbro­ją i heł­mem oka­la­ją­cym jego głowę jak tar­cza sło­necz­na. → Dość koślawe to zdanie. Hełm nie okala głowy, słoneczna tarcza też nie okala. Z wcześniejszego zdania wiadomo, że był wśród ludzi.

Proponuję: W zło­ci­stej zbro­i i heł­mie wyglądał jak bóg solarny.

 

wódz zdą­żył robić na nim nie­by­wa­łe wra­że­nie. → Literówka.

 

oł­tarz nie współ­grał z ide­ałem geo­me­trycz­nym, który od­zwier­cie­dlał ca­ło­kształt bu­do­wy… → Czy tu aby nie miało być: …oł­tarz nie współ­grał z ide­ałem geo­me­trycz­nym, który od­zwier­cie­dlał ca­ło­kształt bu­do­wli

 

Idąc wciąż przed sie­bie, po­wo­li już tra­cąc na­dzie­ję, doj­rzał da­le­ko przed sobą świa­tło. → Nie brzmi to najlepiej.

 

Nie zdą­żył wyjąć mie­cza, zanim wo­jow­nik prze­bił go swoim ostrzem.Nie zdą­żył wyjąć mie­cza, gdy wo­jow­nik prze­bił go swoim ostrzem.

 

po­szedł dalej już nie po omac­ku.

Długo szedł przez… → Nie brzmi to najlepiej.

 

Ścia­ny także sta­ra­ły się nie prze­pusz­czać wil­go­ci przez płyty z ka­mie­nia. Senan za­sta­na­wiał się, co może kryć się w tych pod­zie­miach i, co waż­niej­sze, czy skry­wa się w nich ce­sa­rzo­wa. → Lekka siękoza. Obawiam się, że ściany nie mogą starać się o cokolwiek.

 

Za kra­ta­mi wi­dział on syl­wet­ki więź­niów… → Zbędny zaimek.

 

Za­sta­na­wiał się, ile lat mogą oni tam spę­dzać. → Raczej: Za­sta­na­wiał się, ile lat mogli tu spę­dzić. Luby: Za­sta­na­wiał się, od jak dawna mogli tu przebywać.

 

– Słusz­nie szu­kasz. – Słusz­nie sądzisz.

 

ko­ry­ta­rze go­to­we spra­wić schro­nie­nie kilku set­kom osób. → Korytarze nie mogą niczego sprawić.

Proponuję: …ko­ry­ta­rze, mogące dać schro­nie­nie kilku set­kom osób.

 

– Ce­sa­rzo­wa czę­sto tu wi­ta­ła. → Kogo witała cesarzowa? Chyba że miałeś na myśli, że cesarzowej zdarzała się tam zawitać.

A może miało być: – Ce­sa­rzo­wa czę­sto tu bywała.

Witaćzawitać to dwa różne pojęcia.

 

obok prze­szedł Rzy­mia­nin, nawet nie po­dej­rze­wa­jąc obec­no­ści ko­go­kol­wiek poza więź­nia­mi. Senan ni­czym cień prze­szedł za jego ple­ca­mi. Znów szedł przez… → Powtórzenia.

 

Na niż­szej kon­dy­gna­cji spo­tkał się z drew­nia­ną pod­ło­gą. → Na czym polega spotkanie z podłogą?

 

– Qu­in­tus, to ty? – usły­szał ko­bie­cy, wręcz dziew­czę­cy głos.– Qu­in­tus, to ty? – Usły­szał ko­bie­cy, wręcz dziew­czę­cy głos.

 

Mó­wisz, że on…? – mó­wi­ła drżą­cym gło­sem po chwi­li za­sta­no­wie­nia. → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: – Mó­wisz, że on…? – zapytała drżą­cym gło­sem po chwi­li za­sta­no­wie­nia.

 

Zła­pał rękę prze­ciw­ni­ka, za­trzy­mu­jąc ją przed zda­niem ciosu. → Literówka.

 

Za­ję­li­śmy całe mia­sto i walka ni­cze­go nie wskó­ra. → Istotnie, walka nie może niczego wskórać.

A może miało być: Za­ję­li­śmy całe mia­sto i walką ni­cze­go nie wskó­rasz. Lub: Za­ję­li­śmy całe mia­sto i walka ni­cze­go nie zmieni.

 

Przed nimi roz­cią­ga­ła się wiel­ka sala, ze swą prze­strze­nią znacz­nie od­bie­ga­ją­ca od resz­ty klau­stro­fo­bicz­nych miejsc, jakie zwie­dził tam Senan. → Nie wydaje mi się, aby Senan zwiedzał.

Proponuję: Przed nimi roz­cią­ga­ła się przestronna sala, wielkością znacz­nie od­bie­ga­ją­ca od resz­ty klau­stro­fo­bicz­nych miejsc, które widział tam Senan.

 

Na­prze­ciw nich stał tron, po któ­re­go pra­wi­cy i le­wi­cy stały duże po­chod­nie. Ich pło­mie­nie oświe­tla­ły po­stać… → Powtórzenie. Obawiam się, że tron nie może mieć ani prawicy, ani lewicy.

Proponuję: Przed nimi stał tron, a po jego obu stronach płonęły duże pochodnie oświe­tla­jące po­stać

 

jego ota­cza­ło świa­tło i na­zwać go można było… → Czy oba zaimki są konieczne?

 

Męż­czy­zna po prze­nie­sie­niu przez krót­ki ko­ry­tarz po­kry­ty w ciem­no­ści wy­lą­do­wał w celi… → Czym był pokryty korytarz?

A może miało być: Męż­czy­zna, po prze­nie­sie­niu przez krót­ki i ciemny ko­ry­tarz, wy­lą­do­wał w celi

 

Potem sły­szał tylko dziw­ne dźwię­ki i śpie­wy. Zda­wa­ło się, że sły­szy… → Powtórzenie.

 

Miał na­dzie­ję, że ni da się zła­pać. → Literówka.

 

od­ciął jej głowę w cel­tyc­kim zwy­cza­ju. → …od­ciął jej głowę cel­tyc­kim zwy­cza­jem.

 

Szyb­ko po jego wy­pi­ciu po­czuł się senny.Po jego wy­pi­ciu szybko po­czuł się senny.

 

miał cał­ko­wi­tą kon­tro­lę nad swymi czy­na­mi w marze… → Obawiam się, że senna mara nie jest czymś, w czym można się znaleźć.

Proponuję: …miał cał­ko­wi­tą kon­tro­lę nad swymi czy­na­mi we śnie

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Byłoby dobrze wprowadzić poprawki wskazane przez Reg. Lepiej by się czytało. Nad tekstem jest EDYTUJ. Klik i można działać. Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka