
Krótka opowieść o karze w klimacie orientu. Życzę miłej lektury :)
Dziękuję Cezary_Cezary i HolyHell za betowanie :)
Krótka opowieść o karze w klimacie orientu. Życzę miłej lektury :)
Dziękuję Cezary_Cezary i HolyHell za betowanie :)
Dr Izydor Kurnikowicz siedział zamyślony w wygodnym, butelkowozielonym fotelu, nieco zbyt wysuniętym na środek pokoju. Pomieszczenie było strasznie zagracone, wykładowcę często zadziwiała niezrozumiała dla młodych potrzeba gromadzenia rozmaitych, przeważnie bezużytecznych przedmiotów. Takich jak prawdopodobnie nigdy nie użyty zestaw do parzenia herbaty, stojący na koronkowej serwecie na komodzie.
Izydor zapalił elegancką lampę i wziął do ręki stertę starych magazynów. Od niechcenia wyrzucał je do stojącego obok worka na śmieci patrząc jedynie na tytuły i kartkując pobieżnie w poszukiwaniu ukrytej zawartości. Kolejno lądowały więc w śmieciach tak cenne artykuły jak „Masoński spisek trzęsący Warszawą”, „Żydzi – sprawcy własnego holocaustu?”, „Czarna mafia – czyli kto tak naprawdę rządzi w Polsce”, czy „Chemitrails i szczepionki narzędziem zagłady ludzkości”.
Nie było więc niczego zadziwiającego w tym, że ostatnie słowa profesora Zygmunta Rottenbauma, jego dalekiego krewnego, kolegi academicusa i serdecznego przyjaciela brzmiały „To oni”. Rzecz jasna, wysyczane nieco teatralnym, ale pełnym szczerego przerażenia szeptem.
Izydor prychał rozbawiony przy każdym egzemplarzu, a gdy skończył segregację, z uśmiechem spuścił wór zsypem. Zawsze zastanawiał się, czy stary człowiek naprawdę wierzył w te wszystkie brednie, czy też samo ich istnienie ciekawiło go jako zagadnienie naukowe. Teraz pozostały mu jednak tylko domysły.
Rozejrzał się po mieszkaniu, było uprzątnięte najwyżej w połowie. Wśród masy bezużytecznych bibelotów oraz drobiazgów mających pewną wartość na serwisach handlowych, były też rzeczy unikatowe i drogocenne. I w żadnym wypadku nie chodziło tu o zawartość sejfu ani o zebrane przez lata książki, wśród których były prawdziwe białe kruki. Profesor, jako uznany japonista, posiadał bowiem rozwieszoną po ścianach unikalną kolekcję zabytków z dalekiego Kraju Kwitnącej Wiśni. Była więc oryginalna, szesnastowieczna katana, która jakimś cudem przetrwała komisyjne niszczenie tradycyjnych, samurajskich mieczy, pięknie malowany antyczny parawan i krwistoczerwona maska z wyszczerzonymi kłami. Izydor admirował ją od lat. Nie wiedział skąd stary profesor wziął te zabytki, praktycznie nie dało się wydostać takich skarbów z Kraju Kwitnącej Wiśni. Może wywieziono je wcześniej, podczas wojny lub tuż po niej, a profesor odnalazł je w Indonezji, na Filipinach czy w Tajlandii? Teraz stanął w oknie, plecami do drzwi i podziwiał piękną, południowo-zachodnią panoramę miasta. Westchnął w końcu i wziął się do pracę.
Ścienną kolekcję zostawił jednak na później, a wyjął przekazaną wraz z testamentem kartkę i otworzył ukryty za półką z książkami, niewielki sejf. Znalazł tam medal, przyznany staremu profesorowi wiele lat wcześniej, dokument potwierdzający nadanie przez prezydenta RP tytułu naukowego, akt notarialny, gruby notatnik i dwa paszporty. W tym jeden profesora, a jeden ukraiński, należący do niejakiej Samary. Na zdjęciu w dokumencie widniała młoda, uśmiechnięta dziewczyna. Izydor nie miał pojęcia skąd i po co profesor miał ten dokument, ale zdecydował, że po prostu wyśle go pocztą do Ukraińskiej ambasady. Schował więc dziwny paszport do kieszeni i zabrał się do segregowania dobytku zmarłego przyjaciela.
W końcu, zmęczony pracą, zdjął z plaśnięciem żółte, gumowe rękawiczki i rzuciwszy je na podłogę obok śmietnika, usiadł z westchnieniem w fotelu. Rozejrzał się po przestronnym pomieszczeniu i kolejny raz stwierdził że ustawienie mebla nie ma żadnego sensu. Nawet antycznego, kineskopowego telewizora nie było z niego widać. Wstał więc i przepchnął fotel o metr do tyłu, tak, aby nie stał na samym środku.
Zanim ponownie usiadł, zorientował się, skąd wynikało tak niepraktyczne ustawienie mebla. Po prostu miał on zasłaniać głębokie rysy, które w tym miejscu znaczyły przedwojenny, jesionowy parkiet. Izydor zaklął w duchu. Liczył, że obejdzie się bez kosztownego cyklinowania, jednak po chwili namysłu zdecydował, że do uporania się z problemem, wystarczy elegancki dywanik.
“Najbardziej pasowałaby skóra tygrysa”. Przeszło mu przez myśl. “Szkoda, że taki gadżet wykracza poza budżet wykładowcy akademickiego. I że jest nielegalny”.
Westchnął i wziął piwo z lodówki. Przytłaczała go masa pracy, która pozostała do wykonania. Jeszcze raz wziął do rąk testament, dzięki któremu wszedł w posiadanie przestronnego lokum, pozostającego w rodzinie starego profesora od czasów powojennych. Po prawdzie był skoligacony z Zygmuntem i znał go od wielu lat, lecz zaskoczyła go litera testamentu stawiająca go jako wyłącznego spadkobiercę, ze szczególnym wyróżnieniem „kolekcji japonaliów, których ekstraordynaryjność doceni tylko prawdziwy specjalista”. Wstał i z szacunkiem, obiema dłońmi, wziął ze stojaka miecz i obejrzał dokładnie jego ostrze, wraz z unikatowym wzorem hamon. Broń była zachowana w idealnym stanie, nawet ozdobna tsuba i oplot rękojeści pozostały oryginalne. Odłożył oręż z szacunkiem i stanął przed wiszącą wysoko na ścianie maską.
Izydor faktycznie doceniał piękno i pełne detali wykonanie zabytków, a przede wszystkim ich długowieczność. Krwistoczerwona maska z wyszczerzonymi kłami została w końcu wydatowana na piętnasty wiek. Nie rozumiał jednak, czemu on, religioznawca, miał docenić je lepiej, niż jakiekolwiek muzeum. Zabrał się jednak do sprawdzania kieszeni ubrań wiszących w szafie i szykowanie ich na wycieczkę do kontenera na odzież używaną.
W końcu, w ramach przerwy, postanowił przekartkować znaleziony w sejfie zeszyt. Na pierwszej stronie profesor wykaligrafował czerwonym atramentem tytuł: „Mój spacer po Japonii”. Izydor przerzucał szybko strony, niekiedy czytając pobieżnie małe fragmenty. Autor miał dobry, lekki styl, chociaż całość pozostała niedopracowana, niepoddana korekcie. W zasadzie, bardziej niż projekt książki, był to dziennik pisany z myślą, by w przyszłości przerobić go na powieść.
Zapiski pochodziły sprzed kilkudziesięciu lat, a ostatni opisywał ekscytację profesora przed wizytą w słynnym i domniemanie nawiedzonym domu. Dalej nie było żadnych notatek, ani wzmianki o powrocie do kraju, choć nieszczególnie ciekawe perypetie w podróży na Daleki Wschód, opisano nadzwyczaj wylewnie.
Postanowił zapoznać się z nim dokładnie w późniejszym czasie, być może udałoby się wyciągnąć z dziennika coś wartego publikacji i w ten sposób uczcić przyjaciela? Na koniec przekartkował od niechcenia pozostałą część dziennika. Jedynie nieco zdziwiło go, że na jednej z ostatnich stron znalazł jeszcze zapiski. Przeleciał wzrokiem krótkie hasła.
“Maska, XVI w., demoniczna twarz, część hełmu rycerskiego (?). Jak?
Parawan przedstawiający demona spadającego z nieba. XIV w., powiązane (?).
Tetsubo oraz miecz, datowanie niemożliwe bez ingerencji w zabytek. Jego?“
Izydor podszedł do pięknie malowanego parawanu na którym widniała postać w granatowych spodniach, opazurzonych stopach i demonicznej twarzy stylizacją przypominającej wiszącą na ścianie maskę. Postać trzymała pod pachą pokaźną, nabitą guzami pałę, a za pasek hakamy miała zatknięty jeden miecz. Demon wydawał się faktycznie spadać z nieba.
Rozmyślania przerwał mu chrobot klucza w zamku drzwi wejściowych. Zaskoczony, zerwał się na równe nogi. Był pewien, że posiada wszystkie komplety kluczy. Przyskoczył do drzwi i szarpnął za klamkę, zanim gość zdążył wejść.
Na progu, równie zaskoczona jak on, stała niska blondynka w krótkiej i jaskrawej sportowej kurtce, na głowie miała beret, a w ręku trzymała dużą, koślawą walizkę. Makijaż całkiem nieźle maskował rozległy krwiak na lewej kości policzkowej.
– Dzień dobry – powiedział w końcu Izydor. – W czym mogę pomóc? – spytał uprzejmie.
– Dobry dzień – odpowiedziała blondynka czerwieniąc się. – Ja przyszła posprzątać.
– A, to pani pomagała profesorowi sprzątać, tak? – Nigdy nie słyszał, by jego przyjaciel zatrudniał sprzątaczkę, ale dziewczyna zdawała mu się kogoś przypominać.
– Czy ja moge wejść? Pan Zygmunt w dom?
– Niestety, profesor Rottenbaum zmarł niemal tydzień temu.
– Zmarł? – dopytała.
– Tak, zmarł, a ja niestety nie mogę sobie pozwolić na sprzątanie.
– Czyli nie sprzątać?
– Nie, podziękuję.
Dziewczyna przygryzła wargę, wyglądała na zmieszaną, ale Izydor naprawdę nie mógł sobie pozwolić na sprzątaczkę. Nawet tak ładną i jak widać będącą w potrzebie.
– Nie potrzebuje pani pomocy? Wszystko w porządku? – spytał Izydor po długiej chwili ciszy, patrząc na przypudrowany siniec.
– Nie, wszystko dobrzu, dziękuje – odpowiedziała. – To ja pójde. Do widzenia.
Wtedy Izydorowi coś zaskoczyło.
– Przepraszam – krzyknął za odchodzącą – czy może przypadkiem pani Samara?
Dziewczyna zatrzymała się w pół kroku i odwróciła powoli, stawiając walizkę.
– Tak, moje imię Samara – powiedziała nieco niepewnie.
– Proszę zaczekać chwilę – powiedział Izydor, po czym nie zamykając drzwi obrócił się na pięcie i doskoczył do otwartego sejfu. Wziął w rękę paszport i spojrzał na zdjęcie, upewniając się, czy się nie pomylił. Gdy zwrócił się w stronę drzwi, Samara była już w środku z zaciętym wyrazem twarzy. – Czy nie zgubiła pani paszportu? – spytał Izydor.
– Zgubiła? – ni to powiedziała, ni spytała dziewczyna.
– Tak znalazłem w sejfie. – Podał jej dokument. – Musiała go pani zgubić przy ostatnim sprzątaniu. Proszę pilnować takich dokumentów, są bardzo ważne.
– Pan mi to daje? – spytała Samara.
– No… tak – powiedział niepewnie Izydor. – Bo to pani paszport, tak?
– Da…
– No to tak, po co mi pani paszport? – spytał retorycznie.
Dziewczyna wzięła dokument, pożegnała się i wyszła uśmiechnięta, zostawiwszy klucze. Izydor za to usiadł zamyślony w fotelu. Cała sytuacja była nader dziwna i wymagała spokojnego przemyślenia. Przecież musiało tak być. Dziewczyna zgubiła paszport, a profesor znalazł go i schował do sejfu, razem ze swoim. Nie dawało mu to jednak spokoju. Wrócił do sejfu i wziął paszport profesora sprawdzając ostatnie wpisy. W ciągu ostatnich lat stary wykładowca regularnie bywał na Ukrainie. Nagle, za swoimi plecami usłyszał głośny, paskudny zgrzyt. Obejrzał się zaskoczony.
Dopiero chwilę później, przy drugim, jeszcze głośniejszym odgłosie zauważył postać siedzącą w fotelu. Był olbrzymi, mierzył ponad dwa metry wzrostu, przepasany był szarfą, która wyglądała jak wykonana z ludzkiej skóry, a na szyi miał sznur jadeitowych korali. Czerwona morda, identyczna jak maska, która jeszcze niedawno zdobiła ścianę, szczerzyła się pokaźnym zestawem lekko zżółkłych zębów, w tym czterech imponujących rozmiarów kłów.
– Czy sądzisz, że byłeś dobrym człowiekiem? – przemówił idealną polszczyzną demon, chociaż jego głos nieco zniekształcała dziwna, nieludzka budowa ust, języka i krtani.
– Kim jesteś? – spytał bez zastanowienia wykładowca. Wydało mu się, że potwór uśmiechnął się, po czym sięgnął łapą po jedną z leżących na stercie książek, którą otworzył, jak się zdawało, w losowym miejscu.
– Oni – przeczytał przesadnie głośnym, egzaltowanym tonem – demon mitologii Japońskiej, często uważany za orientalny odpowiednik europejskiego diabła. – Bestia skończyła czytać i z głośnym, teatralnym trzaskiem zamknęła książkę. – To trochę zbyt daleko idące wnioski, jak ustaliliśmy jakiś czas temu z profesorem, ale na potrzeby tej chwili ta definicja powinna wystarczyć.
– Diabłem? – Izydor wykrztusił po dłuższej chwili.
– Tak, to przez tę całą sprawę z porywaniem złych ludzi.
– Złych ludzi? – Wykładowca powtórzył jak papuga.
– Tak, takich jak twój przyjaciel, Rottenbaum-san.
Ta uwaga oburzyła Izydora.
– Jak śmiesz! – rzucił. – Zygmunt był dobrym, przesympatycznym człowiekiem…
– Który przyczynił się do nieszczęścia wielu ludzi. Takich jak ta dziewczynka, która przyszła tu z podrobionym kluczem i migomatem, by odzyskać swoje dokumenty.
– To zupełne nieporozumienie, ona musiała…
– Nie ośmieszaj się – wszedł mu w słowo potwór. – Niczyj paszport nigdy nie znalazł się przypadkiem w cudzym sejfie, a gdyby Rottenbaum-san zatrudniał sprzątaczkę, nie byłoby tu takiego bałaganu. Wiedział co robi i jakie czekają go za to konsekwencje, a współpraca akademicka to świetna okazja do przerzucania ludzi za granicę.
– Słucham? – Izydor wściekł się nie na żarty. Z pewnością nie pozwoli by obrażano jego przyjaciela i tak znamienitego naukowca w jego przytomności. – Jest pan bezczelny i bezcześci pamięć zmarłego! Jak pan śmie…
Oni zaśmiał się perlistym śmiechem, co zaskakujące przy jego imponującym uzębieniu.
– Prawda Kurnikowicz-san, cała prawda o wiele bardziej zbezcześciłaby jego śliczny pomniczek na Powązkach. Ale dość już o tym. Zajmijmy się tobą! Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Czy uważasz, że jesteś dobrym człowiekiem?
– Ja nie mam… – zaczął, ale przerwał w połowie zdania.
– Tak, dobrze przemyśl odpowiedź.
– Nie zrobiłem nic złego! – oburzył się Izydor.
– Ależ zrobiłeś! – powiedział demon wstając. Zajmował całą przestrzeń do nieprzeciętnie wysoko położonego stropu mieszkania. – Nawet wczoraj, gdy fałszowałeś dokumenty, by wyłudzić fundusze na grant, którego nigdy nie miałeś zamiaru poważnie realizować.
– To nieprawda! – zaperzył się wykładowca. – To paskudne pomówienie!
– Nie, to żadne pomówienie. – Oni przeciągnął się, prezentując imponujące węzły mięśni. – To nie jest także największa z twoich win. – Zrobił krok w jego stronę.
– Jestem i byłem popularny, nie mam pojęcia o kim mówisz… – Izydor cofnął się i zaczął macać drzwi w poszukiwaniu klamki. Zimny pot wystąpił mu na kark.
– Wiesz o kim mówię, nie zaprzeczaj.
Demon powoli i nieubłaganie, jakby delektując się chwilą, zbliżał się do Izydora, a drzwi, jak zaklęte nie chciały ustąpić.
– Ona nie protestowała! – krzyknął w końcu w panice.
– Bo nie bardzo miała jak, prawda?
– To… Była dorosła! – wyrzucił z siebie coś, co powtarzał sobie od lat. Teraz już nie usiłował nawet ukryć, że walczy z otwarciem drzwi.
– I powinna brać odpowiedzialność za własne czyny? – zaszydził demon powtarzając słowa, które Izydor sam powtarzał sobie w głowie. – Nawet ty sam nie chciałeś uwierzyć w swoje argumenty, ale idąc tym tokiem rozumowania, to ty powinieneś był wziąć odpowiedzialność za to dziecko.
– Dziecko? – spytał zaszokowany, przerywając desperacką próbę otwarcia drogi ucieczki siłą.
– Nawet nie wiedziałeś? – Demon karykaturalnie zasmucił się. – Tak, małe bękarciątko, które miało pecha być plwociną akurat twojej krwi.
– Gdybym wiedział… – zaczął wykładowca.
– Postąpiłbyś dokładnie tak samo, albo i gorzej – przerwał mu Oni. – Obaj o tym wiemy. Dla tej chwili, warto było darować nieco czasu temu staremu capowi. Byłeś naprawdę dobrą ceną – rzekł górując nad swoją ofiarą. – A teraz…
***
Patrol policji, wezwany przez sąsiadów tydzień po głośnej awanturze w mieszkaniu starego i powszechnie szanowanego profesora w związku z dobywającym się z mieszkania smrodem, wdrożył odpowiednie procedury. Tylko młody posterunkowy nigdy nie zapomniał widoku klęczącego człowieka z dłonią zaciśniętą na mieczu tkwiącym w jego rozprutym brzuchu. Lekarz stwierdził zgon, a prokurator umorzył śledztwo z powodu niepozostawiającego wątpliwości samobójstwa.
Nikt z pracowników Muzeum Narodowego, które otrzymało eksponaty, nie mógł zauważyć dwóch maleńkich figurek, które pojawiły się na skomplikowanym wzorze parawanu odkąd przybył on do Polski z Japonii.
Hej! Jak już pisałem w becie, podoba mi się Twój pomysł na opowiadanie. Zdecydowanie najlepszym fragmentem jest dla mnie rozmowa Izydora z Yokai.
Pozdrawiam! :)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
鬼はそと!! ((Oni wa soto!!) – wynocha diabły!!
To profesor nie odczyniał złych duchów ceremonią oni-yarai? Dziwne, taki japonista…heh.
“Maska, XVI w., demoniczna twarz, część hełmu rycerskiego (?). Jak?
Parawan przedstawiający demona spadającego z nieba. XIV w., powiązane (?).
Tetsubo oraz miecz, datowanie niemożliwe bez ingerencji w zabytek.
Legalne posiadanie wymienionych artefaktów – nawet przez złego profesora japonistyki – jest
nieprawdopodobne. Zabytkowych katan jest w Japonii tylko 120 i pod groźbą 25 lat więzienia
nie wolno ich wywozić poza wyspy. Nawet na wystawy.
– Czy ja moge wejść? Pan Zygmunt w dom?
– Niestety, profesor Rottenbaum zmarł niemal tydzień temu.
Ukrainka przyszła po paszport “w ciemno”. A gdyby profesor żył i był w domu to co – udusiła
by go czy co?… Z migomatem?… Migomat służy wyłącznie do spawania a nie rozcinania sejfów.
brzmiały „To oni”.
przerwał mu Oni.
??
To tyle, heh. W sumie ciekawy pomysł. Pozdrawiam.
dum spiro spero
cezary_cezary dziękuję za komentarz i bezcenną pomoc w becie, cieszę się, że ten dialog przypadł Ci do gustu :)
Fascynator dziękuję za komentarz i cieszę się że uznałeś pomysł za ciekawy. Przyznam że dowiadywałem się więcej o temacie po tym, gdy wyczytałem nazwę tego demona i uznałem za ciekawy motyw zbieżność zapisu.
To profesor nie odczyniał złych duchów ceremonią oni-yarai? Dziwne, taki japonista…heh.
Nie twierdzę, że to nie przeoczenie, ale gdyby krzyże i czosnek działały na wampiry… ;)
Legalne posiadanie wymienionych artefaktów – nawet przez złego profesora japonistyki – jest
nieprawdopodobne. Zabytkowych katan jest w Japonii tylko 120 i pod groźbą 25 lat więzienia
nie wolno ich wywozić poza wyspy. Nawet na wystawy.
No cóż, walnąłem gafę i jestem winny niedostatecznego reaserchu, gdybym to wiedział, pewnie bym tego w ten sposób nie opisał :) Niemniej pozostaje mi teraz tylko wytłumaczyć się licencia poetica, ale dodałem do opowiadania zdanie, gdzie Izydor zastanawia się w jaki sposób profesor zdobył i dał radę przewieźć do Polski te skarby.
Żegnaj! Życzę Ci powodzenia, dokądkolwiek zaniesie Cię los!
Interesujące, bez drastycznych scen dobrze się czytało i nie żal ukaranych. :)
Cześć Koalo! Dziękuję za komentarz i cieszę się, że się podobało :)
Żegnaj! Życzę Ci powodzenia, dokądkolwiek zaniesie Cię los!
bez drastycznych scen
Heh – a to wymuszone seppuku?… Pobita Ukrainka (krwiak na policzku)?
Horror jak się patrzy.
dum spiro spero
Choć rzecz dzieje się w Europie, zobaczyłam kawałek Japonii. Innymi słowy – powiało klimatami Dalekiego Wschodu. :)
Czytało się nieźle, choć wykonanie pozostawia sporo do życzenia.
…siedział zamyślony w wygodnym, butelkowo-zielonym fotelu… → …siedział zamyślony w wygodnym, butelkowozielonym fotelu…
…wykładowcę często zadziwiała niezrozumiała dla młodych potrzeba gromadzenia rozmaitych, często bezużytecznych… → Czy to celowe powtórzenie?
Proponuję: …wykładowcę często zadziwiała, niezrozumiała dla młodych, potrzeba gromadzenia rozmaitych, przeważnie bezużytecznych…
…bardzo elegancki serwis kawowy stojący na koronkowej serwecie na komodzie.
Izydor zapalił elegancką lampę… → Czy to celowe powtórzenie?
U japonisty widziałabym raczej stosowny zestaw do parzenia i picia herbaty, nie serwis do kawy.
…z uśmiechem spuścił wór w dół zsypu. → Masło maślane – czy istnieje możliwość spuszczenia czegoś w górę?
…posiadał bowiem rozwieszoną po ścianach unikalną kolekcję zabytków z dalekiego kraju kwitnącej wiśni. → …posiadał bowiem, rozwieszoną na ścianach, unikalną kolekcję zabytków z dalekiego Kraju Kwitnącej Wiśni.
…i krwisto-czerwona, wyszczerzona pokaźnym zestawem kłów maska. → A może: …i krwistoczerwona maska z wyszczerzonymi kłami.
Czy cztery kły to pokaźny zestaw? Bo nie wydaje si się, aby maska mogła mieć ich więcej.
…z kraju kwitnącej wiśni. → …z Kraju Kwitnącej Wiśni.
…profesor odnalazł je w Indonzji… → Literówka.
Westchnął w końcu i wziął się za pracę. → Westchnął w końcu i wziął się do pracy.
http://filologpolski.blogspot.com/2016/11/brac-siewziac-sie-za-cos-brac-siewziac.html i zabrał
…i zabrał się za segregację dobytku… → …i zabrał się do segregowania dobytku…
“Najbardziej pasowałaby skóra tygrysa.” -> „Najbardziej pasowałaby skóra tygrysa”.
Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.
I że jest nielegalny.” → I że jest nielegalny”.
Krwisto-czerwona maska z wyszczerzonymi kłami… → Krwistoczerwona maska z wyszczerzonymi kłami…
Zabrał się jednak za sprawdzanie kieszeni… → Zabrał się jednak do sprawdzania kieszeni…
…w podróży na daleki wschód… → …w podróży na Daleki Wschód…
…bez ingerencji w zabytek. Jego? “ → Zbędna spacja przed zamknięciem cudzysłowu.
…maska, która jeszcze nie dawno zdobiła ścianę… → …maska, która jeszcze niedawno zdobiła ścianę…
-Wiesz o kim mówię, nie zaprzeczaj. → Brak spacji do dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.
…które przybyły na skomplikowanym wzorze parawanu odkąd przybył on… → Czy to celowe powtórzenie?
Proponuję: …które pojawiły się na skomplikowanym wzorze parawanu, odkąd przybył on…
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Cześć regulatorzy!
Dziękuję za poprawki – wprowadziłem je już w tekście i dalej będę pracował nad technikaliami :) Cieszę się, że mimo wszystko czytało się nieźle i że udało mi się zbudować zamierzony klimat.
Żegnaj! Życzę Ci powodzenia, dokądkolwiek zaniesie Cię los!
Bardzo proszę, BosmanMacie. Cieszę się, że uznałeś uwagi za przydatne. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Ponieważ chciałbym pracować nad swoim warsztatem, Twoje uwagi są dla mnie nie tylko przydatne, ale bardzo cenne. :)
Żegnaj! Życzę Ci powodzenia, dokądkolwiek zaniesie Cię los!
BosmanMacie, Twoje wyznanie napełnia mnie ogromną radością. Dziękuję. :D
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dr Izydor Kurnikowicz siedział zamyślony w wygodnym, butelkowozielonym fotelu, nieco zbyt wysuniętym na środek pokoju.
Fotel dostał aż trzy określenia…
Pomieszczenie było strasznie zagracone, wykładowcę często zadziwiała niezrozumiała dla młodych potrzeba gromadzenia rozmaitych, przeważnie bezużytecznych przedmiotów.
Spróbowałbym jakoś lepiej połączyć te zdania.
Od niechcenia wyrzucał je do stojącego obok worka na śmieci (tu nie przecinek?) patrząc jedynie na tytuły i kartkując pobieżnie w poszukiwaniu ukrytej zawartości.
Rozejrzał się po mieszkaniu, było uprzątnięte najwyżej w połowie.
Też bym jakoś lepiej połączył.
Izydor admirował ją od lat.
Niby poprawne, ale jakoś mi zgrzyta.
Nie wiedział (tu nie przecinek) skąd stary profesor wziął te zabytki, praktycznie nie dało się wydostać takich skarbów z Kraju Kwitnącej Wiśni.
Tutaj też bym spróbował lepiej połączyć zdania współrzędne.
Westchnął w końcu i wziął się do pracę.
Chyba zbiły się dwie formy.
– Słucham? – Izydor wściekł się nie na żarty. Z pewnością nie pozwoli by obrażano jego przyjaciela i tak znamienitego naukowca w jego przytomności. – Jest pan bezczelny i bezcześci pamięć zmarłego! Jak pan śmie…
Nieco nadęte zdanie.
Oni zaśmiał się perlistym śmiechem, co zaskakujące przy jego imponującym uzębieniu.
Czegoś mi tu brakuje, sugeruję przeredagować.
Ciekawa historia, choć szkoda, że potwór i tajemnicze przedmioty nie dostały trochę więcej czasu, a sprzątanie pokoju i opis bałaganu nieco mniej.
facebook.com/tadzisiejszamlodziez
Hej,
spieszę ze spóźnioną betą, przepraszam, że nie wykonałam jej na czas, ale przyczynę już znasz.
Pomieszczenie było strasznie zagracone, wykładowcę często zadziwiała niezrozumiała dla młodych potrzeba gromadzenia rozmaitych, przeważnie bezużytecznych przedmiotów.
→ Pomieszczenie było strasznie zagracone – wykładowcę często zadziwiała niezrozumiała dla młodych potrzeba gromadzenia rozmaitych, przeważnie bezużytecznych przedmiotów.
Od niechcenia wyrzucał je do stojącego obok worka na śmieci patrząc jedynie
→ Od niechcenia wyrzucał je do stojącego obok worka na śmieci, patrząc jedynie
Rozejrzał się po mieszkaniu, było uprzątnięte najwyżej w połowie.
→ Rozejrzał się po mieszkaniu, które było uprzątnięte najwyżej w połowie.
Wśród masy bezużytecznych bibelotów oraz drobiazgów mających pewną wartość na serwisach handlowych, były też rzeczy unikatowe i drogocenne.
→ Wśród masy bezużytecznych bibelotów oraz drobiazgów mających pewną wartość na serwisach handlowych były też rzeczy unikatowe i drogocenne.
Wśród masy bezużytecznych bibelotów oraz drobiazgów mających pewną wartość na serwisach handlowych, były też rzeczy unikatowe i drogocenne. I w żadnym wypadku nie chodziło tu o zawartość sejfu ani o zebrane przez lata książki, wśród których były prawdziwe białe kruki.
Drugie były zastąpiłabym znajdowały się.
Profesor, jako uznany japonista, posiadał bowiem rozwieszoną po ścianach unikalną kolekcję zabytków z
dalekiegoKraju Kwitnącej Wiśni.
Była więc oryginalna, szesnastowieczna katana,
→ Była tam więc oryginalna, szesnastowieczna katana,
Nie wiedział skąd stary profesor wziął te zabytki, praktycznie nie dało się wydostać takich skarbów z Kraju Kwitnącej Wiśni.
Dużo już tego Kraju Kwitnącej Wiśni. Może po prostu z Japonii?
Terazstanął w oknie, plecami do drzwi
Westchnął w końcu i wziął się do pracę.
→ Westchnął w końcu i wziął się do pracy.
Ścienną kolekcję zostawił jednak na później, a wyjął przekazaną wraz z testamentem
→ Ścienną kolekcję zostawił jednak na później. Teraz wyjął przekazaną wraz z testamentem
Nawet antycznego, kineskopowego telewizora nie było z niego widać.
Zamieniłabym szyk: → Nie było z niego widać nawet antycznego, kineskopowego telewizora.
jednak po chwili namysłu zdecydował, że do uporania się z problemem, wystarczy elegancki dywanik.
Zbędny przecinek.
→ jednak po chwili namysłu zdecydował, że do uporania się z problemem wystarczy elegancki dywanik.
“Najbardziej pasowałaby skóra tygrysa”. Przeszło mu przez myśl.
→ “Najbardziej pasowałaby skóra tygrysa” – przeszło mu przez myśl.
Izydor podszedł do pięknie malowanego parawanu na którym widniała
→ Izydor podszedł do pięknie malowanego parawanu, na którym widniała
Izydor podszedł do pięknie malowanego parawanu na którym widniała postać w granatowych spodniach, opazurzonych stopach i demonicznej twarzy stylizacją przypominającej wiszącą na ścianie maskę. Postać trzymała pod pachą pokaźną
Makijaż całkiem nieźle maskował rozległy krwiak na lewej kości policzkowej.
No to chyba jednak nie maskował, skoro było widać krwiaka ;p
– Dobry dzień – odpowiedziała blondynka czerwieniąc się. – Ja przyszła posprzątać.
→ – Dobry dzień – odpowiedziała blondynka, czerwieniąc się. – Ja przyszła posprzątać.
Wtedy Izydorowi coś zaskoczyło.
Jakoś mi to zdanie nie pasuje.
→ Wtedy Izydor zaskoczył (?)
→ Wtedy Izydorowi zaświtała pewna myśl.
→ Wtedy Izydorowi coś zaskoczyło w głowie.
– Proszę zaczekać chwilę – powiedział Izydor, po czym nie zamykając drzwi obrócił się na pięcie i doskoczył do otwartego sejfu.
→ – Proszę zaczekać chwilę – powiedział Izydor, po czym, nie zamykając drzwi, obrócił się na pięcie i doskoczył do otwartego sejfu.
Wziął w rękę paszport i spojrzał na zdjęcie, upewniając się, czy się nie pomylił.
→ Wziął w rękę paszport i spojrzał na zdjęcie, by się upewnić.
– Tak znalazłem w sejfie.
→ – Tak, znalazłem w sejfie.
Izydor
za tousiadł zamyślony w fotelu.
chociaż jego głos nieco zniekształcała dziwna, nieludzka budowa ust, języka i krtani.
To krtań była widoczna?
Wydało mu się, że potwór uśmiechnął się, po czym sięgnął łapą po jedną z leżących na stercie książek, którą otworzył, jak się zdawało, w losowym miejscu.
Z pewnością nie pozwoli by obrażano
→ Z pewnością nie pozwoli, by obrażano
Z pewnością nie pozwoli by obrażano jego przyjaciela i tak znamienitego naukowca w jego przytomności.
Hę? Nie miało być obecności?
– Ależ zrobiłeś! – powiedział demon wstając.
→ – Ależ zrobiłeś! – powiedział demon, wstając.
– I powinna brać odpowiedzialność za własne czyny? – zaszydził demon powtarzając
→ – I powinna brać odpowiedzialność za własne czyny? – zaszydził demon, powtarzając
Opisy, choć ładne, przytłoczyły mnie i zniechęciły do czytania. Bardzo dużo szczegółów zawarłeś w opowiadaniu. To akcja i napięcie zachęca czytelnika do wgłębienia się w tekst, a nie opis statycznych przedmiotów. A niestety akcji tu nie ma prawie w ogóle.
Ogólnie warsztat i styl moim zdaniem jest bardzo przyzwoity, ale na przyszłość zastanowiłabym się nad ożywieniem tekstu za pomocą akcji lub napięcia.
Życzę wszystkiego dobrego i pozdrawiam serdecznie :)
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
Hej,
jest tutaj nawet niezły pomysł, orientalna przyprawa tej historii też dobrze jej robi. Diabeł… hmmmm, tylko dlaczego diabeł ściga złych ludzi? Czy jest też śmiercią, czy zabiera ich do piekieł? Kilka znaków zapytania jest, ale ogólnie to dość interesujące.
Dla mnie sporo minusów jeżeli chodzi o opis pomieszczenia, informacje związane z postaciami czy ich umiejscowieniem w “obszarze akcji”. Jest tutaj wg mnie sporo nielogiczności, wiele razy się potknąłem.
Uwagi do tekstu:
Pomieszczenie było strasznie zagracone, wykładowcę często zadziwiała niezrozumiała dla młodych potrzeba gromadzenia rozmaitych, przeważnie bezużytecznych przedmiotów.
To zdanie wydaje mi (notabene) niezrozumiałe. Kim jest wykładowca? Kim są młodzi? Czy wykładowca jest stary czy młody – skoro zadziwia go potrzebra gromadzenia przedmiotów, to raczej mlody, ale skoro jest wykładowcą… Wg mnie niepotrzebne skomplikowanie prostej konstatacji.
Kolejno lądowały więc w śmieciach tak cenne artykuły jak „Masoński spisek trzęsący Warszawą”, „Żydzi – sprawcy własnego holocaustu?”, „Czarna mafia – czyli kto tak naprawdę rządzi w Polsce”, czy „Chemitrails i szczepionki narzędziem zagłady ludzkości”.
Nie było więc niczego zadziwiającego w tym, że ostatnie słowa profesora Zygmunta Rottenbauma, jego dalekiego krewnego, kolegi academicusa i serdecznego przyjaciela brzmiały „To oni”.
Do czego nawiązuje to “więc”? Czy z faktu trzymania czasopism w domu możemy wysnuć hipotezę o wyzwanwaniu teorii spiskowej przez zmarłego? Ja bym nie szedł tak daleko, tym bardziej, że dalej mamy:
Zawsze zastanawiał się, czy stary człowiek naprawdę wierzył w te wszystkie brednie, czy też samo ich istnienie ciekawiło go jako zagadnienie naukowe.
To jak to w końcu jest? I dlaczego to “więc”?
Izydor prychał rozbawiony przy każdym egzemplarzu, a gdy skończył segregację, z uśmiechem spuścił wór zsypem.
Czy zsyp na śmieci znajdował się w pokoju? To raczej niecodzienne, żeby z poziomu wysuniętego na środek pokoju fotela móc swobodnie sięgnać do zsypu na śmieci.
mających pewną wartość na serwisach handlowych,
Co to jest “serwis handlowy”? Chyba lepiej “portal sprzedażowy”, “portal aukcyjny”. Pewnie też warto dodać, że internetowy, chyba, że masz na myśli jakąś inną instytucję.
Profesor, jako uznany japonista, posiadał bowiem rozwieszoną po ścianach unikalną kolekcję zabytków z dalekiego Kraju Kwitnącej Wiśni. Była więc oryginalna, szesnastowieczna katana, która jakimś cudem przetrwała komisyjne niszczenie tradycyjnych, samurajskich mieczy, pięknie malowany antyczny parawan i krwistoczerwona maska z wyszczerzonymi kłami. Izydor admirował ją od lat. Nie wiedział skąd stary profesor wziął te zabytki, praktycznie nie dało się wydostać takich skarbów z Kraju Kwitnącej Wiśni.
Po pierwsze – dawa razy mamy Kraj Kwitnącej Wiśni, pod drugie, “daleki” to już chyba lekka przesada. Są kraje dalekiego wschodu i Kraj Kwitnącej Wiśni.
Może wywieziono je wcześniej, podczas wojny lub tuż po niej, a profesor odnalazł je w Indonezji, na Filipinach czy w Tajlandii? Teraz stanął w oknie, plecami do drzwi i podziwiał piękną, południowo-zachodnią panoramę miasta. Westchnął w końcu i wziął się do pracę.
Kto stanął w oknie – ten zmarły prodesor? Bo na to wskazuje składnia.
Druga sprawa – “wziął się do pracy”, albo “za pracę”.
W końcu, zmęczony pracą, zdjął z plaśnięciem żółte, gumowe rękawiczki i rzuciwszy je na podłogę obok śmietnika, usiadł z westchnieniem w fotelu.
Czym jest śmietnik? Pytam serio – wcześniej mieliśmy worek na śmieci oraz zsyp, skąd zatem nagle w pokoju pojawia się śmietnik?
Westchnął i wziął piwo z lodówki.
Lodówka była w pokoju, czy poszedł do kuchni? Jesli poszedł – gdzie była kuchnia? Brakuje mi takich szczegółów.
Izydor faktycznie doceniał piękno i pełne detali wykonanie zabytków, a przede wszystkim ich długowieczność. Krwistoczerwona maska z wyszczerzonymi kłami została w końcu wydatowana na piętnasty wiek. Nie rozumiał jednak, czemu on, religioznawca, miał docenić je lepiej, niż jakiekolwiek muzeum. Zabrał się jednak do sprawdzania kieszeni ubrań wiszących w szafie i szykowanie ich na wycieczkę do kontenera na odzież używaną.
Czy szafa była w tym samym pokoju? Czy to “przestronne lokum” miała tylko jeden pokój? No bez jaj…
Rozmyślania przerwał mu chrobot klucza w zamku drzwi wejściowych. Zaskoczony, zerwał się na równe nogi. Był pewien, że posiada wszystkie komplety kluczy. Przyskoczył do drzwi i szarpnął za klamkę, zanim gość zdążył wejść.
Klasycznie z mojej strony – czy drzwi wejściowe również znajdowały się w tym samym pokoju przestronnego lokum???
Pozdrawiam!
Che mi sento di morir
Cześć Wszystkim!
Bardzo dziękuję za komentarze i uwagi, uważam je za bardzo cenne. Uwzględnię Wasze propozycje w tekście, ale z powodu świątecznej gorączki dam radę usiąść do tego dopiero w czwartek :(
GreasySmooth, faktycznie samo sedno opowiadania jest stosunkowo krótkie, będę pamiętał o tym planując kolejne opowiadania.
HollyHell, nie uważam Twojej bety za spóźnioną, to raczej ja za bardzo się pospieszyłem, czego efekty widać w tekście. Rozumiem to co napisałaś i zgadzam się, że to akcja napędza opowiadanie i że opowiadania w których dominuje są krótsze i płynniej się je czyta. Czytając opowiadania na tym forum często obserwuję, że warstwa opisowa jest bardzo nikła, albo wręcz jej nie ma (zwróciłem uwagę, że często autorzy nawet nie opisują wyglądu głównego bohatera).
Ja po prawdzie dopiero stawiam swoje pierwsze, sensowne kroki na tym forum, ale chciałbym spróbować wypracować sobie bardziej spokojny styl, gdzie akcja nie gna naprzód jak u Jima Butchera, a historia bardziej się rozwija, niż dzieje. Być może uda mi się nadać temu formę znośną dla czytelnika, jeżeli nie, to pewnie się dostosuję, ale na razie chciałbym spróbować w ten sposób :)
Miło mi, że znajdujesz mój warsztat całkiem znośnym :)
BasementKey, jeszcze raz dziękuję za komentarz i cieszę się, że pomysł i opowiadanie Cię zaciekawiły, na pewno uwzględnię Twoje uwagi w kolejnych opowiadaniach! :)
Żegnaj! Życzę Ci powodzenia, dokądkolwiek zaniesie Cię los!
Cześć!
Zapowiadało się trochę melancholijnie, bo dosyć długo wodziłeś czytelnika za nos (przy okazji rozsiewając niezbędne informacje i budując konkretne obrazy bohaterów). Ale coś tak czułem, że jak wziąłeś akademików na tapetę (i w dodatku nazwałeś “protagonistę” Izydor Kurnikowicz), to się środowisku trochę dostanie i przeczucia się ziściły.
Co zrobić, kiedy wiesz, że koniec jest bliski, bo Oni w domu siedzi? Wkopać kumpla, przynajmniej będzie się miało z kim pogadać, cierpiąc męki. Przyjemny, choć też nieco wyboisty tekst: na początku jest tak cukierkowo grzecznie, potem zaczyna się robić baśniowo i nieco strasznie, następnie wjeżdża handel ludźmi, który brutalnie depcze nastrój, kiedy maski opadają. Wyszło nieźle, choć dosyć mrocznie i tak jakoś niezbyt optymistycznie, przyjemna lektura.
Technicznie, jak na mnie, jest ok. Można płynąć przez tekst, który od połowy wciąga już coraz bardziej. Miejscami używasz niecodziennego słownictwa, ale w świecie Izydora to wszystko do siebie pasuje. W tej kwestii wielu rzeczy pewnie nie wyłapałem, bo o kulturze Japonii wiem niewiele, ale tym tekstem skutecznie zachęciłeś do poszerzenia wiedzy.
2P dla Ciebie: Pozdrawiam i Polecam do biblioteki!
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
Opowiadanie ciekawe i przyjemnie się je czytało. Nie bardzo mnie jednak przekonuje reakcja bohatera na pojawienie się diabła. W zasadzie z początku rozmawia z nim jak gdyby nigdy nic, a nawet jest oburzony, że diabeł mówi nieprzyjemne rzeczy o Zygmuncie. Trochę to mało realistyczne. Jak dla mnie Izydor od razu powinien zareagować jakimś krzykiem i desperacką próbą ucieczki, lub mógłby zasłabnąć na widok demona, czy coś w ten deseń. Z drugiej strony diabeł mógłby go zatrzymać jakąś demoniczną mocą i dopiero wtedy zmusić do rozmowy. Poza tym nie mam większych uwag.
Pozdrawiam :)
Hej krar,
Dziękuję za komentarz i klika, cieszę się że Ci się podobało :)
Hej Adam,
Dziękuję za komentarz, miło mi że dobrze się czytało, bohater faktycznie wykazał się nadnaturalną odwagą w tej sytuacji :)
Żegnaj! Życzę Ci powodzenia, dokądkolwiek zaniesie Cię los!
Fajnie to wszystko zaplanowane, zgrabnie się zazębia. I czuć powiew egzotyki.
Ciekawa jestem, jak zginął spadkodawca. Też jakoś po japońsku?
Babska logika rządzi!